I po co to wszystko?
Autor: psota95(Sandra)
1.Na co ja się zgodziłam?
2.Czy to sen? To musi być sen!
3….Zdezorientowana w tym szalonym świecie…
4.Że kim jestem??
5.Zycie to pasmo wielu niespodzianek.
6. „ale żyje, chyba żyje”
7. „[…] twoje blizny są twoją siłą.”
8. „W tańcu możesz pozwolić sobie na luksus bycia sobą.”
9.Czasami to, co widzialne jest tylko wymysłem naszej wyobraźni…
10.Zanim umrę…
Na co ja się zgodziłam?
-Dziewczyny pośpieszcie się już niedaleko! - Krzyknęłam do dwóch najlepszych koleżanek.
Obie przewróciły oczami. Mary szczupła, wysoka brunetka o przenikliwie niebieskich oczach podjechała do mnie zostawiając Soll niższą, brązowo Oką z tyłu.
Dojechałyśmy na miejsce, gdyż lato było bardzo ciepłe postanowiłyśmy popalać się na plaży 7 kilometrów od mojego domu.
-Gdzie zostawiamy rowery? - Zapytała niespokojnie Soll.
-Jak to gdzie koło drzewa. Natalie masz kłódkę? - Mary spojrzała na mnie swymi pięknymi oczami.
-Nie, nie mam mówiłam, że nie biorę! - Droczyłam się z nimi.
- Hej, ty małpo! Jak tak można? - ··············Krzyczały obie.
-Ha ha, wiecie, jakie macie zabawne miny? - Nie mogłam przestać się śmiać. Mary mnie kopnęła, co robiła ostatnimi czasy za często.
Zamknęłyśmy rowery i ruszyłyśmy na oblegana plażę. Po 5 minutach Mary chwyciła mnie i Soll za rękę, ciągnąc w górę plaży. Nagle zobaczyłam jej ciotkę wraz z mężem, obok nich na tym samym kocu leżało dwóch chłopków. Jeden i drugi wysocy, wysportowani na pierwszy rzut oka, nie zwróciłam na nich uwagi, gdyż miał być to mój dzień z przyjaciółkami nie chciałam się rozpraszać dziewczyny, bo mi tego nie wybaczyły. Ostatni tydzień spędziłam na oglądaniu filmów, jedzeniu lodów pudełko po pudełku z powodu wielkiego doła.
-Cześć dziewczyny - przywitała nas ciocia Mary.
-Dzień dobry - Odpowiedziałyśmy grzecznie ja i Soll.
Żaden z chłopaków nie podniósł na nas nawet wzroku.
-To, co rozpakujemy się i do wody? - Jak zawsze chochlikowata Mary pełna zapału?
-No ok. - dziwne, Soll nigdy nie lubiła pływać. Twierdziła, że jest za gruba żeby pokazywać się w stroju kąpielowym, co było jednym wielkim kłamstwem.
- To wy idźcie, a ja się po opalam! - Obie odwróciły się do mnie w jednej sekundzie.
-Co to, to nie. Nie po to jechałam 11 kilometrów (Mary mieszka 4 kilometry ode mnie), żebyś ty mogła się opalać i pogrążać w rozpaczy! - Trzymajcie mnie, bo ja zabije!
-Natalie proszę chodź z nami musze Ci się pochwalić, że umiem pływać. - Soll zawsze znajdzie coś by mnie przekonać a zarazem udobruchać narwanego chochlika.
Nie miałam jeszcze sił się z nimi kłócić, więc pokiwałam tylko głową.
- Ciocia masz cos do picia? - Taa… te 11 kilometrów mogły zmęczyć zważywszy na moje tępo.
-Jasne weź sobie!
Mary uklękła przed torbą, gdy jej wuja pociągnął za sznurek jej stanika od stroju powodując rozwiązanie się go. Na szczęście Mary zdążyła przytrzymać stanik.
-To jest nie fair. Natt zwiąż mi go byle mocno! - Wrzasnęła.
Nie mogłam nic odpowiedzieć widząc jej minę zaczęłam się śmiać jak reszta. Dopiero, gdy podchodziłam do koleżanki zobaczyłam, że dwóch chłopaków się na nas gapi.
-To my idziemy- rzuciła szybko Mary.
-Czekajcie idziemy z wami - ciemniejszy blondyn podniósł się i pociągnął za sobą drugiego jasnowłosego chłopaka.
-O nie…, po co? - Jęczała Mary.
- Po to, abyście się nie utopiły.-Tym razem odpowiedział jasno włos chłopak.
Poszliśmy do wody. Ja nie chętnie, choć jeszcze rok temu bym już dawno pływała.
Przeszłyśmy pod mostem by móc popływać tam gdzie nie mamy gruntu.
-To, co do czerwonej boi się i z powrotem? - Mówiłam żeby nie było, że się nie cieszę na wypad z nimi.
- To ja tu poczekam, aż tak dobrze to ja jeszcze nie pływam. - Dodała smutno Soll.
- Oki - chętna jak zawsze Mary.- A potem nurkowanie, kto dłużej!
- To jest dziecinne. - Jęczałam, ale koleżanki posłały mi spojrzenie, pod tytułem: och zamknij się już wreszcie.
Po jakiejś godzinie namówiłam dziewczyny na opalenie się. Gdy doszłyśmy do naszego miejsca zobaczyłam Jon'ego kuzyna Mary i chłopca, którego nie znałam.
-Hej Pit- Mary przywitała się z chłopcem, którego nie znałam.
Lecz ten tylko machnął ręką. Położyłyśmy się na kocu Mary i Soll o czymś gadały, ale nie specjalnie ich słuchałam. Z mojej próżni rozmyślań wyrwał mnie krzyk chochlika.
-Co to ma być do…!-Spojrzałam na nią i zobaczyłam ciemnowłosego blondyna z kamieniem w ręku. Nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia, ponieważ mam silną wole, gdyby nie te oczy. Oliwkowa zieleń tak piękna, że na moja twarz wkradł się uśmiech.
-Pożałujesz tego!- ·············Mary znów krzyknęła i rzuciła w zielonookiego.
Następnie rzucił kamieniem, a Sol się przyłączyła. Zabawnie to wyglądało, lecz mnie nie opuszczał smutek mienionych miesięcy.
Zamknęłam oczy i znów zatonęłam w mojej próżni.
Gdy tak leżałam i myślałam odezwała się Soll.
-W kogo celujesz tak dokładnie?
-Ja? - Spytał zdziwiony chłopak.
-No a kto? - Mary syknęła przez zęby.
-W tą na środku, wybrała sobie najlepsze miejsce. - Odpowiedział śmiejąc się. W tej tez chwili dostałam w plecy z kamienia. Podniosłam głowę nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Chwyciłam kamień w dwa palce i wrzuciłam do torby, - w twojej można wszystko znaleźć- uśmiechnęłam się do swoich myśli.
-Natt pomóż nam. - ·········Prosiła Soll.
- Nie! Ale może tak byście przestały się zachowywać jak dzieci i poszły popływać, bo niby po to tu przyjechałyśmy. - Czemu to ja musze być tą naburmuszoną?
- No ok.. dobry pomysł. - Obie wstały i poszłyśmy popływać. Mary ledwo weszła, a została wciągnięta przez jasnowłosego chłopaka - Toda jak się, okazało obaj chłopacy są jej kuzynami, a Pit to młodszy brat zielonookiego.
Soll starała się pomóc Mary, ja nie miałam nastroju na tego typu zabawy.
Przeszłam pod mostem, zaczęłam płynąc w stronę czerwonej boi się. Nagle poczułam, że coś łapie mnie za nogę i nie pozwala płynąc dalej odwróciła się i zobaczyłam…
Czy to sen? Tak to musi być sen!
-Nie ładnie tak uciekać. - Moje myśli były tak zmieszane, że za nim zrozumiałam, kto do mnie przemawia minęło trochę czasu - tak mi się wydawało.
-Don…Ja… nie uciekam. Poszłam tylko popływać w spokoju i…
- I jak by to Mary powiedziała „pogrążać się w smutku?”- To była prawda.
-N… nie! Grr…, Czemu wszyscy myślą, że jak ja chce zostać sama to od razu musze pogrążać się w smutku. - To nie było pytanie. - Czy mógłbyś puścić moja nogę trochę to utrudnia mi jak by to Mary nazwała ”pogrążanie się w smutku”- zapytałam dość niegrzecznie?
- Taa… może mi bym mógł, ale jest problem…- co jaki problem człowieku to moja noga a mam jak na razie po tej krótkiej wymianie zdań dość wszystkiego. Widząc moją minę najwyraźniej zmienił zdanie, bo puścił moja nogę.
- No to, co? Nurkowanie? -źe jak? Nie zdążyłam odpowiedzieć, a znalazłam się pod wodą. Gdy się wynurzyłam usłyszałam głos koleżanek.
-Natalie? - Obie krzyczały. Odwróciłam głowę w lewo i w prawo, ale nigdzie nie było widać Dona. Płynąc w stronę koleżanek jednak go spostrzegłam, teraz topił Sol. Ha ten chłopak nie wiedział, w co się pakuje…
-Natalie? Gdzie byłaś? Dobra nieważne. Mogłabyś, choć udawać, że dobrze się bawisz i że bawisz się z nami?- Chochlik był zły było to słychać po jej głosie.
-Mmm… Cóż nie mogę udawać, że bawię się dobrze, bo bawię się dobrze, a co do tej zabawy w topienie to wiesz… ja chyba nie bardzo pasuje do tej zabawy. - Po co ja to mówię pewne, że mi nie popuści.
-Natt proszę, choć ty nie bądź jak Sol.- Mary przyjaźni się z Sol dużej niż ze mną, ale Sol ma takie swoje wątpliwości… i nie umie przełamywać strachu.
-Dobra…-powiedziałam to tak cicho, że sama ledwo słyszałam, ale chochlika widać Bóg obdarzył lepszym słuchem niż myślałam.
-Jesteś świetna, no, ale to wiesz… - taa czego ja nie wiem lepiej mi powiedz, bo ja nawet wiem jak to się skończy.
-Jak ta dziewczyna na kocu ma na imię?
-Co? Jaka na kocu? - Rozglądałam się nerwowo i zobaczyłam Sol. Nie no dosłownie to było do przewidzenie…- Masz na myśli koleżankę swojej kuzynki. To jest Sol i naprawdę dobrze radze nie top jej… jak by to powiedzieć …. Najprościej nie lubi tego!
- Oki. Za to ty jak mniemam nie masz z tym problemu prawda? - Don zaśmiał się.
No, ale, z czego on się tak cieszy? Nie rozumiem chłopaków w sumie nigdy ich nie rozumiałam.
Sol weszła do wody za namową Mary, choć było widać, że to nie jest dobry pomysł. Gdy Dziewczyny doszły do pomostu od razu podszedł do nich Don i z tego, co mi się wydaje przepraszał Sol.
Ja również podeszłam do pomostu chwyciłam się metalowych prętów i patrzyłam na tych wszystkich ludzi. Na plastikowe lalki "Babie”, które opalają się z koleżankami na rozkoszne maluch budujące zamki z piasku i na nastolatków wygłupiających się w wodzie.
-To, co pod wodę. - To było stwierdzenie nie pytanie.
-Cos mi się wydaje, że nie tym razem. - Zacisnęłam dłoń na metalowym pręcie i usztywniłam rękę w łokciu.
Don chwycił mój nadgarstek i zaczął zataczać po stronie żył kółka- i to niby miało boleć? Dobre sobie.
-Silna dziewczyna nie ma, co? - Halo! Ja to stoję i szczerze nie lubię komplemętów.
-hm.- Zrezygnował po 4 minutach i chwycił mnie za obojczyk
-Ałaa…- To bolało a moja ręka odmówiła posłuszeństwa. Czemu dziś nic mnie nie słucha nawet moje ciało? Poczułam jego dłonie wokół swoich nadgarstków i zamknęłam oczy wiedząc, co za chwilę nastąpi. Nie pomyliłam się wylądowałam pod wodą, lecz uścisk na moich nadgarstkach nie zelżał. Tylko poczułam pociągniecie i to, że mogę oddychać, lecz nie chciałam otwierać oczu.
-Hej już nie jesteś pod wodą możesz otworzyć oczy! - Czy ja wyglądam na tak głupią? No może troszkę.
-Wiem. -.... Syknęłam. Uścisk zelżał i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Wyszłam na plaże i skierowałam się w stronę koca. Gdy doszłam Ciocia Mary w raz z mężem i chłopcami budowali cos na kształt zamku nawet zabawnie to wyglądało. Usiadłam na kocu sięgnęłam po ręcznik i wytarłam ręce, po czym wyjęłam z torby swój telefon starą Nokie 6020 no, bo cóż, mój czerwony padło leżał w naprawie, co właściwie zdarzało się raz w miesiącu. Odblokowałam telefon i się przeraziłam 15 nieodebranych połączeń i 10 sms - ów. Pierwszy raz w życiu po upływie.. Właściwie ile to już godzien? Przyjechałyśmy było koło 11…a jest? O Boże!16! Nie to niemożliwe. A wiec pierwszy raz po upływie 5 godzin tyle połończeń i sms - ów. Ciekawe, od kogo??
-I, co? - Mary jak zwykle wie, kiedy wpaść.
-Nic tylko jakieś 15 połączeń i 10 sms- ów.
- O Wow. Od kogo?
-Pewnie od chłopaka! - Sarkazm w głosie Dona? Nie chyba się przesłyszałam.
-Natalie nie ma chłopaka!
-Dzięki chochliku nie ma to jak pomoc koleżeńska? Nie? - Nie ta dziewczyna chce bym popełniła samobójstwo.
- No, co to chyba nie jest tajemnica. - No cóż głupi ma szczęście i tym razem miła racje. - A ty, co taki ciekawski chcesz się zapisać na jej chłopaka? - To było skierowane do Dona. A ja jak głupia oblałam się rumieńcem. Jestem, niską szatynka o bladej karnacji i oczach hm?? Różnego koloru w sumie to dziwne, ale moje oczy zmieniają kolor zależnie od mojego nastroju, więc przypuszczam, że były teraz czarne. Więc każda najmniejsza blizna czy rumieniec był widoczny na mojej twarzy, i w rzeczywistości trudno mnie pomylić z którąś z moich koleżanek, choć by od tyłu gdyż one ją szczupłe wręcz podle szczupłe a ja no cóż po tych ostatnich wypadkach przybrałam dużo, za dużo ciała.
- No może i bym chciał przeszkadza ci to? - Że co on powiedział???
-oo.… No dobra nie! Nie przeszkadza mi to! Natt to, od kogo te sms - y?
-O nie tylko nie to! Czemu to zawsze spotyka mnie??
- Ale że co??- Mary płonęła złością.
Nie miałam siły mówić wskazałam tylko głową w stronę i Chochlik tak jak ja zaniemówił.
….Zdezorientowana w tym szalonym świecie….
Wszystko, wszystko tylko nie to…
To, co się tu dziś dzieje, to chyba jedna wielka kara dla nie za to wszystko.
