Tysiąc razy wczoraj


(wersja poprawiona)

Moja pierwsza próba z graficznie opisaną sceną erotyczną. Ciężko było, ale fik niesamowicie mi się spodobał i wcale nie uważam go, jak sądzą niektórzy, za pozbawione sensu PWP.

Tytuł: A Thousand Yesterdays

Autor: velvetblood

Tłumacz: Kaczalka

TYSIĄC RAZY WCZORAJ


Draco Malfoy obudził się z powodu zdecydowanie nieprzyjemnego uczucia po lewej stronie ciała, dotykającego lodowatej i twardej kamiennej podłogi. Usiadł powoli, wyjątkowo uważając na bolące żebra. Jego skronie pulsowały wściekle, prawdopodobnie od spania na twardej powierzchni. Uczucie roztrzęsienia i fale mdłości pochodziły zapewne od zaklęcia, którym uderzono go ostatniej nocy.
Splunął, aby pozbyć się obrzydliwego smaku z ust. Kiedy niesprecyzowane wrażenie zamroczenia zaczęło go opuszczać, wydarzenia z poprzedniej nocy powoli wyklarowały się w jego głowie. Razem z piątką towarzyszy został wysłany na rutynową kontrolę poza granicami Londynu. Ktoś doniósł, że w pewnym domu w Bloomsbury mugole uprawiają kontrabandę. Natychmiast po przybyciu na miejsce zostali wciągnięci w zasadzkę zorganizowaną przez aurorów. To była pułapka, świetnie zaplanowana i doskonale wykonana.
Teraz przebywał tutaj, w zimnym, odizolowanym, nieznanym mu miejscu, najprawdopodobniej w celi pod Ministerstwem Magii. Zapewne czekał go proces, zakończony wyrokiem dożywotniego uwięzienia w Azkabanie. Cóż, takie ryzyko brał na siebie każdy, kto wstępował w szeregi Czarnego Pana. Oczywiście na procesie będzie milczał. Udowodni, że jest lojalnym potomkiem dumnego rodu Malfoyów.
Dźwięk przekręcanego w zardzewiałej kłódce zamka zabrzmiał dziwnie niepokojąco w wilgotnej celi. Poszerzająca się szczelina światła, wpadająca przez otwierające się drzwi spowodowała, że musiał przysłonić oczy.
— Cześć. — Draco zerknął na intruza. — Muszę skorzystać z toalety.
— Proszę iść za mną, sir — powiedział piskliwy głos, który wydał mu się lekko znajomy.
”Dziwne, że Ministerstwo przysłało skrzata” — pomyślał wstając i usilnie próbując ignorować obolałe żebra.
Kiedy szli długim korytarzem, Draco starał się utrwalić w pamięci punkty orientacyjne, ale ściany wokół były wyjątkowo monotonne. Skręcili dwa razy w lewo, zanim stanęli przed drzwiami umieszczonymi w ścianie po prawej stronie. Skrzat skinieniem ręki kazał mu wejść do środka, po czym ruszył za nim i zamknął drzwi. Pomieszczenie okazało się łazienką, wyposażoną w toaletę, umywalkę i prysznic, ustawione obok siebie na przeciwległej ścianie.
— Sir, ma pan dziesięć minut — usłyszał.
— Co za luksus — Draco gwizdnął przez zęby. — Ministerstwo nie powinno rozpieszczać tak swoich więźniów.
— Pan zawsze ma jakąś dowcipną uwagę, sir — odparł skrzat zrzędliwym głosem.
„Zawsze?” Dziwne uczucie déjà vu przeszyło go ponownie.
— Osiem minut. — Mały strażnik wydawał się zirytowany faktem, że się ociąga.
Tym razem bezzwłocznie wykonał polecenie. Zanim z grymasem bólu zdjął z ramion koszulę, skorzystał z toalety. Pozwolił sobie na jęk przyjemności, kiedy parujący strumień wody delikatnie masował jego zdrętwiałe mięśnie. Stał tak przez kilka minut, rozkoszując się chwilą, po czym umył szybko całe ciało.
I właśnie wtedy zauważył siniaki.
Małe, fioletowe plamy pokrywały brzuch i uda. Nieco świeższe, czerwone otarcia zdobiły przeguby dłoni. Dotknął jednej z ran i syknął, czując nieprzyjemne szczypanie. Zmieszany spojrzał na skrzata, który szybko odwrócił się i zakaszlał z zakłopotaniem w zwiniętą dłoń.
Zdezorientowany i lekko przestraszony, Draco zakręcił wodę i podszedł do umywalki. Szczoteczka do zębów i przybory do golenia już na niego czekały. Kiedy spojrzał w lustro, omal nie zachłysnął się powietrzem. Szyję także pokrywały siniaki, ale tutaj były większe i ciemniejsze. Ponownie popatrzył na skrzata, z niemym pytaniem w oczach, i znowu został zignorowany. Chociaż mógłby przysiąc, że zanim stworzenie odwróciło się, jego dużą twarz zalał rumieniec.
Skończywszy swoją toaletę, Draco otrzymał długi, zaopatrzony w pasek szlafrok. Założył go, ale nie mógł opanować sceptycznego spojrzenia.
— Chyba trochę za cienki? — zauważył. — Mimo wszystko, to lochy.
— Nie będzie panu potrzebny zbyt długo.
— Nie będzie...
— Nie mamy czasu, sir. Musimy iść.

