Julian Tuwim Wiersze wybrane


Julian Tuwim Wiersze wybrane

WSTĘP - Michał Głowiński

  1. Wiadomości biograficzne

Ur. 1894 r., pochodzenie żydowskie, mieszczanin. Młodość spędza w Łodzi i to miasto będzie widoczne w jego twórczości jako miejsce pierwszych doświadczeń życiowych. Po roku 1916 stawia pierwsze kroki poetyckie w Warszawie. Pierwszy tom wierszy Czyhając na Boga wzbudza wiele kontrowersji, dostrzega się w nim nowe wartości i nowe dążenia. Tuwim wiąże się z kabaretem Picador - okres międzywojenny. Należy do grypy Skamandrytów. Jest atakowany przez skrajnie prawicową prasę, głównie endecką, która sięga po wątki antysemickie. Pracuje w „Wiadomościach Literackich”, poglądy liberalno-postępowe: zwalczanie anachronizmów obyczajowych, przesądów społecznych. Druga połowa lat dwudziestych i lata trzydzieste to najpłodniejszy okres Tuwima. Lata wojny spędza na emigracji: Paryż, Brazylia, USA. W czasie emigracji pisze Kwiaty polskie. Wraca w 1946 - prowadzi wiele działalności literackich. Umiera nagle w 1953 r.

  1. Tuwim w kręgu Skamandra

Twórczość Tuwima i jego kolegów z grupy Skamander była odpowiednikiem nowych tendencji, które w liryce zachodnioeuropejskiej skrystalizowały się już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, w poezji rosyjskiej zaś (z nią utrzymywał Tuwim zawsze kontakt bezpośredni) - w pierwszym dziesiątku XX wieku. Wielką rolę odgrywał symbolizm: zaprzeczenie parnasistowskiego modelu liryki, oderwanie poezji od publicystycznej retoryki itp. Każdy artysta musiał przejść przez symbolizm, by później móc poza niego wykroczyć. Forma liryczna ulegała przekształceniom: zaniechanie wypowiedzi w stylu wysokim; wprowadzenie w obręb poezji żywiołu mowy potocznej. Tuwim czerpał z Briusowa, Iwanowa, Balmonta. Związany był z rosyjskim futuryzmem: fascynacja słowem uwolnionym od znaczenia; swoistą, dynamiczną retoryką opiewającą zjawiska współczesne. W Polsce lata 1905-1914 były tyglem, w którym przygotowywała się literatura okresu międzywojennego: dążności klasycystyczne i franciszkanizm (przejawiał się m. in. w Museionie redagowanym przez Ludwika H. Morstina). Poetyka Skamandra jako grupy, pomimo różnic pomiędzy twórczością poszczególnych jej członków (obok Tuwima należy do niej: Iwaszkiewicz, Wierzyński, Słonimski, Lechoń), wydaje się sumą nowych doświadczeń poetyckich, narastających przed rokiem 1914 w poezji europejskiej i - częściowo tylko - w poezji polskiej. Pewne fakty w liryce po roku 1918 należy traktować jako kontynuację propozycji sprzed lat - np. Ścieżki polne Staffa, nadające konkretom życia wiejskiego wymiar bez mała religijny czy bliską skamandrytom twórczość Józefa Wittlina, który w Hymnach łączy Kasprowiczowską patetyczną formę (świadomie ją obnażając) z konkretną tematyką współczesną. Swoistość propozycji literackich Skamandra jest określona przez to, że pojawia się on w nowej sytuacji, nie mającej w latach poprzednich swych odpowiedników. W płaszczyźnie literackiej zaś mają znaczenie takie czynniki, jak negacja programów modernistycznych i - w mniejszym stopniu - uformowanie się innych grup poetyckich, lansujących różne wzorce poezji. Żądania odbiorców: literatura powinna być tylko literaturą, nie polityką, moralnością, historią czy apelem do społeczeństwa; zadaniem poety nie jest już ani tyrtejskie wzywanie do czynu, ani pokrzepienie serc. Po roku 1918 zrodził się sprzeciw wobec programowi modernistycznemu. Zdezaktualizował się ten stosunek do świata, jaki proponowała literatura młodopolska, wydawał się zbyt indywidualistyczny, oderwany od codziennych doświadczeń. Poezja stała się aprobatą współczesności, której nie chce przebudowywać, ale przyjmuje ją taką, jaka jest. Skamander zaprzeczył doświadczeniom Młodej Polski: neguje modernistyczne podejmowanie pisarstwa i modernistyczne konwencje literackie. Skamandryci żywili niechęć do jakichkolwiek programów. Sytuacja taka pozwalała praktycznie wprowadzać w obręb twórczości członków grupy elementy różnorodne poza tymi, które (jak doświadczenia młodopolskie) odrzucone zostały jako bezwartościowe dla nowej formacji poetyckiej. W obręb poezji skamandrytów wchodziły elementy o różnym pochodzeniu i różnym charakterze, tak zresztą jak weszły do niej owe tak usilnie negowane pozostałości młodopolszczyzny. Skamander był typową formacją dla przełomu literackiego, kiedy miesza się wiele różnorakich postaw i wątków, a pewne zjawiska zdobywając pozycję dominującą nadają ton całości, wyróżniają ją wyraziście spośród tego, co było przedtem. Literacka osobowość Skamandra jest wynikiem odzyskania niepodległości i związanej z nią wiarą w piękną, nie zakłóconą żadnymi konfliktami przyszłość kraju oraz zdecydowane nastawienie antymodernistyczne. Taki stan utrzymywał się do 1922 roku, do momentu zabójstwa Narutowicza - zniknął optymizm, a i konwencje młodopolskie na tyle się zestarzały, że przestały być problemem, w istocie zanikły czynniki wiążące zespół poetów w grupę literacką.

Charakter wczesnej twórczości: (cztery zbiory: Czyhanie na Boga, Sokrates tańczący, Siódma jesień, Wierszy tom czwarty)

  1. Zaborczy optymizm, powiązany z witalistyczną wizją świata, czasem przekształcający się w swoisty biologizm,

  2. Urbanizm, każący wprowadzać na karty poezji miasto w jego dniu codziennym,

  3. Kreacja nowego bohatera lirycznego, którym jest właśnie mieszkaniec owego miasta, żyjący jego sprawami powszednimi,

  4. Dynamizacja liryki, wyrażająca się w upodobnieniu utworu poetyckiego do żywej potocznej wypowiedzi, co w konsekwencji poprowadziło do oparcia wierszy na potocznej mowie obywatela wielkiego miasta, a czasem nawet do jego reprodukowania.

Bardzo widoczny jest u Tuwima związek fascynacji współczesnością w jej konkretnym wymiarze ze swoiście pojmowaną (najczęściej panteistycznie) problematyką religijną. Ta synteza ujawnia się już w wierszach programowych, w których Tuwim wykłada swój program literacki. W otwierającej pierwszą książkę poety Teofanii nadejście nowej poezji porównane jest do objawienia Boga, gdzie indziej znów pojmuje się poezję w kategoriach sztuki obrzędowej. Poezja:

"Będą te słowa jak taneczny krok!

Będą - jak złota do Stolicy droga!

- Poezja - to jest to, proszę panów, skok,

Skok barbarzyńcy, który poczuł Boga!"

Twórczość poetycka ma tu więc wymiar sakralny. Ma go niezależnie od tego, czy odwołuje się do wyobrażeń chrześcijańskich, czy do jakiegokolwiek innego systemu religijnego. Wyobrażenia te nie są tu bowiem sprawą wiary, wynikają z przeświadczenia o wartości współczesnego świata, do którego poeta powinien mieć taki stosunek, jaki ma człowiek wierzący do Boga. Poezja ma opiewać cały zsakralizowany świat.

Obrazek rodzajowy i poezja rozmowy: te właśnie gatunki przenosi Tuwim w obręb liryki, która ma aspiracje najwyższe. Tuwim włącza w obręb poezji język potoczny, a motywuje jego użycie przez konstrukcję swoistej sytuacji lirycznej, kształtowanej na wzór potocznej rozmowy; sytuacja owa ma sugerować, że mowa potoczna jest w obrębie poezji czynnikiem naturalnym, a nie - stylizacją, że jest czynnikiem koniecznym.

