Harry obejrzał się na Rona i Hermionę. Zdawało się, że także nie mają pojęcia o czym mówi Xenofiliusz.
- Regalia Śmierci?
- Zgadza się - powiedział Xenofiliusz. - Nie słyszeliście o nich? Wcale mnie to nie dziwi. Bardzo niewielu czarodziejów w nie wierzy. Przykładem niech będzie ten twardogłowy młodzieniec, który na weselu twojego brata - skinął głową w stronę Rona - zaatakował mnie, myśląc, że obnoszę się z symbolem znanego czarnoksiężnika! Cóż za ignorancja... Nie ma nic z czarnej magii w Regaliach - przynajmniej nie w dosłownym ich znaczeniu. Symbolu używa się do rozpoznawania innych zwolenników, w nadziei, że któryś pomoże w Poszukiwaniu.
Wymieszał trochę cukru w swoim korzennym naparze i upił nieco.
- Przykro mi - rzekł Harry - ale nadal nie rozumiem.
Z grzeczności wypił łyczek ze swojej filiżanki i prawie się udławił: ciecz smakowała obrzydliwie, tak, jakby ktoś zmiksował najgorsze rodzaje z Fasolek Wszystkich Smaków.
- No cóż, zwolennicy poszukują Regaliów Śmierci - oznajmił Xenofiliusz, cmokając w oczywistym uznaniu dla swojego wywaru.
- Ale czym są właściwie Regalia Śmierci? - zapytała Hermiona.
Xenofiliusz odłożył na bok pustą filiżankę.
- Zakładam, że znana wam jest "Opowieść o Trzech Braciach?
- Nie - odrzekł Harry.
- Tak - odpowiedzieli jednocześnie Ron i Hermiona.
Xenofiliusz poważnie pokiwał głową.
- No, no, panie Potter, ta cała historia rozpoczyna się od "Opowieści o Trzech Braciach"... Gdzieś tu miałem jakiś egzemplarz...
Rozejrzał sie niedbale po pokoju, po stertach pergaminów i książek, ale Hermiona powiedziała:
- Ja mam jeden egzemplarz, panie Lovegood, mam go tutaj.
Ze swojej małej, ozdobionej koralikami torebki wyciągnęła "Opowieści Barda Beedle'a".
- To autentyk? - spytał przenikliwie Xenofiliusz, a kiedy potwierdziła, dodał:
- Zatem może przeczytasz nam na głos? Wtedy będziemy pewni, że wszyscy ją znamy.
- No... dobrze - powiedziała nerwowo Hermiona. Otworzyła książkę a na stronie tytułowej Harry zauważył omawiany wcześniej symbol. Hermiona odkaszlnęła cicho i zaczęła czytać:
- Pewnego razu było sobie trzech braci, którzy o brzasku podróżowali odludną, krętą drogą...
- O północy, tak zawsze opowiadała nam mama - przerwał jej Ron, który leżał wyciągnięty z rękami pod głową i słuchał. Hermiona rzuciła mu rozdrażnione spojrzenie.
- Przepraszam, pomyślałem tylko, że będzie trochę straszniej, jeśli to będzie północ! - usprawiedliwiał się Ron.
- Taak, bo naprawdę mało nam strachu w naszym życiu - powiedział Harry nie mogąc się powstrzymać. Xenofiliusz wydawał się być nieco rozkojarzony, wpatrywał się w niebo za oknem.
- Dalej, Hermiono.
- W końcu bracia dotarli do rzeki, zbyt głębokiej, by przejść ją w bród, zbyt niebezpiecznej, by ją przepłynąć. Niemniej jednak, bracia owi obeznani byli ze sztuką magii, więc prostym ruchem swych różdżek wyczarowali most nad zdradliwymi wodami. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I przemówiła do nich Śmierć...
- Przepraszam - wtrącił się Harry - przemówiła do nich Śmierć?
- Harry, to przecież bajka!
- Racja, wybacz. Kontynuuj.
- I przemówiła do nich Śmierć. Była zła, że trzej przybysze pokrzyżowali jej plany - podróżnicy przeważnie tonęli w odmętach rzeki. Lecz Śmierć była przebiegła. Udała, że gratuluje trzem braciom ich magicznych umiejętności i obiecała nagrodę za spryt, dzięki któremu udało im się jej uniknąć.
Zatem najstarszy brat, waleczny mężczyzna, poprosił o różdżkę, potężniejszą niż jakakolwiek inna: różdżkę, która zwycięży w każdym pojedynku: różdżkę wartą czarodzieja,który ujarzmił samą Śmierć! Podeszła więc Śmierć do krzewu bzu rosnącego na brzegu rzeki, uformowała różdżkę z jego gałęzi i podarowała ją najstarszemu z braci.