Teraz idą, te flądry i on koleś, od którego mam 10 sms - ów. Nie, nie, nie, nie … Mary szybko się opanowała. Pobiegła po Sol szepnęła coś na ucho kuzynowi i ruszyła a my za nią. To dziwne, ale myślałam, że to ja jestem tu celem…
Historia tego jest taka, co do dziewczyn miałam małą… nie no nie taka małą wyminę zdań z tą jedną tylko, jakie miałam szanse w obronie przyjaciółki, kuzynki prawie siostry jedna na dwie? No niewielkie i odtąd krążą tu plotki, że jestem jak dziecko, które stale ryczy a w dodatku mam przydomek „Idiotka”. Dlaczego? Szczerze nie wiem…
Co do chłopaka… to tez dziwna historia no, ale czego się spodziewać, co w moim życiu nie jest dziwne? A więc… Jest to kolega mojej kuzynki(siostry) byłego chłopaka, który widział mnie może dwa razy w życiu niewiadomo skąd ma mój numer telefonu i!Niby się we mnie zakochał. Totalny chaos nie ma, co.
-O witam, witam panią „idiotkę” ze swoja świtą i Oo.… mmm kolega, który do Ciebie nie pasuje!
Nagle poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i szczerze zatkało mnie…
-Radził bym uważać na słowa, a co do tego, do kogo pasuje chyba sam lepiej wiem!
-Jeszcze zmienisz zdanie. A wam radziłabym zbierać się do domu, bo teraz to ja tu przyszłam i nie mam ochoty się, na was gapić!
-To się nie gap! Chyba, że czegoś zazdrościsz i dlatego nie chcesz z nami przebywać na tak dużej plaży… - czyżby 2:0 dla mnie?? Dobrze, że Don mnie trzymał i tylko mówiłam a nie doszło do ręko czynu, bo tak naprawdę nie wiem jak by się to skończyło.
Dziewczyna. Szczerze nie pamiętam jak ma nie imię zarzuciła swoje brąz długie włosy i poszła trącając mnie barkiem.
Gdy znalazły się na takiej odległości, że byłam pewna, że nas, nie słyszą odezwałam się do reszty
-Dziękuje za to wszystko…, Ale chyba naprawdę lepiej będzie jak ja już pojadę - Don puścił mnie, ale nadal stał obok.
-Nie musisz się jej bać, ani uciekać… - Don zaczął, ale niestety chochlik mu przerwał.
-No właśnie, a po za tym to ty wygrałaś tą bitwę, co nie?
-Mary tu nie chodzi o to, kto wygrał tylko o to, że ja jej nic nie zrobiłam, to ona zaczęła podjeżdżać Sam i to, że powiedział jej, co o tym myślę było błędem. A po za tym, nie uciekam…
-Dobra, dobra,ale mi się jeszcze nie chce jechać do domu musimy?? Proszę zostańmy jeszcze chwilę! - Błagała wręcz Mary.
-Tak, oczywiście wy możecie zostać a ja pojadę do Sam i pogadam z nią, bo długo jej nie widziałam a jak się dowie, że była i nie wpadłam to mnie zabije… Wy zostańcie, a jak będziecie chciały wracać to napiszcie i pojedziemy razem ok.?
-Niech ci będzie. - Mary niezadowolona jak zawsze…
-Hej wszystko będzie dobrze. Dasz radę ja to wiem. - Sol umie człowieka pocieszyć He
Poszliśmy na koc gdzie zabrałam swoje rzeczy.
- Na razie dziewczyny. Do widzenie.
- O Natalie a ty wracasz sama?
- Nie, nie proszę pani wracam z dziewczynami tylko jeszcze jadę do kuzynki musze jej coś przekazać. - Grzecznie odpowiedziałam.
-Ach.. No dobrze.
- Do zobaczenia Natti - Don chyba w to nie wierzył, że się jeszcze zobaczymy?
-No na razie.
Jadąc do Sam dużo myślałam o tym, co się dziś stało. W sumie to nic mądrego, nie udało mi się ustalić, ale cóż…
Gdy dojechałam do domu kuzynki zadzwoniłam dzwonkiem, a drzwi otworzyła mi ciocia.
-Hej.
-Oo. Natt, cześć dawno cię u nas nie było! - Skarżyła się ciocia, ale ma racje całe lato potrafiłam u nich przesiedzieć, a teraz nie mam czasu na nic.
-Tak wiem przepraszam, ale wszędzie jechać na tydzień to nie łatwe wyzwanie szczególnie, gdy ma się tak duża rodzinę He.
-Tak, tez myślałam. Samanta jest na górze i chyba na ciebie czeka. - Ciocia uśmiechnęła się do mnie. Pewnie nawet nie chce wiedzieć, co mu potrafimy razem wymyślić…
Pobiegłam na piętro i krótkim korytarzem przeszłam pod drzwi kuzynki, weszłam jak zwykle, nie pukając
-Cześć kochana jak tam?? - Samanta a piskiem rzuciła się mi na szyję.
- Nani wiesz jak się stęskniłam za tobą głupku??
-Wiem, wiem zaraz mnie udusisz!!
- Przepraszam. U mnie w sumie dobrze. A u ciebie?
- No nie najlepiej. Po pierwsze nie cierpię jak nazywasz mnie „Nani”. Zgaduj, kogo spotkałam na plaży i kto mnie obrażał jak zwykle?? - Opowiadanie Sam o tym, że spotkałam Jesice i Camile jest lepsze niż opowiadanie o tym jak się czuje po ostatnich przeżyciach. Sam z zaciekawieniem wysłuchała tego, co się dziś działo.
-Ja…, bitwa nasza jak zwykle. Ty to masz gadane! Kocham cię siostrzyczko! - Jak zwykle po tych słowach dostałam całusa w policzek?
-Samanto, dobrze wiesz, że tu nie chodzi o to, kto wygrał, a o to, że ona nas osądza nie znając nas. - Mmmm może psychologia to jednak ciekawy kierunek? Dobra powrót do rzeczywistości.
-Nani komórka ci dzwoni! - Moja tzw. Siostrzyczka machała mi ręka przed oczyma.
- To pewnie Mary albo Sol, odbierz i powiedz, że już wychodzę i spotkamy się na ścieżce!- Powiedziałam Sam i wyszłam porozmawiać jeszcze z ciocia.
Nie zdążyłam jeszcze zejść po schodach, gdy dogoniła mnie kuzynka z wielkim uśmiechem na twarzy podając komórkę.
-To ani Mary ani Sol tylko jakiś chłopak, a ty mi - nic nie powiedziałaś! - Zrobiła minę obrażonego dziecka, choć nie bardzo jej to wychodziło szczególnie, że przed chwila szeroko się uśmiechała.
-Tak? -Zapytałam niepewnie do słuchawki.
- Fajną masz kuzynkę ile ma lat?- Znam ten głos…
- Emm… Hej skąd masz mój numer??
-Nie odpowiedziałaś mi na pytanie! Dobra nieważne od Mary kazała mi zadzwonić i powiedzieć, że masz jechać na ścieżkę. Więc ja kończę.
Jeszcze jakąś minutę stałam w osłupieniu.
-Samanto przepraszam, ale ci o nim opowiadałam! A teraz musze iść, bo dziewczyny będą wściekłe! Kocham cię siostro! Papa.- Pożegnałam się jeszcze z ciocia i wybiegłam na dwór, wzięłam rower i pojechałam na ścieżkę gdzie czekały dziewczyny.
-Co tak długo?? - Zapytała mnie z oburzeniem Mary.
Że kim jestem??
-No przepraszam, ale że nie ja odebrałam,a że nie ty dzwoniłaś musiałam się tłumaczyć Sam.
-A… No dobra.
-Jedziemy dziewczyny. Sol, Mary to, co nocka u mnie?? Plis!!
-Ja nie mogę jutro rano wyjeżdżam.- Nie, nie,nie, Sol nie może wyjechać! Nie teraz!
- Ja mam lepszy pomysł! Ja nocowałam u ciebie ostatnio, więc teraz ty u mnie, co ty na to??- Mary chyba podmienili!?
-Yyy…. Oki musze tylko po ciuchy wpaść i mamie powiedzieć. - Co mi szkodzi? Ale mam dziwne przeczucie, że o czymś zapomniałam ba, że cos się stanie tylko czy na pewno złego??
Natalie …. Już czas….
-Słyszałyście?? - Co to było do jasnej?..
- Natt, co znów ja nic nie słyszałam! -Tym razem Mary zwróciła się do Sol - A ty??.
-Ja nic.
-Dobra to pewnie przez wodę w uszach. -To jest dziwne.
- Wiecie, co muzyki bym posłuchała a wy?? - Mary rzuca hasło i bierze nas na własność - He.
-No a co konkretnie??
- No to może to??- Mary puściła piosenkę The Veronicas - Untouched
- Spoko…
-Tak właściwie już dojeżdżamy, ale luz ….- Boże jak to szybko poszło.- Na razie dziewczyny ja już jadę do domu pa.
- No to pa Sol. - Odpowiedziałyśmy razem ja i Mary. Jechałyśmy milcząc tak dla niepoznaki dla mojej mamy.
-Siemka piesku- przywitałam się z moim psem Rodzi. - Kam gdzie jesteś? - Mam jeszcze drugiego psa.
Weszłyśmy do domu. Zawołałam mamę i powiedziałam jej, że będę nocować dziś u Mary. Zgodził się, więc poszłam się szybko spakować. Po 20 minutach opuszczałyśmy moje podwórko. Rozmawiając o błahostkach pokonałyśmy drogę do domu chochlika. Zaprowadziłyśmy rowery do garażu i ruszyłyśmy w stronę domu. Nagle, zobaczyłam, Dona wychodzącego z domu.
-Hej! - Mary odezwała się pierwsza.
-Witam! Cos czułem, że się jeszcze spotkamy. - Mówił szeroko się uśmiechając.
- się No i widzisz wykrakałeś i było trzeba milczeć! - No kurde czy on ma jakiś dar?? Nie… nie wierze w takie brednie!
-Mary idziemy na spacer??- Proszę zgódź się!!
-Nie… nogi mnie bola.- Zamyśliła się i po chwili rzuciła - Mam lepszy pomysł idziemy do basenu!
-Świetnie! - To ja czekam.
-Że, co?? - Zapytałyśmy równocześnie.
- A co, ma mnie ominąć kąpiel z pięknymi paniami?? Nigdy w życiu!.
- To ja może jednak spasuje.
- Nie, tak szybko Mary dalej zabierz ja przebierać się i do basenu! - Zaczął nas popychać w stronę drzwi domu.
-Ok. Już, już. - Nie…. - Dzień dobry.
- O cześć dziewczyny! To moja córka Mary jej przyjaciółka Natalie i kuzyn Don. No, właśnie Don, co tu robisz??
-Czekam na dziewczyny i idziemy do basenu. - Ale on ma, radochę a ja przeżywam czarna rozpacz.
- Ja też chce do basenu! - A zapomniałam Mary ma młodszego brata Korneliusza.
Przebrałyśmy się w stroje to znaczy ja ściągałam bluzkę i spodenki, bo strój miałam na sobie, ale wszystko słyszałyśmy.
-Korneliusz, przestań dopiero, co z niego wyszedłeś.
Puk, puk…
-Panie gotowe? Wchodzę!
- Już idziemy! I nie wchodzisz! - Mary rzuciła się do drzwi by je zamknąć niestety jej się nie udało.
-Dobra, dobra idziemy. - Jedna prosta zasada, czym szybciej zaczniesz tym szybciej skończysz.
Siedzieliśmy w basenie gadając, o tym, co się dziś stało o tym, co będziemy robić wieczorem i w nocy. Ustaliliśmy, że jak nie będziemy mogli spać to o 24.00 Spotykamy się na podwórku.
-Wiecie, co? Zimno mi, idę po ręcznik! - Mary wstała i wyszła z basenu.
-Przynieś mi też.
-Hej, nie tak szybko zostawiasz mnie sama z nim?? - To jest lekko dziwne
- A co boisz się mnie?? - Zaśmiałam się krótko i sarkastycznie.
- No,najwyżej Cię zgwałci! - Mary zawsze ma chyba dobry humor, gdy ja mam mieszane uczucia.
- Bardzo śmieszne- znów sarkazm.
-A żebyś wiedziała, że ją zgwałcę! - I znów ten uśmiech z połączeniem tych oczy… nie no, co się ze mną dzieje nigdy się tak nie zachowywałam.
- Ciekawe… Naprawdę myślisz, że się dam?? Czy masz mnie za taka łatwą?
- Nie. Ale zacznę cię topić…, He
-C….. - I już byłam pod wodą. Zamieniliśmy się miejscami, ale byliśmy bliżej siebie.
-e…, co tu się dzieje?? - Jak dobrze, że Mary sprowadziła nas powrotem na ziemie, choć mogło być tak miło… No nie znowu?
-nic tylko się troszkę kłóciliśmy. - Kupi to??
- Ta… jasne… cos intensywnie się kłóciliście…!- Nie teraz mam przechlapane.
-Natalie Sophie Mondgomery?? - Podszedł do nas mężczyzna bardzo przystojny. Kruczoczarne włosy, jasno brązowe oczy, markowe ciuchy. Nie miał więcej niż 25 lat.
-T... Ta… Tak - Mary mnie kopnęła.
- Rozumiem, że nie dostała pani listu ze szkoły.- Było to stwierdzenie. - A więc proszę za mną. Pojedziemy do szkoły na rozmowę, wszystkiego się pani dowie.- Mówił dziwnie patrząc na Mary i Dona, prawie jak człowiek, który cały dzień nie jadł, na jedzenie.
-Ale się, czego się dowiem? Jakiej szkoły? Są przecież wakacje! O co tu chodzi?
- Pani dziadek przed śmiercią zapisał panią do naszej szkoły. W wieku 12 lat miała pani zacząć naukę niestety, nie zgłosiła się pani. Postanowiono, że musimy panią odnaleźć. Reszty dowie się pani w szkole, zapraszam!- I co ja mam zrobić.
- Poczeka pan chwilkę?? Oczywiście, że tak, po co ja się pytam?- Mary pociągnęła mnie kawałek dalej- Chyba nie pojedziesz?? Natts on nie może cię zabrać!
-Czekaj!!- Wiem, co zrobić. Wykręciłam numer do osoby, która znała mojego dziadka, wiedziała o mnie wszystko i była moim najlepszym przyjacielem przez długie lata, do czasu, gdy zaczął mi rozkazywać i kierować moim życiem.- Hej Patrick! Wiesz cos o jakiejś szkole, do której mnie dziadek zapisał? - Nie kryłam się z nienawiścią w głosie.
-Oo.… Natts, wiedziałem, że prędzej czy później zadzwonisz. Tak wiem. Jeśli ktoś po ciebie przyjechał to jedź z nim, wszystko ci wyjaśnia. Spotkamy się w szkole. Całuje kochanie.
-, Co ty sobie myślisz?? - I już mówiłam do głuchej słuchawki.