Kiedy Draco był prowadzony krętymi schodami, stwierdził, że lochy w rzeczywistości muszą stanowić dolną kondygnację ogromnej rezydencji. Był pewien, że zna każdy pałac w zamieszkanych przez czarodziejów częściach Wielkiej Brytanii, i tylko kilka z nich swoim rozmiarem odpowiadałoby miejscu, w którym obecnie przebywał. Ściany były teraz pokryte białym tynkiem i drewnianą boazerią, a pochodnie i świece, zgodnie z czarodziejską modą, umieszczono w mosiężnych uchwytach. Jednego był pewien — to nie mógł być budynek Ministerstwa Magii.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał.
— Koniuszek nie może powiedzieć, sir — odparł skrzat, kiedy stanęli przed dwuskrzydłowymi, drewnianymi drzwiami. Jedna ich część otworzyła się, ukazując kolejnego skrzata, ubranego w biały, poplamiony fartuch, z nosem ubrudzonym mąką. Draco spojrzał do wnętrza, które okazało się dużą kuchnią, na środku której stał długi i czysty, drewniany stół. Tylko jedno miejsce było nakryte i coś w pamięci Draco podszepnęło mu, że jedzenie jest przeznaczone dla niego.
— Dziesięć minut — zapiszczał skrzat, potwierdzając jego przypuszczenia, zanim szybkim krokiem nie prześlizgnął się między jego nogami do wnętrza pomieszczenia.
Śmierciożerca zjadł łapczywie skromną porcję pieczeni wieprzowej z ziemniakami i duszoną marchwią oraz ciepły, chrupiący chleb, popijają wszystko świeżą, zimną wodą.
— Jeżeli pan skończył... — usłyszał głos Koniuszka, podtrzymującego jedno ze skrzydeł drzwi.

