Ochorowicz Julian ZJAWISKA MEDIUMICZNE Tom 4


Ochorowicz Julian

ZJAWISKA MEDYUMICZNE

Część IV.

WIDZENIE PRZY ZAMKNIĘTYCH OCZACH I MÓWIENIE NIEZNANYM JEŻYKIEM ().

W seansach medyumicznych z wybitnemi medyami zasługuje na uwagę, oprócz samych objawów nadto fakt, że czynnik, wywołujący przenoszenie różnych przedmiotów, doskonale oryentuje się w ciemności. Krzesła, stoły i t. p., bywają przenoszone nad głowami, przez szpaler osób, trzymających się za ręce, bez potrącenia kogokolwiek. Nadto bywają też wykonywane ruchy drobne a skomplikowane, jak np. zdjęcie okularów z nosa i podanie ich komu innemu. Wreszcie najbardziej za widzeniem w ciemności przemawia ta okoliczność, że prawie nigdy nie udaje się schwytać ręki dotykającej, chociażbyśmy wskazali sami miejsce dotknięcia i byli z góry do schwytania jej przygotowani.

Choćbyśmy więc przypuścili, że nie ręka fluidyczna dokonywa, tych. ruchów, lecz samo medyum, to w każdym razie niezwykłym byłby fakt widzenia w ciemności, w stopniu niedającym się objaśnić samem oswojeniem z ciemnością.

Ale podczas seansu ciemnego trudno jest sprawdzać, czy medyum ma oczy zamknięte; więc w każdym razie może to być tylko pewne zaostrzenie wzroku, a nie widzenie przez ciało nieprzezroczyste, jakiem jest, bądź co bądź, powieka. Pozwala ona poznać, czy jest światło, czy go niema, ale o czytaniu przez powieki w warunkach normalnych nie może być mowy.

Daleko wygodniejby było fakt taki sprawdzać przy świetle.

Tego rodzaju zjawisko, nieprawdopodobne dla dzisiejszej fizyologii, obserwowali jednak niejednokrotnie dawni magnetyzerowie.

Dr Huguet ( de Var ), autor kilku prac lekarskich, opowiadał mi w Paryżu, że obserwował raz chłopca, który, leżąc na sofie i mając oczy zamknięte, odczytywał w śnie magnetycznym wszystkie numery, które lekarz palcem wskazywał w tablicach logarytmicznych, sam nawet na nie nie patrząc.

W mojej praktyce od go roku życia szukałem tego objawu, ale znaleźć go nie mogłem. Raz, jeden z kolegów, przezemnie uśpionych, odczytywał wprawdzie całe stronice z powieści Kraszewskiego "Poeta i Świat", ale okazało się, że było to tylko niezwykłe spotęgowanie pamięci: jeżeli bowiem nie podpowiedziałem mu pierwszych wyrazów danego ustępu, to go odczytać nie mógł.

Po raz pierwszy prawdziwe czytanie medyumiczne zauważyłem dopiero w r. , na kilka miesięcy przed przyjazdem Eusapii, dzięki medyalności kuzynki mojej, panny S., z której mo

gło było się wyrobić doskonale medyum, gdyby różne okoliczności nieprzyjazne nie zmusiły mnie do przerwania doświadczeń.

Właściwie nawet systematycznych doświadczeń z nią nie robiłem, ponieważ była to osoba bardzo Wątłego zdrowia i która tylko dzięki częstemu usypianiu mogła skończyć Instytut Maryjski i dojść do pewnego wzmocnienia.

Wzmocnienie zaś było u niej zawsze tem widoczniejsze, im dłużej spała. Usypiałem ją więc na kilka godzin i wtedy albo zostawiałem w osobnym pokoju, o ile sen mógł być b. mocny, albo też czuwałem niedaleko od niej, zajmując się swemi sprawami.

Piętnastego marca r., po trzygodzinnem nieruchomem uśpieniu, przeszła sama w stan somnambuliczny, wstała i zbliżyła się do mnie, Pytając:

— Co wujek czyta?

Zanim odpowiedziałem, wskazała palcem na gazetę i zaczęła sylabizować ( mając, jak zwykle, gaiki oczne ku górze zwrócone i powieki szczelnie zamknięte ):

w, o, wo.

Był to tytuł gazety ( Sło )wo, z którego tylko koniec dojrzała.

Przyciskam jej powieki dwoma palcami jednej ręki, a drugą przedstawiam jej przed oczy zeszyt "Niwy". Czyta: awin i pyta: co to znaczy?

Objaśniam, że jestto wyraz Niwa, który przeczytała odwrotnie.

Potem daję jej jeszcze jakąś gazetę, z której mogła wyczytać tylko litery:

"rus", pokazując je palcem. Był to znowu urywek z wyrazów:

"( z ) rus ( kich dzienników ) "... Widocznie więc wyrazy zjawiały się przed nią jakby w częściowem tylko, zlokalizowanem oświetleniu.

Widząc na jej twarzy pewien wysiłek, przerwałem dalsze próby. Mimo to, po obudzeniu, które nastąpiło wkrótce potem, przez pół godziny prawie nic nie widziała.

W każdym więc razie można przypuszczać, że była to nadczułość wzroku, po której chwilowo nastąpiło wyczerpanie.

Przed obudzeniem żądała, żebym ją "uczył" czytać w ten sposób. Nie czyniłem tego jednak, poprzestając tylko na obserwowaniu objawów samorodnych.

W parę tygodni potem, po pięciu godzinach uśpienia, znów zaczyna widzieć przez powieki. Czyta pojedyncze wyrazy, ale wkrótce sama mówi, że ją to męczy i że po zmęczeniu widzi "tylko szaro". Czyta zaś znów przeważnie na odwrót, utrzymując, że "tak łatwiej".

Wyrazu "firanki" nie mogła przeczytać i zaczęła fantazyować:

awd

ale trafiło się to tylko raz na razy.

W ten sposób odczytała wyrazy: "Nowości" "herbata", "Wedel", "Bulletin Médical" i t. p., przeważnie na odwrót i nie oryentując się w jakim języku.

Gdy nadszedł Święcicki, w jego obecności odczytała "Prawda" i "Śmierć Ferry( ego ) ".

Utrzymuje, że gdy trzymam palce na powie

kach, to jej łatwiej czytać. Zbliżenie magnesu (który nazywa "pomocnikiem") jakoby także pomaga. A mianowicie odczytuje na półce trzy tytuły książek, przy których leżał magnes.

Wyrazów z początku przeczytanych nie rozumie; cieszy się, gdy zrozumie. Mówi, że i dawniej trochę widziała (w uśpieniu) "tylko że wujek nie uczył".

Miała ona często takie przywidzenia w stosunku do mnie, tak np. w pewnych stanach mówiła swoim własnym językiem, którego się z wielką biedą nauczyłem, a tymczasem ona wmawiała we mnie, że to jest mój język i że go tylko po mnie powtarza.

Czytanie odbywało się w stanie na pół somnambulicznym, t. j. przed zupełnem przejściem od aidei (braku myśli) do poliidei (stan somnambuliczny, zbliżony do jawy).

Tym razem obudziła się względnie łatwiej ale swoją drogą sen był tak głęboki, że mogłem odróżnić stopni odznaczonych mocnymi wdechami, zanim całkiem przyszła do siebie.

Osłabienie wzroku jeszcze było, ale słabsze i krótsze.

Niektóre wyrazy w całości lub W części przeczytała, w takich warunkach, że myśmy nic nie wiedzieli co czyta — nie było to więc działanie myśli.

Z tyłu głowy czytać nie mogła. Raz jednak zauważyła, że nie ma za nią na fotelu poduszki, która tam zwykle bywała.

Te próby obudzały w niej niezwykłą potrzebę picia. Wypiła podczas tego snu pięć szklanek wody, nic nie jedząc cały dzień, a potem jeszcze dwie i zjadła z całego obiadu tylko zupę.

Z daleka, spostrzegła raz, że jedno krzesło nie stało na swojem miejscu.

IV. Z odległości m. odczytała sama leżącą na biurku kopertę z adresem: ( Adam ) Pług; odczytała odwrotnie:

gułP

Potem dodaje, że widziała też inny wyraz:

madA

ale, że nie mogła zrozumieć, a także: i niżej: m; były to części napisu:

Chmielna, .

w miejscu.

Później objaśnia, że do widzenia potrzebna jest odpowiednia "chwila", a mianowicie "kiedy nie spała ani za długo, ani za krótko". Najlepiej wtedy, kiedy, wychodząc z głębokiego snu, zaczyna się śmiać, bo wtedy nietylko widzi ale i rozumie. Gdy zacznie się uśmiechać przez sen, trzeba, żeby wujek potrzymał dłużej rękę z tyłu głowy, to wtedy przez jakiś czas będzie lepiej widziała.

Czyta jeszcze:

(Bulletin) Médical

mówiąc: "to już wiem" (już raz czytała) i z tejże stronicy, z ogłoszeń:

"Charbon"

Biletu Głowackiego nie może przeczytać "bo za drobne".

Mówi też, że już nie będzie czytała, ale od czasu do czasu daje dowód, że widzi nas i przedmioty, trzymane w ręku i mówi, że żona moja napisała na kartce złożonej "nazwisko". Tak było rzeczywiście, ale to mógł być domysł.

Narzeka, że wujek nie uczy jej czytać.

Zostawiam ją na całą noc w uśpieniu i zastaję rano w tej samej pozycyi.

Przy budzeniu przechodzi stopni; niema już ślepoty, ale zawsze wzrok ostatni powraca (a pierwszy zasypia).

Doświadczenia nie zawsze były ścisłe; a ponieważ dość często też nie udawały się, więc powziąłem podejrzenie, czy czasem nie odmyka chwilowo oka wtedy, gdy tego nie mogę zauważyć, a potem czyta na domysł — zwłaszcza, że zachodził także zabawny objaw, iż palcem pokazywała obok, nie zaś dokładnie tam, gdzie czytała.

Z tego powodu pragnąłem mieć jeszcze kilka doświadczeń, całkiem pewnych.

Ale nie chciałem robić prób, dopóki sama ich nie zażąda; stan bowiem zdrowia był chwilowo gorszy. Nie mogłem od niej odchodzić, bo zaraz ziębła, wejście każdej obcej osoby, nawet mojej żony, czuła także jako "zimno" i nieraz musiałem dłuższy czas trzymać rękę na głowie, lub na dołku, zanim się rozgrzała. Z metali znosiła tylko miedź. Inne odrzucała jako zimne. Gdym jej dał dwa listy w kopercie, jeden od chorej z zapytaniem o radę (który przyszedł podczas jej snu), drugi z moją odpowiedzią, także podczas snu napisaną; pierwszy odrzuciła ze wstrętem jako zimny, z drugiego wyczytała kilka wyrazów, ale tylko wyrywkami.

IV. Mówi swoim językiem, a potem śmieje się, kładę więc rękę na potylicy i pytam, czy widno?

— Tak.

Wstaje i zaczyna oglądać mój zeszyt z notatkami. Pokazuje zkąd dokąd o niej mowa. Gniewa się, że wszystko o niej piszę. Po co? Odpowiadam, że tak trzeba i że przez to jest dla mnie użyteczną. To ją cieszy i dobrze usposabia.

— Kiedy tak, to niech wujek każe przynieść trzy chustki i watę.

Wybiera czerwoną jedwabną i każe mi ją potrzymać w rękach; tak samo watę. Następnie watą okłada sobie oczy i zawiązuje szeroko chustką. Sprawdzam, że dobrze i zatykam jeszcze szpary watą.

Czyta kilka wierszy z programu wyścigów, ale odrzuca go, mówiąc, że to już zna.

Podsuwam jej arkusz papieru, na którym przykleiłem pojedyncze, wycięte wyrazy:

Nafta

powieść

Sewera

czyta:

atfaN

powiedzieć

areweS

Było to pierwsze doświadczenie całkiem ścisłe i w warunkach zupełnie dla mnie poprawnych, bo tych wyrazów przedtem widzieć nie mogła.

Ucieszony, wstrzymuję dalsze próby.

Przekonywam się tylko, iż mimo dokładnego zakrycia oczu, widzi przez bandaż, co się dzieje w pokoju.

Utrzymuje, że do takiego widzenia trzymanie

moich rąk na jej oczach jest zbyteczne, bo wtedy "widzi nie myśląc", a "do czytania musi myśleć" ( skupiać uwagę ).

Chciałem już budzić, ale sprzeciwiała się temu. Okazało się, że odczuła zbliżanie się Święcickiego, który właśnie wszedł i przed którym chciała się popisać swojem czytaniem.

Podaję jej jego bilet białą stroną.

Czyta:

(Julia)n Adolf (Święcicki) z obu imion odczytała odwrotnie:

flodan

Potem daję jej moją kartę członkowską z Towarzystwa Tatrzańskiego. Każe sobie przyciskać oczy małymi palcami, a resztą dłoni trzymać czoło.

Czyta:

"Towarzystwo Tatrzańskie" i opisuje widoczek z górami, nie pamiętając, jak się "góry" nazywają. Opisuje je jako wypukłości ziemi.

Wreszcie wziąwszy do ręki książkę, którą, nie patrząc, wyciągnął z szafy Święcicki, czyta na grzbiecie oprawy:

(Z)asady zoologi(i)

Widzi litery, które zakrywały jej ręce, a nie widzi odkrytych. Zaś z tytułu broszury, wyciągniętej na ślepo z kilkudziesięciu innych, czyta, nie w porządku:

żelaznego

przem(ysłu)

(O) rozw(oju)

Potem przypomina sobie, że widziała i (o) ale zapomniała powiedzieć.

Wreszcie daję jej dwa bilety loteryjne, złożone w czworo. Czyta odrazu numery:

i dodaje: "ten pierwszy lepszy". Czyta pojedynczemi cyframi, nie umiejąc wymówić całości liczb. Odczytuje także po rosyjsku wyraz "??????" i kilka innych.

Nie zapisałem później, czy ów bilet był naprawdę "lepszym", ale, o ile pamiętam, żaden z nich nie wygrał.

Na pytanie, czy mogłaby wskazać wielki los, odpowiada:

— Trudno... pytać stopniowo.

Bilet wizytowy, wzięty na ślepo z paczki innych przez moją żonę, odczytuje:

agiwdal aksbmonD

(Jadwiga Dąmbska)

. Po stanie aideiicznym następuje somnambulizm mało czynny, w którym mówi najprzód swoim językiem, potem po polsku.

Poznaje godzinę na zegarku: m. po ., lecz dopiero po zobaczeniu jej przezemnie, więc działanie myślą nie wykluczone.

Gdym trzymał jej rękę, zaczyna coś mówić o przyszłości kraju:

"Nie za naszej pamięci... ale nie trzeba tracić ducha..."

Gdym rękę odjął, nie przypuszczając, żeby to miało znaczenie, przestaje mówić, jest tem wstrząśnięta na dłuższą chwilę i mówi, że już nic nie pamięta.

Odczytuje dobrze numery ośmiu premiówek i czterech biletów loteryjnych.

Czyta z zasłoną na oczach i z watą, ale prosi, żeby wyrazów nie zakrywać, bo ją to więcej męczy.

Czyta W ten sposób kilkanaście wyrazów, przyczem czasem nie odczyta wyrazu, ale domyśla się jego treści, jakgdyby odczytanie nastąpiło w sferach jeszcze głębiej podświadomych.

Gdy jej mówię, że jadę do Rzymu zobaczyć Eusapię, objawia się zazdrość, zapewnia, że niewarto — potem cofa to powiedzenie, objaśniając, że chodziło jej tylko o to, że powinienem odpocząć, a nie męczyć się tak bez przerwy.

Po chwili mówi jakby przez sen swoim językiem:

— Mlaluto dernamo Polska...

(ciężka (trudna) przyszłość Polski).

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tetar villacha vollaczo

(będę widziała prędko)

dżorgo veraska

(głowa lżejsza)

Odczuwa zbliżenie każdego z nas i nie można przed nią nic ukryć. Na pytanie, dlaczego jednak nie widzi przedmiotów przykrytych, choć sama ma oczy zasłonięte, odpowiada:

— Bo ja przecież nie widzę, tylko czuję, a jak przykryte, to daleko — odkryte blizko.

— To można zbliżyć do głowy...

— (Śmieje się). Eh, przecież to co innego!

Odczytuje jednak numer dziesięciorublówki, wyjętej z kieszeni, zakrywszy go swoim palcem. Przez kopertę nie chce czytać; wysuwa kartę z koperty; ale nieraz czyta i część tego, co było zakryte, tylko zakryte nie całkowicie, to znaczy nie ze wszystkich stron.

Zaleca, żeby jeszcze nikomu z obcych nie mówić o tym objawie, bo przy obcych jeszczeby nie mogła czytać.

Pokazuję jej dziewiątkę kier, odwróconą grzbietem i pytam, czy może odczuć, co to jest?

Żąda, żebym najprzód ogrzał kartę rękami, potem mówi:

— Po cztery punkty czerwone okrągławe z każdej strony, a w środku jeden.

Zmiany światła w pokoju, np. przy wynoszeniu i wnoszeniu lampy, widzi doskonale.

Co do doświadczeń, to mówi, żeby ją z góry objaśniać, jakiego rodzaju będą: "to jej ułatwia, bo może się przygotować".

* * *

Wróciłem z Rzymu z bólem reumatycznym w prawem ramieniu. Powstał on przed laty We Lwowie, gdym jechał z profesorami, jako świeżo upieczony docent na wycieczkę do Lubienia. Wiało na tę rękę z okna wagonu i wiedziałem, że mi zaszkodzi, bo chłód by! jednostronny, ale przez delikatność nie żądałem zamknięcia okna, widząc, że ci, na których wprost nie wiało, woleli mieć okno otwarte.

Wyleczyłem się potem magnetyzmem, ale

obecnie, po zmęczeniu podróżą i posiedzeniami forsownemi z Eusapią, ból się wznowił, o czem jednak nikomu nie mówiłem.

Usypianie kuzynki tą ręką trwało znacznie dłużej ( m. zam. — ), a potem w somnambulizmie, gdym ją brał tą ręką, rzekła:

— Tej nie chcę.

(Odczucie to nastąpiło w stanie poliideizmu przerywanego).

Mówi, że ręka będzie bolała jeszcze kilka dni. Bierze ją i wykonywa nią ruchy bierne, a następnie magnetyzuje od dołu do góry, co mi sprawia pewną ulgę.

. Czyta poprawnie cały program wyścigów z "Jeźdźca i Myśliwego", ale — rzecz godna uwagi! — przeważnie ze zmianami, jakie w nim miały zajść jutro. Wymienia numery porządkowe koni, których nie znaliśmy, a może nawet , tylko, że mówiła tak szybko, że ch nie zdążyłem zapisać. Jednocześnie przepowiadała, które wygrają.

Oto zestawienie wyników:

Według przepowiedni.

I.

) Kartuz

) Alina

II.

) Sylfida

) Bomboniere

(inne pomijam)

W rzeczywistości.

I.

) Alina

) Kartuz

II.

) Sylfida

) Rubin

) Bomboniere

( koni biegało)

Według przepowiedni.

III.

) Sezam

) Lissa

( konie)

IV.

) Emtral

) Galatea

( koni)

V.

) Remus

) Tumry

(wycofany, czego nie przewidziała)

( koni)

VI.

Aquila

W rzeczywistości.

III.

) Sezam

) Hektor

IV.

) Emtral

) Galatea

V.

) Konfetka

) Aspazya

VI.

Aquila

(nie zapisałem ile koni).

Jednem słowem, na biegów powiedziała dobrze.

pierwsze konie

raz oba pierwsze dokładnie

raz oba pierwsze na odwrót

raz drugi za trzeci.

Gdy pani S. mówiła jej, że wyjeżdża we wtorek, uśpiona zaprzeczyła temu, upierając się, że dopiero w środę.

I tak się stało, z powodu nieprzewidzianych trudności paszportowych.

Za jej radą zrobiłem na noc okład zimny na całą rękę, chociaż tylko ramię bolało — i doznałem znacznej ulgi.

Z Kuryera, leżącego na biurku, odczytuje, nie patrząc wprost, wyrazy: "grad", "powódź",

"Belgrad", "Paryż", "(K)openhag(a)". W tym ostatnim wyrazie końcowych liter nie widziała.

Pod chustką, zawiązującą oczy, były duże kawały waty, absolutnie uniemożliwiające podpatrywanie.

W kilka dni potem. Wymawia mi w uśpieniu, żem jej mówił na jawie o przewidywaniu wyścigów: "nie trzeba mieszać dwóch stanów". "Wujek sam sobie psuje".

Znów czyta, a może tylko przypomina sobie odczytany jej wczoraj przez żonę program, który leży na sofie, przyciśnięty magnesem. W każdym jednak razie mówi tak, jak jest w programie dzisiejszym, a nie tak, jak było we wczorajszym, np. tam Regina miała Nr. , a tu i t. p.

Wogóle powiedziała dobrze numery koni.

Trzyma mnie za rękę i dodaje: — Nie wiem, dlaczego ten wujek zawsze potrzebny, choć nic nie mówi!...

Nie rozumie różnicy między nazwą konia, a nazwą właściciela... coś sobie oblicza... ... ... Galatea... no tak, bo ... Rognieda... tego ja nie wiem, bo mnie przeszkadza...

Pomijam resztę widzenia, zbyt chaotyczną.

Podczas tych przewidywań nie słyszy mnie wprost. Muszę się pochylać do jej dołka piersiowego, żeby mnie usłyszała. Jestto stan bardzo zbliżony do monoideizmu, bo często zamiast odpowiadać, powtarza tylko moje słowa (Echolalia).

Potem mówi o swoich wadach na jawie i każe mi "powiedzieć tej drugiej", żeby nie była kozłem upartym, a następnie dodaje: — Ja zrobię tak, że tamta będzie musiała słuchać, ale to będzie dziw

ne, bo ona nie będzie wiedziała dlaczego słucha, a będzie musiała słuchać!

Ciągle mówi, że nie jestem dosyć "ciepły" (ręce mam gorące, ale jestem zmęczony chorymi).

W kilka dni potem.

Nie widzi nic, z wyjątkiem przedmiotów czerwonych.

— Dlaczego?

— Bo rozjaśnia, rozwesela, a jak wesoło, to lepiej.

Przepowiada, że będzie jeszcze miała dwa razy silne bóle.

— Czy można im zapobiedz?

— Można, usypiając wcześniej. To wtedy wybuchną w uśpieniu, bo już się dawno zbierają, i prędzej przejdą.

. Czyta z drugiej strony karty, zapraszającej na ślub:

"Elwira"

"Władysław Grabski";

także z koperty:

"Teodor"

"(Nowy) Świat, ".

. Czyta na odwrót:

"Powieść Bolesława Prusa"

"Zdzisław"

"(Na)około świata".

Wyrazy wyrwane nie z tego miejsca, gdzie dotykała palcem, lecz niżej i wyżej.

. Czyta kilka wyrazów z programu wyścigowego i przepowiada zupełnie dobrze bieg, częściowo, całkiem źle.

Mówi, że czytać jej łatwiej przez rękę, na

przemian to lewą, to prawą, "bo wtedy przechodzi do mózgu z tylu". Czasem, dotknąwszy pisma palcem, "zbiera z palców litery drugą ręką". Czyta zwykle jednak nie te wyrazy, których dotykała, lecz sąsiednie.

. Poznała odrazu mój bilet odwrócony, bo to "cieple", oraz z listu świeżo odebranego odczytała wyraz "Antonina" i kilka innych; także z koperty: amoR (Roma), Russia, engoloP (Pologne). Ponieważ ręce jej zaczynają drżeć, przerywam.

. Dałem jej do ręki list Eusapii, którego nie mogła widzieć. Odniosła wrażenie przyjemne i przeczytała:

(d)e Madam(e),

a z koperty:

(O)cho(ro)wicz,

a potem zaczęła czytać:

"Protoplasta"

"Twardowskich"

"achud" i t. d.

Myślałem, że fantazyuje, ale przekonałem się, że były to "ślady wyrazów, pozostałe na palcach, po dotykaniu feljetonu w "Kuryerze Warszawskim" o "Dyable" Matuszewskiego".

Wogóle, dziś przeważnie tylko "zbierała z palców".

. Jest w rozpaczy, bo zgubiła gdzieś książkę historyczną polską, cudzą i W dodatku niecenzuralną, a z podpisem Właścicielki.

Usypiam ją.

Z początku nic nie rozumie, o co chodzi, w końcu objaśnia: Szła przez ulicę z przyjaciółką,

mając książkę pod pachą. Przyjaciółka z figlów wyciągnęła jej książkę i dołożyła do swoich, a potem zapomniała oddać.

. Z powodu wypadku na schodach: silnego uderzenia się w bok, gwałtowne bóle, Wskutek których trzymam ją już ty dzień w uśpieniu, bo skoro tylko próbuję budzić, bóle wzmagają się. Oprócz tego krew wydziela się z moczem. Nie może dojść do słyszenia obecnych. Znowu tylko mnie słyszy. Sprawdziłem jednak, że pewne słowa, przy niej wymówione, słyszy bezwiednie i polem oddziaływają one na nią. Gdy rozmawiamy, mówi, że czasem słyszy szum, czasem nic. Nie rozumie też wszystkiego, co ja do niej mówię, muszę zwracać uwagę na to, żeby używać tylko tych wyrazów, które zna w somnambulizmie.

Przy ciągłem uśpieniu, stan jej z dnia na dzień poprawia się.

Szóstego dnia budzę ją i już na razie niema pogorszenia, ale po południu znów bóle i krwotoki. Usypiam więc ponownie. Sama wydaje dyspozycye, co robić. Przytaczam je dla osobliwości w jej języku i w przekładzie:

Czepo czilesti salantonar

Po dwunastej obudzić

łatomi cy ławi vostikulaszar

zupełnie, a teraz kąpać się

a lesti czivineti gradoy

na dwadzieścia sześć stopni

czim luta sztabu salantonar

przed pierwszą godziną obudzić

nano żalo manczar

nie trzeba masować

poza; czepo luta sztabu

pauza; po pierwszej godzinie

vostikulaszar — manczar

kąpać — masować

al vissor, żalo colombetta

wieczorem trzeba (żeby była) chwila jasnowidzenia

vadita al czena, nano simit

jutro rano nie wiecie (?)

pecza, hospitar faczuldo

nic, pić kwaśno

hotentotar faczuldo, kałnato

jeść kwaśno, tłusto

solantino, kadeckar nano

urozmaicono, chodzić nie

soppo lesticrivineti gradoy

więcej (niż) dwadzieścia sześć stopni (?)

ey toti utisiesti lorenta

a potem siedzieć oparta

fatikuto, dażtai na żalo

w tył, bandaż nie trzeba

poszeryn tia diri luch tayżalo

wychodzić tam trzy razy trzeba

hostonar salantonar ławi

można obudzić teraz

ey hospitar luta koma

a pić pierwszą filiżanką (ziółek gorzkich)

czi sza szelilar skobioso

żeby się przyzwyczaić (do) przykrości

skolulit czepo czelo

rozumieć po co to?

. Podczas "chwili jasnowidzenia" (Colombeta) zapowiada, że peryod przyjdzie wcześniej (tak), że jednak podczas tego trzeba wziąć kąpiel na ° i przestać jeść kwaśno, oraz wstrzymać masaż. Potem będzie już mogła wychodzić na powietrze. Nie usypiać teraz za mocno, bo wówczas przemiana materyi słabnie, a teraz potrzeba, żeby była żywsza.

Wodę W kąpieli czuje tylko o tyle, o ile jest magnetyzowana, ale i wtedy nie może określić, gdzie się zaczyna, ani czy jest gorąca czy zimna. Mówi tylko, że jest "ciepła", to znaczy, magnetyzowana. Pokarmów nie magnetyzowanych wcale nie może przełknąć. Wodę magnetyzowana odróżniła kilka razy bez omyłki i raz, gdy wyjątkowo i bez jej Wiedzy pomagnetyzowałem wodę do kąpieli, którą miała wziąć na jawie, potem w uśpieniu wspomniała o tem, choć obudzona nie wiedziała.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przytoczę jeszcze dla charakterystyki jej somnambulicznego języka, którego całą gramatykę mam spisaną, przekład "Ojcze nasz":

Oporto áchumo, kilo tio tchim dikon, hissanti() cha frima misso, sticheri() auroso misso, ti skudilu missa mal tchina dikan tchet y chim kurol, talachav áchumo tcheplechrytro() varlati achumoni dusso y ilhyti() achutnoy netarmisy mal y achum ilhitom, sim achumoy netarmstuy na

() od hippo, zawsze i sammar, święcić;

() od cherin, chodzić; sit od stimo, przyszły;

() od tchepo, po; plechi, wszystko;

() ila, od; Mar, puszczać.

pretáli achuiny kim ankartu, tere kar áchumy konieti ila oryto. Amino.

Tchim Frimoporto, frim Teropo y frim Colomu hisanto.

Amino.

Co do pochodzenia tego jej języka nie umiem powiedzieć nic ścisłego. Zdaje się tylko, że został on wytworzony w sferach bezwiednych, najgłębszych, może pod wpływem dziecinnych skłonności do tworzenia nowych wyrazów.

Pozostaje trudne do pojęcia, jakim sposobem tak długa praca mogła być wykonana logicznie, bez sprzeczności, bez wyraźnych niekonsekwencyj, w sferze nietylko pod świadomego, ale nawet pod hypnotycznego myślenia.

Podobne wypadki w historyi występują rzadko.

W nowszych czasach własny język, ale nie tak kompletny, miała "Jasnowidząca z Prevost" Körnera i panna Smith, badana przez prof. Flournoy.

* * *

Co się tyczy teoryi owego widzenia i jasnowidzenia, to możemy się domyślać tylko tyle, że przy zupełnem lub prawie zupełnem zamknięciu zmysłów na wrażenia zewnętrzne normalne, mózg staje się wrażliwym na bodźce znacznie słabsze, oparte na działaniu jakichś promieni niewidzialnych (może pozafiołkowych), które chwilami, trafiając na grunt podatny, dochodzą do świadomości somnambulicznej.

Prawdopodobne jest przytem częściowe rozszczepienie ciała eterycznego, ale pewności niema.

Później widzenie przez ciała nieprzezroczyste stwierdziłem jeszcze u dwóch medyów.

Fakt więc jest pewny, ale o dowolnem wywoływaniu go, zwłaszcza na popis, jeszcze nie może być mowy.

(Przyp. późn. ).

* * *

NOWE DOŚWIADCZENIA W RZYMIE ().

().

W kilka miesięcy po powrocie Eusapii z Warszawy do Neapolu, zebrał się w Rzymie międzynarodowy kongres lekarski.

Do uszu niektórych jego członków doszły wiadomości o doświadczeniach warszawskich i poprzednich medyolańskich, wskutek czego w kółkach prywatnych (broń Boże, nie na posiedzeniach Zjazdu!) dyskutowano o medyumizmie.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności i dzięki pomocy Henryka Siemiradzkiego, zorganizowano szereg posiedzeń w jego domu (Via Gaeta, ), sprowadzając E. z Neapolu.

W posiedzeniach wzięli udział: Dr. Danilewski, prof. Med.chir. Akad. z Petersburga, Dr,

() Artykuł ten nie byt drukowany, ponieważ uczestnicy posiedzeń rzymskich nie dali mi wówczas upoważnienia do ogłoszenia ich nazwisk, a bez nazwisk nie miałby znaczenia. Nazwiska lekarza polskiego i dziś jeszcze nie wymieniłem, bo, zdaje mi się, że i teraz jeszcze nie

byłby zato wdzięczny.

(Przyp. późn. ).

C. Lombroso prof. psychiatrtyi z Medyolanu, Dr. K. Richet, prof. Szk. Med. z Paryża, Dr. V. SchrenckNotzing, prezes Tow. Psych. z Monachiurn i Dr.

D. znany lekarz z Warszawy.

Pierwszą wiadomość o tych posiedzeniach otrzymałem niespodzianie od Richet'a:

"Jestem w Rzymie — pisał mi pod datą kwiet. r. — i miałem szczęśliwą myśl odwiedzenia pańskiego przyjaciela Siemiradzkiego, który jest jednym z najmilszych ludzi jakich znałem, oraz sprowadzenia tu Eusapii... Stwierdziłem rzeczywistość wszystkich zjawisk. Niepodobna już wątpić; lecz jakże dalecy jesteśmy od jakiegokolwiek wyjaśnienia i jak bezsilną jest nauka wobec tego rodzaju faktów!"

"Postaram się sprowadzić Eusapię do Paryża. Chciałbym z nią odbyć kilka takich posiedzeń na których bylibyśmy tylko we trzech: F. Myers, pan i ja. Chciałbym też zrobić to, coś pan już zrobił, a mianowicie zatrzymać ją dłużej u siebie i urządzić szereg doświadczeń bez żadnych obcych wpływów".

"Pańskie sprawozdanie z posiedzeń warszawskich, czy nie mogłoby być wydane po francuzku? Bardzobym pragnął dostać je dla Annales des sciences psychiques"...

A w następnym liście, na zapytanie moje, jak wypadły posiedzenia w Rzymie — odpowiedział:

"Posiedzenia wypadły nadspodziewanie dobrze, od początku do końca. Z tem wszystkiem rzecz wymaga jeszcze długiego badania. Sprowadzam E. do Paryża. Postaraj się pan przybyć koniecznie,

ażebyśmy mogli jeszcze stanowczo i ściśle kwestyę rozstrzygnąć... E. jest doprawdy zdumiewająca"

Zaciekawiony tak szczęśliwym wynikiem tych nowych prób, napisałem do Siemiradzkiego, prosząc go o bliższe relacye.

"W samej rzeczy, — pisze mi S. pod datą kwietnia — posiedzenia wypadły wybornie. Richet, gdym go prosił o wytłómaczenie niewyraźnego stanowiska, jakie zajął po posiedzeniach medyolańskich, opowiadając mu przytem, że ton jego pierwszych artykułów i ciebie raczej źle do tych zjawisk usposobił — tak mi odpowiedział:

"Cest qu'alors j'ai eu des doutes moime^me. Aujourd'hui je n'en ai plus" (ponieważ wówczas sam miałem wątpliwości. Dziś ich już nie mam).

