Dzieci nie są własnością rodziców
Z o. Józefem Augustynem SJ rozmawia Ewa Poliszot
Jakie elementy wychowania dziecka uważa Ojciec za najważniejsze?
Wydaje mi się, że pierwszym istotnym elementem wychowania dziecka jest pełna rodzina, w której matka i ojciec się kochają, gdzie istnieje wzajemne porozumienie, akceptacja, życzliwość. Wszystkie inne elementy wychowania dziecka są związane z tym pierwszym. Każde dziecko w rodzinie winno być przyjęte przez oboje rodziców jako dar, niezależnie od tego, jakie ono jest: chłopiec czy dziewczynka, zdrowe czy chore. Dziecko potrzebuje wzajemnej miłości ojca i matki oraz ich wspólnej otwartości i akceptacji. Nie wystarcza „oddzielna” — „indywidualna” miłość ojca i „oddzielna” — „indywidualna” miłość matki. O ile narzeczeni powinni stawiać sobie pewne warunki w ich wzajemnej miłości, np. będę twoją żoną, jeżeli okażesz się człowiekiem odpowiedzialnym i będziesz mnie szanował, to rodzice nie mogą stawić podobnych warunków swoim dzieciom. Rodzice nie mogą powiedzieć swojemu dziecku: będziemy cię kochać, jeżeli będziesz grzeczny i posłuszny. Dlaczego? Miłość narzeczeńska i małżeńska jest miłością partnerską, a miłość rodziców do dziecka — szczególnie w pierwszym okresie jej rozwoju — nie. Dopiero w miarę dorastania dziecka winna stawać się coraz bardziej partnerska. Miłość rodziców do dziecka winna podlegać jednak ewolucji: od miłości całkowicie bezwarunkowej, która nie stawia żadnych wymagań, do miłości, które umie wymagać. Miarą wymagań stawianych dziecku nie mogą być jednak potrzeby rodziców, ale rozwojowe potrzeby — ludzkie i duchowe — samego dziecka. Rodzice wychowują dziecko nie do tego, aby je związać ze sobą, ale by mogło kiedyś odejść z domu i żyć na własną odpowiedzialność. Matki popełniają nieraz ten błąd, iż swoich dorastających synów traktują jak małych chłopców, a ojcowie dorastające córki traktują jak małe dziewczynki. Może trochę łatwiej jest dostrzec ojcu w dorastającym synu młodego mężczyznę, a matce w dorastającej córce dostrzec młodą kobietę.
Przeczytałam kiedyś opinię, że jeśli rodzice są zrównoważeni i w miarę dojrzali, to już jest sukces wychowawczy. Czy Ojciec się z tym zgadza?
Byłbym skłonny twierdzić, że jest to więcej niż połowa sukcesu wychowawczego. W moim odczuciu, dzieci wychowywane w „dobrej”, pełnej rodzinie nie potrzebują jakichś szczególnych zabiegów wychowawczych: specjalnych pouczeń, zakazów, nakazów. Rodzice winni jednak tak żyć, aby mogli powiedzieć dziecku: będziesz dobrym i uczciwym człowiekiem, jeżeli będziesz żył tak, jak my żyjemy. „Wychowanie się” dziecka polega przede wszystkim na procesie identyfikacji. Proces ten nie ma jednak charakteru informacyjnego czy intelektualnego. Nie chodzi w nim przede wszystkim o przekazanie zbioru informacji. Procesy identyfikacyjne są bardzo złożone i dokonują się w sposób nieświadomy tak dla dziecka jak i rodziców. Im większa harmonia i autentyczna ludzka miłość w rodzinie, tym mniej potrzebne są rodzicielskie interwencje wychowawcze. Jak dziecko ma postępować, winno to dostrzegać u swojego ojca i swojej matki. Rodzice przesadnie podkreślają nieraz swoje dobre intencje wychowawcze: „ja już mu(jej) tyle razy mówiłe(am)”. I co z tego, jeżeli na co dzień dziecko widzi u swoich rodziców odwrotność tego, co słyszy.
Czym różni się miłość ojca od miłości matki do dziecka?
