1 Kor 13, 1-13
Phil Bosmans napisał kiedyś, że: „Miłość jest jak słońce. Ten, którym zawładnęła może zrezygnować z wielu spraw. Komu jej brakuje- temu brakuje wszystkiego.”
Bez miłości stajemy się niczym, jak wspomina św. Paweł.
Miłość bowiem przewyższa wszystkie cnoty, jako że to ona nadaje im prawdziwy sens.
Bóg powołał nas do istnienia z miłości, jako że sam jest Miłością, ale samym aktem stworzenia powołał nas również do miłości, bo właśnie z miłości będzie nas sądził przy końcu czasów. Aby zasłużyć na wieczną nagrodę trzeba jak Bóg- stać się Miłością.
Hymn o miłości jest doskonałym sprawdzianem tego, jak bardzo jesteśmy podobni naszemu Stwórcy.
Spróbuj!
Wszędzie tam, gdzie pojawia się wyraz „miłość” wstaw swoje imię i zastanów się ile z tych zdań będzie brzmiało prawdziwie...
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Taka według Św. Pawła jest Miłość. Tacy też powinniśmy być my- stworzeni na obraz i podobieństwo Boga- Najwyższej Miłości, ale... czy jesteśmy?...
J 19, 25-27
To chyba najbardziej wzruszająca scena Ewangelii.
Co czuła Maryja czuwając pod krzyżem Syna?
Co czuł Jan, widząc swego Pana- konającego i upokorzonego?
A co czuł Jezus patrząc na swą zbolałą Matkę i przerażonego ucznia?
Możemy jedynie próbować to sobie wyobrazić- ogrom bólu, gorycz upokorzenia i samotności.
Mimo jednak takiego ogromu cierpienia, scena ta jest również, a może przede wszystkim przepełniona MIŁOŚCIĄ.
Bo czymże innym jak nie wyrazem miłości, dopełnieniem zbawczej ofiary Chrystusa był Jego testament dany z wysokości krzyża?
A zrobił to tylko dlatego, byśmy nie zostali sierotami. Wiedział, że gdyby pozostawił nas samych, prędzej czy później odwrócilibyśmy się od Niego, bo dzisiejszy świat jest okrutny, a reprezentowane przez niego wartości nijak się mają do nauczania Jezusa. Jezus doskonale zdawał sobie sprawę, że możemy walczyć sami, ale tylko przez chwilę, później czeka nas sromotna klęska. Właśnie dlatego oddał nam swoją Matkę, aby była dla nas portem schronienia, umocnieniem, powierniczką naszych łez i trudów.
Uczynił z Niej nie tylko kochającą Matkę całej ludzkości, ale również najdoskonalszą Pośredniczkę, której jedno słowo wystarczy, by wyjednać u Wszechmogącego wszystko, czego tylko nam potrzeba, o ile zgadza się to z Jego świętą wolą...
J 19, 28-37
„Pragnę...” Ile dramatyzmu jest w tym bolesnym westchnieniu Zbawiciela...
Zaślepieni swą nienawiścią oprawcy nie zrozumieli głębokiego sensu tych słów, myśleli, że Chrystus po prostu jest spragniony, dlatego, by jeszcze bardziej Go udręczyć podali Mu do picia ocet.
A czego tak naprawdę pragnął konający Jezus? Pragnął dopełnienia wszystkiego, co zostało o Nim powiedziane, aby zbawić nas, ludzi, którzyśmy Go rękami bezbożnych przybili do krzyża.
Tak nas ukochał, swój lud niewdzięczny, że przyjął nawet tą ostatnią torturę- piekący kwas octu na spękanych, spragnionych ustach, a później...
A później zawołał tylko: „Wykonało się!”
Kiedy skonał Jego bliskich ogarnęła rozpacz. Trudno się im dziwić, w końcu byli tylko ludźmi...
Ale Jezus był szczęśliwy... Wcale nie dlatego, że śmierć była wreszcie zakończeniem Jego upokarzającej, potwornej męki, ale dlatego, że wykonał zbawczy plan Swego Ojca, otwierając nam poprzez swoją śmierć bramy nieba.