Obrazek rodzajowy to jakby prosta relacja wierszowana o takim czy innym zdarzeniu. Poeta występuje tu jako swego rodzaju reporter, który tylko przekazuje informacje o zdarzeniach - w granice poezji wchodzą elementy notatki dziennikarskiej. Kształtuje się tu swego rodzaju poezja faktu. Bywa czasem, że obrazek rodzajowy rozwija się w małą opowieść fabularną, np. w Piotrze Płaskinie. Poeta wprowadza w obręb wiersza nie tylko słownictwo, którego miejscem zasadniczym jest powszednia komunikacja językowa, wprowadza nie tylko właściwą mowie potocznej składnię, lecz zasadniczym elementem stylizacji czyni intonację żywego wypowiedzenia, dąży do tego, by np. intonacja pytajna była taką intonacją pytającą jak w potocznej mowie: np. w Śnie złotowłosej dziewczynki. Wiersze tego typu nazwać by można liryką rozmowy, kształtuje się bowiem jak wypowiedź w dialogu, zawsze obecny jest adresat i, choć zazwyczaj nie zabiera on głosu (jest to więc rozmowa jednostronna), sama jego obecność silnie oddziaływa na podmiot mówiący; nie tylko kieruje on swe słowa do niego, ale w trakcie wypowiedzi uwzględnia jego repliki, z reguły przemilczane i tylko pośrednio sygnalizowane czytelnikowi. W liryce rozmowy najpełniej ujawnił się nowy kreowany przez Tuwima bohater liryczny - człowiek wielkomiejskiej ulicy, człowiek dnia codziennego. Elementy obrazka rodzajowego i liryki rozmowy zbiegają się zwykle w tym, co można nazwać poezją eksklamacji, poezją żywiołowych, w najwyższym emocjonalnym tonie utrzymanych wykrzyknień. Wiersze tego typu (częste we wczesnej twórczości Tuwima) to poezja zachłystywania się światem. Jej żywiołowość i dynamika ma być odpowiednikiem tych właśnie zjawisk we współczesnym świecie, które, w niej właśnie zjawisko dynamizacji języka osiągnęło punkt szczytowy, zapanowała w nim niemal w pełni intonacja wykrzyknikowa. Wiersze te nie tylko wyrażają emocje zafascynowanego ruchem bohatera lirycznego, ich zadaniem jest opiewanie świata, pełnią więc funkcję swego rodzaju hymnów, są dytyrambami, np. Wesoła pieśń o domu.

Pozostałości młodopolskie żyją szczególnie silnie w jednym dziale twórczości Tuwima: w liryce miłosnej, zwłaszcza zaś w erotykach zebranych w Siódmej jesieni. Nie zdołało ich zatuszować nawet to, że podmiotem tych wierszy jest przeciętny mieszkaniec wielkiego miasta, a więc kto inny niż stereotypowy bohater liryki modernistycznej, nie zdołał także zatuszować udział mowy potocznej, obcej na ogół liryce młodopolskiej. Zasadniczy żywioł tych wierszy stanowi tradycyjna nastrojowość, ona jest głównym czynnikiem kompozycyjnym, z tego powodu można o tej liryce mówić jako o poezji impresjonistycznej, tzn. takiej, w której czynnikiem spajającym składniki niejednorodne jest ulotna, trudno dająca się określić atmosfera, ledwo pochwytny ton emocjonalny. Wiersze impresjonistyczne, których przedmiotem są personifikowane stany psychiczne, ujmowane zazwyczaj paralelnie do jakichś przedmiotów, faktów czy stanów rzeczy ze świata zewnętrznego, mają charakter melodyjny, pieśniowy; np. Irysy.

W synkretycznej liryce Tuwima z okresu młodzieńczego widoczne są także elementy, które zwykło się wiązać z ekspresjonizmem. Przejawy ekspresjonizmu: koncepcja liryki jako żywiołowego wyrazu silnie przeżywającej jednostki. Ekspresjonizm kładzie nacisk nie na kompozycję, nie na świadomą realizację sprecyzowanego założenia twórczego, ale na te ujęcia poetyckie, które są niejako najlepszym przewodnikiem wyrazu, które są zdolne zawrzeć go w całej jego pełni. Ekspresjonizm faworyzował ostre formy wypowiedzi lirycznej, narzucające się środki, takie jak mocne kontrasty, wszelkiego typu ujęcia groteskowe, zbrutalizowany język potoczny. Ekspresjonizm negował dotychczasowe pojecie poetyckości, ukształtowane przez różne szkoły. Przejawy: zwrócenie się do „niskich” form wypowiedzi poetyckiej, do języka potocznego, ogólnie - w negacji dotychczasowych konwencji. U Tuwima o wartości danego środka literackiego decyduje to, o ile jest wyrazem bohatera lirycznego, mieszkańca wielkiego miasta, człowieka ulicy, ale jednocześnie tego, który swe codzienne otoczenie rozumie w sposób panteistyczny. Najwyrazistszym przejawem ekspresjonizmu u Tuwima jest zamierzona brutalizacja materiału poetyckiego, tak języka, jak świata przedstawionego: Wiosna (w podtytule: dytyramb). Brutalizacja, łącząc się w sposób charakterystyczny dla ekspresjonizmu z pewnym patosem(nie darmo wiersz nosi słowo „dytyramb” w podtytule), staje się składnikiem zamierzonego kontrastu, a więc jeszcze bardziej przejrzystym w swej ostrości środkiem wyrazu.

W synkretycznej poezji Tuwima z pierwszych czterech jego zbiorów istnieją nawarstwienia futurystyczne, pochodzące przede wszystkim z asymilacji doświadczeń futuryzmu rosyjskiego: dążenie do stworzenia takiego języka poetyckiego, który nie miałby odpowiedników w języku codziennej komunikacji, który byłby językiem tylko i wyłącznie poezji, który w pewnych wypadkach nie miałby charakteru semantycznego, byłby „pozarozumowy” (nawiązanie do Chlebnikowa) - cykl Słopiewnie. Tworzy w nim Tuwim w sposób umownie archaizowany - własny język, przekształcający prawa morfologiczne i semantyczne obowiązujące w polszczyźnie.

Tuwim często wprowadza aluzje archaiczno-kulturowe, które mają swoisty wymiar mitologiczny, w pewnym sensie łagodzą „naturalizm” obrazków miejskich.

W tym synkretyzmie wyraża się historycznoliteracka rola wczesnych wierszy Tuwima. Utraciły one w sporej części wartość artystyczną, są dokumentem epoki. Nie przeszkadza to jednak, ze w dziejach poezji polskiej okresu międzywojennego zajmują bardzo ważną pozycję.

  1. Dojrzały okres twórczości Tuwima

Okres, który decyduje o pozycji Tuwima w poezji lat międzywojennych, rozpoczyna się tomem Słowa we krwi (1926). Zanika zdobywczy i krzepki optymizm. Złudzenia, żywione w pierwszych dniach niepodległości, okazały się właśnie złudzeniami, rozczarowanie, a później nawet przerażenie były tym elementem, który narasta w twórczości lat trzydziestych. Zanika młodzieńcza zadziorność wobec świata, pojawia się refleksja nad światem współczesnym, nad własną twórczością poetycką (wreszcie). Twórczość okresu dojrzałego nie stanowi zaprzeczenia tych dążeń literackich, które znalazły swój wyraz w poezji młodzieńczej. Poezja Tuwima rozwija się ewolucyjnie, nie ma w niej zasadniczych momentów przełomowych; elementy raz wprowadzone, nawet jeśli tracą dawne znaczenie, nie zostają całkowicie wyeliminowane, zmieniają jedynie funkcje. Tak więc w okresie dojrzałym rozwoju Tuwima pojawia się wiele ze zjawisk znanych z okresu młodzieńczego, pojawia się jednak w innej postaci; bądź same zostały one przekształcone, bądź też o zmianie zdecydował nowy kontekst, w jakim się znalazły. Tuwim zrezygnował z natrętnego sentymentalizmu. Nowe tematy: wspomnienia dzieciństwa, np. Zima. Poezja powszedniości nasycona została ironią, wyrażała dystans do opiewanego faktu czy przedmiotu (np. wiersze o fryzjerach), czasem stawała się parodią potocznych wypowiedzi, zawartych w nich mniemań i wzorców obyczajowych, np. Trzy wiersze o fryzjerze.

Właściwości języka Tuwima:

  1. Potoczność - inaczej rozumiana; poeta rezygnuje z naturalistycznego odtwarzania, nie chce w pełni naśladować język potoczny. Postać językowa dojrzałych wierszy Tuwima jest ściśle zespolona z kształtowanym w nich wzorcem lirycznym, z rodzajem ich emocjonalizmu. Ów emocjonalizm przejawia się nie w poetyckiej kontemplacji świata, ale jakby w poetyckim na niego oddziaływaniu (dziwne, ale tak pan Michał napisał). Liryka ta jest liryką wyładowań, liryką krótkich spięć, w której dynamizm stanowi czynnik zasadniczy, np. Dziwy na niebie, Skandal. Tuwim często wykrzykuje swoje liryczne przeświadczenia, przeważnie w formie zwrotu do kogoś lub czegoś. Z tej racji jego poezję można nazwać liryką przywołań. Ważną rolę odgrywają apostrofy do drugiej osoby lub określonej rzeczy czy zjawiska, związane zazwyczaj z czasem teraźniejszym, którego zadaniem jest nieustanne aktualizowanie materii poetyckiej, tak jakby należała ona do tego samego czasu, co formowanie wypowiedzi podmiotu, dla którego wypowiadanie najczęściej równa się działaniu, np. Do prostego człowieka, Burza <albo Miłość>. Bohater liryczny to istota społeczna, która tylko w związku z faktami ze świata zewnętrznego może formować i wyrażać swe emocje.

