59. M. Wańkowicz, Bitwa o Monte Cassino - tematyka i kontekst polityczno - historyczny
Melchior Wańkowicz, pseud. Jerzy Łużyc (ur. 10 stycznia 1892 w Kałużycach na Mińszczyźnie, zm. 10 września 1974 w Warszawie) - polski pisarz, dziennikarz, reportażysta i publicysta. Absolwent LO im. Jana Zamoyskiego w Warszawie. Studiował prawo na UJ, które ukończył w Warszawie w 1922 roku. Był podoficerem Związku Strzeleckiego. Pseudonimu Jerzy Łużyc używał w 1909 roku, a także później, drukując we własnym wydawnictwie "Rój". W Bukareszcie, gdzie przebywał od września 1939 roku do końca 1940 r., wydał jako Jerzy Łużyc książkę Te pierwsze walki. Pochodził z rodziny ziemiańskiej herbu Lis odm. W 1916 r. poślubił Zofię z Małagowskich. W 1917 r. wstąpił do I Korpusu Polskiego w Rosji. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Założyciel i współwłaściciel wydawnictwa "Rój". W latach 1939-1958 na emigracji, 1943-1946 jako korespondent wojenny brał udział m.in. w walkach o Monte Cassino. W latach 1949-1959 w USA, wrócił potem do kraju. W związku z Listem 34 w r. 1964 aresztowany pod zarzutem współpracy z RWE, spędził pięć tygodni w więzieniu. W procesie przeciwko niemu zeznawał Kazimierz Koźniewski, niegdyś narzeczony córki Wańkowicza wieloletni przyjaciel domu, przez 45 lat współpracujący ze Służbą Bezpieczeństwa. Wańkowicz otrzymał wyrok dwóch lat więzienia. Władze liczyły na prośbę Wańkowicza o ułaskawienie, ten jednak stawił się do odbywania kary. W konsekwencji najpierw wstrzymano wykonanie wyroku , a później zawieszono wykonanie kary. Jego córka Krystyna zginęła jako sanitariuszka w batalionie "Parasol" AK podczas powstania warszawskiego. Druga, młodsza córka, Marta po wojnie została w USA. Niekwestionowany mistrz reportażu, jedna z największych indywidualności polskiej literatury XX wieku. Już w latach szkolnych siedział w więzieniu za działalność konspiracyjną. W 1909 r. założył konspiracyjne pismo Wici, drukowane w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy, w którym zadebiutował jako Jerzy Łużyc. W czasie I wojny światowej skazany na rozstrzelanie. Przed II wojną światową oskarżany przez piłsudczyków o sympatie endeckie i odwrotnie. Za jego największe dzieło uznaje się trzytomową monografię Bitwa o Monte Cassino, w której złożył hołd żołnierzom generała Andersa. Wydawana wiele razy w PRL, książka zawsze była cenzurowana. Od 1990 roku ukazuje się w pełnej wersji.
Ważniejsze dzieła to: Tworzywo, Opierzona rewolucja, Szczenięce lata, Na tropach Smętka, Ziele na kraterze, Bitwa o Monte Cassino, Hubalczycy, Westerplatte, Karafka la Fontaine'a.
Zaraz po wojnie Wańkowicz intensywnie zaczął pracować nad swoją największą i najbardziej znaczącą książką, która rozrosła się do trzech tomów ukazujących się kolejno w latach 1945-47 w Rzymie, pod tytułem Bitwa o Monte Cassino. Tą książką Wańkowicz wystawił wielki pomnik bohaterskim żołnierzom generała Andersa. Ale w tym samym czasie pisarz rozpoczął także współpracę z prasą w Polsce, drukował w "Przekroju" i "Nowinach Literackich" , jak również w paxowskim "Słowie Powszechnym". Ta współpraca trwała do 1949 r. W tym właśnie roku Wańkowicz przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Tutaj utrzymywał się z różnych zajęć, nie tylko pisarskich, lecz także na przykład z pracy fizycznej na farmie, był również nauczycielem języka rosyjskiego. Dalej jednak uprawiał publicystykę, pisywał felietony i wygłaszał odczyty. W 1956 przyjął obywatelstwo amerykańskie. W tym samym roku po raz pierwszy od zakończenia wojny przyjechał na kilka miesięcy do Polski. Już wtedy, w atmosferze "odwilżowych" przemian, Wańkowicz rozważał możliwość powrotu do kraju na stałe. Od 1957 rozpoczął regularną współpracę z prasą krajową. Jego artykuły, reportaże i eseje zaczęły ukazywać się w "Przeglądzie Kulturalnym", "Kierunkach", a także w "Tygodniku Powszechnym". W tym ostatnim Wańkowicz ogłosił, budzące wówczas duże zainteresowanie czytelników, cykle tematyczne: "Murzyni w USA" i "Kobieta w Ameryce".