Potrzeba było jednak jeszcze czegoś. Jezus doskonale wiedział jak słabi są ludzie, jak często upadają z powodu swych grzechów. Dlatego pozwolił otworzyć włócznią swoje Najświętsze Serce, by z przebitego boku popłynęła Krew i woda. Pozostawił nam nieprzebrany zdrój swego Boskiego Miłosierdzia i pragnie, byśmy jak najczęściej z niego czerpali.
Łk 8, 1-8; Łk 11, 1-8
Ewangelista Łukasz przytacza słowa Jezusa ukazujące nam bardzo ważną cechę Boga Ojca- Jego bezgraniczną łaskawość.
Żebyśmy jednak nazbyt nie wykorzystywali Jego dobroci, często bardzo długo każe nam czekać na swą łaskę.
Dlaczego?
Może właśnie dlatego, że człowiek często woli pójść na przysłowiową łatwiznę i prosi o rzeczy, które już przy niewielkim wysiłku może zdobyć własnymi siłami.
Bóg doskonale wie, że jesteśmy leniwi i nie lubimy zadawać sobie zbyt wiele trudu, chcielibyśmy, aby wszystko było na wyciągnięcie naszych dłoni.
A Bóg mówi nam: „Czekaj, czekaj, na łaskę trzeba sobie zasłużyć...”
I nie chodzi tu wcale o nieskazitelność życia, bo nikt z nas nie jest doskonały. Tajemnica sukcesu leży w wytrwałej i przepełnionej wiarą i nadzieją modlitwie.
Jeśli będziemy modlić się wytrwale Bóg udzieli nam w nagrodę wszystkiego, o co Go poprosimy; o ile to czego pragniemy będzie zgodne z Jego świętą wolą.
Często zdarza się jednak tak, że człowiek bluźni Bogu: „Boże, no co Ty, tyle lat się już modlę, a Ty mnie nie wysłuchujesz...” Człowiek taki nie zadaje sobie trudu, by zastanowić się nad wolą Bożą w swym życiu, by poszukać sensu tego, co go spotyka.
Nasuwa się tu skojarzenie z modlitwą konającego Chrystusa w Ogrójcu.
To nie prawda, że Bóg nie wysłuchał wtedy swego Syna, wręcz przeciwnie- uczynił to, co zgodne było z Jego wolą- tak, jak o to poprosił Jezus.
Tak właśnie powinna wyglądać nasza modlitwa, bez względu na to o co w niej prosimy- czy o pomoc na egzaminie, o znalezienie pracy, o zdrowie dla ciężko chorego przyjaciela, czy członka rodziny- zawsze musimy pamiętać, aby zaznaczyć, że choć bardzo nam potrzebne jest to, o co się modlimy, to jednak zgadzamy się w pełni z wolą Boga.
Prośmy o łaskę Ducha Świętego, abyśmy nauczyli się od Chrystusa doskonale ufnej i wytrwałej modlitwy.
PnP 2, 16; PnP 5,2-8
Jak często w naszym życiu przyznajemy się do Jezusa? Czy w ogóle potrafimy przyznać się do tego, że to On jest naszym Panem?
Czy nie wstydzimy się uczynić znaku krzyża przechodząc obok kościoła, czy nie boimy się mówić publicznie o sprawach wiary, o Kościele, o Bogu, któremu na imię MIŁOŚĆ?...
A Chrystus nie pragnie niczego więcej jak tylko tego, abyśmy odwzajemnili Jego miłość.
A druga scena? Czy w naszym życiu też przypadkiem nie jest tak, że droczymy się z Bogiem?
Czekamy na Niego, pragniemy Jego obecności przy nas, ale nie zawsze tak od razu wpuszczamy Go do swego życia. Przekonani, że będzie z nami zawsze, że zawsze będzie stał u naszych drzwi zwlekamy z otwarciem, myśląc sobie: „Dobrze Panie Boże, jesteś, poczekaj. Otworzę Ci, ale później, bo teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.”
Nie jest tak?
Ile razy już odkładałeś/ odkładałaś pójście do spowiedzi, mówiąc sobie „mam czas, jestem młody, zdążę.” Pewien kapłan powiedział kiedyś młodej osobie, która w taki sposób zareagowała na pytanie o to, kiedy ostatni raz była u spowiedzi: „Masz czas, ale tylko dopóki żyjesz, pamiętaj, tylko dopóki żyjesz...”
