Seamus to Seamus, ty to ty
autor: Ari Munami
Tytuł oryginału: Seamus Is Seamus, and You Are Yourself
Link: klik!
Pairing: Harry/Draco
Rating: PG-13
Beta: Moja behemot :* (wszystkie ewentualne błędy to wina moja i mojego wrednego worda, który co chwilę coś po mnie poprawia)
Zgoda: ja coś nie mam szczęścia do tego, żeby autorzy odpowiadali na moje prośby... (czyt. wysłana, bez odpowiedzi)
Ostrzeżenia: to jest ZUE, puchate i różowe! Czytasz na własną odpowiedzialność!
HERMIONA
Dobra. Nie chcę, żebyście myśleli, że Harry mi się podoba, albo coś w tym stylu. Nie. Zdecydowanie nie. Mam chłopaka, z którym jestem szczęśliwa. Harry to dla mnie prawie brat. Nawet nie mogę myśleć o nim w innych kategoriach.
Ale mam oczy i muszę przyznać, że Harry... Harry się zmienił. Jest teraz... przystojny. Dobrze. Przeraźliwie przystojny. Niech wam będzie! Gdyby do kogoś miał pasować zwrot „zapierający dech w piersiach”, to w pierwszej kolejności właśnie do Harry'ego.
Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek coś takiego powiem. Pamiętam, jak pierwszy raz go spotkałam. Nie był brzydki, ale na pewno nie przystojny. Niski, szczupły - z powodu niewłaściwego żywienia - z szopą włosów na głowie i tymi swoimi strasznymi okularami, które z pewnością nie dodawały mu uroku. Ewentualnie można było o nim powiedzieć - słodki. Ewentualnie. Był normalnym chłopcem. Przeciętnym, powiecie.
Na piątym roku coś zaczęło się zmieniać. Na początku nic nie zauważyłam - nie była to nagła zmiana. W końcu widuję go codziennie, jest moim przyjacielem - mogłam nic nie zauważyć. Wciąż był bardzo niski - prawie najniższy w klasie. To oczywiście go mocno denerwowało. Ale wszyscy, a zwłaszcza dziewczyny, widzieli tylko jego bliznę. Nic poza tym nie dostrzegali.
Potem coś się stało, co sprawiło, że zaczęłam się baczniej przyglądać Harry'emu.
Jak zwykle, on i Malfoy obrzucali się wyzwiskami. Sami wiecie - „kochanek szlamy”, „śmierciożerca”, „twoja matka była dziwką”, bla bla bla. Nic nadzwyczajnego.
Ale kiedy Harry się odwrócił, zauważyłam to. Gdybym w tym momencie nie patrzyła na Malfoya, na pewno bym to przeoczyła.
Przez parę sekund Ślizgon mierzył Harry'ego z góry na dół. Od stóp, przez klatkę piersiową, po ciemną czuprynę.
On - to w końcu Malfoy, MALFOY! To tak, gdybyście zapomnieli - on... przyglądał się Harry'emu.
Choć nienawidzę Draco Malfoya (oślizgły dupek!), to muszę przyznać - jest niemożliwie przystojny. Jak jakiś diabelski książę ciemności. Już, powiedziałam to. Nigdy, nigdy więcej tego nie powtórzę.
A skoro wpatrywał się w Harry'ego...
Następnego dnia obserwowałam przyjaciela. Starałam się spojrzeć na niego z innej strony - nie jako przyjaciółka, ale ktoś obcy.
Wtedy mnie to uderzyło. Pomimo faktu że wciąż był niski, wciąż nosił te okropne okulary, jego włosy wyglądały jak zawsze, ale... coś w nim było. Gdyby ktoś mu pomógł, mógłby być, cóż... mógłby być wspaniały!
Kilka tygodni później Harry nareszcie pozbył się okularów. Syriusz przesłał mu szkła kontaktowe. Pod koniec roku kilka dziewczyn stwierdziło, że Harry mógłby być całkiem całkiem, gdyby się postarał. I gdyby nieco urósł, dodawały.
Nie widziałam Harry'ego przez całe wakacje. Voldemort rósł w siłę, dlatego Dumbledore stwierdził, że chłopak powinien całe dwa miesiące spędzić ze swoimi krewnymi.
Pierwszego września Weasleyowie i ja czekaliśmy na niego przy wejściu na peron. Rozglądałam się, mówiąc: „Merlinie, gdzie on jest? Mamy tylko kilka minut!”, gdy nagle usłyszałam jakiś hałas za plecami. Odwróciłam się i opadła mi szczęka.
- Hejka, Herm!
- HARRY?! - wrzasnęłam. Zabrzmiałam jak jakaś kompletna idiotka. Ale co miałam zrobić...?
Spotkaliście kiedyś kogoś tak... pięknego, seksownego (nazwijcie to, jak chcecie), że nawet jeżeli ta osoba była tej samej płci, nawet jeśli byliście z kimś i był to najszczęśliwszy związek pod słońcem, to i tak serce podeszło wam do gardła i niespodziewanie zrobiło się wam gorąco?
Marylin Monroe to miała. Paul Newman to miał.
I Harry Potter też. W przerażających ilościach.
Urosły mu włosy, teraz sięgały do ramion. Były jakby jeszcze bardziej czarne, co podkreślało zieleń jego oczu. Mimo ciepłego lata nie był opalony (potem powiedział nam, że Dursleyowie przez prawie cały czas trzymali go zamkniętego w pokoju), ale jego skóra błyszczała. Dosłownie. No i w końcu urósł - teraz górował nade mną i zdawało się, że może mnie porazić swoim blaskiem. Nieświadomie pochylałam się w jego stronę.
To nie było takie zwykłe piękno, jakie można zobaczyć w gazetach czy w kinie. On był... nie, jednak nie ma innego słowa - nieziemski. Czułam się bardzo niekomfortowo w jego towarzystwie.
Popatrzyłam po Weasleyach. Pani Weasley wachlowała się ręką, jej policzki były różowe. Ron wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. A Ginny...
Cóż... sądzę, że można to pominąć milczeniem. Wyobraźcie sobie po prostu, że wasza wieloletnia, raczej niewyróżniająca się wyglądem sympatia, nagle zmienia się w „coś takiego” praktycznie z dnia na dzień.
Niezbyt przyjemne, mówiąc oględnie.
Harry przyglądał się nam, zmieszany.
- Co? - spytał podejrzliwie.
Po kilku chwilach pani Weasley wreszcie zebrała się do kupy i odprowadziła nas na pociąg. Gdy położyliśmy nasze walizki na ziemi, uśmiechnęła się wdzięcznie do Harry'ego i powiedziała, że wyrósł na przystojnego, młodego mężczyznę. Harry zrobił się czerwony jak piwonia.
Gdy dotarliśmy do Hogwartu, zdążyłam się jako tako przyzwyczaić do tego nowego Harry'ego. To zaczynało być prawie normalne - w każdym razie próbowałam samą siebie przekonać, że tak jest. Gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, w naszą stronę odwróciło się kilkoro uczniów. A potem zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy - dziewczyny i chłopacy, wpatrywali się w niego. Nawet stół nauczycielski. Większość profesorów ukrywała swoje emocje, ale profesor Sprout zaczerwieniła się. Za to Snape skrzywił jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
Wszyscy Gryfoni gapili się na nas, gdy szliśmy w ich stronę. Kiedy tylko Harry usiadł, Seamus... jak to Seamus, pierwszy przerwał zmowę milczenia.
- Harry, spójrz na siebie! - krzyknął.
