Diabeł był obecny w czasie gdy Niemcy wpychali do komór gazowych ludzi
Urodziłem się z rodziców wywiezionych w czasie okupacji na roboty przymusowe do Rzeszy. Dorastałem w atmosferze wspomnień i opowieści o okupacji. Należy zauważyć że przekaz słowny tego typu jest bardziej wiarygodny i trwalszy od przeczytanej książki czy też obejrzanego filmu. Opowiada najczęściej ktoś znany , lubiany , godny zaufania. Opowiada najczęściej w sposób pełen ekspresji . Historie niżej opisane usłyszałem w latach powojennych od ludzi którzy przeżyli wojnę.. Było to pokolenie które już odeszło czy też właśnie odchodzi. Jeżeli ginęli młodo - to za Ojczyznę, a teraz odchodząc mają mocno spracowane dłonie. Prawda tych opowieści to prawda widziana ich oczyma - jest bardzo różna bo i ludzie są różni i bardzo niejednakie były ich losy. W czasie wojny ze strony mojej Matki zginęło siedemnastu mężczyzn. Z kolei jeden z moich wujków ze strony ojca, człowiek niesłychanie pracowity i autentycznie dobry, w czasie wojny był strażnikiem więziennym w Koronowie.
Myślę że diabeł był obecny w czasie gdy Niemcy wpychali do komór gazowych ludzi i rzucali małe dzieci na głowy tych których już upchano. Diabeł przytrzaskiwał palce żołdakom którzy to robili. Zatrzaskiwał czasami esesmanów którzy na czas nie wyszli z komory - jak wiadomo obowiązywał ich przepis nakazujący wejście do pomieszczenia komory - aby zachęcić ofiary do wejścia. W tamte - bardziej noce aniżeli dnie, diabeł był po stronie mordowanych. W dzień Sądu Ostatecznego diabeł umorusa pysk świętą sadzą z kominów krematoryjnych, założy jako monokl wizjer z drzwi do komór gazowych i przed bramą piekieł będzie czekał na tych wszystkich których brudne sumienia śmierdzą Cyklonem B i których łapy umorusane są w krwi ofiar masowych egzekucji. Gdzie ich zaprowadzi ? W piekle Dantego, w piekle Starego i Nowego Testamentu nie ma dla nich miejsca…piekło jest dla ludzi - grzesznych i złych. Ale - ludzi.
Burek
Przed wojną - w jednej z wiosek w województwie Poznańskim gospodarz, człowiek stateczny i wąsaty, były powstaniec wielkopolski, prenumerujący i co niedziela po obiedzie czytający „Przegląd Katolicki” miał psa podwórzowego poczciwego burka który się wabił… nie mniej nie więcej tylko… Hitler! Po zajęciu w 1939 Polski przez Niemców gospodarz i jego rodzina wyjątkowo szybko i dyskretnie zmienili sposób przywoływania pieska, jakby nieco zdziwionego takim nawałem różnorakich przemian historycznych których świadkiem przyszło mu być…
Pożegnanie
Żona odprowadzająca męża na wojnę poszła z nim na dworzec. Po pożegnaniu zmartwiona kobieta wracając do domu do pobliskiej wsi szła torami kolejowymi, jak to było tam utarte od lat. Jadący pociąg towarowy najechał na zamyśloną kobietę zabijając ją na miejscu. Po kilku latach jej mąż wrócił do pustego domu z wojny cały i zdrowy.
Czego chciał?
Wilno. Wrzesień 1939. Miasto już zajęte przez Sowietów. Parterowe mieszkanie na przedmieściu. Gospodyni krząta się przy piecu. Córka - dziewczynka 10 letnia pochylona wybiera ziemniaki z płytkiej, małej piwnicy znajdującej się na środku kuchni. W otwartych drzwiach - cicho jak zjawa pojawia się czerwonoarmista w hełmie… Pochyla się, rozczapierza ręce i na palcach posuwa się do niewidzącej jego manewrów gospodyni. Sam z kolei nie dostrzega otwartej piwnicy. Wpada w nią… przewraca się, hełm z czerwoną gwiazdą toczy się hałaśliwie, pisk dziewczynki której krasnoarmiejec nadepnął na plecy, wrzask zaskoczonej gospodyni… przekleństwa podnoszącego się podłogi krasnoarmiejca … job twoja… Nie otrzepując się, sołdat podnosi hełm i utykając wybiega z mieszkania. Czego chciał?
Śmierć w tym dniu nie była mu pisana
Lwów. Druga połowa września 1939 roku. Miasto jest zajęte przez Niemców. Polski policjant - patriota- decyduje się na samobójczy atak na niemiecki samochód. W pełnym umundurowaniu podchodzi do niemieckiego samochodu i rzuca dwa granaty. Ginie dwóch Niemców. Policjant kontuzjowany i oszołomiony wybuchem dostaje się w ręce niemieckich żołnierzy. Niemcy postanawiają go rozstrzelać, a ponieważ atakujący był w mundurze a więc robią to z honorami. Plutonem egzekucyjnym dowodzi oficer przy szabli. Ustawiają jeńca pod ścianą. Niemiecki oficer wyciąga szablę - pada komenda FAJER!! Salwa plutonu egzekucyjnego. Jeniec upada pod ścianą. Żołnierze odchodzą. Świadkiem z daleka powyższej sceny jest znajomy policjanta. Zwłoki rozstrzelanego nie są pilnowane. Po dwóch godzinach - o zmierzchu - znajomy policjanta podchodzi chyłkiem do rozstrzelanego policjanta aby zabrać dokumenty które chciał zanieść rodzinie. Okazuje się że policjant żyje. Przy pomocy znajomego słaniając się dochodzi do domu. Okazało się że tylko dwie kule plutonu egzekucyjnego go trafiły - przeszły przez niego nie uszkadzając żadnego organu wewnętrznego ani też nie łamiąc żadnej z kości. Po miesięcznej rekonwalescencji policjant doszedł do siebie. Człowiek ten doczekał końca wojny.
Przeszkoda
Po zainstalowaniu się władzy radzieckiej na wschodnich kresach Polski, mężczyźni z jednej z wiosek na Polesiu otrzymali polecenie stawienie się w siedzibie nowych władz znajdującej się w pobliskiej wiosce. Terror sowieckiej władzy już był znany. Toteż jeden z wezwanych postanowił się ukryć, jednocześnie ostrzegając pozostałych przed stawieniem się na wezwanie. Wywiozą was albo i zabiją… prorokował. Pozostali jednak , mimo obaw, w oznaczonym dniu stawili się przed komandirem. Ten serdecznie ich przepraszając za brak czasu, odprawił ich z niczym - jednocześnie stanowczo i po ojcowsku nakazując całej grupie stawiennictwo za dwa dni. Gdy przyszli za dwa dni nieco bardziej ufni, po skrupulatnym przeliczeniu i sprawdzeniu personaliów zostali natychmiast rozstrzelani. Jak później się okazało powodem dwudniowej zwłoki w rozstrzelaniu był zwykły, chwilowy niedostatek amunicji - a którą w międzyczasie dowieziono….
