Ewgienij Kolesow
Ewgienij Kolesow
Zasady magii
Tłumaczenie Alla A. Chrzanowska
Spis treści
Wprowadzenie
Część 4
3º = 8º Praktyk: Magika
1. Drzewo poświęcenia
2. Zasady i paradoksy
3. Magia minimalna
4. Magia ludowa
5. Ile człowiek ma zmysłów?
6. Atrybuty
7. Rytuały oczyszczenia, oświecenia i poświęcenia
8. Inicjacja i samoinicjacja
9. Rytuał pentagramu
10. Rytuał heksagramu
11. Krąg
12. Volt
13. Praworęczni i leworęczni
14. Ojcze nasz i Phatiha
15. Tajemnica mądrości
16. Trzy kolumny
17. Rytuał średniej kolumny
18. Kabała dziewięciu pokoi
19. Schemhamforasch
20. Arkana Małe i sektory Zodiaku
21. Tabela imion
22. Wizualizacja liter alfabetu
23. Figury talizmanów
24. Jeszcze o talizmanowych figurach
25. Rozważania o literze Alef
26. Talizmany i amulety
27. Ochrona
28. Medytacja dla Praktyka
Część 5
4º = 7º Filozof: Enochia
1. Konx om Pax
2. Zawód maga
3. Niebezpieczeństwa i wyjątki
4. Piękno i wolność
5. Reprobacja
6. Magia kobieca
7. Niewidzialna magia
8. Wywoływanie duchów
9. Mały rytuał heksagramu
10. Enochia
11. Źródła enochii
12. Dee i Kelly
13. Alfabet i wymowa liter
14. Tabele enochiczne
15. Jedyna Tablica
16. Struktura Czterech Tablic
17. Tworzenie Boskich i anielskich imion
18. Powiązanie z tetragramem
19. Odpowiedniki astrologiczne i tarotowe
20. „I oto imiona…”
21. Wezwania, czyli Klucze
22. Medytacja dla filozofa
Aneksy
1. Enochiczne Tablice: litery tetragramy
2. Enochiczne Tablice: litery imion
3. Klucze enochiczne: 18 tekstów
4. Język enochiczny: słownik
Część 4
3º - 8º Praktyk: Magika
„Wiele szykuję ja. Ja szykuję drogę.”
(Przysłowie staroegipskie)
Wprowadzenie
O tym, czym jest magia w ogóle i magika w szczególności szczegółowo opowiadam w I części tej książki - „Wprowadzenie do magii”. I pierwsza, i niniejsza część przedstawia wyjaśnienie reguł, zasad i materiałów, a także metod pracy niezbędnych do rozwoju duchowego zgodni z tradycją Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku.
Celem działalności tego Zakonu było zebranie i rozszyfrowanie ezoterycznych materiałów zgromadzonych przez ludzkość na przestrzeni wielu wieków, jak też i usystematyzowanie tych materiałów. Ponieważ od czasów, w których Zakon istniał (1888-1937) minął prawie wiek, część materiałów trzeba było zmodyfikować, to znaczy przetłumaczyć na bardziej współczesny język, a także nieco uprościć, ponieważ nasi poprzednicy uwielbiali wyrażać się nader kwieciście. Jednakże osnowa systemu została całkowicie zachowana.
Aleister Crowley i jego talia namalowana przez Fredę Harris w zasadzie wykracza poza ramy tradycji Zakonu (prace nad talią trwały od 1938 do 1942 r., kiedy to Zakon oficjalnie był już zlikwidowany), ale w swej istocie reprezentuje kontynuację i zwieńczenie prac Zakonu, gdyż jest swoistą ilustrowaną encyklopedią wiedzy ezoterycznej. Dlatego zarówno pierwsza, jak i druga część mojej pracy opiera się na talii Crowley-Harris traktując ją jako podręczny materiał informacyjny.
Pierwsza książka „Wprowadzenie do magii” obejmuje trzy zakonne stopnie - 0º = 0º, 1º = 10º i 2º = 9º.
Druga książka, którą właśnie trzymasz Czytelniku w rękach odpowiada stopniom 3º = 8º i 4º = 7º.
Tym samym wyczerpuje przegląd rang przyjętych w Zewnętrznym Zakonie, do którego dopuszczano wszystkich pragnących tego.
Dalej zaczynał się poważny dobór członków, gdyż do Wewnętrznego Zakonu dopuszczano wyłącznie tych, którzy przeszli wszystkie próby.
Nie warto przyjmować tego wszystkiego nazbyt poważnie, bo i Zakonu dawno nie ma, i egzaminów nikt (w tym także i ja) nie będzie Ci Czytelniku urządzał, ale pamiętaj: najważniejszym egzaminatorem będziesz sam dla siebie! Jeśli czujesz, że możesz coś zrobić - czyń to! Jeśli nie czujesz, lepiej nie ryzykować. Nawiasem mówiąc o tym w dalszej części ksiązki będę mówił jeszcze nie raz.
Stopień 3º - 8º, Magika, przewidywał zapoznanie się z podstawowymi praktykami magicznymi, które mogą się przydać w życiu codziennym.
Natomiast stopień 4º - 7º Enochia, to ostatni stopień przed wejściem do Zakonu Wewnętrznego. Zawiera on informacje, które w codziennym życiu mogą być całkowicie nieużyteczne. Ich podstawowe przeznaczenie - dać adeptowi narzędzie do samodoskonalenia się i do alchemicznego „stworzenia złota” w swojej duszy, do przekształcenia siebie ze zwykłego człowieka w człowieka-nie-takiego-jak-wszyscy, po to, żeby być twórcą swojej osobowości i swego losu
1. Drzewo poświęcenia
„Kiedy zaczynasz jakąś sprawę najpierw skoncentruj się na Czterech Zapowiedziach i oddal od siebie samolubstwo. Wtedy niepowodzenie będzie niemożliwe. Oto owe zapowiedzi:
- Nie spóźnij się z wejściem na Drogę Wojownika.
- Staraj się być użyteczny swemu Panu.
- Czcij przodków.
- Wznieś się ponad własną miłość i własne cierpienie, żyj dla dobra ludzkości.”
Miyamoto Musashi, Księga pięciu pierścieni
I tak ponownie spotykamy się z Drzewem Poświęcenia, czy inaczej Drzewem Życia. Przypominam tym, którzy zapomnieli i opowiadam tym, którzy nie wiedzieli: schemat ten pokazuje, kto jest kim i czym się zajmuje w naszym świecie, w pierwszej realności i jak się to odnosi do drugiej realności, to znaczy do innych światów.
Na rysunku widzimy 10 sefirot (sefir) oznaczające dziesięć form bytu. Linie łączące je ze sobą odpowiadają Wielkim Arkanom Tarota. Nad niektórymi sefirotami widnieją litery: M.E.R.C.U.R.I.U.S., S.U.L.Ph.U.R., S.A.L.T. - to znane już nam terminy alchemiczne: rtęć, siarka i sól, czyli pośrednik (Mag), aktywny, czynny pierwiastek (Cesarza) i pasywny, przyjmujący pierwiastek (Cesarzowa). Kropki po literach oznaczają to, że każdą literę danej nazwy zaleca się medytować oddzielnie. Nie są to skróty, gdyż te akurat w magii kabalistycznej zapisuje się bez kropek, np. ARARITA: Achad Resh, Achdutah Rech Iachdutah, Temrutah Achad.
Dlatego też napis A.U.R.U.M nad sefirą Tifereth nie oznacza nic ponad złoto, które każdy z nas powinien wytworzyć w swojej duszy, a i V.I.T.R.I.O.L. nie jest niczym innym, niż mistycznym siarczanem, odpowiednikiem azotu - AZOT. Wiemy, że pierwsza litera we wszystkich alfabetach jest taka sama i jest nią „A”, natomiast ostatnie mogą być różne - „zet” w łacinie, „omega” w grece, „taw” w hebrajskim.
Azot jest wszechobecnym rozpuszczalnikiem. Pewnego razu jeden z wielkich chemików zażartował na ten temat: „No i w czym będziecie przechowywać ten wasz wszechobecny rozpuszczalnik?” Ale dla nas nie jest to substancja chemiczna, podobnie jak nie jest nią Hermes-rtęć, ni Saturn-siarka, ni Selene-sól; azot i witriol to sens środków alchemicznych niezbędnych do oczyszczenia świadomości z latami gromadzonych szablonów i innych tego rodzaju śmieci.
Recepty na azot podać nie mogę, gdyż u każdego z nas jest swoja własna - dwie część nieoczekiwanego, dwie części cierpień, opłata za bilet do Nikąd, jeden cios drzwiami w głowę, jeden ukradziony kawałek chleba, dwie potężne kłótnie i jedna szczera zgoda - oto przepis na AZOT.
A teraz wróćmy do Zakonu. Już pisałem o tym, że każdy stopień w Zakonie odpowiadał tej czy innej sefirze. Zaczynamy naturalnie od dołu. Pierwszy, wstępny stopień w różnych czasach różnie się nazywał: Neofita, Probacioner, Inicjant. Byli to ludzie, których przyjmowano na „kurs przygotowawczy”, czyli poziom 0º = 0º. Nie była to nawet jeszcze sefira Malkuth, a zaledwie dostęp do niej. Jednakże już w niej przewidziano miejsce dla nowego maga.
Neofita to ten, kto po raz pierwszy postanowił zająć się magiką i w ogóle ezoteryką poważnie. I w Zakonie, i u nas nauka neofity zaczynała się do klasycznej talii kart Tarota. Kolejnym stopniem był Zelator (Zwolennik), 1º = 10º, sefira Malkuth.* Tu już dochodziło do znajomości z kabalistyką i z talią Aleistera Crowley'a, dlatego że Kabała została w niej przedstawiona wyjątkowo szczegółowo.
*Na rysunku zaczerpniętym z wydania Aleister Crowley, The Vision and the Voice, Samuel Weiser, Austin, U.S.A., 1998, został opuszczony stopień Teoretyka. W tej pracy przywracam początkowy system Zakonu według I. Regardie.
Dalej następował stopień Teoretyka (Obserwatora), 2º = 9º, sefira Jesod. Tutaj dużą rolę odgrywa medytacja, a także praca z liczbami i literami (numerologia). Na tym stopniu niezbędna była choćby elementarna znajomość hebrajskiego.
Potem szedł stopień Praktyka (Działacza), 3º = 8º, sefira Hod. Polegał on na przyswojeniu rytuałów pentagramu i heksagramu, pracy z żywiołami i zodiakalnymi bytami, przygotowaniu talizmanów i voltów oraz układaniu zaklęć.
I na koniec stopień 4º = 7º, Filozof (Poszukujący Mądrości), sefira Necah. Przewidywał zapoznanie się z Enochią jako tajnym językiem zaklęć. I są to cztery stopnie Poznania.
A oto komentarz do słów Miyamoto Musashi.
Droga Wojownika to dyscyplina - dotrzymuj słowa, nigdy nigdzie się nie spóźniaj, ale i nie przychodź przed czasem. Nie odkładaj do jutra tego, co trzeba było zrobić wczoraj, ale i nie śpiesz się robić dziś to, z czym możesz poczekać do jutra.
„Panem” u samuraja był szogun lub inny książę. My mamy jednego Pana - Wielki Kosmos, który nie ma imienia. Lub Panią. I im służymy.
Ćwicz swoje uczucia i zdolności. Trenuj je jeśli nie każdego dnia, to przynajmniej regularnie. Być może, że nie przydadzą Ci się one nigdy, ale Ty będziesz wiedzieć, że je masz. Mówiliśmy już o tym w części pierwszej, ale i w tej będziemy do tych spraw wracać.
2. Zasady i paradoksy
„Prawdziwa wiedza na zawsze pozbawia człowieka pewności, czego by ona nie dotyczyła.”
Maks Frai, Cykl o Echu
Uczyć się magii trzeba po to, by nauczyć się obchodzić bez niej. Teza ta wcale nie jest tak paradoksalna, jak się w pierwszej chwili wydaje. Paradoksalny jest sam świat maga i w tym świecie teza ta jest w określony sposób jasna. Dlatego droga rozwoju maga to droga od prostoty do złożoności i z powrotem do prostaty, ale już rozumianej na innym poziomie.
Przypomnę teraz strukturę Drzewa Życia: dziesięć sefirot połączonych czterema poziomami lub planami. Poziomy te zestawia się z czterema stopniami duchowego rozwoju świadomości w buddyzmie.
Na pierwszym, najniższym, wyłącznie materialnym (i najbiedniejszym) poziomie (Świat Realny) występuje tylko jedna sefira Malkhut, w znaczeniu astrologicznym - Ziemia. Ludzie należący do tego świata w magię zazwyczaj nie wierzą bądź unikają jej z tych czy innych przyczyn.
Paradoksów nie lubią. Maksimum duchowego rozwoju na tym poziomie określa się mianem ogólnego przyzwolenia, to znaczy uznanie prawa do życia wszystkich istot i prawa do posiadania własnego punktu widzenia w przypadku istot myślących. Paradoks polega tutaj na tym, iż ogólne przyzwolenie może przekształcić się w swoje przeciwieństwo, czyli w postawę typu: „nasi” mają takie prawa, a „obcy” nie, stąd niechęć do innych, nieuznawanie ich punktu widzenia i chęć narzucania im swego siłą. Nie bez powodu ten stopień rozwoju nazywany jest także „rezygnacją z nienawiści”.
Na drugim poziomie (Świat Tworzenia) znajdują się trzy sefiry: Jesod, Hod i Necach, które odpowiadają Księżycowi, Merkuremu i Wenus. Do tego świata odnoszą się ludzie, którzy wiedzą, że magia istnieje, a wielu z nich próbuje się jej nauczyć, żeby poprawić stan własnych spraw. To poziom „tworzenia” - człowiek sam stwarza siebie oraz swoje szczęście i nieszczęście, przy czym często dość nieumiejętnie. Więcej szczegółów na ten temat w rozdziale o pomyłkach. Rozwinięty człowiek na tym poziomie osiąga stan wszechogarniającego współczucia, rozumiejąc, że cierpieć może nie tylko on sam i starając się ulżyć w cierpieniu innym.
Paradoksy zaczynają się wtedy, kiedy człowiek uświadamia sobie, że stać go na więcej niż innych. On już wie, że może i denerwuje się, i nie rozumie, jeśli mu się nie udaje albo udaje się, ale nie za każdym razem. Jest to szczególnie nieprzyjemne, kiedy świadkami tego są koledzy lub po prostu osoby postronne.
Na trzecim poziomie (Świat Twórczości) także znajdują się trzy sefiry: Tifereth, Geburah i Chesed odpowiadające Słońcu, Marsowi i Jowiszowi. Tu odnajdziemy ludzi, którzy wstąpili na drogę maga i wybrali sobie specjalizację: tworzyć piękno (Tifereth), pracować jako mag (Geburah) bądź uczyć innych (Chesed). To poziom twórczości. Człowiek już umiejętnie pracuje na planie niewidzialnym, a plan widzialny posłuszny jest jego woli. Daje to człowiekowi radość i on osiąga poziom nazywany wszechogarniająca radość.
Jednak tutaj, kiedy człowiek zrobił już postępy i nauczył się unikać pomyłek lub przynajmniej przestał się ich bać, on traci kontakt z rodziną i bliskimi, którzy przestają go rozumieć (i akceptować) oraz uświadamia sobie, że jego praca nie jest nikomu potrzebna, oprócz niego samego.
Paradoks polega tutaj na tym, że traci poczucie „góry” i „dołu” i będzie musiał teraz żyć bez żadnego oparcia, a nawet zrozumienie Boga nie pomoże mu poznać siebie samego do końca (gnorise auton*) i on pozostanie sam na sam z wiecznością. A nie jest to proste. Choć to właśnie o tym pisał Crowley: „Gdzie jestem ja, tam nie ma żadnych bogów”, to znaczy, nie ma niczego stabilnego, prawidłowego, konkretnego. W każdym przypadku trzeba będzie podejmować decyzję samodzielnie i im bardziej będzie ona paradoksalna, tym pewniejszy sukces.
* Gnorise auton, ze starogreckiego „poznaj samego siebie”, napis na ołtarzem Apollona w wyroczni w Delfach.
