Tam gdzie czuwają Anioły


Tam, gdzie czuwają Anioły.

Gienek biegł bez wytchnienia i odpoczynku już pewnie z dwie godziny. Wreszcie zamajaczyły przed nim kontury starego wojennego schronu. Koniec wędrówki i koniec zmęczenia. Dla niewprawionych w marszach nóg droga wydawał się nie mieć końca. Gienek nie pamiętał, żeby kiedyś to był taki szmat drogi. Żeby nie miał siły dojść do celu. Przychodził tu z tata przecież tyle razy. No tak , ale wtedy ojciec sadzał go na barana i pokazywał świat od tej innej, mniej męczącej strony. Wtedy i lasek nie był tak daleko, i rzeczka wydawała się być tuż tuż, i schron był na wyciągnięcie ręki.

Gienek wcisnął kciuki rąk w czerwone od płaczu oczy. Dawno tu nie był. Bał się , że serce mu pęknie gdy dotknie wyżłobionych czasem i pogodą czerwono-burych cegieł, że obudzą się wspomnienia, których nie sposób będzie przepędzić ani płaczem, ani krzykiem ani tupaniem nóg. Ale nie miał wyjścia. Musiał w końcu powziąć męską decyzję. Przeciąć coś, co już nabrzmiewało od kilku lat i co dziś z taka siła wybuchło, przecież nie z jego, Gienka, winy. Musi się tu jakoś urządzić, przeczekać najgorsze, a później postanowić, co dalej. Bo do domu nie wróci. Za nic w świecie nie wróci. ..

Gienek resztką sił doczłapał się do schronu. Rozejrzał się po zarośniętym trawą i chwastami niewysokim pagórku, wokół którego rosła sterta śmieci, różnego żelastwa i postrzępionych papierów. Przykucnął u wejścia dziwnie jakoś uprzątniętego i niezagraconego. Zajrzał do środka . Puste wnętrze wyścielone było słomą, mchem i zeschniętymi liśćmi. Na środku leżał kraciasty koc. Tylko ten koc i nic więcej. Żadnych resztek jedzenia, naczyń, ubrań. Tak jakby ktoś wiedział, że Gienek dziś tu przyjdzie. Ze będzie chciał tylko przenocować. Chłopiec rzucił się na ten kraciasty koc, zwinął się na nim jak zraniony pies i jak pies zawył pozwalając swej dziecięcej skardze roznieść się po całej okolicy. Ale tylko stado wron usłyszało ten jego rozpaczliwy żal i z przestrachem zerwało się do lotu z głośnym krakaniem. Później dookoła zaległa cisza. Jęk w schronie także zaczął cichnąć a chłopak zmęczony daleką drogą i płaczem usnął wtulając swą mokra twarz w szorstki kawałek zakurzonego materiału…..

- Ej mały , czego tu się szwendasz? - zachrypnięty głos wśliznął się do schronu i podrażnił Gienkowe uszy. Chłopak zerwał się patrząc nieprzytomnym wzrokiem. Nie wiedział, czy ta zarośnięta twarz, która pojawiła się nagle w otworze niskiej ściany to sen jeszcze czy już coś co dzieje się naprawdę

- Wyłaź - głos nakazał stanowczo

Przestraszył się. Wygramolił się na zewnątrz schronu. Stanął garbiąc plecy i wciskając wzrok w ziemię.

- Jak się nazywasz? -Gienek kątem oka zauważył, że mężczyzna jest stary i że ma brązowe spodnie i buty. Nie odpowiedział. Nie po to uciekał z domu, żeby go pierwszy napotkany człowiek do domu zaprowadził.

- Głuchy jesteś? - stary chwycił go za podbródek, odwrócił ku światłu

Głuchy? Może być głuchy. Ucieszył się, że mężczyzna poddał mu taki pomysł. Wzruszył ramionami dając znak , że nie rozumie.

Mężczyzna przyjrzał mu się wnikliwie. Zobaczył poranione gołe stopy i podpuchnięte oczy.

- Jak chcesz, to nic nie mów - burknął jakoś tak przychylnie, bez złości.

