Lekarstwo na grypę
(Ivyblossom, tłum. NocnaMaraNM)
1.
Harry był pewien, że wygra ten pojedynek. Malfoy miał grypę. Snape starał się co prawda wynaleźć eliksir, który by pomógł, ale jak na razie, Ślizgon nadal był bardzo chory. Miał czerwony nos, podpuchnięte oczy, mógł oddychać tylko przez usta, a gdy schodził po schodach, poruszał się powoli i niezdarnie. Prawdopodobnie właśnie ten paskudny, grypowy humor popchnął go do wyzwania Harry'ego na pojedynek, który miał odbyć się w przerwie między zajęciami. Stojąca pod ścianą Hermiona rzuciła Harry'emu spojrzenie mówiące: „Czy naprawdę warto poświęcać temu tyle czasu i zachodu?”. Och, ależ tak. Draco przechwalał się, że chociaż ma grypę i czuje się jak zezowaty mugol, i tak jest lepszym czarodziejem niż Harry. Takiego komentarza nie wolno było puścić mu płazem. Jedyną troska Harry'ego było to, że Malfoy może na niego kichnąć.
— Wolisz przyzdać, że białem rację — powiedział Malfoy przez nos — czy bab cię ubokorzyć przed dwoimi brzyjaciółmi? — Hermiona prychnęła, a Malfoy spiorunował ją wzrokiem. — Uważasz, że to zabawde, szlabo? Czy boże śbiejesz się ze swoich koźlawych kolad? — Jego głos był niski i okropnie zachrypnięty. Gdyby Harry nie widział poruszających się ust Ślizgona, mógłby pomyśleć, że odgłos ten wydaje jakiś duch, jeden z potworów Hagrida albo Millicenta Bulstrode. Wyglądało na to, że nawet mówienie było dla Malfoya dużym wysiłkiem — stał nieco chwiejnie, przechylając się za bardzo na bok i sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał upaść.
— Na Merlina, Malfoy. Ty chyba żartujesz — zaśmiał się Harry.
— Nie śbiej się ze bnie, Bodder. Nadal bogę sgobać ci den dwój kościzdy...
— Dość gadania! Harry, pokonaj szybko tego zmutowanego zarazka i chodźmy na zaklęcia, dobrze? — Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi i oparła brodę na trzymanej w rękach książce. — Na myśl o tym, że oddycham tym samym powietrzem co on, zaczyna mnie wiercić w nosie.
Harry nie był do końca pewien, jak to się stało. Gdy myślał o tym później, doszedł do wniosku, że było to po prostu zrządzenie losu. Malfoy dość niezdarnie postąpił krok naprzód i wycelował w Harry'ego różdżkę. Ten uchylił się i rzucił zaklęcie petryfikujące, które ominęło Malfoya i trafiło w ścianę. Następnie obaj równocześnie odskoczyli w tę sama stronę i w efekcie zderzyli się głowami. Gdy wylądowali na podłodze, jakaś rzecz zachrzęściła pod policzkiem Harry'ego i coś wilgotnego wsączyło mu się wprost do ucha.
— Bleee — jęknął Harry, wycierając rękawem twarz. Dotknął włosów, a jego palce natychmiast pokryły się jakąś lepką substancją. — Co to jest?
— Do boje lekarsdwo, dy durdziu. — Malfoy ostrożnie wyciągnął z kieszeni kawałek szkła. Świetnie. Teraz mam kieszeń pełną wstrętnego, lepkiego, potłuczonego szkła. Ten ofermowaty prostak niemal pozbawił mnie wyrostka robaczkowego. Och, fatalnie się czuję. Jestem taki zmęczony. A teraz jeszcze boli mnie tyłek. Ała.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze zdumienia. Przez moment sądził, że ma omamy słuchowe, a potem znowu to usłyszał. Nie chce mi się wstawać. Nadziałem się na różdżkę Pottera i teraz będę miał siniaka na ramieniu. Chyba poleżę po prostu na tym korytarzu przez cały dzień. Nienawidzę zaklęć. Nienawidzę szkoły. Zresztą, mam to wszystko gdzieś. Draco opadł na podłogę i zamknął oczy.
— Idź sobie, Bodder. I zabierz ze sobą swoich brzyjadziół.
Przed zajęciami Harry zmył z siebie eliksir, ale przez całą lekcję słyszał Malfoya w swojej głowie. Lubię ołówki. Lubię pisać swoje imię. Mam bardzo ładne imię. D R A C O. Draco. Draco. Draco. Ślicznie brzmi. Draco Malfoy. Malfoy. Malfoy. Boli mnie gardło. Nudzę się.
Harry cały czas próbował zrozumieć, co właściwie się stało. W końcu doszedł do wniosku, że pewnie jedna z dziwnych mikstur, którą Snape zrobił dla Malfoya, dostała się do jego ucha i musiała mu jakoś zaszkodzić.
Mam wrażenie, że moje buty robią się ciasne. Mam nadzieję, że nie będę miał wielkich stóp, gdy dorosnę. Nie chcę mieć śmiesznych stóp. Chcę mieć ładne stópki. Harry potrząsnął głową i zaczął obserwować Malfoya, który patrząc na Hermionę rozmyślał o swoich stopach. To nie miało sensu. Zmarszczył czoło.
— O co chodzi, Harry? — wyszeptał Ron. — Czy to twoja.... blizna?
Hermiona uniosła głowę znad pergaminu.
— Och, na Merlina, Ron — zaczął Harry. Ooooo, Potter i Weasley gadają na lekcji. Ciekawe o czym. — Nie, to nie blizna. Nie uwierzysz. Lekarstwo Draco... dostało mi się do ucha... — Wszystko mnie boli. Nie znoszę być chory. Tyłek mnie swędzi. Harry wybuchnął zduszonym śmiechem, ale usiłował mówić bardzo cicho. — I...
— Został otruty! — szepnęła Hermiona przerażona. — Tak jak w „Hamlecie”! Wszystko w porządku, Harry, zaprowadzimy się do pani...
— Nie, nie, nie! — wyszeptał Harry, wciąż chichocząc. Strasznie trudno podrapać się w klasie po tyłku. Szczególnie, jeśli się na nim siedzi. — Nie otruty. Nie, stało się coś bardzo, bardzo zabawnego. Mogę... Mogę słyszeć wszystkie myśli Malfoya.
Hermiona spojrzała na Harry`ego.
— Co?
Mam już za długie paznokcie. Obetnę je po zajęciach. Na łóżku Goyle'a. Ha!
— Naprawdę! Słyszę każdą jego myśl! Teraz właśnie planuje... obcinanie paznokci. Nie wyobrażacie sobie, jakie on ma nudne myśli.
— Jesteś pewien? — dopytywał się Ron podejrzliwie. — Znaczy się, skąd wiesz, że to Malfoy?
— Po prostu wiem — prychnął Harry. Obrzydliwe paznokcie. Ale w sumie bez nich moje dłonie wyglądałyby dziwacznie. Miękkie kikutki, fe.
— To niedobrze, Harry — szepnęła Hermiona poważnie. — Czarodzieje wariowali nawet z bardziej błahych powodów. Powinieneś iść z tym do Dumbledore'a.
Paznokcie u rąk są takie dziwne. Dlaczego u nóg nie musze obcinać ich tak często? Czy paznokcie są czymś w rodzaju szponów? Jak to się dzieje, że dostaje się pod nie aż tyle brudu, skoro jestem taki czysty?
— Tak — zgodził się Harry. — Koniecznie muszę zobaczyć się z Dumbledore`em. Czuję, że szaleństwo zbliża się do mnie wielkimi krokami.
* * *
— Och, cóż za straszny wypadek — powiedział Dumbledore, spoglądając na Harry'ego. — Czy pan Malfoy jest świadom sytuacji?
— Ummm, nie — odparł Harry, patrząc w ziemię. Uwielbiam ser. Mógłbym go jeść całymi dniami. Ale wtedy strasznie bym się obżarł, a skądinąd wiem, że to nie jest przyjemne. — Widział, że lekarstwo wlało mi się do ucha, ale nie powiedziałem mu, że... uh... — Przepadam za brie, ale chyba jeszcze bardziej lubię duński niebieski. Mmmm. Niebieskie żyłki pleśni. Mniam.
— Tak, rozumiem oczywiście twoje wahanie, Harry. — Oooo moja głowa. Boooli. Chyba pójdę się położyć. Snape na pewno mi pozwoli. Wybłagam zwolnienie z eliksirów i pójdę spać. — Ale oczywiście należy go powiadomić. Byłoby nie w porządku, gdybyś mu o tym nie powiedział. Mówiłeś, że to profesor Snape zrobił dla niego lekarstwo, tak?
Może wezmę też długi, gorący prysznic. Dzięki temu pozbędę się tego świństwa z nosa.
— Tak, profesorze.
— No więc musimy zobaczyć się także z profesorem Snape'em. Może wspólnie rozwiążemy ten problem.
— Uwielbiam być nagi. Rzadko mam tutaj okazję chodzić nago. Zawsze tyle ludzi kręci się w łazience, kiedy człowiek próbuje sobie...
— Tak, błagam! Zróbmy z tym coś!
2.
— No więc? — sapnął Snape. — O co tu chodzi, Potter? Znowu usiłujesz zwrócić na siebie uwagę, tak? Znowu będziesz oskarżał o coś biednego, chorego pana Mal...
— Severusie, proszę — przerwał ten wywód Dumbledore i usiadł na przeciw mistrza eliksirów.
W lochach jak zwykle było zimno i wilgotno. Harry wyczuł słaby zapach soku z pijawek i skrzywił się. Ooooch. Chce się położyć. Dlaczego on tu jest? Przecież nic nie zrobiłem. Strasznie tu zimno. Harry zauważył, że Malfoy zadrżał, obrzucił pomieszczenie pogardliwym spojrzeniem, a potem dychawicznie zakaszlał.
— Panie Malfoy — zaczął dyrektor. Co? Dlaczego zaczyna ode mnie? Dlaczego to zawsze jestem JA? — Zdaję sobie sprawę, że nie czuje się pan najlepiej, ale to właśnie po części jest przyczyną naszej rozmowy.
— Złabałeb jakieś reguły? To już nie bożda zachorować? — oburzył się Ślizgon.
— Nie, nie zrobił pan nic złego. Nie w tym przypadku przynamniej. Panie Malfoy, jakie lekarstwo miał pan w kieszeni dziś rano? Musimy zidentyfikować miksturę, którą oblał się pan Potter.
