Rozdział XXVII


Rozdział XXVII

Przepaść

Czyli

Unikanie tematu

CASIDY:

Jak to jest, że ludzie znajdują szczęście, wcale go nie pragnąć? Inni zaś, gdy są szczęśliwi, muszą zmienić ten stan, nie koniecznie z własnej woli. A to jest o wiele gorsze.

Straciłam rodzinę. Dwa razy. Teraz mam Cullenów. Los zabrał mi mój beztroski stan i zmienił w niekończący się ból, ale… Mimo wszystko, mimo wszystkich rzeczy, które mi się przydarzyły, byłam szczęśliwa tu i teraz. Czułam irracjonalną radość na widok uśmiechu Aidena, gdy patrzyłam na miłość Alice i Jaspera. Jednak nic nie mogło równać się z tym, co czułam, gdy spoglądałam na szczęście Nikki. Nawet teraz, gdy szłam, wpatrując się w jej dłoń, trzymającą zimne palce Raphaela. Wszystko, czego doświadczyłam, cały ból był przykryty przez tą radość, euforię. Moja najlepsza przyjaciółka znów była taka, jak w dzień, gdy się poznałyśmy. Niewinna, nie znająca bólu, nie próbująca niczego ukrywać. Odkrywała całkiem nowe uczucia i cieszyła się tym, jak nigdy dotąd.

Patrzyłam na to, jak zostawia cały ból za sobą, wiedząc dobrze, że ja nigdy nie będę mogła tego zrobić. Kensei sprawił, że byłam nieśmiertelna. To dla wielu oznaczało, że spędzę resztę życia z osobą, którą kocham. Dla mnie oznaczało to jednak coś jeszcze. Kiedy żyjesz wiecznie, przeszłość zawsze podąża za tobą. Możesz uciekać, ale nie ukryjesz się przed nią. Mogłam udawać, że wszystko jest w porządku, ale nie było. A takim udawaniem raniłam Aidena. Mimo, że tak bardzo go kochałam, nie byłam w stanie wyrazić tego, co czuję. Spadałam w przepaść i nawet nieśmiertelność nie mogła mnie uratować.

Nawet po incydencie z Liam'em, Aiden nie zapytał ani razu o powody mojego zachowania, ani tym bardziej o Liama. Udawał, że ma to gdzieś, ale wiedziałam, jaka jest prawda.

Wiedziałam także, że jeśli tak dalej pójdzie, to mnie znienawidzi.

Tak samo jak Liam.

Tak samo, jak ja samą siebie.

„Odsuń to od siebie, Casidy.” - myślałam gorączkowo, doprowadzając się do porządku. „ Musisz sobie poradzić.”

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się w około. Aidena już nie było. Możliwe, że poszedł na polowanie. Spojrzałam na zegarek - była ósma. Spałam tylko trzy godziny, a mimo to byłam bardziej niż wyspana. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Uśmiechnęłam się szeroko. Nikki ostatnio była jedyną osobą, która potrafiła poprawić mi humor.

- Siemanko! - przywitałam ją.

- Hej. - odpowiedziała, uśmiechając się blado. Zmarszczyłam czoło.

- A ty co masz taką minę? - zapytałam ostrożnie. Mogłabym pomyśleć, że pokłóciła się z Raphaelem, ale wyglądała raczej, jakby chciała o coś zapytać.

- No bo wiesz, właściwie to chcę się ciebie o coś zapytać. - „A nie mówiłam?”

- Jasne, wejdź. Możesz pytać o co chcesz. - Uśmiechnęłam się po raz kolejny, puszczając do niej oczko. Chyba troszkę się rozpromieniła. - Mogłabyś chodzić za mną? Chcę sobie zrobić śniadanie. - Kiwnęła tylko głową i powędrowała za mną do kuchni. Chwyciłam butelkę wody mineralnej i upiłam spory łyk. Skrzywiłam się, gdyż smakowała paskudnie. Sięgnęłam po kanapkę, a Nikki patrzyła na mnie wyczekująco.

