Thomas Stearns Eliot biografia i wiersze po pol i ang


Thomas Stearns Eliot

0x08 graphic
Thomas Stearns Eliot (ur. 26 września 1888 w Saint Louis w USA, zm. 4 stycznia 1965 w Londynie) - poeta, dramaturg i eseista. Urodzony w USA, został brytyjskim poddanym w roku 1927, w tym roku przeszedł na anglikanizm. Studiował na uniwersytetach w USA (Harvard), Anglii (Oxford) i Francji (Sorbona). Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1948. Od 1915 do 1922 żonaty z Vivienne Haigh-Wood, w 1957 poślubił Esmé Valerie Fletcher. Większość życia zawodowego przepracował w banku Lloyds w Londynie oraz w wydawnictwie Faber and Gwyer (później Faber and Faber).

Myśl polityczna

W poglądach politycznych Eliota silnie obecna jest krytyka demokracji parlamentarnej, którą oskarżał o zagubienie wartości moralnych. Politycy nastawieni są na zysk, utracili więź z tradycją, przez co zerwali więź ze społeczeństwem. Główna przyczyna zła tkwi jednak w wychowaniu. Eliot krytykuje system edukacyjny za narzucenie obcych wzorców, kształtowanie nadmiernego indywidualizmu, nierozwijanie w młodych ludziach postaw moralnych. Uważał więc, że konieczne jest odejście od XIX-wiecznej kultury demokratyczno-liberalnej i wprowadzenie ładu moralnego, powrót do tradycyjnych wartości chrześcijańskich.

Wybrane dzieła

Prufrock i inne spostrzeżenia (1917)

Wiersze (1919)

Święty gaj (1920)

Ziemia jałowa (1922)

Wiersze 1909-1925 (1925)

Podróż Trzech Króli (1927)

Pieśń dla Symeona (1928)

Animula (1929)

Popielec (1930)

Marina (1930)

Marsz triumfalny (1931)

Mord w Katedrze (1935)

Wiersze zebrane z lat 1909-1935 (1936)

The Cocktail Party (1950)

Jałowa ziemia - Grzebanie umarłych

1.Grzebanie umarłych

Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Wywodzi
Z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza
Pamięć i pożądanie, podnieca
Gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.
Zima nas otulała i kryła
Ziemię śniegiem łaskawym, karmiła
Maleńkie życie strawą suchych kłączy.
Zaskoczyło nas lato, idąc nad Starnbergersee
Rzęsistym deszczem. Chwila pod kolumnadą
I wyszliśmy na blask słoneczny, do Hofgarten,
Piliśmy kawę i rozmawiali godzinę.
Bin gar keine Russin, stamm' aus Litauen, echt deutsch.
Kiedy byliśmy dziećmi, w domu arcyksięcia,
Mego kuzyna, brał mnie na saneczki,
A ja się bałam. Mówił tak: Marie,
Trzymaj się, Marie. Pędziliśmy w dół.
O, w górach człowiek czuje się swobodny
Czytam nocami, w zimie jadę na południe.

Jakie korzenie tu tkwią, jakie gałęzie rosną
Z tych kamiennych rumowisk? O synu człowieka,
Rzec nie potrafisz ni zgadnąć, bo ty znasz jedynie
Stos pokruszonych obrazów, i słońce tam pali,
I martwe drzewo nie daje schronienia, ulgi świerszcz,
Ni suchy kamień dźwięku wody. Cień
Jest tylko tam, pod czerwoną skałą
(Wejdźże w ten cień pod czerwoną skałą).
Ja pokażę ci coś, co różni się tak samo
Od twego cienia, który rankiem podąża za tobą
I od cienia, który wieczorem wstaje na twoje spotkanie.
Pokażę ci strach w garstce popiołu.
Frisch weht der Wind
Der Heimat zu,
Mein Irisch Kind,
Wo weilest du?

„Dałeś mi hiacynty rok temu pierwszy raz.
Nazywano mnie hiacyntową dziewczyną.”
- Ale gdy wracaliśmy, późno, z Hiacyntowego Ogrodu
I miałaś pełne ręce, mokre włosy, ja nie mogłem już
Mówić i ćmiło mi się w oczach, i nie byłem
Żywy ani umarły. Nie wiedziałem nic,
Zapatrzony w serce światła, w ciszę.
Oed' und leer das Meer.

Madame Sosostris, słynna jasnowidząca,
Była dzisiaj przeziębiona, niemniej jednak
Jest znana jako najmądrzejsza z kobiet w Europie,
Z tą chytrą talią kart. Tutaj, powiada,
Jest pańska karta, utopiony Żeglarz Fenicki,
(Gdzie były oczy, perła lśni. Patrz!)
Tutaj jest Belladonna, Dama Skał,
Dama okoliczność.
Tutaj jest człowiek z trzema pałkami, a tu Koło,
A tutaj jednooki handlarz, a ta karta,
Która jest pusta, oznacza coś, co niesie na plecach,
Czego mi widzieć nie wolno. Nie znajduję
Wisielca. Zagraża tobie śmierć w wodzie.
I widzę tłumy ludzi, jak chodzą w kółko, w kółko.
Dziękuję. Gdyby pan widział kochaną Equitone,
Proszę powiedzieć, że horoskop ja sama przyniosę:
Musimy być w tych czasach tak ostrożni.

Nierzeczywiste Miasto,
Pod mgłą brunatną zimowego świtu
Tłum płynął po Moście Londyńskim, tak wielu,
Nie myślałem, że śmierć zniszczyła tak wielu.
Westchnienia, krótkie i nieczęste, rwały się im z ust,
Każdy oczy obracał w dół, do mokrych płyt,
Płynęli w dół i w górę po King William Street,
Aż tam, gdzie Święta Maria Woolnoth wybija godziny
Z dziewiątym uderzeniem, co ma głuchy dźwięk.
Tam zobaczyłem kogoś, kogo znałem,
I zatrzymałem go wołając: „Stetson!
We flocie razem byliśmy pod Mylae!
Ten trup, którego zasadziłeś zeszłego roku w ogrodzie,
Czy zaczął już kiełkować? W tym roku czy będzie kwitł?
Przymrozek nie zaszkodził? Dobrą ma kwaterę?
Och, trzymaj psa z daleka, to przyjaciel ludzi,
Bo grzebiąc, znowu na wierzch go wyrzuci!
Ty! Hypocrite lecteur! ... mon semblable! ...mon frere!”

