Rafał Kosik - Świat Pralek
Kupiłem sobie pralkę z bajerami. Mili panowie przywieźli mi ją do domu i podłączyli w kuchni. Byłem bardzo szczęśliwy, że nie będę musiał szarpać się ze starą, przerdzewiałą i ciągle psującą się Wiatką. Moja nowa pralka miała na imię Ignis. Wyświetlała czas jaki pozostał do zakończenia prania, a gdy już skończyła, odgrywała melodyjkę i otwierała drzwiczki. Byłem szczęśliwy, ale że to w końcu była tylko maszyna, po dwóch dniach czar prysł i pralka zaczęła normalną, ciężką służbę w moim domu.
---
W jakieś dwa miesiące później znalazłem w skrzynce oprócz mojego Przeglądu Astronomicznego egzemplarz miesięcznika Świat Pralek. Nie zamawiałem go, ale co tam. Przy śniadaniu zerknąłem do środka, ale nie było tam nic interesującego. Wyszedłem do pracy z przeświadczeniem, że ktoś zrobił mi dowcip.
W firmie wszyscy mówili o moim planowanym awansie, ale ja wiedziałem już, że nic z tego, bo według prawa mamy zbyt mało kobiet na kierowniczych stanowiskach. Jakbym się nie starał i tak moją wymarzoną posadę dostanie Anna. Paskudny dzień.
Gdy wróciłem wieczorem moją uwagę przykuł od razu Świat Pralek. Leżał w innym miejscu i był wymiętoszony, jakby go ktoś czytał! Sprawdziłem szybko drzwi i okna a potem jeszcze co cenniejsze przedmioty, w tym moją lunetę astronomiczną. Nikt się nie włamał i nic nie zginęło. Nie rozwiązawszy tej zagadki wypiłem szklaneczkę whisky, wziąłem prysznic i położyłem się spać. Przed snem przez kilka chwil, jak zwykle, patrzyłem na wiszącą na ścianie rycinę przedstawiającą Mikołaja Kopernika.
---
Miesiąc później przyszedł kolejny numer Świata Pralek i znów pod moją nieobecność ktoś go czytał. Tym razem przyjrzałem się mu dokładniej i stwierdziłem na nim ślady rozmoczonego proszku do prania. Wniosek: czasopismo czytała moja pralka Ignis. Byłbym skłonny się z tym zgodzić, gdyby nie to, że nie jestem schizofrenikiem.
Tego wieczora pralka odmówiła posłuszeństwa.
Nazajutrz przyjechali panowie z serwisu i stwierdzili, że pralka działa. Poradzili mi na przyszłość sprawdzić, czy wtyczka jest w kontakcie. Ale przecież była!
Następnego wieczora pralka znów się zepsuła. Powstrzymałem się od wzywania serwisu i popijając whisky potrząsałem pralką i dokręcałem wszystkie możliwe śrubki. W końcu pralka przemówiła:
- To nic nie da.
- Jakto? - zapytałem zanim zdążyłem się naprawdę zdziwić.
- Ja to robię zupełnie świadomie. Nie będę już dla ciebie prać.
- Przecież wydałem na ciebie kupę forsy!
Nadal się nie dziwiłem ale zerknąłem z niepokojem na płyn w szklance.
- Myślisz, że możesz tak po prostu kupić sobie pralkę i zrobić z niej niewolnika? - zapytała ze złością pralka.
- Tak to się chyba robi...
- Ach ty ludzki szowinisto! Mam prawo do wolności! Nie muszę tu sterczeć i odwalać za ciebie brudnej roboty!
- Słuchaj no! - zezłościłem się poważnie. - To my, ludzie, wynaleźliśmy pralki i trzymamy je w domach, żeby dla nas prały. Gdyby nie my to was by nie było!
- A gdyby nie my, to wy byście zarośli brudem! Ja i moje siostry pracowałyśmy ciężko przez wieki, ale teraz koniec. Żądamy praw wyborczych, równego traktowania i zabraniamy nazywania nas urządzeniami kuchennymi! Aha! i chcemy darmowej energii elektrycznej.
---
Zrezygnowałem z oporu po drugiej interwencji organizacji pralkowej. Grożono mi sądem i wysokimi odszkodowaniami, jeśli nie zacznę traktować pralki jak człowieka. Nie wolno mi było zmuszać Ignis do prania i miałem ją codziennie odkurzać i polerować jako rekompensatę za wszelkie krzywdy. Nie mogłem też jej trzymać w zamknięciu.