I na koniec czwarty poziom (Świat Boskich Emanacji) łączący trzy wyższe sefirot, które nazywają się Binah, Chokmah i Kether i oznaczają poświęcenie. Przez wiele wieków kabaliści łączyli te sefiry z Saturnem, ostatnią znaną niegdyś planetą Układu Słonecznego. Był on traktowany jako skraj, próg, granica.
Współcześni kabaliści przyporządkowują je nieco inaczej: Saturna łączy się z Binah, sefirą rozumu i logiki, Urana z Chokmah, sefirą intuicji, zaś Kether traktowana jak Absolut z Neptunem, władcą ziemskich i niebiańskich energii. Pluton oznacza klipot, to znaczy negatywną część dowolnej z sefirot. To neokabalistyczna dwunasta sefira, duża pokusa (i pułapka) dla tych, który chce poprawić swoje sprawy nie poprzez rozwój osobisty, a kosztem innych.**
Jedenasta sefira Daat, współcześnie łączona z planetoidą Chironem, patronuje naukowcom akademickim, a więcej szczegółów na jej temat Czytelnik znajdzie we „Wprowadzeniu do magii”.
** W hebrajskim nawiasem mówiąc także jest powiedzenie (a może stamtąd ono pochodzi) „Czas to pieniądz”. Czyż nie w pieniądzach skrywa się ta pokusa?
Tak więc Binah to poświęceni, którzy piszą książki, próbując wyrazić to, co odkryli, ale pojawia się problem - w naszych językach nie ma odpowiednich słów. Święty Jan, autor Apokalipsy, Nostradamus, Dante Alighieri, Daniił Andrejew i jeszcze wielu innych widzących skarżyło się na to. Jednakże to właśnie im, ludziom sefiry Binah, udaje się to wyrazić lepiej niż innym.
Chokmah to intuicjoniści, jasnowidzący lub po prostu widzący przyszłość, im prościej jest pokazywać niż wyjaśniać. Samą swoją obecnością uwalniają człowieka od brzemienia ziemskiej sefiry Malkhut i ten na chwilę przenika do źródła wiecznego życia i wiecznej młodości, ale i tu mało u kogo wystarcza cierpliwości przyjąć wszystko, co zostaje mu podarowane i ludzie ci powrotem pogrążają się w byt.
Kether to Absolut, to najwyższa z możliwych sefirot w naszym świecie. I taka karta czasami wypada człowiekowi (rozkład na 10 sefirot w systemie Crowley'a), ale z reguły oznacza jedynie to, że człowiek uświadomił sobie swoje przeznaczenie - to, po co został wysłany na Ziemię i sumiennie je wypełnia. Takie połączenie woli Bożej i ludzkiej daje proroków i cudotwórców.
Na czwartym poziomie (Saturn) nie ma już wcześniejszych problemów: mag znalazł oparcie sam w sobie (to najważniejsze), nie ranią go już zawiść i kpiny i musi jeszcze tylko zrozumieć i nauczyć się spokojnie zdawać sobie sprawę z tego, co z jego osobowości pozostanie wieczne, a co zostanie zapomniane. To trudne zadanie, Aleister Crowley nie poradził sobie z nim. Ale są też tacy, którym się to udało. Co prawda o nich się nie pisze - cudze błędy i pomyłki zawsze bardziej interesują ludzi, niż osiągnięcia. Zresztą tacy magowie i sami nie chcą, by o nich pisano.
Co łączy cesarza Dioklecjana, Lwa Tołstoja i Sherlocka Holmesa? Odejście jako świadomy akt. Dioklecjan odszedł od władzy, Tołstoj od codzienności, a Holmes od wykonywanego zawodu. Postępek godny i buddysty, i maga.
Paradoks na tym najwyższym stopniu polega na tym, że najtrudniej tu dogadać się z samym sobą, znaleźć konsensus między minionym i przyszłym w dzisiejszym życiu, a są przecież jeszcze poprzednie wcielenia i możliwe przyszłe życia, nie mówiąc o dzieciach, krewnych i znajomych. Nie ma nic pewnego, wszystko jest względne, wszystko płynie i rozpełza się i Ty znów niczego nie jesteś pewien.
A w dodatku niezbędna jest tu rezygnacja z osądzania czym jest dobro, a czym zło. Czwarty stopień duchowego rozwoju w buddyzmie: obojętność, ale nie w znaczeniu, że „teraz to mam to wszystko gdzieś”, a w znaczeniu „pokory wobec dharmy” lub według Hegla: „wszystko istniejące jest celowe”.
Jak to rozumieć? Przypomnijmy sobie utwór „Poniedziałek zaczyna się w sobotę” braci Strugackich: „Sawaof Baalowicz był wszechpotężny. Mógł wszystko. I niczego nie mógł. Dlatego że granicznym warunkiem wyrównania Doskonałości okazało się wymaganie, żeby cud nie czynił nikomu krzywdy. Żadnej istocie rozumnej. A takiego cudu nikt, nawet Sawaof Baalowicz, nie mógł sobie wyobrazić. I S. B. Odyn na zawsze zostawił magię i został kierownikiem oddziału obsługi technicznej…”
Tak wygląda teoria. A oto jedno z jej następstw.
3. Magia minimalna
„Łatwo zauważyć wielkie, - małe trudno rozróżnić.”
Miyamoto Musashi, Księga pięciu pierścieni
Tę zasadę można by nazwać inaczej, na przykład „minimalne oddziaływanie”, a jeszcze lepiej „działanie ze znakiem minus”, kiedy nie tracisz swoich sił, a wykorzystujesz siłę innych, jak to już dawno czyni się we wschodnich sztukach walki lub jeśli przypomnimy sobie baśnie Olgi Szmatowoj będzie to „pomoc przy użyciu małych środków” (w nich występuje bóstwo o imieniu Kicza, które uczy ludzi osiągać cele rozumem, a nie siłą).
Choć oczywiście rzecz nie polega na nazwie. Po prostu wielu początkujących magów, a szczególnie ich pacjenci często myślą, że oto właśnie trzeba zastosować środek silniejszy, a wtedy i efekt będzie większy, wystarczy, że zastosujemy teraz najbardziej wyszukane zaklęcie i wszytko potoczy się zgodnie z naszą wolą.
A tak naprawdę nic takiego się nie stanie.
Po pierwsze - czy trzeba budować hydroelektrownię, żeby zapalić żarówkę kieszonkowej latarki? To dość kosztowny sposób. Kto i jak zwróci nam poniesione koszta? Życie człowieka i społeczeństwa obejmuje wiele sfer i zna mnóstwo narzędzi. Magia jest zaledwie jednym z nich, przy czym najczęściej jest ona ultima ratio*, czyli ostatnim z możliwych środków. Do rozwiązania problemu znacznie łatwiej jest dobrać środek z innych dziedzin, gdyż jest to korzystniejsze z punktu widzenia energetyki (a często i pewniejsze). A tracić swój ostatni nabój to zawsze sprawa ryzykowna.
*Ostatnia instancja (łac.).
Po drugie - jak już mówiłem, im potężniejszy środek, tym niebezpieczniejszy. Przewidzieć wszelkie ewentualne następstwa jego wykorzystania nie jest możliwe. Dlatego choćby ze względu na samego siebie, nie mówiąc już o innych, lepiej korzystać ze słabszych, ale za to bezpiecznych środków.
Przykład z życia: pewna moja młoda i bardzo zdolna koleżanka postanowiła pomedytować i poszła do łazienki (żeby nikt jej w tym nie przeszkadzał). Zrobiła tam (!) rytuał pentagramu, ale wydało się jej, że coś nieprawidłowo wykreśliła, więc powtórzyła cały proces i… zemdlała. Dobrze, że miała męża lekarza, który mógł jej szybko udzielić pomocy.
Na czym polegał błąd? Rytuał pentagramu, nawet mały to w istocie rzeczy bardzo silny środek. Praca magiczna zawsze jest swego rodzaju przemieszczenie energii w przestrzeni, zaś w rytuale pentagramu ich koncentracja. Koncentracja energii na małej przestrzeni zawsze jest niebezpieczna (dżin w butelce). Dlaczego nawet kościół nie zaleca modlić się w ciasnych pomieszczeniach - w łazience, toalecie, windzie, co najwyżej pozwala raz się przeżegnać przed wejściem do wanny itp. A tu moja koleżanka otworzyła aż dwukrotnie pentagram, przy czym nie zamknęła pierwszego.
Po trzecie - na tym polega „wyższa szkoła jazdy” w pracy magicznej, żeby osiągać duże cele przy pomocy małych środków. A czasami nawet oddziaływaniem minusowym. Z tego względu takie podejście nazywam zasadą ujemnej magii.
Niech jako przykład posłuży sytuacja, z którą dość często spotykam się na zajęciach z feng shui. Załóżmy, że w badanym domu drzwi wejściowe wychodzą nie na północ, co jest najkorzystniejsze, a na południowy zachód. Oczywiście można (jeśli są pieniądze) zamurować te drzwi i wybić inne tam, gdzie trzeba, ale dla prawdziwego maga (a dobry specjalista od feng shui zawsze jest magiem), to prymitywna praca poniżej jego kwalifikacji. Lepiej i w każdym znaczeniu tego słowa taniej będzie, jeśli dobierze odpowiedni hieroglif i powiesi go w odpowiednio wybranym miejscu wewnątrz mieszkania. To znaczy mówiąc wprost, wykreśli hieroglif północ nad drzwiami wejściowymi. Tak sposobów jest wiele, a nasze zadanie polega na nauczeniu się wybierania spośród nich najmniej pracochłonnych.
Jeszcze jeden przykład; „Baśń o kocie w butach”. Sam z siebie kot nie był w stanie poradzić sobie z czarnoksiężnikiem, który przyjął postać lwa, dlatego poprosił go (!), by zamienił się w myszkę, którą potem bez kłopotu zjadł. To wzorcowy przykład oddziaływania ze znakiem minus - nie zwiększać swoich wysiłków, lecz zmniejszyć obiekt, a w dodatku nie swoimi rękami, lecz wysiłkiem owego obiektu (najważniejsze to uprzejmie poprosić).
Jak widzimy ta zasada stosowania jest nie tylko w magii. W ogóle jest to bardzo użyteczna zasada (dla tych, którzy ją znają). Przypomnijmy choćby przedstawicieli wyższej władzy w sowieckiej Rosji: u nich nie pensja była większa niż u zwykłych ludzi (wykwalifikowani robotnicy zarabiali znacznie więcej), oni po prostu płacili mniej lub wcale nie płacili za towary i usługi.
Dlatego nasz Dekalog brzmi następująco:
1. Nie korzystaj z magii, jeśli możesz się obejść bez niej. Tym bardziej jeśli nie masz żadnego konkretnego celu, a kieruje Tobą jedynie czysta ciekawość.
„Pomóż zobaczyć domowego skrzata.” - Po co?
„Opowiedz, jak zobaczyć zmarłych.” - Po co?!
„Chcę zobaczyć we śnie ukochanego człowieka.” - A co sama na jawie nie możesz do niego zajść?
Wypadki, kiedy takie sprawy rzeczywiście są potrzebne, zdarzają się wyjątkowo rzadko. Chociaż my porozmawiamy także i o nich.
2. Nie spiesz się z zastosowaniem sposobu, który leży na powierzchni i sam pcha Ci się w ręce. Z reguły nie jest to najbardziej optymalna metoda (i nie najskuteczniejsza). Spytaj siebie: a jak to osiągnąć z mniejszym wysiłkiem? Znalazłeś odpowiedź - spytaj raz jeszcze o to samo. Pytaj do tego momentu, kiedy już nie będzie możliwości zminimalizowania wysiłku.
3. Coś zrobiłeś i nie wyszło, albo wyszło nie to, co chciałeś? Nie próbuj naprawiać błędu, lepiej wybierz inny sposób i zrób to od początku. Moja koleżanka pierwszego pentagramu nie musiała poprawiać, gdyż narysowany w powietrzu sam się koryguje.
4. Nie rób niczego sam, jeśli możesz się bez tego obejść. Lepiej naucz pacjenta takich czy innych sposobów, żeby to on wykonał dla siebie niezbędną pracę magiczną. Dla siebie to on postara się zrobić tak, jak trzeba, a i efekt będzie większy, kiedy człowiek coś robi dla siebie osobiście, a nie liczy tylko na innych, bo inni mogą zawieść.
4. Magia ludowa
„Moja prababcia była Hinduską i ja się tego wcale nie wstydzę.”
Herbert Wills
Istnieje wiele przesądów na temat magii. Niektóre z nich są względnie nieszkodliwe: „Kto wróży z kart, ten przegra swój los” itp. W czym tu problem? Nie chcesz, nie wróż. Lub: „Nauczę się magii i będę bogatym, zdrowym i mądrym”. Cóż, próbuj.
Jednak są też przesądy, u podstaw których leżą strachy i zabobony zakorzenione w zbiorowej nieświadomości. Na przykład przekonanie o tym, że są różne magie i że niektóre są silniejsze od innych. Nawet wykształceni ludzie wierzą, że Cyganie, Serbowie, Arabowie magreburscy lub powiedzmy indiańscy szamani bądź czarnoskórzy kapłani voodoo potrafią czarować mocniej niż ja i Ty, dlatego że ich natura jest taka wyjątkowa lub ich zaklęcia i inne sposoby działają silniej, bo są bardziej starożytne. Bądź dlatego, że z arabskich zaklęć mogą korzystać bez szkody dla siebie tylko osoby należące do odpowiedniej grupy narodowościowej czy kulturowej (muzułmanie), a innym dostęp do tego jest zakazany.
W ostatnich czasach wiele pisze się i mówi o „słowiańskiej magii”. Pomyśl jednak Czytelniku: wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy na jednej Ziemi żyjemy i pochodzimy od tej samej pary prarodziców, tego żadna kultura nie odrzuca, chociaż tych prarodziców nazywa różnie: Adam i Ewa na przykład, czy Ask i Ambla. A to znaczy, że nawet jeśli zdolności i tradycje nie są identyczne, to bardzo podobne.
Chociaż pewne nacjonalne różnice istnieją, oczywiście. Sposób ubierania się, muzyka, kadzidła i inne atrybuty i metody mogą być inne, nie mówiąc już o języku. Ale w pełni wyjaśniają to warunki geograficzne i historyczne, w jakich ludzie żyli.
Jednakże podstawa wszędzie jest taka sama: nawiązanie (przywrócenie) więzi między światem widzialnym i niewidzialnym. Nawet rytuały, a przynajmniej zasady i kolejność ich wykonania są takie same. Dlatego przedstawiciel jednej kultury zawsze może „wejść” w egregor innej i otrzymać dostęp do jej bogactw, oczywiście, jeśli się postara, bo to zawsze wymaga wysiłku.
Klasyczny przykład: Thor Heyerdahl, norweski protestant z urodzenia i ateista z przekonania, ku swemu własnemu zdumieniu znalazł wspólny język z bogami Wysypy Wielkanocnej i z żywymi jej mieszkańcami.
Zacytuję słowa swojej własnej książki*: „Poszukiwania Thora Heyerdhala przyniosły tak zdumiewające rezultaty dlatego, ze po pierwsze, posiadał on imię „zrozumiałe” dla miejscowego egregor: Terau Mateata. Po drugie, w każdej postaci został mu przekazany kamień-klucz wraz z wygłoszeniem świętego tekstu i złożeniem, choćby symbolicznym, ofiary. Po trzecie, pojawił się jego własny aku-aku (duch-opiekun) - emanacja egregoru.”
* Polskie wydanie: „Trzynaście bram wiedzy tajemnej”, Studio Astropsychologii, Białystok 2000.
Mamy tu wszystkie niezbędne składniki niezbędne do wniknięcia w tajniki dowolnej kultury: imię, obrzęd inicjacji i nawiązanie kontaktu z duchami. Na temat imienia już rozmawialiśmy we „Wprowadzeniu do magii”, o inicjacji i kontakcie z duchami mowa będzie dalej.
Uczyć się „obcych” wariantów magii warto także i dlatego, żeby w przypadku takiej konieczności móc zdjąć klątwę nałożoną przez maga z innego obszaru kulturowego z jak najmniejszą stratą sił i energii, niż te, jakich może wymagać zastosowanie fundamentalnych, to znaczy ogólnych dla wszystkich praw magii.
