Dalsze losy Edwarda i Belli
Rozdział 13
Jechaliśmy w ciszy. Jasper tak na wszelki wypadek cały czas używał swojej zdolności. Alice i Nessie zostały w centrum . Cały czas byłam spięta. Nie mogłam dokładnie określić co się ze mną działo. Teraz zapach krwi przyciągał mnie z taką mocą jakiej jeszcze nie znałam. Ale jak to się stało? Dlaczego? Takie pytania cisnęły mi się do głowy. Zrozpaczona oparłam się czołem o kolana.
- Bello nie martw się, to normalne- pocieszał mnie Jasper ale ja go nie słuchałam. Przecież jeśli wczoraj zostalibyśmy trochę dłużej u Charliego jego też mogłabym zaatakować. Nawet nie zauważyłam kiedy stanęliśmy. Ktoś otworzył drzwi z mojej strony. Poczułam wiaterek unoszący moje włosy.
- Co się stało- spytał niespokojny głos mojego ukochanego. chwila ciszy , Edward zapewne wsłuchiwał się w myśli brata. Obiął mnie i wziął na ręce. Nie poruszałam się po prostu postanowiłam poddać się silnym ramionom mojego męża.
- Spokojnie kochanie- szepnął kładąc mnie na łóżku. - Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w domu . Już chyba gorzej być nie mogło- pomyślałam . Edward położył się koło mnie na pościeli i przycisnął do siebie.
- Nie martw się , zapomnij że to w ogóle się stało i tak wyjeżdżamy-odwróciłam się w jego stronę gwałtownie i wybuchłam strasznym gniewem.
- Mam zapomnieć o tym że prawie zabiłam jakąś niewinną dziewczynę na oczach wszystkich?- prawie to wykrzyczałam . Patrzył się na mnie zdezorientowany ale zaraz doprowadził się do porządku.
-Ale tego nie zrobiłaś , to najważniejsze- szepnął głaszcząc mnie po policzku- nie mogłam powstrzymać uczuć targających moim martwym sercem . Po prostu zaczęłam szlochać. Chociaż tak naprawdę nie płakałam to zdecydowanie mi to pomogło . Edward przez cały czas przytulał mnie do siebie , lekko kołysząc . Od czasu do czasu powtarzał mi że nic się nie stało.
- Kochanie musimy się już zbierać żeby zdążyć na lotnisko - powiedział kiedy wreszcie przestałam płakać.
- Dobrze- powiedziałam . Mój ukochany pocałował mnie , a później wstał .Wziął mnie za rękę i zaprowadził do garderoby gdzie pomógł mi się przebrać . Gdy zeszliśmy na dół wszystko było już gotowe. Pożegnaliśmy się z rodziną, chyba nie zauważyli zmiany w moim zachowaniu . Na lotnisku byliśmy godzinę przed odlotem więc nie spieszyliśmy się . Gdy wylecieliśmy nie było już ze mną tak źle. Oczywiście cały czas przytulona byłam do sensu mojego życia i lecieliśmy na wyspę ,którą mi kupił . Przy lądowaniu już nawet nie pamiętałam o tamtym wydarzeniu. Zamknęłam szafkę z tamtą sprawą , ale przy zamykaniu jej otworzyła się druga . Jake tak dawno go nie widziałam ani z nim nie rozmawiałam , może tylko mi się zdawało że to tak długo .Byłam ciekawa czy bardzo cierpi . Nie chciałam o tym myśleć szczególnie przez ten czas kiedy razem z Edwardem będziemy sami . Musiałam dodać wszystkich starań do tego żeby odłożyć tą sprawę . Po wyjeździe z lotniska popłynęliśmy na przystań i łódką( a praktycznie jachtem) dojechaliśmy na piękną tropikalną wysepkę . Moją wysepkę.. Dom znajdował się przy brzegu oceanu. Był wielki i jak każdy dom Cullenów w odcieniu bieli. Szczerze mówiąc nie różnił się zbytnio od domu na Wyspie Esme . Edward oprowadził mnie kończąc na sypialni. Była ogromna , ściany pomalowane były w kolorze zachodzącego słońca. W samym środku pomieszczenia stało wielkie łoże z białą , jedwabną pościelą i puchowymi poduszkami.