Ciekawy też byłem jak się zachował SchrenckNotzing? Trzeba bowiem wiedzieć, że dotychczas bardzo wrogo był względem medyumizmu uprzedzony. Kiedy po doświadczeniach medyolańskich Schiaparellego i innych, któryś z dzienników wyraził się, że i Richet przechyla się ku uznaniu zjawisk, Schrenck Notzing tak był tem oburzony, że ogłosił list publiczny, w którym wzywa! Richet'a ażeby się usprawiedliwił z oszczerczych pogłosek.

"Jeżeli jest już rzeczą dziwną, pisał on, że taki uczony jak Schiaparelli mógł się zapisać do armii spirytystów, to tem więcej każdego, kto zna ostrożność Richeta w jego pracach eksperymentalnych, zdumieć musi myśl, ażeby fizyolog, którego dzieła stanowią dla nas podstawę dzisiejszej wiedzy o hypnotyzmie, mógł podpisać protokuł,

popierający zabobony, kuglarstwo i oszustwo"... I z zadowoleniem ogłosił list R., w którym tenże oświadczał ( listopada r. ), że rzeczywiście protokułu nie podpisał, ponieważ "to, co widział, nie wydaje mu się jeszcze dostatecznem do wypowiedzenia zdania".

Nie mniej i S. N. był zaciekawiony, bo gdy E. przybyła do Warszawy i gdy ukazały się o tem Wzmianki w dziennikach niemieckich, pisał do mnie zapytując o wyniki, a względnie żądając przysłania E. do Monachium, gdzie z profesorów miejscowych złożyłby odpowiednią komisye.

W liście swym donosił mi jednocześnie, że już wiele medyów badał, ale, że nic przekonywającego nie widział.

Zachodziło tedy pytanie jakie wrażenia wywarły na nim owe posiedzenia rzymskie?

Siemiradzki tak mi o tem pisze:

"S. N. przystępował do posiedzień w usposobieniu b. sceptycznem. Opowiada! mi, ile razy sam łapał medya na gorącym uczynku automatycznego, a niekiedy i świadomego oszustwa. Jak się okazało później, był uprzedzony przeciwko E. przez niejakiego Schön..., publicystę w rodzaju Torellego lub... Tymczasem po posiedzeniach, S. N., cały przejęty, tem co widział, oświadczył mi,. że przez te kilka dni nabył więcej wiedzy, niż przez kilka lat ubiegłych".

"S. N. który zresztą jest człowiekiem i rozumnym i dobrze wychowanym (co nie. zawsze chodzi w parze) i zna gruntownie hypnotyzm, miał do badania medyumizmu odpowiednie przygoto

wanie; obecnie, jak to wiem z jego listów, zajął się gorliwie tą sprawą i weźmie udział W projektowanym zjeździe w Paryżu".

Również względnie przygotowanym do tych badań był prof. Danilewski, którego miałem sposobność poznać na pierwszym kongresie psychologicznym w Paryżu w r. , studyował bowiem hypnotyzm i czytał nam wówczas zajmujący referat o swoich doświadczeniach nad hypnozą kilkudziesięciu gatunków zwierzęcych. Brał też udział w badaniach medyumicznych prof. Butlerowa i znał już zarówno dobre jak i złe strony tej zawiłej kwestyi. Widział np. jak Slade (zresztą medyum prawdziwe, dużej siły), chcąc niby wywołać magnetyzm w pręcie żelaznym, poślinił go a następnie zanużył w opiłki.

Prof. Danilewski, który zresztą był tylko na dwóch posiedzeniach, jak pisze Siemiradzki, wyszedł nietyle może przekonany, ile zachęcony i zjednany zachowaniem się E., która rzeczywiście, podczas tych posiedzeń, trzymała się Wzorowo, poddając się wszelkiej żądanej kontroli. Widocznie miała czas wypocząć po epopei Warszawskiej i w dobrem była usposobieniu".

"Co do Lombrosa, to, jak wiesz, był on już przedtem przekonany".

Pozostaje piąty uczestnik Dr. D. lekarz światły, trzeźwy i znany z sumienności.

"Powiedział mi — pisze S. — że "przeczyć rzeczywistości tych zjawisk, byłoby to samo, co przeczyć, że słońce świeci".

Nie mniej jednak, na zapytanie z mojej stro

ny, czy mogę wymienić jego nazwisko, odpowiedział:

"Chyba tylko w pismach specyalnych"...

O jakich pismach specyalnych myslał, nie wiem, ale przypuszczam, iż wiedział, że żadne z naszych pism specyalnych artykułu o medyumizmie nie przyjmie.

Z doświadczeń wykonanych podczas tych posiedzeń zasługują na przytoczenie następujące:

Na stole stała miska z wygładzoną gliną. Eusapia, stojąc w pewnej odległości i trzymając w ręku chustkę SchrenckNotzinga, wykonała przez tę chustkę w powietrzu ruch szczypiący palcami swojej ręki. Ruch ten, czyli ślady palców owiniętych w chustkę, odbity się na glinie.

Doświadczenie to wykonano dwa razy: raz z odległości metra, drugi raz metrów. Za drugim razem ruch szczypiący przez chustkę wykonany był na rękach Siemiradzkiego. Podczas tego, Richet trzymał jej ręce w ten sposób, żeby tylko palce zachowały swobodę ruchów.

Analogiczną próbę wykonano z okopconym talerzem. Zamiast na glinie, palce odbiły się na sadzy talerza, przyczem również na ramieniu jednego z obecnych E. wykonała ruch odciskania się palców z odległości.

Gdy na jednym z talerzów odbito wprost jej własne palce, dla porównania, a następnie wykonano wspomniane wyżej doświadczenie z odległości, a więc ręką fluidyczną rozszczepionego ciała eterycznego, oba odciski okazały się najzupełniej identyczne, dowodząc tem samem, że cechy cha

rakterystyczne rąk: materyalnej i fluidycznej, są wspólne.

Rysunek naskórka byt w najdrobniejszych szczegółach ten sam.

Jak w tych, tak i w innych mechanicznych oddziaływaniach z odległości, np. przy uderzaniu w klawisz fortepianu, albo przy pukaniu w stół, dotykaniu obecnych i t. p. o ile tylko dało się zauważyć synchronicze ruchy rąk medyum, skutki telekinetyczne od tych ruchów zależne, zawsze podlegały pewnemu opóźnieniu, tak, jakby ruchy ręki materyalnej musiały najprzód wskazać to, co ręka fluidyczna ma wykonać, poczem dopiero, z niniejszem lub większem opóźnieniem, następowało wykonanie.

Były więc i doświadczenia w ścisłem znaczeniu tego wyrazu, chociaż, niestety, tylko w malej ilości i w niedostatecznem świetle.

Wyciągam je z zapomnienia, bo ponieważ żaden z uczestników wówczas nie zgodził się na ich publikacyę z poparciem swego nazwiska, próby te przepadłyby bez śladu.

Bądź co bądź, dobre i to, że ludzie naukowi zaczynają wkraczać (w sekrecie) na owo przeklęte terytoryum nowych zjawisk.

Z lekarzy, biorących udział w zjeździe rzymskim, odważyło się na ten krok pięciu:

To dużo!

DALSZE LOSY MEDYUMIZMU ().

().

Drugi rok mija od chwili, kiedy z okazyi pobytu w naszem mieście Eusapii Paladino, część inteligencyi Warszawy podzieliła się na dwa wrogie sobie obozy: medyumistów i antymedyumistów.

Dzisiaj już dymy po tej walce rozwiały się i gorączka poszła w zapomnienie.

Ponieważ jednak kwestya medyumizmu nie upadla, i na Zachodzie, od czasu do czasu, zakłóca spokój konserwatystom, dobijając się o swoje prawa, sądzę, że każdego myślącego człowieka, a więc zarówno przyjaciela jak i przeciwnika nowych prądów w dzisiejszej psychologii fizyologicznej, interesować będą dalsze losy medyumizmu, tak bardzo podobne do tych, jakich ofiarą byt przez długie lata hypnotyzm.

Ponieważ zaś tą zapałką, rozniecającą płomień sporów o nowy dział zjawisk, jest zawsze Eusapia Paladino, o niej więc głównie mówić zamierzam.

Powróciwszy z Warszawy do Neapolu, w styczniu go r. dłuższy czas pilnowała swego sklepu, zaniedbując praktykę medyumiczną; dopiero gdy w maju r. z. odbywał się kongres lekarski w Rzymie, kilku z jego uczestników ściągnęło ją do Wioch, celem zapoznania się z faktami, o których tak sprzeczne chodziły wieści.

() Drukowane w "Kuryerze Warszawskim" z grudnia r.

Między uczestnikami tych doświadczeń znajdowało się (oprócz Cezara Lombroso) jeszcze czterech znanych lekarzy, różnej narodowości. Otrzymawszy prywatną wiadomość o udaniu się posiedzeń, chciałem mieć bliższe szczegóły i w tym celu zwróciłem się listownie do owych czterech lekarzy.

W odpowiedzi otrzymałem obszerne listy. Wszyscy, mniej lub więcej stanowczo, przekonali się o rzeczywistości zjawisk: uważali jednak za przedwczesne ogłaszać o tem publicznie i narażać się na pośmiewisko. Przyczem jeden z nich wypowiedział przypuszczenie, że obok prawdy może być i złudzenie, czyli, że gdy część zjawisk wymaga koniecznie przyjęcia jakiejś nowej siły, niektóre inne mogą polegać na sztuczkach bądź świadomych, bądź bezwiednych. W każdym razie ogólny wynik doświadczeń był dobry, a nawet, według wyrażenia jednego z uczestników, "doskonały od początku do końca".

Te nowe próby skłoniły prof. Richeta do urządzenia w lecie tegoż roku całego szeregu posiedzeń w bardzo dogodnych warunkach, bo na bezludnej wysepce morza Śródziemnego.

Odbyliśmy tam trzydzieści kilka seansów, głównie we dwóch tylko, częściowo zaś przy współudziale uczonych angielskich: Myersa, Sidgwicka i Lodge'a. Ci ostatni trafili na dobrą seryę posiedzeń, w których automatyczne oszustwo prawie wcale nie miało miejsca i wskutek tego raport prof. Lodge'a, złożony londyńskiemu Towarzystwu psychologicznemu, przemawiał bez ogródek za uznaniem nowego działu zjawisk.

Doświadczenia na wyspie Roubaud nie przyniosły wprawdzie nic zasadniczo nowego, po posiedzeniach medyolańskich i Warszawskich, ale za to pozwoliły przypatrzeć się bliżej mechanizmowi i warunkom zjawisk, o co też głównie chodziło.

Podobnie, jak W Warszawie, tak i tam mieliśmy obok posiedzeń dobrych i złe, t. j. takie, w których automatyczne popychanie występowało wyłącznie, albo przynajmniej przeważało nad czystymi objawami.

Po doświadczeniach na wyspie Roubaud, E. znowu dłuższy czas odpoczywała i raz tylko eksperymentowała w obecności jednego z lekarzy warszawskich. Objawy były doskonałe i owego lekarza, który ją widział w Warszawie, ale z posiedzeń warszawskich wyniósł jeszcze liczne wątpliwości (), przekonały ostatecznie o rzeczywistości faktów; nietylko bowiem jedną ręką uwolnioną, ale, jak twierdzi, "trzema rękami nie byłaby w stanie tych objawów wywołać".

We wrześniu r. b. dowiedziałem się ze zdziwieniem, że E. P. znajduje się w Cambridge, na zaproszenie p... Myers'a i kilku innych osób. Ona, która tak trudna była w zgodzeniu się na dalszą drogę i która (dotychczas przynajmniej) o zarobek nie dbała, zdecydowała się na raz przyjąć kilka zaproszeń. Jeżeli się nie mylę, pobudziła ją do tego strata wszystkich kosztowności, z których ją okradziono w Neapolu. Prezenty bowiem przenosiła zawsze nad wszelkie zarobki i wysoką

() Mowa tu o drze Ksaw. Watraszewskim nacz. lek, szp. św. Łazarza. (Przyp. późn. ).

dla niej satysfakcyą było popisywanie się nimi wobec gości.

Dosyć, że znalazła się w Cambridge. Żałowałem, żem z powodu wyjazdu wcześniej o tym projekcie nie wiedział, byłbym bowiem na ręce uczestników przesłał kilka informacyi, mogących uchronić obie strony od niepotrzebnych zawodów. Zdawało się jednak, iż doświadczenia pójdą dobrze; od jednego bowiem z uczestników otrzymałem pod datą go sierpnia następującą notatkę:

"Byłem w Cambridge na dwóch posiedzeniach, które wypadły dość interesująco, chociaż nie przedstawiały nic nowego. Na jednem z nich był sławny chemik X. i znakomity fizyk Y. Sądzę, że obaj zostali przekonani. W każdym zaś razie mają zamiar dalej rzecz badać. Mieli dotykania i ruchy kotary w pełnem świetle. Jeden z nich widział cień ręki, wychodzący z ramienia Eusapii... "

Tymczasem w kilka dni potem od tejże osoby otrzymuję nowe wiadomości tej treści:

"Dalsze doświadczenia w Cambridge zrobiły zupełne fiasco. Z początku główny ich organizator () byt zachwycony, aż do przybycia dra Hodgsona. Ale od tej chwili wszystko się popsuło. E. oszukiwała — jak o tem zresztą wiemy — a gdy niedowierzanie wzrosło, już więcej nic porządnego nie otrzymano. Teraz dr. Hodgson jest już absolutnie pewnym, że wszystko polega na oszustwie, a nawet Myers zachwiał się i nie wie już, co sądzić o doświadczeniach na wyspie... "

() Fryd. Myers.

W parę tygodni potem w rożnych dziennikach europejskich ukazały się telegramy i korespondencyę z Anglii, według których Eusapia "została w Cambridge zdemaskowana i musiała czemprędzej uciekać (?!)". Ale gdy te telegramy nadeszły, miałem już w rękach wszelkie dane do osądzenia sprawy: listy trzech uczestników i inne właściwe dokumenty. Pan Myers był tak łaskaw, że przysłał mi nawet całą pakę protokułów, a między nimi jeden, najbardziej obciążający E., pisany ręką głównego jej przeciwnika dra Hodgsona.

Winienem zaznaczyć, że dr. Hodgson wystąpił przeciw raportowi prof. Lodge'a, zanim jeszcze widział Eusapię. Zarzuty jego, zresztą bardzo bystre i dowcipne, sprowadzały się do dwóch punktów: o użycia różnych przyrządów i o uwalniania ręki lub nogi.

W Cambridge żadnych przyrządów nie wykryto, zatem pierwsza część zarzutów odpadła. Natomiast, druga znalazła ogólne potwierdzenie: sprawdzono wielokrotnie, że E. dawała jedną ręką dwom uczestnikom, uwalniając drugą. W jakich warunkach? W takich, iż jej na to systematycznie pozwalano, pozwalano tak długo, dopóki jej to w nałóg nie przeszło. Co więcej, ukrywano przed nią prawdę do tego stopnia, że, jak mi pisze p. Myers, żegnała się z nimi ze łzami, nic o swem niepowodzeniu nie wiedząc. W każdym więc razie nie uciekała "przed policyą angielską", jak to pan Quis w "Tyg. Ilustr. " z własnej, niezbyt sumiennej imaginacyi podaje, tylko wyjechała w oznaczonym czasie, uprzejmie żegnana przez uczestników.

Łatwo się domyślić, iż takie długie ukrywanie doznanego zawodu musiało fatalnie wpłynąć na usposobienie obserwatorów, a tem samem i na objawy. Nareszcie i ta zasługuje na zaznaczenie, że kiedy na wszystkich dawniejszych dobrych posiedzeniach zawsze występował "John" jako domniemana przyczyna objawów, John przyjacielski, chętny do wszelkiej kontroli, witający i żegnający uczestników, tutaj, w Cambridge, John wcale prawie nie występował. Widocznie więc E. znajdowała się w jakiejś szczególnej fazie osłabienia czy przygnębienia. Najfatalniej dobrana metoda badań, sugestyonująca i ułatwiająca automatyczne oszustwo, dopełniła reszty. Nie zdobyto się nawet na pomysł, ażeby, jak to raz miało miejsce w Warszawie, a dwukrotnie na wyspie, otwarłem wyznaniem podejrzeń, pobudzić medyum do większego wysiłku i do pilniejszego baczenia na swoje automatyczne ruchy. Dzięki temu prostemu sposobowi, mieliśmy w Warszawie i na wyspie po kilku złych, seryę doskonałych posiedzeń. W Cambridge eksperymentatorowie zrobili wszystko, co tylko mogli, ażeby przedłużyć seryę złych posiedzeń. Jak się to robi, wskazałem już przed dwoma laty w odpowiedzi p. Br. Reichmanowi i drowi Heryngowi.

Co do medyalności E. P. wogóle, to być może, że ta chyli się już do upadku (). Jeżeli porównam W myśli pierwsze z nią doświadczenia w Rzymie go r., potem w Warszawie go

() Przypuszczenie to okazało się niesłuszne.

(Przyp, późn. )

r. i w pół roku później na wyspie Roubaud, to widzę dość znaczną różnicę zarówno w łatwości wywoływania zjawisk, jak i w ich natężeniu. Z dawniejszych zaś relacyj można przypuszczać, że maximum jej siły przypadało około r. go. Ponieważ zaś obecnie ma lat , a objawy zaczęły się w epoce formowania, być może, że skończą się, a przynajmniej znacznie osłabną w zbliżającym się wieku krytycznym. Czy wówczas zacznie naprawdę szachrować, jak wiele innych medyów w tych warunkach? Za to, oczywiście, ręczyć nie mogę, ale dziś jeszcze, pomimo prawdopodobnego osłabienia, powinna dawać i prawdziwe objawy.

Z nadesłanych mi protokułów, jeden nie był bynajmniej tak zły; wielokrotnie w nim spotykałem zapewnienia, że przy prawidłowem położeniu rąk i nóg medyum, objawy jednak miały miejsce. Ale taka już jest natura umysłu ludzkiego, że gdy raz na czem się zawiedzie, zapomina o wszystkiem, co poprzednio w przeciwnym duchu przemawiało! Ileż to razy w Warszawie, a potem na wyspie Roubaud zapytywałem sam siebie, czy nie byłem pod urokiem jakiegoś dziwnego omamienia, a gdy przyszło jedno i drugie posiedzenie, całkiem na oszustwie automatycznem oparte, obaj z prof. Richetem opuszczaliśmy ręce i zaczynaliśmy wątpić o wszystkiem. Tymczasem w chwili, gdyśmy już tylko owo oszustwo w niezbity sposób sprawdzić chcieli, przychodziła serya dobrych posiedzeń i fakty tak oczywiste, że wątpić o nich było niepodobna.

Angielscy uczestnicy nie znali dotychczas

tych niepokojów, trafili bowiem na bardzo dobrą seryę. Trzebaż było, żeby w Cambridge, gdzie właśnie cała sprawa mogła odrazu wejść na stół naukowy, dzięki fatalnemu zbiegowi okoliczności, wszystko w łeb wzięło!

Rozumowanie pod wpływem ostatnich wrażeń jest tak wkorzenione w umysł człowieka, a przytem wiara w owe z pozoru nadprzyrodzone objawy, tak trudna dla przyzwyczajonych do pozytywnego myślenia, że mimowoli jedno oszustwo zaciera cały szereg dobrych wspomnień!

Oczywiście, byłem ciekawy, co też powiedzą na najbliższem zebraniu Tow. psychologicznego P. P. Lodge i Myers.

Oto w krótkości ich wnioski:

Myers przypuszcza, że w Cambridge nie było wcale objawów prawdziwych" co zaś do tych, jakie obserwował na wyspie, twierdzi, że przynajmniej niektóre z nich nie dadzą się wytłómaczyć przez sztuczki, zauważone w Cambridge. Należy też zanotować, dodaje Myers, że prof. Richet, którego przekonanie polegało zawsze na dobrem trzymaniu rąk, obserwował już prawie wszystkie lub większą część tych sztuczek i wskazał je w sprawozdaniu z doświadczeń medyolańskich. "

Rzeczywiście w Cambridge nie wykryto nic nowego. Wszystko, co tam zauważono, znane już było z zarzutów Torellego w Medyolanie i p. Br. Reichmana w Warszawie. Błąd tych krytyków polegał tylko na tem, że wraz z kąpielą wyrzucali i dziecko.

Opinia prof. Lodge'a streszcza się w następujących słowach:

"Bytem na dwóch seansach w Cambridge, już po odkryciu symulacyi: pierwszy z nich zdawał się zawierać niektóre prawdziwe objawy, drugi całkowicie polegał na oszustwie. " Prof. L. nie śmie decydować, czy było ono świadome, czy też na pół bezwiedne. Faktem jest tylko tyle, że uwalniała rękę. Co zaś do doświadczeń na wyspie, to, zdaniem prof. Lodge'a, były tam objawy takie, przy których objaśnienia dawane w Cambridge nie wystarczają. Nie można mówić o tem, że jedną tylko rękę podawała dwom kontrolerom, trafiało się bowiem, że jeden trzymał obie. Nie można powiedzieć, że uwolnioną ręką wszystko wykonywała, gdyż niektóre objawy, do których ręka była potrzebna, miały miejsce przy świetle i po za obrębem dostępnym dla jej członków. "

"Gdy np. klucz przekręcał się w zamku, przechodził na stół i wracał do drzwi, a myśmy widzieli całą przestrzeń oświetloną, rozdzielającą E. od drzwi, uważam za niemożliwość, graniczącą z absurdem, przypuszczać, że miała rękę lub nogę cały ten czas ku drzwiom wyciągniętą, i że myśmy tego nie zauważyli. Gdy pomyślę o nakręcaniu maszynki grającej, zawieszonej u sufitu, W chwili, gdy E. wspierała się na mnie, W odległości o wiele przewyższającej promień jej normalnego działania, gdy przypomnę sobie krzesełko, poruszające się przy świetle księżyca, biurko odpychane z odległości stopniowo wzrastającej

i t. d., nie mogę znaleźć żadnego podobieństwa między symulacyą w Cambridge, a faktami obserwowanemi na wyspie. "

Wreszcie zaznaczywszy, że podobne oszustwa wzmiankowane już były przez prof. Richeta i przezemnie, kończy przypuszczeniem, że obecny stan E. jest przejściowym i że nowi eksperymentatorowie będą mogli jeszcze stwierdzić rzeczywistość anormalnych właściwości organizmu Neapolitanki".

Nadzieje prof. Lodge'a spełniły się prędzej, niż przypuszcza!.

Ponieważ z Cambridge E. P. miała jechać do Paryża, dr. Hodgson przesłał uczonym francuskim, którzy z nią mieli eksperymentować, szczegółowe informacye o tem, co obserwowano w Cambridge, opis manipulacyi uwalniania ręki i protokuły posiedzeń.

Pomimo to, doświadczenia wypadły dobrze.

Nie mogę jeszcze podać bliższych szczegółów, ani nazwisk uczestników(), ponieważ ci zastrzegli sobie tajemnicę do czasu ogłoszenia sprawozdania, co ma nastąpić dopiero w końcu przyszłego miesiąca, ale mogę zaznaczyć sam fakt udania się posiedzeń, gdyż wzmianka o tem znajduje się już w ostatnim "Journal'u" Tow. psych. w Londynie.

Jak mi donosi p. Chiaia z Neapolu, po opuszczeniu Francyi, E. P. udaje się do Aleksandryi na doświadczenia z prof. matem. Falcomerem, a następnie do Florencyi, na wezwanie

() Patrz niżej.

prof. VisaniScozzi, lekarza. Można się więc spodziewać w krótkim czasie nowych sprawozdań, które niewątpliwie rzucą światło na niepowodzenie w Cambridge.

Tymczasem jedno tylko jest pewne, że o zdemaskowaniu nie może być mowy.

Czy wykryto, że posiłkuje się jakiemikolwiek przyrządami lub przyborami? — Nie.

Czy przekonano się, że ma wspólników? — Nie.

Czy dowiedziono, że uwalnianie ręki było nietylko naturalnym odruchem, ale świadomie obmyślonym podstępem? — Nie.

Czy schwytano rękę E. w chwili, gdy symulowała działanie nieznanej siły? — Nie.

Czy objaśniono w sposób naturalny wszystkie obserwowane przy niej fakty? — Nie.

Czy prawdą jest, że ją zdemaskowano także w Oxfordzie, jak o tem niektóre dzienniki podawały? — Nie, gdyż w Oxfordzie wcale nie była.

Czy prawdą jest, że z Cambridge zmuszona była uciekać? — Nie.

Czy przynajmniej w zakresie podejrzeń wykryto coś nowego, coś, coby uszło uwagi poprzedników? — I to nie.

Wszystkie te same podejrzenia były już wypowiedziane w r. im w Medyolanie przez p. Torellego — dzienniki pisały o zdemaskowaniu, a mimo to doświadczenia medyolańskie udały się

i raport wypadł przychylnie.

Wszystkie podejrzenia Torellego powtórzył p. Br. Reichman w — w Warszawie; mó

wiono i pisano o zdemaskowaniu, a mimo to, doświadczenia warszawskie potwierdziły rzeczywistość zjawisk.

Wszystkie podejrzenia panów Torellego i Rejchmana powtórzył obecnie w Cambridge dr. Hodgson, ostrzegając eksperymentatorów francuskich, a mimo to, doświadczenia francuskie wypadły pomyślnie dla medyumizmu.

Taki jest stan rzeczy.

A teraz słówko treści ogólnej.

Gdyby się okazało, że objawy medyumiczne polegają wogóle na złudzeniu — byłbym pierwszym, któryby tę wiadomość ogłosił.

Gdyby się okazało, że E. P. świadomie oszukuje, tem więcej ogłosiłbym o tem, ażeby zapobiedz dyskredytowaniu sprawy, którą niejednokrotnie narażały już medya, ratujące się sztuką wobec utraty siły.

Ale dotychczas nie zanosi się ani na jedno, ani na drugie. Są fakty symulacyi, lecz są i prawdziwe. Można je sobie tłómaczyć rozmaicie, ale nie godzi się ich wypierać. Gdyby pierwsi wyznawcy hypnotyzmu ulękli się śmieszności i niesumiennych dziennikarzy, nowa metoda lecznicza, nieszkodliwa, a w tylu wypadkach użyteczna, byłaby dotychczas bajką z tysiąca nocy. Kto zaś wie, jak olbrzymi byłby postęp fizyologii, gdyby fakty wyższego medyumizmu zostały ostatecznie przez naukę uznane, ten nie będzie lekkomyślnie sprawy przesądzał, polegając na jednej seryi nieudanych doświadczeń. Obok negatywnych, są bowiem i pozytywne.

Kiedy profesorowi Lombreso wymawiano, że

swojem nazwiskiem daje poparcie medyumizmowi, odpowiedział: "dei fatti sono sclavo — e me ne vanto" "jestem niewolnikiem faktów — i tem się szczycę."

* * *

DOŚWIADCZENIA WE FRANCYI.

I.

().

Po nieudanych posiedzeniach w Cambridge, Eusapia Paladino została zaproszona do Paryża przez kilku uczonych francuzkich.

Należeli do nich, między innymi: dr. Dariex, redaktor "Annales des sciences psychiques"; pułkownik de Rochas, Administrator Szkoły Politechnicznej, znany autor kilku dziel o hypnotyzmie; Prof. Sabatier, dziekan wydziału nauk przyrodniczych w Montpellier i kilku innych, mniej znanych.

Doświadczenia ich, jakkolwiek niezbyt liczne ( posiedzeń), zasługują na szczególną uwagę z tego względu, że miały miejsce bezpośrednio po posiedzeniach w Cambridge, których zły efekt odbił się echem sceptycznem i w naszej prasie.

Eksperymentatorowie francuzcy byli uprzedzeni przez angielskich przeciwników Eusapii — i w Cambridge liczono na to, że tamtejsze podejrzenia zostaną w Paryżu potwierdzone.

Tymczasem stało się inaczej.

Wprawdzie uczeni francuzcy obserwowali też same ruchy podejrzane, mianowicie usuwanie się rąk medyum z pod kontroli, ale zamiast puszczać wówczas rękę, jak to czyniono w Cambridge, szli za nią i sprawdzili, że obok objawów podejrzanych, t. j. takich, przy których bezwiedne, mechaniczne pomaganie sobie nie jest wykluczone, są i czyste, t. j. całkiem od mechanicznego współdziałania niezależne.

Należący do sceptyków dr Dariex, który był na czterech posiedzeniach, tak mi pisze w tej sprawie:

"Wynik naszych doświadczeń z Eusapią był zadawalniający — mógłbym nawet powiedzieć: zadawalniający, o ile tylko można ( "aussi satisfaisant que possible") — nie mogę jednakże uważać go za bezwzględnie przekonywający. Nie zdziwi to pana, z uwagi, że mieliśmy tylko osiem dni na doświadczenia. Lepiej, niż ktokolwiek inny, wiesz pan o tem, że cztery posiedzenia wystarczyć nie mogą, zwłaszcza, gdy jest do osób, chcących rzecz zbadać zblizka i zaspokoić swoją ciekawość"...

Na pytanie, czy był uprzedzony o podejrzeniach Anglików, dr. Dariex odpowiada:

"Tak jest, wiedziałem o wszystkiem, co zaszło w Cambridge i udzieliłem tych wiadomości moim towarzyszom. Jest rzeczą pewną, że medyum niekiedy, przez zamianę ręki lub nogi, uwalnia jeden z swoich członków, posiłkując się niem do udania objawu, ale ruchy te obserwator wprawny i zimną krwią obdarzony, łatwo zauważy; sądzę zaś, że byłoby przesadą Wnosić stąd, iż

wszystko jest oszustwem. Nasze doświadczenia nie upoważniają nas do tego i przemawiają raczej za konkluzyą pozytywną. Co do mnie osobiście, jestem bardzo zadowolony z Eusapii, ponieważ starała się wszelkiemi siłami ułatwić mi kontrolę i uczynić ją o tyle zupełną, o ile tylko okoliczności na to pozwalały"... Obszerniej na zapytanie moje odpowiedział pułkownik de Rochas.

"Mieliśmy — pisze on — pięć posiedzeń z Eusapią. Doświadczenie, prowadzone z całą możliwą ścisłością i z uwzględnieniem spostrzeżeń naszych poprzedników, wypadły wogóle bardzo dobrze. Otrzymaliśmy niemal wszystkie objawy znane: unoszenie się stołu na metr od ziemi, lewitcyę medyum na stół wraz z krzesłem, na którem siedziało; "aport" kamienia wielkości pięści; grę na fortepianie z odległości; klucz przekręcany w zamku; dotykania i widok rąk etc. Z naszego jednak punktu widzenia, najciekawszem było doświadczenie w pełnem świetle, polegające na wprawieniu w ruch małej szalki do ważenia listów. Objaw ten wielokrotnie powtórzony, po sprawdzeniu nieobecności włosków lub jakichkolwiek innych sztuczek, stanowił dla nas experimentum crucis i przekonał nas ostatecznie o rzeczywistości zjawisk" ().

"Nie mamy pretensyi być szczęśliwszymi od naszych poprzedników i przekonać tych, którzy nie chcą być przekonani; być jednak może, iż znajdziemy wiarę u niektórych, a gdy raz wyłom

() Była to modyfikacya wykonanego poraz pierwszy w Warszawie, doświadczenia z dzwonkiem. (P. A. ).

będzie zrobiony, cały prąd zjawisk medyumicznych przezeń przejdzie".

"Raport nasz ukaże się w "Annales des sciences psychiques"; jednocześnie zaś przygotowuję do druku książkę o ekteryoryzacyi ruchowej, W której poddam rozbiorowi ogół należących tutaj faktów... "

Prof. Richet nie brał udziału w tych doświadczeniach. Experymentatorowie z Cambridge, przypuszczają, że nieudanie się ich posiedzeń zachwieje wiarę sławnego profesora szkoły medycznej w Paryżu i chcąc mu ułatwić wycofanie się, na czele swego sprawozdania ogłosili wyjątki z dawniejszych jego artykułów, w których podejrzywał oszustwo. Tymczasem prof. Richet wystosował do Tow. londyńskiego list, w którym doświadczeń W Cambridge bynajmniej nie uważa za decydujące i obstaje przy stanowisku, zajętem po posiedzeniach na wyspie Roubaud. Zaznacza, że dalsze badania eksperymentalne są konieczne, ale, że opinia publiczna nie powinna się dać uwieść negatywnym wynikom doświadczeń w Cambridge, które zresztą nic nowego nie wykazały.

O ostatnich zaś posiedzeniach we Francyi tak pisze:

"W doświadczeniach francuzkich, odbytych wkrótce potem, uczeni niewątpliwej inteligencyi i nieposzlakowanej sumienności, mieli objawy bardzo wyraźne, które im nie pozostawiły prawa wątpienia". ("Journal of the S. f. P. P. December, , str. — ).

Wobec tego, niepowodzenie w Cambridge, wywołane zresztą całkiem nieodpowiednią metodą

badania, przyczyniło się raczej do zwrócenia uwagi na zjawiska medyumiczne.

Gdyby owe angielskie doświadczenia były wypadły równie dobrze, jak medyolańskie (), warszawskie ( — ) i francuzkie na wyspie Roubaud (), to przy panującym wstręcie do medyumizmu całej europejskiej prasy, przyjęłoby je ironicznem milczeniem; ponieważ zaś wypadły źle, rozgłaszano je z taką skwapliwością, że dziś już wszyscy wiedzą o istnieniu medyumizmu i chociażby dla satysfakcyi dowiedzenia się, który jeszcze uczony "skompromitował się" uznaniem Eusapii, dopytują się o dalsze nowiny.

Tym sposobem sprawa nowej gałęzi wiedzy stała się raczej popularniejszą, niż przedtem — a popularność jej jest, niestety, podobnie jak to było z hypnotyzmem, warunkiem skłonienia uczonych do badania. Tak mało bowiem jest ludzi naukowych, którzyby rozumieli, że badacz nie powinien się z góry do niczego uprzedzać i że pośmiewisko tłumów nie powinnoby mieć żadnego wpływu na dochodzenie prawdy!

* * *

II.

().

