Na prezesurę Andrzeja Urbańskiego w telewizji publicznej można patrzeć różnie i sam nie szczędziłem mu w swoich tekstach ostrych słów, m.in. za nierozprawienie się z czerwonym układem wciąż rządzącym na korytarzach w gmachu na ul. Woronicza w Warszawie, czy za niedopuszczanie do emisji doskonałych filmów dokumentalnych Aliny Czerniakowskiej.
Na pierwszy ogień poszła "Linia Specjalna" robiona pod kierunkiem Anity Gargas. Audycja była niewygodna z punktu widzenia telewizyjnych decydentów. Śmiała pokazywać korupcję, dostatnie życie ubeków i esbeków, a więc tematy nie do przyjęcia dla środowiska kumpli Sawickiej i "narodowo-chłopskich" przeciwników lustracji i rozprawiania się z "układami".
Istota leży zupełnie gdzie indziej. Film jest "nieprawomyślny politycznie". Działaczki związkowe mówią w nim bez ogródek, że obecna Polska nie jest tą, o którą walczyły, krytykowany jest także "okrągły stół" i "dogowor" tzw. elit "Solidarności" z komunistami. Ale Zarębski to twórca niepokorny i postanowił zrobić film prawdziwy, na którego pokazy, m.in. pod patronatem "Naszej Polski", przychodziły setki osób. Jednak na prawdę w obecnej telewizji (i nie tylko) nie ma miejsca. Liczy się, by jak największą oglądalność miała "propagandówka" Tomasza Lisa, dla zapewnienia której przesunięto na późniejszą porę emisję filmów z Jamesem Bondem. A wydawało się, że 007 nie przegra z nikim... |
FARFAŁ ZDOLNIE STEROWANY.
Gdy przed trzema tygodniami w tekście GRA napisałem, że za działalnością znienawidzonego przez „salon” Farfała stoi Platforma Obywatelska, teza ta spotkała się z żywiołową reakcją wszelkiej maści funkcyjnych „blogerów” i bezrozumnych krzykaczy, oskarżających autora o kolejną „teorię spisku”. Napisałem wówczas, że „Prowokacja, której jesteśmy świadkami, nie mieści się w arsenale metod politycznych i jestem głęboko przekonany, że jej autorów należy poszukiwać wśród „zaplecza” PO, związanego ze specsłużbami i agenturą”. Twierdzenie to musiało okazać się boleśnie trafne, na tyle, że niektórzy z uczestników „dyskusji” stracili trzeźwość umysłu i dystans do spraw służbowych, a nawet posunęli się do stosowania żałosnych gróźb. I choć należało zdawać sobie sprawę z preferencji, jakie zaplecze Platformy wiąże z zawłaszczeniem mediów publicznych, to ówczesna reakcja oddelegowanych na S24 „blogerów” była zaskakująco gwałtowna i mogła świadczyć, że operację „Farfał” rozgrywa nie byle jaka persona.
Wczorajsza informacja „Dziennika” w pełni potwierdziła zasadność podejrzeń, że p.o. prezesa TVP Piotr Farfał wykonuje dobrą robotę na rzecz Platformy, a jego działania są zamierzone i sterowane przez głównego „rozgrywającego” na linii politycy - służby - Grzegorza Schetynę.
W artykule Marcina Graczyka i Anny Nalewajk czytamy bowiem - „Pewne jest jedno: prezesa Farfała łączą bliskie relacje z człowiekiem będącym prawą ręką Schetyny"- podkreśla nasz rozmówca. Chodzi o wiceministra MSWiA Tomasza Siemioniaka.
Jak dodaje inna z osób z TVP, kontakty kojarzonego z LPR prezesa telewizji z wiceministrem z PO rozpoczęły się już w grudniu, zaraz po zawieszeniu starego zarządu telewizji. Potwierdza to zresztą jeden z zawieszonych wiceprezesów. "O tym, że za całym przewrotem stoją Platforma Obywatelska i Tomasz Siemoniak, wiedziałem od dawna" - przyznaje w rozmowie z nami Sławomir Siwek.”
Nie może zaskakiwać informacja, iż kontakty Farfała z wiceministrem z PO rozpoczęły się w grudniu, zaraz po zawieszeniu starego zarządu telewizji. Trzeba pamiętać, że koncepcja działania Farfała została przygotowana podczas tajnego spotkania Romana Gierycha z politykami Platformy właśnie w grudniu, o czym pod koniec roku donosiły media. „Dorżnęliśmy watahę w telewizji" - meldował Giertych Sikorskiemu, nie kryjąc wówczas zamiarów, jakie postawił przed sobą układ.
Nie jest również zaskakujące, że nadzorcą posunięć Farfała okazuje się Grzegorz Schetyna. Tylko ktoś, kto nie zna lub nie rozumie treści zeznań Andrzeja Czyżewskiego na temat „mafii paliwowej” i nie chce pamiętać, że nazwisko Schetyny pojawia się wśród stałych bywalców wrocławskiej „wilii Baraniny”, może uważać tego człowieka za tzw. polityka, a jego obecne działania oceniać w kategoriach politycznych. Nie przypadkiem, nad zeznaniami Czyżewskiego, złożonymi w trakcie śledztwa komisji „orlenowskiej” zapadła natychmiast głucha cisza.