- Czujesz się już lepiej?- spytał mój ukochany obejmując mnie w tali i pociągnął w stronę łóżka . Posadził mnie na nim.
- Tak… już jest dobrze naprawdę- zapewniłam go bo spojrzała na mnie wzrokiem pełnym powątpiewania .
- więc możemy zając się innymi sprawami ?- zamruczał przejeżdżając ustami po zagłębieniu pod moim gardłem .Od razu zrozumiałam o co mu chodziło. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Poczułam jego słodki oddech . Jedną ze swoich rąk przesunął na moje łopatki i przycisnął mnie bardziej do siebie, a drugą nadal trzymał mnie w tali . Ja natomiast zanurzyłam swoje w jego włosach. Byłam zdziwiona szybkością swoich ruchów. Zanim mój mąż zdążył chociaż mrugnąć przewróciłam się tak że teraz to ja na nim leżałam .
- Kocham cię- szepnęłam…
***
Mijały kolejne dni , bardzo słoneczne. Pływaliśmy w oceanie. Chodziliśmy na spacery . Wszystko było wspaniałe. Mogłoby to trwać wiecznie . Leżałam na ciepłym pisaku . We wszystkich znanych mi opowiadaniach i mitach o wampirach słońce powinno je spalać , a tak naprawdę promienie słoneczne były bardzo przyjemne. Podniosłam sobie rękę pod oczy , błyszczała się jak diamenty.
Zobaczyłam jak Edward wychodzi z wody i sekundę później stał koło mnie.
- Bello , popływaj ze nią - poprosił .Pokręciłam przecząco głową a on uśmiechnął się przebiegle. Zanim zdążyłam domyślić się co chce zrobić wziął mnie na ręce i razem ze mną wskoczył do wody. Zaśmiałam się .
- I widzisz mogłaś iść po dobroci -zamruczał . Zanurkowałam , i podpłynęłam na samo dno . Podziwiałam rafę koralową . Zauważyłam że Edward poszedł w moje ślady. Chwycił mnie za rękę i dalej popłynęliśmy razem . To były wspaniałe chwile . Po wynurzeniu się wróciliśmy do domu. Przebrałam się w jeden z zestawów przygotowanych przez Alice. Składał się on z ciemnych satynowych spodenek i czerwonej bluzeczki na ramiączkach . Edward czekał na mnie w salonie. Wygodnie rozłożony na kanapie. Usiadłam mu na kolanach. Pocałowałam go delikatnie , a on odpowiedział mi czułymi pocałunkami. Sięgnęłam do jego koszuli i zaczęłam ją rozpinać. Gdy wreszcie pozbyłam się jej z jego idealnego ciała , on zdjął moją koszulkę. Położyliśmy się nie przerywając. Przeszkodził nam dzwonek telefonu
- Zignoruj go - szepnął mój luby kontynuując. Rozległ się drugi dzwonek .
- To może być ktoś ważny- powiedziałam i odebrałam telefon
- Hallo?- powiedziałam do telefonu
-Bello , muszę ci cos powiedzieć - głos Alice był bez wyrazu .
- Alice co się dzieje?- spytałam nieco zaniepokojona
- Chodzi o Charliego- szepnęła .Wstałam z kanapy
- co z Charliem?
- On…on … nie żyję-upuściłam telefon , który z hukiem uderzył o posadzkę . Osunęłam się na ziemie i zakryłam twarz dłońmi . Zaczęłam szlochać. Edward zaraz do mnie doskoczył. Charlie nie żyje nie mogę w to uwierzyć . Nawet się z nim nie pożegnałam. Coś po prostu się we mnie gotowało. Poczułam że to co właśnie teraz odczuwam to nie smutek , ale chęć zemsty na tym , który zrobił to mojemu ojcu .
- Wracajmy do domu- powiedziałam przez zęby.
- Tak.
Podróż powrotna zdawała się trwać strasznie długo. Przez cały czas nie mogłam opanować moich uczuć. Kiedy byliśmy już w domu , wszyscy na nas czekali włącznie z Alice.
- Jak to się stało?- spytałam podchodząc do niej.
-Właściwie to nie wiem, nic nie widziałam. Jak prosiłaś przyglądam się jego przyszłości , ale w pewnej chwili wszystko zniknęło. Tak jak…- nie dokończyła.
-Co Alice?- dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie , ale kontynuowała.