Chłopak spojrzał na niego, powoli wpadał w panikę, widząc spojrzenie kolegi.
- Co? - spytał. - No co?
Odwrócił się w moją stronę.
- Hermiono, czy coś jest ze mną nie tak?
I wtedy do mnie dotarło. Harry nie miał pojęcia, że wygląda... jak wygląda. To było oczywiste, że Dursleyowie mówili mu jaki jest beznadziejny tyle razy, że w końcu w to uwierzył. Może dobrze, że nie wiedział jak bardzo się zmienił - to zdawało się jedynie zwiększać jego atrakcyjność.
Teraz mamy połowę roku szkolnego. Próbowałam mu powiedzieć jak wygląda. Mówiłam, że wszystkiego nauczycielki, wliczając w to McGonagall, są wyraźnie czymś podniecone, gdy tylko on jest blisko. Pokazywałam mu tworzące się wokół niego grupki dziewczyn, wpatrujących się maślanym wzrokiem w każdy jego ruch.
- Nie bądź niemądra, Miona. - Tylko tyle na to wszystko miał mi do powiedzenia.
Jedyną rzeczą, która zdawała się osłabiać jego upór był fakt, że żadna dziewczyna się do niego nie zbliżała. Wiedziałam dlaczego. Były przerażone. Nawet Parvati, która znała Harry'ego od lat i jest jedną z najładniejszych czarownic w szkole - w jego obecności nagle nabierała wody w usta. Tylko Seamus był na tyle dzielny, by coś robić.
- Harry, jaki ty jesteś wspaniały - powtarzał ciągle, muskając dłonią czarne włosy kolegi, podczas gdy cała szkoła wpatrywała się w to z tęsknotą. Harry śmiał się i rumienił, ale z pewnością nie brał tego na poważnie. W końcu Seamus to... cóż, to Seamus.
Tak więc mimo tego że Harry jest najpiękniejszą osobą w szkole, to nadal pozostaje najbardziej niewinnym szesnastolatkiem na całym świecie. W jakimś sensie to nawet słodkie. Ale Harry ma duży problem. Taki, który dręczy go już od miesięcy.
Czarodziejska prasa.
Wystarczająco źle było, gdy Harry był przeciętnie wyglądającym Chłopcem-Który-Przeżył. Ale teraz, gdy zmienił się w Chłopca-Który-Przeżył-I-Ma-W-Sobie-To-Coś, dręczą go dużo bardziej.
Harry zawsze będzie skazany na zainteresowanie prasy jako ten, który jako dziecko pokonał Voldemorta. Ale teraz był dodatkowo absolutnie wspaniały - czarodzieje tylko marzyli o tym, by powiesić sobie jego zdjęcie na ścianie. Zwracał uwagę na całym świecie. Niedługo dziewczyny z innych krajów będą zwyczajnie błagać o możliwość uczęszczania do Hogwartu z powodu Harry'ego.
Czara się przelała, gdy tygodnik „Czarownica” zdobył kilka zdjęć Harry'ego, wychodzącego spod prysznica po treningu quidditcha. To była robota kogoś z wewnątrz - podejrzewałam Colina. W każdym razie - fotka przedstawiającego Harry'ego z białym ręcznikiem na biodrach, skręconymi włosami i nagim, wilgotnym torsem, szybko stała się najdroższym zdjęciem w historii. Musieli zrobić setki kopii, by rozprowadzić je wśród rozgorączkowanych tłumów. Gazeta tygodniami krążyła po szkole; wiem, że do dziś większość chowa ją gdzieś w swoich rzeczach.
Harry nigdy w życiu nie był tak zażenowany. Ach, cena sławy. Ale wydaje mi się, że ludzie w Hogwarcie zaczęli się robić coraz bardziej niespokojni. „Chichoczący Gang”, jak nazwałam tę wgapiającą się w mojego przyjaciela grupkę, jest zdesperowany.
Myślę, że wkrótce będą próbować zwrócić na siebie uwagę Harry'ego. Ale w jaki sposób - tego naprawdę nie jestem w stanie wam powiedzieć.
DRACO
Jestem Malfoyem i jako Malfoy zawsze poszukiwałem w świecie piękna, podobnie jak mój ojciec. Moje rzeczy zawsze były najpiękniejsze i najdroższe - szaty miałem szyte na miarę. Mój ojciec wybrał matkę ze względu na jej wygląd i pochodzenie. Ja odziedziczyłem to, co w moich rodzicach było najlepsze - urodę po mamie i zamiłowanie do rzeczy urodziwych po ojcu.
To ja pierwszy dostrzegłem zmianę w Potterze. Jestem z siebie dumny, chociaż nikomu nie mogę o tym powiedzieć - w końcu jestem Malfoyem - zauważyłem go pierwszy, pierwszy zacząłem go chcieć. Byłem. Pierwszy.
Potter zaczął się zmieniać na piątym roku. Nie wiem dlaczego - może po prostu dorastał. Na początku sądziłem, że to tylko moje wymysły - chciałem jakoś wyjaśnić fakt, że ciągle staram się być blisko niego - ponieważ nikt inny niczego nie dostrzegł. Ale szybko zdałem sobie sprawę, że to z powodu mojego specjalnego talentu: wyczulenia na piękno.
Teraz Gryfon wrócił do szkoły po wakacjach - wyższy, w nowej fryzurze, bez tych okropnych okularów. I ludzie zaczęli go dostrzegać. To zaczęło denerwować moich znajomych ze Slytherinu. Większość z nich od dzieciństwa miała wpajaną nienawiść w stosunku do Pottera. A teraz, mimo tego, wszyscy chcieli go przelecieć. Przez pierwsze kilka tygodni krzywili się, patrząc na niego. Ale potem, gdy tylko się uśmiechał, wstrzymywali oddech.
Wiele młodszych, głupich dziewczyn, no i oczywiście Blaise, otwarcie lecą na niego. Cała reszta (w tym ja) tylko fantazjuje na jego temat. Ale Blaise nie umie się zamknąć, na dodatek śpi ze mną w jednym pokoju. W nocy muszę wysłuchiwać jego jęków, jak to on pragnie Harry'ego... Mam ochotę go za to walnąć jakąś Avadą.
No i jeszcze ten artykuł w „Czarownicy”. Wolę nie myśleć, ile razy Blaise się onanizował przy tym zdjęciu (nie wspominając o reszcie szkoły). Ale muszę przyznać, że Potter wyglądał na nim rewelacyjnie.
Powinienem być o niego zazdrosny. Byłem, na początku - w końcu Złoty Chłopiec znów w jakiś sposób mnie pokonał. Pokonuje mnie w quidditchu, przeszkadza w moich (bez fałszywej skromności) diabelskich planach, walczy z Czarnym Panem i wychodzi z tego bez szwanku. A przy tym jest taki dobry i szlachetny - aż mi się niedobrze robi. A teraz zaczyna jeszcze wyglądać lepiej niż JA. Nawet to musiał mi zabrać. Przedtem, pomimo tego że wszyscy go kochali, to ja byłem tym, którego chcieli przelecieć. Nawet Pansy, która podrywała mnie od lat, zmieniła stronę. Nie żeby zależało mi na jej uwadze... Ale sama myśl, że tego chce - moje ego czuło się dopieszczone. Teraz śledzi każdy krok Gryfona cielęcym wzrokiem, a potem pyta, co mój ojciec i jego przyjaciele planują dla niego. Przysięgam, ona jest chorą dziwką. Prychała, czytając artykuł w „Czarownicy”, ale potem szybko schowała gazetę do kieszeni, sam widziałem.