Nieznajomy usiadł prosto na ziemi, wyjął z kieszeni marynarki zawiniątko, zdjął z niego papier

- Głodny? - zapytał podając mu kawałek chleba. Zapachniało wędliną i kiszonym ogórkiem. Gienek chwycił łapczywie pachnąca kromkę, ugryzł spory kęs , później drugi, trzeci. Mężczyzna podsunął mu następny kawałek zerkając spod oka na jego łapczywość i niecierpliwość. Widać było, że chłopak dziś jeszcze nic nie jadł. Bo głód był tak silny, że potrafił oszukać nieufność i strach przed obcym. Ten chleb nieoczekiwanie ich zbliżył. Gienek przestał dygotać obserwując spod oka niespodziewanego dobroczyńcę.

- Skąd się tu wziąłeś ?- zapytał mężczyzna

Gienek nie odpowiedział ciągnąć wymyśloną przed siebie grę jakoby nie słyszy. Ale wzdrygnął się mimowolnie. Znów zaczynało być niebezpiecznie

- Dobra , możemy pomilczeć - zgodził się obcy. Chłopak uspokoił się, rozluźnił , wyprostował skulone ze strachu dłonie. Siedzieli później obok siebie wpatrując się w zachodzące słońce. Jakoś tak nagle sobie bliscy, choć minęło dopiero kilkanaście minut odkąd ich drogi się skrzyżowały. Nagle Gienek poczuł na ramieniu ciepłą dłoń.

- Tato! - krzyknął szczęśliwy, że czas się może cofnął, że to może ojciec wrócił do niego, że się przebrał tylko, w inną postać zmienił…

Łzy popłynęły mu po policzkach. Stary nie odezwał się, tylko mocno przytulił do siebie drżące chude ciałko. Jakieś dziwne wzruszenie chwyciło go za gardło.

- Pora spać - wymamrotał tkliwie wskazując chłopcu wejście do schronu. Wczołgali się później jeden za drugim i wsunęli pod koc.

- Musimy się jakoś tu obaj zmieścić - mężczyzna wiercił się na słomie robiąc miejsce małemu - Musi nam koca dziś starczyć na dwóch - zaśmiał się dziwnie radośnie

- Starczy, na pewno starczy - zamruczał chłopak tuląc się niezdarnie do nieznajomego. Zasypiając usłyszał znajomy dźwięk . To świersze tak pięknie śpiewały.

