Filip miał jasną czuprynę i fiołkowe oczy. Bardzo lubił grać w piłkę nożną, ścigać się z kolegami na rowerze i robić wiele innych rzeczy. Najbardziej na świecie lubił jednak wygrywać i we wszystkim być najlepszy.
- Trochę martwię się o Filipka - powiedziała pewnego dnia mamusia chłopczyka do taty, który właśnie jadł zupę.
- Czy coś się stało? - zaniepokoił się tatuś.
- Filip bardzo płakał po powrocie ze szkoły, potem zaczął się złościć aż w końcu wyrwał kartkę z książki i podarł ją na drobne kawałeczki.
Tatuś przestał jeść i uważnie przyglądał się mamusi.
- Czy wiesz, dlaczego tak zrobił? - zapytał.
- Nic mi nie chciał powiedzieć, ale zadzwoniłam do Pani nauczycielki i dowiedziałam się, że dzieci na lekcji recytowały wierszyki. Potem Pani wybrała jedną dziewczynkę i jednego chłopca na konkurs recytatorski....
- Wszystko już wiem - przerwał tatuś. - Nie wybrała Filipa.
- No właśnie - potaknęła głową mama - A on twierdzi, że powiedział wierszyk najładniej z całej klasy.
Tatuś dokończył zupę, wstał od stołu u udał się do pokoju Filipa. Chłopiec siedział przy swoim biurku i coś rysował.
- Musimy porozmawiać - rzekł tatuś.
Filip niechętnie podniósł wzrok z nad kartki.
- Ja powiedziałem wiersz najładniej ze wszystkich - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Na pewno powiedziałeś bardzo ładnie - odparł tatuś. - Myślę jednak, że inne dzieci także dobrze recytowały swoje wierszyki. I myślę, że zasłużyły na to, aby wziąć udział w konkursie. Filipku - tato nabrał powietrza. - W waszej klasie jest dużo dzieci. Jedne pięknie śpiewają, inne rysują, a jeszcze inne recytują wierszyki. Ty przecież bardzo dobrze biegasz i Pani wytypowała Cię na jutrzejsze zawody sportowe.
Filip wzruszył obojętnie ramionami.
- Pomyśl tylko, innym dzieciom byłoby bardzo smutno, gdyby Pani do wszystkiego wybierała tylko Ciebie.
- Ale to ja jestem we wszystkim najlepszy - burknął Filip.
- Nie ma synku na całym świecie osoby, która we wszystkim byłaby najlepsza - tłumaczył łagodnie tato - i nie ma też takiej, która we wszystkim jest najgorsza. Każdy z nas potrafi robić coś dobrze, a coś innego troszkę gorzej i właśnie dlatego każdy jest potrzebny, a świat przez to ciekawy i niezwykły.
Potem tatuś powiedział, że muszą się wspólnie zastanowić, jaką karę poniesie Filip za wyrwanie kartki z książki i, że było to bardzo nieładne zachowanie.
Na drugi dzień Filip obudził się wcześniej niż zwykle. Bardzo się denerwował, ponieważ to właśnie tego dnia miał startować w zawodach. Pani powiedziała, że będą to biegi w parku niedaleko szkoły. Dokładną trasę biegu, dzieci miały dopiero poznać. Filip założył białą sportową koszulkę, granatowe spodenki i na to wszystko jeszcze dres ponieważ była już jesień, a dni stawały się coraz chłodniejsze.
- Mamo pędzę do szkoły - krzyknął kierując się w stronę drzwi.
- Halo, halo - zawołała mamusia. - Nie zapomniałeś o czymś?
Filip przystanął i rozejrzał się uważnie.
- Nie - odparł. - Wszystko mam.
- Siadaj do stołu - stanowczo powiedziała mamusia. - Nie zjadłeś przecież śniadania.
- Oj mamo - Filip był wyraźnie niezadowolony. - Spóźnię się.
- Masz jeszcze dużo czasu. Przecież nie będziesz miał siły biegać, jeśli nic nie zjesz.
Te słowa przekonały Filipa. O niczym innym nie myślał, jak o zdobyciu pierwszego miejsca. Przypomniał sobie, jak Pani w szkole mówiła, że trasa będzie długa i aby ją pokonać trzeba mieć siłę i wytrzymałość. No i oczywiście być szybkim. Bardzo szybkim! Filip widział w wyobraźni, jak mknie pomiędzy drzewami, jak równo i głęboko oddycha, a inne dzieci są daleko za nim. Nie mają siły biec, potykają się i przewracają . On natomiast dobiega do mety. Wszyscy wiwatują, cieszą się...potem staje na najwyższym podium i Pani nauczycielka wręcza mu złoty medal i ogromny puchar.