Podróż Trzech Króli
Mroźna to była wyprawa,
W najgorszą porę roku
Na podróż, i to tak długą podróż:
Drogi trudne i ostry wiatr,
Najsroższy to czas zimy.
A wielbłądy w otarciach, kulejące, oporne,
Leżą w topniejącym śniegu.
Żałowaliśmy czasem
Tych letnich pałaców na stokach wzgórz, tarasów,
Jedwabistych dziewcząt z sorbetem.
Poganiacze wielbłądów klną, mruczą
I uciekają, i pragną swych trunków i kobiet,
I gasną nocne ogniska, i nie ma schronienia,
I miasta wrogie i nieprzyjazne osiedla
I wsie, choć brudne, biorą wysokie opłaty:
Ciężka była wyprawa.
W końcu woleliśmy iść przez całą noc,
Sypiać byle jak,
Z głosami brzmiącymi w uszach, mówiącymi,
Że to było głupie.

O świcie zeszliśmy do łagodnej doliny,
Mokro, niżej śniegu i zapach roślinności;
A tam płynący strumień i wodny młyn biją w ciemność,
Trzy drzewa na niskim niebie,
Stary siwy koń galopujący po łące.

Dotarliśmy do tawerny z liśćmi wina nad progiem,
Sześć dłoni w drzwiach otwartych gra o srebrniki w kości,
Nogi kopią puste bukłaki.
Ale nie było żadnych wieści, więc szliśmy dalej,
By przybyć wieczorem, w porę nie za wczesną
Znaleźć miejsce; to było (można rzec) pokutnicze.

Wszystko to było dawno temu, pamiętam,
Zrobiłbym to znów, ale ustalmy
To, ustalmy
To: wiodła nas ta droga do
Narodzin czy Śmierci? Narodziny,
To pewne, były. Widziałem narodziny i śmierć,
Myślałem, że się różnią; Narodziny
To ciężka i gorzka agonia, jak Śmierć, nasza śmierć.

Wróciliśmy do naszych krain, tych Królestw,
Ale teraz nie żyje się tutaj tak łatwo, jak kiedyś,
Pośród obcych ludów i ich bogów.
Powinienem chcieć innej śmierci.

T. S. Eliot - Animula
"Z ręki Boga wychodzi oto zwykła dusza"

Na równiny ziemi, gdzie odmiany światła i zgiełku,

W jasnośc i ciemnośc, chłód i żar, w wilgoc i suszę;

Rusza między nogi stolików i krzeseł,

Podnosi się i pada, chciwa igraszek i pieszczot,

Śmiało rzuca się naprzód i nagle strwożona

Chroni się za wspartą na kolanie dłonią,

Znów doznaje spokoju i odczuwa radośc

Z choinki co jaśnieje świateł aromatem,

Z wiatru i blasku słońca i morza;

Rozważa słoneczne wzory na posadzce

I jelenie co wokół srebrnej tacy skaczą:

Myli rzeczywiste i zmyślone,

Wierzy w karty, w królowe i królów,

W wyroki wróżek, nianiek opowieści.

Ciężkie brzemię, co dzień cięższe,

Dzień po dniu rani i dręczy;

Tydzień po tygodniu mocniej rani i udręcza

Imperatywem tego czym "złuda i realnośc",

Ułudne i prawdziwe, pragnienie i rygor.

Ból istnienia i snów narkotyki

Skręcają duszyczkę na ławce wykusza

Gdzie Encyclopaedia Britannica.

Z ręki czasu wychodzi oto zwykła dusza,

Samolubna, lękliwa, ułomna, bez siły,

Niezdolna do ataku, ani do odwrotu,

Strwożona żarem jawy, nie ufa dobroci,

Krwi natręctwu zaprzecza,

Cień własnego cienia, widmo we własnym mroku,

Zostawia bezładne kartki w gabinetu pyle;

Po raz pierwszy w ciszy - po wiatyku - żyje.

 

Módl się za Guierrieza, chciwego szybkości i potęgi,

Za Boudina, rozdartego w strzępy,

Za tego, który zrobił fortunę wielką,

Za tego, który znalazł własną drogę.

Za Floreta, co wśród cisów przez psy rozszarpany,

Módl się za nas dziś i w godzinę naszych narodzin.

T. S. Eliot - Aunt Helen
Miss Helen Slingsby was my maiden aunt,

And lived in a small house near a fashionable square

Cared for by servants to the number of four.

Now when she died there was silence in heaven

And silence at her end of the street.

The shutters were drawn and the undertaker wiped his feet--

He was aware that this sort of thing had occurred before.

The dogs were handsomely provided for,

But shortly afterwards the parrot died too.

The Dresden clock continued ticking on the mantelpiece,

And the footman sat upon the dining-table

Holding the second housemaid on his knees-

Who had always been so careful while her mistress lived.

T. S. Eliot - Cousin Nancy
Miss Nancy Ellicott Strode across the hills and broke them,

Rode across the hills and broke them--

The barren New England hills--

Riding to hounds

Over the cow-pasture.

Miss Nancy Ellicott smoked

And danced all the modern dances;

And her aunts were not quite sure how they felt about it,

But they knew that it was modern.

Upon the glazen shelves kept watch

Matthew and Waldo, guardians of the faith,

The army of unalterable law.

T. S. Eliot - East Coker (brak początku I końca)

II
Czy zwodziły nas,
Czy zwodziły siebie ciche odgłosy starców,
Dając nam tylko receptę na fałsz?
Pogodę - tylko rozmyślną tępotę,
Mądrość - jedynie wiedzę o matwych sekretach,
Bezużytecznych w mroku, w który spoglądali
Lub od którego odwracali oczy. Jest, jak się wydaje,
W najlepszym razie tylko przybliżona wartość
W wiedzy wynikłej z doświadczenia.
Wiedza narzuca wzór, i przez to spacza,
Gdyż wzór jest nowy w każdej chwili,
A każda chwila jest nową i szokującą
Oceną tego, czym byliśmy. I tylko nie zwodzi
To, co nas zwodząc nie może już szkodzić.
W środku, nie tylko w środku drogi,
Lecz na całej drodze: w środku lasu, w gąszczu jeżyn,
Na brzegu bagien, gdzie nie ma bezpiecznej piędzi ziemi,
Straszeni przez potwory i błędne ogniki,
Narażeni na czary. Nie chcę słyszeć
O mądrości starców, lecz o ich szaleństwie,
O ich lęku przed lękiem i szałem, lęku przed opętaniem,
Należeniem do kogoś drugiego, do innych albo do Boga.
Jedyna mądrość - którą możemy osiągnąć,
Jest mądrością pokory: pokora jest nieskończona.
Wszystkie domy zniknęły, zalało je morze.
I tancerze zniknęli, przykryło ich wzgórze.