— Co?
— Kiedy... wpadliście na siebie dziś rano — przypomniał Dumbledore, patrząc na niego wymownie. Och, świetnie. Teraz będę miał kłopoty z powodu tego pojedynku. Fantastycznie. Potter to wstrętna skarżypyta.
— Malfoy, tu nie chodzi o pojedynek. Na Merlina, nie mógłbyś po prostu odpowiedzieć na pytanie?! — zdenerwował się Harry.
Draco zmarszczył brwi.
Snape odchrząknął.
— Ostatnio dawałem panu Malfoyowi kilka eliksirów. Starałem się powstrzymać rozwój choroby, dyrektorze. Zapewniam, że żadna z mikstur nie była nielegalna albo niebezpieczna. Ależ on dobrze kłamie. Zjadłbym kawałek ciasta. Z borówkami. I z bita śmietaną. Mmmm. — O co chodzi?
— Cóż... — powiedział Dumbledore wolno. — Wygląda na to, że któreś z lekarstw, dostało się do ucha pana Pottera. I... w rezultacie...
— Tak? — zapytał Snape stropiony. Zapadło nieprzyjemne milczenie. Czy Potter umiera? Albo coś w tym stylu? Dlaczego Dumbledore jest taki poważny? Co tu się dzieje? Potter wygląda zupełnie normalnie. Snape przyjrzał się Harry`emu uważnie. — Pan Potter wygląda zupełnie normalnie.
— Och, pan Potter czuje się dobrze — kontynuował Dumbledore. — Po prostu, Severusie, cokolwiek to było, musiało znajdować się w jednym z twoich eliksirów. — Mmmmm, albo szarlotkę. Z lodami. Tak. Pewnie i tak nie poczułbym smaku, ale zjadłbym szarlotkę. W łóżku. Pod kocem. Przy ciepłym kominku. Dlaczego tu jest tak przeraźliwie zimno? I co z tym Potterem? — I sprawiło, że pan Potter może słyszeć teraz myśli pana Malfoya.
... CO?!
— CO?!
Harry skinął głową.
— Przykro mi. To prawda.
Oczy Malfoya zrobiły się wielkie jak spodki. Ślizgon otworzył usta. A potem kichnął. Chyba sobie żartujesz? Och, moje zatoki! Ten katar mnie zabije.
— Nie żartuję.
To chyba najbardziej upokarzający moment w całym moim życiu. Poza tym, kiedy Pansy dorwała zdjęcie, na którym mam rogi z piany od szamponu...
— To chyba jednak gorsze.
...I jestem ubrany w spódniczkę baletnicy.
— Hmm. Może jednak nie.
— Panie Potter! Gryffindor traci dwadzieścia punktów! Za czytanie w myślach pana Malfoya! — Snape z hukiem odsunął krzesło i przeszedł na tył klasy, gdzie gwałtownie zaczął rozrzucać korzonki i listki oraz stukać buteleczkami. — To po prostu niemożliwe, Albusie. Niemożliwe! Jakim cudem połączenie kamfory, mięty, skrzydeł szerszenia i mleczka pszczelego mogłoby spowodować... Och. Och, Merlinie!
— Tak, Severusie. Właśnie tego się obawiałem.
O czym oni mówią?
— O czyb wy bówidzie? — Draco skrzyżował ręce na piersiach.
— Mleczko pszczele, panie Malfoy — westchnął profesor Snape. — Oczywiście zupełnie nieszkodliwe, ale jeśli zmiesza się je z niektórymi substancjami, a konkretnie z sokiem z pijawek, staje się bardzo niestabilne i... kapryśne. Mmmm ciepłe mleczko.
— Ach — przypomniał sobie nagle Harry. — A na pierwszym roku robi się... Eliksir zmniejszający.
— Eliksir zmniejszający. Tak, panie Potter. — O Merlinie! — Najwidoczniej odrobina soku z pijawek musiała... w jakiś sposób... dostać się do...
— Bojego lekarsdwa?! — wrzasnął Draco. — Odrułeś bnie! Zrujdowałeś bi życie! Boczekaj, aż ojciec się o dym dowie...
— Zaraz, chwileczkę, panie Malfoy, to był przypadek i oczywiście możemy znaleźć antidotum. — Snape nerwowo przestawiał buteleczki i kartkował wielką księgę.
Dumbledore zmarszczył brwi.
— Tak. Tak, jak przypuszczałem. Co musimy zrobić, aby rozwiązać ten problem? — Och, Merlinie, proszę, niech on powie, że to się da łatwo naprawić. Nie wytrzymam. ODWAL SIĘ, POTTER. WYŁAŹ Z MOJEJ GŁOWY!
— Nie robię tego celowo — wyszeptał Harry urażony. — To ty chciałeś się pojedynkować! Tak, a gdy mówiłem „pojedynek”, oznaczało to „proszę, wejdź do mojej głowy i podsłuchuj moje prywatne myśli”!
Harry stwierdził, że komentowanie jakości prywatnych myśli Malfoya, byłoby kuszeniem losu, więc prychnął tylko pogardliwie.
— Tak, tak, jestem pewien, że... eee... jest sposób. Tak. — Snape wyciągnął brązowy słoik i odkręcił go. — Potter, chodź tutaj. Spuść głowę. Hehehehe, powiedział „spuść”, nieźle. — A teraz spróbujemy... TEGO! — Snape wsadził palec do ucha Harry`ego.
— AAAAŁŁ — Hahahahaha! — Zamknij się, Malfoy!
— Nic nie bówiłem, Boddy — Nie możesz użyć moich myśli przeciwko mnie, ty kretynie! To może być fajniejsze, niż przypuszczałem.
— Hmm. Najwyraźniej nie zadziałało. Panie Malfoy, proszę tu podejść. — Dlaczego on chce robić te okropne rzeczy MNIE? To ja tu jestem ofiarą! AACH! Chyba mam wrośnięty paznokieć. Niech to diabli.
— To prawdopodobnie przez te za ciasne buty — zasugerował Harry szybko.
— Zabknij się! — Malfoy przyglądał się podejrzliwie, jak Snape delikatnie przytyka do jego ust łyżeczkę z mleczkiem pszczelim.
— Teraz proszę, panie Potter, czy...
— HEJ! — Draco wypluł część mleczka. — Chwileczkę. — Zamilkł na moment, a Harry zastanawiał się, czy Ślizgon ma zamiar kichnąć.
— Nie będę kichał, ty głupku. Podsłuchuję, jak myślisz, że masz teraz dobry widok na mój zgrabny tyłek.
Harry zagapił się na niego z otwartymi ustami.
— Zmyślasz — odezwał się wreszcie.
— Dzie zbyślab — Draco uśmiechnął się złośliwie.
— Chłopcy? — zapytał Dumbledore. — Co się dzieje?
— Deraz ja deż bogę słyszeć byśli Boddera, brofesorze. Bardzo bochlebde zreszdą, ale chyba jednak wołałbyb ich nie słyszeć. — oświadczył Ślizgon i kichnął.
— Tak, Potter. To nieprzyjemne, prawda? Nadal masz ochotę się ze mnie pośmiać?
Harry'emu wcale nie było do śmiechu. Czuł się okropnie i usilnie próbował o niczym nie myśleć. Jednak pomimo najszczerszych chęci, nie mógł nic poradzić, że zaczął się zastanawiać, czy faktycznie zerkał na pośladki Malfoya. No, ale skoro ten temat pojawiał się w głowie Draco mniej więcej raz na dwadzieścia sekund, oczywiście trudno było go pominąć.
— Och, przestań. Wcale nie myślę cały czas o swoim tyłku. Najwyraźniej ty za to skupiasz się na nim często
— Na wrota Azkabanu! — Zaaferowany Snape chodził po klasie tam i z powrotem. — Muszę nad tym popracować. Nie mogę w to uwierzyć! Panie Malfoy — zwrócił się do podopiecznego przesłodzonym tonem. — Czy dopóki nie dowiemy się na ten temat czegoś więcej, moglibyśmy wstrzymać się z informowaniem pańskiego ojca o całym tym zajściu?
— Cóż — Draco przyjrzał mu się sceptycznie. Tak, wiem. Jesteś wstrętnym lizusem. — Dziech będzie. Bogę iść teraz się bołozyć? Nabrawdę dzie czuję zię dobrze. — Dzięki, Potter. Nie wiedziałem, że zwracasz na to uwagę.
— O czym ty do diabła mówisz, Malfoy?, pomyślał Harry ze złością.
— Właśnie stwierdziłeś, że pomimo choroby i tak wyglądam bardzo dobrze.
— Wcale nie! — Harry poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. — Przysięgam, że to nie moje myśli. Pewnie słyszysz Snape'a.
— Ech. Proszę cię. Nie, nie. To mi wygląda jednak na Pottera. Uważasz, że jestem ładny, prawda? To słodkie, naprawdę. Doceniam twoje zainteresowanie, ale nic z tego. Interesują mnie tylko kobiety.
— Tak, oczywiście, panie Malfoy. Proszę iść do dormitorium i przespać się trochę. Na pewno niedługo poczuje się pan lepiej.
— Dzięguję — wysapał Draco i już miał wyjść z klasy, gdy Dumbledore odezwał się łagodnie:
— Postarajcie... nie denerwować się nawzajem, chłopcy.
— No, Potter. Nie sądziłem, że masz takie zbereźne myśli. Jak ty w ogóle możesz się na czymś skupić przez cały dzień? A może to tylko moja obecność tak na ciebie działa?
Harry usiadł naprzeciw Dumbledore'a i ukrył twarz w dłoniach. Wpadł jak śliwka w kompot.
— Aj, Potter. Tak swoją drogą, nie jestem aż TAK wygimnastykowany, ale gratuluję pomysłowości.
A raczej, jak w kadź z zacierem na śliwowicę.
3.
To było straszne. Podczas całego obiadu Harry i Malfoy kłócili się w myślach. Malfoy oskarżał Harry'ego, że ten wizualizuje go sobie leżącego nago na stole, wysmarowanego w newralgicznym miejscu deserem.
— PRZESTAŃ, MALFOY. Wszystko to i tak stoi mi kością w gardle. A ty tylko pogarszasz sprawę.
— Faktycznie Potter, stoi ci, tyle że nie w gardle. Masz pecha, bo wolę kobiety. Ale wydaje się, że znalazłeś też kilka pomysłów na wykorzystanie swojego przyjaciela, Wea...
