Nee Nie miłujcie świata


Nie miłujcie świata

Watchman Nee

Przedmowa

Większa część niniejszej książki pochodzi z serii wykładów na temat "świata", wygłoszonych przez br. Ni Tu-Szeng (Watchmana Nee) z Fu-Czou, do chrześcijan w Szanghaju, w okresie początku wojny chińsko-japońskiej. Stąd biorą się w nich wzmianki o kłopotach gospodarczych tego czasu. Do tych wykładów dołączono inne przemówienia, dotyczące tego samego ogólnego tematu, wygłaszane w różnych miejscach, w różnym czasie, w latach 1938-1941. Na przykład rozdział trzeci oparty jest na kazaniu, wygłoszonym podczas chrztu w maju 1939. Chciałbym wyrazić wdzięczność względem kilku przyjaciół, których notatki posłużyły jako materiał źródłowy tej książki.

Autor widzi "kosmos" jako rzeczywistość duchową, kryjącą się poza rzeczami widzialnymi, z którą zawsze należy się liczyć. Zajmuje się on wpływem świata na chrześcijanina i wpływem chrześcijanina na świat, sprzecznymi wymaganiami odłączenia się od świata i chrześcijańskiego zaangażowania w świecie oraz przeznaczeniem człowieka w Chrystusie do "panowania". Jak zawsze, opracowania br. Ni odznaczają się oryginalnym myśleniem i nie boi się on rzucać wyzwań, poruszających serca i myśli, zmuszając do odpowiedzi.

Modlitwą moją jest, aby mimo niejednolitej budowy tej książki, jej temat ujawnił spójny obraz człowieka Bożego w świecie oraz by pobudził nas, mianujących imię Chrystusa, do odważniejszego i bardziej zdecydowanego kroczenia przez tę ziemską widownię, z myślą skierowaną na naszą rolę, jaką mamy tutaj do spełnienia, zgodnie z odwiecznym Bożym planem, dotyczącym Jego umiłowanego Syna.

Londyn, 1968 Angus I. Kinnear

Spis treści

Rozdział 1 - Umysł poza systemem

Rozdział 2 - Dążenie od Boga

Rozdział 3 - Świat zalany wodą

Rozdział 4 - Ukrzyżowany dla mnie

Rozdział 5 - Odmienność

Rozdział 6 - Światłami na świecie

Rozdział 7 - Odłączenie

Rozdział 8 - Wzajemne odświeżanie

Rozdział 9 - Prawa moje w sercach ich

Rozdział 10 - Moce wieku przyszłego

Rozdział 11 - "Łupienie uzurpatora"

Rozdział 1 - Umysł poza systemem

"Teraz odbywa się sąd nad tym światem; teraz władca tego świata będzie wyrzucony. A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę" (Jn 12:31-32)

Nasz Pan Jezus wypowiada te słowa w kluczowym momencie swojej misji. Wjechał do Jerozolimy w tłoku rozentuzjazmowanego tłumu, ale prawie natychmiast zaczął mówić w nieco zagadkowych słowach o złożeniu swego życia, a samo niebo wyraziło dla tych słów publiczną aprobatę. I wtedy właśnie wypowiada to ważne, podwójne stwierdzenie. Ciekawi nas, jak odebrali je ci, którzy przed chwilą wznosili okrzyki na Jego cześć i wyszli Mu naprzeciw, aby Go prowadzić w tym triumfalnym pochodzie. Dla większości z nich słowa Jezusa, jeśli w ogóle miały jakiś sens, musiały całkowicie odwrócić pokładane w Nim nadzieje. Istotnie, bardziej wnikliwi musieli odczytać w nich zapowiedź okoliczności Jego śmierci, jako zbrodniarza (w. 33).

Chociaż jednak Jego wypowiedź zburzyła pewien zbiór złudnych nadziei, wzniosła na ich miejscu inną, wspanialszą nadzieję, mocną i niezachwianą. Zapowiedział On bowiem znacznie bardziej radykalną zmianę panowanie, niż ta, o której myśleli patrioci żydowscy. "A gdy Ja..." - zwrot ten mocno kontrastuje z tym, co było wcześniej, tak jak Ten, który to powiedział, jest kontrastem swojego przeciwnika, księcia tego świata. Przez dzieło krzyża, przez posłuszeństwo aż do śmierci Tego, który jest Bożym ziarnem pszenicy, władza przymusu i strachu nad światem skończy się upadkiem dumnego władcy, zaś przez Jego ponowne powstanie do życia zaistnieje na jej miejscu nowe Królestwo Sprawiedliwości, oparte na swobodnej, dobrowolnej uległości ludzi względem Niego. Więzami miłości będą przyciągane ich serca od tego świata oddanego na sąd do Jezusa, Syna Człowieczego, który chociaż był wywyższony, by umrzeć, został tym samym aktem wywyższony, aby panować.

"Ziemia" jest widownią tych wydarzeń i ich potężnego wyniku, natomiast "ten świat" - można by powiedzieć - jest powodem tego starcia. Ten właśnie "powód" będzie tematem naszego rozważanie, przy czym rozpoczniemy od nowotestamentowych pojęć związanych z tym ważnym greckim wyrazem "kosmos". W języku polskim tłumaczony jest (z pewnym wyjątkiem) wyrazem "świat". (Inny grecki wyraz "aion", również czasem tłumaczony jako "świat" lub "wszechświat", zawiera raczej pojęcie czasu i bardziej dokładnie powinien być tłumaczony jako "wiek").

Warto poświęcić trochę czasu na to, by przekonać się, jak szeroki jest zakres znaczeniowy wyrazu "kosmos" w Nowym Testamencie. Najpierw jednak rzućmy okiem na jego pierwotne znaczenie w greckim języku klasycznym, gdzie można przekonać się, że zawiera on dwie myśli: po pierwsze - "harmonijny porządek lub układ", oraz drugie - "strój lub ozdobę". To ostatnie występuje w nowotestamentowym czasowniku "kosmeo", w znaczeniu "przyozdobienia", np. świątyni pięknymi kamieniami (Łk 21,5) lub oblubienicy dla męża (Obj 21,2). W 1P 3,3 znajduje się wspomniany powyżej wyjątek, kiedy sam rzeczownik "kosmos" tłumaczony jest jako "ozdoba" dla zgodności z czasownikiem "kosmeo" w wierszu 5.

Kiedy od klasyki powrócimy do pisarzy Nowego Testamentu, przekonamy się iż używają oni wyrazu "kosmos" w trzech głównych grupach znaczeniowych.

  1. Pierwsza z nich ujmuje "świat" jako "wszechświat materialny, okręg świat, ziemię". Na przykład: "Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na nim" (Dz 17,24); od założenia świata (Mt 13,35 i inne); Na świecie był i świat przezeń powstał (Jn: 1,10); Idąc na cały świat... (Mk 16,15).

  2. Drugie znaczenie wyrazu "kosmos" jest podwójne. Oznacza on:

a) "mieszkańców świata", w takich przypadkach jak: "świat poszedł za nim" (Jn 12,19); "Bóg umiłował świat" (Jn 3,16); "aby świat uwierzył" (Jn 17,21),
b) w szerszym znaczeniu oznacza on "całą ludzkość daleką od Boga i dlatego nieprzyjazną Chrystusowi". I tak: "Ci, których świat nie był godny" (
Hbr 11,38); "którego świat przyjąć nie może" (Jn 14,17); "nie jak świat daje" (Jn 14,27); "Jeśli świat was nienawidzi" (Jn15,18).

  1. W trzecim znaczeniu wyraz "kosmos" oznacza w Biblii "sprawy światowe": całe mnóstwo rzeczy świeckich, takich jak: dobra, zaszczyty, bogactwo, korzyści, przyjemności, które aczkolwiek puste i przemijające, pobudzają nasze żądze i odprowadzają nas od Boga, przez co są przeszkodą dla sprawy Chrystusa.

A oto przykłady: "rzeczy, które są na świecie" (1Jn 2,15): "dobra tego świata" (1Jn 3, 17); "choćby cały świat pozyskał" (Mt16, 26) "ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali" (1Ko 7, 31). "Kosmos" w tym znaczeniu nie odnosi się tylko do rzeczy materialnych, lecz także do abstrakcyjnych, które posiadają znaczenie duchowe i moralne (lub niemoralne). Przykłady: "ducha świata" (1Ko 2, 12); mądrość tego świata (1Ko 3, 19); kształt ego świata (1Ko 7, 31); światowe (przymiotnik "kosmikos") pożądliwości (Ty: 2, 12); skażenia na tym świecie (2Pt 1, 4); brudy świata (2Pt 2, 20); wszystko, co jest na świecie, pożądliwość..., pycha..., przemija (1Jn 2, 16. 17). Chrześcijanin powinien "zachowywać siebie nie splamionym przez świat" (Jk 1, 27).

Czytelnik Biblii szybko zauważy, na co też wskazują przytoczone cytaty, że "kosmos" jest ulubionym wyrazem apostoła Jana i to właśnie głównie on pomoże nam teraz dojść do pewnego wniosku.

Chociaż prawdą jest, że te trzy definicje "świata" jako:

  1. materialnej ziemi lub wszechświata,

  2. ludzi na ziemi,

  3. rzeczy znajdujących się na ziemi,

wnoszą swój wkład do całości obrazu, to jednak zaraz się okaże, że poza tym wszystkim kryje się jeszcze coś więcej. Klasyczne pojęcie "układu, porządku, czy organizacji" pomoże zrozumieć, o co tu chodzi. Pomijając wszystko, co jest dotykalne, spotykamy się z czymś, co nie jest dotykalne; zaplanowany system, w którym panuje harmonijne działanie, doskonały porządek.

Dwie rzeczy należy podkreślić, gdy chodzi o ten system. Po pierwsze: od dnia, w którym Adam otworzył drzwi złu, umożliwiając mu wkroczenie na teren stworzenia Bożego, porządek świata okazuje się być wrogi względem Boga. Świat "nie poznał Boga" (1Ko 1, 21); "znienawidził Chrystusa" (Jn 15, 18); "przyjąć nie może Ducha prawdy" (Jn 14, 17); "czyny jego są złe" (Jn 7, 7): "przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga" (Jk 4, 4). Stąd Jezus powiedział: "Królestwo moje nie jest z tego świata" (Jn 18, 36). On "zwyciężył świat" (Jn 16, 33), a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza w Niego (1Jn 5, 4). Jak bowiem wynika z wersetu w Jn 12, który jest tekstem naszego rozważanie, świat znajduje się pod sądem. Stosunek Boga do niego jest bezkompromisowy.

Po drugie: poza tym systemem kryje się umysł. Jan pisze często o księciu lub władcy tego świata (Jn 12, 31; 14, 30; 16, 11). W swoim liście określa go jako "tego, który jest na świecie" (1Jn4, 4) i przeciwstawia mu Ducha prawdy, mieszkającego w sercach wierzących. "Cały świat" - pisze Jan - "tkwi w złem" (1Jn 5, 19), czyli w szatanie. On jest tym zbuntowanym "kosmokratorem", władcą świata, chociaż wyraz ten występuje tylko raz w liczbie mnogiej władców jemu uległych, "władców tego świata ciemności" (Ef.6,12).

Istnieje zatem uporządkowany system, "świat" rządzony spoza sceny przez władcę - szatana. Kiedy w Jn 12, 31 Jezus mówi, że nad światem wydany został skazujący wyrok, nie miał na myśli, że sądzony jest świat materialny lub jego mieszkańcy. Na nich sąd dopiero czeka. tutaj mowa jest o sądzie nad tą instytucją, nad tym harmonijnym porządkiem świeckim, którego twórcą i głową jest sam szatan. I na koniec, jak Jezus wyraźnie stwierdził, to właśnie on, książę tego świata został osądzony (Jn 16, 11) i zostanie zrzucony z tronu i wyrzucony na zawsze.

Biblia więc otwiera przed nami głębokie zrozumienie istoty świata wokół nas. rzeczywiście, gdybyśmy nie patrzyli na te niewidoczne moce kryjące się poza się poza rzeczami materialnymi, moglibyśmy łatwo zostać zwiedzeni.

Rozważanie to może nam pomóc, by lepiej zrozumieć wspomniany tekst z 1Pt3. Piotr umyślnie stawia tutaj zewnętrzną ozdobę (kosmos): trefienie włosów, złote klejnoty i strojne szaty, jako przeciwieństwo "niezniszczalnego klejnotu łagodnego ducha, który jedynie ma wartość przed Bogiem". Wynika stąd wniosek, że to pierwsze jest zepsute i dla Boga bez wartości. Nasza gotowość przyjęcie od razu, lub nie przyjęcia wartościowanie Piotra uzależnione jest od tego, czy widzimy prawdziwe znaczenie jest słów. Daje w nich do zrozumienia, że poza noszeniem ozdób, klejnotów i makijaży działa moc dla swoich własnych celów. Nie dajcie się jej opanować.

Powinniśmy zadać sobie pytanie: jakiem motywy kierują nami w odniesieniu do tych rzeczy? Być może nie kierujemy się niczym zmysłowym, lecz całkiem niewinnym pragnieniem uzyskania przy pomocy dobrego tonu harmonii i gustownego doboru, miłego i estetycznego wyglądu. W takim postępowaniu może nie być nic w swej istocie złego, lecz czy uświadamiamy sobie, czego tutaj dotykamy? Kontaktujemy się z tym systemem, kryjącym się poza rzeczami widzialnymi, systemem kierowanym przez Bożego przeciwnika. Dlatego bądźmy ostrożni!

Biblia rozpoczyna się opisem stworzenia nieba i ziemi. Nie jest tam powiedziane, że Bóg stworzył świat w tym znaczeniu, jakie tutaj omawiamy. Znaczenie wyrazu "świat" przechodzi w biblii pewien rozwój i dopiero w Nowym Testamencie (choć zapewne w mniejszym stopniu także już w Psalmach i niektórych księgach prorockich) "ten świat" nabiera swego pełnego, duchowego znaczenia. Łatwo jest zrozumieć przyczynę tego rozwoju. Przed upadkiem człowieka świat istniał tylko w znaczeniu ziemi, ludzi na ziemi i rzeczy na ziemi. Nie było jeszcze wtedy kosmosu, jako ustanowionego porządku. Jednak poprzez upadek szatan wprowadził na ziemię ten porządek, który sam obmyślił, i od tego rozpoczął się ten system świecki, i którym mówimy. Pierwotnie nasza fizyczna ziemia nie miała łączności ze światem w znaczeniu systemu szatana, nie mieli jej także ludzie, szatan jednak wykorzystał grzech człowieka i przez otwarte w ten sposób drzwi wniósł na ziemię organizację, którą postanowił urzeczywistnić. Od tej chwili ziemia znalazła się "na świecie" i człowiek znalazł się "na świecie". Możemy więc powiedzieć, że przed upadkiem człowieka była ziemia, po upadku był "świat", a po powrocie Jezusa będzie Królestwo. Tak jak świat należy do szatana, Królestwo należy do Pan Jezusa Co więcej, to właśnie Królestwo usuwa i usunie świat. Kiedy "kamień oderwany bez udziału rąk" skruszy dumny posąg człowieka, wtedy "panowanie nad światem przypadnie w udziale Panu naszemu i Pomazańcowi jego" (Dn 2,44-45; Obj 11,15).

Polityka, wychowanie, literatura, nauka, sztuka, prawo, gospodarka, muzyka - takie oto rzeczy składają się na "kosmos", a są to rzeczy, z którymi spotykamy się codziennie. Odejmijmy je, a świat jako spójny system przestanie istnieć. Studiując historię ludzkości, przyznać musimy, że nastąpił istotny postęp we wszystkich tych dziedzinach. Jest jednak pytanie: w jakim kierunku ten "postęp" zmierza? Jaki jest ostateczny cel tego rozwoju? Jan mówi nam, iż na końcu powstanie antychryst i ustanowi swoje królestwo na tym świecie (Jn 2,18.22; 4,3; 2Jn 7; Obj 13). W takim kierunku posuwa się świat. Szatan posługuje się światem materialnym, ludźmi tego świata i rzeczami, które są na świecie, aby w królestwie antychrysta osiągnąć panowanie nad wszystkim. W tej godzinie system światowy osiągnie swój punkt kulminacyjny, w tej też godzinie każda jego część składowa objawi się jako anty-Chrystusowa.

W 1 Mojżeszowej w ogrodzie Eden nie znajdujemy żadnej wzmianki o technice lub narzędziach mechanicznych. Jednak po upadku czytamy, że wśród potomków Kaina znalazł się kowal, wykuwający narzędzia z miedzi i żelaza (1Mo 4,22). Kilka wieków temu byłoby śmieszne doszukiwanie się w narzędziach żelaznych ducha antychrysta, aczkolwiek miecz już od dłuższego czasu otwarcie współzawodniczy z pługiem. Dzisiaj metale w ręku człowieka zostały zamienione na złowieszcze i śmiertelne narzędzia, a w miarę zbliżania się końca powszechne nadużywanie techniki będzie coraz bardziej widoczne.

To samo dotyczy muzyki i sztuki. Cytra i flet również wydają się pochodzić z rodziny Kaina (1Mo 4,21), a dzisiaj w nieuświęconych rękach ich natura przeciwna Bogu staje się coraz bardziej wyraźna. W wielu częściach świata, od dłuższego już czasu, istnieje łatwy do zaobserwowania ścisły związek między bałwochwalstwem a sztuką malarstwa, rzeźbiarstwa i muzyki. Niewątpliwie zbliża się dzień, w którym natura antychrysta okaże się bardziej wyraźnie, niż kiedykolwiek przez muzykę, tańce i sztuki wizualne oraz dramatyczne.

Gdy chodzi o gospodarkę, tutaj powiązania są jeszcze bardziej podejrzane. Szatan był pierwszym kupcem, handlującym z Ewą swymi pomysłami dla własnej korzyści, zaś w symbolicznym języku Ezechiela 28, który wydaje się ujawniać coś z jego pierwotnego charakteru, czytamy: "dzięki swojej wielkiej zdolności kupieckiej pomnożyłeś swoją potęgę i tak twoje serce stało się wyniosłe" (Ez 28,5). Chyba nie potrzeba tego dowodzić, gdyż większość z nas chętnie przyzna na podstawie doświadczenia, że natura i pochodzenie handlu są szatańskie. Więcej na ten temat powiemy później.

Lecz co można powiedzieć o szkolnictwie? - Ono na pewno nie jest szkodliwe! - protestujemy. W każdym razie nasze dzieci muszą się uczyć. A jednak system kształcenia, nie mniej niż handel czy technika, jest jedną z rzeczy tego świata. Ma on swoje korzenie w drzewie wiadomości dobrego i złego. Z jaką powagą, jako chrześcijanie, usiłujemy chronić nasze dzieci od bardziej oczywistych pułapek tego świata. A przecież to prawda, że musimy zapewnić im naukę. W jako sposób rozwiążemy problem, kiedy trzeba im pozwolić, by dotykały tego, co w swej istocie jest rzeczą tego świata, a jednocześnie trzeba je chronić od tego wielkiego systemu światowego i jego niebezpieczeństw?

Co powiemy o nauce? Ona także jest elementem składającym się na kosmos. Jest też wiadomością. Kiedy wgłębiamy się w przyszłe granice nauki i zaczynamy rozważać naturę fizycznego świata i człowieka, natychmiast powstaje pytanie: do jakiego punktu dopuszczalne jest rozwijanie badań i dokonywanie odkryć naukowych? Gdzie znajduje się linia demarkacyjna pomiędzy tym, co jest dobre i pożyteczne a tym, co jest szkodliwe w dziedzinie wiedzy? Jak możemy dążyć do wiedzy, a jednak nie dać się złapać w zasadzki szatana?

Takie są więc rzeczy na które musimy zważać. O, ja wiem, że niektórym będzie się wydawać, że przesadzam, lecz jest to konieczne, aby doprowadzić moje rozważanie do celu, gdyż "jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca" (1Jn 2,15). Ostatecznie, kiedy dotykamy rzeczy tego świata, winniśmy zawsze zadawać sobie pytanie: w jaki sposób ta rzecz wpłynie na mój stosunek do Ojca?

Minął czas, kiedy trzeba było wyjść w świat, by nawiązać z nim kontakt. Dzisiaj świat sam przychodzi i wyszukuje nas. Jest w działaniu siła chwytająca ludzi. Czy kiedykolwiek odczuwałeś moc tego świata bardziej niż obecnie? Czyś kiedy słyszał, by mówiono więcej o pieniądzach? Czy myślałeś kiedy więcej o żywności i odzieży? Gdziekolwiek byś się udał, nawet pomiędzy chrześcijan, rzeczy tego świata są tematem rozmów. Świat posunął się aż po same drzwi Kościoła i próbuje wciągnąć w swój uchwyt nawet świętych Bożych. Nigdy w tej dziedzinie otaczających nas rzecz nie było nam potrzeba tak bardzo znajomości mocy krzyża Chrystusa, niosącej wyzwolenie, jak w obecnym czasie.

Wcześniej mówiliśmy wiele o grzechu i życiu według ciała. Byliśmy w stanie widzieć zagadnienia duchowe z tym związane, lecz zbyt mało uświadamialiśmy sobie wtedy, jak ważne zagadnienia duchowe wchodzą w grę, gdy spotykamy się ze światem. Za kulisami świata jest siła duchowa, która przy pomocy "rzeczy, które są na nim" usiłuje usidlić ludziom w swoim systemie. Stąd święci Boży winni stać na straży nie tylko przeciw grzechowi, lecz przeciwko władcy tego świata. Bóg buduje Kościół, by połączyć się z nim w Królestwie Jezusa, które obejmie całą ziemię. Równocześnie Jego przeciwnik buduje system światowy na jego daremny punkt kulminacyjny w królestwie antychrysta. Musimy być czujni, by nie stać się pomocnikami szatana w budowaniu tego fatalnego królestwa! Kiedy stajemy przed alternatywami i jesteśmy zmuszani dokonywać wyboru, pytanie nie polega na tym: czy to jest dobre czy złe? Czy to jest pożyteczne czy szkodliwe? Nie! Pytanie, jakie winniśmy sobie zadać brzmi: Czy to jest ze świata, czy z Boga? Ponieważ we wszechświecie istnieje tylko ten jeden konflikt, zatem gdy stoją przed nami dwie sprzeczne ze sobą drogi, wybór, jakiego dokonujemy, nie ma nigdy mniejszego znaczenia niż: Bóg lub... szatan.

Rozdział 2 - Dążenie od Boga

Ponieważ każdy z nas znajdował się w więzach grzechu, z łatwością przychodzi nam wierzyć, że grzeszne rzeczy są szatańskie. Czy jednak również wierzymy, że rzeczy tego świata są szatańskie? Myślę, że wielu z nas ma jeszcze co do tego dwojakie zdanie. Ale jakże wyraźnie Biblia zapewnia, że "cały świat tkwi w złem" (1Jn 5,19). Szatan dobrze wie, że próby uwięzienia prawdziwych chrześcijan przy pomocy rzeczy, oczywiście grzesznych, jest daremne i próżne. Oni zazwyczaj wyczują niebezpieczeństwo i unikną go. Dlatego obmyślił zamiast tego powabną sieć, utkaną tak zręcznie, by można usidlić nią nawet najbardziej wierzącego człowieka. Uciekamy o grzesznych pożądliwości i słusznie, kiedy jednak chodzi o tak nieszkodliwe rzeczy jak nauka, sztuka, czy wykształcenie, jakże łatwo tracimy zmysł prawidłowego wartościowania i padamy ofiarą jego knowań.

Wypowiedź naszego Pana o sądzie wskazuje wyraźnie na to, że wszystko, co składa się na "ten świat" jest w sprzeczności z Bożymi zamiarami. Jego słowa: "teraz odbywa się sąd nad tym światem" wyraźnie zakładają potępienie wszystkiego, co tworzy kosmos i nigdy nie zostałyby wypowiedziane, gdyby coś ze światem nie było rażąco nie w porządku. Kiedy Jezus mówi dalej: "teraz władca tego świata będzie wyrzucony", nie tylko przez to wyraża ścisły związek między szatanem a porządkiem świata, lecz także fakt, iż potępienie świata związane jest z potępieniem szatana. Czy uznajemy dzisiaj, że szatan jest księciem edukacji, nauki i kultury oraz sztuki, że są one wraz z nim skazane na zatracenie? Czy uznajemy, że to on jest mistrzem i twórcą wszystkich tych rzeczy, które razem stanowią system tego świata?

Kiedy jest mowa o zabawie tanecznej, czy o nocnym lokalu, naszą reakcją jako chrześcijan jest odruchowa dezaprobata. Stanowi to dla nas "ten świat" w jego istocie. Jeśli jednak iść do drugiej skrajności, gdy mowa jest o służbie zdrowia lub opiece społecznej, nie ma podobnej reakcji zupełnie. Rzeczy te skłaniają nas do milczącej aprobaty, a może nawet entuzjastycznego poparcia. Pomiędzy tymi skrajnościami zaś znajduje się mnóstwo innych rzeczy, bardzo różnorodnych w swoim wpływie, dobrym czy złym, co do których prawdopodobnie nie bylibyśmy w stanie uzgodnić dokładnej linii podziału. Weźmy jednak pod uwagę fakt, że sąd został wydany nie nad pewnymi wydzielonymi rzeczami, należącymi do tego świata, lecz niepodzielnie nad nimi wszystkimi.

