Ale obicywałeś, że to na zawsze cz 3


Część trzecia "Całkowicie szczęśliwa"

Sekretny przyjaciel…

Byłam przy drzwiach domu, ale szarpnął je zmartwiony Jacob.

-Bella!- Powiedział podniesionym głosem- Gdzie byłaś? Odchodziliśmy od zmysłów!

-My?- Miałam nadzieję, że nie zaciągnął tu moich rodziców, ale on złapał mnie za nadgarstek i wprowadził do środka.

Charlie i Renee, moi rodzice rozmawiali właśnie z jakąś inną parą. Kiedy moja mama wyłapała moją obecność podeszła do mnie i przytuliła delikatnie

-Bella. Nigdy więcej tego nie rób

-Mam, spokojnie. Nie będę- poczochrałam jej włosy

-Tak, nie zrobisz. A teraz jest już późno. Musimy iść do domu.

Natychmiast pokiwałam głową. Nie chcę teraz widzieć Jacoba. Nie jestem w nastroju na walkę z moim ex-przyjacielem. Obraz Edwarda utkwił mi w głowie, jego słowa dziurawiły każdą część mojego serca, które ciągle drugiego znaczenia sformułowania „Razem Bella, znajdziemy rozwiązanie. Znajdziemy je”. Wciąż byłam zadziwiona jak szybko udało nam się zostać przyjaciółmi, jakby coś między nami było, ale tego nie zauważyliśmy, no dobra. Przynajmniej ja nie zauważyłam.

Kiedy zakończyło się moje objawienie, byliśmy już w domu. Moja mama zaczęła na mnie krzyczeć. Byłam taka skupiona na moim wcześniejszym spotkaniu, że musiała potrząsnąć moim ramieniem.

-Isabella! Słuchasz mnie?

-Hm?- mruknęłam zatopiona w rozmyślaniach

-Co ja mam z tobą zrobić?- westchnęła- Nie chcę znów się o ciebie bać ani przy Jacobie ani przy twoim ojcu ani coś w tym stylu. Zrozumiano?

Kiwałam głową w milczeniu, patrząc w przestrzeń gdzieś wysoko ponad nią. W tym samym czasie ona pokręciła głową z dezaprobatą.

-Co jest z Tobą Bella, nigdy się tak nie zachowywałaś…

-Jestem trochę zdenerwowana tym wszystkim, mamo. To wszystko- chciałam ją uciszyć i to podziałało

-Oczywiście że jesteś- szepnęła jakby do siebie- No dobrze, teraz idź już do łóżka, jest późno. Chcę żebyś jutro poszła ze mną po śniadaniu na plac.

Od razu poszłam schodami na górę, do mojego pokoju i patrząc przez okno, po raz kolejny tej nocy ujrzałam ogromny, pełny księżyc na środku granatowego nieba usianego błyszczącymi gwiazdami. To właśnie dlatego tak bardzo lubiłam tą porę dnia. Gdyby nie noc, nie moglibyśmy oglądać gwiazd…

oXoXoXo

Następnego dnia po śniadaniu, śniłam na jawie o moim śnie ( ironia losu, nieprawdaż?) kiedy moja mama dosłownie zawlokła mnie na targ. Mój sen był dziwny, byłam w lesie z Edwardem, spacerowaliśmy i śmialiśmy się razem i to było wszystko. I byłam zanurzona w tym śnie przez całą wizytę na zakupach. Nic do mnie nie docierało. Na szczęście moja mama pomogła mi powrócić do normalności.

-Proszę jeszcze pięć jabłek- powiedziała do sprzedawcy owoców, który pokiwał głową i wręczył jej papierową torebkę. Pomagałam jej nosić pakunki i praktycznie skończyłyśmy już zakupy, wtedy padło pytanie, którego przez cały poranek za wszelką cenę starałam się uniknąć

-Co się stało wczorajszej nocy?- bardziej brzmiało to na żądanie wyjaśnień niż pytanie

-Z czym?- starałam się zagrać niewiniątko, ale oczywiście nie byłam w stanie oszukać mojej własnej matki

-Bella przestań kłamać przed samą sobą. Co się zdarzyło wczoraj w nocy? - powtórzyła. Czasami Renee była bardzo spostrzegawcza

Nie mogłam oddalić tego pytania, mogłam jednak odsunąć i opóźnić udzielenie odpowiedzi na nie.

-Nic ważnego, naprawdę. Prawda, że Jacob okropnie się zmienił?

Zachichotała.

