Oczy szeroko zamknięteXXIV


ROZDZIAŁ XXIV - WYZNANIA

Bella

Ciepłe promienie słoneczne tańczyły po mojej twarzy. Delikatnie uniosłam powieki, wciąż bojąc się, że to wszystko było tylko snem. A jednak nie. Moim oczom ukazał się niezwykle przygnębiający, szary pokój szpitalny. Dla mnie jednak był piękny. Podniosłam białą kołdrę i usiadłam na łóżku. Delektowałam się każdą barwą, każdym ujrzanym przedmiotem. Wszystko mnie fascynowało, nawet brzydki, żółty telefon. Powoli zsunęłam nogi i założyłam moje różowe klapki. Pamiętając, co wydarzyło się wczoraj podczas podobnej próby, postępowałam bardzo ostrożnie. W końcu udało mi się stanąć. Tym razem nogi nie odmówiły mi posłuszeństwa. Wszystko wydawało się być w porządku. Najpierw łazienka - pomyślałam. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i włożyłam czystą, turkusową piżamę. Turkus i brąz to moje najukochańsze kolory. Złapałam za czekoladowy, satynowy szlafrok i ruszyłam do wyjścia. Na korytarzu nie było nikogo. Przyspieszyłam kroku i udałam się w stronę klatki schodowej. Mocno złapałam się poręczy i pokonałam dwadzieścia stopni w dół. Głupi nawyk liczenia pozostał i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie. Na szklanych drzwiach widniał napis „NEUROLOGIA”. Dotknęłam palcami każdej litery i uśmiechnęłam się. Zdecydowanie nacisnęłam klamkę i podążyłam korytarzem. Na piątych z kolei drzwiach widniała tabliczka: E. CULLEN. Głośno przełknęłam ślinę. Co ja tu robię? - pytałam się w myślach. Zapukałam. Cisza. Powoli otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Na szpitalnym łóżku leżał młody, przystojny mężczyzna. Miał lekko przydługie, kasztanowe włosy, które pięknie podkreślały jego karnację. Na twarzy chłopaka widoczne było zmęczenie i ból. Mimo całej swojej urody, wyglądał okropnie. Przez co on przechodzi? Co mu jest? - zastanawiałam się. Serce waliło mi jak opętane, a łzy zaczęły płynąć po policzkach. Nie prawdą jest to, co mówiłam kilka miesięcy temu - miłość zdecydowanie jest ślepa, zwłaszcza w moim przypadku. Podeszłam do śpiącego chłopaka i usiadłam przy nim, łapiąc go za rękę. Pojedyncze łzy zmieniły się w powódź. Gładziłam jego twarz, włosy i całowałam dłoń.
- Uwielbiam te sny - wymamrotał. - Nie odchodź dziś ode mnie.
On myśli, że to sen i to nie pierwszy - pomyślałam.
- Edwardzie, obudź się. To ja, Bella. Jestem przy tobie.
Otworzył szeroko oczy i wolną dłonią przetarł je kilkakrotnie.
- Nie śpię? Naprawdę tu jesteś? I widzisz mnie? - Zasypał mnie pytaniami.
- Tak, widzę i jestem przy tobie. To nie sen.
- Ale Carlisle powiedział, że nie chcesz mnie widzieć - powiedział cicho.
- Mnie oznajmił to samo - odparłam, wciąż trzymając jego dłoń. - Edwardzie… - zaczęłam. - Wybacz mi. Tak bardzo cię skrzywdziłam. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie, byłeś dla mnie taki dobry, a ja… A ja byłam suką.
- Nie mów tak. To nie ważne. Nic już się nie liczy, tylko to, że jesteś przy mnie.
- Przyszłam… Przyszłam ci powiedzieć, że… Że cię kocham. - Spuściłam głowę, czekając na decyzję Edwarda. Mógł mnie przyjąć lub odrzucić. Podświadomie czułam, że wybierze pierwszą z opcji, ale tak naprawdę powinien kazać mi wypieprzać z tego pokoju i z jego życia. Nie odzywał się jakieś trzydzieści sekund, ale ja miałam wrażenie, że minęła wieczność. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Miał łzy w oczach. Wyciągnął do mnie rękę. Przytuliłam go tak mocno, jak tylko potrafiłam.
- Kocham cię, Bello - wyszeptał i przycisnął usta do moich.
Całowaliśmy się tak jak nigdy dotąd. Moja miłość wypływała z każdym ruchem warg i łączyła się z uczuciem Edwarda. Razem dawało to najwspanialszy pocałunek na świecie. Długo nie mogliśmy się od siebie oderwać, a gdy w końcu to zrobiliśmy, położyłam się obok mojego ukochanego i wpatrywałam się w niego, ucząc się na nowo jego twarzy.
- Edwardzie, powiedz mi, co ci jest? - zapytałam, przerywając ciszę.
- Boli mnie głowa - odparł.
- Nie chodzi mi o chwilę obecną. To coś poważnego, prawda?
- Bells, nie jesteś tu z litości, prawda?
- Nie! - krzyknęłam. - Czy jest aż tak źle?
- Sam nie wiem. Czeka mnie operacja. Lekarz mówi, że poważna. Mój stan się pogorszył znacznie. Widzisz, kochanie, to się nazywa KARMA. - Zaśmiał się gorzko.
Nie miałam pojęcia, o czym mówi. Krążył wokół tematu ani razu nie mówiąc mi, co mu tak naprawdę dolega. Ogarniała mnie wściekłość, byłam jednak bezradna. Nie miałam prawa na niego krzyczeć ani niczego żądać. Mogłam być tylko wdzięczna, że w ogóle mnie chce i czekać.
- Czy mógłbyś w końcu powiedzieć, co ci jest? - spytałam jednak, licząc, że się przełamie.
- Mam tętniaka, który powstał po wypadku, w którym straciłaś wzrok. Oczywiście, robili mi wtedy badania i wszystko było w porządku, ale mój lekarz jest pewien, że wówczas się zapoczątkował.
- Och, Edwardzie… - Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jeszcze mocniej wtuliłam się w niego i głaskałam go po włosach. Łzy powoli wypływały spod moich zamkniętych powiek.
- Los mnie pokarał za to, że z mojej winy nie widziałaś. Teraz ja będę cierpiał. To sprawiedliwe.
- Nie, to nie jest sprawiedliwe. Ja cię skrzywdziłam dużo bardziej niż ty mnie. Jesteśmy kwita, więc nie masz wyboru i musisz wyzdrowieć. - Szlochałam.
- Kochanie, nie płacz - poprosił. - Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci to. Zobaczysz, niedługo stąd wyjdziemy i już zawsze będziemy szczęśliwi, razem.
Nic nie odpowiedziałam. Przywarłam do niego ponownie ustami i całowałam tak łapczywie, jakbym chciała nam zrekompensować te kilka miesięcy samotności.