Sprawdź samego siebie. Jeśli zagłębiasz się w jakąś z tych uznanych dziedzin, a potem ktoś zawoła na ciebie: Ty stykałeś się z tam ze światem! - czy to cię poruszy? Prawdopodobnie wcale nie. Musiałby ktoś, kogo na prawdę poważasz powiedzieć ci prosto i z powagą: Bracie, ty tutaj zadałeś się z szatanem! - byłbyś wtedy skłonny przynajmniej się zawahać. Czy tak nie jest? Jak czułbyś się, gdyby ktoś ci powiedział: zetknąłeś się tutaj ze szkolnictwem, zetknąłeś się z wiedzą medyczną lub zetknąłeś się z gospodarką? Czy zareagowałbyś z taką samą troską, jak gdyby ktoś powiedział ci: zetknąłeś się z diabłem? Gdybyśmy rzeczywiście wierzyli, że kiedykolwiek dotykamy którejś z tych rzeczy, będących częścią składową świata, dotykamy księcia tego świata, nie mogłaby uderzać nas powaga związana z angażowaniem się w jakikolwiek sposób w rzeczy tego świata. "Cały świat tkwi w owym złem". Nie jego część, lecz "cały". Nie przypuszczajmy ani na chwilę, że szatan sprzeciwia się Bogu tylko przy pomocy grzechu i cielesności w ludzkich sercach; on sprzeciwia się Bogu przy pomocy każdej z rzeczy tego świata. Tak, zgadzam się z tobą, że rzeczy tego świata są wszystkie w pewnym sensie materialne, bez życia, same w sobie nie posiadające mocy, by nam szkodzić. Ale już ta okoliczność miałaby uświadomić nam, że są one przeciwne Bogu i Jego celom, tak jak wszystko, w czym nie ma śladu Bożego życia.

Powtarzający się zwrot "według rodzaju swego" w 1Mo 1, przedstawia prawo rozmnażania się, które rządzi całą dziedziną życia biologicznego. Nie rządzi jednak dziedziną Ducha. Z pokolenia na pokolenie bowiem rodzice ludzcy rodzą dzieci według rodzaju swego, jedna rzecz jest jednak pewna: chrześcijanie nie rodzą chrześcijan! Nawet jeśli oboje rodziców są chrześcijanami, ich dzieci nie będą z natury chrześcijanami i to nawet w pierwszej generacji. Za każdym razem wymaga to świeżego działania Boga.

I ta zasada stosuje się w sprawach ludzkich w szerszym zakresie. Wszystko, co pochodzi z natury ludzkiej, trwa spontanicznie; wszystko, co pochodzi z boga trwa tylko tak długo, jak długo trwa Boże działanie. Do świata zaś należy łącznie wszystko to, co może utrzymywać się bez potrzeby odświeżania przez Boga. Świat i wszystko, co do niego należy, utrzymuje się w sposób naturalny - leży to w jego naturze - i na skutek tego posuwa się w kierunku sprzecznym z wolą Bożą. Stwierdzenie to będziemy się starli teraz zilustrować zarówno przy pomocy Biblii, jak i doświadczeń chrześcijańskich.

Weźmy najpierw dziedzinę polityczną. Starotestamentowa historia Izraela dostarcza nam przykładu wysoko uprzywilejowanego narodu i jego władzy. Dowiadujemy się, że lud Izraela chciał żyć na warunkach takich, jak okoliczne narody i dlatego powzięli zamiar posiadanie króla. Na razie pozostawmy sprawę wyboru Saula i przejdźmy do chwili, gdzie w swoim czasie Bóg dał im króla według swego wyboru, który ustanowił królestwo pod Bożym kierownictwem.

Otóż, aczkolwiek było to niewątpliwie Boże działanie, naturalną tendencją tego królestwa okazała się być dążność "być jak inne narody", dążność w kierunku przeciwnym do Boga. Królestwo jest bowiem rzeczą świecką; będąc w związku z pozostałymi rzeczami świeckimi, wpada w kolizję z zamiarami Boga. Gdziekolwiek na świecie rządy narodu pozostawione są same sobie, posuwają się swoją naturalną drogą coraz dalej od Boga. To, co prawdziwe jest w świeckiej polityce narodów, okazało się równie prawdziwe nawet w przypadku Izraela, narodu wybranego przez Boga. Kiedykolwiek Bóg przerwał swoje specjalne działanie nad nimi, królestwo izraelskie staczało się do bałwochwalczych układów politycznych. Były odnowy, to prawda, lecz każda z nich odznaczała się określoną Bożą interwencją, a bez takiej interwencji zawsze tendencyjnie szli ku upadkowi, ruch odbywał się z góry na dół.

Niezbyt nas zdziwi, że to samo okazuje się być prawdą także w dziedzinie gospodarczej. Noe mogę znaleźć innej dziedziny, gdzie pokusa nieuczciwego i nierzetelnego postępowanie byłaby tak wielka, jak w tym przypadku. Wszyscy coś na ten temat wiemy. Wszyscy wiemy, jak to trudno pozostać prostolinijnym i prowadzić sprawy rzetelnie w tym konkurencyjnym świecie interesu. Wielu powie, że jest to niemożliwe i z pewnością, aby to osiągnąć, potrzeba życia oddanego Bogu w sposób wyjątkowy.

Pan Jezus przedstawił dwa różne rodzaje ludzi: jednych reprezentuje człowiek, który cały świat pozyskał, a zmarnował swoje życie, oraz drugich który reprezentuje kupiec, który sprzedał wszystko co miał, by kupić drogocenną perłę. Do owego kupca Jezus przyrównał Królestwo Niebios (Mt 16, 26; 13, 45. 46). Duch boży nierzadko pobudzał ludzi interesu do podobnego postępowania. Było niemało przedsiębiorstw, których zyski przeznaczone zostały na cele Boże, w postaci zwiastowanie ewangelii lub innych działań.

Przypominam sobie jedno takie przedsiębiorstwo, które założone zostało przez bogobojnego człowieka interesu. Otóż bojaźń Boża jest właściwością, która może istnieć tylko wtedy, jeśli utrzymywana jest przez niebo, natomiast żyłka do interesu i sprawna organizacja, którą ona tworzy, może trwać samoistnie. W pierwszej generacji historii tej firmy obserwujemy życie boże wniesione do niej przez jej założyciela, zdolne utrzymać ten koncern o zasięgu światowym bezpiecznie pod Bożą władzą. Z nastaniem drugiej generacji jednak zostało zaniedbane właściwe postępowanie i jak można się było spodziewać, interes ten zaczął automatycznie staczać się w stronę systemu światowego Bojaźń Boża ulotniła się, lecz sama firma istnieje i kwitnie nadal.

Weźmy teraz, pozornie tę niewinną dziedzinę, jak rolnictwo. Tutaj 1 Mojżeszowa, pisana w pierwotnym świecie pasterstwa i uprawy roli, ma nam coś do powiedzenia. Po upadku Adama, Bóg musiał powiedzieć do niego: "Przeklęta niech będzie ziemia z powodu ciebie! W mozole żywić się będziesz z niej po wszystkie dni życia swego! Ciernie i osty rodzić ci będzie i żywić się będziesz zielem polnym. W pocie oblicza swego będziesz jadł chleb, aż wrócisz do ziemi" (1Mo 3, 17-19). Nikt nie będzie twierdził, że w ogrodzie Eden, gdzie rosło drzewo życia, rolnictwo lub ogrodnictwo było złe. Ono zostało wprowadzone przez Boga. Jednak, gdy tylko znalazło się poza działaniem Bożej ręki, uległo degeneracji. Człowiek został skazany na niekończący się kołowrót harówki i rozczarowań, a owoc jego mozołu nosi na sobie znamię zwyrodnienia. Ratunek Noego był wielkim Bożym ruchem odnowy, w którym ziemi został darowany świeży początek. Lecz jakże szybki i tragiczny był powrót człowieka do poprzedniego stanu! "Noe, który był rolnikiem, pierwszy założył winnicę. Gdy potem napił się wina, upił się i leżał odkryty w namiocie swoim" (1Mo 9, 20. 21). Rolnictwo nie jest oczywiście same w sobie grzeszne, ale już tutaj jego kierunkiem jest oddalenie się od Boga. Pozostawcie je jego naturalnej tendencji, a znajdzie ono kurs całkowicie sprzeczny z wolą Bożą. Czy nie widzimy coś z tego w naszych czasach, w takich katastrofach ekologicznych, jak wysychanie kontynentów?

Jakże inny jest Kościół, rola Boża! Przez łaskę Bożą i zamieszkującego w nim Ducha, posiada on właściwą sobie moc życiową, zdolną, o ile reaguje na nią, utrzymywać go bez przerwy w ruchu w kierunku do Boga oraz powrócić na ten kierunek, jeśli zboczy.

Jeśli przejdziemy do systemu wychowania, zobaczymy, że zarówno Biblia, jak i doświadczenia, mówią nam coś o tym. Można powiedzieć, że odrzucając Saula, a wybierając Dawida, Bóg pominął człowieka odznaczającego się swoją głową (Saul był o głowę wyższy od swoich współplemieńców), a wybrał człowieka według swego serca. Lecz mówiąc bardziej poważnie, tacy ludzie jak Józef, Mojżesz, Daniel, których mądrość Bóg wykorzystał publicznie, wszyscy otrzymali zrozumienie, jakiego potrzebowali, bezpośrednio od samego Boga. Mało powoływali się na swoje świeckie wykształcenie. Apostoł Paweł zaś wyraźnie umieszcza swoja "uczoność" wśród wszystkiego, co uznał za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, jego Pana (Flp 3,8). rozróżnia wyraźnie pomiędzy mądrością tego świata a mądrością, która pochodzi od Boga (1Kor 1, 21. 30).

Istnieją jednak fakty, które wykazują światowość systemu wychowawczego w samej istocie. Większość historycznych uniwersytetów Zachodu została założona przez chrześcijan, których pragnieniem było dostarczenie swoim bliźnim możliwości dobrego wykształcenia pod wpływami chrześcijańskimi. W ciągu życia założycieli poziom tych instytucji był wysoki, ponieważ ludzie ci wkładali w nie rzeczywistą treść duchową. Kiedy jednak ci odeszli, ustało wówczas kierownictwo duchowe. Na skutek tego wykształcenie na uczelniach zaczęło w sposób nieunikniony posuwać się drogą w kierunku świata materializmu i coraz dalej od Boga. W pewnych przypadkach mogło to trwać przez dłuższy czas, gdyż tradycja religijna jest mocna, jednak tendencja była zawsze oczywista i w większości przypadków wspomniane przeznaczenie zostało już osiągnięte. Dopóki rzecz materialne znajdują się pod kierownictwem duchowym, prawidłowo spełniają swoją podporządkowaną rolę. Wyzwolone spod tego ograniczenia, bardzo szybko ujawniają moc, kryjącą się za nimi. Prawo ich natury przejawia się samoistnie, ich świecki charakter zostaje udowodniony przez kierunek, jaki obierają.

Rozpowszechnienie przedsięwzięć misyjnych w naszym czasie daje nam okazję do sprawdzenia tej zasady na instytucjach religijnych naszych dni i naszego kraju. Ponad sto lat temu Kościół zajął się zakładaniem w Chinach szkół i szpitali w wyraźnym duchowym ukierunkowaniu, w celach ewangelizacyjnych. W tamtym czasie nie przywiązywano zbytniej uwagi do budynków, natomiast znaczny nacisk kładziono na rolę tych instytucji w głoszeniu ewangelii. Dziesięć lub piętnaście lat temu można było zwiedzać te same tereny i na wielu miejscach można było spotkać o wiele większe i okazalsze zabudowania, lecz w porównaniu z latami początkowymi, o wiele mniej osób nawróconych. Dzisiaj zaś wiele z tych znakomitych szkół i uczelni stało się wyłącznie ośrodkami kształcenia, całkowicie pozbawionymi wszelkich prawdziwie ewangelizacyjnych motywów. Prawie w takim samym stopniu wiele szpitali istnieje teraz wyłącznie jako ośrodki leczenia fizycznego, a wcale nie jako ośrodki uzdrowienia duchowego. Ludzie, którzy dali im początek, dzięki swojemu ścisłemu chodzeniu z Bogiem, utrzymywali te instytucje bez przerwy na kursie Bożych celów. Kiedy jednak ludzie ci odeszli, instytucje te spontanicznie zaczęły dążyć w kierunku wzorców i celów świeckich i posuwając się w tym kierunku zakwalifikowały się same jako "rzeczy tego świata". Nie może nas dziwić, że tak się dzieje.

W początkowych rozdziałach Dziejów Apostolskich czytamy, że ujawnił się brak, który skłonił Kościół do zorganizowania pomocy dla ubogich świętych. Ta nagląco potrzebna instytucja pomocy społecznej była wyraźnie błogosławiona przez Boga, lecz miała charakter tymczasowy. Może zawołasz: jak dobrze byłoby, gdyby to przetrwało! Ale tylko nie znający Boga mogą tak powiedzieć. Gdyby te metody pomocy społecznej były kontynuowane bez przerwy, zaczęłyby na pewno kierować się w stronę świata, jak tylko ustałby wpływ duchowy, działający w nich na początku. To jest nieuniknione.

Jest bowiem różnica pomiędzy Kościołem budowanym przez Boga z jednej strony, a tymi cennymi socjalnymi i charytatywnymi produktami ubocznymi, jakie wyłaniają się z niego od czasu do czasu dzięki wierze i wizji jego członków - z drugiej strony. Te ostatnie bowiem, pomimo iż mają swój początek w wizji duchowej, posiadają same w sobie siłę niezależnego przetrwania, której Kościół Boży nie posiada. Są to dzieła, które wiara dzieci Bożych może zainicjować i rozwinąć, lecz które, jak tylko droga została utorowana i ustalone wzorce postępowania, mogą z łatwością być utrzymywane lub naśladowane przez ludzi tego świata, już zupełnie bez takiej wiary.

Kościół Boży, pozwólcie mi powtórzyć, nigdy nie przestaje być w swym istnieniu zależny od życia z Boga. Wyobraź sobie żywy zbór w jakimś mieście dzisiaj z jego wspólnotą, modlitwami, świadectwem ewangelii oraz wielu domami i ośrodkami działalności duchowej. Co znajdziemy tam po upływie pewnego czasu? Jeśli lud Boży naśladował Go w wierze i posłuszeństwie, może to być miejsce napełnione bardziej, niż kiedykolwiek życiem i światłem od Pana i mocą Jego Słowa. Lecz jeśli przez niewierność opuścili swoją wizję Chrystusa, może to być równie dobre miejsce, gdzie głoszony jest ateizm. W takim razie jako cząstka Kościoła zbór ten przestał istnieć. Kościół bowiem uzależniony jest w samym swoim istnieniu od nieprzerwanego dopływu świeżego życia z Boga i nie może bez niego przetrwać ani jednego dnia.

Przypuśćmy jednak, że obok tego zboru jest szkoła, szpital, albo wydawnictwo, czy inna instytucja o charakterze religijnym, która wzięła swój początek z wiary członków tego samego zboru. Zakładając, że potrzeba jej usług istnieje nadal jeszcze po dziesięciu latach i nie została zaspokojona przez inną, podobną instytucję prywatną czy państwową, istnieje prawdopodobieństwo, że działalność ta będzie wtedy ciągle jeszcze utrzymywana na nie mniej wydajnym i dobrym poziomie usług. Jeśli bowiem uczelnia czy szpital posiada ramy administracyjne i organizacyjne, może kontynuować działalność na czysto instytucjonalnym poziomie, bez jakiegokolwiek dopływu Bożego życia. Wizja mogła się skończyć, lecz instytucja utrzymuje się bez przerwy. Stała się nie mniej świecka niż cokolwiek innego, co może utrzymywać się niezależnie od życia Bożego. Każda taka rzecz objęta jest zdaniem Pana: "teraz odbywa się sąd nad tym światem."

Pozwól, że zadam ci pytanie: jaką pracą się trudnisz? Ty może mi odpowiesz: pracuję w służbie zdrowia. Mówisz to, nieświadomy niczego prócz dumy z tego, że masz tak humanitarny zawód, nieświadomy niebezpieczeństwa swego położenia. Kiedy jednak powiem ci, że wiedza lekarska jest tylko jednym elementem więcej w systemie kierowanym przez szatana, co wtedy? Jeśli jako chrześcijanin potraktujesz moje słowa poważnie, zastanowisz się co to znaczy i zaczniesz myśleć, czy nie zrezygnować ze swojego zawodu. Nie, nie rezygnuj z pracy lekarza! Postępuj jednak ostrożnie, gdyż znajdujesz się na terytorium rządzonym przez wroga Bożego. Jeśli nie będziesz czujny, to podobnie jak wszystkim innym grozi ci, że padniesz ofiarą jego zamysłów.

Albo przypuśćmy, że pracujesz w budownictwie, rolnictwie lub wydawnictwie. Bądź na straży, gdyż są to również rzeczy tego świata, tak samo, jak prowadzenie zakładu rozrywkowego lub siedliska rozpusty. Jeśli nie zachowasz ostrożności, zostaniesz gdzieś pochwycony w zasadzki szatana i utracisz wolność, z której jako dziecko Boże korzystasz.

Jak wobec tego - pytasz - możemy uniknąć jego sideł? Wielu sądzi, że unikanie świata jest kwestią uświęcenia, oddaniem siebie samego na nowo i całym sercem dla sprawy Bożej. Nie, to jest kwestią zbawienia. Z natury wszyscy jesteśmy uwięzienie w systemie szatańskim i nie mamy innej ucieczki prócz zmiłowania naszego Pana. Całe nasze oddanie się Jego sprawie jest bezsilne, aby nas wyzwolić. Gdy chodzi o nasze wyzwolenie z systemy świata, jesteśmy zależni od Jego miłosierdzia i dzieła odkupienia. On jest w stanie to uczynić i sposób, w jaki On to robi, będzie tematem następnego rozdziału. Bóg może postawić nas na skale i strzec naszych nóg przed upadkiem. Dzięki Jego pomocy możemy przemienić nasze przedsiębiorstwo lub zawód na narzędzie dla służby Jego woli na tak długo, jak On zechce.

Pozwólcie mi jednak na nowo powtórzyć, że naturalną skłonnością wszystkich "rzeczy, które są na świecie" jest droga w kierunku od Boga do szatana. Niektóre z nich przez ludzi duchowych mogły być skierowane ku Bogu, jak tylko jednak zdjęte zostanie to ograniczenie pochodzące z życia Bożego, one automatycznie obiorą kurs pierwotny. Nic dziwnego, że oczy szatana upatrują końca świata z perspektywy, iż w tym czasie wszystkie rzeczy tego świata będą skierowane ku niemu. Nawet teraz i w każdym czasie posuwają się w jego kierunku i można oczekiwać, że w czasie ostatecznym osiągną swój cel. Ta myśl powinna nas wstrzymywać na chwilę, ilekroć stykamy się z elementami jego systemu, w przeciwnym razie nieuchronnie będziemy przyczyniać się do budowy jego królestwa.

Rozdział 3 - Świat zalany wodą

Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 15. 16)

Dla wielu z nas postać tego drugiego zdania jest zaskoczeniem. Jezus nie powiedział, że kto uwierzy i zbawiony zostanie, będzie ochrzczony. Nie, On powiedział to w odwrotnej kolejności. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie - będzie zbawiony. Jest to dla nas zawsze niebezpieczne, kiedy zmieniamy coś, co Pan powiedział w coś, czego nie powiedział. Wszystko, co On powiedział, ma swoje znaczenie i On podtrzymuje każde wypowiedziane słowo. Ale jeśli tak jest to musi być faktem, że tylko przez wiarę w Niego i przez chrzest zostajemy zbawieni. Niektórzy będą tym zakłopotani. Co ty masz na myśli? - będą protestować. Lecz nie bądź zaintrygowany, ani nie rób mi zarzutów! To nie ja powiedziałem, to powiedział mój Pan. To właśnie On ustalił tę kolejność: wiara, potem chrzest, potem zbawienie. Nie możemy zmieniać tej kolejności: wiara, zabawienie, chrzest, bez względu na to, jak bardzo wolelibyśmy właśnie ten sposób. Co Pan powiedział musi pozostać nienaruszone, nam zaś należy tylko uważnie się temu przysłuchiwać.

Ja nie uzasadniam tu tego, że przyjmuję te słowa z Ew. Marka 16, 16 za autentyczne słowa Pana Jezusa, chociaż zdaję sobie sprawę, że są krytycy, którzy podają je w wątpliwość. W pewnej wiosce spotkałem kiedyś krawca imieniem Czen. Czytał on Ewangelię Marka, kiedy zaś doszedł do tego miejsca, o którym wszyscy krytycy twierdzą, że nie należy ono wcale do tej Ewangelii, uwierzył i zaufał Panu. Nie było w tej miejscowości innych chrześcijan, toteż nie miał kto go ochrzcić. Co on miał zrobić? Potem przeczytał wiersz 20. Bóg sam potwierdził mu swoje słowo. To wystarczyło. Dlatego w swej prostocie postanowił sprawdzić jedną z obietnic w wierszu 18. W tym celu odwiedził kilku sąsiadów, którzy chorowali. Po modlitwie kładł na nich ręce w imieniu Jezusa, po czym wrócił do domu. W krótkim czasie i bez wyjątku, jak mi powiedział, oni wyzdrowieli. Z utwierdzoną wiarą spokojnie wykonywał nadal zawód krawiecki, świadcząc przy tym wiernie o Panu, przy czym zastałem go, kiedy tamtędy podróżowałem. Jeśli on mógł odnieść się do Słowa Bożego tak poważnie, to czy nie powinienem i ja?

Dlatego powtarzam: "Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony." Czy chcesz mi powiedzieć - wykrzykniesz może - że wierzysz w nowe narodzenie przez chrzest? Nie, naprawdę nie! Pan nie powiedział: "Wierz i ochrzcij się, a narodzisz się na nowo". Jego słowa brzmią: "Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony." Dlatego ja wierzę w zbawienie przez chrzest. Wobec tego powstaje naturalne pytanie: co to zdanie oznacza? I co to znaczy, kiedy Łukasz mówi nam, że po wezwaniu Piotra "ratujcie się spośród tego pokolenia przewrotnego", ci, "którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni" (Dz 2,40-41)?

Aby na to odpowiedzieć musimy najpierw zapytać, co rozumiemy pod wyrazem "zbawiony"? Boję się, że mamy całkiem niewłaściwe pojęcie o zbawieniu. Wszystko, co większość z nas wie o zbawieniu, zawiera się w tym, że będziemy zbawieni od piekła, by móc żyć w niebie, albo że jesteśmy zbawieni od naszych grzechów, aby odtąd żyć świętym życiem. Lecz jesteśmy w błędzie. W Biblii znajdujemy, że zbawienie idzie dalej, niż te rzeczy. Nie dotyczy ono bowiem tyle grzechu i piekła, względnie świętości i nieba, co czegoś innego.

Wiemy, że każdy dobry dar, jaki Bóg nam oferuje, ma na celu zrównoważenie jakiegoś odpowiedniego, kontrastującego z nim zła. On oferuje nam usprawiedliwienie ze względu na to, że istnieje potępienie. Daje nam życie wieczne, ponieważ istnieje śmierć. Ma dla nas przebaczenie, ponieważ istnieją grzechy. Przynosi nam zbawienie - z uwago na co? Usprawiedliwienie dotyczy potępienia, niebo dotyczy piekła, przebaczenie dotyczy grzechu. Wobec tego, czego dotyczy zbawienie? Jak później zobaczymy, zbawienie dotyczy kosmosu, świata.

Szatan jest osobistym nieprzyjacielem Chrystusa. Działa przez ciało człowieka, aby stworzyć na ziemi istniejący stan rzeczy, w który my wszyscy jesteśmy wmieszani; nikt z nas nie jest wyjątkiem. I cały ten kosmiczny stan rzeczy jest w całkowitej sprzeczności z Bogiem, Ojcem. Przypuszczam, że wszyscy wiemy, jak te trzy ciemne siły: świat, ciało i diabeł stanowią przeciwieństwa trzech osób boskich. Ciało podnosi się przeciwko Duchowi Świętemu jako Pocieszycielowi, szatan występuje przeciwko Jezusowi Chrystusowi jako Panu, zaś świat występuje przeciwko Ojcu jako Stwórcy.