Wtedy średni brat, człowiek bardzo arogancki, postanowił dodatkowo upokorzyć Śmierć, więc poprosił o moc wskrzeszania ludzi. Zatem Śmierć podniosła kamień i wręczyła średniemu bratu mówiąc, że kamień ten może każdego przywrócić do życia.
I wtedy zapytała Śmierć najmłodszego z braci, czego sobie życzy. Najmłodszy brat był najskromniejszy, ale tez i najmądrzejszy z nich trzech. Nie ufał Śmierci. Poprosił ją zatem o coś, co pomogłoby mu bezpiecznie opuścić to miejsce, nie będąc przez nią prześladowanym. I Śmierć, choć bardzo niechętnie, narzuciła na niego swoją własną Pelerynę Niewidkę.
- Śmierć miała Pelerynę Niewidkę? - Harry wtrącił się po raz kolejny.
- No, żeby mogła czaić się za ludźmi - powiedział Ron. - Czasem była znudzona tym bieganiem za nimi, klepaniem w ramię i wrzeszczeniem... wybacz, Hermiono.
- I wtedy Śmierć ustąpiła z drogi pozwalając trzem braciom kontynuować ich wędrówkę a oni wciąż wspominali swoją niezwykłą przygodę i podziwiali dary Śmierci.
W odpowiednim czasie bracia rozstali się, każdy podążył za swoim przeznaczeniem.
Pierwszy brat wędrował jeszcze przez tydzień, aż dotarł do odległej wioski, gdzie rozglądał się za partnerem do pojedynku. Bez wątpienia, jako posiadacz 'Elder Wand', nie mógł przegrać w żadnej potyczce. Pozostawiwszy swojego martwego przeciwnika na ziemi, najstarszy brat udał się do gospody, gdzie głośno chwalił się potężną różdżką, którą zabrał samej Śmierci; różdżką, która uczyniła go niepokonanym.Jeszcze tej samej nocy, inny czarodziej podkradł się do najstarszego brata, kiedy ten, zamroczony winem, leżał w łóżku. Złodziej zabrał różdżkę i, na wszelki wypadek, podciął najstarszemu bratu gardło.
I w ten sposób Śmierć zyskała dla siebie najstarszego brata.
W międzyczasie, drugi z braci wyruszył w drogę powrotną do domu, gdzie wiódł samotne życie. Tutaj właśnie wyjął swój kamień, obdarzony mocą wskrzeszania zmarłych i trzykrotnie obrócił w swych dłoniach. Ku jego zdziwieniu i zachwytowi, postać kobiety, która umarła przedwcześnie, a którą miał nadzieję poślubić, pojawiła się przed nim. Jednak była ona smutna i zimna, a oddzielała ją od niego zasłona. Chociaż została przywrócona światu żywych, tak naprawdę do niego nie należała, cierpiała. Ostatecznie, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, średni brat odebrał sobie życie, aby prawdziwie zjednoczyć się z ukochaną.
I w ten sposób Śmierć zyskała dla siebie drugiego brata.
Lecz chociaż Śmierć poszukiwała trzeciego brata przez wiele lat, nigdy nie udało jej się trafić na jego ślad. Dopiero gdy najmłodszy brat osiągnął podeszły wiek, zdjął z siebie Pelerynę Niewidkę i podarował swojemu synowi. I wtedy powitał Śmierć jak starą przyjaciółkę, poszedł z nią chętnie, i ramię w ramię opuścili to życie.
Hermiona zamknęła książkę. Minęła chwila zanim Xenofiliusz zdał sobie sprawę, że przestała czytać; wtedy odwrócił spojrzenie od okna i powiedział:
- Cóż, zatem mamy je.
- Słucham? - zapytała Hermiona zmieszanym głosem.
- To są właśnie Regalia Śmierci - rzekł Xenofiliusz.
Podniósł gęsie pióro z zagraconego stolika, który miał pod ręką, a spod sterty książek wyszarpnął kawałek pergaminu.
- 'Elder Wand' - powiedział, rysując na pergaminie prostą, pionową kreskę. - Kamień Wskrzeszenia - dorysował okrąg zawierający końce kreski. - Peleryna Niewidka - skończył, zamykając kreskę i okrąg w trójkącie, i stwarzając tym samym symbol, który tak intrygował Hermionę. - One wszystkie razem - powiedział - to Regalia Śmierci.