Na uwagę natomiast zasługuje osoba „łącznika”, bezpośrednio sterującego działaniami Farfała. Tomasz Siemoniak - to „człowiek Schetyny” z Wałbrzycha, którego kariera jest wzorcową ilustracją powstawania nomenklatury IIIRP. Trafną ocenę działalności, tego byłego działacza NZS-u, a potem KLD i Unii Wolności znajdziemy w artykule z tygodnika „Nowe Państwo”, z roku 1996:
„Nurt liberalny NZS od początku odnosił się krytycznie do programu dokończenia rewolucji solidarnościowej. Dla nich liczy się liberalizm, zarabianie pieniędzy i wchodzenie do Europy - komentował Tomasz Prus z Uniwersytetu Warszawskiego, jeden z liderów NZS PK w 1993. Przykładem, jak daleko liberalni enzetesowcy odeszli od antykomunistycznych korzeni Zrzeszenia jest Tomasz Siemoniak, nowy dyrektor I Programu TVP. Tomasz Siemoniak w latach 1988-1992 był działaczem NZS SGPiS, w okresie 1991-1992 skarbnikiem Komisji Krajowej NZS. Dzisiaj uczestniczy w zamachu bloku SLD-PSL-UW na niezależne kierownictwo TVP. W pierwszym wywiadzie po nominacji Tomasz Siemoniak zaatakował telewizyjna publicystykę i "WC Kwadrans" za prawicowe odchylenie”.
Niewiele jest chyba stanowisk publicznych, których ów omnibus by nie piastował. W latach 1994-1996 pracował w TVP, pełniąc funkcje dyrektora Biura Oddziałów Terenowych oraz dyrektora Programu 1. W 1997 roku był koordynatorem programu Media i Demokracja w Instytucie Spraw Publicznych. W latach 1998-2000 sprawował funkcję dyrektora Biura Prasy i Informacji Ministerstwa Obrony Narodowej, natomiast od 1998 do 2002 roku pełnił obowiązki wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej Polskiej Agencji Prasowej. W latach 1998-2000 uzyskał mandat radnego Gminy Warszawa Centrum i pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Kultury Rady Gminy Warszawa Centrum. Następnie, od grudnia 2000 do lipca 2002 roku był wiceprezydentem Warszawy; a - od listopada 2006 do listopada 2007 roku - pełnił funkcję wicemarszałka w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. Poza tym w latach 2002-2006 zasiadał w Zarządzie Polskiego Radia w Warszawie. Warto przypomnieć, że stanowiska w zarządach PR, politycy Platformy zawdzięczali wówczas poparciu takich person jak Włodzimierz Czarzasty. Towarzysz Czarzasty sam wspominał przed rokiem: „Między innymi przy moim poparciu członkiem zarządu Radia Gdańsk był Sławomir Nowak, zarządu Polskiego Radia - Tomasz Siemoniak, a dyrektorem 1 Programu Polskiego Radia - Rafał Jurkowlaniec. Pod tym względem tłumaczenie Iwony Śledzińkiej-Katarasińskiej, że PO jeszcze cnoty nie straciła, jest na tyle prawdziwe, że nigdy jej nie miała.”
Po objęciu władzy przez obecny układ rządowy, Siemioniak został powołany na zastępcę szefa MSWiA Grzegorza Schetyny, z rangą sekretarza stanu. Do jego zadań miało m.in. należeć przygotowanie.... „programu antykorupcyjnego” Platformy.
„Siemoniak współpracował z byłym prezydentem Warszawy Pawłem Piskorskim wiele lat. - To nie najlepsza rekomendacja, jeżeli oni naprawdę się przyjaźnią, bo Piskorski teraz świadomie rozdaje ludziom takie uściski - skomentowała w roku 2007 nominację Siemioniaka Julia Pitera.
W roku 2006 Semoniak dał się poznać jako autor tzw. raportu Platformy - "Media publiczne według koalicji rządowej" , o którym PO wolałaby zapewne szybko zapomnieć, skoro usunęła nawet jego treść ze swojej strony internetowej. W raporcie znalazły się zarzuty dotyczące dominacji partii rządzących w mediach oraz opisano rzekome naciski polityków na dziennikarzy. Szefowie mediów publicznych uznali wówczas główną tezę dokumentu za fałszywą, bo opartą na faktach niezweryfikowanych u źródeł. Dziennikarze, których nazwiska pojawiły się w dokumencie, domagali się przeprosin i zagrozili pozwami sądowymi. W imieniu Platformy przeprosił za raport Jan Rokita, mówiąc, iż było w nim napisanych „bardzo wiele niestosownych rzeczy”.