— NA WROTA AZKABANU, ZAMKNIJ SIĘ! Zaraz zwymiotuję, jeśli nie przestaniesz.
Draco przez chwilę nie odzywał się do niego mentalnie, myśląc o swojej bieliźnie i tym, jak jest wygodna. Harry jęknął, gdy odkrył, na którą stronę nosi się Draco. Przez moment przyglądał się swojej sałatce, po czym zapytał:
— Czy ty to widzisz?
— Oczywiście. A ty nie?
— Nie. Tylko słyszę twoje myśli. Nie widzę tego, co sobie wyobrażasz. I NIE MAM DOSTĘPU DO TWOJEJ PODŚWIADOMOŚCI!
— Chcesz powiedzieć, że nie zdajesz sobie sprawy ze swoich zbereźnych myśli?
— WŁAŚNIE TAK!
— Och, uspokój się. To bardzo zabawne, naprawdę. Mam teraz tyle materiału, że będę mógł cię szantażować przez kilka następnych lat.
Świetnie, pomyślał Harry. Po prostu wspaniale. Starał skupić się na swoim widelcu i usiłował zignorować Draco, który snuł właśnie rozważania na temat swoich skarpetek i przyjemności, jaką sprawia mu dotyk miękkiego materiału na stopach. W końcu westchnął ciężko i zjechał na krześle.
— Harry? — Ron dotknął jego ramienia, a Harry zrobił wszystko, żeby się nie wzdrygnąć.
— HAHAHAHAHAHAAA!!
Harry postanowił nie pytać nawet, co Draco zobaczył.
— Co z tobą, stary? — dopytywał się przyjaciel. — To Malfoy, tak? Twardy orzech do zgryzienia z tym wypadkiem...
— Powiedział „twaaaardy”! HAHAHAHAHA!
— Wszystko w porządku, Ron. Muszę się tylko do tego... przyzwyczaić.
* * *
Tej nocy Harry nie mógł zasnąć. Malfoy rozmyślał o lekko falujących zasłonach i o sposobie, w jaki cząsteczki kurzu wirują w smugach światła w prawym rogu łóżka. Zastanawiał się, do czego właściwie potrzebny jest wyrostek robaczkowy, a potem bardzo długo i intensywnie rozważał kwestię, czy bardziej lubi jabłka, czy pomarańcze.
— To chyba właśnie tak, jakby porównywać jabłka i pomarańcze, prawda?
— TAK! Harry miał już tego dość. To DOKŁADNIE tak, jak porównywanie jabłek i pomarańczy!
— Och, nie traktuj mnie tak z góry, Potter. To, że przesiadujesz całymi dniami, wymyślając coraz to nowe konfiguracje, w jakich chciałbyś mnie przelecieć, wcale nie oznacza, że jesteś ode mnie lepszy.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
— Na Merlina! Jakim cudem tego nie zauważasz? To znaczy wiesz, zastanów się trochę. O czym myślałeś dzisiaj, gdy odrabiałeś zadanie?
— O historii. Myślałem o historii.
— I?
— NIE MA ŻADNEGO “I”!
— Potter. Owszem, myślałeś o historii, ale cały czas wyobrażałeś sobie, że siedzę pod stołem, między twoimi nogami i liżę cię po kolanach. Czy to ci nic nie mówi?
Harry poczuł, że robi mu się niedobrze. Dziwne, ale to mu o czymś przypomniało. Właśnie zastanawiał się, jak napisać fragment o rewolucji trolli i... och. Faktycznie. Pod stołem siedział ubrany w strzęp przeźroczystej gazy Draco i leniwie przesuwał po jego kolanie językiem. Z każdym napisanym akapitem, gaza zsuwała się coraz niżej i niżej. Naprawdę o tym myślał?!
— Tak. Naprawdę. Co z tobą? Nikt cię nie przytulał, gdy byłeś dzieckiem? Jesteś strasznie niedopieszczony.
— Nikt mnie nie przytulał, gdy byłem dzieckiem.
— Och. Przepraszam.
— Hm, tak.
— Mmmmmmm.
— Co?
— Po prostu... napaliłem się. To twoja wina.
— Och, Merlinie!
— Cóż, to chyba naturalne! Ciężko się nie podniecić, siedząc w twojej głowie. A konkretnie, to chyba przez ten pomysł z biurkiem McGonagall.
— OCH, MERLINIE!!
— Czy ty naprawdę robisz to nieświadomie?
— Tak. Tak, nie miałem o tym pojęcia. — Harry przewrócił się na brzuch i ukrył twarz w poduszce. — Czy to zawsze dotyczy ciebie?
— Tak. No, nie do końca. Przeważnie, kiedy mnie widzisz. Albo kiedy o mnie myślisz. Czyli, no cóż, prawie cały czas. Ale kilka razy, kiedy Weasley...
— Och, błagam. Oszczędź mi tego.
— Nie wiedziałem, że bliźniacy mogą robić takie rzeczy, ale przyznaję, że to nawet intrygujące.
— Cóż, ty też nie jesteś taki niewinny. Słyszałem twoje długie dywagacje na temat kobiecych biustów.
— Och.
— I szczerze mówiąc, nie sądzę, żebyś był szczególnie entuzjastycznie nastawiony do kobiet.
— Kobiety mają jeszcze coś poza tymi dziwacznymi trzęsącymi się workami skóry.
— Byłeś za krótko karmiony piersią w niemowlęctwie?
— Zamknij się.
Harry zajęczał. To nieprawdopodobne. Jak mógł zasnąć, gdy ktoś siedział w jego głowie? Próbował myśleć o najniewinniejszych rzeczach pod słońcem. O niuchaczach i o tym, jak bardzo...
— HARRY! Na złamany pazur hipogryfa! Myślisz w ten sposób o swojej rodzinie?! W tym momencie przestałem się już czuć tak wyjątkowy!
— Teraz jestem pewien, że mnie nabierasz.
— No dobra, masz rację. Jak do tego doszedłeś? Hehehhehehe, powiedziałem „doszedłeś”!
— Zgłupiałeś? Zachowujesz się jak dziesięciolatek.
— Pff...
Harry usiłował zasnąć, starając się nie myśleć o tym, że Draco przegląda jego podświadomość jak magazyn pornograficzny i przy okazji urządza sobie niezbyt prywatną onanoorgię.
— Mmmmm. Może i jestem taki giętki.
— DRACO! PRZESTAŃ! Żadnych prac ręcznych, dopóki jesteśmy połączeni mentalnie! To... to NIEETYCZNE!
— Naprawdę jestem wygimnastykowany. Ciekawe, czy ty potrafiłbyś zrobić TO!
— DRACO!
— Co, chciałbyś, żebym przez cały czas chodził w tym stanie? Żartujesz chyba. Ja tylko dbam o swoje zdrowie.
Harry udawał, że śpi, dopóki nie poczuł, że Draco zatopił się w snach. Wtedy dopiero obrócił się i zajął własnym, palącym problemem. Kiedy skończył, w jego głowie rozległ się perlisty śmiech.
— Potter. Och Potter, Potter, Potter. Jesteś małym zboczeńcem, wiesz?
Harry skoncentrował się na fantazjach dotyczących okrutnego mordu i w końcu zasnął.
4.
— Nie nie nie nie nie NIE! ODWAL SIĘ! NIE POZWOLĘ CI NA TO!
Harry obudził się i błyskawicznie usiadł na łóżku.
— Draco? Draco, wszystko w porządku? Co się dzieje?
Harry potarł czoło, nagle zadowolony, że ta rozmowa z Malfoyem toczy się tylko w ich głowach.
— Ach, głupi Goyle. Chciał mnie ściągnąć z łóżka. Nigdzie nie idę. Jestem chory, zmęczony i nie wstaję. Nie nie nie nie nie. Boli, boli. Mój nos. Mój tyłek. Ał.
— Uh. Wystraszyłeś mnie na śmierć. To nienajlepszy początek dnia. — Harry opadł z powrotem na poduszki i nakrył się kocem. — Ty i ten twój tyłek...
— Mhm. Martwisz się o mnie, prawda? Ałł. To pewnie dlatego masz o mnie takie słodkie sny.
— Wcale mi się nie śnisz.
— Ależ tak. Śniłeś o mnie. Zalecałeś się do mnie i wręczałeś mi kwiaty w obecności całej szkoły. I byłeś goły. Bo uważałeś, że to zrobi na mnie wrażenie. Masz bardzo wysokie mniemanie o swojej... wielkości, Potter.
— Hmmm...
— Oooo. Interesująca wizja, muszę przyznać. Nie przeczę, że jestem pod wrażeniem. Ale nie łudź się, że powiem to kiedyś głośno. Och! No proszę. Tak, jednak masz coś, z czego możesz być dumny. Ale to równie dobrze może być obraz Longbottoma albo kogoś innego.
Harry prychnął i przywołał na myśl inny obraz.
— Och. O rany. Cóż, to raczej wiele wyjaśnia, Potter.
— Hej, Harry, obudziłeś się? — Pomiędzy zasłonami pojawiła się głowa Rona.
— Ale w tym momencie muszę ci przypomnieć, że nie jestem zainteresowany zniewieściałymi chłopcami. Kocham kobiety. Najlepiej dużo kobiet na raz. Twoje wspaniałe rozmiary nic tu nie zmienią
— Ta, obudziłem się, Ron. Zamierzasz tak nade mną stać? O co chodzi?
— Hahahahahahaha! Nie możesz nawet spojrzeć na tego chłopaka, żeby nie pomyśleć o staniu, prawda? Ty mały perwersie.
— Zastanawiałem się tylko, jak sobie radzisz. Malfoy juz się obudził? Znowu zachowuje się jak dupek?
— Tak Potter, a to mi o czymś przypomina. Jak ustaliliśmy wcześniej, mam bardzo zgrabny tyłek. Jeszcze raz dziękuję ci, że to zauważyłeś.
— On zawsze zachowuje się jak dupek, Ron. Zawsze.
— Hmf.
Harry próbował wziąć prysznic tak szybko, jak tylko to było możliwe, mając nadzieję, że uniknie nieznośnych komentarzy Draco. Co oczywiście mu się nie udało.
— Potter smyra się po jajkach! Potter smyra się po jajkach!
— Muszę się dokładnie umyć, ty durniu. Idź się sam posmyraj.
— Ależ właśnie to robię.
— Na Merlina!
— Zawsze myślisz w ten sposób o Colinie Creevey? On naprawdę robi TAKIE zdjęcia?