Został poprowadzony na kolejne piętro, tym razem urządzone w dużo bardziej wyszukany sposób. Ściany chełpiły się portretami sławnych czarodziejów, a małe, wypolerowane stoliki prezentowały wazy oraz błyszczące złotem i srebrem osobliwości. „Piętro dla gości” — domyślił się Draco. Kiedy wreszcie dotarli do celu i stanęli przed prostymi, dębowymi drzwiami, skrzat wyczarował pojedynczy klucz, przekręcił mosiężną gałkę i przytrzymał je otwarte, aby Draco mógł przejść.
Pokój okazał się zupełnie nijaki. Proste deski podłogowe, białe ściany rozświetlone blaskiem pochodni, żadnych mebli. Gardło Draco ścisnęło się z instynktownego pragnienia ucieczki, jednakże jakaś odległa, nie całkiem uświadomiona wiedza sprawiła, że serce tłukło mu się w klatce piersiowej w oczekiwaniu.
— Proszę stanąć tam, Sir. — Skrzat wskazał miejsce na środku pokoju.
— Jestem przyzwyczajony do wykonywania rozkazów, ale nie mam zamiaru słuchać ciebie. — Draco pociągnął nosem w oburzeniu, starając się ukryć swój niepokój.
Koniuszek uśmiechnęła się dziwnie.
— Miałby pan mniej siniaków, gdyby spróbował zmienić nastawienie.
— O czym ty mówisz? — spytał, a dreszcz strachu przebiegł jego ciało.
Skrzat nie odpowiedział, zgiął tylko palec, zmuszając go do niezgrabnego pół biegu w kierunku centrum pomieszczenia. Krótki rozbłysk magii zaniknął, gdy tylko znalazł się na wskazanym wcześniej miejscu. Draco zgromadził całą godność, jaka mu jeszcze pozostała, kiedy tak stał, w wyzywającej pozie, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, wpatrując się w stojącą przy drzwiach, małą sylwetkę. Kolejny, oszczędny ruch palców i jego ręce zostały uniesione do góry.
— Ej! — krzyknął w proteście i zasyczał, kiedy poczuł więzi dopasowujące się do jego nadgarstków. Pomimo bólu, narastającego w świeżych ranach, próbował się wyszarpnąć. Poczuł, jak kolejny dreszcz lęku przebiega mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy zauważył, że kształt grubych, skórzanych rzemieni idealnie pasuje do starszych ran. Pochylił głowę i z narastającym zrozumieniem wpatrzył się w swojego miniaturowego strażnika.
— Mistrz przyjdzie za minutę — powiedział Koniuszek i odwrócił się.
Kto przyjdzie?! — krzyknął za odchodzącym skrzatem.
Skrzat zatrzymał się i z wyrazem najwyższego rozdrażnienia na pomarszczonej, szpiczastej twarzy, spojrzał na niego przez chude ramię.
— Koniuszek umie dochować tajemnic swojego Mistrza — powiedział cicho i wyślizgnął się z pokoju.
Dźwięk zatrzaskujących się drzwi przebiegł echem przez puste pomieszczenie. Biorąc kilka głębokich, uspokajających wdechów, Draco spróbował wyszarpnąć się z więzów, wkładając w to wszystkie siły. Cała sytuacja wydawała mu się niesamowicie znajoma i to naprawdę go przerażało. Walka z rzemieniami dała tylko tyle, że pasek szlafroka rozluźnił się, ujawniając purpurowe siniaki, biegnące wzdłuż bladej klatki piersiowej. Przełknął głośno, bo widok tylko podsycił jego przerażenie.
Kiedy usłyszał, że drzwi najpierw otwierają się, a potem delikatnie zamykają, zamarł w bezruchu. Wbił wzrok w podłogę pod swoimi stopami, zbyt przestraszony, aby się obejrzeć. Jego własny oddech brzmiał głośno, kiedy z napiętą uwagą nadsłuchiwał dźwięków za swoimi plecami. Dwa kroki, trzy, stop. Odległość intruza nadal była spora. Draco przełknął ślinę i głęboko zaczerpnął powietrza.
— Jak długo to ze mną robisz? — spytał, ze wszystkich sił starając się, aby w jego głosie nie było słychać wahania.
— Wiesz... — zaczął mężczyzna, podchodząc jeszcze kilka kroków i stając w świetle — ...nie przyszłoby ci do głowy takie pytanie, gdybym nie zostawił na twoim ciele śladów. — Draco zaczął ciężko oddychać a głowa niemal eksplodowała mu, kiedy zszokowanym wzrokiem przypatrywał się przybyszowi. — Może powinienem zacząć cię uzdrawiać, kiedy już z tobą skończę?
— Potter — wykrztusił Draco.
— Tak? — głos Harry'ego był nonszalancki.
— Ja... jak długo...
— Wczoraj minęły cztery tygodnie — usłyszał odpowiedź.
— Jak to możliwe? Ministerstwo nigdy nie zgodziłoby się...
— O ile wiedziałoby, że żyjesz. Twoje ciało zostało zidentyfikowane przeze mnie i trzech innych świadków. Tak naprawdę, to było ciało Zabiniego, ale widocznie eliksir wieloskokowy, podany tuż przed śmiercią, nie traci po niej swoich właściwości.
Potter zrobił jeszcze krok do przodu i staną teraz bardzo blisko Draco, który szarpnął się i próbował odsunąć, na ile tylko więzy pozwalały. Harry uśmiechnął się z rozbawieniem, wsunął dłoń pod rozchylony szlafrok i przebiegł palcami po klatce piersiowej śmierciożercy.
— Przestań — zażądał Draco, starając się uniknąć dotknięcia.
— Dlaczego? Robię to od...
— Czterech tygodni — Draco skończył za niego gorzkim tonem. — Zadałeś sobie wiele trudu, żeby upozorować moją śmierć. W jakim celu? Chcesz wziąć sprawiedliwość we własne ręce?
— To zależy od twojej interpretacji pojęcia sprawiedliwości — odparł Harry z tajemniczym uśmieszkiem.
— Dlaczego wymazujesz mi pamięć?
— To dosyć skomplikowane — powiedział Harry, pocierając kciukiem wokół siniaków. — Lubię, kiedy się opierasz. — Jego palce łaskoczącym ruchem przesunęły się na biodro więźnia. — Gdybyś pamiętał, w końcu przestałbyś się sprzeciwiać. Nie chcę, abyś kiedykolwiek zrezygnował z walki.