W r. szereg posiedzeń z Eusapią odbył w małem kółku znany astronom Kamil Flammarion, a ponieważ próby wypadły dobrze, dało to impuls do zajęcia się kwestyą medyumizmu na nowo.

Profesor Richet powtórzył doświadczenia i, utwierdziwszy się w swem przekonaniu co do rzeczywistości zjawisk, zaprosił do siebie jednego z głównych w danej chwili oponentów, psychologa Fryd. Myersa z Cambridge, w którego domu miało się odbyć w r. owo mniemane "zdemaskowanie" Eusapii.

Obecnie p. Myers tak pisze w organie Towarzystwa, o tych ostatnich doświadczeniach:

"Dzięki uprzejmości prof. Richeta, wziąłem udział w dwóch posiedzeniach z Eusapią Paladino d. go i go grudnia r. w domu jego w Paryżu. Obserwowane przez nas zjawiska były bezwzględnie przekonywające dla wszystkich obecnych (ware absolutely convincing to all present). Sprawozdanie o nich ukaże się wkrótce w naszym dzienniku. Lecz kilka słów winien jestem już dzisiaj moim dawnym kolegom w doświadczeniach na wyspie Roubaud. Niektórzy ze słuchaczów przypominają sobie zapewne, że w r. prof. Lodge, dr. Ochorowicz i ja, korzystając z zaproszenia prof. Richeta, uczestniczyliśmy wraz z nim w kilku posiedzeniach z E. Paladino, na wyspie morza Śródziemnego, miejscowości, doskonale naajądcej się do tego rodzaju poszukiwań. Byliśmy wówczas wszyscy przekonani o nadnormalnym charakterze niektórych zjawisk, wskutek czego Eusapia została zaproszona na następne lato do Anglii. Bawiła ona w moim domu w Cambridge od d. go lipca do go września roku, podlegając obserwacyi zmiennej grupy eksperymentatorów, z których większość była zrazu raczej przychylnie dla niej usposobiona. Objawy,

jakkolwiek słabsze, niż na wyspie Roubaud, były jednak z początku obiecujące, chociaż szczególne i podejrzane zachowanie się jednej z rąk Eusapii — opisane przez prof. Richeta w r. im — obserwowali niejednokrotnie od początku do końca różni uczestnicy. Gdy przybył dr. Hodgson (go sierpnia) byliśmy już zdolni (głównie dzięki jego wprawie i pomocy) do wykrycia i obserwowania właściwych sposobów oszustwa i mogliśmy niemi wytłómaczyć, jeżeli nie wszystkie objawy, to przynajmniej znaczną ich część, tak, iż zdawało się bardzo nieprawdopodobne, ażeby reszta, niewytłómaczoną, miała być dziełem jakiejś nadnormalnej władzy. Ogólna słuszność tego sądu została potwierdzona przez dobrowolne zeznanie transowej osobistości medyum, w ostatnich moich doświadczeniach z prof. Richetem, przyczem domniemany "duch" Eusapii przyznał przez jej usta w uśpieniu, że oszukiwała w Cambridge. Dla czterech powyżej przytoczonych obserwatorów powstała kwestya: jak pogodzić owe doświadczenia w Cambridge z tem, co poprzednio obserwowali na wyspie Roubaud? Dr. Ochorowicz i profesor Richet, nie widząc nic nieprawdopodobnego W oszustwie w Cambridge, odmówili jednakże objaśnienia w ten sam sposób poprzednich faktów. Prof. Lodge również, przypuszczając oszustwo w Cambridge, twierdził, że ono nie wyjaśnia ogółu faktów, stwierdzonych na wyspie Roubaud. Przyznaję, że z pośród nas czterech, na mnie najwięcej wpłynęły argumenty Hodgsona, a moja głęboka wiara w jego niezwykłą wprawę, nie usuwając całkowicie z mego umysłu dawnego przeko

nania, doprowadziła mnie wszakże do tego, że nie mógłbym był od nikogo żądać wiary w Eusapię, na podstawie moich własnych wspomnień. To, co obecnie zaszło w Paryżu, skłania mnie znowu do nadania większej wagi moim pierwszym wspomnieniom, a przedewszystkiem do większej wiary w biegłość i krytycyzm moich ówczesnych kolegów. Mam teraz pewność, że część tego, co działo się na wyspie, była prawdą, a więc, że moi ówcześni towarzysze mieli słuszność, przypisując stale pewnej części tych zjawisk nadnormalny charakter".

Wyznanie to wypowiedział Myers na ogólnem zebraniu Towarzystwa angielskiego d. go grudnia go roku, zapowiadając druk szczegółowego sprawozdania w następnych zeszytach organu Towarzystwa ("Journal of the Society for psychical research", January, ).

Co do drugiego głównego przeciwnika Eusapii, dra Hodgsona, to ten nie miał dotychczas sposobności ponownego eksperymentowania z Neapolitanką, lecz, robiąc doświadczenia z innem medyum, panią Pipers, zaszedł dalej, niż my wszyscy, i uznaje już dziś prawdopodobieństwo nietylko medyumizmu, ale i spirytyzmu.

Pośpieszam dodać, że dla mnie, jak przed pięciu laty, tak i teraz, stwierdzony naukowo jest tylko medyumizm, jako wyższy stopień i specyalna forma hypnotyzmu.

Nadnaturalnego w tem nic niema, są tylko, według trafnego wyrażenia Myersa, nadnormalne objawy fizyologiczne, które prędzej czy później sprowadzone zostaną do praw psychofizycznych.

Ponieważ jeszcze w czasie doświadczeń Warszawskich (W r. i ym) obiecałem czytelnikom "Kuryera", że będę ich informował o dalszym przebiegu tej sprawy, niesłychanie doniosłej dla postępów psychologii, fizyologii i fizyki, spełniam niniejszem tę obietnicę, w nadziei, że notatka moja nie da powodu ani do wznowienia dawnych napaści (o których bezskuteczności był już czas przekonać się), ani też do bezkrytycznych posiedzeń amatorskich.

* * *

ZAGADNIENIE SUGESTYI MYŚLOWEJ ().

().

I. SUGESTYA MYŚLOWA POZORNA.

O sugestyi myślowej, w ścisłem znaczeniu tego określenia, można mówić dopiero po wyłączeniu Wszystkiego, co może ją symulować. Dopiero wtedy bowiem będziemy mieli prawo twierdzić, że zjawisko ma miejsce niezależnie od zwykłych dróg percepcyi.

Sugestya zaś, pozornie myślowa, może być spowodowana:

. Przez przypadek, łudzący w dość szerokich granicach;

() Streszczenie dwóch odczytów w Tow. Psychologii Fizyplogicznej w Paryżu stycznia i kwietnia r., drukowane w Bulletin de la Soc. de Psych. Phys. zesz. i , str. — , tegoż roku.

. przez bystrość automatyczną subjekta, przez jego domyślność, wynikającą z pewnego rodzaju "harmonii przedustawnej" między dworna mózgami, wystawionymi na działanie tych samych przeważnie wrażeń i przedstawiających wskutek tego wogóle analogiczny mechanizm asocyacyjny;

. przez sugestyę słowną mimowolną eksperymentatora, nieprzywykłego dostatecznie do obserwowania samego siebie;

. przez odruchowe zachowanie się osób, kontrolujących doświadczenia, wiedzących z góry, jaki ma być wynik doświadczenia udanego i które również nie są dość biegle w samoobserwacyi;

. przez sugestyę mięśniową eksperymentatora, dla niego samego niedostrzegalną;

. przez nadczułość węchową, pozwalającą subjektowi odróżniać osoby i przedmioty od nich pochodzące;

. przez nadczułość dotykową, umożliwiającą odczuwanie zbliżeń i wogóle gestów przyciągających lub odpychających eksperymentatora;

. przez nadczułość słuchową, pozwalającą słyszeć słowa zaledwie wymówione i inne znaki słuchowe, takie, jak szmery oddechów, stąpań, gestów i t. p.

. przez podniecenie pamięci, która w pewnych stanach hypnoidalnych może uchodzić za widzenie z odległości lub odczuwanie myśli;

. przez skojarzenie przypadkowe, nieświadome dla eksperymentatora, a odpowiadające również bezwiednemu nałogowi u subjekta — co

sprawia, że po zjawisku A następuje zjawisko B, mocą samej asocyacyi i niezależne od sugestyi myślowej.

Tym sposobem nie mają dostatecznej wartości naukowej wszystkie te doświadczenia, w których:

. liczba niepowodzeń nie jest podana równie dokładnie, jak liczba powodzeń;

. przedmioty pomyślane nie były ustalone z góry, albo też wskazane losem, lecz wybrane machinalnie w ostatniej chwili, w trakcie samych doświadczeń;

. rozmawiano niepotrzebnie wobec subjekta, mając myśl zajętą już wybranym przedmiotem;

. osoby, mające śledzić zachowanie się poddanego doświadczeniu, znają wszystkie szczegóły i moment mającej nastąpić próby;

. eksperymentator dotyka subjekta, w takich doświadczeniach, w których sam dotyk, przez drgania i tendencye bezwiedne ruchów może mu posłużyć za wskazówkę kierunku, potwierdzenia lub zaprzeczenia;

. nie bierze się wcale pod uwagę możliwych emanacyj materyalnych, gdy chodzi np. o znalezienie osoby lub rzeczy;

. myśli ukrytej towarzyszą ruchy przyciągające z malej odległości (jak w doświadczeniach Donata);

. myśli towarzyszą szmery, mogące ją zdradzić (np. szelest mankietów przy ruchach rozkazujących);

. nie można być pewnym, czy subjekt nie wiedział z góry, jakiego rodzaju doświadczenie ma być nad nim wykonane;

. ma się do czynienia z osobnikiem wyszkolonym i przyzwyczajonym do pewnego porządku, do pewnego następstwa w próbach powtarzanych, albo też do pewnych drobnych okoliczności, stale towarzyszących pewnej oznaczonej próbie.

II. SUGESTYA MYŚLOWA PRAWDZIWA.

Zjawisko to istnieje. Ma pewną podstawę fizyczną i przedstawia pewną ilość stopni w swej ewolucyi; a mianowicie, możemy odróżnić i zestawić:

. Przenoszenie się stanów chorobowych (a względnie także i "zarazę zdrowia" w oddziaływaniu organizmu silniejszego na słabszy).

. Przenoszenie się wrażeń bolesnych lub przyjemnych.

. Przenoszenie się wrażeń przedmiotowych.

. Przenoszenie się uczuć.

. Przenoszenie się wyobrażeń.

. Przenoszenie się woli.

Ewolucya zaczyna się od przeniesień bliskich, niedokładnych, ale pospolitych i dochodzi do swego punktu kulminacyjnego w oddziaływaniach ściśle określonych na odległość; bardzo rzadkich, nie mniej jednak stwierdzonych w cza

sach ostatnich w seryi doświadczeń P. P. Gilberta, Pierre Janet'a, F. Myers'a, A. Myers'a, Marillier'a i niżej podpisanego.

Ze względu na niezwykłość objawu sugestyi myślowej w ogólności, która na razie wydaje się nam sprzeczna z przyjętemi prawami fizyologicznemi, jest rzeczą pożądaną, ażeby obserwatorowie zachowali też niezwykłą ostrożność, tak co do samych doświadczeń, jak i co do sposobu ich opisywania. A mianowicie jest pożądane:

) ażeby szczegóły doświadczeń były decydowane losem;

) ażeby zapisywano starannie cechy psychologiczne, fizyologiczne i patologiczne osób, użytych do doświadczeń; z jednej strony tych, z któremi doświadczenia przeważnie udawały się, z drugiej tych, z któremi przeważnie lub wcale nie udawały się. A przedewszystkiem jest rzeczą niezbędną, ażeby za pomocą hypnoskopu określano, czy dana osoba należy do kategoryi sensyatywnych, dających się uśpić, czy też nie, i w jakim stopniu?

) ażeby równie dokładnie opisano stan chwilowy, w jakim się subjekt znajdował podczas doświadczeń.

) ażeby nadto określono charakter umysłowości eksperymentatora, a mianowicie, czy myśli przeważnie obrazami, czy wyrazami lub ruchami niewykończonymi; czy może myśl utrzymać czas dłuższy w jednym stopniu napięcia i wreszciei wszelkie wypadki, wszelkie zaburzenia w akcy myślowej podczas prób.

) ażeby, o ile to jest możliwe, przedstawiono też dokładnie zewnętrzne warunki doświadczeń.

III. DOŚWIADCZENIA NAD SUGESTYĄ MYŚLOWĄ PRAWDZIWĄ.

Sądzę, iż wszelkie powyżej wskazane ostrożności zachowałem w seryi doświadczeń, rozpoczętych r. z. () i prowadzonych w ciągu jedenastu miesięcy. Złożą się one na książkę, która wkrótce ma się ukazać w druku (), a z której tutaj przytoczę tylko niektóre, w formie przykładu.

Serya a: przenoszenie się woli.

Subjekt, pani M... a, lat , silna, z pozorami zupełnego zdrowia. W rzeczywistości cierpi od lat kilku na ataki wielkiej histeryi, z podkładem dziedzicznym. Oprócz ataków czysto konwulsyjnych, napady obłędu histerycznego. Jeden punkt nadczuły pod lewym obojczykiem; znieczuleń niema; objawy obłędowe rozpoczynają się od specyalnych cenestezyj w okolicy prawego dołku potylicowego górnego. Nacisk jajników przerywa niekiedy atak konwulsyj.

Próba z hypnoskopem wykazuje:

. Brak jakichkolwiek wrażeń subjektywnych, a natomiast:

. Zupełne znieczulenie palca.

() De la suggestion mentale, avec une preface de M. Charles Richet. Paris, O. Doin, , str. .

. Kontrakturę (zesztywnienie) całej ręki.

Próba z metalami objawia najkorzystniejsze (najcieplejsze) działanie cyny. Potem idzie stal; inne metale w stopniu mniejszym i niestałym.

Pani M... a charakteryzuje się temperamentem żywym, czynnym i usposobieniem powierzchownie wesołem, oraz nadzwyczajną wrażliwością wewnętrzną, bez zewnętrznych oznak. Charakter szczery, dobry, z tendencyą do poświęceń. Inteligencya wyższa, zmysł obserwacyjny, talent malarski, współczucie psychologiczne, oparte przeważnie na bezwiednej obserwacyi życiowej. Ciężkie przejścia moralne, które stały się przyczyną choroby. Chwilami brak woli, przykra indeterminacya, chwilami niezwykła siła w decyzyach i czynach. Łatwe wyczerpywanie się umysłowe. Szczególnie silne i przewlekłe, choć w pierwszej chwili nieznaczne oddziaływanie wrażeń przyjemnych lub przykrych, objawiające się w zmianach naczynioruchowych głowy. Wszelkie, niezbyt nawet silne, wrażenia przykre, wywołują zwolna kongestyę, a następnie atak konwulsyj lub omdlenie histeryczne, z zanikiem pulsu.

grudnia .

Cale zachowanie się chorej i moje takie, jakie bywało stale od dwóch miesięcy, podczas których nie robiłem żadnych prób działania myślą.

Chora, uśpiona przezemnie, siedzi na sofie, pół leżąc, w zupełnym spoczynku.

Nikt nie spodziewa się, że mam zamiar robić doświadczenia. Siedzę, jak zwykle, na krze

śle, w odległości około m. od chorej, pochylony nad zeszytem, w którym zapisuję ołówkiem stan jej i inne zwykłe spostrzeżenia. Siedzę z boku, nie w polu widzenia chorej, która zresztą ma oczy zamknięte i śpi nieruchomo, znajdując się w stanie aidei paralitycznej. Na podstawie dwumiesięcznego doświadczenia, jej sfera podświadoma powinna przypuszczać, że conajmniej przez jaki kwadrans pozostanie w zupełnym spokoju.

Naraz, przestaję pisać, ale udaję, że piszę w dalszym ciągu, a natomiast skupiam wolę na jednej myśli i, niezmieniając w niczem pozycyi i wyglądu zewnętrznego, rozpoczynam doświadczenia:

Rubryka lewa określa zmiany W moim stanie, prawa w stanie chorej.

Doświadczenie I.

Rozkaz w myśli:"Podnieś prawą rękę!" Skupiam uwagę na prawej ręce medyum, jak gdyby była moją; kilkakrotnie z kolei wyobrażam sobie jej uniesienie się w górę, jednocześnie z rozkazem uniesienia się; od chwili do chwili spoglądam na śpiącą przez palce ręki lewej, podpierającej głowę).

a minuta =

a = ręka prawa drży i porusza się niespokojnie,

a min.: drżenie powiększa się, chora marszczy brwi, podnosi jakby z wysiłkiem rękę prawą, która w kilka sekund potem opada bezwładnie.

Doświadczenie II.

"Wstań i przyjdź do mnie!"

(Moje zachowanie się, jak wyżej).

a min.: marszczy brwi i porusza się;

a min.: unosi się zwolna i z trudem, wstaje i zbliża się do mnie — z ręką wyciągniętą. Jej oddech jest przyśpieszony; zmarszczenie brwi trwa w d. c. Odprowadzam ją delikatnie na miejsce, nic nie mówiąc, i nie okazując zadowolenia.

Doświadczenie X.

( grudnia).

Chora znajduje się W stanie aidei tetanicznej (ręce przykurczone, nogi trochę zesztywniałe). Inne warunki te same.

"Podnieś się, idź do pianina, weź zapałki na niem leżące, przynieś mi je, zapal jedną z nich, następnie wróć na miejsce!"

(W przypuszczeniu, że może sformułowanie w myśli wszystkich ruchów odrazu wywołało ich pomieszanie, a mianowicie pominięcie pośrednich, Podnosi się z wielkim trudem, zbliża się do mnie, to znaczy w kierunku przeciwnym.

zacząłem w myśli rozkładać działanie na części).

"Wracaj!"

"Jeszcze w tył!"

(W tej chwili zatrzymuję ją ręką i odprowadzam na środek pokoju; następnie wracam na swoje miejsce).

"Idź do pianina!"

"Niżej!"

"Niżej!"

"Weź pudełko!"

"Weź pudełko!"

"Chodź" do mnie!"

"Zapal!"

"Zapal!"

"Zapal!"

"Wróć na swoje miejsce"

Zawraca;

Zwraca się naprzód ku drzwiom;

Zbliża się do pianina i szuka czegoś ręką po nad niem;

Jej ręka obniża się, dotyka pudełka z zapałkami, lecz cofa się.

Dotyka pudełka poraz drugi i bierze je w rękę.

Zbliża się do mnie;

Podaje mi pudełko;

Wyjmuje jedną zapałkę;

Zapala ją i podaje mi zapaloną;

Wraca na swoje miejsce!"

Doświadczenie XXX.

( grudnia).

"Idź do swego brata i pocałuj go!"

Wstaje, zwraca się najprzód ku mnie, po

tem do brata; obmacuje ręką powietrze dookoła głowy brata, niedotykając jej, stoi przed nim i waha się. (Dotknięcie osoby obcej, t. j. nie magnetyzera, jest dla niej zawsze przykrem, stąd wahanie).

Wreszcie zbliża się doń wolno, pochyla, całuje w czoło, otrząsając się.

Był to wstręt czysto fizyczny i chwilowy, ponieważ brata bardzo kochała).

Wykonałem z tą chorą doświadczeń; następnie jeszcze pewną liczbę prób z trzema innemi osobami w stanie hypnozy i sądzę, iż udało mi się określić warunki, w których transmisya psychiczna jest jedynie możliwa. Jest ona możliwa tylko w pewnym stanie pośrednim między aideizmem i monoideizmem, czyli w stanie zaczynającego się monoideizmu, w stanie rozbudzenia z zupełnej bezmyślności.

Staje się coraz trudniejsza przy zupełnem przejściu do somnambulizmu, który jest stanem poliideicznym, chociaż o zwężonem polu świadomości, i może być biernym lub czynnym. Jest zupełnie niemożliwa w tym ostatnim, zwłaszcza, gdy przybiera formę monomanii somnambulicznej, jak np. u lunatyków. Jest również całkiem niemożli

wa w stanie głębokiej aidei (letargicznej lub tetanicznej), gdy chory przestaje słyszeć eksperymentatora.

Natomiast udaje się niekiedy na jawie, którą należy uważać za mieszaninę różnych stanów, z przewagą polidei czynnej, o ile chwilowo możliwy będzie stan słabego monoideizmu.

Zewnętrzne, somatyczne cechy hypnozy, nie mają znaczniejszego wpływu na możność oddziaływania myślą.

* * *

KWESTYA "MEDYUMIZMU"().

().

W historyi różnych narodów i w najrozmaitszych epokach, spotykamy pewną liczbę faktów, uważanych za nadnaturalne, magiczne, czarnoksięzkie, które dawniej przyjmowano na wiarę bezkrytycznie, jako "cuda", a które w czasach nowszych, od chwili ustalenia się pozytywnego W nauce kierunku, właśnie jako cuda, odrzucano bez rozbioru.

Tymczasem, dzięki pismom AllanKardeca we Francyi, powstała i zaczęła się rozpowszechniać doktryna spirytyzmu, usiłująca wszystkie te fakty, lub część ich znaczną, połączyć w jedną całość, przyjęciem hipotezy o udziale "duchów".

() Jestto streszczenie odczytu, wypowiedzianego w Warszawie w Sali Ratuszowej w r. .

Z tego rodzaju doktryną, nie naukową, lecz dogmatyczną, tłomaczącą fakta niezrozumiałe innymi, również niezrozumiałymi, wiedza ścisła nie mogła mieć nic wspólnego.

Ale to nie zrażało spirytystów. Odbywali oni w dalszym ciągu swe posiedzenia, noszące przeważnie charakter religijny i liczba ich wzrastała tak szybko, że zaczęli się liczyć na miliony.

Jak zwykle bywa przy powstawaniu kierunków opozycyjnych (a Spirytyści stawali w opozycyi zarówno z nauką, jak i z kościołem), przyznawali się najprzód do nich i przyłączali ludzie, nie mający naukowo nic do stracenia, łatwowierni, bezkrytyczni, niekiedy nawet interesowni wyzyskiwacze słabości ludzkich. Wiadomo zaś, że i w tym wypadku słabości ludzkie z wielu względów w grę wchodziły: domniemane porozumiewanie się z cieniami osób drogich, 'było zawsze pragnieniem dusz wierzących, a ogólne upodobanie do wszelkich cudowności i nadzwyczajności tkwiło zawsze głęboko w sercu ludzkiem.

Z tem wszystkiem nie tłomaczyło ono ogółu faktów.

Choćbyśmy najszersze granice przyznali owemu zamiłowaniu cudowności, halucynacyom i złudzeniom wszelkiego rodzaju, to jednak było mało podobne do wiary, ażeby jakakolwiek doktryna mogła tak szerokie i względnie inteligentne koła ogarnąć, nie mając na swoje poparcie nic, prócz złudzeń i oszustwa.

Niejeden też z ludzi naukowych domyślał się, że na dnie tych iluzyj musi się kryć jakaś prawda nieznana, a więc zasługująca na zbadanie,

podtrzymująca tak silną wiarę spirytystów. Ale wszelkie zbliżenie się do nich było tak kompromitujące, że, przynajmniej żadna z uznanych powag, nie odważyła się na coś podobnego.

Zwolna jednak, w miarę krzewienia się spirytyzmu, ten i ów uczony zetknął się z faktami, nie dającymi się ani zaprzeczyć, ani wytłomaczyć. Niektórzy z nich, jak prof. Crookes, a po nim Zöllner i inni, mieli nawet odwagę przekonanie swoje publicznie wypowiedzieć.

Skutek był narazie bardzo smutny: ogłoszono ich za waryatów i odzywano się z ubolewaniem o "stracie" tak dzielnych sil dla nauki. Straty w gruncie rzeczy nie było; uczeni ci pracowali W dalszym ciągu i dla nauki ustalonej — ale zarazem odsunięcie się od nich reszty uczonych sprawiło, że i ogól na owych nielicznych adherentów spirytyzmu patrzył tylko z ubolewaniem.

Dopiero gdy około r. hypnotyzm zaczął być uznawany przez naukę, zauważono, iż niektóre jego objawy, mianowicie tak zwane wyższe, przedstawiają pewien związek z faktami, podawanymi przez spirytystów, i z tego powodu zaczęto je mniej pogardliwie traktować — choć zawsze tylko w bardzo szczupłych kółkach naukowych.

Pierwszą próbą zainteresowania szerszych kół uczonych były doświadczenia medyolańskie W r. . Staraniem uczonego spirytysty rosyjskiego, M. Aksakowa, zebrało się w Medyolanie kilku ludzi różnej narodowości, celem poddania szczegółowemu zbadaniu faktów, wywoływanych niezwykłą silą neapolitańskiego medyum: Eusapii Paladino.

Doświadczenia miały ten skutek, że przekonały o rzeczywistości zjawisk wszystkich stałych uczestników, mianowicie profesorów fizyki Gerosa, Finzi'ego i Ermacorę, znakomitego astronoma Schiaparell'ego, oraz psychologa Brofferio, nie mówiąc już o filozofie niemieckim, doktorze Du Prel'u i włoskim psychiatrze Lombroso, którzy przedtem zjawiska te uznawali.

Nadto nie przekonały całkowicie, ale zainteresowały w wysokim stopniu prof. fizyologii w Szkole medycznej w Paryżu, Karola Richet'a, przyjmującego udział tylko w mniejszej części posiedzeń.

Ogłoszone przez tych uczonych sprawozdanie wywołało wielką sensacyę w mieście. Dziennik, który je pierwszy zamieścił, rozchwytano w dziesięciu tysiącach egzemplarzy.

Zaciekawienie było tak wielkie głównie dlatego, że zaledwie się rozpoczęły posiedzenia, jeden ze znanych literatów włoskich, p. TorelliViolier, redaktor "Corriere delia sera", wystąpił z ostrzeżeniem do uczonych, utrzymując, iż wszystko jest oszustwem.

Dla ułatwienia pojęcia na czem owe sztuczki polegać miały, podał nawet W dzienniku swoim rysunki, objaśniające podstęp.

Mimo to, posiedzenia, prowadzone w dalszym ciągu, wypadły pomyślnie.

Czytałem sprawozdanie z tych posiedzeń i odczytywałem je z dziesięć razy, ale przyznaję, że mi w głowę nie wchodziło. Nie dlatego, żeby było niejasno lub nieporządnie pisane, gdyż, owszem, redakcya jego była i systematyczna i zro

zumiała, tylko same fakty tak odbiegały od wszystkiego, co wiemy, tak przewracały zasadnicze pojęcia o możliwości i niemożliwości, że, nie mogąc wyszukać żadnej naturalnej dla objaśnienia ich hypotezy, odłożyłem je na bok i przestałem o nich myśleć.

Dopiero gdy w rok potem usłyszałem od Henryka Siemiradzkiego, że wszystkie te objawy sam sprawdził, i że je za niewątpliwe uważa, postanowiłem dotrzeć do źródła i pojechałem do Rzymu.

Doświadczenia rzymskie zachwiały moją niewiarę. Objawy rozpoczynały się prawie odrazu i były tak silne, że mnóstwo zarzutów i podejrzeń, które sobie z góry przygotowałem, trzeba było odrzucić. Stół unosił się na taką wysokość, że o podpieraniu go nogą nie mogło być mowy, działanie na busolę było widoczne, dotykanie w odległości dla medyum niedostępnej, wreszcie światełka bardzo liczne, z różnych stron wybiegające i z pewnością nie pochodzące od jakiejś fosforycznej substancyi.

Zarazem jednak odniosłem wrażenie, że nie są to cuda, lecz zjawiska naturalne, powstające w pewnych tylko warunkach i w pewnych granicach, niewątpliwie związane z ciałem medyum i nie mające W sobie nic spirytycznego.

Wtedy to postanowiłem użyć wyrazu "medyumizm" w zastępstwie wyrazu "spirytyzm", jako zbyt szerokiego i w dodatku z góry narzucającego objaśnienie hypotezy duchów. Wyraz zaś medyamizm nie oznaczał żadnej specyalnej doktryny, co najwyżej wyrażał tylko związek danych faktów

z osobą medyum, czemu zresztą i Spirytyści nie przeczą: miał zaś tę zaletę, że łączył w jedną całość i takie fakty, których sami Spirytyści do duchów nie odnoszą, a które jednak ze wszystkimi innymi w fizyologicznym stoją związku.

Na początku zimy tegoż roku ściągnąłem Eusapię do Warszawy, po raz pierwszy po za granice jej kraju.

W ubiegłym roku () Ch. Richet, w celu nowych doświadczeń, sprowadził ją do willi swojej, leżącej na pustej wysepce morza Śródziemnego. W całym domu nie było nikogo, prócz uczestników posiedzeń, do których stale należałem.

Ileż emocyi, ile walki wewnętrznej przeżyliśmy w tym krótkim czasie!

Po pierwszej, dobrej seryi posiedzeń, nastąpiła zła, potem znów dobra i znowu złe objawy; to czyste i niewątpliwe, to znów podejrzane, a nawet napewno oszukańcze, wstrząsały naszemi przekonaniami.

Ostatecznie jednak nie ulegało wątpliwości, że gdy medyum było dobrze usposobione, doświadczenia wypadały czysto i wyraźnie, a wtedy, kiedy oszukiwało, działało pod wpływem bezwiednych odruchów, związanych z samą naturą zjawisk i z wyczerpywaniem się siły. Wyjaśnię to następnie. Tymczasem zaznaczę tylko tyle, że szczęśliwym trafem, ile razy przyjeżdżał ktoś z nowych uczestników, doświadczenia wypadały dobrze i w ten sposób w ciągu owych dwóch miesięcy zostali przekonani o rzeczywistości zjawisk: drowie Ségard i Béretta oraz komisya angielska,

a mianowicie prof. Lodge i p. Myers, a mniej stanowczo prof. Sidgwick, który ciągle z latarką elektryczną w ręku szukał wspólników po kątach.

Gwałtownie, chociaż w sposób ściśle naukowy, wystąpił przeciw nim dr. Hodgson z Nowego Jorku.

Pogromca wielu medyów amerykańskich, a przedewszystkiem słynnej kierowniczki ruchu teozoficznego, p. Bławackiej, dr. Hodgson, bardzo drobiazgowo skrytykował raport prof. Lodge'a, zaś p. Myers, prof. Richet i ja wystąpiliśmy w jego obronie.

Zarzuty dra Hodgson'a, jakkolwiek teoretycznie całkiem słuszne, rzeczywiście w połowie przynajmniej, jak to sam później przyznał, okazały się niestosownemi. Przypuszczał on mianowicie istnienie najrozmaitszych przyrządów, których nie znaleziono. Ale słuszne i godne uwagi było to (co wprawdzie już przed nim wypowiedzieli pp. Torelli i Reichman), a czego Hodgson dowiódł w sposób bardzo szczegółowy i ścisły, mianowicie, że trzeba koniecznie bardzo dokładnie opisywać, w jaki sposób trzymano ręce i nogi medyum, ponieważ tego rodzaju kontrola ręczna w wielu razach bywa łudząca i niedostateczna.

To też na wyspie stosowaliśmy przeważnie aparaty elektryczne do automatycznej kontroli, używając ręcznej tylko dodatkowo, a jeśli ta ostatnia wyłącznie była używana, notowaliśmy dokładnie, czy cała, czy tylko pół, czy ręki były pod kontrolą, i w razie najmniejszej wątpliwości powtarzaliśmy doświadczenie w nowych, ściślejszych warunkach.

Ale, jak wspominałem, trafiało się, że gdy medyum było źle usposobione, siła działająca nie wychodziła poza obręb jego ciała i wtedy medyum instynktownie oswobadzało sobie rękę lub nogę, żeby pomódz naturze.

Trzeba nieszczęścia, że właśnie kiedy Eusapia znajdowała się w Cambridge, po pierwszych dobrych posiedzeniach, od chwili przyjazdu dra Hodgsona nastąpiły złe; a ponieważ i uprzedzenie dwóch głównych kontrolerów i inne złe warunki, oraz niewłaściwa metoda, jaką do prób zastosowano, wpłynęły paraliżująco na medyum, dr. Hodgson utwierdził się w swojem niedowiarstwie i pociągnął nawet za sobą niektórych już przekonanych, mianowicie Myersa i Sidgwicka. Nie przyłapano Wprawdzie Eusapii na żadnym fakcie oszustwa, jak to mylnie podawały dzienniki, ale sprawdzono wielokrotnie wymykanie się jej ręki lub nogi i tym sposobem podano w podejrzenie i wszystkie inne, chociaż ściślejsze obserwacye. Z Cambridge Eusapia pojechała do Paryża. Spostrzeżenia w Cambridge uwzględniono, objawy jednak były tak dobre, że wszelką wątpliwość usunęły.

Poczem już kilkakrotnie w latach następnych też same doświadczenia odbywano i zawsze z tym samym skutkiem..

Tak stoi kwestya obecnie. Znając jej przebieg ogólny, przypatrzmy się nieco faktom.

Z góry winienem zaznaczyć, że we wszystkiem, co mówię, nie należy szukać żadnej doktryny, żadnej okultystycznej czy innej tendencyi; mówię wyłącznie ze stanowiska przyrodnika i psy

chologa, którego wszystko, co odsłania jakąkolwiek tajemnicę natury lub duszy ludzkiej, w wysokim stopniu interesuje, który radby objaśniać, nie zaś krzewić zamiłowanie do cudowności, łączyć i rozumowo zestawiać fakta, nie napadając na niczyje wierzenia, lub narzucając mu własne.

Stanowisko takie może się wydać niezdecydowanem, zarówno spirytystom, jak materyalistom, ale dla uznających metodę pozytywną jest w chwili obecnej jedynie usprawiedliwionem.

Jeżeli o medyumizmie można już dziś mówić z punktu widzenia naukowego, to tylko o tyle, o ile niższe jego objawy dokładnie są znane i o ile łączą się z również znanymi faktami z dziedziny hypnotyzmu.

