ZZ Życzenie urodzinowe


Życzenie urodzinowe


Piąty czerwca. Dzień, w którym wszyscy kują na egzaminy w Hogwarcie. No, prawie wszyscy, albo bardzo wielu uczniów. Na pewno zaś nie zalicza się do nich grono szóstoklasistów, którzy zajęli jeden z nieużywanych lochów i zrobili w nim bibę stulecia, zakrapianą sowicie przeróżnymi rodzajami alkoholów. Severus Snape nic o tym nie wiedział, a raczej udawał, że nie wie, nie słyszy i nie widzi. Stary Drops tym bardziej przymykał oko na takie małe ekscesy. W końcu tylko jeden, jedyny, raz kończy się siedemnaście lat, nawet, jeżeli jest się synem wielkiego Lucjusza Malfoya, przewodniczącego rady nadzorczej Ministerstwa Magii i, od niedawna, wiceministrem tegoż ministerstwa. Draco był tego samego zdania. Właśnie opróżnił kolejną szklaneczkę wina andaluzyjskiego o barwie pszenicy i mocnym, słodko-cierpkawym smaku. Rocznik 1825. Najlepszy rocznik i jedno z najdroższych i najlepszych win magicznych. Takiego klarownego smaku nie osiągnie żadne wino mugolskie. I takiej ceny także. Dwa tysiące galeonów za półlitrową butelkę, Ale czy Draco Ananiasz Gotfryd Lucjusz Malfoy, spadkobierca miliardowej fortuny i właściciel skrytki Gringotta z niebagatelną sumką czterech milionów galeonów, miał się tym przejmować? Nie przejmował się, tak samo jak nie przejmował się tym, że na jego obnażoną klatkę piersiową polał się otwarty przez Pansy, bardzo drogi szampan, który dziewczyna teraz pieczołowicie scałowywała znad jego pępka.
- Kochanie, nie tak zachłannie - Draco zachichotał. - Musi wystarczać dla innych. Teraz kolej na Blaise'a. Cóż ty mógłbyś dla mnie dzisiaj zrobić?
Przed chwilą, na życzenie solenizanta, Crabbe i Goyle zaśpiewali w duecie "Like a virgine", czym rozbawili podchmielone towarzystwo do łez.
- Może zatańczysz Jezioro Łabędzie? O! To jest pomysł -Malfoy roześmiał się i pociągnął z gwinta spory łyk szampana. Blaise skrzywił się, ale nie miał wyjścia. Jedna z nieoficjalnych tradycji było to, że w dniu swych siedemnastych urodzin solenizant mógł sobie zażyczyć wszystkiego i trzeba było to spełnić. Wiele osób nie robiło użytku z tego prawa,, ale zawsze były wyjątki. A Malfoy już w dniu swego przyjścia na świat okazał się wyjątkowo wredny. I, z roku na rok, robił się coraz gorszy. Blaise z filozoficzną miną rozpoczął pląsy przed rozchichotaną widownią. Jego taniec miał tyle wspólnego z baletem co maniery Rubeusa Hagrida z manierami Severusa Snape'a. Ale to nie było ważne, innym się podobało, a szczególnie solenizantowi.
- Blaise, przyjacielu - Ares Nott, którego jak na razie nie zaszczyciło żadne zadanie uśmiechnął się złośliwie- ty marnujesz swój talent.
- Ares, przyjacielu zamknij się!
Całe towarzystwo ponownie wybuchło śmiechem. Byli szczęśliwi, tak po prostu po dziecinnemu szczęśliwi. Voldemort zginął i wielu z nich odetchnęło z ulgą. Nie chodziło bynajmniej o to, że martwili się o los szlam czy mugoli. Nie byli hipokrytami. Martwili się o siebie. Gdyby nie to, że Potter w czasie ferii Bożonarodzeniowych pokonał Voldemorta, wielu z nich pewnie by już nie żyło lub walczyliby o z góry przegraną sprawę.
Wreszcie byli wolni. Więc niech żyje Potter i... pieprz się Potter!
Toast ten, wymyślony przez Ślizgonów, wznoszony był dzisiejszego wieczoru już kilka razy. I, co zadziwiające, najczęściej wznosił go sam solenizant, co nie uszło uwadze kilku osób. Jedną z nich zainteresowało to w szczególności.
- Draco - Ares z zaciekawieniem przyglądał się jubilatowi - a co byś chciał tak naprawdę dostać? Tylko szczerze.
- Wymigujesz się! - Pansy puściła oko do Aresa.
Wszyscy pamiętali, co młody Nott zażyczył sobie miesiąc temu. Przez cały wieczór Draco Malfoy miał chodzić w stroju francuskiej pokojówki. Wszyscy twierdzili, że wyglądał uroczo, oczywiście oprócz samego Malfoya, ale kto by się nim przejmował.
- Wcale się nie wymiguję, po prostu chcę wiedzieć.
- Po prostu boisz się zemsty - Blaise usiadł na podłodze i spojrzał prosto na Dracona. - Ale Arii ma racje, mów Blondasku, czego chcesz.
- Jestem za trzeźwy żeby wam powiedzieć - Draco roześmiał się nieco nerwowo.
Z jednej strony chciał zobaczyć miny swoich przyjaciół, a z drugiej bał się tego. Na razie postanowił nie myśleć o swoich prawdziwych pragnieniach, tylko bawić się aż świat zacznie wirować. Napił się wina i spojrzał na Aresa. Już wiedział, o co go poprosi.
- Arii, skoro jesteśmy wśród przyjaciół zrób mi tą przyjemność i... przez kwadrans pieść swoją miłość.
- Ekhem, że jak? - Nott pomyślał, że to nie może być prawda. Draco nie może wydać tak haniebnie jego uczuć. Jedno spojrzenie na minę Malfoya powiedziało mu jednak, że Ślizgon może to zrobić. Może i właśnie robi.
- A trzeba było posłuchać ojca, kiedy mówił, że żaden męski potomek Malfoyów zniewagi nie zapomina- pomyślał, przełknął ślinę i spróbował niedbale się uśmiechnąć.
- Przecież on nikogo nie ma... teraz - zauważyła trzeźwo Millicent.
- Och, nie ma... Ale bardzo chce kogoś mieć - Draco znowu napił się wina, tym razem prosto z butelki.
Ares zarumienił się lekko i przeczesał swoje kasztanowe loki. Jego niebieskie oczy posłały Malfoyowi spojrzenie pełne wyrzutu. Ale Draco wiedział co robi. Nott był silnym, mądrym chłopakiem, a jednocześnie był strasznie nieśmiały w "tych" sprawach. Z jego pierwszą dziewczyną - Anett Larsson, o rok starszą Ślizgonką, umówił go właśnie Draco. Jak tak dalej pójdzie, Ares nigdy się nie odważy, albo będzie już za późno. Jego obiekt westchnień podobał się bowiem wielu przedstawicielom obu płci. Solenizant robił mu w gruncie rzeczy przysługę.
- Dodam tylko, że to on - Draco uśmiechnął się lubieżnie. - No dalej, Ares. Sami swoi.
- O! - Parkinson wyszczerzyła się radośnie. - Marzyłam, żeby zobaczyć dwóch myziajacych się facetów, zwłaszcza takich -bi, a nie całkowicie... zorientowanych na siebie. Mniam! - Wyrwała Malfoyowi butelkę z winem i opróżniła ją do końca.
Ostanie słowa bynajmniej nie ośmieliły zbytnio Aresa, ale upił kolejny łyk wina ze swojej szklanki i wstał.
Jak mnie wyśmieje, to zabiję Dracona - pomyślał.
Podszedł do zaskoczonego Blaise'a i pochylił się, żeby go pocałować. Zabini lubił flirty, ale jeszcze z nikim nie poszedł do łóżka. Ani z chłopakiem, ani z dziewczyną. Stwierdził, że poczeka na właściwy moment i okazało się, że naprawdę jest wytrwały. Ale nie miał nic przeciwko pieszczotom, zwłaszcza po alkoholu i zwłaszcza od tak przystojnego młodzieńca. Zmrużył swoje ciemne, lekko skośne oczy, i oddał pocałunek. Przez salę przetoczył się jęk zaskoczenia, podziwu i zazdrości.
