Czy można usłyszeć Anioła?
Tata wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Wpadł z roztrzepanymi włosami i szalikiem ciągnącym się po podłodze.
- Pali się ? - zawołała mama
- Jeszcze się nie pali, ale zaraz zapali się radość w waszych sercach - tata patrzył na nich oczami w których migotały wesołe gwiazdki.
-No mówże prędzej - mama niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę
- Wygrał, nasz projekt wygrał - tata podskoczył jak Jasiek gdy uda mu się ustawić wieżę z klocków - no i w związku z tym dostałem premię. Zrobimy sobie dziś dzień spełnionych marzeń. Ubierajcie się, pójdziemy na zakupy!
Zakotłowało się w przedpokoju. Spod fruwających czapek, szalików, płaszczy wystawały zarumienione twarze. Tata przytulił mamę a w jego oczach gwiazdki rosły, rosły aż zrobiły się takie duże jak słoneczka.
Zbiegali po schodach tupiąc głośno nogami aż pani Solska wchodząca właśnie do góry w wnuczką Anią musiała usunąć się im z drogi.
- Myślałam, że to stado słoni, a to Janielscy. Cóz to skrzydeł zapomnieliście - zaśmiała się wesoło.
- Oj przydałyby się- tata podjął żarty- jeszcze byśmy sąsiadkę ze sobą porwali. Toby z nami na zakupy pofrunęła.
-Na zakupy trzeba mieć pieniądze, a u mnie z nimi krucho .
Ale oni pieniądze mieli, więc gnali do sklepu już nie jak słonie tylko jak kangury wymijając w podskokach jeden drugiego aż się zasapali i spocili jak myszy.
A w markecie! Boże! Jak kolorowo, głośno , tłumnie. Wszędzie pełno świateł, reklam, gwaru, muzyki. Jak na karuzeli. Wybierali towary i wkładali do koszyka a tata wystukiwał na kalkulatorze cyfry sprawdzając czy na wszystko pieniędzy wystarczy. Jasiek z Małgosią ślizgali się po posadzce i raz po raz gubili w labiryncie półek, paczek, skrzynek.
- Kręci mi się w głowie - powiedziała mama - wracajmy do domu.
Pewnie, że mogli już wracać. Dźwigali torby, torebeczki, pakunki. Już nie biegli jak kangury tylko człapali jak obładowane wielbłądy . Chyba trochę z tymi zakupami przesadzili.
Pani Solska tym razem schodziła na dół. Ukryta za jej plecami wnuczka Ania co chwila wystawiała swój okrągły nosek i sarnimi oczami spoglądała smutno na Janielskich , a raczej na ich wypełnione pakunkami ręce. I wtedy stała się rzecz dziwna. Magda poczuła na twarzy lekki powiew i usłyszała szept skierowany prosto do jej ucha. Zatrzymała się przy Ani. Podała jej swoją torbę.
- Proszę weź, to dla Ciebie.
Dziewczynka chwyciła prezent i przytuliła go do piersi. Stanęli jak zaczarowani. Mama zarumieniła się z wrażenia a w oczach taty słońca zaczęły mienić się jak diamenty.
- Zapraszamy na kolację - mama zwróciła się do pani Solskiej - Tyleśmy tego nakupowali, dla wszystkich wystarczy.
- Mamo to może zaprosimy jeszcze Stasiaków? - podpowiedział Kuba
- I Agnieszkę z babcią - zaproponowała Magda.
- I Wiktora - zapiszczał Jaś
- I Stasiaków i Agnieszkę i Wiktora i kogo tam jeszcze chcecie - zawołała rozradowana mama - w końcu miał to być dzień spełnionych marzeń.
Tupot Janielskich nóg rozległ się znowu echem po schodowej klatce
Pakunki zrobiły się lekkie jakby unosiły je do góry niewidzialne siły.
- Ale miałaś dobry pomysł! - Kuba z podziwem poklepał siostrę po plecach
- Ja? - Zdziwiła się Magda. - To przecież mój Anioł tak mi szeptał do ucha.
- Anioł? No tak. A myślałem, że mi się wydawało… Bo widzisz , ja też słyszałem szum anielskich skrzydeł.
Krystyna Sztramska