Koncert Alleluja
Wyszli z bloku jak poobwieszana instrumentami cygańska banda. O świcie byli już całą rodzina na Rezurekcji a teraz wybierali się całą gromada do Domu Dziecka. A to wszystko za sprawą pani Zosi, która zadzwoniła do Mamy dwa dni temu.
- Coś się stało ? - zapytała Magda, bo Mama miała taką smutną minę jak wtedy, gdy Babcia musiała pójść do szpitala.
- Pani Zosia się żaliła, że ten zespół, który miał wystąpić u nich w święta nie przyjedzie. Solista się nagle rozchorował.
- To może my zagramy? - poddał pomysł Tata - moja harmonia leży na szafie zupełnie bezużyteczna.
Wybałuszyli ze zdziwienia oczy. Tata rzecz jasna umiał grać , ale oni?
- Moglibyście na fletach - Tata spojrzał w kierunku Magdy i Kuby - Maluchom damy bębenki.
- To ja wezmę tamburyno - roześmiała się Mama
To był szalony pomysł, ale mógł się udać. Oczy im rozbłysły jak gwiazdy. Co za niespodziewana przygoda.
No i teraz szli uśmiechnięci dźwigając swój muzyczny ekwipunek. Prawie wbiegli do Domu Dziecka , choć jeszcze niedawno wydawał im się on ponurym miejscem, w którym mieszkały dzieci o smutnych oczach. Te oczy dzisiaj płonęły dziwnym blaskiem. A jeszcze jak Janielscy zaczęli grać, śpiewać. Oj, to była radość nad radościami.
- Szkoda, że Zuzi nie ma z nami - w czasie przerwy podeszła do nich pyzata dziewczynka ze sterczącymi kucykami -ona uwielbia muzykę.
- Jest chora? - zapytała Mama z troską w głosie
- E nie ! - Mała pokręciła gwałtownie głową - siedzi w izolatce. Ona tam często przebywa. Złości się i płacze.
- Dlaczego? - dociekała Mama
- Jej mama umarła i Zuzia też nie chce żyć. Siedzi tam zamknięta nieraz zupełnie po ciemku. Jak w grobie jakimś.
- Chodźmy do niej- zaproponowała Mama - przecież ona nie powinna być taka sama.
Za chwilę już byli pod izolatką. Ze środka jednak nie dochodził żaden dźwięk. Jakby tam nikogo nie było .
- Halo, halo - Mama zawołała tajemniczo - Tu muzykanci Janielscy. Szukamy panny Zuzanny. Chcieliśmy ją zaprosić na koncert!
- Idźcie stąd! - odezwał się zachrypnięty głos - Nie chcę nikogo widzieć.
- Twoja mama smuci się, gdy tak płaczesz.
- To nieprawda. Ona mnie nie słyszy. Zostawiła mnie i umarła - szloch za drzwiami stawał się coraz głośniejszy.
- Mama cie nie tylko słyszy, ale i widzi. Też tęskni za tobą.
- Kłamiesz. Nigdy już jej nie zobaczę
- Kiedyś się spotkacie i mama cię przytuli. To będzie prawdziwe święto.
- Nie wierzę ci - Zuzia zaczęła tupać nogami - stamtąd nikt nie wraca.
- A Pan Jezus? - Mama podniosła głos, by zagłuszyć to Zuzi tupanie - gdy umarł, przebywał w ciemnym grobie jak ty teraz w tej izolatce. A później ożył, chodził po ziemi , rozmawiał z ludźmi, cieszył się. Czyż to nie wspaniała nowina. On wciąż żyje i obiecał nam to samo. Mnie, tobie, twojej mamie …
Za drzwiami zaległa cisza. Patrzyli na Mamę bezradni. Nagle Tata podniósł harmonię, ułożył palce na guzikach
„ Alleluja, Jezus zyje, już Go dłużej grób nie kryje” - zaśpiewał z taką siłą i taka mocą , aż im serca podskoczyły z radości.
I wtedy zdarzył się cud. Zapłakana buzia Zuzi pojawiła się w szparze w drzwiach
- Naprawdę Jezus zyje? - zapytała wycierając rękawem twarz.
- Naprawdę - przytaknęła Mama i przytuliła Zuzię do siebie. A później podała jej swoje tamburyno.
- Ależ z was wesoła procesja - ucieszyła się pani Zosia, gdy zobaczyła ich wracających do auli - a ty Zuziu na czele? I tak cudnie śpiewasz?
Zuzia pokraśniała z dumy jak pomidor. I jeszcze bardziej wyciągnęła szyję. Dźwięki tamburyna wtórowały jej głosikowi jak małe, delikatne dzwoneczki.
- Ależ ona śpiewa jak prawdziwy Anioł - szepnął Kuba do Magdy zachwycony jej głosem
-Jezusowi na chwałę, a jej mamie dla radości - odpowiedziała mądrze Magda przykładając do ust flet. Wielkanocny koncert przecież się jeszcze nie skończył…