Słońce wkradło się do schronu szczelinami popękanego sufitu. Zatrzymało się na powiekach śpiącego chłopca i pogłaskało go swoim promieniem. Gienek otworzył oczy. Usiadł na szeleszczącej słomie i patrząc nieprzytomnie próbował odgadnąć gdzie się znajduje. Nagle sobie przypomniał wczorajszy wieczór, nieznajomego, kanapki i sen pod ciepłym, miękkim kocem na cudownie miękkim męskim ramieniu. Gienek zerknął na miejsce obok. Było puste. Może, więc przyśnił mu się ten wczorajszy wieczór, te kanapki z kiełbasą, włóczęga, który utulił go do snu. Może to rzeczywiście był ojciec, który w taki właśnie sposób dał mu znak, że o nim myśli, pamięta, że czuwa nad nim tam z dalekiego nieba. Ech, to byłby cud, prawdziwy cud. Gienek wygramolił się na zewnątrz schronu. Dzień wstał piękny, ciepły, przepełniany kropelkami porannej rosy. Na prawie bezchmurnym niebie królowała jedna biała chmura. Gienek zapatrzył się w jej kształty. Z ojcem często porównywali wygląd tych pierzastych stworków, z których można było ułożyć różne historie, bajki, zdarzenia. Gienek zmrużył oczy. Biała puszysta kulka zaczęła rozrastać się , wyciągać, wyginać, zamieniać się w dziwnie znajomą postać. To był Anioł. Gienka aż podskoczył z wrażenia. To był naprawdę Anioł. Miał szeroko rozpostarte skrzydła i ręce wysunięte do przodu. Jak ten na obrazku, który kiedyś wisiał nad jego łóżeczkiem, a później powędrował nad stary tapczan za szafą w kuchni. Bo w jego łóżeczku spała teraz Myszka. I miała swojego Aniołka. Ślicznego, błękitnego młodzieńca niosącego w ramionach grubego bobaska. Takiego jak Myszka , która zajęła jego łóżeczko i miejsce w sercu matki. Ten Anioł na jego obrazku pilnował dzieci przechodzące po kładce przez rzeczkę. Powinien także pilnować Gienka, który od najmłodszych lat składał do niego dziecięce rączki i wzdychał z ufnością kochającego serduszka. Ale nie pilnował. Bał się ojczyma. Tak jak ojczyma bała się matka . I babcia. No to, co dopiero Gienek, który wszystko robił źle. Źle układał swoje rzeczy, źle sprzątał, źle nakrywał do stołu, źle czyścił buty, źle się uczył. Gienek rozumiał gniew ojczyma. Bo trzeba w życiu starać się lepiej, więcej. A on Gienek wciąż kulał. Nawet w piłkę grał jak ostatni patałach. I rozumiał , że Myszka będzie kimś lepszym, piękniejszym, mądrzejszym. Ze ojczym w niej pokładał całą swą nadzieję. I przebaczał ojczymowi jego wybuchy złości i jego przekleństwa i ataki gniewu , kiedy w ruch szedł pasek, rzemień czy kabel od żelazka. To wszystko dla Gienka dobra, żeby dobrego człowieka z niego wychować. Gienek wszystko wytrzymywał, także dla mamy, która błagała go żeby był grzeczny, żeby nie denerwował ojca, żeby nie wyprowadzał go z równowagi. Więc Gienek cierpliwy był, płakał po kątach i wybaczał. Ale tego co wczoraj wybaczyć nie umiał. Bo żadnej w tym jego winy nie było, że Myszka rozlała herbatę a on Gienek nie widząc brudnej plamy rozniósł ją butami po całej kuchni. Więc niesłusznie ojczym się wściekł. Rzucił Gienka na tapczanik za szafą i zaczął tłuc pięściami gdzie popadło. Gienek osłaniał się rękami, ale i tak ciosy ojca trafiały w najczulsze miejsca. Gienek i to by wytrzymał. Ale kiedy westchnął w przypływie rozpaczy do swojego Anioła, żeby go ratował, żeby osłonił, ojciec wpadł w szał . Zerwał obrazek ze ściany, cisnął nim o podłogę a później stając butami zgniótł szkiełko aż się roztrzaskało w drobny mak. Anioł leżał rozpłaszczony z dziwnie wykrzywioną twarzą i patrzył smutno w Gienka oczy. I tego spojrzenia Gienek nie mógł wytrzymać. Bo może to Gienek miał uratować Anioła? A nie umiał. Choć to była najdroższa osoba w jego życiu. Ktoś kto był przy nim zawsze blisko. Zawsze. Wtedy , gdy tatuś był jeszcze tutaj na ziemi i gdy później poszedł do nieba.

Gienek spojrzał jeszcze raz w górę. Chmurzasty Anioł rozpłynął się zagarniając skrzydłami rodzące się nowe obłoki. Gienek zadrżał ze smutku. Znów miał być świadkiem śmierci Anioła? Znów jego serce miało pękać z żalu i rozpaczy?

- Przyniosłem śniadanie - ten sam głos, co wczoraj obwieścił dobrą nowinę. Lecz Gienek nie porwał jedzenia tak jak wczoraj. Nie zanurzył zębów w chrupiących bułeczkach i świeżej kaszance. Rzucił się najpierw w ramiona tego, który po raz pierwszy od kilku lat okazał mu serce. Objął go rękami i przytulił do szorstkiej bluzy

- Już dobrze, dobrze- stary głaskał go niezdarnie po krótkich włosach. Wycierał otwartą dłonią mokrą od łez twarz.

- Tak mi smutno, tak rozpaczliwie smutno - zawołał Gienek otwierając się na zwierzenia, które jak nadmiar wody w rzece musiały opuścić brzeg.

- Opowiadaj- zaryzykował nieznajomy . Uśmiechnął się, że Gienek jednak usłyszał.

I Gienek zaczął mówić, mówić i mówić…Aż wszystko się z niego wylało, wszystko się wyjaśniło, wszystko się ujawniło….Do samego dna jego pokaleczonej duszy.