Dziadek
Jedna z Polek - jako dziewczynka niespełna czternastoletnia wraz z dziesięcioletnim braciszkiem została oddana do pracy u bauera w sąsiedniej wsi (rzecz działa się koło Włocławka).Pracowała bardzo ciężko koło 6o świń i 12 krów. Dodatkowo pracowała za brata który służył jako pastuch. Wypiekała także chleb, który jeśli się dało w części kradła i zanosiła między innymi staremu Niemcowi mieszkającemu w pobliskiej wsi oddalonej o 6 kilometrów. Niemca tego znała sprzed wojny - był człowiekiem dobrym i życzliwym.
Dobry obóz
Więzień kilku obozów twierdził że Oświęcim dla więźniów obytych z innymi obozami był „dobrym” obozem ponieważ więźniowie rygorystycznie przestrzegali koleżeńskiej dyscypliny - na przykład sami wieszali w baraku współwięźnia któremu udowodniono kradzież chleba, przypinając kartkę z napisem „ukradłem koledze chleb”. Ten sam człowiek twierdził iż spotkał się z przypadkami nekrofagi, więźniowie wycinali zwłokom części ud lub ramion i piekli nad ogniskiem.
Płacz
Młoda samotna kobieta na robotach w Niemczech. Pracuje u bauera. Zachodzi w ciążę. W strasznych warunkach rodzi dziecko. Niemiec jest wściekły. Po tygodniu młoda matka musi wychodzić do pracy. Niemiec wykorzystuje nieobecność kobiety i w sposób okrutny uśmierca dziecko. Istotą tej historii jest fakt że ta kobieta opowiadając mi ją płakała jak by wydarzyło się to wczorajszego dnia.
Dół z wapnem
W jednym z obozów pracy więźniowie po kryjomu zabili a następnie wrzucili do dołu z gaszonym wapnem (rzecz się działa na budowie) zwłoki znienawidzonego kapo. Niemcy go szukali , ale w końcu orzekli - uciekł. Po kilkunastu tygodniach wyznaczano komando którego celem było wydobycie i załadunek zgaszonego już wapna na wozy albowiem było ono potrzebne do celów budowlanych. Więźniowie którzy wrzucili kapo do dołu wystraszeni możliwością odkrycia zwłok zgłosili się na ochotnika do wspomnianego komanda, aby mieć możliwość ponownego ewentualnego ich ukrycia. Podczas kopania wapna, ku ich zaskoczeniu (miłemu) nie zachował się żaden najmniejszy nawet ślad po brutalnym kapo. Wapno, w miejscu gdzie powinny leżeć zwłoki - nie zmieniło nawet koloru.
Pies
Ojciec mój opowiadał że w czasie gdy był w obozie on i jego współtowarzysze niedoli złapali psa który nieopatrznie (zbyt ufnie) podszedł do ogrodzenia. Po bardzo krótkim procesie (kulinarnym) pies został doszczętnie zjedzony. Ojciec opowiadając tą historię z pewnym wyrzutem mówił „Ludzie umierali z głodu, a byście widzieli jaki ten kundel był tłusty….” Pamiętam że do końca życia mojego ojca wszystkie psy bardzo go lubiły , z pewnym jednak dystansem.
Elegant
Jeden z moich znajomych opowiadał iż niemiecki oficerski mundur był bardzo elegancki. Wiesz jak niektórym tym s… pasował!? Pewnego razu - rzecz działa się w obozie przejściowym - taki bardzo elegancki, wysoki, przystojny Niemiec - trzymający w dłoniach rękawiczki podszedł do opowiadającego. Opowiadający był nieco zdziwiony albowiem Niemiec jako oficer miał prawo rękawiczki mieć naciągnięte na dłoniach, po wtóre niósł je w prawej dłoni palcami rękawiczek do przodu co jako dżentelmen robić już nie powinien. Rzecz zaraz się zaraz wyjaśniła, gdy Niemiec zapytał o coś opowiadającego i uzyskawszy odpowiedź która go nie zadowoliła lekko uderzył rękawiczkami w twarz opowiadającego. Lekkie uderzenie okazało się bardzo nieprzyjemne albowiem niemiecki dżentelmen w rękawiczce miał ołowiany śrut. Jak to niemiecki dżentelmen…
Samochodowe opony
Moja dalsza ciotka opowiadała że była świadkiem jak Niemcy zastrzelili kilkunastu żydów. Z niejasnych względów, nie chcąc być może pozostawić żadnego śladu po zabitych, postanowili ciała spalić. Zwłoki pojedynczo układali na starych, samochodowych oponach i następnie oblawszy benzyną podpalali. W pamięci ciotki utkwiło kilka rzeczy: kapiący ludzki tłuszcz, piekielny zapach spalonego mięsa oraz to że po tych kilkunastu ludziach prawie nic nie zostało…Niemniej jeden z Niemców bardziej zapobiegliwy od innych wziął grabie i zgrabił pozostałości uważnie je przeglądając, Prawdopodobnie szukał złotych zębów.
Zdziczałe świnie
Jeden z dalszych moich znajomych, który przeszedł wojnę w szeregach Ludowego Wojska Polskiego nie jadł nigdy wieprzowiny. Twierdził że czasie wojny, na froncie, był świadkiem jak zdziczałe świnie rozszarpywały ludzkie zwłoki i je pożerały. I stąd jego niechęć do świńskiego mięsa.
Matka
Okolice Wilna - lato 1942 roku. 14-letni chłopiec wzięty w łapance ma być wywieziony na roboty do Niemiec. Matka chłopca chce mu dać na drogę choćby bochenek chleba. Niemcy nie dopuszczają rodzin do schwytanych. Jutro będą wywiezieni. Jutro rano. Mówi jakiś ludzki Niemiec. Jedyna możliwość podania zawiniątka z chlebem będzie jutro na moście. Matka chłopca czeka na transport już od północy. Czekała tak przez dwa dni i dwie noce. A chłopca i jego towarzyszy wywieziono inną drogą. Należy dodać że obydwoje przeżyli wojnę.
Drzazga
Podczas bombardowania przez aliantów jednemu z robotników przymusowych długa drzazga z rozbitego drewnianego baraku niesiona podmuchem wybuchu rozcięła powłokę brzuszną, i to tak że wszystkie wnętrzności wypłynęły mu na zewnątrz. Człowiek ten nie tracąc zimnej krwi (lub też będąc w stresie) włożył wszystkie wnętrzności z powrotem do brzucha i pobiegł do punktu sanitarnego gdzie potraktowano go jodyną i zaszyto pośpiesznie rozcięte powłoki brzuszne. Przeżył te wszystkie przypadki i żył jeszcze długo po wojnie.
