POCIĄG DO PRZYSZŁOŚCI
jacqu
No cóż, wakacje się kończą, trzeba wracać na studia. Pociąg. Ludzie się kotłują w wagonach. Ech, nie lubię jeździć, gdy pociąg jest taki przepełniony. Ale lepsze to niż autobus. Jeden wagon jest oznaczony jako Intercity. Wszyscy patrzą na to podejrzliwie, boją się wchodzić. Pociąg nie jest intercity, to „zwykły” pospieszny TLK, więc to pewnie jakaś pułapka. Wsiądziesz, a konduktor dołoży ci taką dopłatę, że... Ale na wagonie jak byk stoi: klasa druga. Przeszedłem wzdłuż wagonu. Prawie pusty. Pytam się kogoś w środku, czy to jest „normalna” druga klasa, na co słyszę:
- Mam nadzieję, że tak.
Więc wsiadam. Wchodzę do jednego z pustych przedziałów. Po chwili korytarzykiem przechodzi jakiś przystojniak, zatrzymuje się, pyta, czy wolne, czy można?
- Wolne - odpowiadam i gestem ręki zapraszam go, żeby usiadł.
- Tam tłok, a tu tyle pustego? - dziwi się.
- Bo to wagon intercity - odpowiadam spokojnie, z uśmiechem.
- Rezerwacja? Za jakąś dopłatą? - patrzy mi prosto w oczy.
- Dupa, nie rezerwacja - odpowiadam wzruszając ramionami. - Nigdzie nic takiego nie pisze.
- No to ok. Nie lubię tłoku, ale samotnie też nie lubię podróżować.
Już miałem spytać, czy daleko jedzie, gdy on po wrzuceniu torby na półkę wyjął książkę i po prostu zaczął czytać. Pomyślałem: to po co mu towarzystwo, jak pewnie już do końca podróży nie usłyszę od niego ani słowa.
Jednak po jakimś czasie odłożył książkę, że go nie wciąga, że to nie jest to, o czym myślał. I zaczęliśmy gadać. Oplotkowaliśmy kolej, ich zasrane porządki i idiotyczne przepisy. Później o polityce, wiadomo, temat rzeka, nie zostawiliśmy suchej nitki ani na premierze, ani na prezydencie, a dokładniej mówiąc na premierze tym i tamtym oraz na kolejnych prezydentach. Wszystkich premierów najnowszej RP obaj nie pamiętaliśmy. Wreszcie o telefonach komórkowych, mega pikselach - i wtedy okazało się, że studiujemy na tej samej uczelni! Więc kolejny temat: absurdy naszej Alma Mater... Trochę na wesoło, trochę z politowaniem. Kto układa te standardy akademickie? Po co nam spora część wiedzy, która nigdy potem do niczego nam się nie przyda?
Pomyślałem, że jadąc pół dnia razem, może się nawet zaprzyjaźnimy w tym pociągu?
Bywały chwile, że nie rozmawialiśmy o niczym, on drzemał, a ja gapiłem się w okno, stopniowo przenosząc wzrok z jego odbicia w szybie - na niego samego. Gładka, śniada, opalona cera, delikatne ale męskie rysy twarzy. Dobrze zbudowany. Przez koszulę widać muskulaturę ramion, i nie tylko ramion. Podobał mi się. Wtedy w spodniach zauważyłem... No, naprawdę jest nieźle zbudowany... Chyba mu się śni coś - hmmm... konkretnego, że tak mu pałę mocno widać...
Przebudził się, a ja szybko uciekłem wzrokiem, lekko zawstydzony. Chyba zauważył, gdzie patrzę. Trochę sam się zmieszał. Poprawił spodnie. Jego niebieskie oczy uciekły od mojego spojrzenia...
- Gdzie to jesteśmy? Daleko jeszcze? - zapytał obojętnie.
- Dwadzieścia minut i meta - odpowiedziałem takim samym tonem.
Dojechaliśmy. Wziął swoją torbę, ja swoją, wyszliśmy na korytarz. Stałem za nim wpatrując się jak osioł w jego opięte spodniami pośladki i uda. Fajny chłopak, przystojny, zbudowany... Ech...
Wysiedliśmy. I ze zwykłym „cześć” każdy z nas ruszył w swoim kierunku. I co - i ma się to wszystko tak głupio skończyć? Zawróciłem, wyjdę tamtym przejściem. Przyspieszyłem. Już byłem za nim.
- A może umówimy się kiedyś gdzieś na piwo? - odezwałem się cicho.
Zaskoczyłem go, ale ucieszył się z tej propozycji.
- Jasne! Daj namiary - odrzekł i wyjął swoją komórkę.
- Po piętnastym, będziemy mieć więcej czasu...
- Dobra myśl!
Zapisał moje imię, mój numer, ja wklepałem jego cyferki, a do imienia dopisałem „pociąg”. Pamięć jest zawodna...
Rok akademicki zaczął się pełną parą. Minął jeden piętnasty, i drugi, i trzeci...
Nie zadzwonił. Ani ja....
Nie wiadomo kiedy semestr minął, zaczęła się sesja.
Nie spotkaliśmy się.
Tego wieczora, jak zwykle zasiadłem do komputera i zacząłem przeglądać anonse. Może wśród tych wyuzdanych, przesiąkniętych brutalnym seksem ogłoszeń znajdzie się coś ciekawego? Nic... Nic... Nic... I oto... jest coś, z kategorii „widziałem cię”. I... poczułem, jak mi się robi gorąco. Zaczynało się tak: „Jechałeś pociągiem w wagonie intercity. Mieliśmy się umówić na piwo... Zgubiłem komórkę, straciłem wszystkie namiary...” Przygładziłem włosy. Data, pociąg, wagon - wszystko się zgadzało! Nie pamiętam już, jak byłem ubrany, ale opisał mnie bardzo dokładnie! Nawet kolor mojej podróżnej torby się zgadzał! Serce zaczęło mi żywiej bić. Więc on chyba też mi się mocno przyglądał, gdy mnie zmorzył sen...
Nie wiedziałem, co odpisać - i czy w ogóle odpisać! Wówczas, w pociągu, zastanawiałem się, czy on jest gejem, ale nic na to nie wskazywało... Jeszcze raz wróciłem do ogłoszenia. Kilka razy czytałem ostatnie zdanie: „Bardzo długo się zbierałem, żeby napisać, bo w ogóle nie wiem, czy jesteś gejem i czy zaglądasz na tę stronę, ale ma nadzieję, że jakimś cudem ponownie złapiemy kontakt.”
Siedziałem wyprostowany w krześle i nie potrafiłem się ruszyć. To było jak bajka. To było niemożliwe! Niemożliwe - a jednak jest...! Zryw...!
Odpisałem. Napisałem, że to ja, że przepraszam, że się nie skontaktowałem dużo wcześniej, gdy być może jeszcze miał tamten swój telefon... Ale i tak było mi głupio... Co mam dalej napisać? Może na początek tyle wystarczy? Dodałem: „Tak, jestem gejem i cieszę się...” - po czym słowa „cieszę się” skasowałem.
Odpisał jeszcze tego samego wieczora! Czytałem z wypiekami na twarzy. „Znasz pub... - tu była nazwa; oczywiście, że znałem! - Zapraszam Cię na piwo i na bilard. Będziesz miał czas jutro, 19:00?”
Zgodziłem się bez wahania. Teraz mam dużo wolnego czasu!
Obawiałem się tego spotkania. Jak mam się zachować? Jak on się zachowa? Co powie? Co ja mam powiedzieć? Zwykłe „Cześć, co słychać, jak leci...?” Nie, to by było głupie...