To, co określamy nazwą kosmos, zawsze znajduje się w opozycji względem Boga jako Ojca i Stwórcy. Jego dziełem był plan stworzenia, gdzie wszystko "było bardzo dobre", plan, nad którego realizacją nie przestał pracować. Jeszcze przed założeniem świata powziął On w swoim sercu zamiar ustanowienia na ziemi porządku, którego koroną mieli być ludzie i który miał odzwierciedlać charakter Jego Syna. Wkroczył jednak szatan. Używając ziemi jako odskoczni i człowieka jako swego narzędzia, uzurpował sobie prawo do stworzenia Bożego, i człowieka jako swego narzędzia, uzurpował sobie prawo do stworzenia Bożego, aby urządzić z niego coś skierowanego na siebie i odzwierciedlającego jego własny obraz. A więc, ten obcy system stanowił bezpośrednie wyzwanie dla planu Bożego.

Na skutek tego, dzisiaj stoimy twarzą w twarz dwóch światów, dwóch zakresów władzy, które cechują dwa całkowicie różne i przeciwne sobie charaktery. Dla mnie teraz nie chodzi tylko o kwestię przyszłości w niebie, czy w piekle. Chodzi mi o te dwa światy dzisiaj, o to ,czy aktualnie należę do porządku rzeczy, którego suwerennym Panem jest Chrystus, czy też do przeciwstawnego mu porządku, którego prawdziwą głową jest szatan.

Zbawienie zatem nie jest tak bardzo osobistą sprawą odpuszczenia grzechów lub uniknięcia piekła. Należy je raczej widzieć w kategoriach systemu, z którego wychodzimy. Gdy przyjmuję zbawienie, przechodzę exodus, wyjście z jednego całego świata i wejście do innego. Już teraz jestem zbawiony, wyratowany z całej tej zorganizowanej sfery, którą szatan skonstruował w swoim buncie przeciwko Bożym celom.

Sfera ta, ten wszystko obejmujący kosmos, ma wiele dziwnych twarzy. Naczelne miejsce zajmuje tu oczywiście grzech i świeckie pożądliwości. Lecz w nie mniejszym stopniu częścią jego są nasze bardziej szanowane ludzkie wzorce i sposoby postępowania. Umysł ludzki, jego kultura i filozofia, wszystko to jest tutaj włączone, wraz z wszystkimi nawet najlepszymi ideologiami społecznymi i politycznymi. Wraz z nimi należy tam również bez wątpienia umieścić religie świat, a wśród nich te upstrzone ptaki chrześcijaństwa i jego "kościół światowy". gdziekolwiek dominuje wpływ naturalnego człowieka, tam mamy do czynienia z elementem tego systemu, znajdującym się pod bezpośrednią inspiracją szatana.

Jeśli to jest świat, to czym jest zbawienie? Zbawienie oznacza, że je zostaję wyrwany z tego, wychodzę, opuszczam ten wszystko obejmujący kosmos. Przestaję należeć do tego szatańskiego stanu rzeczy. Kieruję moje serce ku temu, na co skierowane jest Boże serce. Przyjmuję za swój cel Jego odwieczny cel w Chrystusie. Tutaj wstępuję, a z tamtego jestem wyzwolony.

"Kto wierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony" - Jezus powiedział po prostu to, co myślał. Ja robię ten krok wiary: uwierzyłem i zostaję ochrzczony - wychodzę jako zbawiony i wyratowany człowiek. Oto czym jest zbawienie! Dlatego nigdy nie uważajmy chrztu za coś o małym znaczeniu. Potężne rzeczy są z tym związane. Nie jest to niczym mniejszym jak sprawą dwóch walczących z sobą światów oraz naszego przeniesienia z jednego z nich do drugiego.

Istnieje w Biblii inne jeszcze miejsce, w którym chrzest i zbawienie złączone są tak, że może ono być ilustracją naszego tematu. Mówię o 1P 3. Apostoł mówi nam tutaj, iż "Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę, w której tylko niewielu, to jest osiem dusz, ocalało przez wodę"(1P 3,20).

Mówi, że woda była obrazem, podobieństwem, czyli symbolem czegoś, co miało później nastąpić. "Ona jest obrazem chrztu, który teraz i was zbawia"(w. 21). A więc chrzest, jak mówi tekst, zbawia nas "teraz". Wyraźnie widać, że Piotr wierzył w nasze zbawienie przez chrzest tak mocno, jak w zbawienie Noego przez wodę. Proszę, pamiętajcie, że nie mówię o nowym zrodzeniu oraz wyzwoleniu z piekła i grzechu. Rozumiejmy jasno, że mówimy tutaj o zbawieniu. To nie jest tylko sprawą znaczenia wyrazów. Chodzi o nasze całkowite oderwanie się od dzisiejszego systemy światowego.

Aby lepiej zrozumieć myśl Piotra. zwróćmy się do jego tekstu źródłowego w 1 Mojżeszowej 6-8. Obraz ten jest pouczający. W czasach Noego oglądamy świat całkowicie zepsuty. Ziemia, chociaż stworzona przez Boga, uległa zepsuciu na skutek postępku człowieka w dniu, kiedy ten uległ szatanowi. Grzech raz wprowadzony rozwinął się i zaczął grasować, aż sam Boży Duch Święty wołał: dosyć! Stan rzeczy osiągnął taki punkt, że nie było żadnej możliwości ich uzdrowienia; mogły być tylko osądzone i zniszczone.

Dlatego Bóg rozkazał Noemu zbudować arkę i umieścić w niej swoją rodzinę i stworzenia, po czym nastąpił potop. Wody potopu "podniosły arkę i płynęła wysoko nad ziemią" na wodach, pod którymi "zostały zakryte wszystkie wysokie góry, które były pod niebem"(1M 7,18-19). Wszystko, co żyło, zarówno ludzie jak i zwierzęta, zginęło i ocaleli tylko ci, którzy płynęli na wodach w arce. Rzeczą istotną jest tutaj nie to, że uniknęli śmierci przez utonięcie. Nie to jest najważniejsze. Istotne dla nas jest to, że byli jedynymi ludźmi, którzy wydostali się z tego zepsutego stanu rzeczy, z tego świata zalanego wodą. Życie osoby jest nieuniknionym skutkiem wyjścia; śmierć jest skutkiem pozostania; zbawienie natomiast jest samym wyjściem, nie jego skutkiem. Zauważcie tę różnicę, gdyż ona jest wspaniała. Zbawienie w swej istocie jest aktualnym wyjściem ze skazanego na zagładę porządku należącego do szatana.

Chwała Bogu, oni wyszli! W jaki sposób? Przez wodę. Dlatego dzisiaj, kiedy ci, którzy wierzą, zostają ochrzczeni, przechodzą symbolicznie przez wodę potopu. I to ich przejście przez wodę przedstawia ich wyjście ze świata, ich exodus z tego stanu rzeczy, który wraz ze swoim księciem znajduje się pod boskim wyrokiem skazującym. chciałbym powiedzieć to szczególnie do tych, którzy dzisiaj przystępują do chrztu (przemówienie to zostało wygłoszone na uroczystości chrztu w Londynie, w maju 1939r). Pamiętaj, że w wodzie nie jesteś tylko ty. Kiedy wchodzisz do wody, cały świat wchodzi razem z tobą. Kiedy wychodzisz, wychodzisz w Chrystusie, w tej arce płynącej po falach, podczas gdy twój świat pozostaje za tobą. Dla ciebie świat ten przestaje istnieć, pozostaje w wodzie, tonie podobnie jak świat Noego, skazany na śmierć w śmierci Chrystusa i nigdy już nie mający wrócić do istnienia. To właśnie przez chrzest stwierdzasz ten fakt: "Panie, pozostawiam mój świat za sobą. Twój krzyż odrywa mnie od niego na zawsze!"

Dlatego, mówiąc obrazowo, kiedy przechodzisz przez wodę chrztu, wszystko co należy do tego poprzedniego stanu rzeczy, zostaje odcięte przez tę wodę, aby więcej już nie powrócić. Jedynie ty uchodzisz cało. Dla ciebie jest to przejściem do innego świata, do świata, w którym znajdziesz gołębicę i świeże listki drzewa oliwnego. Wychodzisz ze świata znajdującego się pod wyrokiem sądowym i wchodzisz do świata odznaczającego się nowością boskiego życia.

Chciałbym ponownie podkreślić, że nie tylko ty wchodzisz do wody; twój świat wchodzi razem z tobą. Tam też pozostaje. Z punktu widzenia twojego nowego położenia stwierdzisz, że woda zawsze okrywa ten świat, do którego przedtem należałeś Ta sama woda, która uratowała Noego i jego rodzinę, zatopiła świat, w którym poprzednio żyli - ta sam woda, ten sam potop. Dlatego ta sama woda z jednej strony zanosi ciebie i mnie na teren zbawienia w Chrystusie, a z drugiej strony grzebie cały szatański stan rzeczy. Tutaj w chrzcie nie tylko kończy się twoja własna historia jak potomka Adama; tutaj kończy się zarazem twój świat. W obu przypadkach chodzi o śmierć i pogrzeb, z którego nic nie zmartwychwstanie. Jest to koniec wszystkiego.

Oznacza to, że nie możesz przenieść niczego z tego poprzedniego świata do nowego. to, co należało do tego poprzedniego zakresu spraw w Adamie, pozostaje tam i już nigdy nie będzie wspominane. Poprzednio byłeś, powiedzmy, ekspedientem w sklepie albo pomocą domową. Albo może byłeś kierownikiem, zarządcą lub dyrektorem jakiejś firmy. Może i dziś pozostajesz kierownikiem, lub pomocą domową, zobaczysz jednak, że kiedy chodzi o sprawy Boże, kiedy chodzi o Kościół Boży i służbę Bożą, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma pracownika ani pracodawcy. Również byłeś być może Żydem lub poganinem albo odznaczałeś się setką innych określeń i właściwości, które miały dobrą lub złą opinię w Adamie. Kiedy przejdziesz przez tę wodę, cały system tych rzeczy przeminie, aby już więcej nie wrócić. Zamiast tego zobaczysz siebie w Chrystusie, gdzie nie ma Żyda ani Greka, barbarzyńcy ani Scyty, ani czegokolwiek innego, lecz tylko nowy człowiek. Wstąpiłeś w porządek rzeczy, który charakteryzują drzewa i gałązki oliwne, którego tajemnicą jest życie Boże. Wyrażenie "przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa" zabarwia całą przyszłość (1P 3,21). Wynika z niego, że przechodzisz do czegoś zupełnie nowego, co Bóg stwarza. Według komentatorów Biblii nazwa Ararat oznacza "święty teren". Jakkolwiek by było, jesteśmy Bogu wdzięczni za to, że arka, która spoczęła na tej odnowionej ziemi, była napełniona stworzeniami, będącymi obrazem nowego stworzenia. Z śmierci Chrystusa Bóg powołuje do życia całkiem nowe stworzenie, a przez zjednoczenie z Chrystusem zmartwychwstałym wprowadza w nie człowieka. W Chrystusie, zarówno ty jak i ja, tam właśnie jesteśmy.

Pytasz mnie teraz, czy to ma znaczenie, jeśli nie jesteśmy ochrzczeni. Moją jedyną odpowiedzią jest, że sam Pan to rozkazał (Mt 28,19). Był to krok, od którego On sam nie pozwolił się odwieść (Mt 3, 13-15). Piotr opisuje chrzest jako prośbę, apel, albo świadectwo dobrego sumienia przed Bogiem (w. 21). Świadectwo jest deklaracją. Przez ten akt ty coś mówisz, ty deklarujesz swoje stanowisko, być może nie słowami, lecz uczynkiem. Przechodząc przez wodę chrztu ogłaszasz całkiem nowego. To jest zbawienie. Publicznie wyrażasz, gdzie Bóg postawił cię w Chrystusie.

Pomaga nam to zrozumieć, dlaczego w Biblii są miejsca, mówiące o zbawieniu, które trudno jest zinterpretować, jeśli zbawienie odnosi się tylko do piekła lub grzechu. Rzuca to na przykład światło na pozornie trudne słowa Pawła i Sylasa do stróża więzienia w Filippii. Człowiek ten zapytał: "Co mam czynić, abym był zbawiony?" Co ty byś odpowiedział? Jeśli jesteś dobrym kaznodzieją ewangelicznym naszych czasów, powiesz z przekonaniem: "Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony". Paweł jednak dodał: "ty i twój dom". Czy rzeczywiście chcesz powiedzieć - słyszę cię wołać - że gdy ja wierzę w Pana Jezusa, zarówno ja, jak i moja rodzina będziemy zbawieni? Otóż znów musimy być ostrożni. Paweł nie powiedział: wierz w Pana Jezusa, a ty i dom twój otrzyma życie wieczne. On powiedział: "Uwierz w Pan Jezusa, a będziesz zbawiony ty i twój dom". Pamiętajmy, on zajęty jest systemem i wyjściem, oderwaniem się stróża więziennego od tego system. Kiedy on, jako głowa rodziny zadeklaruje, że od tego dnia wraz ze swoim domem będzie służył Panu i ta deklaracja przeniknie do świadomości publicznej, nawet ludzie przechodzący ulicą racja przeniknie do wiadomości publicznej, nawet ludzie przechodzący ulicą będą pokazywać sobie ten dom i mówić: "tutaj mieszkają chrześcijanie".

Oto co znaczy być zbawionym. Składasz świadectwo, że należysz do innego stanu rzeczy. Ludzie pokazując na ciebie będą mówić: "O tak, to jest chrześcijańska rodzina, oni należą do Pana". Takie zbawienie Pan pragnie ci darować, abyś przez swoje publiczne świadectwo mógł deklarować przed Bogiem: "mój świat przeminął, wstępuję teraz w inny". Oby Pan darował nam ten rodzaj zbawienia, abyśmy zostali całkowicie wykorzenieni z tego starego, skazanego na zagładę porządku rzeczy i mocno wykorzenieni do nowego, Bożego.

Istnieje bowiem - chwała Bogu za to! - chwalebna, dodatnia strona tego wszystkiego. Zostaliśmy zbawieni "przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, który" - ciągnie dalej Piotr - "wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Bożej, a poddani mu są aniołowie i zwierzchności i moce" (w. 22) Bóg ustanowił swego Syna ponad wszystkim i Jemu podporządkował wszystkie zwierzchności. Bóg, który mógł to zrobić, jest też z pewnością zdolny wprowadzić mnie, wraz z ciałem i duszą do tej nowej rzeczywistości.

Reasumując, mamy tutaj dwa światy. Z jednej strony jest świat Adama, mocno trzymany w więzach przez szatana; z drugiej strony jest nowe stworzenie w Chrystusie, zakres działania Bożego Ducha Świętego. Jak ty i ja możemy wydostać się z jednaj sfery - Adama, do drugiej sfery - Chrystusa? Jeśli jesteś w niepewności jak odpowiedzieć na to pytanie, pozwól, że zadam ci inne. W jaki sposób dostałeś się do Adama najpierw? Droga wejścia wskazuje bowiem drogę wyjście. Wszedłeś w sferę Adama przez urodzenie się w rodzinie Adama. W jaki sposób możesz zatem stamtąd wyjść? Oczywiście przez śmierć. A jak z kolei możesz wejść w sferę Chrystusa? Odpowiedź jest taka sama: przez narodzenie się. Droga wejścia do rodu Bożego prowadzi przez nowe narodzenie do żywej nadziei dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa (1P 1, 3). Zjednoczywszy się z Nim w podobieństwie Jego śmierci, jesteśmy z Nim zjednoczeni również w podobieństwie Jego zmartwychwstania (Rz 6,5). Śmierć stanowi kres twoich stosunków ze starym światem, natomiast zmartwychwstanie wprowadza cię w żywy kontakt z nowym.

W końcu, co znajduje się pośrodku? Co tworzy pomost między tymi dwoma światami? Czy nie jest to pogrzeb? "Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć" (Rz 6,4). Z jednego punktu widzenia wyrazy "pogrzebani w śmierć" znamionują nieubłagalny koniec. Moja historia w Adamie została właśnie zakończona w śmierci Chrystusa, toteż opuszczając miejsca pogrzebu mogę powiedzieć, że jestem "skończonym" człowiekiem. Mogę jednak powiedzieć więcej, gdyż - chwała Bogu! - nie mniej prawdziwy jest drugi punkt widzenia. Ponieważ "Chrystus wskrzeszony został z martwych", kiedy wychodzę z wody i odchodzę, mogę chodzić w nowości żywota, "prowadzić nowe życie" (Rz 6,4).Ten podwójny skutek krzyża wynika także z wcześniejszych słów w wierszu trzecim: "Czy nie wiecie, że my wszyscy ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć Jego zostaliśmy ochrzczeni?" W tym zdaniu jest wzmianka o tych aspektach chrztu. Jest to chrzest w dwie rzeczy. Najpierw my, którzy uwierzyliśmy, zostaliśmy ochrzczeni "w śmierć Jego". Jest to niezmiernie doniosły fakt, ale czy to wszystko? W żadnym wypadku, gdyż ten sam wiersz mówi, że zostaliśmy ochrzczeni w Chrystusa Jezusa. Chrzest w śmierć Chrystusa kładzie kres mojego stosunku do tego świata, natomiast chrzest w Chrystusa Jezusa, jako żywą Osobę, Głowę nowego rodzaju ludzkiego, otwiera dla mnie całkowicie nowy świat. Wstępując do wody, po prostu wykonuję to wszystko, potwierdzając publicznie, że "sąd nad tym światem" stał się dla mnie rzeczywistością od dnia, w którym "wywyższony" Syn Człowieczy pociągnął mnie do siebie.

Jaka to wspaniała ewangelia, przeznaczone na to, by głosić ją wszystkiemu stworzeniu!

Rozdział 4 - Ukrzyżowany dla mnie

Oddzielnie dla Boga, oddzielnie od świata, to pierwsza zasada życia chrześcijańskiego. Jan w swoim Objawieniu Jezusa Chrystusa otrzymał widzenie dwóch skrajności nie do pogodzenia, dwóch światów, znajdujących się pod względem moralnym na przeciwległych biegunach. Najpierw zabrany został w Duchu na pustynię, aby obejrzeć Babilon, matkę wszetecznic i obrzydliwości ziemi (Obj 17,3-5). Potem przeniesiony został w tym samym Duchu na wielką i wysoką górę, skąd miał oglądać Jeruzalem, oblubienicę, małżonkę Baranka (Obj 21,9-10). Kontrast jest wyraźny i trudno byłoby bardziej jasno go przedstawić.

Bez względu na to , czy się jest Mojżeszem, czy Balaamem, by mieć spojrzenie Boże, trzeba zostać wyniesionym jak Jan, na szczyt góry. Wielu nie jest w stanie widzieć Bożego odwiecznego planu, lub jeśli widzi go, rozumie go tylko jako suchą doktrynę, ponieważ zadowoleni są z pozostawania na nizinach. Zrozumienie bowiem nigdy nas nie poruszy, jedynie objawienie może tego dokonać. Z pustyni możemy zobaczyć coś z Babilonu, aby jednak zobaczyć Boże Nowe Jeruzalem, potrzebne jest objawienie duchowe. Zobaczymy go raz, a już nigdy nie będziemy tacy, jak dawniej. Dlatego jako chrześcijanie poznajemy wszystko dzięki otwartym oczom, aby jednak tego doświadczyć, musimy być gotowi do opuszczenia zwykłych poziomów i do wspinaczki.

Wszetecznica Babilon jest zawsze "wielkim miastem" (Obj 16,19 i inne), przy czym akcent kładziony jest na jego osiągnięcia i wielkość. Oblubienica Jeruzalem natomiast jest przez kontrast "świętym miastem" (Obj 21,2.10), z akcentem odpowiednio na jego oddzieleniu dla Boga. Ono jest "od Boga" i przygotowane jest "dla męża swego". Z tej przyczyny posiada ono chwałę Bożą (w. 11). To jest sprawą doświadczenia nas wszystkich. Świętość w nas stanowi to, co pochodzi od Boga i co jest całkowicie oddzielone dla Chrystusa. Obowiązuje tu zasada, że tylko to, co wywodzi się z nieba, powróci tam, nie ma bowiem nic innego, co byłoby święte. Opuśćmy tę zasadę świętości, a znajdziemy się natychmiast w Babilonie.

Wynika stąd fakt, że pierwszą rzeczą, o której wspomina Jan przy opisie tego miasta, jest jego mur. Istnieją tam bramy, zapewniające wchodzenie Boga, lecz mur ma pierwszeństwo. Dlatego, iż, powtarzam, oddzielenie jest pierwszą zasadą życia chrześcijańskiego. Jeśli Bóg pragnie mieć to swoje miasto z jego wymiarami i jego chwałą w przyszłości, musimy teraz wznosić ten mur w sercach ludzkich. Oznacza to, że musimy strzec jak kosztowności wszystkiego, co pochodzi od boga, a unikać i odrzucać wszystko, co pochodzi z Babilonu. Ja nie myślę przez to o podziałach między chrześcijanami. Nie ośmielamy się wykluczać naszych braci, chociaż nie możemy uczestniczyć w niektórych rzeczach, które oni robią. Nie, my musimy miłować i przyjmować naszych przyjaciół chrześcijan, lecz być przy tym bezkompromisowymi w naszym oddzieleniu z zasady od świata.

Nehemiaszowi w swoim czasie udało się odbudować mury Jeruzalemu, lecz tylko w obliczu mocnych sprzeciwów. Szatan nienawidzi bowiem ludzi odróżniających się. Tych, którzy oddzielają się dla Boga, nie może ścierpieć. Dlatego Nehemiasz i jego towarzysze uzbroili się i tak przygotowani do walko kładli kamień na kamieniu. To jest koszt świętości, jaki musimy być gotowi ponosić.

Budować bowiem z pewnością musimy. Eden był ogrodem bez sztucznego muru dla ochrony od nieprzyjaciół i dlatego szatan miał dostęp. Bóg postanowił, by Adam i Ewa strzegli go (1M 2, 15), stanowiąc przez to osobiście moralną barierę dla szatana. Dzisiaj, przez Chrystusa, Bóg zaplanował w sercach odkupionych przez siebie ludzi Eden, do którego -a jest to wspaniałą rzeczywistością - szatan nie będzie miał żadnego moralnego dostępu. "I nie wejdzie do niego nich nieczystego ani nikt, kto czyni obrzydliwość i kłamie, tylko ci, którzy są zapisani w księdze żywota Baranka" (Obj 21,27).

Większość z nas zgodzi się, że apostoł Paweł otrzymał szczególne objawienie Kościoła Bożego. W podobny sposób odczuwamy, że Janowi darował Bóg szczególne zrozumienie natury świata. "Kosmos" jest właściwie charakterystycznym wyrazem dla Jana. Inne Ewangelie używają tego wyrazu tylko 15 razy (Mateusz 9, Marek i Łukasz po trzy razy), zaś Paweł użył go 47 razy w 8 listach. Tymczasem Jan użył go 105 razy; w tym 78 razy w Ewangelii, 24 razy w listach i 3 razy w Objawieniu.

W swoim pierwszym liście Jan pisze: "Wszystko co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata" (1J 2,16). W słowach tych, które tak wyraźnie odzwierciedlają kuszenia Ewy (1M 3,6) definiuje Jan rzeczy tego świata. Wszystko, co można zaliczyć do pożądliwości i prymitywnych zachcianek, wszystko, co podnieca zachłanne ambicje i wszystko, co wzbudza w nas pychę i urok życia, wszystko to jest częścią systemu szatana. Chyba niezbyt konieczne jest dłuższe zatrzymywanie się na pierwszych dwóch wymienionych, lecz spójrzmy na trzecią. Wszystko, co wywołuje w nas dumę, jest ze świata. Popularność, zamożność, osiągnięcia, są rzeczami, które oklaskuje świat. Ludzie słusznie doznają satysfakcji z sukcesów. Lecz Jan wszystko to, co wywołuje tę świadomość sukcesu, zalicza do rzeczy "z tego świata".

Dlatego każdy sukces, jaki przeżywamy (ja wcale nie sugeruję, że powinniśmy mieć niepowodzenia), wymaga od nas natychmiastowego, pokornego wyznania jego właściwej mu grzeszności, ponieważ kiedykolwiek odnosimy sukces, dotykamy w pewnym stopniu systemu światowego. Kiedykolwiek odczuwamy satysfakcję z jakiegoś osiągnięcia powinniśmy wiedzieć, że zetknęliśmy się ze światem. Powinniśmy także wiedzieć, że weszliśmy przez to pod sąd Boży, gdyż czy dopiero co nie zgodziliśmy się, że cały świat znajduje się pod sądem? Otóż (spróbujmy ten temat zrozumieć) ci, którzy zdają sobie sprawę z tego i wyznają swój brak, są dzięki temu bezpieczni.

