Zatańcz swoje teraz!
Katarzyna Jabłońska
WIĘŹ 2008 nr 7
Mówimy ciałem, a ono nie kłamie - przekonuje Ewa Wycichowska, dyrektor Polskiego Teatru Tańca-Baletu Poznańskiego - bo jest medium trudno poddającym się wewnętrznej manipulacji. Samo z siebie, niejako autonomicznie, opowiada o człowieku - tym najprawdziwszym. Są i tacy, którzy widzą w tańcu boski język, który integruje ciało, umysł i duszę z naszym Stwórcą - tak twierdzi m. in. Prema Peeris, hinduska zakonnica ze zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi, uprawiająca kultywowany od wieków styl tańca zwany bharatanatiam. W starożytności - dodaje siostra Peeris - ludzie tworzyli powtarzające się rytmy, by w ten sposób nawiązywać pełną ekstazy unię z Bogiem. Starożytni wierzyli również, że wszechświat powstał jako skutek magicznego Boskiego tańca. Taniec ten miał być związany z czterema żywiołami natury: wodą i jej płynną melodią, ogniem i jego buzującym płomieniem, szumiącą muzyką wiatru oraz twardymi uderzeniami ziemi.
Ci, którzy widzieli spektakle Polskiego Teatru Tańca czy przedstawienia innych wybitnych zespołów tańca współczesnego zapewne podzielają intuicje obu tancerek. Jednak przed trzydziestu pięciu laty, kiedy w polskim balecie niemal niepodzielnie królowała „rosyjska klasyka” - takie słowa nie miałyby racji bytu. Wprawdzie Conrad Drzewiecki (1926-2007), jeden z najsłynniejszych polskich tancerzy i choreografów, już na początku lat 60. przywiózł do Polski z Włoch i Francji wieści o światowych dokonaniach w dziedzinie tańca, jednak metody Marthy Graham (m.in. taniec modern) czy Merce\'a Cunninghama, (jazz), które próbował w Polsce lansować - budziły opór i krytykę.
W końcu jednak, w 1973 - czyli równo 35 lat temu, a dokładnie 12 czerwca - razem z grupą tancerzy zafascynowanych jego nowatorskimi poszukiwaniami, Drzewiecki powołał do istnienia Polski Teatr Tańca-Balet Poznański. Jego nazwa - pisała z okazji 25-lecia zespołu Dobrochna Ratajczakowa - na pierwszy rzut oka niespójna, zawierająca kilka złączonych ze sobą elementów, może budzić pewne zdziwienie, jest jednak uzasadniona. […] „Taneczne” i „teatralne” splatają się tu ze sobą w specyficznym złączeniu, gdzie trudno wytyczyć granice między sztukami i technikami […]. W centrum teatru tańca znajduje się taniec, ale wzbogacony o elementy różnych innych sztuk. Ta synteza bywa nie tylko fascynująca, ale też bardzo pojemna.
LINIE PAPILARNE TAŃCA
Zakładając Polski Teatr Tańca, Conrad Drzewiecki stworzył nie tylko podwaliny jego artystycznej, ale także instytucjonalnej działalności. Pod jego kierunkiem poznański zespół znalazł się w gronie najlepszych kompanii europejskich, o czym świadczyły liczne zaproszenia na międzynarodowe festiwale baletowe. W swoim teatrze Drzewiecki tańczył, a także tworzył prekursorskie i oryginalne choreografie; trudno nie wspomnieć tu o „Flisie”, „Pawannie na śmierć infantki”, „Epitafium dla Don Juana”, staroperskiej „III Symfonii”, mistycznych „Odwiecznych pieśniach” i „Stabat Mater”, czy słynnym folkowym „Krzesanym”.
„Wschodni Maurice Bejart”, jak nazywano Drzewieckiego, pokazał, że przedstawienie baletowe może być nie tylko występem, ale nade wszystko rozmową o sprawach najważniejszych. Podobnie o tańcu myśli Ewa Wycichowska, znakomita tancerka, choreograf i pedagog, której w 1988 r. Drzewiecki przekazał kierowanie poznańskim baletem. Wielki artysta był dla Ewy Wycichowskiej ważną postacią - aby oglądać jego pracę, uciekała ze swoich wykładów... Ona sama, obdarzona intensywną osobowością artystyczną, również naznaczyła PTT swoim oryginalnym myśleniem o tańcu. Podobnie jak Drzewiecki uważa, że: W teatrze tańca - inaczej niż w balecie klasycznym - nie chodzi tylko o popis czy skupienie na samym sobie, lecz o dążenie do komunikacji z widzem […]. I dodaje: Ludzkie ciało jest najbardziej wyjątkowym tworzywem dostępnym człowiekowi. Jest najczulszym instrumentem, a jego twórczy geniusz nie zależy od wykształcenia czy wieku.