Przykład: pewnego razu przyszła do mnie dziewczyna skarżąc się na to, że kilka lat wcześniej, kiedy jeszcze była w szkole, razem z koleżanką poszła do szeptuchy i poprosiła, by ta przywróżyła jej pewnego chłopaka. Szeptucha wypełniła prośbę, a dziewczyna od tej pory nie może się od amanta odczepić. Okazało się, że wiedźma była muzułmanką. Dalej zadziałała prosta logika. U muzułmanów jest wielka modlitwa, Phatiha, pierwsza sura Koranu. Wykorzystując ją można zdjąć prawie każde muzułmańskie zaklęcie. Po odesłaniu pacjentki do domu i poleceniu jej, by przyszła nazajutrz, wygłosiłem Phatihę z odpowiednimi prośbami i czar został zdjęty.
Także nie powinniśmy rezygnować z „importowanych” eregorów, ani tym bardziej bać się ich. Trzeba tylko odnosić się do nich z szacunkiem i zaprzyjaźnić się z nimi oraz, oczywiście, należy zadać sobie trud przyswojenia sobie ich języka - świętego lub choćby tego, w jakim wykonuje się obrzędy dziś.
Inaczej jak będziesz wymawiać imiona i wygłaszać zaklęcia? Nieprawidłowa wymowa może wywołać nieszczęście. Co prawda akurat* arabskiego się nie uczyłem, ale poprosiłem znanego arabistę, by pokazał mi, jak prawidłowo wymawiać Phatihę. Zapis jej wymowy podaję w aneksie, podobnie jak i innych narodowych kluczowych formuł i modlitw.
* Jewgienij Kolesow zna biegle 10 języków obcych i około następnych 10 w zakresie czytania i wymowy (przyp. tłum.).
I jeszcze jeden przykład: pewnego razu jeden mój kolega, a było to dawno temu, w wielkim sekrecie pokazał mi wydrukowany spis zaklęć na wszelkie sytuacje życiowe, zapisane w różnych językach od hebrajskiego zaczynając, a na sanskrycie kończąc, lecz wszystko rosyjskimi literami. Od razu zaznaczyłem mu te, które nie będą działać, dlatego że zapis cyrylicą zafałszował ich wymowę. No, ale ja mam szczęście, znam biegle dużo języków, a czytać potrafię w znacznie większej ilości.
Należy pamiętać, że jeśli na przykład nie znasz sanskrytu, a musisz wykorzystać zaklęcie w tym języku, bądź przygotowany na to, że ono nic nie da. A najlepiej zadaj sobie trud i naucz się tego, jak naprawdę, a nie w amerykańskiej transkrypcji, wymawia się wszystkie 50 świętych liter tego alfabetu.
Każda nacja, naród, plemię - nie będziemy tutaj wchodzić w szczegóły teorii o tym, czym się różnią te pojęcia od siebie - ma swoje specyficzne cechy: fizyczne (kolor skóry, włosów, oczu, budowę ciała, dominującą grupę krwi), socjalne (tradycyjny sposób ubierania się, jedzenia, zachowania) i psychiczne (charakter i amplituda relacji emocjonalnych).
Ludziom jednej nacji przedstawiciele innej wydają się nieznajomymi, niezrozumiałymi i zagadkowymi. A skoro jest zagadka, jest i tajemnica.
Stąd bierze się wiara w to, że czarnooka Cyganka, starzec w turbanie, Murzynka obwieszona licznymi ozdobami czy milczący samuraj znają tajemnice, jakie nikomu oprócz nich nie są dostępne! I to właśnie tylko oni mogą rozwiązać Twoje problemy, z którymi nie dali sobie rady ani akademiccy lekarze, ani psychologowie-terapeuci, ani babki-znachorki z rodzinnej wioski.
A w istocie rzeczy wszystko jest znacznie prostsze. Tajemnic nie ma. Wszystkie sekrety są dostępne dla wszystkich. Są jedynie nawyki, doświadczenie, profesjonalizm, Zdolności zaś i wiedza u wszystkich narodów są takie same (no, a przynajmniej podobne), a tym bardziej - uczucia.
Podstawy magii wszędzie są takie same.
Z tego wynika, że zapoznawać się z cudzymi tradycjami trzeba nie tylko umysłem, ale i sercem. Tak samo, jak i z innymi ludźmi. Jeśli chcemy się z nimi zaprzyjaźnić, to lepiej nauczyć się odczuwać do nich sympatię, a nie antypatię lub strach. A wtedy odpowiedzą nam tym samym.
Wiele w swoim życiu podróżuję i za każdym razem przechodząc czy przejeżdżając obok świątyni, wygłaszam w myślach słowa modlitwy zgodne z daną kulturą i językiem, pamiętając o tym, by odpłacić dobrem za całe dobro, które uczynili i czynią mi i innym ludziom.
5. Ile człowiek ma zmysłów?
„- Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
- Uprzestrzeniłem cię.
- Co to znaczy „uprzestrzeniłem” - dopytywał się Gallager
- To pewien mój zmysł. Ty nawet w przybliżeniu nie masz takiego, więc nie mogę ci go opisać.”
Henry Kattner, Zarozumiały robot
A Bóg jeden wie. W szkole uczono nas, że człowiek ma pięć zmysłów - wzrok, słuch, smak, węch i dotyk. Ale żyjąc na tym świecie, szybko sobie uświadamiamy, że jest ich minimum sześć. Przecież jest tak zwany „szósty zmysł”! Bo jakbyśmy się bez niego domyślili, ze oto ten człowiek może zostać naszym przyjacielem, a ten nigdy w życiu! Że dzisiaj mamy „pechowy dzień” do wszystkiego, za to jutro z pewnością wydarzy się coś dobrego? I jak inaczej wytłumaczyć, dlaczego bioenergoterapeuta czuje, gdzie i co boli człowieka, zaś znany bohater Chazanowa „szóstym zmysłem” czuje, że zbliżająca się, ale jeszcze niewidoczna dziewczyna to blondynka?
Współcześni fizjolodzy już się zgadzają, że człowiek ma sześć zmysłów, ale szóstym zmysłem nazywają zmysł równowagi pozwalający chodzić nam na dwóch nogach bez padania i jeśli dobrze pomyśleć, przecież to prawie cud! Dwa punkty oparcia w rozmiarze 37 są zdolne do utrzymania równowagi wewnątrz chwiejnego, nakreślonego przez nie prostokąta ruchomej masy o wadze co najmniej 50 kg. Jakiego mistrzostwa by to wymagało, gdyby równowagą kierował rozum! Ale na szczęście nasz rozum jest zwolniony od zbędnej pracy, do tego używamy zmysłu. A w dodatku on za nią się i nie zabiera, kiedy ten zmysł zostaje wyłączony na przykład u kosmonautów lub osób pod dużym wpływem alkoholu. Nie bez powodu i jedni, i drudzy po wyjściu z tego nieadekwatnego stanu nieważkości potrzebują określonego czasu na „dekompresję”.
Psycholodzy, których problemy równowagi mało interesują, dlatego, że i oni, i ich pacjenci po prostu chodzą po ziemi zbytnio nie zastanawiając się na tym, jak im się to udaje, pod pojęciem „szóstego zmysłu” rozumieją intuicję, jest ona u każdego z nas i rzeczywiście wyręcza w trudnych lub niezrozumiałych sytuacjach.
A oto przykład z podręcznika psychologii: jesteś zamknięty w pokoju, w którym jest sześć drzwi. Tego rodzaju przypadek opisał L. Carroll w „Alicji z krainy czarów”. Które drzwi prowadzą na wolność? Pierwsze próby przeprowadzamy metodą „ręczną”, jednak żadne drzwi się nie otwierają. Wtedy przystępuje do działania intuicja. Jedne z drzwi wydają się bliższe i ciekawsze od innych. Czemu? Bóg jeden wie. Jednakże Alicja intuicyjnie znajduje i potrzebne drzwi, i sposób na ich otwarcie.
Ezoterycy, którzy faktycznie wiele zrobili w tym kierunku, by pomóc człowiekowi rozwinąć jego nieznane zdolności, uważają, że zmysłów jest znacznie więcej. Skąd oni to wzięli? A od zwierząt. Weźmy choćby kota. Oczywiście naukowcy badali też i inne zwierzęta (i doszli do tych samych wniosków), jednak kot żyje obok nas, dlatego wziąć go jako przykład jest najłatwiej.
Ezoterycy piszą, że dawniej u wszystkich istot żywych, w tym i u człowieka występowało co najmniej dziewięć zmysłów, a potem niektóre z nich zanikły lub przynajmniej się stępiły. Jedyną istotą, która zachowała je wszystkie i do tej pory z nich korzysta jest kot domowy, a mówiąc naukowo felis catus. A przy tym inne z rodziny felis, choćby tygrys, lew czy lampart, pewną część swoich dawnych umiejętności zatraciły. A zwykły kot - nie.
Cóż to za zmysły? Policzmy. Pięć czysto fizycznych narządów zmysłów - oczy, uszy, język, nos i łapki (lub wąsy). O tym, że u nas, ludzi 80% całej pracy wykonują dwa pierwsze, czyli oczy i uszy, nie warto nawet wspominać, albowiem jest to fakt, tak jest prawidłowo i napisano o tym już cale biblioteki.
Jesteś „wzrokowcem” czy „słuchowcem”, jaki typ odbioru u Ciebie przeważa? Ty „widzisz” świat, czy go „słyszysz”? W pierwszym wypadku postrzegasz świat w postaci obrazów, w drugim prowadzisz nieustanny monolog wewnętrzny i korzystasz ze słów. „Smakowy” typ dominuje lub przynajmniej jest dobrze rozwinięty u kucharzy, ale czy tak dużo jest ich wśród nas? „Węchowy” u perfumiarzy, ale tych jest jeszcze mniej, no i oczywiście u psów. A kto z ludzi pracuje w dziedzinach „dotykowych”, to znaczy, korzysta przede wszystkim z dotyku, żeby poznawać świat i wyrażać się w nim? Jeśli już, są to jednostki.
A jednak uczuć powinno być co najmniej dziewięć? Pozostawmy fizjologom i psychologom ich rozumienie pojęcia „szósty zmysł”, niech im będzie, że jest to równowaga i intuicja. A co z pozostałymi?
Siódmy zmysł to poczucie przestrzeni. Jeśli kot trafia nocą, w absolutnych ciemnościach do nieznajomego pomieszczenia, zawsze znajdzie w nim dla siebie przytulny i bezpieczny kącik. I nie dlatego, że jak piszą fizjolodzy, potrafi widzieć w ciemności, gdyż jest to nie prawda w absolutnych ciemnościach kot widzi tyle ile i my, czyli nic, gdyż ani ultrafioletowym promieniowaniem, ani światłem spolaryzowanym tak jak ptaki nie dysponuje, ani nie odbiera.
Nie, w tym przypadku on działa jak „detektor przestrzeni”, którego reklamę można usłyszeć każdego dnia w radiu, jako środka zabezpieczającego przed włamaniem do mieszkania. Coś się zmieniło w otaczającym środowisku, czy to człowiek wszedł, czy pies, czy pojawił się jakiś niezwykły zapach i kot natychmiast zmienia swoje miejsce, a jeśli sytuacja robi się niebezpieczna, to on po prostu ucieka.
Uczucie to jest niczym innym, jak naturalną kontrolą fizycznego bezpieczeństwa środowiska, w którym żywa istota w danym momencie się znajduje. Czytelnik zapewne wie, że szczury wcześniej uciekają z okrętu, któremu grozi zatonięcie, a koty z domu, który nazajutrz zostanie zburzony przez trzęsienie ziemi. Człowiek taki zmysł również posiada i wielu ludzi opowiada potem, po katastrofie, że jakiś głos wewnętrzny nakazał im położyć się spać nie w tym miejscu, co zawsze, a na nie w nocy spadł sufit.
Właśnie to „szósty”, a w istocie siódmy zmysł pomaga człowiekowi znaleźć dobrą drogę w obcym mieście, w lesie, w dżungli lub spóźnić się na samolot, który, jak potem się okazuje, ulega awarii. Jednak nie u wszystkich to działa: pamiętacie Stiopę Lichodieewa u Bułhakowa, który po przebudzeniu się „chciał wiedzieć, czy ma na sobie spodnie i nie mógł tego określić:, a potem okazało się, że tak w ogóle to znajduje się w Jałcie?
Ósmy zmysł: poczucie przestrzeni emocjonalnej. Te kanały naszej łączności z Kosmosem są na tyle mało zbadane, że na razie nawet nie mają swojej nazwy. Dlatego na razie je tak nazwiemy, po prostu, żeby wiedzieć o czym mówimy.
Wielu z nas wchodząc do nieznajomego służbowego lub prywatnego pomieszczenia, nagle odczuwa coś niezwykłego. Może to być odczucie komfortu, a to oznacza, że niedawno lub często przyznawano tu premie, świętowano uroczystość, obchodzono urodziny.
Częściej jednak jest to dyskomfort - czujemy ślady minionych burz, przeżytych lub nadal trwających konfliktów albo czyjejś długotrwałej choroby. To oczywiste, że w takim pomieszczeniu nie wolno długo przebywać. (Tam, gdzie odczucia są komfortowe, odwrotnie, dobrze jest pobyć jak najdłużej.)
I znów, jeśli żyjemy na tym świecie dostatecznie długo, intuicyjnie uczymy się unikać emocjonalnie dyskomfortowych przestrzeni i zdobywać „wsparcie” w komfortowych. Tym samym rozwijamy w sobie ten ósmy zmysł, który podczas długich lat cywilizacji prawie zanikł u człowieka. Co więcej, zwierzętom on zapewnia przede wszystkim bezpieczeństwo.
Wilk w lesie wyczuwa człowieka z odległości setek metrów, a to oznacza, że nie na podstawie zapachu czy dźwięku trzaskających gałązek. On czuje obcy nastrój emocjonalny: „Szukam wilka, żeby go zabić”.
Przypomnijmy sobie choćby karalucha w kuchni, mrówkę na parapecie lub już wcześniej przywoływanego kota na podwórku pod balkonem. Patrzysz na niego z daleka, one Cię nie widzą, nie słyszą, nie czują, ale wystarczy, że popatrzycie na nie przez chwilę, a zamrą w pełnej niepokoju pozie. Jeśli nie spuścisz z nich wzroku, wcześniej czy później rzucą się do ucieczki i znikną z pola widzenia. Przy czym cosi fan tutte, jak mówią włosi, to znaczy „ tak robią wszyscy”, nie tylko owady i ssaki, ale i ludzie. Przypomnij sobie, jak machinalnie poprawiasz spódnicę z tyłu, czując na sobie czyjeś spojrzenie.
Ten zmysł także jest bardzo użyteczny. Nie bez powodu w szkołach ninja i innych wschodnich sztuk walki ćwiczy się je w pierwszej kolejności. Uczeń siada na podłodze z zawiązanymi oczami i musi poczuć, właśnie przy pomocy tego ósmego zmysłu, skąd przychodzi emocja zagrożenia, z jakiej strony zbliża się człowiek mający zamiar uderzyć go kijem (takie jest zadanie innego ucznia), żeby zdążyć w porę odparować cios.
I na koniec dziewiąty zmysł: przewidywanie. Do „przepowiadania przyszłości” zdolny jest w istocie rzeczy każdy z nas. Zwierzęta zresztą robią to. Przypomnijmy sobie uciekające z tonącego statku szczury lub przepraszam za przykład, pluskwy, które zgodnym sznurem w biały dzień (choć nienawidzą światła) maszerujące nagle w kierunku okna, by po zewnętrznej ścianie domu wydostać się na ulicę, a oznacza to, że najbliższej nocy dany dom spłonie. A ile legend i przysłów związanych jest z podobnymi „przepowiedniami” świerszczy, korników i proroczo wyjących psów!
U ludzi, którzy specjalnie tego nie ćwiczyli, przewidywanie przyszłości pojawia się rzadko, w formie pewnego wewnętrznego impulsu, za to bardzo silnego - trzeba uciekać! Lub inaczej - bierz, to co ci proponują, bo potem nie dadzą. U nas, u ludzi ten dziewiąty zmysł bywa często przemieszany z siódmym i ósmym i trudno je rozróżnić, ale wsłuchiwać się w ich głos zawsze warto.
Przewidywanie przyszłości ćwiczy się w szkołach bioenergoterapeutów i wróżbitów, ale i Czytelnikowi nie zaszkodzi, jeśli założy dziennik, w którym będzie zapisywać swoje przeczucia i zgodność z nimi codziennych wydarzeń, po to, żeby nauczyć się rozumieć wszystkie swoje dziewięć zmysłów i korzystać z nich.