- jest tak jak wtedy kiedy ty splatałaś swoje losy z losami wilkołaków. Stawałaś się dla mnie niewidzialna tak samo jak Charlie .Ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków- powiedziała widząc moją minę.
- Jednak że , ciało twojego ojca było prawi rozszarpane , myślą że to dzieło jakiegoś zwierzęcia .- Oświadczył Jazz
- Bello nie jesteśmy pewni kogo to wina- mówiła moja przyjaciółka .Ale ja już wiedziałam co mam zrobić i nikt mnie od tego nie powstrzyma. To co mówiła teraz do mnie Alice nie miało już znaczenia. Odwróciłam się i wybiegłam z domu. Kierując się w stronę rezerwatu. Biegłam nie zważając na nic. Nie zatrzymałam się nawet wtedy kiedy wyczułam że ktoś mnie ściga. Mogłam się spodziewać że Edward chce mnie zatrzymać i udało mu się to .Złapał mnie tuż przed tym jak chciałam przekroczyć granice rezerwatu .
- Bello , nie możesz tam iść , zerwiesz postanowienie paktu , a nie mamy pewności że któryś z nich to zrobił .próbował mnie przytulić , ale wyrwałam mu się
- A jeśli to prawda , chce się tego dowiedzieć i nikt mnie przed tym nie powstrzyma nawet ty- nie puszczał mnie więc sama uwolniłam się z jego uścisku i przekroczyłam granicę .. Pobiegłam do domu Jake . Zostawił otwarte okno do swojego pokoju więc wskoczyłam tam swobodnie. Właśnie wszedł .
- Bella co ty…- nie zdążył dokończyć rzuciłam się na niego i przycisnęłam do ściany .
- Co ty robisz?- spytał zdezorientowany. Byłam tak zdenerwowana że nie panowałam nad sobą. Wyniosłam go na zewnątrz i znowu przygwoździłam do ziemi.
- Jak mogłeś Jake ?Charliemu?- wrzeszczałam. Usłyszałam gardłowe warknieńcia spojrzałam do góry. Przede mną stało sześć wilków szczerzących białe kły .
- nie wiem o co ci chodzi Bello- bronił się Jackob. Czarny wilk wyszedł na przód i zawarczał na mnie. Odpowiedziałam mu głośnym sykiem. Zostawiłam swojego przyjaciela i ruszyłam w kierunku watahy. Spojrzałam na nich z taką nienawiścią , jakiej nikt się po mnie nie spodziewał. Teraz liczyła się tylko zemsta.
Byłam już gotowa do stoczenia krwistej walki z wilkami , ale coś odepchnęło mnie do tyłu. Upadłam na mokrą trawę jakieś 10 metrów od miejsca gdzie stałam wcześniej. Wstałam i otrzepałam sobie ubranie. Podniosłam wzrok na osobę , która mnie odepchnęła. Okazało się że to nie człowiek . Stał tam ogromny rdzawo brązowy wilk. Odwrócił swój ogromny łeb w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy. Coś kazało mi wtedy uciec z tamtego miejsca i zrobiłam to , ale nie zamierzałam odpuścić. Zemszczę się. Biegłam najszybciej jak tylko mogłam. Gdy tylko zobaczyłam białe mury domu , wspięłam się po nich do pokoju Alice. Właśnie całowała się z Jasperem na kanapie.
- O sorry , nie chciałam wam przeszkadzać- powiedziałam , próbując nie dać poznać po sobie jaka jestem zakłopotana. Jasper zaśmiał się a Alice zdawała się tak samo zakłopotana jak ja.
- Nie przeszkadzasz , Edward cię złapał prawda?- powiedziała radosna .
- Poszłam do rezerwatu i prawie zaatakowałam watahę- szepnęłam. Wszyscy posmutnieli.
- A gdzie Edward?- szepnęłam
- Próbuje dowiedzieć się kto to zrobił , jedzie do Włoch do Volttury . Próbowaliśmy go powstrzymać , ale nie daliśmy rady- powiedział Jasper , a mnie zmroziło. Przecież oni mogą go tam zabić , znowu oni. Muszę za nim jechać , nie mogę pozwolić żeby przeze mnie coś mu się stanie. Nie pozwolę na to. Odłożę moją zemstę , ale dokonam jej.