Jak opanować stres Wanda Nash


„Fruwać na wietrze niczym latawiec,
nie dając mu się poniewierać"

Wanda Nash

JAK OPANOWAĆ STRES?
W STRONĘ PEŁNI.

Wstęp

Książka ta jest przede wszystkim pomyślana jako samouczek. Zagadnienia związane ze stresem, wymagające profesjonalnej porady nie zostały tu poruszone. O ile uwagi natury ogólnej mogą pomóc w niektórych typowych sytuacjach, tak w przypadkach, w których istnieją podejrzenia o patologiczną genezę stresu, o poradę należy zwrócić się do specjalisty.


Jak sprawić, by stres pracował na twoją korzyść zamiast działać przeciwko tobie?

Czy zastanowiłeś się kiedykolwiek nad tym jak często dzisiaj liczymy?
- Liczymy pieniądze otrzymywane każdego miesiąca,
- liczymy ile razy w tygodniu wykonujemy pewną pracę,
- liczymy budowane domy...,
- liczymy przyjmowanych pacjentów...,
- liczymy oddawane głosy...,
- liczymy bomby...
Są to rzeczy, które się liczą.

W dzisiejszych czasach ważne jest także, by być postrzeganym ilościowo:
- Ile wysłaliśmy dzisiaj paczek?
- Ile zrobiliśmy list?
- Ile listów napisaliśmy?
- Ile części, sztuk, rezultatów, sum...?

Są to rzeczy, z których musimy się przed kimś rozliczać - zwykle przed kimś, kto w hierarchii stoi wyżej od nas i komu zdajemy sprawę z tego, co zrobiliśmy i kogo staramy się przekonać o naszej wartości.

Co więc dzieje się z rzeczami, których nie potrafimy policzyć lub zmierzyć? Naszymi osobistymi nadziejami, trwogą i snami, naszymi marzeniami, ideami, uczuciami i projektami? Czy one się liczą?

Czy ty i ja się LICZYMY? Dlaczego ta książka się liczy? Traktuje ona o stresie obecnym w naszym życiu, o tym jak bardzo się on liczy i o tym czy działa on na naszą korzyść czy przeciwko nam.

Stresu doświadczamy wszyscy - wszyscy bez wyjątku - nawet jeżeli często nie chcemy się do tego przyznać, próbując wyeliminować go z naszego życia lub o nim zapomnieć. Niniejsza książka chce spojrzeć mu prosto w oczy - pyta o pochodzenie i genezę stresu, o to jak możliwy jest jego tak przemożny wpływ oraz uczy jak wpływ ten wykorzystać. ZROBIĆ Z NIM COŚ. Pierwszą rzeczą do "zrobienia" jest spojrzenie na niego i uznanie, że istnieje. Stres niesie w sobie tyle energii, że samo to wywoła zmianę w naszych działaniach, naszym sposobie myślenia lub naszych uczuciach. Energia zawarta w stresie może mieć destruktywny bądź konstruktywny charakter. Jak zostanie wykorzystana w naszym przypadku zależy często od sposobu, jaki wybierzemy na pozbycie się jej, uświadamiając sobie uprzednio co naprawdę się dla nas liczy.

W pierwszym rzędzie oznacza to jednak zwrócenie uwagi na rzeczy niepoliczalne. Oznacza także decyzję o skupieniu się przez chwilę na tym osobistym i prywatnym wymiarze nas samych, którego nie przeznaczamy do publicznej konsumpcji i który, jak często się uważa, z tego właśnie powodu się nie liczy. Ponieważ nikt nie musi wiedzieć do czego zmierzamy, ów zewnętrzny koszt możemy pominąć, pamiętając jednocześnie, że zyskujemy rzecz bezcenną.