Może warto przypomnieć styl Siemoniaka z owego raportu, by zrozumieć, jakim poświęceniem dla swojego pryncypała odznacza się działacz Platformy, gdy jest zmuszony obecnie spotykać się z Farfałem „gdzieś na mieście”:
„Rady Nadzorcze konstruowano na zasadzie partyjnych parytetów, lojalności wobec partyjnych mocodawców i koneksji towarzysko- rodzinnych. O rodzinę rzecz jasna szczególnie zadbała Liga Polskich Rodzin, a o "towarzystwo" Samoobrona. Prawo i Sprawiedliwość mając nieco bogatsze zaplecze kadrowe zadawala się promowaniem aktywistów partyjnych. Ów partyjno-towarzysko-rodzinny mechanizm przełożył się na skład zarządów nadawców publicznych. Swoistym alibi dla Prawa i Sprawiedliwości mogłaby być postać Prezesa TVP SA - Bronisława Wildsteina, który na pewno nie jest czynnym aktywistą partyjnym, a na pewno był niezależnym publicystą. Niemniej trudno zapomnieć, że swoją funkcję objął nie w wyniku np. konkursu, lecz po bezpośredniej rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim, wówczas "tylko" prezesem PiS. Tak jak i trudno nie zauważyć, że towarzyszą mu w zarządzie m.in. Piotr Farfał (LPR), zaledwie 28-letni prawnik, który we wczesnej młodości zasłynął parafaszystowskimi publikacjami, Anna Milewska (Samoobrona), wcześniej członek Rady Nadzorczej TVP SA z nadania SLD czy Sławomir Siwek, związany z PiS od czasu Porozumienia Centrum”.
Myślę, że właśnie udział Siemioniaka - człowieka który piętnował rzekome upolitycznienie mediów za czasów PiS-u, - w obecnej „grze Farfałem”, stanowi najbardziej symptomatyczny objaw cynizmu ekipy Platformy. Cała kariera Tomasza Siemioniaka, to niemal klasyczny przykład przekraczania wszelkich poziomów kompetencji i budowania pozycji dzięki zbiegom okoliczności, układom bizesowo-towarzyskim i przynależności partyjnej. Nietrudno domyślić się, że ktoś, kto pełnił tak wiele i tak różnorodnych funkcji w IIIRP - naprawdę - nie miał kwalifikacji do zajmowania żadnej z nich.
Niewątpliwie pan Siemioniak potrafi dbać o własne interesy. Jak wynika z treści jego oświadczeń majątkowych jest właścicielem trzech mieszkań, przeznaczonych na wynajem. I choć kwoty kredytów, jakie ciążą na działaczu PO mogą przyprawić o ból głowy, to przecież stałość państwowej kariery daje gwarancję godziwych zarobków.
Zdziwiłem się natomiast, że w żadnym z oświadczeń majątkowych Siemioniaka, nie znalazła się wzmianka, iż w trakcie wykonywania obowiązków wiceministra był członkiem zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Przyszłość Mediów. Czy stało się to przez zapomnienie, czy też pan Siemioniak nie przywiązywał wagi do tej działalności?
MSPM - jak sami o sobie piszą - „skupia ludzi, którzy pragną dyskutować nad tym, jak działają i jak mogą się rozwijać media. Jaki jest ich wpływ na nasze indywidualne i społeczne życie, jaki może być nasz wpływ na media oraz za ich pośrednictwem na innych ludzi. Chcemy nie tylko analizować działanie mediów, ale przyczyniać się do tego, aby służyły jak najlepiej przenoszeniu wartości kultury i humanizmu w nowoczesnym społeczeństwie”.
Wśród członków - założycieli znajdziemy nazwiska, z których każde gwarantuje „oczywistą apolityczność”, wysoką kulturę i humanizm - Witolda Beresia, Konstantego Geberta, Jana Kidawę-Błońskiego, ks.Andrzeja Lutra i wielu innych, a wśród nich - Tomasza Siemioniaka. Stowarzyszenie prowadzi ożywioną działalność, organizując corocznie festiwale „Sztuka Dokumentu”. W tym roku „Festiwal multimedialny przy Trakcie Królewskim w Warszawie” odbędzie się pod wzniosłym hasłem „ Rok 1989 w Europie. Wolność - Media - Demokracja”, a jego partnerem będzie m.in. Urząd m.st. Warszawy. Mając na uwadze nazwiska założycieli Stowarzyszenia, można mieć pewność, że na festiwalu zostaną zaprezentowane jedynie słuszne i zgodne z historiozofią IIIRP produkcje. Tym bardziej należy się dziwić, że Tomasz Siemioniak nie zechciał pochwalić się swoim członkostwem w zarządzie MSPM.
Myślę, że po ujawnieniu przez „Dziennik” związków Farfała z Siemioniakiem, trudno będzie bronić „cnoty” PO przed zarzutem prowadzenia cynicznej, wyniszczającej publiczne media gry, obliczonej na zdezawuowanie PiS-u i zdobycie akceptacji dla ustawy medialnej. Autorzy artykułu, przytaczają na zakończenie słowa jednego z kolegów Siemioniaka, który bez ogródek mówi:
„Proszę się nie dziwić. Nam Farfał w TVP w jakiś sposób jest na rękę. Jeśli w czasie wyborów do Parlamentu Europejskiego wszechpolacy będą robić na siłę kampanię LPR, to przecież odbiorą głosy PiS, a nie nam. Nie mamy więc powodów do narzekań".