Ares popchnął delikatnie Blaise'a, tak, że ten leżał na podłodze. Następnie usiadł na nim i zaczął całować jego twarz. Im obu się to bardzo spodobało. Zresztą nie tylko im. Całe towarzystwo było naprawdę zachwycone. W szczególności dziewczyny. Draco, siedząc na fotelu, przyglądał im się z powagą. Trochę im zazdrościł. Sam chciał kogoś tak całować, dotykać, pieścić i... zresztą nieważne. To się nie liczyło. Liczyła się tylko dobra zabawa. Niech świąt wiruje w kolorowym tańcu. Niech będzie jak w wesołym miasteczku. Niech karuzela kreci się w takt muzyki i nigdy niech się nie zatrzymuje. Pieprzyć powagę. Draco jednym haustem opróżnił szklankę z drinkiem i przywołał następną. Chciał się bawić, zapomnieć, nie myśleć. Wypił duszkiem kolejnego Jeźdźca Śmierci* , już trzeciego tego wieczoru, i sięgnął po kolejną szklankę. Zakręciło mu się w głowie, rzeczywiście jak na karuzeli. Patrzył na Aresa, który, ośmielony atmosferą, wypitym alkoholem i uległością Blaise'a, lizał sutki chłopaka. Ciemnooliwkowa skóra Zabiniego była idealnie gładka, a jego ciało ozdabiały nieznacznie wyrzeźbione mięśnie, nadając mu zarówno męski, jak i chłopięcy urok. Był idealnie szczupły, wysoki i miał wyraziste rysy twarzy, na którą opadały teraz w nieładzie kosmyki ciemnych, niemal czarnych prostych włosów. Jęczał cicho.
- Matko, normalnie robię się wilgotna - oznajmiła Astarot Brand, niska i dość ładna brunetka, o zielonych, iskrzących się oczach.
- Coś nowego - mruknął Malfoy, wstając nieco chwiejnie ze swojego fotela. Przypomniał sobie, jak w malignie, że dokładnie miesiąc temu wślizgnęła się za nim do łazienki prefektów. Szybki, niezobowiązujący numerek. Zaczynał mieć już dość takich numerków. Potrząsnął głową. Nie, właśnie powinien tego się trzymać. Tylko tego. Szybki seks, bez zbytnio angażującej gry wstępnej. Szybki, brudny seks, tak będzie najlepiej. Musiał pić na umór, musiał. Po drodze przywołał kolejnego Jeźdźca i wypił go trzema potężnymi łykami. Niepotrzebnie zażyczył sobie tego widowiska. Było tak sugestywne, tak bardzo rozbudzało jego wyobraźnię. Ale podszedł bliżej i zachłannie patrzył, jak Nott wędruje językiem wokół pępka Zabiniego, a po chwili lekkimi i zwinnymi ruchami owija go wokół sutka leżącego młodzieńca.
Draco chwycił lodowate, magicznie chłodzone piwo, i otworzył je zaklęciem. Pił i patrzył, jak Astarot wylewa swój bursztynowy płyn na oliwkową skórę Blaise'a, który już przestał zwracać uwagę na to, że patrzą na niego ludzie i jęczał wyraźnej. Ares spił piwo ze skóry ciemnowłosego czarodzieja. Blaise nie wytrzymał, uniósł się i pocałował Aresa w wilgotne rozchylone usta. Wszyscy zaczęli bić brawo.
- Wystarczy! - Krzyknął Draco, udając, że mu wesoło, chociaż tak naprawdę wcale wesoło mu nie było. Błogosławił znieczulające działanie alkoholu i to, że właśnie zdrowo się urżnął.
- Za takie przedstawienie zdradź nam jakieś skryte pragnienie, Draco - powiedział Blaise, nie wypuszczając zaskoczonego i szczęśliwego Aresa ze swojego uścisku.
- Nawet nie czuje, że rymuje, ale ma rację - dodała Pansy.
Malfoy roześmiał się, starając się, aby śmiech zabrzmiał niedbale, a nie nerwowo.
- Chcę nagiego Pottera. Przywiązanego skórzanymi rzemieniami ze smoczej skóry do łóżka. Pottera błagającego bym go zerżnął! - Roześmiał się jeszcze głośniej.
Och, trzeźwy to ja nie jestem - pomyślał.
Wszyscy umilkli zupełnie tak, jakby ktoś rzucił Silencio. Choć czy taką nowinę da się porównać do byle zaklęcia? Draco, widząc zdumione miny kolegów, roześmiał się jeszcze raz. Tym razem histerycznie. Zawsze był zdania, że z życia należy się śmiać na tyle głośno, by zagłuszyć to, jak ono śmieje się z ciebie. I teraz to robił. Śmiał się by nie krzyczeć. Śmiał się by nie płakać. Śmiał się, choć w oczach miał łzy, których nikt nie mógł dojrzeć w przyćmionym świetle. Za chwilę i inni dołączyli do niego. Po prostu nie mogli uwierzyć w to, co Malfoy mówi. Wizja Malfoya i Pottera była nieporozumieniem. W końcu to tylko Potti, złoto - puste dziecię Gryffindoru. Tylko Potty...
Impreza skończyła się dwie godziny później. Na całe szczęście dla Ślizgonów była już sobota, czyli mogli w spokoju spać i leczyć kaca.
Ciekawe tylko czy Draco Malfoy spałby tak spokojnie, gdyby wiedział, że trójka jego przyjaciół postanowiła spełnić jego życzenie. Chyba dobrze, że tego nie wiedział. Dobrze dla niego i dla nich chyba też.

***
Ostatnie tygodnie roku szkolnego minęły jak z bicza trzasnął. Egzaminy wypadły mniej lub bardziej pomyślnie. Uczta tradycyjnie od dobrych sześciu lat odbyła się w czerwono - złotych barwach, a pociąg przyjechał o czasie. I w tymże pociągu, w jednym z przedziałów rozkwitał podstępnie ślizgoński plan.
Pensy Parkinson, Blaise Zabini, który od pamiętnej imprezy był oficjalnie chłopakiem Aresa Notta oraz ten ostatni postanowili, że Draco Malfoy dostanie swój prezent. Już oni tego dopilnują. Przy okazji stwierdzili, że zabawią się kosztem Harry'ego i zrobią to trzydziestego lipca. W końcu Draco nie zrobi Potterowi nic złego. Jeden lub dwa orgazmy w dniu urodzin to rzecz raczej przyjemna.

***
Słoneczny dzień, w którym Harry obudził się jako pełnoletni czarodziej, był dla chłopca, jak do tej pory, najmilszym dniem pod dachem Dursleyów. Wyprowadzał się. Miał bogatą skrytkę, więc część galeonów wymienił na pieniądze mugolskie i wynajął skromną kawalerkę. Kiedy kierował się wyborem, wmawiał sobie, że na pewno nie chodzi o to, iż wtedy będzie blisko niego. Na szóstym roku, zwłaszcza w drugim semestrze, rozmowy między nim i Draconem stały się o wiele częstsze i pełne ciętego, ostrego dowcipu, czasem ocierającego się o insynuacje erotyczne...
Kiedy wojna się skończyła, Malfoy, tak jak wielu innych Ślizgonów, jakby odetchnął. Był mniej sztywny, nie robił z siebie na każdym kroku półboga, "wyluzował", zaczął używać życia i pokazał, że ma niebanalne poczucie humoru. Tak jakby do tej pory żył w jakimś napięciu, które kazało mu zachowywać się nie do końca naturalnie. Nie do końca, bo przecież nieodrodnych cech Malfoyów nie mógł się pozbyć; dumy, sprytu, pewności siebie, uroku osobistego i elokwencji, którą, po śmierci Czarnego Pana, szarżowali na prawo i lewo. Nie było się czemu dziwić; dopóki czerwonooki żył, każdy ze Śmierciożerców i ich zwolenników musiał odczuwać napięcie i strach. Voldemort nie był łaskawym Panem.
Harry musiał przyznać, że, nie wiedząc kiedy i nie wiedząc jak, powoli zakochał się w chłodnym, pełnym wobec niego dystansu - dziwnie magnetycznego dystansu - arystokracie o stalowoszarych oczach. Więc wybór Wiltshire nie był jedynie przypadkiem, jak próbował sobie wmówić Złoty Chłopiec Gryffindoru. A próbował bardzo usilnie.
Z wesołą miną, ze zmniejszonym kufrem i miotłą na ramieniu skierował się na róg ulicy Privet Drive.
Zamierzał przywołać Błędnego i udać się do swego Nowego Domu. Właściwie było to zwykłe mieszkanie, a nie dom, ale dla Harry'ego nie miało to znaczenia. Ważne, że było tylko jego. Nikogo innego - mieszkaniem, z którym nie będą go łączyły żadne przykre wspomnienia, mieszkaniem, które dopiero ukształtuje. Przez tydzień będzie tam sam. Musi wszystko uporządkować i poznać swój Nowy Dom. Dopiero wtedy zaprosi Weasleyów i Hermionę. Na prawdziwą parapetówę. Podniecony sięgał po różdżkę, której mógł już legalnie używać, gdy nagle usłyszał
- Petrificus Totalus!