- Ale w opowieści nie ma żadnej wzmianki o "Regaliach Śmierci" - powiedziała Hermiona.
- No cóż, oczywiście, że nie ma - rzekł Xenofiliusz, niezwykle z siebie zadowolony. - To historyjka dla dzieci, ma zabawiać, a nie instruować. Jednakże, wtajemniczeni w te sprawy rozpoznają, że ta starodawna opowiastka nawiązuje do trzech przedmiotów, albo Regaliów, które zebrane razem, czynią posiadacza panem Śmierci.
Nastała krótka chwila ciszy, kiedy Xenofiliusz rzucił okiem w stronę okna. Słońce było już nisko na niebie.
- Wkrótce Luna powinna mieć wystarczająco dużo Plimpków - powiedział cicho.
- Kiedy mówi pan - 'pan Śmierci'... - zaczął Ron.
- Pan - rzekł Xenofiliusz, machając beztrosko ręką. - Pogromca. Zwycięzca. Którekolwiek określenie wolisz.
- Ale... chce pan powiedzieć... - Hermiona mówiła powoli, a Harry słyszał jak stara się, aby żadna oznaka sceptycyzmu nie zadźwięczała w jej głosie - że wierzy pan, że te przedmioty - Regalia, naprawdę istnieją?
Xenofiliusz uniósł brwi.
- No cóż, oczywiście.
- Ale - zaczęła Hermiona, a Harry słyszał, jak jej opanowanie powoli zaczyna się załamywać - panie Lovegood, jak pan może wierzyć...?
- Luna opowiadała mi o tobie, młoda damo - rzekł Xenofiliusz. - Jesteś, jak mi się zdaje, inteligentna, lecz boleśnie ograniczona. Masz ciasny umysł. Wąskie horyzonty.
- Może powinnaś spróbować przymierzyć ten kapelusz, Hermiono. - rzekł Ron machając w stronę groteskowego nakrycia głowy. Jego głos drżał od powstrzymywanego śmiechu.
- Panie Lovegood - zaczęła ponownie Hermiona. - Wszyscy wiemy, że istnieją takie rzeczy jak Peleryny Niewidki. Są rzadkie, jednak istnieją. Lecz...
- Ah, ale Trzecie z Regaliów to prawdziwa Peleryna Niewidka, panno Granger! To nie jest podróżna peleryna, nasycona Czarem Niewidzialności, nosząca Klątwę, czy też utkana z włosów Demimoza, która to z początku doskonale cię ukryje, lecz blednie z upływem lat, aż stanie się bezużyteczna. My mówimy o pelerynie, która naprawdę sprawia, że nosząca ją osoba jest absolutnie niewidzialna, a działając wiecznie, daje stałe i nieprzeniknione schronienie, bez względu na zaklęcia, jakie zostaną na nią rzucone. Ile takich peleryn widziała pani w życiu, panno Granger?
Hermiona otworzyła już usta do odpowiedzi, po czym zamknęła je z powrotem: nigdy nie wyglądała na tak zakłopotaną. Ona, Harry i Ron spojrzeli jedno na drugiego, i Harry wiedział, że wszyscy myślą o tym samym. Tak się zdarzyło, że peleryna, dokładnie taka jak ta, którą przed chwilą opisał Xenofiliusz, znajduje się w tym momencie właśnie w tym pokoju.
- No właśnie. - rzekł Xenofiliusz, kiedy pozbawił ich wszystkich racjonalnych argumentów. - Nikt z was nigdy nie widział czegoś takiego. Właściciel byłby niezmiernie bogaty, czyż nie?
Ponownie zwrócił swój wzrok w stronę okna. Niebo rozświetlone było bardzo bladymi smugami różu.
- No dobrze. - powiedziała zażenowana Hermiona. - Powiedzmy, że Peleryna istnieje... A co z kamieniem, panie Lovegood? Z tym, którego nazywa pan Kamieniem Wskrzeszania?
- Co z nim?
- No, jak może być prawdziwy?
- Udowodnij, że nie jest.
- Ale to jest... przepraszam, ale to jest kompletnie niedorzeczne! Jak mogłabym udowodnić, że on nie istnieje? Spodziewa się pan, że przetestuje każdy... każdy kamień na świecie? Chodzi mi o to... Przecież można założyć, że cokolwiek może być prawdziwe, jeśli jedyną podstawą, żeby w to uwierzyć ma być fakt, że nikt nie udowodnił, że to nie istnieje!
- Tak, można - rzekł Xenofiliusz. - Cieszę się, że choć trochę otworzyłaś swój umysł.
