Na drodze do nieba
Mały Dominik urodził się śliczny i zdrowy. Kiedy Mama karmiła go piersią, Tata zachwycony wpatrywał się w nią jak w święty obraz.
- Wyglądasz jak Maryja z Dzieciątkiem - mówił i Mama jeszcze bardziej promieniała radością.
Wszyscy za Dominikiem przepadali. Magda po szkole szybko biegła do domu, by wziąć go na ręce, pohuśtać, pośpiewać mu, zabawić. Małgosia znosiła mu swoje maskotki a Jasiek samochodziki. A Kuba marzył, by najprędzej nauczyć go łazić po drzewach i wbijać gole do bramki.
Dominik był naprawdę cudowny, śmiał się, gaworzył, wyciągał do wszystkich ręce. Aż tu któregoś dnia przestał się uśmiechać. Nie chciał pić mleka, nie chciał bujania, śpiewania, chwytania rączkami zabawek. Jego usta, paluszki rąk i stóp zrobiły się sine a oddech ciężki i słaby.
- Coś się z nim niedobrego dzieje- zmartwiła się Mama i poprosiła Tatę, żeby zawiózł ją z Dominikiem do lekarza.
Wrócili wieczorem sami. Mama miała podpuchnięte od płaczu oczy a Tata był blady jak papier.
- A gdzie Dominik ? - zawołała przerażona Magda.
- Jest w szpitalu - Mama pochlipywała cichutko- ma chore serduszko. Lekarz mówi, że trzeba je zoperować. Ale nie wiadomo kiedy, bo dzieci z takimi chorymi serduszkami jest dużo.
-To może wujek Janek by naszego Dominika zoperował szybciej? - zapytała nieśmiało Magda.
Wujek Janek, brat Taty, był kardiochirurgiem dziecięcym, ale od kilku lat mieszkał i pracował w Australii.
- To wspaniała myśl! - ucieszył się Tata - tylko czy będzie mógł?
- Proszę cię, zadzwoń do niego -Mama popatrzyła na Tatę błagalnie.
Więc Tata zaraz chwycił za telefon. Wujek Janek był bardzo poruszony wiadomością o chorym serduszku Dominika. Obiecał, że zrobi wszystko, żeby mu pomóc. I tak się stało. Znalazł zastępstwo w swoim szpitalu, wykupił bilet na samolot i przyleciał do Polski. Kiedy dokładnie obejrzał i zbadał Dominika zapytał Mamę i Tatę:
- Czy Dominik jest już Dzieckiem Bożym?
Mama z Tatą pokręcili przecząco głowami. Nie, jeszcze nie. Chrzest miał odbyć się dopiero po Nowym Roku.
Wujek westchnął ciężko.
-Więc jeszcze nie rozpoczął swojej drogi do Nieba. Proszę, ochrzcijcie go teraz. Operacja będzie bardzo trudna. Dominik jest silny, ale …
Mama znów się rozpłakała, ale Tata przytulił ją mocno i powiedział:
- Dobrze, tylko zanim przyjadą chrzestni minie dużo czasu.
-To może ja będę jego ojcem chrzestnym, a chrzestną mamą pani Basia - pielęgniarka?- zaproponował wujek.
To był dobry pomysł. Zaraz więc Tata poszukał księdza Zbyszka, który był kapelanem szpitalnym i codziennie rozdawał chorym Komunię Świętą. Ksiądz Zbyszek szybko przyniósł z kaplicy wodę święconą i świecę. A później pomodlił się i polał główkę Dominika wodą święconą i powiedział:
„Dominiku, ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”
Magda, Kuba, Małgosia i Jasiek słyszeli słowa księdza, chociaż stali za szklanymi drzwiami dzielącymi salę szpitalną od korytarza.
- No a teraz jedziemy na salę operacyjną mój ty chrześniaku -powiedział wujek Janek całując czoło Dominika - pomogliśmy ci stać się Dzieckiem Bożym a teraz może z Panem Bogiem pomożemy ci wyzdrowieć.
Kiedy wujek operował Dominika Mama, Tata, Magda, Kuba, Małgosia i Jasiek razem z księdzem Zbyszkiem modlili się w szpitalnej kaplicy. Po kilku godzinach wujek tam ich odnalazł.
- Operacja się udała - powiedział z wyrazem szczęścia w oczach - Za jakiś czas Dominik wróci do domu. Ja musze wracać do Australii, ale wrócę niebawem. Będę was teraz częściej odwiedzać, bo chociaż Dominik już sam zaczął swoją drogę do Nieba, to ja muszę mu w tym od czasu do czasu dopomóc, nieprawdaż?