Parnik
Jeden z rolników mający pewne zatargi z okupacyjną władzą i nie chcąc tejże władzy pokazywać się niepotrzebnie na oczy skonstruował sobie oryginalną kryjówkę w parniku. Jak wiadomo jest to urządzenie w kształcie kolumny wysokości około 2,5 metra a średnicy około metra, z paleniskiem na dole. Gdy w pobliżu pojawiali się Niemcy rolnik wchodził do parnika ,jego bliscy dla pewności rozpalali pod parnikiem ogień i ze zdziwionymi minami i wzruszeniem ramion odpowiadali na pytania Niemców o bohatera opowieści. Po odejściu „gości” rolnik wychodził z parnika i kontynuował swój nielegalny pobyt w rodzinnej chacie. Razu pewnego jednak pobyt „gości” się przedłużył i mało brakowało aby tytuł tej opowieści brzmiał „Ugotowany w parniku….” Długo po wojnie sąsiedzi mówili o nim: „…w gorącej wodzie kąpany….”
Niedźwiedź
Zagarnięty przez sowietów w 1940 roku 14 - latek trafił za Ural lądując jako pastuch w jednym z kołchozów. Jego obowiązki były jednak nietypowe. Codziennie dowoził kilkakrotnie wodę z pobliskiego jeziora blaszanym beczkowozem na dwukółce do której zaprzęgnięty był niedźwiedź. Mężczyźni i konie byli daleko na wojnie. Nic dziwnego że niedorostek powoził niedźwiedziem. Historii nie koniec. Wiadro którym nasz bohater nalewał wodę do beczkowozu ktoś przedziurawił, czy tez samo być może się przedziurawiło - i to mniej więcej w połowie wysokości. (Późniejsze dochodzenie prowadzone przez radzieckiego milicjanta orzekło że aktu tego dokonał jakiś faszystowski pachołek i sabotażysta.) Nalewając wodę do beczkowozu uszkodzonym wiadrem, nasz bohater czynność tą powtórzył zamiast 80 razy około 120 razy. I w tym momencie niedźwiedź straszliwie się zdenerwował jak by chciał powiedzieć…. Jak to !? …miało być 80 wiader a nie 120!? Kto ma to ciągnąć!?.....awantura była długa. W końcu przewodniczący kołchozu uspokoił misia marchwią i dobrym słowem, wiadro naprawiono a faszystowskiego pachołka i sabotażystę i tak nie znaleziono.
Egzekucje
Jeden z członków plutonu likwidacyjnego LWP opowiadał że egzekucje wykonywano w przestronnej hali. W jednej ze ścian były nisze szerokości około 1,5 metra i głębokości około 1 metra. Skazańcy byli przykuwani do ściany niszy. Zanim pluton likwidacyjny wchodził do hali , nisze zakrywano papierowymi ekranami stosownej szerokości i długości. Żołnierze z plutonu nie widzieli nawet skazańców .Inni przywiązywali skazańców do ścian w niszach i zupełnie inni wynosili ciała rozstrzelanych.
Drzwi wyważane
Jest wieczór. Polscy żołnierze zajmują jakąś wioskę już na terenach niemieckich. Żołnierze przeszukują wiejskie zabudowania szukając wermachtowców. Do wiejskiego domu podchodzi grupa kilku żołnierzy pod dowództwem kaprala. Drzwi są zamknięte. Otwierać! Łomoczą kolbami… wyważyć drzwi…rozkazuje kapral. Żołnierze kolbami usiłują rozbić drzwi… te zaczynają ustępować... W tym momencie pada strzał. Rozgorączkowani żołnierze otwierają ogień. Jeden z nich rzuca granat. Po chwili wchodzą do spacyfikowanego domu. Dwie kobiety i kilkoro małych dzieci… wszyscy martwi… Kto strzelał!!! Gorączkowo przeszukują dom. Nikogo więcej nie ma. Kto strzelał? Jedynym wytłumaczeniem jest przypadkowy wystrzał z karabinu z któregoś z wyważających drzwi żołnierzy. Kobiety i dzieci zginęły niepotrzebnie.
Kolumny jeńców
Jeden z byłych żołnierzy Wermachtu , który przeżył sowiecką niewolę opowiadał że kolumny niemieckich jeńców mijające z naprzeciwka jadące na samochodach oddziały żołnierzy radzieckich zdążające na front były przez eskortujących wartowników pędzone jak najdalej od drogi i od nadjeżdżających Czerwonoarmistów. Dlaczego? Żołnierze radzieccy bez ostrzeżenia i jakiegokolwiek pardonu otwierali bezładny ogień do ubranych w mundury Wermachtu jeńców… I żaden ich dowódca nie mógł tej sytuacji opanować.
Czapka
W którejś z miejscowości kielecczyzny latem 1944 chłopi schwytali jednego z własowców. Powiadomili o tym najbliższą jednostkę armii sowieckiej. Po kilku godzinach , pod wieczór przyjechał samochód z oficerem NKWD którym okazała się młoda, szczupła kobieta. Po krótkim przesłuchaniu własowca, który całując nogi obute w wysokie buty enkawudzistki błagał ją o życie, ta ostatnia powiedziała po rosyjsku „Daj mi swoją czapkę…” Własowiec gorliwie wykonał polecenie. Kobieta rzuciła czapkę kilka metrów w głąb podwórza …padaj mienia szapku… Własowiec bojaźliwie patrząc w oczy kobiecie podbiegł do czapki, okrągłej donki, schwycił i błyskawicznie podpełzł do kobiety w mundurze NKWD. Ta wzięła po raz drugi czapkę i z rozmachem rzuciła na środek podwórka….padaj mienia szapku… powtórzyła. Własowiec - już trochę ośmielony, szybko podpełz na czworakach po czapkę. Gdy brał ją w rękę , kobieta wyszarpnęła pistolet z rozpiętej wcześniej kabury i dwoma strzałami położyła go trupem. Następnie obojętnie nakazała sołtysowi zakopanie zwłok i odjechała.
Noga czy kopyto?
Jako ośmioletni chłopiec słyszałem wypowiedź starszego człowieka, religijnego zresztą i który wierzył w to co mówił: że kuternoga Goebels miał diabelskie kopyto zamiast nogi i stąd to jego niby kalectwo. Tylko czy diabeł przyznałby się do SS, Goebelsa, Himmlera i innych …?
Pobyt w Oświęcimiu
Jedna z żyjących do dziś bydgoszczanek w czasie okupacji została wywieziona do Oświęcimia. Przez dwa tygodnie przetrzymywano ją nie decydując o jej losie. Przez ten czas kobieta ta będąc świadkiem wszystkich okropności obozowych schudła 39 kilogramów. W końcu z grupą innych więźniów wywieziono ją na roboty do Niemiec. Wojnę przeżyła.