- Zatem uważa pan - powiedział szybko Harry, zanim Hermiona zdążyła się odciąć - że 'Elder Wand' także istnieje?
- Oh, no cóż, w tym przypadku mamy niewyczerpany materiał dowodowy - powiedział Xenofiliusz. 'Elder Wand' jest najłatwiejsza do wytropienia ze wszystkich Regaliów, ze względu na sposób, w jaki przekazywany jest z ręki do ręki.
- Jaki to sposób? - zapytał Harry.
- Taki, że posiadacz różdżki, aby stać sie jej prawowitym panem, musi zdobyć ją siłą od poprzedniego właściciela - wyjaśnił Xenofiliusz. - Na pewno słyszeliście o tym, w jaki sposób Egbert the Egregious zawładnął różdżką po zamordowaniu Emerica the Evil? Jak Godelot umarł w swej własnej piwnicy, po tym jak jego syn, Hereward, zabrał mu różdżkę? O przerażającym Loxiaszu, który odebrał różdżkę Baraabaszowi Deverill, którego zabił? Krwawy ślad 'Eldest Wand' znaczy strony historii Magii.
Harry zerknął na Hermionę. Spoglądała krzywo na Xenofiliusza, lecz mu nie zaprzeczała.
- Więc jak pan myśli, gdzie jest teraz różdżka? - zapytał Ron.
- Niestety, któż to wie? - odpowiedział Xenofiliusz wyglądając przez okno. - Kto wie, gdzie leży ukryta? Ślad prowadzi do Arcusa i Liwiusza, lecz któż powie, który z nich naprawdę pokonał Loxiasza i który zabrał mu różdżkę? I któż powie, kto mógł pokonać ich? Historia, niestety, nam tego nie mówi.
Nastąpiła chwila przerwy. W końcu Hermiona zapytała twardo:
- Panie Lovegood, czy rodzina Peverell'ów ma coś wspólnego z Regaliami Śmierci?
Xenofiliusz spojrzał na nią zdezorientowany a w pamięci Harry'ego coś nagle zaskoczyło, lecz nie wiedział co. Peverell... słyszał już kiedyś to nazwisko...
- Wprowadziła mnie pani w błąd, młoda damo! - powiedział Xenofiliusz, prostując się na krześle i wybałuszając na Hermionę oczy. - Myślałem, że jest pani nowa w tym temacie! Wielu Poszukiwaczy wierzy, że Peverells'owie mają wiele - bardzo wiele - wspólnego z Regaliami!
- Kim są Peverells'owie? - zaciekawił się Ron.
- To nazwisko znajdowało się na grobie z tym właśnie symbolem, tam, w Dolinie Godryka. - powiedziała Hermiona, wciąż obserwująć Xenofiliusza. - Nazwisko Ignotusa Peverell'a.
- Dokładnie! - rzekł Xenofiliusz, pedantycznie unosząc palec wskazujący. - Symbol Regaliów Śmierci na grobie Ignotusa jest niezbitym dowodem!
- Na co? - zapytał Ron.
- Na to, że trzej bracia z opowieści to trzej bracia Peverell: Antioch, Cadmus i Ignotus! Że to oni są pierwszymi właścicielami Regaliów!
Z kolejnym zerknięciem w okno wstał, chwycił tacę i ruszył w kierunku spiralnych schodów.
- Zostaniecie na koalcji? - zawołał, znikając na schodach. - Wszyscy zawsze proszą o przepis na naszą Plimpkową zupę.
- Pewnie po to, żeby odwiedzić Wydział Zatruć w Świętym Mungu. - wymamrotał Ron.
Harry poczekał, aż usłyszy Xenofiliusza krzątającego się w kuchni na dole.
- I co o tym myślisz? - zapytał Hermionę.
- Oh, Harry - odpowiedziała ze znużeniem - to przecież stek bzdur. To nie może być prawdziwe znaczenie tego symbolu. To tylko zwykłe wierzenia dziwaka. Straciliśmy tu tylko czas...
- Zdaje mi się, że to chyba ten sam facet, który wymyślił Chrapaki Krętorogie - rzekł Ron.
- Ale chyba mu nie wierzysz? - zapytał Harry
- Niee, to przecież tylko jedna z historyjek, dająca dzieciakom życiowe lekcje, prawda? Nie szukaj kłopotów, nie ładuj się w bójki, zostaw w spokoju rzeczy, od których najlepiej trzymać się z daleka! Po prostu zajmij się sobą, pilnuj własnego interesu, a wszystko będzie dobrze.
