SĄD W NOWYM JORKU
(Heinz Liepmann)
Przybyłem do Nowego Jorku przed dwoma miesiącami. Zamieszkałem u moich przyjaciół, w ciemnym, brudnym pokoju. Dom należał do grubego Irlandczyka. Nie mieliśmy pieniędzy, bo nie mieliśmy pracy. Irlandczyk, Mr. Murphy, był wdowcem z pięciorgiem dzieci, najmłodsze z nich, syn, nazywał się Jimmy.
Dom był stary, wybudowany na południu Manhattanu. Żyli tutaj Grecy, Irlandczycy, Żydzi, Francuzi, Rosjanie i Włosi.
W trzecim miesiącu mojego pobytu Jimmy zachorował. Sprawa była beznadziejna. Kurt, który był z zawodu lekarzem, powiedział do Mr. Murphyego:
— Pan wie, że jestem obcokrajowcem i według prawa amerykańskiego — chociaż jestem lekarzem — nie mogę praktykowć. Pana
syn jest ciężko chory i potrzebna jest natychmiastowa pomoc
lekarska!
— Nie stać mnie na szpital! Mam inne dzieci, muszę pracować!
— Niech pan wezwie natychmiast lekarza!
Jimmy oddychał głęboko, do spoconego czoła kleiły się włosy. Przyszedł wreszcie lekarz, chudy Włoch z monoklem, ręce mu drżały. Zbadał dziecko. Poszedł. Gorączka zaczęła szybko wzrastać, Jimmy oddychał szybko.
— Niech pan biegnie znów po lekarza! — powiedział Kurt.
Mr. Murphy wrócił po chwili ze złą wiadomością:
— Lekarz nie przyjdzie! Czeka na pieniądze za poprzednią
wizytę!
Pokój, w którym leżał chory, był pełen ludzi. Oprócz braci i sióstr Jimmiego była w nim gruba Włoszka, Żyd ze srebrną brodą, polski ksiądz i kilku sąsiadów.
— Pan jest przecież lekarzem! Niech pan nie pozwoli umrzeć
mojemu dziecku. Niech pan coś zrobi! — błagał Kurta Mr. Murphy.
Wszyscy patrzyli na niego. Kurt zrobił się blady. Wiedział co to znaczy. Za cztery miesiące zda amerykański państwowy egzamin i dopiero wtedy będzie miał prawo leczyć, otworzy wówczas prywatną praktykę. Jeśli teraz coś zrobi, nie będzie to zgodne z prawem, będzie miał trudności. Musi wybrać pomiędzy spokojną przyszłością w dobrobycie a wejściem w konflikt z prawem, co niczego dobrego nie wróżyło. Musiał wybrać, stał przed umierającym chłopcem...
Dziesięć dni walczył Kurt o życie Jimmiego. W tym czasie prawie nie spał i prawie nic nie jadł. Chłopiec przeżył, Kurt uratował mu życie.
Ale tutaj historia się nie kończy, ona tutaj dopiero się rozpoczyna.
W dzień, w którym Jimmy mógł po raz pierwszy wstać z łóżka, przyszli dwaj policjanci i aresztowali Kurta. Włoski lekarz oskarżył go o nielegalne wykonywanie zawodu. Wiadomość o aresztowaniu poruszyła wszystkich mieszkańców naszego domu. Rosjanie i Włosi, Żydzi i Irlandczycy, Grecy i Niemcy zbratali się ze sobą. Wszyscy udali się do sądu na rozprawę. Sala się wypełniła, było ponad 100 osób.
Winny czy nie? — pytał sędzia.
Niewinny! — krzyczeli ludzie z sali.
Spokój, gdyż inaczej każę wszystkim wyjść!
Winny czy nie? — pytał sędzia i patrzył na twarze ludzi przybyłych na rozprawę.
Zebraliśmy 86 dolarów. To nasze ciężko zarobione pieniądze. Jeśli sąd skaże naszego lekarza, wykupimy go. On jest niewinny! — mówił Mr. Murphy.
Sędzia wstał i podszedł do Kurta, uśmiechał się. Wyglądało to bardzo dziwnie: uśmiechnięty sędzia w czarnej todze! Wyciągnął do oskarżonego rękę i powiedział:
— Z pewnością będzie pan dobrym Amerykaninem!
Sędzia wrócił na swoje miejsce, uderzył trzy razy młotkiem, zwrócił się do zgromadzonych w sali:
— Oskarżony naruszył prawo... aby wypełnić ważniejsze prawo, dlatego jest wolny! Dziękuję wszystkim, którzy przybyli na rozprawę, by się za nim wstawić.