- I co?? Nie rozmawiałaś Patrickiem od dobrych 4 lat. - Tak… Mary i Sol wiedziały o wszystkim.
-Mam jechać! I Tak pojadę musze się, dowiedzieć, o co chodzi. Będę pisać, a jak by, co umiem szybko biegać, więc ucieknę. Zadowolona?
-Nie!! I myślisz, że ecie puszczę??- Pokiwałam tylko głowa przytakując.
- Możemy jechać tylko werznę torby i się wytłumaczę.
-Oczywiście.
- Przepraszam za panikę, ale nie mogę zostać na noc. Mama miała jakiś wypadek z w domu. Nic jej nie jest, ale podobno jest dużo sprzątania i mam przyjechać pomóc.
- Dobrze. Ale odwiedź nas jeszcze w te wakacje.
-Dobrze. Do widzenia.
-Jedziemy?? - Rzuciłam wychodzą - ··········z domu.
-Możemy pogadać?? - Don?? Czego on ode mnie chce?? - Kiwnęłam głowa zgadzając się.
-Nie chce żebyś jechała, ten gościu jest przerażający. Natki proszę nie jedź, zostań obiecuje, nie będę głupio komutował.- Chwycił mnie za rękę i zaczął się niebezpiecznie przybliżać.
- Don… Ja … My… nie możemy wiesz. Muszę jechać choćby dowiedzieć się, o co chodzi, i czy to ma związek z tym. - Podniosłam do góry włosy, ponieważ na moim karku znajdował się tatuaż. Nie, nie zrobiłam go sobie pojawił się nie wiadomo skąd. Przedstawiał serce ze skrzydłami w koronie.
- Widzisz musze jechać sama sobie tego nie zrobiła, i nie dałabym zrobić. - Don stał w osłupieniu. Uzna mnie za łatwą, ale cóż. Dałam mu całusa w policzek. Powoli puścił moja rękę.
- Jedźmy! Szybko.-Przelotnie dałam tez całusa Mary.
-Niech się pani nie martw, jutro ich pani zobaczy. - Chwila milczenia. Mężczyzna otworzył mi drzwi samochodu.
-Na ogół nie wsiadam do samochodów mężczyzn, których nie znam.- Grałam na zwłokę?? Nie naprawdę tak myślałam.
-Ach, przepraszam za ten błąd. Jestem Daniel. - Daniel uśmiechnął się łobuzersko, co dało mi do myślenia ile on może mieć lat, że, ciągle zwraca się do mnie „pani”
- Moje imię znasz, więc chyba jesteśmy kwita. - Wsiadłam do samochodu. Daniel zamknął drzwi i sam usiadł na miejscu kierowcy. Jechaliśmy w milczeniu, gdy nagle Daniel zaczął się śmieć.
-Naprawdę cię to interesuje?? - Widząc moje zmieszanie sprecyzował pytanie - To ile mam lat, gdzie cię wiozę i cała reszta?
-Czy ty czytasz mi w myślach??
-Tak. Ty, tez to potrafisz tylko jeszcze nie wiesz jak to zrobić.
- Ze, co??
-Dobra po kolei, odpowiem na twoje pytania i wytłumaczę ci, o co w tym chodzi, ale o szkole dowiesz się na miejscu?
-A, więc??
-A więc mam ok.80 lat. Patrzyłam na nich jak na jedzenie, ponieważ ta brunetka jej krew słodka pachnie a, ja jako wampir się żywię krwią. Ha,ha, ha nie, nie masz się, czego bać żywię się tylko zwierzęcą krwią a ty jesteś zbyt cenna żebym mógł Cię zabić, choć nie powiem czegoś podobnego jeszcze nie czułam… Twa krew jest jak najdoskonalszy bukiet, tworzący wyśmienite wino…
Wiozę Cię do szkoły znajduje się ona w innym wymiarze. Wymiarów łącznie jest 12 teraz jesteśmy w 5. Dla wampirów ten wymiar jest nazwany „Wymiarem pożywienia” aż dziw, że przeżyłaś prawie15 lat bez spotkania z kimś taki jak ja. Szkoła jest w wymiarze 1 tam, dowiesz się reszty.
-Czemu, mi to mówisz i czemu się nie starzejesz?? Niby masz 80 lat a wyglądasz na góra 25.
-To tez zabawne, w wieku 23 lat miałam wypadek na motorze słyszałem,że je lubisz??
-Tak a co??
-Nic pomyślałem, że możemy się wybrać na wycieczkę. A wiec miałem wypadek. Przeżyłem to znaczy tak myślałem. Obudziłem się już taki. Wybiegłem z domu gdzie się obudziłem i biegłem przez las. Drzewa tak szybko mijałem i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Znalazła mnie dyrektorka szkoły, do której Cię wiozę i wszystko mi wytłumaczyła, to, kim jestem, co teraz mam robić. Miałem dwa wyjścia albo przyjąć jej warunki, czyli, uczyć się w szkole i żywić zwierzętami albo tułać się po świecie i zabijać. Wybrałem szkole. Jest tam ciekawie zawsze się coś dzieje. Krew zawiera życiodajna dla nas substancję, której jesteśmy pozbawieni. Jesteśmy też jak by żywymi trupami, a jak wiesz umarli się nie zmieniają.
- Dużo jest wampirów??- Nie powiem boję się.- I czy ja tez jestem wampirem?
-Nie słońce nie jesteś. Jesteś czarownicą, a wampirów takich jak ja jest tylko 9 ze mną w szkole na świecie, są ich tysiące. Do szkoły mamy jeszcze jakieś 8 godzin jazdy, więc pewnie jesteś w szoku i chyba lepiej by było gdybyś poszła spać.
-Mam teraz zasnąć?- Co on sobie myśli, że najpierw mi powie takie cos, a potem idź spać i tak o pójdę?
- Mam ci pomóc?? - Zapomniałam ze on czyta w moich myślach.- Dobrze proszę wypij to.
-Co to. - Był to czarno-czerwony płyn przypominający sok z czarnej porzeczki.
- To środek usypiający, niegroźny nowym, którzy się za późno dowiadują i nie mogą spać podaje się go. Już pij! Bo cię zmuszę.
Wypiłam i nie pomyliłam się smak też maiło jak sok z porzeczek.
Po chwili odpłynęłam.
Życie to pasmo wielu niespodzianek…
-Pobudka skarbie. - Usłyszałam słodki głos Daniela
-Gdzie jesteśmy?? - Kurde, ale mnie boli gardło.
- W szkole. Przedstawię ci twoja współ lokatorkę, która zaprowadzi cię do pokoju tam się odświeżysz. Ja będę czekał na korytarzu, jak już skończysz pójdziemy na spotkanie z dyrekcją.
- Aha…
- Cześć jestem Margeret, ale mów mi Meg jestem twoja współlokatorką i siostrą Daniela - Przywitała się ze mną wysoka blondynka o niebieskich oczach i pięknej twarzy, trudno wierzyć, że byli z Danielem rodzeństwem. Ubrana tak jak brat w markowe ciuchy wydała się bardzo miła.
- Hej, ja…. - Nie dokończyłam, bo brutalnie mi przerwano.
- Tak witaj siostrzyczko to Natalie zaprowadź ja do pokoju. - Tym razem Daniel zwrócił się do mnie - a tym sobie tej ślicznej główki nie zaprzątaj.
- Ok. Natalie - chodź dyrekcja bywa bardzo niecierpliwa. - Meg pociągnęła mnie do pokoju szłam grzecznie nie do końca rozumiejąc, co do mnie mówi, chyba to jeszcze było działanie tego płynu.
Margaret wepchnęła mnie do naszego pokoju właściwie do naszego mieszkania. Pokoje były tak duże, że można było nazwać to kawalerką, a wiec weszłam do małego pomieszczenia Meg oznajmiła, że tu zostawiamy kurtki i chowamy to, co jest nam mało potrzebne. Dalej były dwie pary drzwi.
- Tak naprawdę to powinnaś wybrać, który pokuj chcesz, ale ja mówię stanowczo, że mojego nie oddam… Przepraszam jestem samolubna…
- ok. Tylko powiedz mi, który pokuj jest twój?
- ten po lewej.
-, Więc mój jest ten. - Otworzyłam drzwi i oczom moim ukazał się pokuj z czarnymi ścianami, białymi i szarymi dodatkami w formie białych zasłon, mebli i spiralnymi wzorami na ścianach. Szare natomiast miałam drzwi, łóżko i wzory na suficie przedstawiające moje ulubione zwierzęta. Podłoga była z bardzo ciemnego drewna z także szarym dywanem.
- Łał….
- No nieźle sobie to wymyśliłaś.
-Że, co??
- Później ci wyjaśnię ubrania masz w szafie załóż coś odświętnego? To czekam pa.
Stałam tak wpatrując się w mój pokuj tak o takim pokoju zawsze marzyłam niestety mama nie zgodziła się na czerń w moim pokoju ledwie znosiła to, że cały czas ubieram się w ten ponury kolor. Wzięłam bardzo szybki prysznic ubrałam czarne legginsy, szorty, białą sportową bluzkę, krawat i czarne wysokie trampki. Wyszłam z pokoju i usłyszałam rozmowę Daniela i Meg.
- Podoba ci się prawda?
-, Kto?
- Miś Toto braciszku?
- Nie mieszaj się w moje życie.
- A jednak … He, He, He
- To ja jestem już gotowa - wyszłam z pokoju
- No,no,no Susie miała racje, że ciekawa z niej osoba…
- Siostra zamknij się. Natalie chodź poznasz nasza dyrektorkę i panujące tu zasady.
-Wystarczy Natt. Proszę nie mówcie do mnie Natalie.
-ok. - Odpowiedzieli jednocześnie.
Szliśmy korytarzem, na którym wisiały przepiękne obrazy przedstawiające postacie Fantazy typu. Jednorożce, pegazy. Choć nigdy nie wierzyłam w takiego typu stworzenia jak i w wampiry to dużo o nich czytałam, szukałam w Internecie po prostu marzyłam o tym by one istniały. Nie bardzo też wierzyłam Danielowi, że jest wampirem, ale przy nim o tym nie myślałam gdyż znał moje myśli, co naprawdę nadal mnie dziwiło.
Przed nami ukazały się ogromne drzwi w barokowym stylu. Cała ta niby szkoła była dość dziwna każde pomieszczenie urządzone i wybudowane było w inny stylu. Meg otworzyła drzwi i wszyscy weszliśmy do wielkiej Sali ze szklanym dachem, przez który można było oglądać niebo.
- Witaj Natalie w naszej szkole. Nareszcie do nas dołączyłaś.
Dopiero teraz dostrzegłam kobietę o kasztanowych włosach i złotych tęczówkach siedzącą za wielkim dębowym biurkiem, koło którego teraz już przodem do mnie stało osiem innych osób. Niezauważalnie szybko jedna z tych postaci podbiegła do mnie i uwiesiła mi się na szyi.
-Alice nie uważasz, że jeszcze za szybko by Natt poznawała twój dar i sama ciebie.
- Nikt cię nie pytał o zdanie. - Krótko ścięta brązowo włosa dziewczyna pokazała Danielowi język.
- Alice prawda?
- Tak, Natti. - Dziewczyna zdziwiła się tym jak odważnie się do niej zwróciłam.
-, Na czym polega dwój dar?? - Chciałam zadać jeszcze więcej pytań, ale kobieta siedząca za biurkiem mi przerwała.
- Natt to moja córka Alice posiada dar widzenia przyszłości jest wampirem, to mój mąż - wskazała na przystojnego i młodego mężczyznę o tak samo złotych tęczówkach i blond włosach - Carlisle, tak, że jest wampirem, z naszej rodziny wszyscy jesteśmy wampirami, Bella posiada dar zatrzymywania dostępu do swojej podświadomości jest tak zwana tarczą - niska brunetka z kręconymi włosami i pięknym uśmiechem podeszła do mnie i przytuliła.
- Dobrze, że w końcu jesteś.
- Mężczyzna obok,Belli to Edward jej mąż posiada taki sam dar, co Daniel, To Emett jest niezwykle silny, Jasper kontroluje nastrojami, Rosallie i Reneesme jest ona pół wampirem pół człowiekiem. Ja mam na imię Esme i jestem teraz już właścicielką tez szkoły jak i dyrektorka, co niedługo się zmieni.
- Tak. Ale ja nadal nie rozumiem… o mój Boże… - to niemożliwe.
- Natt cos nie tak? - Daniel zapytał Dość zdenerwowany.
- Ja mam taki sam tatuaż, więc… mówiłeś, że ja nie jestem wampirem i już dziś wrócę do mojego wymiaru.
-, Co takiego?- Wyraźnie poruszona moimi słowami Esme w ułamku sekundy znalazła się tuż obok mnie.
- Ja mam dokładnie taki sam jak Rosalie, tyle że na karku.- Odsłoniłam włosy i pokazałam tatuaż.
- Twój dziadek miał racje będziesz wspaniała…- odezwał się Carlisle
- Przepraszam pana, ale nadal nie rozumiem.
- Pamiętam jak dziś, gdy twój dziadek zaraz po twoich narodzinach przyszedł do mnie i oznajmił, że bardzo się cieszył z wnuczki, lecz nie może przekazać jej swoich wampirzych genów. Mówił, że jeśli to zrobi będziesz najbardziej rozchwytywanym dzieckiem w naszym wymiarze. Nie pomylił się.
-, Co masz na myśli mówiąc to Carlisle?- Tym razem odezwał się mąż Belli - Edward jak dobrze pamiętam.
- się To, że jest wampirem, czarownicą, człowiekiem i wilkołakiem w jednej postaci… niesamowite, gdy tylko Valturi się o niej dowiedzą…
- się Tak Aro, Kacjusz i Marko nic nie muszą o mnie wiedzieć… nie utrzymuje z nimi kontaktu od ponad 4 lat tak samo długo jak z Patrikiem! - Gdy tylko wypowiedział jego imię jak na zawołanie zjawił się w drzwiach.
- Witaj kochanie dawno się nie widzieliśmy, zmieniłaś się od tego czasu, kilka nowych blizn, inna fryzura, ale oczy i usta wciąż te same. Szkoda, że nadal żyjesz.- Zaczął się gorzko śmiać.
- się Idioto! Potrzeba czegoś więcej niż kilku durnych uwag bym się naprawdę wkurzyła i zmieniła w wilka.- Wszyscy w Sali patrzyli na mnie wielkimi oczami.
- A więc Natalie ty wiesz? - Zapytała niespokojnie Rosalie.
- Tak. Dziadek zostawił przed śmiercią list, który kazał mi przeczytać dokładnie dwa dni temu.
Opisał was wszystkich bardzo dokładnie, opisał tez jak zmieni się moje życie będąc tutaj, nakazał moim rodzicom abym spotykał się z Valturi niestety nie wszyscy tam mnie darzyli sympatia a Aro był zbyt niecierpliwy i tylko czekał na to Az zacznę pożądać krwi, potrafił podawać mi ją w kielichu, gdy byłam spragniona i prosiłam o wodę bym jak najszybciej się do niej przekonała. Po paru jego próbach po prostu nie wytrzymałam napięcia i więcej tam nie wróciłam. Ty- tu wskazałam palcem na Patricka- nie waz się odezwać.