— I, do cholery, nie doczekasz się! — krzyknął Malfoy.
— Zobaczymy. — Głos Harry'ego był teraz pełen wściekłości. Niezręcznym ruchem złapał za jasne włosy i przysunął twarz Draco do twardego, bolesnego pocałunku.
Z gardła śmierciożercy wydobył się zdławiony, gniewny odgłos protestu, kiedy próbował się odsunąć, ale ręka we włosach trzymała go mocno. Podniósł nogę, żeby kopnąć Pottera, ale ten szybko odsunął się na bok, odzianą w ciężki but stopą uderzył w kostkę Draco i wsunął mu kolano między uda. Wiedząc z doświadczenia czym mogłoby to się skończyć, nawet nie próbował wsadzić języka do ust Draco. Zamiast tego lizał i szczypał ich kącik oraz pełną, dolną wargę.
Malfoy odsunął głowę i zaklął głośno, ponawiając próby wyszarpnięcia nadgarstków. Potter roześmiał się tylko i zaczął rozwiązywać pasek szlafroka, na co jego ofiara znieruchomiała, rozdarta między odrazą a gwałtowną ciekawością.
— Potter, przestań...
— Zawsze tak mówisz. I zawsze zmieniasz potem zdanie.
Gryfon uporał się z węzłem i poły szaty rozchyliły się, ukazując jasne, poznaczone fioletowymi śladami ciało. Usta Harry'ego natychmiast zabrały się do pracy. Całowały, lizały i kąsały każdy kawałek wystawionej na widok skóry. Draco wydał z siebie jęczący dźwięk, kiedy Harry ssał szczególnie wrażliwy fragment jego szyi.
— Teraz wiesz, dlaczego tutaj siniaki są najgorsze — wycedził, zanim jego zęby nie rozpoczęły wędrówki w dół, wymuszając na Draco kolejne, niskie odgłosy.
W czasie kiedy Harry torował sobie drogę w okolice żołądka, Draco drżał, a kropelki potu, pojawiające się na jego czole, wpływały mu do oczu. Walczył z każdym dźwiękiem przyjemności, który Potter na nim wymuszał. Harry uwielbiał, kiedy jego ofiara przegrywała bitwę, a jęki, które wydawała, były surowe i chrapliwe z powodu usilnych prób powstrzymania się.
— Nigdy mnie nie złamiesz — powiedział Draco i pochylił głowę, żeby zobaczyć twarz Pottera, teraz na poziomie swojego pępka. Kolejny dreszcz przebiegł jego ciało i musiał zacisnąć dłonie w pięści, żeby nie zdradziła go własna twarz.
— Oczywiście, że tak — odparł Harry, przebiegając palcami w górę uda i pocierając skórę w pobliżu jąder. Rozkoszował się ciężkim oddechem, jaki ten ruch wywołał u Malfoya. — Już to zrobiłem.
Draco ponownie spróbował go kopnąć, ale Harry był niezwykle szybki, różdżka pojawiła się w jego ręce natychmiast i zaklęcie unieruchamiające zostało rzucone, zanim stopa Draco zdążyła oderwać się od podłogi. Refleks aurora.
— Kłamiesz! — wrzasnął, wściekły z poczucia bezradności.
— Och, ty zawsze zaczynasz od walki. Ale zanim noc się skończy, nie będę nawet musiał cię związywać. Miałem cię w moim łóżku w każdej możliwej pozycji, a ty wydawałeś z siebie najbardziej nieprawdopodobne odgłosy. Godziłeś się na wszystko, co chciałem z tobą zrobić i uwielbiałeś to.
— Przestań! — zażądał Draco, zaciskając mocno powieki.
— Ssałeś mojego penisa — odparł Harry wesołym głosem. — I wcale nie gryzłeś.
— Zamknij się!
— Sprawiałem, że błagałeś, abym cię pieprzył — ciągnął Harry, zawijając palce wokół członka Draco. Poruszył dłonią tylko raz i rozkoszował się cichym kwileniem blondyna. Samymi opuszkami palców przebiegł wzdłuż całej długości i z dziką satysfakcją obserwował, jak powieki Draco zaciskają się i rozluźniają, a usta na przemian otwierają i zamykają, z determinacją walcząc o pozostanie cichymi. Harry podniósł lewą rękę i wsuną środkowy palec pomiędzy własne wargi. Po chwili lizania wyjął go, pokrytego śliną, i nakierował pomiędzy szczupłe pośladki stojącego przed nim mężczyzny.
Draco zareagował na wtargnięcie przerażonym wrzaskiem.
— Nie!!! Potter, przestań!
Harry zignorował protest, tak, jak ignorował go zawsze, i pochylił się, aby polizać czubek penisa. Draco zaskomlał i opuścił głowę w geście pokonania, kiedy język Harry'ego zaczął zataczać kręgi wokół główki jego członka. Do jednego palca dołączył kolejny i teraz oba, lekko zgięte, pracowały w jego wnętrzu, podczas gdy usta Harry'ego pochłaniały go coraz głębiej. Śmierciożerca z trudem łapał powietrze, nie mogąc utrzymać już głowy, oparł ją o wyciągnięte ręce, a jego biodra mimowolnie przesunęły się nieznacznie do przodu.
Harry obdarzył go ostatnim, mocnym ruchem warg i wstał, nie usuwając jednak palców.
— Popatrz na mnie — nakazał, a oczy Draco otwarły się posłusznie, ukazując szare spojrzenie pod ciężkimi powiekami. — Chcę to zrobić w łóżku. Chyba nie będę musiał cię wiązać?
Draco milczał przez chwilę, starając się zebrać energię na utrzymanie otwartych oczu, po czym niechętnie skinął głową. — Dobrze — powiedział Harry, usuwając palce. — Finie Incantatum.
Zaklęcie blokujące nogi ustąpiło i Draco zatoczył się na sztywnych kończynach. Kolejne uwolniło jego nadgarstki, a obie ręce opadły mu bezwładnie wzdłuż ciała, mrowiąc nieprzyjemnie, kiedy krew zaczęła dopływać do koniuszków palców. Szlafrok ześlizgnął się z jego ramion i opadł na podłogę.
— Odwróć się i idź do przodu — nakazał Harry i podążył za nim, z różdżką wycelowaną w stronę pleców Malfoya. Zrobili jakieś dwadzieścia kroków w kierunku tylnej ściany pokoju, zanim Potter kazał zatrzymać się i szeptem wypowiedział kolejne zaklęcie. Pochodnie zapłonęły żywiej, ukazując łóżko, do tej pory schowane w cieniu. Draco przełknął ślinę, czując wstyd z powodu pragnienia kontynuowania niedawno przerwanych przyjemności.