Jestem niezmiernie ciekaw - jak na tę informację zareagują dziennikarze i publicyści, organizujący medialne akcje w obronie zwalnianych kolegów i gromko potępiający „faszystę” Farfała? Czy świadomość, że za jego plecami działają światli liberałowie z PO, będzie miała wpływ na ocenę dalszych dokonań p.o. prezesa TVP, czy też może, w najbliższych dniach będziemy świadkami gwałtownego wychodzenia z tej całkiem udanej kombinacji operacyjnej?
Aleksander Scios
CENZURA JEST ŚWIADOMYM WPROWADZANIEM W BŁĄD POPRZEZ SELEKTYWNY DOBÓR MASOWO ROZPOWSZECHNIANYCH INFORMACJI, ZGODNY Z KRYTERIUM KORZYŚCI PODMIOTU MANIPULACJI.
Taki sposób manipulacji wywołuje ¦ zarówno w przypadku cenzury państwowej jak i niepaństwowej ¦ efekt ograniczania i pogwałcania dwóch podstawowych swobód demokratycznych: prawa do informacji oraz prawa do jej rozpowszechniania. Przytoczona definicja jest w zasadzie identyczna z tym, co należałoby rozumieć pod pojęciem kłamstwa. Kłamstwo odróżnia bowiem od cenzury zasięg jedynie oraz sposób wprowadzającego w błąd oddziaływania, jak również technika rozpowszechniania. Kłamstwo tradycyjnie więc przypisywać będziemy indywidualnym działaniom jednostek, podczas gdy cenzurę wiąże się w powszechnym odczuciu z formą zorganizowanego działania, najczęściej jakiegoś urzędowego organu lub instytucji państwowej.
KŁAMSTWO wprowadza w błąd informując, iż: zdarzyło się coś, co się nie zdarzyło lub na odwrót, że: nie zdarzyło się coś, co się zdarzyło. PRAWDA SELEKTYWNA zaś sugeruje, poprzez odpowiednio dobrane (wyselekcjonowane) i u p o r z ą d k o w a n e prawdy cząstkowe, że zdarzyło się coś, co się nie zdarzyło lub na odwrót (tu wystarczy samo przemilczenie). Można w ten sposób (formalnie nie kłamiąc) zmanipulować np. relację o nieudanej (lub udanej - o ile nie wspomnimy o rezultacie) operacji serca, by chirurg „wypadł” na sadystycznego mordercę.
DEFINICJA - głos do debaty o wolności mediów - Tomasz Strzyżewski
Słowo CENZURA zaliczyć można do typu pojęć, które choć pojawiają się w naszej świadomości, to jedynie jako wyobrażenia nad wyraz mgliste, nadal pozostające w stadium predefinicyjnym. W kolejną fazę poznania słowo to nawet nie zamierza wkroczyć, pozostając w kręgu potocznych, choć w istocie ¦ ze względu na ich ontologiczną zawartość ¦ abstrakcyjnych określeń przeciwstawnych (par aspektowych), takich jak: kłamstwo-prawda, ból-przyjemność, zło-dobro, piękno-brzydota, czy miłość-nienawiść. Jest tak dlatego, że w znaczeniu potocznym (powszechnym odczuciu) odnoszą się one zarazem do funkcji biologicznych, bardzo podstawowych dla zachowania życia osobniczego oraz jego rozwoju (ewolucji). Inaczej mówiąc kojarzą się takie słowa z wypełnianiem czynności, postrzeganych obrazowo i regulowanych przez… silne odruchy. W związku z tym instynktownie „wiemy”: JAK się kłamie, JAK osiąga się przyjemność, czy też JAK się kocha, pragnie lub czuje - nie interesując przy tym wcale, CZYM jest to „coś”, w imię czego - tak a nie inaczej postępujemy.
A nie wiemy tego nie z powodu własnej głupoty bynajmniej, lecz tylko (lub głównie) z braku zainteresowania. Czyż kopulujące zwierzę potrzebuje wiedzieć, czym jest rozmnażanie, by do zapłodnienia doprowadzić? Czy samica antylopy, broniąca cielaka przed drapieżnikami, musi rozumieć, czym jest macierzyńska miłość, by z jej nakazu ryzykować własne życie? Podobnie i my, gdy siłą ewolucyjnego rozpędu w błąd wprowadzamy swe otoczenie, nie odczuwamy potrzeby zgłębienia sensu kłamstwa. Podobnie też cenzurujemy, nie myśląc o żródłach tego odruchu. Ów brak zainteresowania dla własnych bezwiednych „autoczynności” do tego stopnia jest wszechobecny, że w encyklopediach pod hasłem „cenzura” odnaleźć można nie DEFINICJĘ CENZURY, lecz opis jednego zaledwie współelementu, składającego się na... c z y n n o ś ć cenzorską.