- No więc? O co chodzi? - zapytałam unosząc brwi.

- Um… Casidy, mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego…? - zaczęła ostrożnie, jakby bojąc się mojej reakcji.

- Dlaczego co?

- Dlaczego…

- No dalej dziewczyno, bo się zestarzeję tutaj! - ugryzłam kawałek kanapki i stwierdziłam, że również ma okropny smak. Jak guma.

- Dlaczego nie sypiasz z Aidenem? - wyrzuciła jednym tchem.

- A dlaczego uważasz, że nie sypiam? - spojrzałam na nią pytająco. - To znaczy, Aiden jest przy mnie gdy zasypiam i gdy się budzę. Przeważnie - mruknęłam sama do siebie.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - powiedziała zniecierpliwiona.

- A o co? - spojrzała na mnie wymownie. - Aaa… o to. - skrzywiłam się. Ze wszystkich powodów postanowiłam wybrać ten najbardziej błahy. - Widzisz, na górze mam taki grafik, coś w stylu planu dnia i raczej nie znajdziesz tam rubryki „stosunek z wampirem”. - Zaśmiałam się nieco sztucznie i poszłam do salonu wraz ze swoim nowym cieniem - Nikki.

- No ale właściwie to…. No, już długo ze sobą jesteście i w ogóle. A tak poza tym, to możliwe, tak? Między wampirem a człowiekiem?

- Skarbie, gdyby nie było możliwe, to nie istniałby Raphael, prawda? - Przewróciłam teatralnie oczami.

- Racja. - Zachichotała nerwowo.

- A czy naprawdę nie ma innych powodów, dla których wy….

- Tu nie chodzi o mnie, prawda Nik? - przerwałam jej, spoglądając prosto w brązowe tęczówki. - Tu chodzi o ciebie? - Spojrzała w podłogę, nie potrafiąc wydobyć słowa. Drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Aiden. Nie wiedziałam, czy cokolwiek usłyszał, ale żeby nie zawstydzać Nikki, wolałam nie mówić nic wprost.

- Możesz to zrobić, Nikki. Będzie w porządku, zasady są takie same jak zawsze. - Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Myślałam, że powiesz….

- Dlaczego miałabym cię powstrzymywać?

- Myślałam, że uznasz to za niebezpieczne.

- Daj spokój. - Zaśmiałam się. - No idź już, idź. - Otworzyła tylko usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko zmieniła zdanie i wyszła z uśmiechem na twarzy.

Niestety nie mogłam tego samego powiedzieć o Aidenie. Wyglądał na bardzo złego.

- Słyszałeś?

- Każde słowo.

- Wścibski wampir.

- Jak mogłaś jej pozwolić na coś tak głupiego! To niebezpieczne!

- Nie bądź głupi. Nic jej nie będzie.

- A jeśli? Przecież on ją może zabić!

- Może, ale nie zabije. Poza tym, nie zachowuj się jak Edward. Myślałam, że tą rozmowę mamy już za sobą.

- To coś innego w twoim przypadku - żachnął się. - Ty jesteś bardzo silna i wytrzymała. Kilka siniaków nic ci nie zrobi, ale Nikki… Przecież mogłaś jej zabronić! Posłuchała by cię.

- Wiem, dlatego właśnie jej nie zabroniłam. - powiedziałam, spoglądając wymownie w sufit. - To nie nasza sprawa, Aiden. Daj spokój. - Zacisnął usta.

- Idę na chwilę do domu, będę wieczorem - powiedział i wyszedł. Jeśli wcześniej był na mnie zły, to teraz był po prostu wściekły. Mimo wszystko, musiałam dać sobie radę.

***************************************************************************

Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do pokoju. Jak każdej nocy, zastałam tam Aidena, studiującego jedną z moich książek, prawdopodobnie nic z niej nie rozumiejąc. Usiadłam na brzegu łóżka, jednak nie zwrócił na mnie uwagi.

- Umm… Aiden? - zapytałam niepewnie, zastanawiając się, czy jest na mnie zły.

- Hmm? - mruknął, a raczej burknął.

