Kolejny rozdział ff Jego głos [NZ]
Część trzecia:
Uchyliłam do połowy drzwi od łazienki i zaczęłam lustrować otoczenie w poszukiwaniu Edwarda. Nigdzie nie mogłam go dostrzec. Otworzyłam drzwi zupełnie i rozejrzałam się dokładniej. Łóżko było pościelone, a pokój wciąż skąpany w tej cudownej poświacie, którą zastałam tutaj po przebudzeniu. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak wcześniej. Za wyjątkiem Edwarda, którego nadal nie było w zasięgu mojego wzroku.
Nie miałam nic do zrobienia przed jego przyjściem. Jedyne, co mogłam zrobić to znaleźć dla siebie jakieś zajęcie. Rozejrzałam się ponownie po pokoju i mój wzrok padł na małą, skórzaną książeczkę, którą Edward czytał, kiedy spałam. Znowu spłonęłam rumieńcem, kiedy uświadomiłam sobie, że wpatrywał się we mnie pogrążonej we śnie.
Podeszłam do małego stolika ustawionego pomiędzy dwoma regałami z książkami i wzięłam do ręki książkę. Nie miała żadnego tytułu. Otworzyłam ją i zaczęłam przerzucać strony. Wszystkie były puste.
Zaczęłam przerzucać kartki po raz drugi, spodziewając się, że jedyne, co zobaczę to białe strony, aż nagle moją uwagę przykuła strona, przez którą przebijał obrazek. Zaczęłam kartkować książkę raz jeszcze, tym razem znacznie wolniej, wypatrując zamalowanej strony. Musiała przypominać jakąś fotografię, ale nie byłam pewna czy się nie mylę. I w końcu znalazłam ją.
To rzeczywiście była fotografia. Moja fotografia. Czarno - biała. Na zdjęciu stałam obok Charliego, obejmując go ramieniem i śmiejąc się. Nie mogłam oderwać wzroku od twarzy Charliego. Nie zauważyłam nawet, kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach, aż w końcu jedna upadła na fotografię i powoli ześlizgnęła się z powierzchni zdjęcia. Położyłam swoją dłoń na obrazku, w miejscu gdzie stał Charlie. Tak bardzo za nim tęskniłam.
Cofnęłam się myślami wstecz do dnia, w którym Edward przywiózł mnie tu pierwszy raz.
Pewnego śnieżnego dnia Charlie jak to Charlie postanowił, że podwiezie mnie do szkoły. Kłóciliśmy się okropnie na temat mojego wyjazdu z Forks. Powiedziałam mu, ze nie chcę wyjeżdżać i nalegałam, że muszę zostać. Charlie jednak podjął już decyzję o odesłaniu mnie do mamy. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak rozwścieczonego. Nalegał na to, ze muszę wyjechać i że na pewno będę tam dużo szczęśliwsza i będę miała znacznie większe możliwości. Oczywiście zdecydowanie odmówiłam. Zaczęliśmy na siebie wrzeszczeć tak głośno, że nie mogłam już rozróżnić jego głosu od mojego.
- Nigdzie nie jadę!
- Bello, jestem twoim ojcem i wiem doskonale, co jest dla ciebie najlepsze. I wyjedziesz stąd, czy ci się to podoba czy nie.
Zatkałam sobie uszy I zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach: - Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię! Chciałabym żebyś zniknął z mojego życia na zawsze!
Nagle samochód zaczął zjeżdżać z drogi i wykonał bardzo gwałtowny skręt. Wpadliśmy w poślizg na lodzie i uderzyliśmy w ogromne drzewo. Siła uderzenia była tak duża, że głowa Charliego uderzyła w kierownicę i stracił przytomność. To stało się tak szybko. Pamiętam krew wypływającą z jego głowy. Była wszędzie dookoła.
Otworzyłam drzwi od samochodu, wyskoczyłam na zewnątrz i zaczęłam krzyczeć o pomoc. Nikt nie odpowiedział. Wróciłam do samochodu i próbowałam ocucić Charliego.
- Charlie, ocknij się proszę, proszę!. - nie mogłam powstrzymać łez, które wodospadem spływały po mojej twarzy.
- Nie Charlie, nie możesz mnie zostawić, nie możesz, po prostu nie możesz mi tego zrobić. Proszę wróć do mnie. - krzyczałam tak głośno, ze mój głos zaczął odmawiać mi posłuszeństwa. Potem cichym szeptem powiedziałam do niego.:
- Przepraszam, przepraszam Charlie, tak bardzo Cię przepraszam, proszę wybacz mi, nie chciałam tego powiedzieć, proszę wróć do mnie.
Krew oblepiała moje dłonie i koszulę. Położyłam swoją głowę na ramieniu Charliego i zamknęłam swoje piekące od płaczu powieki. Po kilku chwilach otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że patrzę wprost w oczy Edwarda.