Na pytanie reżysera Grzegorza Brauna (niesłyszalne ¦ taka bowiem jest konwencja jego dokumentu) w filmie „Wielka ucieczka cenzora” oraz Krystyny Mokrosińskiej prowadzącej dyskusję po jego telewizyjnym pokazie: - „Co to jest cenzura?” - nikt, dosłownie nikt z zapytanych (zarówno tych anonimowych z zaciemnionymi twarzami, jak i tych z twarzami oświetlonymi) nie potrafił sensownie odpowiedzieć. Film, o którym mowa, nakręcony został w kwietniu 1999 roku (m.in. w moim sztokholmskim mieszkaniu) i w dniu 15 grudnia tegoż roku zaprezentowany w programie drugim TVP. Przedstawia on dzieje praktyk cenzorskich w mediach peerelowskiej epoki, ze szczególnym uwzględnieniem działalności ich zinstytucjonalizowanej nadbudówki, czyli Głównego Urzędu Kontroli, Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie, oraz rozmowy prowadzone przez reżysera z ludźmi, ktorzy byli - w ten czy inny sposób - z urzędem tym związani: znanymi przedstawicielami reżimowych elit w mediach; dziennikarzami, redaktorami, pisarzami - tak jak dawniej, tak i obecnie wykonującymi gros zabiegów cenzorskich (starając się jednak przy ich pomocy skryć teraz, czyli ocenzurować swą niechlubną przeszłość) a także i rozmowy z samymi dawniejszymi radcami - cenzorami z GUKPPiW.
Cytat Jan Pawła II "Naród, który nie może nawiązać do dziejów, który nie może wypowiedzieć się zgodnie z własną duchowością, jest narodem niewolniczym. Naród, który odcina się od historii, który się jej wstydzi, wychowuje młode pokolenie bez powiązań historycznych, podcina korzenie własnego istnienia”.
Głos należy do Ministra Skarbu
Podczas ostatniego posiedzenia Senatu (29-31 lipca br.) senatorowie obradowali m.in. nad sprawozdaniem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za 2008 r. Gruby tom, który otrzymaliśmy, uświadamia ogrom pracy, jaką ustawodawca złożył na barki tej instytucji. W sprawozdaniu można zauważyć pogarszającą się sytuację dotyczącą etyki w mediach w naszym kraju. Świadczy o tym bodaj ogromna liczba skarg, jakie wpłynęły do Krajowej Rady od społeczeństwa. Podpisało te skargi ponad dwanaście tysięcy osób. Skargi dotyczyły głównie nieprzestrzegania przez media komercyjne wartości - nazwijmy je wartościami duchowymi. Liczne skargi kierowane do Krajowej Rady dotyczyły emitowania treści zagrażających prawidłowemu rozwojowi dzieci i młodzieży. Widzowie uznali za szkodliwe pokazywanie brutalnych scen, a także treści pornograficznych emitowanych w czasie do tego niedozwolonym. Z kolei w stosunku do mediów publicznych w skargach domagano się realizowania przez nie ustawowych powinności, czyli misyjności mediów publicznych.
Piszę o tym, ponieważ bodaj na tej podstawie można potwierdzić wagę Krajowej Rady, która jest w naszym kraju jedyną instytucją, która może upomnieć i ukarać nadawców za naruszenia przepisów regulujących np. ochronę małoletnich widzów. Ale przed Krajową Radą są obecnie zadania znacznie poważniejsze: musi przygotować ustawy wprowadzające nadawców do naziemnej telewizji cyfrowej. Już w 2011 r. programy naziemnej telewizji cyfrowej będzie można odbierać w całej Polsce, co oczywiście nie oznacza, że każdy odbiorca będzie miał odpowiedni odbiornik czy dekoder, a także że będzie przygotowany do swoistej rewolucji cyfrowej w mediach, bo to wymaga upowszechnienia umiejętności korzystania z mediów cyfrowych.
Bardzo ważną sprawą w sprawozdaniu stała się kryzysowa sytuacja w finansowaniu mediów publicznych w związku z gwałtownym spadkiem wpływów z opłat abonamentowych. W tym roku oznacza to kolejny spadek o 30 proc. Z pewnością jest to spowodowane zapowiedziami premiera Donalda Tuska oraz polityków Platformy Obywatelskiej likwidacji abonamentu. Z tego powodu wręcz należy mówić o zaplanowanym przez PO zamachu na media publiczne. Powód? Z jednej strony chodzi o gigantyczne pieniądze z reklam, a z drugiej - o dusze i myślenie Polaków. Przypomnę, że reklamy - to obecnie około 7 miliardów zł rocznie. W najbliższych pięciu latach rynek reklamowy osiągnie niebagatelną wartość 12-15 miliardów zł rocznie. Blisko połowę tej kwoty, jak dotąd, ściągają jeszcze silne media publiczne w Polsce. Drugą połową tej kwoty dzielą się prywatne grupy medialne, które, co chyba zrozumiałe, są zainteresowane zmarginalizowaniem mediów publicznych w naszym kraju. PO im w tym pomaga, odwdzięczając się za przychylność. I to jest jedna z przyczyn planowego zamieszania w mediach.
