Jak uwierzył niedowiarek
Dziwnie się działo w klasie Kuby od początku roku szkolnego. A to chyba dlatego, że po wakacjach języka polskiego zaczął uczyć pan Grzegorz, który zaraz pierwszego dnia przyniósł na lekcję grubą książkę z mitami:
- To najpiękniejsze stare opowieści, jakie czytałem. Może wy też się zafascynujecie starożytnymi bogami.
Kuba poczuł wtedy w sercu ostre ukłucie. On kochał prawdziwego Boga, Pana Jezusa, a nie jakichś wymyślonych przez ludzi starożytnych bogów. Ale to nie był koniec, bo na którejś z następnych lekcji Pan Grzegorz powiedział:
- Poznaliście niektórych bogów, więc niech każdy z was pomyśli, którym bogiem, czy boginią chciałby być. I niech go przez jakiś czas naśladuje.
Niektórym się ten pomysł spodobał. Ale najbardziej ucieszył się Tomasz.
- To ja będę Zeusem, srogim, walecznym, wojowniczym, jak mój tata.
Klasa wybuchnęła śmiechem. Wiedzieli, że Tomasz najczęściej wdawał się w bójki i że lubił wszystkimi rządzić.
- Ja jednak wolałbym naśladować Pana Jezusa - odezwał się Kuba.
- To nie jest grecki bóg - Tomasz wydął z niezadowoleniem usta - ale…OKI. On też jest wymyślony.
-Wymyślony? - Kuba nie wierzył własnym uszom - Przecież żył na ziemi i nie jest jakimś wyrzeźbionym posążkiem z kamienia, brązu, srebra czy złota, on jest Bogiem - Człowiekiem.
- Faraonowie też byli ludźmi - Tomasz podrapał się po głowie - i wierzyli, że są bogami! Jak twój Jezus. Tak mówił mój tata.
- A nie mówił ci, że faraonowie byli bogaci i okrutni, że pracowali na nich niewolnicy i że prowadzili wojny, ale poumierali, a Pan Jezus uzdrawiał chorych, karmił głodnych i choć umarł za grzeszników, to wciąż żyje i pragnie zbawienia każdego człowieka?
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Kubie było przykro, że nikt nie stanął po jego stronie. Pan Grzegorz też nie.
Ale po kilku dniach udawania Zeusa przez Tomasza, wszyscy zaczęli się jakoś od niego odsuwać. Bo chyba każdy doświadczył na własnej skórze jego złośliwości, kłótni, popychania, bicia i przekleństw.
- Już mamy go dosyć, bo bożki są nie do zniesienia - skarżył się Kuba w domu.
- A może byś go zaprosił do nas na niedzielę? Pogadamy, zjemy wspólnie obiad- zaproponował Tata.
Kuba wzruszył ramionami
- On nie przyjdzie.
Ale, gdy zapytał Tomasza ten się jednak zgodził.
I gdy przyszedł, było nawet im z nim dobrze. Tomasz był bardzo uprzejmy, żartował i dowcipkował. Bliźniaki polubiły go za jego śmieszne miny, a Magdzie bardzo spodobały się jego opowiastki. Kiedy przed obiadem, Tata otworzył Pismo Święte i przeczytał kawałek, Tomasz słuchał bardzo uważnie, a nawet prosił o wytłumaczenie. Kuba nie mógł zrozumieć co się z jego kolegą dzieje, bo on nawet usiłował modlić się z nimi przed posiłkiem. To nie mógł być ten sam Tomasz - ten niby-Zeus. Coś go u nich urzekło, odmieniło.
- Niepotrzebnie tak udawałeś tego bożka przeciw Panu Jezusowi - powiedział Kuba Tomaszowi na pożegnanie.
Tomasz uśmiechnął się
- Może udawałem, może nie, bo u mnie w domu nikt w Pana Jezusa nie wierzy… A do Ciebie przyszedłem, bo chciałem sprawdzić, czy wy naprawdę w tego Jezusa wierzycie i jacy przez to jesteście. I kiedy zobaczyłem jak jest u was dobrze i miło, gdy u mnie w domu są tylko awantury, to cos mi się w sercu poruszyło…
I w oczach Tomasza zaświeciły łzy
- A później, gdy twój Tata przeczytał o Apostole Tomaszu, który dopiero uwierzył, że Pan Jezus Zmartwychwstał, gdy On kazał mu włożyć rękę w Jego rany na rękach i boku, to pomyślałem, że ja też jestem takim niedowiarkiem. I że chciałbym być takim wierzącym jak wy. I takim być dla innych.
- W takim razie przychodź do nas częściej - powiedział Kuba czując jak drży mu głos, i jak w sercu rozlewa mu się dziwna radość - bo my o Panu Jezusie czytamy codziennie i On tu jest między nami. Pewnie i ty w to uwierzysz…