No pomyślcie - dodał Ron - może ta historyjka mówi tylko o tym, dlaczego bzowe różdżki wydają się pechowe?
- O czym ty mówisz?
- O tych wszystkich przesądach! 'Czarownice urodzone w maju poślubią Mugoli.'
' Pech o brzasku nie zakończy się przed północą.''Nie przyniesie ci korzyści cedrowa różdżka'. Musieliście o nich słyszeć. Moja mama zna ich mnóstwo!
- Harry i ja dorastaliśmy w mugolskich rodzinach - przypomniała mu Hermiona. - Nauczono nas zupełnie innych przesądów.
Odetchnęła głęboko gdy z kuchni napłynął raczej ostry zapach. Jedyna dobrą strona jej irytacji na Xenofiliusza był fakt, że zapomniała o złości na Rona.
- Myślę, że masz racje - powiedziała mu. - To tylko umoralniająca bajeczka, wiadomo przecież, że wybierzesz najlepszy z darów czyli...
Następne słowa wypowiedzieli w tym samym czasie:
- Pelerynę - rzekła Hermiona.
- Różdżkę - powiedział Ron.
- Kamień - odrzekł Harry.
Spojrzeli na siebie nawzajem; w połowie zaskoczeni, w połowie rozbawieni.
- Wydawało mi się, że powiedziałaś: Peleryna - zwrócił się Ron do Hermiony - ale po co miałabyś być niewidzialna, gdybyś miała różdżkę? Daj spokój, Hermiono, niepokonaną różdżkę!
- Mamy już Pelerynę Niewidkę - powiedział Harry.
- I bardzo nam pomogła, jakbyś nie zauważył! - dodała Hermiona. - Natomiast różdżka mogłaby tylko sprawić nam kłopoty...
- Tylko gdybyś zaczęła głośno się nią chwalić - sprzeczał się Ron.- Gdybyś była na tyle głupia, żeby tańczyć wkoło machając nią i śpiewając: 'Mam niepokonaną różdżkę, chodź i zmierz się się ze mną, jeśli taki z ciebie chojrak!' Tak długo, jak siedzisz cicho...
- A czy ty nie możesz siedzieć cicho? - powiedziała sceptycznie Hermiona. - Wiesz dobrze, że jedyną prawdziwą rzeczą jaką on powiedział, jest fakt, że od setek lat krąży mnóstwo opowieści o niezwykle potężnych różdżkach.
- A krąży? - zainteresował się Harry.
Hermiona wyglądała na bardzo poirytowaną: wyraz jej twarzy był tak znajomy, że Harry i Ron wyszczerzyli do siebie zęby w uśmiechu.
- 'Deathstick', Różdżka Przeznaczenia; przez stulecia pojawiały się pod różnymi nazwami, zazwyczaj należąc do Czarnoksiężników, którzy się nimi przechwalali. Profesor Binns wspominał o paru z nich, ale... oh, to przecież jakieś bzdury. Różdżki są tak potężne, jak czarodzieje, którzy ich używają. Po prostu niektórzy z nich chełpili się, że ich własne różdżki są lepsze niż reszty ludzi.
- Ale skąd wiesz - dopytywał się Harry - że te różdżki - 'Deathstick', Różdżka Przeznaczenia - nie są jedną i tą samą, ujawniającą się przez wieki pod różnymi imionami?
- A co jeśli to naprawdę 'Elder Wand', wykonana przez Śmierć? - dodał Ron.
Harry zaśmiał się: dziwny pomysł, który przyszedł mu do głowy, po chwili okazał sie zupełnie niedorzeczny. Przypomniał sobie, że jego różdżka jest z ostrokrzewu, nie bzu, wykonał ją Ollivander, a cokolwiek nie zrobiła tej nocy, gdy Voldemort ścigał go na niebie, została zniszczona - więc jak mogłaby być niezwyciężona?
- A dlaczego ty wybrałbyś kamień? - spytał go Ron.
- Cóż, moglibyśmy wskrzesić Syriusza... Szalonookiego... Dumbledore'a... moich rodziców...
Żadne z nich się nie uśmiechnęło.
- Ale, zgodnie z Bardem Beedle'm, oni nie chcieliby wrócić, prawda? - spytał Harry myśląc o bajce, którą właśnie usłyszał. - Nie sądzę, żeby istniały masy innych opowieści o kamieniu, który wskrzesza ludzi, mam rację? - zapytał Hermionę.