Harry upadł na chodnik. Bolało. Bardzo bolało. Jego myśli wirowały niespokojnie.
Kto to, do diabła, jest. Czego chce? Przecież wojna już się skończyła. A może to z okazji moich urodzin? Tak na pewno! To Fred i George robią sobie kawał. Tak to oni, na pewno. O już idą. Jak mnie tylko odczarują to... O Merlinku krzywonosy, to nie oni!
Blaise i Ares z ciekawością pochylili się nad Harrym. Był całkowicie nieruchomy i tylko jego oczy wyrażały ból i złość
- Dobra, Ari, bierzemy go zanim jakiś mugol nas przyuważy. Ale nie powiem, mieliśmy szczęście.
- To nie szczęście, po prostu Pansy dobrze robiła, kontrolując jego pocztę. Dawaj, wkładamy go do samochodu.
Harry niczym wór kartofli został wrzucony do auta, w którym siedziała Pansy. Nie zdążył nawet zebrać myśli, gdy samochód ruszył z piskiem opon.
Harry poczuł jak Ares wiąże mu ręce i nogi, a następnie rzuca przeciwzaklęcie.
- Co wy wyprawiacie do diabła?! Rozwiążcie mnie!
- A gdzie cześć, jak się macie, co u was słychać, jak tam po wakacjach? Trochę kultury Potty, a nie zaraz żądania.
- Pieprzę cię Zabini!
- Zdecydowanie nie! Mnie pieprzy Ares, a ty jesteś związany.
Pansy wybuchła głośnym śmiechem, czym skutecznie zagłuszyła przekleństwa Harryego. Zresztą Ares siłą zakneblował czarnowłosego i teraz słychać było tylko niewyraźne jęki.

***
Po pół godzinie jazdy Harry Potter miał dosyć wszystkiego. Było mu niewygodnie, był związany, zakneblowany, był wściekły.
Och do diabła ze Ślizgonami! - przeklinał w myślach i spojrzeniem próbował zavadować Notta, bo tylko jego widział.
- No dobra, Potti... - Pensy zatrzymała samochód - my cię teraz ładnie owiniemy w dywan, a ty nie będziesz robił problemów.
- Pieprz się - próbował oznajmić Harry, ale słychać było tylko niewyraźny bełkot.
- Co mówisz? Nic nie rozumiem.
- On chyba potwierdzał. - Ares puścił oko do Harryego i jednym ruchem różdżki wyczarował zielono-srebrny dywan, który owinął się wokół chłopaka.
Tego było już za dużo. Nie dość, że go porwali to jeszcze owinęli w pieprzony dywan. Co on do diabła jest! Harry zaczął się wić w dywanie i jęczeć. Był naprawdę wściekły. Czuł, że ta zielona banda gdzieś go niesie. Och, niech on tylko odzyska wolność . Nagle jego porywacze zatrzymali się, a Harry pomimo wygłuszacza z dywanu usłyszał ich rozmowę.
- Dzień dobry, panie Malfoy, czy Draco jest u siebie?
- Przykro mi, towarzyszy matce na Pokątnej... Ares, wybacz pytanie, ale czy ten dywan się rusza? I po co wy, na Slytherina, go niesiecie?
- To ma być prezent urodzinowy dla Dracona, dopiero teraz udało nam się go zdobyć. Ale proszę się nie martwić, niedługo przestanie się ruszać.
- Czy tam jest coś żywego?
- O, dobrze pan to określił, coś! Ale może my to zaniesiemy do pokoju Dracona, bo jest ciężkie.
Lucjusz Malfoy wpatrywał się w Aresa i Blaise'a, którzy mozolnie nieśli dywan na górę. Nagle zdało mu się, że dywan jęczy i uniósł w górę jedną ze swoich nad wyraz regularnych brwi, a jego laska aż zadrżała z ciekawości. Ale żaden Malfoy nie okaże ciekawości nigdy w życiu; będzie ją oblekał w niedbałe zainteresowanie. Popatrzył więc z owym niedbałym zainteresowaniem na Pansy, która musiała przestać mierzyć go łakomym wzrokiem, gdy przeniósł na jej skromna osobę wejrzenie swych szlachetnych oczu. Nie miała u drania szans. Był jej marzeniem, zresztą jak wielu innych Hogwardzkich Ślizgonek i, o co mogła się założyć, nie tylko Ślizgonek. Pozostało jej marzyć o nim pod prysznicem. Był ideałem jej młodzieńczych uniesień, zrozumiała to już na piątym roku - to, że jej słodkie spojrzenia kierowane na Dracona, to była uwaga kierowana na substytut, jakim był ojciec młodzieńca. Dojrzały, dziki... ogier. Musiała powstrzymać fantazję. Przybrała niewinny wyraz twarzy i uśmiechnęła, tak jak zwykła uśmiechać się do swojego taty.
- Zwierzątko - oznajmiła lakonicznie.
- Dosyć duże - dodał pan Malfoy splótłszy dłonie na łbie węża wieńczącym jego dystyngowaną laskę.
Zabini i Nott zniknęli na piętrze.
Po kilku chwilach głuchej ciszy, kiedy to Malfoy i Parkinson wymieniali uprzejme uśmiechy, odezwała się Pansy.
- To duże i zwinne zwierzę, i nie chciało się dać zabrać po dobroci... Stąd dywan
- Niebezpieczne?
- Ależ nie! Najwyżej może próbować drapać, gryźć i kopać, ale przywiązane nie będzie miało na to większych szans.
- Aha.
- Proszę być dobrej myśli.
Kwadrans po wyjściu gości, Lucjusz który wybierał się na kilka godzin do ministerstwa, nie mógł już walczyć z ciekawością. Zajrzał do komnat syna, a to co zobaczył, sprawiło, iż omal się nie przeżegnał. Czasowe zaklęcie kneblujące spowodowało, że nie musiał słyszeć niewybrednych wrzasków Pottera, sam jednak widok nagiego młodziana przykutego do łóżku jego pierworodnego był wystarczająco szokujący.
Na Merlina! - pomyślał, robiąc sobie orzeźwiającego drinka przed wyjściem. - Będę musiał powiedzieć Draconowi, że to już naprawdę koniec i nawet najbardziej perwersyjne i krwawe ofiary nie wskrzeszą Czarnego Pana.

***
Draco Malfoy miał bardzo udane przedpołudnie. Zakupy z matką zawsze polepszały mu humor. W końcu wydawanie nie swoich galeonów na siebie samego było czymś przyjemnym. W wesołym nastroju wrócił z rodzicielką do domu i natknął się na swego ojca, który szykował się do wyjścia.
- Jeszcze tutaj? Myślałem, że wiceministrowie są punktualni.
- Synu, kiedy ty się nauczysz, że to wiceministrowie ustalają czas pracy. Zresztą dobrze, że już jesteś. Musimy porozmawiać.
- Tato, przysięgam, że nie roztrwoniłem całego majątku.
- Tym razem nie o to mi chodzi.
Lucjusz miał kłopoty z przejściem do właściwego tematu. Przecież nie mógł zapytać go o to wprost. To by znaczyło, że jest ciekawy i byłoby takie niemalfoyowskie. Wreszcie, ulegając natarczywemu spojrzeniu syna, zacisnął mocniej dłonie na swej lasce i powiedział.
- Czy tobie brakuje dawnych czasów?
- Dawnych czasów... Chodzi ci o to, że mógłbym zostać wyciągnięty z bezpiecznej szkoły, a ktoś o fatalnych manierach oszpeciłby moją skórę fatalnie wyglądającym tatuażem? O to, że pewnie próbowano by we mnie rzucić zaklęcia, które mogłyby zostawić na mnie paskudne blizny i byłbym tak szpetny jak, nie daj Merlinie, Weasleyowie? O to, że mógłbym stracić swój spadek i nie miałbym za co kupować tych bajecznie pięknych, wygodnych i diabelsko drogich szat?
- Merlinie, wychowałem samolubnego egoistę... Nie, nie chodzi mi o to, że...
- Że cały czas niepokoiłbym się o to, że wsadzą was do Azkabanu, albo zginiecie? No więc, nie nie brakuje mi tamtych czasów, ani tego czerwonookiego mieszańca.
- Aha... A wiesz, że udział w porwaniu jest karalny, szczególnie jeśli dotyczy bohatera narodowego?
Draco spojrzał na ojca z takim zdziwieniem, że piegi na jego nosie przybrały kształt znaku zapytania.
- Ojcze, o czym ty do mnie mówisz?