Kłopot polega jednak na tym, ilu z nas ma tę świadomość? Nawet ci z nas, którzy żyją wewnątrz ścian swego prywatnego domu, są również podatni, by paść ofiarą pychy jak ci, którzy odnoszą wielkie sukcesy publiczne. Kobieta w skromniej kuchni może zetknąć się ze światem i samozadowoleniem nawet przy sporządzaniu posiłku dla gości. Każda chwała, która nie jest chwałą dla Boga, jest próżną chlubą. Jest zdumiewające, jak marne sukcesy zdolne są wywołać próżną chlubę. Gdziekolwiek spotykamy się z pychą, spotykamy się ze światem i natychmiast powstaje przeciek w naszej społeczności z Bogiem. Oby Bóg otworzył nam oczy, byśmy mogli wiedzieć wyraźnie czym jest świat! Nie tylko rzeczy złe, lecz także wszystkie rzeczy, które w tak delikatny sposób odprowadzają nas od Boga, są elementami tego systemu, który jest antagonistyczny względem Niego. Satysfakcja z osiągnięć w jakiejś dobrej i pożytecznej pracy ma moc wejść natychmiast pomiędzy nas i Boga. Jeśli bowiem to, co budzi się w nas jest pychą życia, a nie chwałą dla Boga, możemy być pewni, że dotknęliśmy świata. Zachodzi więc konieczność nieustannej czujności i modlitwy, o ile chcemy, by nasza społeczność z Bogiem pozostawała niezakłócona.

Jaka wobec tego jest droga ucieczki z tej pułapki? Pozwólcie mi najpierw podkreślić z naciskiem, że nie znajdziemy jej uciekając. Wielu myśli, że unikniemy świata próbując odseparować się od rzeczy tego świata. To jest głupstwem. Jak moglibyśmy uniknąć systemu światowego w sposób, który mimo wszystko nie jest niczym więcej, jak tylko sposobem świeckim? Pozwólcie mi przypomnieć słowa Jezusa z Mt 11,18-19: "Przyszedł Jan, nie jadł i nie pił, a mówią: demona ma. Przyszedł Syn Człowieczy, jadł i ił, a mówią: oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników." Niektórzy sądzą, że Jan Chrzciciel daje nam tutaj receptę na to, jak uniknąć świata, lecz "nie jeść i nie pić" to nie jest chrześcijaństwo. Chrystus przyszedł, jedząc i pijąc i to jest chrześcijaństwo! Apostoł Paweł mówi o "żywiołach świata", które określa jako "nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj" (Kol 2,20-21). Dlatego wstrzymywanie się jest tylko świeckie, więc jaka jest nadzieja na uniknięcie świata przy pomocy żywiołów świata? A jednak jakże wielu gorliwych chrześcijan porzuca różne rodzaje uciech światowych w nadziei, że przez to wyzwolą się od świata! Możesz sobie zbudować szałas gdzieś na pustkowiu w nadziei, że ujdziesz przed światem żyjąc tam jak pustelnik, ale świat dotrze za tobą i tam .Będzie iść za twoimi śladami i bez względu na to, gdzie będziesz próbował się ukryć, znajdzie cię.

Nasze wyzwolenie od świata rozpoczyna się nie od naszego wyrzeczenia się tego czy owego, lecz od naszego zobaczenia, jakby oczami Bożymi, że jest to świat znajdujący się pod wyrokiem śmierci. Widzieliśmy to w obrazie, którym rozpoczęliśmy ten rozdział: "... upadł, upadł wielki Babilon!" (Obj 18,2). Otóż wyrok śmierci nie jest nigdy wydawany na umarłego, lecz zawsze na żywego. I w pewnym sensie świat jest dzisiaj żywą siłą, nieustępliwie tropiącą i wyszukującą swoich poddanych. Chociaż jednak po ogłoszeniu wyroku, śmierć pozostaje jeszcze sprawą przyszłości, nie mniej jest ona pewna. Osoba skazana na śmierć nie ma przyszłości poza obrębem celi więziennej. Podobnie świat, będąc skazany, nie ma przyszłości. System światowy nie został jeszcze "zwinięty", jak mówimy, i zakończony przez Boga, lecz jego zwinięcie jest sprawą przesądzoną. Cały nasz stosunek do świata zależy od tego, czy to widzimy. Niektórzy szukają wyzwolenia od świata w ascetyźmie, i tak jak Jan Chrzciciel nie jedzą i nie piją. Ale dzisiaj to jest buddyzm, nie chrześcijaństwo. Jako chrześcijanie jemy i pijemy, lecz robimy to w świadomości faktu, że jedzenie i picie należy do tego świata i jest razem z nim pod wyrokiem śmierci, tak aby rzeczy te nie miały nad nami władzy.

Przypuśćmy, że władze miejskie Szanghaju wydały decyzję, że szkoła, w której pracujesz, zostanie zamknięta. Dowiedziawszy się o tym, stwierdzasz, że nie ma dla ciebie w tej szkole przyszłości. Pracujesz tam jeszcze przez pewien czas, lecz nie podejmujesz tam niczego na przyszłość. Twój stosunek do tej szkoły zmienił się w momencie, kiedy usłyszałeś, że zostanie zamknięta. Albo, używając innej ilustracji, załóżmy, że rząd postanowił zamknąć pewien bank. Czy pospieszysz z wkładem dużej sumy na rachunek w tym banku, aby uchronić go przed Upadkiem? Nie, jak tylko dowiesz się, że nie ma on przyszłości, nie wpłacisz już tam ani grosza. Niczego tam nie wkładasz, gdyż niczego już się stamtąd nie spodziewasz.

O świecie możemy zaś słusznie powiedzieć, że zapadła już decyzja o jego zamknięciu. Babilon upadł, kiedy jego wojownicy walczyli z Barankiem i gdy On przez swą śmierć i zmartwychwstanie zwyciężył ich, będąc Panem panów i Królem królów (Obj 17,14). Dla Babilonu nie ma przyszłości.

Objawienie krzyża Chrystusa zawiera w sobie odkrycie przez nas tego faktu, że dzięki ofierze krzyża wszystko, co należy do świata, skazane jest na śmierć. My żyjemy jeszcze w świecie i korzystamy z rzeczy świata, nie możemy jednak podejmować to niczego dotyczącego przyszłości, ponieważ krzyż zburzył naszą wiarę w przyszłość świata. Krzyż naszego Pana Jezusa - możemy stwierdzić to z pewnością - rozwiał wszelkie nasze widoki na cokolwiek na tym świecie; nie ma tu nic, dla czego warto by żyć.

Naprawdę nie ma drogi ratunku od świata, której początkiem nie byłoby to objawienie. Jeśli będziemy próbowali wyzwolenia od świata przez ucieczkę, przekonamy się tylko, jak bardzo go kochamy i jak bardzo on nas kocha. Możemy uciec w miejsce, gdzie będziemy chcieli być od niego wolni, ale on na pewno nas wytropi. Utracimy natomiast nieuchronnie wszelkie zainteresowania światem i utraci on swój wpływ na nas, jak tylko zaświta nam, że świat skazany jest na zagładę. Zobaczyć to, znaczy zostać automatycznie oderwanym od całej gospodarki szatana.

Pod koniec swojego Listu do Galatów Paweł stwierdza to bardzo wyraźnie "Niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez który dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata" (Gal 6,14). Czy zauważyliście coś uderzającego w tym wierszu? W stosunku do świata mówi on o tych dwóch aspektach dzieła wykonanego na krzyżu, o czym wspominaliśmy już w poprzednim rozdziale. "Jestem ukrzyżowany dla świata" - to stwierdzenie, które łatwo nam zrozumieć w kategorii ukrzyżowania z Chrystusem, określonego w takich tekstach jak Rz 6. Ale tutaj jest jeszcze w szczególności powiedziane, że "świat jest ukrzyżowany dla mnie".

Kiedy Bóg zbliża się do ciebie i do mnie z objawieniem dokonanego dzieła Chrystusa, pokazuje nam nie tylko nas samych na krzyżu. Pokazuje nam także, że znajduje się tam również nasz świat. Jeśli ty i ja nie możemy uniknąć wyroku krzyża, również i świat nie może uniknąć tego wyroku. Czy ja rzeczywiście to zobaczyłem? To jest pytanie. Jeśli to widzę, nie próbuję odrzucać świat ,który kocham, lecz widzę, że krzyż już go odrzucił. Ja nie usiłuję wyrwać się ze świata, który do mnie lgnie, lecz widzę, że przez krzyż zostałem z niego wyrwany.

Jak wiele innych rzeczy w życiu chrześcijańskim, tak i sposób wyzwolenia od świata jest dla wielu z nas zaskoczeniem, ponieważ jest to sprzeczne z wszystkimi naturalnymi koncepcjami ludzkimi. Człowiek próbuje rozwiązać problem świata przez fizyczne usunięcie się z tego, co uważa za strefę niebezpieczną. Fizyczne oddzielenie nie oznacza jednak oddzielenia duchowego i przeciwnie, fizyczna styczność ze światem niekoniecznie musi być związana z duchowym pojmaniem przez świat. Duchowe przywiązanie do świata jest owocem ślepoty duchowej, podczas gdy wyzwolenie jest skutkiem przejrzenia. Jakkolwiek bliski byłby nasz zewnętrzny kontakt ze światem, jesteśmy wyzwoleni spod jego wpływu, o ile rzeczywiście widzimy jego istotę. Charakter świata jest w swej istocie szatański, nieprzyjazny w stosunku do Boga. Zobaczenie tego jest znalezieniem wyzwolenia.

Pozwól, że zapytam - jaki jest twój zawód? Jesteś kupcem, lekarzem? Nie porzucaj tych zawodów. Po prostu napisz sobie: Handel jest skazany na śmierć. Napisz: medycyna jest skazana na śmierć. Jeśli zrobisz to szczerze, twoje życie będzie odtąd zmienione prawdziwą miłością do Boga i bojaźnią Bożą.

Rozdział 5 - Odmienność

Zapraszam was teraz do zwrócenia uwagi na słowa Jezusa Chrystusa skierowane do Żydów: "Wy jesteście z niskości, Ja zaś z wysokości; wy jesteście z tego świata, a Ja nie jestem z tego świata" (J 8,23). Grecki przyimek powtarzający się w tym zdaniu brzmi "ek" i oznacza "z", w sensie miejsca pochodzenia. "Ek tou kosmos" znaczy więc "pochodzący z tego świata". Sens cytowanego wiersza jest więc taki: "Wasze miejsce pochodzenia jest w niskości; moje miejsce pochodzenia jest w górze. Wy pochodzicie z tego świata; ja nie pochodzę z tego świata". Nie jest ważne pytanie: "czy ty jesteś dobrą albo złą osobą?" Ważne jest miejsce twojego pochodzenia. Nie pytamy: czy ta rzecz jest dobra albo czy ta rzecz jest zła? Zamiast tego pytamy: skąd to pochodzi? To właśnie pochodzenie przesądza o wszystkim. "Co się narodziło z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z Ducha, duchem jest" (Jn 3,6).

Dlatego, kiedy Jezus zwraca się do swoich uczniów, może powiedzieć, używając tego samego greckiego przyimka: "Gdybyście byli ze świata (ek tou kosmos), świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi" (Jn 15,19). Mamy tutaj ten sam zwrot: "nie z tego świata", lecz w dodatku jeszcze drugie mocne stwierdzenie: "Ja was wybrałem ze świata". W tym drugim przypadku nacisk jest podwójny. Jak poprzednio jest tam "ek", lecz w dodatku jest jeszcze czasownik "wybrać", "eklego", który zawiera jeszcze jedno "ek". Jezus mówi, że Jego uczniowie zostali wybrani z tego świata.

To podwójne "ek" dotyczy życia każdego wierzącego. Z tej gigantycznej organizacji zwanej "kosmos", z całej tej ogromniej masy jednostek, należącej do niego i związanej z nim, z tego wszystkiego Bóg bas powołał. Stąd pochodzi wyraz Kościół, "ekklesia", "wywołani z". Spośród tego wielkiego kosmosu Bóg powołuje kogoś to tu, to tam, a ci wszyscy, których powołuje, zostają "wywołani z". Spośród tego wielkiego kosmosu Bóg powołuje kogoś to tu, to tam, a ci wszyscy, których powołuje, zostają "wywołani z". Nie istnieje powołanie przez Boga, które nie byłoby "wywołaniem z" tego świata. Kościół to "ekklesia". W Bożym zamiarze nie istnieje "klesia", której brakowałoby owego "ek".

Jeśli zostałeś powołany, to zostałeś też wywołany. Jeśli Bóg w ogóle cię powołał, to powołał cię do tego, abyś żył w duchu poza systemem świata. Pierwotnie znajdowaliśmy się w tym systemie szatańskim bez możliwości wydostanie się stamtąd. Zostaliśmy jednak powołani i to powołanie wydostało nas stamtąd. Stwierdzenie to ma charakter negatywny, to prawda, istnieje jednak także pozytywna strona tego, kim jesteśmy. Jako ludzie Boży mamy bowiem dwa określenia, dwa tytuły, każdy z nich znaczący zależnie od naszego sposobu patrzenia na siebie. Patrząc wstecz na naszą przeszłość, stanowimy "ekklesia" -Kościół, natomiast patrząc na nasze teraźniejsze życie w Bogu, jesteśmy ciałem Chrystusowym, ucieleśnieniem, wyrażeniem na ziemi Tego, który jest w niebie. Z punktu widzenia naszego wybrania przez Boga wywodzimy się "z" tego świata, lecz z punktu widzenia naszego nowego życia, nie jesteśmy wcale z tego świat, lecz z wysokości. Z jednej strony jesteśmy ludem wybranym, powołanym i wyzwolonym z sytemu światowego. Z drugiej strony jesteśmy ludźmi odrodzonymi, zupełnie nie związanymi z tym systemem, ponieważ przez Ducha narodziliśmy się z góry! Dlatego Jan widzi to miasto święte "zstępujące z nieba od Boga" (Obj 21,2.10). Będąc ludem Bożym, nie tylko przeznaczeni jesteśmy do nieba, lecz także pochodzimy z nieba.

Jest to zachwycające, że w tobie i we mnie jest coś, co w swej istocie należy do innego świata. Jest tak bardzo z innego świata, że choćby świat nie wiadomo jak się rozwijał, ani o krok nie przybliży się swoim podobieństwie do tego. Życie, jakie otrzymaliśmy w darze od Boga, przyszło z nieba i zupełnie nie było go nigdy na tym świecie. Nie ma ono żadnej relacji z tym światem, lecz pozostaje w doskonałej relacji z niebem i chociaż byśmy mieszali się z tym światem codziennie, to życie nigdy nie pozwoli nam na to, byśmy tutaj zasiedlili się i czuli się jak w domu.

Przypatrzmy się przez chwilę temu darowi Bożemu, temu życiu Chrystusa, zamieszkującego w sercach ludzi odrodzonych. Apostoł Paweł ma wiele do powiedzenia na ten temat. W tekście, który to naświetla, umieszcza taką uderzającą podwójną wypowiedź:

Są tu wymieniony przykłady z całego zakresu ludzkich potrzeb, które Bóg zaspokoił w swoim Synu. Wykazaliśmy gdzie indziej (w książce "Normalne życie chrześcijańskie"), że Bóg nie rozdziela nam tych wartości: sprawiedliwość, świętość itd. w porcjach, by móc je pobierać według życzenia. On daje nam Chrystusa, który stanowi rozwiązanie, obejmujące wszystkie nasze potrzeby. On czyni swego Syna moją sprawiedliwością, świętością i wszystkim innym, czego mi brakuje, dzięki temu, że już umieścił mnie w Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.

Chciałbym teraz zwrócić waszą uwagę na ostatni wyraz: "odkupienie". Odkupienie ma bowiem wiele do czynienia z tym światem. Izraelici, jak pamiętacie, zostali "odkupieni" z Egiptu, który w owym czasie stanowił cały znany im świat i który jest dla nas ilustracją obecnego świata pod rządami szatana. "Jam jest Pan" - powiedział Bóg do Izraela - "wyzwolę was wyciągniętym ramieniem". Bóg więc wyprowadził ich, stawiając zaporę sądu pomiędzy nimi i ścigającym ich wojskiem faraona, dzięki czemu Mojżesz mógł śpiewać o Izraelu jako narodzie, który Bóg wykupił (2M 6,6; 15,13).

W świetle powyższego przyjrzyjmy się podwójnemu stwierdzeniu Pawła. Jeśli: Bóg umieścił nas w Chrystusie, to ponieważ Chrystus jest całkowicie nie z tego świata, także my jesteśmy całkowicie nie z tego świata. On jest teraz sferą naszego życia, a znajdując się w Nim, jesteśmy z definicji poza tą drugą sferą. Ojciec "wyrwał nas z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa Syna swego umiłowanego, w którym mamy odkupienie" (Kol 1,13-14). To przeniesienie było tematem naszych dwóch ostatnich rozdziałów, Chrystus stał się dla nas odkupieniem, lub mówiąc inaczej, jeśli On został nam na to dany, znaczy to, że wewnątrz nas Bóg ustanowił samego Chrystusa jako zaporę dla przeciwstawiania się światu.

Spotkałem wielu młodych chrześcijan, usiłujących przeciwstawiać się światu, próbujących w taki, czy inny sposób żyć nieświeckim życiem. Było to dla nich trudne, a w dodatku wysiłki takie są oczywiście całkiem niepotrzebna. Bowiem przez Swoją właściwą Mu "inność" Chrystus jest naszą barierą dla świata i nie potrzeba nam niczego więcej. To nie nam trzeba robić coś dla naszego wykupienia, tak samo jak Izraelczycy nie byli w stanie zrobić nic dla swojego. Oni zaufali po prostu wyzwoleńczemu ramieniu Bożemu, wyciągniętemu ze względu na nich. W sercu moim wzniesiona jest zapora między mną a światem, zapora innego rodzaju życia. Sam Pan mój i Bóg tam ją zbudował. Dzięki Chrystusowi świat nie może mnie dosięgnąć.

Jakaż więc zachodzi potrzeba, bym próbował albo sprzeciwiać się, albo uciekać od tego systemu? Kiedy szukam w samym sobie czegoś do walki i przezwyciężania świata, kiedy zaś wysilam się, by odłączyć się, stwierdzam, że coraz bardziej się pogrążam. Niechże wreszcie nastanie dzień, w którym zrozumiem, że we mnie Chrystus jest moim odkupieniem i że w Nim jestem całkowicie odłączony. Ten dzień będzie świadkiem końca moich zmagań. Powinienem powiedzieć Mu po prostu, że nie jestem w stanie zrobić niczego w tej sprawie "świata", lecz zarazem dziękować Mu całym sercem, że On jest moim Odkupicielem.

Ryzykując już, że stanę się nudny, powtarzam jeszcze raz: charakter świata jest pod względem moralnym zupełnie różny od życia z Ducha, udzielonego nam przez Boga. W istocie właśnie dlatego, że posiadamy to nowe życia, otrzymane w darze od Boga, świat nienawidzi nas, gdyż nie żywi on nienawiści do rzeczy swego rodzaju. Ta radykalna różnica między nami a światem powoduje, że nie ma sposobu na to, by świat mógł nas miłować. "Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi" (Jn 15,19).

Kiedy świat dostrzega w nas naturalną ludzką uczciwość przyzwoitość, docenia to i gotowy jest obdarzyć nas należnym szacunkiem i zaufaniem. Lecz z boską naturą, której staliśmy się uczestnikami, natychmiast budzi się jego wrogość. Pokażcie światu owoce chrześcijaństwa, a on będzie przyklaskiwał. pokażcie mu prawdziwe chrześcijaństwo, a on będzie się wam zdecydowanie sprzeciwiał. Jakby bowiem świat się nie rozwijał, nigdy nie będzie w stanie stworzyć ani jednego chrześcijanina. Może on imitować uczciwość chrześcijańską i grzeczność chrześcijańską, dobroczynność chrześcijańską, owszem, ale absolutnie nie da rady wyprodukować choćby jednego chrześcijanina. Tak zwana cywilizacja chrześcijańska zyskuje uznanie i szacunek świata. To może świat tolerować, może nawet wchłonąć to i korzystać z tego. Lecz życie chrześcijańskie, życie Chrystusa w wierzącym chrześcijaninie jest tym, czego świat nienawidzi i gdziekolwiek je spotka, będzie mu się z pewnością sprzeciwiać aż na śmierć.

Cywilizacja chrześcijańska jest wynikiem próby pogodzenia świata i Pana. W obrazach starotestamentowych widzimy to na przykładzie Moabitów i Ammonitów, będących pośrednio owocem zaangażowania Lota w Sodomie i jego kompromisów z tym miastem. Otóż ani Moab, ani Ammon nie okazali się mniej wrogo ustosunkowanymi do Izraela, niż pozostałe narody pogańskie. cywilizacja chrześcijańska wykazuje, że może mieszać się z tym światem, a w razie starcia może nawet stawać po stronie świata. Istnieje jednak coś, co na wieki jest oddzielone od świata i nigdy antagonistyczne i nie do pogodzenia. Nawet pomiędzy najszlachetniejszym okazem natury ludzkiej, jaki świat może wytworzyć a najbardziej niepozornym chrześcijaninem nie ma wspólnej podstawy, a zatem nie ma porównanie. Naturalna dobroć jest bowiem czymś, co otrzymaliśmy przez naturalne urodzenie i co przy pomocy dostępnych nam środków może naturalnie się rozwijać, podczas gdy dobroć duchowa jest, słowami Jana, "narodzona z Boga" (1Jn 5,4).

Bóg ustanowił na świecie Kościół powszechny, a w wielu miejscach zaszczepił zbory lokalne. Bóg, powtarzam, to zrobił. Dlatego byłoby nierozsądne przypuszczać, że Jego sposób wyzwolenia od świat polega na fizycznym oddzieleniu się od niego. Nie mniej jednak wielu szczerych chrześcijan jest zaniepokojonych problemem wchłaniania przez świat. Jeśli Bóg zaszczepi gdzieś lokalny zbór, czy on kiedyś - pytają - nie zostanie wchłonięty przez świat?

To rzeczywiście nie stanowi problemu dla żyjącego Boga. Ponieważ nie pochodzi on ze świata, nie ma w rodzinie Bożej w ogóle żadnej relacji względem świata, a więc nie ma tez możliwości wchłonięcia przez świat. Nie jest to oczywiście zasługą nas, Jego dzieci. To nie dlatego, że gorąco pragniemy być niebiańskimi, jesteśmy niebiańskimi, lecz ponieważ jesteśmy narodzeni z nieba. Jeśli dzięki niebiańskiemu pochodzeniu jesteśmy zwolnieni od wysiłków dostania się do nieba, jesteśmy również tym samym zwolnieni od dociekań, w jaki sposób zachować się fizycznie czystymi do świat.

Jakże świat mógłby mieszać się z tym, co jest z innego świata? Przecież wszystko z tego świat jest znikomym pyłem, podczas gdy wszystko z Boga posiada cudowną jakość boskiego życia. Pewni nasi bracia w Nankinie uczestniczyli kiedyś w akcji ratunkowej po zbombardowaniu tego miasta przez samoloty japońskie. Nagle, kiedy stali nad zburzonym domem, zastanawiając się gdzie zacząć, cegły i tynki zaczęły się podnosić i wydostał się z pod nich człowiek strząsając z siebie gruz i kurz, podnosił się na nogi. Gruz i odłamki opadły, kurz osiadł ponownie, lecz on odszedł żywy skoro jest życie, po co ten strach przed zmieszaniem?

Modlitwa Jezusa do Ojca, zapisana przez Jana, zawiera bardzo intrygującą prośbę. Powtórzywszy zdanie, że "świat ich znienawidził, ponieważ nie są ze świata, jak ja nie jestem ze świata", Jezus ciągnie dalej: "Nie proszę abyś ich wziął ze (ek) świata, lecz abyś ich zachował ode (ek) złego" (tj. szatana), (Jn 17,14-15).

Mamy tutaj ważna zasadę, którą zajmiemy się w następnym rozdziale. Chrześcijanie spełniają bardzo ważną rolę na świecie. Chociaż wyratowani od owego złego i jego systemu, nie zostali jeszcze zabrani z jego terytorium. Mają tu misję do spełnienia, w której są niezastąpieni. Religijni ludzie, jak widzieliśmy, usiłują zwyciężyć świat przez wyjście z niego. Będąc chrześcijanami, mamy inne podejście. Właśnie tutaj jest miejsce, gdzie zostaliśmy powołani, by zwyciężać. Stworzeni jako odmienni od świata, przyjmujemy z radością fakt, że Bóg nas tutaj umieścił. Ta odmienność darowana nam przez Boga w Chrystusie jest dla nas wystarczającym zabezpieczeniem.

Rozdział 6 - Światłami na świecie

Jezus mógł śmiało powiedzieć: "Ja jestem światłością świata" (Jn 8,12). Jego stwierdzenie nie dziwi nas ani trochę. Jest natomiast zadziwiające, że później powiedział do swoich uczniów, a zatem dotyczy to również i nas: "Wy jesteście światłością świata" (Mt 5,14). On bowiem nie wzywa nas, byśmy byli światłością; On mówi że jesteśmy światłością świata, niezależnie do tego, czy wnosimy nasze światło w miejsca, gdzie ludzie mogą je widzieć, czy też ukrywamy się przed nimi. Boskie życie wszczepione w nas, które jest zupełnie obce dla świata wokół nas, jest źródłem światła, przeznaczonym do tego, by oświetlać ludziom prawdziwy charakter świata przez podkreślanie, na zasadzie kontrastu, jego wrodzonej ciemności. W związku z tym Jezus powiedział dalej: "Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie." Z tego wynika jasno, że nasze odseparowanie się od dzisiejszego świat i pozbawienie go przez to jedynego światła, w żadnym wypadku nie przyniosłoby Bogu chwały. To tylko udaremniłoby Jego zamiary względem nas i ludzkości.