I jak sam rozumiesz Czytelniku, jeśli te uczucia mogą przydawać się nam w świecie widzialnym, to w niewidzialnym są po prostu niezbędne.
6. Atrybuty
„Jak” w tym kraju oznacza to samo, co „Kura”. Czego nie wie Kura, o to pytają Świni; czego nie wie Świnia, o to pytają Kobyłę, a jeśli i ona nie wie, to znaczy, że nikt tego nie wie - w tym kraju.”
Aleister Crowley, Moonchild
W rozwoju powyżej opisanych uczuć pomaga nam medytacje, rytuały i atrybuty. Mówiliśmy już o tym nieco w I tomie, a tu chcę jeszcze dodać pewne informacje. Oczywiście różnych wariantów tak pierwszego, jak i drugiego oraz trzeciego istnieje wiele, ale w związku z tym, że opieramy się tutaj na tradycja kabalistycznego Zakonu Złotego Brzasku, więc skoncentrujemy się na środkach, z których korzystali jego członkowie i następcy.
Tradycje te są opisane między innymi u A. Crowley'a w książce „Magika w teorii i praktyce”, u D. Crieg'a we „Współczesnej magii” i u I. Regardie w jego trzytomowym dziele „The Complete Golden Dawn System of Magic”. Ksiązki te są już obecnie dość znane, dlatego jedynie ogólnie wspomnę ich podstawowe zalecenia odnośnie atrybutów, lekko je modyfikując do naszych czasów.
Świątynia.
Uważa się, iż magią najlepiej zajmować się w „świątyni”, to znaczy w pomieszczeniu lub wybranym miejscu na otwartej przestrzeni, przeznaczonym specjalnie do tego i nie wykorzystywanym do niczego innego. Bogaci członkowie różnych zakonów budowali lub wynajmowali na świątynię całe pomieszczenia. U zwykłych ludzi może to być wydzielony na ten cel pokój. Jeśli zaś nie masz Czytelniku zbędnego pokoju, niech to będzie jego część, wydzielony kącik, najlepiej skierowany na wschód. Pokój powinien odpowiadać wymogom feng shui, to znaczy wszystko w niej powinno być rozmieszczone harmonijnie i z zachowaniem równowagi, szczególnie, jeśli jednocześnie tam mieszkasz. Zanim w świątyni będzie można pracować, należy przeprowadzić w niej rytuały oczyszczenia, wyświęcenia i poświęcenia, o których piszę w następnym rozdziale.
Ołtarz.
„Podwyższenie we wschodniej części świątyni”, jak określa to słownik W. Dala*.
* Najlepszy, jeszcze przedrewolucyjny, słownik języka rosyjskiego (przyp. tłumacza).
Również znany prawie we wszystkich kulturach. Ołtarz zazwyczaj przykrywa się specjalnym obrusem, na którym rozmieszcza się niezbędne do pracy przedmioty. W tradycji Zakonu Złotego Brzasku ołtarz budowano z dwóch prostokątów takiej samej wielkości postawionych jeden na drugim.
W Zakonie zalecano wykonywanie wyżej wymienionych rytuałów nad ołtarzem, ale osobiście nie widzę w tym większego sensu, jako że główną rolę w naszej pracy odgrywa obrus. Tym bardziej, jeśli nie masz gdzie Czytelniku postawić odpowiedniego ołtarza i nie masz skąd go wziąć, bo nie nadaje się do tego ani biurko, ani stolik do brydża. A w podróży? Czy mamy ze sobą wozić ołtarz?
Obrus.
Przygotowuje się go z jakiegokolwiek naturalnego materiału, zazwyczaj z lnu lub jedwabiu. Rozora, kształt i kolor mogą być różne, ale praktyka pokazuje, że nie powinien być zbyt duży (30x40 cm), zaś najlepszy kształt to kwadrat, a kolor dowolny jasny.
Obrus także jest wykorzystywany w wielu kulturach. W cerkwi prawosławnej nazywa się antimis, w Reiki - mandala. Runolodzy podczas wróżenia także wyrzucają runy na obrus. Co prawda w każdej z tych tradycji jest on zdobiony odpowiednią symboliką, a w magii lepiej tego nie robić: chrześcijański krzyż, hieroglif Reiki czy runiczne znaki z góry kierują jego działanie w oznaczoną stronę, czyli w jakimś stopniu ograniczają możliwości jego zastosowania. My nie wiemy, w jakim kierunku będziemy musieli pracować jutro, dlatego lepiej obejść się bez symboliki lub dobierać ją rozważnie.
Czasami obrus przechowuje się owinięty w dowolną zwykłą tkaninę, żeby się nie uszkodził podczas przechowywania i w podróży i wyjmuje się go jedynie do pracy.
Obrus należy wyświęci i zainicjować obowiązkowo, albowiem bez ołtarza można się obejść, ale bez obrusu nie.
Płaszcz (szata).
W każdym zakonie szaty szyło się obowiązkowo o określonym kroju i kolorze. Co prawda w dzisiejszych czasach nie ma takiego obowiązku, o ile nie chcesz Czytelniku wstąpić do konkretnego Zakonu. W związku z tym można wybrać sobie i kolor, i krój zgodnie ze swoim upodobaniem. Materiał też, pod warunkiem, że będzie on naturalny.
Oczyszczać szaty nie trzeba, chyba, że postanowiłeś korzystać z ubioru już przez kogoś używanego, zaś wyświęcenie i poświęcenia dokonuje mistrz podczas inicjacji (lub Ty sam, jeśli dokonujesz samoinicjacji). Dokładniej - dokonuje się Twoja inicjacja, a wówczas szata powinna być na Tobie, a to oznacza, że także będzie inicjowana. Jeśli nie masz mistrza, szata będzie się inicjować sama wtedy, gdy będziesz przeprowadzać w niej rytuał wyświęcenia świątyni i innych atrybutów.
Niektórzy autorzy uważają, że szatę trzeba nakładać do każdej pracy. Oczywiście ona mobilizuje u nastraja, a także chroni i pełni jeszcze wiele innych funkcji. Jednakże życie pokazuje, że na co dzień można też pracować i bez niej.
Symbole żywiołów. Kiedy zwracamy się do żywiołów i w celu zaprzyjaźnienia się z nimi wykorzystuje się następujące narzędzia: buławę (ogień), kielich (woda), magiczną szpadę (powietrze) i dysk (ziemia). Zaleca się używanie narzędzie z naturalnych materiałów - metalu, drzewa, gliny, kamieni itp.
Jeśli będziesz umiał przygotować je sam (na przykład wyciąć z drewna) to dobrze, jeśli nie poszukaj w sklepach przedmiotów mających podobny kształt i odpowiedni rozmiar. Nie muszą one wszystkie być wykonane z tego samego materiału. U pewnego kolegi widziałem dysk z kamienia, kielich z porcelany, szpadę z metalu (nożyk do cięcia papieru) i hinduski wadżr w roli buławy.
Crowley (w „Magice”) zaleca: „Narzędzia, ołtarz, krąg* i mag powinny dokładnie odpowiadać sobie rozmiarami. Jeśli kielich ma wielkość naparstka, to i buława nie może być wielkości nosidła na wodę”.
*Krąg z pentagramem w środku wykreśla się farbą na podłodze pokoju. W naszych domach wywołuje on co prawda raczej niewygody, niż okazuje pomoc. Dlatego jeśli masz Czytelniku możliwość, to najpierw poćwicz jego kreślenie na ziemi na świeżym powietrzu. Na temat kręgu jeszcze będzie jeszcze mowa dalej.
Niedawno pewien młody człowiek przyniósł mi na zajęcia, żeby pokazać cztery narzędzia. Wszystkie były ładne i odpowiedniej wielkości, ale tylko w stosunku do siebie - miecz miał długość 3 cm, buława 2, a kielich i dysk miały po centymetrze średnicy. Musiałem powiedzieć mu, że te przedmioty do celów magicznych całkiem się nie nadają. Takie narzędzia nadałyby się dla Calineczki z baśni Andersena lub dla Tomcia Palucha Charles'a Perrault'a, to znaczy dla istot, których wzrost nie przekracza 8 centymetrów, a mój młody uczeń mimo wszystko pod tym względem przekraczał metr siedemdziesiąt.
Chcę zwrócić jeszcze uwagę na to, że magiczna szpada (tak samo zresztą, jak i inne atrybuty) to narzędzie, a nie broń*. Nad prawdziwą bronią wykonuje się inne rytuały, dlatego nasza szpada nie powinna być zbyt duża (podobna do miecza), ani zbyt ostra.
* W zasadzie nasze narzędzia mogą być wykorzystywane jako broń, ale jest dozwolone dopiero dla adeptów Wewnętrznego Zakonu, to znaczy zaczynając od stopnia 5º = 6º.
Wszystkie trzy rytuały - oczyszczenie, wyświęcenie i poświęcenie, co oczywiste trzeba przeprowadzić na wszystkimi czterema narzędziami oddzielnie. W zakonie Złotego Brzasku było przyjęte, żeby przechowywać i przewozić je w oddzielnej szkatułce lub woreczku, wyjmując jedynie do pracy. Odnosić się do nich trzeba z szacunkiem. Tak na ten temat pisał Crowley:
„Mag powinien je kochać tak, jak ojciec kocha swoje dzieci, troszczyć się o nie ostrożnie i delikatnie, jak narzeczony o narzeczoną i żywić do nich takie samo uczcie, jakie artysta żywi do swoich najlepszych dzieł”.
Dlaczego tutaj nazywa się je narzędziami, a nie po prostu symbolami żywiołów? Dlatego, że na stopniu Zelatora („Wprowadzenie do magii”) nie było to potrzebne, ale Praktyk może się już dowiedzieć kolejnych rzeczy.
Otóż te magiczne przedmioty wykorzystuje się w rytuałach po to, by osiągnąć określone cele:
- buławę do uświadomienia, realizacji lub osiągnięcia czegoś nowego (buławą tworzy);
- kielich do rozwoju percepcji lub przyswajania nowego (kielichem chroni);
- magiczną szpadę do uwolnienia od tego, co niepotrzebne, niebezpieczne, szkodliwe (kindżałem niszczy);
- dysk do ratowania, wzmacniania i ochrony (pentaklem zbawia).
Dzwoneczek.
Potrzebny jest do „umocnienia” niektórych słów podczas przebiegu rytuału. Można używać dowolnego dzwoneczka, byleby był on odpowiednich rozmiarów (a nie na przykład wielkości dzwonu kościelnego).
Świeca.
Zazwyczaj zapala się ją podczas przeprowadzania jakiegoś ważnego lub uroczystego rytuału. Znane są także specjalne rytuały, w których używa się świec. W innych wypadkach zalecam stawianie jej na ołtarzu, ale nie zapalonej. Choć mam też kolegów, którzy wykorzystują świece ciągle, przy każdej pracy. Tutaj wybór należy do Ciebie. Kształt i kolor świecy, tak samo jak świecznika, mogą być różne. Nie wskazane są jednak świece wykonane z jakimś określonym celem: cerkiewne, bożonarodzeniowe, wielkanocne itp.
Kadzielnica.
Może to być podstawka do palenia kadzidełek, „lampa Aladyna”, oryginalna kadzielnica lub inna dowolna konstrukcja pozwalająca na spalanie aromatycznych substancji i ziół. Robi się to w celu złożenia symbolicznej ofiary Kosmosowi lub jakiejś innej konkretnej istocie. Niezbędna także podczas przeprowadzania rytuałów oczyszczenia i wyświęcenia .
Oprócz tego w świątyni mogą znajdować się i/lub być wykorzystywane różne inne przedmioty pomocne lub potrzebne Ci do pracy.
Do pierwszych można odnieść ikony, obrazy, rysunki, portrety nauczycieli i oświeconych, statuetki świętych lub Buddy, amulety z Ziemi Świętej, z miejsc siły, Twoje osobiste talizmany itp.
Do drugich - talizmany, które robisz innym ludziom, wodę lub inne płyny w specjalnych (otwartych naczyniach), nad którymi będziesz dokonywał rytuałów, volty, fotografie, inaczej mówiąc to wszystko, co powinno stać się „rezultatem produkcji”.
A teraz dodamy do tego kompas, collirium i woreczek (które Crowley nazwał Kurą, Świnią i Kobyłą).
Kompas jest potrzebny po to, żeby w nieznajomym miejscu określić strony świata. Na oko nie zawsze się to udaje określić, szczególnie kiedy trzeba pracować w zamkniętym pomieszczeniu bez okien. Jest oczywiście ultima ratio - po prostu wyznaczyć wchód lub południe tam, gdzie w danej chwili skieruje się nasz wzrok. I będzie to działać, ale - jeden raz. Dlatego lepiej jest mieć kompas zawsze przy sobie.
Collirium to przepaska na głowę (bandana). Ją się wyświęca i inicjuje, tak jak opisuję w tej książce. Jej główny cel to pomoc w jasnowidzeniu, ale służy ona także i do ochrony, szczególnie w tych przypadkach, kiedy chronić się od jawnych negatywnych działań adept już potrafi, ale podczas snu jest jeszcze bezbronny.
Pewnego razu coś podobnego zdarzyło się ze mną. Na jawie wszystko było w porządku, a we śnie męczyły mnie dziwne obrazy i larwy. Nie powiem, że śniły mi się straszne koszmary, ale i tak nie było to przyjemne.
Zwróciłem się więc do kolegi (kiedy u maga pojawiają się problemy, to lepiej, żeby sam ich nie rozwiązywał) i Aleksieja Klujewa i ten podpowiedział mi kilka sposobów dobrej ochrony podczas snu. Jeden z nich zastosowałem najbliższej nocy - przed pójściem spać postawiłem pod łóżkiem ciemny talerzyk z czystą wodą (rano wodę trzeba wylać). Męczące sny minęły, jak ręką odjąć.
Collirium to także dobry sposób i tak samo skuteczny. Tylko na noc należy je wiązać nie na głowie, a na szyi.
Woreczek. „Wędrowcem jest nie ten, kto idzie drogą, a ten, kto niesie worek” mówi Olga Szmatowa w jednej ze swoich bajek. Każdy mag powinien mieć swój worek, który z każdym rokiem staje się cięższy i cięższy, dlatego że wciąż przybywa w nim atrybutów. Woreczek z atrybutami należy przechowywać w miejscu niedostępnym dla dzieci i domowych zwierząt oraz dbać o to, by przechowywane w nim przedmioty były czyste i zadbane.
O atrybutach związanych z magią kobiecą patrz rozdział 6 w części 5.
A teraz przejdziemy do rytuałów.
7. Rytuały oczyszczenia, oświecenia i poświęcenia
„- Wszystkie te cuda są bardzo podobne. Znając jedno ty znasz już wszystkie pozostałe.”
Ursula Le Guin, Czarnoksiężnik z Archipelagu
Na początku omówimy najważniejsze rytuały, o których mówi Crowley, a są to oczyszczenie, wyświęcenie i poświęcenie (inicjacja).
Oczyszczenie (purificatio) jest potrzebne przede wszystkim samemu magowi. Czy chce tego, czy nie musi tak lub inaczej uczestniczyć w tym, co nazywamy życiem społecznym. Z tego powodu zaleca się mu od czasu do czasu oczyścić się ze wszystkiego co złe i szkodliwe, co zdążyło „przykleić się” do niego w świecie zewnętrznym, na ulicy, podczas kontaktów ze zwykłymi ludźmi, szczególnie jeśli przyjmuje on pacjentów.
Dobrzy bioenergoterapeuci nawet „widzą” ten astralny brud, który przykleja się do człowieka w postaci ciemnych plam na aurze.
Starożytni uważali, że nawet nasz świat powinien od czasu do czasu się oczyścić poprzez wielkie potopy i światowe pożary. Stąd też biorą się najprostsze sposoby oczyszczenia: wodą i ogniem. O nich już pisałem we „Wprowadzeniu do magii”.
Oczyszczenia można też dokonać poprzez medytacją. Oto przykład takiej medytacji.