Tymczasem...
Zobaczyłem go już z daleka. Podszedłem na lekko drżących nogach.
- Cześć! Dawnośmy się nie widzieli! - uśmiechnął się i mocno uścisnął mi rękę.
I prysło całe moje skrępowanie i ta głupia niepewność. Gadaliśmy, jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy się dawno nie widzieli. O wszystkim i o niczym, tylko nie o pogodzie i nie - o seksie. Ani też o partnerach, dawnych czy obecnych. Zresztą, chyba obaj wyczuliśmy, że jesteśmy singlami. I dalej, z kijami bilardowymi w ręku, omijając stojące na bandzie wysokie szklanice piwa, za to trafnie strzelając w bile, dalej rozmawialiśmy na te same bzdurne tematy, o jego nowej pracy, którą dostał i która trochę podreperuje jego studencki biedny budżet. W końcu, przerywając tę jego opowieść, wraz z kolejnym uderzeniem bili o bilę, wystrzeliłem:
- Dlaczego napisałeś to ogłoszenie?
Musiałem się dowiedzieć, dlaczego przez tyle miesięcy wciąż byłem w jego pamięci? Dlaczego chciał się ze mną spotkać?
Uśmiechnął się.
- Wiesz, jak długo się zbierałem, żeby je napisać? Nie wierzyłem. To byłoby zbyt piękne, że ty... tak samo jak ja... Ale pomyślałem, że spróbuję, że wykorzystam jeszcze tę szansę, tę możliwość. Nie będzie odpowiedzi, trudno, pogodzę się. Tak jak pogodziłem się z tym, że nigdzie na uczelni nie mogłem cię spotkać. Ale... tyle wydziałów, tyle gmachów w różnych krańcach miasta... Bywa.
- Dlaczego... właśnie mnie...?
- No... wiesz, tam wtedy, w tym pociągu... - wbił wzrok w stół. - A potem szlag mi trafił telefon i koniec. Gdybym znał twoje nazwisko, to szukałbym cię na przykład na nk. Wtedy pomyślałem, że... Zacząłem cię szukać na różnych portalach, zacząłem sprawdzać listy znajomych... Może mnie gdzieś zaprosiłeś? Chciałem być chociaż twoim znajomym... A tu nic i nic. Została mi jeszcze ta możliwość. Spróbowałem.
- I trafiłeś...
- To był ślepy traf. Niedorzeczne przypuszczenie. Wydawało mi się, wtedy, w pociągu, że mi się przyglądasz, tak inaczej, badawczo... Podobało mi się to.
- Nie spałeś?
- Drzemałem, ale obudziłem się wcześniej. Widziałem. Wtedy...
- Co wtedy?
- Poczułem głupie podniecenie... Na twój widok. Twoje oczy... Nie mogłem już udawać. A ty nagle odwróciłeś wzrok.
Serce mi mocniej zabiło, a nogi mi się zrobiły miękkie jak z waty. Pierwszy raz w życiu usłyszałem takie wyznanie. Mój widok go podniecił? Mój wzrok? Co zrobić...? Ująłem go za rękę. Powiedz coś, no mów dalej... - powtarzałem sobie w myśli. Ale on już powiedział. Teraz ja musiałbym coś na to odpowiedzieć, ale - jakby mi mowę odjęło.
- Piotrek - wybąkałem - przyglądałem ci się wtedy, bo mi się spodobałeś. A uciekłem wzrokiem nie dlatego, że... że zauważyłem... no wiesz, nawet pomyślałem, że musiało ci się przyśnić coś super... ale że spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. I poczułem coś takiego, nieznanego, głębokiego... Wystraszyłem się. Wolałem odwrócić wzrok, żeby nie zrobiło się niezręcznie. Nie wiedziałem czy ty... - urwałem.
- No, mów dalej, nie przerywaj... - patrzył mi prosto w oczy, a ja z trudem wytrzymywałem jego wzrok.
- Więc wolałem się pilnować, żeby się nie zrobiło jeszcze bardziej niezręcznie.
- Teraz też jest niezręcznie - powiedział po chwili, a ja ponad bilardowym stołem w jego dżinsach zauważyłem... I znów te jego oczy. I rumieniec na policzkach? I oczy mu się dziwnie szklą...
Co zrobić? No co mam zrobić? Myśl, durniu, myśl!
- Chodźmy stąd... jeśli chcesz... U mnie możemy spokojnie porozmawiać, mojego współlokatora nie ma. Wyjechał.
Skinął głową.
Wyszliśmy. Przez całą drogę, jadąc autobusem, nie rozmawialiśmy. Ja rozmyślałem. Nie miałem żadnych myśli seksualnych, nie! Po prostu jeszcze nigdy nie miałem znajomego geja. Niech to będzie najpierw taka sobie znajomość, a co z niej wyjdzie, zobaczymy. A te moje profile na wiadomych portalach - to raczej były zabawy dla zaspokojenia mojej fantazji. Teraz mam koło siebie przystojniaka, który najwyraźniej coś do mnie czuł. Szukał mnie. No i widziałem jego podniecenie, wtedy w pociągu i dziś, przy tym bilardowym stole. Jego ciasne dżinsy go zdradziły. Zresztą, on nawet nie próbował tego ukryć. Czy się zakochał? Co ja mam zrobić...?
Wysiadamy na moim przystanku. Pokazuję mu drogę do mojego bloku. Wchodzimy do klatki. Mówię, że drugie piętro. Idziemy. Wkładam klucz do zamka. Otwieram drzwi. Biorę kurtkę z jego rąk, wieszam ją do szafy w przedpokoju. On oznajmia, że musi skorzystać z łazienki. Ja wyciągam browarek, stawiam na stoliku. Za chwilę on wraca, powoli siada obok mnie, wzrok ma spuszczony, znów wygląda nieśmiało. Próbuję coś powiedzieć, ale palcem ucisza moje usta, po czym przybliża swoje... Całujemy się. Jestem w szoku. Pierwszy raz się całuję z facetem. Ale to jest super, chcę więcej. Sięgam ustami do jego szyi - bluza mi przeszkadza. Przerywam, chwytam oddech - i rozpinam ją, ściągam mu bluzę, teraz koszulkę, kładę go lekko w tył i zaczynam ustami i językiem badać jego tors. Schodzę coraz niżej, trafiam na spodnie, widzę, że są mocno napięte w kroku. Delikatnie rozsuwam suwak. Pod spodem ma białe bokserki. Ściągam je. Od razu wyskoczył mi w górę jego wielki, gruby penis. Przez spodnie nie wydawał się taki ogromny. Trzymam go w dłoni i patrzę z podziwem. Pierwszy raz widzę coś takiego na żywo. Jejku, jaką mam na niego ochotę! Biorę do ust... Widzę, że jest mu dobrze. Ale on wstaje, kładzie mnie na plecy, ściąga pospiesznie, niemal zrywa ze mnie ubranie i zaczyna gładzić mój brzuch. Zaczyna mnie całować, idzie od ust przez szyję, bark, tors, brzuch, dochodzi do spodni, rozpina mi je jednym zdecydowanym ruchem. Czuję, jak mi się robi gorąco, gdy... zaczyna mi robić loda. Wyprężyłem się. Jakbym nie wiedział, co się dzieje. A przecież doskonale wiem! Chwytam go za głowę, gładzę go po włosach. On podnosi mi nogi do góry i... Co on robi? Zaczyna mi lizać dziurkę? Tak... Boże, czemu wcześniej nie wiedziałem, że to takie bombowe uczucie! Liże mi jądra, penisa, powoli przechodzi w górę, wraca do mojej twarzy. Znów się całujemy. Nie... bo już nie mogę! Przewracam go na plecy, przykrywam sobą. Spodnie krępują nam stopy, więc spycham je w dół, jemu i sobie. On ma łaskotki! Przypieram go całym ciężarem ciała i zaczynam ustami pieścić jego najczulsze miejsca, pod pachami i na biodrach. Skręca się, posykuje, rzuca się! To dobrze, to znaczy, że jednak wiem, jak pieścić chłopaka! On aż wyje, tak mu dobrze. Prosi, żebym przestał... Odrywam się, bo brakło mi oddechu. On przewraca się na brzuch. Daje mi dostęp do swoich pośladków. Jakie apetyczne, pełne, jakie gładkie... Zaczynam je pieścić palcami... Na plecach też ma łaskotki. Wije się, ale ja na nim siedzę, nie ma szans się uwolnić. W końcu schodzę z niego, znów się całujemy, leżąc bokiem. Obaj dłońmi poznajemy drugiego. Ocieramy się penisami, trzymamy je w swoich dłoniach. Jest świetnie!