Takiemi stopniami przejściowemi, od rzeczy znanych do nieznanych, są mianowicie następujące objawy:

. Tak zwane wirowanie stołów, przy którem działają poprostu bezwiedne skurcze mięśniowe, to znaczy, że osoby, trzymające ręce na stoliku, bezwiednie go popychają. Gdy stół nadto odpowiada na pytania — odpowiedzi daje bezwiedna sfera umysłowości uczestników — jednych więcej, drugich mniej, trzecich wcale, stosownie do zdolności bezwiednego reagowania. Wrażliwsi łatwo przytem zapadają w stan hypnotyczny, który przy wzruszeniach, właściwych tego rodzaju doświadczeniom u osób łatwowiernych i bez odpowiedniego nadzoru kompetentnego hypnotyzera, może wywołać zaburzenia nerwowe.

. Tak zwane wahadła magiczne — (pierścionki, zawieszone na nitce trzymanej w ręku

i pukające w szklankę, tyle razy, ile się zamyśli, albo ile bezwiedna imaginacya odpowie). Jest to bardzo wyraźny przykład ideoplastyi ruchów, czyli mimowolnego urzeczywistnienia się ruchów, wyobrażanych świadomie, nie bezwiednie.

. Tak zwany Camberlandyzm, czyli odszukiwanie ukrytych przedmiotów, polegający również na tem, że ręka mimowoli kieruje się w stronę przedmiotu, na który skupiona jest uwaga. Ruch ten może być całkiem bezwiedny, a jednak o tyle wyraźny, że go odczuje osoba, delikatnie i uważnie trzymająca naszą rękę.

Niekiedy nawet i cyfry daje się odgadnąć W ten sposób, obserwując tendencye ruchowe palców ręki prawej, przywykłej do pisania.

. Związane z powyższymi objawami tak zwane pismo automatyczne, wyrażające cały szereg sennych marzeń na jawie. Najprzód bezmyślnie, z ciągłemi powtarzaniami, później i rozumowo, a nawet z pewnym ciągiem logicznym: mianowicie, gdy rozdwojenie czynności bezwiednej i świadomej Wzmocni się i ustali. U osób, wrażliwych na hypnoskop, może dojść przytem do zupełnego wytworzenia w bezwiednych sferach duszy piszącego, całkowitych odrębnych osobistości, bądźto złożonych ze wspomnień o zmarłej osobie, bądź całkiem fantazyjnych (np. z powieści wyjętych).

. Z tymi faktami łączą się niektóre wyższe objawy hypnotyzmu, komplikując je, a mianowicie:

a) telepatya, czyli odczuwanie myśli ();

() Ktoby chciał dokładniej zapoznać się z tym przedmiotem, tego odsyłam do francuzkiej mojej książki:

b) widzenie, albo raczej odczuwanie bez pomocy oczów, a także nadczułość wzrokowa:

c) naśladownictwo automatyczne, sprawiające, że medyum nie jest w stanie powstrzymać się od powtarzania ruchów widzianych, albo tylko narzuconych jego wyobraźni.

Zjawiska te zachodzą w specyalnym stanie umysłu, mniej lub więcej zbliżonym do monoideizmu, czyli takiego stanu umysłowego, w którym tylko jedno wyobrażenie jest możliwe.

Wszystkie zaś te fakty hypnotyczne i medyumiczne, razem wzięte, składają medyumizm niższego rzędu.

Medyumizm wyższego rządu wymaga przedewszystkiem przypuszczenia, że W organizmie ludzkim tkwi siła, mogąca działać poza powierzchnią ciała.

Taką domniemaną siłę nazywają autorowie magnetyzmem zwierzęcym, elektrycznością zwierzęcą, "odem" "siłą psychiczną" i t. p.

Czy może ona istotnie działać zewnątrz organizmu, a więc na inne ciała?

Na ciała żywe niewątpliwie może, ponieważ świadczą o tem skutki tak zwanego "magnetyzowania" bez wiedzy osoby magnetyzowanej. Co do ciał martwych są wątpliwości, któreby ustąpiły, gdyby objawy medyumizmu wyższego rzędu zostały stanowczo stwierdzone.

Działanie na ciała żywe sprawdza się u chorych, u dzieci, u osób śpiących, u zwierząt, wre

() "De la suggestion mentale, avec une preface de Ch. Richet. Paris Octave Doin, édit. ".

szcie u niektórych hypnotyków, odczuwających zbliżenie ręki z odległości i odróżniających rękę magnetyzera od obcej.

Działanie na ciała martwe potwierdzałyby przedmioty "magnetyzowane", gdyby fakty odrębnego ich wpływu dały się całkiem naukowo wykazać. Na nieszczęście, jest to bardzo trudne i kwestya pozostałaby wątpliwą, ze względu na niesłychanie słabe działanie owych subtelnych bodźców, gdyby nie ta okoliczność, że niektóre medya posiadają własność wprawiania w ruch ciał lekkich, a nawet względnie ciężkich, bez dotykania.

Doświadczenia z dzwonkiem, łyżeczką, z małą ważką od listów i t. p., powtarzane w różnych miastach w obecności Eusapii Paladino, a sprawdzane w warunkach dobrych, to znaczy bez użycia włosków lub innych sztuczek, potwierdzają fakt telekinezyi, czyli wywoływania ruchu na odległość. Ręce wówczas cierpną, albo nawet całkiem drętwieją i bolą, a natomiast ożywiająca je siła zdaje się przenosić na zewnątrz i wywoływać skutki mechaniczne.

Czy możemy działanie to objaśniać samym "magnetyzmem zwierzęcym"? Nie. Potrzeba tu przypuścić nową zasadę, a mianowicie rozszczepianie się ręki żywej na materyalną i eteryczną. Jestto, oczywiście, hypoteza tylko, ale bez której tymczasowe, choćby przybliżone tylko objaśnienie telekinezyi, nie da się przeprowadzić ().

() Późniejsze moje doświadczenia wykazały, że obok ręki eterycznej, albo i bez niej, mianowicie przy

Doświadczenie z wywoływaniem ruchu na odległość jest punktem wyjścia wszystkich wyższych fizycznych objawów medyumizmu, a przypuszczenie możności oddzielania się siły ręki od niej samej, musi być dopełnione teoretycznie, hypotezą istnienia ciała dynamicznego lub eterycznego, czyli, jak je okultyści nazywają "astralnego", mogącego niekiedy całkowicie, lub prawie całkowicie odrywać się od ciała dotykalnego.

Prawdopodobnie potrzebna jest w tym celu pomoc siły magnetycznej uczestników, gdyż stwierdziłem, że po takiem posiedzeniu tracą siły. Nie umiemy dotychczas wprost mierzyć siły magnetycznej lub nerwowej, albo możemy o niej wnosić pośrednio z siły mięśni.

Otóż bardzo liczne próby z dynamometrem wykazały, że stale wszyscy lub prawie wszyscy uczestnicy tracą siłę, pomimo, że żadnej pracy mięśniowej nie wykonywali. Najwięcej zaś traci medyum, które po podobnych objawach, chwilowo prawie całkiem bywa sparaliżowane.

Zasługuje na uwagę jeszcze i ta okoliczność, że uczestnicy posiedzenia medyumicznego tracą mniej więcej tyle, ile wynosi średnia siła ludzka, czyli, że im sił jest mniej, a objawy silniejsze, tem tracą więcej.

Wygląda to tak, jakgdyby kosztem obecnych formowała się siła składkowa, średnio mocnego mężczyzny, t. j. taka właśnie, jaka zwykle występuje w objawach.

przedmiotach lekkich, czynna jest nowa forma energii, którą nazwałem "promieniami sztywnymi".

Szczegółowe kategorye zjawisk fizycznych medyumizmu dają się streścić w następujących podziałach:

. Objawy świetlne, po części zgodne z podaniami Reichenbacha.

. Objawy dźwiękowe, mianowicie glosy i pukania.

. Objawy cieplikowe, z których najlepiej stwierdzone jest tak zwane "wianie" chłodne, subjektywnie podobne do tego, jakie ma miejsce przy wyładowaniach elektrostatycznych, w ośrodku opornym.

. Wreszcie najpospolitsze, objawy mechaniczne, przenoszenia i unoszenia przedmiotów, a nawet osób, czyli tak zwanych lewitacyj — a także pozornych zmian ciężaru, które się do mechanicznych sprowadzają. Te ostatnie wymagają przypuszczenia ciała eterycznego i wtedy dają się objaśnić, bez naruszenia praw mechaniki.

Wszystkie objawy mechaniczne wyglądają tak, jakby były wywołane rękami ludzkiemi. O ile więc nie są dziełem oszustwa, objaśniają się działaniem rąk eterycznych, wydzielonych z ciała medyum, bez przypuszczenia jakiejś nowej, specyficznej siły w rodzaju elektryczności lub magnetyzmu. Ten ich charakter ułatwia wprawdzie badanie objawów, ale zarazem czyni je podejrzanemi, ponieważ są zbyt 'podobne do tego, co medyum własną ręką wykonaćby mogło.

I tu właśnie spotykamy się oko w oko z zasadniczą kwestyą praktycznego medyumizmu, z kwestyą oszustwa.

O świadomem i rozmyślnem nie będę wcale

mówił, gdyż jest ono i względnie łatwiejsze do wykrycia i nie przedstawia interesu naukowego.

Natomiast oszustwo bezwiedne jest ważne choćby dlatego, że wypływa z samej natury zjawisk.

Krótko mówiąc, cały medyumizm niższego rządu jest bezwiednem oszukiwaniem siebie i drugich.

Ponieważ zaś podział na niższy i wyższy tylko w teoryi jest ścisły, nic więc dziwnego, że wszystkie przejścia, do najwyższych, już całkiem czystych objawów, będą także mniej lub więcej skomplikowane tym rodzajem oszustwa.

Nawet w czystych objawach, zanim się całkiem rozwiną, t. j. gdy się przygotowują, znaleźć można zawsze, jeżeli nie samo bezwiedne pomaganie sobie mechanicznie, to przynajmniej usiłowania W tym kierunku i pozory oszustwa.

Dlatego też objawy te są tak trudne do badania i tak odstręczają od siebie ludzi poważnych, a niedostatecznie z kwestyą obznajomionych.

N. p. lewitacya całkowita stołu jest już niewątpliwie wyższym objawem medyumicznym, ale zanim się ją zobaczy w czystej formie, trzeba przejść przez szereg prób, z mniej lub więcej jawnym pozorem mechanicznego podpierania.

Podobnież dotykania rąk niewidzialnych, zanim przyjdą do skutku w formie czystej, niewąpliwej, zdradzają cały szereg manipulacyi pośrednich, albo wprost dążących do uwolnienia własnej ręki medyum i dotknięcia nią sąsiada, albo przynajmniej mających taki pozór.

Nie trzeba bowiem zapominać, że to nie du

chy dotykają, lecz dynamiczne ręce samego medyum, a rozszczepienie ich od rąk cielesnych wymaga pewnych warunków, które same przez się muszą budzić podejrzenie. Tak np. medyum stara się być jak najmniej skrępowane przez kontrolerów, ponieważ ręce jego stają się wówczas nadczułemi; pochyla się na stronę osoby dotykanej, ponieważ tym sposobem zmniejsza wielkość rozszczepienia i ból z niem połączony. Wreszcie dotykania odbywają się zwykle tylko samemi kończynami palców, ponieważ ręka dynamiczna rzadko ma dostateczną siłę do wywołania wrażenia dotyku.

Wogóle zaś ciemność, będąca nieszczęsnym warunkiem tych objawów, przynajmniej z początku, oczywiście także nie przyczynia się do obudzenia zaufania. Mówię z początku, gdyż zwolna, w miarę powtarzania się posiedzeń w tym samym komplecie, mniejsze lub większe światło staje się możliwe. Eksperymentatorowie medyolańscy np. zaznaczają, że po pewnej liczbie posiedzeń, prawie wszystkie objawy otrzymywali w oświetleniu i my też w Warszawie pod koniec posiedzeń widzieliśmy współcześnie rękę dotykającą i obie ręce medyum.

Rozsądniej więc jest czekać na rozwój objawów, czy to w ciągu jednego posiedzenia, czy też w szeregu posiedzeń, niż paraliżować je z góry. Ale tego najpoważniejszym nawet nowicyuszom wytłómaczyć nie można! Chcą koniecznie odrazu światła, i dlatego zwykle, albo nic nie otrzymują, albo też dochodzą tylko do objawów połowicznych i podejrzanych. Gdy tymczasem,

przy cierpliwości, można dojść do takich zjawisk, przy których nawet trzymanie ręki medyum staje się zbyteczne, objawy bowiem mają miejsce przy świetle i zdaleka.

Ażeby nie pomagać sobie mechanicznie, medyum musi nietylko mieć nadmiar siły, ale nadto panować nad sobą, do czego nie zawsze jest zdolne, w takim więc razie przytrzymywanie jego członków w chwili istotnych objawów, staje się koniecznem i jest nawet warunkiem powodzenia; gdy tymczasem zostawianie mu swobody "w celu podpatrzenia oszustwa", musi z konieczności prowadzić do pomagania sobie mechanicznego, a więc do oszustwa, Jakto właśnie miało miejsce w Cambridge. Zatem: tylko umiarkowana kontrola z początku, a bardzo ścisła następnie, odpowiada naturze objawów. Gdy zaś te dojdą do pewnej siły, wówczas kontrola staje się znowu mniej konieczna, ponieważ objawy są już oczywiste.

Stwierdzenie wyższych zjawisk medyumicznych zmieniłoby radykalnie naszę pojęcia fizyologiczne, a przedewszystkiem poglębiłoby je.

Różne zagadki, dotyczące siły żywotnej, dziedziczności, siły leczniczej naturalnej, wpływu umysłu na ciało, znalazłyby swoje wyjaśnienie. W historyi zaś wyjaśniłoby się mnóstwo ciemnych dotychczas faktów nieprawdopodobnych i dlatego właśnie odrzucanych, a które jednak mają wiele świadectw za sobą. Nie ma i dziś żadnej racyi do uznawania ich w duchu hipotezy spirytystycznej, to znaczy w znaczeniu istotnej interwencyi świata zagrobowego w nasze sprawy, ale same fakty,

same objawy, wywołujące taką interpretacyę, byłyby przez przyjęcie medyumizmu wyjaśnione.

Czy medyumiazm może mieć jakie zastosowania?

Przyznam się, że sam przed paru laty uważałem jeszcze takie pytanie za niedorzeczne. Dziś jestem innego zdania, ale fakty, jakie mnie do tego skłoniły, zbyt są jeszcze zawiłe i nie nadają się do publikacyj. Zresztą, badacz naukowy nie powinien nigdy pytać: na co się to przyda? Nie powinien z góry szukać zastosowań tam, gdzie sama rzecz nie jest jeszcze dostatecznie zbadana. Winien badać nowe zjawiska teoretycznie, wykrywać ich stosunek do znanych, a gdy wiadomości jego Wzrosną, zastosowania zjawią się same, może nawet całkiem inne, niż te, jakie przewidywał.

Osoby niewtajemniczone, a po części i obznajmione z medyumizmem, zarzucają mu dziecinny charakter jego objawów. I słusznie. Nie należy jednak zapominać, że taki sam charakter dziecinny nosiły na sobie początki wielu odkryć i wynalazków epokowych.

Nie jest to więc zarzut poważny. Niech sobie objawy medyumizmu będą dziecinne, byle były prawdziwe. W tem jest cała kwestya, kwestya dotychczas rozstrzygnięta twierdząco tylko dla malej liczby tych, którzy mieli sposobność zblizka i stokrotnie je obserwować.

Zresztą, dziecinny charakter zjawisk wypływa głównie ztąd, że niema jeszcze medyów rozbijanych przez ludzi naukowych, a te, które są, przedtem, latami całemi pozostawały pod wływem

ludzi, poszukujących cudowności, nie faktów naukowych i ćwiczyły się wyłącznie w duchu pragnień nic wspólnego z nauką nie mających. Wiadomo zaś, jak wiele znaczy nałóg we wszystkiem, co się do systemu nerwowego odnosi.

Inny zarzut, dążący do rzucenia podejrzenia na prawdziwość zjawisk medyumicznych, jest ten, że tak mało mamy medyów.

Dlaczego, mówią przeciwnicy, tylko taka Eusapia Paladino miałaby być uprzywilejowaną istotą?

Otóż przedewszystkiem Eusapia Paladino nie jest jedyną tego rodzaju istotą, a były czasy, kiedy całe tłumy medyów poddawano najsurowszym badaniom, i po sprawdzeniu rzeczywistości zjawisk — palono na stosie.

I dziś, choć przerzedzona, rasa medyów nie Wyginęła całkowicie i jest ich więcej, niżby kto sądził, tylko albo same o tem nie wiedzą, albo się z tem kryją, celem uniknięcia szyderstw i posądzenia o oszustwo, albo wreszczie rodzina sprzeciwia się eksperymentowaniu, bądź to ze względów zdrowia, bądź ze względów religijnych. A tymczasem wyrobienie się medyów wymaga długiej pracy, długiej uwagi i cierpliwości, przy stałym współudziale kilku, zawsze tych samych eksperymentatorów, których także nie łatwo jest zebrać ().

() Później przekonałem się, że przy odpowiedniej kulturze medyum można wykonywać ścisłe doświadczenia medyumiczne i bez współudziału osób trzecich.

(P. A. )

Nareszcie najwalniejszą przeszkodą W posuwaniu się naprzód tych trudnych i niewdzięcznych badań, jest — związana z niemi nierozdzielnie kwestya oszustwa. Pisałem o tem w pracy specyalnej (), do której muszę odesłać czytelnika. Tutaj nadmienię tylko tyle, że jakkolwiek oszustwo świadome jest bardzo pospolite w tej dziedzinie, zwłaszcza u medyów płatnych, które chcą mieć objawy na zawołanie, ale daleko większą przeszkodą w systematycznem studyowaniu medyumizmu, jest oszustwo bezwiedne, wynikające z braku wyrobienia, ambicyi lub chwilowego braku siły.

Jak widzieliśmy, cały niższy medyumizm jest mimowolnem oszukiwaniem siebie i drugich, ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, ani z własnych ruchów, ani z pobudek psychicznych bezwiednych, które je wywołują. Dopiero przy zjawiskach wyższego rzędu, t. j. gdy działanie odbywa się bez dotykania, możliwem jest otrzymanie wyraźnych faktów, stwierdzających rzeczywistość nieznanej siły.

Ale i tutaj są stopnie przejściowe, i schwytanie medyum na gorącym uczynku bezwiednego pomagania sobie wcale jeszcze nie dowodzi, że

() "La question de Ia fraude dans les expériences avec Eusapia Paladino" (Annales des sciences psychiques, Paris , Zeszyt ). Artykuł ten, obejmujący stron druku, był również drukowany w przekładzie przez specyalne czasopisma niemieckie, rosyjskie, włoskie i angielskie, a także przedrukowany w całości W dziele de Rochas'a: "Extériorisation de la motricité", Paris .

i wszystkie inne objawy nie odbywają się bez pomocy mechanicznej.

Oczywiście, są to rzeczy tak z dzisiejszego naszego stanowiska nadzwyczajne, że sto razy sprawdzić je trzeba, żeby samemu uwierzyć, a sprawdziwszy, po pewnym czasie nie zacząć wątpić na nowo. Słusznie też powiedziano, że gdyby nie owa nadzwyczajność zjawisk, gdyby chodziło np. tylko o jakieś nowe odkrycie fizyczne lub chemiczne, to sto razy mniejsza liczba faktów, niż ta, jaką już badacze medyumizmu stwierdzili — wystarczyłaby do przyjęcia ich w nauce.

Jednem słowem, przeszkody są liczne i trudności większe, niż w jakiejkolwiek innej sferze zjawisk. Tembardziej powinniśmy wytrwać w poszukiwaniach, ażeby nić obserwacyi, jak to już kilkakrotnie bywało, nie została zerwaną i nie musiała być nawiązywaną na nowo. Jasne światło prawd, ukazujące się nam z oddali, a dziś jeszcze zaćmione całym tłumem zagadek, tkwiących w duszy ludzkiej, powinno nas zachęcać do wytrwania, i pocieszać nadzieją lepszego, niż dotychczas, zrozumienia istotnej natury człowieka.

Ci zaś, którzy do tych mozolnych i niewdzięcznych poszukiwań sami ręki przykładać nie mogą, najlepej uczynią, jeżeli powstrzymując się od drwin i przedwczesnych decyzyj, zaczekają spokojnie na ostateczny wyrok nauki.

ZNACZENIE BADAŃ PSYCHICZNYCH DLA FIZYCZNYCH ()

().

Znamienny głos odezwał się, ku zdumieniu uczonych angielskich, na tegorocznem zgromadzeniu ogólnem BritishAssociation w Bristolu.

Prezes jego, prof. William Crookes, w swem przemówieniu powitalnem, poruszył kwestyę badań medyumicznych...

Uczynił to w długim, bogatym w treść wykładzie O postępach nauk fizycznych, w formie bardzo oględnej co do wyrazów, ale bardzo stanowczej co do treści.

Nie mogąc tu powtarzać całej mowy, która dotykała kwestyj bardzo różnych, związanych z postępami chemii i fizyki, jak: produktów odżywczych roślinnych, skraplania gazów, budowy materyi, fal Hertza, promieni Röntgena, ciał fosforyzujących, odkrycia "polonu", wreszcie jego Własnych badań nad spektroskopią nowych ziem rzadkich. Ale chcę powtórzyć całą końcową część wykładu, poświęconą wyłącznie, dotychczas wyklętym przez naukę urzędową (badaniom psychicznym. Jeżeli zakończenie to mogło przejść bezkarnie, to tylko dzięki temu, że W ostatnich czasach teorye Crookes'a, dotyczące natury promieni katodowych i wykrytego przezeń czwartego stanu materyi, zaczęły brać górę nad teoryami Hertza i innych uczonych niemieckich, a przytem

() Artykuł ten nie był drukowany, ponieważ wśród nastroju, jaki zapanował po mniemanem zdemaskowaniu Eusapii w Cambridge (), żadne z naszych pism nie chciało się zajmować kwestyami medyumicznemi.

jego świetne, niesłychanie pracowite wyodrębnienia nowych pierwiastków chemicznych, postawiły go tak wysoko wśród badaczów, iż nieodważono się na opozycyę. Nie wezwanoby go niewątpliwie do przemawiania w tym duchu, ale ponieważ jako prezes przemawiał z urzędu, wysłuchano cierpliwie i z uznaniem.

* * *

Oto owo, niezwykłe w British Association, zakończenie wykładu fizycznego:

"Chciałbym teraz pomówić o przedmiocie, który jest dla mnie najważniejszym i najbardziej płodnym w następstwa. Żaden wypadek z mojej karyery naukowej nie jest tak znany, jak udział mój, od wielu już lat, w pewnych badaniach psychicznych. Trzydzieści lat upływa od czasu, gdy ogłosiłem sprawozdanie z moich doświadczeń, zmierzających do wykazania, że, poza naszemi wiadomościami naukowemi, istnieje siła, wprawiana w ruch przez inteligencyę, różną od tej, którą zwykle tak nazywamy i która jest wspólną wszystkim śmiertelnym. Ta okoliczność mego życia, była niewątpliwie dobrze rozumiana przez tych, którzy mnie zaszczycili wyborem na przewodniczącego; ale być może, iż znajdują się w zgromadzeniu osoby ciekawe, czy też będę mówił o tych kwestyach? Wolę o nich mówić, choć tylko w krótkości. Jak to już wykazali Wallace, Lodge i Barret, przedmiot ten mógłby być dyskutowany na naszych kongresach, nie będę jednak wchodził w szczegóły jeszcze nieznane i jeszcze

nieinteresujące większości moich braci naukowych. Z drugiej strony, ukrywanie tych kwestyj uważałbym za akt słabości, do którego spełnienia bynajmniej nie uczuwam pokusy. "

"Zagradzać drogą jakimkolwiek badaniom lojalnym, zmierzającym do rozszerzenia naszych wiadomości, cofać się z obawy trudności, albo krytyk, byłoby to ubliżać nauce. Badacz powinien tylko iść prosto naprzód, "badać wszystko, cal za calem, z pomocą swego rozumu", iść za światłem wszędzie, gdziekolwiekby ono mogło go zaprowadzić, nawet wówczas, gdy to światło zdaje się mieć Wygląd błędnego ognika. Nie mam nic do odwołania; utrzymuje to, co już ogłosiłem, mógłbym nawet dużo jeszcze dodać. Żałuję tylko, że pierwsze moje opisy były zbyt surowe, niedość strawne i że zapewne dlatego, nie bez słuszności, sprzeciwiały się przyjęciu mojej tezy przez świat naukowy. W owej epoce, moje własne wiadomości nie wykraczały poza fakt, że pewne zjawiska, nowe dla nauki, niewątpliwie istnieją i że były poświadczone mojemi własnemi zmysłami, a co ważniejsza, zapomocą przyrządów automatycznych. Sprawiało to wrażenie jakby jakiejś istoty dwuwymiarowej, mogącej się utrzymać na szczególnym punkcie powierzchni Riemana i tym sposobem znaleźć się w kontakcie nieskończenie słabym i niedającym się wyjaśnić z planem bytu (trójwymiarowego), który nie był jej bytem. "

"Sądzę, iż obecnie widzę nieco dalej. Mam pewne błyski rozumowe, dotyczące tych zjawisk dziwnych, coś jakby promień pewnej łączności pomiędzy temi niewyjaśnionemi siłami a prawami

już nam znanemi. Postęp ten zawdzięczam, w znacznej mierze, pracom innego stowarzyszenia, któremu również mam zaszczyt przewodniczyć w tym roku: Towarzystwu Badań Psychicznych. Gdybym dziś dopiero miał przedstawiać te badania światu uczonemu, byłbym wybrał inny punkt wyjścia, niż ten, jaki Wówczas przyjąłem. Wypadałoby zacząć od telepatyi, czyli od owego prawa podstawowego, że myśli i obrazy mogą być przenoszone od duszy do duszy, bez pośrednictwa znanych dróg zmysłowych, że pewna wiedza może się dostać do umysłu ludzkiego, nieprzechodząc przez żadną ze znanych lub uznawanych dzisiaj dróg. "

"Jakkolwiek badania te wyjaśniły fakty ważne, dotyczące spraw duchowych, nie dosięgły jednak jeszcze tego stopnia pewności naukowej, ażeby można już ich wyniki przedstawić wam w jednej z sekcyj Towarzystwa. Poprzestanę więc na Wskazaniu kierunku, w jakim te badania naukowe mogą uprawnić swój postęp. W telepatyi mamy dwa fakty fizyczne: zmianę fizyczną W mózgu A, tym, który wysyła sugestyę, i analogiczną zmianę fizyczną w mózgu B, który odbiera sugestyę. Między tymi dwoma, faktami fizycznymi musi istnieć serya przyczyn fizycznych. Gdy serya owych przyczyn pośrednich zacznie być znaną, badanie będzie mogło wejść w kadry prac jednej z sekcyj Brytańskiego Towarzystwa. Owa serya przyczyn wymaga jakiegoś ośrodka; wszelkie zjawiska światowe przedstawiają, jak to mamy prawo przypuszczać, pewną ciągłość, a z drugiej strony byłoby sprzeczne z duchem nauki przy

woływać w pomoc nowe czynniki tajemnicze, gdy ostatnie postępy naszej wiedzy wykazały, że drgania eteru posiadają własności i moce, obficie wystarczające na różnego rodzaju zadania, nawet na przenoszenie myśli. ''

"Niektórzy fizyologowie przypuszczają, że główne komórki nerwowe nie stykają się bezpośrednio, lecz są rozdzielone wązkim odstępem, szerszym podczas snu, węższym i zwężającym się aż do zniknienia, podczas czynności umysłowej. Taki stan rzeczy nie byłby dziwniejszy od tego, co obserwujemy w kohererach () Branly'ego lub Lodge'a; ponieważ budowa mózgu i nerwów jest podobna, możemy sobie wybrażać, że istnieje w mózgu mnóstwo takich nerwów kohererów, których specyalnem zadaniem jest odbieranie uderzeń fal eterowych, odpowiedniej amplitudy, a przychodzących bezpośrednio. Rontgen oswoił nas z rodzajem drgań o niesłychanie drobnych amplitudach (odchyleniach), w porównaniu do najmniejszych dotychczas znanych, o wymiarach dających się zestawić z odległościami dzielącemi centra atomowe, z których jest zbudowany nasz świat materyalny; niema zaś żadnej racyi do przypuszczenia, żeśmy już dosięgli granicy najwyższej częstości drgań. Wiadomo, że działaniu myśli towarzyszą pewne ruchy molekularne w mózgu; stoimy więc wobec drgań fizycznych, zdolnych, dzięki swej krańcowej małości, działać bezpośrednio na molekuły osobnicze, podczas gdy ich

() Przyrządy odbierające depesze w telegrafie bez drutu.

szybkość zbliża się do szybkości drgań wewnętrznych i zewnętrznych samych atomów. "

"Zjawiska telepatyczne potwierdzają liczne doświadczenia i liczne fakty samoistne, bez uznania tamtych, zupełnie dla nas niezrozumiale. Najlepszym może dowodem jest ten, jaki daje się wyciągnąć z rozbioru pracy podświadomej ducha, gdy ten, czy to przez wypadek, czy to rozmyślnie, poddany jest nadzorowi świadomemu. Pan F. W. H. Myers wyjaśnił i złożył w jedną zrozumiałą całość różne strony tej dziedziny, niewątpliwie istniejącej na progu stanów świadomych. Jednocześnie nasza znajomość odnośnych faktów zyskała interesujące dodatki od pracowników innych narodów. Nie mnożąc nazwisk, poprzestanę tylko na wspomnieniu obserwacyi pp. Richet, Janet'a i Binet'a we Francyi, Breuera i Frenda w Austryi, oraz Williama James'a w Ameryce, którzy złożyli uderzające dowody tego, co można otrzymać cierpliwem eksperymentowaniem w przedmiocie zmian osobowości i wogóle stanów anormalnych. Bezwątpienia, nasze W tym kierunku wiadomości wymagają jeszcze rozwinięcia, ale powinniśmy się wystrzegać skłonności do zbyt łatwego przypuszczenia, że wszystkie te zmiany w warunkach normalnego stanu czuwania, są przez to samo patologiczne. "

"Rodzaj ludzki nie doszedł jeszcze do żadnego stałego ideału: we wszystkich kierunkach jest zarówno ewolucya, jak i rozpad. Trudnoby jednak znaleźć postępy szybsze, moralnie i fizycznie, jak w przykładach pewnych wyleczeń, otrzymanych dzięki sugestyi przez Liebeault'a

Bernheima, ś. p. Augusta Voisn'a, Berillon'a (we Francyi), Schrenck Notzinga (w Niemczech), Forela (w Szwajcaryi), van Eedena (w Holandyi), Wetterstranda (w Szwecyi), Milne Bramwella i Lloyd Tuckey'a (w Anglii), jeżeli już mamy poprzestać na tych kilku nazwiskach. "

"Nie miejsce tu wchodzić w szczegóły, ale nie ulega wątpliwości, że owa vis medicatrix, wydobyta tym sposobem z głębin organizmu, pozwala dobrze wróżyć o przyszłej ewolucyi ludzkości: "

"Olbrzymia ilość zjawisk będzie jeszcze musiała przejść przez sito nauki, zanim będziemy mogli zrozumieć władzę tak dziwną, tak zdumiewającą, i na lata jeszcze niewątpliwie nieprzeniknioną, jak bezpośrednie działanie ducha na ducha. Trudne to zadanie będzie wymagało użycia ścisłego metody wyłączeń: odsunięcia na bok zjawisk obcych, dostępnych dla wyjaśnień przyczynami znanemi, nie wyłączając i najpospolitszych, mianowicie świadomego lub bezwiednego oszustwa. Ale badania tej dziedziny spotykają się nietylko z przeszkodami właściwemi wszelkiej eksperymentacyi nad duchem, one nadto znajdują zaporę w sprzecznościach temperamentów ludzkich, oraz w trudnościach wynikających stąd, że w wielu razach badanie przyrządowe zastępują tylko świadectwa osobiste. "

"Z tem wszystkiem, trudności na to istnieją, żeby je przełamywać, nawet w tej łatwo łudzącej dziedzinie zjawisk znanych pod nazwą psychologii eksperymentalnej. Główni badacze Towarzystwa Badań Psychicznych umieli połączyć kry

tyczną pracę negatywną, z pracą prowadzącą do odkryć pozytywnych. Bystrości i podniosłości umysłu takich poszukiwaczy, jak H. Sidgwick i zmarły Edmund Gurney, zawdzięczamy ustalenie zasad, poprawiających, przez zwężenie jej, drogę otwartą dla następców w przedmiocie poszukiwań psychicznych. Geniuszowi Richarda Hodgsona zawdzięczamy przekonywającą demonstracyę wązkich granic, w obrębie których mogą się odbywać trwałe spostrzeżenia. "

"Co mogło być prawdą w przeszłości, przestaje być prawdą. Wiedza naszego wieku ukuła, dla analizy i obserwacyi narzędzia, któremi nawet początkujący mogą się posiłkować. Nauka wyszkoliła i urobiła umysł średni, dając mu przyzwyczajenia ścisłości i percepcyi krytycznej, a czyniąc to, wzmocniła się sama do zadań wyższych, szerszych i nieporównanie piękniejszych, niż najpiękniejsze z tych, o jakich mogli marzyć nasi przodkowie. Jak owe dusze platońskie, biegnące za wozem Zeusa, wzniosła się ona na wyżynę, z której panuje ponad ziemią. Z tej wyżyny będzie mogła prześcignąć wszystko, cośmy dotychczas wiedzieli o materyi i wyjaśnić nam głębie praw kosmicznych. "

"Jeden z mych znakomitych poprzedników na tej katedrze powiedział, że "z konieczności rozumowej przekroczył granice materyalnej oczywistości doświadczalnej, rozprawiając o przedmiocie, który w naszej nieznajomości własnych ukrytych sił, i mimo całej czci dla Twórcy, pomijaliśmy dotychczas z lekceważeniem, mianowicie kwestyę obietnic i źródła wszelkiego ziemskiego

życia. "Jabym wolał odwrócić tę sentencyę i powiedzieć, że właśnie w życiu znajduję obietnicę i źródło wszelkich form materyi. "

"W starożytnym Egipcie znany napis zdobił wejście do świątyni Izydy: "Jestem tem, co było, jest, lub będzie i żaden człowiek nie odchylił jeszcze mej zasłony. " My, uczeni nowożytni, nie pojmujemy w ten sposób naszej walki z Przyrodą — który to wyraz streszcza dla nas zwodnicze tajniki wszechświata. Bez wytchnienia, bez słabości, przeciskamy się aż do serca tej przyrody, starając się wydobyć z tego czem jest, wiedzę tego, czem była i czem będzie. Odchylaliśmy zasłonę po zasłonie, i oblicze jej staje się coraz piękniejsze, coraz wspanialsze, coraz godniejsze podziwu, w miarę jak opadają zapory. "

* * *

P. S.

Przeczytawszy powyższą mowę, musimy przyznać, że Crookes, ze swego śmiałego zadania wywiązał się bardzo dyplomatycznie. Możnaby o nim powiedzieć to, co powiedział Kant sam o sobie w przedmowie do rozprawki p. t. "Marzenia jasnowidzącogo": "Przypuszczam, że książka ta zupełnie zadowolni czytelnika, ponieważ nie zrozumie on tego, co w niej jest najważniejsze, innym rzeczom nie da wiary, a resztę wyśmieje. " Do wyśmiania jest tu niewiele; chyba tylko to, że Crookes, w rozprawie o postępach nauk fizycznych, tak obszernie i z takim naciskiem, podnosi zagadnienia psychiczne. Że temu lub owemu z jego mowy słuchacze nie uwierzyli — to pewna. Ale

najpewniejsze jest to, że najważniejszej rzeczy nie zrozumieli. Najważniejszą zaś rzeczą w przemówieniu Crookesa jest niewątpliwie zdanie:

"Nie mam nic do odwołania; utrzymuję to, com już ogłosił, mógłbym nawet dużo jeszcze dodać. "

Gdyby to byli zrozumieli, nie byliby zachowali spokoju — bo znaczyło to, ni mniej ni więcej, tylko bezwzględne uznanie całego medyamizmu od jego najprostszych, aż do najrzadszych i najdziwniejszych zjawisk, rujnujących bardzo wiele zasadniczych, choć tylko negatywnych pojęć dzisiejszej fizyki i psychologii.