A druga sprawa, wiadomo: kto ma media, ten ma władzę. Kto ma dzisiaj media, ten może swobodnie kształtować idee ludzkie, rozwiązania polityczne, może kreować fikcyjne zdarzenia, autorytety, wzory zachowań, nierzadko całkowicie sprzeczne z powszechnym przekonaniem, obyczajowością oraz kulturą. To z tego powodu politycy PO najpierw uderzyli w podstawy finansowe mediów publicznych, zapowiadając zniesienie abonamentu, a następnie uchwalili tzw. ustawę medialną, zawetowaną przez prezydenta, która mogłaby całkowicie zaburzyć dotychczasowy porządek zarówno w działaniu Krajowej Rady, jak i rynku mediów. Pomóc miał w tym scenariuszu obecny prezes TVP Piotr Farfał, który dzięki zręcznej grze i politycznemu poparciu PO wyrósł na jedynowładcę w tej instytucji (gdyby PO chciała pozbyć się prezesa Farfała, mogłaby to już dawno uczynić). Jednak działania ministra skarbu Aleksandra Grada potwierdzają, że nikomu z rządu nie zależy na tym, by media publiczne w Polsce funkcjonowały na wysokim poziomie.
Ale, o dziwo, stał się „cud”. Krajowa Rada w przeddzień posiedzenia Senatu wybrała po ośmiu członków nowych rad nadzorczych w TVP i Polskim Radiu. Obecnie po jednym przedstawicielu do każdej z nich musi wskazać Minister Skarbu. Jeśli nie wskaże, to znaczy, że chce nadal rządów prezesa Farfała. Tym sposobem legł w gruzach misterny plan PO, aby obciążyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego odpowiedzialnością za chaos w mediach. Plan był taki: Senat oraz Sejm głosami PO odrzucają sprawozdanie Krajowej Rady, więc decyzja o dalszym jej funkcjonowaniu byłaby w ręku prezydenta. Jeżeli prezydent nie odrzuciłby sprawozdania, byłby odpowiedzialny za dalsze rządy prezesa Farfała. Gdyby natomiast je odrzucił, Krajowa Rada zostałaby rozwiązana, a nową, oczywiście „apolityczną” Radę wybrałby obecny parlament, zdominowany przez PO.
Oskarża się PiS, że w sprawie rad nadzorczych dogadał się z lewicą, że wybrani członkowie w większości są ludźmi z klucza politycznego. Oto więc ich nazwiska. W TVP: Beata Kozłowska-Chyła (dr prawa, pracownik naukowy), Barbara Misterska-Dragan (ekonomistka, pracownik naukowy), Bogusław Piwowar (dziennikarz, wiceprezes BCC), Tomasz Szatkowski (prawnik), Bogusław Szwedo (członek poprzedniej RN TVP), Piotr Wawrzeński (członek poprzedniej RN TVP i szef IAR), Małgorzata Wiśnicka-Hińcza (dr nauk ekonomicznych), Krystyna Pawłowicz (prof. prawa). W Polskim Radiu: Bogdan Borkowski (prawnik), Janina Ross (b. szefowa rady nadzorczej TVP), Jarosław Hasiński (specjalista w zakresie nowych technologii radiowo-telewizyjnych), Piotr Jagiełło (członek b. rady nadzorczej PR), Grzegorz Kołtuniak (absolwent organizacji i zarządzania), Andrzej Liberadzki (doradca medialny premiera Jerzego Buzka), Radosław Potrzeszcz (prawnik) oraz Tomasz Sieniutycz (specjalista od reklamy).
Nie wolno dopuścić do upadku mediów publicznych, które, choć nieudolnie, pełnią ważną misję mecenasa kultury, rolę komunikatora w społeczeństwie, są gwarantem wolności słowa i wypowiedzi, prezentują wszystkie nurty społeczne, religijne czy polityczne. Przyglądajmy się teraz, kiedy i kogo wybierze do rad nadzorczych minister Grad.
Czesław Ryszka
Gangsterzy i dziennikarze
W Polsce działają 382 organizacje przestępcze. W ciągu ostatniego roku mafia w Polsce urosła w siłę, rozbudowała swoje struktury aż o 35 procent. Gangsterzy kupują restauracje, grunty, zakładają firmy, wchodzą w świat finansjery. Informacje te pochodzą z najnowszego raportu Centralnego Biura Śledczego, do którego dotarł dziennik "Polska". W 2008 r. Główny Inspektor Finansowy zawiadomił prokuraturę o 246 podejrzanych operacjach prania pieniędzy w Polsce o wartości miliarda złotych. Mafia, która steruje ludźmi ze świata finansjery, może także stać za gwałtownym spadkiem polskiej waluty. Duże międzynarodowe grupy przestępcze mogą spekulować na obniżenie wartości złotego i mieć związki z aferą o opcje walutowe.
- Nikt się jednak specjalnie raportem CBŚ nie przejął i jego informacje przeszły bez echa. Wciąż bardzo głośno było za to o Kazimierzu Marcinkiewiczu. Choć już tu i ówdzie dominował ton krytyczny, a Stanisław Janecki z "Wprost" (nr 10) napisał, że "Kazimierz Kichot i jego Isabel Dulcynea to nieźli artyści", zaś ich historia "modelowo kiczowata" i "doskonale zagrana" "odciąga od pytań o to, co właściwie robi Kazimierz Marcinkiewicz w banku Goldman Sachs".