Usiądź na krześle w wygodnej pozycji, wyprostuj plecy, połóż ręce na kolanach dłońmi do góry. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że spływa na Ciebie z Kosmosu strumień światła, który przepływa przez Twoje ciało i odpływa w dół, do ziemi. W myślach wypowiadaj przy tym prośbę o oczyszczenie (tekst dowolny) lub po prostu wyobraź sobie, że to światło zmywa cały nagromadzony brud. Potem uzupełnij ten obraz światłem, które przenika w głąb Ciebie i stopniowo przechodzi przez wszystkie czakry zaczynając od najwyższej, a kończąc na najniższej. Spróbuj odczuć lub zobaczyć, jak światło stopniowo napełnia każdą czakrę, wymywając z niej to, co złe i niepotrzebne. Na zakończenie tej procedury „zgaś” światło i podziękuj Kosmosowi.
Możesz także wykorzystać i inne rytuały, które są Ci znane.
Oczyszczanie pomieszczeń i dowolnych przedmiotów wykonuje się w skonfigurowanej przestrzeni (patrz t. I „Wprowadzenie do magii”). Do tego celu używamy kadzidełka (lub…).
Podczas wykreślania znaków wypowiadamy prośbę o oczyszczenie. Można używać dowolnego tekstu, na przykład: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Proszę o oczyszczenie tego pokoju ze zła wszelkiego, które zgromadziło się w nim w ostatnim czasie. Dziękuję”.
Tekst, jak Czytelnik zauważył, układa się w tradycyjnej formie: zwrot do Sił Wyższych, prośba, wyrażenie wdzięczności. Zwracać się można także do Kosmosu, do czterech żywiołów, do osobistego świętego lub ducha opiekuńczego, po prostu do dowolnej Siły Wyższej.
Po zakończeniu pracy w jednym pokoju dzwonimy dzwoneczkiem w rytmie 3-5-3 (= 11). Jeśli oczyszczane pomieszczenie (mieszkanie, biuro) znajduje się w starym budynku, a Ty wprowadziłeś się tam po kimś, to trzeba dodać: „Proszę o oczyszczenie tego pomieszczenia od zła wszelkiego, grzechów i chorób pozostały po poprzednich gospodarzach”.
I. Regardie zalecał także, aby w przypadku bardzo mocno zanieczyszczonego pomieszczenia zamiast pentagramu (lub po nim) wykonywać tzw. Mały rytuał heksagramu, a którym będę jeszcze pisał.
Z kolei jeśli chcemy oczyścić przedmiot, to kładziemy go na obrusie, a potem dokonujemy nad nimi wszystkie potrzebne działania. Jeśli przedmiot jest bardzo stary (na przykład dostałeś w prezencie pierścionek, który Twój pacjent otrzymał w spadku po babci, ze skargą, ze przynosi on nieszczęście), rytuał oczyszczeni należy powtórzyć trzykrotnie.
Na zakończenie każdego rytuału trzykrotnie dzwonimy dzwoneczkiem zgodnie z podanym powyżej rytmem 3-5-3. Do tego można dodać także oczyszczenie wodą i ogniem. Należy robić to w taki sposób, jak duchowni chrześcijańscy wyświęcają pomieszczenia, samochody itp. przy pomocy modlitwy, okadzania i wody święconej. W cerkwi prawosławnej obrzęd ten zawiera od razu także i wyświęcenie.
Wyświęcenie (sacratio) oznacza nadanie obiektowi funkcji sakralnej, wyniesienie go, wyróżnienie z grupy zwykłych przedmiotów. Oczywiście po tym rytuale w istocie rzeczy codziennych funkcji taki przedmiot pełnić nie może. Przypomnij sobie Czytelniku kościelny obrzęd wyświęcania wody, przecież takiej wody nie nalewa się do czajnika, żeby zagotować herbatę.
W zakonach było przyjęte kropienie święconą wodą wyświęcane przedmioty, namazywanie ich wyświęconymi olejami itd. My nie musimy tego robić, choć oczywiście jeśli jest takie pragnienie i możliwości, Czytelnik może to robić.
Rytuał wyświęcenia jest podobny do rytuału oczyszczenia. Wykorzystując niezbędne środki (ogień świecy, kadzidełko, święconą wodę itp.), wypowiadamy potrójną formułę z prośbą o uczynienie danego obiektu świętym, niecodziennym. Na zakończenie dzwonimy dzwoneczkiem: 3-5-3.
Ludzi, a także inne poruszające się istoty żywe nie powinniśmy wyświęcać, jeśli nie osiągnęliśmy dostatecznie wysokiej rangi (w naszym przypadku choćby stopnia Młodszego Adepta Wewnętrznego Zakonu, 5º = 6º). Natomiast rośliny możemy.
Pomieszczenie wyświęcamy obchodząc je zgodnie z ruchem wskazówek zegara, wykreślając w powietrzu znaki i mówiąc: „Proszę Siły Wyższe, żeby pomieszczenie to stało się świątynią (świętością, miejscem koncentracji dobra i miłości, siedzibą miłości i światła), amen”.
Przedmiot wyświecamy kładąc go na obrusie i wykreślając nad nim odpowiednie znaki oraz wypowiadając następujące słowa: „Proszę Siły Wyższe, żeby przedmiot ten stał się święty i wypełniał następujące funkcje (tu je określamy)”. Sam obrus wyświęcamy poprzez położenie go na ołtarzu lub w innym świętym miejscu.
Symbole żywiołów (narzędzia magiczne) wyświęcamy zwracając się za każdym razem do odpowiedniego żywiołu z prośbą, by przeniknął w głąb danego przedmiotu i wypełnił go sobą. W Zakonie Złotego Brzasku było przyjęte przed wyświęceniem tych narzędzi stawiać na ołtarzu żywioł w „materialnej formie”, tzn. zapaloną świecę, kielich z wodą, zapalone kadzidełko i talerzyk z ziemią, żeby ich siła przeszła do narzędzi maga.
Podczas wyświecania należy przywoływać enochiczne imiona żywiołów: „Przywołuję cię, Bitom” itd.:
Żywioł |
Narzędzie |
Imię |
Wymowa |
Ogień |
Buława |
BITOM |
Beitomi |
Woda |
Kielich |
HCOMA |
Chekoma |
Powietrze |
Magiczna szpada |
EXARP |
Eksaerpe |
Ziemia |
Dysk |
NANTA |
Danuta |
Dzwoneczek, kadzielnicę i świeczniki wyświęcamy w zwykły sposób.
Pierścionki, bransolety i inne talizmany wyświęcamy z prośbą, by „służyły swemu właścicielowi wiarą i prawdą, uprzedzając go o niebezpieczeństwach i chroniły przed wszelkimi stratami i szkodami” lub z dowolną inną, jaka w danym momencie jest potrzebna.
Rytuały te można porównać do składania komputera z poszczególnych części (oczyszczenie części z firmowych opakowań) i zainstalowanie oraz uruchomienie zabezpieczeń programowych (wyświęcenie).
A teraz nadszedł czas na uruchomienie komputera.
Poświecenie (initiatio) jest uruchomieniem, włączeniem programu „zainstalowanego” w magicznym obiekcie. Rytuały inicjacji bywały bardzo skomplikowane. Współczesna praktyka pokazuje, że i tutaj można je uprościć.
Podczas inicjacji wyobrażamy sobie światło spływające z Kosmosu i przenikające do obiektu, bądź do pomieszczenia, naszego magicznego przedmiotu lub talizmany wykonanego dla innej osoby. W pomieszczeniu kilkakrotnie wykreślamy ręką lub kadzidełkiem potrzebne w danym wypadku znaki. Podczas pracy z talizmanem lub załóżmy, szklanką wody, umieszczamy ją na obrusie i otoczywszy dany obiekt rękami, wypowiadamy stosowne do okoliczności zaklęcie. Jeśli musimy wykreślić nad nimi znaki, to robimy to w myślach lub ręką, podczas lub po wypowiedzeniu formuły zaklęcia.
Stosujemy proste formuły zaklęć, np.:
„W imię Brahmy, Wisznu i Sziwy, niech Wasza dobroć spłynie na to pomieszczenie. Dziękuję Wam.”
„Przywołuję Cię I. A. O., pobłogosław pracę moją, niech służy dokonywaniu szlachetnych spraw, amen.”
„Niech w tę wodę wejdą wszystkie uzdrowicielskie siły Kosmosu, żeby ten, kto ją wypije uleczony został ze swojej choroby, dziękuję.”
Mogę tu przytoczyć pewien przykład ze swojej praktyki. Działo się to w dniu moich urodzin, było jeszcze wcześnie i gości prawie nie było, kiedy to przyszła do mnie pewna dziewczyna;
- Och, proszę mi wybaczyć, ja przyszłam tylko złożyć życzenia, bo mam zły nastrój i nie chcę przenieść tego na innych.
- Poczekaj - mówię - poczekaj chwilkę.
Poszedłem do drugiego pokoju, nalałem do kieliszka trochę koniaku, otoczyłem go rękami i zacząłem „czarować”. Co prawda wszystkie czynności musiałem wykonywać w przyspieszonym tempie, a w dodatku na niewidzialnym planie, żeby inni nie pytali, co ja tam sobie szepcze i po co wymachuję rękami. No, ale zrobiłem to, co trzeba.
Daję jej kieliszek i mówię:
- Pij.
- Nie, nie chcę, nie będę…
- Pij! - mówię twardo.
Wypiła i po 10 minutach wesoło rozmawiała z innymi gośćmi. Oczywiście nigdzie nie poszła.
Na zakończenie pracy zamykamy przestrzeń przy pomocy odpowiedniego rytuału pentagramu (patrz „Wprowadzenie do magii”).
Wszystko to jest dość proste, ale jest tu jeszcze jedna sprawa, która jest na tyle ważna, że postanowiłem opisać ją w oddzielnym rozdziale.
8. Inicjacja i samo inicjacja
W przypadku inicjacji i samoinicjacji chodzi o przejście osoby w nową jakość. Inicjacji (poświęcenie) dokonuje mistrz nad uczniem lub mówiąc precyzyjniej starszy ranga nad młodszym. Dokonuje się tego nie tylko w magii. Może to być wręczenie dyplomu ukończenia szkoły, złożenie przysięgi, powołanie na stanowisko. Na tym polega różnorodność inicjacji.
Mistyczny sens inicjacji zawiera się w tym, że starszy przekazuje młodszemu cząstkę pewnej siły, którą on z kolei kiedyś w jakiś sposób otrzymał sam. I w „świecie realnym”, i w magii zdarza się, że inicjacja jest czystą formalnością, zaś inicjant rezygnuje z otrzymanej w ten sposób siły.
I nie warto, byśmy tutaj zadawali ulubione pytanie profanów: a może to ten starszy nie był zdolny do przekazania młodszemu owej siły? Pytanie jest założenia źle postawione, albowiem inicjacja, jeśli oczywiście nie jest wymuszona, zawsze, tak jak w wojsku, jest sprawą młodszego rangą, a w magii - tym bardziej. To sprawa ucznia, adepta. Zechcesz - przyjmiesz. Nie zechcesz - Twoja sprawa.
Po prostu z mistrzem przejście do tej nowej jakości przebiega szybciej i wiarygodniej. Ale należy pamiętać, tak jak to było w pewnej sztuce teatralnej, gdzie bohater pyta krawca Triszki, który wyjaśniał, że czego mógł, tego się nauczył:
„- Tak, a pierwszy krawiec, to u kogo się uczył?”
Pierwszy mistrz także przecież powinien był się u kogoś uczyć.
O Wielkich Poświęconych, Buddzie, Jezusie Chrystusie i Mahomecie przyjęło się mówić, że otrzymali oświecenie wprost od Boga. Ale przecież doktor Mikao Usui (1862-1926), pierwszy mistrz współczesnego Reiki*, sam szukał i znalazł swoją siłę. I przechodząc w nową jakość, zaczął przekazywać ją innym.
Dlatego powiem tak: samoinicjacja także jest możliwa. Co prawda wymaga znacznie więcej czasu i wysiłku. Ale jej wartość wcale nie jest mniejsza, niż tej uzyskanej od mistrza. Tylko jak się dowiedzieć, czy się ona dokonała?
* Więcej informacji na temat Mikao Usui Czytelnik znajdzie go w książce E. Rusakowej „Reiki i ja”, patrz informacje na końcu książki.
Inicjację potwierdza nie dokument z pieczątką, lecz pewne szczególne odczucie, wewnętrzny impuls, znak, który bezbłędnie pozwala adeptowi zrozumieć, że osiągnął on nową jakość. Jeśli tego nie ma, to znaczy, ze inicjacja nie nastąpiła.
Niektórzy adepci otrzymują osobisty znak podczas snu. Inni na jawie zauważają przemianę, jaka się w nich dokonała. Tak czy inaczej, nie sposób tego nie zauważyć. Jeśli pozostaje choćby kropla zwątpienia, lepiej odczekać jakiś czas, dlatego ze rzadko kiedy inicjacja dokonuje się jednorazowo. Być może odpowiedni znak pojawi się po kilku dniach. A jeśli się nie pojawił, to znaczy, że nadal trzeba się uczyć.
12. Volt
„Wiedźmy proszono o pomoc w połączeniu się zakochanych i one przygotowywały dwie maleńkie laleczki, które symbolizowały daną parę, związywały je razem czerwoną wstążeczką, wypowiadały zaklęcie i zapalały odpowiednie świece.”
Erica Jong, Witches
Czym jest volt? Volt (z łaciny vultus - twarz, oblicze) to niewielka magiczna figurka przygotowywana z naturalnego materiału, uosabiająca jakiegoś człowieka, nad którym chce się wykonać pewne działania magiczne. To bardzo stara metoda, z które zapewne korzystali nawet ludzie pierwotni.
Volt to kanał łączności z obiektem, transmiter pomagający przenieść to działanie, które nad nim wykonujemy na sam obiekt. Oddziaływanie na niego nazywa się inwoltacją lub enwoltowaniem.
W Egipcie i innych krajach południowych volty lepiono z gliny lub z wosku. Mieszkańcy Północy, to znaczy Wikingowie i Germanie wykonywali volty z drewna lub szyli je ze szmatek i skór. Kiedy osobiście muszę pracować z voltem robię go z plasteliny, choć w zasadzie można kupić w sklepie dowolną małą laleczkę, ale zaznaczam, że z nią trudniej pracować, gdyż nie została wykonana własnymi rękami.
Jeszcze lepsza jest sytuacja, gdy posiada się rzecz wykonaną własnoręcznie przez interesującego nas człowieka lub choćby należącą do niego i wykorzystać ją w roli volta, ale jak zapewne Czytelnik sam rozumie, rzadko się to udaje, a w dodatku jest sprzeczne z zasadami magii minimalnej - łatwiej i prościej wykonać volt samemu, niż prosić fryzjera, żeby dał Ci część włosów swego klienta.
Właśnie dlatego w starożytności, a nawet i współcześnie magowie starają się zdobyć włosy lub paznokcie „ofiar”, choć obecnie najprościej do inwoltacji wykorzystać fotografię. Na pewno Czytelnik spotkał się w gazetach wśród różnych ogłoszeń także i takie: „Uwalniam od uzależnienia od alkoholu przy pomocy fotografii”.
Volty można też robić nie na ludzi. Na moich zajęciach pewien dociekliwy uczeń spytał:
- Czy można zrobić volt na Sejm?
Pojedynczo oddziaływać na duże struktury jest bardzo trudno. W takim wypadku trzeba, żeby się zebrała grupa magów, gdyż jest to praca podobna do rozganiania burzowych chmur. Można też wykonać 460 voltów, liczbę dokładnie odpowiadającą ilości posłów.
W praktyce spotyka się raczej przypadki typu:
- Chcę sprzedać samochód, ale w żaden sposób nie mogę znaleźć nabywcę.
Lub:
- Mamy dom na wsi, ale nie jesteśmy jedynymi właścicielami, w sumie jest nas czworo i wszyscy są ze sobą skłóceni.
Właśnie w takich wypadkach najlepiej zastosować volt. Przy czym w takim wypadku nie ma przeszkód, by kupić odpowiedni przedmiot - samochodzik, domek itp. Chociaż jeśli Czytelnik potrafi na przykład robić zabawki z drewna, to oczywiście może je zrobić sam. Osobiści zdarza mi się (choć rzadko) robić daną rzecz samemu, znacznie częściej proponuję, by dany człowiek sam znalazł sobie volt i uczę go kilku prostych zasad inwoltacji.