— Pominę twoje pierwsze pytanie, ale tak, jeśli chodzi o drugie. Ukrył się kiedyś w przebieralni dziewcząt i zrobił kilka zdjęć. Tylko nikomu o tym nie mów. Do licha, zabiłyby nas wszystkich. Pomyśl sobie o swoim posiniaczonym przez zawodniczki quidditcha tyłku.
— Hehehhehehehe. Po co, skoro ty o nim myślisz.
— Poza tym i tak nie byłbyś zainteresowany zdjęciami nagich biustów. Wolisz chłopców, wiem coś o tym.
— Chciałbyś.
Malfoy nie przyszedł na śniadanie. Harry miał nadzieję, że jakoś da sobie radę, skoro Ślizgon i tak pewnie prześpi cały dzień. Poza tym, Malfoy dokuczał mu tylko od czasu do czasu. Przez większość czasu snuł rozważania na temat ornamentu na filiżance od herbaty, koloru dżemu na toście i cudownie miękkiej i ciepłej flanelowej piżamy. Jednak zaraz na początku zajęć z eliksirów do Harry'ego podszedł Snape, oznajmiając, że czyni go odpowiedzialnym za to, żeby Malfoy zrozumiał i zapamiętał cały wykład. Harry'emu opadła szczęka.
— Proszę?
— Słyszałeś. Pan Malfoy źle się czuje, a skoro może słyszeć twoje myśli, masz skoncentrować się tylko i wyłącznie na lekcji. Dzięki temu będzie mógł uczestniczyć w zajęciach, pomimo że leży w łóżku.
— Hhahahahaha!! Pełen komfort! Kocyk, śniadanko do łóżka, dużo chusteczek, termofor, miła prywatność i proszę. Ktoś chodzi za mnie na lekcje. TAK!
— Panie Malfoy? — Snape przysunął się do ucha Harry'ego i wrzasnął. — Słyszy mnie pan?!
— HAHAHAHAAH!!! Powiedz mu, żeby przestał! Nie mogę się tak śmiać, to boli!
— Słyszy pana doskonale, profesorze. — poinformował nauczyciela Harry, rozcierając sobie ucho. — Ale nie sądzę, żeby mu się spodobał ten pomysł. Wolałby być obecny w klasie.
— Nie waż się psuć mi przyjemności, Potter, albo...
— Nonsens! Pan Malfoy jest zbyt chory, żeby wstać dzisiaj z łóżka. Wystarczy, że będzie musiał popołudniu uczestniczyć w próbach rozwiązania tej... eee... nieprzyjemnej sytuacji.
— Świetnie!
— Wspaniale!
— A teraz uważaj i powtarzaj wszystko, o co chciałby mnie zapytać pan Malfoy. Rozumiemy się?
— Kiedy ostatnio pan kogoś bzykał, profesorze?
— Tak, profesorze. Rozumiem.
— Dlaczego zawsze cuchnie pan zgniłymi jajami? Hehehehehe, powiedziałem „jajami”.
— Każde pytanie, Potter. Zdaje sobie sprawę, że nienajlepiej radzisz sobie z tym przedmiotem, ale nawet jeśli nie zrozumiesz pytania, masz mi je powtórzyć.
— Spał pan kiedyś z uczniem? Nosił pan kiedyś damską bieliznę? Voldemort jest gejem, czy to tylko plotki?
— Oczywiście, profesorze. Z pewnością tak zrobię.
5.
Zajęcia z eliksirów okazały się prawdziwą mordęgą. Pomiędzy atakami idiotycznych pytań, których Harry nie przyjmował do wiadomości („Profesorze Snape? Czy upadł pan na głowę w dzieciństwie?”), Malfoy wyciągał na światło dzienne jego myśli o osobach znajdujących się w klasie.
— Millicenta Bulstrode. Przerażająca ogrzyca, którą strach spotkać w ciemnej alei bez różdżki w ręce i armii przyjaciół za plecami. W porządku. Ooooo, zastanawiasz się także, czy mogłaby uśmiercić mężczyznę w przypadku uprawiania seksu w nieodpowiedniej pozycji. Fuj, ta wizja będzie mnie teraz prześladowała do końca życia, Potter.
Hermiona Granger. Przyjaciółka. Godna zaufania, „panna wiem wszystko”, czasem irytująca. Nie ma się co dziwić skoro spędza z tobą tyle czasu. Myślisz, że buja się w Weasleyu i raczej nie chcesz jej sobie wyobrażać nago. Jednak jest... Wow, Potter! Susan Bones? Gdybym wiedział, jaką masz wyobraźnię, od początku starałbym się z tobą zaprzyjaźnić.
— Cześć, Harry — odezwał się słodki głosik tuż przy jego uchu. Harry podskoczył, czując ciepłą rękę na swoim ramieniu, odwrócił się i uśmiechnął.
— Cześć, Pansy.
— Harry, kochanie, musisz być wykończony. Jestem przekonana, że Draco bardzo cię męczy. Snape powinien pozwolić ci odpocząć.
— Tak, miło by było. Malfoy jest koszmarny przez większość czasu — westchnął Harry.
Pansy pogładziła go po policzku.
— Biedny Harry. Jesteś taki dzielny. — Rozejrzała się i spostrzegła, że Snape patrzy wprost na nią. — Zobaczymy się później — szepnęła i mrugnęła do Harry`ego.
— Ooooo, Potter, podoba ci się! A odpowiadając na twoje nie zadane pytanie: tak, zrobi to. Bardzo ochoczo.
— Poprosiła, żebym w przyszłym tygodniu poszedł z nią do Hogsmeade. Pomyślałem, że zabiorę ją do Miodowego Królestwa. — Harry się zarumienił.
— Och, jakież to oryginalne, Potter. Nie powinien ci chyba mówić, że zaproszenie cię na randkę jest tylko przygrywką do tego, co tak naprawdę chce z tobą robić.
— Co? — Harry zaczerwienił się jeszcze bardziej. — Ach, więc to tak? A skąd ty możesz o tym wiedzieć?
— Bo sam podsunąłem jej ten pomysł. Dobra, idźmy dalej... Blaise Zabini. Myślisz, że... ty chyba żartujesz?
— Naprawdę nie jesteśmy pewni! To znaczy, popatrz na.. to...
— Jak możecie... to znaczy... nie jesteście pewni, czy Blaise to... chłopak czy dziewczyna? Zwariowaliście? Jestem pewien, że Gryfonom brakuje jakiegoś chromosomu. Przecież to tak oczywiste, że nawet nie powiem ci, jak jest naprawdę. Seamus Finnigan! Ten irlandzki zbereźnik. Oooo, nie zrobiłeś TEGO!
— Byłem trochę pijany.
— Fatalnie całuje, co?
— Okropnie. Myślałem, że wyssie mi język, a potem połknie go w całości.
— Hmmm. A ty mówiłeś, że nie jesteś gejem. To raczej rozwiewa wątpliwości, których oczywiście nigdy nie miałem. Hahahahaha! Znowu myślisz o mnie. O, znowu jestem wysmarowany jakimś deserem. Wyglądam jak melba z bananem. Czuję, że znowu muszę ci o czymś przypomnieć. Pomimo twoich niewątpliwie DUŻYCH zalet, obecność tych właśnie zalet oznacza, że nie biorę takiej możliwości pod uwagę. Wbij to sobie do głowy.
Właśnie w tym momencie obok ławki Harry'ego przeszedł Crabbe, przy okazji zrzucając na podłogę podręcznik.
— Vincent Crabbe. Ma niezstąpione jądro, wiesz?
— Tak się cieszę, że nie możesz raczyć mnie swoimi wizjami i wspomnieniami. — Harry schylił się i podniósł książkę.
— Najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Uważasz, że jego imię brzmi jak nazwa choroby wenerycznej, no, masz szczęście. To prawdopodobnie twój najmądrzejszy wniosek jak do tej pory. Gregory Goyle... Nie? Kocha się w nim Ginny Weasley?
— Och proszę, nie mów. To jakiś koszmar.
— I tak jest dla niego zbyt inteligentna. On potrzebuje niedorozwiniętego szympansa.
— Potter. — Snape zastukał różdżką w blat ławki Harry`ego. — Uważasz czy nie?
— Potter przez cały czas zastanawiał się, jak wygląda pan nago, profesorze. Ale proszę się nie przejmować. Nie czuł żądzy. Tylko obrzydzenie.
— Tak, profesorze. — Harry wbił wzrok w swój kociołek, mając nadzieję, że wymiga się w ten sposób od dalszych pytań.
— Czy pan Malfoy jest zadowolony? Czy zrozumiał dzisiejsza lekcję?
— Chciałbym dowiedzieć się więcej, na temat afrodyzjaków, profesorze. Czego używa pan, żeby panu stanął? Temblaka?
— Tak mi się wydaje, profesorze. Ale jest bardzo osłabiony. — Harry zamieszał w kociołku nieco zbyt energicznie. — A czułby się jeszcze słabszy, gdybym mógł go przydusić.
— Och, ciii. Ty zboczeńcu. Za bardzo by ci się to podobało.
— Och tak. Biedny pan Malfoy. Mam nadzieję, że NIEDŁUGO POCZUJE SIĘ LEPIEJ. — Ostatnie zdanie Snape wywrzeszczał Harry'emu wprost do ucha. — I, panie Malfoy...
— Tak, kochanie?
— ...przed obiadem — kontynuował nauczyciel — oczekuję pańskiej obecności w sali eliksirów. Spróbujemy pozbyć się tej ohydnej narośli, która przypadkiem znalazła się w pańskiej głowie. — Snape łypnął ponuro na Harry'ego. — Ty też masz przyjść, Potter.
— Zapomniał, że to jego wina? Ma szczęście, że jestem zbyt słaby, by napisać do ojca. Cholerne szczęście.
— Oczywiście, profesorze — odparł Harry. — Rozumiemy.
Snape spojrzał na Harry'ego i wrzasnął:
— PROSZĘ ODPOCZYWAĆ, PANIE MALFOY.
— BĘDĘ, GŁĄBIE.
— A dlaczego nie chcesz napisać o tym do ojca?
— Moje doświadczenia... tylko doświadczenia, przypominam ci... z synem ogrodnika podczas wakacji i późniejsza reakcja mojego ojca, gdy się o tym dowiedział, to nie twoja sprawa, Potter.
— Naprawdę, bardzo chciałbym, żeby tak było.
— To zupełnie normalne.
— Chyba w ŚWISTAKOLANDZIE!