Dojrzała miłość matki i ojca do dziecka, choć posiada znaczne różnice, nie wyklucza się wzajemnie, nie rywalizuje. Jest to miłość komplementarna. Chłopiec uczy się, kim jest jako mężczyzna zarówno przy ojcu jak i przy matce. Poprzez więź z matką uczy się relacji do kobiety. Więź chłopca z matką jest decydująca dla jego późniejszych więzi z koleżankami, narzeczoną, żoną. Podobnie jest w życiu dziewczynki. Ona uczy się kim jest jako kobieta przy matce i przy ojcu. Dziecko dla swojego osobowego wzrostu potrzebuje zarówno matki i ojca.
Miłość matczyna jest przede wszystkim ciepła, pełna życzliwości, akceptacji. Jest to miłość jakby „instynktowna”. Jeżeli żona-matka nie posiada dobrego oparcia w mężu-ojcu i nie reflektuje nad swoją miłością, jej więzi z dzieckiem mogą być naznaczone zaborczością. Miłość ojca jest pod względem emocjonalnym bardziej wytonowana. Ojciec chroni dziecko, daje mu poczucie bezpieczeństwa, wewnętrzną pewność, uczy je wychodzić do świata. Ojciec pokazuje dziecku, iż sensem życia jest nie tylko „rodzinne ciepło”, ale także „wychodzenia do świata”, służba innym. O ile matka chciałaby zatrzymać dziecko w domu, o tyle ojciec pragnie, aby dziecko wyruszyło z domu i odnalazło swoje miejsce w świecie. Aby wyjść do świata trzeba jednak spełniać pewne warunki. Zagrożeniem dla ojcowskiej relacji z dzieckiem może być jednak pewna obojętność emocjonalna. Wolność emocjonalna, dystans może być pomylony z chłodem wobec dziecka.
Na jednym ze spotkań Ojciec powiedział, iż rodzice winni przekazać dziecku wszystko, co mają najlepszego, do 9 roku życia.
Ta granica jest dość umowna. Niektórzy mówią, że wszystko co najważniejsze w wychowaniu, dzieje się do 3 roku życia. W każdym razie napewno przed okresem dojrzewania. Zanim dziecko pójdzie do szkoły winno być na tyle głęboko i mocno związane z ojcem i matką, aby później rodzina była ważniejsza od szkoły; by zdanie rodziców liczyło się bardziej niż rówieśników. Do około 10 roku życia rodzice mają potężny wpływ na dziecko. Wpływ ten z biegiem lat stopniowo się kurczy. Po 10 roku życia wpływem tym — o ile tak moża się wyrazić — rodzice z konieczności muszą się podzielić z rówieśnikami dziecka, jego wychowawcami, duszpasterzami czy też innymi osobami.
Dorastające dziecko odruchowo szuka wzorców także poza rodziną.
Dziecko „instynktownie”, nieświadomie szuka wzorców. Ono „nie wie” jeszcze, co znaczy być mężczyzną lub kobietą, czym jest miłość, jak budować więzi, czym jest dawania, służba. Jest „zaprogramowane” w sensie genetycznym, ale „osobowo” i „społecznie” uczy się dopiero życia. Jeżeli wzorce rodzinne są niewyraźne, słabe, a poza rodziną spotyka „niedobre” wzorce, wówczas kształtowanie jego osobowości może być bardzo zachwiane. Jeżeli ojciec nie jest wzorcem, np. się upija, jest nieodpowiedzialny, brutalny, to syn spontanicznie będzie oglądał się za innymi wzorcami. Wzorcem może być nauczyciel, który „dopełni” rolę ojca, dla dziewczyny wychowawczyni, która może „dopełnić” rolę matki. Wzorcem może stać się starszy kolega, koleżanka. Dziecko ma szczęście, kiedy trafi na osobę odpowiedzialną, dojrzałą i na niej będzie się wzorować. Ale jest zawsze wielkim dramatem, kiedy dziecko natrafia na człowieka nieodpowiedzialnego, który wykorzysta jego dziecięce zaufanie i pragnienie akceptacji.
Ojciec mówi o oddziaływaniu rodziny i oddziaływaniu środowiska. A co z samym młodym człowiekiem? Czy to nie on sam dokonuje ostatecznie wyboru?