Chleb
Jeden z moich znajomych, który jako żołnierz Ludowego Wojska Polskiego przeszedł cały szlak bojowy od Lenino do Berlina opowiadał że tylko raz w czasie wojny był najedzony. Rzecz się miała tak: Postawiono go na warcie przed magazynem chleba. Magazyn ten to prosta ziemianka mająca drzwi zbite z sosnowych , z grubsza ociosanych palików. Drzwi były opatrzone łańcuchami i dwiema kłódkami - dla pewności. Dla jeszcze większej pewności wartownik został namaszczony kilkoma przekleństwami sierżanta - szefa kompanii. Przekleństwa były niecenzuralne. Niemniej głód oraz bagnet rosyjskiego wzoru a więc szpikulcowaty pozwoliły wartownikowi na wsunięcie karabinu z nałożonym bagnetem poprzez szpary w drzwiach, nadzianie bochenka (500 gr.) , i po kilku drobnych manipulacjach czarny chleb był w zgłodniałych rękach tego którego postawiono aby go pilnował! Operacja ta powtórzona przy bardzo uważnym lustrowaniu okolic magazynu (mógł nadejść dowódca, Niemcy albo co najgorsze - sierżant….) . Kończąc opowieść znajomy powiedział: …wiesz Wiesiu… na wojnie chleb - bardzo dobra rzecz…
Szybciej wstawali
Jeden z moich starszych znajomych miał ciekawą teorię dlaczego to Rosjanie wygrali wojnę. Otóż według niego sowieci mieli pobudkę według czasu wschodnio- europejskiego(?) czyli 2 godziny wcześniej. A więc: „Ruskie rano w ataku na bagnety … a Niemcy co? …w kalesonach jeszcze latali…!”
Cleb
Jeden z ukrywających się w czasie okupacji żydów żył w maleńkim pokoiku bez prądu opłacając się sowicie Polakowi który go ukrywał i żywił za jedną złotą 10 dolarówkę miesięcznie. Wojna się skończyła ale chytry polak swojemu lokatorowi o tym nie powiedział…Żyd pytał polaka czemu tyle słyszy w nocy radioodbiorników? Polak odpowiadał - sami volksdojcze wkoło mieszkają - siedź cicho!
A czemu nie słychać odgłosów frontu?
A bo front się bardzo oddalił.
A czemu bombowce nie latają?
A bo nie maja już co bombardować.
A gazety nie może mu polak kupić?
Nie, bo gazety są po niemiecku i na kartki - lepiej czytaj „Hrabiego Monte Christo”.
W końcu- w dwa lata po wojnie, ktoś tam uwolnił żyda - po wyjściu na świeże powietrze człowiek ten po prostu obalił się z wrażenia…
Skrzynki ze słoniną
Obóz w Stutchoffie. Zbliża się Armia Czerwona. Ewakuacja. Pod magazyn żywnościowy podjeżdża ciężarówka. Kilku jeńców pod nadzorem esesmanów ładuje na samochód 10 kilowe skrzynki z słoniną. Esesman je liczy. Ma ich być 140 sztuk. Jest 139.Esesmani zachowują spokój. Nakazują rozładunek. Następnie nakazują ładować skrzynki na samochód. Ile jest ? pyta esesman - 139! Rozładować. Ponad 20 godzin trwał ten załadunek i rozładunek tych samych skrzynek. Sytuację przerwał dopiero rozkaz jakiegoś oficera.
Matki
Żołnierz LWP opowiadał iż po znanym fakcie historycznym w 1944 tyczącym grupowych dezercji z oddziałów 2 Armii LWP i gdzie dezerterów wyłapano , postawiono przed sądem - dezercja w obliczu wroga - a więc wyrok był tylko jeden. Byli to młodzi żołnierze najczęściej z Lubelskiego. Po wyrokach - matki tych młodych ludzi udały się do gen. Świerczewskiego z błaganiem o darowanie życia tym młodym chłopcom - z strony tych kobiet było to działanie naturalne i bardzo oczywiste. Świerczewski stanął przed moralnym dylematem. Wojskowa dyscyplina i prawo mówiły jedno, z kolei prośby kobiet zrobiły na generale wrażenie. W tym momencie Świerczewski podniesionym głosem powiedział do swoich podwładnych… „co mam zrobić!? Przecież to są moje Matki!!”
Germaniec ?
Majowy wieczór 1945. Okolice Wrocławia.
Kilku dorastających młodzieńców stoi przed wiejskim obejściem. Podjeżdża radziecki gazik, wyskakuje trzech krasnoarmiejców - zwracając się po kolei do stojących z pytaniem - „polak ili germaniec?” Chłopcy odpowiadają wystraszeni - polak… polak… jeden z chłopców wystraszony odpowiada - jestem Niemcem … Rosjanie wyciągają pistolety i zabijają go na miejscu. Po czym spokojnie odjeżdżają.
Spacer
Jeden z robotników przymusowych niedzielnym popołudniem chcąc odpocząć nerwowo wybrał się na spacer (rzecz się działa w Austrii…).Powyższe wcale nie świadczy że robotnicy przymusowi nagminnie chodzili na spacery. W pewnym momencie spacerowicz z orientował się ż przechodzi koło zakładów Steyera. Drugim jego spostrzeżeniem był fakt że po drugiej stronie drogi jest rozlokowana duża jednostka Flakkartilerie … Następnym spostrzeżeniem było to że właśnie rozpoczął się nalot angielskich bombowców. Spacerowicz przez dwie godziny był w centrum nalotu. Przeżył. Od tej pory trasy spaceru wybierał bardziej rozważniej…
Pech
Pod koniec wojny bydgoszczanin będący w mundurze Wermachtu po rozbiciu jego jednostki musiał się oddać do niewoli. Jego pech polegał na tym że podszedł do umundurowanych ludzi mówiących po polsku. Byli to jednak żołnierze radzieccy. Gdyby dostał się w ręce polaków miał duże szanse że przebrali by go w polski mundur i przetrwał by w nim do końca wojny. Pech zaowocował tym że przez trzy lata był za Uralem. Nie jako turysta.
Karetka
Jeden z polaków będąc na robotach w Hamburgu pracował jako kierowca karetki ratunkowej. Karetka ta w warunkach wojennych mogła pomieścić 8 ewentualnych rannych. Używana była podczas akcji ratunkowej po nalotach lotniczych. Rzeczą najbardziej przykrą dla opowiadającego był nie tyle sam nalot i uczestnictwo w akcji ratunkowej - ile sprzątanie karetki po akcji. Znajdował bowiem różne części ludzkiego ciała wrzucane w pośpiechu przez ratowników do środka. Raz znalazł samą głowę w wermachtowskim hełmie,
Duży pies
Już po wojnie jeden z znajomych mojej rodziny zachowywał się dziwnie wobec dużych psów wałęsających się po ulicy. Idąc w czyimś towarzystwie nie reagował na nie zupełnie. Idąc natomiast samotnie - dostrzegając w oddali większego psa - natychmiast chował się za drzewo lub też kucał w przydrożnym rowie. Jak wyjaśnił jeden z jego krewnych zachowanie to spowodowane było faktem iż w czasie okupacji Niemcy w trakcie pościgu za nim szczuli go dobermanami, które go dopadły i osaczyły, dotkliwie go przy tym gryząc.