III
O ciemno ciemno ciemno. Wszyscy odchodzą w ciemność,
W próżnię przestrzeni międzygwiezdnej, istoty puste w pustkę,
Kapitanowie, bankierzy, znakomici pisarze,
Hojni patroni sztuk, mężowie stanu i władcy,
Wysocy urzędnicy, prezesi rad nadzorczych,
Potężni przemysłowcy, drobni handlarze - wszyscy odchodzą w ciemność;
I gaśnie słońce i księżyc, i Almanach Gotajski,
I Gazeta Giełdowa, i Skorowidz Dyrektorów,
I stygnie rozum, i traci motywy działania.
I wszyscy podążamy z nimi w milczącym orszaku,
Na niczyim pogrzebie, bo grzebać nie ma kogo.
Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna i pozwól, by ciemność zstąpiła
na ciebie,
Bo będzie to ciemność Boga. Jak w teatrze -
Światła zostały zgaszone, by zmienić scenę
Z pustym dudnieniem kulis, z przesunięciem ciemności na ciemność;
I wiemy, że wzgórza i drzewa, daleka panorama
I dumna, imponująca fasada zostały uprzątnięte -
Lub jak w metrze, gdy pociąg zbyt długo stoi pomiędzy stacjami
I rozmowa narasta, a potem z wolna przechodzi w milczenie,
I widzisz poza każdą twarzą coraz głębszą pustkę
I wzrastające przerażenie - że nie ma o czym myśleć;
Lub pod narkozą, gdy umysł jest świadom, lecz świadom niczego;
Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna, czekaj bez nadziei,
Bo byłaby nadzieją niewłaściwych rzeczy; czekaj bez miłości,
Bo byłaby miłością niewłaściwych rzeczy; jest jeszcze wiara,
Lecz wiara, nadzieja i miłość - wszystkie są w oczekiwaniu.
Czekaj bez myśli, bo nie jesteś gotowa do myśli:
Tak że ciemność będzie światłem, a bezruch tańcem.
Szept wartkiego strumienia i zimowa błyskawica.
Dziki tymianek nie dostrzeżony i leśna poziomka,
Śmiech w ogrodzie, zachwyt zdwojony echem,
Nie utracony, lecz wymagający - wskazujący na udrękę
Narodzin i Śmierci.

Mówisz, że powtarzam
To co mówiłem uprzednio. Powiem to raz jeszcze.
Czy mam to powiedzieć jeszcze raz? Aby dotrzeć tam,
Aby dotrzeć tu, gdzie jesteś, aby wyruszyć stamtąd, gdzie ciebie nie ma,
Musisz iść drogą, na której nie ma ekstazy.
Aby dotrzeć do tego, czego nie wiesz,
Musisz iść drogą, która jest drogą niewiedzy.
Aby posiąść to, czego nie posiadasz,
Musisz oddać to, co posiadasz.
Aby dojść do tego, czym nie jesteś,
Musisz iść drogą, na której nie ma ciebie.
A to, czego nie wiesz, to jedyne, co wiesz
A to, co posiadasz, jest tym, czego nie posiadasz
A tam, gdzie jesteś - nie ma ciebie wcale.

IV
Jedynym zdrowiem jest choroba
Jeśli słuchamy konającej siostry,
Która nas nie chce zadowolić,
Lecz przypomina naszą i Adama klątwę:
Aby ozdrowieć, musimy umierać.

Ziemia jest naszym ogromnym szpitalem,
Który milioner zrujnowany wzniósł,
Gdzie każdy zdrowy umiera powoli
Wśród absolutnej ojcowskiej kontroli,
Która nas nie opuści, lecz w końcu wyzwoli.

Od stóp do kolan pełznie mróz
Gorączka śpiewa w mózgu zwojach.
Aby się ogrzać, muszę marznąć,
Dygotać w czyśćca lodowatych zdrojach,
Których różami płomień, a cierniami dym.

T. S. Eliot - Hysteria
As she laughed I was aware of becoming involved in her

laughter and being part of it, until her teeth were

only accidental stars with a talent for squad-drill. I

was drawn in by short gasps, inhaled at each momentary

recovery, lost finally in the dark caverns of her

throat, bruised by the ripple of unseen muscles. An

elderly waiter with trembling hands was hurriedly

spreading a pink and white checked cloth over the rusty

green iron table, saying: "If the lady and gentleman

wish to take their tea in the garden, if the lady and

gentleman wish to take their tea in the garden ..." I

decided that if the shaking of her breasts could be

stopped, some of the fragments of the afternoon might

be collected, and I concentrated my attention with

careful subtlety to this end.

Jałowa Ziemia - II. Partia Szachów

Krzesło w którym siedziała, jako lśniący tron
Łuną płonęło na marmurze, gdzie zwierciadło -
Wsparte słupami rzeźbionymi w kiście winnych gron
Z których złocisty wyglądał Kupido
(A drugi oczy ukrył za skrzydłami)
- Siedmioramiennych kandelabrów zdwajało płomienie,
By odbić światło w inkrustacjach stołu, skąd
Blask jej klejnotów szedł im na spotkanie
Z puzder z atłasu - w rozrzutnym nadmiarze.
W otwartych fiolkach z szkieł barwionych i słoniowej kości
Czaił się dziwny zapach sytentycznych perfum,
Maście, pudry i płyny - w niespokojnych i zwodzących
Woniach topiły zmysły; gdy wzbijał je wiew
Niosąc chłód od okna - wznosząc się -
Tuczyły złoty długi płomień świec,
I kładąc dym ich na plafonie
Mąciły deseń liści w kasetonach.
Sczerniałe w morzu drzewo, nabijane miedzią,
Zielenią i oranżem płonąc wśród barwnych kamieni
Rzucało blask posępny - w nim rzeźbiony delfin płynął.
Ponad antycznym kominkiem, jak gdyby
W otwartym oknie widok, a w nim leśna scena:
Przemiana Filomeli, przez barbarzyńskiego króla
Tak okrutnie zgwałconej; i dotąd tam słowik
Dziewiczo czystym głosem napełnia pustkowie,
I ciągle płacze, ciągle ściga świat:
"Dżag Dżag" dla brudnych uszu.
I inne wyschłe pniaki i strumienie czasu
Były opowiedziane w krąg na ścianach; twarze
Wychylone i pochylone, uciszały pokój.
Szelest stóp wchodził po kamiennych schodach.
W świetle kominka, pod szczotką jej włosy
Rozsypywały się w iskrzące punkty
Jarzyły w słowach, potem milkły zagniewane.

"Źle z moimi nerwami tej nocy. Źle. Ach, zostań ze mną.
Mów do mnie. Czemu nigdy nic nie mówisz. Mów.
0 czym ty myślisz? Co ty myślisz? Co?
Ja nigdy nie wiem, o czym myślisz. Pomyśl."

Myślę - jesteśmy w szczurzym zaułku
Gdzie zmarli ludzie pogubili kości.