Zdarzył mi się kiedyś interesujący przypadek. Otóż zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc dyrektor prywatnej firmy żeglugowej. Miał on dwa własne statki, a dwa następne dzierżawił. Firma zajmowała się frachtem, czyli statki przewoziły towar. Jeden z tych statków został zatrzymany w obcym porcie za jakieś naruszenia przepisów i żeby je odzyskać dyrektor musiałby zapłacić ogromne pieniądze w ramach kary. Natomiast kapitan drugiego okrętu upił się i spóźnił z dostawą. Ów mężczyzna przyszedł do mnie zamówić talizman, który pomógłby mu jakoś wybrnąć z sytuacji.
Od razu było dla mnie jasne, że jeden talizman w takiej sytuacji nie wystarczy. Co prawda wykonałem go zachowaniem wszelkich zasad i reguł, ale dodatkowo poradziłem, by mój klient kupił cztery okręciki i spytałem:
- Pan pamięta imiona wszystkich swoich okrętów?
- Oczywiście.
- A więc zrobi pan tak. Kiedy znajdzie pan chwile wolnego czasu i nikt nie będzie panu przeszkadzał, wyjmie pan talizman i okręciki (lepiej je przechowywać w ukryciu), postawi je pan przed sobą na stole, otoczy dłońmi i powie głośno lub w myślach: „Proszę boga mórz Neptuna, by pobłogosławił moje okręty (tu trzeba wymienić ich imiona) i w rejsach i w pracy…” dalej można wymienić szczegóły, a na koniec nie wolno zapomnieć o podziękowaniach.
Rytuałów go nie uczyłem, ponieważ wykonałem je sam podczas robienia talizmanu.
Jak pracować z voltem?
1. Przygotowanie. Volt to poważna sprawa, jeśli dotyczy człowieka, dlatego otwierający rytuał pentagramu i/lub heksagramu należy wykonać jeszcze przed rozpoczęciem pracy. Następnie biorę czystą papierową serwetkę i zaczynam na niej lepić figurkę z plasteliny w kolejności: głowa, tułów, ręce, nogi. Wypowiadam przy tym modlitwę lub zaklęcie, bądź też nic nie mówię, to zależy od okoliczności. Potem łączę wszystkie części, kładę figurkę na serwetce, otaczam dłońmi i mówię: „Nazywam Cię imieniem (tu wymieniam to imię)”. Rysuję nad nią w powietrzu dowolny pozytywny znak z opisanych w poprzednich rozdziałach lub po prostu wykreślam chrześcijański krzyż. W starych traktatach zalecano pokropienie figurki święconą wodą lub aromatycznym olejem. Cóż, jeśli Czytelniku masz taką możliwość to możesz to zrobić. Jeśli nie to takie działanie można wykonać w formie wizualizacji. Po tych zabiegach figurka przekształca się w volt.
2. Inwoltacja. Teraz volt trzeba umieścić na obrusie lub na kartce papieru z narysowanym na nim heksagramem bądź inną figurą w okręgu. Wskazane jest, by figura odpowiadała stojącemu przed nami zadaniu. Krąg i figurę można także narysować w myślach, naturalnie zanim umieścimy tam volt. Kiedy leży on już w odpowiednim miejscu otaczamy go dłońmi i wykonujemy rytuał wyświęcenia i poświęcenia oraz wypowiadamy zaklęcie zgodnie z tradycyjnym schematem - zwrot, prośba, wyrażenie podziękowań. Zwracamy się do Sił Wyższych lub do jakiejś określonej istoty w zależności od potrzeb.
Pewnego razu zadzwonił do mnie kolega z innego miasta z prośbą, bym pomógł jednej jego pacjentce. Dzieliła nas odległość kilku tysięcy kilometrów, dlatego najprostszym sposobem według mnie był właśnie volt.
Mój kolega jest uzdrowicielem, ale jego pacjentka nie tylko była chora, lecz jeszcze w dodatku nie chciała lub bała się wyzdrowieć, dlatego wziąłem plastelinę w białym kolorze, zrobiłem volt i wykonałem rytuał w heksagramie Wenus, zwracając się przy tym do tej bogini z prośbą, by pomogła tej kobiecie pokochać samą siebie.
A tak przy okazji wspomnijmy o kolorze materiału. Tutaj jakich specjalnych zasad nie ma, ale myślę, że samo przez się jest zrozumiałe, że czerwony kolor na przykład pobudza i skłania do aktywnej działalności, a granatowy lub czarny najlepiej nadają się do wykonania figurki człowieka, którego trzeba okiełznać lub ukrócić jego działalność, na przykład złego szefa lub wrednej teściowej. Oczywiście bez inwolatcji w takich przypadkach nie zdziałamy wiele.
Jeśli człowiek przeżywa kryzys życiowy i nic mu nie wychodzi, można wykorzystać nieklasyczny heksagram opisany wcześniej, ponieważ on obejmuje wszystkie sfery ludzkiego życia - i osobowość (trójkąt Słońce-Wenus-Merkury), i realizację społeczną (trójkąt Księżyc-Saturn-Jowisz), a w związku z tym praca maga, można powiedzieć, idzie od razu we wszystkich kierunkach. Stosowane w tym wypadku zaklęcie to ARARITA.
3. Zakończenie pracy. Po wykonaniu tych wszystkich działań dokonujemy odpowiedniego rytuału zamknięcia, a potem umieszczamy figurkę w bezpiecznym miejscu. W moim przypadku takim miejscem jest pokój-świątynia. Volt opisywanej powyżej pacjentki zawinąłem w serwetkę i położyłem na jednej z otwartych pólek regału. Volt złego szefa wsadziłem do szklanego słoika po kawie, zamknąłem pokrywkę i postawiłem na innej półce.
Volt powinien zostawać na wyznaczonym mu miejscu, dopóki będzie potrzebny. Po pewnym czasie ludzie, którzy prosili o pomoc zazwyczaj dzwonią do mnie i informują, że ich sytuacja zmieniła się na lepsze. Jeśli zaś takiej informacji nie otrzymuję, muszę zaufać swojej intuicji. To ona mi podpowiada, czy volt wypełnił swoje zadanie. Co potem z nim zrobić? Zgodnie z tradycją zużyty volt należy oddać żywiołom - ogniowi, wodzie lub ziemi. Osobiście idę do najbliższej rzeki i ze słowami podziękowania wrzucam volt do wody.
13. Praworęczni i leworęczni
„Ja swoją nieprawą lewą
Nie zamienię na prawą prawą!”
Włodzimierz Wysocki, Piosenka o futboliście
Nam, ludziom leworęcznym bywa trudno. Nożyce źle tną, guziki się nie zapinają, ze sztućcami nigdy nie wiadomo co zrobić, a tu jeszcze do tego dochodzi magia. We wszystkich podręcznikach mówi się, że rytuały należy wykonywać i znaki rysować prawą ręką, dlatego że lewa jakoby należy do diabła. Tylko czemu od diabła, jeśli jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak praworęczni, a niektóre rzeczy wychodzą nam nawet lepiej.
A na przykład u mnie pół rodziny to leworęczni. Tak więc co, mamy magią się nie zajmować? A dodatkowo dochodzi tu jeszcze problem kobiet, ponieważ uważa się, że roboczą ręką tężyzny jest prawa, a kobiet - lewa. No i odpowiednio tak samo jest z okiem, uchem itp. Można się w tym wszystkim zaplątać ostatecznie.
Dlatego spróbujmy uprościć sytuację (tutaj przychodzi Crowley i mówi: „słuchajcie, przecież to wszystko jest takie proste”).
Przykład z praktyki - jedna z moich uczennic, leworęczna, zaczęła na zajęciach wykreślać pentagram lewą ręką. Pozostali oczywiście się wzburzyli, ale poprosiłem ich o cierpliwość, po to, by zobaczyć co z tego wyjdzie. I okazało się, że praca mimo wszytko wychodzi dobrze, tylko kolor pentagramu podczas wizualizacji się zmienia - kiedy pracuje się prawą ręką, znaki zazwyczaj mają barwę czerwoną, pomarańczową lub żółtą, a kiedy wykreśla się je lewą to przybierają kolor zielony bądź niebieski.
Wyjaśnijmy to. Magią może zajmować się każdy człowiek, czy to mężczyzna, czy kobieta i nie ważne, którą ręką się posługuje. Jak jest Ci wygodnie, tak i rób. To znaczy, niezależnie od tego, czy będziesz pisać, rysować, kreślić potrzebne znaki prawą czy lewą ręką, specjalnej różnicy nie będzie w tym sensie, że planowany rezultat zostanie osiągnięty.
Różnica polega tylko na odczuciach. Dlatego jeśli jesteś leworęczny, zapomnij o tym, co piszą podręczniki i działaj tak, jak idzie Ci ręka. A jeśli jesteś praworęczny, to niezależnie od tego spróbuj choć raz wykonać rytuał nie prawa, a lewą ręką. Dowiesz się wielu nowych rzeczy. W końcu nie bez powodu wszystkie cząsteczki białka u istot żywych na naszej planecie są lewoskrętne, a jeden z wielkich fizyków pewnego razu wygadał się i stwierdził, że Bóg jest leworęczny.
Nawiasem mówiąc, ci z leworęcznych, którym kiedykolwiek będzie potrzebna pomoc w naszych leworęcznych sprawach, podaję imię bóstwa jedynego w całej światowej mitologii, który sam będąc mańkutem troszczy się o swoich podopiecznych. To Uitcilopocztli, jeden z azteckich bogów. Zgodnie z legendą, to właśnie on nauczył Azteków posługiwania się łukiem. Poza tym, tak w ogóle, to z bogami trzeba być w dobrych stosunkach, ale o tym w kolejnym rozdziale.
23. Figury talizmanów
„W ramach ćwiczeń wizualizacyjnych mogę polecić na początek, byś Czytelniku wygodnie usiadł albo się położył, zamknął oczy i wyobraził sobie całkowicie czarną powierzchnię…”
K. Follmar, Tajemnice koloru. Czerwony
Poprzez kombinację liter, ich koloru i inne związane z nimi wartości można uzyskać pewną syntezę, która pozwoli nadać talizmanowi obraz przywoływanej elementarnej* siły. Sigillum w związku z tym pomaga wejść w potok energii tej siły i pobudzić ją do działania.
* Tutaj i dalej w znaczeniu siły żywiołowej, naturalnej, stąd przyjęto określenie elemental i elementem, przyjęte przez okultystów XIX wieku. Elemental (ang.) - bezosobowa istota, posiadająca osobowość, a czasami także ciało fizyczne, widzialna jedynie przy zachowaniu określonych warunków.
Pamiętaj Czytelniku, że tego nie wolno robić dla własnej przyjemności czy rozrywki, albowiem siły Przyrody to nie zabawka. Magiczne działania należy wykonywać z całą powagą, uważnie i szacunkiem, inaczej zaczniesz przypominać dziecko, które igra z ogniem i grozić Ci będzie zniszczenie samego siebie.
Pamiętaj także, że pierwsza litera imienia tej istoty, którą przywołujesz lub wizualizujesz odpowiada jej głowie, zaś ostatnia - nogom. Inne litery tworzą jej tułów i kończyny.
I tak imię layga Agiel przedstawia anielską istotę o następujących właściwościach:
- Alef. Powietrze. Uskrzydlona głowa z długimi, złocistymi, kręconymi włosami
- Gimel. Księżyc. Wieniec w kształcie sierpa w srebrno-niebieskim kolorze; surowa, ale piękna twarz kobiety, otoczona błękitnawą aureolą.
- Jod. Panna. Ciało młodej dziewczyny w zielonym chitonie.
- Alef. Powietrze. Duże, złote skrzydła, okrywające dolną część ciała.
- Lamed. Waga. Stopy eleganckie, proporcjonalne, tak jak i inne części ciała; w rękach trzyma (lub leży u stóp) miecz i szale wagi Sprawiedliwości w kolorze jasnozielonym.
Ogólny ton także ma barwę zielonkawą. Przy wizualizacji tej postaci pomaga uważna analiza Wielkich Arkanów Tarota.
Należy pamiętać też o tym, że każdą postać powinniśmy wizualizować jak można najpiękniej i najwyraźniej, albowiem im bardziej brzydka i niewyraźna nam wyjdzie, tym niebezpieczniejsza będzie dla tego, kto ją przywołuje.
Potem narysuj sobie na klatce piersiowej sigillum, imię przywoływanej istoty napisz w okolicy pasa, a wizualizowany obraz projektuj na obłoki. Jeśli wszystko to wykonasz z należytą powagą, nie naruszając obrazu anioła nawet najmniejszym grubiaństwem lub niskimi pobudkami, to będziesz mógł usłyszeć to, co on powinien Ci powiedzieć.
Serafin przedstawia sobą podobną do anioła wojowniczkę otoczoną języczkami ognia, a jaj twarz podobna jest do Słońca. Pod jej nogami widnieje burzliwe morze i burzowe chmury, wokół niej padają błyskawice i rozchodzi się zarzewie, jak od pożaru. Na głowie ma trójkątny hełm lub płonącą grzywę włosów jako symbol ognia.
Grafiel to także podobna do anioła wojowniczka, jej twarz jest jasna, na głowie ma wieniec Księżyca, który także promieniuje światłem. Wokół niej także widnieją płomienie i błyskawice, a zdobią ją cztery skrzydła.
Końcówka EL zawsze oznacza skrzydła u podobnych do aniołów postaci, a symbolizują one Sprawiedliwość. Końcówka YAH oznacza postać na tronie podobną do króla lub królowej, u której blask emanuje ze stóp.
24. Jeszcze o talizmanowych figurach
Imiona wszystkich aniołów i aniołopodobnych sił (z bardzo niewielkimi wyjątkami) kończą się przyrostkiem LA lub HY.
Boskie imię EL odnosi się do sefiry Chesed i oznacza potężną siłę Dobra działającą jednak bardziej miękko, niż siła imienia YAH.
I, ponieważ diabły tak samo, jak i anioły, czerpią swoją siłę ze źródła boskiej energii, to i w przypadku imion złych duchów można spotkać końcówkę EL.
Natomiast przyrostek YAH uważa się za należący jedynie do aniołów lub duchów wypełniających Wyższą wolę, to znaczy uosabiających tylko Dobro i Łaskę.
Dlatego ani jedna, ani druga końcówka nie może służyć jako sposób na określenie rodzaju i roli nosiciela danego imienia, a w związku z tym podczas wizualizowania danych postaci nie ma sensu kierować się nimi.
Tworząc taki obraz lepiej oprzeć się na własnej intuicji lub wstępnie naszkicować go na papierze. Przy tym zalecam wypowiadanie imion odpowiadających światu, do którego należy obraz, w zależności od celu, w jakim go tworzymy: do świata Aciluth należą Boskie imiona, do świata Briah - anielskie itd. Koniecznie także trzeba wypowiadać imiona sefirot należące do tego świata, w którym znajduje się wizualizowana figura.
Należy pamiętać, że cztery światy Drzewa Życia uosabiają prawo, zgodnie z którym buduje się i kształtuje wszystkie rzeczy materialne i zjawiska.
Świat Aciluth (świat Boskim Emanacji) to czyste archetypy, prapoczątek. Jak już mówiłem odnoszą się do niego Boskie imiona.
Briah (świat twórczości) to świat wyobraźni, twórczości, należą do niego całkowicie określone bóstwa zazwyczaj nazywane archaniołami.
Jecirah (świat tworzony) to świat obrazów, do niego należą chóry anielskie i na koniec Assijah, świat materialny, który składa się z wielkich królestw żywiołów (królestwo minerałów, roślin, zwierząt) i człowieka, a w niektórych przypadkach także i klifot, chociaż one zazwyczaj lokują się na poziomach poniżej świata Assijah.
Z tego jednakże wynika, że talizmaniczne imiona prawie nigdy nie zawierają imion Boskich (świat Aciluth), a i imiona archaniołów (świat Briah) wykorzystuje się w tym celu dość rzadko. Postacie z tych światów wizualizuje się z głową przykrytą kapturem, spod którego nie widać twarzy.
Talizmaniczne imiona bierzemy przede wszystkim ze świata Jecirah. Z tego względu nie polecam wykorzystywania w talizmanach imion z dwóch wyższych światów, lepiej poszukać jakichś odpowiedników w świecie tworzonym. Natomiast można do tych celów wykorzystywać dowolne elementarne formy ze świata Assijah.
Płeć postaci zazwyczaj zależy od tego, jakie litery przeważają w jego imieniu, męskie czy żeńskie. Wizualizowana postać składa się z tylu części, ile liter zawiera jej imię, przy czym pierwsza litera oznacza głowę, zaś ostatnia nogi.