Ludziom sięgającym po książkę o stresie przyświecają różne cele. Są tacy, którzy liczą na prostą i szybką receptę na pokonanie kłopotów. Są ci, których interesuje stres dotykający innych osób. Są wreszcie ludzie, którzy przyznają się do istnienia stresu jedynie w czasie kryzysu i inni, którzy pragną profesjonalnej porady i pomocy medycznej. Nasza książka przeznaczona jest dla zwykłych ludzi wierzących w skuteczność samopomocy przy rozładowywaniu kryzysu oraz dla tych, którzy pragną spojrzeć na własną samoświadomość z różnych punktów widzenia. Prezentuje ona wiele umiejętności pod postacią zestawu pomysłów. W gestii czytelnika pozostawia wybór tego, co jest mu akurat potrzebne. Zawiera także pewne drogowskazy zapraszające czytelnika do wspólnej podróży i odkrycia miejsc, do których prowadzą. Jest to książka, której intencją nie jest przepisywanie gotowych recept, lecz podpowiadanie i zachęcanie. Odpowiedzialność spoczywa indywidualnie na każdym czytelniku z osobna.

Pozwalając na uprzestrzennienie się składających się na całość części, każdy z nas, niemal bez zdania sobie z tego sprawy, stać się może osobą bardziej zrównoważoną i bliższą naszemu własnemu ideałowi. W celu uniknięcia zniekształceń i przeciążenia, każda część potrzebuje przestrzeni pozwalającej na świadome i harmonijne ćwiczenia oraz wentylację. Brzmi to nieco absurdalnie i faktycznie jest tu pewien haczyk. Książka nie daje jednego prostego rozwiązania dla naszych życiowych problemów, a nawet ich od nas nie odsuwa. Tym niemniej, poprzez uznanie istnienie wszystkich części, zidentyfikowanie ich oraz stworzenie wokół nich szerszej przestrzeni, zmniejsza wywołane przez stres poczucie fragmentaryzacji i wewnętrznego rozbicia oraz zwiększa poczucie pełni. Stopniowo swoboda, prezentowana w obliczu pełnego nieuniknionych stresów i napięć życia, staje się faktem.

Książka ta została napisana głównie z myślą o ludziach pragnących sensownie wykorzystać obecny w ich życiu stres. Przedstawione tu umiejętności mogą być jednak wykorzystane przez wszystkich. Pomimo że sama autorka jest chrześcijanką, taktyki i techniki opisane na poniższych stronach wzbogaciły życie wielu osób bez względu na wyznawaną przez nich religię. Książka traktuje o umiejętnościach radzenia sobie ze stresem i z pewnością nigdy nie miała ambicji ewangelizacyjnych. Niewykluczone, że członkowie Kościoła, szukający w książce obfitej terminologii biblijnej, poczują się zawiedzeni. Do nich muszę zwrócić się w tych słowach: czytajcie ją razem z Biblią - nie zamiast niej!

Jak korzystać z książki

Można czytać ją w samotności i spokoju. Niektórzy, czytając ją wraz z podobnie myślącym przyjacielem, dojdą do wniosku, że bardziej odpowiada im wspólne testowanie zawartych w niej pomysłów. Inni będą woleli spotkania w grupie, czytanie jednego rozdziału na każdym spotkaniu i porównywanie opinii o tym, jak treść książki ma się do życiowej sytuacji i charakteru poszczególnych członków grupy. Jeszcze inni preferować będą spotkania twarzą w twarz ze swoim prywatnym doradcą i rozmowę o dodających im siły fragmentach czy wyjątkach, które uważają za istotne. Możecie traktować ją jako mapę terytorium okupowanego przez stres i jego konsekwencje i ustalać na niej swoją własną pozycję. Pomoże wam w tym przyglądnięcie się różnym rysunkom i wykresom, dokładna lokalizacja miejsca, w którym się obecnie znajdujecie oraz odczytanie informacji mówiących o was i waszych potrzebach.