- Mogę...? - pyta, a ja nie wiem, o co mu chodzi! Dopiero gdy dotyka mnie swoim twardym, rozpalonym penisem...
- Ale ja... jeszcze nigdy tak... - wyszeptałem, a on zaczął pieścić mnie tak intensywnie, że po raz kolejny nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Poślinił palec, włożył go w moją dziurkę. Spiąłem się, ale - o dziwo - to było przyjemne. Jakbym od dawna o tym marzył! Uśmiechnął się, widząc moją reakcję, wsunął palec głębiej, a mnie jakby prąd przeleciał. I... przymierzył fallusa. Pocierał nim moją dziurkę, a ja myślałem, że wylecę w powietrze. I nagle... ból. Omal w głos nie zawyłem. Jego gorący, twardy penis zaczynał się we mnie wdzierać... To nie było przyjemne, pot oblał mnie od karku aż po samą dupę. Ale... wytrzymam? Wytrzymam! Muszę! Bo z nim - tego chcę!... Powoli robił sobie miejsce we mnie, wyciągał i wsuwał swoją maczugę, z każdym ruchem coraz głębiej, a ja przygryzałem wargi, czekając na finał, kiedy zdobędzie mnie sobą - całym sobą, kiedy wreszcie poczuję, że on już naprawdę jest we mnie... Boli...! Ale nie jestem naiwny, wiem, że na początku tak musi być... Wszedł... Przykrył mnie całego. Czułem nad sobą jego rozpalony oddech, a w sobie...
- Jestem... - wyszeptał.
- Czuję - odpowiedziałem, ale nie wiem, czy mój głos przebił się przez ściśnięte gardło.
- Ty też jesteś... moim pierwszym... jak coś będzie nie tak...
Gryzłem własne pięści, ale w tej chwili pogryzłbym jego. Z radości!
- Będzie dobrze... Już. Jestem gotowy...
I - rzeczywiście byłem...
Nie miałem żadnych doświadczeń, ale czułem, że mówi prawdę. Jego ruchy były niewprawne, twarde, jakby kanciaste. Bolało jak jasny piernik Podświadomie czułem, że powinien to robić inaczej.
- Idź na całość... - wyszeptałem jak idiota, a on...
- Nie wiem, jak... Bardzo mnie ściskasz...
No tak... Zeszły się dwa prawiczki, pomyślałem, i obaj nie wiedzą jak - i sam z własnej głupoty w głos bym się roześmiał. I naraz, w tej samej chwili... jego mocny ruch w tył i głęboki w dół sprawił, że całe moje wnętrze zadrżało. Tak, jeszcze raz... I zrozumiałem: daj się na luz, daj się na luz! - powtórzyłem sobie w myślach i powoli, stopniowo z każdym jego ruchem zacząłem odczuwać dziwną, nieznaną mi do tej pory przyjemność.
- Tak... - utwierdzałem go. - Tak, dobrze...
Było mi coraz lepiej. Poprawiłem się, żeby mieć lepsze pole manewru i zacząłem miarowo poruszać biodrami.
- Mnie też - usłyszałem po chwili.
- Nie przestawaj...
- Teraz na pewno nie przestanę...
Czułem, jak porusza się we mnie i czułem pod sobą, jak mocno pręży się mój penis. Każdy ruch Piotrka wgniatał mnie w kanapę, a ja swoim ciałem zgniatałem własnego penisa, jakbym... jakbym kochał się z kimś, jakbym też wprowadził go w... W co? W drugie ciało? Wiem, złudzenie, ale jakie... jakie niesamowite, jakie podniecające!
- Jeszcze - szeptałem, kręcąc dupą. - Jeszcze! - a on pracował niezmordowanie. W pewnej chwili poczułem, że wzbiera we mnie orgazm. Całe cało zaczęło mi drgać, przestałem myśleć, zacząłem jęczeć i ...
- Nie przerywaj, nie, do końca...
- Nie mogę, nie mogę... Już...!
Daleko później uświadomiłem sobie, że był to mój największy orgazm, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Piotr leżał obok mnie, trzymał mnie w ramionach, a ja jego. Pewnie usnęliśmy. Jak długo? Nie wiem...
- Zostaniesz na noc? - spytałem wybudzony, gładząc jego policzek.
- Jeśli mnie nie wyrzucisz...
Byliśmy nadzy, objęci, wtuleni w siebie. Było mi cudownie.
Obudziłem się rano u jego boku. On jeszcze spał. I nagle poczułem się bardzo... bardzo niekomfortowo. Co dalej? Co teraz...? Analizowałem wszystko, co się wydarzyło. Jak szybko z osoby, która zaledwie podejrzewała siebie o lekki biseksualizm, stałem się osobą, która ponad kontakty z dziewczyną na pewno będzie przedkładała kontakty z facetem. Nie miałem jeszcze dziewczyny, ale juz miałem - chłopaka... Tak szybko to wszystko się wydarzyło. Czy nie za szybko? Ile go znam? Tak naprawdę to dopiero kilka godzin. Naszej wspólnej podróży nie mam tutaj co liczyć. Ale - dobrze mi było...!
Delikatnie wysunąłem się z pościeli. Popatrzyłem w jego nagie pośladki. Co za chłopak... Wszedłem do łazienki. Pod ożywczym strumieniem tuszu wciąż analizowałem to, co było i sam siebie pytałem: co dalej? Co teraz? Jak się zachować...?
Jak? Po prostu powycierać się, ubrać, pójść do kuchni, zrobić śniadanie... śniadanie dla dwojga... pierwsze śniadanie dla dwojga...
Wychodziłem z uśmiechem na ustach. I - naraz ten uśmiech zastygł mi na wargach: w sypialni nie było nikogo. Jego rzeczy zniknęły, on też... Przedpokój pusty. W szafie nie ma jego kurtki...
Usiadłem pod drzwiami. Dlaczego...? Więc to wszystko miało być tylko taką sobie jednorazową przygodą? Czy to znaczy, że zakochałem się w człowieku, który miał być tylko kumplem, który mi się, co prawda, podobał, ale miał być tylko kumplem? A on...? Więc po co tak wytrwale mnie szukał, po co mnie odnalazł? Chciało mi się płakać...
Po tygodniu dostałem wiadomość, tą samą drogą: przez ogłoszenie: „Przepraszam, że wyszedłem bez pożegnania. Bałem się, że mnie rano wyrzucisz na pysk. Jeśli się myliłem, odpisz.”