Edward

Całowałem Bellę tak, jakby to był jeden z naszych ostatnich pocałunków. Operacja napawała mnie strachem. Teraz jednak miałem mojego Anioła. Nadal nie mogłem uwierzyć, że ona tu jest i że mnie kocha. Wiem, że łatwo jej wybaczyłem, ale nie mogłem nic poradzić na to, że bez niej czułem się martwy. Poza tym, teraz potrzebowałem jej bardziej niż kogokolwiek. Potężny ból przeszył moje skronie. Złapałem się za głowę, wijąc w cierpieniu. Bella patrzyła na mnie z przerażeniem malującym się w jej pięknych, brązowych oczach. Nie mogłem nic powiedzieć, nie miałem siły. Napad trwał kilka minut. Ostatnio zdarzały się coraz częściej i każdy trwał dłużej od poprzedniego. Na szczęście nie przybierały na sile. Gdy wreszcie zelżał, złapałem Bells za rękę.
- Już dobrze - powiedziałem. - Już mnie nie boli. Nie martw się.
- Kiedy ma się odbyć operacja? - zapytała cicho.
- Mój warunek został wypełniony, więc pewnie jutro rano.
- Jaki warunek?
- Chciałem cię zobaczyć. - Posłałem jej uśmiech, a ona odwzajemniła go.
- Bells? - zacząłem. - Wiesz, po naszym rozstaniu dzwoniłem do starych znajomych, szukając kogoś, kto wie, co wydarzyło się w dniu wypadku, ale nie znalazłem nikogo. Jednak podczas mojego pierwszego pobytu w szpitalu odwiedziła mnie siostra Setha i dała mi jego komórkę, na której są zdjęcia z naszego wyjazdu.
- I co na nich jest? Coś ważnego? Przypomniało ci się coś?
- Na zdjęciach jesteśmy tylko my z jakimiś panienkami i kolesiami. Nic ciekawego. Niestety, moja pamięć ani drgnęła. Myślę, że już nie przypomnę sobie tamtego dnia nigdy. Teraz jednak to nie jest ważne. W telefonie jest coś jeszcze. I to wyjaśnia wszystko.
- Co takiego? - dopytywała się Bella.
- Seth nagrał filmik… - zawiesiłem głos. - Filmik, na którym widać, jak mój ojciec daje mu kasę i prochy. I mówi mu, co ma zrobić, gdzie jechać, kiedy mnie naćpać. Wierzyłem mu, a on mnie wykiwał jak każdy.
- Tak samo jak ja… - posmutniała. - Wybacz mi, Edwardzie. Naprawdę żałuję tego, co ci zrobiłam. Przykro mi także, że zawiodłeś się na Sethcie, że okazał się kłamcą. I oczywiście pozostaje kwestia twojego ojca.
- Bells, nie mówmy już o nas. Kocham cię, chcę zapomnieć o tamtym. A co do historii z Sethem i Carlislem… Już chyba wiem, czemu ojciec nie chciał cię operować, on nie bał się o mnie, bał się o własną dupę, że wyjdzie na jaw, jaki z niego skurwiel. Że jego kariera legnie w gruzach. Ciekawią mnie tylko jego motywy. Bello, zamierzam wysłać ten filmik na policję.
- Edwardzie, nie wiem czy to dobry pomysł. Może po prostu odetnij się od niego. A w ogóle to porozmawiamy o tym po operacji. Teraz musisz odpocząć i pobyć ze mną. Tak bardzo tęskniłam.
Wypowiadając te słowa, co raz bardziej zbliżała się do moich ust. Musnęła delikatnie moje wargi. Podniosłem ręce i przyciągnąłem ją bliżej. Nic się nie liczyło poza nami, wreszcie byłem szczęśliwy. Modliłem się, aby nie doszło do napadu epileptycznego, ona już dość widziała.