- Tak - odpowiedziała smutno. - I nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek, poza panem Loveggod'em, dał sobie wmówić, że istnieją. Beedle pewnie zapożyczył ten pomysł z opowieści o Sorcerer's Stone; no wiecie, zamiast kamienia, który czyni cię nieśmiertelnym - kamień, który przywraca z martwych.
Zapach dolatujący z kuchni stał się intensywniejszy. Przypominał woń przypalanych kalesonów. Harry zastanawiał się, czy zdoła zjeść to, co Xenofiliusz przygotuje i nie urazi jego uczuć.
- Jednak co z Peleryną? - zapytał powoli Ron. - Nie rozumiecie, że w tym przypadku ma rację? Używałem Peleryny Harry'ego i zawsze uważałem, że jest świetna. Nigdy wcześniej nie słyszałem o takiej, jak ta. Jest niezawodna! Nigdy nie zostaliśmy pod nią zauważeni...
- To chyba oczywiste, Ron... byliśmy pod nią niewidzialni!
- Ale to wszystko, co on opowiadał o innych Pelerynach - one nie są warte złamanego Knuta, wiecie, że tak jest!Nigdy wcześniej żadnej nie miałem, ale wiele słyszałem - o tym, że uroki pryskają, gdy peleryna jest już stara, albo że od zaklęć robią się dziury. A Harry dostał swoją od ojca, więc nie jest już nowa ale wciąż... wciąż świetnie działa!
- Tak, racja, ale Ron, kamień...
Kiedy oni kłócili się szeptem, Harry krążył po pokoju, prawie ich nie słuchając. Doszedł do spiralnych schodów, podniósł wzrok na wysokość kolejnego piętra i coś rozproszyło jego uwagę. Jego własna twarz patrzyła na niego ze ściany pokoju powyżej. Po chwili dezorientacji, uświadomił sobie, że to nie lustro, lecz obraz. Zaciekawiony, zaczął wspinać się po schodach.
- Harry, co ty robisz? Chyba nie powinieneś się tu rozglądać, póki jego tu nie ma!
Ale Harry właśnie wszedł na następne piętro. Luna udekorowała swój pokój pięcioma pięknymi rysunkami twarzy: Harry'ego, Rona, Hermiony, Ginny i Neville'a. Nie były ruchome, jak portrety w Hogwarcie, ale niewątpliwie miały w sobie mnóstwo magii. Harry'emu wydawało się, że oddychają. Delikatne złote łańcuszki pojawiały się wokół portretów, oplatając je i łącząc ze sobą; gdy Harry przyjrzał się im dokładniej, odkrył, że składają się one z jednego, powtarzającego się tysiące razy słowa napisanego złotym atramentem: przyjaciele... przyjaciele... przyjaciele...
Harry poczuł do Luny ogromny przypływ sympatii. Rozejrzał się po pokoju. Przy łóżku znajdowała się duża fotografia, przedstawiająca mała Lunę i kobietę, do której była bardzo podobna. Obejmowały się. Na tej fotografii Luna wyglądała na bardziej zadbaną niż zwykle. Zdjęcie było zakurzone i fakt ten wprawił Harry'ego w lekką konsternację. Rozejrzał się dookoła. Na bladoniebieskim dywanie było aż grubo od kurzu. W szafie, której drzwi były uchylone, nie było żadnych ubrań. Łóżko wyglądało chłodno i nieprzyjaźnie, jakby nikt nie spał na nim od tygodni. W najbliższym oknie, na tle krwistoczerwonego nieba, rozciągnięta była pojedyncza pajęczyna.
- Coś nie tak? - zapytała Hermiona kiedy Harry zszedł na dół, lecz zanim zdążył jej odpowiedzieć, Xenofiliusz pojawił się na kuchennych schodach, niosąc obciążoną miskami tacę.
- Panie Lovegood - zaczął Harry. - Gdzie jest Luna?
- Słucham?
- Gdzie jest Luna?
Xenofiliusz zatrzymał się na ostatnim schodku.
- Już... już wam powiedziałem. Poszła na 'Botions Bridge' łowić Plimki.
- Więc czemu nakrywa pan tylko dla czterech osób?
Xenofiliusz próbował coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Jedynym odgłosem był terkot prasy drukarskiej i delikatne brzęczenie naczyń w drżących rękach Xenofiliusza.
- Myślę, że Luny nie było tu od tygodni - powiedział Harry. - Jej ubrania znikły, w jej łóżku od dawna nikt nie spał. Gdzie ona jest? I dlaczego wciąż wygląda pan przez okno?!