Siedziałem i patrzyłem w monitor. Kilka razy czytałem, to samo. Czy dobrze to rozumiem...? „...że mnie rano wyrzucisz na pysk...” - dlaczego miałbym go wyrzucić? „Jeśli się myliłem...”
Jeśli się myliłem... A jeśli to ja się myliłem?
Wciąż siedzę i patrzę. Na co jeszcze patrzę...? Człowieku, zrób coś!
- Co kupiłeś? - przyglądałem się Piotrkowi wchodzącemu z torbami pełnymi zakupów.
- A, same dobre rzeczy. Szynkę, ser, pomidory, oliwki, bułki, te, które tak lubisz, no i składniki na tę dziwną potrawę, którą chciałeś przygotować. Nie zapomniałem chyba o niczym - jego twarz była taka promienna…
- To świetnie - wstałem od komputera. - Poczekaj, umyję ręce i pomogę ci to wszystko ogarnąć - i zniknąłem za drzwiami łazienki.
To już dwa miesiące od tego dnia. Od tego spotkania, które zmieniło całe moje życie. On je zmienił. Cały ten czas był taki cudowny. Nie ma nic cudowniejszego na świecie, niż kłaść się spać i budzić się w ramionach człowieka, który ci się podoba i jesteś świadom, że ty mu się też podobasz. Chciałbym, żeby ten czas nigdy nie minął.
A spotkanie... pamiętam, jakby to się stało dzisiaj. Pół roku wcześniej poznaliśmy się w pociągu, później pół roku zero kontaktu i ogłoszenie na stronie, że mnie szuka. Następnie to właśnie spotkanie, które skończyło się cudownie, prawie cudownie. Prawie, bo rano go nie było... Ale tydzień później znów napisał… Co mu odpisałem? Otóż właśnie - sam sobie się dziwię, że napisałem tak: „Draniu jeden, jak mogłeś! Najpierw mnie rozkochujesz w sobie, a po pierwszej wspólnej nocy sprawiasz, że życie traci sens. Wiesz, jak się czuję? I co to za tłumaczenie, że się bałeś. A to wszystko, co ci mówiłem, o czym rozmawialiśmy? To nic nie znaczyło? Jeśli chcesz się jeszcze do mnie kiedykolwiek odezwać, zrób to jak najszybciej albo się nie odezwij, jak tchórz i zapomnij o mnie na zawsze.” - i z całej siły, demonstracyjnie uderzyłem w „enter” - żeby cały świat się dowiedział, jaki jestem wściekły! I nawet tego nie przeczytałem, czy nie walnąłem jakiegoś byka albo zwykłej literówki... Jaki „cały świat”? Nie wiem. Obojętne. Ktokolwiek, kto ewentualnie byłby wtedy u mnie albo kto mógłby mnie widzieć. A że nikogo nie było, że nikt mnie nie widział? To co? Po prostu byłem taki wściekły, że bym go rozszarpał! Jak mógł mi coś takiego napisać? Że bał się odrzucenia? Bzdura! Nie, no, jak mógłbym go odrzucić? Był taki przystojny, cudowny, delikatny, namiętny, łagodny. Jak mógłbym…
Miotałem się tak, w kółko powtarzając te same słowa i łażąc bez celu od okna do drzwi i z powrotem.
I naraz dzwonek do drzwi. Kto to może być?
Otwieram.
Zamurowało mnie...!
Stoi ze spuszczonym wzrokiem, z bukietem róż w jednej ręce, a w drugiej z butelką bąbelkowatego napoju wyskokowego, który miał robić za szampan.
- Piotrek...? Ale jak ty...? Skąd...? Przecież dopiero co wysłałem...
- No... Pięć minut temu... Bo Internet mam w telefonie. A byłem tu, pod twoim domem już kilka razy... - spojrzał na mnie dziwnym, wciąż jeszcze niepewnym, zmieszanym wzrokiem. - Odchodziłem, próbując zapukać. A teraz czekałem, kiedy odpiszesz... i co odpiszesz.
- Bałeś się mnie? Czy ja ludzi morduję, czy jak? No właź, co tak stoisz!
Najpierw wyciągnął do mnie rękę z bukietem róż, potem tę drugą z musującym winem.
- Nie wiem, czy lubisz róże... Ani czy lubisz wino...
A róże były przepiękne, herbaciane... Wino... Nigdy się nie zastanawiałem, czy lubię wino. W sumie bardziej jestem piwoszem, ale co tam...
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić - uśmiechnął się, ale widziałem, że czuł się bardzo niepewnie. - Weź. To miało być na przeprosiny i prośbę o drugą szansę. Ale... Nie, cześć... - i nie czekając na moją reakcję, odwrócił się i pędem zbiegł po schodach w dół.
Najpierw mnie zatkało. Szok. Dopiero za chwilę do mnie dotarło, co się właśnie wydarzyło… Potem poczułem ukłucie, takie zwykłe ukłucie gdzieś pod sercem. Rozpaliłem się na twarzy, nie wiem, czy z tego bólu, ze wstydu, czy ze współczucia i z żalu! Nie wiem! Ale wiedziałem, że jeśli go teraz stracę, to będzie to strata bezpowrotna. Będę cierpiał, jak nigdy dotąd!
- Stój! Czekaj! - położyłem te kwiaty razem z butelką wina tuż obok na szafce pod garderobą i puściłem się biegiem za nim.
Dogoniłem go, złapałem za rękę, ścisnąłem najmocniej.
- Czekaj... Dokąd...? Byłem zły, że tak... że tak zrobiłeś, ale teraz... teraz... - i nagle nie umiałem znaleźć żadnych odpowiednich słów.
Piotrek stał jak posąg, albo raczej obaj staliśmy jak dwa posągi.
- No chodź, wracaj. Chyba nie chcesz, żebym sam pił to wino, co? Bo jak się upiję, to... i pierwszy raz uśmiechnąłem się... - To potem mnie głowa boli jak sam skurczybyk...
Wreszcie i on się uśmiechnął! Ale jakby... przez łzy. Jednak wciąż na mnie nie patrzył. Chyba to ja muszę przejąć inicjatywę - pomyślałem.
- Dawaj! - chwyciłem go za ramię i skierowałem ku schodom. - Chcesz to znowu zepsuć?
Przecząco pokręcił głową.
Wolnym krokiem ruszyliśmy ku drzwiom.
- Czego nic nie mówisz? - zacząłem cicho, przepuszczając go w drzwiach.
- Bo co mogę powiedzieć? Zachowałem się... tak, jak się zachowałem. Ale...
- Więc już nie będzie żadnego ale - zdjąłem z niego kurtkę i powiesiłem na wieszaku. - Nigdy bym sobie nie podarował, gdybym teraz pozwolił ci odejść - powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. Bo... bo jak już przyszedłeś, to znaczy...
- To znaczy, że chciałem przyjść... - wyraz twarzy mu się zmienił na bardziej radosny i ścisnął mnie w ramionach tak, że nie mogłem oddychać. Sam oparłem głowę o jego klatkę piersiową, a on gładził mnie po włosach. Czułem ten jego zapach i czułem, jak mocno bije mu serce. Mnie chyba nie mniej. To było takie niesamowite...
Nie wiem, jak długo to trwało. Może ułamek sekundy, a może całe wieki. Gdy się otrząsnąłem, wiedziałem już na pewno, że go nie puszczę, że już nie pozwolę mu odejść.
- Czekaj, trzeba te kwiaty wstawić... - powiedziałem, wychodząc z jego ramion.
- Tak... - potwierdził.
- A ty otwórz wino. Tam, w szufladzie jest...
- Może najpierw je trochę schłodzimy? - zapytał cicho. - Na pewno jest ciepłe - i wstawił je do lodówki.