— Wejdź na łóżko. — Malfoy zacisnął szczeki tak mocno, że zęby zazgrzytały o siebie, ale wykonał polecenie. Od razu ustawił się w pozycji „na czworakach”. Jego policzki płonęły z zażenowania, gdyż czuł się straszliwie odsłonięty i wyeksponowany. Materac ugiął się pod ciężarem drugiej osoby. Ramiona, na których Draco się podpierał, zadrżały, a obawa powoli zamieniała się w oczekiwanie. Poczuł coś małego i ostrego, wbijającego mu się w ciało niedaleko jąder. Różdżka. Potter uprzedzał, że ani na moment nie przestaje być czujny.
Malfoy krzyknął z zaskoczenia, kiedy mokry i gorący język polizał miejsce u podstawy jego kręgosłupa, a potem przesunął się w stronę rozwartych pośladków. Czuł delikatne tarcie wokół swojego wejścia, zanim język wślizgnął się do środka. Opadł na ugiętych ramionach, niebędących w stanie dłużej utrzymać jego ciężaru. Zduszony oddech i jęki zmusiły Pottera do intensywniejszej pracy językiem, który na przemian wsuwał się i wysuwał albo wibrował w jego wnętrzu. Po chwili język został zastąpiony ustami, wpijającymi się w ciasny pierścień mięśni.
W końcu pieszczoty ustały, pozostawiając Draco roztrzęsionego, bełkoczącego coś nieskładnie, z kończynami ledwie mogącymi utrzymać ciężar ciała.
Materac ugiął się ponownie i Draco poczuł coś tępego, napierającego na jego wejście. Napiął wszystkie mięśnie.
— Rozluźnij się — powiedział Potter, głaszcząc go łagodząco po plecach. — Spodoba ci się. Naprawdę to uwielbiasz.
— Pieprz się — wystękał Draco czując, jak łzy napływają mu do oczu z poczucia czystego upokorzenia. Potter był w nim już wcześniej, a on na to pozwolił, błagał nawet, choć teraz niczego nie pamiętał. Co spowodowało, że się zgodził? Słowa? Która z wypowiedzi Pottera zniewoliła go aż tak bardzo?
Poniżony, ale też zniecierpliwiony pragnął, aby czekanie wreszcie się skończyło. Wypchnął lekko biodra, chcąc wyglądać na mniej przestraszonego, niż w rzeczywistości był. Harry zachichotał, położył mu dłonie na pośladkach, odsunął się trochę, a potem pchnął. Kiedy Draco poczuł Pottera w sobie, jęknął niezdecydowanie, chociaż uczucie nie było nieprzyjemne. Pamięć mówiła mu, że nie robił tego nigdy wcześniej, ale musiał i to wiele razy. Czy po raz pierwszy bolało? Czy płakał?
Westchnął przeciągle, kiedy Potter wsunął się w niego do końca, ale uczucie rozciągania i wypełnienia nie należało do przykrych. Pozostał całkowicie cichy, kiedy Harry pieprzył go powoli, doskonale, każdym pchnięciem zmuszając kręgosłup do wygięcia się w łuk, a coś wewnątrz niego posyłało dreszcze aż do koniuszków palców. Nie wiedział, jak długo to trwało. Głęboki, spokojny rytm, bez pośpiechu, bez żądania czegokolwiek, zamieniający pojedyncze wrażenia w jedno długie, niekończące się odczuwanie. Wreszcie zakwilił, zaciskając palce na poszewce poduszki, błagając o więcej, szybciej, mocniej...
Potter wycofał się pospiesznie, łapiąc Draco w tali i przewracając na plecy. Malfoy cofnął się zaskoczony, działając czysto instynktownie i próbując się zasłonić. Potter złapał go za nadgarstki i mocnym chwytem unieruchomił mu ręce nad głową.
— Nie walcz ze mną — nakazał głosem prawie pozbawionym tchu.
— Myślałem, że właśnie tego chciałeś — odparł Malfoy, sam ledwo panując nad drżącym oddechem, kiedy poczuł, jak Harry usadowił się pomiędzy jego rozwartymi udami.
— Nie teraz — powiedział Potter z dziwnym spojrzeniem w oczach i niecierpliwie ponownie się w niego wsunął.
Draco bardzo szybko odkrył zalety nowej pozycji, szczególnie kiedy pchnięcia trafiały w miejsce, którego istnienia nawet nie podejrzewał. Odczucia sprawiały, że odrzucił do tyłu głowę i szarpał rękami w mocnym uścisku Harry'ego. Dostał to, czego pragnął, mocniej i szybciej.
Wkrótce obaj z trudem kontrolowali oddechy, śliscy od potu, a obaj brali to, co drugi mógł mu zaoferować, każdy dotyk, każde zadrapanie paznokci. Wszystko.
— Draco — wyjęczał Harry, chowając twarz w zagłębieniu szyi kochanka.
Malfoy doszedł, trzęsąc się wściekle, rękami i nogami oplatając kołyszące się ciało drugiego mężczyzny, nie mogąc dłużej powstrzymać dławiącego, szlochającego krzyku, kiedy wszechogarniające uczucie objęło go w swoje władanie. Harry podążył zaraz za nim, zawodząc głośno i przytulając się do ciała pod sobą jeszcze mocniej.
Leżeli razem, roztrzęsieni, powoli odzyskując oddech, z rękami, wciąż śliskimi, zawiniętymi wokół siebie. Wreszcie Harry odsunął się, z twarzą na powrót nieruchomą i pokrytą maską. Malfoy zwalczył w sobie narastające, nieprzyjemne uczucie, które mogło być żalem, ponieważ wiedział, co za chwilę nastąpi. Harry odnalazł różdżkę w splątanej pościeli.
Draco przyglądał mu się i czekał, dopóki ich spojrzenia nie spotkały się. Wydawało mu się, że w zielonych oczach dostrzega coś na kształt wyrzutów sumienia i jakieś inne, niezidentyfikowane emocje.
— Chcę pamiętać — powiedział.
Harry uśmiechnął się.
— Zawsze tak mówisz.
Ostatnią rzeczą, jaka dotarła do jego świadomości, było cicho wyszeptane Obliviate, a potem ciemność, jak stary znajomy, wzięła go w swoje objęcia i po raz kolejny Draco Malfoy zapomniał.