Dłoń
Pomnik „Potop” z Placu Wolności Niemcy rozebrali i przeznaczyli na złom. Przy pracach rozbiórkowych uczestniczyli Polacy. Jeden z nich w ów czas młody człowiek ukrył dyskretnie mały fragment pomnika - konkretnie dłoń z jednej z figur, następnie po jakimś czasie zaniósł do domu. Fragment rzeźby szczęśliwie doczekał wyzwolenia a następnie zimą 1946 roku na sankach pojechał na punkt skupu złomu…
Pamięć
Gdy byłem paroletnim dzieckiem przeraźliwie bałem się lecących samolotów. Matka moja w czasie wojny była wywieziona do Niemiec na roboty. Pracowała w fabryce łożysk kulkowych koło Norymbergi. Zakłady te były wielokrotnie bombardowane, i matka moja wraz z innymi panicznie bała się nalotów. Przeszło na mnie…
Kocia skórka
Grupa robotników przymusowych - Polaków pracuje u jakiegoś Niemca. Pracodawca cierpi na reumatyzm - bolą go bardzo krzyże. Przykładać kocią skórkę doradza jeden z robotników. Najlepiej aby skórka była z żywego kota - doradza jeden z Polaków. Niemiec poleca Polakowi obdarcie kota żywcem ze skóry. Ten polecenie wykonuje. Opowiadający ta historię słyszał jęki obdzieranego zwierzęcia.
Spirit majesz?
Kilku Polaków znalazłszy poniemiecką beczkę pełną spirytusu, wówczas fortuna! stanęło przed dylematem - czy też spirytus aby nie jest zatruty?
Pies nie wypije - a kota szkoda… W tym momencie nadarza się jakiś krasnoarmiejec z pobliskiej jednostki. „Majesz spirit?” - pyta. Polacy częstują do oporu Rosjanina. Ten wypija prawie litr spirytusu… Przyjdź jutro mówią do niego po libacji. Nadchodzi wieczór dnia następnego. Rosjanin o dziwo przychodzi - nie zaszkodziła mu ani ilość ani też jakość trunku, Właściciele beczki spirytusu (uradowani! spirytus jest dobry!) ze smutkiem pokręcili głowami przeczącym gestem. Już nie ma. Wypity. Szkoda.
Polski orzeł
Opowiadający widział kilkakrotnie w rejonie Lwowa przybite przez Ukraińców do drzwi stodoły rozprute zwłoki polskiego dziecka z podpisem „polski orzełek”.
Węgiel
W jednej z podwarszawskich miejscowości zimą 1943/44 była składnica węgla pilnowana przez Wermacht. Jeden z żołnierzy- charakterystyczny - bo bez przednich zębów, absolutnie pozwalał polakom na kradzież węgla bez ograniczeń. Cała mieścina była głodna ale nie chłodna… Polacy długo jeszcze wspominali dobrze szczerbatego Niemca.
Gwałciciele
W tej samej miejscowości po chwilowym ustabilizowaniu frontu na linii Wisły stacjonowała jednostka radziecka. W letnie ciepłe popołudnie dwóch czerwonoarmistów zgwałciło młodą kobietę. Ta będąc jeszcze w szoku pobiegła na skargę do ich dowódcy. Ten zarządził zbiórkę całej jednostki celem rozpoznania sprawców. Kobieta wskazała gwałcicieli. Dowódca rozkazał ich natychmiast rozstrzelać. Kobieta przerażona takim obrotem sprawy zaczęła prosić kamandira o nie rozstrzeliwanie tych dwóch żołnierzy, nie chcąc do swojego nieszczęścia dodawać śmierci dwóch młodych ludzi. Zaczęła całować oficera po nogach. Ten był jednak całkowicie nieugięty - powrócił do przerwanego obiadu , a gwałcicieli odprowadzono za najbliższy budynek i rozstrzelano.
Maruderzy
W jednej z wiosek na Pomorzu juz po przejściu frontu pojawiła się silna grupa radzieckich maruderów. Był majowy późny wieczór. Sołdaci rozpoczęli przeszukiwanie wiejskich chat wyciągając młode kobiety natychmiast je gwałcąc. Matka opowiadającego będąc jeszcze kobietą młodą, mającą córkę 17 - letnią i malutkie dziecko leżące w kołysce , rozumiejąc że zamknięte drzwi jej i domowników nie obronią; poczerniła twarz sadzą, rozczochrała i postrzępiła włosy i przebrała się błyskawicznie w stare „lumpy”. Następnie wyjęła małe dziecko z dziecinnego łóżeczka - kładąc w to miejsce skuloną 17 - latkę , nakazując jej przy tym zamknięcie i nie otwieranie w żadnym wypadku oczu. Przykrywszy córkę dziecinną kołderką trzymając na ręku malutkie dziecko otwarła drzwi do domu do których łomotało już dwóch podpitych żołdaków. Ci wpadłszy do izby dokładnie ją spenetrowali. Zajrzeli nawet pod dziecinne łóżeczko. Popatrzywszy na matkę opowiadającego stwierdzili ” …starucha… niet… nie nada…” I spokojnie wyszli, nie zamykając drzwi.
Mydło
Jeden człowiek opowiadał że widział już po wojnie, kawałek mydła które Niemcy dawali idącym do komory gazowej żydom aby uprawdopodobnić historię że oto idą po prostu do łaźni pod prysznic a więc powinni wziąć mydło. Otóż ten kawałek mydła nosił ślady zębów człowieka który w chwili agonii włożył ten kawałek mydła do ust. Ślady były bardzo głębokie i raczej drobne - należały prawdopodobnie do kobiety. Czy chciała w ten sposób przesłać innym ostrzeżenie?
Świniobicie
W pod nakielskiej wsi leżącej przy torach kolejowych dość liczna rodzina rolnicza chowała świniaki. Na swój użytek było to z racji kontyngentów i kolczykowania trzody przez Niemców - utrudnione i bardzo niebezpieczne.Za nielegalny ubój jechało się do Oświęcimia. Szybko i bez biletu powrotnego. Niemniej co jakiś czas którejś ze świnek przypadał patriotyczny obowiązek dożywienia wspomnianej rodziny z oczywista krzywdą dla żołdaków Adolfa. Podczas zabijania świni - ta ostatnia najczęściej kwiczy przeraźliwie i wyrywa się co wydaje się usprawiedliwione jakby. Wiadomo - świnia. Aby zapobiec takim ekscesom rytuał zabijania świni wzbogacono o następujące elementy: świnię zabijano nocą w chlewiku w świetle karbidówki przy bardzo szczelnie zasłoniętym okienku, wiadomo - naloty. Najważniejsze nowatorstwo polegało na tym że aktu końcowego dokonywano w trakcie przejazdu pociągu, dokładniej podczas gwizdu lokomotywy witającej pobliską stację. I oto wyczekujący w ciszy zabójcy świnki, niepokój i złe przeczucia w oczach tej ostatniej, napięcie na twarzach…jedzie nie jedzie…? Jedzie!! Zbliżający się łoskot kół pociągu pośpiesznego relacji Berlin - Bromberg - Konisberg ! ! Godzina 23.18! Dudnienie pociągu po szynach! Gwizd parowozu! Uderzenie między świńskie uszy! Cios w serce rzeźnickim nożem! Ciepła krew spływająca do podstawionego wiadra … i oto jestestwo świnki odpływa w niebyt wraz z cichnącym turkotem kół pociągu…
Jeńcy
W styczniu 1945 w jednej z bram na Placu Poznańskim schwytano kilku żołnierzy niemieckich którzy właśnie przebierali się w cywilne rzeczy aby w ten sposób kontynuować ucieczkę. Grupkę jeńców pędzono przed czołgiem ulicą Doliną a następnie ich rozjechano.