"Co to za hałas?"
     Wiatr pod drzwiami.
"Co to za hałas znowu? Co ten wiatr wyrabia?"
     Nic, znowu nic.
               "Czy
Ty nic nie wiesz? Nic nie widzisz? Nie pamiętasz
Nic?"
     Pamiętam
Perły lśnią - kiedyś to były oczy.
"Czy jesteś żywy, czy umarly? Nic nie ma w twej głowie?"
                         Tylko
0 0 0 ten szeksphirowski szlagier
Taki elegancki
Tak inteligencki
"I co mam teraz robić? Co mam robić? Co?
Wyjść tak jak stoję i iść po ulicy
Z włosami rozwianymi, tak. A co zrobimy jutro?
I co w ogóle mamy robić?"
                         Gorąca woda o dziesiątej,
Zakryty wóz o czwartej, gdy ulica deszczem lśni,
I rozegramy partię szachów, oczy bez powiek zaciskając
I oczekując na stukanie w drzwi.

Kiedy mąż Lilki wracał do cywila. To powiedziałam -
Nie owijałam w bawehię, powiedziałam jej prosto z mostu,
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
Teraz gdy Albert wraca, oporządź się trochę.
Będzie chciał wiedzieć, co zrobiłaś z forsą, którą ci dał
Abyś wstawiła zęby. Dał ci, sama to widziałam.
Wszystkie jej wyrwij Lilka i wpraw sobie nowe,
Tak powiedział - przysięgam, już nie mogę patrzeć
Na ciebie - i ja również, powiadam, i pomyśl o biednym Albercie,
Cztery lata był w woju, teraz chce mieć frajdę,
A jeśli ty nie zechcesz, to znajdą się inne.
0 czyżby, odpowiedziała. Coś w tym rodzaju, mówię.
To choć wiem komu dziękować, i łypnęła na mnie okiem.
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
Jak ci się nie podoba, to się wypchaj, mówię.
Inne tylko czekają na taką okazję.
Lecz jak Albert da nogę, wspomnisz moje słowa.
Jak ci nie wstyd, powiadam, wyglądać jak antyk
(A ma tylko trzydzieści jeden lat).
Nic na to nie poradzę, mówi, twarz jej się wyciąga,
To przez proszki, powiada, co brałam na spędzenie.
(Ma już piątkę, przy Jurku omal nie umarła)
Aptekarz mówił - będzie dobrze, ale nie jestem ta sama.
Jesteś lepsza idiotka, powiadam,
Jeśli ci Albert nie da spokoju, tak już będzie,
Po coś ty wyszła za mąż, jak nie chcesz mieć dzieci?
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
Dobra, w niedzielę Albert był już w domu - ugotowała golonkę,
Mnie zaprosili na obiad, bym skosztowała pyszności...
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
PROSZĘ SZYBCIEJ ZAMYKAMY
Dobranoc Bill. Dobranoc Lu. Dobranoc May. Dobranoc.
Pa pa. Dobranoc. Dobranoc.
Dobranoc paniom, dobranoc wdzięcznym paniom, dobranoc, dobra noc.

Jałowa Ziemia - III. Kazanie ognia
Namiot rzeki już pękł; ostatnie palce liści
Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr
Przebiega brunatną ziemię, bezgłośnie. Nimfy odpłynęły.
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń.
Rzeka nie niesie już pustych butelek, śniadaniowych papierów,
Jedwabnych chustek, niedopłaków, pudełek,
I innych świadectw letnich nocy. Nimfy odpłynęły.
I ich przyjaciele, obiboki - synowie dyrektorów,
Spłynęli, nie zostawiając adresów.
Nad wodami Lemanu siedziałem płaczący...
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń,
Słodka Tamizo, płyń łagodnie, bo cichy i krótki mój śpiew.
Lecz za plecami, skąd wiatr zimny dmucha
Klekot kości, i chichot od ucha do ucha.

Szczur pełznął miękko pomiędzy chwastami
Wlokąc swój śliski brzuch po brzegu,
Gdym łowił ryby w zatęchłym kanale
W zimowy wieczór w pobliżu gazowni
Dumając o tym jak utonął mój brat, król
I o wcześniejszej śmierci króla - mego ojca.
Na mokrym brzegu nagie białe ciała
Kości rzucone na ciemne poddasze,
Chrobocą tylko pod nogami szczurów, rok po roku.
Lecz za plecami słyszę od czasu do czasu
Dźwięki klaksonów i motorów - które wiozą
Sweeneya wiosną do pani Porter.
Nad panią Porter księżyc wschodzi
Usiadła z córką w światła powodzi
I myją nogi w sodowej wodzie
Et O ces voix d'enfants, chantant dans la coupole!

Tłit tłit tłit
Dżag Dżag Dżag Dżag Dżag
Tak okrutnie zgwałconej
Tereu

Nierzeczywiste Miasto
Pod mgłą brunatną w zimowe południe
Pan Eugenides, handlowiec ze Smyrny
Nie ogolony, w kieszeniach rodzynki,
Dokumenty: C.i.f. Londyn, płatne przy odbiorze,
Zaprosił mnie w ludowej francusczyżńie
Na lancz w Hotelu Cannon Street
A następnie na weekend w Metropolu.

0 fioletowej godzinie, gdy oczy i plecy
Podniosą się znad biurka, gdy ludzka maszyna
-Jak taksówka drżąc, czeka,
Ja Tejrezjasz, choć ślepy, drżący między dwoma żywotami,
Starzec o piersiach sflaczałych, kobiecych, widzę
0 fioletowej godzinie, wieczór, który dąży
Do przystani: wiedzie marynarza z okrętu do domu;
I maszynistkę - sprząta resztki po śniadaniu,
Zapala piecyk, z puszek wyjmuje jedzenie,
Jej niebezpiecznie w oknie wiszącą bieliznę
Grzeją ostatnie słoneczne promienie,
Na tapczanie (co w nocy jest łóżkiem) - niedbała
Sterta - gorset, stanik, pończochy, pantofle.
Ja Tejrezjasz, o zwiędłych kobiecych wymionach,
Pojąłem scenę, dalszy ciąg przepowiedziałem
- Ja też na gościa o zmierzchu czekałem.
Wchodzi - w krzykliwym stroju i pryszczaty
Chudy pisarczyk - zuchwale spoziera,
Jeden z maluczkich, których pewność lśni
Jak jedwabny cylinder bradfordzkiego milionera.
Skończyła jeść, siedzi zmęczona i znudzona,
Chwila jest teraz pomyślna - zgaduje,
Pieszczotą pragnie skłonić ją do pieszczot,
Ona nie broni się, ale i nic nie czuje.
Gwałtowny, szybki, szturmuje od razu,
Rękę przesuwa wciąż w nowe regiony
- Nie oczckuje żadnej odpowiedzi,
Wystarczy mu, że nie jest odtrącony.
(I ja Tejrezjasz przeżyłem to wszystko
Co się odbyło tu, na tym tapczanie;
Ja który zszedłem w świat umarłych nisko
I stałem w kurzu przy tebańskiej bramie)
W drzwiach jeszcze całus protekcyjny dodał
I po omacku schodzi po nie oświetlonych schodach...

