PRZEBACZENIE. PO DRUGIEJ STRONIE GOBELINU
Alina Gutek
Pielęgnowanie w sobie poczucia krzywdy jest wyjątkowo skutecznym sposobem na pozbycie się radości życia, mówi Alinie Gutek IRENEUSZ RUDNICKI, dyrektor i trener Instytutu Radykalnego Wybaczania w Warszawie, filii amerykańskiego Instytutu, założonego przez Colina Tippinga, terapeutę, autora książki „Radykalne Wybaczanie”.
- Co przekonało pana do tej metody?
- To, że łączy perspektywę psychologiczną i duchową. Terapia radykalnego wybaczania zaczyna się od powrotu do źródła cierpienia, od opowiedzenia historii, która do tego cierpienia doprowadziła. Trener na tym etapie nie tylko nie proponuje duchowej perspektywy, ale stara się pomóc człowiekowi wejść raz jeszcze w rolę ofiary, po to by dotarł do swoich uczuć i wyraził je.
- Nasz organizm włącza mechanizmy obronne i nie chce rozpamiętywać...
- To sprawka ego, które pełni rolę strażnika i wypiera pamięć o bólu. Ale bez powrotu, choćby na moment, do bolesnej przeszłości i odczucia towarzyszących nam wtedy emocji, nie uwolnimy ich. Dopiero wtedy możemy zacząć porzucać świadomość bycia ofiarą. Zaczynamy jeszcze raz przyglądać się naszej historii - przesiewamy ją, odzielając mity od faktów. Już wtedy, gdy widzimy, że to, co nas bolało było w dużym stopniu naszą subiektywną inerpretacją wydarzeń, mamy szansę poczuć ulgę.
- Czasami nie ma czego przesiewać. Ktoś nas skrzywdził i to jest cała prawda...
- Momentem zwrotnym terapii jest spojrzenie na to, co się wydarzyło z perspektywy duchowej. Czasami udaje się zobaczyć w naszym życiu pewne schematy wydarzeń, choć wielu z nas widzi w nich tylko działanie przypadku. Colin Tipping mówi, że nic nie dzieje się przypadkowo. Coś wydarzyło się nie NAM tylko DLA NAS. Tak naprawdę wszystko przydarza się nam dla naszego dobra. Nie od razu można to zrozumieć. Na początku wystarczy przyjąć „na wiarę”, że to miało jakiś głębszy sens, którego my nie jesteśmy w stanie pojąć.
- Dla wielu skrzywdzonych ludzi, na przykład, dla matki, której zabito dziecko, przyjęcie takiej perspektywy jest niemożliwe...
- Z pewnością nie jest łatwe, a próba narzucenia jej punktu widzenia, z którego sprawca zbrodni, na duchowym poziomie, nie tylko nie jest oprawcą, ale „uzdrawiającym aniołem”, i zrealizował boski plan, byłaby nie tylko bezproduktywna, ale nawet nieludzka. Matka ma prawo do swojej rozpaczy po stracie dziecka, ma prawo czuć nienawiść do sprawcy. Otwartość na duchową interpretację zdarzeń, całkowita akceptacja tego, co się zdarzyło, wymaga czasu. Może powiem tak: Jak patrzymy na lewą stronę pięknego gobelinu, to nie mamy pojęcia, co jest z drugiej strony. Widzimy tylko przypadkowy zbiór nitek, supełków. Wystarczy go odwrócić na prawą stronę, by zobaczyć pełną harmonię nitek i kolorów. Rzeczywistość duchowa jest jak właściwa strona gobelinu. To, że nie jesteśmy w stanie jej dostrzec, nie oznacza, że ona nie istnieje. Nie da się tego udowodnić, tak jak nie da się udowodnić do końca teorii Darwina, ale przyjęcie jej wiele wyjaśnia i tłumaczy.
- Radykalne wybaczanie to metoda tylko dla ludzi dopuszczających istnienie duchowej strony życia?
- Wydaje mi się, że tak, bo w przeciwnym razie człowiek będzie w stanie usprawiedliwiać to, co się stało, jedynie z ludzkiej perspektywy i dalej nie pójdzie. Nie trzeba być wierzącym, wystarczy przyjąć, choć na moment, że być może to, co mnie spotkało, służyło mojemu rozwojowi.
- Czy to znaczy, że mamy wznieść się na taki poziom, na którym nie dochodzi się już zadośćuczynienia, nie ściga przestępcy?