Czasem potrzeba nam terapii wstrząsowej, czasem Bóg musi zniknąć na moment tak na dobre z naszego życia, aby wreszcie zaczęło nam Go brakować. I wtedy jak Oblubienica wybiegamy z domu naszej obojętności, w noc grzechu i szukamy naszego Oblubieńca, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwo, na to, że ktoś może nas skrzywdzić.
To dobrze że szukamy.... ale czy to dobrze że dopiero kiedy Bóg zraniony naszą obojętnością odchodzi?
„Pan Bóg nie jest taki, że wejdzie do twojego życia z butami, nie da rady, musisz otworzyć Mu swoje serce od środka...”
Pomyśl o tym i... nie zamykaj swego serca „(...) zbawienia nadszedł czas. Gdy Chrystus puka w drzwi... Może ostatni raz...”
J 13,31-35
Chrystus odpowiedział kiedyś oskarżającym Go faryzeuszom, że nie przyszedł po to, aby zmieniać Prawo, ale żeby je wypełnić.
Tak się też stało podczas Ostatniej Wieczerzy.
„Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali.” Jedno zdanie, a zawiera w sobie cały Dekalog i Prawo.
Miłuj, a więc bądź jak Miłość, która nie zazdrości, nie szuka poklasku, pychą się nie unosi, która nie jest bezwstydna, która nie szuka swego.
Miłuj, a więc nie kradnij, nie obmawiaj, nie pożądaj, czcij ojca i matkę.
Jedno słowo, a jak głęboki jest jego sens.
A ty?
Czy miłujesz? Czy kochasz? A może tylko udajesz, może twoje wyznanie to tylko puste słowa bez pokrycia?...
Iz 52,13- 53,12
Trudno cokolwiek więcej napisać ponad to, co powiedział już Prorok Izajasz.
Nie chcemy widzieć takiego Chrystusa, tak jak Żydzi nie chcieli Go takim widzieć. Chcieli mieć pełnego majestatu króla, który wyrwie ich spod panowania Rzymian, a tym czasem...
Najwyższy Bóg przyjął postać sługi. Ten który był bez grzechu przyjął na swoje barki grzechy nas wszystkich...
Czy jesteśmy Chrystusowi wdzięczni za to, że tak się dla nas poniżył, czy też odwracamy od swoje oczy od krzyża, bo uważamy go za znak hańby?
Tak często poczytujemy cierpienie innych jako karę za ich grzechy, albo co gorsza, jako niesprawiedliwość Sprawiedliwego Boga!
A to jest właśnie najdoskonalszy plan zbawienia wobec każdego człowieka, bo cierpienie uczy, umacnia i oczyszcza.
Dlatego niech nigdy nie zabraknie w naszej modlitwie uwielbienia dla upokorzonego i cierpiącego Chrystusa, a w naszym życiu niech nie zabraknie miłości do cierpiących i słabych, oraz chęci do mężnego dźwigania własnego krzyża...
Mk 10, 46-52
Czy ja nie jestem przypadkiem jak ten niewidomy? A ty?
Ile razy zdarza nam się siedzieć przy drodze kiedy przechodzi Jezus?
Procesja eucharystyczna w czasie Bożego Ciała. Jezus przechodzi ulicami naszych miast, przechodzi obok naszych domów i zagląda nam do okien. Klękamy kiedy przechodzi kapłan z monstrancją, ale czy tak naprawdę wierzymy przed Kim klękamy?
Czy mamy świadomość że ten biały opłatek to żywy i prawdziwy Chrystus?
A w kościele?
Ile razy nie przyklęknęłaś/ nie przyklęknąłeś przechodząc przed tabernakulum?
Duchowny protestancki zapytał kiedyś katolickiego księdza: „Czy wy naprawdę wierzycie, że w tym opłatku ukryty jest Chrystus?”; duchowny odpowiedział: „Ależ oczywiście!”
„To w takim razie powinniście się czołgać wchodząc do kościoła i upadać na twarz, a wam trudno czasem nawet przyklęknąć...”
Gorzkie słowa, ale jakże prawdziwe niestety...