Ona odwraca się i chwilę patrzy w lustro,
Wie że był tutaj, lecz o nim nie myśli;
I czuje tylko w głowie wielką pustkę:
"Poszedł, jak dobrze, że już jest po wszystkim".
Gdy z drogi cnoty schodzi śliczna pani -
Przed lustrem staje z pochyloną głową,
Włosy upina drżącymi rękami
I na gramofon kładzie płytę nową.

"Muzyka ta, obok mnie pełzła nad grzbietami fal"
Wzdłuż Strandu szła, do Queen Victoria Street.
O Miasto miasto, czasem jednak słyszę
Stojąc przed barem na Lower Thames Street,
jak mandolina delikatnie łka
I gwar i brzęk który dobiega z wnętrza
Gdzie ryb handlarze schodzą się w południe: gdzie ścian
Magnusa Męczennika przepych i prostota
Jest niepojętym pięknem jońskiej bieli oraz złota.

               Rzeka wypaca
               Ropę i smar
               Fala zawraca
               Odpływa w dal,
               Żagle czerwone
               Szerokie
               W stronę wiatrów zwrócone
               Na ciężkich rejach.
               Za galarami kłody na fali
               Płyną ku Greenwich
               Psia wyspa w dali.
                              Wajalala laja
                              Wallala lajalala
               Elżbieta i Leicester
               Rytmiczne wiosła
               Rufę jak złotą
               Muszlę
               Uniosły,
               Wiatr rześki marszczy
               Fale na brzegu
               Wiatr południowy
               Niesie w dół biegu
               Dzwonów dzwonienie
               W śród białych wież
                              Wajalala laja
                              Wallala lajalala

               "Tramwaje oraz drzewa w kurzu.
               Zrodziło mnie Highbury. Richmond i Kew
               Zgubiły mnie. - Pod Richmond nogi rozłożyłam
               Leżąc na wznak, na czółna wąskim dnie."

               "Moje stopy na Moorgate, serce
               Rzuciłam pod stopy. Po wszystkim
               Płakał, szeptał >>zaczniemy od nowa<<.
               Nie miałam o nic żalu i nie rzekłam słowa."

               "W Margate, na piaskach
               Nie potrafię powiązać
               Z niczym - niczego.
               Połamane paznokcie brudnych rąk.
               Moi starzy, ludzie skromni, nie oczekują
               Niczego."
                              la la

Do Kartaginy przybyłem wówczas

Płonąc płonąc płonąc płonąc
0 Panie Ty wyrywasz mnie
0 Panie Ty wyrywasz

płonąc

Jałowa Ziemia - IV. Śmierć w wodzie
Fenicjanin Flebas, martwy od dwu niedziel,
Zapomniał krzyku mew, i morza przypływów
Zysków i strat.


 

Głębinowy prąd
Obgryzał jego kości szepcąc. Wznosił się i spadł -
Płynąc pośród dojrzałych oraz młodych lat
Aż wchłonął go wir.


 

Niewierny czy Żyd
0 ty - który obracasz kołem i spoglądasz w wiatr,
Wspomnij Flebasa, co był piękny i smukły - jak ty.

Jałowa Ziemia - V. Co powiedział grom
Po krwawym blasku żagwi na spoconych twarzach
Po mroźnej ciszy w ogrodach
Po męce i agonii na kamiennych wzgórzach
Po krzyku i płaczu
Więzieniu pałacu i łoskocie
Wiosennych grzmotów wśród dalekich gór
Ten co był żywy teraz jest umarły
My co byliśmy żywi umieramy teraz
Z resztką cierpliwości

Tu nie ma wody tu jest tylko skała
Skała bez wody i piaszczysta droga
Droga wijąca się wśród gór nad nami
Między skałami głazami bez wody
Gdyby tu była woda stanąłbym i pił
Lecz pośród skał nie można myśleć ani stać
Suchy jest pot a stopy grzęzną w piachu
Gdyby tu woda spływała ze skał
Martwa jest paszcza gór spróchniałe zęby pluć nie mogą
Tutaj nie można usiąść leżeć ani stać
I ciszy nawet nie ma w górach
Tylko bezpłodny suchy grzmot bez deszczu
I samotności nawet nie ma w górach
Tylko posępne czerwone twarze - drwią i szydzą
W drzwiach lepianek z popękanej gliny
                              Gdyby tu była woda
               A nie skała
               Gdyby tu była skała
               Ale i woda
               I woda
               Źródło
               Sadzawka wśród skał
               Gdyby tu był chociażby wody dźwięk
               A nie cykada
               I śpiew suchych traw
               Ale na skale wody dźwięk
               Gdzie drozd-pustelnik śpiewa pośród sosen
               Krop kap krop kap kap kap kap
               Ale tu nie ma wody

Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie?
Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja
Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi
Zawsze ktoś jeszcze idzie obok ciebie,
Stąpa spowity płaszczem brunatnym, w kapturze
Nie wiem czy jest to kobieta czy mąż
- Kim jest ten, który idzie po twej drugiej stronie?

Co to za dźwięki wysoko w powietrzu
Pomruk matczynych lamentów
Co to za hordy w kapturach, jak roje
Na bezkresnych równinach, utykają na spękanej ziemi
Otoczonej jedynie płaskim horyzontem
Co to za miasto nad łańcuchem gór
Pęka i zrasta się i rozpryskuje - w fioletowym wietrze
Walące się wieże
Jeruzalem Ateny Aleksandria
Wiedeń Londyn
Nierzeczywiste

Kobieta długie czarne naciągnęła włosy
Muzykę szeptów grała na tych strunach
A nietoperze z twarzą dziecka, w fioletowym świetle
Gwizdały i biły skrzydłami
I pełzły w dół głowami po sczerniałym murze
I odwrócone w dół w powietrzu trwały wieże
Dzwoniąc podzwonne dzwonów, co czas wyznaczały
I głosy śpiewające z pustych cystern i wyschniętych źródeł

W zapadłej dziurze pomiędzy górami
W nikłym świetle księżyca śpiewa trawa
Na rozwalonych grobach, wokoło kaplicy.
Jest tu pusta kaplica, dom tylko dla wichrów
Bez okien, drzwi tańczące na zawiasach,
Wyschłe kości nikomu nie wyrządzą krzywdy.
Jedynie kogut stanął na wierzchołku dachu
Ku-ku-ryku ku-ku-ryku
W świetle błyskawic. Potem wilgotny powiew
Niosący deszcz