Dlaczego Crookes nie powiedział tego wyraźnie, on, który miał odwagę stać twardo przy swych odkryciach medyumicznych, i rzucić swym kolegom tak gorzki orzech do zgryzienia?

Może przez politykę, a może też i ze szczerego przekonania.

Pewna polityka jest, niestety, w stosunkach ludzkich nieunikniona. Nie jesteśmy "czystymi rozumami" i ktokolwiek ma coś nowego do powiedzenia, musi się liczyć z tem, że kogoś zirytuje, że kogoś upokorzy, a nawet, że zbytnią szczerością samej bronionej sprawie zaszkodzi. Oto dlaczego trzeba być trochę politykiem. A Crookes nim był niewątpliwie w swej mowie, skoro nie uwypuklił tego, co mianowicie uznaje, skoro nie użył wyrazu "spirytyzm" lub "medyumizm" (czerwonej płachty nie pokazuje się bykowi, jeśli się chce przejść obok niego spokojnie — lepiej jest łagodnie go pogłaskać), skoro on, spirytualista, kwestyę telepatyi sprowadził do kohererów móz

gowych, skoro domysły spirytyczne złagodził badaniami nad zdwojeniem osobowości, skoro wreszcie nie wspomniał wcale o nienawiści (inny wyraz byłby za słaby), jaką te badania wogóle budzą wśród jego "braci naukowych".

Pewną dozę polityki przypuszczam również W pochwałach, udzielonych Sidgwickowi i Hodgso nowi; dla mnie bowiem pierwszy był umysłem raczej miękkim, niż otwartym, a jako obserwator nie miał żadnej wartości; drugi zaś był wprawdzie obserwatorem bardzo bystrym i narzucającym się swoją siłą, ale jednocześnie krańcowym, a zawsze upartym i nierozważnym. Jednoczyła ich obu tylko prawdziwie anglosaska wytrwałość w poszukiwaniach i owa niewzruszona cierpliwość, o której Buffon powiedział, że jest samym geniuszem. Niechże Więc będą znakomitościami. Jeszcze to nie tak razi, jak owe obyczaje francuzkie, dzięki którym każdy nowowstępujący do Akademii członek, musi uznać za geniusza tego członka, którego fotel obejmuje w posiadanie.

Co do innych kwestyi (a w części nawet i co do poprzednich) przypuszczam zupełną szczerość przekonań. Crookes jest zbyt wybitnym przedstawicielem ostatniej epoki, ażeby nie miał odbić w sobie, choć w części, tej religijnej czci dla Wiedzy ludzkiej, jaka ją charakteryzuje. Jeżeli, bardzo delikatnie zresztą, dostroił się do tendencyi materyalistycznych tej epoki, to nic dziwnego, że wyrozumiale pomija jej błędy, jej zaślepienia i jej nienawiść do wszelkich zasadniczych nowości. Myli się też niewątpliwie, gdy sądzi, że nauka dzisiejsza wyrobiła już tak doskonałe na

rzędzia badania, iż nawet nowicyusz może bezpiecznie przystąpić z niemi do rozbioru owych najzawilszych i najpiękniejszych zagadnień. Te doskonałe narzędzia są doskonale dla zadań dotychczasowych — choć także ukazuje się potrzeba coraz subtelniejszych — ale są zupełnie niewystarczające dla nowych zagadnień metapsychicznych. Nietylko są niewystarczające, ale mogłyby nawet w błąd wprowadzić, gdyby nie wynajdowano wciąż nowych metod i narzędzi, jak W tym razie nawet zasadniczo nowych. Owe zaś zasadniczo nowe środki badawcze, są tak bardzo odmienne od dawnych, że muszą się wydać w pierwszej chwili nien aukowymi. Ale na to rady niema. Naukowem jest nie to, co już za takowe uznano, lecz to, co najlepiej odpowie naturze nowych, nieznanych dotychczas zjawisk, skoro się do nich ma stosować. Najczulsza ważka nie odda nam przysługi, jeśli to, co odkrywamy nie da się na niej umieścić. Takiemi zaś pozorami ścisłości zasypana jest cała dzisiejsza psychologia eksperymentalna, właśnie dzięki niewłaściwemu użyciu owych doskonałych przyrządów automatycznych — nieodpowiadających naturze i zawiłości zjawisk.

Chciałbym jeszcze dodać słówko krytyki do najgłówniejszej kwestyi, poruszonej w mowie znakomitego badacza.

Tematem jego wykładu były "postępy nauk fizycznych". Jeżeli mimo to, tak wiele miejsca i to z takim naciskiem poświęcił kwestyom psychicznym, to niewątpliwie dlatego, że uznaje olbrzymie, całkiem niezwykłe znaczenie drugich

dla pierwszych. To widoczne w intencyi, ale tego nie widać w wykonaniu.

Dlaczego, mianowicie, badania psychiczne mają mieć tak wielkie znaczenie dla fizycznych?

Crookes napomyka o domniemanej łączności fal elektrycznych Hertza, z falami eterycznemi, o drganiach jeszcze krótszych, a prawdopodobnie pośredniczących przy telepatyi. Porównywa nawet niestale kontakty komórkowe w mózgu (według hypotezy Duval'a) z niestałymi kontaktami w kohererach. To prawda, ale poza tem wypowiada tylko ogólniki, albo niejasne, albo wprost dwuznaczne.

"Co mogło być prawdą w przeszłości, przestaje być prawdą".

Nie mówi jednak, co mianowicie?

Tak samo pytyjsko brzmią owe "obietnice i źródło życia w stosunku do form materyi".

Czy ma to być rewelacya, że samą istotę materyi poznamy lepiej przez badanie metapsychicznych zjawisk życia? Albo może, że znajdziemy w nich wskazówki do kwestyi nieśmiertelności?

Prawdopodobnie i jedno i drugie; ale tego słuchacz napewno nie zrozumiał, podobnie jak u Kanta nie zrozumiał możności oddziaływania zmarłych na żywych przy uplastycznionych widziadłach halucynacyjnych (str. ).

Jednem słowem, o znaczeniu badań psychicznych dla fizycznych nie dowiedzieliśmy się właściwie nic.

A jednak istnieje ono niewątpliwie, tylko, że

chcąc je wykazać, musiałby był wejść w szczegóły zjawisk a tego właśnie chciał uniknąć.

Czy możemy go w tym względzie wyręczyć?

Do pewnego stopnia. W zjawiskach medyumicznych występują tak zwane "materyalizacye" i "demateryalizacye", występują także "aporty" z odległości, oraz fakty "przenikania" materyi jednej przez drugą.

Że one są w związku z zasadniczem pojęciem materyi — rzecz oczywista; i oczywistem jest także to, że się dzisiejszym pojęciom fizycznym sprzeciwiają.

Jeśli w każdym podręczniku fizyki mówi się o "nieprzenikliwości" materyi, jako jednej z jej cech zasadniczych i bezwględnych, to ta cecha musi odpaść, jako sprzeczna z faktami — choćby tego rodzaju, że np. wewnątrz dwóch tabliczek szyfrowych ściśniętych, związanych i opieczętowanych, może się znaleźć pismo kredą lub ołówkiem, którego tam nie było.

Co prawda, już dzisiaj i nauka urzędowa odrzuca nieprzenikliwość i niepodzielność atomów, chociaż nie na podstawie zjawisk medyumicznych, jeszcze jej nie znanych, lecz na podstawie zjawisk promieniotwórczych, już uznanych. W każdym razie pierwsze popierają wnioski rewolucyjne, oparte na drugich. Tem lepiej, że reforma znajduje poparcie różnostronne. I takich zależności jest więcej.

Medyumizm np. wykrywa różne nowe rodzaje promieni, które mogą z czasem wypełnić luki między znanymi już dzisiejszej fizyce.

A zwolna...

Zwolna i całe pojęcie materyi i jej drgań musi uledz przeobrażeniu, przeobrażeniu, także w części już rozpoczętemu, dzięki przeczuciom ClarkaMexwella i dzisiejszej teoryi elektronów. Będzie to przeobrażenie już nietylko fizyczne, ale fizycznofilozoficzne.

Czy można brać za złe Crookes'owi, że tych kwestyi nie poruszył, że się nie wdał w szczegóły ewentualnego znaczenia odkryć metapsychicznych dla postępu nauk fizycznych?

Byłoby to niesprawiedliwością, bo kwestyi tak nowych, tak zawiłych, nie porusza się przedwcześnie, zwłaszcza wobec czarnych fraków i białych krawatów dorocznego kongresu urzędowego. Mogłoby to raczej sprawie zaszkodzić, nie mówiąc już o tem, że naruszałoby przepisy pozytywnej roztropności. Natomiast musimy mu być wdzięczni za odważną inicyatywę, za dorzucenie jeszcze jednej kropli do tych już niezliczonych, które bez śladu, od lat trzydziestu, padały na epokę urzędowej obojętności.

Minie i ona, jak wszystko na świecie, bo prawda nie da się ukryć pod korcem.

(Przyp. późn. ).

* * *

DAWNA SŁAWA.

(Posiedzenia z panią Corner w Warszawie).

().

Ktokolwiek interesuje się spirytyzmem, temu nie obce jest nazwisko "Florence Cook".

Nie było bowiem bardziej zdumiewających spostrzeżeń nad te, jakie przed trzydziestu laty ogłosił znakomity fizyk i chemik angielski, William Crookes, opierając się na trzyletnich swoich posiedzeniach z owem sławnem medyum.

Przystępując do nich, Crookes był już wtajemniczony w szereg zjawisk, zaliczanych do dziedziny spirytyzmu, a które określał nazwą objawów "siły psychicznej", eksperymentował bowiem bardzo szczegółowo z Hornem, wielce ciekawą pod względem nerwowym osobistością, posiłkując się różnemi przyrządami, za pomocą których mógł mierzyć i zapisywać sposób działania tej nieznanej dotąd siły, a także z panną Kate Fox (później panią Jencken), z którą również w ścisłych warunkach kontroli prowadzone były doświadczenia.

Ale to wszystko było niczem w porównaniu z tem, co genialny uczony angielski wyprowadził na jaw przy pomocy panny Cook.

Tam chodziło przeważnie tylko o pewne objawy mechaniczne — tutaj o tak zwaną "materyalizacyę duchów" w całej postaci, o tworzenie się osoby żywej z ciała medyum, osoby od niego różnej, choć po większej części podobnej, znikającej w okamgnieniu, ale dającej się przez czas dłuższy dotykać i fotografować...

Gdy Crookes ogłosił odpowiednie spostrzeżenia — powstał gwałt w kołach naukowych; przyczem przeważna większość głosów oświadczyła się za smutną alternatywą, że albo został haniebnie oszukany, albo też poprostu dostał bzika.

Że bzika nie dostał, o tem zaświadczyły póź

niejsze jego odkrycia, które podniosły jeszcze wyżej jego sławę. Czy zaś mógł być oszukanym? Na to pytanie nie łatwo było dać sumienną odpowiedź: jeżeli bowiem w pewnej liczbie doświadczeń nie wszystkie kryterya on sam uważał za wystarczające, to natomiast w niektórych pozostawało tylko albo uznać fakt, tak, jak go autor podaje, albo przypuścić, że go podaje fałszywie.

Ponieważ zaś ostatnie przypuszczenie nie wytrzymywało również krytyki — sfery naukowe uznały za stosowne zamknąć oczy na tę kartę działalności wielkiego fizyka i "przebaczyć" mu ją, przez wzgląd na następne.

Tymczasem opis doświadczeń Crookes'a z panną Cook rozszedł się po świecie we wszystkich językach i w niezliczonej ilości przedruków; a gdy w ostatnich latach przystępowano do nowego wydania, z wiedzą autora, tenże nie wahał się dać swojej aprobaty, dodając, że przekonań nie zmienił.

Łatwo zrozumieć, że w tych okolicznościach nazwisko panny Cook otoczyło się nimbem tajemniczym — a to tembardziej, że od chwili, gdy przemawiający, jakoby, przez nią duch "Katie King" objawił się po raz ostatni ( r. ), zapowiadając, że już więcej na ten padoł płaczu nie zstąpi, Wraz z nim i panna Cook znikła z horyzontu spirytystycznego i przez ćwierć wieku nie dała mówić o sobie.

W Warszawie dowiedzieliśmy się od niej samej, że wkrótce potem wyszła zamąż za p. Corner, jeśli się nie mylę, W Ameryce, i miała dziewiętnaścioro dzieci, z których dwie córki tylko

pozostały przy życiu. Wiedząc to, nie zdziwimy się, że o dalszych systematycznych ćwiczeniach medyumicznych nie było już mowy.

Aż naraz w r. b. doszły nas wieści z Anglii, że pani Corner zdecydowała się wrócić do dawnej karyery medyum, tym razem już nie z miłości dla wiedzy, ale dla zarobku, i że w tym charakterze zamierza przyjechać do Berlina.

Już wówczas powstała i w Warszawie myśl sprowadzenia jej do naszego miasta, lecz gdy się do mnie z tym projektem zwrócono, radziłem zaczekać na wynik doświadczeń berlińskich, przyznając się, że odgrzewanym medyom nie dowierzam.

Gdy jednak posiedzenia berlińskie (w kwietniu r. b. ) zadowoliły nietylko przygodnych referentów z "Uebersinnliche Welt", ale i niektórych specyalistów, zapytywanych przez nas prywatnie, nie mogłem odmówić swego udziału i przyłączyłem się do grona osób, zamierzających sprowadzić panią Corner do Warszawy.

Nie pierwszy to raz (od czasu doświadczeń z Eusapią Paladino) wypadało mi trwonić noce na bezużytecznych, przeważnie, posiedzeniach, celem sprawdzenia tego lub owego faktu!

Kto raz wplątał się w labirynt medyumizmu i komu leży na sercu przesiewanie ziarna od plewy, ten nie zazna spokoju: sumienie nie pozwoli mu pomijać sposobności stwierdzenia tak doniosłych teoretycznie, a, niestety! tak niepochwytnych zjawisk, zaś wynik tych poszukiwań będzie mniej więcej w takim stosunku do wyłożonej na nie pracy, jak jedna kiełkująca roślinka

do owych milionów zarodków, unoszących się bezużytecznie w przestrzeni...

"Opłakana łyżka barszczu!" jak mówi mój przyjaciel Prus...

Ale wróćmy do rzeczy. Otóż, gdy stało się możliwem, za kilkadziesiąt rubli, mieć pośród siebie tak fenomenalną istotę, mieć możność zobaczenia tych cudów, będących szczytem zjawisk medyumicznych, cudów, które najbliżsi nasi sąsiedzi z nad Sprewy potwierdzili swoją powagą — czyż podobna było namyślać się?...

Pani Corner przyjechała z dorosłą córką, osobą wielce baczną na wszystko, co się wokoło niej dzieje, i grającą poniekąd rolę impresarya, ponieważ ona to dawała rady i wskazówki, jak się mieli uczestnicy doświadczeń zachować.

Co do tych ostatnich, to winienem z góry zaznaczyć, iż pani C. nie mogła liczyć na przychylniejsze otoczenie. Uprzedzonych między nami nie było, byli conajwyżej niedowierzający — ale przecież niedowierzającym w medyumizmie być wolno!

Siadamy. Rozpoczyna się posiedzenie.

Pod ścianą salonu urządzono rodzaj namiotu, szczelnie zamkniętego portyerami: jest to tak zwany gabinet, w którym siedzi medyum, przywiązane do krzesła.

Światło lampy, osłonionej papierem, i dwóch czerwonych latarek, używanych w pracowniach fotograficznych, aż nadto dostateczne. — Byle tylko było co widzieć!

Jakoż było co widzieć.

Jeżeli panią Corner związano tak, jak sobie

sama życzyła, wówczas wysuwała się ze swoich więzów (czego możliwość uczestnicy sprawdzili na sobie), wychylała z za kotary rękę, a następnie, po dłuższych przygotowaniach, ukazywała się W przecięciu portyer i cała postać "Miss Mary" podobna do "Katie King" z przed lat dwudziestu pięciu, oraz (o ile ją chwilowo oświeciło lepsze światło) i do samej pani Corner W dobie obecnej.

Postać ta przybrana była w trzy kawałki białego bawełnianego muślinu: jeden otaczał głowę, niby turban; drugi fałdował się na piersiach, trzeci w formie fartucha naśladował przednią część sukni (pod którą, gdy się odchylił nieostrożnie, widać było czarną suknią pani C).

Duch "Mary" pokazywał się zblizka tylko najbardziej zaufanym, ale i to nie na długo, tak, iż zaledwie można było odgadnąć w nim postać żywą, już znikał za portyerą.

Mówił szeptem, bądź po angielsku, bądź bardzo lichą francuzczyzną (tą samą, jakiej używała p. Corner), rzeczy banalne, niezasługujące na powtarzanie.

Oprócz "Mary" odzywał się niekiedy inny duch męzki, ale tego nie mieliśmy szczęścia oglądać — odzywał się tylko w głębi gabinetu i tylko wtedy, gdy "Mary" nie była widoczną. Głos jego był naśladowaniem basu męzkiego, z pomocą bardzo niedołężnego brzuchomówstwa, w którem przebijał głos kobiecy.

Jeżeli zaś panią Corner przywiązano nie tak, jak sobie sama życzyła, lecz tak, jak myśmy to uważali za stosowne, wówczas materyalizacyi nie było, z namiotu nie wychylała się żadna postać

i tylko słyszeliśmy kołatanie plomb o krzesło, przy bezowocnych próbach wysunięcia się, brzęczenie tamburina lub pisanie ołówkiem po papierze — o ile ręce były wolne.

Chcąc zaś w takich warunkach wyciągnąć rękę poza namiot, biedny duch "Mary" musiał najprzód pościągać portyery ku sobie i dopiero przez szpary między niemi ukazywał zanadto dobrze zmaterializowaną dłoń swoją, albo wyrzucał nią przed siebie szmatkę białego muślinu i wciągał ją napowrót do namiotu, jakby dla pokazania, w jak trudnem znajduje się położeniu...

Jeżeli wreszcie i krzesło było tak ściśle przywiązane do listwy namiotu, że odsunąć się od niego nie dało, wówczas słyszeliśmy tylko kołatanie plomb o krzesło i głuche westchnienia.

Ażeby ostatecznie sprawdzić, czy medyum wstaje z krzesła, a zarazem mieć możność śledzenia wogóle jego ruchów, gdy siedzi poza kotarą, założyłem pod krzesłem przyrząd elektryczny, od którego druty, przeprowadzone nieznacznie pod ścianą i pod dywanem, kończyły się w drugim lub trzecim rzędzie widzów W mojej kieszeni.

Trzymając rękę na odbieraczu, mogłem z drgania jego wiedzieć, że medyum się pochyla, że się uniosło na krześle, albo wstało na dobre, to znaczy oswobodziło się z więzów.

Ponieważ przyrząd jest niesłychanie prosty i łatwy do zrobienia, a należałoby go stosować przy wszelkich posiedzeniach, w których medyum nie podlega bezpośredniej kontroli, siedząc oddzielnie w namiocie, podam jego zasadę.

Jest ona tą samą, co w domowych dzwon

kach elektrycznych, z tą różnicą, iż nacisk nie zamyka prądu, lecz przeciwnie, przerywa go.

Jak wiadomo, dzwonki elektryczne urządzone są w ten sposób, że gdy naciśniemy guzik, sprężynka ugina się, dotyka drugiej blaszki i tym sposobem daje połączenie prądowi, idącemu z bateryi do dzwonka.

Wyobraźmy sobie, że zamiast guzika i sprężynek są tylko dwa druty, rozciągnięte na krzyż pod blatem krzesła wyplatanego, w ten sposób, że w miejscu skrzyżowania jeden znajduje się o parę milimetrów nad drugim.

Jeżeli górny drut ugina się razem z plecionką trzcinową, a dolny, tuż pod nią rozpięty, jest nieruchomy, to przy każdem naciśnięciu plecionki nastąpi zetknięcie obu drutów i połączenie dla prądu.

Lecz w ten sposób mielibyśmy stałe dzwonienie przy stałym nacisku, to znaczy, że dzwonek przerywałby swoje działanie wtedy, gdyby się medyum uniosło lub wstało na dobre, dzwoniłby zaś ciągle w warunkach normalnych.

Ponieważ zaś właściwszem i pożądańszem było odwrotne zachowanie się dzwonka, osiągnąłem je w następujący sposób:

Drut górny w miejscu skrzyżowania zgiąłem w U, przeprowadzając przez utworzone tym sposobem uszko drut dolny, nieruchomy — dzięki czemu dotykały się one nie z góry, lecz z pod spodu, i nie wtedy, kiedy był wywarty nacisk na plecionkę, lecz wtedy, kiedy medyum uniosło się lub wstało, a plecionka, mocą własnej sprężystości, wyprostowała się ku górze.

Jako źródło siły służył mały suchy element, ukryty za namiotem pod dywanem; odbieracz zaś przyrządu stanowił zwykły miniaturowy dzwonek elektryczny, od którego tylko odjęto samo dzwonko stalowe, celem zastąpienia właściwego dzwonienia cichem brzęczeniem młoteczka, przyciąganego przez elektromagnes.

Trzymając odbieracz w kieszeni, mogłem wiedzieć o każdym większym ruchu medyum za kotarą, a o ile przyrząd wyjąłem z kieszeni, to i wszyscy otaczający wiedzieli, co się święci, ponieważ słyszeli głuche brzęczenie dzwonka.

Otóż zdarzyło się, że gdy wskutek luźniejszego umyślnie związania, medyum wysunęło się z opasek, całe moje otoczenie zostało wtajemniczone w to, co zaszło, zanim "kapitan" zapowiedział swoim fałszywym basem, że za sprawą duchów medyum zostało z więzów uwolnione, i zanim ukazało się przed kotarą.

Pożądanem było jeszcze dojście, gdzie się ukrywa biały muślin, służący do "transfiguracyi"; proponowaliśmy więc pani Corner po skończeniu ostatniego posiedzenia, ażeby pozwoliła paniom zrewidować się dodatkowo. Usłyszawszy to, zmieszała się, udała naprzód, że wcale nie czuje się zmęczoną i że gotowa jest przedłużyć jeszcze posiedzenie.

Ponieważ działo się to w domu prywatnym, w którym nie życzono sobie użycia jakichkolwiek energiczniejszych środków, zgodziliśmy się na przedłużenie posiedzenia.

Ale siedzieliśmy z pół godziny napróżno.

"Objawów" już nie było, chodziło bowiem tylko o ukrycie muślinu.

Niestety, na domniemane szczegóły tych muślinowych wędrówek rzucić muszę czarną zasłonę.

A teraz łaskawy czytelnik zapyta mnie zapewne: cóż zatem?

Czy pani C. jest medyum, czy tylko zwykłą kuglarką?

Dla krótkości poprzestanę na sformułowaniu wniosków, do których mnie nasze wspólne obserwacye doprowadziły:

) Uczestnicząc w siedmiu posiedzeniach z panią C, nie widziałem ani jednego objawu medyumicznego, chociaż za każdym razem bywały różnorodne produkcye (). Nie widziałem też, wbrew temu, co było podane w "Kuryerze", żadnych poszlak bezwiednego oszustwa. Nie znalazłem wreszcie — ani ja, ani obecni na posiedzeniach lekarze, obznajomieni z medyumizmem — żadnych śladów "transu" u medyum. Wszystkie zaś warunki powodzenia seansów były najściślej wykonane, nietylko te, jakich żądała pani C. i jej córka, ale te, o których wogóle wiedzieliśmy, że mogą wpływać korzystnie, jak np. odpowiedni nastrój moralny, objawy życzliwości dla medyum i t. p.

() Jeżelim nie znalazł objawu medyumicznego, to natomiast winienem zaznaczyć objaw jasnowidzenia. Widząc, jak uważnie przypatruję się wszystkiemu, pani C. powiedziała do jednej z osób otaczających: "mam przeczucie, że ten człowiek zgotuje mi wielką przykrość''... Przeczucie spełniło się, choć Bóg świadkiem że Wolałbym , żeby się nie było spełniło.

) Przypuszczam, że pani C. od niezbyt dawna uprawia sztukę pomagania naturze, ponieważ nie zdradza ani wielkiej wprawy, ani rutynowanej przebiegłości, a jej córka zbyt widocznie pomaga matce i strzeże ją od ewentualnych usiłowań zdemaskowania. Są jednak obie pozbawione ambicyi, gdy bowiem po skończeniu posiedzeń odebrały wraz z pieniędzmi list objaśniający, że poznano się na oszustwie, i list i pieniądze schowały do kieszeni.

) Pani C. jest dziś jeszcze w wysokim stopniu wrażliwą hypnotycznie; założenie hypnoskopu na palec sprowadziło zdrętwienie i znieczulenie całej ręki. A ponieważ taka wrażliwość jest podstawą medyalności, nie jest wykluczonem przypuszczenie, że pani C. była niegdyś istotnie dobrem medyum, lecz, że wskutek zaniedbania ćwiczenia i innych niekorzystnych warunków, pozostała tylko wrażliwość hypnotyczna, która zwykle pozostaje, a znikła medyalność, która zwykle znika.

Oto wszystko, co o pani C. powiedzieć mogę, na podstawie jej posiedzeń Warszawskich.

Natomiast stanowczo zastrzegam się przeciw przypuszczeniu, jakobym, ulegając zwykłej w takich razach pochópności do uogólnień, i młodzieńczą karyerę panny Cook uważa! za oszustwo. Jakąkolwiek była jej wartość moralna jako piętnastoletniej dziewczyny i niezależnie od świadectw szczerości i wiarogodności, jakie jej wspólcześni wydali, zbyt wysoko cenię trzeźwość, wiedzę i miłość prawdy profesora Crookes'a, ażeby tego rodzaju rozczarowanie, jakiego doznaliśmy w War

szawie, miało mi zamknąć oczy na szereg podanych przez niego dowodów, W zupełności wytrzymujących najsurowszą krytykę naukową.

Pomijam nawet ten szczegół, że prof. Crookes i kilka innych osób widzieli współcześnie medyumiczną postać Katie King, bądź obok leżącej na ziemi i pogrążonej W letargu panny Cook, bądź zewnątrz gabinetu, gdy z wewnątrz słychać było jęki i ruchy medyum; pomijam fakt współczesnego oświetlenia i medyum i widziadła lampą fosforyczną, fotografowanie postaci widziadła i drobiazgowy wyraz różnic materyalnych między niemi zachodzących, przytoczę, tylko jedno doświadczenie, wykonane parokrotnie przez znakomitego elektrotechnika Varley'a i Crookes'a, któremu z punktu widzenia naukowej objektywnej pewności nic zarzucić nie można.

Jeżeli my w Warszawie sprawdziliśmy, iż pani C. uwalnia się z więzów i wstaje z krzesła, to natomiast Varley i Crookes również ściśle stwierdzili, że w pewnej liczbie wypadków napewno nie wstawała z krzesła, gdy widziadło znajdowało się zewnątrz namiotu.

Varley użył w tym celu następującego sposobu:

Ciało ludzkie posiada pewien opór elektryczny, mało co zmienny a bardzo znaczny, dzięki któremu prąd stały, przechodzący przez ciało, od ręki do ręki, ulega znacznemu osłabieniu. Otóż, wprowadzając ciało medyum w obwód stałego prądu dwóch elementów Daniella, można było zdaleka, na galwanometrze obserwować, czy ciało medyum ciągle znajduje się między biegunam

bateryi, czy też nie. Gdy medyum wykonywało silniejsze ruchy rękami, prąd ulegał małym wahaniom, wskutek małych zmian w kontakcie skóry z blaszkami, łączącemi druty; gdyby je choć na sekundę zdjęto, natychmiast prąd byłby przerwany, wywołując silne Wahanie igły; wreszcie, gdyby, celem ukrycia ucieczki, druty złączono, natychmiast galwanometr wskazałby silne wzmocnienie prądu, wskutek zmniejszenia oporu.

Otóż wszystkie te próby wypadły korzystnie dla medyum, potwierdzając obserwacye subjektywne o jego odrębności od ciała zmateryalizowanego. Na rękach Katie King drutów nie znaleziono i gdy na życzenie Crookes'a zanurzyła ona obie ręce w naczynie z roztworem jodku potasu, nie nastąpiło żadne wzmocnienie prądu, wskutek zmniejszenia oporu, a po zniknięciu widziadła znaleziono druty na ciele medyum w tym samym, nienaruszonym układzie.

Wobec tak starannych sprawdzeń, musiałbym chyba wogóle przestać wierzyć w świadectwo ludzkie, ażeby prace Crookes'a i jego przyjaciół uważać za niebyłe.

Na zakończenie, muszę jeszcze sprostować parę ważniejszych niedokładności, jakie się wkradły do wzmiankowanego artykułu w "Kuryerze".

Przedewszystkiem, nie sprowadzaliśmy pani C, celem zdemaskowania jej, lecz przeciwnie, celem sprawdzenia faktów, które, jakoby, miały miejsce w Berlinie. Większość uczestników wierzyła w medyalność pani C, a wszyscy pragnęli tylko potwierdzenia tego, co o niej czytali.

Powtóre, Eusapii Paladino nie zdemaskowa

no w Cambridge, zauważono tylko szereg faktów oszustwa bezwiednego, które towarzyszy zawsze objawom prawdziwym, gdy kontrola jest niedostateczna lub niewłaściwa, jak to właśnie miało miejsce w Cambridge.

Dokładniejsze sprawozdanie z przedstawień pani C. ukaże się niebawem W "Psychische Studien", podpisane przez wszystkich uczestników.

Pani C. pozostanie wówczas zmienić sposób zajęcia(), czego jej szczerze życzę, choćby ze względu na człowieka, który jej, jako piętnastoletniej pensyonarce, tak wielką sławę zgotował.

W każdym razie, jeśli gdzie, to tutaj można zastosować łacińskie przysłowie:

Sic transit gloria.

* * *

Projekt Instytutu Psychologicznego w Paryżu.

().

Mowa wypowiedziana na ogólnem zgromadzeniu międzynarodowego zjazdu psychologów W Paryżu, W r. ().

() Co też uczyniła. (Przyp, późn. ),

() Projekt Instytutu międzynarodowego dla badań psychologicznych, doświadczalnych, opracowaliśmy we trzech: p. Sergiusz Jurjewicz, attache Ambasady Ros. w Paryżu, p. O. Murray z National Club w Londynie i ja. Na zjeździe miał go wnieść najprzód prof. Ch. Richet, następnie Pierre Janet, a gdy obaj uchylili się od tego zadania, włożono je na mnie. (Przyp. autora).

Panowie!

Z prawdziwą przyjemnością staję przed wami, ażeby zabrać głos w sprawie projektu nowej instytucyi, o którym wspomniał już szan. nasz przewodniczący, prof. Ribot, w swej mowie powitalnej.

Chodzi o założenie w Paryżu ośrodka międzynarodowego dla poszukiwań psychologicznych, przyczyniając się tym sposobem do organizacyi pracy, do rozwoju i upowszechnienia tej pięknej nauki, zdolnej bardziej, niż którakolwiek inna, przyczynić się do udoskonalenia ludzkości.

Jest rzeczą oczywistą, że podobna myśl nie mogła powstać w dawnej psychologii metafizycznej, zaniedbującej zjawiska, lekceważącej doświadczenie, i zajętej wszystkiem innem raczej, niż zgodą wysiłków indywidualnych, przedewszystkiem zaś kwestyami istoty, niedostępnemi dla badań naukowych.

Wieki przeszłe widziały nieprzerwane pasmo systemów, wysnuwających się jedne z drugich, mniej lub więcej oryginalnych, mniej lub więcej dowolnych, w których Psychologia wciśnięta między Ontologię, Fizykę, Logiką i Kosmologię ogólną, nie mogła znaleźć dla siebie miejsca odpowiedniego i stanowczego, służąc jedynie za wyraz metafizycznych różnic, zachodzących między systemami oraz jedności doktryny osobistej danego filozofa.

Szczęściem, z tej powodzi systemów poczęła się Wyłaniać zwolna idea, płodna w następstwa: zupełnego wydzielenia psychologii z filozofii, idea nauki odrębnej, sui generis, niezależnej od opinii metafizycznych.