Ci wszyscy, którzy mieli okazję widzieć słynne filmy Carlosa Saury z flamenco w roli głównej albo uczestniczyć w tanecznych biesiadach, jakie odbywają się w „domach tańca” - z pewnością przyznają Ewie Wycichowskiej rację. Okazuje się, że podczas takich tanecznych biesiad niejednemu młokosowi z trudem przychodzi dotrzymać kroku statecznej matronie, z którą tańczy na przykład skocznego oberka. Przeszkodą do tańca nie jest nawet znacząca tusza - w flmach Saury tańczą przecież nie tylko gibkie tancerki, ale niekiedy także słynne pieśniarki flamenco i pomimo swoich pokaźnych rozmiarów - czynią to z wdziękiem.
Zawodowym tancerzom stawia jednak dyrektor PTT wysokie wymagania. Ciało -przekonuje Wycichowska - naznaczone „liniami papilarnymi” pojedynczej osoby, a jednocześnie wypowiadające się w uniwersalnym języku całego gatunku - przynosi najpełniejszą opowieść o człowieku. […] Jednak, aby mogło się to stać, musi być niczym Stradivarius - znakomicie wyszkolone, niezwykle wrażliwe i czujne, poddane impulsom płynącym z mózgu, z serca i z podświadomości. A wtedy może zatańczyć wszystko: ból, szczęście, szaleństwo, ocean, pustynię, muzykę, ciszę, namiętność, pustkę, modlitwę...
TANIEC ŚWIATA
PTT ma już dziś swoją rozpoznawalną w świecie znakomitą markę. Niemal nieustannie jest w drodze - w sensie symbolicznym, ponieważ poszukuje coraz bardziej adekwatnych środków, aby być niczym ów Stradivarius. Ale też w sensie dosłownym. Nieustannie podróżuje po świecie ze swoimi spektaklami, budząc niezmiennie podziw, a nierzadko i zachwyt.
Recenzentka „El Informator” tak pisała o „Tangu z lady M.”: Od lat nie doświadczyłam tak interesującej i kreatywnej propozycji baletowej. […] Nie bez powodu określa się Wycichowską jako „namiętną i twórczą pionierkę nowych stylów i technik”. Ekwadorski „Ultimas Noctias” donosząc o spektaklu Polish Dance Theatre, jednego z lepszych w świecie, jego zdaniem, teatrów tańca, pisał: Tancerze stąpają po niezapisanym papierze, zwanym sceną, a potem piszą swymi ciałami odę do strachu, do radości, do szaleństwa, do smutku i niezliczonych emocji, które powstają nagle i niepowtarzalnie podczas kroczenia przez teatr życia. Na łamach „Hessische Allgemeine” można było przeczytać: Polski Teatr Tańca zdobył publiczność Kassel wrażliwością i inteligencją. Misterium teatru tańca - w swojej syntezie choreografii, dramatu i sztuki, obejmujące równie wiele kultur jak i krajów. Polski Teatr Tańca z Poznania zdobywa w ten sposób nowe światy i pracuje w dokładnym tego słowa znaczeniu multikulturowo.
Te nowe światy zespół zdobywa również poprzez to, że chce być unikalnym forum choreografów. Swoje oryginalne koncepcje realizowali tu m. in. tak wybitni artyści jak Birgit Cullberg, Mats Ek, Örjan Andersson, Jens Ostberg, Marie Brolin-Tani, Virpi Pahkinen, „Les Carnetes Bogouet”, David Earle, Toru Shimazaki, Yossi, Karine Saporta. Każdy z nich przynosi ze sobą nie tylko indywidualną wrażliwość, ale fragment świata, do którego przynależy.