Patrzyłem na jego ruchy, jak się pochyla, jak się prostuje. Patrzyłem, jak w opiętej koszulce wyraźnie widać jego ramiona, jak dopasowane dżinsy podkreślają jego uda... i pośladki. Znam je. Gładziłem je, pieściłem, całowałem... - i poczułem, jak ogarnia mnie podniecenie. Nie... nie teraz, bo wszystko popsuję! Tak nie można! - upomniałem sam siebie.
- Już - powiedział odwracając się, a błękit jego oczu był dużo intensywniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Omal nie upuściłem wazonu z ręki; czym prędzej nalałem wody. Wracając, musiałem przejść obok niego, otarliśmy się o siebie. Znów poczułem jego ciepło... Wkładałem róże do wazonu. Czułem, że mnie obserwuje. Czy ma... te same myśli, co ja? Ale... ale przecież nie pójdziemy od razu do łóżka!
- Już - powiedziałem bardziej do siebie i bardziej po to, żeby przerwać ciszę, która nagle nas ogarnęła, a on - położył mi palec na wargach, a tuż potem lekko, jakby ostrożnie przybliżał swoje usta do moich. Zaczęliśmy się namiętnie całować, prawie bez oddechu, i z takim pożądaniem, że czułem, jak nagle nasze penisy zaczęły przez spodnie napierać na siebie. Więc nie tylko ja... To dobrze, to bardzo dobrze! To najwspanialsze doznanie, wiedzieć, że się pragnie siebie nawzajem.
- Teraz...? - zapytałem ledwie dosłyszalnym szeptem.
- Tak, teraz...
Był o wiele delikatniejszy, bardziej uważny. Wchodził we mnie powoli, a ja drżałem całym sobą, ale z radości. Pragnąłem go. Piotr patrzył mi w oczy, zamierał na chwilę, gdy mój opór był silniejszy niż moja wola i nie mogłem tego pokonać. Wtedy całował mnie namiętnie, penetrując językiem moje usta, a ja obejmowałem go za pośladki. I kolejny ruch, lekki i łagodny, taki, że chciałem go zgnieść w ramionach!
Jest... i jest mi tak dobrze... Całym ciężarem leży na mnie, czuję jego ciepło, mięśnie też mu drżą, gdy próbuje mnie objąć. I - to, co we mnie. Nieruchome, ale pulsuje własnym życiem, paraliżując mnie jak bezwolną istotę.
- Kocham cię... - wyszeptałem, przełamując radosny ścisk w krtani i z całych sił objąłem jego już wilgotne pośladki.
- Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wierzyłem w to... - i poszedł jak burza!
Tarzałem się pod nim, ścierany w proch, wyłem bezgłośnie, pojękiwałem jak szczeniak, a on szedł równym rytmem, wciąż do przodu, wciąż w górę, jakbym już miał sięgnąć samego nieba... tak błękitnego, jak jego oczy.
Wiedziałem, że to już... że zaraz wybuchnę. Czy... czy on też...? Jestem! Jestem na samym szczycie! I - ...runąłem w przepaść. Zdążyłem tylko na nim zacisnąć swoje ramiona. Nie wypuszczę go, nie wypuszczę...
I nie wypuściłem. Czułem, jak się szamotał, jak próbował - i poddał się, a we mnie uderzyła fala jego ekstazy...
Z trudem łapaliśmy oddech. Po długiej, długiej chwili wreszcie otworzyłem oczy. Piotr zgniatał mnie całym sobą. Jego ciao lśniło jak oliwka, widziałem jego plecy, pośladki, rozrzucone szeroko uda, które teraz mnie obejmowały. A jego penis wciąż tkwił we mnie - i było mi cudownie, najcudowniej na świecie.
- Jestem mokry - usłyszałem, a jego ciężar powoli uwalniał mnie, zabierając ze sobą jego rozkoszne ciepło.
- A ja szczęśliwy - wyszeptałem mu wprost do ucha.
- Łaskoczesz... - roześmiał się i pocałował mnie najpierw w czoło, a zaraz potem w usta. I znów ten sam szalenie namiętny, gorący pocałunek. Tym razem pocałunek podziękowania. Zgniatałem wargi na jego wargach, pozwalałem, by jego język penetrował moje usta i odpowiadałem mu tym samym. Przestałem myśleć o czymkolwiek. Chciałem tylko, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Ten pocałunek mówił wszystko: on mnie kocha, tak samo, jak ja jego. Miłość od pierwszego wejrzenia, taka, jaka zdarza się tylko w wyobraźni i w sennych marzeniach. Wciąż trzymałem go w ramionach. Nie pozwalałem, żeby mnie już opuścił. Pocałunek, ruch bioder, poruszenie wnętrza - przecież on wciąż jeszcze tam jest, wciąż czuję go tak głęboko. Jeszcze raz zacisnąłem na nim swe wnętrze. Nie wiedziałem, że tak można, odkryłem to w tej chwili. I jego odpowiedź: penis zapulsował mu raz i drugi... Ponowiłem ten ruch, powtórzyłem to z mocnym objęciem jego pośladków.
- Podniecasz... - usłyszałem tuż przy swoich ustach.
- To dobrze, czy...?
- Dobrze... Ale boję się, że drugi raz już nam tak samo nie wyjdzie...
- Nie musi... Wiem, że jeszcze chcesz.
- Chcę. Postaram się...
Ja też się starałem. Ale Piotr miał rację. Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki... Pracował długo, wyraźnie obserwując moją reakcję, chciał to dla mnie - a ja chciałem dla niego... On doszedł. Ja nie... Tym razem wyskoczył ze mnie, jego sperma zgromadziła się w okolicach mojego pępka, rozkosznie nas sklejając.
Po chwili wstał ze mnie. Bez słowa. Utraciłem całe jego ciepło, jego kochany dotyk. Uśmiechnąłem się, a on odpowiedział mi speszonym, niepewnym uśmiechem, jakby mówił: sory, nie wyszło... Wyszło, wszystko było dobrze... - chciałem mu odpowiedzieć, ale nie otworzyłem ust. I patrzyłem. Tylko patrzyłem. Jego penis to naprawdę... I jakie duże jądra, teraz wiszące nisko, naciągnięte mocno w dół. I ekscytujący łonowy zarost... Jesteś przystojniakiem, cudownym wspaniałym przystojniakiem, mój Piotrusiu...
- Łazienka? - spytał.
- Tak - odpowiedziałem, a on podał mi rękę, żebym wstał. Jeszcze raz wziął mnie w ramiona, a ja ścisnąłem go z całych sił.
Potem kolacja - pierwsza kolacja dla dwóch. Zaczniemy od kolacji, chociaż mieliśmy zacząć od śniadania, wtedy, gdy mi rano zniknął bez śladu.
I śmialiśmy się jak wariaci, z niczego, popijając wino. Teraz pewnie wystarczyłoby, żeby któryś z nas pokazał drugiemu palec, a już by poleciała w powietrze salwa śmiechu.
- Zostaniesz na noc? - spytałem w którymś momencie.
- Jak mnie nie wyrzucisz... - odpowiedział, pokazując mi koniuszek języka między zębami.
- Jak jeszcze raz...! - poderwałem się, ale mi uciekł. Goniłem go dookoła stołu, a on robił sprytne uniki i pokazywał mi małpie miny.
Nie wiem, kiedy zasnęliśmy, wtuleni w siebie, z ustami dotykającymi ust, świadomi swojej wzajemnej miłości. Pieściliśmy się przed snem, jakbyśmy teraz dopiero tak naprawdę poznawali własne ciała. Piotrek co chwilę kurczył ramiona i wybuchał tłumionym śmiechem, że go łaskoczę, a ja celowo tak samo go dotykałem, na przekór, żeby jeszcze raz poczuć ten dreszczyk na jego skórze.