  2. Instrumentacja głoskowa - Tuwim stosuje ją obficie. Jest to zresztą zjawisko charakterystyczne dla dużej części poezji międzywojennej. Czasem ma ona funkcje onomatopeiczne, np. w Sitowiu. Zadaniem instrumentacji głoskowej jest łączenie elementów znaczeniowo różnorodnych, wiążących się na zasadzie dowolnego skojarzenia, często brzmieniowego, w jedną zwartą całość, np. w Liście. Tuwim eksponuje słowo, które samo w sobie staje się problemem, jest czymś więcej niż środkiem przekazu, staje się tematem i przedmiotem przeżywania. Tuwim dbał o to, by język w jakiś sposób narzucał się odbiorcy, by nie mógł on traktować poezji jako przekazu emocjonalnego, wobec którego słowo jest czymś jedynie zewnętrznym, przypadkową „szatą słowną”. Wg takiej koncepcji poezji wiersz jest emocją utrwaloną w słowie, dzięki słowu tylko może istnieć, ono jest racją jego egzystencji. Ten właśnie stosunek do słowa zbliżył Tuwima do Awangardy krakowskiej. Słowo jest tematem, przedmiotem przezywania - np. poemat Zieleń.

Wiersze z lat 1926-1939 w dużej mierze dotyczą trudu pisania - są to wyznania poety na temat jego pracy. Tuwim ujmował w niej twórczość poetycką jako czynność podobną do zawodu rzemieślnika, który, aby wykonać coś sprawnie, musi w pełni panować nad swym warsztatem. Utwory te są dowodem odejścia od romantycznego rozumienia poezji, w której mówiło się raczej o takich zjawiskach jak „natchnienie”, pozostawiając problemy warsztatowe na dalszym planie.

Ogólnie pojęte rozczarowanie ma wpływ na poezję. Tuwim zadaje pytania o rolę poety. W jego wierszach artysta jawi się jako:

  1. Romantycznie zorientowany sędzia współczesności, przeciwstawiający swoje
    „ja” światu (powrót do romantyzmu),

  2. Człowiekiem kultury, który współczesnej „dziczy pogańskiej” przeciwstawia wielkie tradycje humanistyczne europejskiego dorobku cywilizacyjnego,

  3. Poetą-wirtuozem, zafascynowanym przede wszystkim warsztatem literackim i językiem jako jego głównym elementem.

Zwrot do romantyzmu widzimy w takich wierszach, jak: Złota polska jesień, …Et arceo, Z wierszy o państwie.

Tuwim kształtował postawę wobec świata współczesnego. Poeta jawił się jako spadkobierca humanistycznych tradycji Europy. Staje się on człowiekiem kultury, przeciwstawiający „dziczy pogańskiej” ideały horacjańskie, np. Na ulicy. Tuwim fascynuje się Horacym. Tłumaczy go pod koniec lar trzydziestych. Horacy jest w liryce Tuwima nie tylko wielkim poetą świata antycznego, staje się symbolem najświetniejszych tradycji kultury łacińskiej, symbolem trwałości sztuki, która potrafiła się oprzeć działaniu tłumu i niesprzyjającym zwrotom historii. Horacy stał się partnerem dramatycznego dialogu ze współczesnością.

W ujęciu poety jako wirtuoza wyraża się swoista negacja współczesności. Wewnętrzne sprawy warsztatu poetyckiego stają się tutaj celem ucieczki, dają schronienie. Tuwim występuje w utworach tego rodzaju jako mistrz, który w pełni zawładnął wszystkimi subtelnościami sztuki poetyckiej i tak nad nią zapanował, że może igrać swobodnie jej elementami, demonstrować publiczności - tak właśnie jak wirtuoz czy sztukmistrz - swój kunszt, np. Hokus pokus.

Najbardziej przejrzysta postawa Tuwima uzewnętrzniła się w twórczości satyrycznej, bogatej, złożonej i wielostronnej, sprawianej od momentu debiutu. Twórczość satyryczna Tuwima jest niejednorodna, są w jej obrębie humoreski prozą i felietony, kuplety, piosenki kabaretowe, fraszki i epigramaty, wreszcie wiersze, które trudno określić jedną formułą gatunkową. Nie stanowi zjawiska jednorodnego nie tylko ze względu na różnorodność form wypowiedzi, ale także z racji różnego charakteru utworów i celów, dla których zostały napisane. Część satyrycznej twórczości Tuwima odznacza się małymi ambicjami artystycznymi, wchodzące w jej obręb utwory traktował autor raczej jako formę działalności zarobkowej niż ściśle poetyckiej. Nie przekreśla to jednak faktu, że właśnie w obrębie twórczości satyrycznej osiągnął Tuwim rezultaty niezwykle cenne. Uprawiał satyrę obyczajową i polityczną. Jeżeli chodzi o satyrę obyczajową: związany z <<Wiadomościami Literackimi>> - negował stare modele obyczajowe, będące wyrazem zacofania. Co do satyr politycznych: Tuwim przeszedł dość znaczną ewolucję, widoczną zwłaszcza w latach 1926-1939. Pierwsze satyry polityczne tego okresu pisane są z pozycji krytycznego sympatyka obozu, który po przewrocie majowym zdobył władzę, z pozycji kogoś, kto neguje pewne elementy, aprobuje zaś z mniejszymi lub większymi wahaniami całość. Ta pozycja sympatyka zanika w ciągu lat trzydziestych, kiedy zaostrzają się konflikty polityczne, a sanacja zajmuje coraz bardziej prawicowe pozycje, zbliżając się do ugrupowań o programie faszystowskim i antysemickim. Wobec takiego biegu wypadków pozostaje dla poety jedynie pozycja całkowitej negacji, której wynikiem jest napisany w 1936, a ogłoszony w pełnym tekście dopiero po wojnie poemat Bal w Operze, najważniejsze osiągnięcie nie tylko Tuwima-satyryka, ale Tuwima-poety w ogóle. Stanowi on swoistą summę poetycką, zbiegają się w nim najcenniejsze właściwości jego poezji. Wyzyskał w nim poeta swe dotychczasowe doświadczenie w zakresie satyry, satyry, która nie operowała moralistycznym pouczeniem, ale zasadniczym środkiem uczyniła takie sposoby oddziaływania, jak inwektywa skierowana do przeciwnika, wyrazisty obraz, często groteskowo wyolbrzymiony bądź sprowadzony do absurdu, wreszcie posługiwanie się słowem, polegające na różnorakich kontrastach, kalamburach, groteskowych deformacjach itp. Wyzyskał także swe doświadczenia liryczne, wyrażające się przede wszystkim w kreowaniu wielkiej wizji poetyckiej, bogatej i złożonej, niezwykle dynamicznej. Swoistością Balu w Operze jest to, że satyra skierowana przeciw jednemu środowisku (elity sanacyjnej) stała się czymś więcej niż obrazem życia społecznego międzywojennej Polskie, jest także pewną wizją świata, nieobcą tej, jaką pod koniec lat trzydziestych kreowali tzw. poecie katastroficzni, widzący w nadciągających zdarzeniach historycznych nie tylko objaw kryzysu cywilizacji europejskiej, ale w ogóle objaw kryzysu świata, któremu grozi nieuchronna katastrofa. Tuwim sięga po takie ujęcia, jak łączenie konkretnego wydarzenia ze swoistą wizją kosmiczną, sięgającą zjawisk astronomicznych, kontrasty, wyrażające się np. w sferze języka w łączeniu wulgaryzmów języka potocznego z językiem świadomie „udziwnionym”, w którym nagromadził poeta sporo wyrażeń brzmiących egzotycznie, często zniekształconych; hiperbolizująca groteska, nadająca przedstawionym w poemacie zdarzeniom wymiar apokaliptyczny. Bal w Operze jest swego rodzaju fantastyczno-satyryczną balladą, w której wizja balu, połączona z obrazem apokaliptycznego świata, jest nie tylko głównym elementem, ale także ramą kompozycyjną dla przedstawienia tego, co w obręb owego balu nie wchodzi , czasem zaś jest czynnikiem z nim kontrastującym. W poemacie Tuwima obowiązuje swego rodzaju jedność czasu, wszystko jest określone przez trwanie balowej nocy, nawet to, co się nie dzieje w wytwornych salonach Opery. Poeta stosuje tu technikę intensyfikacji, kondensuje wszystko w jednym momencie, noc balu ma być syntezą całej epoki. Paralelność pojawiająca się w utworze sprawia, że utwór jest jednolity, w całości odznaczający się wielka dynamiką.

Od momentu wojny zaczyna się kryzys twórczości Tuwima, bo nie tylko nie wznosi się on do poziomy swych utworów z końca lat dwudziestych i z lat trzydziestych, ale wyraźnie go obniża -utwory wybitne powstają wtedy przede wszystkim na warsztacie tłumacza.