- Matka za toba tęskni - Wincent (tak miał na imię obcy i tak się kazał Gienkowi nazywać) powiedział jakby od niechcenia , gdy trzeciego dnia rankiem znów przyszedł ze śniadaniem

- Matka? - Gienek zesztywniał cały od niespodziewanej wiadomości. Czyżby niepotrzebnie staremu zaufał?

- Nie bój się, nic jej nie powiedziałem - dodał Wincent widząc zaniepokojone spojrzenie chłopaka.

Gienek odetchnął z ulgą.

- Widział ją pan? - zapytał

- Widziałem i rozmawiałem. Szukała cię. Powiedziałem, żeby się nie martwiła. Ze jesteś bezpieczny. Wrócisz jak będziesz gotowy

- Nie wrócę - Gienek zacisnął dłonie w pięści - ojczym mnie zatłucze.

- Nie zatłucze. Obiecał matce , że się będzie leczył.

- A bo to pierwszy raz obiecuje ?

- Teraz nie będzie miał wyjścia. Matka postawiła mu ultimatum. Kurator ma nad nim czuwać.

- E, on się nikogo nie boi. Co mu tam kurator

- Zobaczymy. Jak się wszyscy za niego wezmą to nie da rady..

- Może ..- Gienek podparł brodę rękami. Iskierka nadziei wąską szczeliną zaczęła wlewać się w jego serce.

- Myszka też czeka - Wincent kuł żelazo póki gorące

- Naprawdę ?- ucieszył się Gienek. Wspomnienie siostrzyczki rozczuliło go nagle.

- I Anioł.

- Anioł?! - chłopak krzyknął z niedowierzania - jak to, przecież ojciec podeptał go w przypływie szału?

- Matka dała go oprawić. Jest trochę pognieciony, ale plamy zeszły. A ramka złota, świecąca. Wisi w salonie nad kanapą.

- Wolałbym, żeby nad moim tapczanikiem - szepnął rozczarowany

- Tapczanik wyrzucony . Stary był, zniszczony. Matka mówi, że teraz na kanapie będziesz spał. Jak prawdziwy mężczyzna .

Gienek otworzył szeroko oczy z wrażenia. Jak to? On na kanapie? W salonie? A nad nim jego ukochany Anioł?

- To wrócisz? - stary zajrzał mu pytająco w oczy.

- A pan? Spotkam pana jeszcze? - Gienek nie był przygotowany na rozstanie.

- Myślę, że tak - Wincent uśmiechnął się tajemniczo - Będę was często odwiedzał.

- A ojczym? Nie będzie zły?

- Ojczym będzie się musiał z tym pogodzić . Wyprosić kuratora z domu to nie lada sztuka.

- Kuratora? - Gienek zachłysnął się następną dobrą wiadomością. Czy świat może być aż tak piękny? Gienek położył się na trawie, rozpostarł ramiona jak do lotu, wykonał kilka zamaszystych ruchów Na odciśniętej ziemi wyłoniła się postać Anioła. Ze skrzydłami tulącymi do siebie chłopięcą postać. Wincent uporządkował wnętrze schronu. Złożył koc, przygniótł słomę, spakował uzbierane w ciągu kilku dni śmieci.

-Może się jeszcze komuś przyda - zamruczał pod nosem chwytając Gienka za rękę. W przedwieczornej ciszy odezwał się cichy głos świerszcza. A może to był śpiew Anioła?

7



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TAM GDZIE SPADAJ Ą ANIOŁY STRESZCZENIE
Terakowska D 1999 Tam, Gdzie Spadają Anioły
Tam, gdzie spadają anioły (cytaty)
Tam gdzie spadają Anioły
Peaches Geldof Otwarte drzwi i szukanie tam gdzie nie trzeba
gotowce7, CierpienieIII, 'Tragedia jest tam, gdzie jest wybór' - jakie interpretacje tego pojęcia mo
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
Tragedia jest tam gdzie jest wybór, „Tragedia jest tam, gdzie jest wybór” - jakie interp
podrozujemy tam gdzie sloneczko
03 Tam gdzie tańczą huldry
Tam gdzie grzyb
Zawsze tam gdzie tyaa
ZAWSZE TAM GDZIE T1
Przyjdźmy tam, gdzie miejsce najświętsze
16 Tragedia jest tam gdzie jest wybór

więcej podobnych podstron