Jedyne pocieszenie stanowi fakt, że Potter nie ma pojęcia, że wszyscy go pożądają. Słyszałem jak kłócił się na ten temat z Granger. Muszę powiedzieć, że widok jej rozdrażnionej twarzy był raczej zabawny. W końcu tylko JA wiem, że znów mnie pokonał. Rozumiem, że nie ma sensu wstydzić się tego, że go pragnę - Merlinie, w końcu on się podoba McGonagall! Gorzej - nawet Snape wygląda, jakby chciał go przycisnąć do najbliższej ściany! Widziałem, jak patrzy na niego na eliksirach - z zaskoczeniem. Potem kręci głową i krzywi się jak to ma w zwyczaju.
Jedyną osobą, której ta ekscytacja nie dotyczy, jest Dumbledore. Obserwuje to w wszystko z tym cholernym błyskiem w oku - podoba mu się to, co się dzieje. Myśli, że to wszystko jest śmieszne!
Ale w jego wieku pewnie wszystko wydaje się śmieszne. Co innego pozostaje...?
Dla mnie wszystko się zmieniło. Właściwie nie wiem dlaczego. Cóż, wiem dlaczego chcę Pottera - z tego samego powodu, co wszyscy inni. Zawsze miałem najpiękniejsze rzeczy, a Potter jest najprzystojniejszym facetem jakiego kiedykolwiek widziałem. Ale przecież wiedziałem, że tak będzie. Jeszcze zanim ktokolwiek wiedział.
Ale teraz... Nie chcę tylko przelecieć Pottera. Chcę go poznać.
Merlinie. Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi się do tego przyznać. Nie powinienem tak się czuć. Nie zostałem do tego stworzony, ale... Za każdym razem, gdy go widzę, słyszę muzykę - cholerne skrzypce, grające tylko dla mnie. Ptaki zaczynają śpiewać. Dzień robi się cholernie piękny.
Nie wiem dlaczego tak jest. Ja (i w ogóle Ślizgoni) nie mam czasu na małe dziewice. A Potter na sto procent jest prawiczkiem. Możecie w to nie wierzyć - mi też czasami jest trudno - ale zauważyłem, że nikt nie czuje się godny Złotego Chłopca. Myślą, że nie są dla niego wystarczająco dobrzy. Salazarze...
Jak już powiedziałem - Ślizgoni nie chcą dziewic. Nie mają ochoty na te wszystkie kolacyjki przy świecach i kwiatki, i przytulani, i budzenie się rano w ramionach prawdziwej miłości. Nie chcemy uczyć, być mili, delikatni, wyrozumiali. Chcemy kogoś, kto się nie załamie i nie będzie oczekiwał czułych słówek.
Sentymentalne bzdury można zostawić dla Gryfonów. Oni są tacy szlachetni - chyba nawet wierzą w to, że kochać się można dopiero po ślubie. Oczywiście z wyjątkiem Finnigana. Finnigan to... po prostu Finnigan, dobra...?
Krukoni są łatwiejsi. Tyle, że seks to dla nich nowa dziedzina naukowa - chcą robić wszystko, chcą być coraz lepsi, ale tylko w celach badawczych.
Puchoni - nie zagłębiajmy się w to. Już samo doprowadzenie do tego, by wsadzili we właściwe miejsce, jest wyzwaniem.
Wiem, że wszyscy fantazjują na temat Harry'ego. Gryfoni chcieliby słodki seks, z czułościami i innymi takimi. Krukoni widzą w tym szansę na pogłębienie wiedzy; poza tym wszystkiego chcieliby spróbować. Puchoni... Cóż, nie jestem pewien, czy w marzeniach poszli dalej, niż pocałunki.
Naiwni frajerzy.
Ale Ślizgoni...
Ostro i bez zahamowań.
To właśnie mnie martwi - co spowodowało te wszystkie sentymentalne myśli. Bo Harry, pomimo swojego wyglądu, jest wciąż niewinny. Potrzebuje ochrony.
Wiem, że nie będzie niewinny długo - ktoś w końcu zrobi w jego stronę pierwszy krok, jestem tego pewien. Modlę się, żeby to nie był Ślizgon. Merlinie, nawet Puchon byłby lepszy. Harry nie zrozumiałby bólu, dominacji, upokorzenia. On potrzebuje kogoś, kto zaopiekowałby się nim, byłby miły, może nawet by go ko...
Kurwa. Znów te skrzypki i pieprzone ptaszyska!
Harry jest naiwny jak diabli. Normalnie to by mnie tak wkurzyło, że chciałbym to zniszczyć. Ale w tym przypadku... on potrzebuje tej niewinności, tej iskry w oku, czystości. Nie chcę, żeby ktoś to zniszczył.
Opowiem wam coś - to był chyba najbardziej potterowski moment, jakiego doświadczyłem.
To było jakoś pod koniec piątego roku - Harry Potter i ja znów walczyliśmy z jakiegoś błahego powodu. I wtedy zauważyłem jak niebiańsko wyglądał Gryfon. Niezbyt mądra myśl, ale ja tylko sobie na niego popatrzyłem, jasne???
Merlinie.
Cóż. Szlama zauważyła, na moje nieszczęście. Jej oczy zrobiły się okrągłe jak monety. Szybko pobiegła za Harrym. A ja mogłem tylko powtarzać w myślach: kurwa.
Podążyłem za nimi w bezpiecznej odległości. Nie musiałem się zbliżać, żeby słyszeć Granger.
- Harry! Malfoy na ciebie patrzył! Z góry na dół. Podobasz mu się!
- Miona, nie bądź niemądra. To chłopak - odpowiedział, chichocząc cicho. Na bogów. Czyż to nie esencja tej ślepej naiwności, którą uosabia Harry Potter...?
„Miona, nie bądź niemądra. To chłopak”. Gdyby to powiedział ktoś inny, nie Harry, to pewnie postarałbym się do niego dostać i pokazać, co dokładnie potrafi zrobić chłopak. Ale to był Harry. A ze mną stało się coś niezwykłego, po raz pierwszy w życiu.
Wzruszyłem się.
I poczułem radość. I pomyślałem, że to, co powiedział, było urocze. I słodkie. Jakby mały puszysty króliczek przykicał na korytarz, a ja, zamiast go zabić, pisnąłbym z wrażenia jak jakiś cholerny Puchon!
Na Salazara, przecież ja jestem Malfoyem!
W takim razie dlaczego Harry sprawia, że czuję się w ten sposób?
To właśnie dlatego jestem taki wkurzony na Blaise'a. On wprost marzy o Harrym. Ale w taki sposób, jak reszta Ślizgonów. I chce go tak mocno, żeby zaatakować. W końcu jest Ślizgonem.
Ale ja też. Na szczęście jestem przebiegły, diabelski i chytry. Nie pozwolę splugawić Pottera. On potrzebuje czułości i ciepła... Potrzebuje...
Merlinie. Te przeklęte skrzypce znów zaczęły.
Niedługo pewnie dołączą do nich ptaszki. Niech to szlag!
Przeklęty, wspaniały Potter, kurwa jego mać!
SNAPE
Przeklęty bachor!
Dlaczego to się musiało stać?! Dlaczego??? Czy nie zostałem wystarczająco ukarany?! Po pierwsze - musiałem się pogodzić z faktem, że Harry Potter wciąż żyje. Ktoś inny na jego miejscu już dawno wąchałby kwiatki od spodu. Po drugie - musiałem uczyć tego głupka. A on na dodatek łamał wszystkie zasady, pyskował do mnie i jeszcze go za to nagradzano! To niesprawiedliwe!