W czasie wojny twórczość słabnie, poezja Tuwima straciła punkt oparcia. Skamandra już nie ma. Powstają wiersze nieudolne, nie spełniające zamierzonego efektu, np. Lekcja. Objawem kryzysu poetyckiego Tuwima po roku 1939 jest również najambitniej pomyślany utwór: Kwiaty polskie, pisany w okresie wojny w Ameryce. Był on próbą reaktywowania epiki poetyckiej, wyzyskującą wzory nie tyle klasycznej epopei typu homeryckiego, ile doświadczenia romantycznego poematu dygresyjnego. Utwór zawierał więc pewien wątek fabularny, zasadniczym jednak jego elementem jest motyw rekonstruowania przeszłości, tak jak ona się przedstawia wygnanemu na obczyznę poecie. Głównym mankamentem poematu jest to, że nie stanowi on spoistej całości, mieszają się w nim nie tylko fragmenty o różnorakim charakterze: od scenek rodzajowych do patetycznych inwokacji, od wyznań lirycznych do epizodów, przypominających felieton dziennikarski - najistotniejsze jest, że nie został zbudowany wg jednolitych zasad. Na niepowodzenie Kwiatów polskich zaważyło to, że poeta usiłował reaktywować tradycyjną epikę poetycką, poemat dygresyjny, który był już formą anachroniczną. Kwiaty polskie napisał poeta w czasie wojny; nie zostały dokończone.

KONSTRUKCJA ZBIORU WIERSZE WYBRANE:

  1. Z WCZESNYCH WIERSZY:

  1. Z TOMU CZYHANIE NA BOGA

  2. Z TOMU SOKRATES TAŃCZĄCY

  3. Z TOMU SIÓDMA JESIEŃ

  1. Z CZWARTEGO TOMU WIERSZY

  2. Z WIERSZY Z OKRESU DOJRZAŁEGO:

  1. Z TOMU SŁOWA WE KRWI

  2. Z TOMU RZECZ CZARNOLESKA

  3. Z TOMU BIBLIA CYGAŃSKA

  4. Z TOMU TREŚĆ GOREJĄCA

  1. Z CYKLU Z WIERSZY OCALAŁYCH

  2. Z CYKLU Z WIERSZY NOWYCH

  3. Z WIERSZY ROZPROSZONYCH I RĘKOPISÓW

  4. BAL W OPERZE

  5. KWIATY POLSKIE

  6. Z WIERSZY DLA DZIECI

  7. Z TŁUMACZEŃ

TOM CZYCHANIE NA BOGA

Teofania (objawienie się Boga)

Idziesz! Przeczuwam Ciebie! Jak daleka łuna
Czerwieni się olbrzymia moc błyskawicowa!
Widzę cię, święta moja wizjo złotostruna!
Widzę cię-świtasz-idziesz, o Poezjo Nowa!

Choć nie dostrzegłem jeszcze Twojego oblicza,
Z którego Bogiem tryśnie wieków treść ukryta,
Wiem, że będziesz szalona, będziesz tajemnicza,
O Duszo, która idziesz, w której przyszłość świta!

A będzie ci na imię groźnie, twórczo: "Jestem" !
Obejmiesz sobą wszystko, tyrańska, potworna!
I objawisz się światu-Ognia Manifestem:
-Przyszłam po sny szaleńców, ksieni niepokorna!

Staruszkowie

Patrzymy sobie na ulicę
Przez wpółrozwartą okiennicę.


W czółka całujem cudze dziadki
I podlewamy w oknach kwiatki.


Żyjemy sobie jak Bóg zdarzy.
Zrywamy kartki z kalendarzy.

TOM SOKRATES TAŃCZĄCY

Sokrates tańczący (Tuwim zaczerpnął pomysł wiersza z Biesiady Ksenofonta. Jednakże ten Sokrates tańczący niewiele ma wspólnego z Sokratesem historycznym, jest typowym dla młodego Tuwima bohaterem-prostaczkiem, który filozofuje całym swym życiem, odrzucając wszelkie filozoficzne systemy. Na koncepcję wiersza niewątpliwy wpływ miała filozofia Nietzschego, przede wszystkim jako autora Tako rzecze Zaratustra - pozdro Oli)

Prażę się w słońcu, gałgan stary...
Leżę, wyciągam się i ziewam.
Stary ja jestem, ale jary:
Jak tęgi łyk pociągnę z czary,
To śpiewam.

Słońce mi grzeje stare gnaty
I mądry, siwy łeb kudłaty,
A w mądrym łbie, jak wiosną las,
Szumi i szumi mędrsze wino,
A wieczne myśli płyną, płyną,
Jak czas...

Czego się gapisz, Cyrbeusie?
Co myślisz? Leży stary kiep,
Już do gadania słów mu brak,
Już się wygadał? A tak, tak...
Idź, piecz swój chleb.

Z zaułka śmieją się uczniowie,
Że się mistrzowi kręci w głowie,
Że się Sokrates spił...
Idź, Cyrbeusie, uczniom powiedz,
Że już trafiłem w samo sedno:
Że cnotą jest zlizywać pył
Z ateńskich ulic! Lub im powiedz,
Że cnotą jest w pęcherze dąć!
Że cnotą jest - lać wodę w dzbany!
Albo - wylewać! Wszystko jedno...
A jeśli chcesz - to przy mnie siądź,
Nie piecz swych bułek i rogali,
Będziemy sobie popijali!
No, trąć się ze mną, trąć!

Cóż ci to? przykro, Cyrbeusie,
Że mi się język trochę plącze?
Że się tak śmieję, Cyrbeinku?
Że w biały dzień w Atenach, w rynku,
Jak żebrak leżę, wino sączę?
Mędrcowi, mówisz, nie przystoi,
Gdy złym przykładem uczniom świeci?
Że stary broi
Jak dzieci?
Że tłumu uczni nie gromadzę,
Że drogi prawd im nie wskazuję?
Nie radzę,
Nie filozofuję?
A tak... a tak...

Zło! Dobro! - prawda? - Ludzie, bogi,
Cnota i wieczność, czyn i słowo,
I od początku - znów, na nowo,
Bogi i ludzie, dobro, zło,
Rzeczpospolita, słowa, czyny,
Piękno - to, tamto, znowu to! - - -
Mój drogi - kpiny!

Słyszeliście od Herifona,
Żem jest najmędrszy... Tak orzekła
Wyrocznia, w całej Grecji czczona,
Blask chwały czoło moje zdobi!
Więc patrzcie, co najmędrszy robi:
O!
Bo cóż jest słowem, a co czynem,
Bo cóż jest dobro, a co zło,
Kiedym się złotym upił winem,
A mam kosmatą głowę psa
I w głowie zamęt obłąkańczy?!
Wy patrzcie, jak filozof tańczy:
I hopsasa, i hopsasa!
I hopsa, hopsa, hopsasa!
Wy patrzcie, jak najmędrszy tańczy!
Jak mu skaczą stare nogi,
Zło i dobro, ludzie, bogi,
Cnota, prawda, wieczna Mojra,
Hopsa, hopsa, idzie ojra:
Raz na prawo - hopsasa!
Raz na lewo - hopsasa!
Rypcium pipcium, chodź, Ksantypciu!
A muzyka gra!!

Chodź tu także, Cyrbeinku,
Wokoluśko tak, po rynku,
Mędrzec tańczy, dalej z drogi
Cnota, prawda, piękno, bogi,
Patrzcie ludzie, patrzcie, gapie,
Od Ksantypci wały złapię,
Że tak we mnie wszystko drga,
A ja sobie hopsasa!
Tak bez końca, tak do śmierci,
Niech się jasne niebo wierci,
Tak - do góry, a tu kopsa,
I znów boczkiem hopsa, hopsa!
Nie żałować starych nóg!
Niech się cieszy wielki Bóg,
Że Sokrates prawdę zna,
Że już wie! że wszystko ma!
Że już poszedł hen, za kraniec,
On - najmędrszy, on - wybraniec,
Gałgan z brzydką mordą psa
Poznał taniec, poznał taniec,
Hopsa, hopsa, hopsa-sa!!!

Wiosna (dytyramb)

Gromadę dziś się pochwali,
Pochwali się zbiegowisko
I miasto.
Na rynkach się stosy zapali
I buchnie wielkie ognisko,
I tłum na ulicę wylegnie
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie
Świętować wiosnę w mieście,
Świętować jurne święto.
I Ciebie się pochwali,
Brzuchu w biodrach szerokich,
Niewiasto!

Zachybotało! -- Buchnęło - i płynie -
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Gwar, gwar, gwar, chichoty,
Gwar, gwar, gwar, piski,
Wyglancowane dowcipkują pyski,
Wyległo miliard pstrokatej hołoty,
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar,
Suną tysiące rozwydrzonych par,
- A dalej! A dalej! A dalej!
W ciemne zieleńce, do alej,
Na ławce, psiekrwie, na trawce,
Naróbcie Polsce bachorów,
Wijcie się, psiekrwie, wijcie,
W szynkach narożnych pijcie,
Rozrzućcie więcej "kawalerskich chorób"!
A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda na kolację!
Na kolorowe wasze kamizelki,
Na papierowe wasze kołnierzyki!
Tłumie, bądź dziki!
Tłumie! Ty masz RACJĘ!!!