- Oczywiście! Sama im opowiedz o tym jak się puszczasz i o tym jak każdy facet znajdzie pocieszenie w twoich ramionach. Ha, ha, po czym zostaje uśmiercony- Teraz naprawdę mnie wnerwił zaczęłam się trząść na całym ciele i nagle zmieniłam się w mniejszego niż inni, których znam czarno-szarego wilka.
Skupiłam się i powrotem zmieniłam się w człowieka.
- Nie ma, co w końcu trafi się ktoś godzien równiej walki. - Dziadek opisał Emetta jako ciągłego wesołka i żartownisia.
- Natalie opowiedz nam ile wiesz.- Zauważyłam, że w pokoju brakuje Meg.
- Wiem, że mam objąć tą szkołę, wiem wszystko oprócz tego, dlaczego jestem wampirem, tego w liście nie było.
Z zamyśloną twarzą zwrócił się do mnie Carlisle- Natt czy ty jesteś może córka Najstarszego z synów Karola?
- Nie…, Ale przypuszczam, że dziadek zrobił to pochopnie. Dokładnie pamiętam, że dziadek nas opuszczał i mówiąc” Jeszcze będę tego żałował, ale narodzin wnuka nie dożyje a ty jesteś moją jedyną nadzieją”
- Dobrze na razie zrobimy tak: Natalie będziesz chodzić na zajęcia rozszerzone nie zaprzeczam będziesz miała dużo nauki ale od tego tu jesteśmy aby ci pomóc. Emett, Jasper i Edward będą uczyli cię dodatkowo walki. Alice i Rosalie pomogą nie wyróżniać wśród ludzi. Bella i Reneesme naucza cię kontroli nad darami i głodem. Ja oraz Carlisle zajmiemy się twoja szkołą.- Esme naprawdę dobrze radziła sobie jako dyrektorka ja nie bardzo się widzie w tej roli.- Danielu zaopiekuj się nasza nową uczennicą i wytłumacz jak funkcjonuje szkoła.
- Oczywiście - chłopak teatralnie się skłonił, po czym pociągnął mnie do drzwi.
- Jest jakiś sposób bym jeszcze uszła z tego nie mieszając się w nic? - Ja po prostu nie chce tu być!
- Nie. Szczególnie dla ciebie… - nie rozumiem Daniel był dla mnie miły a teraz odpowiada na moje pytania z pogarda…
„(…), ale żyje, chyba żyje.”
Jan Paweł Krasnodębski
Daniel odprowadził mnie do mojego pokoju. Zmęczona nie zwracałam na nic uwagi podeszłam do półki z książkami i wyciągnęłam moją ulubiona książkę. Siedząc i czytając w wygodnym fotelu zapomniałam o wszystkim oprócz tego listu, który czytałam dwa dni temu. Wyjęłam go z tej samej książki, którą czytałam rozłożyłam i po raz chyba setny zastanawiałam się czy te słowa mogą być prawdą…
Kochana Natalie …
To imię miało ci pomóc, ale chyba nic z tego… cóż… przykro mi to pisać, ale nie jesteś człowiekiem. No może nie do końca po babci odziedziczyłaś geny czarownicy, po swojej matce geny człowieka,(z czego nie bardzo się cieszę nie to, że nie lubię twojej matki, ale wolałbym żeby twój ojciec przemienił ją w wampira, który jestem ja), po ojcu będziesz wilkołakiem niestety nie tak silnym i z nie tak wyczulonymi zmysłami. Po mnie niestety nie możesz otrzymać żadnych genów, gdybym oddał ci je zostałabyś zbyt potężna i nie zapanowałabyś nad mocami. Najbardziej bym się cieszył gdybyś miała brata wtedy mógłbym podzielić moce na waszą dwójkę. Tak, więc w wieku 12 lat trafisz do szkoły w innym wymiarze, w tym uważnie dobieraj sobie przyjaciół kiedyś mogą się oni przydać… Szkołą będzie zarządzać urocza wampirzyca imieniem Esme z mężem także wampirem Carlislem, Maja oni 5 adoptowanych dzieci: Alice, która przewiduje przyszłość i jest zakupocholiczką jej mężem jest Jasper który ma wpływ na twoje emocje. Rosalie nie jestem pewien czy się dogadacie… jej mężem jest Emett, który jest bardzo silny a cechuje go ciągła radość i jest największym żartownisiem w całej naszej szkole. Edward potrafi czytać w myślach i jest mężem Isabelli, która była człowiekiem, gdy poznała i pokochała Edwarda ma ona dar tak zwanej tarczy, maja oni córeczkę Reneesme, która jest pół wampirem i pół człowiekiem Reneesme pokazuje za dotknięciem jej wspomnienie.
Powiedziałbym ci wszystko osobiście, ale jeśli czytasz ten list to ja już nie istnieje. Tak, więc Namawiając twoich rodziców na imię ”Natalie Sophie” miałem nadzieje, że będziesz jak tarcza(tak jak sławna w naszym wymiarze królowa Natalie Sophia) i odrzucisz nasze rodzinne geny i pozostaniesz człowiekiem niestety jak to mówią; ”Nadzieja matka głupich”. Twoi rodzice wiedzieli, co robią całe twoje życie, więc wierze, że rozumiesz te słowa, które do ciebie pisze… Tak, więc po ukończeniu szkoły przejmiesz ją! Życzę ci abyś była szczęśliwa w tym szalonym świecie i pamiętaj nawet jak mnie już nie będzie zawsze ci pomogę…
Zawsze Cię kochający:
Dziadek
P.S.
Twoja moc jest starannie ukryta wewnątrz twojej duszy, aby jej użyć musisz tylko uwierzyć.
Uwierzyć?? Zabawne ja już w nic nie wierze… W tamtym wymiarze mogłam udawać? Nie być sobą ta żałosną dziewczyna, która ufa każdemu idiocie, który cos słodko do niej powie, A tu…??
Puk…Puk…
-Tak?
-Hej to ja Meg możemy pogadać??
-Jasne wejdź- Dam Rade! Dam rade? Szczerze w to wątpię…
- Wiem może nie powinnam tak prosto z mostu, ale czy ty cos czujesz do mojego brata??- Meg spuściła głowę jak by jej było głupio.
-Meg ja… Ja go polubiła, choć może zamieniliśmy 5 zdań zanim zasnęłam. Ale cos mi się wydaje, że Daniel tylko udawał, że mnie lubi, bo gdy wychodziliśmy od Esme już nie była dla mnie nawet trochę miły…
-Wiesz, co?? Daniel po prostu się boi! - Patrzyłam na nią jak na idiotkę. Wampir boi się mnie? Dobre sobie - Bo widzisz Dalej kochał niejaka Sandrę naprawdę była piękna, ale nie chodzi o to Jesteś bardzo do niej podobna, Daniel jak tylko zobaczył wizje Alice, że ty tu się pojawisz zaczął, że on się w to mieszać nie będzie, że nie będzie niańczyć jakiegoś potomka z rodu królewskiego a prawda była taka, że Alice zobaczyła jak Esme każe Danielowi cię chronić i oprowadzić po szkole, opowiedzieć ci o niej i takie tam, ale był mały problem Alice zobaczyła, że Daniel się w tobie zakochuje a on panicznie boi się tego uczucia od zabicia Sandry.
-Że, co?? Kto ją zabił?? - Zakochuje się we mnie?? Nie no Ratunku Dziadku!! Napisałeś, że zawsze mi pomożesz to pomagaj!!
-, Alice ci wszystko opowie zaraz tu pewnie przyjdzie ocenić twój pokuj. - Meg uśmiechnęła się, lecz zaraz po tym posmutniała.
- Hej! Nati… no, no, no pani mroczna- Alice najwyraźniej spodobał się mój pokuj.
- Myślałam, że to wy go urządziliście.
-Nie moja droga wasze pokoje to azyle i tylko wy możecie cos tu zmieniać. Pewnie zawsze marzyłaś o takim pokoju, dlatego tak się urządził to magia, która masz w sobie. Daniel ci nic nie powiedział o szkole?? - Zapytała zdziwiona.
-Nie. Ale ty podobno wiesz coś o jakiejś Sandrze jego byłej, która została zabita. Możesz mi powiedzieć, przez kogo??
- Ja dokładnie nie wiem widzę wyraźnie przyszłość, ale Sandra należała do takiej organizacji, KCMZ co oznacza KRÓLEWSKA CÓRKA MUSI ZGINĄĆ. Jak wiesz jesteśmy w wymiarze 1 i w tym wymiarze królem był twój dziadek? Każdy wymiar ma swojego króla.
Sandra została zabita przez… - Alice mówiła o tym z wielkim smutkiem i żalem, ale i trochę z fascynacją?.
-…Daniela. Sprowokowała go mówiąc „ Wiedziała, że ktoś taki jak ty może mi uwierzyć Wasz niby Król od razu mnie przejrzał, ale nic nie mówił widząc i czując twoją naiwna miłość do mnie och…, więc póki siedział cicho byłam grzeczna, ale narodziła się ta … Jak to nazwać?? Ta Armida i wszystko popsuła! Zabiłam twojego króla a tobą kierowałam jak kukiełką tańczyłeś jak ci zagrałam wiec tańczmy dalej ja mam czas. A tak nawiasem mówiąc jesteś kiepski w tych sprawach nie tylko o taniec mi chodzi. Ha”
-Natalie skąd ty to wiesz??
-Nie wiem mówiła to, co widziała. To wyglądało jak bym ja była Sandrą. Alice, co się ze mną dzieje??
-Nie wiem… - ale ja wiem, że ona kłamie.
-Alice mów prawdę.
- Natts… Ja myślę, że to twój dar a jeśli cos dotyczy ciebie czujesz kłamstwa… jednak to ty jesteś Armidą. Chodź musimy o tym wszystkim powiedzieć.
Alice chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do Sali, w której już dziś byłam. Nagle poczułam, że mam coś w kieszeni. Znaleźliśmy się już w Sali gdzie była cała rodzina Cullenów, gdyż takie nazwisko nosiła rodzina pary Dyrektorskiej.
Wyciągnęłam z kieszeni pudełeczko, w którym znajdował się pierścień z ciemno niebiesko- czarnym kamieniem. -Dziwne
- To kamień do księgi Królewskiej każdy, kto ma pierścień może wejść do świetnej Sali i czytać księgę. Natomiast dziwne jest to jak on znalazł się u ciebie gdyż twój dziadek zabrał go ze sobą za nim umarł. - Edward czytał mi w myślach i czytał Carlisle, więc odpowiedział na moje nieme pytania za ojca.
- taa… Może ja powiem, co wiem a tak dla odmiany mnie posłuchacie zamiast snuć teoria??
-, Co?? - Odpowiedzieli wszyscy chórem. Natomiast Reneesme podbiegła do mnie i rzuciła mi się na ręce. Złapałam ja i zobaczyłam swoją babcie z dziadkiem trzymających mnie na rękach. Przecież Reneesme ma dopiero 5 lat jak ona mogła ich widzieć??
- Tak zacznę od tego, Bello czy gdy Reneesme pokazuje ci cos widzisz cos jeszcze czy tylko to, co ona ci pokazuje??
- Tylko to, co ona pokazuje- podeszłam do wampirzycy i oddałam jej córeczkę.
- Tak, więc wiem, kiedy ktoś kłamie na mój temat i jeśli mówi mi kłamstwa o mnie Np. czy mam na głowie wielkiego pająka. - Wszyscy spojrzeli na mnie krzywo.- Wiedze to, co mi Reneese pokazuje jak i to, co powinnam wiedzieć, czyli widziałam dziadków i was tu tak wszystkich jak stoicie. Widzę dokładną przeszłość z punktu widzenia osoby umierającej, choć nie jestem pewna czy Sandra naprawdę umarła czułam, że Daniel zadając jej cios w samo jej czarne serce tylko ją osłabił. I czuje dziwną więź między mną a nią i kimś jeszcze…
- Dość. Natalie! Czas abyś wreszcie się dowiedziała prawdy! - Esme wręcz krzyczała
-, Jakiej prawdy??
- Tylko rodzina królewska, a dokładnie dziedzic tronu zna hasło do tajemnej komnaty przodków, więc zastanów się i wypowiedz w duchu to hasło, a otworzą się drzwi. Drzwi do komnaty i dowiesz się wszystkiego.
Myśl… „Zaklęta w czasie” -pudło „Królewski Ród” - pudło „Armida”- pudło
-Nie umiem, nie jestem gotowa! - Wykrzyczałam i z płaczem uciekłam do swojego pokoju
Rzuciłam się na łóżko i płakałam, aż wreszcie zasnęłam…
-Witaj słoneczko! - Mówił do mnie mężczyzna podobny do mojego zmarłego dziadka.
-, Kim ty jesteś?
-Powinnaś zapytać:, Czym ty jesteś? - Czułam, że nie zrobi mi krzywdy i mówi prawdę.- Nazywam się Karol Edward Maondgomery II. Jestem twoim zmarłym dziadkiem a raczej jego zjawą astralną, Prosiłaś mnie o pomoc a ja obiecałem, że zawsze ci pomogę.
-Chcesz mi pomóc?! To zablokuj to coś, czym się staje czy nie mogłeś wybrać sobie kogoś innego tylko mi dostarczać problemów nie dość mam innych?! Nawet nie wiesz jak się czuje! A więc jak rzadki okaz zwierzęcia w ZOO zadowolony? - Wyobrażałam sobie, że mam w dłoni płonącą kulę ognia skupiłam się i wypowiedziałam w myślach te słowa- Mistyczna mocy obudź się we mnie! Potrzebuje cię dziś jak powietrza! Kulo ognia w mej dłoni powstała z żalu przybierz swa postać brutala ty i teraz!- I trach w mam kulę ognia bez zastanowienia się rzuciłam nią w dziadka, niestety przeleciała przez niego nie robiąc mu najmniejszej krzywdy.
- Kochanie… To wspaniale, że umiesz już posługiwać się mocą czarownicy, ale masz racje postąpiłem nieodpowiedzialnie. Teraz pragnę to naprawić, więc mnie posłuchaj!
-, Co ja z tego będę miała?? - Nie mogę wrócić do mojego wymiaru zrobiłabym tam komuś krzywdę.
- Musisz otworzyć Komnatę Królów. Niestety żeby to zrobić musisz utworzyć krąg zapomnienia. Przypomnij sobie już ci kiedyś o nim mówiłem. Pamiętasz?? Miałaś wtedy 4 latka, ale byłaś niezwykle uzdolniona, twoja wyobraźnia tworzenie w podświadomości innych światów to mnie przekonało, że będziesz idealną królową i dyrektorką szkoły! Ja muszę już iść możemy spotykać się tylko we śnie i w nocy. W komnacie dowiesz się czegoś, co nie powinno się wydarzyć, ale … przepraszam cię za wszystko, co zrobiłem, robie, i będę robił nawet po śmierci.