- Czyli ty naprawdę nic nie wiesz... - Lucjusz przestał zwracać uwagę na syna, którego wprowadził w osłupienie. - No skoro tak... To ja ci życzę miłego dnia i dobrej zabawy. I pamiętaj, w razie czego mamy naprawdę dobrych adwokatów, a chwilowa niepoczytalność na pewno zostanie uznana jako okoliczność łagodząca.
To powiedziawszy Lucjusz zostawił zdumionego spadkobiercę i udał się do pracy.
- Chwilowa niepoczytalność? Mamo, o co chodzi ojcu? Może nie powinien iść w takim stanie do pracy?
- Nie wiem. - Narcyza machnęła ręką. Jej najbardziej ze wszystkich pasowało, że stare czasy się skończyły. Mogła żyć, naprawdę żyć, i nie drżeć ze strachu o życie męża i syna. - Może palił coś z Zabinim, on zawsze ma jakiś towar, albo... Och, pewnie znowu przyśniło mu się, że chcesz zostać Czarnym Panem, krępujesz go w fotelu i przy czarno-magicznych inkantacjach upuszczasz mu krew. Zapewne, tak... to na pewno to... - Kobieta zmarszczyła brwi i już przestała myśleć o tym, co mówiła, dlatego ciche i niepewne pytanie syna: "tato miewa takie sny?" pozostało bez odpowiedzi.
I on mi mówi o niepoczytalności... - pomyślał chłopak
Zdumienie Dracona zaowocowało bezwładnym oklapnięciem młodzieńca na fotel w salonie.
- Synku! - rozległ się głos Narcyzy z sypialni obok - największej i najwygodniejszej w domu, bo należącej do pani na posesji. - Ja zaraz wychodzę, mam ważny obiad, a wcześniej umówiłam się Jessicą Nott. Będę wieczorem!
Czarownica wypłynęła z buduaru obleczona w prostą, ale bardzo elegancką ciemnozieloną suknię.
- Mamo, możesz przekazać Ariemu, że pewnie dziś do niego wpadnę?
- Oczywiście, a teraz wybacz, spieszę się. I, Draco... nie przejmuj się ojcem, jest w takim wieku, że nie ma co się dziwić.
Draco skinął głowa i udał się do swojego pokoju.
Może matka ma racje, ojciec ostatnio jest jakiś dziwny, a dzisiaj to już zupełnie. Szaleju się najadł czy jak? Ech starość nie radość, ale do tej pory myślałem, że to w rodzinie mamy są takie przypadki.
Malfoy otworzył drzwi do swojej sypialni i go dosłownie zamurowało. Na jego łóżku leżał Potter. Związany, zakneblowany Potter. Nagi, związany, zakneblowany Potter. O Merlinku krzywonosy, o Slytherinie wężolubny, o... Potter!
Draco potrząsnął głowa i przetarł oczy, pewny, że oszalał - zupełnie jak ojciec, a to co widzi to tylko halucynacja. Ale nie. Potter dalej leżał na jego łóżku i z minuty na minutę wydawał się coraz bardziej wściekły. Ślizgon szybko zamknął drzwi i zbliżył się do łóżka, cały czas uważnie obserwując swego nietypowego gościa. Zresztą jego gość również go obserwował. I, gdyby wzrok mógł zabijać, Malfoyowie straciliby swego jedynego dziedzica.
Draco nie mógł oderwać wzroku od Harry'ego. Ten chłopak go zahipnotyzował. Draco wielokrotnie wyobrażał sobie gołego Harry'ego, ale rzeczywistość przeszła jego najśmielsze marzenia. Potter był całkowicie nagi i nic nie umknęło uważnemu spojrzeniu szarych oczu. Płaska klatka piersiowa, napięty brzuch, smukłe, długie nogi i ten paseczek czarnego owłosienia, który...
O Merlinku!
Draco przełknął ślinę i wrócił spojrzeniem do twarzy Harry'ego, który teraz był cały czerwony i pomimo knebla próbował coś powiedzieć. Draco zbliżył się do Pottera, ale nie po to by go uwolnić. Zamiast tego wziął białą kopertę, która leżała na chłopaku. W środku był list od jego przyjaciół.

Draco!
Mamy nadziej, że prezent Ci się spodoba. W końcu tego sobie życzyłeś na urodziny, nie myśl, że nie pamiętamy! Na pewno wiesz jak go wykorzystać. Dobrze i satysfakcjonująco wykorzystać. Możesz go trzymać przez tydzień, nikt go nie będzie szukał. Wiemy, bo Pansy sprawdzała jego pocztę. Po wszystkim, jeśli będzie trzeba, rzucisz na niego Obliviate i będzie po kłopocie. Chociaż, znając ciebie, po tym jak z nim skończysz będzie błagał o jeszcze. W każdym razie, życzymy miłej zabawy. My wiemy, że Tobie będzie miło.
Blaise, Arii i Pansy.

Draco musiał kilka razy przeczytać list, żeby przyswoić sobie jego treść. A po każdym przeczytaniu uśmiech na jego twarzy niepokojąco się powiększał. Wreszcie odłożył pergamin i uwolnił Harry'ego z niewygodnego knebla.
- Wiedziałem! Ja wiedziałem, że to twoja sprawka! Na Merlina, Malfoy jesteś bardziej zboczony niż podejrzewałem.
- Potter, czy to bezpieczne obrażać kogoś z różdżką w momencie gdy jest się w twoim stanie?
- A co mnie obchodzi, że masz różdżkę, wypleniała tchórzofretko?! - Harry czuł się upokorzony i był wściekły.
- Chyba powinno... Powinieneś się bać... Mój ojciec miewa sny, w których chcę go złożyć w ofierze i zostać nowym Voldemortem... - Kiedy tylko to powiedział, poczuł się idiotycznie, ale nie mógł cofnąć słów. - Skoro mój ojciec się mnie obawia, ty powinieneś tym bardziej - dokończył wyniośle, tuszując lekkie zakłopotanie.
- Chryste! Ród psycholi! Nie chcę mieć z wami nic wspólnego! -Zielonooki omal nie spanikował. Nie wiedział, czy śmiać się, płakać, czy porostu bać, tak jak mu doradzał gospodarz.
- Udam, że nie słyszałem zniewagi, Potter... Moi przyjaciele zrobili mi miłą niespodziankę. Myślę, że poeksperymentuję na tobie przez kilka dni zaawansowaną Czarną Magię - mówiąc to, Draco spalił list od Pansy, Aresa i Blaise'a.
W oczach Harry'ego mignęły strach i nieufność i Draco pomyślał z nikłym uczuciem bólu, że chłopak byłby w stanie w to uwierzyć. Uwierzyć w jak najgorsze intencje z jego strony. Potter jednak nic nie mówił, przyglądał mu się jedynie z nienawiścią i z wyraźnie widocznym udręczeniem w zielonych oczach. Ten fakt spowodował, że Malfoy musiał na chwilę odwrócić wzrok.
- Wiesz, że mógłbym to zrobić, prawda? - spytał niewinnie.
- Mógłbyś zrobić wszystko, co najgorsze, Malfoy! - wysyczał Potter. Czuł się upokorzony, upokorzony tym bardziej, że ten wredny, sadystyczny blondyn tak bardzo mu się podobał i budził w nim tyle sprzecznych uczuć.
- Uwierzyłbym nawet w to, że o północy zabijasz niemowlęta i pijesz ich krew - dodał ze złością, czego od razu pożałował, kiedy dostrzegł na twarzy Dracona niedowierzanie i obrzydzenie i... ale to było niemożliwe, żeby dostrzegał tam żal. Niby z jakiego powodu?
- Myślisz, że aż takim perwersem jestem? - zapytał zimno arystokrata.
- Nic mnie nie obchodzisz i nie myślę o tobie w żadnych kategoriach - zełgał gładko Harry. - Rozwiąż mnie! - rozkazał.
- A jeżeli tego nie zrobię?
- Rozwiąż mnie, głupi skur*wielu! Potrafisz tylko poniżać innych i bawić się ich kosztem! Rozwiąż mnie, słyszysz?! - Harry miał ochotę trzasnąć Dracona w twarz i zetrzeć z niej ten drwiący uśmieszek. Miał też ochotę obsypać tą twarz pocałunkami. Musiał przygryźć wargę, żeby nie zacząć wyć z frustracji. Szarpnął się mocno w więzach i poczuł ból w otartych od szamotaniny nadgarstkach u rąk i kostkach u nóg.
- Okey, rozwiążę te skórzane pasy - powiedział spokojnie Malfoy. - Rozwiążę, jeżeli najpierw odpowiednio się przede mną poniżysz, skoro tak to lubię. Zdejmę je jeżeli wystarczająco przekonywująco krzykniesz "zerżnij mnie, boski Draco."