O, ty zbrodniarzu cudowny i prosty,
Elementarny, pierwotnie wspaniały!
Ty gnoju miasta tytanicznej krosty,
Tłumie, o Tłumie, Tłumie rozszalały!
Faluj, straszliwa maso, po ulicach,
Wracaj od rogu, śmiej się, wariuj, szalej!
Ciasno ci w zwartych, twardych kamienicach,
Przyj! Może pękną - i pójdziecie dalej!

Powietrza! Z swych zatęchłych i nudnych facjatek
Wyległ potwór porubczy! Hej, czternastolatki,
Będzie dziś z was korowód zasromanych matek,
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki!

Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki,
Ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą!
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki,
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom!

Hej w dryndy! Do hotelów! Na wiedeński sznycel!
Na piwko, na koniaczek, na kanapkę miękką!
Uśmiechnie się, dziewczątka, kelner wasz, jak szpicel,
Niejedna taką widział, niejedna serdeńko...

A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną -

- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...

Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę!
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną sobą samców częstować samice!

Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu!
Do szpitali gromadnie, tłuszczo rozwydrzona!
Do kloak swe bastrzęta ciskaj po kryjomu,
I znowu na ulicę, w jej chwytne ramiona!!!

Jeszcze! Jeszcze! I jeszcze! Zachłannie! Bezkreśnie!
Rodźcie, a jak najwięcej! Trzeba miasto silić!
Wyrywajcie bachorom języki boleśnie,
By, gdy je w dół wrzucicie nie mogły już kwilić!

Wszystko - wasze! Biodrami śmigajcie, udami!
Niech idzie tan lubieżnych podnieceń! Nie szkodzi!
- Och, sławię ja cię, tłumie, wzniosłymi słowami
I ciebie, Wiosno, za to, że się zbrodniarz płodzi!

TOM SIÓDMA JESIEŃ

Myśl


Doprawdy, żyję bardzo. Ale ja właściwie
Mam w życiu migotliwym jedną myśl jedynie,
Napiętą, jak cieniutka strzała na cięciwie:
Zmienić się w linię.

Jak na wodzie na wznak się na żydu położę,
Bez myśli i bez woli promiennie popłynę,
Prosto - prosto - nijako - utonę w przestworze
I w oczach twoich zginę.

CZWARTY TOM WIERSZY

Słowisień (należy do cyklu Słopiewnie. Tak tytuł, jak wszystkie teksty tego cyklu powstały jako eksperyment językowy, w którym poeta wzorem futurystów chciał stworzyć swego rodzaju „nowy język”, opierający się na pierwiastkach słowiańskich. Chodziło tutaj o uniezwyklenie języka, o oderwanie go od przyjętych znaczeń i form. Charakterystyczne, że nowe formy słów oparte zostały na elementach istniejących w języku. Pozwala to dopatrzyć się w tych wierszach pewnego sensu. Nie są one wypowiedziami asemantycznymi, choć różnią się - taki był zamiar poety - od semantyki powszechnie przyjętej)

W białodrzewiu jaśnie dźni słoneczko,
Miodzie złoci białopałem żyśnie,
Drzewia pełni pszczelą i pasieczną,
A przez liście kraśnie pęk słowiśnie.

A gdy sierpiec na niebłoczu łyście,
W cieniem ciemnie jeno niedośpiewy
W białodrzewiu ćwirnie i srebliście
Słowik słowi słowisienkie ciewy.

TOM SŁOWA WE KRWI

Sitowie

Wonna mięta nad wodą pachniała,
kołysały się kępki sitowia,
Brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i miętę owiał.

Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam,
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.

Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata.

Wiedziałem tylko, że w sitowiu
są prężne, wiotkie i długie włókienka,
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
którą nic nie będę łowił.

Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?

Czy to już tak zawsze ze wszystkiego
będę słowa wyrywał w rozpaczy,
i sitowia, sitowia zwyczajnego
nigdy już zwyczajnie nie zobaczę?

TOM RZECZ CZARNOLESKA

Fryzjer

W sierpniowy cichy zmierzch
Fryzjer czesał żonę.
Melodiami na dłonie opadły
Włosy znużone.

Złoty jedwabny deszcz
Przez palce spłynął do ziemi,
Fryzjer-wizjoner krzyczał
Oczyma zakochanemi!

On widział ogromną dal,
Gnał tryumfalnym pędem,
Na strzępy gniewnie darł
Mgły złote mojej legendy.

Wysoko podniósł pięść
I krzykiem ostrym Cię sławił!
(Szukałem ciebie w mgłach,
Cios jego twarz mi skrwawił!)

A potem krwawą dłoń
Zanurzył w złote rozpięty
I grał na włosach pieśń,
I święty był,
I płakał z mojej tęsknoty!

TOM BIBLIA CYGAŃSKA

Złota polska jesień (wiersz zbudowany na romantycznym przeciwstawieniu: poeta - świat. Przeciwstawienie to pociągało istotne konsekwencje stylistyczne: strofy, które mówią o owym „świecie”, odwołują się do charakterystycznego dla okresu międzywojennego stylu oficjalnej publicystyki. Ze stylem tym kontrastuje refren „Idę jesienią na ukos” i ostatnia strofa, w której poeta określa swoją sytuację).

Korporanci na motocyklach
Pędzą w sprawie patriotycznej,
Uradzonej na konwentyklach
Jednomyślnie i spontanicznie.

Idę jesienią na ukos

Oburzeni oficerowie
Domagają się interwencji
I meldują w drodze służbowej
Na audiencji, u ekscelencji.

Idę jesienią na ukos

Delegacja obywatelska
Deklaruje znaczne ofiary,
Reprezentant nauczycielstwa
Do katedry niesie sztandary.

Idę jesienią na ukos

Proletariat zorganizował
Wiec masowy za rewolucją,
Idzie właśnie kadra szturmowa
Z transparentem i rezolucją

Idę jesienią na ukos,
Płynę taflą przekroju,
Cieciem lustrzanym rozcinam
Nieziemską ojczyznę swoją. wędrowna, wróżebna.

TOM TREŚĆ GOREJĄCA

Zieleń. Fantazja słowotwórcza (poemat ten jest najbardziej poetycko reprezentatywnym wyrazem zainteresowań lingwistycznych Tuwima. Poeta występuje tu jako swojego rodzaju geolog, który bada nie złoża ziemi, ale stare złoża języka. To zasadnicze założenie warunkuje stylizację utworu - Tuwim jakby rekonstruuje dawny język, korzystając z osiągnięć językoznawstwa, ale również puszcza wodze poetyckiej fantazji, co się wyraża także w kształtowaniu słownictwa; nie darmo poeta opatrzył poemat podtytułem Fantazja słowotwórcza)

O zieleni można nieskończenie.

Powielając dźwiękiem jej znaczenie,

Można kunsztem udatnych powieleń

Tworzyć światu coraz nowszą zieleń.

Nie dość słowo z widzenia znać. Trzeba

Wiedzieć, jaka wydała je gleba,

Jak zalęgło się, rosło, pęczniało,

Nie -- jak dźwięczy, ale jak dźwięczniało,

Nie -- jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem

Dojrzewało, zanim się imieniem,

Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło,

W dziejach wzrostu słowa -- jego piękno.

Więc nie lepo-ż by nam zieleń ziemi

Opowiedzieć słowiesy staremi!

A poczniemy tę powieść - od spodu,

Od pierwizny, od lęgu, od rodu,

Od rdzennego zrodzenia, od jądra

Tam gdzie wnętrze, gdzie nutro, gdzie jątra,

Od głębiny, gdzie szepnął w zawięzi

Pierwszy dźwięczek zielonej gałęzi.

Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe,

Że w podsłowia tego świata wlazłem,

Że się ziaren i źródeł dowiercam,

Że pobożny jestem Słowowierca,

Że po mojej ojczyźnie-polszczyźnie

Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie

Strumień prawdy żywiący i żyzny

Z mojej pięknej ojczyzny-polszczyzny.

Jedni wiosną słuchają słowików,

Innym - panny majowa przynęta,

Dla mnie - dźwięczą słowicze dziewczęta

W młodych pąkach liściastych słowników:

Wieczna młodość w kwitnącej szarzyźnie,

Z wiosny w wiosnę i młodsza, i świeższa!

Oto dom mój: cztery ściany wiersza

w mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie.

Zjedźmy tedy w dzieciństwo tej mowy,

Jako górnik zjeżdża w szyb węglowy

I latarką rozświetla cmentarze

Leśnych dziejów i drzewnych wydarzeń.

Oto leży hercyńskie cesarstwo,

A niepołomickie na nim warstwą,

Na niepołomickim -- białowieska,

Starodrzewna monarchia litewska;

Oto moje inowłodzkie lasy,

Ady w nich jeszcze Centaur miał popasy,

A nad nimi mateczna, pogańska

Atlantyda jodłowo-słowiańska;

Oto miazga rozgromionej kniei:

Herculanum dębowe, Pompei,

Nieprzebyte uroczyska ciemne,

Tajne jary i puszcze podziemne,

Jarogniewem niebiosów spalone,

Siekierami błyskawic zwalone,

W tysiącwiecznym ubite moździerzu

W węgiel, który jest z ogniem w przymierzu,

W skamieniały grobowiec przepastny,

Tchnący chłodem zamogilnej astmy,

W diamentowy lodowiec - w milczenie.

