Gra pozorów
Z bezpiecznej wysokości przyglądał się ludziom zawiniętym w koce, radośnie tulącym się do swych bliskich. Uratował ponad trzydziestu zakładników, którzy mieli zostać wysadzeni w powietrze dokładnie o północy, jak oświadczył Joker w komunikacie nadanym drogą radiową.
Zdążył bezpiecznie wyprowadzić wszystkich. Prawie wszystkich.
Na ciemnym, wieczornym niebie, obok srebrnego księżyca pojawił się znak.
Jego znak.
Po cichu, spowity ciemnością, Batman wyruszał do akcji.
- Tam ci się udało - mruknął niechętnie, przytykając ostrze noża do gardła przerażonej dziewczynki - Czy ty zawsze musisz psuć mi zabawę?
- Puść ją - Batman zrobił krok w stronę przeciwnika, jednak ten odskoczył do tyłu, mocniej przyciskając nóż do szyi ofiary.
- Niezbyt trafny dobór słów, jeśli weźmiesz pod uwagę miejsce, w którym się znajdujemy - stwierdził, wyglądając za krawędź dachu - Tu jest z pięćdziesiąt pięter.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Głośny śmiech psychopaty rozdarł ciszę, jaka zaległa między nimi. Dziewczynka, wystraszona tym nagłym wybuchem, drgnęła, a nóż zostawił na jej szyi kilkucentymetrowe draśnięcie.
Śmiech urwał się tak samo nagle, gdy pięść odziana w czarną rękawicę wylądowała na jego szczęce. Nóż ze szczękiem odbił się od betonu i spadł w kilkudziesięciometrową przepaść, kilkadziesiąt pięter w dół. Zaatakowany wariat odepchnął napastnika, brutalnie odwracając dziecko w swoją stronę.
- Co tak poważnie, kochana? - spytał, wyciągając z kieszeni kolejny nóż. Jego składana klinga błysnęła złowieszczo, odbijając światło księżyca - Dodajmy twojej ślicznej buzi trochę uśmiechu.
Batman stał jak sparaliżowany. Patrzył na szczupłe palce ukryte pod fioletowym materiałem rękawiczek, na roziskrzone, zielone oczy tak bardzo wyróżniające się spośród kredowobiałej twarzy. Niemal tak bardzo, jak krwistoczerwone usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Złym uśmiechu.
Dwa szybkie cięcia. Dziewczynka osunęła się na ziemię. Obrońca Gotham w jednej chwili odzyskał sprawność. Mocne uderzenie zaskoczyło nożownika, który, zanim runął w dół, zdążył jeszcze rzucić mu spojrzenie pełne triumfu.
Dziecko żyło. Nieprzytomną, skrwawioną i oszpeconą dziewczynkę oddał w ręce lekarzy.
Nawet nie pytali, czyja to robota. Wszyscy wiedzieli.
Joker.
Kilka dni później
- Długo cię nie było - odezwał się, zamykając za sobą drzwi.
Ciemna postać, siedząca w fotelu, ukryta w cieniu, milczała. Batman podszedł bliżej, zapalając jedyną lampkę w pomieszczeniu - małą, biurową, niedającą zbyt wiele światła. Wystarczająco jednak, by mógł dostrzec wpatrujące się w niego zielone oczy i sporą, ropiejącą ranę w prawym kąciku ust.
- Tym razem przesadziłeś - Mroczny Rycerz stanął przed siedzącym w fotelu mężczyzną - Dlaczego?
- Bolało - warknął zielonooki, dotykając rany.
- Wiem - Batman przykucnął przed fotelem, podążając wzrokiem za dłonią mężczyzny - Dlaczego jej nie opatrzyłeś?
Lewy kącik czerwonych ust uniósł się jeszcze wyżej.
- Żebyś miał wyrzuty sumienia, Batsy. - Ręka opadła z powrotem na poręcz fotela - Pewnie i tak masz. Czym tu się martwić? Jedno uśmiechnięte dziecko więcej.
- Jak ci się udało przeżyć ten upadek?
- O to się nie martw, mnie nie da się tak łatwo zniszczyć - cichy szelest otwieranego noża przypomniał Batmanowi co stało się zaledwie kilka dni temu - Och, nie wzdrygaj się tak, to tylko mały nożyk - Joker wyciągnął przed siebie nóż, przeglądając się w jego ostrzu - Oszpecasz mnie, Batsy, a to niedobrze.
- To ty oszpeciłeś tę małą. Dlaczego?