Widząc minę Harry'ego, Malfoy pożałował swoich słów. Wargi chłopaka zadrżały. Był nie tylko wściekły, zawstydzony i poniżony całą sytuacją. Potterowi zrobił się przykro, a Malfoya zabolało, że się do tego przyczynił. Nadal jednak uśmiechał się cynicznie.
- Naprawdę jesteś skurwysynem, Malfoy - cicho powiedział Harry.
- Wiem i dobrze mi z tym, to jak będzie Potti? - Właściciel przestronnej sypialni i ogromnego łóżka złożył nonszalancko ręce na piersi.
Harry'emu było wszystko jedno, naprawdę wszystko jedno. Skoro Draco, w którym zdążył się zakochać, postanowił sobie boleśnie z niego zadrwić, to co za różnica, czy będzie się z niego śmiał czy nie?
- A na pewno mnie rozwiążesz? - zapytał, starając się nie rumienić zbyt mocno.
- Masz moje słowo, Potter.
- Więc zerżnij mnie boski Draco! - krzyknął Harry, patrząc prosto w oczy młodego Malfoya. - Zadowolony? - wycedził na koniec.
Spodziewał się śmiechu i drwin, ale nie doczekał się tego. Malfoy podszedł do niego i, unikając jego wzroku, rozplątał rzemienie u kostek i nóg Harry'ego. Czuł się straszliwie głupio. Sam nie wiedział co sobie wyobrażał. Że Potter ma się cieszyć na jego widok? Będąc skrępowany i nagi, będąc poniżony? Poza tym, nie miał u Gryfona szans. Nienawiść, którą zobaczył przed chwilą w zielonych oczach nie dawała mu żadnej nadziei. Nie wiedział, że ta nienawiść jest spowodowana tym, że Harry'ego boli, iż pastwi się na nim ktoś, kogo on skrycie pragnie. Nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć.
Spokój Dracona i dotyk jego ciepłych palców, jego powaga i brak jakichkolwiek oznak wesołości sprawiły, że z Harry'ego ulotniła się część wściekłości i nienawiści. Pozostało zawstydzenie. Wyrwał ręce i roztarł nadgarstki. Były mocno zaczerwienione i otarte. Bolały.
- Niepotrzebnie się tak szarpałeś - powiedział cicho Draco, patrząc na nie. Miał ochotę zacząć je całować, ale bał się, że po prostu się zbłaźni. - Chcesz, eee... eliksir gojący? - zapytał i po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał w jasnozielone oczy swojego "gościa". Spojrzał i nie mógł oderwać wzroku. Oczy Harry'ego były piękne, tym piękniejsze, że pojawiło się w nich teraz zaskoczenie, niemal szok. Draco zrozumiał, że to dlatego, iż zamiast nabijać się z Pottera, okazuje mu troskę. Nie miał pojęcia, co w tej sytuacji zrobić, więc tylko się uśmiechnął. Uśmiechnął się niepewnie i łagodnie, co spowodowało, że Harry musiał odwrócić z zażenowaniem własne spojrzenie, bo zrobiło mu się dziwnie gorąco
- Dzięki...Masz może cos do ubrania? Moje się rozpłynęło - Harry robi się jeszcze bardziej czerwony, myśląc, że Draco wybuchnie zaraz śmiechem, ale tak się nie stało. On się tylko uśmiechnął i ruszył w stronę szafy.
Harry dyskretnie obserwował Malfoya. Wstydził się tego, ale nie mógł oderwać od niego oczu. Draco ruszał się jak tygrys. Tygrys albo pantera. W każdym razie coś z kotów. Dużych, niebezpiecznych, doskonale i cholernie seksownych kotów. Tak. Malfoy i seksowny kot to jedno i to samo. Harry skarcił się za takie myśli. To było niebezpieczne, jego ciało zaczynało reagować, a to nie powinno się zdażyć. Szczególnie, gdy siedział nago w sypialni Malfoya.
Draco niespiesznie przeglądał swe ubrania. Miał świadomość, że im dłużej on będzie grzebał w szafie tym dłużej Potter będzie nagi. Nagi w jego sypialni. Uch! Wreszcie wyciągnął czarne, skórzane spodnie i czerwony golf. Zawsze chciał zobaczyć Harry'ego Pottera ubranego w coś takiego. Och, skoro z seksu nici, mógł chociaż zrealizować to niewinne marzenie. Niewiele się namyślając rzucił ten zestaw na łóżko i, udając dobre maniery, odwrócił się, by Harry mógł ubrać się w spokoju.
Potter mruknął tylko coś na temat męskich prostytutek i zaczął się ubierać. Biedak, nie wiedział, że Draco pomimo tego, że jest odwrócony obserwuje go w lustrze i bardzo mu się podoba ten widok.
- Dzięki, Malfoy... i przepraszam, za to co mówiłem, domyślam się, że nie miałeś z tym porwaniem nic wspólnego.
- Naprawdę, Potter? To już nie wypijam krwi niewiniątek i nie porywam niewinnych dziewic?
- Raczej nie. To by cię chyba nudziło i mogłoby na ciebie źle wpłynąć. - Harry, który nie świecił już gołą pupa, ku wielkiemu żalowi Dracona, czuł się pewniej i był nawet skłonny do żartów.
- Źle wpłynąć? Potter mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego?
- Och, to proste. Dziewice pewnie by cię nudziły. W końcu nie ma nic podniecającego w leżeniu na plecach i krzyczeniu o pomoc.
- W twoim wykonaniu to było nawet ciekawe.
- Ale ja nie jestem dziewicą i nie wzywałem pomocy. Ja cię przeklinałem do siódmego pokolenia. Ciebie i twoich przyjaciół. A wracając do tematu, krew niewiniątek mogłaby ci zaszkodzić. Jeszcze stałbyś się miły, szczery i praworządny.
- Masz racje, Potter, to by było nie do pomyślenia.
Draco ze zdziwieniem spostrzegł, że ta wymiana zdań go bawi i nie chce żeby Potter już sobie poszedł. Zresztą Gryfon nie wyglądał na takiego, który zbierał się do wyjścia.
- Malfoy, możesz mi powiedzieć, tylko szczerze, co ja tu, na Godryka, robię i co ta banda myślała porywając mnie?
Draco przez chwile zastanawiał się, jaką bajką uraczyć Harry'ego, wreszcie, ku własnemu zdumieniu usłyszał, że mówi prawdę. Przynajmniej pewną jej część.
- W naszym świecie jest taka tradycja, że należy spełnić wszystkie życzenia wypowiedziane w siedemnaste urodziny. Jeśli się tego nie zrobi, to ci, do których te życzenia zostały skierowane będą mieli okropnego pecha.
O do diabła, skąd oni wiedzieli czego ja chce? - pomyślał Harry, ale głośno wyraził tylko swoje zdziwienie.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Och, pewnie jak byłem pijany powiedziałem, że chce by mój największy wróg błagał mnie o coś niedorzecznego. Nie wiem tylko dlaczego pomyśleli o tobie. Ty zajmujesz pozycję pod koniec listy moich wrogów.
Draco starał się być tak nonszalancki jak każdy inny Malfoy na jego miejscu. Niezbyt jednak mu to wychodziło.
- Aha... W takim razie dlaczego Ron mi o tym nie powiedział? Przecież on też jest czarodziejem czystej krwi i powinien o czymś takim wiedzieć.
- Potter, proszę cię. Weasley jest zbyt prozaiczny. On nie ma fantazji, by...
- Chcesz powiedzieć, że jest zbyt uczciwy i szlachetny by wpędzać innych w kłopoty związane z wypowiadaniem życzeń po pijaku?
- Jak zwał tak zwał. A teraz skoro cię uwolniłem, ubrałem i zaszczyciłem rozmową możesz już iść.
Harry ze zdziwieniem odkrył, że wcale nie ma ochoty wychodzić, chciałby zostać i... zresztą nieważne. Malfoy ma rację - powinien już iść... westchnął i postanowił coś powiedzieć, tylko po to, żeby nie wychodzić zbyt szybko.
- Wiesz Malfoy, jest tylko jeden mały problem.
Draco uniósł brwi ze zdziwienia, co on jeszcze chce.
- Dzisiaj są moja siedemnaste urodziny i ty, w swej głupocie zmusiłeś mnie do wypowiedzenia pewnego zdania, które pewnie zabrzmiało jak życzenie. Wiesz, mi to obojętne, najwyżej będziesz miał pecha, ale ponieważ ja jestem tym dobrym, miłym i szlachetnym, to czy jest jakiś sposób by je cofnąć? Czy będziesz mnie teraz oskarżał o każde niepowodzenie jakie cię spotka? Draco popatrzył na Harry'ego niepewnie, nie wiedząc jak ma interpretować jego słowa. Potter uśmiechał się nieco figlarnie i nieco ironicznie, też nie będąc zbyt pewnym, jakiej reakcji ma oczekiwać ze strony Malfoya. Draco, widząc, że to żart, a nie zjadliwa kpina przewrócił oczami.