Zjedźmy w głąb i obudźmy kamienie,

Wyczarujmy zielenie. Bo górnik,

Spraw umarłych wskrzesiciel, powtórnik,

Mogił świadom i głosów przedwiecza,

Wie, że leśna rzecz jest jak człowiecza,

Że w jednakich głębokościach giną,

Ponikami płyną, aż wypłyną

I wyjawią prawdę człowiekowi

Źródłosłowin blaskiem i śródsłowin;

I zaszumi rozruszony węgiel

Lasem, polem, miodoborem, łęgiem,

I wyszumi z siebie słońca snopy,

Mchy piętrowe, brodate potopy,

I płaz wszelki posłucha rozkazu,

I wyślizną się jaszczury z głazu,

Wiatr się wyrwie i ptaki wyskrzydli,

Jeż z jałowcem się równie naigli,

Aż zwierz grubszy wyruszy: korzenie,

Pnie, konary opuszczą więzienie

I otrząsną się po długi m znoju,

Zielem strzelą -- i do słowopoju.

Wtedy źródło wzejdzie od korzeni

W trzon pijących gałęzi-jeleni,

I samica przebudzona, Mowa,

Po swych pierwszych płodownikach wdowa,

Na zielone wyjdzie rykowisko!

I zakapie ze słowiska wyskok,

I pociągnie od końca korzeni

Krew-zielica, miód żywiczny ziemi,

I -- brzask w lesie, zaiskrzy się wszystko:

Grekowisko, żmudzisko, sanskrzysko,

Po zieleni pójdą echa bliźnie

W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie.

Zaziołali na głos bracia braci,

Wszystko krewni i powinowaci,

I zaczęli się wabić, tokować,

Imionami-echami mianować,

Choć z oddali, to po dziadach z bliska,

Zieleniacy bujnego słowiska,

Z prajednego szczepu, z prapraiska.

Do nurtowań, gruntowań się wzięli:

Kto się pierwszy w cel zielisty wzieli,

Kto z zielinek i pozielców wiela

Wydrze ślad najdrzewiejszego ZIELA,

Kto z zielistków, ziółek i przyziółków

ZIELA zerwie w podsłownym zaułku

I w zieliszczu, w szumnej zielbie świata,

Antenata znajdzie, Zielonata.

Przyłączyły się do nich jaszczurki,

Że tej samej są zielszczyzny córki,

Że też zielskie -- i że przecież one,

Jak te inne zielki, są zielone!

Lecz zielacy trawowici, iści,

Zaszumieli -- i większością liści

Wiec uchwalił, że im praw nie przyzna,

"Precz" szeleszcząc i "Ziel i zielszczyzna!"

Zapłakały jaszczurki skulone,

Powtarzając: przecież my zielone...

Zapłakały, jak płaczki na tryźnie,

W swojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie.

Przeszukali milion zieloności,

Nie znaleźli ziela Zieloności,

Bo on, kłączek zieleniście mokry,

Trwał nie w trawie i nie mchem się pokrył,

I nie w liściach, nie w lesie, nie w grządce,

Lecz w zielątce -- w zielonawej łątce,

Co w tym wierszu od początku fruwa,

Śród słów krąży, łączy je, rozsnuwa,

Siada na nich, na wylot przeziela,

Dźwięki spaja, przeszczepia, rozdziela

I odleci - i znowu przyfruwa.

Tak nad pracą ziołowieda czuwa

Nakrapiana słońcem łątka trawna...

Nie od dzisiaj. Z pradawien pradawna:

Gdy się jeszcze zioło nie zieliło

Ani ziela na ziemli nie było,

Ani zołte ze żełtem przemiennie

Wspólnym gełtas nie pluskało w Niemnie

(A i dziś - wyjdź za Wilno, na pole,

Na tym polu nie trawa, lecz żole,

Nie zieleni się: żelti murawa,

A żołynas: złotawa otawa),

Jeszcze w Renie nie bulgnęło gulthem

I nie było ni złotem ni żółtem,

Ani w skarbcach łotewskich zeltsem

(Znaczy: złotem -- a słychać: zielcem!),

Jeszcze krętej wikliny zawijas

Nie rozprężył się Prusom w żalias,

Jeszcze Żmudzin, zanim słowo znalazł,

Rdzy wiewiórczej nie nazywał żalas,

Jeszcze zołki-bylice, przed złakiem,

Słowiańszczyźnie żółciły się złatem,

Jeszcze ZEL kroplą "i" się nie zrosił,

Jeszcze żółcień o złocistość prosił,

Jeszcze żołna (zielony dzięciołek,

Chloropicus, pożółtek, od-ziołek)

Żlutą żluną nad Wełtawą była,

Jeszcze Chloe się nie zieleniła

Ani trawy zielonawy porost

Nie podszepnął Greczynowi: chloros -

A już łątki-polotki złocone

Ze słowami grywały w zielone,

I przez myśli domyślne, przedśpiewne,

Już ziołoród przeświecał niepewnie.

Tak to było i tak się ziściło,

Taką pieśnią się dozieleniło.

I zielono, zielono w ojczyźnie,

W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie!

CYKL Z WIERSZY OCALAŁYCH

Na ulicy (w wierszu tym wyraża się charakterystyczne dla poezji Tuwima lat trzydziestych przeciwstawienie: wielkich tradycji kulturalnych i współczesnego barbarzyństwa, uosabiane przez tak aktywne wówczas ruchy masowe o charakterze totalitarnym)

Jubiluje dzicz pogańska,

Megafony ryczą z mieszkań.

Mnie sarenka Horacjańska

Za różowe wzgórze pierzcha.

Ja za tobą, wdzięczna Chloe,

W lubą pogoń, z niepokojem…

Ach, polotne! ach, wesołe

Rozmajowe myśli moje!

Jubilują - nie rozumiem,

Kocham, gonię - serce bije.

Z tego wzgórza kręty strumień,

Nachyliła się i pije.

A to wszystko: rzecz dziewczęca,

Rzecz swobodna, sobiepańska.

Wiatr taneczny mną zakręca,

Bywaj, Chloe Horacjańska!

Z CYKLU Z WIERSZY NOWYCH

Matka (Matka poety, Adela, została zamordowana przez hitlerowców w Otwocku podczas masowej egzekucji Żydów. Po powrocie poety do kraju zwłoki jej przeniesiono do grobu rodzinnego w Łodzi)

Jest na łódzkim cmentarzu,
Na cmentarzu żydowskim,
Grób polski mojej matki,
Mojej matki żydowskiej.

Grób mojej Matki Polki,
Mojej Matki Żydówki,
Znad Wisły ją przywiozłem
Nad brzeg fabrycznej Łódki.

Głaz mogiłę przywalił,
A na głazie pobladłym
Trochę liści wawrzynu,
Które z brzozy opadły.

A gdy wietrzyk słoneczny
Igra z nimi złociście,
W Polonię, w Komandorię
Układają się liście.

WIERSZE ROZPROSZONE I RĘKOPISY

Brzózka kwietniowa

To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.

Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.

Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć.

BAL W OPERZE

Streszczę utwór, gdyż jest dość długi. Najpierw o budowie: 700 wersów zawartych w jedenastu częściach. Kilka informacji o utworze znajduje się we wstępie.

Treść

I

Podmiot liryczny informuje nas, że dziś ma miejsce bal w Operze, nad którym pieczę trzyma sam „Arcywładca”. Wszystkie dziwki piorą majtki i biorą suknie na kredyt. Na ulicy tłoczno. Pojawili się żołnierze. Satyryczny opis ulicy, gdzie „dziwkom łydki słodko drżą”. Wszyscy czekają na „Archikratora” (arcywładcę). Przezabawny, karykaturalny opis tłumu: organizatorów balu, policjantów itd. Zjeżdżają się goście. Tuwim wylicza wszystkich przybyłych. Miesza w opisie zjawiska najróżniejszego rzędu - wyjaśnienie ich pozbawione byłoby sensu, gdyż tu właśnie o takie groteskowe zestawienia chodzi. Goście wchodzą do Opery. Orkiestra gra. Ludzie tańczą. W całym utworze dużą rolę odgrywają różnorakie igraszki słowne. Autor często urywa słowa bądź przestawia ich części.

II

Opis orgii małp w kosmosie, który ujrzeli astronomowie (wiem, że to brzmi dziwnie).

III

Na scenie Satanella - chyba jakaś odmiana baletu. Wszechogarniająca parodia wszystkiego, co istnieje - nie da się tego streścić, bo to nie ma sensu samego w sobie. Ciągle ktoś na kogoś wchodzi, podteksty erotyczne, np. „Centaur wlazł na Centaurzycę”. „Hucznie, tłusto, płciowo, krwawo” - ten cytat najlepiej oddaje nastrój. „Wszystkich diabli biorą”.