Za punkt wyjścia dla tej idei należy uznać myśl Chrystiana Wolffa, podziału dawnej Psychologii metafizycznej na racyonalną i empiryczną (), dzięki któremu ta ostatnia zaczęła się zwolna wyodrębniać w samoistną naukę spostrzegawczą.

Już uczeń Wolfa, Bilfinger () nie uważa jej za naukę skończoną, lecz za naukę powstającą, którą należy rozwijać.

Dalham marzy o psychologii — x?? ??o??? a Krüger, w swoim "Vorsuch einer Experimentalseelenlehre" (), wprowadza doświadczenie lekarskie do dziedziny nauki o duszy. W r. ksiądz norwegski Schönfeld, uderzony sprzecznością, jaka zachodzi między psychologiami Descartes'a, Leibnitza, Wolffa, Crusiusa i Helvetiusa, wzywa towarzystwa naukowe do pracy nad łącznością badań psychologicznych.

W r. profesor z Jeny, Ulrich, wyrzuca psychologię z ram swego systemu filozoficznego, uważając za rzecz przechodzącą jego siły, ażeby mógł zebrać i zanalizować wszystkie spostrzeżenia psychologiczne, rozproszone w dziełach lekarzy i w memoryalach Akademii. Niemniej jednak, dla ułatwienia pracy swym następcom, układa pierwszą "Bibliotekę psychologiczną".

W Karol Moritz zakłada pierwszy dziennik psychologiczny: "Magazin zur Erfahrungsseelenkunde".

Wreszcie W r. powstaje W Paryżu pierwsze Tow. Psych. pod nazwą: "Societé des observateurs de l'homme", którego celem było uporządkowanie i ujednostajnienie spostrzeżeń antro

pologicznych w różnych punktach globu. Dla tego to Towarzystwa De Gerando opracował swoje "Considerations sur les diverses methodes a suivre dans l'observation des penples sauvages" — wreszcie w Polsce Jan Śniadecki () głosi w formie stanowczej konieczność powstania "jednej psychologii naukowej", obcej walkom systemów. Chciał on urzeczywistnić znany aforyzm Voltaire'a, stanowiący odwieczny zarzut, skierowany przeciw spekulacyom filozoficznym: "II n'ya point de sectes en ge`ome`trie".

Widzicie więc, Panowie, że już blizko na sto lat przed nami, odczuwano, do pewnego stopnia, palącą potrzebę chwili obecnej.

Na nieszczęście, były to raczej tylko instynktowe odczucia, niż dające się urzeczywistnić przekonania; dla tej prostej przyczyny, że prawdziwie doświadczalna psychologie jeszcze wówczas wcale nie istniała. Trzeba było jeszcze przejść cały ten szczytowy okres niemieckich spekulacyi Fichtego, Schellinga i Hegla, ażeby świat naukowy mógł nareszcie odczuć potrzebę reakcyi empirycznej i ażeby nauki przyrodnicze mogły się zdobyć na ów nadzwyczajny rozkwit, którego owoce zbieramy w tej chwili.

Otóż pozwalam sobie zapytać was, Panowie, czy nie sądzicie, że w tej epoce materyalizmu naukowego, gdy nauki fizyczne przyniosły tak zadziwiające postępy, polepszając naszą sytuacyę materyalną, czy nie sądzicie, że nadeszła chwila, W którejby należało coś uczynić i dla poprawy naszej sytuacyi moralnej? I czy nie myślicie, że psychologia jest właśnie nauką, mogącą dać pod

stawę dla tego rodzaju postępu? Wreszcie, czy nie jesteście tego zdania, że naszemu kongresowi międzynarodowemu psychologii przystoi podobne zadanie, zadanie założenia międzynarodowego Instytutu dla psychologii, któryby uwieńczył dotychczasowe, częściowe usiłowania?

Przed laty dwudziestu (), ogłosiłem w "Revue Philosophique" p. Ribot artykuł o obecnym stanie psychologii, zmierzający do uwydatnienia tej myśli, że byłoby rzeczą niezmiernie użyteczną pomyśleć o skupianiu, od czasu do czasu, psychologów różnych szkól, we wspólnych zjazdach międzynarodowych. Myśl ta, przyjęta zrazu obojętnem wzruszeniem ramion, zyskiwała zwolna grunt pod sobą i, dzięki wysiłkom kilku umysłów gorących, a wytrwałych, w dziewięć lat potem okazała się nietylko możliwą, ale względnie łatwą, a konieczną. Pierwszy Kongres międzynarodowy psychologów, odbyty w Paryżu w r. , pokonał wszelkie trudności, rozpoczynając erę prac zbiorowych, tak bardzo dla naszej nauki niezbędnych.

Czy jednak kolektywność przerywana, może wystarczyć dla nauki tak pełnej żywotności, tak żądnej szybkiego rozwoju, tak z dniem każdym obejmującej szersze kręgi, zdradzającej nowe formy i coraz to większą łączność z życiem praktycznem?

"Nie sądzę. Przedewszystkiem dwadzieścia lat upłynione od powziętej myśli, sprowadziły w psychologii dzisiejszej zmiany tak głębokie, że owo zbliżenie osobowe, zbliżenie od czasu do czasu, już jej wystarczyć nie może.

Psychologia wydzieliła się zwolna od wspólnego pnia macierzystego filozofii; nie jest już dzisiaj tylko gałęzią filozofii, lecz nauką samoistną, doświadczalną, a jako taka kollektywną. Zrozumiano, że doktryny metafizyczne lub religijne nietylko niemogą już kierować ruchem psychologicznym, ale przeciwnie, że W faktach, odkrytych przez psychologów, że w ich spostrzeżeniach szukać należy światła dla rozjaśnienia zagadnień metafizycznych i religijnych.

I jak gdyby dla uwydatnienia tej odwrotnej zależności, zjawiły się przed nami już nietylko fakty nowe, ale wprost nowe dziedziny zjawisk, powiększające i tak już bogatą liczbę znaków zapytania.

Mam tu na myśli nieuznawane jeszcze przez naukę zjawiska medyumiczne, jako będące, prawdopodobnie, tylko wyższym stopniem i specyalną formą zjawisk hypnotycznych.

Cokolwiek kto o nich sądzi, na to jedno zgodzić się musi, że badać je należy, badać bez łatwowierności, ale też i bez uprzedzeń; im dziwniejsza bowiem jest forma, w której się dana grupa zjawisk przedstawia, tem większa jest szansa, że rzucić ona może nowe światło i na opanowane już dziedziny wiedzy.

A teraz pozwólcie panowie, że wam przedstawię jeszcze w kilku słowach korzyści, jakieby mógł przynieść tego rodzaju Instytut, założony w Paryżu, podzielony na odpowiednie sekcye, ale zachowujący czucie z uczonymi wszystkich szkół i wszystkich krajów.

. Przedewszystkiem Towarzystwo Instytutu

Psychologicznego mogłoby z korzyścią zastąpić miejscowe Towarzystwo Psychologii Fizyologicznej, które skończyło swój żywot, zaledwie wydawszy na świat pierwszy nasz kongres międzynarodowy. Zastąpi je korzystnie, ponieważ dzięki swemu międzynarodowemu charakterowi, będzie mogło zjednoczyć większą liczbę członków.

. W miarę środków, można będzie założyć przy Towarzystwie:

) Salę odczytową, w której każdy członek Towarzystwa będzie miał prawo przedstawiać wyniki swych badań.

) Bibliotekę psychologiczną, dopełnianą stale pracami członków i darami osób postronnych.

) Pracownię, zaopatrzoną w odpowiednie przyrządy i w którejby nadto opracowywano nowe metody badań, właściwe dla nowych grup zjawisk.

) Muzeum, obejmujące wszelkie przedmioty, mające związek z psychologią fizyologiczną, z psychopatologią, z psychologią pedagogiczną etc.

) Klinikę dla psychoterapii.

) Dziennik, względnie biuletyny, zdający sprawę z czynności Towarzystwa i poszczególnych jego członków, a zarazem streszczający ważniejsze artykuły i innych wydawnictw psychologicznych.

Wreszcie Instytut będzie się starał zdobyć dla psychologii miejsce jej należne w nauczaniu publicznem i w uchwałach, obowiązujących, a dotyczących różnych kwestyi socyalnych i prawni

czych, które nie powinnyby być decydowane bez udziału psychologii.

Nie było moim zamiarem dać Panom program szczegółowy zajęć, które nawiną się same w rozwoju Instytutu, chciałem tylko zaznajomić was z ogólnym zarysem projektu, który dzięki energii i wytrwałości głównych swoich promotorów PP. Juriewicza i Murray'a, wydaje mi się obecnie bliższym urzeczywistnienia, niż kiedykolwiek. Nasz sekretarz generalny p. Pierre Janet był łaskaw podjąć się ułożenia statutów, a nasz wiceprezes, prof. Charles Richet nie będzie żałował swego drogiego czasu, ażeby nam przyjść z pomocą. Wreszcie w pierwszym biuletynie Zjazdu znajdziecie cały szereg pierwszorzędnych imion, które przyrzekły już swój udział.

Panowie! Nie wiem, jaka będzie wasza opinia w tym względzie i czy zechcecie poprzeć myśl naszą — ale to wiem, że Instytut Psychologiczny powstanie, chociażby nawet kongres obecny odmówił mu swego poparcia. Powstanie może nieco później, ale powstanie, stanowi on bowiem potrzebę chwili, kres racyonalny tego prądu, którego szkic ewolucyjny miałem zaszczyt wam przedstawić ().

( ) Zaraz po posiedzeniu około tysiąca członków zapisało się do nowego Instytutu, jako gotowych płacić składkę roczną, dwudziestofrankwą. Niektórzy, jak książę Roland Bonaparte, zapisali się na większe sumy i wkrótce potem Instytut był ukonstytuowany.

PROF. RICHET O PRZYSZŁOŚCI PSYCHOLOGII.

().

Na piątym międzynarodowym zjeździe psychologów, który się odbył w Rzymie r., prof. Richet wystąpił ze śmiałą mową inauguracyjną na temat Przyszłości Psychologii.

Wspomniawszy pobieżnie o licznych działach tej nauki, zatrzymał się obszerniej przy dwóch zasadniczych, z których jeden, psychologii fizyologicznej, stanowi niemal całą dzisiejszą teoretyczną psychologię, chociaż zawiódł położone w nim zaufanie; i przy drugim, który do tej ostatniej wcale jeszcze nie wszedł, a najwięcej obiecuje na przyszłość. Tym ostatnim jest... o zgrozo! psychologia okultystyczna.

"Wiem — mówił znakomity fizyolog, — że w tym punkcie znajdę się, ku wielkiemu memu żalowi, w niezgodzie ze sławnym naszym przewodniczącym, profesorem Sergi. Ale zbyt ufam jego liberalizmowi i jego miłości dla wiedzy, żeby przypuszczać, że mi weźmie za złe moją bardzo gorącą obronę poszukiwań okultystycznych.

Przedewszystkiem jednak chciałbym się uwolnić od tego niewłaściwego terminu, mającego oznaczać coś skrytego, tajemnego, nieznanego. Wszystkie nauki były okultystycznemi w swych zawiązkach, nie ma więc właściwie psychologii okultystycznej, i wolę raczej posługiwać się terminem metapsychiki, do którego mam ojcowskie przywiązanie.

Sądzę, że zbłądzilibyśmy bardzo, gdybyśmy zaniedbali rozpoczęte badania metapsychiczne;

można bowiem przewidywać, że za lat kiika badania te zdobędą sobie miejsce pod słońcem. Metapsychika będzie miała swoje metody, swoje pokazy, swoje traktaty klasyczne, dzięki którym będzie mogła, podobnie jak jej poprzedniczki, torować drogę nowym, dotychczas nieustalonym naukom.

Powinniśmy zawsze mieć na pamięci przykład somnambulizmu.

Już od r. obserwowano, że różnego rodzaju zabiegi sprowadzają pewien stan fizyologiczny i psychofogiczny, zwany magnetyzmem zwierzęcym ( ), lub somnambulizmem. Ale nauka urzędowa, pomimo niezliczonych faktów, demonstracyj, memoryałów, książek, dzienników, pomimo opinii publicznej, niekiedy bardziej oświeconej, niż opinia nauki, odmawiała swego uznania tym faktom aż do r. . W owym to czasie miałem szansę, będąc jeszcze bardzo młodym studentem, że udało mi się — jeżeli się nie mylę już w sposób stanowczy — wprowadzić ów fakt somnambulizmu sztucznie wywołanego do liczby zjawisk niewątpliwych, klasycznych, tak, że już dzisiaj nikt o jego rzeczywistości nie wątpi. Być może, że podobny zwrot opinii powstanie także i odnośnie do zjawisk metapsychicznych; ponieważ niektóre z nich są już stwierdzone, a inne głoszone przez tylu obserwatorów w różnych stronach świata, że tru

() Wyrażenie niewłaściwe. Magnetyzm zwierzęcy jest domniemaną przyczyną, ale nie stanem, jak somnambulizm. ( Przyp, tłómacza ).

dnoby już było przypuszczać, iż są tylko jakiemś kolosalnem złudzeniem, albo, jeśli ktoś woli, jakąś olbrzymią i powszechną mistyfikacyą.

Niewątpliwie, liczni obserwatorowie, opowiadający nam historye domów nawiedzonych, widziadeł, lewitacyj, przepowiedni, leczenia chorób, przeobrażeń materyj, aportów i innych dziwnych przejawów, nie należą wszyscy do obserwatorów ścisłych i uważnych. Ich wiara szkodzi ich zmysłowi krytycznemu; wierzą raczej, niż rozumieją, narażając nieraz na ciężką pracę tych, którzy chcieliby oddzielić ziarno od plewy, prawdę od mrzonek chaotycznych. Ale też byłoby niełusznem odmawiać im wszelkiego kredytu, pod pozorem, że ich przekonania nie są przekonaniami uczonych urzędowych. William Crookes, Russel Wallace, Zöllner, Lombroso, nie są zerami i sądzę, że większość z nas byłaby słusznie dumną z posiadania takiego bagażu naukowego, jak najmniejszy z wymienionych uczonych. Nie dlatego to mówię, żebym się miał kłaniać przed powagą i żebym chciał wznawiać słówko, które tak bardzo opóźniało postęp: "Magister dixit. " Ale, bądź co bądź, ani Crookes, ani Wallace, ani Zöllner, ani Lombroso nie zasługują na wyrzucenie ich z koła prawdziwych uczonych.

Tak jednak sądzi prof. Wundt; już przed kilku laty wystąpił on z pewnym zapałem przeciwko doświadczeniom z osobami nerwowemi lub choremi, z których ośmielają się wyciągać wnioski, dotyczące wielkiej powszechnej przyrody.

"Są dwa światy, — mówi on ironicznie: — jeden świat wielki powszechny, rządzony prawami, od

krytemi przez Kopernika, Galileusza, Newtona i Helmholza; i inny mały światek, kilku dziewcząt kapryśnych i histerycznych, który się całkiem inaczej zachowuje. Otóż mój wybór już zdecydowany, wolę ten świat wielki, niż ten mały."

Pan Wundt miałby może słuszność, gdyby zdołał wykryć istotną sprzeczność między tymi dwoma światami; ale uczony psycholog może się uspokoić. Dwa fakty prawdziwe nie sprzeciwiają się sobie, a jeśli istnieje między nimi sprzeczność pozorna, to dowodzi ona tylko naszej ignorancyi. Choćby wykazano rzeczywistość widziadeł i przeczuć, nicby to nie ujęło prawom powszechnego ciążenia. Choćby dowiedziono istnienia telepatyi, formuła oscylacyi i wahadła pozostałaby tą samą. Alboż odkrycie radu, które tak wiele dodało do naszych wiadomości o materyi, ujęło cokolwiek temu, czego nas uczyła chemia o połączeniu jodu z żelazem?

Te małe światy, które pan Wundt traktuje z arystokratyczną pogardą, nie zasługują tak dalece na pogardę. Kawałek kamienia magnetycznego, przyciągającego żelazo, jest bardzo drobnym światkiem, który zdaje się przeczyć każdej innej znanej bryłce materyi. A jednak ileż to wielkich odkryć wypłynęło z tego kawałka metalu! Zawdzięczamy mu całą dzisiejszą elektryczność.

Rad, którego nie istnieje więcej nad gramy, nie jest światem obszernym. Ale z tymi ma gramami zaobserwowano fakty, zdające się przeczyć wielkiemu światowi powszechnego przyciągania. Czy p. Wundt będzie pogardzał tym małym światkiem radu, pod pretekstem, że choć tak

mały, przewraca ustalone prawa wielkiego, pozwalając sobie wytwarzać energię, bez zmiany swego składu chemicznego? Gdyby p. Wundt chciał być konsekwentnym, powinienby powiedzieć, że i zjawiska radowe nie mają prawa zaliczać się do naukowych.

Co do mnie, nie czuję się uprawnionym do tego rodzaju pogardy i sądzę, że fakty, dotyczące metapsychiki, jeśli są prawdziwe, winny być badane otwarcie, metodycznie, bez niechęci i bez względów — sine ira ac studio.

Nie chodzi o to, czy zgadzają się lub nie ( pozornie ) z faktami znanymi, ale o to, czy są prawdziwe. Nie chodzi o to, czy je obserwowano na małym światku, czy na wielkim świecie, ale o to, czy są prawdziwe lub fałszywe. W tem jest cała kwestya; a jedynym sposobem osądzenia jej jest badanie.

Pod groźbą zaś śmiesznego uprzedzenia nie wolno decydować o prawdziwości lub nieprawdziwości danego faktu, bez odnośnych eksperymentów.

Taka jest, według skromnego mego zdania, jedna z dróg, na które wejść musi psychologia w przyszłości; bo ta droga będzie owocna. Odsłoni nam ona niespodziane widnokręgi. Wielkie przestrzenie, dotychczas zamknięte przed nami, otworzą się.

Nie są mi obce wszystkie dziwaczne strony tych faktów. Ale nie należy się przestraszać tem, co jest dziwaczne. Obowiązkiem każdego uczonego jest właśnie, żeby się nie zaślepiał przeszłością nauki i pojmował naukę przyszłą. Zajrzawszy

bowiem do historyi nauk, przekona się, że każde wielkie odkrycie było zrazu traktowane jako fałsz, obłęd lub zbrodnia.

I nie mogło być inaczej, bo jeżeli co charakteryzuje odkrycie, to właśnie to, że jest niespodzianką, czemś nieoczekiwanem, czemś nowem; przeczy ono opinii powszechnej; jest w sprzeczności z nauczaniem klasycznem, urzędowem. Inaczej nie byłoby odkryciem.

To też zaledwie się zjawi, znajduje tysiące przeciwników... bo człowiek nie łatwo zgadza się na przypuszczenie, że mógł żyć dotychczas w niewiadomości czegoś lub głosić błędy.

Nie chcemy sobie wyobrazić, że przyjdzie taka chwila, w której cała nasza nauka okaże się dziecinną i śmieszną. Nasi przodkowie, uczeni XVII w., nie byli byle kim, a jednak nie przypuszczali nic z tego, co jest elementarnem dzisiaj. Dzisiaj letni uczeń może umieć więcej, niż Galileusz, Newton i Lavoisier razem wzięci, którzy nie znali fotografii, elektrodynamiki, mikrobów, telefonu.

Przypuszczają wprawdzie niektórzy, że postęp zatrzyma się, ponieważ niema już zasadniczo nowych faktów do odkrycia. Ale przypuszczenie takie wydaje mi się dziecinnem, i uwierzyłbym raczej, że znacznie więcej prawd jest jeszcze przed nami do odkrycia, aniżeli odkryć już dokonanych...

W samej rzeczy, nauka, z której tak dumni jesteśmy, nie dala nam jeszcze wyjaśnienia kwestyj, które znać mniema. Właściwie nie rozumiemy jeszcze zjawisk obserwowanych, a prawa, ja

kie niby odkrywamy, są właściwie tylko warunkami ogólnymi zjawisk.

Dziwi nas zaś, albo nawet wydaje się niedorzecznem, nie to, czego nie rozumiemy — bo my właściwie nic nie rozumiemy, — ale to, co jest dla nas niezwykłem. Fakt jest dla nas prawdopodobnym, ponieważ widywaliśmy go często, nie zaś dlatego, że go rozumiemy, ponieważ wszystkie zjawiska przyrody są niezrozumiałe. Nie dziwimy się, że kamień spada, bośmy się do tego przyzwyczaili...

Można więc rozdzielić zjawiska, zarówno te, któremi się zajmuje psychologia, jak i wszelkie inne, na dwie grupy: . pospolite i . rzadkie, wyjątkowe. Przyjdzie czas, w którym wyjątkowe będą równie interesowały badaczów, jak pospolite.

Miałbym jeszcze dużo do powiedzenia o zjawiskach metapsychicznych. Ale nie chcę nadużywać waszej uwagi. Tem więcej, że trzeba być bardzo ostrożnym w twierdzeniach, dotyczących nowych prawd. Obowiązkiem nauki jest być . bardzo zuchwałą — bezgranicznie zuchwałą — w hypotezach; bardzo przezorną — bezlitośnie przezorną — w twierdzeniach.

Mniemam, iż stosuję się do tych zasad, zalecając wam z jednej strony niezaniedbywanie studyów nad zjawiskami metapsychicznemi; ponieważ przypuszczam, że przyszłość psychologii jest związana z temi odkryciami; a z drugiej strony, wzywając tych, którzy im poświęcą swoje wysiłki, do przezorności i cierpliwości.

Zatem, skoro mówimy o przyszłości psycho

logii, zdaje mi się, że mamy prawo przewidywać, iż przyszłość należy do zuchwałych."

Doniosłość powyższego przemówienia Richeta polega przedewszystkiem na śmiałem postawieniu kwestyi metapsychiki w związku z przyszłością psychologii. Już i teraz trafiają się psychologowie, którzyby ostatecznie tolerowali zajęcie się temi kwestyami, podobnie jak zoolog tolerowałby takiego szperacza, któryby sobie postawił za zadanie specyalny opis włosów, kończących ogon danego zwierzęcia. Ale żeby takie podrzędne, bagatelne, ich zdaniem, kwestye, miały decydować o postępach psychologii, tego jeszcze nikt jasno nie wypowiedział wśród uczonych urzędowych, i to właśnie jest zasługą Richet'a.

Wprawdzie i on sam pozostał w sferze ogólników, i może dzięki temu tylko nie wywołał opozycyi — byłoby prawdopodobnie gorzej, gdyby był zstąpił do którejkolwiek z konkretnych kwestyj medyumicznych, — ale, bądź co bądź, położył nacisk na to, że tu nie chodzi o grzeczność dla pewnej kategoryi faktów, ale o kwestyę życia dla psychologii, o jej postęp, o jej reformę, o jej przyszłość.

A tego właśnie dzisiejsi psychologowie jeszcze zrozumieć nie chcą, czy nie mogą.

Było to tem donioślejsze — pomimo ogólnikowej formy — że Richet poprzedził tę część mowy, którą powyżej przytoczyłem, część poświęconą metapsychice, poglądem na dzisiejszą psychologię fizyologiczną, która jest w znacznej części dzie

łem Wundta, której sam Richet długi czas hołdował, a której braki, której niedostateczność, której płytkość widzi obecnie jak na dłoni.

"Psychologia fizyologiczna, — mówi on, — miała dziwne losy. Niektóre jej części stały się przedmiotem badań cudownych i ścisłych, bardzo też licznych. Badanie wrażeń przy pomocy ścisłych pomiarów psychicznych było przedsięwzięte przez biegłych eksperymentatorów, tak, iż cała ta historya reakcyj zmysłowych i percepcyjnych jest bardzo kompletna. Sama jej bibliografia zajęłaby duży tom. Jednem słowem, poniesiono trud niemały; ale, o ile mi się zdaje, rezultat nie dorósł do wielkości wysiłku. Nie wydaje mi się, żeby głębsza znajomość cyfr, wskazujących czas percepcyi, chcenia, sądu, o wiele nas posunęła naprzód pod względem samych podstaw psychologii, a mianowicie co do stosunków ducha do mózgu..."

"Niewątpliwie musimy ukryć naszą ingnorancyę pod stosem faktów, autopsyj, doświadczeń. Ale będzie to, jak się mówi wulgarnie, sypaniem piasku w oczy; ponieważ profesor, który przytoczył prace Charcota, Flechsiga, Golza, Ferriera, Lucianiego, Fritscha i Hitziga i setki innych, będzie musiał wyznać, że wie niewiele więcej potem, niż wiedział przedtem.,. "

"Jednem słowem, cale nasze bogactwo bibliograficzne jest zbytkiem kłamliwym; to bogactwo ukrywa nędzę głęboką. Fizyologia mózgu jest nam jeszcze radykalnie nieznana, tak jak nieznana była funkcya oddechowa przed Lavoisierem. Czeka ona jeszcze na jakieś genialne odkrycie, które rozjaśni to zagadnienie, równie tajemnicze.

dziś, jak przed dwoma tysiącami lat: zagadnienie stosunku budowy mózgu do myśli."

A jeśli w takim stanie rzeczy Richet zaleca badania medyumiczne, to widocznie przeczuwa, że z nich może spłynąć światło, że wśród nich może się zjawić owo genialne odkrycie.

I sądzę, że się nie myli. Jeżeli gdzie, to tu dotykamy palcem linii, łączącej ducha z materyą, tylko, że, niestety, tej linii jeszcze ani wyczuć pod palcami, ani dojrzeć nie umiemy.

Uznając zaś doniosłość więcej intuicyjnych, niż umotywowanych wskazań Richeta, nie mogę powiedzieć, żebym podzielał sposób, w jaki te swoje intuicye przedstawił.

Jest on raczej nieśmiały — choć miał być zuchwałym.

Jest nieśmiałym, bo usiłuje łagodzić, jeżeli nie znieść, przeciwieństwo "pozorne" między dzisiejszymi pewnikami a większością odkryć metapsychicznych.

I po co?

Chyba dla ozłocenia pigułki, bo rzeczywiście łatwiej się ją przełknie, gdy będzie miłą oku.

Ale dla sprawy postępu nic się w ten sposób nie zyska. Przeciwnie, cieszyć się należy z tego, że te odkrycia, chociaż prawdziwe, jednakże sprzeciwiają się przyjętym pewnikom, bo im więcej się sprzeciwiają, tem głębsze będzie wstrząśnienie i tem głębsza po niem poprawa poglądów.

I ja też nie twierdzę, żeby odkrycia metapsychiczne zrujnowały naszą dotychczasową wiedzę. Czytelnik przypomina sobie, że nieraz w tym kierunku odzywałem się uspakajająco. Ale też nigdy

nie twierdziłem, żeby nowe prawdy dały się zasymilować, przez proste dopisanie do dawniejszych. Reforma radykalna musi nastąpić, tylko, że nie wszystko ona obali.

Tak źle nie będzie.

Nie sądzę też, żeby odpowiedniem było, jak to czyni Richet, upatrywanie głównego przeciwieństwa w tem, że prawdy szkolne dotyczą zjawisk pospolitych, a zaś metapsychiczne odnoszą się do wyjątków. Myślę, że istotne przeciwieństwo tkwi w pozornej nadnaturalności tych ostatnich, a nie w tem, że są rzadkie.

Bo przedewszystkiem my nie wiemy czy naprawdę są tak rzadkie i czy to, co uznaje nauka urzędowa jest naprawdę tak pospolitem, jak się wydaje.

Przypuszczam, iż chodzi tu raczej o oswojenie się z wyrazem, niż z samą rzeczą — chociaż i temu ostatniemu przeczyć nie myślę.

Oswojenie się z nowymi wyrazami — to jedna z głównych tajemnic postępu. Ludzie wogóle wrażliwsi są na wyrazy, niż na rzeczy, częściej walczą o tytuły dóbr, niż o same dobra i łatwiej zniosą zmianę dogmatu, niż zmianę obrzędu. Gdyby medyumizm, jak to próbował zrazu uczynić Lombroso, dał się sprowadzić do histeryi lub neurastenii, to jużby o nim gładko mówiono na zjazdach, ale na nieszczęście — czy na szczęście — on się nie da sprowadzić do histeryi i zawsze będzie miał pozory nadnaturalne. W tem kłopot. Zawsze, to znaczy dopóty, dopóki się ludzie nie oswoją z wyrazem, dopóki ich nie przestanie kłuć w oczy. Wtedy zajmą się i rzeczą samą. Ale najprzód

trzeba ich oswoić z wyrazami: medyum, medyumizm, medyumiczny — metapsychika, metapsychiczny.

To uczynił Richet — i za to mu się należy Wdzięczność.

Reszta przyjdzie z kolei.

* * *

DOŚWIADCZENIA PROF. TH. FLOURNOY Z P. STANISŁAWĄ TOMCZYKÓWNĄ.

().

Znakomity autor dzieła, dotyczącego medyalności panny Smith (), do swej rozprawy o zjawiskach E. Paladino dołączył też sprawozdanie doświadczeń z p. Tomczykówną. Zasługuje ono na uwagę z tego względu, że dobrze charakteryzuje zawiłość odnośnych zjawisk i łatwość popadnięcia w sądy niesprawiedliwe, o ile się nie posiada równie gruntownego do badania tych kwestyi przygotowania, jak to, którem rozporządza szan. prof. psychologii uniwersytetu genewskiego, i o ile się eksperymentuje w warunkach gorszych, niż normalne. Wówczas to występują na jaw słabe strony, nawet u badaczów pierwszorzędnych, ale jednostronnych i zaślepionych, takich, jak profesorowie Wundt i Münsterberg, nie mówiąc już o całkiem niesumiennych w krytyce, jak prof. Cybulski z Krakowa.

() Des Indes a` la plane`te Mars, étude sur un car de somnambulisme avec Glossolalie. e éd. .

Sprawozdanie prof. Flournoy podaję według ostatniego jego dzieła "Esprits et médiums" Gene`ve — Paris, , w przekładzie rozdziału, który nosi tytuł:

NOWE SPOSTRZEŻENIA OSOBISTE.

"Równocześnie z ukazaniem się pism, o których wyżej była mowa, miałem sposobność uczestniczenia w różnych doświadczeniach, które nie dotyczyły już Eusapii, ale których wyniki, tak pozytywne jak negatywne, zdają mi się przemawiać również na korzyść jej własnych objawów.

Mam na myśli przedewszystkiem p. Tomczykównę, której Ochorowicz poświęcił tyle zdumiewających artykułów, i z którą byt łaskaw udzielić mi pięć posiedzeń wiosną r. Pierwsze odbyło się w Paryżu i nie pozostawiło mi żadnej wątpliwości co do autentyczności zjawisk telekinezyi, bardzo prostych, jakie miałem sposobność obserwować. Warunki były doskonałe. Było to go marca, o godz. ej po południu, i mimo do połowy spuszczonej rolety okna, światło dzienne najzupełniej wystarczało. Było nas tylko czworo (licząc w tem i medyum) dookoła małego stołu, na którym stała duża ważka do listów. Panna Tomczyk wywołała kilkakrotnie obniżenie się tej ważki aż do gr., powodując również ruchy kulki celuloidowej w różne strony i W górę, naprzód i w tył, zgodnie z zapowiedzią, i zawsze z odległości wielu centymetrów pomiędzy jej palcami a przedmiotem. Są to drobne fakty, których niepodobna opisać we wszelkich szczegółach, ani nawet dokład

nie zapamiętać; ale to pamiętam doskonale, że podczas tych doświadczeń i podczas całego tego posiedzenia, miałem bezustannie na myśli hipotezę mechanizmów niewidzialnych (nitki, włosa, igły, magnesu etc. ) i że było dla mnie jasno oczywistem, iż hipoteza ta nie wytrzymuje krytyki warunków, w jakich się owe ruchy odbywały. Nietylko bowiem wielokrotnie dotykałem i egzaminowałem ręce medyum podczas samych doświadczeń, ale nawet było rzeczą wprost niemożliwą pogodzić powyższą hipotezę z następstwem ruchów i różnych pozycyi rąk medyum, w stosunku do przesuwanych przedmiotów; te ostatnie zdawały się być jakby pociągane przez pole siły ciągle zmiennej W swem natężeniu i kierunku, ale nie dającej się sprowadzić do jakiegokolwiek systemu igieł lub nitek, wiotkich lub sztywnych.

Opuszczając Paryż wraz ze swem medyum w początkach maja r., p. Ochorowicz był łaskaw przyjechać do Genewy dla kilku posiedzeń, w których wzięli również udział pp. Claparede, Cellerier, Batelli i mój syn. Na nieszczęście, wyczerpana wielotygodniowemi doświadczeniami paryskiemi, p. Tomczyk nie była bynajmniej na wysokości tego, czegośmy się po niej spodziewali. W trzech seansach, na których byliśmy wszyscy obecni, udało jej się z wielkim trudem i po długich bezskutecznych próbach poruszyć małe przedmioty, nie dotykając ich, ale w oświetleniu tak niedostatecznem, że trzeba było niejednokrotnie wysilać wzrok, żeby się upewnić, iż się nie ulega złudzeniu. Oprócz tego medyum uparło się, żeby nam okazać inne doświadczenia,

bardziej złożone, a które były wyraźnie prostem oszustwem. W rezultacie wrażenia były podzielone: p. Battelli mniemał, iż wszystkie ruchy przedmiotów z odległości dałyby się wytłomaczyć przez użycie czy to włosa, czy nitki wyciągniętej między palcami medyum, czy wreszcie jakiegoś pręcika sztywnego, dość cienkiego, ażeby nie byt widzialnym, a przyczepionego jednym końcem do gorsetu medyum, coby mu pozwalało, pochylając się, popychać przedmioty. Inni znów koledzy i ja, przyznając, że przypuszczenie to mogłoby wystarczyć w niektórych wypadkach, zachowaliśmy jednak przekonanie, żeśmy widzieli także i takie objawy, które bardzo trudno byłoby podciągnąć pod tego rodzaju objaśnienia mechaniczne i które zdawały się objawiać istnienie innych sił, dotychczas nieznanych.