- No wiesz, Potter, co byś nie zrobił i nie powiedział, i tak będę cię oskarżał cię o wszystko, co złe w moim życiu. To takie... przyzwyczajenie z dzieciństwa - Malfoy starał się mówić spokojnym, filozoficznym tonem i starał się zbytnio nie gapić na zgrabne nogi bruneta opięte skórzanymi spodniami. Potter, tak samo jak Malfoy, miał niejakie problemy z powstrzymywaniem się od intensywnego wpatrywania się w obleczone ciasno szarym sztruksem biodra Dracona. Sam zainteresowany mógłby uznać za niegrzeczne tak ogromne zainteresowanie jego intymnym wyposażeniem, nawet na tę chwilę zakrytym.
- Och, czuję się wyróżniony - odparł Harry i wzruszył ramionami. Po czym nagle obaj wybuchli szczerym, nieskrępowanym śmiechem.
- Chcesz się napić piwa, Potter? - zapytał po wybuchu wesołości Draco. - A może coś mocniejszego?
- A jeżeli zechcę tylko kawę, to będzie straszna ujma dla rodu Malfoyów? - spytał przekornie Harry, który nie zamierzał nigdzie iść. Nigdzie. Nawet jeżeli nie może mieć Draco, to chociaż chciał z nim pobyć przez kilka chwil, a najlepiej przez kilka dni.
- Nie obrażaj nas! kawa to napój bogów. Powiedz tylko jaką sobie życzysz? Meksykańską, czy kolumbijską? Parzoną na sposób czarodziei azjatyckich, rosyjskich, czy amerykańskich?
- Chyba kolumbijską, jednak, co do tego parzenia, czy mógłbyś mi te sposoby przybliżyć? Jestem z plebsu, Malfoy - wykrzywił się sarkastycznie, maskując przy tym własne zakłopotanie niewiedzą. Teraz chciałby mieć głowę Hermiony, ona od razu trzasnęłaby bez zająknięcia chociażby „meksykańską po amerykańsku”, a on? Draco się roześmiał, ale bez złośliwości wytłumaczył na czym polega różnica i Harry przystał na kawę kolumbijską przyrządzana na sposób rosyjski; parzona minutę, z dodatkiem ognistego rumu i słodkiej, gęstej śmietany. Gospodarz trzy razy klasnął głośno w dłonie i, gdy pojawił się skrzat - Pstrokaczyk, poprosił o dwa takie same zestawy do picia. Obaj chłopcy siedzieli w milczeniu na łóżku, zastanawiając się o czym też rozmawiać, obaj niepewni, co myśli ten drugi i, chociaż znający oklumencję i legilimencję, nie mający zamiaru jej teraz wykorzystywać. Tak jakby to mogło wszystko zepsuć. Dla Harry'ego taki szacunek był raczej czymś normalnym, ale Draco czuł się wręcz zażenowany swoim uszanowaniem prywatności myśli Pottera; to nie było jego stylu.
Pstrokaczyk dostarczył aromatyczną kawę i obaj młodzieńcy z lubości upili po łyku.
- Doskonała - powiedział Harry i odchrząknął. - Malfoy, przepraszam za ciekawość, ale zastanawia mnie coś, co dzisiaj powiedziałeś. To o snach twojego ojca, czy to jest, eee.. normalne?
Draco omal nie zachłysnął się kawą.
Cholerna wylewność! - pomyślał i zakasłał.
- Eeee... Nie wiem. Właściwie to dziś usłyszałem o nich po raz pierwszy. - Odpowiedział Draco i nagle jakby o czymś sobie przypomniał. - Porwanie...Adwokaci.. Czy mój ojciec zaglądał tutaj?
Harry zarumienił się słodko i tylko skinął głową.
- Aha, to, dlatego zachowywał się tak dziwnie.
- Dziwnie? A właściwie nie mów, nie chcę wiedzieć.
- Boisz się?
- Jestem przerażony - Harry uśmiechnął się do Dracona i w dalszym ciągu rozkoszował tym przyjemnym zawieszeniem broni. To było cos dobrego. Naprawdę dobrego.
- Wszystkiego najlepszego - Draco przerwał rozmyślania Harry'ego - I... No cóż, przykro mi, że zostałeś porwany w swoje urodziny.
- Eee.. Właściwie są to jedne z moich najlepszych urodzin.
- Jedne z najlepszych urodzin, Potter? - Brew Malfoya podjechała wysoko do góry. - No, no... To w następne twoje święto wymyślę coś osobiście, coś bardziej ekscytującego, skoro lubisz takie... podniety. - Uśmiechnął się lubieżnie, zajrzał do kubka i zaklaskał, po czym rozkazał Pstrokaczykowi, przynieść jeszcze dwie kawy. Harry patrzył na to w milczeniu, i , gdy skrzat domowy zniknął, żeby spełnić życzenie szarookiego czarodzieja, wycedził jak rodowity Malfoy.
- Przykro mi, skarbie, nie podnieca mnie porwanie i zawijanie w dywan, nie jestem tobą. Miałem na myśli fakt, że stałem się dziś pełnoletni i wuj z ciotką mogą pocałować mnie w zadek. Właśnie byłem w drodze do wynajętego przez siebie zacisznego mieszkanka, Malfoy.
- A to gratuluje - odrzekł niezrażony Draco, wyszczerzając się radośnie. - Kupić ci coś na parapetówę? Ach, sorry, mnie pewnie nie zaprosisz - dodał zgryźliwie.
- Czemu nie? - spontanicznie odrzekł Harry. - Pomyślę, wysyłając zaproszenia. Najpierw muszę się urządzić.
Szok na twarzy Ślizgona wart był tych słów. Draco wyglądał ślicznie. Rozszerzone w niedowierzaniu szare oczy, rozchylone różowe usta, jasny kosmyk opadający na czoło.
Hola, Harry! - pomyślał Gryfon, ganiąc się za sprośne myśli, które zaczęły go właśnie nachodzić i były związane z owymi rozchylonymi wargami. Różowymi, wąskimi i pełnymi zarazem. O ładnym kształcie.
Merlinie, dopomóż...
- Och, dzięki - zdołał w końcu powiedzieć Malfoy i wyszczerzył się radośnie. - Kupię ci miniaturowego walijskiego, jedyny gatunek który można hodować. Możesz go nazwać „Draco”.
- Jesteś stuknięty, wiesz? - odrzekł, uśmiechnięty od ucha do ucha Potter, a w sypialni zmaterializował się Pstrokatek z kolejnymi kawami. - Draco poczekał aż skrzat opuści pokój po czym zwrócił się do Harry'ego.
- Potter, ja nie jestem stuknięty, ja jestem Malfoyem. Mogę być oryginalny, ekscentryczny, fascynujący, ale na pewno nie stuknięty.
Draco mówił to z taką powaga i przekonaniem, że Harry prawie w to uwierzył. Prawie.
- Mimo wszystko dla mnie jesteś stuknięty.
- Gryfon! Wy się na niczym nie znacie.
- Nie przesadzaj, jest kilka rzeczy w których my, Gryfoni, jesteśmy niepokonani.
- Chyba w głupocie, brawurze, pieprzeniu planów i w...
- Łóżku. Jesteśmy bardzo namiętni.
- CO? - Draco o mało nie zdławił się kawą.
Jeszcze trochę, a ten Gryfon zabije mnie słowami
- Nie wiesz? Przecież czerwień kojarzy się z namiętnością, dzikim gorącym seksem i...
- Potter, nie obrażaj mojej inteligencji. Wy, Gryfoni, nie zauważylibyście dzikiego, gorącego seksu nawet gdyby tańczył przed wami kankana.
- Za to wy, Ślizgoni, pewnie macie z nim do czynienia na codzień.
- Przez wzgląd na twoją dziewiczą duszę nie będę się chwalić.
- Nie jestem dziewicą! - Harry dopiero po niewczasie zobaczył, że ten okrzyk bardzo rozbawił Dracona.
- Och, wybacz, więc która przedstawicielka płci odmiennej cię uświadomiła. Chyba, że, jako dżentelmen, nie odpowiesz na pytanie.
- Nie przedstawicielka a przedstawiciel.