IV

Opis pijatyki i wyżerki. Tłum bije się o jedzenie - brutalizacja języka. Taniec, żarcie, seks:

[…]

W okolicznych hotelikach

Całą noc choroba dzika,

Seksualny kontredansik:

Na momencik, na kwadransik,

Na portiera tajniak mruga:

Portier - owszem, portier - sługa,

Ta w owalu, tamta w szalu,

Na kwadransik, prosto z balu,

Na momencik, ot przelotem,

Szybko - i na bal z powrotem:

Rotmistrz Rewski z miss Lenorą,

Oxenstierna z panią Fiorą,

Borys Silber z księżną Korą

Na kwadransik, szofer, wio!

Potem znów ich diabli biorą

diabli biorą

diabli biorą,

[…]

V

Ciągle „tajniak mruga na tajniaka”. Siedzą w szatni i rozmawiają o ubiorze.

VI

Trzecia w nocy - dzień się rodzi. Nowy układ wersyfikacyjny. Opis rodzącego się dnia - rzecz jasna satyryczny - „Chrapie w rowie, twarzą w trawę, / Ktoś pijany, / Na pastwisku podryguje, / Koń spętany. itd.

VII

Tuwim wymienia ulice i place, przez które jedzie wóz wywożący nieczystości. Ma to również wydźwięk groteskowy, gdyż wyliczanych miejsc nie można znaleźć na planie żadnego miasta. Jadący wóz przygląda się miastu.

VIII

Pojawiają się „zapienione, robaczywe pieniądze”. Opis przebiegu pieniądza, np. „Z portmonetek, szuflad, kieszeni / Do kieszeni, szuflad, portmonetek, / Za chleb, za tramwaj, za gazetę. itd. Pieniądze jako „skaczący i plączący się konwój parszywy”.

IX

Znów pojawiają się wozy wiozące nieczystości, które jadą na wieś. Tuwim odwołuje się do języka oficjalnej publicystyki sanacji:

Jak kareta ślubna z karawanem.

Przyjechała na targ zielenizna,

Przyjechał nawóz na pole,

I zaczęła nowy dzień ojczyzna,

Żeby pełnić posłannictwo dziejowe

I odegrać historyczną

Rolę.

X

Ludzie wstali już do pracy:

A już ludzie pracy wstali:

W rzeźniach bydło zabijali,

Karabiny nabijali,

Interesy ubijali,

Wrogom zęby wybijali,

Wrogom czaszki rozbijali

I do krzyża przybijali,

Na stalowy pal wbijali

I do grosza grosz zbijali

Kolejna część w całości opiera się na efektach dźwiękowych, niezwykłych współbrzmieniach. Słowo zdeformowane bądź utworzone przez poetę występuje tu obok wyrazów, mających prawo stałego obywatelstwa w polszczyźnie

XI

Wklejam ostatnią część, by każdy widział, jak zbudowany jest utwór:

Płynie na czcionki drukarska farba:

IDE

OLO

"Ile rebarbar?"

Karna

Kadra

Ducha

Czynu

"Proszę za dziesięć groszy kminu"

Miecz

Krzyż

Duch

Dziejów

"Proszę za dziesięć groszy kleju"

Ducha

Dziejów

Karne

Kadry

"Proszę za dziesięć groszy musztardy"

Czerep rubaszny

Paw narodów

"Proszę za dziesięć groszy lodów"

Jeden

Tylko

Jeden

Cud -

- "Ober, jeszcze butelkę na lód!"

I bac! bac!

I plac opustoszał,

I do bramy wloką truposza.

I bac, bac ! zza rogu, z sieni,

I w bruk, w bruk tętniącemi

Kopytami bac po głowie

Ka

Wa

Le

Ryjskiemi !

Raz!

Dwa !

Hurra, panowie!

Mało, panowie!

Brawo, panowie!

I bac, bac!

Słońce na ziemi!

Człowiek na ziemi!

I krew na ziemi!

I bac jazz!

I gra orkiestra

Z czterech rogów

Z czterech estrad

Z czterech rogów

IDE

OLO

A tancerzy diabli biorą!

Bo patrzcie! patrzcie, jaka sensacja!

Brawo dyrekcja! Co za atrakcja!

Gąsienicą hipopotamową,

Glistą, na miarę przedpotopową,

Na salę wpełza tłusty Jaszczur,

Czołg złotociekły, forsiasty praszczur:

Szczurząc i wsząc, i pchląc wspaniale;

Książę Karnawał wjeżdża na salę!

Tajniaki z tyłu, tajniaki na przedzie,

Mlaskiem, człapem, wijąc się, jedzie,

Pełznie smoczysko - a na nim okrakiem

Goła, w pończochach, w cylinderku na bakier,

Z paznokciami purpurowymi,

Z wymionami malowanymi,

Z szmaragdowym monoklem w oku,

Z neonową reklamą w kroku,

Skrzecząc szlagiera:

"Komu dziś dać?

Komu dziś dać?

Komu dziś dać!"

Wierzga na gęstym pieniężnym potoku

Promieniejąca K.... Mać!

I nagle - kotłującym ściskiem

Rzuciła się sala z piskiem, wizgiem!

Pianą zieloną pryska z pyska,

Kopie, szarpie, krzesłami ciska,

Tratuje, gryzie wściekłymi kłami,

Nożami błyska, tłucze pałkami,

Na zakrwawionym śliskim parkiecie

Tarza się, tapla się, dusi i gniecie,

Mordem i smrodem pozycje zdobywa

I z cielska potwora łapami wyrywa

Złotą juchą ociekające

Wrące szczurami i wszami pieniądze

I żre, i chłepce wydarte kawały;

Aż ryczy ze śmiechu

Odwłok Wspaniały,

Kipiący bezmiarem metalu,

I dalej się wije i tłuszczem obrasta

I nonszalancko ogonem chlasta

Największa atrakcja Balu!

I przyśpiewuje "Komu dziś dać?

Komu dziś dać?

Komu dziś dać?''

Promieniejąca K.... - Mać

K.... - Mieć

K.... - Brać !

"Jak bal, to bal! Maestro, wal!

Grubasku, teraz solo!

O, IDEOL! O, IDEAL!

Takie małe, małe, słodkie IDEOLO!"

I gdy w strop szampitrem strzelił

Metaliczny tusz kąpieli,

Ani się nie obejrzeli,

Ani zdążył z żyrandziaka

Mrugnąć tajniak na tajniaka -

Jak błyskawicowym zdjęciem,

Foto-ciosem, blasku cięciem

Wszystkich wszyscy diabli wzięli

diabli wzięli

diabli wzięli

Aż ze śmiechu małpy spadły

Z zodiakalnej karuzeli.

1936

Czas w tym poemacie ma charakter symboliczny, Bal w Operze ma być syntezą całej współczesności.

KWIATY POLSKIE

[fragmenty]

Kwiaty polskie są obszernym poematem, w którym obok wątku fabularnego występują liczne fragmenty z fabułą nie związane, o charakterze lirycznym, wspomnieniowym, publicystycznym itp. Do niniejszego tomu wybrane zostały fragmenty, które stanowią w jakimś stopniu tłumaczącą się w swych ramach całość.

W zbiorze wierszy znajduje się pięć części Kwiatów polskich. Te fragmenty są niemożliwe do streszczenia, więc wybiorę kilka informacji z Literatury polskiej.