Można odnieść wrażenie, że książka ta zawiera nadmierną ilość stwierdzeń typu "ja" i "mnie". Mówi ona o moim stresie i sposobie, w jaki sobie z nim radzę. Jest to bowiem stosunkowo ważny wstęp przed wspomaganiem innych w ich własnej walce. Nie nakłania jednak do zamknięcia się we własnym wewnętrznym świecie i bycia dla siebie jedynym obiektem zainteresowania - duża część książki, budząc jednostkową świadomość, umożliwia przekroczenie granic "ja" i dostrzeżenie problemów innych osób. Uświadamiając sobie procesy zachodzące wewnątrz siebie samego, łatwiej przychodzi mi wczuwanie się w to, co dzieje się we wnętrzu drugiego człowieka. Istnieje tylko jedna osoba, nad którą sprawuję faktyczną kontrolę i której stresem mogę zająć się bezpośrednio. To ja sam. I dopóki sam pozostawać będę poza własną kontrolą, będę jedynie źródłem dodatkowego stresu dla innych osób.

Jeszcze jedna sugestia. Niewykluczone, że chcielibyście wstępnie przejrzeć całą książkę. Pozwólcie jej potem samej ułożyć się w waszych głowach. Po jakimś czasie wróćcie do fragmentów, które wydały się wam najbardziej godne uwagi. Przeczytajcie je raz jeszcze i pozwólcie im podryfować trochę poniżej poziomu waszej świadomości. Nie traćcie energii próbując trzymać się ich zbyt usilnie. Kiedy będziecie ich potrzebować pojawią się w różnych momentach waszego codziennego życia, za każdym razem pod zmienioną nieco postacią. Oglądając tę samą rzecz z różnych punktów widzenia, zobaczycie ją jako całość. Wszystkie pomysły, które zyskają wasze uznanie, muszą stać się waszymi pomysłami - nic nie może zostać wam narzucone siłą. Wymagać to będzie od was dużo cierpliwości wobec siebie samych, ale ostateczny wynik będzie pozytywny. I stopniowo będziecie czuć się coraz swobodniej w obliczu stresu.

W skrócie:

Sedno problemu i zawartość tej książki przedstawia krótka formuła:

IDENTYFIKACJA
ODNIESIENIE
UWOLNIENIE
ODPRĘŻENIE
REFLEKSJA


To jest szkielet konstrukcji. Przewróć następną stronę i zacznij ją wznosić.

1. Stres

Jakiego typu obrazy wywołuje w twoim umyśle słowo "stres"? Może to być obraz zmartwienia, pełnego napięcia podniecenia lub sprężyny wciśniętej do pudełka zamkniętego szczelną pokrywką. Czy jest to szybkowar, którego zawór bezpieczeństwa zostanie za chwilę wysadzony w powietrze? A może kłąb drutów ciągnięty we wszystkich kierunkach lub zjeżdżająca w dół świszcząca maszyna parowa, z której nie możesz wyskoczyć? Niewykluczone, że twój umysł wyżej od obrazów wyobraźni ceni sobie rzeczywistość - pamiętasz jak musiałeś sprawdzać się na zawodach sportowych lub występować pierwszy raz publicznie?

Dla różnych ludzi słowo "stres" oznacza dziś różne rzeczy. Jest to jedno ze słów, których używa się ostatnio w wielu znaczeniach nie mających nic wspólnego z ich znaczeniem oryginalnym. Z językowego punktu widzenia miało ono oznaczać obciążenie spoczywające na różnych częściach mowy - "zaakcentować rytm" lub "zaakcentować wagę problemu" (stress w języku angielskim znaczy także "akcent” - przyp. tłum.). W dzisiejszych czasach jest to termin, pod którym da się przemycić wszystko, co kojarzy się z uczuciem popychania i ściskania, bezsilności i bycia ciągniętym we wszystkich kierunkach. Niemal każdy potrafi bez wysiłku dostrzec w swym życiu coś, co mieści się w obrębie jego znaczenia. Pomimo tego stres pozostaje w dalszym ciągu pojęciem niezdefiniowanym w stopniu, który usatysfakcjonowałby jego użytkowników. Pierwsza część książki traktować będzie o fundamentalnych zasadach używania tego słowa dla codziennych celów, przez zwykłych ludzi prowadzących życie pełne codziennych stresów. Co z tym zrobić dalej pokaże część druga.