Po tych słowach w pokoju zapadła cisza. W Malfoya jakby grom strzelił. Czyżby Potter powiedział to, co powiedział? A może to tylko omamy spowodowane podnieceniem. Dopiero teraz uświadomił sobie, że przecież nie miał pojęcia jakie preferencje reprezentuje sobą zielonooki obiekt jego westchnień. Wcale nie musiał być biseksualny, tak jak on, ani tym bardziej homoseksualny. Harry Potter mógł być stuprocentowym heteroseksualistą i co wtedy?! Jednak nie był i z tego powodu żołądek blondyna skurczył się radośnie.
W tym samym czasie, Harry wzruszył ramionami i się wyszczerzył.
- Widzę, że cię zgorszyłem.
- Ależ skądże - Draco się otrząsnął z chwilowego szoku. - Po prostu myślałem, że tylko w Slytherinie są ludzie, którzy jawnie przyznają się do tego, że by miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek - uśmiechnął się lubieżnie i puścił Harry'emu figlarnie oczko.
- Och, u mnie chyba tylko chłopaczek... Poza Cho nigdy nie ciągnęło mnie do dziewczyn, a i tamto oscylowało tylko w granicach fascynacji platonicznej... co zrozumiałem dopiero rok później.
Harry zamilkł. Co on robił? Zwierzał się Malfoyowi? Świat się kończył. Na dodatek dobrze mu się z nim rozmawiało, bardzo dobrze, i nie chciał tego zepsuć.
- Och, jak nasz Danny Gray, właśnie skończył Slytherin. Wiele Puchonek płakało przez to w poduszkę. - Draco zamyślił się na chwilę, po czym uśmiechnął się łobuzersko. - To chyba teraz powinienem się bać, że mnie uwiedziesz, Potter?
- Nie ma strachu. Pewni siebie, nadęci, zakochani we własnej kasie arystokraci, których ojcowie mają koszmary z powodu własnych synów, nie są w moim typie. Aż tak ekstremalnych sportów nie lubię.
Draco zachichotał.
- Nie, ty jedynie lubisz rzucać się uzbrojony jedynie w różdżkę i nadzieję na czarnoksiężników o niewyobrażalnej mocy, których boi się większość wykwalifikowanych czarodziejów, zapomniałem.
- Widocznie to mi wychodzi najlepiej.
Znowu obaj roześmiali się szczerze.
- Jeździłeś kiedyś konno? - spytał spontanicznie Draco. Skoro Harry nie był tak zupełnie poza zasięgiem, to można przedłużać cudowne chwile oczekiwania i trochę pośmiać się z Pottera
- Owszem - odrzekł, ku jego zaskoczeniu zielonooki. - W zeszłe wakacje Hermiona zabrała mnie na tydzień do wuja, który ma stadninę i trochę podłapałem. Zresztą, co to jest przy hipogryfie.
- To chodź, pokażę ci naszą, chwalipięto - odrzekł Draco, zostawiając niedopitą kawę.

*
Dwie godziny później, kiedy Draco wyszedł spod prysznica - gościa wpuścił jako pierwszego do łazienki - ubrany jedynie w krótkie, dżinsowe spodenki, zastał Harry'ego leżącego na wznak na łóżku, bez okularów i w samych spodniach. Chłopak miał przymrużone oczy i splecione dłonie na piersi. Malfoy położył się obok.
- Chyba nie śpisz, zdechlaku - zażartował.
- Ależ skąd, mięczaku - odparł Potter.
Harry czuł się odprężony i przyjemnie zmęczony po jeździe konnej, ale na pewno nie śpiący. Zwłaszcza nie w takim towarzystwie. To samo można było powiedzieć o Draconie.
- Bez okularów wyglądasz mniej niewinnie.
- Mają swoje zalety, bez nich nie widać jaki jesteś przystojny - Harry się zagalopował; raczej myślał na głos niż mówił. Zarumienił się i wybąkał:
- Znaczy, bez nich nie widać jaki jesteś paskudny i to ma swoje zalety... - nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco, nawet dla niego. Zabrzmiało debilnie.
Ale plama - pomyślał i zamknął oczy.
Malfoy zamarł. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Jego serce zabiło mocniej, a żołądek wykonał podwójne salto.
- Ty też jesteś przystojny - Draco nie mógł dłużej wytrzymać i pochylił się nad brunetem. - Jesteś śliczny, Harry - wyszeptał zielonookiemu do ucha i pogłaskał go po policzku. Nie zastanawiając się długo nad tym co robi, pochylił się jeszcze niżej i pocałował Harry'ego w rozchylone usta i... I nic się nie stało. Świat się nie zawalił, nie zaczął kręcić się w drugą stronę, karuzela życia nie zatrzymała się, a samo życie zaczęło się śmiać do Dracona, a nie z Dracona.
Ręce Harry'ego nieśmiało splotły się na karku Dracona i to też było w porządku. Ich pocałunek stał się głębszy, pełniejszy. Już nie tak nieśmiały, jak dotyk skrzydeł motyla; raczej badawczy, ekscytujący, zapoznawczy. Obaj młodzieńcy smakowali swoich ust. Siebie. Wargi Harry'ego były miękkie, ciepłe, smakowały jak słodka śmietanka. Zresztą ich właściciel był jak zakazany owoc. Słodko ostry. Język Dracona przez chwile zatrzymał się na wargach Pottera, aż wreszcie dostał do środka wywołując cichy jęk u Harry'ego.
I wtedy karuzela przyspieszyła, a muzyka zaczęła grac głośnego rocka.
Harry początkowo nieśmiało, później z coraz większym zapałem zaczął odpowiadać na pocałunek. Jego język podjął odwieczny taniec i było im jak w niebie, a może nawet lepiej. Po chwili nie wiadomo już było kto kogo całuje, kto atakuje, a kto odpowiada na atak.
Turlali się po łóżku, dotykali zachłannie rękoma i jak wariaci uśmiechali do siebie. I było im z tym dobrze. Jak w niebie...a może nawet lepiej. Draco upajał się każdą sekundą, każdym najdrobniejszym ruchem Harry'ego, jego bliskością i ciepłem. On, który preferował szybki, mocny seks naprawdę nie chciał iść na całość; nie teraz, nie od razu, nie z nim. Chciał się nim nacieszyć, pieścić go i całować. Ich dłonie gorączkowo i zachłannie błądziły po rozpalonej skórze tego drugiego, wsłuchiwali się we własne przyspieszone oddechy, ciche szepty i westchnienia. Harry gwałtownie przerzucił Dracona na brzuch i przytrzymał jego ręce. Pochylił się i przeciągnął językiem wzdłuż kręgosłupa Malfoya - od kości krzyżowej po nasadę karku. Młody arystokrata jęknął i się wyprężył, po czym spróbował się wyszarpnąć. To on chciał dawać przyjemność Potterowi, ale drugi z chłopców był silny.
- Pozwól mi, Draco - szepnął mu do ucha, a Draco w odpowiedzi westchnął niecierpliwie. - Proszę.
To ciche „proszę” było jak zaklęcie i Malfoy przygryzł dolną wargę z frustracji. Harry, nadal trzymając w uścisku dłonie kochanka, usadowił się na jego pośladkach i czule ssał płatek ucha chłopaka. Jego wargi płynnie przesunęły się na ramię, a później na kark ledwie dotykając skóry. Jego język wysunął się i delikatnie drażnił napiętą skórę, a klatka piersiowa przywarła do pleców blondyna. Draco jęczał głośno, czując przez warstwy materiału, jak twarda męskość Harry'ego napiera na jego pośladki, i spazmatycznie łapał powietrze. Kiedy Potter na chwile oderwał się od niego, Malfoy zrzucił z siebie bruneta i przytrzymawszy go silnie zaczął trącać czubkiem języka jego sutki. Harry cicho jęknął i zacisnął palce na pościeli. To było coś wspaniałego. Przez jego ciało przechodziło tysiące małych dreszczy i wszystkie były cudowne. Bo były od Dracona. Kiedy Draco nachylił się nad Harrym i wziął jego sutek w usta, Harry zrozumiał coś, co kiedyś powiedział mu Seamus, na temat seksu z ukochaną osobą.
Seks jest rzeczywiście jak piekło i niebo jednocześnie. A dla Harry'ego Draco był jak anioł o czarnych skrzydłach. W jednej chwili wznosił go do nieba, by w następnej stracić w gorącą otchłań piekieł. Ale niezależnie gdzie był, było wspaniale, bo on był przy nim.
- Merlinie! - Wykrzyknął Harry, gdy zęby Dracona zacisnęły się na jego sutku.
Draco na chwile podniósł głowę i spojrzał na zarumienioną twarz kochanka. - Merlina tu nie ma Potter i jeśli chcesz komuś dziękować to tylko mnie.