Ganges wysechł do mułu, a liście omdlałe
Czekały deszczu, kiedy czarne chmury
Zebrały się daleko, hen, nad Himawantem.
Dżungla przysiadła, skuliła się w milczeniu.
Wówczas przemówił grom
DA
Datta: cośmy dali?
Mój przyjacielu, krew wstrząsa mym sercem,
Okropną śmiałość chwili wyrzeczenia
Lata rozwagi nie są cofnąć w stanie,
Przez to, i tylko przez to, trwaliśmy wśród żywych
Czego nie znajdą w naszych nekrologach
Ani w pamiątkach które zasnuł dobroczynny pająk
Lub pod pieczęcią którą chudy rejent złamie
W naszych pustych pokojach
DA
Dajadwám: klucz słyszałem
Raz obrócony w drzwiach i tylko jeden raz
Każdy w więzieniu swym - myśli o kluczu
Myśląc o kluczu, potwierdza więzienie
Tylko o zmierzchu eteryczna wieść
Wskrzesza na chwilę złamanego Koriolana
DA
Damjata: Łódź odpowiadała
Radośnie, dłoni nawykłej do źagla i wiosła
Morze było spokojne, twoje serce by odpowiedziało
Radośnie - tętnem posłusznym
Wiodącej dłoni

                              Siedziałem na brzegu
Łowiąc ryby, wyschnięta równina poza mną,
Czy w końcu na mych ziemiach zaprowadzę ład?
Most Londyński wali się wali się wali się
Poi s'ascose nel foco che gli affina
Quando fiam uti chelidon - 0 jaskółko jaskółko
Le Prince d'Aquitaine á la tour abolie
Te fragmenty oparłem o moje ruiny
Wtedy dogodzę tobie. Hieronimo znowu szalony.
Datta. Dajadwám. Damjata.
                              Śanti śanti śanti

T. S. Eliot - Little Gidding
II
Pozwól mi odkryć dar związany z wiekiem
Koronujący trudy twego życia:
Najpierw - zimne ścieranie się gasnących zmysłów
Bez oczarowań oraz bez obietnic,
Owocu-cienia tylko gorzki bezsmak,
Gdy duch i ciało zaczynają się rozdzielać.
Potem świadoma swej bezsiły wściekłość
Na szaleństwa ludzkości i okaleczenie
Śmiechem ze spraw, które przestały bawić.
W końcu rozdzierająca męka odtworzenia
Wszystkiego co robiłeś i czym byłeś; wstyd
Motywów późno ujawnionych i świadomość
Czynów spełnionych źle lub z krzywdą innych,
Któreś brał wtedy za ćwiczenie cnoty.
Pochwały głupców kłują, a honory plamią.
Od zła do zła duch idzie rozjątrzony,
jeżeli nie odrodzi go oczyszczający płomień,
W którym, w rytmie, poruszać musisz się - jak tancerz.

IV
I wszystko będzie dobrze
I wszelkie sprawy ułożą się dobrze
Gdy języki płomieni splotą się
W węzeł ognistej korony
A ogień i róża - staną się jednym.

tlum. Krzysztof Boczkowski

T. S. Eliot - Marina

               Quis his locus, quae

               regio, quae mundi plaga?

 

Jakie to morza jakie brzegi jakie wyspy jakie szare skały

Jakie to wody bijące o dziób

I zapach sosen i drozd we mgle śpiewający

Jakie obrazy powracają

O moja córko.

 

Ci którzy ostrzą ząb psa a to jest ich

Śmierc

Ci którzy pobłyskują piórami kolibra a to jest ich

Śmierc

Ci którzy siedzą w chlewie ukontentowania a to jest ich

Śmierc

Ci którzy cierpią w zwierzęcej ekstazie a to jest ich

Śmierc

 

Stają się nierealni, ubywają z wiatrem,

Z oddechem sosen, z leśnym śpiewem mgły

W rozproszonej łasce tych okolic

 

A czyja jest ta twarz, to bliżej to dalej

Stukot pulsu w przegubie, to głośniej to ciszej -

Dane czy pożyczone? dalsze niż gwiazdy i bliższe niż oko

 

W listowiu szepty i urwany śmiech i spieszne kroki

We śnie, gdzie się łączą wszystkie wody.

 

Farba pękała w słońcu, bukszpryt pękał w zimie.

Ja to zrobiłem, zapomniałem

I pamiętam.

Przegniłe liny i zbutwiałe żagle

Pomiędzy tamtym czerwcem i tym wrześniem.

Zrobiłem to nie wiedząc, wpółświadomie, niewiadome, moje.

Kadłub przepuszcza wodę, fugi są nieszczelne.

Ten kształt, ta twarz, to życie

Żyjące aby życ w czasie poza mną; to życie

Niech weźmie moje życie a moje słowa to niewysłowione,

To przebudzone, te usta otwarte, i ta nadzieja, te nowe okręty.

 

Ale jakie to morza jakie brzegi jakie wyspy kamienne ku memu wrakowi

 

I drozd krzyczący we mgle

Moja córko.

T. S. Eliot - Morning at the Window

They are rattling breakfast plates in basement kitchens,

And along the trampled edges of the street

I am aware of the damp souls of housemaids

Sprouting despondently at area gates.

The brown waves of fog toss up to me

Twisted faces from the bottom of the street,

And tear from a passer-by with muddy skirts

An aimless smile that hovers in the air

And vanishes along the level of the roofs.

T. S. Eliot - Próżni ludzie

Pan Kurtz - on umrzeć
A penny for the Old Guy

I
My próżni ludzie
My wypchani ludzie
Podpieramy się wzajem
Niestety w głowach słoma
Kiedy do siebie szepczemy
Ciche i bez znaczenia
Są nasze wyschłe głosy
Jak wiatr dmący przez osty
Jak szczurze łapki na rozbitym szkle
W naszej suchej piwnicy

Kształty bez formy, cienie bez koloru
Zastygła siła i gesty bez ruchu.

Ci, którzy weszli nie spuszczając oczu
W inne królestwo śmierci
Wspomną jeżeli wspomną
Nie dusze gwałtowne
Lecz ludzi wydrążonych
Lecz wypchanych ludzi.

II
Oczu napotkać w snach się nie odważę
W sennym królestwie śmierci
Nigdy się nie ukażą:
Tam oczyma będzie
Blask słońca w kalekiej kolumnie
Tam drzewo w kołysaniu
I głosy tam będą,
Jak wiatr w liści szumie
Bardziej odległe bardziej uroczyste
Niż gwiazda co traci blask.