USA.
Luty 1945 - Bydgoszcz. Czołg radziecki a wkoło polska młodzież i dzieci. Jakiś młodociany mądrala wskazując napis „USA” umieszczony w zakamarku czołgu - pyta czerwonoarmistę: A co tu pisze i co to znaczy? Tankista uśmiechając się szeroko odpowiada rzeczowo - „Ubit Sukinsyna Adolfa…”
Młode gapy
W kuchni niemieckiej (w angielskiej też) mają swoje miejsce młode wrony. W styczniu 1945 w dniach wyzwolenia w sklepie mieszczącym się przy dzisiejszej Gdańskiej i Placu Wolności wisiały omawiane wyżej ptaszęta. Sklep ten był oczywiście „Nur fur deutch”.
Znajomość
Mój stryjek, w czasie wojny partyzant i człowiek jednak wykształcony zaraz po wojnie został naczelnikiem więzienia w Gdańsku. Będąc już na emeryturze w latach 60 w odwiedzinach długo w nocy opowiadał mi - chłopcu 14 letniemu, przeróżne historie. Między innymi opowiedział mi o egzekucji 10 kapo z Stutchofu - która odbyła się w 1946 roku publicznie w Gdańsku. „A wiesz - ten jeden kapo to był z Bydgoszczy.. z Szwederowa…I tu stryj podał jego nazwisko Po latach prawie dziesięciu los zetknął mnie z tą rodziną. Znajomości nie kontynuowałem.
Podwójna droga.
Jeden z bydgoszczan wcielony do Wermachtu przeszedł wojenną drogę znad Bugu aż na przedpola Moskwy. Tam jako jeniec dostał się w ręce sowieckiego oddziału. Po krótkim przesłuchaniu oficer przywołał wartownika wydając polecenie zastrzelenia jeńca. Żołnierz wyprowadzając jeńca na miejsce straceń wdał się z nim w rozmowę. Czerwonoarmista okazał się być nie tylko z pochodzenia polakiem, ale człowiekiem wyrozumiałym i bardzo odważnym albowiem zawrócił z jeńcem do dowódcy i przekonał go że jeniec jest polakiem i szkoda go rozstrzeliwać. Dowódca niechętnie pozwolił na przebranie naszego bohatera w radziecki mundur w którym już jako żołnierz sowiecki doszedł drogą powrotną aż do Berlina. Z pod Berlina czekała go jeszcze droga do Bydgoszczy…
Poduszka.
Bydgoszczanin z krwi i kości, służący w czasie wojny w Wermachcie podczas surowej zimy będąc od wielu miesięcy przemęczony i niewyspany, przy tym przemarznięty wpadł do jakiejś wiejskiej chałupy na Białorusi. W obecności straszliwie przerażonych mieszkańców podszedł do zasłanego łóżka i wyrwał z pościeli ozdobną, haftowaną poduszkę. Poduszka ta towarzyszyła mu do końca wojny. Przytulał się do niej w chwilach wytchnienia, była dla niego namiastką jego domu, spokojnego snu. Poduszka do dzisiejszego dnia jest w jego rodzinie jako pamiątka wojny.
Benzyna
Latem roku 1943 na bydgoskim lotnisku myśliwce Luftwaffe ćwiczą manewr polegający na pozorowaniu ataku taranem. Jeden samolot po pozorowanym ataku powinien zrobić unik do góry a drugi na dół. Pomyłka. Obydwa samoloty robią unik w dół. Zderzenie. Szczątki samolotów spadają na ziemię. Skrzydło jednego z nich wirując względnie powoli spada w rejon ulicy Osada. Obserwujący ćwiczenia młodzi Polacy biegną na miejsce upadku szczątków samolotu. W leju wśród szczątków samolotów widzą zbiornik z paliwem. Młody polak buteleczką po lekarstwie uwiązaną na sznurku nabiera około 50 gramów lotniczej benzyny. Będzie mu służyć do zapalniczki .Elegancki młodzieniec w czasie okupacji ma sprawną zapalniczkę. Nadbiegli jednak niemieccy żołnierze z grupy ratowniczej i amatora 50 gramów lotniczej benzyny skopali na śmierć.
Przeczucie
W czasie okupacji w jednym z bydgoskich zakładów zatrudniających szwaczki oczekiwano wizyty Gauleitera Foestera. W programie wizyty dostojnik miał przejść przez halę szwalni. Jedna z pracownic nie znająca języka niemieckiego poprosiła aby w dzień wizyty dano jej wolne lub też przeniesiono do innej pracy. Powyższe tłumaczyła tym że wyśniło się jej że w czasie wizyty dojdzie do konfuzji albowiem dostojnik podejdzie do niej z pytaniem na które ona z braku znajomości niemieckiego nie potrafi odpowiedzieć. Prośbie tej nie uczyniono zadość.
Nadszedł dzień wspomnianej wizytacji. Do hali wchodzi gauleiter. Pierwsze kroki kieruje do naszej bohaterki. Zadaje jakieś pytanie .Ta pobladła wstaje i po polsku mówi że nie zna niemieckiego. Foester rozumie odpowiedź kobiety, uśmiecha się i spokojnie odchodzi.
Więźniarka
diabeł był obecny w czasie gdy Niemcy wpychali do komór gazowych ludzi
W przeddzień wyzwolenia Bydgoszczy koło dworca tak zwanej „małej kolejki” na Okolu kłębi się tłum uciekinierów, wycofujących się oddziałów Wermachtu , uciekających urzędów. Jedzie duży samochód - więźniarka. Jakiś kilkunastoosobowy pododdział żołnierzy niemieckich zatrzymuje samochód wyrzuca siłą z samochodu kilkuosobowa eskortę, wyrzuca również więźniów. Eskorta nie zajmuje się więcej więźniami - a ci ostatni nikomu się nie narzucając po cichu i dyskretnie opuszczają pojedynczo teren dworca znikając w ciemnościach mroźnej ostatniej okupacyjnej nocy.
Oficer
To samo miejsce i ten sam czas. Niemiecki oficer wyższego stopnia ciągnie na sankach opatuloną szalami starszą kobietę, prawdopodobnie swoją matkę. Piękny - synowski gest. Tylko ile innych starszych kobiet będących matkami innych ludzi ten sam oficer zastrzelił albo wpędził do komory gazowej?
Pomnik Fryderyka
W końcu stycznia 1945 w zajętej i już oczyszczonej z Niemców Bydgoszczy Rosjanie najpierw na ręce pomnika Fryderyka Wielkiego powiesili wiadro z nieczystościami. Następnie czołgiem zawlekli statuę Fryderyka na most i strącili do Brdy. Podobno głowa Fryderyka jakiś czas później walała się na punkcie skupu złomu.