To prawda, że działalność Jana Chrzciciela była zupełnie inna. On rzeczywiście usunął się ze świata, by żyć surowym życiem na pustynnym miejscu, żywiąc się szarańczą i miodem leśnym. Ludzie wychodzili do niego, gdyż nawet tam był palącym się i jaśniejącym światłem. Dowiadujemy się jednak, iż "Nie był on tą światłością." Miał tylko o niej zaświadczyć. Jego świadectwo było ostatnie i największe w tym starym porządku prorockim, lecz było taki dzięki temu, że wskazywało na Jezusa. Sam tylko Jezus był "prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka, przychodzącą na świat". On zaś na pewno był na świecie, a nie poza światem (J 1, 9. 10). Chrześcijaństwo wywodzi się z Niego. Bóg może użyć Jana wołającego na pustyni, ale nigdy nie zamierzył, aby Jego Kościół był ekskluzywnym towarzystwem żyjącym na zasadzie powstrzymywania się.

Wcześniej wspomnieliśmy, że powstrzymywanie się "nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj" stanowi jeden z wielu składników systemu światowego i jako taki, sam jest podejrzany (Kol 2,21). Musimy jednak wyjść jeszcze o krok dalej i tutaj znów apostoł Paweł przychodzi nam z pomocą. W Liście do Rzymian 14,17 przedstawia, że życie chrześcijańskie jest czymś całkowicie oddalonym od sporów na temat tego, co należy robić, a czego nie należy robić. "Królestwo Boże, to nie pokarm i napój" - czyli, jakby powiedzieć, nie ma z tymi terminami nic wspólnego - "lecz sprawiedliwość i pokój i radość w Duchu Świętym", czyli sprawy z całkowicie innej dziedziny. Chrześcijanin żyje i prowadzony jest nie przy pomocy reguł, które określają, na ile wolno mu mieszać się ze światem, lecz przy pomocy tych wartości wewnętrznych, które zostają mu przekazane przez Bożego Ducha Świętego.

"Sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym". Dobrze będzie zwrócić na chwilę uwagę na drugą z nich. Pokój bowiem jest potężnym elementem Bożej odpowiedzi na modlitwę Jego Syna o to, by zachował nas od tego złego (Jn 17,15).

W samym Bogu jest pokój. Niezakłócony spokój ducha, dzięki któremu pozostaje on bez troski i bez zmartwień nawet w obliczu niewyobrażalnych konfliktów i sprzeczności. "Na świecie ucisk mieć będziecie" - powiedział Jezus - "lecz we mnie będziecie mieli pokój" (Jn 16,33). Jak łatwo wpadamy w zakłopotanie, jak tylko coś się źle układa! Ale czy przystajemy, aby rozważyć, co się dzieje złego z wielkim planem, do którego Bóg przyłożył swoje ręce i serce? Bóg, który jest światłością, posiada odwieczny plan. Każąc światłu świecić w ciemności, przeznaczył ten świat, by był widownią realizacji tego plany. Jak wiadomo, szatan wkroczył, by pokrzyżować Boże cele, na skutek czego ludzie bardziej umiłowali ciemność, niż światłość. Jednak pomimo tego niepomyślnego obrotu sprawy, którego skutków zbyt mało jesteśmy sobie świadomi, Bóg zachowuje niczym niezakłócony pokój. To ten sam pokój Boży, który, jak mówi Paweł, winien strzec naszych serc i myśli naszych w Chrystusie Jezusie (Fil 4,7). Co znaczy naprawdę "strzec"? to znaczy, że mój wróg musi się najpierw przedrzeć przez uzbrojoną, straż w bramie, zanim będzie mógł do mnie dotrzeć. Zanim będzie mógł mnie tknąć, musi najpierw przezwyciężyć tę załogę obrońców dlatego ja śmiem zażywać takiego samego spokoju jak Bóg, gdyż ten sam pokój, który strzeże Boga, strzeże i mnie. Jest to coś, o czym świat nic nie wie. "Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, ja wam daję" (Jn 14,27).

Ludzie zupełnie nie byli w stanie zrozumieć Jezusa. Cokolwiek On czynił, wydawało im się złe, ponieważ światło, które było w nich -było ciemnością. Ośmielali się nawet utożsamiać Ducha, który przebywał w Nim , z Belzebubem, księciem demonów. Jak jednak była odpowiedź Jezusa, kiedy zarzucano Mu obżarstwo i pijaństwo? "Ojcze, wysławiam Cię!" (Mt 11,19.25). On był nieporuszony, gdyż w Duchu pozostawał w pokoju Bożym. Przypomnijmy sobie ostatnią noc przed męką. Wszystko wydawało się układać źle: jeden z uczniów wyszedł w ciemności nocy, aby Go wydać, inny w gniewie dobywa miecza, ludzie szukają ukrycia lub w strachu uciekają nadzy. Wśród tego wszystkiego Jezus powiedział do tych, którzy przyszli Go pojmać: "to ja jestem" - tam spokojnie i bez żadnego strachu, czy nerwów, że nie On, ale zdrajcy zadrżeli i upadli. Przeżycie takie powtórzyło się w przypadku męczenników we wszystkich wiekach. Można ich było męczyć lub palić, ale ponieważ posiadali Jego pokój, ci, którzy przypatrywali się im, zdumiewali się nad ich godnością i opanowaniem. Dlatego nie dziwi nas, że Paweł opisuje ten pokój jako coś, co przewyższa wszelkie zrozumienie.

W słowach Jezusa uderzający jest kontrast pomiędzy wyrażeniami "na świecie", gdzie będziemy mieli ucisk i "we Mnie", gdzie będziemy mieli pokój. Skoro Bóg umieścił nas w tym jednym, w którym jesteśmy uciskani przez jego napór, roszczenia i potrzeby, On umieścił nas również w tym Drugim, przez którego możemy być niezachwiani wśród tego wszystkiego. Sam Jezus zapytał: "Kto się mnie dotknął?" to dotknięcie połączone z wiarą, w tłumie w Kafarnaum, Jezus zauważył, ponieważ było w harmonii z Jego sercem pełnym współczucia, podczas gdy tłocząca się reszta tłumu nie oddziaływała tak na Niego. Całe ich niecierpliwe pchanie się nie poruszyło Go, gdyż niewiele było wspólnego między nimi, a Panem. "Nie jak świat daje, ja wam daję." Jeśli nasze życie jest takie same, jak innych ludzi, będziemy rzucani przez świat na wszystkie strony. Jeśli jest ono życiem Ducha, pozostaniemy nieporuszeni przez naciski świat.

"Sprawiedliwość, pokój i radość" - takich rzeczy dotyczy Królestwo Boże. Dlatego nigdy nie pozwólmy wciągnąć się w tę starą dziedzinie "jedzenia i picia - pokarmu i napoju", gdyż nie interesuje nas ani zalecanie tych rzeczy, ani zabranianie ich, lecz całkiem inny świat. Dlatego my, którzy należymy do tego Królestwa, nie musimy powstrzymywać się. Przezwyciężamy świat nie przez wyrzekanie się rzeczy tego świata, lecz przez przynależność do innego świata w sensie pozytywnym; przez posiadanie miłości, radości i pokoju, których ten świat nie może dać, a których ludzie tak bardzo potrzebują.

Zamiast usiłować unikać świata, winniśmy uświadomić sobie, jak uprzywilejowanymi jesteśmy przez to, że Bóg nas tutaj umieścił. "Jak mnie posłałeś na świat, tak ja posyłam ich na świat" (Jn 17,18). Jakie to doniosłe stwierdzenie! Kościół jest następcą Jezusa, osiedlem Bożym, założonym tutaj na terytorium szatana. Jest to coś, czego szatan nie może znieść, tak samo jak nie mógł znieść samego Jezusa, lecz zarazem coś, czego w żaden sposób nie jest w stanie się pozbyć. Jest to kolonia niebios, obcy przyczółek na jego terytorium, przeciwko któremu jest całkowicie bezsilny. "Dziećmi Bożymi" - mówi Paweł - "pośród rodu złego i przewrotnego, w którym świecicie jak światła na świecie" (Fil 2,15). Bóg umyślnie umieścił nas w kosmosie, by pokazać mu, do czego on się nadaje. Powinniśmy wyprowadzać na Boże światło buntowniczy, przeciwny Bogu charakter świata z jednej strony, a z drugiej strony - jego próżność i pustkę, tak by dla wszystkich ludzi były widoczne. Nasze zadanie jednak nie kończy się na tym. Powinniśmy obwieszczać ludziom dobrą nowinę, że światłość boża, która jest na obliczu Jezusa Chrystusa, ma moc wyzwolić ich z tej próżności i pustki, i wprowadzić do pełności, która jest w Nim. To właśnie ta podwójna misja Kościoła jest przyczyną nienawiści szatana. Nie ma nic, co drażniłoby go tak bardzo, jak obecność Kościoła na świecie. Nic nie sprawiłoby mu większej przyjemności, niż usunięcie tego demaskującego światła. Kościół jest cierniem w boku przeciwnika Bożego, stałym źródłem jego irytacji i udręki. Sprawiamy szatanowi mnóstwo utrapień po prostu przez to, że jesteśmy na świecie. Dlaczego więc opuszczać go?

"Idąc na cały świat, głoście ewangelię" (Mk 16,15). To jest przywilejem chrześcijanina, ale jest to zarazem jego obowiązkiem. Ci, którzy próbują się zrzec tego świat, wykazują tylko, że w pewnym stopniu ciągle jeszcze są związani jego sposobem myślenia. My, którzy jesteśmy "nie z tego świata", nie mamy żadnego powodu, by chcieć go opuszczać, gdyż właśnie tu powinniśmy być!

Nie mamy więc potrzeby zrzekać się naszych świeckich miejsc pracy. Żadnym sposobem, gdyż one są naszym polem misyjnym. Pod tym względem nie ma zajęć świeckich, są tylko duchowe. Nie prowadzimy życia w oddzielnych pokojach: jako chrześcijanie w Kościele i jako osoby świeckie - w innym czasie. Nie ma w naszym zawodzie czy zatrudnieniu takiej rzeczy, którą Bóg miałby zamiar oddzielić od naszego życia, jako Jego dzieci. Wszystko, cokolwiek czynimy, czy to na roli, czy na autostradzie, w sklepie, w fabryce, w kuchni, sypialni, czy w szkole, ma wartość duchową dla Królestwa Chrystusa. Wszystko należy zdobyć dla Niego.

Szatan bardzo by pragnął nie mieć chrześcijan w żadnym z tych miejsc, gdyż oni zdecydowanie przeszkadzają mu wszędzie. Dlatego usiłuje przez zastraszenie wypędzić nas ze świata, jeśli zaś to mu się nie udaje, stara się wprzęgnąć nas w swój system świecki, skłonić do myślenia świeckimi kategoriami i kierowania się w postępowaniu świeckimi wzorcami. Jedno i drugie byłoby jego triumfem. Jeśli natomiast pozostajemy na świecie, lecz wszystkie nasze nadzieje, wszystkie nasze zainteresowanie i wszystkie nasze cele są nie z tego oświata, stanowi to klęskę dla szatana i uwielbienie Boga.

O obecności Jezusa na świecie powiedziano że "ciemność jej nie przemogła" (Jn 1,5). Pismo Święte nie mówi nigdzie, że należy zwyciężać grzech, mówi natomiast wyraźnie, iż winniśmy zwyciężać świat. W odniesieniu do grzechu Słowo boże mówi tylko o wyzwoleniu; w odniesieniu do świata mówi natomiast o zwycięstwie. Potrzebujemy wyzwolenia z grzechu, gdyż Bóg wcale nie zamierzył, byśmy mieli go dotykać. Nie potrzebujemy jednak wyzwolenia od świata, gdyż w bożym zamiarze leży, byśmy mieli z nim kontakt. Nie zostajemy wyzwoleni od świata, lecz, będąc narodzeni z góry, odnosimy nad nim zwycięstwo. Zwycięstwo to jest nasze w tym samym sensie i z taką samą pewnością, z jaką światłość zwycięża nad ciemnością.

"Zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza. A któż może zwyciężyć świat, jeżeli nie ten, który wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?" (1Jn 5, 4-5). Kluczem do zwycięstwa jest zawsze nasz stosunek wiary ze zwycięskim Synem. "Ufajcie" - powiedział -"ja zwyciężyłem świat" (Jn 16,33). tylko Jezus mógł to powiedzieć, ponieważ wcześniej zapewnił: "Władca świata... nie ma... nic do mnie" (Jn 14,30). Było to pierwszy raz, kiedy ktoś na ziemi mógł taką rzecz wypowiedzieć. On to powiedział i On zwyciężył. Przez Jego zwycięstwo książę tego świata został wyrzucony i Jezus zaczął przyciągać ludzi do siebie.

Ponieważ On to powiedział, my teraz ośmielamy się mówić to również. Dzięki mojemu narodzeniu się na nowo, dzięki temu, iż "co się narodziło z Boga, zwycięża świat", ja mogę znajdować się na tym samym świecie, na którym był mój Pan i w tym samym sensie, w jakim On był całkowicie oddzielony od świata, mogę być od świata oddzielony i ja. Mogę być świecą na świeczniku, darzącą światłem wszystkich, którzy wchodzą do domu. "Jaki On jest tacy i my jesteśmy na tym świecie" (1Jn 4,17). Kościół wysławia Boga nie przez odłączenie się od świata, lecz przez promieniowanie Bożym światłem na świecie. Niebo nie jest miejscem dla rozsławiania Boga, będzie to miejsce dla oddawania Bogu czci. Miejsce dla rozsławiania Go jest tu, na ziemi.

Rozdział 7 - Odłączenie

Powiedzieliśmy już, że Kościół jest cierniem w boku szatana, sprawiającym mu dotkliwe utrapienia i ograniczającym swobodę ruchu. Kościół, chociaż jest na świecie, nie tylko odmawia pomocy w budowaniu świata, lecz uporczywie wyrzeka nad nim sąd. Jeśli jednak tak jest, jeśli Kościół jest zawsze przyczyną irytacji dla świata, to również świat jest przyczyną ciągłej udręki dla Kościoła. Ponieważ zaś świat stale się rozwija, jego zdolność nękania ludu Bożego ciągle wzrasta. Właściwie dzisiaj Kościół w świecie musi stawiać czoła takiej sile, z jaką w czasach pierwotnych nie miał wcale do czynienia. Wtedy dzieci Boże spotykały się z otwartym prześladowaniem w postaci zewnętrznych ataków fizycznych (Dz 12; 2Kor 11). Dochodziło zawsze do ich starcia z materialnymi, dotykalnymi rzeczami. Obecnie główny nacisk szatan kładzie na sprawy duchowe. Problem, z jakim stykają się dzisiejsi chrześcijanie, jest bardzo subtelny. Stanowi go niewidzialna siła, kryjąca się poza materialnymi rzeczami świata, która nie jest święta, lecz pod względem duchowym zła. Wpływ tej siły duchowej jest dzisiaj o wiele większy, niż był kiedyś. Lecz on jest nie tylko większy; pojawił się pewien składnik, którego wcześniej nie było.

W objawieniu 9 czytamy o wydarzeniach, które dla autora tej księgi były sprawą dalekiej przyszłości. "Zatrąbił piąty anioł; i widziałem gwiazdę, która spadła z nieba na ziemię; i dano jej klucz od studni otchłani. I otworzyła studnię otchłani. I wzbił się ze studni jakby dym z wielkiego pieca... A z tego dymu wyszły na ziemię szarańcze, którym dana została moc, jaką jest moc skorpionów na ziemi. I powiedziano im, aby nie wyrządzały szkody trawie, ziemi ani żadnym ziołom, ani żadnemu drzewu, lecz tylko ludziom, którzy nie mają pieczęci Bożej na czołach" (w. 1-4). Chodzi tu o język symboliczny, lecz gwiazdą spadającą z nieba jest niewątpliwie szatan, my zaś wiemy, że tą studnią otchłani jest jego posiadłość; można by powiedzieć: jego magazyn. Wynika z tego, że czas ostateczny odznaczał się będzie szczególnym wyzwoleniem jego sił i ludzie znajdą się pod natarciem jego mocy duchowej, z którą wcześniej nie przychodziło im walczyć.

To zgadza się ze stanem rzeczy w naszym czasie. Chociaż prawdą jest, że pod koniec wieków grzech i nieprawość będą większe niż kiedykolwiek, ze Słowa Bożego widać, że to nie są rzeczy, z którymi Kościół będzie musiał szczególnie się zmagać, lecz chodzi raczej o duchowy urok rzeczy bardziej powszednich. "A jak było za dni Noego, tak będzie za dni Syna Człowieczego. Jedli, pili, żenili się i za mąż wychodzili, aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki i nastał potop i wytracił wszystkich. podobnie też było za dni Lota; jedli, pili, kupowali, sprzedawali, szczepili, budowali. A w dniu kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba ogień z siarką i wytracił wszystkich" (Łk 17,26-29). Jezus podkreśla tutaj nie to, iż te rzeczy: żywność, małżeństwo, handel, rolnictwo, budownictwo, były wyjątkowymi cechami czasów Lota i Noego, lecz to, że będą one w szczególny sposób cechować czasy ostateczne. "Tak też będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi" (w. 30). Tutaj jest istota sprawy. Wymienione rzecz nie są bowiem z natury grzeszne, one są po prostu rzeczami tego świata. Czy kiedykolwiek w przeszłości poświęcałeś tyli uwago sprawom wygodnego życia, jak teraz? Dla wielu są to prawie jedyne tematy rozmów. Istnieje moc, która narzuca ci zajmowanie się tymi sprawami; sama twoja egzystencja wymaga tego, byś poświęcał im uwagę.

A jednak Biblia przestrzega nas, że "Królestwo Boże to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość" i tak dalej. Wzywa nas do szukania przede wszystkim Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, zapewniając, iż jeśli będziemy posłuszni, wszystkie inne rzeczy zostaną nam dodane. Wzywa nas, abyśmy byli wolni od trosk o pokarm i ubranie, gdyż skoro Bóg troszczy się o kwiaty polne i ptaki, czyż daleko bardziej nie zatroszczy się o nas, będących Jego własnością? Lecz sądząc po naszej zapobiegliwości, zdawać by się mogło, że Bóg troszczy się wprawdzie o nie, lecz nie o nas!

Otóż to jest temat wymagający specjalnego podkreślenia. Tan stan rzeczy jest nienormalny. Niestosowne poświęcanie uwagi jedzeniu i piciu, obojętne czy to w skrajności ubóstwa, czy też w skrajności zbytku, które cechuje tak wielu chrześcijan w naszych czasach, jest dalekie od normalnego; to jest nadnaturalne. My nie spotykamy się tu tylko z zagadnieniem jedzenia i picia; spotykamy się z demonami. Szatan obmyślił ten porządek światowy i teraz kieruje nim, zdecydowany użyć sił demonicznych, by przy pomocy rzecz tego świat wciągnąć nas w ten porządek. Obecnego stanu rzeczy nie można rozważać w odosobnieniu od tego. Oby dzieci Boże ocuciły się i uświadomiły sobie tę rzeczywistość! W przeszłości święci Boży spotykali się z różnymi trudnościami, lecz wśród nacisków mogli spoglądać na Boga i ufać Mu. Wśród dzisiejszych nacisków są w takim zamieszaniu i dezorientacji, że wydają się niezdolni ufać Mu. O, chciejmy uświadomić sobie szatańskie pochodzenie wszystkich tych nacisków i zamieszania.

To samo odnosi się do spraw małżeńskich. Nigdy nie spotykaliśmy się z tylu problemami w tej dziedzinie, co obecnie. Powstaje zamieszanie, kiedy młodzi ludzie zrywają ze starymi tradycjami, lecz brak im prowadzenia przez nowe, które zastąpiły poprzednie. Faktu tego nie można tłumaczyć naturalnie, lecz nadnaturalnie. Wstępowanie w związki małżeńskie było sprawą zwyczajną i normalną w każdym wieku, dzisiaj jednak wdziera się w te sprawy czynnik, który jest nadnaturalny.

Tak samo jest ze szczepieniem i budowaniem, jak i z kupowaniem, czy sprzedawanie. Wszystkie te rzeczy mogą być całkiem prawidłowe i pożyteczne, dzisiaj jednak moc kryjąca się poza tymi rzeczami wywiera na ludzi taki nacisk, że wpadają w oszołomienie i tracą równowagę. Siła złego, która napędza system światowy, doprowadziła obecnie do stanu, który cechują dwie skrajności: jedna skrajność polega na niemożliwości powiązania końca z końcem; druga skrajność zaś na niezwykłych możliwościach gromadzenia dóbr. Z jednej strony wielu chrześcijan znalazło się w bezprecedensowych kłopotach materialnych; z drugiej strony wielu staje przed równie bezprecedensowymi możliwościami bogacenia się. Obie te sytuacje są nienormalne.

Wstąp do dowolnego domu w tym czasie i przysłuchaj się rozmowom. Usłyszysz uwagi takie jak: "W zeszłym tygodniu kupiłem to i to, za tyle i tyle i zaoszczędziłem przez to tyle", "szczęśliwym trafem znalazłem tę rzecz przed rokiem, teraz bym na tym dużo stracił", "jeśli chcesz sprzedawać, to sprzedaj zaraz, póki notowania na rynku są dobre". Czy nie zwracasz uwagi na to, jak ludzie biegają tu i tam, gorączkowo załatwiając interesy? Lekarze magazynują mąkę, fabrykanci odzieży sprzedają papier, mężczyźni i kobiety, którzy nigdy nie mieli do czynienia z tego rodzaju sprawami, zostają porwani w nurty spekulacji. Wpadają w młyn interesu, który miota nimi jak w obłędzie na wszystkie strony. czy nie rozpoznajesz, że ten stan rzeczy nie jest normalny? Czy nie widzisz, że działa tu moc, łowiąca ludzi? Ludzie nie działają według zdrowych zmysłów; znajdują się w obłędzie. Dzisiejsza karuzela kupowania i sprzedawania to nie sprawa zarobienia, czy stracenia pewnej ilości pieniędzy. To jest sprawa kontaktu z systemem szatańskim. Żyjemy w czasach ostatecznych, w czasie, w którym wyzwolona została szczególna siła, napędzająca ludzi, czy chcą, czy nie chcą.

Zagadnieniem dzisiejszym jest więc nie grzeszność, lecz przede wszystkim świeckość. Któż ośmieliłby się powiedzieć, że robisz coś złego, gdy jesz i pijesz? Kto ośmieliłby się zganić zawarcie małżeństwa? Te rzeczy nie są złe same w sobie; zło zawarte jest w sile duchowej, kryjącej się poza nimi, naciskającej na nas nieustępliwie przy ich pomocy. Obyśmy zbudzili się i pojęli tę rzeczywistość, że choć te rzeczy są powszechne i zwyczajne, szatan jednak wykorzystuje je, by usidlać dzieci Boże w wielkiej sieci swojego systemu.

"Baczcie na siebie, aby serca wasze nie były ociężałe wskutek obżarstwa i opilstwa oraz troski o byt i aby ów dzień was nie zaskoczył niby sidło" (Łk 21,34). Zwróćmy uwagę na wyraz "byt" w słowach Jezusa. W greckim Nowym Testamencie trzy wyrazy używane są na określenie życia: "zoe" - życie duchowe, "psuche" - życie duszewne i "bios" - życie biologiczne. Ostatni z nich został użyta w przytoczonym miejscu w formie przymiotnikowej: "biotikos", czyli "tego życia". Pan ostrzega nas i zachęca do czujności, w przeciwnym wypadku zostaniemy zepchnięci w niewłaściwe troski o sprawy bytowe, czyli do kłopotów związanych z całkiem zwykłymi rzeczami, jak wyżywienie i odzież, dotyczącymi naszego aktualnego istnienia na ziemi. To właśnie taka zwyczajna sprawa spowodowała upadek Adama i Ewy, i właśnie dla takich zwyczajnych spraw chrześcijanie mogą przeoczyć boże wezwanie, kierujące ich w stronę niebios. Chodzi bowiem zawsze o to, gdzie znajduje się serce. Tekst ten przestrzega nas przed tym, aby nasze serca nie były "ociężałe" lub "obładowane" tymi rzeczami, ku naszej szkodzie. Czyli nie powinniśmy nosić ciężaru, związanego z tymi rzeczami, który by nas przygniatał. W prawdziwym znaczeniu powinniśmy byś odłączeni w duchu od naszych dóbr, zarówno w mieszkaniu, jak i na polu (Łk 17,31).

Musimy bowiem pamiętać, kim jesteśmy! Jesteśmy kościołem, światłością świata, świecącą wśród ciemności. Niechaj nasze życie tutaj w niskości temu odpowiada.