Niespodziewaną pobudkę zrobił nam Łukasz, mój współlokator, który miał wrócić dopiero po południu. Bezceremonialnie wszedł do mojego pokoju - ja zajmowałem jeden pokój, on drugi - i... zastał nas w objęciach, zupełnie nagich. Byłem czerwony jak burak, nie umiałem nic powiedzieć. Piotrek usiłował się ukryć pod kołdrą, ale co za kryjówka.
- Ok., w porzo... - powiedział Łukasz i wycofał się. Zza drzwi jeszcze dodał: - Chciałem tylko powiedzieć cześć... Zrobić wam kawę?
Piotr chciał się zbierać. Ale powiedziałem, że bez śniadania nie ma mowy. Z Łukaszem mieszkam już drugi rok i wiem, że to naprawdę chłopak bez uprzedzeń.
- Nie będzie tego komentował, na pewno, a tym bardziej złośliwie - dodałem, ale sam nie byłem o tym do końca przekonany.
Łukasz całą scenę skwitował krótko:
- Nareszcie jesteś z kimś, bo być samemu, takim singlem latającym od bandy do bandy, to chyba jest do dupy, nie?
Potem spojrzał uważniej na Piotra i z uśmiechem dodał:
- Dziwnie to zabrzmi, co powiem, ale wy jakoś tak... pasujecie do siebie - czym obydwu nas wprawił w osłupienie.
Na pożegnanie mocno uścisnął mu rękę.
Podpytywałem Łukasza, czy to wszystko mówił serio, czy nie będzie mnie teraz traktował jak... powietrze, najdelikatniej mówiąc, czy nie będzie się chciał wyprowadzić lub - co gorsze - pozbyć się mnie. Roześmiał się w głos, że jakoś do tej pory jeszcze go nie przeleciałem. Więc jeśli nie jest w moim typie, poczytuje to sobie za plus. Poza tym zdecydowanie woli kogoś spokojnego, ułożonego, a nie bałaganiarza i imprezowicza, który w krótkim czasie potrafi rozpierdolić całe mieszkanie. Więc - jest ok. I on jest zadowolony, że mieszka ze mną, i ja chyba też, że z nim. Przytaknąłem.
- I żeby dalej było tak samo - powiedział, wyciągając do mnie rękę.
Wieczorem wszedł do mojego pokoju. Był w samych spodenkach - czyli jak zwykle. Łukasz ma przeciętną sylwetkę zwykłego chłopaka, nie jest żadnym przystojniakiem, ale jest bardzo sympatyczny i po prostu go lubię. Nie krępowaliśmy się siebie, jak to chłopak przy chłopaku, chociaż na początku było mi trudno. Widywałem go w slipach i bez nich, ale przyjmowałem ten widok tak, jak na przykład chłopaka na pływalni. Wszystko ma na swoim miejscu, i tyle. No i - ma dziewczynę.
- Wiesz co - zaczął, przysiadając na brzegu mojego łóżka. - Ten Piotrek jest chyba dość fajny. Chciałem cię zapytać, gdzie on mieszka? Bo... nie wydaje ci się, że te osiem stów, które odpalamy co miesiąc, mocno drenuje nam kieszeń?
- Co masz na myśli?
- Że może... może chcielibyście razem zamieszkać. On i ty...
Podparłem się na łokciu.
- Co ty mówisz...
- Ty zajmujesz duży pokój, to co, nie zmieścilibyście się? I osiem stów rozbijamy na trzech...
Najpierw mnie zatkało, a potem pomyślałem, czy nie przemawia przez niego zwykły materializm. Ale to nie było do niego podobne!
- Chciałbyś mieszkać z... dwoma gejami?
- A ty myślisz, że o tobie dowiedziałem się dopiero dzisiaj?
- Jak to...
- Kiedyś nie wylogowałeś się z komputera... Ale to nie moja rzecz... Patrzyłem tylko, czy... czy będziesz mi robił jakieś podejścia, podjazdy, ale... Ale że nic z tych rzeczy, no to co mnie to obchodzi.
- Od dawna wiesz...? - najpierw chciałem ominąć jego spojrzenie, ale wytrzymałem je, a on moje.
- Od roku. I co, dałem ci to odczuć? Prowokowałem cię? Stwarzałem ci dwuznaczne sytuacje? Byłeś wobec mnie fair, więc ja tak samo byłem wobec ciebie. A że jesteś równy chłop... zasługujesz na kogoś. Tego, kim się jest... tego się nie wybiera. A Piotrek pasuje do ciebie.
Tydzień później Piotrek wprowadził się do nas. I trwa już dwa miesiące. Ale do tej pory w telefonie mam go wpisanego jako „Piotrek pociąg”.
Gdy wróciłem z łazienki, Piotrek już zdążył wszystko poukładać w lodówce.
- Ok. - powiedziałem. - To ja się w takim razie wezmę za przygotowanie czegoś na kolację, a ty sobie odsapnij.
- Dobra, to ja jeszcze sprawdzę pocztę.
Piotrek miał swojego laptopa, ja to wielkie stacjonarne pudło. Ale jeszcze spisywało się dobrze.
- Cholera, bateria mi padła - usłyszałem. - Muszę podładować. Tymczasem mogę skorzystać z twojego?
- Jasne.
A po chwili...
- Mariusz! Jak możesz, co to jest!
- Co? - natychmiast byłem w pokoju. Nie widziałem jeszcze Piotrka w takim stanie. był bardzo wzburzony.
- To ja dla ciebie poświęcam wszystko, a ty dalej szperasz po tych portalach i piszesz z tymi jakimiś tam ludźmi?
- No co ty... Piotrek. O co ci chodzi? Przecież nic przed tobą nie ukrywam - patrzyłem w ekran monitora, przed którym siedział Piotrek, a na nim otwarta właśnie korespondencja z... z dawnym znajomym. Nic konkretnego, żadnych propozycji! - Mam paru znajomych w sieci, dlaczego miałem ich skreślić? Ty też masz swoich znajomych... - dodałem, dziwnie sparaliżowany jego gniewnym spojrzeniem. - Zdawało mi się, że rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat...
- Dupa, a nie rozmawialiśmy! - podniósł głos. - Myślałem, że ci jasno powiedziałem, że ja tego nie potrzebuję! Więc ty chyba też nie, prawda? Po co ci to? Zwyczajnie mnie oszukujesz!
Pierwszy raz widziałem takiego Piotrka. Jest zazdrosny? O co? Byłem w ciężkim szoku. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. On tymczasem... wszedł na mój profil. Ostentacyjnie, świadomie, jakby celowo chciał mi pokazać, że pewnie zaraz mi coś udowodni. Nie, nie czułem się winny, wszędzie mam wpisane, że nikogo nie szukam, że mam partnera, którego kocham. Wszystkie wiadomości z seksualnymi propozycjami po prostu ignoruję! Poczułem, jak mi się w sercu coś łamie. Próbowałem się zbliżyć do niego, ale powstrzymał mnie ręką na dystans.
- O, proszę! Masz! Czytałeś? No, czytaj!... „Cześć, jesteś super! Spotkamy się na małe bzykanko?”
Piotr otworzył moją pocztę! Tego mi nigdy nie robił! W ogóle, co za kretyn to napisał! Ja tego nawet nie odebrałem, nie przeczytałem, a co dopiero, żebym na to odpowiadał!