Myślałem, że nie może być gorzej. Jak bardzo można się pomylić?
Bardzo, bardzo.
Siedziałem w Wielkiej Sali, czekając na rozpoczęcie roku (jeszcze tylko dwa lata i Potter zniknie z Hogwartu - dzięki ci, Merlinie). Przybrałem swoją zwyczajową minę: witajcie-w-nowym-roku-postaram-się-zrobić-z-niego-piekło, gdy do Sali zaczęli wchodzić uczniowie. Wszyscy mówili tylko o jednym.
- Widziałeś Pottera?
Potter. Zawsze Potter.
Wszedł do środka i wszyscy mogliśmy mu się dobrze przyjrzeć.
Nigdy nie sądziłem, że on może wyglądać... tak jak wyglądał. Powinienem to przewidzieć. Lily była naprawdę urocza, a James... cóż, muszę to przyznać - wszystkie dziewczyny za nim latały. Ludzie od dawna mówili, że Potter wygląda tak, jak ojciec. Ja nie. Owszem - mieli podobne rysy, ale syn Jamesa był inny.
Jest inny niż wszyscy.
Reakcje moich kolegów po fachu były po prostu żałosne. Sprout zrobiła się czerwona. Nie zaskoczyło mnie to specjalnie. W końcu czego można się było innego spodziewać po Puchonie?
Minerwa zamrugała parę razy, wpatrując się w niego. Była w szoku. Dumbledore, jak zwykle, miał te swoje błyski w oku. Czy dla niego wszystko musi być zabawne?!
No i jeszcze Smeldon - nowa profesor OPCM pochyliła się w moim kierunku:
- Patrzcie, patrzcie - zaczęła. - Kogo my tu mamy?
Merlinie, dopomóż. To jest bardzo atrakcyjna, ciemnowłosa kobieta, o uwodzicielskim głosie i ona pyta o szesnastoletniego chłopca?!
To niesprawiedliwe!
Rozmowy przy stole krążyły odtąd tylko wokół jednego tematu. Przyznaję - nie wszyscy nauczyciele są geniuszami, ale byli w miarę inteligentnymi ludźmi, dopóki... dopóki Potter nie stał się centrum zainteresowania.
Po pierwsze:
Profesor 1: Widzieliście już Pottera?
Profesor 2: Tak.
Profesor 1: O TAK (odbywało się to przy równoczesnej wymianie dwuznacznych spojrzeń, kiwaniu głowami i podnoszeniu brwi).
Potem:
Profesor 1: Widzieliście ten artykuł o Potterze w „Czarownicy”? Co za naruszenie prywatności biednego chłopca...
Profesor 2: Tak (przerwa). To było całkiem niezłe ujęcie.
Profesor 1: Rzeczywiście. Chyba to zatrzymam... eee... żeby potem móc robić równie dobre zdjęcia.
Profesor 2: Świetny pomysł, też tak zrobię.
Profesor 3: Czy to artykuł o Potterze? Chciałbym tylko rzucić okiem... (spokojnemu głosowi przeczy wyrwanie gazety z ręki kolegi).
Błagam...
Przeklęty chłopak zaburzył funkcjonowanie całej szkoły. Profesorowie i uczniowie, niezależnie od płci i wieku, spoglądali na Pottera z pożądaniem, co jest kompletnie nie na miejscu.
Gryfoni i Ślizgoni z szóstego roku oczywiście są najgorsi. Nie wiem, czy któryś z nich jest w stanie uwarzyć chociaż coś eliksiropodobnego. Oni wciąż gapią się na Chłopca, Który Przeżył. Cholernego, pięknego Pottera. Oczywiście z wyjątkiem mnie. Wspominałem już, że on mi się nie podoba? Naprawdę. Jestem silniejszy niż ten jego magnetyzm. Nienawidzę go. Nie chcę, żeby...
Merlinie...
Przeklęty bachor!
SYRIUSZ
Muszę przyznać, że było to nie lada zaskoczenie.
Nie widziałem Harry'ego kilka miesięcy. Bogowie, nie widziałem nikogo od kilku miesięcy. Wypełniałem misję dla Dumbledore'a. Dostałem od Harry'ego kilka listów, ale nasza korespondencja była ograniczona z powodu mojej roboty.
Kiedy przyjechałem do domu Remusa, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że mój chrześniak stał się z dnia na dzień symbolem seksu.
Oczywiście chciałem od razu spotkać się z chłopakiem. Ale najpierw Remus chciał mi to wszytko wyjaśnić. Usadził mnie na kanapie.
- Łapa - zaczął. - Muszę cię ostrzec. Harry... zmienił się.
Przeraziłem się.
- Coś mu się stało? - jęknąłem.
- Nie, wszystko w porządku - odparł Remus, uśmiechając się delikatnie. - Zmienił się jego wygląd.
Zaśmiałem się głośno.
- Lunatyczku, to nastolatek! - powiedziałem. - Zmiany są w jego wieku czymś naturalnym! Co się stało? Urósł? Ma kilka pryszczy? Rośnie mu broda...?
- Eee... - zaczął Remus.
- Nie przejmuj się. - Poklepałem go po ramieniu w ojcowski sposób. - To tylko Harry.
Lunatyk westchnął ciężko.
- Dobra. Ale nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.
Wyszedłem, kręcąc głową.
Powiem wam coś. Nigdy więcej nie zlekceważę słów Remusa.
Dumbledore zaaranżował spotkanie. Uśmiechałem się. A potem Harry wbiegł do pokoju i ten uśmiech chyba przekształcił się w wyraz czystego szoku.
- Syriusz! - krzyknął chłopak, rzucając się na mnie.
- Harry! - starałem się, by mój głos zabrzmiał mocno. - Ty... urosłeś - dokończyłem słabo.
- Tak, rzeczywiście - zarumienił się nieznacznie, a potem rozpromienił. - Gdzie się podziewałeś?
Napawał mnie grozą. Tak jest do dziś.
Cieszę się, że zawsze myślałem o Harrym jako o kimś w rodzaju syna... Inaczej to mogłaby być bardzo niezręczna sytuacja.
Jednakże artykuły w gazetach są raczej komiczne.
DUMBLEDORE
Los pogrywa sobie z nami. I jest to raczej zabawne.
RON
Dobra, wiem teraz wszyscy mówią tylko o Harrym. Okej, jest przystojny. Ale cały świat dosłownie oszalał na jego punkcie! Nie dadzą mu żyć. Zawsze byłem o niego zazdrosny. Teraz cieszę się, że NIE jestem nim. Jest nawet gorzej niż podczas Turnieju Trójmagicznego.
Na całe szczęście Hermiona kompletnie nie uważa go za pociągającego. Po godzinach kłótni i jednej bójce, w końcu przekonała mnie, że Harry jest dla niej tylko przyjacielem. Przyznaję, byłem nieco zaniepokojony... dobrze, bardzo zaniepokojony, kiedy nagle tak się zmienił, a Miona zaczęła nad nim skakać. Ale uspokoiłem się, gdy w końcu się do niego przyzwyczaiła i znów zaczęła traktować jak brata.