- Nie bądź na mnie zły. Nie trenowałam dzisiaj. - Spojrzał na mnie przelotnie, po czym znowu utkwił wzrok w książce.

- Fajnie. - Westchnęłam, nie mogąc się zezłościć. Usiadłam na nim okrakiem i próbowałam pocałować, jednak mi przerwał.

- Casidy, wybacz, ale czytam książkę. - Spojrzałam wymownie w sufit.

- Kochanie, trzymasz ją o góry nogami. - Spojrzał na mnie trochę zdezorientowany i lekko zawstydzony.

- To teraz najnowszy trend. Nie wiedziałaś? - Próbował zagrać swoją zwykłą obojętność, jednak kiepsko mu wyszło. Wyjęłam mu z rąk lekturę i rzuciłam w odległy kąt pokoju.

- Jesteś na mnie zły?

- Skądże - powiedział z sarkazmem.

- Widzę, że jesteś. Dlaczego? - zapytałam niepotrzebnie. Dobrze wiedziałam, jaki jest powód jego złości, jednak udawałam, że niczego nie dostrzegam.

- Od kiedy to masz nagłą potrzebę tłumaczenia mi się?

- Od kiedy widzę, że jesteś na mnie zły.

- Och, oczywiście. Więc może wyjaśnisz mi łaskawie, o co w tym wszystkim chodzi? Kim do jasnej cholery są dla ciebie te wilkołaki? - mówił oschle.

- To… to trudne do wytłumaczenia - wyszeptałam tylko.

- Jasne. - Zrzucił mnie z siebie i usiadł na fotelu. Tego wieczora nie spojrzał na mnie już ani razu.

AIDEN:

Od samego początku moja miłość do Casidy była irracjonalna. Trudno kochać kogoś, kogo nie znasz. Próbowałem, naprawdę się starałem zrozumieć jej zachowanie, ale nie byłem w stanie. Gdy rozwiązywałem jedną zagadkę, pojawiało się dziesięć nowych.

Jedyną, poza moją miłością, rzeczą, która mnie przy niej trzymała był fakt, że byłem pewien co do jej uczuć. Byłem pewien, że mnie kochała. Nic nie mogło tego zmienić.

Jednak nasz związek z każdym dniem się rozpadał. Wszystko to, co było między nami znikało, zakryte sekretami i kłamstwami.

Nie mogłem tego znieść, nie mogłem także odejść. Byliśmy na zawsze powiązani niszczącą nas miłością.

Zatruci jadem, a mimo wszystko tak pragnący siebie nawzajem.

Tylko prawda mogła nas oczyścić, ale żadne z nas nie potrafiło się do niej zbliżyć.

Widziałem, że zanim zasnęła, cicho szlochała pod pościelą, jednak nie potrafiłem zmusić się do pocieszenia jej. Do powiedzenia, że wszystko jest w porządku. Mimo, że pragnąłem tego całym sercem.

Otrzeźwił mnie jej krzyk. Nie wykrzykiwała żadnych konkretnych słów, po prostu wiła się w agonii. Nie potrafiłem się ruszyć, jakby niewidzialna siła chciała zadać ból również mnie.

- Aiden! - krzyknęła, trzęsąc się na całym ciele. W mgnieniu oka przełamałem się. Znalazłem się przy niej i dotykałem jej czoła.

- Kocham cię, Casidy. Tak bardzo cię kocham. - szlochałem. Nie spała. Cała się trzęsła, a swoje piękne, zaszklone oczy miała utkwione we mnie.

- Proszę, nie odchodź. - wyszeptała.

- Nie odejdę, tylko powiedz mi prawdę. Dlaczego się ode mnie odsuwasz, Casidy. - głos mi się łamał. - Dlaczego? - Patrzyłem, jak powoli się uspokaja. Zacisnęła powieki i wyszeptała.

- Jest wiele powodów. Może dlatego, że czuję się winna, że nie potrafiłam wrócić do Liama. - Spojrzałem na nią wyczekująco.

- Wrócić? Co masz….