Był czas, kiedy Kościół odrzucał drogi świeckie Dzisiaj on nie tylko ich używa; on ich nadużywa. Oczywiście, my musimy używać świata gdyż jest on nam potrzebny; lecz nie pragnijmy go, nie pożądajmy go. Dlatego Jezus kontynuuje: "Czuwajcie więc, modląc się cały czas, abyście mogli ujść przed tym wszystkim, co nastanie, i stanąć przed Synem Człowieczym" (Łk 21,36). Czy Bóg kładłby nacisk na czujność i modlitwę, gdyby nie było siły duchowej, przed którą trzeba się strzec. Nie możemy powierzyć swojego losu przypadkowi, lecz musimy bez przerwy czuwać, by być naprawdę odłączonymi w duchu od elementów tego świata. Są rzeczy tego świata bezwzględnie konieczne dla samej naszej egzystencji. Zajmowanie się nimi jest słuszne, lecz uginanie się pod nimi jest niesłuszne i może spowodować utratę tego, co najlepsze.

Księga Objawienia wskazuje na to, iż szatan ustanowi swoje królestwo antychrysta w dziedzinie politycznej (r.13), w dziedzinie religijnej (r. 17) i w dziedzinie gospodarczej (r.18). Na tej potrójnej platformie polityki, religii i gospodarki osiągnie jego panowanie swój ostatni, zbrodniczy wyraz. W rozdziałach 17 i 18 królestwo to występuje pod postacią Babilonu, szczególnego narzędzia szatana. Babilon wydaje się przedstawiać zepsute chrześcijaństwo, być może Rzym, lecz większy i bardziej zdradziecki niż Rzym, przy czym właśnie gospodarka jest podłożem jego sądu. Cały rozdział 18 dotyczy kupców i handlu. Wszyscy, którzy narzekają nad jego upadkiem, od królów aż po żeglarzy, żałują tego, iż nagle skończył się jego kwitnący handel. Zapewne to nie religia ani polityka, lecz właśnie handel spowodował nowy rozkwit Babilonu i był opłakiwany w czasie jego upadku. Nie ważymy się twierdzić, że czysty handel jest czymś złym, lecz mówimy na podstawie samego Słowa Bożego, że jego początek związany jest z szatanem (Ez 28), a jego koniec z Babilonem (Obj 18). do tego zaś dodajemy z ciężko zdobytego doświadczenia, że handel jest tą dziedziną, w której bardziej niż w jakiejkolwiek innej "skażenie, które jest na świecie przez pożądliwości" nieustępliwie prześladuje nawet chrześcijan o najwyższych zasadach moralnych, i jeśli nie zachowa łaska Boża, z łatwością wciąga ich do zguby.

Czy jesteśmy czułymi, gdy chodzi o Babilon? Kupcy płakali, lecz niebo wołało: Alleluja! (19, 1). W tych wersetach (1-6) znajdują się jedyne "Alleluja", zapisane w Nowym Testamencie. Czy my im wtórujemy?

Jesteśmy na niebezpiecznym gruncie, kiedy dotykamy interesu. Jeśli ze względu na swój zawód zajmujemy się czystym kupiectwem, i jeśli czynimy to z bojaźnią i ze drżeniem, możemy z Bożą pomocą uniknąć sidła diabelskiego. Jeśli jednak jesteśmy zbyt pewni siebie, to nie ma nadziei na to, by uniknąć pozbawionego skrupułów samolubstwa, które rodzi to zatrudnienie. A więc problem, przed którym stoimy dzisiaj, nie jest to, jak uniknąć kupowania i sprzedawania, jedzenia i picia, żenienia się i wychodzenia za mąż. Problemem obecnym jest to, by trzymać się z dala od mocy, kryjącej się za tymi rzeczami, gdyż nie wolno nam dopuścić do tego, by moc ta triumfowała nad nami.

Na czym więc polega tajemnica trzymania naszych spraw materialnych w obrębie woli Bożej? Oczywiście na tym, że trzymamy je dla Boga czyli posiadamy pewność, że nie gromadzimy zapasów bezużytecznych kosztowności, ani nie powiększamy kwot na kontach bankowych, lecz odkładamy skarby na Jego rachunku. Ty i ja musimy być całkowicie gotowi na rozstanie się ze wszystkim w każdej chwili. Nie jest ważne, czy pozostawię dwa tysiące dolarów, czy tylko dwa. Ważne jest, czy mogę bez żalu opuścić, cokolwiek co posiadam.

Nie chcę przez to powiedzieć, że musimy się pozbyć wszystkiego. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że jako dzieci Boże, ty i ja nie powinniśmy gromadzić rzeczy dla samych siebie. Jeśli coś zatrzymuję, robię to dlatego, że Bóg mówił do mojego serca; jeśli rozstaję się z czymś robię to z tej samej przyczyny. Trzymam siebie w obrębie woli bożej i nie boję się dać, kiedy Bób każe mi dać. Nie trzymam niczego dlatego, że to kocham, lecz pozbywam się czegoś bez żalu, gdy przychodzi wezwanie, by to opuścić. Oto co znaczy być odłączony, wolny, oddzielony dla Boga.

Rozdział 8 - Wzajemne odświeżanie

W Ewangelii Jana opisane jest wydarzenie, które tylko Jan nam przekazał. Jest to wydarzenie pełne boskiego znaczenia, które bardzo dopomaga w naświetleniu nam życia na tym świecie. Mówię o epizodzie zapisanym w rozdziale 13, w którym Pan Jezus, przypasawszy się prześcieradłem, wziął misę i umył nogi swym uczniom. tan czym Jezusa zawiera w sobie lekcję, której nie chcę tutaj wyczerpująco rozważać. Zamiast tego chciałbym, byśmy spojrzeli w szczególności na Jego polecenie, jakie zaraz potem wydał: "I wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak ja wam uczyniłem... .Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie" (w. 14-17). Czym jest to wzajemne umywanie sobie nóg? Co to znaczy, że mam umyć nogi bratu i że on ma umyć moje nogi?

Aspektem tej prawdy, specjalnie tutaj podkreślonym, jest odświeżenie. Jak krótko przedstawimy, jest to coś bardzo drogiego dla Pana, że my jako Jego dzieci mamy uczyć się usługi odświeżania naszych braci, i że oni z kolei mają być środkiem do odświeżenia naszego ducha.

Pozwólcie mi stwierdzić od razu, że tekst ten nie dotyczy grzechów. Idąc boso, w sandałach, czy nawet w butach, nie mogę uniknąć gromadzenia się pyłu na moich nogach. To jest nieuniknione. Natomiast upadek, a po nim staczanie się w proch, tak że pył pokryje moje ciało i ubranie - to nie jest nieuniknione; to jest coś bardzo złego! Muszę udawać się z miejsca na miejsce, ale niepotrzebne jest, bym robił to, tocząc się po drodze. Mogę przebyć tę drogę bez walania się w brudzie!

Podobnie w życiu chrześcijańskim potknięcie się, upadek i walanie się w prochu jest z pewnością grzechem. Wymaga to upamiętania się i uzyskania Bożego przebaczenia. Nie jest bowiem koniecznością, bym chodził z Panem w taki sposób, tłumacząc się tym iż "muszę upadać do pewien czas; jest to nieuniknione!" Wszyscy zgadzamy się z tym, że to jest niewłaściwe.

Istotą sprawy pyłu na naszych nogach jest natomiast to, że przechodząc przez świat, bez względu na to, kim jesteśmy, lub jak ostrożnie postępujemy, nie da się uniknąć tego, że na naszych nogach uzbiera się trochę brudu. Oczywiście, jeśli nie będziemy wcale dotykać ziemi, nie zabrudzimy się niczym, ale aby tak było, musiano by nas nosić. Jeśli jednak dotykamy ziemi - a któż może poważnie chcieć tego uniknąć? - na pewno przylgnie do nas coś z ziemi. Nawet Jezus zwrócił się z wyrzutem do gospodarza domu: "Nie dałeś wody do nóg moich" (Łk 7,44). Pamiętajmy więc. proszę, że wzajemne umywanie nóg w 13 rozdziale Jana nie dotycz popełnionych grzechów, gdyż dla nich jest zawsze odpuszczenie przez krew i Bóg chce, byśmy byli od nich wolni. Nie, ono dotyczy raczej naszego codziennego chodzenia po świecie, podczas którego z pewnością coś do nas przylgnie. Jezus powiedział: "Wy czyści jesteście." Jest to dziełem drogocennej krwi. "Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się" - powiedział Jezus i gdy chodzi o grzech, zdanie na tym mogłoby się zakończyć, ale poruszanie się w królestwie szatana spowoduje, że na pewno coś się do nas przyczepi. Jak warstwa powierzchniowa na naszych nogach stanie to między nami i naszym Panem. Nie da się temu zapobiec, po prostu dlatego, że bez przerwy dotykamy rzeczy tego świata, jego interesów jego rozrywek, jego zepsutej skali wartości i jego ogólnego bezbożnego wyglądu. Stąd biorą się słowa, którymi Jezus kończy: "chyba tylko nogi".

Przejdźmy się do praktycznego zinterpretowania tej rzeczy. Niektórzy z was, braci i siostry w Chrystusie, w Chrystusie, wychodzą do pracy w biurach lub sklepach na siedem lub osiem godzin dziennie. Nie jest rzeczą złą, że to robicie. Praca w sklepie ani w fabryce nie jest grzechem. Kiedy jednak wracacie do domu, czy nie czujecie się zamęczeni, przytłoczeni i w dysharmonii z otoczeniem? Spotykacie brata, lecz nie przychodzi wam łatwo rozpoczęcie rozmowy z nim o sprawach duchowych. Wygląda, jak byście byli pokryci jakąś warstwą, zanieczyszczającą was. Powtarzam: to wcale nie musi być grzech: to po prostu wasz kontakt ze światem pozostawił tę warstwę osadu. wyraźnie to odczuwacie widząc niezdolność natychmiastowego odniesienia się ku Panu. Świetlane dotknięcie, jakie przeżyliście z Nim przed pójściem do pracy, wydaje się być zaciemnione; jego świeżość was opuściła. Wszyscy znamy to odczucie.

Albo któraś z naszych sióstr zajmuje się domem. Załóżmy, że młoda matka gotuje obiad. Nagle zaczyna krzyczeć dziecko, dzwoni dzwonek u drzwi, kipi mleko - wszystko prawie równocześnie. Ona biegnie do jednego i nie nadąża z drugim. Po załatwieniu wszystkiego, siada i wydaje się jej, że opuściła ją moc i nie ma sił podnieść się ponownie ku Bogu. Jest świadoma czegoś, co nie jest grzechem, lecz jakby prochem osiadłym na wszystkim. Wygląda, jakby przesłona weszła między nią a Pana i czuje się przygnębiona i wyczerpana. Nie widzi wyraźnie drogi przedostania się natychmiast z powrotem do Boga. Myślę, że ilustruje to nam potrzebę umywania nóg.

Częstokroć jesteśmy zmęczeni i przygnębienie naszymi doczesnymi obowiązkami.. Kiedy uklękniemy do modlitwy, czujemy, ze musimy trochę poczekać. Zdaje się, że trzeba dziesięć lub dwadzieścia minut nim dojdziemy do tego, by spotkać się z Bogiem. Albo, siadając do czytania Słowa Bożego stwierdzamy, że konieczny jest określony wysiłek, aby przywrócić naszą otwartość na Jego Słowo do nas. Jak to jednak dobrze, jeśli na drodze do domu spotykamy brata z opływającym sercem, świeżego dzięki społeczności z Bogiem! Nie zdając sobie sprawy z ważności tego, co robi, on po prostu spontanicznie potrząsa rękę i mówi: "Bracie, chwała Panu!" On może tego nie wiedzieć, lecz z nami dzieje się tak, jakby on przyszedł ze ścierką do kurzu i przetarł wszystko na czysto. Natychmiast odczuwamy, że nasz kontakt z Bogiem został przywrócony.

Może się zdarzyć, że na spotkanie modlitewne przyjdziesz z obciążonym duchem na skutek pracy w ciągu dnia. Ktoś być może modli się, lecz czujesz się wciąż tak samo. Modli się ktoś inny, lecz ciągle nie ma zmiany. Potem jednak modli się inny brat lub siostra i ty nagle odczuwasz podnoszącą cię moc. Jesteś odświeżony, twoje nogi zostały umyte. Co więc oznacza mycie? Oznacza przywrócenie pierwotnej świeżości oraz doprowadzenie wszystkich rzeczy do stanu takiej czystości, jak gdyby dopiero co wyszły z Bożej obecności, odnowione Jego ręką.

Nie wiem ile razy osobiście czułem się tak przygnieciony, przy czym trudnością nie był grzech, lecz to uczucie pokrycia kurzem świata; a spotkałem brata lub siostrę, kogoś nie wiedzącego o moim stanie, kto rzucił tylko kilka słów, które rozjaśniły wszystko. Kiedy to następuje, czujesz, że cała ciemność znika, przesłona zostaje odgarnięta. Chwała Panu! Jesteś odświeżony i odprowadzony z powrotem do stanu, w którym ponownie możesz doświadczać bezpośrednio Jego dotknięcia. To jest umywanie nóg - odświeżanie moich braci w Chrystusie. Jest to doprowadzenie brata z powrotem do stanu takiego, jak gdyby dopiero co wrócił sprzed obecności Bożej. To właśnie takiej wzajemnej usługi życzy sobie Pan wśród swoich dzieci.

Jeśli chodzimy z Bogiem, nie będzie dnia, w którym nie bylibyśmy, jeśli chcemy, odświeżeniem dla naszych braci. To jest jedna z naszych największych usług. Może to być zwykły uścisk dłoni., może to być słowo zachęty. Jeśli jednak Bóg osiągnął w nas to, że idziemy Jego drogą i nie ma żadnej chmury pomiędzy nami a Nim, przekonamy się, że w cichości używa nas w ten sposób. Być może nie będziemy o tym wiedzieć, gdyż lepiej jest nie chcieć o tym wiedzieć - rzeczywiście, lepiej nigdy tego nie wiedzieć. Lecz czy o tym wiemy, czy nie, bez przerwy jesteśmy używani do tego, by odświeżać naszego brata. Kiedy jest on przygnębiony i w ciemności, kiedy ma ciężar na swoim sercu lub zasłonę przed swoimi oczami, kiedy stracił połysk i czystość, przyjdzie do nas. Być może nie pozostanie długo, może tylko kilka minut. Staraj się o tę usługę. Szukaj łaski od Boga, abyś mógł mu dopomóc. Często myślimy, że byłoby dobrze móc wygłaszać długie kazania, które poruszyłyby wielu, lecz nieliczni mają taki dar, a wielu ni słyszy tych nielicznych, którzy go mają. Odświeżanie serc świętych jest takim rodzajem usługi, który wykonywać może każdy i z którym można dotrzeć wszędzie. W Bożej ocenie jest on niezmiernie cenny.

Lecz by móc służyć innym w ten sposób, musimy spełniać pewne warunki. Jeśli rzeczywiście chcemy iść za Panem, niewątpliwie On zechce nas używać, gdyż u Niego nie ma ograniczeń. Jeśli sami jesteśmy promienni, z sercami pałającymi Jego radością i pokojem, kielich nasz będzie się przelewał. Prostym pytaniem jakie chcę ci zadać, jest więc to: "czy istnieje jakaś sprawa sporna między tobą a Bogiem? Mówię o rzeczywistych, znanych ci sprawach. Jeśli nie jesteś świadomy niczego szczególnego, nie potrzebujesz prowadzić poszukiwań, aby coś znaleźć Pan sam zawsze to odkryje. Kiedy On będzie chciał przywieść coś na światło, co przeoczyłeś, położy na tym swój palec i ty będziesz o tym wiedział. Nie potrzeba ci zwracać oczy w siebie i przez sprawdzanie oraz analizowanie każdego uczucia próbować to wygrzebywać. Uwielbiaj Go tylko! Jest sprawą Pana, nie twoją, świecić do twojego serca i wskazać ci, kiedy jesteś nie w porządku względem Niego.

Ale jedno jest pewne. Jeśli masz jakiś spór z Bogiem, możesz tylko przygnębiać innych. Nigdy nie będziesz mógł 'umywać im nóg". Jeśli są przygnębieni, przygnieciesz ich jeszcze bardziej. Jeśli czują na sobie ciężar, po spotkaniu z tobą ich ciężar na sercu jeszcze wzrośnie. Zamiast odświeżenia i przywrócenia im nowości, pochodzącej od Boga, będziesz mógł tylko pogrążyć ich w jeszcze większym przygnębieniu. Kto wiedzie spór z Bogiem, jest na pewnej drodze, by być obciążeniem dla życia Jego Kościoła, podczas gdy największym przejawem mocy jest, jak wierzę, zdolność do stałego odświeżania innych. Jest to rzecz niezmiernie cenna, owo dotknięcie nieba, które podnosi, oczyszcza i odnawia.

"I wy winniście sobie nawzajem umywać nogi." Ze wszystkich przykazań Jezusa, danych uczniom, powyższe jest - używam tego wyrazu w jego oryginalnym znaczeniu - najbardziej dramatyczne. By pokazać jego ważność Pan dał im tego przykład. Był to wyraz Jego miłości, względem "swoich, którzy byli na świecie" (w. 1). Postanowił pokazać uczniom osobiście, co On rozumie przez usługę. To nie praca na kazalnicy. To służenie jednych drugim miednicą i prześcieradłem. Zawsze zachodzić będzie potrzeba pomagania ludziom, którzy upadli i doprowadzania do upamiętania słabych, którzy zgrzeszyli. Największą potrzebą świętych dzisiaj jest jednak odświeżanie, przez co rozumiem przywracanie ich do świeżości tego, co jest oryginalne i pochodzi od Boga. To jest moc. Jezus sam "od Boga wyszedł" (w. 3), aby to czynić. Nie wiem, czy i ciebie to uderza, ja jednak sądzę, że nie ma większej mocy od Boga, niż stawanie przed światem w świeżości, pochodzącej bezpośrednio od Niego. Czy nie widzisz w tym największego przejawu mocy życia z Boga? W systemie światowym, zaćmionym od dymu ze studni otchłani, jakże radosne jest spotkanie świętych, odświeżonych czystym powietrzem nieba! Taka świeżość tobie i mnie przynosi na nowo oddychanie Boskim życiem.

Dziękuję Bogu, iż w moim młodszym wieku miałem możliwość poznania osoby będącej rzadkością wśród świętych. znałem ją przez wiele lat i odkrywałem w niej wiele wartości duchowych. Myślę jednak, że to, co wywarło na mnie z tego wszystkiego największe wrażenie, było odczucie obecności Bożej. Nie można było siedzieć długo w jej pokoju, ani nawet wejść do niego i uścisnąć je dłoń, bez odczucia w szczególny sposób Bożej obecności. Nie było wiadomo, dlaczego tak jest, lecz to się czuło. Nie tylko ja sam to odczuwałem. Każdy, kto zetknął się z nią, świadczył o tym samym. Muszę wyznać, że w tamtym czasie czułem się oskarżony oraz odczuwałem, że stoję twarzą w twarz z Bogiem i doznawałem odświeżenia. Dlaczego mogło mieć miejsce to natychmiastowe przywracanie świeżości? Na pewno nie dlatego, że jest to usługa nielicznych uprzywilejowanych. Jezus życzyłby sobie, abyśmy wszyscy byli zdolni do udzielania tej mocy, rozjaśniania życia naszych braci i sióstr, kiedy zostało przyćmione. Pamiętajcie, proszę - czy wolno mi to powiedzieć? - że czasami takie przyćmienie bardziej narusz wpływ życia chrześcijanina na otaczający go świat, niż prawdziwy, świadomy grzech. Każdemu z nas co pewien czas może przytrafić się grzech, lecz ponieważ jesteśmy na to uczuleni i wiemy od razu, że postąpiliśmy źle, możemy szukać przebaczenia i znajdziemy je. Znacznie częściej jednak świat godzinami wpływa na nas, pozbawiając świeżości. Ponieważ nie chodzi o rzeczywisty grzech, pozostajemy obojętni. I wtedy nasze oddziaływanie, jako dzieci Bożych, na ten świat zostaje stępione. Jak dobrze mieć w takich okolicznościach blisko siebie brata lub siostrę, przez których możemy ponownie zostać wyniesieni do odnawiającej nas społeczności z Bogiem!

Jakie są więc reguły? Musimy wiedzieć o dwóch. Po pierwsze, nie może być znanej sprzeczności między Bogiem a mną, która nie zostałaby zaraz usunięta jeśli bowiem taka istnieje, pozbawia mnie skutecznie i całkowicie możliwości wykonywania takiej usługi. Cokolwiek by to było, musi zostać natychmiast załatwione, w przeciwnym razie jestem bezużyteczny. Zamiast być znaczącym dla pracy Kościoła Bożego, staję się wtedy jego ciężarem. Nie mogę przyczynić się niczym, w takim stanie mogę tylko obciążać rachunek życia dzieci Bożych. Aby oddziaływać dodatnio, musi istnieć przejrzysta zgodność między mną a Bogiem w każdej świadomej sprawie. Wtedy, wolny od dysharmonii, będę i ja mógł przyczyniać się do podnoszenia moich braci na mocną pozycję w ich stosunku do świata.

Po drugie, aby uniknąć nieporozumienia, należy to powiedzieć wyraźnie - pamiętaj, że to odświeżanie jest obopólne. "Winniście sobie nawzajem umywać nogi" - powiedział Jezus. Odświeżający winien oczekiwać odświeżenia przez innych. Częstokroć Pan użyje być może ciebie, lecz podobnie częstokroć użyje być może kogoś innego dla odświeżenia ciebie. Nie ma nielicznych wybranych do służenia jako "odświeżacze", gdyż nikt z nas nie jest zwolniony od chodzenia po świecie oraz od potrzeby odświeżania. Nikt z nas nie może powiedzieć o sobie, jak Piotr: "Ja już przekroczyłem ten poziom. Mam już taki kontakt z Bogiem, że nie pokrywam się kurzem, mogę modlić się i głosić słowo Boże bez potrzeby korzystania z takiej usługi!" "Przenigdy nie będziesz umywał nóg moich."

Nie ma w Kościele nadrzędnej klasy braci nie potrzebujących odświeżania. Jest to coś, od czego uzależniony jest każdy sługa Boży. Jeśli cały dzień byłeś zajęty w warsztacie lub w kuchni, przyda ci się rozjaśnienie. Lecz również ci z nas, którzy cały dzień pracowali w zborze, potrzebują rozjaśnienia. Nasza potrzeba regeneracji jest często równie wielka, chociaż możliwe, że daliśmy się ukołysać i przeoczamy ten fakt. Niezależnie od tego, czy pracujemy w dziedzinie spraw wybitnie doczesnych, czy też zajmujemy się tak zwanymi sprawami duchowymi, świat nas otacza i naciera. Dlatego na nowo potrzebujemy pomocy brata lub siostry, którzy podnoszą nas z powrotem do świeżej łączności z Bogiem, odnawiającej naszą moc duchową.

Zasadą ciała jest zatem odświeżanie i przyjmowanie odświeżania. Im dłużej chodzimy z Panem, tym bardziej potrzebujemy innych. W tej usłudze bowiem nikt z nas nie jest bez znaczenia, nikt też z nas nie osiągnie takiego punktu, by nie potrzebował usługi innych. Modlitwą moją, jeśli chodzi o mnie, jest to, aby Bóg co pewien czas używał kogoś dla dotknięcia mego słabnącego ducha i odświeżenia mnie. Jeśli przez takiego brata kurz świata zostanie ze mnie starty ta, że przyszedłszy przygnębiony, odchodzę odświeżony, usługa jego jest usługą Chrystusa dla mnie.

To, co starałem się w prosty sposób opisać, stanowi nasz wspólny front przeciwko światu. To nie jest żaden drobiazg. Jestem przekonany, że jeśli uwierzymy w to na tyle, aby to praktykować, odkryjemy w tym moc, powodującą drżenie najsilniejszych warowni szatańskich. A zgodnie ze słowami Jezusa: "Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie."

Rozdział 9 - Prawa moje w sercach ich

We wcześniejszych rozdziałach przedstawiliśmy obraz tego świata nie jako miejsca, nie jako rasy ludzkiej, ani jako czegoś tylko materialnego, lecz raczej jako systemu duchowego, na którego czele stoi nieprzyjaciel Boży. "Świat" jest dziełem mistrzowskim szatana i mówiliśmy już, że kieruje on całe swoje wysiłki i pomysłowość na to, by świat był w rozkwicie. Po co? Oczywiści po to, aby pozyskać ludzi i przyciągnąć ich do siebie. Ma jedyny cel: ustanowienie swojego panowania w sercach ludzkich na całym świecie. Chociaż jest on niewątpliwie świadomy, że władza ta będzie trwała krótko, taki jest niezaprzeczalny jego cel. W miarę zaś jak przybliża się kres wieków, jego wysiłki potęgują się, a położenie ludu Bożego staje się coraz trudniejsze. Będąc bowiem obcymi i pielgrzymami na świecie, lecz nie z tego świata, znajdują się w niewygodnej sytuacji. Chętnie szukaliby uwolnienia z tego duchowego napięcia przez fizyczne oddalenie się. Jak dobrze byłoby uciec z tego świata całkowicie i być na zawsze z Panem!