- Dziadku!!!! - Wołałam, lecz go już nie było…
Obudziłam się! - W środku nocy i rozmyślałam o tym, co powiedział mi dziadek… dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty… przecież on nie miał wyjścia, komu miał przekazać moc mojej mamie??
- Już wiem!! - Ups… pewnie wszyscy śpią … zaraz przecież wampiry nie sypiają!
Chciałabym znaleźć się w pokoju Daniela. - Pomyślałam i po chwili byłam w jego pokoju zobaczyła go siedzącego bez ruchu na łóżku z słuchawkami w uszach. Podeszłam do niego po cichutku pamiętając, że wampiry SA wyczulone na dźwięki. Daniel otworzył oczy, ściągnął słuchawki i zeskoczył z łóżka.
-Co ty tu robisz o tak późnej porze??- Mówił cicho, ale gdyby nie było tak późno i reszta by nie spała pewnie darłby się na mnie.
-Nie wrzeszcz i byłabym wdzięczna gdybyś tak przestał być dla mnie wrogo nastawiony nie jestem Sandrą!! Posłuchaj wiem już jak otworzyć komnatę, ale ty i Alice jesteście mi potrzebni! Alice pewnie czeka już w pokoju dusz, więc się pośpieszmy! - Mówiłam głośniej niż to było potrzebne i z tego, co mi się wydaje Daniel był zaskoczony moim zachowaniem. Chłopak szybko się opanował, wziął na ręce i w wampirzym tempie znaleźliśmy się w pokoju dusz. Dziwne w tym pokoju znajdowały się szczątki wszystkich zmarłych uczni, nauczycieli i rodziny królewskiej, więc moim zdaniem pokuj powinien się nazywać pokojem potępionych lub pokojem poległych, ale pokojem dusz?? Weszliśmy do olbrzymiej - sali ta… w sumie kilka wieków już ta szkoła istnieje.
-Alice masz wszystko?? - Zapytałam, choć znałam odpowiedź- To zaczynajmy!
Zabrała się do wstawiania tysiąca dwustu trzydziestu czterech świeć i rodzinny herb przedstawiający lwa na zamku (chodzi mi tylko o tego lwa na żółtym tle)
Gdy świece były ustawione, czyli po 10 minutach gdyż chochlikowata Alice wiedziała ze swojej wizji jak to ma wyglądać a Daniel po prostu zajrzał a moje i jej myśli tak, więc oni odwalili brudną robotę.
-Dziękuje wam kochani! Ale teraz pozwólcie mi zostać samej i odprawić rytuał.
Pokiwali tylko głowami i już ich nie było.
Słowa trzeba wypowiedzieć na głos pamiętaj, aby się nie pomylić -przypominałam sobie słowa dziadka, które do mnie mówił jak byłam dzieckiem - Tak, więc… znasz je prawda?? Proszę mów kochanie!
-Moce żywiołów, moce tajemne, przybądźcie królowa wzywa! Siły światła, siły mroku otwórzcie mi bramy! Zmysły wyostrzone pomórzcie przetrwać w tej komnacie zła! Rodzino kochana przez wieczność w mym sercu trzymana dodaj mi otuchy bym stawiła się czoła temu całemu proroctwu! Królowie i Królowe zmarli i jeszcze nienarodzeni bądźcie, że mną w tej trudnej chwili! Miłość miłością silną wolności me skrzydła otworzy! Miłość wszystko zwycięży!
Usłyszałam dźwięk przesuwanych ciężkich drzwi, otworzyła oczy i weszłam do środka ciemnego korytarza. Szłam w egipskich ciemnościach prosto z podniesiona głową wiedząc, że to ja mam tu siłę, która mi pomorze. Doszłam do wielkiej oświetlonej tysiącami lamp komnaty. Na każdej ścianie wzdłuż w takich samych ramach wisiały portrety byłych władców każdy obraz podpisany pełnym imieniem i nazwiskiem oraz przynależnością do grupy. W komnacie znajdowało się wiele starych i zabytkowych przedmiotów, lecz moją uwagę przykuła księga leżącą na postumencie na samym środku Sali. Podbiegła, otworzyłam i zatonęłam w jej treści…
„[…] twoje blizny są twoja siłą.”
Paulo Coelho
-Narodzi się w czasach nieszczęsnych, potomek najsilniejszych w niej zebrane będą moce wszystkich. Natalie Sophie Mondgomery dziedzic tronu Armida( człowiek, wampir, wilkołak i czarownica. Niestarzejący się, ale śmiertelny.) Przez lata zadawała jej ból siostra i brat przeklęci, niestety, aby połączyć wymiary na nowo złożone muszą zostać moce sióstr wraz z mocą brata. - Pół widoczna zjawa po wyjściu z księgi przemawiała do mnie, byłam do niej bardzo podobna, zastanawiałam się nawet czy nie jest ona przypadkiem moim lustrzanym odbiciem.
- k.., kim ty jesteś??
- Ja?? Och no tak jesteś ty zaledwie kilka godzin…A więc jestem Natalie Sophie Orzino Jestem 5 w historii królowa tego o to wymiaru. Ty natomiast jesteś Armida córką i wnuczką najsilniejszych w tym … świecie. Na razie jeszcze twoje moce są uśpione, ale mamy czas a ty wyglądasz na pojętnego ucznia.
- Mówiłaś cos o siostrze i bracie nie rozumiem tego jestem jedynaczką.
- Tak jesteś jedynaczką z rodu Mondgomery. Jest jeszcze twoja siostra Sandra z rodu Taurynów i brat Matt z rodu Corzono. Razem łączycie wszystkie wymiary w jedna całość. Ty jako Armida jesteś najsilniejsza i nie przeklęta.
- Nie rozumiem. To jest chore umiem otworzyć jakąś Komnatę Królów i coś tam jeszcze, ale to nic nie znaczy! - Byłam wściekła na wszystko i wszystkich mówią do mnie rzeczy, których ja słyszeć nie chce.
- Natalie!! Uspokój się!!! Siadaj i czytaj a zrozumiesz!!!- Zjawa była naprawdę do mnie podobna nawet charakterem.
- „ Dwie obrączki złączone srebra i czarna z pierścieniem królewskim utrzymują równowagę.” To znaczy, że mój pierścień i obrączki, które zakładam maja Sandra i Matt są równowagą??
- Tak kochanie. Ja jestem twoim nauczycielem i ochroniarzem przez pierwsze 5 dni pobytu w tej szkole i po za nią. W tym czasie nauczysz się posługiwać mocami, będę widoczna i słyszalna tylko dla ciebie. Księga jest spisem rodu i wskazówkami jak znaleźć innych. O twoich narodzinach wiedzieliśmy już setki lat temu przepowiednia wreszcie się sprawdza.
Siedziałam w osłupieniu słuchając uważnie tego, co mówi Natalie Sophie.
- Natalie kochanie musisz już - stąd iść komnata jest przeklęta podczas dnia. Ale pamiętaj w nocy nic ci nie grozi właśnie w tej szkole po za nią jesteś bezpieczna tylko za dnia. Weź proszę księgę i pamiętaj to ty jesteś tu ta, która może wszystko.
Wyszłam z komnaty wypowiedziałam słowa zaklęcia i puściłam się biegiem do swojego pokoju. Chyba zaczęły uwalniać się zdolności wampirze gdyż w pokoju znalazłam się po 4 minutach a Normanie zająłby mi to, co najmniej 15 i poruszałam się niezwykle cicho. Najbardziej niesamowite w tym wszystkim było to, iż przypomniałam sobie całe plany szkoły wiedziałam gdzie są, jakie tajemne przejścia, jaka gdzie jest komnata a wszystko to z bajek, które opowiadał mi dziadek. Po wejściu do pokoju postanowiłam opisać dzisiejszy dzień w pamiętniku, do którego już ponad 2 tygodnie nie zaglądałam…
Kochany przyjacielu!
Ty jedyny mi nie odpowiesz nie zdradzisz nie wymusisz mych słów. Tobie jedynemu zwierzam się samowolnie. Wiesz, że jestem Armidą?? Ja sama dowiedziałam się dopiero… właściwie to wczoraj. Niesamowite te wszystkie bajki, które opowiadał mi dziadek te cudowne historie, które tak uwielbiałam okazały się prawdą. W dodatku mam rodzeństwo z innych rodów;) Jesteśmy jedynymi, którzy mogą połączyć nasze wymiary. Zabawne…
Nigdy nie dokańczałam wpisów do pamiętnika urywał się tak nagle… Długo patrzyłam na księgę aż wreszcie wzięłam ją do ręki i zaczęłam przeglądać. Dowiedział się ciekawych informacji.
Jestem pierwszą Armida od ponad 2000 lat i dowiedziałam się, kim była Natalie Sophie otóż była ona jedyna królową naszego wymiaru, która nie była ani wampirem ani wilkołakiem nawet nie była czarownicą. Otóż była człowiekiem, w którym zakochał się król Asien V i postanowił jej powiedzieć prawdę na początku go wyśmiała, ale on się nie poddawał przemienił się przy niej w wampira i wszystko wytłumaczył Natalie Sophie w swoim wymiarze była początkującą pisarką wykorzystała kilka historii Astina do napisania wierszy. Po jakiś 4 latach zaczęła zauważać, że jej ukochany, do którego po tych wszystkich dziwnych informacjach nadal kochała nie zmienia się nie starzeje, gdy ona zmienia się z każdą chwilą poprosiła go, aby przemienił ją w wampira by mogli żyć wiecznie razem. Król zgodził się chętnie marzył o tym by mogli być razem bez narażania Natalie Sophie na jego głód. W wymiarze gdzie mieszkają nic nie świadomi ludzie, upozorowali śmierć Natalie Sophie i przenieśli się do 1 wymiaru tam już gotowi przystąpili do przemiany kobiety w wampira niestety po 3 dniach cierpień Natalie, Sophie wstała głodna, lecz nie był to głód a raczej pragnie krwi ona odczuwała głód jak każdy inny człowiek. Nie poruszała się w wampirzym tempie nie zmienił jej się kolor oczu była po prostu niezwykłym człowiekiem. Zdesperowany król udał się do Komnaty Królów by przejrzeć czy nie ma cos na ten temat w księdze. Niestety nie było. Natalie Sophie i Austin żyli razem ona jako wampir ona jako niestarzejący się człowiek z wyczulonym słuchem i wzrokiem. Natalie Sophie nazywała siebie kryptydą 00 z mocą tarczy odrzucającej geny i przemiany.
O tym pisał dziadek w liście… To wszystko jest…
Puk Puk
-Tak…- spytałam ochryple.
-Natt za pół godziny jest śniadanie i pomyślałam, że cię poinformuje - to Meg. Osz, która to już godzina??
- Dzięki - otworzyłam drzwi, za którymi stała czarownica - Może… Może miałabyś ochotę pomóc mi wybrać ciuchy, bo ja zazwyczaj w wakacje chodzę albo w cienkim dresie albo w stroju kąpielowym a do szkoły raczej ubieram się w dresowe spodnie, sportowe buty, bluzę z kapturem, a pod nią bluzkę, - co ja robie??
- ok. Trochę dziwne zawsze myślałam, że dziewczyny w kapturach nie są takie…
- Normalne? - Meg patrzyła na mnie dużymi oczami - Czasami są tak jak plastikowe lale Barbie, ale najczęściej kaptur to taka bariera ochronna przed świtem zewnętrznym jak u mnie.
- A przed czym ty się kryjesz?? - Czułam, że, z Margaret będzie mi się dobrze rozmawiać. - Nie to, że jestem wścibska czy coś, ale jesteś tu jedyna osoba, która ze mną rozmawia reszta mnie unika. Dopiero ty poprosiłaś mnie o takie coś, odpowiadasz na moje pytania nawet te, na które odpowiedzi po tak krótkiej znajomości otrzymać nie powinnam… Rozgadałam się, co??- Ona jest wspaniała. Mam już świetny plan.
- Tak troszkę, ale ja mam to samo. Wiesz, co znamy się zaledwie jeden dzień, ale… chcesz mieć przyjaciółkę??- Głupio mi było tak prosto z mostu w dodatku po jednym dniu, ale cóż to ja jestem tą, która może wszystko prawda??
-A!!!!!!!!! Jasne przyjaciółko!!!!!- Meg rzuciła mi się na szyje prawie mnie dusząc.- Przepraszam, ale tak bardzo się cieszę!!
-Dobra to ty pobuszuj u mnie w szafie a ja idę wsiąść prysznic za góra 10 min jestem z powrotem.
Wzięłam prysznic i od razu poczułam się lepiej tak świeżo. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z pokoju.
-Szybka jesteś! Przygotowałam ci kilka kompletów. - Mag uśmiechała się do mnie promiennie.
- Ten mi się podoba.
-miałam cichą nadzieje, że właśnie ten wybierzesz. Trzeba w końcu pokazać, że jesteś tu królową! I w dodatku bardzo ładną!
- Nie jestem jeszcze królowa. Dzięki ale gdy zobaczysz moje blizny to zmienisz zdanie, co do tej „bardzo ładnej” - zaśmiałyśmy się obie. - To ja idę się ubrać i idziemy na śniadanie.
Margaret tylko pokiwała głową na znak, że się zgadza.
Przebrałam się w szare rurki, czerwoną koszule w kratę z grubym paskiem i do tego białe korale na szyje. Kolczyki oprócz!!- Tych dwóch wkrętek w lewym uchu i jednej dodatkowej w prawym nosiłam wyjątkowo dziś postawiłam na czerwone długie, wiszące. Zrobiłam lekki makijaż polegający na pomalowaniu rzęs tuszem i ust błyszczykiem. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Meg przyglądającej się mojej biblioteczce.
- To, co idziemy??
-Łał… Natt wyglądasz bosko czerwony doskonale poskreśla twoje oczy. I … jaki masz numer butów??
-36!!! A co??
- Wspaniale ja tez a moje buty super będą ci pasować?
Wyszłyśmy na nasz korytarzyk i Margaret podała mi wysokie czarno-czerwone szpilki
-, Meg ale ja…
-..Nigdy nie chodziłaś na szpilkach??- Spytała zaskoczona, wręcz oburzona.
-Nie, nie jasne, że chodziłam tylko nie lubię…, choć dziś to mogę zaszaleć. Raz się żyje!
-Tak właściwie to czarownice odradzają się po 80 latach chyba, że nie otrzymały genu czarownicy po matce.- Patrzyłam na nią jak by spadła z Marsa, choć jak istnieją wampiry i wilkołaki to, czemu nie Marsjanie??
- Masz dużo do nadrobienia, ale spokojnie ja akurat historię czarownic uwielbiam.
- Ja nie cierpię historii.. Wrr - Meg się zaśmiała a ja ubrałam szpilki i obie w podobnych strojach wyszłyśmy na główny korytarz.
Doszłyśmy na stołówkę, która z pozoru przypominała te szkolne, lecz była całkiem inna.