- Zjadaj śniadanie - głos mamusi wyrwał Filipa z zamyślenia.
- Już kończę - krzyknął wesoło chłopiec i gdy świeża bułka z serem znikła z talerza ruszył pędem w stronę drzwi. I tyle go mamusia widziała.
Dzień był słoneczny, a jesień powitała Filipa całą gama kolorów; czerwienią, rudością, zielenią i złotem. Chłopiec biegł po dywanie ułożonym przez opadające z drzewa różnokolorowe liście. W powietrzu unosił się zapach świeżego powietrza pomieszanego z lekkim chłodem. Przed szkołą było już kilka osób, inni wciąż dochodzili. Filip zwolnił nagle.
- Co to ma być?! - powiedział. - Co ona tu robi?
Nie miał jednak żadnych wątpliwości. Obok Pani stała Anka. Przez ostatnie dni chorowała i nie było jej w szkole. Pani nauczycielka powiedziała, że jeśli Anka nie wyzdrowieje do dnia zawodów, to zastąpi ją Ewa. Filip pomyślał, że Ania przyszła tylko po to, aby zrobić mu na złość. Zdarzyło się bowiem kilka razy na lekcjach Wychowania Fizycznego, że Anka prześcignęła Filipa w biegach dookoła szkoły. Filip długo nie mógł się z tym pogodzić. Nie dość, że był drugi, to jeszcze Anka była dziewczyną! Ostatnio, gdy Filip wbiegł na metę, tuż, tuż, ale jednak przed Anną, bardzo się zdenerwował, ponieważ na liście z wynikami podano, że to Anka wygrała. Podszedł wtedy do Pani i prawie krzyczał:
- Ja byłem pierwszy! Wszyscy to widzieli! Ona przybiegła za mną! Ona nie była pierwsza!
Stało się wówczas coś nieoczekiwanego. Pani zamiast przyznać mu rację, poprosiła go ze sobą do klasy.
- Siadaj Filip - powiedziała i nie miała wcale wesołej miny. - Czy zauważyłeś, że gdy tak krzyczałeś, to obok stała Ania?
Filip przypomniał sobie, że owszem zauważył, jak siedziała na ławeczce i rozmawiała z koleżanką, a potem zamilkła speszona, słuchając jego słów. Chłopiec nie rozumiał jednak, co to miało do rzeczy, czy Anka stała obok, czy nie. Przecież mówił prawdę, to on był pierwszy, więc co go obchodzi jakaś tam Anka.
- Powinnam Cię ukarać i nie dopuścić do kolejnych zawodów - powiedziała poważnie Pani.
- Nie dopuścić do zawodów?! Mnie?! - Filip nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. - Za co?! To ta oszustka nie powinna być dopuszczona do zawodów! Ja byłem pierwszy! Więc za co?!
- Za twoje nie sportowe zachowanie - odrzekła Pani. - Sport nie polega tylko na tym, aby być pierwszym, drugim lub trzecim. Sport to również koleżeństwo, ciepłe słowa skierowane do osób, które przegrały. Sport to praca w grupie, bo często zdarza się tak, że to właśnie ci słabsi, którzy nie zdobywają medali pomagają tym najlepszym odnosić sukcesy. Bez nich często byłoby to niemożliwe.
Filip nie za bardzo rozumiał jednak, o co Pani tak naprawdę chodzi, więc na wszelki wypadek nic nie mówił. W końcu Pani pozwoliła mu odejść, ale gdy już zamykał za sobą drzwi, dodała jeszcze:
- Ania powiedziała mi, że to Ty byłeś pierwszy i miałam zamiar poprawić listę wyników, ale po twoim dzisiejszym zachowaniu, nie zrobię tego. Powinieneś też przeprosić Annę, bo wykrzykując przy niej te straszne rzeczy, zrobiłeś jej przykrość.
Filip wcale jednak nie zamierzał przepraszać Anki.