W pierwszym okresie życia oddziaływanie rodziny i środowiska jest decydujące. Pięcioletnie dziecko nie jest jeszcze w stanie zdecydować, iż w życiu będzie uczciwe i nie będzie kłamać, stosować przemocy, kraść czy też manipulować innymi. Takie decyzje wymagają pewnego stopnia świadomości moralnej, samodzielności życiowej oraz wewnętrznej wolności. Stąd też na początku rozwoju człowieka decydująca jest właśnie rodzina. Rodzice nie powinni obawiać się zbytnio złego wpływu środowiska, jeżeli ich w domu jest w miarę zdrowa i zrównoważona miłość. Negatywne oddziaływanie środowiska bywa wówczas łatwo zniwelowane więzią z ojcem i matką. W wychowaniu dorastającego człowieka zawsze jednak pozostaje pewna niewiadoma. Pomiędzy oddziaływaniem rodziny a wpływem środowiska jest gdzieś „osobisty wybór” i „osobista decyzja”. Wolność człowieka w miarę jego wzrostu staje się decydującym czynnikiem w jego postawie wobec siebie, bliźnich i wobec Boga. Jest to „element” wychowania najmniej określony. Człowiek ze swoją wolnością pozostaje zawsze jakąś tajemnicą. Stąd też nikt z rodziców nie może sobie zagwarantować „udanych dzieci”.
Skąd rodzice mogą więc czerpać wiarę, że ich dzieci wyrosną na dobrych i szczęśliwych ludzi? Życie ze świadomością, że ich wysiłki rodzicielskie mogą być zmarnowane, jest dramatycznie trudne.
Wychowanie dzieci jest zawsze szczególną okazją do powierzenia swojego życia i życia własnych dzieci Panu Bogu. Rodzice winni nieustannie pamiętać, że „ich dzieci” nie należą do nich. Należą do Boga. Są im dane „na jakiś czas”, aby im towarzyszyli w drodze do dorosłości i dojrzałości. My chrześcijanie mamy podstawy, do tego, żeby wierzyć w człowieka, nawet bardzo małego człowieka. Bóg stworzył nas samych i nasze dzieci na obraz i podobieństwo swoje. Jeżeli dziecko ma warunki, to ten obraz Boga w nim rozwija się spontanicznie. Istotą wiary rodziców w swoje dzieci jest to, iż każdy człowiek — także wówczas, kiedy jest jeszcze niemowlęciem, szuka najpierw dobra dla siebie samego.
Dlaczego najpierw dla siebie?
Może bowiem dać innym tylko to dobro, które sam przyjmie. Wychowanie dziecka, to dawanie dobra, aby ono mogło następnie dawać dobro innym — również swoim własnym dzieciom. Dziecko nie jest w stanie wziąć sobie samo dobra. Niemowlę zostawione samo sobie umrze. Dziecko niekochane będzie się czuło nieszczęśliwe, zagubione.
Ale w tym pragnieniu dobra dla siebie dzieci błądzą. Stąd w wychowaniu dzieci bywają karane. Czy rzeczywiście należy dzieci karać?
Wszyscy błądzimy w szukaniu dobra dla siebie. Błądzą też nasze dzieci. Stąd też należy prostować ich szukanie dobra dla siebie. Temat karania winien być „ostatnim” tematem o wychowaniu. Z pewnością należy karać. Karanie posiada jednak swoje bardzo ściśle określone warunki. Jeżeli dziecko nie jest kochane, karanie będzie dodatkowym ranieniem dziecka. Karać dziecko mają prawo tylko ci rodzice, którzy je kochają. Bóg w Apokalipsie mówi o sobie: Ja wszystkich, których kocham, karzę i ćwiczę. Czym jest kara? Jest korygowaniem, które jest inspirowane miłością. W wychowaniu trzeba by odróżnić karę, jaką stosuje się w społeczeństwie wobec przestępców i karę wobec dziecka. Dziecko nie jest małym przestępcą. Jeżeli ojciec czy matka tak je traktują, to je krzywdą. Dziecko powinno jednak uczyć się odpowiedzialności za swoje postępowanie. Musi kojarzyć pewne swoje zachowania ze skutkami, jakie one wywołują. Jeżeli np. dziecko mimo tego, iż było wcześniej upominane kilkakrotnie, rozbije piłką szybę, wówczas trzeba wstawić nową szybę. Może ono uczestniczyć w konsekwencjach swojego czynu, ale na miarę swoich możliwości. Może dołożyć się ze swojego kieszonkowego na szybę. Gdyby jednak pozbawić dziecka kieszonkowego na kilka miesięcy, byłaby to kara okrutna. Kara wymierzona dziecku, nie powinna być narzucona, ale raczej zaproponowana. Sukcesem wychowawczym jest to, iż dziecko przyjmuje dobrowolnie karę. Dzieci są istotami bardzo rozumnymi. Mają duże poczucie sprawiedliwości i przyjmują łatwo „sensowne” kary. Jeżeli dziecko zawini, czuje, iż zawiodło, łatwo zgadza się na karę. Nawet w procesach penitencjarnych, kiedy przestępca przyznaje się do winy, dąży się do tego, by kara była ustalona w trybie pertraktacji.