- Był ze mną od kiedy tylko pamiętam. Zawsze byliśmy razem, jako przyjaciele, a później jako kochankowie. Nie wiedziałam, że jest wilkołakiem. Był przy mnie zawsze, nawet wtedy, gdy mój wujek zniknął…. - Przerwała na chwilę. - Ale nie gdy znowu się pojawił.

- Dlaczego….

- Nie rozumiesz, Aiden? Dwie ukochane mi osoby stały się w jednej chwili śmiertelnymi wrogami. Musiałam wybrać i wybrałam mojego wujka. Albo przynajmniej tak mi się wydawało. - Skrzywiła się nieznacznie.

- Nie rozumiem. Dlaczego ci się wydawało?

- Bo tak naprawdę nigdy niczego nie wybierałam. - Westchnęła. - Zawsze byłam dumna z tego, że podążam trudniejszą ścieżką z własnego wyboru. By chronić tych, których kocham. - Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Ale okazało się, że to nigdy nie był mój wybór. Ktoś zgotował mi taki los, zanim miałam jakąkolwiek szansę na podjęcie decyzji. Umieszczając we mnie kensei. Moje przeznaczenie wykręciło mi jeszcze gorszy numer. Związał mnie z wilkołakami. Mnie, od której zależy los wampirzego świata! -szlochała. - Nie mogę zapomnieć, nie mogę! Dlaczego…. N-nie… p-potrafię… zapomnieć. N-nawet na chwilę. - Trzęsła się z bólu.

- Casidy…. - wyszeptałem.

- Chcę tylko twojego dotyku. Tylko tyle. - szeptała coraz ciszej, wyglądała na spokojniejszą. Wpiła się w moje usta z niezwykłą siłą. Nie miałem nawet czasu myśleć. Westchnąłem zdejmując koszulę.

Komuś mogłoby się wydawać, że to powinno być szybkie, gorące i agresywne, ze względu na nasze temperamenty.

Ktoś mógłby pomyśleć, że zdejmowanie ubrań nie powinno nam zając tyle czasu. Że powinniśmy je po prostu rozerwać.

Komuś mogłoby się zdawać, że nasze charaktery odgradzają seks od miłości.

I prawdopodobnie ten ktoś miałby kiedyś racje. Jednak nie teraz.

To była czysta miłość. Pożądanie i inne tego typu sprawy były na dalszym planie.

Nie miałem absolutnie żadnej możliwości by ją zranić. Nie byłem nawet pewien, czy czuła mój dotyk, gdyż wodziłem po jej skórze ledwie opuszkami palców.

Próbowałem jej nie skrzywdzić, a ona chciała mi udowodnić, że jest silna, wpijając palce w moje plecy.

Czułem, że nic się dla niej nie liczy, że zapomina o wszystkim. Gdy zagryzała wargi, gdy jej biust falował z każdym oddechem, wiedziałem, że na te kilka chwil zostawia wszystko za sobą. Nie zwracałem uwagi na zapach krwi, mimo, że czułem ją bardzo wyraźnie w powietrzu. Nie pozwoliłem potworowi na przypomnienie mi, kim jestem. Bo w tym momencie nie istnieliśmy. Nie byłem wampirem, a ona nie była człowiekiem.

Z każdym ruchem próbowałem jej udowodnić, że świat nie istnieje. Że ból nie istnieje.

Jesteśmy tylko my. W wieczności. Na zawsze.

Nasz krzyk zsynchronizował się i zaraz później został zduszony przez uczucie zapomnienia.

Gdy opadłem na poduszkę obok niej, nie byłem w stanie powiedzieć zbyt wiele. Wyszeptałem więc jedyną rzecz, która była tak prosta i tak oczywista.

- Jesteś moja. Na zawsze.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział XXVII
ROZDZIAŁ XXVII Nessie
Rozdział XXVII Młodociana przestępczość
rozdzial XXVII
53, ROZDZIA˙ XXVII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVII
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)
PEDAGOGIKA SPOŁECZNA Pilch

więcej podobnych podstron