-Oczywiście, moja kochana- uśmiechnęła się- Nie może przestać stawać się coraz bardziej męski

Minęła się z sensem mojego pytania.

-Tak, nie może- wzięłam głęboki oddech- Jacob nie tylko wygląda inaczej, inaczej też się zachowuje. Ciągle szeptał jaka jestem piękna i w ogóle. To przerażające! Nie lubię nowego Jacoba, chcę tego starego z powrotem.

Niespodzianką było to, że Renee zaczęła się śmiać.

-Bella. On jest MĘŻCZYZNĄ. I oczywiście, że mówi ci takie rzeczy. Lubi cię i chce byś była jego żoną.

W jakiś sposób zaczęło mnie to dziwnie dręczyć. Wczorajszego wieczoru, myślałam tak samo, że może będę musiała poślubić kogoś, kto nie będzie moją prawdziwą miłością i nie zwracałam na to zbytniej uwagi, nieważne. Czy teraz jest już ten moment kiedy się dramatyzuje? Ale teraz, to się stało i dręczyło mnie i nic nie mogłam na to poradzić. Co za bałagan! Myślałam, jak uczucia mogą wszystko zepsuć.

-Tak mamo- zagryzłam wargę- Ale nie chcę spędzić reszty życia z moim najlepszym przyjacielem- byłym najlepszym przyjacielem, poprawiłam się w myślach- Chcę znaleźć prawdziwą miłość i żyć szczęśliwa!

-Bella- postawiła swoją stopę na podłodze i spojrzała na mnie- Żeby być szczerą, czy ty myślisz, że twój ojciec jest moją prawdziwą miłością? Nie, nie jest. Oczywiście, że go kocham, ale tak naprawdę był moim najlepszym przyjacielem. Tak jak twoim Jacob. Nie miałam wyboru.

-Miałaś- spojrzałam na nią ze wściekłością- Ale źle wybrałaś i ja nie chcę popełnić tego samego błędu.

-Uważasz, że popełniłam błąd?- rozzłościła się- Uważasz, że nie jestem szczęśliwa? Że cię nie kocham?

-Nie mamo, uważam, że po prostu chcesz uczynić szczęśliwymi wszystkich wokół, ale kłamiesz przed samą sobą. Ty nie jesteś do końca szczęśliwa. I nie myślę że mnie nie kochasz.

Westchnęła i nic nie odpowiedziała na moje wyznanie. Może to prawda, może kocha mnie, Charliego, ale to nie czyni jej całkiem szczęśliwej, ale nie mogłam tego przełknąć

-Bella. Jestem szczęśliwa wystarczająco. Ty z czasem też się tego nauczysz. Po za tym, jeśli znajdziesz tą „prawdziwą miłość”, czy myślisz, że twój ojciec go zaakcetuje tylko dlatego, że nią jest?

Zamyśliłam się na moment.

-Nie wiem…- przyznałam się- a ty?

-Isabella- jej spojrzenie na moment się złagodziło- Jestem szczęśliwa z czymkolwiek co ciebie czyni szczęśliwą- znów stwardniało- ale ja nie mam ostatniego słowa. Twój ojciec je ma i to prawda. Proszę cię Bella, po prostu bądź dobra dla Jacoba. Ze względu na wszystkich.

Byłam na skraju płaczu.

-Będę się starała najmocniej jak potrafię-i tak jak ona. Chciałam ozbaczyć ją, ojca, a nawet Jacoba i jego ojca, szczęśliwych.

-To dobrze słoneczko- jej usta wygięły się lekko w uśmiechu- Teraz muszę iść do banku, a o tej porze pewnie będzie zatłoczony. Jeśli chcesz, możesz iść do domu. Tylko poinformuj Caroline, żeby przyszła pomóc mi zanieść sprawunki do domu.

To było słowo klucz- bank. Nie byłam zbyt zainteresowania ekonomią, ale wczorajsze spotkanie włączyło mi alarm. Czy on nie był zainteresowany moją wizytą? To znaczy, jesteśmy teraz przyjaciółmi, tak? Co to za problem odwiedzić przyjaciela? I po za tym on obiecał pokazać mi ogród i fortepian… No dobrze, może wytłumaczenie, nie słowo, ale powód był dobry. Moja mama oczywiście tego nie poprze, ale przecież jesteśmy „sekretnymi przyjaciółmi”.

-Mamo?- Zapytałam zaczerwieniona

-Tak?- Byłyśmy dokładnie naprzeciw banku, a w rogu moich oczu widziałam żółty domek.