Z dużym wahaniem zadaję to pytanie. Co myśli Ojciec o biciu dzieci?
Nie dramatyzowałbym tego problemu. Jeżeli matka w odruchu gniewu da klapsa dziecku, nie jest to szczególny problem. Ważne jest wówczas, czy je kocha równoważoną miłością. Istnieje dzisiaj swoista fobia społeczna „bicia dzieci”. Dziecka nie wolno dotknąć fizycznie, ale jednocześnie wolno je zdemoralizować. Jeżeli jednak ma Pani na myśli jakieś „zaplanowane”, „systematyczne” bicie dziecka do bólu, uważam iż jest ono nie do przyjęcia. Nie powinno się stosować przemocy fizycznej wobec dzieci. Bicie dzieci jest wyrazem przemocy silniejszego nad słabszym. Dzisiaj nie karze się fizycznie dorosłych. Znęcanie się nad dzieckiem, dotkliwe cielesne kary są zawsze krzywdą, nieraz wielką krzywdą. Dzieci odbierają je jako upokorzenie. Takie kary są nie tylko naruszeniem osobistej godności dziecka, ale nierzadko wprowadzają dziecko w kompleksy niższości i obniżają jego poczucie własnej wartości. Częste karanie dzieci rodzi w nich odruch buntu i odwetu. W takiej sytuacji dziecko może „uodpornić się na jakiekolwiek karnie” ze strony dorosłych.
Jak może rodzic pomóc nastolatkowi przejść przez okres buntu, by osiągnął prawdziwą dojrzałość psychiczną, emocjonalną i duchową?
Rodzice w okresie dojrzewania swoich dzieci zwykle zbierają żniwo wcześniejszych wysiłków wychowawczych. Pomoc będzie zależeć od tego, co zrobili wcześniej. Jeżeli nie robili wiele, nie budowali więzi z dziećmi, sytuacja może być czasami dramatycznie trudna. Co rodzice mogą zrobić dla dziecka w okresie dojrzewania, zależy od tego, na ile dziecko czuje się z nimi związane i jest otwarte na ich pomoc i wsparcie. Kiedy dziecko czuje się kochane troskliwą zrównoważoną miłością, łatwo jest mu pomagać. O wiele trudniejsza jest pomoc wówczas, kiedy brakuje silnej więzi z rodzicami. W każdym okresie życia można ją jednak budować. Aby dziecku pomóc, trzeba bardzo dużo z nim rozmawiać, wychodzić mu naprzeciw. Dzieci — także w okresie dojrzewania — nie są z kamienia. Wcześniej czy później dostrzegają rodzicielską troskę, czują się nią poruszeni, nawet jeżeli ojciec czy matka popełnili wcześniej wiele błędów. Z dzieckiem w okresie dojrzewania trzeba jednak prowadzić rozmowę w sposób umiejętny, z wyczuciem. Nie może ona koncentrować się na negatywnych stronach jego zachowania. Rodzice nie powinni także zbyt nachalnie wdzierać się w świat intymności nastolatka. Pytania niedelikatne mogą być odbierane jako ingerowanie w prywatną sferę życia. Rodzice powinni sobie uświadomić, że ich dziecko dorasta i posiada już swój świat, do którego mogą wchodzić za wyraźną zgodą.