Jednak reszta szkoły nie jest taka sama. Chichoczący Gang (cała szkoła już je tak nazywa) jest chyba najgorszy. Wiecie, o kim mówię - Lavender, siostry Patil i wszystkie ich koleżaneczki. Już raz wdarły się do naszego dormitorium i próbowały wykraść bieliznę Harry'ego. Na szczęście Dean i Neville przejrzeli ich plan i namówili Harry'ego, by rzucił skomplikowane zaklęcie przeciwwłamaniowe na swój kufer.
Przekroczyły wszystkie granice swoim następnym pomysłem.
Drużyna Gryffindoru miała trening. Minęło czterdzieści pięć minut, a Harry nadal nie wrócił na kolację. Już chciałem kogoś o to zapytać, gdy nagle usłyszałem jakiś hałas. Mój przyjaciel spoglądał w moją stronę zza drzwi, widoczna była tylko jego głowa. Wszyscy się w niego wpatrywali - był cały czerwony.
- Ron - syknął. - RON! Proszę, chodź tutaj! NATYCHMIAST!
Z boku usłyszałem jakiś chichot. Nie miałem ochoty się ruszać, w końcu byłem w trakcie puddingu czekoladowego.
- Harry - odkrzyknąłem. - Nie możesz tu przyjść?
- NIE! - wrzasnął, wyglądał na wściekłego. - Uwierz, kiedy mówię, że naprawdę nie mogę...
W tym samym czasie profesorowie zauważyli, że coś się dzieje. Pierwsza wstała McGonagall.
- Potter! - wydarła się, zbliżając się. - Co ty wyprawiasz?! Do środka w tej chwili!
Oczy chłopaka rozszerzyły się. Zaczerwienił się chyba jeszcze bardziej.
- Nie mogę! - pisnął.
McGonagall westchnęła przeciągle i skierowała się w jego stronę. Gdy Harry to zobaczył, wciągnął głośno powietrze i zamknął jej drzwi przed nosem. Teraz już cała szkoła oglądała zajście z zainteresowaniem.
Profesorka próbowała je otworzyć, ale chłopak najwidoczniej przytrzymywał je z drugiej strony.
- Harry Potterze! - wrzasnęła kobieta. - Co ty wyprawiasz?!
- Proszę, pani profesor, niech pani przyśle tu Rona! - mówił szybko Harry panicznym głosem. - Albo chociaż niech pani poda mi hasło do Wieży Gryffindoru!
- Nie zrobię tego, dopóki mi pan tego wszystkiego nie wyjaśni!
- Nie mogę!
McGonagall przewróciła oczami, wyciągnęła różdżkę i wymamrotała coś pod nosem.
Cała szkoła wstrzymała oddech.
Za drzwiami stał Harry, kompletnie nagi; zakrywający swoje co bardziej... intymne fragmenty ciała hełmem od zbroi.
Profesor transmutacji stała jak wryta.
- Potter... co, na Merlina...
- To nie moja wina, pani profesor! - wykrzyknął chłopak. Nie wiem, czy mógłby się jeszcze bardziej zaczerwienić, niż w tej chwili. - Brałem prysznic po treningu i gdy wyszedłem, ktoś zabrał wszystkie moje rzeczy i wszystkie ręczniki! Nie miałem przy sobie nawet różdżki! Musiałem przebiec te wszystkie korytarze bez niczego! A hasło do pokoju wspólnego ktoś zmienił... nie mogłem się tam dostać!
Dziewczyny za mną zaczęły histerycznie chichotać, wkrótce dołączyło do nich parę innych osób z różnych Domów. Seamus zaczął śpiewać striptease song*.
- Eee, pani profesor? - zaczął niepewnie Harry. - Mogłaby pani coś zrobić? Trochę mi zimno.
- Och! - Nauczycielka była cała czerwona. - Oczywiście, panie Potter.
Wyszeptała coś i natychmiast Harry'ego okryła czarna szata. Na sali dało się słyszeć kilka niezadowolonych jęków.
- Lepiej, żeby pan zjadł obiad - powiedziała McGonagall surowo.
- Eee... Chyba jednak pójdę do dormitorium. - Coś mi się wydaje, że nigdy w życiu nie widziałem go tak zażenowanego.
- Potter, siadaj! Potem przeanalizujemy ten... obrzydliwy dowcip i ukarzemy winnych.
- Eee... - zaczął Harry, wpatrując się w swoje stopy. - Wolałbym raczej o tym wszystkim zapomnieć, jeśli miałbym być szczery.
- Nie ma mowy. A teraz idź usiąść z przyjaciółmi.
Szybko przysiadł obok mnie, unikając natarczywych spojrzeń. Zastanawiałem się, czy jego twarz kiedykolwiek odzyska naturalny kolor.
- Finnigan, natychmiast przestań śpiewać tę niedorzeczną piosenkę! - warknęła McGonagall, po czym wróciła na swoje miejsce, gdzie dyrektor wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.
Mówię wam, to wszystko to jakiś obłęd. Wiem, że te wszystkie dziewczyny na nic innego nie czekały, jak tylko na okazję, żeby zobaczyć Harry'ego bez ubrania, ale czy musiały go upokorzyć przed całą szkołą?
Przez najbliższy miesiąc Harry nie mógł dojść do siebie. Zwłaszcza, że Seamus na jego widok zaczynał podśpiewywać tę swoją piosenkę. Próbowałem mu wyjaśnić, jak przyjacielowi, że nie ma się czego wstydzić. Nikt nie śmiał się z niego, w ogóle. Tylko na niego patrzyli i marzyli, żeby móc zerwać ten hełm.
Ale Harry, jak to Harry, nie mógł w to uwierzyć.
* po naradzie z behemot postanowiłam tego nie tłumaczyć, bo wyszedł by z tego jakiś łopatologiczny potwór. każdy chyba wie o co chodzi, prawda? A gdyby ktoś miał inny pomysł - proszę pisać.
cz.2
DRACO
Merlinie, Blaise to cholerny drań. W ogóle mnie nie dziwi, że trafił do Slytherinu. Po tych wszystkich podstępnych sztuczkach…
Po tym, jak Harry, hmm… pokazał więcej siebie, niż by tego chciał (tak! Skrzypce dalej rzępolą! Przestańcie zadawać to idiotyczne pytanie!), obsesja Blaise'a zupełnie wymknęła się spod jego kontroli. Mówiłem, że on w końcu zaatakuje. I tak się stało.
Tak jak w każdy piątek popołudniu, mieliśmy eliksiry. Ku rozczarowaniu wszystkich i uciesze Blaise'a, Harry miał z nim pracować. Ja z tą Patil.
Oczywiście mogło być gorzej. To mogła być Granger.
Nieważne. Siedziałem na zajęciach i musiałem obserwować jak Blaise pochyla się nad Harrym, kiedy tylko może. Oczywiście Złoty Chłopiec niczego nie zauważył - ale wszyscy inni to widzieli, jakżeby inaczej.
Granger krzywiła się na Blaise'a przy każdej okazji. I chyba pierwszy raz, odkąd ją poznałem, w jakiś sposób muszę się z nią zgodzić. Ona też chce zachować niewinność Harry'ego.
Patil zamierała za każdym razem, gdy Zabini przypadkiem dotykał ręki Harry'ego lub pocierał ich nogi niewinnie. Dziewczyna była naprawdę wkurzona, mówię wam. Gdyby to dotyczyło czegoś innego, to naprawdę byłoby zabawne.
Jednakże nie doceniałem Blaise'a. To co zrobił chwilę później, było naprawdę inspirujące, mimo że niebezpieczne. Gdy Harry odwrócił się, sięgając kolejny składnik eliksiru, ten ślizgoński drań wyciągnął coś z kieszeni i szybko wrzucił do kociołka. Chwilę później…
BUM!