Panna Tomczyk, na którą obecność wielu osób zawsze działa krępująco, pragnęła dać dla mnie specyalnie i wyłącznie jeszcze jeden seans, na którym powtórzyła też same doświadczenia, dotyczące ruchów drobnych przedmiotów, ale już w oświetleniu o wiele lepszem. Posiedzenie to, chociaż nie było od początku do końca tak dobre, jak to, które z nią miałem w Paryżu, pozwoliło mi jednak utwierdzić się raz jeszcze w przekonaniu, z całą stanowczością, o rzeczywistości wielu zjawisk telekinetycznych, przejawiających się w warunkach, które, mojem zdaniem, wykluczały użycie jakichkolwiek sztuczek mechanicznych. Ale, rzecz ciekawa, i która mi okazała raz jeszcze dziecinną, wsteczną, niższą naturę tych stanów świadomości, w których tego rodzaju zja

wiska występują, p. Tomczyk nie chciała mi pozwolić odejść przed okazaniem jeszcze objawu "aportu", który się okazał sztuczką tak dziecinną i naiwną, że choć nie jestem magikiem, poznałem się na niej odrazu, powtarzając ją następnie w mojej rodzinie, po powrocie do domu. W ciemności i po różnych rnanipulacyach, zbyt długich, ażeby je opisywać, upuściła z pod pachy na moją rękę, którą kazała mi trzymać w tem miejscu otwartą, talię maleńkich kart w pokrowcu kartonowym, długości około cm. na cm. grubości; była ona jeszcze całkiem ciepła od pobytu pod pachą medyum!...

Czyż jednak mamy prawo nazywać oszukaństwem tego rodzaju farsy, któremi osobowości somnambuliczne chętnie nas zabawiają? Nie byłożby to tem samem, co oskarżać nasze dzieci, że kłamią, z zamiarem oszukania nas, gdy nam opowiadają o mniemanych czynach dzikiego Indyanina, albo o głupstwach, popełnionych przez ich lalkę? Skłonny jestem przypuszczać, że owe osobistości transowe nie czują żadnej różnicy zasadniczej między siłami telekinetycznemi (nadnormalnemi dla nas) — których używają równie naturalnie, jak my naszych sił mięśniowych normalnych, tak samo nie zdając sobie sprawy z tego, na czem właściwie te siły polegają i w jaki sposób działają, nie odczuwając różnicy, zachodzącej między owemi siłami nadnormalnemi, a temi, któremi, podobnie jak my, posiłkują się normalnie. Widząc, że się interesujemy ich przejawami i czynami, a nawet zachwycamy niektórymi z nich, bawią się, wynajdując dla nas nowe, bez rozwagi

bez poczucia zasadniczej między nimi różnicy; prawdopodobnie nawet nie rozumieją wcale naszego, dziwnego dla nich podziału, na zjawiska autentyczne i oszukańcze, podobnie jak my nie przywiązujemy wagi do tego, czy jakaś okruszyna została strącona ze stołu psztyczkiem, czy też zdmuchnięta oddechem...

W rezultacie, nie wypowiadając zdania co do wszystkich faktów i teoryi, ogłoszonych przez p. Ochorowicza, z okazyi jego doświadczeń z p. Tomczyk, sądzę, iż stwierdziłem w obecności tego medym, pośród faktów wątpliwych lub nawet wyraźnie oszukańczych, także i bardzo oczywiste zjawiska telekinezyi, zmuszające do przyjęcia jakiejś władzy nadnormalnej, analogicznej z tą, jaką przejawia Eusapia, a tem samem pośrednio popierającej i istnienie tamtej." (Esprits et médiums, str. — ).

* * *

Powyższe sprawozdanie prof. Flournoy jest zupełnie ścisłe; winienem tylko dodać, że słaby wynik doświadczeń zbiorowych, miał za powód, oprócz zmęczenia posiedzeniami paryskiemi, także niewłaściwe zachowanie się jednego z uczestników; a powtóre, że ostatnie doświadczenie z mniemanym aportem, wykonane było przez medyum, wbrew moim ostrzeżeniom, pod wpływem somnambulicznego kaprysu, a mianowicie pod komendą tak zwanej "Małej Stasi", która niejednokrotnie starała się medyum skompromitować. Jestto przykład jednej z tych niespodziewanych, a dla niewtajemniczonych wprost niepojętych kom

plikacyi zjawisk medyumicznych. Podobnież jak w czystej histeryi, chore działają na swoją szkodę, połykając szpilki i t. p., tak w transie, u medyów, u których tkwią jeszcze resztki histeryi, te ostatnie skupiają się w osobistościach duchów transowych, działając na szkodę normalnej osobowości. Tego rodzaju objawy słabną dopiero po zupełnem wyleczeniu z histeryi, co — wbrew powszechnemu mniemaniu — bynajmniej nie pociąga za sobą zaniku medyalności, oczyszcza ją tylko z wielu niepotrzebnych i niepożądanych domieszek.

Oszustwo bezwiedne i wtedy jeszcze pozostaje, ale już wypływa na jaw tylko od czasu do czasu, zwłaszcza przy niedostatecznej kontroli, przy nieumiejętnem postępowaniu z medyum, albo przy spadku siły. Jest bowiem — jak to już niejednokrotnie ku zdziwieniu spirytystów zaznaczałem — w zasadzie nierozdzielne od medyumizmu, podobnie jak od hypnotyzmu nieodłączna jest mimowolna symulacya.

Ci, którzy stoją ciągle na stanowisku dotychczasowych pojęć "oszustwa" i "symulacyi", niechcą zrozumieć tego, że hypnotyzm i medyumizm pojęcia te w wysokim stopniu rozszerzyły i że bez znajomości całego zakresu "bezwiednego oszustwa" i "mimowolnej symulacyi" niepodobna jest być sędzią tych, tak zasadniczo nowych i tak skomplikowanych zjawisk.

ODWET NEAPOLITANKI.

().

Jak wiadomo w r. wszystkie dzienniki europejskie podały wiadomość o "zdemaskowaniu" głośnego, neapolitańskiego medyum: Eusapii Paladino, która i w Warszawie, dwa lata przedtem, wywołała zawzięte polemiki.

Zdemaskowanie miało nastąpić w Cambridge, za sprawą angielskiego Towarzystwa badań psychicznych, zasłużonego licznemi pracami w dziedzinie telepatyi i innych zjawisk pokrewnych, a głównie pod wpływem dr. R. Hodgsona, zdeklarowanego przeciwnika medyumizmu.

Byłem wówczas jednym z tych nielicznych, którzy wystąpili w obronie Eusapii, a jedynym, który wystąpił stanowczo.

Położenie moje było bardzo drażliwe. Z jednej strony bowiem stawiałem na kartę swoją reputacyę obserwatora, z drugiej narażałem się Towarzystwu, które właśnie wówczas mianowało mnie swoim członkiem honorowym.

Niepodobna jednak było milczeć; nietylko ze względu na bezsilność kobiety, którą, mojem zdaniem, niesłusznie spotwarzano, a która wracając z Anglii, nie wiedziała nawet, że ją tam "zdemaskowano", ale także ze względu na sprawę medyumizmu wogóle, której groziło długoletnie wstrzymanie w rozwoju.

Nareszcie (pobudki egoistyczne wymienia się zawsze na końcu) byłem sam zaangażowany w tej sprawie, ogłosiwszy już w r. , że wbrew dotychczasowemu niedowiarstwu, uznaję objawy me

dyumizmu za prawdziwe i niesłychanie doniosłe dla przyszłej reformy psychologii, fizyologii, a w części nawet i fizyki. Należało bronić swego zdania.

Pamiętam doskonale nastrój własnego umysłu w tej chwili, wymagającej szybkiej decyzyi.

Z Eusapią odbyłem już wówczas około stu posiedzeń, w Rzymie u Siemiradzkiego, w Warszawie u siebie, łącznie z kilku wybitnymi lekarzami i literatami, wreszcie na wyspie Roubaud u Richeta, w części z Myersem, Lodgem, Sidgwickiem i Segardem. Byłem pewien rzeczywistości objawów; znałem towarzyszące im z konieczności oszustwo bezwiedne, jako fakt fizyologiczny, którego nie rozumiejąc, Torelli w Medyolanie, a następnie p. Bronisław Reichman w Warszawie, ogłaszali je jako dowód, że wszystko jest oszustwem świadomem.

Ale któż mógł zaręczyć, że niewystąpiło ono w Cambridge! Że nie mając dość siły, Eusapia nie pomagała sobie sztuczkami, do których się poprzednio nie uciekała?... Jeden tego rodzaju fakt, dobrze obserwowany, wystarczyłby do ośmieszenia mojej obrony.

Szczęściem, nieboszczyk Fryderyk Myers (późniejszy autor głośnego dzieła "Human Personality") był tak uprzejmy, że przysyłał mi do Warszawy stenograficzne protokóły posiedzeń, przed ich wydrukowaniem. Miałem więc na czem się oprzeć. Protokółów tych nie ogłaszano, czekając na przybycie z Ameryki dr. Hodgsona, wielkiego mistrza w demaskowaniu medyów, który, wyprawiony niegdyś do Indyi, z polecenia te

goż Towarzystwa, zdołał wykryć pewne nadużycia Bławackiej, organizatorki ruchu teozoficznego.

Nareszcie przybył i puścił w ruch swoją metodę policyjnego badania zjawisk psychologicznych.

Był to człowiek bardzo bystry, energiczny, pewny siebie i tę swoją pewność narzucający sugestyjnie otoczeniu. O medyumizmie nie miał żadnego pojęcia, ale był mocno przekonany, że w badaniu go zdrowy, chłopski rozum wystarcza.

Od chwili jego przybycia wszystko się zmieniło.

Kontrola, dotychczas "całkiem pewna", Wydała się uczestnikom niewystarczającą; ale zamiast ją Wzmacniać, przeciwnie, pozostawiono medyum swobodę w ciemności, co, oczywiście, mnożyło tylko objawy wątpliwe i wskutek tego pierwotny entuzyazm musiał ustąpić miejsca bezustannym podejrzeniom.

Nastrój ten udzielił się medyum, paraliżując objawy, i posiedzenia zrobiły fiasco. A ponieważ trzymano się najgłupszej metody ukrywania podejrzeń, nie było nawet możności pobudzenia medyum do wysiłków, któreby objawy słabe i wątpliwe, uczyniły silnymi i pewnymi.

Cała serya posiedzeń została w końcu uznana za oszukańczą i na wniosek przewodniczącego, prof. Sidgwicka, Towarzystwo badań psychicznych uchwaliło, że więcej Eusapią Paladino i jej mniemanymi objawami zajmować się nie będzie.

Nie zdziwił mnie tak nieroztropny wniosek ze strony prof. Sidgwicka. Jak to się trafia czę

sto umysłom bezwzględnym, a ciasnym, uległ on pierwszy sugestyi dr. Hodgsona.

Ale zdumienie moje nie miało granic, gdym otrzymał drukowane już wyjątki ze sprawozdania (którego w całości drukować nie chciano). Okazało się bowiem, że energiczny pogromca medyów, dr. Hodgson, poprostu fałszował protokóły (w dobrej wierze "dla dobra nauki"), byle tylko postawić na swojem, a uczestnicy posiedzeń tak byli zahukani jego komendą, że czy to z przekonania, czy z obawy śmieszności, nikt się owym "poprawkom" nie sprzeciwiał.

Wówczas nie mogłem się już wahać i przesłałem krótki protest Towarzystwu, a następnie ogłosiłem obszerniejszą rozprawę z tej okazyi. (W języku rosyjskim wydał ją bezimienny autor w broszurze, p. t. "Obman w obłasti medyumizma" ().

Obrona moja, bardzo drobiazgowa, streszczała się w zdaniu, że kompromitacya wprawdzie była, ale nie po stronie Eusapii, tylko Towarzystwa, które nie jest jeszcze przygotowane do umiejętnego badania medyumizmu.

Towarzystwo milczało.

Tymczasem mnożyłyby się coraz bardziej dowody, że objawy Eusapii są prawdziwe.

Zaraz bezpośrednio po jej powrocie z Cambridge, grupa eksperymentatorów francuzkich, do której należeli: (oprócz wspomnianych już poprze

() Szczegóły, dotyczące krętactwa Hodgsona z protokółami, znaleźć można również w dziele dr. Maxwella; "Les phenomenes psychiques".

dnio) hr. de Grammont, Maxwell, prawnik (później i lekarz), i baron de Wattewille, fizyk i prawnik, pomimo, że wszyscy byli uprzedzeni listami Hodgsona i Myersa z Londynu o mniemanem zdemaskowaniu Eusapii, wydali sąd dla niej przychylny.

W następnych latach cały szereg sprawozdań z nowych posiedzeń z najrozmaitszemi grupami uczonych, zwłaszcza we Włoszech (a jak Wiadomo najtrudniej jest być prorokiem W swoim kraju), wypadał zawsze, mniej lub więcej, korzystnie, a w każdym razie o zdemaskowaniu nie było już mowy.

Pisałem o tych różnych próbach w artykule: "Dalsze losy medyumizmu". Wiadomość o późniejszych znaleźć można w pismach specyalnych.

Do liczby potwierdzających rzeczywistość zjawisk przyłączyło się wiele znanych lub nawet głośnych nazwisk: Lombroso, Botazzi, Bozzano, Galeotti, Imoda i w. in.

Wiedziano również, że państwo Curie, chociaż nie ogłosili swego zdania, po doświadczeniach w Instytucie Psychologii Ogólnej w Paryżu, nie uważali jednak Eusapii za oszustkę.

Wszystkie te fakty poruszyły nareszcie sumienie Towarzystwa badań psychicznych, które w r. z., a więc po latach trzynastu, zdecydowało rewizyę wyroku, wydanego przeciw Eusapii i wydelegowało w tym celu do Neapolu najruchliwszych członków komisyi eksperymentalnej: Ewerarda Feildinga, (), Bagally'ego i Herewarda Carringtona.

() Pana E. Feildinga miałem przyjemność poznać

Wyborem Towarzystwa kierowała myśl, że właściwymi sędziami prawdziwości objawów fizycznych medyumizmu powinni być nie uczeni, lecz magicy. To też wszyscy trzej delegowani byli obznajmieni z tajemnicami kuglarstwa, zwłaszcza dwaj ostatni, a jeden z nich, Carrington, wydał nawet niedawno duże dzieło o sztuczkach, używanych przez fałszywe medya, na podstawie rozległych i pracowitych poszukiwań w Stanach Zjednoczonych Ameryki.

Otóż ci trzej panowie, bardzo sceptycznie usposobieni, pojechali do Neapolu i urządzili szereg posiedzeń z Eusapią we własnem mieszkaniu hotelowem, nie uprzedzając nikogo o właściwym celu swej misyi.

Zamówili stenografa, ażeby co chwila zapisywać w ciemności najszczegółowsze warunki kontroli, ponotowali położenie najdrobniejszych przedmiotów w pokoju, i Wogóle przygotowali się do żmudnych i zawiłych dochodzeń.

Tymczasem doświadczenia wypadły tak dobrze, światło było tak dostateczne, a objawy następowały po sobie tak szybko, że stenograf nie mógł nadążyć pisać i większa część środków ostrożności, jawnych lub podstępnych, okazała się niepotrzebną.

u siebie w Żeraniu. W r. z. () bowiem przyjechał do mnie umyślnie z Londynu, celem zobaczenia moich doświadczeń. Nie wiele zobaczył, bo właśnie wówczas siły medyum znajdowały się w zaniku, ale mnie przedstawił się jako człowiek wysoce inteligentny, dobrze obznajmiony z literaturą medyumiczną i doskonały obserwator.

(Przyp. późn. ).

D. go czerwca r. b. odbyło się w Londynie ogólne zebranie Towarzystwa, na którem delegaci mieli zdawać sprawę z wyników swej misyi.

Posiedzenie zagaił sławny fizyk Oliwer Lodge, jeden z tych nielicznych, którzy chociaż z zastrzeżeniami, pozostali wierni pierwszym swoim stwierdzeniom, dokonanym na wyspie Roubaud.

Zaznaczył on, że Towarzystwo, zajmując się W ostatnich latach wyłącznie psychologicznemi objawami, powinno znów zwrócić się do fizycznych. Wspomniał o swoim poprzednim raporcie, przychylnym dla Eusapii i obstawał przy nim. Nie przeczył, że w pewnej liczbie wypadków mogła ona oszukiwać, ale zarazem zapewniał, że W niektórych innych wartość zjawisk nie ulegała dla niego najmniejszej wątpliwości; nie mógł np., za przykładem Hodgsona, objaśniać objawów uwalnianiem jednej ręki medyum, gdy sam trzymał obie W swoich dłoniach.

Po tej przygrywce, zabrał głos Everard Feilding. W obszernym wstępie, nie wytykając osób, wykazał błędy, popełniane wogóle przy badaniu medyów i trudności, związane z ich obserwacyą. Podał historye doświadczeń, dokonanych z Eusapią w Medyolanie, w Warszawie, na wyspie Roubaud, w Paryżu i t. d., zaznaczając, że urzędownie tylko w Cambridge ogłoszono ją za oszustkę. Wspomniał, że objaśnienia oszukańcze Hodgsona były raczej dowcipne, niż przekonywające i przystąpił wreszcie do opisu ostatnich posiedzeń w Neapolu. Opinię zaś swoją o nich streścił w zdaniu, że zachowanie się Eusapii było wogóle bez zarzutu, że ciągle widziano jej ręce

i trzymano nogi, a mimo to, objawy zachodziły bądź przy niej, bądź za kotarą, tak, iż tylko ukryty tam wspólnik, mógłby je wykonywać w sposób naturalny — a wspólnika nie było. Słowem, w imieniu swojem i swoich kolegów, uznał oczywistą i niezaprzeczoną wartość tych objawów.

Drugi mówca, p. W. Bagally, zaznaczył jeszcze raz, że wątpliwości, jakie powstały w Cambridge przy seansach po ciemku, nie mogą się stosować do ich posiedzeń neapolitańskich, odbywanych w zupełnie dostatecznem świetle i przy najwszechstronniejszej kontroli. Wynikiem ich było niewątpliwe stwierdzenie istnienia siły, która w obecności tego medyum i w pewnej od niego odległości zdolna jest wywoływać ruchy i unoszenia przedmiotów, bez widocznej mechanicznej przyczyny. W końcu nadmienił, że żadnych śladów oszukaństwa nie wykryto.

Trzeci delegat, p. Carrington, jeszcze nie przemawiał, ale już z odezwania się pierwszego wiemy, że opinia jego nie będzie sprzeczna.

Źródło, z którego czerpię powyższe informacye, nie jest jeszcze publicznem, ale jest pewnem. Nie wspomina ono o tem, żeby przeciwko wnioskom wysłańców zarządu Towarzystwa podniesiono jakiekolwiek zarzuty.

Słowem, rehabilitacya jest zupełna. Nietylko Dowiem Towarzystwo odwołało swoją uchwałę niezajmowania się więcej Eusapią, ale nadto musiało cofnąć rozgłoszone przeciw niej potwarze.

Stało się to pod prezydenturą pani Sidgwick, wdowy po profesorze etyki, kobiety wysoce inteligentnej (którą również miałem przyjemność po

znać na wyspie Roubaud) i dzięki niezmordowanej wytrwałości w służeniu nauce prostej szwaczki nieapolitańskiej, nie umiejącej ani czytać, ani pisać.

Nie na tem jednak kończy się ironia losu i odwet Nieapolitanki.

Opowiem jeszcze drugą część tej historyi — tylko pierwej muszę uprzytomnić czytelnikom różnicę, zachodzącą między medyumizmem, a spirytyzmem.

Istnieje pewna, bardzo rozległa i bardzo zawiła, a niesłychanie trudna do badania grupa zjawisk, zwana przez uczonych medyumicznemi, a przez zwolenników doktryny Allan Kardec'a spirytystycznemi.

Faktycznie, jestto jedno i to samo, ale teoretycznie, są to dwie rzeczy tak różne, jak np. fakt spadania meteorytów z nieba i sposób objaśniania, zkąd pochodzą i dlaczego spadają z nieba, który to sposób może być bardzo różny.

Dla spirytysty objawy medyumiczne są dowodem istnienia duchów i ich mieszania się w nasze sprawy doczesne.

Dla medyumisty, jestto pewna specyalna grupa zjawisk hypnotycznych i magnetycznych, rozszerzających nasze dzisiejsze pojęcie psychofizyki.

Ztąd niektórzy, za przykładem W. Lutosławskiego, naśladowanym przez K. Richet'a, nazywają ten dział młodej jeszcze narrki: metapsychiką.

Należące, do niej fakty można uznać, badać, a nawet objaśniać bez uciekania się do hypotezy duchów.

Ja sam jestem tylko medyumistą, a nie spirytystą. Nie dlatego, żebym w zasadzie odrzucał

nieśmiertelność duszy, a choćby tylko możność oddziaływania dusz zmarłych na żyjących, bo badacz bezstronny nie powinien nic odrzucać z zasady; ale dla tej wyłącznie przyczyny, że dotychczas, mimo żem widział już rzeczy bardzo dziwne i trudno się mieszczące w głowie wychowańca szkół dzisiejszych, niemniej jednak nie spotkałem jeszcze ani jednego takiego faktu, któryby mógł uchodzić za dowód naukowy życia poza grobem i komunikowania się zmarłych z żyjącymi.

Jestto dotychczas kwestya wiary, a nie wiedzy, bo pojęcia nasze o siłach bezwiednych, tkwiących w duchowości ludzkiej, tak się w ostatnich czasach rozszerzyły, że to, co pierwej zdawało się być dowodem oddziaływania duchów, dzisiaj sprowadza się do gry tajemniczej i zawiłej, ale subjektywnej, owych sił, tkwiących w każdym żyjącym człowieku, a dochodzących w wyjątkowo pod tym względem uposażonych organizmach do najwyższego swego wyrazu.

Pogromca Eusapji, dr. Hodgson, nie uznawał ani spirytyzmu, ani medyumizmu, uważając kuglarskie naśladowania tego ostatniego za sam mniemany medyumizm.

Ale wkrótce po pogromie Eusapii w Cambridge, zaczął się zbliżać już nie do medyumizmu, ale wprost do spirytyzmu.

Stało się to za sprawą innego medyum, pani Piper, bardzo głośnej W Anglii i w Ameryce.

Jak słusznie zauważył Carrington we wspomnianem wyżej dziele, uczeni angielskoamerykańscy łatwiej wierzą w objawy psychiczne, odrzuca

jąc fizyczne, gdy przeciwnie, uczeni kontynentu, a zwłaszcza romańskiego szczepu, skłonniejsi są uznać objawy fizyczne (takie, jakie przedstawia Eusapia), trudniej zaś godząc się z psychicznymi.

Czy zależy to od wrodzonego nastroju szczepu anglosaskiego, w przeciwstawieniu do romańskiego, czy też od okoliczności przypadkowych, dość, że spostrzeżenie jest trafne i objaśnia ono w części niepowodzenie nad Tamizą Eusapii, a nadmierne, mojem zdaniem, powodzenie pani Piper.

Ta ostatnia nie daje. wcale objawów fizycznych, tylko występuje jako narzędzie "duchów", objawiających się przez nią jej własną mową i pismem automatycznem.

Otóż dr. Hodgson, odrzucający "sztuczki" Eusapji, tak się dał opętać mniemanym komunikatom p. Piper z tamtego świata, że jak świadczy znakomity psycholog Wiliam James, skłaniał się już do uznania "Rectora", ducha przemawiającego przez panią Piper, za osobistość rzeczywistą. Irytowały go tylko plątaniny tego ducha, utrudniające badanie.

Poświęcając miesiące i lata na zapisywanie Wszystkich tych komunikatów, Hodgson raz odezwał się do pani Piper:

— Gdy ja umrę, objawię się przez panią, a wtedy będę lepiej wiedział, jak odpowiadać na pytania!

Dnia go grudnia roku dr. Hodgson zmarł nagle, a w tydzień potem pani Piper oświadczyła, że chce przez nią przemawiać.

Zaraz na pierwszem posiedzeniu objawi} swoją energię tem, że złamał ołówek (ręką medium).

Rozpoczęły się rozmowy i indagacye z "duchem" Ryszarda Hodgsona, które, dzięki iście angielskoamerykańskiej wytrwałości członków Towarzystwa, przeciągnęły się lat kilka. I w chwili, gdy to piszę, mam właśnie przed sobą obszerny, o str. bitego druku, a świeżo wydany przez Towarzystwo tom ("Proceedings of the society for Psychical Research", june ), poświęcony owym komunikatom Hodgsona z tamtego świata.

Prof. Wiliam James, pani Sidgwick i J. G. Piddington, oraz prof. Oliwer Lodge, zapisali w nim swoje spostrzeżenia nad występami nowego aktora w arenie spirytystycznej...

Na nieszczęście nie wypadły one lepiej od występów tych współzawodników, których za życia ośmieszał.

John King ma także swój odwet!

Bądź co bądź, z całej tej epopei medyumicznej możemy wyprowadzić dwa wnioski:

) że prawda nie da się zdusić, i że obecnie medyumizm będzie mógł śmielej posuwać się naprzód, skoro jedyni, poważni a kompetentni jego przeciwnicy złożyli broń.

) Fakt nowego zwrotu w opinii Towarzystwa londyńskiego nietylko mu nie ubliża, ale przeciwnie, przynosi mu zaszczyt.

Głupstwo zrobić — zdarzy się każdemu; odwołać je i naprawić, mogą tylko umysły wyższe, stawiające miłość prawdy ponad miłość własną.

Jako illustracyę powyżej scharakteryzowanych stosunków, przytaczam wyjątek wspomnianego już dzieła prof. Th. Flournoy.

Wyjątek ten nosi w oryginale ten sam co powyżej tytuł "Odwet Eusapii" (str. — ):

"Nie trzeba na nic przysięgać". Choć nie tak zabawna, jak komedya Mussefa pod powyższym tytułem, historya Eusapii daje nam, na temat powyższego przysłowia, przykład pewnych słabych stron panujących pojęć w kwestyi naukowej (lub przednaukowej jak mówi Grasset). Dwanaście lat temu, gdy sławne medyum przyłapali na niepoprawnych ruchach i potępili uczeni angielscy z Cambridge, zdawało się, że z jej tajemniczemi Władzami sprawa już raz na zawsze skończona, a wraz z niemi wogóle kwestya fizycznych, nadnormalnych objawów. Napróżno najlepsi obserwatorowie pani Paladino, Richet, Ochorowicz i in. protestowali przeciw tak dziwnemu rozumowaniu, że ponieważ oszukiwała, gdy jej na to pozwolono, więc musiała oszukiwać i wtedy, gdy wszelkie środki były przedsięwzięte, ażeby oszustwu przeszkodzić, napróżno przypominali, że oni sami wskazali już owe okazyjne ruchy oszukańcze, wraz ze sposobami zapobiegania im, dawno przed mniemanemi odkryciami dra Hodgsona; napróżno nalegali na niezbędność wykonania z nią nowych doświadczeń, przed wydaniem ostatecznego wyroku — nic nie pomogło. Nawet oświadczenie samego Myers'a po doświadczeniach grudniowych r. i przychylna opinia Lodge'a były bezsilne, ażeby zatuszować prąd opinii ogólnej, oparty na powadze Hodgsona. Jakże nie

miano wierzyć powadze tego genjalnego obserwatora, który dał dowody, że umie demaskować oszustów w trudniejszych o wiele okolicznościach i którego dobra wiara nie mogła ulegać wątpliwości, skoro sam teraz, pod wpływem innego medyum, pani Piper i jej objawień psychicznych, zaczął się skłaniać ku spirytyzmowi! I w ten sposób, w sferach Tow. Badań Psych. ustali! się nieprzeparty prąd niedowiarstwa Względem objawów Eusapii. Pewien uczony irlandzki (), który miał już pod prasą dzieło dotyczące filozofii spirytualistycznej, oparte w części na władzach przypisywanych Eusapii, wstrzymał jego druk, czując grunt usuwający mu się z pod nóg. Nawet Myers nie odważył się już występować przeciw sprawie osądzonej, do tego stopnia, iż dwa tomy wydane po jego śmierci, nie zawierają żadnej wzmianki o Eusapii! Krótko mówiąc, potępienie tego medyum zdawało się tak stanowcze i nieodwołalne, że profes. Lehmann z Kopenhagi W pięknem swem dziele o Przesądach i Czarnoksięztwie, nie wahał się uważać niepowodzenia w Cambridge za zwrot stanowczy w historyi spirytyzmu, jako cios śmiertelny dla mniemanych zjawisk medyumicznych, któremi nauka nie będzie się już mogła zajmować ().

() Barret, prof. fizyki W Dublinie, któremu metapsychika zawdzięcza doskonale studyum nad t. zw. "różdżką czarodziejską". (Proc. of the S. R., rok XIII, p. — i roz. XV, p. — ).

() Lehmann, Aberglaube und Zauberei. Stuttgart, , str. .

Tempora mutantur. Pomimo wyklęć, które ją wyłączały z nauki, Eusapia była w dalszym ciągu badana przez kilku uczonych, dbających bardziej o prawdę, niż o własną akademicką reputacyę. Wynikiem ich odwagi (oraz lepszych warunków kontroli, do których się zwolna przyzwyczaiła), było to, że — o ile ktoś umyślnie nie stanie się ślepym, jak owi sławni erudyci z czasów Galileusza, którzy nie chcieli patrzyć w lunetę, z obawy, żeby w niej nie dojrzeli zaprzeczenia swego systemu — staje się z dnia na dzień coraz trudniejszem zaprzeczenie zjawiskom Eusapii, wobec świadectw niezbitych i przedmiotowych dowodów, gromadzących się na jej korzyść. Przewrót opinii, jaki zaszedł w tym względzie od ch czy ch lat, krzewi się nawet w świecie anglosaksońskim, dotychczas tak opornym, objawiając się tu w sposób charakterystyczny. P. Barret osądził, że może już teraz wydać swoje dzieło, bardzo oryginalne i pobudzające do myślenia, nie narażając się na przykre zaprzeczenia (). Najbardziej niechętni zjawiskom fizycznym członkowie Towarzystwa P. Podmore, Pi Sidgwick i in. są, nie powiem przekonani, ale zachwiani w swym sceptycyzmie w stosunku do Eusapii (). Nawet

() F. W. Barret, On the threshold of a new world of Thought. London, .

() Ob. Podmore, Naturalisation of the Supernatural, , str. ; i Pi Sidgwick w swojem sprawozdaniu z pracy Morsellego (Proc. S. P. R., luty, ).

Pi Sidgwick dodaje W przypisku do swego artykułu, że E. była badana z ramienia Towarzystwa przez P. P.

P. Carrington, którego bezprzykładna bystrość zdemaskowała tyle medyów amerykańskich, który nie wahał się przepłynąć ocean, ażeby zwalczyć sztuczki Neapolitanki, jak niesie fama, pochylił czoła przed nią, uznając jej objawy za prawdziwe. Dobrze się więc pomściła za wszelkie dawniejsze upokorzenia!"... (Th. Flournoy prof. un. w Genewie, Esprits et Médiumes, mélanges de métapsychique et de psychologie, GenéveParis, , str. — ).

(Przyp. późn).

* * *

MEDYUMIZM

na pierwszym zjeździe polskich neurologów, psychiatrów i psychologów.

().

Pierwsze lody przełamane...

Kwestya medyumizmu została postawiona i przyjęta do dyskusyi na zjeździe naukowym, lekarskopsychologicznym. A stało się to na zjeździe polskim.

Bez walki? Bez szykan? Bez skandalu?...

Feildinga, Baggaly'ego i Carringtona "biegłych w kwestjach oszustw medyów fizycznych" i że doszli zasadniczo do tych samych wniosków, co Morselli. Ze swej strony Annales des sciences Psychtgues donoszą, że p. Carrington miał z E. seansów pod b. ścisłą kontrolą, i że wyszedł z nich przekonany "wbrew temu, czego oczekiwano i czego się sam spodziewał".

No! Nie trzeba żądać za wiele: było i jedno i drugie.

Warszawski zarząd zjazdu zachował się bez zarzutu. Gdym doń napisał z zapytaniem, czy mogę przyjechać na zjazd z gwarancyą swobody słowa — odpowiedział mi uprzejmym listem, że przyjmie dwa komunikaty po minut każdy, dodając przytem parę uwag o zajęciu, jakie wzbudzają ostatnie moje prace.

Czterdzieści minut, było to trochę mało, ze względu na obfitość fotografij i na potrzebę dania choć jakich takich objaśnień, bez których, zdjęcia objawów nowych, dotychczas niewidzianych a zawiłych, pozostałyby niezrozumiałemu

Ale pojmując ważność karności W takich razach, byłem jednym z nielicznych prelegentów, którzy zastosowali się ściśle do wyznaczonego im czasu.

Zacząłem od zaznaczenia, że nie jest moim zamiarem mówić wogóle o medyumizmie, wykazywać jego doniosłość dla reformy psychologii, fizyologii i fizyki;, że nie będę nawet dowodził rzeczywistości wszystkich tych, dotychczas przez naukę nie uznawanych zjawisk, lecz ograniczę się tylko do przedstawienia dwóch szeregów doświadczeń, najbardziej objektywnych i dotyczących:

) promieni sztywnych,

) promieni Xx.

Zarazem ostrzegłem zgromadzonych, że na pierwszy rzut oka są to rzeczy niepodobne do wiary, jako całkiem obce temu, co jest dzisiejszej nauce wiadome; że jednak gdybym miał najlżej

sze wątpliwości, nigdy nie ośmieliłbym się zabierać głosu w tak poważnem zgromadzeniu.

Objaśniłem następnie czem są promienie sztywne.

Jestto prąd lub emanacya z końców palców medyum, zachowująca się jakby włókna i pasma jakiejś substancyi niewidzialnej, zdolnej wywoływać skutki mechaniczne, poza granicami ciała. Posiadają one pewną spoistość, są elastyczne ale dość sztywne, żeby wywoływać nacisk. Prof. Lutosławski zwrócił uwagę, że dawanie im nazwy promieni nie zgadza się z tem, co zwykle promieniami nazywamy. To prawda, ale lepszego wyrazu niema, a niechcąc tworzyć nowego, przyjąłem utarty, najmniej nieodpowiedni. Można zaś nazywać je warunkowo promieniami, bo się rozchodzą po liniach, przeważnie (choć nie wyłącznie) prostych, bo się mogą skupiać w jednym punkcie, bo wreszcie przedstawiają pewne analogie z promieniami katodowymi rurki Crookes'a. Zarazem trzeba było nazwać owe quasipromienie sztywnymi, skoro mogą działać, niby druty, popychając drobne przedmioty w kierunku prądu.