Ale Bartymeusz był o niebo lepszy od nas, bo posiadał wiarę, wiedział że jest słaby i grzeszny, wstydził się tego, ale wierzył, że Jezus może go uzdrowić. To dlatego zaczął wołać: „Ulituj się nade mną.” Uciszali go, ale on wołał nadal, mówili: „Zamknij się wreszcie!” ale on krzyczał coraz głośniej: „Wierzę, że Ty jesteś Bogiem, ulituj się nade mną, wierzę że jeśli zechcesz możesz mnie uzdrowić!”
I zrzuca płaszcz swoich grzechów i idzie do Jezusa. A Chrystus pyta czego pragnie; „Pragnę widzieć.” Nie chodziło jednak tylko o przejrzenie fizyczne, ale przede wszystkim o uzdrowienie ślepoty duchowej, spowodowanej grzechem.
Warto uczyć się od Bartymeusza, warto wyzbyć się swojej pychy i z pokorą żebraka, i wiarą szaleńca błagać Jezusa o uzdrowienie, a wtedy On na pewno wysłucha...
Iz 50,4-9
„Pan jest mocą swojego ludu...” „Pan blisko tych, którzy Go miłują...”
Więc nie bój się. Bóg powołuje każdego z nas do świadczenia o swej potędze,
niezgłębionej miłości i miłosierdziu. Będą ci pluli w twarz, będą cię poniżać, ale przecież Chrystus również cierpiał i został poniżony, a sługa nigdy nie będzie większy od swego Pana, więc powinniśmy poczytywać sobie za zasługę, że możemy cierpieć dla imienia Jezusa.
Młodym ludziom zarzuca się że nie chodzą do kościoła, że nie przyznają się do tego, że są katolikami, ale czy tylko młodzi tak robią?
W każdym z nas jest coś z faryzeusza, Judasza i św. Piotra- oszukujemy, zdradzamy, wypieramy się Jezusa dla wygody, a często ze strachu. A ja ci mówię- nie bój się! Zaufaj bez reszty Chrystusowi i idź. Wejdź w swoje środowisko, do zakładu pracy, do szkoły, wyjdź na ulicę i krzycz: „Spotkałem Miłość! Prawdziwą Miłość, która pochodzi od Boga!”
Co z tego że będą się z ciebie śmiać, że będą cię wytykać palcami. Czy to ważne co ludzie o nas sądzą? Najważniejsze jest to, kim jesteśmy w oczach Boga!
Iz 54,4-10
Prorok Izajasz zachęca nas do bezwzględnego zaufania Bogu.
Przedstawiając Go jako kochającego i czułego, a przede wszystkim wiernego w swej Miłości.
Ukazuje Boga sprawiedliwego, ale również i przede wszystkim miłosiernego, który jak prawdziwa Miłość „nie unosi się gniewem i nie pamięta złego”.
Wzywa cię, za każdym razem kiedy upadniesz odsuwa się o krok od ciebie i woła „Wstań i chodź do mnie. Zapomnij o swym grzechu i przyjdź, a ja cię uleczę.”
Kiedy więc zgrzeszysz nie mów, że Bóg już cię nie kocha, bo to nieprawda!
„Bóg jest wszechmogący, ale ma z tobą jeden problem- nie może cię przestać kochać...”
Iz 54,11-17
Czy to nie jest wspaniała obietnica?
Często kiedy popełniamy grzech czujemy się podle, czujemy się jak brudna, cuchnąca szmata, a tu nagle Pan Bóg obiecuje nam, że przyozdobi nas w klejnoty.
To właśnie sens Sakramentu Pokuty- przychodzisz do spowiedzi brudny i cuchnący, ale wyznając grzechy otrzymujesz lśniące, nowe szaty i odchodząc od kratek konfesjonału znów jesteś piękny, czysty i nieskalany.
Nie masz się czego obawiać.
Będą wytykać twoją grzeszność, będą naskakiwać na ciebie, ale potkną się i upadną jeśli tylko zaufasz niezmierzonemu Miłosierdziu Boga.
Szatan ześle burzę, aby cię na nowo pogrążyć w grzechach, może porwą cię wzburzone fale, ale wtedy pamiętaj- zaufaj Bogu, a On dźwignie cię z każdego upadku.
„Pan Bóg nie zatrzyma wichru, nie zatrzyma burzy, ale da siłę, żeby tą burzę przetrzymać, a potem osuszy, ogrzeje i wzmocni"