Połowa stołówki była taka jak te szkolne tylko stoły były przystrojone w śnieżno biały obrusy na każdym stole stały dwie świece i świeże białe, czerwone, herbaciane, różowe i ku mojemu zaskoczeniu czarne róże. Krzesła były takie jak w prawdziwych włoskich restauracjach, (które oglądałam na filmach). Druga połowa była typowa 5 gwiazdkową restauracją także o śnieżno białych obrusach i świecach, różach. By zamówić jedzenie podchodziło się do baru, w którym wesoły zielonooki blondyn przyjmował zamówienia i podawał je do kuchni. Wybrać można było sobie wszystko od płatków z mlekiem przez naleśniki z bita śmietana i czekolada po świeżą krew.
-Co bierzesz?? - Margaret zapytała nagle, gdy ja zastanawiałam się skąd znam to miejsce.
- Ja?? Poproszę sałatkę owocową i gorącą herbatę z cytryna i 3 łyżeczkami cukru.
- Ja poproszę musli. I sok z pomarańczy.
-Dla Ciebie wszystko. - Chłopak puścił do Meg oczko, na co ta się zaczerwieniła.
- He…
-Co?? O Daniel!! - Meg posłała mi śmiertelne spojrzenie, po czym dostrzegła brata i zaczęła go wołać.
- Tak?? - Chłopak w swoim specyficznym tempie znalazł się koło nas.
- Zabije cię wiesz! Najpierw cię wyściskam a potem zabije!
- Siostra przymknij się wreszcie. Co ja znów ci zrobiłem, nawet nie dotykałem twoich rzeczy a w szczególności twojego pamiętnika?- Zabawnie tak wyglądali.
- Nie o tym mówię. Chodzi mi o to, że to ty miałeś oprowadzać Natalie po szkole a nie ja, choć tak naprawdę to ona zna ją lepiej niż ja!
Już miał jej odpowiedzieć, gdy podbiegła do nas tanecznym krokiem Alice i mocno mnie przytuliła za nią szła Bella, Rosalie i Reneesme, które uczyniły to samo.
- Natlie zjesz dziś z nami?? - Reneesme spytała tak słodko, że grzechem by było odmówić.
- Oczywiście słoneczko. Ja i Margaret usiądziemy z wami oczywiście, jeśli reszta nie ma nic przeciwko.- Spojrzałam na resztę.
- Natti nie wygłupiaj się jesteś właścicielką tej szkoły i to my powinniśmy się pytać ciebie czy możemy z Tobą usiąść. - Tym razem odezwała się Rosalie.
- No nie przesadzajmy niech będzie tak, że każdy siada z tym, kim chce.
- Oki to chodźcie. Emett już zajął stolik, przy którym wszyscy się zmieścimy.
Szliśmy wszyscy razem do stolika a ja spostrzegłam nieme dziękuje ze strony, Meg.
- Hej! Kochanie. - Emett namiętnie pocałował Rosalie. - Bella, Chochlik, Nessi, Margaret, Natti cieszę się, że uwierzyłaś i jednak postanowiłaś tu zostać!
-Nie na długo. Wybaczcie, ale nie przywykłam do jedzenia śniadania przy stole. Więc nie wymagajcie tego ode mnie, Emett bardzo fajnie wybrałeś miejsce pod oknem tak, więc przepraszam ja będę zachowywać się jak w domu gdyż w nim praktycznie jestem!
- To znaczy??- Tym razem zabrał głos Daniel, czego najmniej się spodziewałam.
- się To znaczy ja wymyśliłam tą sale. Poznałam po klasycznie wykończonym suficie, z którego zwisają ozdobne dzwoneczki. Oraz po oknach, na których można wygodnie siedzieć. Opowiadałam dziadkowi kiedyś o tym jak wyobrażam sobie stołówkę w takiej szkole i on właśnie to zbudował. Właściwie to poprosił babcie o magiczną zmianę wystroju.
- Zgadza się. Twój dziadek twierdził, że duża część tej szkoły to twój pomysł. Witajcie. - Jasper z Edwardem przyszli i zasiedli obok reszty a ja podeszłam do okna znajdującego się niecały metr od stolika i usiadłam opierając się plecami o ścianę, wzięłam miskę z sałatką w ręce i zaczęłam jeść słuchając chyba mogę ich nazwać przyjaciółmi, no może nie wszystkich.
Po skończonym posiłku odniosłam miskę i szklankę po herbacie do okna koło baru gdzie znajdowała się kuchnia. Oddałam naczynia i wyszłam. Kierowałam się do gabinetu Esme.
Zapukałam, po czym weszłam. Esme siedziała za swoim biurkiem i przeglądał jakieś papiery.
- Pani Dyrektor? - Nie dokończyłam.
- Natalie proszę mów mi po imieniu. - Esme poprosiła łagodnym głosem. Ciekawe czy ona potrafi się złościć…
- Dobrze. Więc czy mogłabym dziś wrócić do swojego wymiaru? I czy mogłabym zabrać ze sobą Margaret??
- Oczywiście. Tylko proszę nie mów jeszcze przyjaciołom, kim jesteś tak na razie znasz już historię Natalie Sophie prawda?
- Tak. Dziś w nocy otworzyłam komnatę i miałam racje Sandra żyje!
- Hm… Tak to chyba miało tak być. Dobrze masz cos jeszcze do powiedzenia?
- Tak. Dlaczego dziadek zmieniał wszystko wedle moich wymysłów??
- Chciał abyś czuła się tu jak byś od zawsze tu mieszkała. Niewielu naszych wyprowadza się do wymiary ludzi większość chodzi do szkoły od urodzenia znajda tu wszystko ty miałaś to poznać dopiero w wieku 12 lat.
- Dziękuje Esme.
- Proszę kochanie. Ładnie wyglądasz założę się, że Margaret ci pomagała w wyborze stroju?
- Tak skąd to wiesz??
- To, że ty mnie nie wiedziałaś nie znaczy, że ja cię nie obserwowałam. Znam cię Natalie może lepiej niż ty samą siebie.
Troszkę zaskoczona tym wyznaniem wyszłam z gabinetu Esme i udałam się do swojego pokoju.
Zapukałam do pokoju Meg mając nadzieje, że już tam jest.
- Wejdź.
- Hej. Masz może ochotę jechać ze mną do wymiaru 5 musze wytłumaczyć cos przyjaciółką i odwiedzić rodziców jutro albo nawet jeszcze dziś będziemy z powrotem.
- No chętnie tylko nie wiem czy to dobry pomysł a jeśli twoje przyjaciółki…
- Spokojnie są szalone, ale nie głupie, a skoro polubiły mnie to polubią i Ciebie.
Udałyśmy się do szkolnego garażu gdzie znajdowały się samochody. Wsiadłyśmy do czerwonego mini Morrisa i ruszyłyśmy. Po drodze Meg opowiadała mi o rodzicach, o tym jak zmienił się Daniel po niby śmierci Sandry. Na razie tylko ja i Esme wiedziałyśmy, że moja siostra żyje.
Przejechałyśmy przez portal łączący wymiary.W pierwszej kolejności musze jechać do Mary.
Dojechałyśmy pod dom mojej przyjaciółki i obie wysiadłyśmy z samochodu. W basenie kąpali się kuzyni Mary podeszłam do drzwi i zapukałam. Otworzył mi Don.
-Hej.
- Natalie!!! - Tego się nie spodziewałam Don tak po prostu mnie przytulił jak byśmy byli dobrymi przyjaciółmi i jakbyśmy ponad roku się nie widzieli.
-Puść ją debilu to moja wariatka. Natt tak się cieszę, że nic ci się nie stało. Choć nie zrobili ci pranie mózgu ty i szpilki?? - Chochliczek jak się nad czymś zastanawia robi bardzo śmieszne minki.
- Wiesz, co jak możesz ja tu przyjeżdżam pokazać, że jestem cała a ty zaczynasz o praniu mózgu i o moim stroju, ale z ciebie przyjaciółka. - Teraz to ja zrobiłam śmieszna minę obrażonego dziecka.
-oj… przepraszam. - I już razem się ściskałyśmy.
-Ach… Mary to Meg - przedstawiłam sobie moje przyjaciółki. - Meg to Mary a to jej kuzyn Don.
- Hej. - Meg odezwała się nieśmiało.
- To ty pewnie namówiłaś Natti na te zmiany w stylu? - Mary wydaje się polubiła Meg.
-Tak.. A to cos złego??
-Nie wręcz przeciwnie. Nareszcie komuś to się udało.- Mary zabrała Margaret do środka swojego domu.
- Tak… ja może pójdę za nimi, bo jeszcze zmienia mnie w swoją lalkę i będą codziennie ubierać, w co innego.
-He… Natalie.. Fajnie, że wróciłaś. - Czułam, że to nie to Don chciał mi powiedzieć.
-Tak…, ale nie na długo, bo jutro muszę wrócić do szkoły i przygotować się No wiesz wprowadzić do akademika, pokupować książki. - Kłamałam jak z nut.
-Tak.. Ale tak czy siak fajnie było cię poznać.
- Zaczekaj…
„W tańcu możesz pozwolić sobie na luksus bycia sobą.”
Paulo Coelho
- Nie martw się Karolu ona wie, co robi. - Do mężczyzny stojącego nad urwiskiem, odezwała się kobieta o cerze białej jak śnieg a ustach czerwonych jak krew.
- Dafne ona nic nie wie. A jeśli ten chłopak… wolę nawet nie myśleć.- Mężczyzna odwrócił się i ruszył w swoja drogę.
- Oj ty… sam nawet nie wiesz, do czego ona jest zdolna. - Kobieta popatrzyła w dół urwiska - Natalie Sophie Mandgomery ty jako jedyna wiesz, co robisz. Mam nadzieje, że zostanie ci to wynagrodzone.
Puk. Puk.
- Proszę.
- Esme wiesz może gdzie są Natalie i Meg??
- Oczywiście Danielu, że wiem pojechały do rodziców Natalie.
- A tak dziękuje. - Chłopak już miał wyjść.
- Danielu nie sądzisz, że powinieneś inaczej traktować Natalie?? - Esme założyła ręce na piersiach.
- Tak wiem… jest królowa. Szacunek. Jasne!
- Nie! Choć to też. Ona nie jest Sandrą. Nie musisz jej traktować jak wroga, ona… może ty też nie jesteś jej obojętny.
- Tak… jasne, bo taka ważność będzie z kimś takim jak ja. Esme zastanawiałaś się, co ty mówisz? A po za tym ja jej nie traktuje jak Sandrę. Sandrę kochałem i z tej miłości ją zabiłem jasne?? Więc teraz daj mi spokoju.
- Kobieta nic nie powiedziała, a wampir wyszedł trzaskając drzwiami.
- … Don ja wiem, że znamy się krótko, ale to jest dziwne.
- Nat… ja przepraszam.
- Głupi nie masz mnie, za co przepraszać! Tylko o jedno cię proszę bądź ze mną szczery tak jakbyś rozmawiał z najlepszym przyjacielem, którego znasz od dziecka. Dobrze??
- Dobrze- Chłopak posłał mi promienny uśmiech. A ja wreszcie poczułam spokój.
- Dziękuje. - Podeszłam i się do niego przytuliłam jak do prawdziwego najlepszego przyjaciela. Lecz Don zrobił cos, czego się nie spodziewałam nawet po przyjacielu, pocałował mnie w czubek głowy…
- Dobra leć, bo Mary zamęczy twoja koleżankę.
- Pa. - Wpadłam do domu koleżanki i usłyszałam kłócące się dziewczyny.
- Nie Natalie nie będzie pasował róż. To lepiej jej będzie w czerwonym!!
-, Ale przecież nie może, co dzień ubierać się na czerwono!
Weszłam do pokoju, z którego dochodziły wrzaski, stanęłam w drzwiach i oparłam się o framugę.
-O!!! Natalie!!! Który kolor wolisz czerwony czy różowy??? - Zapytała blondynka.
- Czarny!! - Odpowiedziałam bez zastanawiania jak robot.
- No - nie ma takiego koloru w naszej propozycji. No to, który??
-Czarny!! - I znów ta sama odpowiedź.
-ok. - Odpowiedziały obie.
Patrzyłam na nie jak na wariatki skoro one się zgodziły i nie upierały to cos jest nie tak.
- Margaret musimy jechać. Sorry Mary, ale wiesz jak to jest. - Ucałowałam koleżankę w policzek i obie z Meg ruszyłyśmy do samochodu. Gdy wsiadałyśmy usłyszałam Dona.
-Natti!! Mogę zadzwonić do ciebie??
- Y… Meg a w naszym wymiarze dodzwoni się do mnie??
- Yhy… - Dziewczyna była zajęta oglądaniem jakiegoś czasopisma.
- Jasne. Do usłyszenia.
- Na razie.
I już po chwili jechałyśmy słuchając muzyki do moich rodziców.
Co ona sobie wyobraża, że ja tak po prostu zapomnę o Sandrze nie… to było coś więcej niż zauroczenie czy czary to była prawdziwa miłość?
Dryń… dryń?
- tak?? - Odebrałem dzwoniący telefon i usłyszałam Emetta.
- Na boisku za 20 minut gramy - i ty tez grasz. Jasne?? No, więc ruszaj leniwy tyłek i jazda!!!
- No… - Błagam niech ten dzień się już skończy.
-No to jesteśmy. - Zaparkowałam przed białym domem z niebieskimi drzwiami i ogródkiem z najróżniejszymi kwiatami.
- Oho.. Robi wrażenie!
- To wymysł mojej mamy uwielbia kwiaty, próbowała kiedyś ta miłością zarazić i mnie, ale ja tam toleruję tylko kaktusy.
- Dlaczego??
-, Bo nie trzeba ich podlewać. - Obie, wybuchnełyśmy śmiechem.
Zadzwoniłam do drzwi gdyż moje klucze leżą na biurku. Nigdy ich nie zabierałam na jedno dniowe wyjazdy. Zadzwoniłam drugi raz i nadal nikt nie otwierał.
-Czekaj. - Meg spojrzała na mnie krzywo. - Idę na dach włamię się. Spoko nic mi się nie stanie. Sama zamawiałam zabezpieczenia do tego domu.
Wdrapał się po drabinie na dach i otworzyłam małe okno, które zawsze bywa otwarte, lecz najzabawniejsze w tym wszystkim, że go prawie nie widać. A ja mam to wszystko dokładnie zapamiętane. Weszłam przez otwarte okno i się przestraszyła….
Czasami to, co widzialne jest tylko wymysłem naszej wyobraźni…
Zobaczyłam moja salę taneczną tylko,że to nie była moja sala. Lustra potrzaskane na drobniutkie kawałeczki a na ścianach napisane czerwoną szminką:
„ Ostatnia rzeczą, jaką w życiu zrobisz będzie gorzki szloch”
Wybiegłam z Sali i zjechałam po poręczy prosto pod drzwi wejściowe otworzyłam je i wpuściłam Meg. Reszta domu była w idealnym porządku, o który dbała moja mama. A tak właściwie gdzie oni są??