- Jednak gdy "Super Express" doniósł o tajemniczych wizytach Marcinkiewicza w Ministerstwie Skarbu Państwa u Aleksandra Grada w związku z prywatyzacją Polskiej Grupy Energetycznej, zapanowała dziwna cisza. "'Super Express' podał tę informację o siódmej rano i co? Poza kilkoma blogami, nic. Nikt się nie oburza, nie potępia, nie odcina (...). Gdzie specjalista od lepszego życia Polaków Tusk (...). A Julia Pitera, twarda i nieugięta pogromczyni korupcji?" - dziwił się na forum internetowym Salon24 Konrad Banachewicz i pisał dalej: "O dziennikarzach główno-nurtowych mediów nawet nie wspominam, bo jeśli istnieje jakaś skala zeszmacenia się zawodowego, większość z nich od dawna oscyluje w okolicach zera absolutnego. I mam takie dziwne wrażenie, że choćby nawet Kazio sprzedał wszystko, co wie (a jako były premier wie sporo) za parę kozaczków z metką, włos mu z głowy nie spadnie".
- Dziennikarze jednak nie bardzo mają czas i ochotę na tropienie zawikłanych i niebezpiecznych spraw polityków, gdyż sami tracą grunt pod nogami. Oto koniec projektu "Polska" (Passauer Neue Presse) w formie ogólnopolskiej. Od marca br. przestaje się ukazywać dziewięć z osiemnastu wydań tego dziennika. Powodem decyzji jest spadająca sprzedaż tytułów - informuje portal Wirtualnemedia.pl. Powodem decyzji spółki są topniejące wpływy reklamowe oraz spadająca sprzedaż tytułów "Polski". Według danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, w grudniu 2008 r. sumaryczna sprzedaż dziewięciu zamykanych wydań gazety wynosiła 9176 egz. (wszystkich tytułów pod marką "Polska" sprzedało się 321 554 egz.), a rok wcześniej - 17 806 egz. (359 237 egz.), co oznacza spadek prawie o połowę (w przypadku całego projektu wyniósł on tylko 10 proc.). Zamknięcie połowy wydań "Polski" wiązać się będzie z redukcją zatrudnienia w spółce.
- Stan alarmowy ogłoszono też w "Tygodniku Powszechnym". Redaktor naczelny ks. Adam Boniecki przyznaje, że w tak złej sytuacji finansowej pismo nie było jeszcze nigdy. Nie wiadomo, jak na panującą sytuację zareaguje ITI, jeden z właścicieli pisma mający od czerwca 2008 r. 56 proc. udziałów - m.in. właściciel stacji telewizyjnej TVN i portalu internetowego Onet.pl. Ksiądz A. Boniecki informuje, że ma pomysły na to, gdzie szukać pieniędzy: "Chcemy tworzyć dodatki tematyczne, na które będziemy zdobywali fundusze unijne i krajowe. Będziemy wydawali np. dodatek o wejściu do strefy euro". Zapytany ("Polska", 4 marca) o to, czy koncern ITI wycofuje się z "Tygodnika", odpowiedział: "Załamanie rynku medialnego dotyka wszystkich, także ITI znajduje się w takiej sytuacji, że o dofinansowaniu nie ma mowy". Redaktor naczelny, zapytany o profil tygodnika, odpowiedział, że "pismo ciągle ewoluuje". Ale, jak widać, chodzi tu o równię pochyłą... i to razem z ITI?
- Czyżby Polacy mieli dość jedynej i słusznej prawdy? Wszystko na to wskazuje. Przypomnijmy więc, że "Gazeta Wyborcza" już od grudnia ubiegłego roku redukuje zatrudnienie. Zwolnienia grupowe, jedne z największych w historii spółki Agora wydającej "Gazetę Wyborczą", mają poprawić sytuację finansową firmy. Do końca lipca br. ze spółki ma odejść blisko 300 osób, czyli ok. 7,5 proc. wszystkich zatrudnionych. Pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Jarosław Kurski wyraził w e-mailu skierowanym do zespołu nadzieję, że "trudne chwile jeszcze bardziej scementują zespół i że gestem szczególnej lojalności wobec 'Gazety' będzie przejęcie obowiązków odchodzących koleżanek i kolegów przez pozostałych". Jednak kolejna fala wypowiedzeń, która ma nastąpić w kwietniu br., nie budzi entuzjazmu, a w redakcji więdnie morale.
- Może sił doda jej Anatol Kaszpirowski, wracający na ekrany rosyjskiej stacji telewizyjnej NTW należącej do Gazpromu? Ten sławny przed 20 laty hipnotyzer i praktyk telemagii przez ostatnich 15 lat leczył w USA bogaczy z otyłości. "Wyborcza" i jej redaktorzy, którzy prowadzą ostatnio na swoich łamach akcję "Chudnijcie razem z nami!", mogliby znaleźć - podobnie jak utuczeni Amerykanie - szybką pomoc. Dyrektor programowy grupy radiowej Agora swoje planowane 22 kilogramy mógłby zrzucić, sadowiąc się w fotelu i odliczając: "Adin, dwa, tri...". A Janina Paradowska w TOK FM prowadziłaby relacje na żywo. Powodzenia!