Jedno zielone oko odbiło się na powierzchni noża. Joker patrzył na nie przez chwilę, po czym, krzywiąc się, zamknął nóż.
- Nie lubię poważnych dzieci, są takie... Sztuczne.
Batman złapał go za przód fioletowego fraka i pociągnął do przodu.
- A ty nie byłbyś poważny gdyby największy szaleniec w mieście próbował poderżnąć ci gardło?
Niebieskie oczy intensywnie wpatrywały się w zielone. Joker jeszcze bardziej nachylił się do Batmana.
- Nie, jeśli chodziłoby o ciebie. Ty nigdy nie pozwoliłbyś mi zginąć, drogi Batsy. A ja nie zabiłbym cię z powodów, które doskonale znasz.
Krwiste usta były już tylko o kilka cali od warg Mrocznego Rycerza, gdy ten położył na nich palec.
- Opatrzę ci tę ranę - mruknął, podnosząc się. Zrobił krok w tył, odwracając się, by sięgnąć do apteczki, zawsze leżącej na stoliku. Doskonale usłyszał, że jego towarzysz wstał, widział też, jak jego cień pojawia się na posadzce.
Wyprostował się, gdy poczuł jego dłoń na swoim ramieniu. Joker powoli odwrócił go w swoją stronę. Przez chwilę Batman miał przed oczami tamtą dziewczynkę, tak samo zamkniętą w ramionach szaleńca.
- Chcę, żeby bolało - uśmiechnął się tym swoim najbardziej szalonym z uśmiechów.
Patrząc w te iskrzące, zielone oczy, Batman nie zastanawiał się długo.
Gdy Joker brutalnie wpijał się w jego wargi, gdy czuł metaliczny posmak krwi, nie wiedząc czy to jego krew, czy też gwałtownie całującego go psychopaty, przypominał sobie wszystkie ofiary tego szaleńca.
Dzięki nim nie oddawał się szaleństwu tak bardzo jak Joker. Gdy zimna stal noża drasnęła jego skórę, przecinając kostium tuż pod żebrami, złapał chudy nadgarstek, ukryty pod barwioną na fioletowo skórą rękawiczek, wytrącając mu broń z ręki.
Kiedy przyciskał do siebie to ciało, cały czas musiał pamiętać, by nie zwalniać uścisku.
Batman nigdy nie potrafił mu uwierzyć.
Twarde mięśnie idealnie odbite w mocnym pancerzu intrygowały go tak, jak to, co Batman skrywał pod maską. Joker miał sposób, by przebić się przez wszystko. Poczynając od kevlarowych pancerzy, a kończąc na zimnym murze nienawiści. Ba, Joker nienawiść potrafił zamienić w palące pożądanie, trawiące go dniem i nocą, przysparzające o coraz więcej nerwów, pogrążające go w szaleństwie.
- Nienawidzę cię - wyszeptał w kark towarzysza, wbijając się paznokciami w jego ciało - Nie masz pojęcia jak bardzo cię nienawidzę, Batsy. Mój Batsy.
- Nie pozwolisz mi zginąć, ale pozwolisz ginąć ludziom - dopiął ostatnie guziki szytej na miarę kamizelki - Mimo wszystko, nadal jesteś czysty. Szlachetny Mroczny rycerz Gotham pieprzy najgorszego z psychopatów. Szkoda, że ludzie w to nie uwierzą - Jego śmiech odbił się echem w pustych ścianach mieszkania.
- Kiedyś to wszystko się zmieni - Batman wyglądał przez okno, usiłując nie patrzeć na zbierającego się do odejścia Jokera.
- Nic nie rozumiesz, Batsy - stwierdził, zarzucając na siebie swój fioletowy frak - Ty już wszystko zmieniłeś.
- I czasem tego żałuję - mruknął Mroczny Rycerz.
- Teraz czas, żebym to ja zmienił Gotham.
Batman gwałtownie odwrócił się w jego stronę.
- Żartujesz?
Joker, wygładzający frak na ramionach, prychnął oburzony.
- Czy ja wyglądam, jakbym żartował?
Obrońca Gotham westchnął ostentacyjnie i odwrócił się z powrotem w stronę okna.
- Wcale.
- No właśnie. Do zobaczenia na... Kolejnej akcji - Joker uśmiechnął się złośliwie, lekko krzywiąc się z bólu. Palcem dotknął rany, druga ręką wyjął z kieszeni swoją kartę i rzucił na podłogę. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Batman powoli obrócił się i spojrzał na ziemię. Podniósł kartę i przyglądając się jej uważnie, westchnął.
- Naprawdę bałem się, że nie wrócisz.