Jak Magdalena
Magda szła ze szkoły trochę rozmarzona. Ciekawe, czy Franek da jej jutro swoją walentynkę? Chciałaby, żeby tak było i żeby mogła poczuć się przy nim jak księżniczka, ale wiedziała że i Agnieszka o tym marzy i inne dziewczyny chyba też.
- Ciekawe, co Frankowi się we mnie podoba najbardziej: włosy, oczy czy uśmiech? - zapytała Agnieszkę - i czy jestem wogóle śliczna. Bo on jest śliczny jak aktor i taki zdolny i wysportowany…i wiesz, ja go chyba też kocham?
Zdziwiła się, bo Agnieszka spojrzała na nią wtedy ze złością
- Co ty Magda wiesz miłości? - powiedziała.
- Jak to co? - obraziła się - na pewno więcej od ciebie. I ci to jutro udowodnię.
I wtedy pomyślała, że napisze Frankowi taką walentynkę że przy niej wszystkie inne zbledną. I wtedy Agnieszka zobaczy jak wygląda prawdziwa miłość !
Po raz pierwszy wróciły do domu oddzielnie. Magda później całe popołudnie i wieczór nie mogła znaleźć sobie miejsca. Co jakiś czas siadała do lekcji, ale zamiast rozwiązywać zadania z matematyki lub napisać wypracowanie próbowała napisać wiersz o zakochaniu - taki, żeby Frankowi się podobał. Wcale to nie było łatwe, ale w końcu wiersz wydał się Magdzie piękny i wzruszający. Na drugi dzień rano wrzuciła go w szkole do specjalnej walentynkowej skrzynki i czekała kiedy te listy walentynkowy listonosz, czyli Błażej z IVB rozniesie po klasach. Ależ to było później zamieszanie. Jedni się czerwienili, drudzy oglądali walentynkowe gadżety i głośno czytali kartki z życzeniami. Magda też dostała kilka, ale od Franka żadnej. Zrobiło się jej bardzo przykro, tym bardziej, że Franek chodził po korytarzu w otoczeniu Agnieszki i innych dziewcząt. Magda posmutniała i z tego smutku postanowiła pójść po szkole do Dziadka, do szpitala. Kiedy szła korytarzem na chwilę zapomniała o Franku. Zwłaszcza, gdy zobaczyła Dziadka siedzącego na wózku, przy którym klęczała Babcia i czule myła mu stopy, a potem smarowała je jakąś ślicznie pachnącą maścią. Te stopy były sine i spuchnięte, a ręce babci były delikatne i czułe. Dziadek patrzył na Babcię, uśmiechał się i głaskał ją po głowie i Magda wtedy wyobraziła sobie Babcię i Dziadka młodymi, takimi jak na rodzinnych fotografiach. Babcię z długimi włosami i dołeczkami w policzkach i Dziadka z gęstą czupryna czarnych włosów i figlarnymi błyskami w oczach. I na tamtych zdjęciach i tu widać było jak bardzo się kochają, chociaż babcia posiwiała a dziadek był łysy jak kolano.
Po powrocie ze szpitala Magda znów zaczęła myśleć o Franku. Ale w końcu machnęła ręką i uklękła do wieczornej modlitwy i kolejny raz spojrzała na obraz wiszący nad jej łóżkiem, na którym jej Patronka Święta Maria Magdalena oblewała stopy Pana Jezusa drogim olejkiem i wycierała je swoimi włosami. Jaka ona była podobna do Babci! I wtedy Magda zrozumiała, że miłość to nie tylko listy, marzenia, westchnienia i słowa, ale o wiele, wiele więcej.
Kiedy więc następnego dnia Franek podszedł do niej otoczony jak zwykle dziewczynami i śmiejąc się powiedział:
-„Naprawdę? Jesteś we mnie zakochana? - wzruszyła ramionami i udała, że nie widzi jego kpiącego spojrzenia i podobnego spojrzenia Agnieszki.
- To był tylko taki walentynkowy żart kochasiu - prychnęła jak kotka - chyba w to nie uwierzyłeś!? I nie jestem w tobie zakochana. Bo widzisz, ja jeśli kogoś pokocham, to tylko tak jak moja Babcia Dziadka, Mama Tatę i jak Święta Magdalena Pana Jezusa - z całego serca, mocno i na całe życie.