- Colin Tipping jasno pisze i mówi o tym, że trzeba zachować zarówno ludzką perspektywę, jak i duchową. Co cesarskie oddać cesarzowi, a co boskie Bogu. Mamy pełne prawo dochodzenia zadośćuczynienia krzywd. Ale z perspektywy duchowej rozumiemy, że jesteśmy twórcami swojego życia, że pewna część naszej świadomości, którą nazywamy duszą, kreuje to, co nam się wydarza dla naszego dobra. Wtedy wyzbywamy się lęku, poczucia winy, czyli tego wszystkiego, co wpływało na nas destrukcyjnie, zarówno na poziomie ciała, jak i duszy.
- I wtedy niczego już nie musimy nikomu wybaczać, bo rozumiemy, że najstraszniejsze przeżycia wydarzyły się PO COŚ?
- Tak, na tym etapie znika mentalność ofiary, a jednocześnie uwalniają się olbrzymie pokłady energii, którą do tej pory marnowaliśmy na tłumienie złości, lęku, poczucia winy, na wypieranie ze świadomości bólu i zranienia.
- Żeby osiągnąć taki stan, wystarczy przejść terapię radykalnego wybaczania?- Często wystarczy, o czym świadczą relacje uczestników warsztatów. Jednak czasem uczucia, które wypieraliśmy przez wiele lat, tak głęboko wryły się w naszą pamięć, że zintegrowanie zmiany może wymagać przejścia procesu wybaczania wiele razy. Uwolnienie się od poczucia bycia ofiarą nie oznacza, że nigdy już w żadnej sytuacji tak się nie poczujemy. Ale gdy człowiek pozna narzędzia radykalnego wybaczania, będzie umiał to poczucie w sobie zidentyfikować i coś z nim zrobić.
- Co to za narzędzia?
- Jednym z nich jest arkusz radykalnego wybaczania, czyli lista pytań, które przeprowadzają nas przez kolejne etapy wybaczania. Każdy może skorzystać z arkusza, jest dostępny w książce. Organizujemy też warsztaty, na których trener pomaga przejść przez proces wybaczania, organizuje ceremonię przejścia przez koło, to taki rytuał zaczerpnięty od Indian, niezwykle pomocny.
- Załóżmy, że ktoś nas drażni, że nie tolerujemy czyjegoś zachowania. Jak sobie radzić z takimi uczuciami?
- Colin podkreśla, że czesto drażni nas u innych to, co wypieramy w sobie. Mówi o mechanizmie projekcji, który polega na tym, że przenosimy na innych swoje niechciane uczucia. Nie oznacza to, że nie możemy wskazywać tego, co jest niewłaściwe w zachowaniu innych osób. Mamy prawo reagować na przejawy agresji, ale bezproduktywna krytyka, wynikająca z naszego poirytowania, uświadamia nam jedynie naszą „szarą” strefę, nasz „cień”.
- Co zrobić z wypieraną częścią siebie?
- Każdy ma w sobie swój „cień”. Ja od dziecka nie akceptowałem swojego imienia Irek. Jak tylko poznałem alfabet, napisałem sobie na kapciach: „Tytus”, na cześć komiksowego Tytusa. Potem, jako muzyk, miałem różne ksywki: Igor, bo ktoś nie dosłyszał mojego imienia, Shogun, ze względu na włosy, które wiązałem na czubku głowy. A ten biedny Irek siedział w kącie. Kiedyś bardzo mocno poczułem, jak smutna i niekochana jest ta odtrącona część mnie. Postanowiłem ją przygarnąć i pokochać. Dało mi to głębokie poczucie całości i harmonii. Dzięki sesjom radykalnego wybaczania odkryłem także, że było we mnie dużo poczucia winy. Od dziecka traktowałem religię jako coś ważnego, a z drugiej strony - uważałem, że nigdy nie sprostam jej wymaganiom. A człowiek, który czuje się winny, nie umie przyjmować. Uważa, że mu się nie należy, że nie zasługuje na to, żeby być szczęśliwym. Nie wiem, czy gdybym nie czuł się winny, wszystko w moim życiu układałoby się idealnie, ale jestem przekonany, że sięgałbym po wiele rzeczy z podniesioną głową. Tak, czy inaczej, nie ma przypadków i wierzę, że doświadczenia te były mi z jakiegoś powodu potrzebne.