Główną własnością promieni sztywnych jest właśnie ich działanie mechaniczne. Wywierając nacisk, mogą też pozornie zmieniać wagę ciał. jako zaś obdarzone pewną konsystencyą, mogą podtrzymywać ciała lekkie, a nawet unosić je w powietrzu. Przedstawiłem na to liczne dowody w formie fotografii powiększonych na papierze lub rzucanych na ekran, a także w stereoskopach ręcznych, usuwających wszelkie wątpliwości co do

tego, że przedmioty uniesione znajdowały się rzeczywiście w powietrzu.

Istnienie promieni sztywnych można stwierdzić:

) wzrokiem; niekiedy bowiem stają się widzialne;

) dotykiem; stawiają bowiem lekki opór przy dotknięciu, jakby pajęczyna lub nitka subtelna;

) skutkami mechanicznymi; ponieważ przesuwają i unoszą lekkie przedmioty;

) fotografowaniem aparatami; ponieważ niekiedy stają się widzialnymi na kliszy, jako nitka fluidyczna, jasna na ciemnem tle, ciemna na jasnem;

) radiografią bezpośrednią; W ciemności; bo towarzyszą im częstokroć zjawiska świetlne, choć niewidzialne dla oka, ale działające na klisze.

Ten ostatni sposób badania jest najważniejszy, bo przy uwzględnieniu pewnych warunków (mianowicie niezużywania nagromadzonej energii mechanicznej) pozwala nietylko stwierdzić istnienie samych promieni, ale nawet prawa ich tworzenia się, które tu pomijam, jako wymagające zawiłych opisów i licznych rysunków.

Druga kategorya zjawisk omawianych otrzymała nazwę promieni Xx.

Są one wyższym stopniem promieniotwórczości medyumicznej. Wyróżniam je zaś od promieni sztywnych, ponieważ:

a) nie są sztywne;

b) nie wywierają skutków mechanicznych;

c) mają właściwe sobie formy działania na kliszę (geometrycznie regularna kula świetlna); gdy promienie sztywne dają tylko pasma albo Włókna;

d) przechodzą przez wszystkie ciała dotych

czas badane, gdy promienie sztywne nie przechodzą przez żadne ciało zbite.

e) chemicznemu ich działaniu towarzyszy niekiedy zdolność wywoływania plam barwnych

o pięknych, żywych kolorach, jakgdyby nałożonych farbą olejną na kliszy, chociaż przejrzystych, inaczej zabarwionych w przezroczu, niż W odbiciu. (Barwy tego rodzaju, jako tak zwany "dymek dychroiczny", znane już wprawdzie były fotografom, ale w tym stopniu i w tej formie, w jakiej występują na kliszach, które w licznym zbiorze przedstawiłem na zjeździe; nie można ich naśladować żadnym ze znanych w fotografii sposobów);

f) działają na znaczne odległości, gdy promienie sztywne tylko zblizka;

g) wymagają znacznie większego wysiłku medyum, dochodzącego aż do gwałtownego bólu

i paraliżu;

h) wydzielają się nie z końców palców, lecz przeważnie z dłoni.

Nazwa Xx powstała przez analogię z promieniami (x) Roentgena. Te ostatnie przechodzą łatwo przez papier, drzewo, mięśnie, ale nie przechodzą przez kości, i grubsze, a zwłaszcza gęściejsze metale; promienie zaś Xx przechodzą przez najcięższe metale, marmur, kości i t. p. i wogóle nie znalazłem dotychczas ciała, któreby mogło zabezpieczać od ich chemicznego działania warstwę bromku srebra na kliszy fotograficznej.

Poza tem, ani promienie sztywne, ani promienie Xx nie wywołują świecenia ekranu, pokrytego platynocyankiem baryty (jak promienie X)

i nie ulegają działaniu magnesu (jak promienie katodowe).

Oto i wszystko. Ograniczyłem się do faktów, na które mogłem przedstawić dowody objektywne. Nie było w moim wykładzie nic, coby wkraczało w dziedzinę okultyzmu, lub wymagało odrzucenia jakiejkolwiek prawdy ustalonej, pozytywnej. Ale były to rzeczy nowe, niespodziewane, na pozór nie podobne do wiary dla skostniałych w rutynie szkolnej umysłów i burzące wiele uprzedzeń negatywnych. Nic więc dziwnego, że wywołały opozycyę. Szkoda tylko, że wywołały opozycyę w formie, nie odpowiadającej godności zjazdu.

Tyle już razy w historyi ostatnich wieków rzeczy nowe były szykanowane, jako niemożliwe lub niedorzeczne; tyle już razy ja sam byłem napastowany przez ludzi, którzy później musieli się wstydzić swoich napaści; tyle wreszcie w ostatnich dziesiątkach lat dokonano odkryć nieprawdopodobnych, a jednak prawdziwych, iż zdawałoby się, że nauka w las nie pójdzie i że przeciwnicy nowości zaczną być wreszcie ostrożniejsi. Gdzietam! okazało się, że zawsze znajdą się tacy, którzy skwapliwie skorzystają z pierwszej, nastręczającej się okazyi, żeby przekazać swoje imię, jeżeli nie historyi, to przynajmniej kronikom miejscowym, w aureoli śmieszności.

Zaledwiem skończył swój wykład, przyjęty oklaskami znacznej części zgromadzenia, zerwał się prof. Heinrich z Krakowa i zaczął dowodzić (dłużej, niż minut, przeciw czemu prezydyum nie protestowało), że nie należy dopuszczać żadnej dyskusyi nad odczytem...

Mojem zdaniem, prezydyum powinno było zwrócić uwagę gorącemu mówcy, że jeszcze nikt na żadnym zjeździe naukowym podobnego wniosku nie stawiał i że § regulaminu, określając czas trwania przemówień, po czasie trwania odczytu, tem samem implicite ustalił prawo do dyskusyi po każdym odczycie. Jeżeli temat nie nadawał się do dyskusyi naukowej, to należało samego odczytu nie dopuszczać, a skoro się go dopuściło, to można było podać wniosek zamknięcia dyskusyi, gdyby się okazała jałową, ale nie wniosek niedopuszczenia jej, skoro jeszcze nie było wiadomo, czy jałową będzie. Bo, że pp. Heinrich, Bychowski i Twardowski mogli byli w tej materyi wystąpić tylko z czemś bardzo jałowem, to jeszcze nie wykluczało możliwości, że choćby jeden mówca wśród przeszło stu pozostałych, będzie mógł powiedzieć w tej materyi coś niejałowego, a może nawet rozumnego.

Tymczasem prezydyum poddało wiosek pod głosowanie i otrzymało nauczkę:

Zgromadzenie większością kilkunastu głosów wniosek prof. Heinricha odrzuciło.

Prof. Twardowski, doskonały mówca uniwersytecki i biesiadowy, głosował wprawdzie przeciw jakiejkolwiek dyskusyi, ale nie w tem znaczeniu, żeby i sam nie mógł mówić.

Jakoż zabrał głos i w przemówieniu dłuższem niż minut (przeciw czemu prezydyum dotykalnie (), ale bezskutecznie protestowało) po

() Ciągnąc szan. prof. za połę.

dał wniosek... wyznaczenia komisyi do sprawdzania moich doświadczeń.

Wniosek ten upadł sam przez się, ponieważ w chwili, gdy prof. Twardowski zapewniał, że "panu Ochorowiczowi niewątpliwie zależy na tem, żeby Zjazd jego doświadczenia potwierdził" — ja odrzekłem z miejsca, że wcale mi na tem nie zależy.

Wówczas prof. Twardowski wezwał zwolenników wniosku prof. Heinricha, czyli przeciwników dyskusyi, aby łącznie z nim opuścili salę...

Wyszli, ale nie wszyscy, niektórzy bowiem zmiarkowali, że każą im grać rolę śmieszną.

Wyszli, ale tylko do przedpokoju, gdzie... rozpoczęli ożywioną dyskusyę.

Dla przeciwników swobody słowa było to rzeczywiście miejsce właściwsze, niż sala polskiego zjazdu...

Wystąpienie prof. Twardowskiego, nietaktowne i warcholskie, zdziwiło jego przyjaciół, którzy dotychczas mieli sposobność podziwiać jego gentlemeńską postawę w sytuacyach, co prawda, spokojniejszych, niż obecna. Niestety, młoda, gorąca krew przemogła.

Wystąpienie było nietaktowne, bo nie proponuje się komisyi do sprawdzania czyichś doświadczeń, bez porozumienia z osobą interesowaną; było zaś warcholskiem, bo jeżeli zwykły członek zjazdu obowiązany jest poddawać się uchwałom zgromadzenia, (jak w tym razie uchwale dopuszczenia dyskusyi), to tembardziej jeden z jego prezesów, jako strażnik regulaminu. Wyjść z sali wolno, oczywiście, każdemu, ale wzywać do wyj

ścia z sali na tej zasadzie, że zgromadzenie odrzuciło policyjny wniosek jednego z członków, ma prawo tylko... policya.

Po prof. Heinrichu nie spodziewałem się nic lepszego, lecz prof. Twardowski mógł był się zachować stosowniej, gdyby tylko mniej był skory do przemawiania, a więcej do zastanawiania się. W tym ostatnim wypadku byłby się najprzód porozumiał ze mną, a wtedy ja byłbym niewątpliwie dołożył wszelkich starań, ażeby kilku członkom Zjazdu, nie jako "komisyi cenzuralnej do spraw naukowych", ale jako uczonym, interesującym się nowemi zagadnieniami, pokazać moje doświadczenia.

I byłoby się uniknęło "incydentu", o którym "Słowo", chociaż wcale nie należy do moich stronników, tak pisze:

"Wszystko to było — całkowicie niepotrzebne i Zjazdowi powagi nie przyczyniło. Zbyt wielu pierwszorzędnych uczonych zajmuje się temi zjawiskami, aby można zadać kłam wszystkim ich pracom przez ryczałtową i pozbawioną naukowej godności negacyę. Dlaczegoby nie mieli wypowiedzieć swoich uwag o promieniach Xx, czy też o promieniach V, ci, co by tego pragnęli, tego nie pojmujemy. A skoro raz komitet organizacyjny zjazdu dopuścił p. Ochorowicza do udziału w posiedzeniach i przyjął jego tematy — niewczesny protest wczorajszy był prostą i niewłaściwą manifestacyą przeciw samemu Komitetowi, więcej aniżeli przeciw prelegentowi..."

I nie może być pod tym względem dwóch zdań.

Jeżeli nie wszystkie pisma wypowiedziały się równie jasno, to tylko dla tego, że albo zaszczycają mnie swoją niechęcią, albo też, że trzymają się zasady niedrażnienia nikogo. Prywatnie wszyscy zgadzają się na to, że "incydent" był niepotrzebny, i że trzy kwadranse dyskusyi nad tem, czy ma być dyskusya, mogły były być użyte pożytecznej, chociażby na poinformowanie się dokładniejsze o tem, w jakich warunkach robione były doświadczenia i na krytykę tych warunków. To było zawsze możliwe i zawsze mgło było być pouczające, chociażby nawet treścią mego odczytu były nie doświadczenia psychofizyczne, laboratoryjne, ale nawet próby fantastyczne porozumiewania się z mieszkańcami Marsa. Jeszcze i wtedy dyskusya mogłaby była wykazać, czy owe próby robione były w warunkach ścisłych, czy też nie, co już dla celów zjazdu naukowego najzupełniej wystarcza.

Tymczasem rozdrażnienie obustronne i, spóźniona godzina, nie pozwoliły mi nawet na umotywowanie tej jednej kwestyi: dlaczego odrzuciłem propozycyę Komisyi?

I to był słaby punkt mojej odpowiedzi, którąbym pragnął obecnie dopełnić. Czy nie było pożądane, żebym kilku członkom Zjazdu pokazał moje doświadczenia? Niewątpliwie, tylko w takim razie należało postawić propozycyę bez animozyi, bez urągowiska, bez obustronnego zajątrzenia sprawy odmową dyskusyi.

Czy wypadało odrzucać propozycyę z góry wrogo usposobionej komisyi sprawdzającej?

Wątpić o tem mogą tylko nie znający bliżej natury subtelniejszych doświadczeń medyumicznych.

Pomiędzy delikatnemi doświadczeniami z przyrządem fizycznym, a takiemiż doświadczeniami z organizmem żywym, zachodzi ta olbrzymia różnica, że jeżeli i pierwsze mogą się nie udać, z powodu złych wpływów atmosferycznych, lub czegoś podobnego, to drugie zależą nadto od wpływów moralnych, albo nie dających się wcale przewidzieć, albo dających się przewidzieć jako tako, tylko w warunkach możliwie prostych, gdy np. medyum jest samo u mnie w domu i gdy ja sam, mający po temu odpowiednią wprawę, obserwując je od rana do nocy, wiedząc jakim wpływom ulega i w jakiej znajduje się fazie nerwowej, mogę wybrać chwilę stosowną dla jednego, a jeszcze niestosowną dla drugiego eksperymentu. Przedewszystkiem zaś wszyscy metapsychicy wiedzą, że komisye z wrogów uprzedzonych złożone, zawsze paraliżowały objawy i niedoprowadziły nigdy do skonstatowania subtelniejszych objawów nietylko medyumicznych, ale nawet hypnotycznych.

Może to wydać się dziwnem uczonym, znającym tylko klasyczne metody badania, ale jest ono oczywistem dla mnie i dla wszystkich tych, którzy się temi subtelniejszemi doświadczeniami zajmowali.

Niewątpliwie pewne grubsze, łatwiejsze objawy medyumiczne można pokazać prawie zawsze i prawie każdemu — ale te nie były przedmiotem mego odczytu. A i te, jak świadczy historya do

świadczeń w Cambridge z Eusapią Paladino, mogą dać wynik całkiem ujemny, pomimo kilkudziesięciu posiedzeń z najbardziej rutynowanem medyum i pomimo, że komisya londyńskiego Towarzystwa Badań Psychicznych była już wówczas, dzięki innym doświadczeniom (telepatycznym) cokolwiek lepiej od tych studyów przygotowaną, niż nasze kółka psychologicznolekarskie, które się jeszcze nawet wstępnemi kwestyami nie zajmowały. Jednakże uprzedzenia, brak lepszego przystosowania i komenda niekompetentnej (wówczas, bo później zapoznał się z tym działem), a narzucającej się swoją energią osobistości dra Hodgsona, wszystko popsuły.

Ci, którzy tę sprawę znają, wiedzą, że na potępiający i jakoby kompromitujący Eusapię wyrok Towarzystwa, odpowiedziałem wówczas rozprawką, której kwintesencya streszczała się w tych słowach: że komipromitacya była wprawdzie, ale nie po stronie Eusapii, tylko po stronie Towarzystwa, które nie jest jeszcze dostatecznie przygotowane do doświadczeń medyumicznych i że gdy się odpowiednio przygotuje, będzie musiało wyrok swój odwołać i Eusapię rehabilitować.

Co też nastąpiło, ale dopiero w r. b., dopiero po latach czternastu!

Niechże mi teraz bezstronny czytelnik powie, czy ja potrzebowałem, czy ja powinienem był dla satysfakcyi potwierdzenia doświadczeń z Eusapią, wystawiać ją na nowy sąd niekompetentnych, i czy nie postąpiłem rozsądniej, robiąc swoje w dalszym ciągu i czekając biernie na wyrobienie

się członków Tow. Badań Psych. i na to, co nastąpić musiało w naturalnym rozwoju rzeczy?

Winienem dodać, że jestem przeciwnikiem wszelkiej sztucznej, forsownej a przedwczesnej propagandy, która nigdy do niczego trwałego nie prowadzi i jeżeli się wyraziłem na Zjeździe, że niemam czasu do tracenia go na przekonywanie ludzi uprzedzonych, mogąc tego czasu użyć lepiej na badania samodzielne, — to wypowiedziałem tylko istotne, najgłębsze swoje przekonanie, którego codziennie znajduję potwierdzenie w listach, winszujących mi otrzymanych wyników od osób kompetentnych, takich jak prof. Oliver Lodge z Birmingham, William Crookes z Londynu, Karol Richet z Paryża, Teodor Flournoy z Genewy, Cezar Lombroso z Turynu, SchrenckNotzing z Monachium, lub Alrutz z Upsali.

I coby nauka na tem zyskać, mogła, gdyby do uznających wartość moich doświadczeń przyłączyli się jeszcze panowie Bychowski, Heinrich i Twardowski?...

Weźmy najlepszy wypadek: komisya pięciu czy dziesięciu członków naszego zjazdu, uprzedzonych i zasadniczo niechętnych, zająwszy mi kilkanaście wieczorów, przemęczywszy i nairytowawszy mnie i medyum, doszłaby do potwierdzenia wszystkich moich doświadczeń.

Więc i cóż? Czy ktokolwiek przypuszcza, że może mi na tem zależeć? Byłaby sława większa dla mnie i dla p. Stanisławy Tomczyk? Zapewne, ale kiedy my już z tą sławą, jaka jest, nie możemy sobie dać rady — a moje badania

własne i tak już cierpią na seansach zbiorowych, chociaż bardzo ograniczonych.

A dla nauki, jakiby stąd był pożytek?

Jest w Europie, dajmy na to, , uczonych, nie uznających medyumizmu. Gdybym przekonał ciu członków zjazdu, byłoby już tylko , niedowiarków. Żyjąc jeszcze lat tysiąc, przekonałbym może resztę. Może — ale ponieważ nie jestem pewien, czy będę żył tak długo, i czybym istotnie wszystkich przekonał, a natomiast jestem pewien, że choćbym żył znacznie krócej i wcale propagandy nie urządzał, to i tak ludzie kochający naukę dla nauki, a nie dla karyery, prędzej czy później przekonają się o rzeczywistości zjawisk, więc wybieram inną drogę: nie dbając o uznanie lub potępienie Zjazdów, Towarzystw i Akademij, jeszcze niekompetentnych, prowadzę dalej swoje poszukiwania i tylko od czasu do czasu ogłaszam to, co uznam za stosowne. Kto chce, niech wierzy, kto nie chce, niech sam szuka.

Tę metodę postępowania wytknąłem sobie już bardzo dawno, bo mając lat . W r. ówczesna "Gazeta Polska" wydrukowała mój artykuł p. t. "Magnetyzm żywotny", oparty na doświadczeniach moich z kolegami w gimnazyum lubelskiem. Artykuł kończył się, mniej więcej, temi słowy: "Będę pracował nad wyświetleniem tych tajemnic, a jeśli, dzięki wytrwałości, uda mi się zdobyć kilka prawd nowych, odrzucanych tak zapalczywie, jak obecnie, to niech mnie wtedy wszystkie Akademie, od bieguna do bieguna, nazwą naj

bezczelniejszym szarlatanem, a będę — najszczęśliwszym z ludzi."

Mam obecnie lat , ale nie widzę jeszcze potrzeby zmiany stanowiska.

A co do tego, że niektórzy z członków zjazdu chcą rzeczywiście widzieć, dlatego, żeby się uczyć, to ten chwalebny zamiar mogą zaspokoić i bez mojej bezpośredniej pomocy. Są inne medya; jest w Warszawie Janek Guzik, dający objawy grubsze, ale też prawdziwe, o ile się dobrze prowadzi posiedzenia. Doświadczenia z nim będą i dostępniejsze i nawet zabawniejsze dla początkujących. Objawy subtelne, takie, jakie daje p. Stanisława Tomczyk, wyszkolona przezemnie dla celów naukowych, specyalnych, niech zostawią na później, gdy już będą znali A. B. C.

Eksperymentując niezręcznie, mogliby zwichnąć młody organizm, wymagający starannej i umiejętnej opieki. Niech więc eksperymentują samodzielnie, abovo, a jednocześnie informują się z książek i pism specyalnych, z których od lat pięćdziesięciu wyrosła już cała biblioteka.

Niech przeczytają Crookesa, Zöllnera, Aksakowa, de Rochas, Maxwella, du Prela, Morsellego i Lombrosa (który wkrótce ma wydać obszerniejszą pracę w tym przedmiocie), niech się zapoznają dobrze z magnetyzmem, bo bez tego mogą wprost narazić swoje medya na rozstrój nerwowy, niech sobie zaprenumerują "Annales des Sciences Psychiques", które streszczają wszelkie ważniejsze prace na tem polu, niech przestudyują prace Towarzystwa Dyalektycznego w Londynie

i dawniejsze doświadczenia Varley'a, Haar'a, Edmondsa, Wallace'a, Gibiera i tylu innych; ale zanim to nastąpi, niech się nie ośmieszają pretensyą do sądzenia rzeczy, o której nie mają najmniejszego pojęcia. Taka jest moja rada przyjacielska, całkowicie bezinteresowna. Ja szkoły nie mam; nikogo ani uczyć, ani przekonywać nie chcę; jestem tylko niezależnym poszukiwaczem nowych prawd — niczem więcej, i pragnę jedynie, żeby mi czasu nie zabierano, bo mi go już niewiele pozostało.

Nawiasem dodam, że będąc niezależnym poszukiwaczem nowych prawd, nie można nawet, choćby się chciało, być czemś więcej. Świadczy o tem całe moje życie. Po przyjacielsku też radzę tym, którzy mają jakąś posadę do zyskania, lub choćby tylko do stracenia, żeby jeszcze medyumizmowi dali pokój. Albo karyera — albo nowe prawdy. Aut — aut! Ale to jeszcze nie znaczy, żebym radził występować przeciw medyumizmowi. Co popłaca dzisiaj, może srodze zawieść jutro. I ci, którym się wydaje, że ich obowiązkiem jest "trzymając wysoko sztandar nauki", bronić jej godności od zetknięcia z medyumizmem — mylą się. Medyumizm wejdzie do nauki, a godności jej przez to przybędzie, nie ubędzie.

Tym więc, którzy za przykładem zjazdowych Filipów z Konopi wysilali się i wysilają na powstrzymanie rozwoju nowych prawd — powiem krótko:

Szkoda waszej fatygi — niepowstrzymacie.

P. S. W parę lat potem, z okazyi moich odczytów we Lwowie p. t. "O nowych dziedzinach wiedzy", zostałem zaproszony na seans medyumiczny do... pracowni psychologicznej prof. Twardowskiego w uniwersytecie lwowskim. Seans zrobił zupełne fiasco, ponieważ medyum (młody chłopiec), którego kierownik, prof. C, zapewniał, że daje objawy odrazu i b. silne, w małem poufałem kółku, tutaj, wobec kilku profesorów uniwersytetu, całkiem straciło kontenans, i nie zdobyło się na żadne, najpospolitsze nawet objawy. Czakano ze trzy godziny napróżno; ja wyszedłem wcześniej, widząc z tremy medyum, że nic lepszego nie będzie.

Czy ten wypadek przekonał szan. profesora, że z medyum nie tak łatwo jest popisywać się przed obcymi, jak z przyrządem fizycznym?

Przypuszczam. W każdym razie pierwszy skłaniam czoło przed prof. Twardowskim, który, nieupierając się przy zasadniczej negacyi, uważał za właściwe wstąpić na drogę badań, jedynie odpowiednią dla uczonego.

(Przyp. późn. ).

KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ.

Wyciąg z katalogu Biblioteki Dzieł Wyborowych

Do nabycia w Administracyi "Biblioteki Dzieł Wyborowych"

(Warszawa, Sienna Nr ) i we wszystkich księgarniach.

Wyszły z druku:

Rok .

Cena [Odpowiednio w opr. kop. brosz. kop.]

, . Marya Rodziewiczówną. Magnat .

. Szymon Tokarzewski. Pośrod cywilnie umarłych. Obrazki z życia Polaków na Syberyi

. , , . Gabryela Zapolska. Janka.Powieść . .

. Pöhn. Księga mądrości życia

, . Witold Szyszło. Pod zwrotnikami .

. Zygmunt Różycki. Figle młodego satyra

. Anatol France. Pamiętnik mego przyjaciela. Przekład z francuskiego Zofii Wróblewskiej .

, . Alexy Kurcyusz. Brazylia. .

. Tadeusz Konczyński, Śladem tęsknoty. Powieść

. PrzerwaTetmajer. Otchłań. Powieść

. . Alfred Binet. Pojęcia nowoczesne o dzieciach .

, ., Pamiętnik Henryka Dembińskiego generała wojsk polskich .

, . Teodor de Wyzewa. Gwalbert, czyli opowiadanie młodego człowieka .

. Pamiętniki ks. Maryi Wołkońskiej

, .. I., Wazów. W walce o wolność, z bułgarskiego powieść .

— . Lew hr. Tołstoj. Wojna i pokój.Rok . Romans historyczny . .

. Konstancya Bielska. Jedenaste przykazanie. (Nie będziesz miał serca)

, . Andrzej Lichtenberger. NASZA MINIA. Powieść. Przekład z francuskiego Wacławy Kiślańskiej .

. Wiktor Gomulicki. DWA ROMANSE

. M. Helys. KWIATY Z ZAMKNIĘTEGO OGRODU. Szkice z życia kob. w Turcyi

. . Ks. d'Abrantes. CESARZOWA JOZEFINA. Pamiętnik z czasów I cesarstwa .

. Juhani Aho. DO HELSINGFORSU. Powieść z fińskiego, tl. Klemensiewiczowa

, . Rudyard Kipling. ZWODNE ŚWIATŁO. Powieść .

. Józef Jankowski. MAGIA PIĘKNOŚCI .

. Zygmunt Michałowski. LISTY DZIKIEJ JADZI

. Jerome K. Jerome. UMIEJĘTNOŚĆ POSTĘPOWANIA Z KOBIETAMI

Rok .

. Żmijewska. ZDALEKA I ZBLISKA

. K. Tetmajer. ZAWISZA CZARNY. Obraz dramatyczny

. . M. Rodziewiczówna. NIEOSWOJONE PTAKI .

. Ejsmond. BAJKI I PRAWDY

, . W. Kosiakiewicz. GĄSIORKOWSKI. .

, , , . G. Zapolska. SZMAT ŻYCIA . .

. M. Garzia. ZE ŚWIATA WEWNĘTRZNEGO ROZMYŚLANIA, przeł. z hiszpańskiego J. Lutosławska

. Brzostowski. ZE WSPOMNIEŃ O KRASZEWSKIM

. , . Ignat Herrmann. TEŚĆ KONDELIK I ZIĘC WEJWARA. Powieść . .

. Wł. Jagniątkowski. NA BRZEGACH SENEGALU. Z przygód polskich na obczyźnie .

. Pabst. WYCHOWANIE PRAKTYCZNE

, . Ks. Radziwiłłowa (LUDWIKA PRUSKA. Rok — ). Pamiętniki .

, . Edmund Chojecki. (CHARLESEDMOND) HARALD. Powieść .

. A. Dygasiński. AS. Powieść

. P. A Sinett. SWIAT TAJEMNY

. W. Rapacki (Senior). OBRAZKI Z PRZESZŁOSCI

, , . J. Kraszewski. NERA. Powieść . .

— . Hr. Lew Tołstoj. ANNA KARENINA. Powieść. . .

. M. Gawalewicz. DRUGIE POKOLENIE. Powieść . .

, . Selma Lagerlöf. ZWIĄZKI NIEWIDZIALNE .

— . Hr. de Segur. PAMIĘTNIKI ADJUTANTA CESARZA NAPOLENA I . .

. L. Romocki. SZCZĘŚCIE ZBOSKICH. Kronika rodziny polskiej w XIX wieku

. Stanisław Kozicki. SPRAWA WSCHODNIA

. Józef Maciejowski. Z DZIENNIKA PENSYONARKI. Romans

. Z Krasiński. WYBOR POEZYI . '

Rok .

. Włodz. Perzyński. PANI CZAJKOWSKA

— . Marya Rodziewiczówna. MIĘDZYUSTAMI A BRZEGIEM PUHARU .

. Seweryn Bukar. PAMIĘTNIKI Z KOŃCA XVIII i POCZĄTKÓW WIEKU XIX

— . Gabryela Zapolska. WE KRWI. Powieść współczesna . .

. Julian Ochorowicz. ZJAWISKA MEDYUMICZNE

— . Anna Vivanti. POŻERACZE (I divoratori). Powieść . .

, . Hr. Sierakowskl. LISTY Z PODROŻY. ) Podróż do Jerozolimy, ) Podróż do Wioch. tomy .

, . J. Ochorowicz. ZJAWISKA MEDYUMICZNE. tomy. . .

, . Kazimierz PrzerwaTetmajer. PANNA MERY. Powieść. tomy. .

, . PAMIĘTNIK LADY FRANCISZKI SHELLEY ( — ). Czasy wielkich wojen napoleońskich i przewrotów politycznych na przełomie dwóch wieków w oświetlenia ówczesnego dworu i wyższego towarzystwa angielskiego . .

— . K. Gliński. PAN FILIP Z KONOPI. Powieść . .

. G. Meyrs. JAK SIĘ DOCHODZI DO WIELKICH FORTUN

. Z. Rabska. LISTY MIŁOSNE

. W. Szyszłło. WŚRÓD MOCZARÓW I JEZIOR FLORYDY

. Hajota. ŚLUBNA OBRĄCZKA — . Teodor Dostojewski. BRACIA KARAMAZOW . .

— . Adami hr. Sierakowski. LISTY Z PODRÓŻY (Grecya, Hiszpania, Egipt) .

, , . G. Wells. HISTORYA P. POLLY (powieść) . .

. M. Sizeranne. NIEWIDOMY O NIEWIDOMYCH

. Adolf Dygasiński. VON MOLKEN

— . Tad. Wyleżyński. BITWA POD LIPSKIEM (Lützen, Bautzen, Lipsk) .

— . H. RomerOchenkowska. MAJAKI (powieść)

. Alexander Kraushar. NEOCYGANERYA WARSZAWSKA.

ZAKŁAD ARTYSTYCZNOGRAWERSKI

STANISŁAWA LIPCZYŃSKIEGO

Dostawcy Towarzystw Sportowych

W WARSZAWIE

Marszałkowska .

Róg Późnej.

Telefon

PODWALINĄ BYTU

każdego człowieka jest właściwe i hygieniczne odżywianie w latach dziecięcych

MĄCZKA MLECZNA

NESTLÉ'a

jest uznana przez największe powagi lekarskie

jako najodpowiedniejszy pokarm dla niemowląt i dzieci.

Towarzystwo Akcyjne

"Fr. Karpiński"

w Warszawie

ul. Elektoralna , telefon

poleca

Karpińskiego

Mydło Alkaliczne

do mycia twarzy u osób z cerą tłustą, połyskującą skłonną do wągrów i pryszczy, oraz przy łuszczeniu się skóry. Cena kop. za szt.

W wypadkach uporczywszych używać należy Karpińskiego

Mydła Alkalicznego Nr

Cena kop. za szt.

Karpińskiego

Mydła Ogórkowe

hygieniczne, usuwające opaleniznę i piegi. Cena kop. za szt.

Karpińskiego

Mydło Neutralne

znakomity środek hygieniczny do pielęgnowania twarzy, rąk oraz ciała u dzieci. Cena k. za szt.

Żądać wszędzie

Istnejący od oku .

Zakład Ogrodniczy i Skład Nasion

C. ULRICH

w Warszawie Ceglana

Poleca w wielkim wyborze:

NASIONA WARZYW NASIONA KWIATÓW NASIONA ROLNE NASIONA TRAW CEBULKI KWIATOWE

Drzewa owocowe w koronach Drzewa i krzewy ozdobne

Drzewa alejowe i na solitery Róże pienne i krzaczaste.

SZPARAGI, TRUSKAWKI i POZIOMKI

Narzędzia ogrodnicze i nawozy sztuczne

PALMY, PAPROCIE, AZALJE, BZY i DRZEWA LAUROWE.

IDEAŁEM WANNY

nazwać można, bez wszelkich zastrzeżeń JOHNA wannę "JAJAG" z podgrzewaczem spirytusowym. Kąpiel gotowa w ciągu pól godziny kosztem — kop. Do użytku o każdej porze i w każdem miejscu. Tysiące w użyciu. Opisy i ceny na żądanie darmo i opłatnie. Ważne dla prowincji

Tow. Akc. J. A. JOHN, Warszawa, Smolna , telefon .

KAKAO OWSIANE

JANA FRUZIŃSKIEGO

NAJLEPSZA ODŻYWKA DLA DZIECI I REKONWALESCENTWY.

DRUKARNIA L. BOGUSŁAWSKIEGO

Wykonywa wszelkie roboty drukarskie.

Warszawa, ul. Śto Krzyska , tel. .

Pracownia i Magazyn wyrobów

SREBRNYCH

ZŁOTYCH i

z BRYLANTAMI

Kazimierz Bretsznajder

Warszawa, Marszałkowska .

Gabinety Dentystyczne

ANTONIEGO MOKRZYCKIEGO

zostały przeniesione

na ul. Erywańską Nr .



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ochorowicz Julian ZJAWISKA MEDIUMICZNE Tom 3
Ochorowicz Julian ZJAWISKA MEDIUMICZNE Tom 5
Ochorowicz Julian ZJAWISKA MEDIUMICZNE Tom 1
Ochorowicz Julian Zjawiska mediumiczne [3]
Ochorowicz Julian Zjawiska mediumiczne [1]
Ochorowicz Julian Zjawiska mediumiczne [4]
Ochorowicz Julian Zjawiska mediumiczne [5]
Ochorowicz Julian Duch i mózg
Ochorowicz Julian DUCH I MÓZG
Bartoszewicz Julian ZAMEK BIALSKI TOM 1 2
Julian Leopold Ochorowicz1
Julian Ochorowicz
Leszek Gawor Juliana Ochorowicza filozoficzny program pozytywizmu
Podmiotowa klasyfikacja zjawisk finansowych
radio jako medium audialne
Wyklad 7b Zjawisko indukcji magnetycznej
I Nowe Zjawiska

więcej podobnych podstron