-Meg wiesz, co ja chyba wezmę parę ulubionych ciuchów z własnej szafy. - Weszłam na schody.
- Mogę pójść z tobą??
- He no jasne przepraszam nie myślę dziś normalnie.
Weszłyśmy do mojego pokoju urządzonego dość skromnie. Na pomarańczowej tapecie szpilkami przypięte były rysunki przedstawiające przeważnie oczy różnego koloru, wyrażające różne emocje. Oprócz rysunków na ścianach przypięte były również moje wiersze i cytaty z ulubionych książek.
- Jesteś naprawdę dziwna. Choć muszę przyznać, że niektóre wiersze są świetne. - Meg przyglądała się mojemu pokojowi.
- Ta… wiesz takie moje małe królestwo świrów. He. - Zaczęłam się nerwowo rozglądać po pokoju.
- Szukasz czegoś??
- Ta… dwóch rzeczy. Właściwie trzech: Czarnej torby, zielonego plecaka i czarnej komórki.
- Tu jest jakiś telefon. - Meg podała mi moje czerwone padło.
- Hy… to nie ten.- Meg zrobiła dość dziwną minę wyrażająca zdziwienie, zaskoczenie jak i niezrozumienie.
- Dobra, dobra już tłumaczę. Czerwony jest tylko na wypady Np. na plaż ę jak go zgubie to pal licho. Czarny jest w 100 % prywatny i tylko nieliczni maja numer tego telefonu plus zawsze jest dużo na koncie. Natomiast srebrny jest do kontaktu z najbliższą rodziną.
- Łał nieźle. - Meg podała mi zielony plecak.
Wpakowałam do niego najróżniejsze rzeczy. Mało potrzebne gdyż wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy miałam już w szkole.
Znalazłam czarny telefon nawet nie wiem, kiedy ostatni raz go używałam. Z czarnego telefonu wykręciłam numer, do Sol. Odebrała po trzech sygnałach.
_ - Hejka. Tu profesorek, wpadniesz do mnie muszę ci kogoś przedstawić.
- No wiesz chętnie, ale na góra 15 min.
- To czekam.- I rozłączyłam się.
Rzuciłam czarny telefon do plecaka i sięgnęłam po srebrny. Napisałam krótkiego acz znaczącego sms-a.
Gdzie wy do cholery jesteście? Sala doszczętnie zniszczona. Jestem chwilowo w domu. Mamy dużo sobie do powiedzenia.
Armida.
Srebrny telefon również wrzuciłam do plecaka.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Poczekasz? Zaraz Wrócę.
Otworzyłam drzwi.
- No Hejka.
- Witam profesorka, który w tej chwili nie jest profesorkiem.- Sol nazywa mnie tak zawsze, gdy noszę okulary
- No sorry nie mogę ich znaleźć. Chodź przedstawię ci kogoś.
Weszłyśmy do mojego pokoju gdzie Meg oglądała znów moje rysunki.
- Hej. Jestem Sol Przyjaciółka Nati
-Hej. O Meg w szkole mamy wspólny pokuj.
- W szkole??
- A no tak dziadek przed śmiercią zapisał mnie do prywatnego Liceum na Florydzie. I Wczoraj jak byłam u Mary przyjechał po mnie kierowca szkoły. Dziś sama przyjechałam z Meg po parę drobiazgów i wracam wiesz trzeba się urządzić.
- To… To znaczy, że się nie będziemy widywać. - Sol zrobiła minkę smutnego szczeniacza.
- No jasne, że będziemy. Będę przyjeżdżała w weekendy chyba, że będę miała tyle nauki, że się nie wyrobię.
No i każda impreza typu urodziny musi być opita nie??
Więc na wszystkich urodzinach będziesz mnie pijana prowadziła do łóżka. - Posłałam Sol uśmiech mówiący będziesz mnie miała dość.
- Oki. Choć z tym twoim piciem bym uważała, Bo nie widziała cię jeszcze zalanej w trupa albo, choć tak żebyś rzygała.
- Uwierz nie chcesz widzieć. Ja zaraz wrócę Oki?? Pogadajcie sobie.
- No tak Oki. Nati ma problemy psychiczne, jeśli chodzi o oczy naprawdę. Chyba sama widzisz, ma na punkcie oczu bzika.
- Ale fajnie tego swojego bzika ukazuje.
Wyszłam z pokoju zostawiając dziewiczy same.
Pobiegłam do Sali stanęłam na środku i zastanawiałam się przez jakieś 10 minut, kto mógł to zrobić?
Usiadłam na środku po turecku, zamknęłam oczy. Coś wewnątrz mnie podpowiadało mi żebym skupiła się na posprzątaniu pokoju i poskładaniu luster. Wyciągnęłam ręce przed siebie i powtarzałam:
Z jednej drobinki, obrazy powstają jak malutkie istoty drobinki jak puzzle ułożą się w całość.
Otworzyłam oczy a w Sali panował idealny porządek, lustra były w całości.
Zamknęłam okno i gdy miałam schodzić do dziewczyn moją uwagę przykuły drzwi do pomieszczenia, którego wnętrza nie znałam. Ostrożnie weszłam i zobaczyłam stosy ksiąg, zdjęć, oraz pamiątek. Po prawej stronie tego zielonego pokoju znajdowała się torba z wyszytym moim imieniem. Zabrałam ją i poszłam do dziewczyn.
- Jestem.
-Oki. - Odpowiedziały dziewczyny.
-Rozmawiajcie sobie a ja się spakuję.
Dziewczyny rozmawiały na temat moich wierszy, o tym jak Meg kłóciła się z Mary. I o najróżniejszych błahostkach.
W tym czasie ja zanurkowałam do szafy znalazłam czarna torbę, do której wrzuciłam. Strój piłkarski, korki, piłkę, wrzuciłam też ulubioną skórzaną kurtkę, i parę innych ciuchów. Do zielonego plecaka wrzuciłam jeszcze zapasy żelków i pianek, które uwielbiam, pudełko do okularów, natomiast same okulary włożyłam na nos.
Klucze wcisnęłam do kieszeni.
- To, co jedziemy?? - Zapytałam Meg. Ta tylko kiwnęła głową- Sol podwieź cię??
- Nie dzięki.
Zeszłyśmy na dół gdzie wyszłyśmy na dwór dziewczyny pożegnały się jak stare dobre przyjaciółki tak samo ja pożegnałam się z Sol.
Meg wsiadła do samochodu a ja moje torby wsadziłam do bagażnika.
- To, co komu w drogę temu….- Hm….
- … Tymbark!! - Meg wyciągnęła ze schowka dwa Tymbarki o smaku jabłka i mięty.- Esme myśli nie tylko o wampirach, ale także o ludziach znaczy czarownicach.
- He… Fajnie. - Wypiłyśmy soki i ruszyłyśmy w drogę do szkoły.
- Natalie, Mogę cię o coś spytać?
- Jasne. Wal.
- Twoje przyjaciółki są szczere??
- Na ogół tak chyba, że się wygłupiamy a czemu??
- Bo Sol wyglądała jak męczennica, gdy dowiedziała się że niby jedziesz do liceum na Florydę.
-, Sol, Mary i Samanta której nie znasz jeszcze są dla mnie wszystkim. Już nie raz pomogły mi w trudnych chwilach. Np. Samanta jest jak siostra i zna mnie jak nikt inny. Mary jest szalona i nie zawsze pomocna w sprawach poważnych natomiast, jeśli chodzi o jakieś ciuchy czy chłopaków to jest ona w tym najlepsza. Sol natomiast jest tym kimś, kto nas łączy, godzi nas i dopinguje nas w sprawach, które nawet z góry są skazane na niepowodzenie. Ty natomiast czuje, że jesteś kimś, kto będzie umiał wysłuchać, doradzić, ale i ochrzanić jak będzie taka potrzeba. Po za tym Mary i Sol cię polubiły, więc chyba to najlepszy dowód na to, że jednak nie jesteś taka zła jak myślisz.
- Tak naprawdę super masz przyjaciółki.- Omeg zrobiła trochę smutna minę.
- Tak a teraz mam oparcie w przyjaciółce, która zna moja mroczną stronę prawda przyjaciółko?- Uśmiech na twarzy blondynki - Bezcenny.
Wjechałyśmy na teren szkoły w milczeniu. Omeg zostawiłam pod drzwiami głównymi a sama pojechałam do garażu. Otworzyły się automatyczne drzwi i wjechałam, gdy chciałam zostawić swoje czerwone autko na właściwym miejscu obok pojawił się Daniel.
- Powiedz mi jedno. Po jaką cholerę brałaś Meg?
- Spokojnie… Jest dużą dziewczynką i umie o sobie decydować, a zabrała ją, bo jest moją przyjaciółką i jak byś nie zauważył mało, kto z nią tu rozmawia czuje się samotna! Więc wybacz, jeśli zrobiłam coś źle wedle ciebie, ale zauważ, że to ty powinieneś się tłumaczyć.
- No chyba Cię pojebało dziewczynko!!- Wyglądał całkiem seksownie tak się wydzierając.
- Wiesz, co skończ, bo nudny jesteś! A tak na marginesie zapnij rozporek, bo dziś nie wtorek. - Odeszłam głośno się śmiejąc.
Do pokoju weszłam głośno trzaskając. Dopiero teraz zorientowałam się, że torby zostały w aucie. Co za pech. Kurwa. Usiadłam w fotelu i czekałam na zmrok.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, obudziłam się w środku nocy przez dzwoniącą komórkę, którą dostałam od Emetta.
- Tak…?- Zapytałam sennie i niewyraźnie.
- Natalie od 10 minut powinnaś być na polanie i trenować!
-, Że jak?? - Nagłe olśnienie
- No tak kochanie. W szafie w białej torbie masz ciuchy, przebierz się i jazda!
- Ta jest…, ale tak w środku nocy??
- Ruszaj tu ten leniwy tyłek!! - Dobra zrozumiałam nigdy nie zadawać głupich pytań Misiowi.
Szybko się ubrałam, związałam swoje długie włosy w kok i w wampirzym tempie udałam się na polanę.
Jakieś 300 metrów dalej wyczułam innego wampira. Moim zdaniem, był to Daniel również się śpieszył.
W tym samym Momocie wyszliśmy na polanę.
- No nareszcie dwa lenie się znalazły! Za karę walczycie pierwsi i przeciwko sobie.- Edward najwyraźniej czytał w myślach moich jak i Daniela gdyż zaczął się histerycznie śmiać. Na co w geście sprzeciwu zawarczałam.
Emett, Jasper i Edward na mój warkot stanieli jak wryci a Daniel patrzył na mnie pogardą.
- Zaczynamy?? Bo jak nie to wracam do łóżka!
- Już zaczynajcie! - Jasper pierwszy się opanował, po czym zwrócił się do braci- Ciekawe ile ma w sobie wampira skoro ma taki głos.
- Może lepiej od razu się poddaj! - Chłopak szyderczo się uśmiechnął.
- się Nie doczekanie twoje!
Po tych słowach rzuciła się na bruneta. Przewróciłam go i wyładowałam nad nim. Szybko odskoczyłam, a w tym czasie Daniel podniósł się i przygotował do dalszej walki.
Zaatakowaliśmy w tym samym czasie wzbijając się w powietrze. Po zderzeniu wylądowałam na plecach a nade mną znajdował się wściekły wampir.
- No dalej Daniel nie daj sobie w kasze dmuchać! To tylko dziewczyna na dodatek nie pełny wampir! Natalie nie odskakuj po ataku tylko go pogłębiaj. - Emett komentował i dawał nam wskazówki jak dla mnie mało cenne.
Nigdy nie lubiłam się bić. Chyba, że sobie ktoś na to zasłużył.
Razem z Danielem zaczęliśmy się tarzać po ziemi w momencie, kiedy pozostałe wampiry gdzieś się ulotniły. Choć chyba ja na razie tylko ja to zauważyła.
Nogami odepchnęłam chłopaka na oddalone drzewo, które pod jego ciężarem się złamało.
Gdy opadła na ziemie przybrał znów ludzki wyraz twarzy, ja również się uspokoiłam.
- Już ci się znudziłam??
- Może! Ała!! - Podbiegłam do chłopaka i zobaczyłam wielką ranę na jego plecach.
- Czy wy nie powinniście być nie zniszczalni tak, że wiesz nie ranicie się??
- Niby tak, ale nie zapominaj, że moja matka była czarownica. Na mnie i na Meg rzucała różne zaklęcia i klątwy. Podejrzewam, że jedno z nich dotyczyło mojej nie pełnej przemiany w wampira.
- Połóż się na brzuchu uleczę cię. - Chłopak zrobił zdziwioną minę. - Spokojnie chyba lekko dogoniłam program z magii. Tak jakby moim umysłem kierował ktoś, kto to umie.
- Może już gdzieś się tego uczyłaś, widziałaś czy coś.- Daniel położył się na mchu. Uklękłam obok niego i wyciągnęłam ręce. Skupiłam się na zrośnięciu rany.
- Pamiętasz coś z dzieciństwa?? Ała nie możesz być delikatniejsza?? Przejechałam delikatnie palcem w miejscu gdzie goiła się rana.
- - Pamiętam wszystko tylko od swoich 4 urodzin wcześniej nic. - Rana się zrosła. Chłopak usiadł przyglądając mi się uważnie.
- Wiesz naprawdę jesteś inna niż Sandra taka czysta.
Spojrzałam na swój biały struj- tak właściwie zdziwiłam się, czemu akurat biały do walki, ale znając Emma powiedziałby coś głupiego.
- To znaczy wszystko, co robiła Sandra było na wskroś złe…
-A mimo tego ją kochałeś??
- T… tak…a ona…
- Ona się tobą zabawiła, powiedziała, że byłeś marionetką w tańcu i nic nie znaczyłeś.
- Skąd wiesz Margaret przecież nic nie wie.
- Aha… Mam taki dar, że potrafię wcielić się w osobę, która chce poznać po przez patrzenie w przeszłość. Lecz ma to taki defekt, że wcielam się w tę osobę robię to, co ona robiła.
- A więc wiesz, że ją zabiłem. Z tej miłości, jaka ją darzyłem po tych słowach, które do mnie powiedziała rzuciłem się na nią i przegryzłem tętnicę pozwalając by wykrwawiła się. Nawet nie zasmakowałem jej krwi.
- Danielu ja nią nie jestem w przeciwieństwie do niej umiem tańczyć i nie potrzebuje do tego osób trzecich. Potrafię sama wszystkiego dopilnować, i tak naprawdę Sandra żyje! Gdyby umarła ja bym umarła razem z nią jesteśmy jednością w trzech ciałach.
- Może i żyje, ale dla mnie jest martwa. A po tylu latach pojawiasz się ty i nie mogę się powstrzymać… Jesteś tym, o kim marzyłem. Przyjaciółka mojej siostry, agresywna a zarazem taka opiekuńcza. Obserwuje cię od twojego urodzenia a i tak cały czas wydaje mi się, że jesteś tylko moim cudownym snem. Natalie ja…
- Zamilcz proszę… Ja nie potrafię jeszcze nie teraz…
Odpłynęłam w ciemność wezwana przez dziadka i mojego ducha opiekuna Natalie Sophie.