Don Juan
Letnia ciepła noc. Pociąg przepełniony wracającymi z Niemiec robotnikami przymusowymi , walizkami, uwolnionymi jeńcami, żołnierzami. Są kobiety. Jest ciemno. Są młodzi mężczyźni…. którzy obywali się ileś lat bez kobiet. A bimber tak rozgrzewa młodą krew… Dwudziestoletni podchorąży tokuje wobec kobiety siedzącej przy drzwiach… Ona ma miły głos. Uwodziciel jest coraz bardziej natarczywy. Licytuje coraz wyżej i wyżej… szeptem…. szeptem. Kobieta jest chętna… „wesele pod płotem a ślub potem” wesoło nuci pan młody „In spe”. W końcu po wielu targach, namowach i iluś tam jeszcze szklankach bimbru doszło do „matrimonium consumatum”. Pomińmy szczegóły… Nastaje poranek. Panna młoda okazuje się zdecydowanie niemłoda , jest lekko licząc o 30 lat starsza od młodszego chorążego….Szydercze uśmieszki kolegów i nocnych współ konkurentów są coraz głośniejsze… Na pierwszym postoju podchorąży chyłkiem wymyka się z wagonu, przyjaciel przez okno podaje mu jego walizkę i nasz Don Juan znika w porannej mgle na jakiejś po niemieckiej, przypadkowej stacyjce…
Przebierańcy
Jesienią 1945 do jednego z oddziałów Ludowego Wojska Polskiego walczącego z bandami UPA przyjechała ekipa propagandowa mająca sfilmować życie i walkę żołnierzy. Filmowcy zażądali na koniec pokazania kilku ukraińskich jeńców. Na rozkaz dowódcy kilku żołnierzy przebrano za Ukraińców przyprowadzono pod eskortą przed kamerę filmowców. Następnie dla uprawdopodobnienia sytuacji odwieziono ich do najbliższego aresztu. I tych ludzi w nocy na skutek błędu czy też jakiegoś nieporozumienia rozstrzelano razem z kilkoma banderowcami już prawdziwymi… Historię tą opowiedział mi człowiek bardzo wiarygodny - uczestniczący w tych wydarzeniach.
Przeciwności
Rok 1939. Polska rodzina mieszkająca koło Drohobycza. Wkraczają Rosjanie. Męża wywożą w głąb Rosji. Z jakiegoś powodu NKWD interesuje się kobietą . Aresztowanie. Po kilku tygodniach przywożą ją ciężko pobitą i nieprzytomną. Jej matka i kilkuletnia córka przez dwa tygodnie poją ją łyżeczką od herbaty. W końcu po kilku tygodniach dochodzi do siebie. Rok 1943.Niemcy wycofują się. Jakaś grupa żołnierzy niemieckich gwałci kobietę. Byli to podobno uczestnicy walk pod Stalingradem - wszyscy mieli odmrożone uszy. Kilkuletnia córka jest świadkiem tych wydarzeń. Wojna przemija . Mąż szczęśliwie po kilkuletniej wojennej tułaczce powrócił do domu. W ramach repatriacji cała rodzina. przywędrowała do Bydgoszczy, dochowując się kilkorga udanych dzieci i w dalszej kolejności kilkunastu wnucząt i prawnucząt. Starsza Pani będąc osobą nieco kłótliwą i z tego powodu nieco uciążliwą dla otoczenia dożyła w spokoju i w dobrym humorze lat prawie dziewięćdziesięciu.
Zaświadczenie
Mężczyzna zagarnięty przez sowietów w 1939 roku, pracował po powrocie Rosjan do Lwowa w 1943 jako prosty niewolnik w siedzibie NKWD. Do jego obowiązków należało rąbanie drewna, palenie w piecach, noszenie wody, zamiatanie podwórka i absolutnie nic po za tym. Gdy w roku 1946 roku jako repatriant powracał do Polski otrzymał z miejsca pracy zaświadczenie że był pracownikiem NKWD - bez wyszczególniania charakteru jego tam zatrudnienia. Gdy jako człowiek w miarę wykształcony podejmował pracę w którymś z bydgoskich urzędów, legitymował się wyżej opisanym zaświadczeniem z Lwowskiego NKWD - funkcjonariusze bydgoskiego UB stawali przed nim na baczność strzelając kopytami…
Dwie kompanie
Bydgoszczanin, volksdeutsch wywieziony w 1945 roku przez Rosjan za Ural pracował tam jako cieśla w jednej z brygad w jakimś tam łagrze. Budował między innymi dwa obszerne i wygodne baraki. Jak się okazało później dla… dwóch kompanii SS-manów, których jesienią 1945 roku przywieziono w dobrej formie i w pełnym umundurowaniu. Po co w tamtym czasie sowietom byli potrzebni ci SS-mani ?
Dziura
Jeden z żołnierzy wcielony do LWP późną wiosną 1945 - za jakieś przewinienie dostał kilka dni aresztu. W wojsku nic dziwnego. Dziwny był trochę sposób odbywania kary. Aresztem był bowiem dół głębokości 2,5 metra o wymiarach mniej więcej 8 na 8 metrów. Gdy jakiś aresztant był wzywany czy tez zwalniany wartownik wstawiał stosowną drabinę do dołu i delikwent wyłaził z „aresztu”. Do aresztu natomiast na nie regulaminową komendę „no to właź!” - aresztant zjeżdżał do dziury na brzuchu trzymając się rozpaczliwie burty wykopu.
Dętka
Upalne lato 1945. Dziesięcioletni chłopiec mieszkający w pobliżu Bydgoskiego Kanału marzy o dętce samochodowej jakże uatrakcyjniającej kąpiel w wspomnianym akwenie. Wymarzoną, zdobyczną dętką dysponuje radziecki żołnierz z stacjonującej w pobliżu jednostki. Chłopiec dochodzi z nim do porozumienia i za wybeczane i wyżebrane od matki dwie paczki papierosów dokonuje ich wymiany na upragniony sprzęt pływacki.