— A kto to u diabła jest ten Świstak? Ktoś z ministerstwa? Ojciec go zabije, jeśli się dowie, że powiedział COKOLWIEK niemiłego na mój temat. Och, moja głowa, moja czaszka. Prawie skończyły mi się chusteczki. Mam zimne stopy. Potter powinieneś tu przyjść i pomasować mi stopy. Może wtedy poczuję się lepiej. Powiedz Snape'owi, że jeśli każe ci pomasować moje stopy, to nie poskarżę się na niego ojcu.
— A co z twoim tyłkiem? Nadal cię boli?
— Chcesz mi pomasować siedzenie? Masz świra na punkcie moich pośladków, Potter. Nie sądziłem, że tak obsesyjnie myślisz o męskich tyłkach.
— Harry? — zaczepił go zaniepokojony Ron. — Dobrze się czujesz?
— Powiedz mu, że masz zaparcie, Harry. Cóż on się tak przez cały czas o ciebie martwi? Dlaczego nikt nie martwi się O MNIE? To ja tu przez cały dzień CIERPIĘ, słuchając twoich KOSMATYCH myśli. I mam okropną grypę, JEŚLI KTOŚ BY NIE WIEDZIAŁ. I WŁAŚNIE KICHNĄŁEM I OBSMARKAŁEM SOBIE PIŻAMĘ.
— W porządku Ron, naprawdę — skrzywił się Harry. — Jeśli wydaje ci się, że fizyczna obecność Malfoya jest denerwująca, powinieneś go usłyszeć w swojej głowie.
— Zraniłeś mnie, Harry. Bardzo mnie zraniłeś.
Harry zastanawiał się przez chwilę, czy Malfoyowi naprawdę jest przykro. Ślizgon przez moment był cicho.
* * *
Podczas zielarstwa Malfoy myślał o wodnistej, śluzowatej substancji kapiącej mu z nosa, rozważał wady i zalety noszenia bielizny, śpiewał sobie piosenkę o koniku i małym paniczu Draco (Harry przypuszczał, że na dobranoc śpiewała mu ją matka), aż w końcu zasnął.
Harry poczuł wielką ulgę, dopóki Malfoy nie zaczął śnić o tym, że leży na polu stokrotek, a Harry masuje mu pośladki. Po chwili Gryfon zaczął żałować, że rozumie po angielsku.
Oooo tak, Potter, właśnie tak. Ta twoja trzecia ręka naprawdę się przydaje.
Harry z przerażeniem spojrzał na poletko stokrotek, które właśnie nawoził i zrobiło mu się niedobrze.
— Harry? — wyszeptała Hermiona. — Wszystko w porządku?
A co robi tutaj ta szlama? Idź sobie ty szlamowaty króliczku, idź stąd. Moje pośladki czują się tak dobrze. Wianek ze stokrotek? Dla mnie? Harry, jesteś taki słodki.
— Tak, Hermiono. Po prostu... aktualnie jestem trochę przerażony snem Malfoya.
O co chodzi? Chcesz mnie obrócić, żeby pomasować mi... Och Harry, jaką masz śliczną sukienkę.
— Nie wiem, czy on naprawdę śpi, czy tylko nabija mnie w butelkę.
Nabijanie? Wspaniały pomysł.”
Hermiona wyglądała na bardzo zatroskaną. Zbliżyła się do Harry'ego i wyszeptała mu do ucha:
— Wczoraj w nocy trochę czytałam.
Harry, zirytowany godzinami powtarzających się aluzji do pośladków Draco, niemal odpowiedział jej Malfoyowatym „A to niespodzianka!”. Powstrzymał się jednak w ostatniej chwili. To połączenie ze Ślizgonem było bardziej niebezpieczne niż przypuszczał.
Hermiona nie zwróciła uwagi na dziwną minę Harry'ego i kontynuowała:
— Przypomniałam sobie, że wieki temu czytałam o związku pszczelego mleczka z dziwnymi fenomenami psychotronicznymi. Poszukałam tej książki w bibliotece i sprawdziłam.
— Uh! Obudził mnie nieczysty głos tej twojej szlamy, Potter. To twoja wina.
Hermiona wyciągnęła notes i podsunęła go przyjacielowi pod nos.
— Bleee. Cały się lepię. Boli mnie nos. Nienawidzę cię, Potter.
— Widzisz? Tutaj. — Hermiona wskazała akapit w notatniku.
— No, tak naprawdę to wcale cię nie nienawidzę. Cholerny katar.
Harry spojrzał na notatki, ale nie mógł odcyfrować pospiesznych, niestarannych zapisków dziewczyny.
— Co ty mówisz, Malfoy? Przecież mnie NIENAWIDZISZ. Zawsze tak było. Nawet wtedy, gdy myślałeś, że chcę ci pomasować tyłek.
— Nie, to TY mnie zawsze nienawidziłeś. Masowanie czegokolwiek nie ma tu nic do rzeczy. Ale w sumie to wcale nie taki głupi pomysł.
— Czytałam to w jakiejś starej księdze o chorobach psychicznych. Pożyczyłam ją w zeszłym tygodniu, gdy pisałam zadanie z historii — powiedziała Hermiona.
Harry przytaknął i przesuwając wzrokiem po notatkach zrobionych najdrobniejszym na świecie maczkiem, starał się sprawiać wrażenie bardzo zaangażowanego.
— Oczywiście, że cię nienawidzę, Malfoy. Muszę cię nienawidzić. Przecież jesteś zły.
Harry zmarszczył brwi i spojrzał na Hermionę.
— I co? — zapytał.
— NIE jestem zły i czuję się dotknięty. Nie życzę sobie takich insynuacji. Aczkolwiek, to dziwne... podnieca mnie, gdy mówisz do mnie w ten sposób. Czy ta twoja szlamowata przyjaciółka wymyśliła dla nas jakieś lekarstwo?
— Myślę — powiedziała Hermiona wolno — że chyba znalazłam na to lekarstwo.
* * *
Nie zdążyli jednak wypróbować sposobu Hermiony przed pójściem do Snape'a. Mistrz eliksirów poinformował Dumbledore'a, że cała sprawa zostanie wkrótce rozwiązana, ponieważ odkrył, gdzie tkwi błąd i jest w stanie go naprawić. Hermiona była bardzo zaniepokojona, gdy Snape zaciągnął do klasy Harry'ego. Zaraz za nimi podążył bardzo słaby, zmęczony i okropnie chory Malfoy. Nauczyciel zamknął dziewczynie drzwi przed nosem i szybko ruszył w stronę parującego na jego biurku kociołka.
— Ał, ał, ał, ał, boli mnie cała skóóóóra. Jestem chodzącym bólem. Och, ja biedny. — Malfoy kichnął. — Och, znowu się usmarkałem.
— Do dobrze — odezwał się i wysiąkał nos w chusteczkę. — Sgońdżmy z dym wreszdzie.
Harry pomyślał, że Draco mówi jeszcze gorzej niż wczoraj.
— Bo czuje się gorzej niż wczoraj.
— Cóż, więc zostaw mówienie mnie. Prawie nie można cię zrozumieć.
— Mój ty bohaterze.
— Przeprowadziłem badania i doszedłem do wniosku, że najlepiej, jeśli wypijecie to patrząc sobie w oczy. — Podał im filiżanki wypełnione fioletowawą substancją.
— Potter, ogromnie się cieszę, że uważasz, iż nawet w tym stanie jestem seksowny, ale wolałbym, żebyś całkowicie skupił się na zadaniu. Nie chcę, żebyś coś spieprzył. Hehehehehehe, powiedziałem „pieprzył”.
— Wypijecie na trzy. Pamiętajcie, musicie na siebie patrzeć — przypomniał im Snape.
Oczy Pottera mają piękny odcień zieleni. Uch, i wygląda tak bardzo „właśnie wstałem z łóżka”, uwielbiam to. Jest zdecydowanie ładniejszy niż syn ogrodnika.
— Och, naprawdę?
— Pilnuj swojego nosa, pośladkofilu!
— Jeden, dwa, trzy!
Harry pił, usiłując wpatrywać się w Malfoya. Kiedy skończył, spojrzał Ślizgonowi prosto w oczy.
Obaj zadrżeli. Potem Malfoy złapał się za brzuch, a oczy uciekły mu w tył głowy.
— POTTER, ZAMKNIJ OCZY!
— Co?
— PO PROSTU ZRÓB TO. PROSZĘ, ZAMKNIJ...
Malfoy zachwiał się, złapał Harry'ego za rękę i nieprzytomny padł mu w ramiona.
— Jeśli napisze do swojego ojca — wyszeptał Snape spanikowany — chyba się zabiję. — Wyprostował się i spojrzał ostro na Harry'ego. — Gryffindor traci dziesięć punktów. Za podsłuchiwanie nauczyciela.
— Rewelacja — podsumował Harry.
6.
Harry zorientował się, że Malfoy wraca do siebie, zanim usłyszał pierwszą jego myśl. Wyczuwał jak Ślizgon budził się z narkotycznego otępienia — że kończyny wydają mu się ciężkie i boli go głowa. Dokładnie wiedział, że kiedy Malfoy kichnął, opadły z niego resztki snu. Odkąd w sali eliksirów złapał nieprzytomnego Ślizgona w ramiona, Harry miał wrażenie, że coś się zmieniło. Czuł się tak, jakby miał dwa ciała — swoje własne i echo organizmu Malfoya, którego wrażenia odbierał na granicy świadomości. Cokolwiek zrobił Snape, spowodowało to, że więź pomiędzy Harrym a Draco stała się sto razy silniejsza.
Ciężko był teraz nie żałować Malfoya. Harry wiedział dokładnie, że skóra chłopaka jest bardzo wrażliwa, jego nos strasznie zatkany, a stopy przeraźliwie zimne. Był świadomy, że Ślizgonowi ciężko się oddycha, w głowie pulsuje mu ból, męczą go gorączkowe, surrealistyczne koszmary i że ma dreszcze. Gdy po przebudzeniu Draco uniósł powieki, Harry miał wrażenie, że podobnie jak chorego, pieką go także jego własne oczy. Współczuł mu tak, że postanowił nawet zignorować dziwaczną fantazję, którą Ślizgon snuł chwilę przed przebudzeniem. Była to wizja o nim, Harrym, trzech lustrach, chińskich pałeczkach, sosie czekoladowym i całym rzędzie chóru.
— Potter?