Obym nie stał bliżej
Sennego śmierci królestwa
Niech wdzieję jak wszyscy
Takie wymyślne przebranie
Sierść szczurzą, krucze pióra
Patyki jak w polu strach
Niech chylę się jak wieje wiatr
Nie bliżej -

Niech się oddali ostatnie spotkanie
W mrocznym królestwie.

III
Oto kraina martwa
Kraina kaktusów
Gdzie przed wzniesionymi
Posągami z kamienia
Dłoń umarłego wzywa łaski głazu
Pod migotaniem spadającej gwiazdy.

I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.

IV
Tu nie są oczy
Oczu tutaj nie ma
W mrocznej dolinie gwiazd umierających
W tej dolinie próżnej
Złamanej szczęce naszych dawnych królestw
W tym ostatnim miejscu spotkania
Szukamy się po omacku
I słów unikając
Stajemy w piasku nad rzeką obrzmiałą

Niewidomi zanim
Oczy nie zjawią się znowu
Jak gwiazda nieustająca
Stulistna róża
Mrocznego królestwa śmierci
Nadzieja tylko
Pustych ludzi

I okrążamy kolczasty kłąb
kolczasty kłąb kolczasty kłąb
I okrążamy kolczasty kłąb
O piątej godzinie rano


Pomiędzy myślą
A rzeczywistością
Pomiędzy zamiarem
A czynem
Kładzie się cień

Albowiem Twoje jest Królestwo

Pomiędzy pomysłem
A dziełem
Pomiędzy wzruszeniem
A odczuciem
Kładzie się cień

Życie jest bardzo długie

Pomiędzy żądzą
A spazmem rozkoszy
Pomiędzy możnością
A istnieniem
Pomiędzy istotą
A jej zstąpieniem
Kładzie się cień

Albowiem Twoje jest Królestwo

Albowiem Twoje jest
Życie jest
Albowiem Twoje jest

Oto jak kończy się świat
Oto jak kończy się świat
Oto jak kończy się świat
Nie z trzaskiem lecz ze skomleniem

  

T. S. Eliot - Rapsodia wietrznej nocy
Dwunasta.
Tam, dokąd sięga ulica
Ujęta w księżycową syntezę,
Szeptane zaklęcia księżyca
Rozpuszczają podłoża pamięci,
Wszystkie jej jasne skojarzenia,
Sformułowania i rozróżnienia,
Każda latarnia, którą mijam,
Bije jak bęben przeznaczenia
I przez obszary mroków
Północ potrząsa pamięcią,
Jak szaleniec potrząsa uschniętym geranium.

Pół do drugiej,
Latarnia parska,
Latarnia mamrota,
Latarnia mówi: "Patrz na tę kobietę,
Co waha się ku tobie w świetle bramy
Rozwartej nad nią jak szyderstwo.
Widzisz obrąbek jej sukni,
Postrzępiony, zachlapany błotem.
I widzisz jej skośne spojrzenie,
Pokrętne jak haczyk".

Pamięć sucho wyrzuca
Mnóstwo splątanych rzeczy;
Na brzegu gałąź splątana,.
Objedzona do gładka, błyszcząca,
Jak gdyby świat osłaniał
Tajemnicę swojego szkieletu,
Sztywną i białą.
Rozkwitająca wiosna na podwórcach fabryk,
Rdza uczepiona kształtów z sił opadłych,
Jędrna, skulona, gotowa do klapnięcia kłami.

Pól do trzeciej,
Latarnia mówi:
"Spójrz na kota, co przylgnął do ścieku,
Wysuwa język
I pożera kawałek zjełczałego masła".
Tak ręka dziecka machinalnie
Chwyta zabawkę toczącą się bulwarem.
Nic nie mogłem zobaczyć za oczyma dziecka.
Widziałem oczy na ulicy
Usiłujące zajrzeć w szpary okiennicy
I pewnego popołudnia kraba widziałem w stawie,
Starego kraba z pancerzem na grzbiecie,
Co chwytał koniec kija, który mu podałem.

Pół do czwartej,
Lampa parska,
Lampa mamrota w ciemności,
Lampa mruczy:
"Spójrz na księżyc,
La lune ne garde aucune rancurie,
Mruga wątłym okiem,
Uśmiecha się do zakamarków,
Gładzi włosy traw.
Księżyc utracił pamięć,
Ospa mu twarz przeorała,
Jego ręka skręca papierową różę
Pachnącą kurzem i wodą. kolońską,
Jest sam
Ze starą nocną wonią,
Która mu się wciąż wraża I wraża do mózgu".
Wraca wspomnienie
Suchych badyli bezsłonecznego geranium
I kurzu w szczelinach bruku,
Zapachu ulicznych kasztanów,
I zapachu kobiety w pokoju za storą,
I papierosów w korytarzach
I alkoholu w barach.

Lampa mówi:
"Czwarta, Tutaj jest numer na bramie.
Pamięci!
Ty masz klucz,
Lampa roztacza krąg światła na schodach.
W górę.
Łóżko posłane: szczotka do zębów wisi na ścianie,
Połóż buciki pod drzwiami, śpij, przygotuj się do życia".

Ostatni skręt noża.

tłumaczenie: Władysław Dulęba

The Boston Evening Transcript

Czytelnicy Boston Evening Transcript
Kołysają się na wietrze jak pole dojrzałego zboża.

Kiedy wieczór ożywa nieśmiało na ulicy,
Budząc w kimś apetyt do życia
I do innych przynoszących Boston Evening Transcript,
Wspinam sie po schodach i uderzam w dzwon, obracając się
Ze zmęczeniem, jak jeden obróciłby się, by kiwnąć głową na do widzenia
do Rochefoucaulda,]
Jeśli ulica była czasem i on na końcu ulicy,
Mówię, "Kuzynko Harriet, tutaj jest Boston Evening Transcript."

Tłum. Gower

The Waste Land - IV. Death by Water

Phlebas the Phoenician, a fortnight dead,     
Forgot the cry of gulls, and the deep seas swell     
And the profit and loss.     
                                  A current under sea
Picked his bones in whispers. As he rose and fell     
He passed the stages of his age and youth     
Entering the whirlpool.     
                                  Gentile or Jew     
O you who turn the wheel and look to windward,
Consider Phlebas, who was once handsome and tall as you.

Thomas Stearns Eliot - La figlia che piange

O quam te memorem virgo...

Na ostatnim stań schodów kamieniu,
Pochylona nad urną w ogrodzie -
Wpleć, wpleć we włosy złociste promienie
I kwiatów przytul niespodzianą mękę,
I odrzuć je na ziemię, i odejdź stąd, odejdź,
Przelotny wyrzut kryjąc pod powieką,
Lecz wpleć we włosy złociste promienie.

