Clio - Była Gryfonką jak ty...
Od autorki: Opowiadanie inspirowane Serią Herbacianą, ale przede wszystkim twórczością Mithiany, której zresztą je dydykuję.
Księżyc w Strzelcu służy mojej twórczości...:)
- Czy ty... miałeś kiedykolwiek kobietę?
Severus uniósł wzrok znad książki. Harry patrzył na niego ze swego miejsca pod ścianą, na kolanach trzymał podręcznik do eliksirów, a jego policzki były lekko zaczerwienione. Po raz kolejny Severus zadumał się nad faktem - z pewnym zresztą rozbawieniem - że mimo swej gryfońskiej śmiałości, mimo prawie 18 lat, mimo wreszcie tego, czego od dwu blisko lat doświadczał w związku ze swoim nauczycielem eliksirów, wciąż mówienie o "pewnych sprawach" wywoływało u niego rumieniec.
Harry mrugnął pod spojrzeniem Severusa, ale nie spuścił oczu. Zwłaszcza że w oczach mężczyzny nie widział urazy czy złości, a jedynie lekkie zmarszczenie brwi wskazywało, że w ogóle usłyszał pytanie. "Dlaczego akurat teraz przyszło ci to do głowy?" zdał się pytać jego wzrok, ale usta pozostały zamknięte.
Severus wyprostował plecy, bardziej odchylając się w fotelu, odkładając książkę na kolana, i popatrzył w płomienie. Milczał tak długo, że Harry niemal stracił nadzieję na odpowiedź. Niemal.
- Tak.
Harry nie do końca wiedział, jakiej odpowiedzi oczekiwał, ale kiwnął głową, wciąż patrząc na Severusa.
- Wieki temu... - Wargi mężczyzny dyskretnie wykrzywiała drwina, którą zresztą pobrzmiewały słowa.
Znów zapadła cisza. Severus spoglądał w płomienie, Harry studiował jego twarz, jakby chciał z jej rysów odczytać przeszłość. Takiej twarzy nie powstydziłby się najlepszy pokerzysta, ale Harry znał ją lepiej niż swoją własną. Zmrużone oczy, minimalnie tylko zaciśnięte wargi - wspomnienie było słodko-gorzkie, może bardziej gorzkie niż słodkie, ale czas sprawił, że przestało być bolesne.
- Kiedy to było? Jeszcze w szkole? Na służbie Voldemorta? Czy później? - pytał Harry cicho, a w jego głosie nie było zazdrości, jedynie ciepła ciekawość, choć cały czas badał reakcję, gotów wycofać się na najmniejszą oznakę niechęci.
- W moich pierwszych latach nauczycielskich - odparł Severus wciąż patrząc w ogień i nie dostrzegając go. - To opiekunka twojego domu - powiedział, nagle odwracając głowę i patrząc prosto w oczy Harry'ego.
Harry wiedział, że musi wyglądać jak sowa, ale nie dlatego spuścił wzrok. Wiadomość była nieprawdopodobna... Ale śmiałość jeszcze go nie opuściła.
- Co... co się stało? - spytał, zaciskając palce na brzegu książki.
Severus wzruszył ramionami i znów skierował wzrok w płomienie.
- Przepraszam - powiedział cicho Harry.
Ramiona Severusa znów się uniosły i opadły, a Harry zrozumiał, że mężczyzna nie ma mu za złe. Obrócił stronę i starał się czytać dalej, ale obaj wiedzieli doskonale, że dziś wieczorem chłopiec nie nauczy się już niczego.
Severus spojrzał na swojego młodego kochanka. Czy miał mu powiedzieć, że Minerva z czasem uległa społecznej presji - której zresztą wcale nie było, skoro nikt nie wiedział o ich związku - i wysunęła jako swoją obronę bzdurny argument o różnicy wieku? Sama w to nie wierzyła. Palce Severusa zacisnęły się na okładce. Nie mogła wierzyć... Nie mogła wierzyć, skoro na początku...
Severus nie był nawet świadomy, że przeniósł wzrok z twarzy Harry'ego w przestrzeń za jego głową, gdzie kilkaset metrów i kilkanaście ścian dalej, u podstawy Wieży Gryffindoru, znajdował się gabinet Minervy McGonagall. Kiedy znów spojrzał na chłopca, ujrzał utkwione w sobie zielone oczy, które pod jego wzrokiem wróciły do książki. Ale policzki Harry'ego znów barwił delikatny rumieniec.
O czym mógł myśleć? Dumać nad faktem, że dziedzictwo Godryka Gryffindora było w stanie skusić i doprowadzić do szaleństwa Ślizgona do szpiku kości? Czy może że jego kochanek nie potrafił stworzyć normalnego związku - szukając szczęścia w ramionach albo kobiety, która mogła być jego matką, albo chłopca, który mógł być jego synem? Nie, to były jego myśli. Był już świadkiem porażki jednego z tych związków. Wiedział doskonale, że drugi nie ma wcale większych szans na przetrwanie.
Nawet nie zauważył, gdy Harry wstał i stanął przy nim. Poczuł tylko lekkie dotknięcie dłoni na ramieniu, a cichy głos powiedział:
- Ja zostanę.
Ciepły oddech musnął jego ucho, a zaraz potem miękkie wargi delikatnie spoczęły na jego skroni.
- Zostanę.
Nadzieja była matką głupców.
Ale czy kiedykolwiek nie czuł się głupcem...?
[1.12.2005]