***

Gdyby ktoś zapytał Harry'ego Pottera, dlaczego to robi, nie byłby w stanie odpowiedzieć. Jedyne, co wiedział, to fakt, że w momencie, w którym stojący przed nim śmierciożerca upadł na ziemię, a kaptur obsunął mu się z głowy, ukazując jasne, prawie białe włosy, wystające spod maski, coś w nim pękło. Różdżka w zaciśniętej dłoni uniosła się, zaklęcie niewybaczalne miał już na końcu języka, gdy nagle coś go powstrzymało. Nie miał pojęcia, co unieruchomiło jego rękę. Po wielu godzinach rozmyślań doszedł do wniosku, że może litość i dobre serce, ale, tak naprawdę, chyba nie chciał wiedzieć.
Niedaleko niego Blaise Zabini wydawał z siebie ostatnie, rzężące oddechy i zanim jego wzrok stał się szklisty, zdołał jeszcze wyszeptać błagalną prośbę. Harry rozejrzał się wokół, jednocześnie dostrzegając okazję i odsuwając tę możliwość od siebie.
W końcu zdecydował się i zrobił to coś, czego nie byłby w stanie uzasadnić, nawet sam przed sobą.
Każdy auror zawsze miał ze sobą niewielkie ilości różnych eliksirów, na wypadek nieprzewidzianych okoliczności. Harry wydobył z szaty buteleczkę, która miała pomóc mu osiągnąć zamierzony cel. Eliksir wielosokowy. Zębami wyszarpnął korek, pochylił się i szybko wyrwał kilka złocistych włosów. Potem przyklęknął obok uśmiechającego się teraz pogodnie i wierzącego w możliwość własnego ocalenia Zabiniego. Uśmiech śmierciożercy osłabł, kiedy zobaczył, jak Harry wpycha do fiolki włosy i potrząsa nią pospiesznie, patrząc z góry na jego poskręcane ciało. Chwytając go za podbródek, Potter rozwarł mu szczękę, szeroko i boleśnie, wylał na język zawartość flakonika i na powrót zamknął usta. Śmierciożerca zaczął się dławić i próbował wypluć napój, ale silne dłonie Harry'ego zostały mocno przyciśnięte do jego ust i nosa. Zabini zmagał się bardzo dzielne, jak na tak ciężko rannego, ale w końcu przełknął eliksir i udusił się niemal równocześnie. Z nieczytelną twarzą i pustymi oczami Harry obserwował pierwsze skutki działania mikstury. Widok szarych oczu w martwej twarzy Zabiniego dziwnie go zaniepokoił.
Wstał, rzucił świstoklik na pierś drugiego, nieprzytomnego teraz śmierciożercy, i odszedł, aby ponownie dołączyć do bitwy. Nie martwił się, wiedział, że Zgredek zajmie się wszystkim, zanim on nie będzie mógł wrócić do domu.