Lecz nie jest to na pewno Jego wolą. On modlił się do Ojca nie o to, by tych, którzy są Jego, wziął ze świata, lecz by zachował ich tutaj od owego złego. Paweł zajmuje podobne stanowisko; zaleciwszy w pewnym przypadku wierzącym w Koryncie, by nie utrzymywali kontaktów z grzesznikiem określonego rodzaju, natychmiast podejmuje środki, by uniknąć nieporozumienia. Nie chodzi mu o to, by się odizolować. Nie powinno się zrywać wszystkich kontaktów ze światem, ani nawet z grzesznikami opisanego rodzaju, gdyż, aby to zrobić, należałoby opuścić świat całkowicie. Paweł pisał: "Napisałem wam w liście, abyście nie przestawali z wszetecznikami. ale nie miałem na myśli wszeteczników tego świata albo chciwców czy grabieżców, czy bałwochwalców, bo inaczej musielibyście wyjść z tego świata" (1Kor 5, 9.10).

Ze słów Pawła wynika, że możemy, a właściwie musimy stykać się z tym światem do pewnego stopnia, by czyż nie jest to świat, który Bóg tak umiłował? Tutaj jednak powstaje pytanie: od jakiego stopnia? Jak daleko możemy się posunąć? Wszyscy zgadzamy się, że w pewnych punktach jesteśmy zmuszeni stykać się z rzeczami tego świata, ale zapewne jest gdzieś jakaś granica. Pozostawanie w obrębie tej granicy zapewnia bezpieczeństwo; przekroczenie jej grozi uwikłaniem przez szatana.

Nie sądzę, byśmy mogli przesadzić w znaczeniu tego problemu, gdyż jest to sprawa istotna i niebezpieczeństwa są realne. Jeśli zdarzy się, że poważnie zachorujesz i będziesz cierpiał silny ból i lekarz przepisze ci heroinę lub morfinę, będziesz ciągle świadomy niebezpieczeństwa wytworzenia w sobie nawyku używania tego środka. Usłuchasz go i będziesz ten środek zażywał, lecz będziesz to robił z bojaźnią i modlitwą, ponieważ wiesz, że tkwi w tym pewna moc i jesteś podatny na to, by dostać się pod jej wpływ, szczególnie w przypadku gdyby kuracja przedłużała się.

Za każdym razem, gdy dotykamy świata przez rzeczy tego świata, a musimy robić to często, powinniśmy nastawić się tak samo, jak przy zażywaniu morfiny, gdyż za każdą rzeczą, należącą do tego świata, kryją się demony. Jak w przypadku ciężkiej choroby mogę być zmuszony do zażywanie narkotyku, tak samo żyjąc jeszcze na tym świecie, muszę załatwiać sprawy ze światem - wykonywać jakiś zawód, zarabiać na swe utrzymanie. Lecz ile niebezpiecznych środków mogę bezpiecznie zażywać bez obawy, że padnę ofiarą uzależnienia się od nich, tego nie wiem; podobnie nie wiem, ile rzeczy mogę kupić, lub ile uzyskać pieniędzy, albo jak ścisłe mogą być związki w moim interesie, by nie zostać złowiony. Wszystko, co wiem, to, że za każdą rzeczą świata kryje się szatańska moc. Jakże ważna sprawa jest więc dla każdego chrześcijanina posiadanie wyraźnego objawienia co do ducha tego świata, aby właściwie ocenić, jak bardzo rzeczywiste jest niebezpieczeństwo, na które wystawiony jest bez przerwy!

Być może uważasz, że posuwam się za daleko. Może powiesz: no tak, to może być dobra ilustracja do kazania, lecz trudno mi wyzbyć się wrażenia, że przesadzasz w tej sprawie. Kiedy jednak zobaczysz, wtedy powiesz o świecie, tak jak mówisz o opium, że kryje się za tym złowroga moc przeznaczona do tego, by zwodzić i usidlać ludzi. Ci, których oczy rzeczywiście zostały otworzone na prawdziwy charakter tego świata, dochodzą do przekonania, że wszystkiego w nim muszą dotykać z bojaźnią i ze drżeniem, patrząc nieustannie na Pana. Wiedzą, że w każdym momencie są tutaj podatni na uwikłanie przez szatana. Podobnie jak narkotyk jest w pewnych przypadkach pożądanym środkiem na uśmierzenie bólu, lecz może stać się przyczyną innej choroby, tak i rzeczy tego świata, z których wolno nam korzystać pod władzą naszego Pana. W przypadku naszej nieostrożności mogą spowodować nasz upadek. Tylko głupiec może być beztroski w takich okolicznościach.

Nic dziwnego, że z zazdrością patrzymy na Jana Chrzciciela! Odczuwamy, jak łatwo byłoby usunąć się na ustronne miejsce i żyć bezpiecznie. Lecz my nie jesteśmy takimi jak on. Nasz Pan posłał nas na świat, by iść Jego śladami "jedząc i pijąc". Ponieważ Bóg umiłował świat, rozkazał nam iść "na cały świat" i ogłaszać dobrą nowinę. Na pewno w tym "całym" mieszczą się także ci ludzie, z którymi spotykamy się codziennie.

Stoimy więc przed poważnym problemem. Jak powiedzieliśmy, powinna być gdzieś granica. Bóg musiał wytyczyć gdzieś linię demarkacyjną. Pozostańmy poza tą linią, a będziemy bezpieczni; przekraczając ją -możemy napotkać wielkie niebezpieczeństwo. Ale gdzie znajduje się ta linia? Musimy jeść i pić, żenić się i rodzić dzieci, kupować, sprzedawać i pracować. Jak mamy to robić, by nie zanieczyścić się? W jaki sposób mamy stykać się z ludźmi, których Bóg tak umiłował, że dał za nich swego Syna, a jednak zachować siebie samych nie splamionych przez świat?

Gdyby nasz Pan ograniczył nam sprzedawanie i kupowanie do określonej kwoty miesięcznie, byłoby to bardzo proste! Reguły do przestrzegania byłyby dla każdego jasne. Wszyscy, którzy przekraczaliby daną miesięczną sumę swoich wydatków, byliby chrześcijanami świeckimi, a pozostali duchowymi.

Ponieważ jednak Bóg nie określił kwoty, jesteśmy zależni od Niego. W jakim celu? Odpowiedź jest, moim zdaniem, cudowna. Abyśmy nie byli związani przepisami, ale pozostawali cały czas w obrębie granic innego rodzaju: w granicach Jego życia. Gdyby Pan dał nam zbiór przepisów i reguł do przestrzegania, byłoby nam potrzeba troszczyć się usilnie o to, aby uczynić tym wymaganiom zadość. tymczasem nasze zadanie jest czymś o wiele prostszym i niedwuznacznym; mamy mianowicie pozostawać w samym Panu. Wtedy potrafimy uczynić zadość przepisom. Potrzeba nam tylko pozostawać w społeczności z Nim. Radość, jaka z wynika polega na tym, że żyjąc w bliskiej łączności z Bogiem, Jego Duch Święty w naszych sercach powie nam zawsze, kiedy dochodzimy do tej granicy.

Wcześniej mówiliśmy o królestwie antychrysta, które wkrótce ma się objawić. Jan w swoim liście, napisanym do "dziateczek" o świecie oraz rzeczach tego świata (1J 2, 15), kieruje do nich ostrzeżenia: "Słyszeliście, że ma przyjść antychryst, lecz oto już teraz wielu antychrystów powstało" (w. 18). W obliczu tego faktu, jak również jeszcze bardziej podstępnego: "ducha antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść; i teraz już jest na świecie" (4, 3), co oni mają robić? Jak w swej prostocie mają rozeznawać co jest prawdziwe, a co jest fałszywe? Jak mogą określić, jaki teren jest niebezpieczny, a jaki bezpieczny?

Odpowiedź, jakiej udziela im Jan, jest tak prosta, że dzisiaj boimy się w nią uwierzyć. "Wy macie namaszczenie od Świętego i wiecie wszystko... . To namaszczenie, które od Niego otrzymaliście, pozostaje w was i nie potrzebujecie, aby was ktoś uczył; lecz jak namaszczenie Jego poucza was o wszystkim i jest prawdziwe, a nie jest kłamstwem, i jak was nauczyło, tak w nim trwajcie" (2, 20. 27). Jest tu na pewno mowa o Duchu Prawdy, który (Jezus przyrzekł to uczniom) przekona świat i wprowadzi we wszelką prawdę (Jn 16, 8. 13).

W każdym przypadku istnieją bezpieczne granice, znane Bogu, których nie powinniśmy przekraczać. One nie są narysowane na ziemi, byśmy mogli je widzieć, lecz jedno jest pewne; ten, który jest Pocieszycielem, na pewno je zna, chociaż zapewne szatan zna je także. Czy nie powinniśmy Bogu zaufać? Jeśli w pewnej chwili chcemy je przekroczyć, czy nie powinniśmy zdać się na Niego, by natychmiast wewnętrznie nam to uświadomił?

W 1Kor 7 apostoł Paweł daje nam jeszcze inne wskazówki na ten sam temat. "A to powiadam, bracia, czas, który pozostał, jest krótki; dopóki jednak trwa, winni również ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli, którzy płaczą, jakby nie płakali; a ci, którzy się weselą, jakby się nie weselili; a ci, którzy kupują, jakby nic nie posiadali; a ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali; przemija bowiem kształt tego świata. Chcę abyście byli wolni od trosk" (w. 29-32). Jest tu poruszonych kolejno kilka rzeczy, lecz we wszystkich myślą przewodnią jest wyraźnie to, iż "czas jest krótki" lub, jak niektórzy tłumaczą, "ograniczony". Żyjemy pod niezwykłym naciskiem i zasadą, która winniśmy się w tym czasie kierować jest to, że "ci, którzy mają..., jakby nie mieli".

Zastanawia nas, czy Paweł nie przeczy sam sobie. W Efezjan 5 wzywa mężów by miłowali swe żony doskonałą miłością, podobną do tej, jaką Chrystus umiłował Kościół - nie mniejszą. Tutaj jednak mówi im, by żyli jak gdyby wcale ich nie mieli. Czy on rzeczywiście chce, wołamy z przerażeniem, byśmy jednocześnie pogodzili tak jawne sprzeczności? Trzeba tu od razu powiedzieć, że tak paradoksalne życie mogą prowadzić tylko chrześcijanie. Być może zwrot "jakby nie mieli" pozwoli nam rozwiązać zagadkę. Świadczy on o tym, że sprawa ta jest sprawą wewnętrzną, sprawą wierności serca. W Chrystusie jest wewnętrzne wyzwolenie dla Boga. nie tylko zewnętrzna zmiana postępowania. Ci ludzie mają i mając cieszą się z Efezjan 5; oni jednak nie są związani tym, co mają, tak iż nie mając, cieszą się również z 1Kor 7. Pomimo wszystkiego co "mają", są na prawdę tak wolni w duchu od posiadanie rzeczy tego świat, że mogą żyć "jakby nie mieli".

Człowiek cielesny żyje w jednej albo drugiej skrajności: bądź ma i jest całkowicie pochłonięty tym, co ma, bądź też, jeśli jest religijny, pozbywa się tego, co ma, skoro zaś nie ma, nie zajmuje się już tym wcale. Droga chrześcijanina jest jednak całkowicie różna od tej drogi naturalnej. Dla chrześcijanina rozwiązaniem tej kwestii nie jest usunięcie danej rzeczy, lecz wyzwolenie serca spod wpływu tej rzeczy. Nie następuje usunięcie żony, ani też uczucia do żony, lecz zarówno mąż, jak i żona, zostają wyzwoleni spod krępującej dominacji tego uczucia. Podobnie także smutek powodujący płacz nie zostaje usunięty, lecz życie przestaje być pod władzą tego smutku. Przyczyna radości pozostaje, lecz istnieje wewnętrzny sprawdzian gotowości opuszczenia rzeczy, która ją wywołała. Kupowanie i sprzedawanie ma miejsce jak przedtem, lecz wyzwolenie wewnętrzne usunęło urok tych rzeczy na człowieka. Mamy to wszystko, lecz żyjemy "jakbyśmy nie mieli".

Mówimy nieraz o swym pragnieniu składania, podobnie jak Jan, świadectwa o Jezusie na ziemi. Pamiętajmy, że nasze świadectwo nie opiera się na tym, co możemy powiedzieć na ten lub inny temat, lecz na tym, co szatan może powiedzieć o nas. Bóg umieścił nas na świecie i często stawia w miejscach szczególnie trudnych, gdzie jesteśmy kuszeni by sądzić, że ludzie świeccy mają o wiele łatwiejsze życie niżmy. Jest tak dlatego, że chrześcijanie są naprawdę obcymi, żyjącymi tutaj w żywiole, który z natury nie jest dla nich właściwy. Pływak może dać nurka głęboko w morze, lecz bez specjalnego ubioru i przewodu łączącego go z atmosferą, która jest jego żywiołem, nie może tam pozostawać. Panuje tam zbyt wysokie ciśnienie, a on musi oddychać powietrzem świata, do którego należy. Pozostaje w głębinie tylko dlatego tak długo, że zaopatrzony jest w środki potrzebne do przezwyciężania tego obcego żywiołu wokół niego. Tak zaopatrzony może pozostawać w głębinach tak długo, póki nie wykona zadanie, jakie ma tam do spełnienia, mimo że nie należy do tego żywiołu i żywioł ten nie ma w nim miejsca.

W ten sposób więc problem naszych kontaktów ze światem nie rozwiązuje zmiana naszego zewnętrznego postępowania. Niektórzy sądzą, że w czasie, w którym żyjemy, oznaką duchowości jest to, że nie dba się o przyszłość. Nie jest to jednak oznaką duchowości, lecz głupoty. Co należy robić z uzyskanymi środkami, rozważymy w ostatnim rozdziale. Słowo Boże mówi jednak wyraźnie, że musimy używać tego świata. Musimy jeść i pić, nabywać towary i uprawiać rolę, cieszyć się, a jeśli potrzeba, to i płakać, a jednak z żadnej z tych rzeczy nie korzystać w pełni. Poznaliśmy, co jest istotne w naszych stosunkach ze światem. Dlatego nic dziwnego, że rozumiemy też konieczność ostrożnego i czujnego postępowania zgodnie ze stały, delikatnym prowadzeniem Pocieszyciela.

Jezus przyszedł "z wysokości". Mógł powiedzieć bez przesady: "Nadchodzi władca świata, ale nie ma on nic do Mnie." Linia demarkacyjna została wytyczona, nie na ziemi pod Jego stopami, lecz w Jego sercu. Prawdą jest to, że wszystko na świecie, co pochodzi "z wysokości" jest tutaj w niskości utrzymywane i zaopatrywane przez Niego. Wynika stąd, że jeśli jakaś rzecz jest duchowa i pochodzi "od Boga", nie potrzeba nam obawiać się o nią ani walczyć o jej zachowanie. "Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świat było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby." Oni nie mieli potrzeby walczyć.

Bóg nie martwi się o nas, ponieważ nie niepokoi Go los Ducha Świętego. W pewnym sensie życie duchowe podłej jakości nie jest możliwe, gdyż życie duchowe jest życiem Bożym. Dlatego życie duchowe można pokonać tylko pod warunkiem, że Bóg zostanie pokonany. Bóg nie poddaje w wątpliwość tego faktu. On z pełnym zaufaniem przekazał Duchowi Świętemu, by uczynił to w nas rzeczywistością. "Wy z Boga jesteście, dzieci, i wy ich zwyciężyliście, gdyż Ten, który jest w was, większy jest, aniżeli ten, który jest na świecie" (1Jn 4, 4).

Ten sam werset, który mówi o tym, że "cały świat tkwi w złym", zapewnia nas, że "z Boga jesteśmy" (1Jn 5, 19). "Jesteśmy z Boga!" Czy moglibyśmy odkryć bardziej wspaniały fakt dla zrównoważenia tamtego ponurego faktu? My, wierzący w imię Pana Jezusa, narodziliśmy się "nie z krwi, ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga" (Jn 1, 13). Chwała Mu za to! Dzięki temu, że narodzeni jesteśmy z Boga, ów zły nie może nas tknąć (1Jn 5, 18).

Ujmując to bardzo prosto: moc szatana na świecie jest wszędzie; gdziekolwiek jednak chrześcijanie postępują według Ducha, czuli namaszczenie, jakie posiadają od Boga, ta moc złego ulatnia się. Istnieje linia zakreślona przez Boga, granica, w obrębie której na skutek obecności samego Boga, wysiłki szatana są bezskuteczne. Niech tylko Bóg zajmuje całą przestrzeń - jakież miejsce pozostanie dla owego złego?

Czy stoimy całkowicie po stronie Bożej? Czy szatan może o tobie i o mnie powiedzieć: nie potrafię usidlić tego człowieka!?

Rozdział 10 - Moce wieku przyszłego

Co ma na myśli autor listu do Hebrajczyków, gdy mówi o chrześcijanach, że "zakosztowali... cudownych mocy wieku przyszłego" (Hbr 6, 5)? Wszyscy zgodzilibyśmy się z tym, że nastąpi wiek, którego oczekujemy. Wtedy królestwo, które teraz jest "pośród nas" (Łk 17,21) i przejawia się potężnymi dziełami Ducha Świętego (Mt 12,28), stanie się dla wszystkich widzialne i niezaprzeczalne. Panowanie nad światem przypadnie w udziale Panu naszemu i Pomazańcowi Jego (Obj 11,15). Czym są jednak te cudowne "moce", których teraz tylko kosztujemy, lecz na których nie możemy jeszcze ucztować? Z pewnością można je przyjąć i korzystać z nich, gdyż wyraz "kosztować" wyklucza, by mogło chodzić o naukę, zapowiedź, nad którą można subiektywnie doświadczać i przywłaszczać i badać ją, lecz wskazuje na coś, czego można subiektywnie doświadczać i przywłaszczać sobie. Moce te są wstępem do uczty, która nastąpi, ale z której już teraz możemy trochę zasmakować.

Można by wymienić cały szereg rzeczy, które Biblia zapowiada w przyszłości. Istnieje zbawienie przygotowane do objawienia się w czasie ostatecznym (1Ptr.1,5). Jest świeży aspekt życia wiecznego w wieku przyszłym (Łk 18,30). Pozostaje odpocznienie dla ludu Bożego (Hbr 4,9). Będzie zmartwychwstanie i przemiennie śmiertelnych ciał (Rz 8,23; 1Kor 15,14). Będzie dzień, kiedy wszystko, co ludziom dokucza, będzie usunięte (Jr 31,9; Iz 57,14; 62,19). Przyjdzie czas, kiedy wszyscy, od najmłodszego do najstarszego, będą znać Pana (Jr 31, 34; Hbr 8,11). A nawet ziemia będzie wypełniona poznaniem chwały Bożej, jakby wód, które wypełniają morze (Iz 11,9; Hab 2,14). Z wszystkich tych rzeczy mamy teraz prawdziwy przedsmak w Chrystusie, lecz nie widzimy ich jeszcze w pełni.

Z naszymi rozważaniami bardziej bezpośrednio związane są następujące okoliczności: List do Hebrajczyków odnosi do naszego Pana Jezusa Chrystusa słowa Psalmu 8: "Wszystko poddałeś pod stopy jego", a potem zaś wyjaśnia to, czemu na podstawie naszego doświadczenia zmuszeni jesteśmy przyznać rację, iż "teraz... nie widzimy jeszcze, że mu wszystko jest poddane" (Hbr 2,8). Obok tych dwóch kontrastujących ze sobą twierdzeń umieścić musimy również słowa Jezusa z Łk 10,19, gdzie jeż teraz daje On swym uczniom moc deptania po wszelkiej potędze nieprzyjacielskiej. Z pewnością stanowi to dla nas obietnicę teraźniejszego przedsmaku przyszłości, której jeszcze nie widzimy.

W tym samym odcinku ewangelii zapisane jest, iż Jezus powiedział: "widziałem, jak szatan, niby błyskawica, spadł z nieba" (10, 18). To samo wydarzenie Jan w Obj 12,9 wydaje się umieszczać w dalekiej przyszłości. Jezus jednak wyraźnie zaznacza, że z punktu widzenia Kościoła, składającego świadectwo, jest to w pewnym sensie rzeczywistością już teraz. Co więcej, w jednym z dalszych rozdziałów Objawienia, Jan przedstawia dzień, kiedy szatan zostanie związany łańcuchem na tysiąc lat (20,1-4). Jednakże Jezus mówi o mocarzu, jako już związanym, co umożliwia wtargnięcie do jego domu i złupienie (Mt 12,29).

Są to ważne stwierdzenia, bowiem skoro posiadamy zbawienie i życie wieczne już teraz, co jest niewątpliwe, powinniśmy mieć również już teraz pewien przedsmak reszty tych przyszłych "mocy". Chociaż nie są one jeszcze ogólnie widoczne, są z pewnością owocami krzyża i zmartwychwstania Chrystusa, dzięki czemu, przynajmniej z zasady, muszą stanowić one obecną posiadłość Kościoła.

Boży odwieczny cel związany z ludźmi, łączył się z przeznaczeniem człowieka do sprawowania władzy, królowania i rządzenia, kierowania pozostałymi stworzeniami. Nie możemy powiedzieć, że Bożym zamiarem było odkupienie, albo nawet część z niego, ponieważ człowiek nie był przeznaczony do upadku, a tym mniej, by zginąć. Jego dokładny cel określają słowa: "... Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas" - powiedział Bóg - "i niech panuje...". 1 Mojżeszowa przedstawia dzieje człowieka, a nie Boże zamiary względem niego. Robotnik może upaść z piątego piętra w czasie budowy domu, ale z pewnością to nie było w planie architekta.

Nie, plan Boży przewiduje panowanie człowieka, warto więc zauważyć obszar tego panowania, mianowicie - "nad całą ziemią" (1M 1,26). Niebo nie ma żadnego problemu; problem istnieje na ziemi. Człowiek został wezwany do tego, by czynić ją sobie poddaną (w. 28), a my pytamy dlaczego? Gdyby nie było sił, które trzeba ujarzmić, skąd taki rozkaz? Następnie czytamy, że Pan Bóg wziął człowieka i osadził go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i "strzegł" (2,15). Konieczność strzeżenia raju Bożego przez Adama wskazuje na obecność wroga, przed którym trzeba być na straży.

Ciekawe jest sformułowanie 1M 1,26. Człowiek ma panować "nad całą ziemią" i określenie to obejmuje w szczególności także "wszelki płaz pełzający po ziemi". W tym jednak, co potem się stało, pierwszą rzeczą, nad którą człowiek nie zapanował, było stworzenie pełzające po ziemi: wąż. I przez to, że człowiek zawiódł, szatan w nowy sposób uzyskał w człowieku swe uprawnienia. Prawda, proch ziemi został mu przyznany jako jego ulubiony żywioł: "na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł" (3,14). Czym jest jednak proch? Przecież to substancja, z której powstał Adam! A więc człowiek w ciele jest teraz moralnie poddany szatanowi. Wróg Boży zdobył uprawnienia do wszystkiego tego, czym jest i co posiada człowiek naturalny. Naturalne życie człowieka na ziemi jest podstawą działalności szatana. Świat szatana wywodzi się i czerpie swa siłę z jego uprawnień do człowieka, i nawet Bóg nie poddaje tych uprawnień w wątpliwość. Przez upadek Adama szatan uzyskał pełne prawa do wszystkiego, co należy do starego stworzenia.

Jeśli szatan ma przestać w nas działać, podstawa jego działania musi być usunięta! Dlatego Bóg rozwiązał tę sytuację przez odkupienie, nie przez zajęcie się szatanem bezpośrednio, lecz przez zupełne odstawienie całego starego stworzenia - człowieka, jego świata i wszystkiego, co do niego należy - i przez to odebranie szatanowi jego uprawnień. Obalenie władzy szatana nie polega na bezpośrednim natarciu na niego, lecz następuje pośrednio, przez odebranie mu, dzięki śmierci Jezusa, wszystkiego, co daje mu moralne prawo rządzenia. "Nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi" (Rz 6, 6).

Chwała Bogu! Szatan nie ma już żadnych uprawnień w stosunku do nas. To jest jednak stwierdzenie w sensie negatywnym, ale jest także i pozytywne. Bóg nie tylko usunął to, co przeszkadzało urzeczywistnieniu Jego odwiecznych celów, przez usunięcie starego stworzenia; On jednocześnie zapewnił wszystko potrzebne do realizacji tych celów przez stworzenie nowego człowieka, przez Jego nowe stworzenie. "Zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje" (w. 9). Cel objawione w 1M 1 i utracony w 1M 3 nie został utracony na zawsze. To, czego Bóg nie osiągnął przez pierwszego człowieka, osiągnął przez drugiego. Teraz zaś ten drugi człowiek jest na tronie. Nic dziwnego, że nowotestamentowy autor waży się zastosować słowa psalmisty: "Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz, lub syn człowieczy, że go nawiedzasz?... Chwałą i dostojeństwem uwieńczyłeś go." Zacytowawszy ten Psalm, autor woła: "Widzimy Jezusa ukoronowanego" (Ps 8,5-7; Hbr 2,6-9). Jeśli stworzenie człowieka miało na celu zaspokojenie Bożego pragnienia, pragnienie to zostało teraz w końcu zaspokojone. Bóg uzyskał swojego człowieka.