Zakład
Rzecz się działa tuż po wojnie w gronie ludzi pracujących w jednej z bydgoskich fabryk, którzy przeszli wojnę i bardzo się cieszyli że jej okropności mają za sobą. Pocieszali się prze de wszystkim wódką a dokładniej samogonem. Jakość tego trunku oceniono nie latami leżakowania (ich zdaniem całkowicie zbytecznego) a procentami. Im więcej tym lepiej. Jeden z członków tej brygady był byłym żołnierzem Legii Cudzoziemskiej. W trakcie którejś tam libacji doszło między nim a resztą brygady też starymi wojakami, do zakładu dość niezwykłego. Legionista mianowicie zobowiązał się do odgryzienia łba żywemu szczurowi - jeżeli reszta brygady takowego mu dostarczy. Stawką zakładu było 10 litrów samogonu. Reszta brygady doszła do wniosku że jeżeli nawet legionista zakład wygra to przecież tylu litrów samogonu sam nie wypije - a podzieli się z nimi. Rozumowanie było prawidłowe - jak się później okazało - nie dość dokładne. Widowisko zapowiadało się więc ciekawie a koszt w granicach rozsądku. (koniec opowiadania nie jest przeznaczony dla znanej mi przewodniczącej Koła Miłośników Zwierząt.) W końcu jakiegoś nieostrożnego, lub też nie dość szybkiego szczura złapano żywcem, przetrzymano w wiadrze (nie mówiąc co go czeka…) i dostarczono w sobotnie popołudnie na miejsce rozstrzygnięcia zakładu. Legionista zażądał najpierw postawienia wszystkich 10 litrowych butelek samogonu na stole i ich otwarcia. Prośbie tej, uznanej jako dziwnej i chwilowo niezrozumiałej uczyniono zadość. Następnie główny aktor sobotniego przedstawienia ujął szamoczącego się szczura w dłoń, krępując palcami przy tym maksymalnie jego ruchy, uchwycił zębami łeb szczura i gwałtownym ruchem urwał zwierzęciu łeb!!! Przedstawienia nie koniec… wypluł z ust krew i szczurze pozostałości ….i po kolei z każdej butelki stojącej na stole upił łyk samogonu…. Po dłuższej chwili gdy wszyscy (prócz szczura…) doszli do siebie zaprosił resztę sympatycznej kompani do degustacji alkoholu… Nikt nie skorzystał!! Po niecałych dwóch tygodniach w ciągu których cała wygrana została wypita przez tryumfatora zakładu - wszystkie jego sugestie aby znowu o coś tam się założyć - spotykały się z chłodnym milczeniem jego kolegów….
Most w Fordonie
Mężczyzna, polak poznał na robotach w Niemczech Rosjankę. ..Urodziło się dziecko. Nie było możliwości legalizacji małżeństwa. Już po wojnie ojciec dziecka mając możliwość szybszego powrotu do Polski wziął dziecko do worka na plecy i wrócił do Solca pod Bydgoszczą skąd pochodził i gdzie mieszkała jego rodzina. Dzieciak przeżył! I żyje do dzisiaj - serdecznie go w tym miejscu pozdrawiam. Wracając do jego rodziców - ojciec umówił się z jego matką - wspomnianą na początku Rosjanką, że co niedzielę będzie czekał na nią na fordońskim moście. Kilka lat w każdą niedzielę po mszy - jak było umówione ten człowiek czekał na tą kobietę. Która nie mogła najprawdopodobniej przyjść na ten most. Bo która Matka szukając swojego dziecka nie przeszłaby i 1000 mostów.
Kamienie nagrobne
Ta historia ma charakter bardziej kryminalny aniżeli polityczny i tylko w sposób hipotetyczny i pośredni wiąże się z II Wojną. Otóż w roku 1958 niejaki Tadeusz R. przyjeżdża z Tarnowskich Gór do Bydgoszczy, idzie do mieszkania na ulicy Długosza - tam morduje w sposób bestialski nieletnie dzieci nieżyjącego od kilku lat Piotra T. artysty rzeźbiarza i właściciela zakładu kamieniarskiego, swojego czasu mieszczącego się przy ulicy Dworcowej. Morderca został schwytany, osądzony, powieszony. Sąd w sentencji wyroku uznał że morderca działał sam a motywem zbrodni był rabunek.
Istnieje inna nieoficjalna wersja tej zbrodni. Jej motywem miała być zemsta za fakt kupowania przez wspomniany wyżej zakład kamieniarski kamieni nagrobnych z cmentarzy poniemieckich, ich przeszlifowanie i dalsza sprzedaż. Mordercę - wspomnianego wyżej Tadeusza R. będącego pod wpływem hipnozy czy też narkotyków przywieźli jacyś dwaj młodzi ludzie. Zaprowadzili pod drzwi ofiar i czekali na niego w pobliskiej knajpie „U Sikory”. Rozmawiałem z człowiekiem który feralnego wieczoru widział wszystkich (?) tych ludzi w wspomnianej knajpie.
Pamiątka obozowa
Historyk amator , zbieracz pamiątek wojennych - znany sowietofil - zmówił się z kimś kto miał obozowy pasiak z jakiegoś nieznanego mu bliżej obozu. Uzgodniono mniej więcej cenę. Oferent po jakimś czasie przyniósł zawiniątko z obiecanym towarem. Zaskoczenie i konfuzja zbieracza było duże gdy okazało się że przedmiot był faktycznie obozowym kitlem - tylko że napis na nim wypisany był cyrylicą i brzmiał ”Łagier nomir osiemnadsat”.
Nie wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi
W Bydgoszczy przy ulicy Śląskiej mieszkał starszy samotny mężczyzna który zmarł w końcu lat 70-tych, mając w chwili śmierci lat ponad 80. Człowiek ten był szwagrem gauleitera Fostera. O fakcie tym nie wiedziały ani władze bezpieczeństwa PRL ani najbliżsi sąsiedzi. Wiedział o tym tylko jego współlokator (mieszkanie było wspólne) - człowiek także samotny i już nieżyjący były żołnierz Wermachtu. Sąsiedzi tych ludzi dopiero 60 lat po wojnie dowiedzieli się kim naprawdę byli ci ludzie.
Wspomnienia
W jednej z pod bydgoskiej miejscowości mieszkała kobieta która w czasie wojny w okolicach Lwowa straciła cała rodzinę między innymi 5 letniego synka którego Ukraińcy na jej oczach po prostu rozdarli. Po wojnie wielokrotnie widziano ta kobietę jak płakała patrząc na małe dzieci przechodzące koło jej domu a idące do pobliskiej szkoły.
Wieżowce
Młody siedemnastoletni bydgoszczanin zapędzony w szeregi Todd Organization przeszedł w ślad za wermachtem od Bydgoszczy poprzez Litwę ,Białoruś aż dotarł do Charkowa. I tam po raz pierwszy w życiu zobaczył… wieżowce. O ile oczywiście budynki po nad 10 kondygnacyjne można nazwać wieżowcami.
Pies
Ten sam opowiadający w trakcie nalotu samolotów szturmowych siekących ogniem karabinów maszynowych krył się za jakaś lichą drewnianą stodołą obiegając ją w zależności od tego z której strony nadlatywała ziejąca ogniem maszyna. Razem z nim wszystkie jego manewry powtarzał bezpański wilczur
Kanonik
Kanonik Spychalski wiosną 1945 roku proboszcz parafii pod wezwaniem św. Antoniego na Czyżkówku zajęty był remontem świątyni zdewastowanej przez Niemców. W tym samym czasie na plebanii kanonika przy ulicy Koronowskiej stacjonowała grupa wyższych oficerów sowieckich. Kanonik Spychalski człowiek bardzo wykształcony i oczytany od dawna był wielbicielem poezji Aleksandra Puszkina. Sowieci którzy to dostrzegli i tym faktem zostali ujęci w sposób znaczący pomogli kanonikowi w odbudowie kościoła.