- Z ilu takich bzykanek już skorzystałeś, co? No, powiedz!... Albo to, o, proszę, jeszcze lepszy kwiatek! „Cześć Mariusz, przyjeżdżam do Polski na miesiąc i chętnie bym Cię zobaczył i pogadał o starych czasach. Brakuje mi Twojego towarzystwa. Pozdrawiam, Krzysiek.” No świetnie! Jeszcze lepiej! Odezwała się stara miłość, co? Leć do niego, no leć, na co czekasz! - wstał, kopnął krzesło i omijając mnie wyszedł z pokoju. Nie dał mi nic odpowiedzieć. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi.
Stałem jak wryty. Nie mogłem złapać tchu. Co mu się stało?
Potrzebowałem czasu, żeby ochłonąć. Jak on mógł... O co mnie podejrzewa? Jakie ma dowody? Nawet nie ma przypuszczeń! Nigdzie sam nie chodzę, nie spędzam wieczorów ani nocy poza domem! Co on...? To boli, to bardzo boli!
Bezwiednie usiadłem na opuszczonym przez niego krzesełku. Bezmyślnie wlepiłem oczy w monitor. Krzysiek... Jaki Krzysiek...? „Chętnie bym Cię zobaczył i pogadał o starych czasach...”
Krzysiek...! Ten Krzysiek...?!
Siedziałem jak nieobecny.
Łukasz wrócił.
- Co tak siedzisz? - zapytał zatrzymując się w progu.
Nie umiałem się odezwać. Nagle łzy pociekły mi z oczu.
- Co się stało? - podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Nic...
- Piotrek...?
- Nie - zaprzeczyłem szybko.
- Mnie nie oszukuj, nie masz powodów. Mam oczy. Widzę.
- Co widzisz...?
- Nic... Ty sam musisz na to popatrzeć... chłodnym okiem.
Wyszedł.
Na co mam popatrzeć? Czy coś umknęło mojej uwadze? Kiedy? Gdzie? Jak...?
Wciąż patrzyłem w monitor, na którym szeregiem liter układała się wiadomość od Krzyśka. Co mam zrobić? Wiem. Nie odpowiem. Nie teraz. Najpierw muszę pogadać z Piotrkiem.
Zamknąłem pocztę.
- Chcesz herbatę czy wolisz teraz kawę? - dopytywał się Łukasz.
Łukasz... Prawdziwy, bezinteresowny przyjaciel.
Wszedłem do kuchni.
- Łukasz... - zacząłem, ale uciszył mnie gestem.
- Nie, Mariusz. Ne wtrącam się. Nie moje sprawy. Sami musicie dojść do porozumienia.
- Czy coś przegapiłem?
- Nie wiem...
- Ale to boli, to zajebiście boli! Zasłużyłem na to?
- Mówisz tak, jakby to już miał być wasz koniec. Poczekaj, nie spiesz się.
Siedziałem jak otępiały. Bolała mnie głowa. A czas płynął... W końcu zadecydowałem:
- Położę się na chwilę.
Gdy się obudziłem, był późny wieczór. Piotrka ani śladu. W tej samej chwili zadźwięczał sms. Spojrzałem na komórkę: to od Piotrka! „Muszę to przemyśleć. Odezwę się, nie czekaj na mnie, nie pisz, nie dzwoń, nie wrócę na noc.”
To mnie ostatecznie dobiło. Dlaczego...? Ten ból był nie do zniesienia. Dlaczego on mi to robi?
Ta moja rezygnacja za chwilę przemieniła się we wściekłość! Jakim prawem on mnie o coś podejrzewa, oskarża! Na jakiej podstawie snuje takie insynuacje!
- Rozściel wyro, kładź się - głos Łukasza łagodnym brzmieniem wlał we mnie odrobinę spokoju.
- Ale powiedz mi...
- Nie, Mariusz. Ja ci nic nie powiem.
- Przecież nie pieprzę się na prawo i lewo z kim popadnie...
- Nigdy tego nie robiłeś. I za to cię cenię. No, kładź się. Z problemem trzeba się przespać. Zobaczysz, rano będzie lepiej.
Wybudził mnie dzwonek do drzwi. Uprzedził mnie Łukasz, otworzył, ja jeszcze nie potrafiłem zebrać myśli.
W otwartych drzwiach pokoju zobaczyłem Piotrka.
- Cieszę się, że jesteś... - odezwałem się, tłumiąc radość. - To, co wczoraj... Zrobiłeś mi przykrość, ale...
- Przyszedłem tylko po swoje rzeczy. Wyprowadzam się.
- Co...? - chciałem się podnieść, ale z powrotem opadłem na poduszkę. Cały byłem jak z waty. Albo - jakbym się zderzył z lokomotywą...
- Nie zatrzymuj... - usłyszałem i zobaczyłem w progu Łukasza, stojącego w samych spodenkach, jak zwykle wieczorem i rano.
- Co...? - powtórzyłem.
- Wyprowadzam się...
- Nie zatrzymuj...
Głos Piotra zmieszał się z głosem Łukasza.
- To on jest nie fair, nie ty - ponownie głos Łukasza przebił się przez drętwą ciszę. Piotr rzucił mu twarde spojrzenie.
- Masz coś do mnie?
- Dużo... Ale sam do tego dojdziesz w odpowiednim czasie. Każdy kij ma dwa końce.
Piotr posłał mu piorunujące spojrzenie, ale Łukasz je zignorował. Ten fakt dotarł do mnie daleko później.
- Tu płacę wam za pół miesiąca...
- Należy się za trzy tygodnie - głos Łukasza był ostry, twardy.
- Tak? Ok. Może się pomyliłem.
- Trzeba umieć liczyć. Czysta matematyka - spokojnie odpowiedział Łukasz, a ja wciąż patrzyłem na to, jakbym był w transie.
Piotr zabrał wszystkie swoje rzeczy. Wszystkie, oprócz tych kilku prezentów, które mu podarowałem. To też bolało. Ale już nie miałem siły na łzy. Gdy tylko Łukasz widział je w moich oczach, dostawałem kopa w dupę!
- Weź się w garść! Ale już! - mówił tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Magda jest moją trzecią dziewczyną. Po tamtych dwóch może miałem się wieszać, czy jak, palancie głupi...?
Przekonał mnie.
Dopiero po kilku dniach odpisałem Krzyśkowi: „Jestem wrakiem człowieka. W piątek rozstałem się ze swoim chłopakiem. Nie wiem, czy jest sens, żebyś mnie teraz odwiedzał.” Jego odpowiedź była prawie natychmiastowa: „Przyjaciół nie zostawia się w biedzie. Szwed i Polak dwa bratanki”. Dobre, jaki on Szwed... Dopiero gdy przeczytałem tę odpowiedź - wróciłem do wysłanej wiadomości. Co ja zrobiłem? „...Z chłopakiem...”? Ty kretynie...!
- Mariusz... Mam dziesięć dni obozu naukowego, wiesz...
- Wiem. O dom zadbam. Nie martw się.
- Nie w tym rzecz. Ale proszę cię: dla Piotra - szlaban, wiesz. Nie próbuj...
- Nie mam zamiaru. On sam mówił, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki.
- Prawdę mówił. Panta rei... Wszytko płynie. Czas też...
- Czas przede wszystkim.
- Kiedy Krzysiek ma przyjechać?
- W sobotę.
- Daj mu hotel tuttaj, ugość go w moim pokoju. I bądź gospodarzem całą gębą.
- Dzięki. Postaram się.
- Jak chcesz, to się postarasz. Wierzę w ciebie...
Krzyśka odebrałem na dworcu. Napisał, że na lotnisko tyle kilosów, to nie ma sensu, stamtąd dojedzie na dworzec i...