— Wszystko w porządku? — Harry wiedział, że Ślizgon cierpi przy każdym oddechu, jest mu niedobrze i drapie go w gardle. Jednak był bardzo zadowolony, że Malfoy w końcu oprzytomniał. Snape pewnie umierał ze strachu, dopóki Draco nie zaczął skrzeczeć i pomstować, grożąc, że napisze o wszystkim do ojca.
— Nie. Nic nie jest w porządku. Snape to drań. Gdzie jestem?
— W skrzydle szpitalnym. Zemdlałeś.
— Tak, to jeszcze pamiętam. Ałłł, moja głowa. Co ten Snape do diabła mi zrobił? Nie masz pojęcia, Potter, myślałem, że mózg mi eksploduje.
— Nie wiedzą, dlaczego jest coraz gorzej. — Harry popatrzył na stół kadry. Snape był bardzo blady i zatroskany. Podpierał się łokciem i dziobał widelcem ziemniaka, którego miał na talerzu. — Snape jest strasznie zdenerwowany.
— I dobrze. Mógł mnie zabić, a powiem ci, że to nie zostałoby dobrze przyjęte w moim domu. Powinienem napisać do ojca, ale chyba nie dam rady. Jestem za słaby. Chyba ty będziesz musiał to za mnie zrobić. Weź pióro. Drogi ojcze...
— ... bardzo podoba mi się Harry Potter i chciałbym uzyskać twoje zezwolenie, żeby pieprzyć się z nim do utraty zmysłów. Tak jak z synem ogrodnika.
— Ty draniu. Uh. Wszystko mnie boooli.
— Wiem. Mówiłem pani Pomfrey, żeby dała ci jakąś przeciwbólową miksturę, ale stwierdziła, że nie może tego zrobić, zanim się nie obudzisz.
— Skąd wiesz? Och, ał, przypomnij mi, żebym nie próbował się obracać. Ałć, ałć, ałć.
Harry skrzywił się. Cała lewa strona ciała bolała Draco do żywego.
— Nie wiem. Cokolwiek zrobił Snape, teraz czuję to, co ty. Dokładnie wszystko to, co ty czujesz.
— Hmm. Naprawdę? A czujesz... to?
— Nie możesz trzymać rąk z dala od majtek? Choć przez trzy minuty?
— Zaraz. To niesprawiedliwe. Jesz moją ulubioną potrawę.
Harry odłożył widelec i spojrzał na talerz, na którym leżał stek i ziemniaki.
— Widzisz to?
— Tak. I czuję także smak. Potter, widzę teraz twoimi oczami, smakuję twoimi ustami i słyszę wszystko to, co ty słyszysz. To dość kłopotliwe. Ale muszę przyznać, że masz lepszy widok ze stołu Gryffindoru. Na stół Slytherinu oczywiście.
— Umm... możesz widzieć... wszystko?
— Och, odpręż się. Czego jeszcze mógłbym się o tobie dowiedzieć? Przecież już wiem, że ci się podobam. I Weasley. I Susan Bones. I Pansy Parkinson. Jestem zbyt zmęczony, by wymieniać resztę. Teraz tylko będę mógł jeszcze zobaczyć cię nago. Co za różnica? Hmmm. Czuję twojego... wow, wszystko czuję. Dotknij blizny, to też chcę poczuć.
— Co?
— No, po prostu zrób to. Oooo... jak fajnie. Ta blizna ma klasę. Ma tę całą otoczkę znaku „byłem na granicy śmierci”. Jest taka seksowna.
— Proszę, proszę, proszę...
— Potter, jak chcesz, możesz zaprzeczać wszystkiemu, ale kiedy ma się dostęp do myśli i ciała osoby, która absolutnie szaleje na twoim punkcie, nie można udawać, że pewnych rzeczy się nie zauważa. To w pewnym sensie bardzo podniecające.
— WCALE NIE SZALEJĘ NA TWOIM...
— Naprawdę? Kiedy myślę o, hmm, powiedzmy to tak. Kiedy Malfoy wyobrazi sobie siebie w raczej intymnej sytuacji, to czy wywoła to jakaś reakcję? Och tak, wywoła. Dość silną, jeśli chodzi o ścisłość.
— To takie niesprawiedliwe.
— Niesprawiedliwe? To ja leżę w skrzydle szpitalnym z cieknącym nosem. Ty masz tylko erekcję pod stołem. Nie mów mi nawet o sprawiedliwości.
Harry oparł łokcie na stole i ukrył twarz w dłoniach.
— Musimy coś z tym zrobić, bo inaczej niedługo wsadzą mnie do świętego Munga.
— Czy fretkowaty już się obudził? — zapytał Ron.
— Do diabła, czy on nie może się nauczyć, że nie wolno mówić z pełnymi ustami? To obrzydliwe. Gdzie on się urodził? W stajni? Och, o czym ja myślę, oczywiście, że tak. Dlaczego przy łóżku nie ma nic, na czym mógłbym wyładować swoją dziecinną złość?
— Tak, Ron, obudził się. I jest strasznie nieznośny. — Harry odsunął talerz.
— Hej! Zjedz wszystko, skoro przez chwilę jestem przytomny. Samolubny bałwan.
Hermiona poklepała Harry'ego po ramieniu.
— Chyba będę mogła ci pomóc — powiedziała. — Po obiedzie pójdziemy do skrzydła szpitalnego. Zabierzemy ze sobą czekoladę i powiemy, że przyszliśmy w odwiedziny. A potem wszystko naprawimy.
* * *
Po obiedzie Harry, Ron i Hermiona poszli odwiedzić Malfoya.
— Zamknij oczy, zanim wejdziesz, Potter, albo znowu zemdleję. Chcę mieć takie buty jak ty. Są bardzo wygodne. Nie mogę uwierzyć, że nosisz bokserki, jak ty w nich wytrzymujesz?
Harry chwycił po drodze bandaż i owinął sobie głowę, szczelnie zakrywając oczy.
— Dobry pomysł. Chyba przejąłeś cząstkę mojej inteligencji.
— Nie prowokuj losu. — Harry sprawdził, czy opaska mocno się trzyma.
— To ciebie swędzi tyłek? Czy mnie?
— Harry? — zapytał Ron. — Po co ci to?
— Żeby Malfoy znowu nie zemdlał, Ron, czy ty w ogóle słuchasz? — westchnęła Hermiona.
— Wiesz, może ta dziewczyna nie jest taka zła. Ach, Potter, czy to co czuję, to współczucie i niepokój o mnie? Jestem wzruszony, naprawdę. I wiesz co, ty też masz zgrabny tyłeczek. No. Teraz jesteśmy kwita.
Hermiona szła, prowadząc Harry'ego za rękę i pomagając mu omijać przeszkody.
— Trzyma cię za rękę. Jestem zazdrosny.
— Naprawdę jesteś. To szokujące. Dlaczego do diabła miałbyś być zazdrosny?
Hermiona pomogła Harry'emu usiąść na czymś, co — jak przypuszczał — było łóżkiem szpitalnym.
— Nigdy mi tego nie zapomnisz, mam rację?
— Tak. A teraz przestań na chwilę myśleć o tym, żeby mnie przelecieć i skoncentruj się. Hermiona na pewno nam pomoże.
— Malfoy? — powiedziała Hermiona, siadając obok Harry'ego, który doszedł do wniosku, że znajdują się pewnie na łóżku Draco.
— A można by pomyśleć, że nadano mi jakieś imię. Dag? — wychrypiał.
— Um... to my, Harry, Ron i ja...
— HAHAHAHAHA! Nie jezdeb śleby. Widziałeb, jak wchodziliście.
— Chciałabym coś wypróbować.
— Nie ba sbrawy — odparł Malfoy. — Dawaj. Jeśli boczuje się bo dym gorzej, będę busiał cię zabić, ale jesteb bewied, że wszyscy to zrozubieją.
Hermiona zamarła.
— To był żart — uspokoił ją Harry.
— Twoi przyjaciele to naprawdę straszne głuptaki, Potter.
— Wiesz, Hermiono, za każdym razem, kiedy Snape próbuje czegoś nowego, tylko pogarsza sprawę.
— Cóż, nie jestem Snape'em — stwierdziła Hermiona lakonicznie. — Zobaczmy...
— Och, Potter, moja głowa. Naprawdę strasznie mnie boli.
— Wiem. Przykro mi.
— To nie twoja wina. To przez Snape'a. Naprawdę jestem okropnie chory.
— Wiem. Bardzo mi przykro. Przeze mnie czujesz się jeszcze gorzej.
— Nie, nie. Ty jesteś... moim drugim ciałem. — Harry poczuł, że Malfoy się uśmiecha. — Moim drugim, gibkim, silnym, umięśnionym, seksownym ciałkiem, tylko czekającym, żebym je dotknął i...
— No dobrze — odezwała się Hermiona.
Harry usłyszał, jak wyciąga z kieszeni jakieś pergaminy, mruczy coś pod nosem i macha różdżką. Potem, pomimo bandaża zobaczył błysk światła. Draco zaczął krzyczeć. Harry poczuł, jak ból przeszywa mu plecy i rozchodzi się w jego nogach — albo nogach Draco, nie był tego pewien.
— Do diaska! Właśnie tego potrzebowałem. Pieprzone szlamy.
Harry uświadomił sobie jeszcze, że Hermiona dotyka jednego z nich w ramię, a potem zapadł w ciemność.
7.
Harry usłyszał gulgot. Pomyślał, że może to Draco, ale nie mógł stwierdzić tego z całą pewnością. Otworzył oczy. Wszystko wydawało się być zamazane.
— Och, Harry... — Głos Hermiony brzmiał, jakby płakała.
Mhmm. Odejdź, Muminku. Chcę moje ciasteczka.
Draco znowu był nieprzytomny. Harry nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Wiedział tylko, że rozciągnięty jest płasko na jakimś miękkim podłożu, a na nim leży coś ciepłego. Kiedy uniósł głowę, stwierdził, że tym czymś ciepłym jest Draco.
— Potter — powiedział maksymalnie rozdrażniony Snape. — Obudź się.
— Ja nie śpię.
Nie. Nie zabieraj mi herbatki, ty wiedźmo o szczurzej twarzy.
— Draco śpi, ale ja nie. Co się stało?
— Bardzo dobrze wiesz, co się stało, Potter. I muszę powiedzieć, że nie jestem szczególnie zaskoczony. Powinienem był rzucić na pana Malfoya jakieś zaklęcie ochronne. Nie robiąc tego, pozwoliłem tobie i twoim przyjaciołom napaść na niego.