***

Harry nie miał wtedy pojęcia, jak długo uda mu się swój sekret utrzymać. Oczekiwał, że tajemnica „śmierci” Draco może wyjść na jaw w każdej chwili, a prawdziwy Malfoy spowoduje konieczność udzielania mozolnych i niezgrabnych wyjaśnień, czego, był pewien, nie byłby w stanie zrobić. Niepewność trwała, dopóki fałszywe ciało Zabiniego nie spoczęło w bezimiennym, przeznaczonym specjalnie dla śmierciożerców, grobie. Dopiero wtedy Harry mógł pozwolić sobie na rozluźnienie.
Kiedy wreszcie wrócił do domu, umysł rozjaśnił mu się, a tępa determinacja zaczęła zanikać. Realizm tego, co zrobił, dotarł do niego w pełni. W jednym momencie potężna fala paniki zalała jego ciało. Ledwo zdążył do toalety, zanim gwałtownie zwymiotował.
Przez następne kilka dni Harry często siadał na łóżku, patrząc na pogrążonego we śnie Malfoya. Było coś nieprzyzwoicie satysfakcjonującego w oglądaniu śmiertelnego wroga, leżącego w jego własnym łóżku, w pachnącej nim pościeli. Czasami Malfoy budził się i natychmiast rzucał oskarżenia i żądał wyjaśnień. Harry mógł słuchać tego tylko przez kilka chwil, zanim nie potraktował go kolejnym, usypiającym zaklęciem. Nie mógłby teraz zajmować się odpowiedziami na pytania. A tym bardziej, nie mógłby zajmować się przytomnym Malfoyem. Łatwiej radził sobie z rywalem właśnie takim, śpiącym, z niespokojnie trzepoczącymi rzęsami, wydającym miękkie odgłosy wprost w jego poduszkę.

Pierwszego dnia, kiedy Harry pozwolił Draco pozostać przebudzonym, walczyli. Chwilami na słowa, chwilami za pomocą pięści, chwilami i jednym i drugim.
Tłukli się prawie do nieprzytomności co noc przez pierwszy tydzień, a każda, zalegająca w ich wnętrzach uraza, wylewała się wraz z potem, krwią i przekleństwami.
Pewnego razu Draco zaatakował go w momencie, jak tylko wszedł do pokoju. Przewrócili się na podłogę, kopiąc i młócąc rękami. Draco w jakiś sposób zdołał wytrącić z dłoni Harry'ego różdżkę, która ze stukotem spadła na podłogę i potoczyła się pod ścianę. Harry gwałtownie oplótł nogi przeciwnika swoimi, przetoczył się tak, że śmierciożerca znalazł się pod nim, z zablokowanymi po obu stronach głowy rękami. Wpatrywali się w siebie z podnieceniem, oddychając gwałtownie aż do momentu, kiedy Harry, kierowany impulsem, którego nie był w stanie ani wyjaśnić, ani zrozumieć, pochylił się i pocałował Malfoya prosto w usta.
Śmierciożerca wrzasnął, uniósł się gwałtownie, przez co zderzyli się głowami, a ich wargi i zęby miażdżyły się boleśnie. Harry cofnął się, niepewny, co właściwie przed chwilą zrobił, wpatrując się lękliwie w pełne szoku i wstrętu oczy Malfoya.
— Co... — zaczął, ale Harry zamknął mu usta kolejnym pocałunkiem. Tym razem dużo śmielszym.
Malfoy szarpał się, opierał i próbował odwracać głowę, ale Harry był uparty, napierał na niego całym ciężarem, aby utrzymać go nieruchomym. Kiedy nabrał dostatecznej pewności siebie, wsunął język między wargi Draco. I został ugryziony. Mocno.
Wrzasnął i przeklął, odsuwając się momentalnie i piorunując wzrokiem swojego rywala.
Malfoy skorzystał z chwilowej okazji, szarpnął biodrami, próbując zrzucić Harry'ego, zmuszonego do cofnięcia własnego ciała. Przez jakiś czas kontynuowali tę bezmyślną przepychankę, jak w jakimś dziecinnym konkursie, usiłując udowodnić temu drugiemu swoją wyższość, aż w końcu osiągnęli punkt, w którym żaden z nich nie mógł już się zatrzymać.
Harry opadł na Malfoya, przygniatając go własną klatką piersiową, i zakołysał biodrami przeciw ciału pod nim, zmierzając do nowoodkrytego celu. Zawinął palce wokół zaciśniętych pięści śmierciożercy, ściskając mocno, a włosy lepiły mu się do spoconego czoła. Zamknął oczy i poddał się szaleństwu tej chwili.
To, co nieuniknione, przyszło wreszcie do rozgorączkowanego końca. Gdy Harry wreszcie niechętnie otworzył oczy, zobaczył, że Malfoy leży zupełnie nieruchomo, jedynie jego jabłko Adama wykonywało spazmatyczne ruchy. Pokonując nagłą potrzebę ucieczki, Harry powoli wstał i poszedł do łazienki. Kiedy po piętnastu minutach wrócił, jego rywal dalej leżał na ziemi, w identycznej pozycji, wpatrując się w sufit wzrokiem pełnym bolesnego zażenowania. Różdżka ciągle leżała pod ścianą. Draco nie skorzystał z szansy na ucieczkę.
Wtedy Harry zrozumiał, że Malfoya można złamać.