Słowu "stres" często towarzyszą takie terminy jak: ciężar, napięcie, nacisk i presja. W inżynierii konstrukcyjnej związek między nimi jest jasny. Budynki są masywne i wyposażone w ciężkie zastrzały i dźwigary niezawodnie przyjmujące na siebie cały ciężar. Mosty bezpiecznie opierają się ciśnieniu. Estakady wytrzymują presję, a ich przypory i słupy przenoszą ją w kierunku ziemi. Żyjemy w otoczeniu struktur, których napięcie rozłożone jest w taki sposób, by wzmacniać ich siłę i polepszać funkcjonowanie. Napięcie - stres - zostaje ukierunkowane i wykorzystane.

Wprowadzenie porządku do naszego wewnętrznego doświadczenia stresu jest jednym ze sposobów na zmuszenie go, by pracował na naszą korzyść. Innym - jest wykorzystanie stresu, który pochodzi z zewnątrz. Pomyśl jak denerwujące jest sznurowadło zanim nie zostanie odpowiednio napięte i jak nieznośny może być dźwięk skrzypiec zanim napięcie strun nie zostanie właściwie dobrane. Gdy tak się stanie, skrzypce śpiewają. Tak więc uatrakcyjnienie czy wzbogacenie dokonuje się poprzez odpowiednie wykorzystanie napięcia, czyli stresu.

Czasami stres jest niezbędny, abyśmy w ogóle funkcjonowali.

Wyobraź sobie lśniący nowy samochód zaparkowany koło twego domu. Został on skonstruowany według najlepszych projektów, bez liczenia się z kosztami. Silnik pracuje nadzwyczaj sprawnie, każda jego część gładko i wydajnie współpracuje z innymi. Wnętrze wygląda kusząco, błyszcząca blacha robi wspaniałe wrażenie. Bak wypełniony jest najprzedniejszą benzyną, dzień jest piękny i wszystko gotowe do drogi. Brakuje jednak jednej rzeczy, jednej niezwykle ważnej iskry, bez której cała ta wyszukana konstrukcja jest bezużyteczna: chodzi o drobną eksplozję, która podnosząc ciśnienie potrzebne do kompresji tłoka, generuje moc, poruszającą silnik, słowem o ciśnienie (stres), wprawiające w ruch motor i cały samochód.

Mówiąc o stresie, mówimy o ciśnieniu i reakcji, które wywołuje. Ujmując to językiem mniej technicznym, a bliższym problemom człowieka, chodzi tu o to, co wydarza się przy okazji pojawiania się sygnałów ostrzegawczych i naszych na nie reakcji. Brzmi to stosunkowo prosto, ale zbytnie uproszczenia są mylące. Sygnały ostrzegawcze pojawiają się wszędzie tam, gdzie człowiek staje przed wyzwaniem czy zmianą. Decyzje rodzinne, egzaminy, rozmowy kwalifikacyjne, grupy nacisku, wybory - wszystko to funkcjonuje w oparciu o system reakcji na te sygnały, wykorzystujących stres jako siłę napędową.

Sygnały ostrzegawcze mogą jednak przybierać różne postacie. Także różni ludzie mogą różnie reagować na te same sygnały. Na przykład:

Reakcje na sygnały ostrzegawcze mogą różnić się w podobny sposób. Mogą one pochodzić od jednostki bądź od grupy; mogą być warunkowane bądź celowe; mogą być pozytywne i konstruktywne lub negatywne i niszczące; mogą być właściwe bądź niewłaściwe.

Czy, pamiętając że istnieje cała gama zróżnicowanych sygnałów ostrzegawczych i reakcji na nie, można mieć nadzieję na osiągnięcie równowagi w stresie? W jaki sposób można osiągnąć spokój umysłu?