Uch, Potter. Powiedz im, żeby przestali. Nie chcę iść na śniadanie. Chcę tu zostać. Z tobą. I z Muminkiem. I z twoją przeźroczystą bielizną. Do twarzy ci w niej.”
Harry jęknął i założył okulary, które Hermiona wsunęła mu do ręki.
— Panna Granger — ciągnął Snape — wyjaśniła mi, co chciała zrobić. Jestem zdumiony. I zdruzgotany. Gryffindor traci sto punktów. Za to, że prawdopodobnie umielibyście zrobić coś, czego ja nie potrafię.
Nadal tu jest, Potter. Ta Buka. Dalej słyszę ten okropnie irytujący głos. Pomyziaj mnie po brzuszku, to zniknie.
Hermiona była bardzo przybita. Harry mógł wyobrazić sobie burę, jaką dostała, zanim się obudził.
— Panna Granger zarobiła trzy tygodnie szlabanu za swoją zuchwałość, a ty, Potter, będziesz ukarany równie surowo. Jak tylko ten... bałagan się skończy. — Snape pociągnął nosem.
— Ale co dokładnie się stało? — zapytał oszołomiony Harry. Znajdował się w łóżku Draco, w skrzydle szpitalnym. Ślizgon leżał częściowo na nim i aktualnie wtulał głowę w jego nagie ramię. Harry zaczął zastanawiać się, jakim cudem jest półnagi i nagle poczuł się skrępowany, że Snape ogląda go w tym stanie.
— Twoi głupkowaci przyjaciele — wybuchnął Snape — usiłowali użyć zwykłego zaklęcia rozdzielającego. Głupia dziewucha. Nie miała pojęcia, z czym ma do czynienia. Zaklęcie rozdzielające! Tak jakbyśmy o tym nie myśleli wcześniej i nie odrzucili tej możliwości. Jestem przerażony, że po sześciu latach nauki jakiś uczeń mógł...
— KTO SIĘ TAK WYDZIERA?!
Draco jęknął i zsunął się z Harry'ego.
— Nie! — krzyknęła Hermiona. — Nie rób tego!
Przez ułamek sekundy Harry zastanawiał się, o co jej chodzi. Nie rób czego? Przecież trzymał ręce przy sobie. No, prawie. Tylko troszeczkę gładził dolną partię pleców Draco. Ale Hermiona nie mogła tego zauważyć, bo byli przykryci kocem. Harry nie zdążył jeszcze zadać sobie pytania, dlaczego Snape i Hermiona patrzyli, jak on i Draco, półnadzy, przytulają się do siebie na łóżku. Nie mógł też zrozumieć, której z tych rzeczy, jakie robili przed chwilą, Hermiona każe im nie robić. Jednak już w następnej chwili mógł myśleć tylko o bólu przeszywającym całe jego ciało. Obaj chłopcy krzyknęli.
— CHYBA JESTEM W PIEKLE! NIE MA TU ŁAZIENKI I WSZYSTKO MNIE BOLI! — sprecyzował Draco.
Nagle Snape i Hermiona znaleźli się po obu stronach łóżka i popchnęli ich z powrotem na środek materaca. Głowa Draco znowu leżała na ramieniu Harry`ego, a ból nagle zelżał.
— Nie ruszajcie się. Żaden z was. Musicie się dotykać! — syknęła Hermiona z oczami pełnymi łez.
Draco pisnął.
— Potter, co się dzieje?
— Najwyraźniej wpadliśmy z deszczu pod rynnę.
* * *
Pani Pomfrey zacmokała i powiększyła ich łóżko.
— Przykro mi, chłopcy — powiedziała. — Ale sami się w to wpakowaliście i teraz musicie ponieść konsekwencje. Jutro rano mamy zebranie i wspólnie ze wszystkimi nauczycielami zastanowimy się, co możemy zrobić w tej sytuacji. A na razie... śpijcie dobrze. — Uśmiechnęła się do nich szeroko. — Mam was związać, czy sami dopilnujecie, żeby wasze skóry stykały się przez cały czas?
Harry pomyślał, że pielęgniarka chyba świetnie się bawi.
— Czy nikobu innebu nie wydaje się choć trochę dziwde, że dauczyciele zachęcają horbonalnie rozchwiadych nastolatków, żeby sbali razeb, w dodadku nebal nago?— zapytał Draco niewinnie.
Brwi Snape'a podskoczyły niemal do linii włosów.
— Panie Malfoy — zdumiał się. — Jeśli by pan nie zauważył, to przypominam, że Potter jest chłopcem. Więc nic niefortunnego czy hormonalnie podejrzanego nie może się tu zdarzyć. Nie ma nic bardziej niewinnego niż dwóch nastoletnich chłopców śpiących razem w łóżku.
Hermiona i pani Pomfrey spojrzały po sobie. Draco i Harry popatrzyli na siebie. Wszyscy omijali wzrokiem profesora Snape'a.
— No co? — zirytował się Snape.
— Merlinie! A ja myślałem, że to ty jesteś tu najbardziej naiwny, Potter.
— Z jakiegoś powodu to wszystko wydaje mi się pocieszające. Może ja też mógłbym żyć w świecie, w którym żyje Snape....
— Jestem pewien, że ty ŻYJESZ w Snapolandzie, Potter. Zbierasz stokrotki i wypinasz w jego stronę swoje nastoletnie pośladki.
— Wydaje mi się, Draco, że pomyliłeś fantazje Snape'a ze swoimi własnymi.
Hermiona pochyliła się nad Harrym i cmoknęła go w policzek.
— Tak mi przykro, Harry — powiedziała, połykając łzy.
Wrrr. Zazdrosny, zazdrosny, zazdrosny.
— Nie przejmuj się, Hermiono. Wiem, że się starałaś. Na pewno jakoś rozwiążemy ten problem.
— Hmm... tak, na pewno rozwiążemy. Problem mojej frustracji seksualnej.
Hermiona i Snape skierowali się ku drzwiom, a zaraz za nimi podążyła wyraźnie rozbawiona pani Pomfrey.
— Skądinąd wiem — mruczał pod nosem Snape, wychodząc z sali — że jak chodziliśmy do szkoły, Lupin i Black bardzo często spali razem i nie było przecież w tym nic zdrożnego...
— Hmm. Więc... musimy... się dotykać, tak, Potter?
— Najwyraźniej.
— Szkoda, że jestem taki chory.
— Widać opatrzność czuwa nade mną.
— No, posuń się trochę. Prawie spadam z łóżka.
— Zajmujesz trzy czwarte materaca. I w dodatku leżysz na mnie.
— Cóż, lubię mieć dużo miejsca.
Harry westchnął.
—Coś mi mówi, że to będzie bardzo długa noc.
8.
Harry obudził się w środku nocy i natychmiast zdał sobie sprawę, że Draco też nie śpi. Nie był pewien, co go obudziło. Na pewno nie myśli Draco. Te były spokojne i może nieco smutne, ale Ślizgon odczuwał zadowolenie, było mu ciepło i nie wydawało się, żeby coś go dręczyło. Plecy Draco przyciśnięte były do piersi Harry'ego, a prawie ramie Gryfona, które służyło Draco za poduszkę, tylko trochę zdrętwiało. Lewe, otaczające talię Ślizgona, zgięte było w łokciu, a dłoń Harry'ego spoczywała na piersi towarzysza. Draco oddychał głęboko i równomiernie, zupełnie jakby udawał, że śpi. Jego ręka przykrywała dłoń Harry'ego.
— Nic nie mów, Potter.
— Co?
— Czy nie powiedziałem ci właśnie, żebyś się nie odzywał? Zepsujesz nastrój chwili.
— A to jakaś nastrojowa chwila?
— No tak. Zrobiłeś to. Właśnie. Zepsułeś nastrój. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny.
Draco uwolnił się z objęć Harry'ego i obrócił na plecy, dbając, żeby jedną nogą nadal dotykać nogi Gryfona.
— Ał, ał, ał, ał.
— Ta twoja grypa to naprawdę ciężki przypadek.
Skóra na plecach Draco była okropnie wrażliwa. Harry doszedł do wniosku, że to prawdopodobnie z powodu meczącej Ślizgona gorączki.
— Jestem pod wrażeniem twojego zmysłu obserwacji.
Harry wyciągnął rękę spod głowy Draco i podparł się na łokciu.
— Ale chyba masz mniejszy katar? — Twarz Draco była słabo widoczna w świetle księżyca. —W każdym razie możesz teraz oddychać przez nos.
— W nocy zawsze jest lepiej. Poczekaj do rana. Zobaczysz, to dopiero będzie zabawa. — Draco zakaszlał i odwrócił twarz.
— Nie bawi mnie to, że cierpisz.
— Uważaj, bo uwierzę.
— Oj przestań.
— Tak, cóż. Twój problem to dotykanie, Harry. Nie mam pojęcia, co z tym zrobić. Może powinieneś raczej wrócić do wyobrażania sobie tych wszystkich scen pornograficznych, które rozpraszały moją nudę w tym odosobnieniu. Oooo tak. Porno na żądanie. To lepsze niż rozkładówki w Playczarodzieju.
Harry wykonał ruch, jakby chciał go pacnąć, ale rozmyślił się i znowu położył rękę na piersi Draco.
Ślizgon spojrzał mu w oczy.
— Dziwaczne uczucie, prawda?
— Co?
— Czuć dokładnie to, co czuje druga osoba. Nie sądzisz?
— Wiesz, właściwie to nie takie dziwaczne. Wydaje mi się to takie... no nie wiem...
— Naturalne?
— Tak, dokładnie.
— I to chyba właśnie jest w tym najdziwniejsze.
Draco chwycił rękę Harry'ego, pokierował ją w dół swojego brzucha, aż do pępka, a potem z powrotem w górę.
— Ooooch.
— Taaak.
Tym razem Harry sam poruszył ręką i zadrżał, czując echo wrażeń na swojej skórze. Draco pozwolił dłoni Harry'ego wędrować po swoim ciele, a sam delikatnie przesunął palcami po bliźnie na czole Gryfona.
— Mmmm. To bardzo seksowne. Dlaczego nie robiłem tego wcześniej?
Harry też to poczuł. Swoją bliznę pod kciukiem Draco, oddech Ślizgona pod własną ręką, dłoń gładzącą go po brzuchu, miękką skórę Draco i dreszcz, gdy przesuwał palcami po jego ciele.
— Och. Tak. Nie przestawaj. To bardzo przyjemne. Tobie też się podoba, Harry?