- "I bardzo dobrze, że jest jej przykro - mówił do siebie pod nosem. - Co mnie to w końcu obchodzi? Ze mną nikt się nie liczy!" i gdy tylko zobaczył dziewczynkę, zaraz do niej podszedł i burknął:
- Jesteś głupia i nienawidzę cię!
To były bardzo nieprzyjemne słowa i Filip był ciekawy, co Anka odpowie, ale ona w z zupełnym spokojem odparła:
- Żal mi Ciebie. To musi być straszne nosić w swoim sercu tyle nienawiści.
Filip nie wiedział, co ma odpowiedzieć na te dziwne słowa, więc kopnął leżący na ziemi kapsel i odszedł.
***
Teraz widząc Ankę przed szkołą, wcale nie było mu do śmiechu. Obiecał sobie jednak, że wygra z nią i to, w taki sposób, aby nikt nie miał żadnych wątpliwości, że to on jest najlepszy. Zresztą, gdyby był w starszej klasie, wcale nie musiałby się ścigać z dziewczynami. Tyle razy przecież widział, że chłopcy biegali oddzielnie i dziewczyny też ścigały się same ze sobą. Nie było jednak czasu na rozmyślania, ponieważ wszyscy przygotowywali się już do opuszczenia szkolnego boiska.
Park również tonął w jesiennych barwach, ale wśród całej gamy brązów i purpury, wzrok przykuwała biało czerwona szarfa owinięta wokół drzew. To ona wyznaczała trasę, która miały biec dzieci.
Na początku pobiegły pierwszaki. Z każdej klasy po dwie osoby, więc grupka była ośmioosobowa. Następnie przyszedł czas na klasy drugie. Filip, Anka i resztę dzieci ustawiło się na linii startu. Na dźwięk gwizdka wszyscy ruszyli. Filip biegł, ile miał tylko sił w nogach. Oddychał głęboko, śledząc wzrokiem szarfę, aby się nie zgubić. W pewnej chwili poczuł, jak ktoś się zbliża z tyłu. To była Anka. Wyprzedziła chłopca bez większych trudności i zostawiła go za sobą w tyle. Filip próbował dogonić dziewczynkę, ale w oddali widział tylko jej plecy. Nagle wszystkie kolory zawirowały. Chłopiec potknął się o wystający konar drzewa i upadł na ziemię. Przez chwilę pomyślał, że wszystko stracone. Ale co to? Ktoś szarpnął go z całych sił za rękę.
- Wstawaj! Dobiegniesz! - usłyszał.
To była Anka. Zauważyła co się stało, gdy odwróciła się, aby sprawdzić, czy nikt jej nie dogania. Błyskawicznie zawróciła i pomogła Filipowi wstać.
- Biegnij! - krzyknęła i Filip zauważył, że zwolniła i biegła tuż koło niego, choć nie wyglądała na zmęczoną i z pewnością mogła by biec szybciej. Gdy zbliżali się do mety Filip przyspieszył i przekroczył linię pierwszy. Poczuł się jednak jakoś dziwnie i nie cieszył się, jak zwykle ze zwycięstwa. Wiedział, że Anka mogła z nim wygrać, a jednak tego nie zrobiła. Dlaczego? - zadawał sobie to pytanie do końca dnia. Był cichy i milczący, aż mamusia zaniepokoiła się, czy przypadkiem nie jest chory. Tatuś uśmiechnął się i zażartował:
- To nie Filip jest chory, tylko jego ambicja.
- A co to jest ambicja? - zainteresował się nagle chłopiec.
- To pragnienie bycia lepszym - odparł tatuś - Ale nie za wszelką cenę - dodał już bardzo poważnie.
Filip zrozumiał słowa tatusia. Nazajutrz poszedł do Pani i powiedział:
- To Anka powinna wygrać.
Potem opowiedział Pani cała historię. Pani była dumna z Filipa, że tak ładnie się zachował. To jednak jeszcze nie koniec historii, bo Filip gdy tylko zauważył Ankę, natychmiast jej pogratulował i podziękował za pomoc. Wtedy też zrozumiał słowa dziewczynki, które powiedziała dawno temu: " To straszne mieć w sercu tyle nienawiści". Zrozumiał je, bo to uczucie zostało zastąpione przez inne. Polubił Ankę. Na najwyższym podium stanęli oboje. Tak zdecydował Sędzia zawodów. I właśnie wtedy zdecydował, że opowie wszystkim dzieciom swoją historię.
KONIEC