Kwiaty polskie poemat Juliana Tuwima, powstały w latach 1940-1944 na emigracji, nie ukończony, wydany w Warszawie w 1949 (w wersji niepełnej). Pomyślany jako próba reaktywowania epiki poetyckiej, nawiązuje głównie do tradycji romantycznego poematu dygresyjnego. Zasadniczym tematem Kwiatów polskich jest rekonstrukcja przeszłości, tak jak ona się przedstawia wygnanemu na obczyznę poecie. Fragmentarycznie zarysowana fabuła zawiera elementy popularnej, pełnej melodramatycznych powikłań powieści obyczajowej. Jest to historia wcześnie osieroconej dziewczyny Anieli, córki Polki i rosyjskiego oficera Iłganowa, zastrzelonego w Łodzi podczas rewolucyjnej manifestacji w 1905 przez robotnika Margiela. Od ognia żołnierzy ginie także sam Margiel, pozostawiając w nędzy syna Kazika. Po rychłym zgonie matki Aniela wychowywana jest przez dziadka, ogrodnika Ignacego Dziewierskiego, który po krótkim epizodzie legionowym w czasie I wojny światowej, przenosi się z dorastającą wnuczką do Warszawy i tu przyjmuje posadę w domu bogatego przemysłowca i utracjusza, Fryderyka Folbluta. Ostatnim ogniwem nie dokończonej fabuły jest przypadkowe, niosące zapowiedź dramatu spotkanie Anieli, obecnie utrzymanki Folbluta, z Kazikiem Margielem, sprzedającym gazety na warszawskiej ulicy. Tok fabularny przerywają liczne, rozbudowane dygresje liryczne, opisowe, satyryczne, polemiczne, tworzące właściwą materię poematu. Wspomnienia osobiste autora, na przemian sentymentalne i żartobliwe, będące ewokacją własnego duchowego dojrzewania, pierwszych wtajemniczeń poetyckich i miłosnych, młodzieńczych pasji i zainteresowań - splatają się z migawkowymi obrazami wydarzeń historycznych (rewolucja 1905, wybuch I wojny świat., wkroczenie armii niem., pierwsze chwile niepodległości), sceny rodzajowe utrwalające wygląd zapamiętanych krajobrazów (głównie Łodzi i pobliskich okolic wiejsko-letniskowych oraz Warszawy), atmosferę, obyczaj i swoisty folklor rozmaitych środowisk (biedota wielkomiejska, drobnomieszczaństwo, plutokracja) - z dywagacjami o sztuce poetyckiej, jej możliwościach i ograniczeniach, pamfletowe wystąpienia polityczne i personalne wymierzone przeciw wielu zjawiskom polskiej rzeczywistości międzywojennej i emigracyjnej, zawierające potępienie nacjonalizmu, tendencji totalitarnych, wielkomocarstwowej megalomanii, ucisku społecznemu - z inwokacjami poety-wygnańca przeżywającego głęboko rozłąkę z ojczyzną, jej klęskę i cierpienia wojenne, wzywającego do walki z hitleryzmem i budowy odrodzonej, demokratycznej Polski. Poemat napisany z typową dla Tuwima pasją i wirtuozerią językową, odznacza się ogromną rozmaitością tonacji stylistycznych: lirycznych, retorycznych, groteskowo-satyrycznych, wykorzystuje różne odmiany polszczyzny literackiej i kolokwialnej, z gwarami środowiskowymi włącznie. Liczne ustępy utworu należą do najwybitniejszych osiągnięć poetyckich Tuwima, jednak jako całość budził on od początku rozmaite zastrzeżenia krytyki (brak wyrazistej koncepcji artystycznej i dyscypliny kompozycyjnej, wynikający m. in. z przyjęcia anachronicznej formy gatunkowej, nieprawdopodobieństwa sytuacyjne i psychologiczne fabuły). Fragmenty Kwiatów polskich poeta drukował w miarę powstawania w londyńskich czasopismach emigracyjnych (w 1941 w „Wiadomościach Polskich", w 1942 w „Nowej Polsce"), niektóre upowszechniły się w okupowanym kraju, zwłaszcza tzw. Modlitwa ("Chmury nad nami rozpal w łunę..."), krążąca jako samoistny utwór. Poemat nie był dotychczas publikowany w całości; najpełniejsze wydanie 4 w opracowaniu J. Stradeckiego (1967) zawiera oznaczenia wszystkich brakujących fragmentów zachowanych w rękopisie (w warszawskim Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza). Fragmenty zostały przełożone na język francuski.

(źródło: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, pod red. J. Krzyżanowski, Warszawa 1984)

Z WIERSZY DLA DZIECI

Twórczość Tuwima dla dzieci, przypadająca niemal w całości na lata trzydzieste, nie stanowi bynajmniej zjawiska marginesowego w jego dorobku. Przeciwnie, w tym zakresie stworzył poeta takie arcydzieła, jak Lokomotywa czy Spóźniony słowik. W wierszach dla dzieci wyzyskuje Tuwim swoje najistotniejsze doświadczenie poetyckie, stąd m.in. taka w nich rola igraszek słownych, współbrzmień itp. Tuwim podejmuje wątki, które mogą przemówić do dziecięcej wyobraźni, ale opracowuje je w takich sposób, by zadowolić najwybredniejszych koneserów poezji (w tym sensie te dziecięce wierszyki są utworami dla dorosłych). Poeta konsekwentnie unika tak łatwego sentymentalizmu, jak natrętnej dydaktyki, choć w niektórych wierszach wprowadza elementy dydaktyczne. Jak się zdaje, w dziejach polskiej literatury dla dzieci wiersze Tuwima odegrały rolę przełomową.

Zosia - Samosia

Jest taka Zosia,
Nazwano ją Zosia-Samosia,
Bo wszystko "Sama! Sama! Sama!"
Ważna mi dama!
Wszystko sama lepiej wie,
wszystko sama robić chce,
Dla niej szkoła, książżka, mama
nic nie znaczą - wszystko sama!
Zjadła wszystkie rozumy,
Więc co jej po rozumie?
Uczyć się nie chce - bo po co,
Gdy sama wszystko umie?
A jak zapytać Zosi:
- Ile jest dwa i dwa?
- Osiem!
- A kto był Kopernik?
- Król!
- A co nam Śląsk daje?
- Sól!
- A gdzie leży Kraków?
- Nad Wartą!
- A uczyć się warto?
- Nie warto!
Bo ja sama wszystko wiem
i śniadanie sama zjem,
I samochód sama zrobię
I z wszystkim poradzę sobie!
Kto by się tam uczył, pytał,
Dowiadywał sie i czytał,
Kto by sobie głowę łamał,
Kiedy mogę sama, sama!
- Toś ty taka mądra dama?
A kto głupi jest!
- Ja sama!

Oraz: Ptasie plotki, Cuda i dziwy, Lokomotywa, Ptasie radio i In.

Z TŁUMACZEŃ

Tłumaczenia są bardzo ważnym działem w dorobku Tuwima; zajmował się nimi poeta przez cały czas swej działalności literackiej. Tuwim-tłumacz najsystematyczniej zajmował się poezją rosyjską, którą przekładał od najwcześniejszych lat do ostatnich. Z poetów rosyjskich najwięcej przekładał Puszkina. Na tle wielkiego bloku tłumaczeń z rosyjskiego przekłady z innych języków wyglądają raczej skromnie, mają jednak swoje znaczenie. Z francuskiego (przede wszystkim Rimbauda) tłumaczył Tuwim w pierwszym okresie twórczości, co wiąże się z powszechnym wówczas zainteresowaniem tym wielkim poetą, którego wpływy widoczne są w utworach Tuwima z tych lat. Tłumaczenia z łaciny pochodzą z lat trzydziestych i ograniczają się do ód Horacego. Zainteresowanie tym rzymskim poetą nie było przypadkowe, przypadło na okres, w którym Tuwim zwrócił się do klasycznych wątków kultury europejskiej. Powiedzieć można, że wysiłki i inicjatywy Tuwima-tłumacza były niemal zawsze równoległe do jego poszukiwań jako oryginalnego poety.

Rimbaud Arthur

Moja Bohema

Włóczyłem się - z rękoma w podartych kieszeniach,
W bluzie, co już nieziemską prawie była bluzą,
Szedłem pod niebiosami, wierny ci o Muzo !
Oh! la la! co za miłość widziałem w marzeniach !

Szeroką dziurę miały me jedyne portki,
W drodze, pędrak - marzyciel, układałem wiersze,
Na Wielkiej Niedzwiedzicy miałem swą oberżę,
A od mych gwiazd na niebie płynął szelest słodki.

Słuchałem gwiazd w te dobre wieczory wrześniowe,
Siedząc na skraju drogi, i czułem, że głowę,
Jak mocne wino, rosa kroplista mi zrasza.

Lub gdy w krąg fantastycznych cieni rosły tłumy
- Jak gdybym lirę trącał, wyciągałem gumy,
Stopę mając przy sercu, z zdartego kamasza.

Puszkin Aleksander

O, Boże, nie daj mi zwariować

O, Boże nie daj mi zwariować!
Głodować raczej i wędrować
Z żebraczym kijem będę.
Nie przeto, bym swój rozum cenił,
że chcę zachować go, że chcę nim
górować nad obłędem.

Gdyby mi wolność zostawili,
O, jakbym puścił się bez chwili
namysłów w borów gęstwę!
W płomiennym trwałbym zamroczeniu,
śpiewał w rozkosznym zapomnieniu,
w bezładnych słów szaleństwie!

I zasłuchany w szumy morza,
I zapatrzony w dal, w przestworza,
w niebiański strop gorący -
czułbym, jak rośnie siła, wola
jak wicher tratujący pola
i las druzgocący.

Lecz bieda w tym, że przed wariatem
Jak przed straszliwym trędowatym
drżeć będą, wsadzą w klatkę,
zakłują głupka w ciężki łańcuch
i zaczną, niczym psa w kagańcu,
przedrzeźniać cię przez kratkę

A w głuchą, smutną noc usłyszę
nie swist słowika tnący ciszę,
nie szumne pieśni lasów,
lecz towarzyszy jęk przewlekły
dozorców nocnych groźby wściekłe
i wrzask, i zgrzyt zawiasów.

Tłumaczył również: Heina, Maeterlincka, Lermontowa, Iwanowa, Balmonta, Pasternaka i in.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
JULIAN TUWIM Wiersze wybrane BN
JULIAN TUWIM Wiersze wybrane, BN
Julian Tuwim Wiersze wybrane BN
Julian Tuwim Wiersze wybrane
J Tuwim Wiersze wybrane BN opracowanie
Julian Tuwim Wiersze
Julian Tuwim Wiersze (m76)(1)
Julian Tuwim Wiersz powściągliwy
Julian Tuwim Wiersze rozne
Julian Tuwim Wiersze dla dzieci
Julian Tuwim Wiersze dla dzieci
Julian Tuwim Wiersze
Julian Tuwim Wiersze

więcej podobnych podstron