— Tak.
Harry zaczął gładzić Draco po żebrach. Potem poczuł, że palce towarzysza wślizgują się w jego włosy i wtulił twarz w szyję Ślizgona.
—Ooooch. Pocałowałeś mnie.
— To źle?
— Wiesz, myślenie o tym to jedna sprawa. Po prostu nie przypuszczałem, że naprawdę to zrobisz.
— Czemu nie?
— Przypomnij sobie jak zachowywaliśmy się przez te wszystkie lata... Oooo tak, to bardzo przyjemne. Zaiste, bardzo. Masz takie cudowne palce, Potter. Hmmm. Znowu mnie pocałowałeś. Widocznie historia naszej znajomości nic dla ciebie nie znaczy. Albo nie możesz oprzeć się urokowi mojej szyi.
— To możliwe.
— Oooooch.
Palce Harry'ego powędrowały w dół talii Draco i wsunęły się pod jego bieliznę.
— Och! Och Mmmmm... A już na pewno nie sądziłem, że zrobisz TO.
Harry zachichotał.
— Noo, skoro tak stawiasz sprawę, to historia naszej znajomości dla mnie także nic nie znaczy. Ach, Potter, jesteś bardzo przekonujący. Ooooo, chyba widzę gwiazdy. Naprawdę masz w tym dużą praktykę.
— Ech, zamknij się.
— Och, och, och, och, tak. To było to. Wow. Założę się, że ćwiczyłeś te rzeczy na Weasleyu, mam rację? Ooooooo... Jestem o niego taki zazdrosny. Dlaczego to on miał te wszystkie przyjemności, skoro to mnie stać, żeby za nie zapłacić? I jestem od niego ładniejszy. Mmmmm... o tak, Harry. Właśnie tak.
— Nie robimy tego z Ronem. Przynajmniej już nie.
— ZAZDROSNY, ZAZDROSNY, ZAZDROSNY, ooooo tak, na Merlina... Ten cholerny Weasley nie zasługuje na coś takiego, ale JA tak.
— Cóż, byliśmy wtedy jeszcze dziećmi, to nie było, wiesz, nic wielkiego.
— Mmmm, ale to jest coś wielkiego, prawda? Cóż, w końcu trzymasz to w ręce, więc chyba nie muszę charakteryzować dokładniej?
— Hahahaha.
— Ooooooch. Ty też to czujesz, prawda?
— O, tak.
— Och, na Merlina, spokojnie, ja... OCH. Achhhhh. Wow.
Draco ciężko dyszał, muskając oddechem włosy Harry'ego. Po chwili uniósł się nieco i pocałował Harry'ego w bliznę.
— Wow.
— Myślałem, że to zajmie więcej czasu.
— HEJ. Jestem CHORY. Mam stalowe jądra dobrze wyposażonego byka. Nie możesz sugerować się tym wypadkiem. To nie było typowe.
— Ech heh.
— TO PRAWDA. Oj, przestań, to było nieprawdopodobnie ekscytujące, nie mów, że tobie poszłoby lepiej.
Draco przewrócił Harry`ego na plecy i przetoczył się na niego.
— Tak jak myślałem, WIELKI erotoman gawędziarz.
Zawahał się przez moment (Merlinie, co by na to powiedziała moja matka.), a potem pochylił się i pocałował Harry'ego w usta.
Harry był przekonany, że ziemia poruszyła się w posadach. Sekundę później zdał sobie jednak sprawę, że zakołysała się tylko rama łóżka.
— Cóż, zapewne nie jest to najbardziej wytrzymała rzecz na świecie — rozważał Draco, gdy Harry rozchylił wargi. — Mmmmm, Potter.
Chwilę później Harry był pewien, że tym razem ziemia naprawdę się zatrzęsła, albo że przez przypadek wsadził palce do gniazdka elektrycznego. A potem nagle zdał sobie sprawę, że czuje rozpaczliwą pustkę, osamotnienie i żal. Draco usiadł i spojrzał na niego. Harry otworzył oczy. Pierś Draco unosiła się i opadała. Chłopak oddychał, ale Harry nie słyszał go już w swojej głowie.
— Draco?
— Tag? — Głos Ślizgona nadal był zduszony i zachrypnięty. I smutny.
— Nie mogę, och...
— Do koniec. Jesdeśby wyleczedzi. — Draco zsunął się z Harry`ego i opadł na materac obok niego. — Co by się sdało, gdybyśby się dzie dodykali?
Harry przemieścił się na drugą stronę łóżka. Po raz pierwszy od dwóch dni był sam. Nie czuł żadnego bólu ani niczego innego.
— Hmmm. Wygląda na to, że sami sobie pomogliśmy. Przypuszczam, że Snape nigdy nie wymyśliłby TAKIEGO lekarstwa.
— Prawdobodobdzie dzie.
Milczenie, które zapadło po tych słowach, było ciężkie i nieprzyjemne. Żaden z nich nie przybliżył się do drugiego. Po kilku minutach, gdy Harry był przekonany, że Draco już zasnął, odsunął się jeszcze bardziej i odwrócił do Ślizgona plecami. Pomimo tych wszystkich lat, które spędził w schowku pod schodami myśląc, że na całym świecie nie ma nikogo, kto byłby jego przyjacielem, nigdy jeszcze nie czuł się taki samotny, jak teraz. Po jakimś czasie, słuchając równego oddechu Draco, Harry także zapadł w sen.
* * *
— Panie Malfoy! — krzyknął Snape.
Zaskoczeni chłopcy podskoczyli na łóżku. Podniecony i pełen samouwielbienia głos nauczyciela stojącego koło łóżka, był gorszy od dźwięku budzika.
— Odkryłem lekarstwo! — dodał i zanim zauważył, że chłopcy leżą nie dotykając się, uniósł różdżkę i zaczął mamrotać zaklęcie.
— Brofesorze Zd... — zaczął Draco, ale było juz za późno. W pomieszczeniu rozbłysło białe światło, a potem otoczyła ich chmura dymu. Ślizgon zakaszlał.
— No i? — zapytał Snape, nerwowo ściskając różdżkę w dłoni. — Lepiej się pan czuje? Zadziałało?
Chłopcy spojrzeli po sobie i zamrugali. Draco pociągnął nosem i promiennie uśmiechnął się do nauczyciela.
— Ach! NARESZCIE! Dobra robota, profesorze! — powiedział bardzo wyraźnie. — Chyba nareszcie udało się panu wyleczyć mnie z tej strasznej grypy.
Epilog
Mimo że Harry bardzo się starał, nie mógł zasnąć.
Wszyscy byli bardzo zadowoleni, że Harry w końcu uwolnił się od Malfoya. Ron uściskał go z radości, a Hermiona chlipała w obiad, nadal zmartwiona, że to nie ona wymyśliła sposób, aby mu pomóc.
Wszyscy oczywiście byli przekonani, że to Snape'owi udało się ich wyleczyć. Najbardziej przekonany o tym był sam Snape. Rozglądał się po sali z miną zwycięzcy największej bitwy wszech czasów i co chwilę prosił, żeby mu coś przyniesiono — najczęściej dokładkę deseru. Przypominał teraz Gilderoya Lockharta i Harry'emu na jego widok robiło się niedobrze. Ani on, ani Malfoy nie wyjaśnili, w jaki sposób zostali wyleczeni i co tak naprawdę się stało. Harry miał nadzieję, że nikt nie będzie ich dokładnie o to wypytywał. Był tym wszystkim zszokowany. Zszokowany i zakłopotany. Tak jak mówił Malfoy — co innego myśleć o czymś, a co innego to zrobić. Harry przypatrywał się uważnie swoim paznokciom, starając się w żadnym wypadku nie rozpamiętywać poprzedniej nocy.
Wszyscy byli zadowoleni. Nawet Malfoy wyglądał na szczęśliwego i patrząc na Harry'ego, ze zdumieniem uniósł brwi. Harry był zmęczony i przygnębiony. Czuł się bardzo samotny, chociaż nie wiedział dlaczego. Ale nie chciał, by inni zauważyli jego ponury nastrój. A szczególnie, żeby dostrzegł to Malfoy. Udawał, że jest wesoły, śmiał się z dowcipów Rona, a potem objął Hermionę i powiedział: „Zrobiłaś wszystko, co mogłaś zrobić w tej sytuacji. Przecież nie mogłaś wiedzieć. Nic się nie stało.” Hermiona pociągnęła nosem i pocałowała go w policzek, dziękując za słowa otuchy. Kiedy Harry uniósł głowę, Malfoy odwrócił wzrok.
Harry popatrzył w sufit. Jego łóżko było bardzo wygodne, a on był śpiący, ale nie mógł zamknąć nawet oczu. W sercu czuł ból, którego nie chciał przyjąć do wiadomości. Jak mógł tęsknić za tymi wszystkimi idiotycznymi myślami? Za tym ciągłym paplaniem? Za tym irytującym głosem w jego głowie? Za tym, że ktoś podgląda jego myśli. I to myśli, których istnienia nawet nie podejrzewał?
Drgnął z zaskoczenia, gdy poczuł, że materac ugina się lekko. Ktoś wślizgnął się za zasłony i siedział teraz na jego łóżku.
— Malfoy — syknął Harry. Nie mógł pomylić tej plamy jasnych włosów, nawet w takiej ciemności. — Jak się tu dostałeś?
— Och, przestań, Potter — mruknął Ślizgon, zrzucając buty. Położył się obok Harry'ego i utkwił wzrok w górze. — Dwa dni siedziałem w twojej głowie. Trudno, żebym nie poznał hasła do wieży.
— Och. Rzeczywiście — wydukał Harry. Przez moment milczeli obaj, gapiąc się w sufit. — No to... co tu robisz? — zapytał.
— Tęskniłeś za mną — odszepnął Malfoy.
Harry usiadł prosto.
— Skąd wiesz? To... wróciło? — Jego głos brzmiał prawie jak skrzek.
Malfoy zachichotał.
— Nie. — Pociągnął Harry'ego, przeturlał go na siebie i pocałował. — Po prostu zgadłem.
— Drań.
— Mhmmm. Uwielbiam mieć rację. Zaraz, ale przecież ja nigdy się nie mylę.
— Stalowe jaja, mój tyłek...
— Ach, właśnie. To mi o czymś przypomina.
— Tak?
— O tobie, o mnie, zaklęciu nawilżającym, orlim piórze, biurku McGonagall...
KONIEC
- 2 -