Xenofiliusz upuścił tacę, miski się roztrzaskały. Harry, Ron i Hermiona natychmiast wyciągnęli różdżki. Xenofiliusz zamarł w bezruchu z ręką siegającą do kieszeni. W tym samym momencie maszyna drukarska wydała donośny huk i pogrążyła się w ciszy, a spod okrywającego ją obrusu wysypały się liczne egzemplarze Żonglera. Hermiona wyłączyła maszynę i podniosła jeden z magazynów; jej różdżka wciąż wycelowana była w pana Lovegood'a.
- Harry, spójrz na to!
Podszedł do niej tak szybko, jak tylko pozwolił ma na to panujący wszędzie bałagan.
Na okładce Żonglera znajdowało sie jego własne zdjęcie, przyozdobione słowami "Undesirable Number One"
i zatytułowane "nagroda pieniężna".
- Widzę, że Żongler zmienił swój punkt widzenia? - zapytał chłodno Harry; jego umysł pracował na najwyższych obrotach. - To właśnie robił pan w ogrodzie, prawda panie Lovegood? Wysyłał pan sowę do Ministerstwa?
Xenofiliusz oblizał wargi.
- Zabrali moją Lunę - wyszeptał. - Przez to, co pisałem. Zabrali moją Lunę i nie wiem, gdzie ona jest, nie wiem, co jej zrobili. Ale może oddadzą mi ją jeśli... jeśli...
- Wyda im pan Harry'ego? - dokończyła za niego Hermiona.
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo Ron. - Zejdź nam z drogi, wychodzimy.
Xenofiliusz wyglądał okropnie, jego usta wygięły się w przerażającym, pożądliwym usmiechu.
- Za moment tu będą. Muszę ocalić Lunę. Nie mogę jej starcić. Nie możecie wyjść.
Rozłożył ramiona zasłaniając nimi klatke schodową, a Harrego nawiedziła nagle wizja własnej matki, robiącej to samo przed jego dziecinnym łóżeczkiem.
- Niech nas pan nie zmusza, żebyśmy zrobili panu krzywdę - rzekł Harry. - Proszę zejść nam z drogi, panie Lovegood.
- HARRY! - wrzasnęła Hermiona.
Postacie na miotłach krążyły za oknem. Kiedy Harry, Ron i Hermiona odwrócili od niego wzrok, Xenofiliusz wyciągnął różdżkę. Harry w samą porę zrozumiał ich błąd. Rzucił się w bok, popychając Rona i Hermionę w bezpieczne miejsce, a Zaklęcie Oszałamiające Xenofiliusza przemknęło przez pokój i uderzyło w róg Buchorożca.
Nastapił potężny wybuch. Wydawało się, że cały pokój po prostu eksplodował.
Kawałki drewna, papieru i gruzu poszybowały we wszystkich kierunkach, równocześnie uniosła się nieprzenikniona chmurą gęstego białego pyłu. Harry przeleciał przez pokój i uderzył w podłogę. Nie był w stanie zobaczyć upadających na niego szczątków, nakrył więc głowę rękami. Usłyszał krzyk Hermiony, wrzask Rona i serie obrzydliwych, metalicznych odgłosów, po których zorientował się, że Xenofiliusz został oderwany od ziemi i spadł ze spiralnych schodów.
W połowie zagrzebany pod gruzem, Harry usiłował się podnieść. Ledwie oddychał i nic nie widział przez unoszący się pył.
Zawaliła się połowa sufitu; z dziury zwisał fragment łóżka Luny. Obok Harry'ego leżało poobtłukiwane popiersie Roweny Revenclaw, skrawki pergaminów unosiły się w powietrzu a większa część maszyny drukarskiej blokowała szczyt kuchennych schodów. Tuż obok poruszył się kolejny pokryty białym pyłem kształt i Hermiona - sama wyglądająca jak statua - przycisnęła palec do ust. Drzwi na dole otworzyły się z trzaskiem.
- Czyż nie mówiłem ci, że nie ma powodu do pośpiechu, Travers? - rozległ się chropowaty głos. - Czy nie mówiłem, że ten świr po prostu majaczy?
Nagle rozległ się odgłos uderzenia i Xenofiliusz krzyknął z bólu.
- Nie... nie... na górze... Potter...
- Mówiłem ci w zeszłym tygodniu, Lovegood, że nie wrócimy tu jeśli nie będziesz miał solidnych informacji! Pamiętasz zeszły tydzień? Kiedy to chciałeś wymienić na swoją córkę to głupie przybranie głowy? A tydzień jeszcze wcześniejszy ?
Kolejne uderzenie, kolejny pisk.