- Prędzej piekło zamarznie, niż ci za coś podziękuję, Malfoy - odrzekł Harry, ale uśmiechnął się przy tym. Draco patrzył zachłannie na wypieki zdobiące policzki Pottera, a jego ochrypły głos działał na niego wybitnie podniecająco, tak mocno, że blondyn zapragnął usłyszeć, jak Harry wykrzykuje w ekstazie jego imię.
- Spoko, tylko pamiętaj, że tak właśnie mam na imię, a nie Merlin... Harry - powiedział zmysłowym szeptem i pocałował zielonookiego w usta. Subtelnie i szybko. To było jak muśnięcie bryzy. Tak samo potraktował pępek Gryfona. Harry sapnął gwałtownie i spróbował się opanować. Nie chciał wyjść na niecierpliwego gówniarza. Zacisnął zęby i postarał się nie wzywać Merlina. Piekło i raj, dokładnie tak. Piekło i raj. Draco uklęknął i powoli rozpiął i zdjął z Pottera czarne, skórzane spodnie. Zsuwając je, delikatnie gładził kciukami wnętrze ud i łydek młodzieńca. Harry wyprężył się i pojękiwał. Miał wrażenie, że za chwilę straci przytomność Kiedy Malfoy pozbył się niepotrzebnej garderoby kochanka, z powrotem zabrał się do tego o czym skrycie marzył. Uniósł nogę Harry'ego i czule całował otarcia wokół kostek, a kiedy polizał wrażliwe wnętrze stopy Pottera, brunet prawie krzyknął. Szarooki czarodziej, zachęcony jego reakcją, zabrał się za drugą stopę Gryfona; masował ją lekko i ssał palce, delikatnie je przygryzając.
- Boże, Draco - wydyszał Harry, prawie ze łzami w oczach. - Draco...
Malfoy przykrył Pottera swoim ciałem i pocałował go. Powoli i czule, a potem zachłannie. Harry łapczywie odwzajemnił pocałunek i przyciągnął do siebie arystokratę, przywierając do niego całym sobą. Ssał i przygryzał jego wargi i język. Draco, czując niecierpliwość i gwałtowność kochanka, oderwał się od jego ust i łagodnie, uspokajająco, otarł się policzkiem o jego twarz. Brunet jęknął i zacisnął mocno palce na ramionach Malfoya.
- Draco, proszę - wyszeptał drżącym głosem.
Szare oczy obdarzyły go w odpowiedzi gorącym i szczerym spojrzeniem.
- Proszę... - powtórzył błagalnie Harry, oddychając ciężko. Dłoń Dracona zsunęła się pomiędzy uda Harry'ego i obaj westchnęli. Malfoy zacisnął palce na pulsującym członku kochanka i zaczął go delikatnie pieścić, jednocześnie całując jego klatkę piersiową. Z ust Harry'ego co chwilę wyrywał się jęk na granicy krzyku. Ciało Harry'ego pod wpływem pieszczot wygięło się w łuk, a on jęczał coraz głośniej. To co Draco robił z jego ciałem, z nim, było nie do opisania. Chciał jeszcze, a zarazem modlił się by blondyn przestał choć na chwilę. On też chciał dawać, też chciał widzieć, jak Draco zostaje pochłonięty przez to wspaniałe uczucie spełnienia. Jak zatraca się, umiera i rodzi od nowa.
Ale Malfoy nie przestawał. Tym razem chciał tylko dawać, nie oczekując niczego w zamian. Jakąś część jego mówiła, że to nie jest jednorazowa przygoda, że choć raz nie musi się martwić o jutro, że to co trwa teraz będzie się powtarzało.
- Draco ja... - Harry próbował przerwać ten szalony taniec, ale nie było mu dane.
- Właśnie - ty. Choć raz pomyśl o sobie, daj się ponieść pragnieniom, bądź samolubny i pozwól mi skończyć to, co zacząłem. - Głos Dracona był tak hipnotyzujący, że Harry nie miał wyjścia i poddał się pragnieniu.
- Dziękuje - wyszeptał Harry, kiedy mógł już normalnie oddychać.
- Och, nie ma za co, zawsze do usług. - Draco próbował zbagatelizować całe zajście, ale sam widział, że mu to nie wychodzi.
Może dlatego, że za bardzo przytulał się do Pottera, a może dlatego, że głupi uśmiech szczęścia nie chciał się odkleić z jego malfoyowskiej twarzy
- Draco... czy ty... czy ja...czy ty też...
- Snape ma racje, ty masz problem z wysławianiem się.
- Och, przestań! - Harry szturchnął Malfoya. - Chcę wiedzieć, czy ty też chciałbyś... no wiesz...
- No nie wiem - Dracona rozśmieszyła ta urocza niewinność kochanka. Bo Potter był jego kochankiem, ta myśl sprawiła mu niesamowitą radość. -Ale na serio, to nie dzisiaj, dziś są twoje urodziny i zamierzam cię rozpieszczać.
- No tak, ale czy ty... Przecież też potrzebujesz.... - Nie skończył, bo Malfoy położył palce na jego ustach.
- Tak, potrzebuję ciebie - wyszeptał ochryple. - Nic mi się nie stanie, jak raz nie pofolguje swoim potrzebom.
- Ale jeżeli ja też potrzebuję dać ci rozkosz? - spytał Potter.
- To odwdzięczysz się innym razem. - Draco zaczął delikatnie pieścić pośladki Harry'ego. - Masz niesamowicie jędrny tyłeczek, kochanie.
- Nie zmieniaj tematu... Kochanie?!?
- A co, nie mogę tak mówić?
- Możesz, oczywiście, że możesz.
Jakby na potwierdzenie tego faktu Harry jeszcze bardziej przysunął się do Dracona i pocałował go.
I wszystko było tak jak powinno, zupełnie tak jakby magia maczała w tym swoje kolorowe paluszki.

***
- Nie wiem, gdzie jest mój syn - powiedziała Narcyza patrząc na zegar nad kominkiem. - Może gdzieś się wybrał z przyjaciółmi. Jeżeli zamierza wracać do północy, to się nie opowiada.
- Spokojnie, o studiach porozmawiamy z nim kiedy indziej - odrzekł Severus, a Lucjusz przytaknął.
- Właściwie to może lepiej, że go nie ma... - Lucjusz spojrzał z niepokojem na żonę - Możemy spokojnie porozmawiać. Draco może mieć problemy.
- Problemy?
- Draco?
W tym samym momencie zapytali Narcyza i Severus, lecz Lucjuszowi nie dane było odpowiedzieć, bo w drzwiach jadalni stanęli jego syn i... Chłopiec, Który Przeżył. Obaj uśmiechnięci od ucha do ucha.
- My chcemy tylko trochę tego! - Roześmiany Draco chwycił jeden z ogromnych talerzy z kanapkami.
- Dobry wieczór i smacznego - powiedział Harry, podwajając u wszystkich szok, a u Severusa dodatkowo nerwowe mruganie lewego oka.
- Hej, moment, chwila wyjaśnienia! - Lucjusz odzyskał mowę, w momencie gdy obaj młodzieńcy byli na schodach.
- A co tu wyjaśniać? - Draco uśmiechnął się rozbrajająco. - Tworzymy historię. Harry będzie nowym Czarnym Panem.
Obaj zaśmiali się głośno i pobiegli na górę.
A karuzela szczęścia wirowała coraz szybciej i szybciej.
A muzyka była weselsza.
A życie śmiało się jakby mniej ironicznie.
I wreszcie było ok.

* Standardowy drink, jaki tu właśnie pije Draco ma pojemność 0,4 litra; skład: ognista whisky w jednej czwartej, rum piracki w jednej czwartej, czerwone wytrawne wino w jednej czwartej, sok z granatu w jednej czwartej, podawane z dwoma kostkami lodu i czarną wiśnią (magicznie wyhodowaną, ostrą i cierpką w smaku - składnik pośledniejszych eliksirów miłosnych; ma lekkie działanie odurzające).



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
życzenia urodzinowe
Życzenia urodzinowe śmieszne
Życzeni urodzinowe, ===PREZENTACJE===
100 lat graficzne, życzenia urodzinowe
Najpiękniejsze życzenia urodzinowex
Życzenia urodzinowe śmiesznex
ŻYCZENIA URODZINY, Życzenia ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬
Z okazji DNIA KOBIET, Dokumenty, śmieszne, zyczenia urodziny imieniny rocznice
Zyczenia Urodzinowe, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]
Zyczenia urodzinowe, życzenia ,dedykacje itp
Życzenia urodzinowe zabawnex
STO LAT, życzenia urodzinowe
życzenia urodzinowe
Życzenia urodzinowe zabawne
Życzenia urodzinowe poważne
życzenia urodzinowe [Z], Harry Potter
życzenia urodzinowe
Życzenia Urodzinowe

więcej podobnych podstron