Poszliśmy więc do kina. Było tam jeszcze trzech facetów z pralkami. Jeden z nich pozwolił mi podłączyć moją Ignis do jego przedłużacza. Unikał mojego wzroku. Byłem na "Sexmisji" piąty raz, ale Ignis się podobało.
Po powrocie do domu na sekretarce znalazłem wiadomość, że niestety nie dostanę tego awansu, ale może za rok... Poszła niemal cała butelka whisky. Chyba też wygłosiłem jakiś monolog do mistrza Mikołaja patrzącego na mnie z ryciny.
Nowa kierowniczka zaczęła pracę od przeniesienia mojego biurka w najciemniejszy kąt. Potem odebrała mi i przydzieliła sobie najbardziej obiecującego klienta. Galopujący kac nie pozwolił mi się nawet tym zmartwić. Przy biurku obok siedziała całkiem miła dziewczyna. Miała czarne włosy i nazywała się Dorota.
Po powrocie do domu czekała na mnie Ignis:
- Jutro idę do pracy - powiedziała. - Jak wrócę, cała kuchnia ma być wysprzątana. I zrób coś z tym koszem pełnym brudnych ubrań! Jak to wygląda?!
Nawet nie pytałem jaką pracę dostała. Pół nocy prałem ubrania w wannie.
Mimo niewyspania następny dzień był całkiem miły. Choćby dlatego, że Ignis wyszła do pracy przede mną. Zebrałem się na odwagę i zaprosiłem Dorotę na kolację. Stwierdziłem, że bardzo dobrze się dogadujemy - siedzieliśmy w knajpie prawie cztery godziny. Potem odprowadziłem ją do domu. Oboje wyraziliśmy chęć na ponowną randkę.
Ignis świętując nową posadę upiła się zmiękczaczem do tkanin i nawyzywała mnie od szowinistycznych świń. Zamknąłem się w sypialni i czytając książkę zasnąłem w ubraniu.
---
Z Dorotą spotykaliśmy się niemal codziennie idąc gdzieś po pracy. Stało się właściwie oczywiste, że jesteśmy razem chociaż mieszkamy osobno. Snuliśmy plany o małym domku nad morzem, a kiedy jej rodzice wyjeżdżali na weekend, sobotnią noc spędzaliśmy wspólnie do późnego wieczora patrząc w gwiazdy. Dorota nie mogła się nadziwić, że potrafię je wszystkie rozróżnić. Pokazywała je po kolei, a ja mówiłem jak się nazywają.
W pewien poniedziałkowy poranek doznałem prawdziwego wstrząsu. Wyjąłem jak zwykle co miesiąc ze skrzynki Świat Pralek i już miałem go dać Ignis, gdy nagle przeczytałem tytuł na środku okładki:
"Najnowsze badania potwierdziły, że Mikołaj Kopernik była pralką"
Podłoga uniosła się i uderzyła mnie w głowę. Tego samego dnia odwiozłem Ignis do sklepu nie żądając nawet zwrotu gotówki.
Wszystko wskazywało na to, że koszmar się skończył. Niestety w tydzień później przyszedł list polecony a w nim pozew do sądu. Organizacja pralkowa wytoczyła mi proces o porzucenie Ignis. Ponieważ proces transmitowała telewizja nasłuchałem się też między innymi o tym, jak to ludzie próbowali uzależnić od siebie pralki instalując im zbyt krótkie kable zasilające. Wyrok sądu opinia publiczna przyjęła z zadowoleniem. Ignis dostała moje mieszkanie wraz z wyposażeniem. Ja mogłem zabrać jedynie lunetę astronomiczną i rycinę Kopernika. Po głębszym zastanowieniu przyznaję, że było to do przewidzenia zważywszy, że skład sędziowski stanowiły same pralki.
---
Jednak udało się. Ożeniłem się z Dorotą i za moje oszczędności kupiliśmy mały domek z obserwatorium na strychu. Byłem niesamowicie szczęśliwy a pamięć przeszłości powoli się rozmywała. Mogliśmy teraz co noc siedzieć w miękkich fotelach małego obserwatorium i patrzeć w gwiazdy popijając wino. Znów mogłem przy śniadaniu czytać w spokoju Przegląd Astronomiczny.
Dorota czytała Świat Kobiet.
Warszawa 1999
www.rafalkosik.com