Dla większości ludzi żyjących dziś na Zachodzie spokój umysłu nie jest "naturalnym" stanem. Często słyszymy, że członkowie naszego społeczeństwa czują się zagubieni. Pragniemy natychmiast wykorzystywać miłe chwile by, nie pozwolić na ogarnięcie nas przez głęboką pustkę. Spokój umysłu nie leży poza naszym zasięgiem, musi on jednak zostać celowo wybrany, celowo wypracowany i celowo strzeżony. Wszyscy żyjemy gdzieś pomiędzy spokojem a niepokojem, przeskakując z jednego miejsca na drugie, podobnie jak ptaki skaczą po drutach telegraficznych. Gdzie w tym szeregu znalazłoby się miejsce dla mnie? Czy pragnę umocnić moją równowagę?

Zbytnie natężenie stresu lub jego zaniedbanie może przysporzyć nam wiele kłopotu. Bez stresu jednak nie da się żyć. Stres dodaje nam sił, jest niezbędny, a często przyjemny i konstruktywny; dobrze się mu przypatrzywszy, nauczymy się nim kierować i żyć z nim w zgodzie.

W sumie, cały ten zawikłany problem i jego różne odgałęzienia lepiej będzie rozplątać i podzielić na trzy części. I tak mamy:

Właśnie część ostatnia, traktująca o umiejętnościach radzenia sobie ze stresem, jest najciekawsza. Istnieją pewne przyswajane i stosowane umiejętności pozwalające, pomimo ryzyka i wymagań życia, w większym stopniu cieszyć się nim i go smakować. Stres stanowi niezbędny element naszego życia, a życie bez sygnałów ostrzegawczych byłoby nudne, a nawet niebezpieczne. To właśnie sposób, w jaki reagujesz na nie sprawia, że jesteś atrakcyjnym lub niepożądanym towarzyszem innych ludzi oraz determinuje jakość twoich stosunków z samym sobą.

2. Stresory

Tak więc "stresem" nazywamy to wszystko, co zachodzi wraz z pojawieniem się sygnałów ostrzegawczych i naszych na nie reakcji. Obejmuje to stresory, oznaki stresu i umiejętności radzenia sobie ze stresem.

W dzisiejszych czasach często pojawiają się głosy, o naszym "ogromnie zestresowanym społeczeństwie". W czym sytuacja ta jest różna od innych okresów historii? Mężczyźni i kobiety żyli wśród głodu i katastrof, plag i biedy, bezrobocia, prześladowania i wojen, ale nigdy nie mówiło się tyle o "ogromie stresu". Dlaczego? Co jest dzisiaj powodem tej nadzwyczajnej paniki? Być może kryje się za tym nasza większa wiedza na temat dalekosiężnych konsekwencji stresu - może, z braku takich zmartwień jak wojny narodowe, nasza energia nie znajduje wystarczającego ujścia na zewnątrz? Najprawdopodobniej, bardziej niż o cokolwiek innego, chodzi tu o głębokie i nierozwiązane problemy filozoficzne i socjologiczne.

Stres wiąże się z uczuciem bycia popychanym, ściskanym, ciągniętym bądź rozciąganym. Naciski, obciążenia, presje wywołujące podobne reakcje nazywają się stresorami i często pojawiają się przed nami w formie wyzwania czy decyzji, którą musimy podjąć. Efekty, które wywołują, są tematem kolejnego rozdziału, mówiącego o oznakach stresu - tutaj zajmiemy się jedynie naturą samych stresorów. Nie chodzi o pławienie się w mrocznych oparach fatum, ale o pomoc w identyfikacji i uznaniu tego, co dzieje się wokół nas. Dopóki nie wyjaśnimy sobie naszej własnej sytuacji, trudno o jasne i konstruktywne działanie. Zanim nie uświadomię sobie, że całą przednią szybę mojego samochodu pokrywa błoto i rozbryzgane owady, nie zrobię nic, by ją oczyścić. Potem, nagle, sam zdziwię się, dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej.