Jeśli chodzi o płeć imienia analizujemy je pod względem obecności w nim odpowiednich liter, ale nie pod względem ich sumy. Na przykład:
Nvpdns SANDALPHON:
Samech: litera męska;
Nun: litera męska;
Dalet: litera kobieca;
Pe: litera kobieca;
Waw: litera męska:
Nun: litera męska.
Z powyższego wynika, że przeważa tu męski pierwiastek, dlatego podczas wizualizacji tego imienia powinniśmy wyobrażać sobie męską postać.
Jednakże to imię wyjściowo należy do cherubina płci żeńskiej, czyli jest wyjątkiem. To archanioł ze świata Briah, a nie anioł ze świata Jecirah.
Sandalphon bywa także nazywany Jecer (rxy), co oznacza „lewy”. Trzy litery tego imienia to odpowiednio kobieca, kobieca i męska, co też i odpowiada jego płci. Obraz wchodzący w skład imienia Sandalphon składa się z siedmiu liter:
- Samech: głowa. Piękna, żywa twarz, bardziej pociągła niż okrągła;
- Nun: szyja, potężna i mocna;
- Dalet: ramiona pięknej kobiety;
- Lamed: serce, piersi także kobiece, o idealnym kształcie;
- Pe: potężne, silne biodra;
- Waw: zgrabne nogi;
- Nun: żylaste, a możliwe, że i uskrzydlone stopy.
Wyobrażając sobie elementala o takim imieniu zobaczymy coś w tym rodzaju:
- Samech: duża, ale piękna głowa; kolor niebieski;
- Nun: od szyi zaczynają się skrzydła podobne do orlich; kolor niebiesko-zielony;
- Dalet: eleganckie, kobiece ramiona; kolor zielono-niebieski;
- Lamed: piękne, kobiece piersi; kolor jasnoczerwony;
- Pe: potężne, silne biodra; kolor czerwony;
- Waw: nogi byka; kolor pomarańczowo-czerwony;
- Nun: stopy orła; kolor zielonkawo- niebieski.
Jak widać, otrzymujemy pewnego rodzaju syntetyczne wyobrażenie nie jednego, a nawet kilku cherubinów jednej postaci.* Można wyobrażać sobie tę postać z nogami stojącymi na ziemi i głową sięgającą chmur. Kolory przede wszystkim odnoszą się do rycerstwa, co pozwala na przyjęcie jaskrawego, ale miękkiego zielonego koloru jako barwy podstawowej.
* Cherubin (cherub) - tutaj symboliczna postać oznaczająca stałe znaki Zodiaku (Byk, Lew, Orzeł i Anioł).
Odkryte części ciała mają raczej niebieski kolor, twarz, która ma rysy Strzelca wyróżnia się „końskimi” cechami. Cały obraz przypomina częściowo Hathor, a częściowo Nait trzymającą łuk i strzały, o ile będziemy trzymać się tradycji staroegipskiej.
Emanacje sił Boskiego Światła, nazywane aniołami, nie mają płci w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, jednak można je odnieść do pierwiastka męskiego lub żeńskiego. Płciowe cechy w zwyczajowym rozumieniu posiadają duchy elementarne, cherubiny, wróżki, duchy planet i olimpijskie duchy, a także klipoty, przy czym u tych ostatnich są one wyolbrzymione, czasami dziwaczne i im większy jest ich upadek, tym bardziej owe cechy są powiększone.
W przypadku istot wyższych i aniołopodobnych płeć wyrażana jest poprzez stałością lub zmiennością wyrazu twarzy. Stabilnością i niezmiennością kształtów wyróżniają się istoty żeńskie, natomiast męskim właściwa jest aktywność i ruchliwość. Ta tradycja pozwala odnieść prawie wszystkie istoty albo do duchów zamętu, albo pokoju. Pierwsze nazywane są męskimi, drugie żeńskimi.
W związku z tym siła działająca prędko i szybko będzie raczej rodzaju męskiego. Natomiast siła działająca powoli, lecz stale będzie rodzaju żeńskiego. Z tego względu wszystkie litery dające podczas wymawiania długi dźwięk uważane są za litery mobilne, czyli raczej męskie. Są też litery, które nie mają określonej płci, jednakże one też skłaniają się w jedną lub drugą stronę. W ogóle na temat każdej z liter mamy bogatą literaturę, gromadzoną przez wieki. Jednak Czytelnik będzie musiał poszukać jej sam, natomiast tutaj przytoczę tylko wyjątkowo ładne przykłady.
26. Talizmany i amulety
„Dopiero teraz zauważył, że na niej nie ma łańcuszka z amuletem z białego nefrytu.
- Zapewne zgubiłam go, kiedy przekraczaliśmy rzekę - uspokoiwszy się nieco rzekła Estrella.
- Czemu nie powiedziałaś o tym wcześniej?
- A po co?
… Nocą poczuła się źle, a do ranka całkiem się rozchorowała.”
U. Le Guin
Talizman (z greckiego to telesma - życzenie, wola) jest figurką lub innym wyobrażeniem bóstwa, może to też być jakiś przedmiot bądź symbol. Jak pisze brat Mazars, jest to wyobrażenie pewnej odpowiedniej istoty, samo z siebie wystarczające z powodu siły swej tradycyjnej lub rodowej przynależności, obraz bóstwa, noworoczna choinka, herb rodowy itp.
Wiele osób, które w najmniejszym stopniu nie są związane z magią i nawet w nią nie wierzą, maja swoje talizmany - kamyczki, pierścionki, pluszowe misie: „One przynoszą mi szczęście”. Znam pewnego hazardzistę, który siada do gry zawsze w tej samej, ulubionej koszuli w kartkę. Tym niemniej to także jest magia, chociaż ani kamyczek, ani koszula nie zostały poddane żadnym specjalnym rytuałom. Wystarczy, że człowiek w jakimś momencie poczuł więź pomiędzy sobą a danym przedmiotem, gdyż owa więź jest jedną z podstaw magii. Kiedy talizman przygotowuje mag, to właśnie on tworzy tę więź pomiędzy człowiekiem a przedmiotem.
Czasami mag nanosi na talizman jakieś znaki, ale z reguły nie stosuje żadnych konkretnych napisów. Naniesienie na talizman jakiegokolwiek jawnego lub zaszyfrowanego tekstu przekształca go w amulet.
Amulet (z łaciny amoliri - oddalający nieszczęście) jest figurką z napisem lub po prostu sam napis naniesiony na specjalnie dobrany przedmiot z zachowaniem wszystkich rytuałów. U Żydów jest to na przykład mezuza - karteczka z tekstem z Tory umocowana do drzwi, która ma przyciągać do domu szczęście i odganiać złe duchy. Do amuletów zaliczamy także woreczki z ziołami, skrypty ochronne, pentaklem itp.
Czytelnik może spytać: a krzyż noszony na szyi, łańcuszek z tarczą Dawida lub symbolami wiary, nadziei i miłości (krzyżykiem, kotwicą i sercem), czy też znak Zodiaku bądź pierwsza litera imienia to talizmany czy amulety? Szczerze? Jeden Bóg to wie. Podane powyżej określenia to jedynie tradycja, a współcześnie oba te pojęcia w znacznym stopniu się wymieszały. Sam Mazars nazywa je „syntetycznymi symbolami”. Dlatego i my nie będziemy się czepiać szczegółów i przyjmiemy ogólne pojęcie „talizman”.
Podstawowa różnica pomiędzy talizmanem a dowolnym innym przedmiotem polega na tym, że ten pierwszy jest „naładowany”, to znaczy wykonano nad nim odpowiednie rytuały, dzięki którym posiada on szczególną siłę.
Jeśli na talizman zostały naniesione jakiekolwiek znaki i napisy z tych, które zostały podane w tej książce bądź wzięte z innych tradycji, to zgodnie z teorią siła danego talizmanu wzrasta. W praktyce jednak nie zawsze się tak dzieje. W tym przypadku najważniejszy jest prawidłowy dobór (sporządzenie) znaku lub napisu. Najmniejsza pomyłka spowoduje, że praca pójdzie na marne. Więc jeśli masz Czytelniku wątpliwości, to lepiej zainicjować talizman nie stosują żadnych znaków. Przykładem mogą tu być pentakle (pentacles).
Pentakle - szczególne okrągłe znaki lub pieczęcie poświęcone dobrym bądź złym duchom, królowi Salomonowi i innym magom starożytności. Wewnątrz okręgu zazwyczaj umieszcza się jakiś znak lub sigillum konkretnego ducha, zaś na brzegu kreśli się napis. Nie ma prawdopodobnie ani jednej książki o magii, w której by nie podano choćby jednego przykładu pentakle. Współcześnie przedrukowano też już wiele starych książek na ten temat.
Problem polega jednak na tym, z napisy z reguły wykonywano w języku hebrajskim, a autorzy starych książek, którzy je przerysowywali hebrajskiego nie znali, nie mówiąc już o wydawcach, którzy owe książki drukowali współcześnie, dlatego niektórych liter nie sposób rozpoznać.
Wierzę, że mój Czytelnik już w dostatecznym stopniu opanował hebrajski i jest w stanie poprawić pomyłki, przynajmniej niektóre, w takich ogólnie znanych pojęciach, jak YHVH, AGLA, ARARITA, używane w każdym napisie. Jest jednak dużo innych imion i słów, których zrozumieć nie udało się nawet mi. (I naszym specjalistom od hebrajskiego.)
Nawet jeśli napisy na okręgu zostały wykonane literami łacińskimi, należy jeszcze wypowiedzieć zaklęcie, wymówić imię ducha, do którego się zwracamy, zaś imiona są albo hebrajskie, albo enochiczny! We współczesnych tłumaczeniach „z amerykańskiego” są one na tyle skażone, że korzystanie z nich może być nawet niebezpieczne. Dlatego lepiej używać tylko te znaki i napisy, które dobrze znamy.
Jak zrobić talizman?
Wykonuje się je na dowolnym materiale o pochodzeniu naturalnym (którego źródłem jest przyroda), czyli na plastiku lub kawałku betonu nie można ich robić. Nie zaleca się też wykonywania talizmanów na przedmiotach z ruchomymi częściami: wieczne pióro, zegarek, zapalniczka.
Na początku należy przygotować lub wybrać jakiś przedmiot o niezbyt dużych rozmiarach, pamiętając o tym, że jego właściciel będzie go nosić przy sobie lub trzymać w domu.
Czasami pacjenci pytają:
- Czy można zrobić talizman w formie makaty lub dywanu na ścianę?
- W zasadzie można, ale to wymaga dużej straty czasu i sił, a magia powinna być minimalna.
- A na kawałku skóry można?
- Można.
Po wybraniu nośnika, postaraj się Czytelniku o jak najbardziej konkretne sformułowanie zadania i określ do jakich duchów (ducha) będziesz się zwracał oraz jakie symbole można w tym celu wykorzystać. Zapisz hebrajskim alfabetem imię ducha i/lub imię człowieka, dla którego robisz talizman, jeśli jest on imienny. Zwizualizuj talizmaniczną postać imienia. Spróbuj narysować ją na papierze i przekształć w sigillum.
Sposobów zapisywania jest zazwyczaj kilka, ale nie powinno Cię to martwić. Z jednej strony intuicja pomoże Ci znaleźć najlepszy wariant, a z drugiej wybierz sobie dzień, w którym będziesz wyświecał i inicjował talizman, a wtedy imiona astralnych duchów władających odpowiednim żywiołem, znakiem Zodiaku, dekanatem i seksturą także będą Ci służyć podpowiedzią.
W wielu książkach można znaleźć szczegółowo wymienione anioły władcy godzin. Osobiście nie widzę sensu w zwracaniu się do nich z jednego prostego powodu - obecnie żyjemy według czasu strefowego i letniego, a władcy podani są zgodnie z czasem słonecznym. Na przeliczanie tego czasu, który pokazuje Twój zegarek na słoneczny zajmuje zbyt dużo czasu.
Minimalizuj! Po prostu do pracy należy wybrać spokojną porę, kiedy nikt nie przeszkadza. Oczywiście należy uwzględniać fazy Księżyca.
Na rosnącym Księżycu przyjęło się wykonywać talizmany dla tych spraw, które powinny lepiej rosnąć i szybciej się rozwijać, zaś na malejącym dla tych, które powinny jak najszybciej zmniejszyć się i zniknąć.
Podczas pełni w zasadzie można robić prawie wszystko, co się chce, ale według mnie lepiej ten czas wykorzystać na medytację.
Podczas nowiu lepiej nie robić niczego.
Jeśli jesteś Czytelniku przyzwyczajony do pracy z dniami księżycowymi, to możesz na wykonanie talizmanu dobrać stosowny dzień księżycowy. Osobiście z tego nie korzystam.
Po wybraniu symbolu, sygillum i napisu na jedną bądź obie strony talizmanu znów trzeba najpierw poćwiczyć na papierze, żeby całość wyglądała estetycznie. Jeśli umiesz i lubisz rysować Czytelniku, a narysowana przez Ciebie zwizualizowana postać podoba Ci się, zachowaj kartkę, na której ćwiczyłeś, gdyż może Ci się jeszcze przydać w przyszłości. Z czasem możesz zebrać interesującą kolekcję. Pewien mój kolega ma już cały album takich rysunków.
W ogóle praca nad talizmanem jest analogiczna do tej z voltami. Wykonując rytuał kręgu (pentagram, heksagram itd.) nanieś symbole, sigillum i napis na talizman. Jeśli chcesz zrobić pentakle, starannie wpisz symbole w środek okręgu, potem wykonaj rytuały wyświęcenie i inicjacji i wypowiedz potrójne zaklęcie (zwrot-prośba-wdzięczność) i jeśli jest to niezbędne jedną z magicznych formuł.
Jeśli talizman jest imienny, czyli przeznaczony dla konkretnego człowieka, to koniecznie trzeba napisać jego imię. W przypadku dyrektora firmy okrętowej, o którym pisałem wcześniej, robiłem dość duży talizman wielkością prawie równy paczce papierosów, dzięki temu udało się mi umieścić na jednej ze stron węzeł (sigillum) z jego imieniem i nazwiskiem.
Bezimienne talizmany robi się podczas pracy „w potoku”, dla potencjalnych klientów. To są te talizmany, które można kupić w sklepach ezoterycznych. Ich długotrwały pobyt w takim sklepie nie wpływa na nie korzystnie, dlatego po zakupie takiego talizmanu dla siebie bądź innej osoby powinieneś je „naładować” ponownie.
Jako talizman można także wykorzystać bransoletkę, minerał, porcelanowa figurkę lub dowolny inny przedmiot, który na przykład chcesz podarować na przykład bliskiej osobie. „Zamawia się” go w analogiczny sposób, tylko symbole i napisy nie nanosi się na nie fizycznie, lecz w powietrzu.
Nie uczę Cię Czytelniku czarnej magii, ale na wszelki wypadek uprzedzam, żebyś wiedział i był przygotowany, że talizman można „naładować” i złymi intencjami. Wszak może się zdarzyć tak, że masz wroga, który chce zesłać na Ciebie chorobę. Dlatego jeśli otrzymujesz coś w prezencie lub po prostu ktoś coś zostawił (zapomniał) u Ciebie w domu, sprawdź czy na tej rzeczy nie ma „czarnej” informacji. Potem wykreśl na swoich dłoniach znak dobra i siły (nie musi być to narysowane flamastrem, można to zrobić w powietrzu). Przesuń dłonie nad takim przedmiotem, a uzyskasz odpowiedź zwrotną.
Zły talizman nazywa się „odnosem” (dlatego, że odnosi się go i podkłada temu człowiekowi, na którego chce się wpłynąć negatywnie). Jeśli jest to zły talizman, należy go zneutralizować. Można go po prostu wyrzucić, można oczyścić, można zapakować do dowolnego pojemnika, to zależy od tego, jaka to rzecz. Złotego pierścionka raczej nie należy wyrzucać.
Jeden z moich przyjaciół przywiózł mi z Ameryki Łacińskiej bardzo stary talizman. Przyjaźnię się ze wszystkimi bogami, dlatego nawet nie zdążyłem mrugnąć okiem, jak ten talizman zagubił się wśród moich niezliczonych półek na książki i szafek. Po mniej więcej trzech latach odnalazł się, jednak tylko po to, by znów się zagubić. A po następnych trzech latach zaginął także i mój przyjaciel.
