Lichwa jest centralną kategorią polityczną współczesnego świata.
Wprawdzie słowa tego nie słyszy się na co dzień, gdyż zniknęło ze słowników
ekonomicznych, zastąpione terminem "odsetki", nie budzącym negatywnych
skojarzeń, jednak faktycznie proces lichwiarski osiąga dziś swoje apogeum.
Znakiem kulminacji lichwy - będącej w istocie szczytowaniem ludzkiej
chciwości - jest zanik klasycznych instytucji państwowych i społecznych, do
których należą również partie polityczne. Mówiąc zaś prosto - oto na naszych
oczach marginalizuje się państwo oraz jego przedstawiciele, skrępowani przez
uciskającą ich zewsząd lichwę, nie umiejący odpowiadać na najprostsze
pytania wyborców, dotyczące przyszłości i zadań funduszów publicznych.
Co będzie ze społeczną służbą zdrowia? Trudno powiedzieć. Wiadomo tylko, że
lichwa zjada pieniądze na nią przeznaczone. Co z emeryturami? Ano, ludzie
wierzą jeszcze, że doczekają emerytur zgodnych z planami finansowymi
lichwiarzy, zakładającymi stały wzrost gospodarek, choć matematyka na
poziomie szkoły podstawowej mówi, że taki wzrost musi mieć swój nagły kres.
Czy wierzyć matematyce, czy komiwojażerom funduszów emerytalnych - oto jest
pytanie.
Przeciętny czlowiek zamyka oczy na matematykę i oczywistość i oddaje się we
władanie rojeniom propagandystów. Ci zaś serwują niezmiennie dwa tylko
dania: kij lęku przed nieznanym (przed jakąkolwiek zmianą lichwiarskiego
status quo) i marchewkę nadziei rychłej poprawy. O poprawie od lat słyszymy
z ust tych samych dyżurnych specjalistów od bełtania w głowie, więc pewnie
dotyczy ona wyłącznie losu owych specjalistów-propagandystów. Na zewnątrz
bowiem - jako państwo i jego obywatele - umacniamy się systematycznie w
coraz większej finansowej depresji, zgodnej z logiką lichwy.
Czytałem ostatnio sprawozdanie z posiedzenia AFL-CIO, największej
amerykańskiej centrali związkowej, która przez lata mnożyła lichwiarskie
pieniądze na kontach swoich członków, nie wnikając w to, że mnożenie to
bierze się z nieludzkiego wyzysku "obywateli drugiej kategorii", czyli
państw zadłużonych lichwą.
Dopiero niedawne doświadczenia amerykańskich nauczycieli, którzy w wyniku
bankructwa koncernów Enron i World.com stracili dużą część swoich emerytur,
zmusiły przedstawicieli związkowych do otrzeźwienia i uważniejszego
przyjrzenia się zagospodarowywaniu funduszy powierniczych uczestniczących w
spekulacyjnych grach giełdowych.
Po bliższych analizach działacze związkowi zorientowali się, że zarządzane
przez profesjonalnych maklerów, olbrzymie fundusze powiernicze, "pracują"
przeciwko interesom ich właścicieli, w tym wypadku przeciwko związkowcom.
Oto chciwy lichwy kapitał takiego funduszu wpływa - dajmy na to - do Chin,
stanowiąc zastrzyk energii dla tamtejszego przemysłu. W efekcie
unowocześnienia fabryk i niższych kosztów pracy, tania chińska produkcja
zalewa następnie rynek amerykański, prowadząc do zamykania amerykańskich
zakładów, powiększenia deficytu handlowego i pogorszenia sytuacji na rynku
pracy. W podobnie destrukcyjny dla społeczeństwa sposób działa dziś cały
system bankowo-giełdowo-kredytowy oparty na lichwie, czyli zysku uzyskanym
nie z pracy, a ze spekulacji.
Promotorem antyspołecznego standardu lichwy jest dziś w coraz mniejszym
stopniu państwo - które ogólnie traci na znaczeniu i wpływach, gdyż nie
dysponuje środkami finansowymi dla realizacji założonych programów - a w
coraz większym stopniu bank, zajmujący pierwszą pozycję na mapie władzy. Nie
byłoby w tym może nic strasznego, gdyby nie fakt, że bank to instytucja na
wskroś niedemokratyczna, dla której kategoria "dobra społecznego" stanowi
całkowitą abstrakcję. Dla banku zrozumiała jest wyłącznie lichwa.
(marzec 2004)
Krzysztof Lewandowski
1