-Czy mogę wyjść na dwór po- chwyciłam moje torby- zaniesieniu tego do domu?

-Gdzie konkretniej pójść?- spojrzała na mnie ze wściekłością

-Och- sapnęłam- Myślałam o tym parku gdzie byłyśmy przedwczoraj. Nienajlepiej znam świata poza domem- roześmiałam się z siebie- no wiesz, przyda mi się trochę witaminy D, jeśli się nie pogniewasz

Zamyśliła się na moment.

-Może to dobry pomysł, powinnaś znać swoje miasto, ale… - och tak, zapomniałam- musisz wrócić przed twoim ojcem. Idziemy dziś na obiad do Blacków. Mam nadzieję, że wiesz jakie to ważne?

Pokiwałam głową i kwestionując moją zdolność kłamania i jej zdolnośc do uwierzenia mi, pocałowałam ją w policzek i porwałam się pędem w stronę domu z połową zakupów.

W jakiś sposób udało mi się wrócić, gdyż przez całą drogę na targ byłam zatopiona w marzeniach, ale jakoś tego dokonałam

-Caroline!- krzyknęłam i zaczęłam rozpakowywać owoce

-Tak panienko Swan?- usłyszałam jej głos gdy weszła do kuchni

-Czy możesz iść pomóc mojej mamie przynieść resztę zakupów? Jest teraz w banku- uśmiechnęłam się. Caroline opiekowała się mną odkąd skończyłam 2 latka

Zgodziła się po czym powiedziała

-Och, zapomniałabym,. Chłopiec Blacków, zostawił to dla ciebie- wskazała głową na salon

Westchnęłam, na środku stołu stały dwa bukiety czerwonych róż. Wypełniały dom cudownym zapachem, którego wcześniej nie zauważyłam. Coś, co sterczało przy bukiecie przyciągnęło mój wzrok. Obeszłam stół dookoła i chwyciłam małą kopertę. Kiedy ją otwierałam, trzęsły mi się ręce.

Kochana Bello- napisał

Przepraszam, za bycie potworem. Wysłałem Ci te róże , bo mają kolor mojego serca. Przyjmij je i wybacz mi. Zawsze będę obecny gdy będziesz mnie potrzebowała.

Przesyłam mnóstwo miłości Jacob B.

Znów szłam w stronę targu. Żeby nie wyglądać dziwnie, starałam się nie biec. Był to pierwszy raz kiedy trzy razy w ciągu dnia pokonywałam tą drogę. Co było dziwne, ogromny uśmiech na mojej twarzy powiększał się coraz bardziej ui bardziej, jakbym miała zaraz poznać moje przeznaczenie.

I oto ono.

Był mały, dwupiętrowy, rośliny oplatały okna i drzwi. To był ten dom, ze stwierdzenia „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Mogłam usłyszeć płynącą ze środka muzykę, piękna.

Zrobiłam trzy małe kroczki do drzwi leciutko w nie zapukałam. Moje serce zaczynało Bić coraz szybciej i szybciej gdy słyszałam zbliżające się po drugiej stronie drzwi, kroki.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ale obicywałeś, że to na zawsze cz 1
Ale obicywałeś, że to na zawsze cz 2
BACIARY Zostań tu ze mną na zawsze
ZOSTAŃ TU ZE MNĄ NA ZAWSZE, teksty
0360 Zostań ze mną na zawsze Imperium
Zostań tu ze mną na zawsze(1)
Zostań tu ze mną na zawsze
Zostań tu ze mną na zawsze
BACIARY Zostań tu ze mną na zawsze
Zostań tu ze mną na zawsze
Koordynacja ze strzałem na dwie bramki cz 3
Koordynacja ze strzałem na dwie bramki cz 2
i cokolwiek uczynie zamieni sie na zawsze w to co uczynilam- W.Szymborska, wszystko do szkoly
Tak mi się wydaje że to miałam na Padlewskiej an egz
W języku włoskim czasownik to kwestia do¶ć skomplikowana ze względu na ilo¶ć czasów
budowa komputera, Patrząc na komputer z zewnątrz, można stwierdzić, że to proste urządzenie
tabele i miary kaloryczne, indeks glikemiczny, Indeks glikemiczny (IG) to lista produktów uszeregowa
Koordynacja ze strzałem na dwie bramki cz 3
3 Wiesz, że to prawda, jeśli przeczytałeś o tym na Facebooku

więcej podobnych podstron