Kociołek eksplodował, pokrywając pomieszczenie śluzowatą, zieloną mazią. Wszystkie dziewczyny zaczęły się drzeć, a Harry Potter stał pośrodku tego zamieszania z niedowierzaniem.
- Co się stało? - spytał retorycznie. - Naprawdę sądziłem, że tym razem zrobiłem wszystko dobrze.
Blaise tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się ironicznie.
Wtedy…
Wściekłość Mistrza Eliksirów zwróciła się przeciwko nim.
Snape zbliżał się. Mimo że nie został pokryty eliksirem, to cała sala była nim umazana. Wystarczy dodać, że był kompletnie wkurzony i oczywiście doskonale wiedział, kogo ma za to wszystko obwiniać.
- POTTER!
- Nie wiem jak to się stało! - wymamrotał do siebie Harry, był tak przybity i słodki, że chciałem go natychmiast przytulić. Grrr! NIE! Muszę zachowywać się jak Malfoy! Żadnych skrzypiec! I żadnych cholernych, świergoczących ptaszków!
- Szlaban! I dwadzieścia punktów od Gryffindoru! - wrzasnął Snape, mrużąc oczy niebezpiecznie. Był chyba jedynym nauczycielem, który potrafił zamienić swoje pożądanie do Pottera w czystą wściekłość.
Harry nawet nie próbował się kłócić, ale coś zamigotało w jego oczach, gdy spoglądał na Snape'a. Był jeszcze bardziej wspaniały, gdy ogarniała go złość, mówię wam. Severus też chyba musiał to zauważyć, bo nadzwyczaj szybko odwrócił się do niego plecami.
Teraz Blaise wyglądał na spanikowanego. Raczej nie zapowiadało się na to, że dostanie szlaban z Harrym - a przecież właśnie o to mu chodziło. Powinien wiedzieć, że Snape nie ukarze żadnego Ślizgona. Dlatego zrobił absolutnie idiotyczną rzecz.
Wziął trochę mazi i rzucił ją prosto na głowę Mistrza Eliksirów. Wylądowała tam z głośnym chlupotem.
Snape odwrócił się bardzo, bardzo powoli. Blaise i Harry wstrzymali oddech.
Cholera jasna, nie wiedziałem, że chce Harry'ego aż tak.
Nie trzeba dodawać, że dostał ten szlaban.
- Ten oślizgły, pokręcony, przewrotny Ślizgon! - mruczała Patil pod nosem przez całą lekcję. Ten jeden raz musiałem się z nią zgodzić. Spójrzcie na mnie - to już drugi raz w przeciągu godziny. To na pewno wpływ Pottera.
Blaise miał szlaban z Harrym w piątek wieczorem - czyszczenie klasy. Na bogów, powinniście go wtedy widzieć. Był podekscytowany jak przed jakąś cholerną randką. Układał włosy, wypsikał się perfumami! A to wszystko ze zwycięskim uśmieszkiem na twarzy.
Chyba już rozumiecie, że nie mogę go znieść?!
- Poczekajcie, chłopcy - powiedział. - Tylko poczekajcie.
Cóż. Co mogłem zrobić w tej sytuacji. Oczywiście, musiałem za nim pójść. Nie mogłem pozwolić, żeby mój Ha… to znaczy Potter był przez niego molestowany, prawda?
Usiadłem na zewnątrz, podsłuchując przez ścianę, dzięki sprytnemu zaklęciu, o którym kiedyś czytałem. Cała sytuacja była zabawna, ale także denerwująca. Harry wyraźnie nie był zadowolony, że musi spędzać piątkowy wieczór, sprzątając pomieszczenie pokryte odrażającą substancją. Nie minęło kilkanaście minut, a Blaise zaczął powoli próbować wkręcić Gryfona w konwersację. Harry chyba był zaskoczony, Ślizgoni zazwyczaj nie byli dla niego uprzejmi. Ale oczywiście był sobą - nie podejrzewał, że coś może się za tym kryć. I choć nie chciałem tego przyznać, musiałem stwierdzić, że Blaise umiał być czarujący, gdy tego chciał.
Ten przebrzydły drań!
Po kilku godzinach wszystkie moje kończyny były ścierpnięte, prawie zasypiałem. Wtedy usłyszałem zmęczony głos Harry'ego:
- Dobra, udało się. Nareszcie skończyliśmy. Można sobie iść.
Szybko zacząłem wstawać, gdy usłyszałem kroki.
- Potter, czekaj! - krzyknął Blaise, słychać było, że jest zdenerwowany. Aha! Wiedziałem, że ta odwaga była na pokaz. - Czy… lubisz chłopców?
- Co?! - powiedział Harry. Był zszokowany. - Co to za pytanie?
- Ja… Lubisz mnie? - wymamrotał Blaise, brzmiąc coraz bardziej jak idiota.
- Eee… - Harry chyba pomyślał, że chłopaka coś opętało. - Nie do końca wiem, do czego zmierzasz…
Zabini wyczuł, że jego taktyka nie skutkuje, więc postanowił zrobić coś innego. Duży błąd.
- Harry, daj spokój - powiedział pozornie spokojnym głosem. - Ja pragnę ciebie, ty pragniesz mnie. Już rozumiesz?
Prawie wybuchnąłem śmiechem. Czy Blaise naprawdę sądzi, że to zadziała?! Odwołuję to, co powiedziałem o nim wcześniej. On naprawdę jest kompletnym idiotą.
- Słuchaj - zaczął Harry. - Myślę, że jesteś zmęczony albo coś… dlatego ja już pójdę, natychmiast. Będę udawał, że nigdy to się nie wydarzyło, dobra?
Ale Blaise chyba właśnie zrozumiał, że to prawdopodobnie jego ostatnia szansa, gdy jest z Harrym sam na sam.
- Zabini! - wrzasnął Gryfon. - Co, do diabła…
Przerwano mu. Cały stężałem, gotowy do ratunku, gdy nagle dał się słyszeć hałas i potem znów głos Harry'ego.
- Jezus! Zejdź ze mnie, do diabła!
Blaise zmienił taktykę i zaczął grać rozżalonego-ale-strasznie-podnieconego-kochanka. Podejrzewam, że próbował pocałować Złotego Chłopca. Jeżeli oczywiście słowo „pocałunek” opisuje te jego działania.
- Ale Harry - jęknął, chyba nie bardzo wiedząc co mówi. - Ja naprawdę cię chcę… jesteś wspaniały, ja…
Przerwał mu pełen niedowierzania głos:
- Myślę, że nawdychałeś się za dużo jakichś trujących oparów. Idę stąd. Naprawdę mam nadzieję, że wkrótce oprzytomniejesz!
Zdążyłem ukryć się w cieniu, gdy Harry wyszedł z pokoju. Jego włosy były jeszcze bardziej rozwichrzone niż zwykle, usta zaczerwienione, mocno odcinające się na tle porcelanowej skóry. Oczy błyszczały w półmroku. Merlinie. Cały boleśnie stężałem już na samą myśl o tym, jak wyglądał w czasie walki.
Był wzburzony. Przeczesał włosy palcami i szybko zniknął z moich oczu.
Hehe. Głupi Blaise, pomyślałem, kierując się w stronę pokoju wspólnego. Zawsze… AŁA.
Wpadłem na kogoś. Uniosłem różdżkę, mrucząc pod nosem: „Lumos”. Ta druga osoba zrobiła to samo. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę.