Stresory można ujmować na trzech poziomach: po pierwsze, mówimy o stresorach, z którymi mamy najbardziej bezpośredni kontakt - są one obiektywne i pochodzą z zewnątrz. Po drugie, są to leżące głębiej trendy kulturowe. Po trzecie, istnieją stresory, będące pochodnymi naszego własnego usposobienia. Poniżej zaprezentowane są właśnie owe trzy poziomy.

POZIOM A: TYPOWE BEZPOŚREDNIE STRESORY*

*Ból fizyczny i niepełnosprawność są tematem na osobne rozważania. Różne aspekty bólu czy niepełnosprawności należałyby do każdej z przedstawionych poniżej sześciu kategorii. Ból, choroba, choroba przewlekła, a nawet niepełnosprawność potrafią być zarówno skutkiem jak i przyczyną stresu. Całą zawartość książki można odnieść do obecności bądź nieobecności choroby lub stresu, a wyszczególnienie i poruszenie każdego związanego z tym problemu musiałoby zająć dwa razy więcej miejsca. Dużo władzy, wzory społeczne ("nie być gorszym niż Jonesowie"), nacisk ze strony rówieśników, groźba AIDS, itd., itd.

Zewnętrzne i obiektywne stresory z poziomu A towarzyszą nam zawsze i wszędzie. Nasza na nie reakcja, w większym stopniu niż sama natura stresorów, decyduje o tym czy doprowadzą one do konstruktywnych, czy destruktywnych zachowań. Nie można jednak zapominać, że na reakcję tę wpływają negatywnie stresory z poziomu B, gdzie do głosu dochodzi uwarunkowanie kulturowe.

Można je scharakteryzować poprzez potrójną utratę:

utratę tradycyjnego poczucia "miejsca" w społeczeństwie,

utratę szeroko akceptowanych i trwałych drogowskazów moralnych oraz

utratę niekwestionowanych modeli ról społecznych.

Pozbawieni znanej nam mapy, obserwujący upadek wielu naszych idoli i świadomi ich obnażanych słabości, stajemy wobec uczucia osamotnienia. Oznacza to, że praktycznie nie istnieją żadne reguły, że nie ma drzwi, których nie można by otworzyć i drogi, której nie można by obrać.

Oto niektóre z najważniejszych nowych tendencji naszych czasów.

POZIOM B: TYPOWE GŁĘBOKIE STRESORY

Wszystkie te presje kumulują się, formułując pytania ze wszystkich najbardziej stresujące:

Kim jestem?
Dokąd zmierzam?
Czy jestem kochany i zdolny do miłości?



Łatwiej i prawdopodobnie wygodniej byłoby odsunąć się od tego wszystkiego i zwalić całą winę na wspomniane wyżej trendy kulturowe zwiększające siłę obiektywnie istniejących stresorów. To jednak oznaczałoby przyznanie się, że jesteśmy bezsilnymi robotami reagującymi w sposób zaprogramowany na każdą sytuację. W rzeczywistości jesteśmy dumni z naszej niepowtarzalności i indywidualnego działania.

Każdy z nas posiada różne usposobienie i różną zdolność do "przetrzymywania" stresu - to nie sygnały ostrzegawcze wywołują nasz wewnętrzny niepokój, ale sposoby, w jakie na nie reagujemy. To, do jakiego stopnia pozwalamy rzeczom, by po prostu działy się, a jak wiele z naszych reakcji staramy się kontrolować, ma znaczenie fundamentalne. I tak na trzecim poziomie stresorów spotkamy wewnętrzne czynniki.

POZIOM C:

Można dyskutować, czy najpotężniejszy ze stresorów nie pochodzi właśnie ode mnie samego. Byłyby to cele i standardy, które sam sobie narzucam i które wynikają z szacunku, jaki mam dla siebie samego. Z mojego poczucia zaufania do mojej własnej osoby lub poczucia niedoskonałości, moich wysokich lub niskich ambicji, sposobu, w jaki używam mojej wyobraźni i stopnia, w jakim czuję się odpowiedzialny za moje zachowanie. Raz jeszcze możliwe jest wyróżnienie dwóch skrajnych postaw.