Legenda Monte Cassino
Wojenna zawierucha wygnała Wańkowicza z kraju. Jako korespondent znalazł się przy II Korpusie Wojska Polskiego i wraz z nim zawędrował z Egiptu do Włoch. Właśnie w Rzymie i Mediolanie narodziła się słynna "Bitwa o Monte Cassino". Materiał zbierał w czasie trwających o Monte Cassino walk. Ponoć dotarł do każdej kompanii i plutonu weryfikując jednocześnie otrzymane dane. Iście krecia i żmudna robota. Nie uchroniło to Wańkowicza od zarzutów o kłamstwo i nieścisłości. Na osłodę zebrał bardzo pochlebne opinie mówiące o książce jako o "dokumencie epoki" i "majstersztyki reportażu". To, że książka w ogóle mogła się wówczas okazać zakrawa na cud. Ciągle piętrzyło się mnóstwo problemów finansowych, biurokratycznych czy po prostu poligraficznych. Nie mogło chyba być inaczej skoro autor nie oszczędzał w niej nawet dowództwa zarzucając mu lekkomyślność. Aby zrozumieć atmosferę wokół tego dzieła wystarczy nadmienić, iż pojawiły się również plotki, iż Wańkowicz brał łapówki od osób, których zdjęcia umieszczono w wydawnictwie (a fotografii jest tam około 600). Zarzuty postawili oczywiście ci, których fotografii zabrakło. Problem tkwi tylko w tym, że Wańkowicz nie zajmował się tym. Za ilustracje odpowiadał kto inny - grafik Stanisław Gliwa, który zrzuca wszystko na zwykłą ludzką zawiść. Wańkowiczowi udało się bowiem wyprosić... wyższą pensję dla siebie co nie wszystkim wojskowym przypadło do gustu. Swój żal przelał reportażysta na papier pisząc: "książka pisana łzami przyjaciół opowiadających o poległych, książka dokument, zawierająca cały ból i całą chwałę tamtych czasów, nie dzięki autorowi, a przez patos odzwierciedlanych w niej zdarzeń - została własnymi naszymi rękami zmarnowana, zduszona i dziką troską ludzi dbających o swoje egzystencje zmieniona w makulaturę, podczas kiedy przywieziona przez wracających do kraju mogła wyjaśnić prawdę o żołnierzu polskim, podczas kiedy rzucona do ośrodków polonijnych mogła dokumentować walor tych, co przybywają i wytwarzają więź między starą i nową emigracją". Był faktycznie moment, iż książka kończyła jako makulatura, a czasem nawet jako popiół. W Londynie pojawił się pomysł, aby dorobek n Korpusu przerobić na makulaturę i spalić - w tym dzieła Wańkowicza. Każdego pisarza musi coś takiego zaboleć i tkwić potem głęboko gdzieś w środku duszy. Prawdziwe gromy ciskano jednak na głowę pisarza, kiedy ten zgodził się na wydanie skróconej wersji "Monte Cassino" w kraju w 1957 r. Zarzucono mu nawet kolaborację, zatarcie prawdy historycznej, zgodę na ingerencję cenzury itp. Wańkowicz na emigracji nie wytrzymał. W 1958 roku wrócił na stałe do Polski, a mieszkał przecież w państwie, które wówczas dla przeciętnego mieszkańca kraju nad Wisłą oznaczało coś na kształt nieosiągalnego dla wielu raju.... z USA! Aby odpowiedzieć sobie na pytanie "dlaczego?", trzeba przyjrzeć się trochę szczegółowiej emigracyjnemu etapowi życia pisarza. Przecież w kraju nie mógł spodziewać się lekkiego życia. W 1964 r. doczekał się nawet procesu. Mając wówczas już 72 lata wylądował na pięć tygodni w areszcie i na dodatek skazano go na trzy lata więzienia (załapał się przy tym na amnestię z lipca 1964 r. i wyrok skrócono do półtora roku).Oskarżony o przekazywanie za granicę materiałów oczerniających Polskę Ludową, nie przyznał się do winy. Udało się osiągnąć choć tyle, że ze względu na zły stan zdrowia, uchylono areszt i po wyroku Wańkowicz mógł wrócić do domu. Po co więc było wracać do takiego kraju? Czy nie lepiej było dalej siedzieć w Stanach i pisać kolejne wspaniałe i rozchwytywane książki?
Po wydaniu "Monte Cassino" do pisarza zaczęły docierać sygnały z kraju, iż książka ta obrosła tutaj prawie legendą i jest niezmiernie poszukiwana. To wzgórze klasztorne stało się symbolem dokonań polskiego żołnierza. Wańkowicz ten symbol uwiecznił swoim charakterystycznym sposobem pisania. Któż inny mógł wówczas to zrozumieć jak nie polski czytelnik? Idąc tym tokiem myślenia, wydawanie w kraju i pozyskanie rodzimego czytelnika było krokiem jak najbardziej logicznym. Na emigracji zdążył narazić się przeróżnym środowiskom. Nieraz ściągał na siebie gromy ciskane piórem publicystów i krytyków przebywających na uchodźstwie. W kraju mógł liczyć przynajmniej na polskiego czytelnika, przeganianego co prawda piórem cenzora, ale jednak w pełni swojego. To zawsze była szansa na jakąś wspólną nić wzajemnego zrozumienia. Decyzja o powrocie wynikała więc z pewnością z dramatycznego ułożenia się stosunków na emigracji oraz po prostu ciężkich warunków życia. Oczywiście powrót do kraju pełnego wszechmocnej cenzury, służby bezpieczeństwa, procesów politycznym a przede wszystkim kraju gdzie obywatel nie miał nawet prawa do wolności, był decyzją karkołomną i jeszcze długo pozostanie kontrowersyjną i niezrozumiałą. Ale z pewnością musiał być to efekt desperacji, a może i.... tęsknoty za czymś czego obczyzna nie mogła dać.
2