To była Patil.
- Malfoy! - powiedziała, podnosząc się z posadzki. - Co ty tu robisz…
- Co ty tu robisz? - odparowałem. Nasze oczy się spotkały i jakieś zrozumienie nawiązało się między nami. Jak widać nie tylko ja uważałem, że Harry'emu przyda się jakiś strażnik.
Nagle dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Ty, Malfoy? - zapytała cicho. - Zakochani wrogowie, tak? Kto mógł pomyśleć… Słyszałeś wszystko?
- Jakie wszystko? - odparłem gładko. - Cały wieczór spędziłem w bibliotece. I ty też byłaś w bibliotece. Więc jak to się stało, że spotkaliśmy się tutaj?
Na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Trzeba przyznać, że łapała w lot. Lekko skinęła głową.
- Na razie. - I już jej nie było.
Poszedłem do siebie. Tak bardzo chciałem popodziwiać rozczarowaną twarz Blaise'a.
HERMIONA
Ron i ja relaksowaliśmy się właśnie przy kominku, gdy nagle portret odsunął się i do pokoju wpadł kompletnie wytrącony z równowagi Harry. Szybko zbliżył się do nas, siadając ciężko na krześle.
- Stary, wszystko w porządku? - spytał ostrożnie Ron. - Wyczyściliście to świństwo? - Harry półprzytomnie pokiwał głową, wyraźnie myśląc o czymś innym.
- Czy któreś z was słyszało, żeby Ślizgoni planowali coś przeciwko mnie? - odezwał się w końcu. - Coś… poniżającego?
- Nie - powiedziałam, zaintrygowana. - Harry, czy w czasie szlabanu coś się stało?
- Cóż… - zaczął, był wyraźnie zażenowany. - Wszystko było dobrze, dopóki… szlaban się nie skończył.
- Dlaczego? - spytał Ron. - A w ogóle jak jakikolwiek szlaban mógł być dobry?
- Był normalny - odpowiedział. - Ale potem, na koniec… Zabini, bez powodu, próbował wetknąć mi język do ust!
- CO?! - zagrzmiał głos za nami. Wszyscy podskoczyliśmy.
To był Seamus. O nie.
- BLAISE ZABINI PRÓBOWAŁ CIĘ POCAŁOWAĆ?! - wrzasnął.
- Seamus, zamknij się! - wysyczał Harry. Ale i tak było za późno.
Cały Gryffindor wpatrywał się w nasza stronę, szepcząc bez opamiętania.
- Więęęc… całowaliście się? - spytał podekscytowany Irlandczyk.
- Nie! - powiedział Harry. - Rzucił się na mnie. Poza tym nie chciałem tego.
- Hmm… - mruknął Seamus, spoglądając na niego uważnie. - Czy to dlatego, że go nie lubisz? Czy chodzi o to, że jest chłopakiem?
Teraz wszyscy z wyczekiwaniem wpatrywali się w mojego przyjaciela. Seamus zadał pytanie, które nurtowało cały Hogwart od kilku miesięcy.
- Nie, nie przeszkadza mi, że jest chłopakiem - powiedział. - Ale dziewczyny też lubię. To znaczy… Seamus! Zamknij się, do jasnej cholery!
Gryfoni wydawali się o niebo szczęśliwsi, usłyszawszy odpowiedź swojego Złotego Chłopca. Wszyscy mieli jeszcze szansę.
- W każdym razie… - zaczął czerwony jak piwonia Harry, starając się zmienić temat. - Myślisz, że to był żart? Dlaczego miałby mnie chcieć pocałować?
- Dobra! - zabrzmiał nagle nowy głos. - Mam tego serdecznie dość!
To była Parvati. Wyglądała na maksymalnie rozdrażnioną. Ruszyła w stronę Harry'ego i usiadła naprzeciw niego.
- Harry - zaczęła. - Hermiona próbowała ci to powiedzieć od miesięcy. Nawet Ron się starał. Posłuchasz mnie? I SPRÓBUJESZ mi uwierzyć?
Chłopak wpatrywał się ze zdziwieniem w tę nową, niechichoczącą Parvati; w końcu skinął głową.
- Blaise pocałował cię - mówiła Parvati, podkreślając każde słowo - bo mu się podobasz.
Zapadła cisza. Potem Harry zaczął się śmiać.
- Parvati, nie rozśmieszaj mnie - powiedział, kręcąc głową.
Dziewczyna przez chwilę wydawała się być oślepiona uśmiechem Harry'ego - jak każdy, kto w takim momencie był blisko niego. Szybko otrząsnęła się i ponownie zaczęła na niego wrzeszczeć. To było dość imponujące - po sześciu latach można było przekonać się, dlaczego dziewczyna trafiła właśnie do Gryffindoru.
- Harry, zamknij się! - warknęła. - Nie tylko Blaise Zabini na ciebie leci! WSZYSCY na ciebie lecą! Może nie zauważyłeś, ale jesteś najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. To jest naprawdę przerażające, ta twoja nieziemska uroda… jakbyś był niedotykalny! Jak myślisz, dlaczego zagraniczne dziewczyny chcą nagle uczęszczać do Hogwartu? Dlaczego media szaleją? Dlaczego ktoś porwał twoje ciuchy i próbował podkraść bieliznę? Wszyscy marzą o tym, żeby dobrać się do twojego tyłka! Spójrz czasem w lustro, Harry Potterze!
Wypadła z pokoju wspólnego, przy akompaniamencie oklasków i krzyków uznania. Harry był zdezorientowany, wpatrywał się po kolei w każdego z nas.
- Czy to… prawda? - spytał nerwowo.
- TAK! - odezwał się zgodny chór głosów.
Harry wyglądał na zszokowanego.
HARRY
Nie mogłem się pozbierać po tym, co powiedziała mi Parvati. Starałem się patrzeć w lustro, tak jak sugerowała. Próbowałem to robić z zaskoczenia, tak jakbym po prostu wpadł na siebie. Usiłowałem spoglądać kątem oka, sprawdzając ewentualne różnice.
Wiem, że w tym roku urosłem, ale podobnie inni chłopcy. Zapuściłem włosy, ale one i tak wciąż sterczały we wszystkich kierunkach. Pozbyłem się okularów - może to właśnie o to chodziło Parvati. Podejrzewam, że moje oczy są rzeczywiście lepiej widoczne. Błyszczą na tle moich włosów.
Jestem bardzo blady. Cóż, to może nienajlepsze określenie. Moja skóra tak jakby… promienieje w jakiś dziwny sposób. Myślałem, że dziewczyny i, jeżeli Parvati się nie myli, chłopcy lubią ludzi opalonych. Przynajmniej nie mam żadnych pryszczy. Nie jestem jakoś specjalnie umięśniony. To znaczy - mam mięśnie, ale to normalnie, prawda? A może nie. Jakby tak się przypatrzeć, niewielu chłopaków w moim wieku je ma…
Ale gram w quidditcha! To całkiem naturalne!
Myślę, że wyglądam jak dziwadło. Zaraz. Dajcie mi to rozwinąć.
Wyglądam dziwnie. Jestem inny. Nie wyglądam jak cała reszta.
Słowa Parvati mnie zaniepokoiły, zwłaszcza że reszta się z nią zgodziła. Czy naprawdę wszyscy… chcą mnie? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Gdy usiadłem następnego ranka przy stole Gryffindoru, próbowałem uważniej się wszystkiemu przyglądać. Rozejrzałem się po sali podejrzliwie. O. Mój. BOŻE.