- Kiedy myślałeś, że oddamy ci ją z powrotem w zamian za dowód na istnienie...
Uderzenie.
- ...Chrapaków...
Uderzenie.
- ...Krętorogich?
- Nie... nie... błagam... - szlochał Xenofiliusz. - To naprawdę Potter, przysięgam!
- A teraz okazuje się, że wezwałeś nas tu tylko po to, żeby spróbować wysadzić nas w powietrze! - wrzasnął Śmierciożerca.
Rozległa się salwa uderzeń przeplatana piskami agonii.
- To miejsce wygląda jakby miało się za chwilę zawalić, Selwyn - powiedział inny, chłodny głos, odbijając sie echem na zmasakrowanej klatce schodowej. - Schody są całkowicie zablokowane. Mam je odblokować? To może spowodować szybsze zawalenie domu.
- Ty mały kłamliwy śmieciu! - wrzasnął czarodziej nazywany Selwynem. - Pewnie nawet nie widziałeś Pottera na oczy, prawda? Myslałeś że uda ci się nas tu zwabić i wymordować? I myślałeś, że w ten sposób odzyskasz córkę?
- Przysięgam... przysięgam... Na górze jest Potter...
- Homenum revelio - rozległ się głos u stóp schodów. Harry usłyszał, jak Hermiona wstrzymuje oddech i poczuł, że coś miękko go otacza, pogrąża jego ciało w swoim cieniu.
- Tam na górze ktoś jest, Selwyn - powiedział ostro drugi mężczyzna.
- To Potter, mówiłem wam, to Potter! - szlochał Xenofiliusz. - Proszę... proszę... oddajcie mi Lunę, po prostu oddajcie mi Lunę...
- Odzyskasz swoją małą dziewczynkę, Lovegood - rzekł Selwyn - jeśli wleziesz po schodach i sprowadzisz mi tu Pottera. Ale jeśli to jakiś spisek, jeśli to oszustwo, jeśli masz tam wspólnika czekającego, żeby wciągnąć nas w zasadzkę, to zobaczymy czy z twojej córki zostanie choć kawałek, żebyś miał co pochować.
Xenofiliusz wydał z siebie pełne strachu i rozpaczy zawodzenie. Rozległ się odgłos pośpiesznego szurania nogami.
Xenofiliusz usiłował przedostać się przez zawalone gruzem schody.
- Chodźcie - wyszeptał Harry - spróbujemy się stąd wydostać.
Zaczął wygrzebywać się z pod gruzu, zagłuszany przez hałas, jaki robił Xenofiliusz próbując wspiąć się na schody.
Ron zagrzebany był najgłębiej. Harry i Hermiona wspięli się, najciszej jak potrafili, na stertę gruzu, gdzie był zakopany. Próbowali odsunąć komodę przygniatająca jego nogi. Podczas gdy Xenofiliusz wspinał się coraz wyżej i wyżej, Hermionie udało się uwolnić Rona za pomocą 'Hover Charm'.
- No dobrze - odetchnęła Hermiona, gdy połamana maszyna drukarska blokująca schody zaczęła się trząść. Xenofiliusz był od nich juz tylko o krok. Hermiona wciąż była pokryta białym pyłem.
- Ufasz mi, Harry?
Harry skinął głową.
- Dobrze - wyszeptała - więc daj mi Pelerynę. Ron, założysz ją.
- Ja? Ale Harry...
- Ron, proszę! Harry, złap mnie mocno za rękę, a ty Ron - za ramię.
Harry wyciągnął lewą rękę. Ron zniknął pod Peleryną. Maszyna drukarska zaczęła wibrować. Xenofiliusz usiłował ją przesunąć używając 'Hover Charm'. Harry nie miał pojęcia, na co czeka Hermiona.
- Trzymajcie mocno - szeptała. - Trzymajcie mocno... przez cały czas...
Kredowo biała twarz Xenofiliusza wynurzyła się znad szczytu kredensu.
- Obliviate! - krzyknęła Hermiona, celując różdżką najpierw w jego twarz, a później w podłogę pod nimi:
- Deprimo!
Zaklęcie zrobiło wyrwę w podłodze salonu. Wpadli w nią jak głazy. Poniżej rozległ się wrzask i Harry zauważył dwóch mężczyzn, którzy próbowali uciec przed ogromna ilością gruzu i połamanych mebli spadających ze zburzonego stropu. Hermiona obróciła się w powietrzu i kiedy po raz kolejny pogrążali się w mroku, w uszach Harry'ego rozbrzmiał straszliwy odgłos zawalającego sie domu.