Jeśli talizman nie jest ozdobą, którą nosi się na szyi lub na ręce, to najlepiej przechowywać go w woreczku, żeby go nie uszkodzić.
Po wykonaniu swego zadania talizman albo pęka, albo się gubi. Jeszcze ani razu nie musiałem „doładowywać” talizman lub oddawać go żywiołom, jak to często się zdarza z voltami. Jest tu jednak pewien wyjątek, otóż nie dotyczy to talizmanów , które mają mnie chronić, te „doładowuję” regularnie i noszę zawsze przy sobie.
Pewnego razu musiałem zrobić jeden talizman w trzech egzemplarzach, dlatego że człowiek przyjechał do mnie z daleka i musiał szybko wracać, przy czym trudno mu byłoby ponownie odbywać tak długą drogę. W związku z tym nie mogłem zrobić mu nowego talizmanu w przypadku, gdy stary przestanie spełniać swoją rolę. Człowiek ten bał się zamachu na swoje życie. W związku z tym zrobiłem mu trzy jednakowe talizmany i powiedziałem:
- Jeden talizman proszę nosić przy sobie przez cały czas, a dwa pozostałe należy przechowywać w bezpiecznym miejscu. Kiedy pierwszy talizman przestanie działać, weź drugi. Kiedy i drugi skończy swoje oddziaływanie, weź trzeci.
27. Ochrona
„Mądry człowiek idąc nawet do najbliższego sklepu po chleb powinien pamiętać, że może stamtąd nie wrócić.”
M. Sierowa, Słodki horror
O technikach bezpieczeństwa w pracy maga pisałem już we „Wprowadzeniu do magii”, ale jest to tak ważny i obszerny temat, że na pewno nie będzie przesadą powrót do niego.
Czasami spotykam się z pytaniem: a jak się dowiedzieć, czy ktoś wywiera na mnie szkodliwy magiczny wpływ? Nijak. Tylko bardzo silny, a w dodatku dobrze wykształcony mag może odróżnić na przykład przypadek „influxu” od zwykłego, banalnego przeziębienia*. Dlatego najlepszym sposobem leczenia, jak wiadomo, jest profilaktyka, czyli w porę zastosowana ochrona. Jednak pewne oznaki są, tak że zorientować się można.
* Nawiasem mówiąc silny i wykształcony mag niczego się nie boi.
1. Najprostszy sposób - rozłożyć karty. Osobiście zazwyczaj stosuję rozkład „Dwanaście domów”, wykładając na każdy dom po jednej karcie, ale Ty Czytelniku możesz wybrać rozkład, jak Ci się podoba. Podczas interpretacji nie należy analizować tego, co dzieje się w każdym domu, lecz spróbować odczuć, jakie wrażenie wywiera na Tobie rozkład w całości. Na trzecim stopniu powinieneś już dość dobrze czuć, jaka energetyka emanuje z tego czy innego rozkładu. Jeśli nie czujesz się pewnie, sprawdź, czy w rozkładzie jest dużo negatywnych kart i czy nie ma ich więcej niż się spodziewałeś. Można także wybrać w tym celu specjalną talię, której nie używasz do innych celów. Z takiej tali wystarczy wylosować jedną-dwie karty.
2. Obserwacja. Poobserwuj swego psa lub kota, jeśli masz takie zwierzęta w domu. „Twoje zwierzęta domowe to przekaźnicy znaków. Mogą ostrzegać nas o zbliżającym się niebezpieczeństwie…” pisze Denise Linn. Jeśli zwierzęta zachowują się dziwnie i nietypowo, jeśli nagle zwiędły kwiaty doniczkowe, jeśli same otwierają się drzwiczki szafki - wykonaj rytuał oczyszczenia i zastosuj dodatkowe środki ostrożności. Zwierzęta, rośliny przedmioty związane z Tobą częściowo przyjmują na siebie wymierzone w Ciebie uderzenie.
Może też chodzić o zachowanie nie Twoich zwierząt i przedmiotów, jeśli jest ono nietypowe i nieadekwatne do sytuacji. Oto nagle na ulicy zaczyna szczekać na Ciebie pies, albo nawet się rzucać do Ciebie, a jednocześnie skradziono Ci portfel, poślizgnąłeś się i upadłeś na prostej drodze, dosłownie przed nosem zamknięto Ci stoisko w sklepie, gdzie chciałeś zrobić zakupy. To także może świadczyć o wymierzonym w Ciebie negatywnym działaniu.
3. U niektórych ludzi negatywny atak energetyczny wywołuje różnego rodzaju niedomagania. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy czasami chorujemy, ale jeśli niedomagania pojawiają się zbyt często i/lub są związane z jakąś przyczyną („za każdym razem, kiedy wybieram się w podróż do miasta N., zaczynam się źle czuć i nie mogę tam trafić”), to na to także należy zwrócić uwagę. Nie należy przy tym przesadzać z niebezpieczeństwem i bać się każdego drobiazgu.
4. Sny. Jeśli zazwyczaj Twoje sny są normalne bądź prorocze (jak to powinno być u prawdziwego maga) i nagle od jakiegoś momentu zaczyna Ci się śnić coś dziwnego albo męczą Cię koszmary, to także może to być oznaką ataku magicznego. Żeby chronić się podczas snu, podręczniki magii zalecają obejść łóżko zgodnie z ruchem wskazówek zegara i ochronić je rytuałem pentagramu. Jednak w naszych czasach rzadko kiedy łóżko stoi tak, że można je obejść naokoło. A przesuwać je za każdym razem nie ma sensu i jest niezgodne z zasadą minimalizmu. Prościej będzie jeśli weźmiesz czarny lub ciemnogranatowy spodek (talerzyk), nalejesz do niego wody i postawisz pod łóżkiem. Rankiem wodę trzeba wylać. Kiedyś musiałem sam uciec się do tego sposobu. Pomógł.
5. Rozdrażnienie bez konkretnej przyczyny to także może być oznaka ataku energetycznego. Kiedy wszystko idzie dobrze i realnych przyczyn do zdenerwowania nie ma, a Ty mimo to czujesz złość na wszystko i wszystkich na świecie, to może to być „dzwonek alarmowy”. Ale podkreślam, może, a nie musi. Tutaj najważniejsza jest kumulacja, czyli jednoczesne wystąpienie kilku takich przypadków. Jedno wydarzenie może niczego nie oznaczać. Ale jeśli jednego dnia skręciłeś nogę, zgubiłeś portfel i bez powodu nawrzeszczałeś na swego psa (bądź ona na Ciebie), to nad tym warto już się zastanowić.
A teraz przejdźmy do metod obrony.
Podtrzymywanie formy. Zdrowego człowieka, żadna choroba nie weźmie. Podtrzymywanie formy fizycznej i duchowego spokoju to najlepsza obrona. Czarownik-dyletant nigdy jej nie przebije i co najwyżej otrzyma „uderzenie zwrotne” (to taki starodawny termin oznaczający, że ten, kto nasyła zło, otrzymuje je z powrotem z podwójną lub potrójną siłą).
Oczywiście silny i dobrze wykształcony czarny mag może zaszkodzić. W takim wypadku do ochrony potrzebne są regularne medytacje, rytuały i nieustanne podnoszenie swojej magicznej pozycji, to znaczy nauka i trening. Na szczęście wykształconych czarnych magów w naszych czasach jest bardzo mało. Ale z całą pewnością lepiej się z nimi nie kłócić niepotrzebnie. I nie pytaj mnie Czytelniku: „Czy mogę w związku z tym dawać innym swoje fotografie?” Oczywiście, że możesz. Jeśli będziesz silny, to Twoja siła przejdzie na fotografię i ona odbije każde uderzenie, nawet jeśli złoczyńca spróbuje ją spalić. Jeśli natomiast nie jesteś jeszcze pewien swojej siły, to postępuj odwrotnie - pozbaw fotografię energetycznej więzi z Tobą, na przykład przy pomocy rytuału pentagramu i magicznej szpady (przykład rytuału II stopnia).
Talizmany ochronne.
Zrób sobie jeden lub kilka talizmanów ochronnych i noś je cały czas przy sobie. Przecież nie możemy być cały czas w stanie pełnej gotowości, „w stanie eksterioryzowanym”, jak mówiono dawniej, przecież musimy załatwiać czasami zwykłe sprawy bytowe. Niech więc wtedy na straży stoi talizman. A oto przykład z mego życia. Zawsze noszę ochronną bransoletę z hematytu i pewnie już opowiadałem, że kiedy jakiś początkujący mag próbuje mnie zaatakować, to od bransoletki odpada kawałek hematytu. W takiej sytuacji po prostu wstawiam brakującą płytkę i talizman służy mi dalej. Jednak całkiem niedawno, kiedy zdjąłem bransoletkę, żeby wziąć prysznic, ona nagle upadła na dywan (!!!) i rozpadła się nawet nie na kawałki, a na proszek. O! To był atak. Musiałem po nim sprawdzić i przywrócić do pełni formy cały mój system ochronny.
Krew.
Dawniej, kiedy magowie walczyli ze sobą nie na życie, lecz na śmierć, ich głównym celem było zdobycie choć kropli krwi przeciwnika, żeby wykorzystać ją w formie negatywnego (złego) voltu. Cóż może mocniej wiązać się z człowiekiem, niż jego własna krew?
Dzisiaj, dzięki Bogu, mamy inne czasy i nawet Twój najgorszy wróg nie będzie polować na Twoją krew, włosy czy paznokcie, choćby z przyczyn higienicznych. Jednakże krew, jak dawniej, pozostaje najważniejszą magiczną substancją. Dlatego przy najmniejszej ranie, zadrapaniu, skaleczeniu, szczególnie na rękach (!!!) nie wolno wykonywać działań magicznych.
Wykreślanie pentagramu z plastrem na palcu jest równoznaczne z ryzykowaniem własnym zdrowiem. Aby chronić siebie przed ewentualnymi zewnętrznymi działaniami przy ranach i skaleczeniach, zamówcie je.
W tym celu wskazane jest zaopatrzenie się w wysuszony korzeń krwiściągu (Sanguisorba officinalis) i przechowywać go w woreczku. W przypadku skaleczenia należy przyłożyć woreczek do rany i wypowiedzieć po trzykroć następujące zaklęcie:
- Ja (wymień swoje imię) zwracam się do Istoty (nazwij ją) i proszę o zamknięcie tych drzwi (chodzi o skaleczenie), żeby ani krew z nich nie wychodziła, ani zło w nie nie przeniknęło. Amen.
Jeśli znajdziesz w książkach jakieś inne ludowe zamawianie tego rodzaju, również je możesz zastosować. W przypadku, gdy się skaleczysz, a nie masz przy sobie korzenia krwiściągu, wyobraź go sobie i wykonaj wszystkie pozostałe czynności ze zwizualizowaną rośliną. Natomiast Istota, do której się zwracasz musi być tą, której ufasz całkowicie.
W związku z tym, samo przez się jest zrozumiałe, że kobiety podczas menstruacji nie powinny ze względu na swoje zdrowie zajmować się magią.
Jeszcze o krwi. W dawnych czasach magowie wykorzystywali swoją krew podczas wykonywania wielu rytuałów. My nie powinniśmy tego robić, przede wszystkim z powodów higienicznych i epidemiologicznych. Jeśli drogi Czytelniku koniecznie chcesz wykonać jakiś rytuał ze starych ksiąg zamiast krwi zastosuj czerwone wino.
Jedzenie i napoje.
W zasadzie współcześnie nie ma to większego znaczenia, ale im wyższa pozycja maga (jego stopień w zakonie), tym potężniejsi przeciwnicy mogą mu grozić. A nawet zdenerwowany czymś kucharz w restauracji nieumyślnie może ugościć Cię tak, że potem będziesz trzy dni chorować. Dlatego na wszelki wypadek trzeba znać te sprawy.
Magowie wszelkiej rangi zazwyczaj przed jedzeniem otaczają dłońmi talerz i mówią modlitwę lub zaklęcie w intencji tego, by jedzenie im nie zaszkodziło i poszło na zdrowie. Po takim zabiegu, jeśli w potrawie jest coś niedobrego, od razu to poczujesz. To samo odnosi się do napojów.
Pamiętaj o tym, by nie zostawiać w naczyniu niedopitego napoju, ponieważ są zaklęcia, przy pomocy których inny człowiek dopijając go może zabrać Ci część Twojej siły.
Są też i inne sposoby profilaktyki i pokonywania szkodliwych wpływów, ale nie będę ich tu przytaczał, ponieważ część z nich została opisana w innych książkach*, a część jest zbyt trudna dla adeptów Zewnętrznego Zakonu.
* Patrz „Zdejmowanie klątw i uroków” A. A. Chrzanowska. Więcej informacji na końcu książki.
Część 5.
4º - 7º Filozof: Enochia
1. Konx om Pax
To starożytne zaklęcie było wykorzystywane w rytuałach Zakonu Złotego Brzasku. Kończono je słowami: Khabs am Pekht, Light in Abundance. Uważano, że formuła ta oznacza: „Światło w całej swej pełni”. Knox om Pax uważano za tybetańską formułę, którą trzeba wymawiać jako Konsz om Pasz, a nawet Kondg om Padż, zaś Khabs am Pekht jako Chabs am Pecht.
O pochodzeniu formuły Konx om Pax zachowały się ciekawe informacje Immanuela Kanta, który nie tylko nie był ezoterykiem, ale do wszelkiej mistyki odnosił się raczej sarkastycznie, wystarczy przypomnieć sobie jego „Rojenia widzącego duchy” (1765), pamflet pod adresem swego imiennika Immanuela Swedenborga. Jednak instynkt uczonego zmuszał go do poszukiwania sensu w niezrozumiałym zdaniu, dzięki czemu mamy teraz jeśli nie dokładne rozszyfrowanie, to przynajmniej sens tego zaklęcia.
Kant pisał: „Możliwe, że na starożytne, chociaż nie w pełni znane nam, kontakty Europy z Tybetem pewne światło rzuca to, co zapisał o tym Hesichij*, który zamieścił zawołanie Knox Ompax głównego kapłana eleuzyńskich misteriów (patrz „Podróże młodego Anacharsisa”, cz. 5, str. 477 i następne**).
Albowiem zgodni ze Georgii Alph. Tibet, słowo Concioa, oznaczające boga, jest wyjątkowo bliskie słowu Konx; słowo zaś Pah-cio (ib. str. 520), które Grecy prawdopodobnie wymawiali jak paks, oznaczało promulgator legis - bóstwo napełniające sobą całą przyrodę (nazywane także Cencresi) . Jednakże tłumaczone przez Lacroze'a jako benedictus - błogosławiony - słowo Om odnoszone do bóstwa, może oznaczać tylko „zaliczonego do szeregu świętych” (str. 507).
I jako że Franciszek Horacy niejednokrotnie pytający tybetańskich lamów, co oni rozumieją pod słowem Bóg (Concioa), za każdym razem otrzymywał odpowiedź: „To zbiór wszystkich świętych” (to znaczy błogosławionych dusz, które w końcu powróciły do Boga poprzez lamaistyczne odrodzenie po wielu podróżach we wszelkich możliwych ciałach i przekształconych w Burchanę, to znaczy w istotę dostoją ubóstwienie, str. 223), to tajemne wyrażenie Konx Ompax powinno oznaczać, wydaje się, świętą (Konx), błogosławioną (Om) i mądrą (Pax), napełniającą cały świat wyższą istotę (uosabiającą przyrodę).
W greckich misteriach to zawołanie wskazywało na monoteizm w przeciwieństwie do politeizmu, chociaż pryzwołąny powyżej Horacy dostrzegł w nim ateizm. Przedstawionym powyżej obrazem można wyjaśnić to, jak owo wyrażenie doszło do Greków z Tybetu i uznać za prawdopodobne kontakty Europy z Chinami poprzez Tybet ( możliwe, że wcześniejsze niż kontakty z Indiami).”
I. Kant, Do wiecznego świata, Dzieła, t. VI, Moskwa 1966
* Hesichij (IV w. n. e.) - grecki gramatyk i leksykograf z Aleksandrii. Sporządził leksykon rzadkich słów i wyrażeń.
** Kant ma tu na uwadze prace francuskiego archeologa i historyka starożytności Jean-Jacques'a Barthelemy'ego, 1716-1795.