Drzwi otworzyły się nagle. Bella szybko się podniosła i spojrzała w kierunku wejścia. Stał tam purpurowy z wściekłości Carlisle.
- Co ta szmata tu robi? Wynoś się, zostaw go w spokoju!
Bella schyliła się do mojego ucha i szepnęła:
- Wrócę później. Kocham cię, Edwardzie.
Wstała i bez słowa wyszła z sali.
Ojciec przepuścił ją w drzwiach, a gdy zniknęła za nimi, podszedł do mnie.
- Jak możesz być taki naiwny? - zapytał.
- Odczep się ode mnie. Nie wtrącaj się w moje życie. Nienawidzę cię! - wykrzyczałem mu w twarz.
- Synu, co ty…
- Wiem o wszystkim! Wiem, że dałeś Setowi kasę i narkotyki. Nienawidzę cię!
- Skąd? Jak? - pytał. - To nie tak, pozwól, że wytłumaczę...
- Wynocha! I nie wtrącaj się więcej w moje życie.
- Porozmawiamy o tym po operacji - wydukał na odchodnym.
Carlisle wyszedł i pozostawił mnie z wielkim bólem głowy i… serca. Serca zawiedzonego przez ojca. Na szczęście miałem Bells, moje lekarstwo.
Wstałem powoli z łóżka i podreptałem do łazienki. Musiałem wziąć prysznic. Gdy zdjąłem piżamę i wszedłem do kabiny, zakręciło mi się w głowie. Przytrzymałem się dłonią uchwytu i usiadłem na wystającej półce. Zamknąłem oczy, modląc się, aby mi przeszło. Nie przechodziło. Usłyszałem, jak otwierają się drzwi i odsuwa wejście pod prysznic. Ostatkiem sił uchyliłem powieki i ujrzałem mojego Anioła. Bella pomogła mi wstać, owinęła mnie ręcznikiem i odprowadziła do łóżka. Wytarła moje mokre ciało i ubrała w czystą piżamę. Czułem się idiotycznie. Byłem zażenowany i wściekły na swoje niedołęstwo. Jednak z drugiej strony, cieszyłem się, że jest w moim życiu ktoś, kto chce się mną zająć i być przy mnie. Powinienem nienawidzić Bellę po tym wszystkim, co zrobiła, ale naprawdę ją kochałem i nie potrafiłem jej odrzucić. Nie chciałem tego zrobić. Moja dziewczyna położyła się przy mnie. Pocałowała delikatnie moje skronie i wtuliła się w moje ramię. Czułem łzy spływające po mojej ręce, ale nie miałem siły się ruszyć ani odezwać. Moja głowa robiła za poligon. Ból był okropny, silny i pulsujący. Wciąż narastał. Zawroty nie ustawały. Zamknąłem oczy. Przypomniałem sobie naszą wycieczkę do San Marino. Zasnąłem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OCZY SZEROKO ZAMKNIETE
OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE
Oczy szeroko zamknięte XVIII
oczy szeroko zamknięte I XXV
Oczy szeroko zamknięte IX
Oczy szeroko zamknięte XII
Oczy szeroko zamknięte XV
Oczy szeroko zamknięte VII
Oczy szeroko zamknięte XIV
Oczy szeroko zamknięte XVI
Oczy szeroko zamknięteXXIII
Oczy szeroko zamknięte
Oczy szeroko zamknięte XVII
Oczy szeroko zamknięte
Oczy szeroko zamknięteXXI
Oczy szeroko zamknięte II
Oczy szeroko zamknięte
Oczy szeroko zamknięte III
Oczy szeroko zamknięte X

więcej podobnych podstron