Tak chciałbym, żeby porzucił ją nagle,
Tak chciałbym, żeby pozostała z żalem,
Tak by się oddalił,
Jak dusza ciało odbiega znużone,
Jak myśl opuszcza ciało, które kona,
Wtedy bym odnalazł
Sposób tak miękki i zręczny zarazem,
Który jak uśmiech moglibyśmy pojąć,
W prostocie swej obłudny jak i uścisk dłoni.

Odeszła, ale wraz z wiatrem jesieni
Powraca i przez wiele dni nawiedza pamięć,
Długie godziny sobą mi wypełnia:
Z włosami na ramionach, w ramionach - z kwiatami.
Myślę, czy razem byliby szczęśliwi?
A może z gestem, z pozą rozstać mi się trudno?
Niekiedy rozmyślaniom moim tak wnikliwym
Dziwią się: lek północy i spokój południa.

Thomas Stearns Eliot - Wydrążeni ludzie

Pan Kurtz - on umrzeć
"A penny for the Old Guy"
I
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy

Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.

A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.

II
Oczu napotkać nie śmiem w moich snach
W sennym królestwie śmierci
Nigdy się nie ukarzą:
Tam na złamanej kolumnie
Oczami będzie blask słońca
Tam tylko chwieją się drzewa
I głosy, kiedy wiatr śpiewa,
Są dalsze i uroczyste
Niż gwiazda blednąca.

I obcym nie był bliżej
W sennym królestwie śmierci
Niechaj jak inni noszę
Takie umyślne przebranie
Patyki stracha na polu
Szczurzą sierść, pióra wronie
Niechaj jak wiatr wieję się skłonię
Nie bliżej -

Niech ostatecznie ominie spotkanie
W królestwie ni światła ni cienia

III
Tutaj kraina nieżywa
Kraina kaktusowa
Tu hodują kamienie
Obrazy, ich łaski wzywa
Dłoń umarłego błagalnie wzniesiona
Pod migotem gwiazdy blednącej.

Czy tak samo jest tam
W drugim królestwie śmierci
Czy budzimy się zupełnie sami
W godzinę kiedy wszystko w nas
Jest czułością i czystymi łzami
Usta chcą pocałunku
A modłą się do złamanego kamienia.

IV
Nie tu są oczy
Nie ma tu oczu
W tej dolinie umierających gwiazd
W tej wydrążonej dolinie
Złamanej szczęce naszych utraconych królestw

W tym ostatnim miejscu spotkania
Na oślep szukamy
Nieufni i niemi
Na żwirach zgromadzeni pod opuchłą rzeką

Na zawsze niewidomi
Bo nie ukażą się oczy
Gwiazda nieustająca
Wielolistna róża
Królestwa śmierci bez świateł ni cienia
Nadzieja tylko
Pustych ludzi

V
Więc okrążajmy kaktus nasz
Kaktus nasz kaktus nasz
Więc okrążajmy kaktus nasz
O piątej godzinie rano

Pomiędzy ideę
I rzeczywistość
Pomiędzy zamiar
I dokonanie
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Pomiędzy koncepcję
I kreację
Pomiędzy wzruszenie
I odczucie
Pada Cień

A życie jest bardzo długie

Pomiędzy pożądanie
I miłosny spazm
Pomiędzy potencjalność
I egzystencję
Pomiędzy esencję
I owoc jej
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Albowiem Tuum est
Życie jest
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.

Przekład: Czesław Miłosz

Thomas Stearns Eliot - Wydrążeni ludzie

Pan Kurtz - on umrzeć
"A penny for the Old Guy"
I
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy

Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.

A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.

II
Oczu napotkać nie śmiem w moich snach
W sennym królestwie śmierci
Nigdy się nie ukarzą:
Tam na złamanej kolumnie
Oczami będzie blask słońca
Tam tylko chwieją się drzewa
I głosy, kiedy wiatr śpiewa,
Są dalsze i uroczyste
Niż gwiazda blednąca.

I obcym nie był bliżej
W sennym królestwie śmierci
Niechaj jak inni noszę
Takie umyślne przebranie
Patyki stracha na polu
Szczurzą sierść, pióra wronie
Niechaj jak wiatr wieję się skłonię
Nie bliżej -

Niech ostatecznie ominie spotkanie
W królestwie ni światła ni cienia

III
Tutaj kraina nieżywa
Kraina kaktusowa
Tu hodują kamienie
Obrazy, ich łaski wzywa
Dłoń umarłego błagalnie wzniesiona
Pod migotem gwiazdy blednącej.

Czy tak samo jest tam
W drugim królestwie śmierci
Czy budzimy się zupełnie sami
W godzinę kiedy wszystko w nas
Jest czułością i czystymi łzami
Usta chcą pocałunku
A modłą się do złamanego kamienia.

IV
Nie tu są oczy
Nie ma tu oczu
W tej dolinie umierających gwiazd
W tej wydrążonej dolinie
Złamanej szczęce naszych utraconych królestw

W tym ostatnim miejscu spotkania
Na oślep szukamy
Nieufni i niemi
Na żwirach zgromadzeni pod opuchłą rzeką

Na zawsze niewidomi
Bo nie ukażą się oczy
Gwiazda nieustająca
Wielolistna róża
Królestwa śmierci bez świateł ni cienia
Nadzieja tylko
Pustych ludzi

V
Więc okrążajmy kaktus nasz
Kaktus nasz kaktus nasz
Więc okrążajmy kaktus nasz
O piątej godzinie rano

Pomiędzy ideę
I rzeczywistość
Pomiędzy zamiar
I dokonanie
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Pomiędzy koncepcję
I kreację
Pomiędzy wzruszenie
I odczucie
Pada Cień

A życie jest bardzo długie

Pomiędzy pożądanie
I miłosny spazm
Pomiędzy potencjalność
I egzystencję
Pomiędzy esencję
I owoc jej
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Albowiem Tuum est
Życie jest
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.

Przekład: Czesław Miłosz



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Eliot, Thomas Stearns Eliot (ur
Thomas Stearns Eliot Ziemia jałowa opracowanie 2
Thomas Stearns Eliot
Thomas Stearns Eliot
Thomas Stearns Eliot Ziemia jałowa opracowanie
Thomas Stearns Eliot Ziemia jałowa
Eliot Thomas Stearns
Eliot Thomas Stearns
pol ang
wiersze po śląsku, dla dzieci i nauczycieli, po śląsku
biografie, PISARZ PO KATASTROFIE
wiersz na pol
WULGARNY SŁOWNIK POL ANG
Slownik pol ang 1
romantyzm klasycyzm wiersze dodtk pol, Opracowania do matury
cv europ pol ang
Terminologia pol-ang

więcej podobnych podstron