Jak ksiądz Jerzy?
Słońce świeciło od rana wprowadzając wszystkich w dobry nastrój. Tylko Kuba spuścił nos na kwintę. Przed chwilą Tomek przysłał mu SMS-a, że jest chory i nie pojedzie z nimi na wycieczkę.
- Nie martw się - Tata, który odprowadził Kubę do autokaru, zauważył jego zważony humor - przecież możesz usiąść z innym kolegą.
- Wszyscy się już jakoś ze sobą umówili - wyjęczał Kuba - ja będę siedział sam jak palec
- Dasz sobie rade - powiedział z przekonaniem Tata i na pożegnanie poklepał go po plecach. Kuba westchnął ciężko. Rozejrzał się dokoła. I wtedy natrafił na błagalne oczy Fujary. Nie, nie usiądzie z tym klasowym odmieńcem. To już lepiej poprosi Dorotę.
- Jarek, pospiesz się, bo cię zostawimy - ksiądz Marek ponaglił Fujarę stojącego na schodkach autobusu. Ale Fujara nagle przechylił się do tyłu i zjechał ze schodów jakby ktoś podciął mu nogi. Przez autobus przepłynęła fala śmiechu.
- Nasza niedorajda złapała zająca - Beduin rechotał najgłośniej
- Leży na chodniku jak rozpłaszczona żaba -przywtórował mu jak zwykle Pirus.
- Uspokójcie się - ksiądz Marek zmarszczył groźnie brwi. Ale nikt go jakoś nie słuchał. W autobusie wrzało jak w ulu
Fujara podnosił się wolno rozcierając rękoma potłuczone kolana. Po jego bladych policzkach płynęły łzy.
- Ej, Fujara , albo wskakujesz do bryki, albo wracaj do mamusi - Beduin wychylił głowę przez okno
Klasa znów ryknął śmiechem. Kuba zawstydził się nagle swoich kolegów, przecież Jarek potrzebował pomocy, a nie drwin. Podbiegł więc do niego, podał mu rękę. Wtedy zobaczył przy jego nodze sznurek. Ktoś musiał go do nogi Fujary przywiązać a później pociągnąć za jego drugi koniec. Dlatego Jarek się przewrócił. To na pewno Beduin i Pirus. Oni wciąż dokuczali Fujarze.
- Chodź, będziesz siedział ze mną - powiedział Kuba do Jarka. Chłopakowi od razu roziskrzyły się oczy. Ksiądz Marek pokiwał z aprobata głową. Ale Pirus i Beduin znów zarechotali głośno. Tylko tym razem nikt im nie przywtórował. Za to na Kubę spoglądano z podziwem. On pierwszy odważył się stanąć po stronie Fujary. Na jakiś czas w autobusie zapanował spokój. Kiedy jednak przejeżdżali przez Warszawę ksiądz Marek poprosił kierowcę, by zatrzymał się przy grobie księdza Jerzego Popiełuszki.
- To był niezwykły ksiądz - powiedział ksiądz Marek - odważny, dzielny, nie bojący się nikogo i niczego.
- To tak jak my - Beduin wskazał na siebie i Pirusa - nikt nam nie podskoczy
Wybuchnęli śmiechem. Dość już mieli tych błazeństw Pirusa i Beduina. Ksiądz też popatrzył na nich z kpiną.
- No, chyba jednak nie tak jak wy - odparł surowo - ksiądz Jerzy troszczył się o słabych, nie wyśmiewał się z nikogo, nikomu nie dokuczał. Był jak Anioł chroniący swoimi skrzydłami każdego, który potrzebował opieki.
- To chyba Kuba jest podobny do księdza Jerzego - stwierdziła Dorota - to on dziś zaopiekował się Jarkiem, no nie?
- To prawda, strasznie się cieszę, ze Kuba okazał się takim dobrym kolegą - usłyszeli nagle glos Jarka - dużo o księdzu Jerzym czytałem, jak chcecie mogę wam o nim opowiedzieć.
Chcieli. Pootwierali buzie ze zdziwienia, że Fujara tak dużo o księdzu Jerzym wie i tak pięknie potrafi o nim opowiadać. Nawet Beduin i Pirus przysunęli się bliżej by nie uronić ani jednego słowa. Kuba był dumny jak paw. W końcu to on pierwszy poznał się na Jarku
Wieczorem zadzwonił Tata
- No i jak Synku? Wszystko w porządku?
- Miałeś rację Tato, że znajdę kogoś w zastępstwie Tomka. Pamiętasz tego chudziutkiego Jarka, który wciąż chorował i wszystkiego się bał? Fujara na niego wołaliśmy. Żebyś ty wiedział, jaki z niego fajny kumpel. On mówi, że ja przypominam mu księdza Jerzego Popiełuszkę. I że on też chciałby być taki jak on… i jak ja …