Rodzice winni być świadomi, że ich dzieci w okresie dojrzewania potrzebują ich bardzo; nie tylko ich pieniędzy, ale także ich oparcia, troski, poczucia bezpieczeństwa, nawet jeżeli młodzi często udają silnych i dorosłych. Jest to pewna gra z ich strony. Jeżeli dorastający chłopiec kłóci się z ojcem, to najczęściej nie dlatego, że ma inne zdanie, ale wręcz odwrotnie — kłóci się z ojcem, ponieważ ma takie samo zdanie jak on, ale potrzebuje jednocześnie odgrodzić się od niego. W kłótni usiłuje sobie udowodnić, że to co myśli, jak patrzy na świat, to jest jego własne myślenie i jego własne patrzenie, a nie jego ojca. Rodzice powinni dać dziecku „wykłócić się”, powinni pozwolić, aby powiedziało swoje „do końca”. Rodzice fałszywie odbierają swoje dziecko, kiedy czują się zagrożeni jego „niegrzecznym mówieniem”. Niesłusznie nieraz wydaje się rodzicom, że dziecko kwestionuje cały ich wysiłek, całą ich miłość, troskę. To jest zbyt wąskie odbieranie dziecka. Dziecko przez kłótnie usiłuje nieraz w sposób bezradny oddzielać się od rodziców i zbudować swój świat. Rozdarcie nastolatków polega nieraz na tym, iż bardzo polegają na rodzicach, a jednocześnie widzą konieczność samodzielności życiowej. Biblia mówi, że człowiek musi opuścić ojca i matkę, aby móc „zamieszkać u siebie”, zbudować swoj własny dom. Dojrzewanie jest trudnym okresem życia. Rodzice winni to rozumieć. Kiedyś rozmawiałem z pewnym młodym człowiekiem, który skarżył się, że rodzice nie pozwalają mu przyprowadzać kolegów, słuchać muzyki, bo ta muzyka im przeszkadza. Powiedziałem mu: to nie jest twój dom, tylko twoich rodziców i nie zapominaj o tym, musisz się podporządkować rodzicom w tym, co jest najważniejsze — to jest ich dom, nie możesz wynosić rzeczy z domu, bo to nie są twoje rzeczy. Zbudujesz dom, będziesz w nim robił, co będziesz chciał. Są pewne granice, których nastolatek nie może przekraczać. To również trzeba mu nieraz przypomnieć, ale zawsze w klimacie akceptacji i zrozumienia.
Jakich wskazówek wychowawczych udzieliłby Ojciec samotnym matkom, bo te najczęściej wychowują swoje dzieci.
Jest to zawsze bardzo bolesna i raniąca sytuacja dla wszystkich stron. O tym trzeba by myśleć, kiedy młodzi przygotowują się do małżeństwa. Nieobecność ojca może sprawiać dziecku dużą trudność w rozwoju emocjonalnym. Nie jest to jednak sytuacja bez wyjścia. Uzupełnienie nieobecności ojca może dokonywać się przez pozarodzinne relacje dziecka: z innymi mężczyznami w rodzinie, np. z dziadkiem, wujkiem, z wychowawcą. W tych kontaktach dziecko, szczególnie chłopiec, szuka wzoru dla własnej tożsamości osobowej jako mężczyzny. Potrzeba ta zostaje wówczas przynajmniej częściowo zaspokojona. Relacje dziecka z rówieśnikami odgrywają wówczas także bardzo ważną rolę. Matka winna rozmawiać z dzieckiem jasno i szczerze na temat nieobecności ojca. Dużą rolę w świadomości dziecka odgrywa sama przyczyna nieobecności ojca. Kiedy ojciec porzuca rodzinę, dziecko czuje się głębiej zranione. Jest to bowiem pewna forma opuszczenia czy nawet odrzucenia. Kiedy natomiast nieobecność ojca wynika np. z faktu jego śmierci, wówczas brak ten — choć bolesny — jest mniej raniący. Łatwiej jest dziecku wówczas pogodzić się z brakiem ojca. Matka wychowująca dziecko samotnie musi okazać silną psychicznie i duchowo, przyjmuje bowiem na siebie podwójną rolę: ojca i matki. Jest to niełatwie zadanie. W takim wychowaniu matczyna serdeczność musi być połączona z ojcowską stanowczością i poczuciem bezpieczeństwa. Życie pokazuje jednak, iż wiele matek dzielnie spełnia to trudne zadanie.