Hanna Karp
Program 2 Polskiego Radia to antena pod każdym względem wyjątkowa i niepowtarzalna: muzyka klasyczna, folk, jazz, literatura piękna, publicystyka kulturalna wypełniają program codziennie przez dwadzieścia cztery godziny. W polskim eterze nie ma stacji, którą można by pomylić z Programem 2.
Dwójka odpowiada na coraz powszechniejszą dziś tęsknotę za radiem przyjaznym, zwracającym się do każdego słuchacza z szacunkiem i dostrzegającym w nim partnera. Nie stara się prześcignąć tempa, w jakim toczy się współczesne życie. Przeciwnie, zachęca do refleksji i odkrywania na nowo fundamentalnych wartości humanistycznych.
Co Program 2 ma w swej ofercie? Poranne i popołudniowe magazyny, w których muzyka przeplata się z informacjami kulturalnymi. Obszerne dyskusje i audycje publicystyczne z udziałem słuchaczy. Powieści w odcinkach, zróżnicowaną pod względem stylistycznym muzykę, od koncertów jazzowych, przez folk i prezentacje kultury ludowej po klasykę, awangardę i współczesną alternatywę. Tradycją jest codzienny, wieczorny koncert, a w soboty - opera. Późne godziny wieczorne i nocne to czas na audycje o tematyce bardziej wyspecjalizowanej, dotyczącej zarówno muzyki, jak literatury, filozofii i sztuki.
Program współpracuje z narodowymi instytucjami kultury. Transmitujemy koncerty z najważniejszych festiwali muzycznych, między innymi: „Warszawska Jesień”, „Pieśń Naszych Korzeni”, „Wratislavia Cantans”, „Sacrum Profanum”, „Misteria Paschalia”, „Chopin i jego Europa”, Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena oraz z Festiwalu Chopinowskiego w Dusznikach-Zdroju. Prezentujemy i komentujemy przebieg najważniejszych konkursów muzycznych. Popołudnia i wieczory wypełniają unikatowe nagrania koncertowe i transmisje z najważniejszych sal i teatrów operowych świata: Covent Garden i Royal Albert Hall, Metropolitan Opera, Carnegie Hall, Wiedeńskiej Opery i złotej sali Musikverein; relacjonujemy i recenzujemy życie muzyczne m.in. Paryża, Berlina, Mediolanu, Pragi. W Dwójce na własne uszy sprawdzamy brzmienie muzyki Mozarta w Salzburgu i Wagnera w Bayreuth. Jest to możliwe dzięki współpracy z Europejską Unią Nadawców (EBU) i prowadzonej przez Grupę Muzyczną EBU wymianie koncertów. Słowo „wymiana” oznacza również organizowaną przez Dwójkę promocję naszych wykonawców i polskiej muzyki w świecie - na antenach radiofonii publicznych Europy (BBC Radio 3, France Musique, RAI, radiofonie niemieckie), Stanów Zjednoczonych (National Public Radio), Kanady, Izraela, Australii i Japonii.
Od 1997 r. Dwójka organizuje dwa doroczne festiwale. „Nowa Tradycja” to święto muzyki tradycyjnej i folkowej, połączone z konkursem dla młodych artystów. Festiwal Muzyczny Polskiego Radia, poświęcony muzyce klasycznej, stanowi forum, na którym znana i nieznana muzyka polska ukazywana jest w kontekście nurtów europejskich i światowych. Na estradzie naszego studia koncertowego występują wszystkie radiowe zespoły. Ich działalność nagraniowa i koncertowa finansowana jest przez Program 2 Polskiego Radia.
Jesteśmy mecenasem młodych wykonawców, którzy reprezentują Polskę na międzynarodowych konkursach. Organizujemy koncerty i multimedialne przedsięwzięcia artystyczne.
Dwójka wiele uwagi poświęca literaturze, nie tylko w kontekście historycznym. Prezentujemy literackie debiuty, nowości wydawnicze, organizujemy konkursy na słuchowisko. W radiowym teatrze usłyszeć można najwybitniejszych aktorów wszystkich pokoleń.
Program 2 Polskiego Radia jest jedyną w Polsce radiową filharmonią, teatrem wyobraźni i źródłem informacji kulturalnych. Jest instytucją kultury o najszerszym audytorium i największym zasięgu, równorzędnym i cenionym partnerem radiofonii publicznych na całym świecie.
Skandal z ustawą medialną ! To co się wyprawiało podczas tzw. konsultacji społecznej w sejmie to istny cyrk. A zachowanie posłanki PO Iwony Katarasińskiej symbolizuje cały "cudowny świat" ekipy rządzącej...
Ale perełka tejże "konsultacji" była końcówka spotkania, można ja obejrzeć pod:
Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś złudzenia wobec tego co w Polsce ekipa u władzy wyprawia to jest naprawdę naiwny albo.....
Piotr Zarębski