-Nie proszę tylko nie teraz dziadku zostaw mnie jeszcze tylko 5 minut, co jest ważniejszego od mojego życia??
- Twoja śmierć!
Zanim umrę….
-Natalie?!... Natalie! - Co ja mam robić?? Nie mogę nawet przeczytać jej myśli. Alice pomóż… Zamierzam przewrócić ze złości to drzewo. Oby pomogło.
-Esme mam złe przeczucie.
-Rosalie przecież Emett jest w domu cały i zdrowy!
-Ale nie o niego mi chodzi.
Do pokoju weszło 3 mężczyzn.
-Emett czy to nie dziś miałeś trenować Nat??
-Tak… Zostawiliśmy ją z Danielem na polanie niech się trochę pobija i może się zbliżą są oboje potrzebni nieskłóceni. - Misiek rozsiadł się na wielkiej kanapie.
-, Jacy z was idioci!!! Rosalie biegnij po Belle i Nessie!
Po tym jak wpadła do pokoju wściekła Alice i kazała mi poszukać reszty wiedziałam, że cos się stało. Po 2 minutach znalazłam dziewczyny i w cztery ruszyłyśmy. Po drodze Alice opowiedziała nam, co się stało.
-Że jak??? O czym ty mówisz?? Przecież żyje to znaczy żyłam!!!- Jak on może mi mówić takie rzeczy?
-Uspokój się do cholery!!- Dziadek zrobił się purpurowy ze złości.- Jeśli nie dasz im szansy i w najbliższy czasie spotkasz się z Sandrą zginiesz. Nie zostawaj sama i proszę… nie szukaj rodziców!
-Co ma piernik do wiatraka?? -Nie no, bo zaraz go tu zabije!
-Twoi rodzice są w odizolowaniu od świata ludzi, tak by nikt nie mógł ich skrzywdzić. Sandra i Matt są skłóceni tak, więc twoja siostra będzie jeszcze bardziej pragnęła twojej śmierci…-Już chciałam cos powiedzieć- nie ona nie wie, że jesteście jednością!
Obudziłam się w jakimś białym i jasnym pokoju.
-Natalie… Przepraszam wiem nie powinienem cię tak mocno….
-Zamknij się już ok.?? Zawołaj proszę Esme i całą resztę mam wam cos ważnego po przekazania. -Już chciałam wstać, gdy nagle ten uparciuch znów mnie powstrzymał.
-Proszę nie wstawaj ja będę robił wszystko, co każesz.- Daniel miał minę jak by mnie zabił i bardzo tego żałował.
Po paru minutach zeszła się cała rodzina Cullenów z Danielem i jego siostrą.
-Tak, więc powiem, co potrzebuje nie będę opowiadać, co mi się stało. Zamknij się Daniel to nie twoja wina to mój dziadek!
Tak wiec potrzebuje ochroniarza w sumie to go nie potrzebuje tak, więc go niedostane. Nie mogę spotkać się z Sandrą, czyli jest kolejny kłopot, ale z Mattem jak najbardziej.
-Emett, Jazz, Edward macie tydzień by mnie wyszkolić na jak najlepszego wojownika. Alice, Rosalie aż dziw, że to mówię, ale no trudno wy zajmiecie się moja garderobą. - Wszyscy jak na Komedę, której nie było rozeszli się. W wampirzym tempie pobiegłam do komnaty królów pamiętając, że mogę tam przebywać tylko w nocy. Otworzyłam ją i zaczęłam wołać:- Natalie!!!! Sophie!!!
-Tak kochanie??- Kobieta stanęła za moimi plecami.
-Jak?? Przecież byłaś duchem!
-Tak, ale przybrałam postać człowieka by się uczyć po to tu przyszłaś prawda??
-Tak… muszę…
-Tak, tak wiem. Zaczniemy??
-Tak po pierwsze musisz nauczyć się kontrolować czas. Zaklęcie zatrzymujące czas przeczytaj je a później naucz się na pamięć! Oh… zapomniałam. Proszę to twoja różdżka rzadko się przydaje, ale musisz ją mieć.
I tak oto zatrzymałam czas i spędziłam 48 godzin bez snu, jedzenia i wszystkiego innego na rzecz nauki magii. Dowiedziałam się wiele interesujących wiadomości na temat siebie, wampirów, czarownic i wilkołaków.
Natalie Sophie nauczyła mnie czytania w myślach blokowania myśli. Po czym rzekła;
-Nigdy jeszcze nie widziałam osoby -wytrzymałej jak ty jesteśmy tu już 48 właściwie 49 godzin a ty nadal jesteś zdolna do funkcjonowania.
-Mówisz o mnie jak o robocie! Ale nie wierz w pozory jestem tak zmęczona, że myślę tylko o łóżku.
-Dobrze Tak, więc przeczytaj to i użyj różdżki. Czas powróci do swojego biegu.
Czas zatrzymany, czas przemijany wolny jak żółw szybki jak gepard. Lecieć bez przerwy ma zaraz.
-Zmykaj za 10 min wschód słońca
-Dziękuje za wszystko. - Uśmiechnęłam się i pobiegłam do swojego pokoju.
Od razu w brudnych (kiedyś białych) ciuchach rzuciłam się na łóżko j już po kilku minutach spałam.
-Pali się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Ała!!!!...... Co tu kur** się dzieje???- Zawołałam spadając z łóżka widząc nad sobą roześmiana mordę Emetta
-He He na śniadanie śpiochu a później biegiem na trening dałaś nam tylko tydzień!
-Pierdol się!! - Ale będę miała zryty humor przez tego idiotę.
Grzecznie (jak na razie) wykąpałam się i ubrałam w czarne rurki, czarną bokserkę z napisem „MAM DOŁA- GRYZĘ” do tego był znaczek wampirzych zębów. Na nogi ubrałam czarne trampki za kostkę. Włosy związałam w niedbały kucyk i wyszłam na śniadanie.
W jadalni zobaczyłam same nieznajome twarze. Dziś stołówka była bardzo oblegana pewnie przez to, że po woli zjerzdżali się tu uczniowie.
Dziś postanowiłam usiąść samotnie gdzieś w kącie. Nie patrząc w stronę stolika Cullenów wdałam się w kąt i tam siedziałam na tacy miałam jajecznicę, płatki z mlekiem, naleśniki z powidłami, kanapki, i przeróżne owoce. Soki pomarańczowy, jabłkowy i grejpfrutowy i jeszcze chyba malinowy czy jakiś miał bardzo czerwony kolor. Wzięłam jabłko i zaczęłam je dokładnie oglądać badając jego strukturę, kolorystykę, po czym włożyłam je do kieszeni bluzy przewiązanej w pasie. Wstałam i szybko opuściłam szkołę pobiegłam na polane gdzie ma odbyć się trening.
Kiedyś wszystko było proste: szkoła, przyjaciele, rodzina i nic nigdy nie było w stanie tego zniszczyć. Aż wreszcie dowiedziałam się prawdy….
- Nat pamiętaj po ataku nie odsuwaj się tylko zadawaj kolejne szybie i bolesne ciosy - już nie mogę cały czas od 6 godzin to samo NUDA!!!!
-Jasne! To znaczy tak- rzuciłam się na Emetta i zwaliłam go z nóg, następnie wyrzuciłam w powietrzu i kopnęłam w brzuch nieszczęsny poleciał na drzewa.
- Ha tak mniej więcej tak - Jasper już nie wytrzymywał ze śmiechu.
- Możemy już kończyć???- Zrobiłam maślane oczka
-Jasne. - Renessme bardzo chce się z Tobą widzieć.
-Czego chce???- Zapytałam miedzianowłosego i wgryzłam się w swoje schowane wcześniej jabłko.
- Tego nie wiem.
-Kłamca!! Emett jesteś cały?? - Misiek pozbierał sprzęt potrzeby do naszej „Zabawy” zwanej inaczej treningiem i ruszył przed siebie.
-Jest zły, co nie??- Wyszeptałam prawie nie słyszalnie nawet jak dla wampirów do Jaspera.
-Raczej poirytowany. Jesteś naprawdę niezwykłą Armidą w całej historii.
-Jasper śpieszysz się do domu??
-Nie a dlaczego??
-Chciałabym z Tobą porozmawiać
-Proszę mów jesteśmy sami.- Zwolniłam do ludzkiego tempa, a mój towarzysz uczynił to samo.
-Powiedz proszę…. Jak to jest jesteś najmłodszy … znaczy najkrócej żywisz się krwią zwierząt a jednak nigdy, gdy cię otrącano się nie poddałeś??
-, Dlaczego o ty pytasz??
- Nie wiem interesuje mnie to… Właściwie fascynuje ten twój upór, chęć walki z przeciwieństwami. Świat daje ci w ”twarz” a ty „nadstawiasz drugi policzek” nie poddając się.
- Ho… Zagalopowałaś się chyba! Ja po prosty mam oparcie - Alice gdyby nie ona już pewnie dawno żywił się ludźmi i żałował swoich decyzji. - Jasper mówił to z taką fascynacją, i zbyłam pewna, że mówi to z głębi serca.- Z nadstawianiem drugiego policzka jak to nazwałaś to tak nie jest. Zauważyłaś trzymam się z dala jak się tylko da, więc trudno się przeciwstawiać światu chowając się. Kogoś ci przypominam prawda??
- Jasper…. - Nie pozwolił mi dojść do słowa.
- Natalie pora to skończyć nie sądzisz??
- Co mam zrobić?? Esme mnie nie puści! A jeśli wyjdę sama Alice mnie zobaczy i przy okazji i Edward.
- Pomyśl! - I już go nie było.
Wróciłam ludzkim tempem do domu. Zmęczona pomaszerowałam do swojego pokoju nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. Rozebrałam się i poszłam się wykąpać.
Leżąc w wannie wśród świeczek o zapachu jesiennego poranku. Zastanawiałam się, dlaczego ten zapach i co mogę zrobić.
Przypomniało mi się, że na 5 urodziny dostałam dwie śliczne obrączki tata zabronił mi ich nosić mówiąc, że są mi jeszcze za duże. Ubrała się w szare aladynki i wyciągnięta bluzkę. Pobiegłam do Komnaty Królów. Jak zwykle było już ciemno? Straciłam poczucie czasu, godziny uciekały mi jak by to były minuty. Gnały. Otworzyłam drzwi swoim pięknym niebieskim pierścieniem. Przeoczyłam cos oczywistego ten pierścień miał kilkaset lub kilka tysięcy lat a wyglądał jak by był robiony specjalnie dla mnie. Stanęłam na środku komnaty, zamknęłam oczy. Po chwili podeszłam do księgi i zaczęłam ją wertować. Zatrzymałam się na stronie z królewska biżuterią. Zobaczyłam moje obrączki dokładnie takie same. Były one opisane, ale w nieznanym mi języku.
-Natalie Sophie!!- To się musi skończyć, mam zamiar to zakończyć.
-Tak skarbie? - Moja opiekunka była dziś ubrana w gustowna suknie jakby żywcem zabrana z średniowiecznej Francji.
- Przetłumaczysz mi to??- Pokazałam jej księgę.
- Oczywiście. Ale to już wiesz srebrno- biała obrączka należy do Sandry, a srebrno- czarna do Matta z twoim pierścieniem tworzą całość.
- Ha! Gówno prawda! Wszyscy się mylicie. Tak łatwo daliście się zwieść! Ona zrobiła to specjalnie. - Bez słowa tłumaczeń wybiegłam z komnaty.
Zbiegłam do garażu.
- Feliksie klucze do Altona!- Nie starałam się już o uprzejmość.
- Proszę!
Wyjechałam z zawrotną prędkością. Nie liczyło się dla mnie nic prócz zakończenia. Wiedziałam, że za parę minut dogoni mnie ktoś ze szkoły. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Przekroczyłam bramę wymiaru. Po godzinie byłam pod domem. Żałosne nawet tego się bali powiedzieć. Rzuciłam się do otwierania drzwi. Wpadłam jak burza do gabinetu ojca i wywracałam wszystko dopóki, dopóty nie znalazłam tych zasranych obrączek. Ubrałam obrączkę siostry na serdeczny palec prawej ręki, a obrączkę brata na serdeczny palec prawej ręki. Pierścień królów miałam na wskazującym palcu prawej ręki. Usłyszałam hałasy. Wymówiłam zaklęcie niewidzialności i uciekłam oknem. Przed domem zobaczyłam kanarkowe porsche Alice i czarownego Jeepa Emetta. Zostawiając Astona ruszyłam w miasto. Gdy poszłam już do miasta, ukradłam pierwszy lepszy samochód i ruszyłam.
Udałam się do wymiaru, w którym mieszkał mój brat.
Zaparkowałam przed ogromna willą z basenem. Wysiadłam i udałam się do drzwi jednak nie dane mi było do nich podejść.
-Ty! Co to robisz? Matti zabronił ci tu przychodzić! - Słodki głoski był przepełniony jadem. Odwróciłam się w stronę jego pochodzenia i ujrzałam małą dziewczynkę o blond kręconych włosach i pięknymi morsko-zielonymi oczami.
- Ty nie jesteś Sandrą! Więc kim jesteś?
- Ja Nazywam się Natalie Sophie Mondgomery i jestem …
- Moja siostrą! Witaj w domu. - Dziewczynka rzuciła mi się na szyje mocno ściskając.
- Ja nie rozumiem jestem siostrą Matta, a o tobie nic nie wiem.
- Ha, bo mnie nie zaliczają do waszego rodu. Zaraz ci wytłumaczę. Chodź! - Mała złapała mnie za rękę i poprowadziła do domu.
- JA jestem Miranda siostra Matta, Sandry i Twoją, ale że nie posiadam mocy nie jestem jak by was godna.
- Tak, więc… Jest nas czwórka. Tak??
- W rzeczy samej. Matti mamy gościa. - Miranda zwróciła się do wysokiego szatyna.
- Natalie! Tak długo czekałem. - Chłopak tak, że mnie przytulił a ja poczułam się jak bym była w odpowiednim miejscu.
- Witaj braciszku. Będę miała do was prośbę i będzie wymagała waszego poświęcenia.
- Dla Ciebie wszystko-, Jakie zgodne rodzeństwo pomyślałam po tym jak Matt i Miranda odpowiedzieli mi razem.
- Musimy tu sprowadzić, Sandrę. - Miny im zrzedły
- To jest ważne. Proszę was.
-Dobrze. Loreto!
- Tak panie?
-Pojedź proszę po moja siostrę Sandrę!
-Oczywiście. Witam Panienkę.- Młoda piękna dziewczyna zwróciła się do mnie.
- Witaj Loreto. Pozwolisz, że pojadę z tobą?
- Natalie!
-Matt. Ona jest nie obliczalna, a tylko ja i ty jesteśmy jej równi.