1 Mojżeszowa 1, Psalm 8 i List do Hebrajczyków 2 są z sobą w niepowtarzalny sposób połączone. Psalm 8 jest poezją opiewającą plan Boży względem ludzi, istotną rzeczą jest jednak to, że pomimo upadku pierwszego człowieka piewca nie zmienia tonu. Na nowo potwierdza pierwotny plan z 1M "Dałeś mu Panowanie." To nie uległo zmianie. Co więcej, psalmista nie tylko rozpoczyna, lecz także kończy swą pieśń okrzykiem uwielbienia: "Jak wspaniałe jest imię twoje na całej ziemi!"

Nieprzyjaciel zrobił, co mógł najgorszego. Uwięził człowieka i skłonił go do bluźnierstwa przeciwko Bogu i gdyby to ktoś z nas układał ten Psalm, po ósmym wierszu umieścilibyśmy okrzyk rozpaczy: "Lecz och, niestety, ludzie upadli; wszystko stracone!" Psalmista postąpił inaczej. Wygląda, jakby zupełnie zapomniał o upadku, gdyż całkowicie g pomija. Przeskakuje myślą całą historię odkupienia i wykrzykuje ponownie: "Jak wspaniałe!" Adam i Ewa upali, lecz nie zdołało to naruszyć Bożego planu, iż człowiek w końcu obali moc szatana. Jego cel pozostał niezmieniony i ta doskonałość powinna być wiadoma. Gdzie? Na ziemi.

Wspomniany cel realizowany jest nie tylko w Synu Człowieczym, lecz również w synach ludzkich, tych "wielu synach", których Bóg prowadzi do chwały. Psalmista z wielkim naciskiem podkreśla tę rzeczywistość. Chociaż nieprzyjaciel zrobił, co mógł najgorszego, uprawnienia, jakie zyskał przez upadek ludzi, okazały się podważalne. Ciągle są wśród ludzi tacy, których nie wolno mu dotykać. "Z ust dzieci i niemowląt ugruntowałeś moc na przekór nieprzyjaciołom swoim, aby poskromić wroga i mściciela" (w. 2). Bóg nie jest zależny do wielkich przywódców wojskowych. Małe dzieci, ba nawet niemowlęta, mogą zgnieść szeregi swoich nieprzyjaciół.

List do Hebrajczyków 2 czerpie inspirację z tego Psalmu. Jednakże idzie on o krok dalej; nie tylko potwierdza Boży cel względem stworzenia i kres, do którego zmierza, lecz czyni jeszcze coś więcej. Patrząc realistycznie wstecz na ciemną historię upadłej ludzkości stwierdza teraz, że Boże działanie w odkupieniu i odnowieniu zmierza do identycznego celu. We wszelkich nowych okolicznościach, jakie zaistniały dzięki odkupieniu, plan pozostał niezmieniony. Bóg nie porzucił swego celu. Co więcej, autor ze swego punktu widzenia, znajdującego się w krzyżu Chrystusa, może śmiało potwierdzić stwierdzenie wiary, wyrażone przez psalmistę. Nieprawda, że wszystko zostało stracone. Prawdą jest, że w Chrystusie został zapewniony ostateczny cel.

Tak jest, chodzi ciągle o ten sam plan: "Nie pozostawił niczego, co by mu poddane nie było" (w. 8). Pozory zdają się temu przeczyć, toteż "nie widzimy jeszcze, że mu wszystko jest poddane." Chociaż jest to prawdą, autor nie uwzględnia tego i natychmiast ciągnie dalej triumfalne: "Widzimy raczej tego, który na krótko uczyniony został mniejszym od aniołów, Jezusa, ukoronowanego chwałą i dostojeństwem za cierpienia śmierci, aby z łaski Bożej zakosztował śmierci za każdego" (w. 9). Potem zaś, prawie wyzywająco dodaje: "aby... zniszczyć... diabła" (w. 14).

To, co ludzie mieli zrobić na ziemi dla Boga, lecz nie zdołali, osiągnął nasz Pan Jezus. On "zakosztował śmierci za wszystko" (jak wynika z greckiego oryginału - nie tylko "za każdego człowieka"). Innymi słowy: stało się to nie tylko dla odkupienia człowieka, lecz całego stworzenia, a idąc jeszcze dalej, dla urzeczywistnienia celu Ojca, polegającego na całkowitym zburzeniu szatańskiego świata.

Wynika z tego, że Kościół ponosi dzisiaj bardzo określoną odpowiedzialność przed Bogiem za to, by egzekwować zwycięstwo Chrystusa na terytorium diabła. Jeśli ma być składane świadectwo względem władz i zwierzchności, jeżeli skutki zwierzchnictwa Chrystusa, zdobytego przez śmierć na krzyżu, mają być rzeczywistością w sferze duchowej, może to nastąpić tylko wtedy, jeśli prawne oparcie uzurpatora ludzkości w naszych sercach zostanie zakwestionowane oraz przez działo krzyża usunięte i wyparte. Celem Bożym bowiem jest w dalszym ciągu to, by człowiek panował. Nasza praca dla Niego nie polega wyłącznie na zwiastowaniu ewangelii o tym, że usunięte zostały skutki 1M 3, jakiekolwiek wspaniałe byłoby to usunięcie. Bóg chce nas doprowadzić także z powrotem do 1M 1. chce, byśmy w Chrystusie odzyskali ponownie panowanie moralne nad Jego wrogiem, które tam zostało zamierzone, i w ten sposób skutecznie odnowili ziemię dla Niego. To właśnie jest z pewnością powodem, dla którego Paweł mówi, że "stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych" (Rz 8, 19).

Ewangelia o zbawieniu jest bardzo ważna i konieczna dla zaspokojenia potrzeb człowieka. Jeżeli jednak jako słudzy Boży pracujemy tylko dla innych, chybiamy naczelnego celu Bożego, polegającego na zaspokojeniu nie tylko ludzkich, lecz również Bożych potrzeb. Gdyż stworzenie człowieka miało na celu zaspokojenie potrzeby Bożej. Dlatego jeśli dziś chcemy zaspokoić Bożą potrzebę, musimy iść o krok naprzód i zająć się samym szatanem. Musimy wydrzeć mu jego moc, wyprzeć go z jego terenu, złupić jego posiadłość i wyzwolić jego więźniów - dla Boga. Kwestią nie jest tylko to, na czyj rachunek pozyskujemy dusze, jest nią raczej to, na czyj rachunek działamy w dziedzinie władz i zwierzchności? A za to płacić trzeba wysoko koszt.

Często można poruszyć ludzi, gdy niemożliwe jest poruszenie szatana. Pozostaje oczywistym faktem, że znacznie więcej kosztuje zajęcie się szatanem, niż pozyskiwanie dusz. Wymaga ono całkowitego skierowania ducha w stronę Boga, co samo w sobie sprawia, że szatan jest pozbawiony wszelkiej podstawy moralnej do jakichkolwiek roszczeń względem nas. To jest tą kosztowną rzeczą. Bóg w swej litości względem zgubionych może często pominąć lub przeoczyć w swoich sługach to, co można by słusznie uważać za przerażającą słabość lub nawet brak. Jeśli jednak może tak postąpić w stosunku do tego, kto pozyskuje dusze, to gdy chodzi o nasze zadawanie się z diabłem, sprawa wygląda inaczej.

Złe duchy mogą przejrzeć na wskroś świadectwo człowieka. Mogą powiedzieć, kiedy jest ono kompromisowe na skutek połowiczności serca lub nieszczerości. One wiedzą o tym, kiedy my wstrzymujemy się z zapłaceniem części tego kosztu. Patrząc na nas nie mają złudzeń co do tego, komu mogą skutecznie się sprzeciwić, a kogo ignorować. Zaś z drugiej strony wiedzą dokładnie, względem kogo są bezsilne. " Jezusa znam i wiem, kim jest Paweł, lecz wy coście za jedni?" (Dz 19, 15). Ponieważ one wiedzą, kiedy należy drżeć. Pozwólcie mi powiedzieć, co następuje: ponieważ naszym najważniejszym zadaniem jest zwalczanie ich, istotniejszą rzeczą dla nas jest świadectwo złych mocy, niż pochwały ludzkie.

Powtarzam jednak, że kosztem tego, by posiadać to świadectwo księstw i zwierzchności, jest całkowite, bezwarunkowe poddanie się Bogu. Żywienie naszych własnych zapatrywań lub pragnień, albo dawanie pierwszeństwa naszym własnym rozwiązaniom lub obranym przez nas odmiennym drogom, jest po prostu ofiarowywaniem przeciwnikowi korzystniejszej pozycji. Krótko mówiąc, jest ot oddanie punktu bez walki. W każdej innej dziedzinie, być może - nie wiem - miejsce wśród naszych motywów ma coś z naszych osobistych interesów, bez istotniej straty. Lecz nigdy, powtarzam, nigdy w tej dziedzinie. Bez tego całkowitego poddania się Bogu nie da się osiągnąć niczego, gdyż bez tego pozbawiamy Boga możliwości zwycięstwa nad wrogiem.

Powtarzam więc jeszcze raz: wymaganie jest bardzo wysokie. Czy ty i ja tutaj na ziemi jesteśmy całkowicie poddani, całkowicie oddani samemu Bogu? Jeśli zaś tak jest, czy kosztujemy nawet teraz tych cudownych "mocy" przyszłego wieku? Czy zdobywamy teren z rąk księcia tego świata dla tego, komu jedynie teren ten prawnie przynależy?

Rozdział 11 - "Łupienie uzurpatora"

"Jezus Chrystus przyszedł na świat, aby grzeszników zbawić."

Ponieważ w odwiecznym Bożym celu właśnie człowiek, a nie żadne inne stworzenie, powinien sprawować władzę, jest rzeczą naturalną i właściwą, że nasze współczucie zwrócone jest w kierunku grzeszników. Wbrew temu, co dotychczas powiedzieliśmy, mogłoby nam się wydawać, że w tym ograniczonym czasie łaski pozyskiwanie dusz dla Zbawiciela świata jest chyba naczelnym sposobem, dostępnym dla nas, wydzierania szatanowi jego zdobyczy. Rzeczywiście, gdyby "człowiek" był naszym tematem, należałoby dać tutaj wiele miejsca sprawie pozyskiwania dusz.

Ewangelizacją zajmowaliśmy się niedawno na innym miejscu (w książce "Co ma czynić ten człowiek?", Londyn 1961, rozdział 3). Dlatego proponuję na zakończenie tego studium na temat "świata rozważanie innej, bardziej materialistycznej dziedziny panowania szatana, w charakterze ilustracji praktycznej do sztuki "łupienie mocarza". Mówię o dziedzinie finansów.

Pieniądze są w sprzeciwie względem Boga. Słowo Boże mówi o nich jako o "mamonie niesprawiedliwości" (Łk 16,9). Ponieważ Jezus powiedział "zyskujcie sobie przyjaciół mamoną niesprawiedliwości", wyraźnie nie mógł mieć na myśli pieniędzy uzyskanych przez niesprawiedliwe transakcje. Czyli mówi, że mamona sama w sobie jest niesprawiedliwa. To, co zostaje nam tutaj przedstawione, nie są niesprawiedliwe sposoby zdobywania pieniędzy, ani też niesprawiedliwe sposoby wydatkowania pieniędzy, lecz niesprawiedliwy charakter pieniędzy. Pieniądze w samej istocie swego charakteru są złem. Czasem mówimy o "uczciwych pieniądzach" i o "brudnych pieniądzach", lecz w oczach Bożych istnieją tylko brudne pieniądze. Człowiek, znający Boga, zna także charakter pieniędzy i wie, że są one złem.

Jeśli zechcesz sprawdzić charakter czegokolwiek, powinieneś tylko rozpatrzyć, czy dana rzecz prowadzi cię ku Bogu, czy też od Boga. Pieniądze nieuchronnie prowadzą od. Jezus w wierszu 13 wyraźnie podaje zasadę, że jest rzeczą niemożliwą służyć Bogu i mamonie, chociaż wydaje mi się, że nawet bez tej Jego wypowiedzi większość z nas byłaby przekonana, że tak jest. Doświadczenie bowiem uczy nas, że Bóg i mamona nigdy nie znajdują się po tej samej stronie; mamona zawsze przeciwstawia się Bogu.

Oczywiście można by interpretować słowa Jezusa bardziej szeroko i widzieć "mamonę" jako coś reprezentującego w ogólności wszystko, co sprzeciwia się w swej istocie Bogu. Apostoł Paweł pomaga nam jednak w zdemaskowaniu pieniędzy jako tego środka, którym świat najskuteczniej posługuje się w swoim odprowadzaniu nas od Boga. "Ci, którzy chcą być bogaci" - powiada - "wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia" (1Tm 6, 9.10). Inaczej mówiąc, jeśli cokolwiek może nas odprowadzić od Boga, zrobią to pieniądze.

Pieniądze są esencją świata. Kiedykolwiek dotykasz pieniędzy, dotykasz świata. Powstaje pytanie: jak możemy brać rzecz, o której wiemy na pewno, że jest z tego świata, a jednak nie zostać wciągnięci w system tego świata? Jak możemy obchodzić się i dokonywać transakcji pieniężnych, używając najbardziej świeckiej z świeckich rzecz, a czyniąc to nie zostać uwikłanymi przez szatana? W dodatku zaś, skoro niczego nie da się dzisiaj nabyć bez płacenia za to, jak możemy brać pieniądze, tą rzecz, która jest głównym czynnikiem w budowaniu królestwa antychrysta, i użyć ich do budowania Królestwa Chrystusa?

Wdowa, która wrzuciła swój grosz do skarbnicy w świątyni, zrobiła coś tak bardzo miłego Panu, że otrzymała od Niego szczególną pochwałę. To, co ona w rzeczywistości zrobiła, było wzięciem czegoś z królestwa szatana i ofiarowaniem tego Królestwu Boga. Jezus to pochwalił. Zapytajmy więc: jak takie przekazanie następuje? Jak to możliwe wziąć pieniądze, które w swoim charakterze są z natury niesprawiedliwe i przy ich pomocy budować Królestwo Boże? Jak możesz zapewnić, że wszystkie powiązania pomiędzy tym światem, a pieniędzmi w twojej kieszeni zostały zerwane? Czy możesz śmiało powiedzieć, że żadne pieniądze, będące w twoim posiadaniu, nie figurują w księgach szatana?

Na każdym denarze rzymskim była podobizna cesarza. Według słów Jezusa, wszystkie takie monety "są cesarskie". Jak mogą zostać zerwane więzy między cesarzem, a tą monetą? Pieniądz jest rzeczą tego świata. Jest istotną częścią systemu świeckiego. W jaki sposób można pieniądze wziąć ze świata, który rości sobie do nich prawo i ofiarować Bogu na Jego potrzeby?

W czasach Starego Testamentu ustanowiono sztywną regułę: "Co ktoś przez zaklęcie poświęca Panu ze wszystkiego, co posiada - czy to będzie człowiek, czy bydlę, czy dziedziczne pole nie może zostać sprzedane ani wykupione. Wszystko, co jest obłożone klątwą, należy jako świętość nad świętościami do Pana" (3M 27, 28). Innymi słowami, nie ma prawdziwej ofiary bez zniszczenia. Jeśli w tamtych czasach ofiarowano Bogu owcę, nie przynoszono jej przed Niego po to, by tam żyła i rodziła jagnięta, lecz by ją ofiarować "Na pewno poniesie śmierć" (w. 29). Zniszczenie ofiary było znakiem jej przyjęcia.

Wszystkie pieniądze rzeczywiście ofiarowane Bogu, muszą zostać poddane pod tę regułę zniszczenia; czyli muszą one przestać istnieć, gdy chodzi o świat i muszą także przestać istnieć, gdy chodzi o mnie. Kiedy nasz Pan pochwalił wdowę za wrzucenie dwóch groszy do skarbnicy, zauważył, że włożyła tam swoje "bios", to znaczy swoje życie. "Ze swego ubóstwa wrzuciła wszystko co miała, całe swoje utrzymanie" (w oryginale: "życie" - Mk 12,44). Wielu ludzi wkładało swe pieniądze do skarbu pańskiego, ale ona wraz z pieniędzmi włożyła tam swoje życie. Inaczej mówiąc, kiedy pieniądze te przestały być jej własnością, wraz z nimi dała swoje życie. Dając dwa pieniążki oddała również wszystko, co miała.

Jeśli twoje pieniądze mają opuścić świat, musi opuścić świat także twoje życie. Nie możesz pozostawić siebie w tyle i dać coś znaczącego Bogu. Nie możesz wcale wysłać swoich pieniędzy ze świat, możesz jedynie wynieść je stamtąd ze sobą.

Nie jest więc sprawą łatwą przekazanie pieniędzy spod władzy szatana pod władzę Bożą; wymaga to bólów rodzenia. Właściwie łatwiej jest nawrócić ludzi od szatana do Boga, niż obrócić pieniądze od szatana do Boga. Przez łaskę Bożą ludzie mogą zostać pozyskani dla Niego niezależnie od tego, czy my sami jesteśmy zupełnie poświęceni dla Niego, czy też nie. Z pieniędzmi taj jednak nie jest. Przemiana naszych sykli, które w swym charakterze są złe, na sykle świątyni, wymaga wielkiej mocy duchowej. Pieniądze potrzebują nawrócenia, tak samo jak ludzie potrzebują nawrócenia. Wierzę, że pieniądze mogą zostać odnowione (choć w całkiem innym sensie), tak samo jak dusze mogą zostać odnowione. Ale przez samo przyniesienie swej ofiary do skarbnicy nie nastąpi zmiana charakteru pieniędzy, które ofiarowałeś. Jeśli twoje życie nie wychodzi wraz z pieniędzmi, nie mogą one zostać wyzwolone z królestwa szatana i przeniesione do Królestwa Bożego. Wartość duchowa twej pracy dla Boga w dużym stopniu zależeć będzie od tego, czy pieniądze, których przy tym używasz, zostały wyzwolone z systemu światowego, czy też nie. Pytam: czy tak się stało? Czy możesz zapewnić, że nie ma w twoich rękach pieniędzy, należących do świata? Czy jesteś w stanie powiedzieć teraz, że twoje pieniądze nie są już częścią kosmosu, gdyż wszystkie zostały przemienione? Czy zechcesz powiedzieć Bogu: "wszystkie pieniądze, jakie uzyskam pracą, i wszystkie pieniądze, jakie otrzymam w podarunku, zamienię, by wszystko to było Twoje!"?

Dla Pawła zasada ta była całkiem oczywista: chcemy was samych, nie tego, co wasze (2Kor 12, 14). O świętych w Macedonii, którzy mimo swego ubóstwa byli tak ofiarnymi, powiedział, iż najpierw oddawali Panu samych siebie, potem zaś swe pieniądze (2Kor 8,5). Paweł miał wykształcenie starotestamentowe, gdzie poświęcenie darów materialnych zawsze związane było z poświęceniem tych, którzy je składali. Jego argumentacja miała zapewne tutaj swoje korzenie.

Może brzmi to wstrząsająco, lecz jest to prawdą, że Bóg ma ograniczoną dostawę pieniędzy, podczas gdy dostawy szatana są nieograniczone. Dziwisz się, jak można to stwierdzenie pogodzić z innym, które mówi, że wszystko srebro i wszystko złoto jest Jego. Sam Jezus jednak powiedział, że są rzeczy, które należą do Boga i inne rzeczy, które należą do cesarza. Ostatecznie wszystkie materialne rzeczy należą niewątpliwie do Boga, jako Stwórcy, nie mniej jednak ilość pieniędzy w skarbnicy Bożej jest dzisiaj ograniczona przez liczbę ludzi Jemu oddanych.

Gdybym żył w czasach Starego Testamentu, mógłbym szybko policzyć ilość pieniędzy w świątyni, Wystarczyłoby znać ogólną liczbę ludności w Izraelu i pomnożyć ją przez pół sykla w srebrze na wykupienie każdego z nich (2M 30,11-16). Do tej kwoty musiałbym dodać szacunkową wartość darów, złożonych dobrowolnie przez tych, którzy poświęcili samych siebie Panu (3M 27, 1-8). Tak jest, liczba ludu Bożego określa ilość Bożych pieniędzy. Ilość dóbr w skarbnicy Bożej zależna jest od liczby ludzi poświęconych dla Niego.

Stąd bierze się żywotnie ważne pytanie, na które każdy z nas musi odpowiedzieć: czy pieniądze, których dotykam dzisiaj, są syklami świątyni, czy też stanowią mamonę niesprawiedliwości? Kiedykolwiek otrzymam złotówkę lub zapracuję złotówkę, powinienem zapewnić, aby ta złotówka została natychmiast zamieniona z waluty świata na walutę świątyni. Pieniądze mogą być naszą zgubą, lecz mogą być także naszą pomocą. Nie gardź pieniędzmi; są zbyt wartościowe na to, by tak robić. Mogą mieć duże znaczenie dla Pana. Jeśli sam wyszedłeś ze świata sercem i duszą możesz jeśli Bóg tylko chce, wynieść ze świata również kosztowne rzeczy. Kiedy Izraelici wyszli z Egiptu, wynieśli z sobą wielkie skarby. Złupili Egipcjan, a łup, jaki zabrali, złożyli na budowę świątyni. Pewna część jednak została zużyta do budowy złotego cielca i została utracona dla Boga. Kiedy jednak opuszczali Egipt, wraz z nimi opuścił ten kraj również i materiał na budowę świątyni. Egipskie złoto, srebro, miedź, płótno - wszystko zostało przeniesione i obrócone na potrzeby tego przybytku.

Jeśli taką rzeczywistość znajdujemy w czasach Starego Testamentu, jakże o wiele wyższy standard musi obowiązywać w Nowym! Nowotestamentowym kluczem do wszystkich spraw finansowych jest to, że niczego nie zatrzymujemy dla siebie. "Dawajcie, a będzie wam dane" - mówił Jezus (Łk 6,38), a nie: "Oszczędzajcie, a wzbogacicie się!" Oznacza to, że Bożą zasadą wzrostu jest dawanie, nie gromadzenie. Bóg żąda od każdego z nas nie przypadkowego, lecz dostosowanego do możliwości, systematycznego ofiarowywanie. By nie było to kaprysem chwili, lecz owocem konkretnego przymierza, zawartego z Nim i konsekwentnie przestrzeganego.

Jest tak dlatego, iż prawdziwą tajemnicą złupienia szatana jest osobiste oddanie się Bogu. Być odkupionym z tego świata i nie ofiarować samego siebie Bogu, jest dla nas rzeczą całkowicie niemożliwą. "Nie należycie... do siebie samych; drogoście bowiem kupieni" (1Kor 6,19-20). Obojętne, czy mamy pracę zarobkową i przychód z niej ze świata, czy też zajmujemy się wyłącznie głoszeniem Słowa i nasze utrzymanie zależy od darów ludu Bożego, jest przed nami tylko jedna droga, nie dwie. Jesteśmy wszyscy w równej mierze oddani Bogu i jesteśmy wszyscy Jego świadkami. To po prostu nieprawda, że głoszenie ewangelii jest w swej istocie czyste, a praca zarobkowa nieczysta, tak że zajmujący się nią mają mniejszą wartość dla Boga. Ważne jest po prostu to, że nie nasze zatrudnienie, lecz Bóg musi stanowić centrum naszego życia.

"Nie miłujcie świata, ani tych rzeczy, które są na świecie." Macie namaszczenie od Świętego; żyjcie według tego! Oddaj siebie Bogu. Żyj dla Niego zupełnie i całkowicie. Dopilnuj tego, aby we wszystkim tym, co osobiście ciebie dotyczy, rzeczy tego świata były wykreślone z ksiąg szatana i przekazane na rachunek Boży. Bowiem: "... świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki."

17

Nie miłujcie świata



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie z tego świata s. 03 (2007 - 2008), Nie z tego świata s.03 2007-2008
Nie z tego świata s. 02 (2006 - 2007), Nie z tego świata s.02 2006-2007
Nie z tego świata
To nie koniec świata, Religijne
Nie z tego świata s. 04 (2008 - 2009), Nie z tego świata s.04 2008-2009
To nie koniec świata, lecz początek triumfu Bożego
Nie z tego świata s. 01 (2005 - 2006), Nie z tego świata s.01 2005-2006
Hartwig Hausdorf Fenomeny nie z tego Świata
To nie koniec świata
Nie z tego świata s. 03 (2007 - 2008), Nie z tego świata s.03 2007-2008
PiS to nie pępek świata Tęczowa rewolucja chce zmieść o wiele więcej niż ten rząd
FENOMENY nie z tego świata
Bereś,Burnetko Kapuściński Nie ogarniam swiata
Kapuściński nie ogarniam świata
Nie mądrość świata tego Marana tha

więcej podobnych podstron