Boże... Jaki się z niego zrobił kawał chłopa!
- Stary! Tyle lat...! - omal mnie nie zgniótł w ramionach, a ja nie byłem mu dłużny.
Wzruszyłem się tym powitaniem. Przyjaciel od dzieciństwa, od podwórka, od piaskownicy, bez którego kiedyś nie potrafiłem sobie wyobrazić żadnych zabaw! Mieszkaliśmy w tej samej kamienicy. Wyjechał po szkole. Ile mieliśmy, szesnaście lat? Tak... Potem, ilekroć przyjeżdżał, zawsze musieliśmy znaleźć czas dla siebie. Dopóki żyła jego babcia. Bo potem...
- Mam hotel, jedziemy od razu...
- Dupa nie hotel. Odwołaj tę całą rezerwację, ale już! Zabieram cię do siebie.
- Gadasz...? - uśmiechnął się serdecznie i od razu wyjął komórkę.
Potem taryfa.
- Wynajmuję, nie moje - uprzedziłem jego wszelkie pytania, gdy tylko przekroczyliśmy próg.
- Super. Ale najpierw natrysk. Jestem nieżywy!
Chlapał się długo, a ja tymczasem przygotowałem specjalną kolację: jego ulubione placki ziemniaczane z farszem po węgiersku. Kupiłem. Teraz mikrofalówka, tylko podgrzać - i gotowe. Do tego nasza wyborowa lux...
Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia... Obaj już pływaliśmy, bo po pierwszej butelce poszła druga...
- Spanie masz tam, a teraz ja walę się wykąpać, bo ledwie na nogach stoję...
Kurcze, zapomniałem o ręczniku i czymś do przebrania się! Jak ja stąd wyjdę? Przecież słyszę, że Kristoff, jak to Szwedzi do niego mówią, jeszcze łazi! Dyskretnie uchyliłem drzwi, żeby się jakoś przemknąć - a tu... on. A ja całkiem nagi, jak mnie bozia stworzyła.
- Wow... - powiedział. - Pewnie potrzebujesz ręcznika...?
- No... I czegoś do ubrania...
- Wiesz... Zamiast się ubierać, to może ja się rozbiorę i dołączę do ciebie...?
Kris nie ma wielkiego penisa, ale żeby mnie takim cackiem tak wynieść pod niebo... I noc. Piękna, wspaniała, cudowna noc. I tak cały weekend…
- Widzę, że znów udało mi się pomóc.
- Tak, nikt nie potrafi tak cudownie pocieszyć jak ty. Można by się w tobie zakochać.
- Proszę, nie mów tak. Nie mogę się w tobie zakochać. Muszę wracać do Szwecji, nie chcę żyć w związku na odległość.
- Wiem… Zresztą, stwierdziłem, że można, nie powiedziałem, że to zrobiłem.
Mówiłem te słowa bez przekonania, wbrew sobie, bo to, co do Krzyśka czułem, to na pewno nie była czysta przyjaźń. Przyjaciele nie są tak namiętni. …Ale jego chyba moje słowa przekonały. Nie wracał już do tego tematu. Reszta dnia nie różniła się od poprzednich.
Następnego dnia wrócił Łukasz, który swoim zwyczajem zrobił nam nieprzewidzianą, niezapowiedzianą pobudkę.
- O... Sorry. Chciałem ci... wam... tylko powiedzieć „dzień dobry”. Zaparzę kawy, co? I nie będę mówił, że pasujecie do siebie, żeby nie zapeszać, ale to się od razu widzi.
- To nie mów, my nie jesteśmy razem - odparłem z uśmiechem na twarzy, po czym pocałowałem namiętnie Krzyśka. - To mój przyjaciel, który ma najlepszy sposób łagodzenia bólu.
- Aha, chyba, że tak. A już miałem nadzieję, że będziemy koronami płacić za czynsz - powiedział swoim zwykłym uszczypliwo-dowcipnym tonem, robiąc do tego charakterystyczny gest dłonią znany z Bonanzy, gdy któryś ze złych bohaterów spudłował strzał. - Dobra, to idę zrobić kawę i kanapki, jeśli w ogóle, gołąbki, nie wyjedliście wszystkiego. I zaraz widzę was na śniadaniu. Mam wiele do opowiadania.
Łukasz opowiadał dużo o tematach obozu… Na koniec zaczął o dziewczynie imieniem Karolina, jak zabrał ją do swojego pokoju, i... jak zaczęło się coś dziać - okazało się, że to był chłopak w przebraniu! - ale Łukasz też był dosyć pijany, sam nie był świadomy tego co robi… i obudził się z Karolem w jednym łóżku - obaj kompletnie nadzy, a Karol się w niego tulił… Najgorsze, że film mu się urwał i nie pamiętał nic, a ten Karol - Karolina wyszedł rano bez słowa i ślad po nim zaginął...
Łukasz opowiadał to wszystko w taki zabawny sposób, że śmialiśmy się przez godzinę. Ale współczułem mu, mnie też by szlag trafiał, jakby coś takiego mi się zdarzyło.
- No to jesteś teraz jednym z nas - powiedziałem głupio się uśmiechając i mrugając cały czas powiekami, i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Weź nie żartuj! - powiedział udawanym nieswojo-wystraszonym głosem i gestem „strzepnął” moją rękę z ramienia.
Mieliśmy wszyscy ubaw do wieczora.
Rano Krzysiek wyjechał. Czas nieubłaganie płynął, a on miał jeszcze rodzinę i innych znajomych do odwiedzenia. Odprowadziliśmy go razem z Łukaszem na pociąg. Nie obyło się bez wygłupów typu uściski, machanie białymi chusteczkami, czy śpiewanie "Nie płacz, kiedy odjadę" albo "Goodbye my love, goodbye". Zrobiliśmy niezłą scenę i ludzie myśląc, że to jakaś inscenizacja, bili nam brawo.
Nie spodziewałem się, że Łukasz tak się otworzy i że polubi moich znajomych, których zawsze musiałem ukrywać przed światem. Ale w sumie Krzyśka nie da się nie lubić. Odkąd Piotrek się wyprowadził, Łukasz zrobił się okropnie bezpośredni, a czasem nawet troszkę bezczelny jeśli chodzi o moją seksualność. Ale ja zawsze lubiłem tę jego bezpośredniość i bezczelność… Co najciekawsze, zaczął mnie ciągać na imprezy do gejowskich klubów, cały czas powtarzając, że to tylko dla mojego dobra, żebym sobie kogoś znalazł. On ma Magdę, z którą jest szczęśliwy. A co do opowieści z obozu matematycznego, zakazał mi o tym mówić komukolwiek, zgodnie z zasadą „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Obietnicy dotrzymałem, nikt się nie dowiedział. Jemu też nie powiedziałem, że czeka go niespodzianka. Napisałem ogłoszenie, że szukam kolegi imieniem Karolina z obozu mojego przyjaciela. Właśnie czytam odpowiedź - ale o tym może przy innej okazji… Fakt, Łukaszowi obiecałem, że nie będzie więcej ogłoszeń, ale to było po wysłaniu tamtego ogłoszenia. Jak na razie dotrzymuję obietnicy...
A jeśli o mnie chodzi jestem sam, ale nie tracę nadziei. Wierzę w monogamię w związkach i w dobrą zabawę, gdy jest się singlem... Więc nieźle się bawię. Łukasz, pomimo swojej zwykłości, o dziwo, przyciąga niezłe ciacha, które dowiadując się, że jest hetero, przenoszą swoją uwagę na mnie...
Jacqu