Stał pochylony przy innym drzewie, miał skrzyżowane nogi i ręce w kieszeniach. Jego oczy wyrażały ogromne rozczarowanie, ale nic więcej nie mogłam z nich wyczytać. Wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam wprost w jego ramiona.
- Edward, musimy coś zrobić, on umiera. Charlie umiera. Proszę pomóż mi! - zacisnęłam dłonie na jego koszuli i schowałam twarz w jego torsie. - Proszę, pomóż mi! - wyszeptałam w jego ramionach.
- Nie mogę. - odpowiedział mi bezbarwnym głosem. Podniosłam twarz i spojrzałam na niego przerażona.
- Jak to nie możesz? Przecież mnie uratowałeś. Dlaczego nie możesz go ocalić? Proszę Edwardzie, proszę!
- Czy to nie jest to, czego pragnęłaś? Żeby odszedł na zawsze?
- Nie, nigdy tego nie chciałam, nie miałam tego na myśli, przecież ja go kocham. - zaczęłam dostawać czkawki od płaczu.
- To jest jego czas Bello, nie ma nic, co mógłbym dla niego zrobić.
- Przecież wtedy też był mój czas, ale ty mnie uratowałeś.
- Tak i spójrz teraz na nas. Troska o ciebie zmieniła się dla mnie w pracę na pełny etat i nie mogę tego robić na dwa fronty. Przykro mi, jest już za późno.
- Nie musisz chronić go później tak jak mnie, po prostu uratuj mu życie ten jeden raz. Ten jeden jedyny raz, to wszystko o co Cię proszę Edwardzie. Proszę.
I wtedy powiedziałam jedno magiczne zdanie, którego miałam od tamtego momentu gorzko żałować.
- Zrobię dla Ciebie wszystko. - coś dziwnego przemknęło po jego twarzy kiedy wypowiedziałam te trzy słowa.
- Wszystko. - powiedział to w zamyśleniu. Nigdy wcześniej nie widziałam Edwarda zachowującego się w taki sposób. Zawsze był czarujący, pomocy, sympatyczny. Teraz zachowywał się jakby był kompletnie inną osobą.
- Zrobię wszystko. - powiedziałam ponownie.
Przesunął się do mnie bliżej i wyszeptał: - Moja.
- Co? - spojrzałam na niego przekrwionymi oczyma. Zobaczyłam rządze w jego oczach. Nigdy, przenigdy wcześniej nie widziałam Edwarda zachowującego się w ten sposób. Zrobiłam krok wstecz, ale Edward otocz mnie ramionami i przyciągnął do siebie bliżej. Pochylił się znowu i powiedział: - Jesteś moja.
Nie mogłam kontrolować swojego walącego serca i nierównego oddechu. -
- Zawsze byłam twoja. - wyszeptałam.
- Tylko moja. - popatrzyłam w jego złote oczy pytającym spojrzeniem.
- Jego głowa jest uszkodzona. Jeśli ocalę jego życie, nie będzie cię pamiętał. Nie będziesz istniała w jego wspomnieniach. Dzięki temu będziesz należała tylko do mnie. - byłam przerażona tym co powiedział.
To była najgorsza rzecz, jaka mogła mi się zdarzyć. Charlie, który mnie nie pamięta? To było prawie zbyt wiele do udźwignięcia. Jednakże wolałam ocalić jego życie niż ocalić pamięć o mnie.
Jednak coś ważnego zmieniło się w Edwardzie. Był teraz taki samolubny.
- Będę cię miał tylko dla siebie, nie będzie Charliego, Jessici, Mika, nikogo, będę tylko ja. Będziesz należała do mnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie będę mogła nigdy więcej zobaczyć się z żadnym z nich? Co z moimi przyjaciółmi, mam ich tak po prostu zapomnieć? I pozwolić im zapomnieć o mnie?
- Nie, po prostu powiesz im, ze postanowiłaś posłuchać rady Charliego I wyprowadzasz się do Arizony.
Pochyliłam głowę i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Płakałam tak bardzo, że moje nogi nie chciały już dłużej mnie wspierać. Poczułam ogromny ból w żołądku, tak duży, ze myślałam, że zacznę wymiotować. Osunęłam się na ziemię i schowałam swoją twarz w dłoniach.
Przekręciłam się na bok i zwinęłam swoje ciało w kulkę. Musiałam wyglądać strasznie żałośnie. Co gorsza czułam się dokładnie tak jak wyglądałam.
Poczułam jak Edward odrywa moje dłonie od twarzy. Szybko przytknęłam je z powrotem. Wtedy poczułam jak otacza moje skręcone ciało ramionami i sadza mnie na swoich kolanach.