Gdzie nie spojrzałem, wszyscy… byli tego świadomi. Siedzieli prosto i zerkali w moją stronę. Niektórzy mieli na twarzach rumieńce.
Parvati miała rację. Dziewczyny ORAZ chłopcy.
Byłem bardzo, bardzo zaniepokojony. Odwróciłem się w stronę Hermiony. Wyraz twarzy zdawał się komunikować: „a nie mówiłam?”.
- To prawda - wyszeptałem. Przewróciła oczami. - Ale DLACZEGO?!
Prychnęła.
- Po prostu jedz śniadanie, Harry - powiedziała tylko.
Sięgnąłem po widelec i wbiłem go w kawałek kiełbaski. Już miałem go zjeść, gdy nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Spokojnie spojrzałem w stronę stołu nauczycielskiego - profesor Smeldon wpatrywała się we mnie. Profesor Veronica Smeldon, nauczycielka obrony przed czarną magią. Niezwykle atrakcyjna, około trzydziestoletnia profesor Veronica Smeldon, za którą śliniła się połowa chłopaków. Prawie zadławiłem się jedzeniem.
- Hermiono - wyszeptałem z desperacją. - Czy tylko mi się wydaje, czy profesor Smeldon…
Moja przyjaciółka nawet nie spojrzała w tamtą stronę.
- Tak. Wgapia się w ciebie od miesięcy, Harry - poinformowała mnie.
Merlinie, kiedy to się wszystko stało?!
Po tygodniu takich obserwacji stwierdziłem, że Parvati miała rację. Wszyscy chcą się do mnie dobrać. Ale dlaczego - tego nie potrafię wam wytłumaczyć.
DRACO
Finnigan jest… cóż, w tym momencie brakuje mi słów, by opisać Finnigana.
Drań!
Po tym jak kilka rodzin uczniowskich zostało zamordowanych przez Czarnego Pana, Cho Chang z Ravenclawu założyła mały fundusz na rzecz poszkodowanych. Ale nie jakiś tam fundusz, o nie. To była loteria, w której można było zdobyć sekretną nagrodę. Tak właściwie Cho opisała to jako „coś, czego wszyscy pragną”.
Oczywiście ja nie kupiłem losu. Muszę dbać o moją reputację, sami rozumiecie.
Nieważne. Wczoraj przy obiedzie, Cho wstała i ogłosiła, że loteria ma się właśnie rozpocząć.
- Będzie trzech zwycięzców! Każdy z nich otrzyma… pocałunek od Harry'ego Pottera!
- CO?! - Na te słowa Harry wstał gwałtownie. - Cho, nic o tym nie wiedziałem!
- Ale to na cele dobroczynne. Ofiary Czarnego Pana, sam rozumiesz? Myślałam, że będziesz chciał pomóc. Wybacz, jeśli się pomyliłam. Będę musiała zwrócić wszystkie pieniądze, których niektórzy ludzie potrzebują.
W oczach Harry'ego pojawił się cień.
Ta podstępna krowa! Zabiję ją!
- Panno Chang - odezwała się ostro McGonagal. - Nie sądzę…
- NIE! - wtrącił się Harry. - Pani profesor, proszę się nie przejmować, zrobię to.
Powoli podszedł na środek sali. Nie mógł odmówić, Chang doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
W tym momencie wszyscy, którzy nie kupili losu marzyli, że jednak to zrobili (włączając mnie), a ci którzy kupili, ściskali je mocno w gorących, spoconych piąstkach.
Cho wrzuciła wszystkie nazwiska do swojego kapelusza. Zamieszała i wyciągnęła jedną karteczkę.
- Zwycięzcą numer jeden jest Laura Milton! - krzyknęła.
Pierwszoroczna Puchonka wydała z siebie przeraźliwy pisk i zaczęła się przeciskać przez tłum. Była tak niska, że sięgała prawie do kolan Harry'ego. Chłopak wyglądał na zawstydzonego. Milton zrobiła się czerwona, a jej oczy stały się wielkie jak spodki. Harry schylił się, podniósł ją i szybko cmoknął w usta. Wyglądała, jakby miała zemdleć, gdy chwiejnie wracała do swoich zazdrosnych przyjaciół.
- Zwycięzca numer dwa - profesor Smeldon!
Kobieta wstała, uśmiechając się nieznacznie. Harry wyglądał, jakby marzył o rozstępującej się ziemi, która by go pochłonęła. Przynajmniej się nie rumienił. Wyglądał wtedy jeszcze lepiej.
Smeldon zachichotała seksownie.
- Skoro to na cele dobroczynne, Potter - powiedziała leniwie, zbliżając się.
McGonagall pogardliwie wydęła usta. Za to Dumbledore wyglądał, jakby był w siódmym niebie. Smeldon stanęła przed chłopakiem i przyciągnęła go do długiego, namiętnego pocałunku. Jednakże bez języczka - na całe szczęście. Po chwili, dłużącej się jak całe godziny, Harry delikatnie oderwał się od niej. Smeldon wróciła na swoje miejsce, z jej twarzy nie schodził uśmieszek zadowolenia.
Cho wyciągnęła z kapelusza ostatnie nazwisko, spojrzała na nie i zaczęła się uśmiechać.
- Ostatni już zwycięzca… - zrobiła pauzę dla lepszego efektu. - Seamus Finnigan.
Zewsząd dobiegały jęki zawodu, które jednak kompletnie zagłuszył wygrany.
- TAK!!! - wrzeszczał Seamus, prawie podskakując na krześle.
- Seamus! - krzyknął Harry, spoglądając na niego niepewnie, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. - Seamus, uspokój się!
- Tym razem nie możesz mnie odrzucić, Harry! - wrzasnął i zaczął się zbliżać. Harry cofnął się szybko. - To na cele dobroczynne, tak musi być!
- Seamus, tylko spokojnie. Opanuj się, Seamus!
Ale jego protesty trafiały w próżnię. Finnigan rzucił się na Harry'ego jak jakiś rozentuzjazmowany szczeniak. Przyciągnął go do siebie, a potem złączył ich usta w ogromnym, mokrym pocałunku. Musicie wiedzieć, że Irlandczyk w ogóle nie wie, jak używać języka.
Harry wydawał ciche, przerażone odgłosy i starał się wydostać, ale Finnigan nie dawał za wygraną. Ściskał go mocno, a gdy Cho krzyknęła: „Harry, to dla dobra sprawy!”, Złoty Chłopiec z rezygnacją spuścił ramiona i po prostu stał.
Ale wtedy Seamus zdecydował się przenieść swe łapska w bardziej intymne rejony, więc Harry znów zaczął się wierzgać. W końcu udało mu się oswobodzić; próbował gwałtownie złapać oddech. Irlandczyk miał na twarzy strasznie rozmarzoną minę, choć raz wyglądał na zaangażowanego.
- Jezusmariajózefieprzenajświętszy! - wrzasnął. - Harry, jesteś wspaniały!
McGonagall nie mogła się dłużej powstrzymywać.
- Dosyć tego! - krzyknęła. - Finnigan, Potter - na miejsca i to już!
Harry znów był czerwony, a zrobił się chyba jeszcze bardziej, gdy Seamus usiłował go radośnie klepnąć po tyłku, gdy wracali do stołu.
- Skoro mamy to już za sobą - zaczął Dumbledore, jego oczy błyszczały - to może czas na deser?
Zabiję Finnigana. On jest teraz na szczycie mojej czarnej listy.
Oczywiście obok Blaise'a i Cho.