Przez kilka następnych dni trzymali się twardego schematu: najpierw walka, potem pieprzenie. Splątana pościel została splamiona krwią i innymi płynami, stanowiąc dowód na ich dziwaczną pasję względem siebie. Noce Harry'ego wypełnione były czystą żądzą i bólem, a dni niecierpliwym oczekiwaniem na powrót do domu, aby zacząć wszystko od nowa. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z własnej, niezdrowej obsesji, widział troskę w oczach swoich pracowników i kolegów z biura. Narastająca zależność od Malfoya zaczęła napawać go lękiem.
Harry nie pamiętał dokładnie, której nocy po raz pierwszy zaczęli uprawiać miłość. Po prostu pewnego razu ostry, gwałtowny stosunek przerodził się w powolny, doskonały seks. Pierwszy raz pocałunki przestały być bolesnym, karzącym starciem warg i zębów, a zamieniły się w coś głębokiego, coś roztapiającego ich, począwszy od nasady kręgosłupa, obejmując wkrótce całe ciała. Harry pamiętał doznanie, jak gdyby coś w nim narastało, rozprzestrzeniało się od samego rdzenia, opanowywało go całego. Poczuł się źle. Kiedy dochodził, usłyszał, jak Draco wykrzykuje jego imię i sam miał ochotę wrzeszczeć.
Wpatrując się w po raz pierwszy zupełnie bezbronne, szare oczy, nie mógł opanować paniki. Wyskoczył z łóżka, zawołał skrzata i w ciągu pięciu minut Malfoy został przeniesiony do sutereny, bez żadnych wyjaśnień. Harry nie zważał na jego krzyki, dobiegające do niego w czasie całej drogi na dół.
W czasie kolejnych dwóch dni Harry żył jak człowiek całkowicie opętany. Chore uzależnienie jak gdyby wrosło mu pod skórę i, niczym wściekłe zwierzę, rozdrapywało pazurami od środka. Zdezorientowany i przestraszony stanem własnego umysłu, usiadł na podłodze sypialni i kołysał się tak przez wiele godzin.
Właśnie wtedy zrozumiał, że Malfoy mógłby złamać także jego.

Po trzeciej samotnej nocy zszedł do lochu. Patrząc przez kraty na Draco, który z cichą wściekłością odwzajemniał spojrzenie, poczuł, jak pazury rozszarpują go od wewnątrz.
Rozdarty i więcej niż trochę sprzeczny z własnymi pragnieniami, wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie Obliviate. Malfoy niemal natychmiast zaczął krzyczeć i żądać wyjaśnień gdzie jest, a Harry poczuł spływający na niego, dziwny spokój. To był Malfoy, którego znał, rozumiał i był w stanie sobie z nim poradzić. Taki, w jakim nie mógłby się bez powodu i w niczym nieuzasadniony sposób zakochać.

Wszystko to wydarzyło się prawie pięć tygodni temu. Teraz, siedząc za noszącym ślady niedawnych wydarzeń łóżku, Harry'ego ogarnął niepokój. Malfoy zaczynał zapamiętywać. Wiedział, że siła zaklęcia Obliviate zależy od intencji rzucającego. Miał świadomość, że niekompletne wymazanie pamięci Draco było jego własną winą. Bał się sam przed sobą przyznać, dlaczego jego podświadomość nie chciała, aby zaklęcie pracował w pełni, dlaczego nie mógł rzucić go skutecznie. Zdawał sobie sprawę, że kiedyś zawiedzie zupełnie, a Draco spojrzy na niego z całkowitą świadomością sytuacji. I wiedział, że tego dnia on rozpadnie się zupełnie.
Wezwał skrzata i spojrzał na spokojnie śpiący obok przedmiot jego dylematów.
Nie chciał myśleń o tym dniu.
Nie chciał myśleć o życiu, w którym nie będzie miał już żadnego powodu, aby nie kochać Draco Malfoya.


KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tysiąc razy wczoraj, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
tysiąc razy wczoraj
Tysiąc razy wczoraj, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
ZZ Tysiąc razy wczoraj
gim tysiac razy silniejsza
Widziałeś tę ikonkę tysiące razy TO WIRUS! Okradnie cię za pomocą smarfona
MIKRO ŚCIĄGI Z WYKŁADU, studia, studia II rok, mikrobiologia, mikro egz, Ściągi RAZY 2
8 Wczoraj zachorowała mama
DHAMMAPADA TYSIĄCE
interpretacja nic dwa razy
Cztery razy po dwa razy
57 cztery razy po dwa razy, kwitki, kwitki - poziome
Tylko Chuck Norris umie wyjść z domu dzisiaj i wrócić wczoraj, Opisy GG
Jak uczyć się 3 razy szybciej
A wczora z wieczora (tekst)
Prawo administracyjne wczoraj i dziś Gotowa, Dokumenty- prawo i administracja
Architektura w okresie III tysiąclecia, Archeo, ARCHEOLOGIA EGIPTU I BLISKIEGO WSCHODU

więcej podobnych podstron