- Proszę Cię Bello, obiecuję, ze nie będzie aż tak źle. Przecież będziesz ze mną. Czyż nie tego zawsze chciałaś?
- Niiieeeie wiiieeemmm. - moja czkawka była gorsza niż kiedykolwiek. Wtedy zdałam sobie sprawę, że teraz nie chodziło o mnie, teraz należało się skupić na Charlie'm. - Zrrooobięę… - musiałam przerwać i zaczerpnąć powietrza. - Zrobię to.
- Dobrze, a teraz śpij Bello, będę przy tobie, kiedy się obudzisz. - tylko tyle zapamiętałam z tego co do mnie mówił nim pogrążyłam się w głębokim śnie. Pozwoliłam Edwardowi zająć się wszystkim.
Od tego dnia Edward nigdy nie pozwolił mi wyjść na zewnątrz. Zawsze miał na mnie oko. Myślałam, że będzie chciał wrócić do siebie, do swojego domu, ale nigdy tego nie zrobił. Dlatego też jedyną okazją do wyjścia na zewnątrz była dla mnie ucieczka. Ale on zawsze wiedział kiedy znikałam. I zawsze mnie znajdował. Byłam więźniem. Mój czas wypełniało dbanie o jego dom i słuchanie szczegółów na temat życia mojego ojca i moich przyjaciół. I to jest miejsce, w którym znajduję się w tym momencie, to jest moje życie.
Ale Edward nigdy nie zrobił mi żadnej niespodzianki. Zważywszy na fakt, że wczorajszej nocy znowu uciekłam, powinien mnie zamknąć w izolatce.
Nie zdawałam sobie sprawy jak długo siedziałam i trzymałam w dłoniach zdjęcie mojego ojca. Pospiesznie zamknęłam książkę i odłożyłam ją na półkę, tak żeby Edward niczego nie zauważył.
- Wydawało mi się, że powiedziałem ci, Bello, że nie wolno ci dotykać moich rzeczy bez pozwolenia? - oho, właśnie nadeszła moja niespodzianka. Jego ton był poważny, ale kiedy spojrzałam w jego twarz, zauważyłam delikatny uśmiech błąkający się na jego ustach.
- Przepraszam, nie zrobię tego więcej. Po prostu upadła na podłogę i kiedy ją podnosiłam zauważyłam swoje zdjęcie i byłam ciekawa, co to takiego. - miałam nadzieję, że uwierzy w moje mizerne kłamstwo.
- Ah tak. Więc zamknięta książka upadla na podłogę dokładnie na tej stronie, którą chciałaś zobaczyć. - popatrzył na mnie spod uniesionych brwi czekając na kolejne wytłumaczenie.
- No cóż, wzięłam książkę, po tym jak upadła i przekartkowałam, ponieważ wyglądała dla mnie znajomo.
- Tak, więc książka nie otworzyła się na żądanej stronie, po prostu ją przejrzałaś. - uśmiechnął się i wydawało mi się, że z całych sił stara się powstrzymać atak śmiechu i rozbawienia, które były związane z moim krytycznym położeniem. Moja twarz przybrała barwę szkarłatu.
- Dobrze, teraz, kiedy już wiemy, że przejrzałaś książkę, pozostał do rozwiązania tylko jeden problem, jak to się stało, że książka upadła na ziemię? - spojrzał na mnie żeby zobaczyć czy odważę się odpowiedzieć na to pytanie nie robiąc z siebie kompletnej idiotki.
Poddałam się, nie było możliwości wygrania tej bitwy i on dobrze o tym wiedział.
- Wzięłam książkę i przekartkowałam ją żeby znaleźć to zdjęcie. Przepraszam, nie zrobię tego więcej. - spuściłam głowę ze wstydu.
Edward podniósł mój podbródek tak żeby moje znalazły się na wysokości jego wzroku i uśmiechnął się. - No dobrze Bello, w końcu mamy prawdziwą wersję i tak jest lepiej. To jest dokładnie to, co chciałam od ciebie usłyszeć i masz moje przebaczenie. - pocałował mnie w czubek głowy i odetchnął moim zapachem zanim mnie uwolnił. - Chodź, noc jest młoda i twoja niespodzianka czeka! - chwycił mnie za rękę i poprowadził do srebrnego Volvo. Moje oczy były dzikie z podniecenia.
Byłam na zewnątrz! I tym razem nie musiałam uciekać, po prostu wyszliśmy na dwór!. Jeśli to miała być moja niespodzianka, to byłam aktualnie super szczęśliwa.
- Wsiadaj Bello. - powiedział delikatnym głosem. - Jeżeli już teraz jesteś tak zachwycona, to myślę, że naprawdę spodoba ci się mój prezent. - wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy i pogrążyłam się w ekscytacji kiedy wyjeżdżaliśmy z garażu.