Dziedzictwo
autor:bagienny
Dzień dławił się w ulicznych korkach. Jak zwykle o tej porze. Godziny schodzącego szczytu. Za chwilę dojadą do marketu i zrobią cotygodniowe zakupy.
W samochodzie panuje cisza. Tylko dziecko na tylnym siedzeniu, nie może znieść już ciszy. I zaczyna paplać. - Dzisiaj naucyłam się nowego wiersyka. - Nie teraz Marlena. Nie widzisz, że tatuś jest zmęczony - głos kierowcy był zmęczony. Po całym dniu pracy, jeszcze będzie musiał znieść obecność tych wszystkich ludzi. Market, przedsionek piekła, jak mawiał jego młodszy brat. Mawiał, gdyż zapił się na śmierć przy budowie jednego z nich.
Dziecko posmutniało. - Wiesz co? Jak dojedziemy do sklepu, kupimy ci czekoladki. Wiesz - matka odwróciła głowę i spojrzała z uśmiechem na dziecko - te w kształcie misiów. - Dobse. - Ale od tej chwili bądź cicho, kochanie. - Dobse mamusiu - dziecko potwierdziło. Jego skupienie rozbawiło matkę. Trąciła męża lekko w ramię, ten spojrzawszy w lusterka zobaczył minę córki. Uśmiechnął się.
- No to zjazd do kasy. Ciekawe ile tam będziemy dzisiaj stać.
- Nie wiem, ale musimy zrobić zakupy. Raz w tygodniu trzeba przez to przebrnąć.
I całą rodziną przechodzili to co tydzień. Marlena choć jeszcze nie umiała tego nazwać, wiedziała, że to jakiś rytuał. Rytuał, któremu jej tatuś i mama oddawali cześć bogowi konsumenta. Dla niej zawsze istniała pociecha. Wśród regałów z wściekłymi kolorami, atakującymi ją ze zewsząd, czuła się źle. Ale bliskość rodziców odganiały, te twarze pełne zębów. I te lalki, które wyglądały jak ona sama, tyle, że były z gumy.
- Monia! - krzyknęła i uciekła, od ojca, który stał przy regałach z mlekiem.
- To za 8.99 a to za 9.99. Tu jest promocja. To jest od krowy, to też. Które jest dobre - znudzona pracownica sklepu słuchała wywodu mężczyzny. Przez całe dziesięć godzin, musiała tego słuchać. Jeden więcej, jeden mniej co za różnica.
- Proszę pana, to jest w promocji...
- Ale jest droższe...
- Tak, ale przy kasie otrzyma pan szczoteczkę do zębów i bon na kupno kolejnego litra mleka za 7.99.
- Monia! - dziecięca powaga rozbawiała niektórych klientów, a część z nich doprowadzała do furii.
- Dzieciak bez opieki. Tylko czekać aż coś zmajstruje.
Wreszcie oczy dziewczynki ujrzały lalkę. Ktoś podniósł ją z ziemi i położył na piramidzie puszek z mięsem. Marlena rozejrzała się w poszukiwaniu rodziców.
- Ma... - nieskończyła, była teraz sama. Z głośników sączyła się jakaś trzaskliwa muzyka.
Sama da sobie radę. Przecież pani w przedszkolu mówiła, by nie zawracać dorosłym głowy.
Nóżka powędrowała do góry. Pierwsze stopnie piramidy, były już za nią. Jeszcze trochę.
Dłoń niezgrabnie złapała Monię za szmacianą główkę. Stopień uciekł do tyłu. Puszki z hałasem zaczęły turlać się po podłodze.
Coś się stało. Coś złego. Po chwili z ust dziecka, wydobywało się buuuuuu przerywane łkaniem. Twarz mokra od łez szukała rodziców. Mama!
Kobieta podeszła do dziecka. Podnosząc je energicznie z podłogi, zimnym wzrokiem skuwało maleńkie serce w kajdany strachu.
- Ty wredny dzieciaku. Zawsze są z tobą kłopoty. Nie umiesz pięciu minut poczekać spokojnie. Zawsze musisz coś zbroić. Nieznośna. Czekaj, aż tata to zobaczy.
Kobieta poczuła dotyk na ramieniu. Odwróciła się.
* * *
- Zobacz co znowu ten gówniarz nabroił. Już nie mam sił do niego.
- Ty matole. Jak można być tak głupim. Posprzątaj to!!!
- Jesteś taka sama jak twoja matka. Pierdolona dziwka. Wynoś się stąd.
- Jak to? Jak to nie rozumiesz, ja ci gówniaro zaraz pokaże. Córeczko tatusia...
- Nie. Powiedziałem. Nie i ani się waż, bo dostaniesz wpierdol.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić.
- Kiedy znajdziesz sobie chłopa? Ty dziwko!!! Wszystkie jesteście takie same.
- Przynieś bachora do domu. Tak, tak przynieś. Zobaczymy co twój kochany tatulek powie. Wylądujesz na bruku szmato.
* * *
Mężczyzna patrzył ze zdziwieniem na matkę swojego dziecka. Kobieta siedziała pośród rozrzuconych puszek. Obejmując dziecko, które było za małe, by odwzajemnić gest. Kiwała się w przód i w tył.
Marlena głośno przełykała ślinę.
- Ciiii już spokojnie. Nie chciałam. Obiecuje, uspokój się. Ciiii maleńka.
Chowając twarzy przy główce dziewczynki szepnęła.
- Wybacz.
Koniec