Realizując swoje „Zefirum”, Virpi Pahkinen czerpała inspiracje m. in. z Tybetańskiej Księgi Zmarłych i z arabskiej tradycji liczb. W „Naszyjniku gołębicy” Jacek Przybyłowicz - artysta, który przez osiem lat był solistą Kibbutz Contemporary Dance Company w Izraelu -nawiązuje do poematu Ibn Hazma. Zaś muzyczne tło jego spektaklu tworzą m. in. pieśni legendarnej egipskiej śpiewaczki Om Kolthom. Tytuł i inspirację do jednego ze swoich spektakli Ewa Wycichowska zaczerpnęła z Ewangelii św. Marka. Nic dziwnego - święte teksty wielkich religii, genialne dzieła literatury, muzyki, czy malarstwa mówią przecież o sprawach najważniejszych, a te twórców PTT obchodzą najbardziej. W repertuarze PTT, obok spektakli w pełni autorskich, znajduje się więc na przykład „Medea” czy inspirowany Apokalipsą - „Apocalypsa”. Jego autorka, Karine Saporta, akcję swojego spektaklu umieściła w kuchni, łazience i sypialni, bo apokalipsa jest losem zamieszkujących tę przestrzeń bohaterów. Jeden z nich mówi: „Przejście przez serce surowo wzbronione”.
Siłą PTT jest także i to, że daje szansę młodym, dopiero debiutującym choreografom, a także tancerzom. (W 1999 roku w PTT rozpoczęło działalność Atelier - scena poszukiwań i debiutów.) „Carpe diem”, najnowszy spektakl zespołu Ewy Wycichowskiej - przez nią zresztą wyreżyserowany - powstał ze wzajemnej inspiracji wszystkich twórców, także tancerzy. Autorzy deklarują: Chwilę, czas między przeszłością a przyszłością, oddaliśmy dzieciom i poetom. Utraciliśmy zdolność odczuwania czystego zachwytu nad tym co trwa, przeżywania całym sobą momentu, chłonięcia kolorów, smaków, dźwięków, ruchów. Anulowaliśmy czas teraźniejszy, oglądając się za tym co było, planując to, co będzie. Z tęsknoty za chwilą zrodził się nasz spektakl. Chcemy w nim zatrzymać ulotność spotkania twórców i widzów, poznać swoje carpe diem i podzielić się nim, tak by nie zmarnować chwili. [...] Wspólnie z widzami, chwytając dzień, chcemy w nim odrzucić kopie i odnaleźć oryginał.
W KLASZTORZE CIAŁA
Wydaje się, ze właśnie taniec, który zapisany jest nie tylko w muzycznej partyturze, ale w ludzkim ciele, jest doskonałą drogą do tego, aby zatrzymać się w swoim teraz i pobyć w nim. Wiedzieli to już chyba starożytni, skoro perski poeta i filozof Dżalaluddin Rumi radził:
Tańcz, kiedy jesteś załamany.
Tańcz, jeśli zerwałeś więzy.
Tańcz w ogniu walki.
Niech tańczy twoja krew.
Tańcz, kiedy się całkiem uwolnisz.
W tych słowach zawarta jest również intuicja o terapeutycznym wymiarze tańca, którą PTT podjął, powołując do istnienia Polskie Towarzystwo Choreoterapii. Towarzystwo to organizuje rozliczne warsztaty, cieszące bardzo dużym zainteresowaniem. Ogromną popularność zdobyły także, organizowane przez PTT od 1994 r. Międzynarodowe Warsztaty Tańca Współczesnego. Bierze w nich corocznie udział ponad 1500 uczestników, nie tylko z Polski; chętnych jest jednak znacznie więcej. To jeszcze nie dosyć - począwszy od 2004 r. PTT jest organizatorem Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca.
To niezwykłe zainteresowanie tańcem wynika nie tylko z uniwersalności języka tej formy sztuki, ale i być może z potrzeby dotarcia do swego prawdziwego ja, także i tego, które jest wyrazem duchowego wnętrza. O to właśnie zabiega, w swoim teatrze tańca i podejmowanych przezeń licznych inicjatywach, Ewa Wycichowska. Czyni to z uporem i pasją, jest bowiem przekonana, że: przez ciało może ujawnić się coś, co jest rdzeniem człowieka. To jednak wymaga koncentracji, czyli bycia w centrum. […] Całe życie - wyznaje artystka - staram się przekazywać tancerzom, że wszystko zależy od tego centrum. Ono musi być bogate, inaczej człowiek nie ma z czego czerpać ani czym się dzielić. Trzeba nieustannie troszczyć się o wzbogacanie swojego człowieczeństwa, myśleć o wartościach. Zasadniczą regułą tego naszego „klasztoru” jest to, o czym zawsze mówiła Matka Teresa z Kalkuty - medytacja nad miłością.