Wszczepiamy zbyt mało kardiowerterów-defibrylatorów
Z kraju; 2011-05-25 [PAP]
W leczeniu niewydolności serca dostępne są w Polsce wszystkie najważniejsze leki, nadal jedynie zbyt mało wszczepia się ratujących życie nowoczesnych kardiostymulatorów - twierdzi dr Przemysław Mitkowski z I Kliniki Kardiologii UM w Poznaniu.
Polski specjalista uczestniczył w międzynarodowej konferencji Heart Rhythm Society, która przed kilkoma dniami zakończyła się w San Francisco. Jednym, z najważniejszych tematów obrad były najnowsze metody leczenia chorych przy użyciu urządzeń wszczepialnych, takich jak stymulatory serca oraz kardiowertery-defibrylatory serca (Implantable Cardioverter - Defibrillator, ICD).
Stymulatory, nazywane również rozrusznikami serca, wykorzystywane są do pobudzania rytmu serca. W naszym kraju są już powszechnie stosowane. Brakuje natomiast ratujących życie kardiowerterów-defibrylatorów. "Duży nacisk kładzie się teraz na wykorzystanie tego rodzaju wszczepialnych urządzeń w terapii chorych z niewydolnością serca i obniżoną funkcją skurczową lewej komory serca" - przekonuje dr Mitkowski, kierownik poznańskiej Pracowni Elektroterapii Serca.
Jego zdaniem, w tej grupie chorych jest duże ryzyko wystąpienia groźnych komorowych zaburzeń rytmu serca, które mogą doprowadzić do zgonu chorego w ciągu kilkudziesięciu sekund, gdy nie ma możliwości udzielenia natychmiastowej pomocy medycznej. Kardiowertery-defibrylatory poprawiają również stan niektórych chorych, którzy otrzymają odpowiednie leczenie farmakologiczne, ale są zagrożeni zatrzymaniem krążenia i nagłym zgonem sercowym.
"Pozwalają one zmniejszyć liczbę przyjęć do szpitala z powodu niewydolności serca, a co jeszcze ważniejsze - zmniejszyć śmiertelności w porównaniu do grup chorych pozbawionych takiego leczenia" - przekonuje dr Mitkowski. Powołuje się on na badania kliniczne, które to potwierdziły ponad wszelką wątpliwość.
Jedyny kłopot polega na tym, że w Polsce wykonuje się 136 zabiegów implantacji kardiowerterów-defibrylatorów na 1 mln mieszkańców. W Niemczech przeprowadza się ich ponad 2,5-krotnie więcej, u 360 osób na 1 mln ludności, choć w obydwu tych krajach obowiązują te same zalecenia, oparte na wytycznych Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Aparat w naszym kraju w pierwszej kolejności otrzymują chorzy po reanimacji, którzy przeżyli nagłe zatrzymanie krążenia. W kolejce czekają natomiast pozostali pacjenci z niewydolnością serca, którzy mają wskazania do wszczepienia takiego urządzenia, ale nie przeżyli jeszcze śmierci klinicznej. W tej grupie chorych ta procedura nie została jeszcze uznana przez Narodowy Fundusz Zdrowia za ratującą życie.
Na niewydolność serca choruje już 1 mln Polaków, a 8-9 mln jest nią zagrożonych. Powstaje ona wtedy, gdy mięsień serca stopniowo traci zdolność pompowania takiej ilości krwi, która zapewnia odpowiednie dotlenienie tkanek i zaopatrzenie ich w składniki odżywcze. Jednocześnie krew zalega w żyłach płucnych, powodując gromadzenie płynu w płucach i innych tkankach.
W późnym stadium choroby nawet niewielka aktywność może powodować duszność i trudności z oddychaniem. Dodatkowo mogą pojawiać się komorowe zaburzenia rytmu, które u niektórych chorych doprowadzają do śmierci.
Kardiowerter-defibrylator może przerwać groźną dla życia arytmię i przywrócić prawidłowy, nadawany przez tzw. węzeł zatokowy, rytm serca. Aparat cały czas kontroluje pracę serca. Gdy dojdzie do groźnej dla życia arytmii, wysyła impuls elektryczny likwidujący migotanie komór (co nazywa się defibrylacją) i dokonuje kardiowersji, czyli przywraca właściwy rytm serca.(PAP)