Oczekując od siebie zbyt mało, postrzegam siebie jako ofiarę istniejących okoliczności. Wizję samego siebie ujmuję w takich zdaniach jak:

Zaś uczucie - "O, ja biedulek!", które wraz ze strachem, zmartwieniem i przekonaniem, że los ciężko siebie doświadczył, odradza się od czasu do czasu w każdym z nas, zupełnie mnie obezwładnia.

Z drugiej strony, wymagania wobec siebie samego mogą stać się zbyt wygórowane. Mogę uzależnić się od poczucia samokontroli. Czasami owo wspaniałe uczucie radzenia sobie ze wszystkim staje się nałogiem. Mogę wpaść w euforię związaną z tym, że daję sobie radę z taką masą pracy, że potrzebuję tak niewiele snu, tak niewiele jedzenia, że jestem w stanie wytrzymać tak wielkie napięcie! Podnosząc bez końca poziom własnej adrenaliny i udowadniając sobie samemu jak wspaniale panuję nad sytuacją, wprawiam w ruch samonapędzający się mechanizm. I będzie on działał aż do chwili kiedy eksploduje.

Te same stresory, dzięki którym jedna osoba utwierdza się w sprawowanej kontroli, dla innej stają się źródłem kolejnych wyzwań i powodem do rozpaczy. Niektórych podnieca kontrolowane zagrożenie, pod innymi uginają się nogi, gdy pomyślą tylko, że zagrożenie to może nie być kontrolowalne. Różnica w sposobie radzenia sobie z podobnymi sytuacjami zależy po części od wrodzonego typu osobowości, a po części od oceny i stopnia uświadomienia sobie własnych możliwości lub przynajmniej wewnętrznego o nich przekonania. Choć kontrola, jaką sprawujemy nad bombardującymi nas alarmami jest ograniczona, my sami nie wykorzystujemy w pełni możliwości kontrolowania naszych własnych na nie reakcji.

Ten rozdział może wydać się nieco trudny, ale prowadzi do pogodnej konkluzji. W obliczu wszystkich wymienionych wcześniej alarmów i niepewności nie dziwi fakt silnego powiększania się obszaru zwątpienia we własne możliwości i wzrostu zainteresowania auto-analizą. Istnieje szansa, że jeśli zrozumiem i wezmę pod uwagę różnego typu uwarunkowania, sam jestem w stanie określić odpowiadające mi cele, które pragnę osiągnąć. W dodatku, w ograniczonym przynajmniej stopniu, mam możliwość wyboru tego, co chcę ze sobą zabrać i nie mogę nie pozwolić, by to sam bagaż narzucił mi, które ze społecznych form postępowania mam wrzucić do środka. W najgorszym razie będę przynajmniej odpowiedzialny za noszenie go; sposób, w jaki jest spakowany i sam będę mógł decydować o tym, co z niego wyrzucić. Niewykluczone, że dzięki temu stanę się bardziej dojrzały i zrównoważony. Być może dojdę też do wniosku, że nie można przeżyć życia bez ponoszenia ryzyka, ale że z drugiej strony to ryzyko właśnie decyduje o smaku życia. I o tym właśnie mówić będzie część druga.

3. Oznaki stresu

Na poprzednich stronach dość szczegółowo omówiliśmy rzeczy wywołujące u nas reakcje alarmowe. Niezależnie od rodzaju alarmu, zawsze wyposażeni jesteśmy w podstawowy zestaw reakcji fizjologicznych, które rozwinęły się w nas wraz z naszym człowieczeństwem i przejściem w stadium wspólnot myśliwskich. W czasach społeczeństw pierwotnych, reakcja na alarm sprowadzała się do podjęcia jednej podstawowej decyzji, od której zależało nasze przeżycie. Decyzji, którą należało podjąć natychmiast. Stojąc oko w oko z szarżującym na niego dinozaurem, człowiek jaskiniowy miał niewiele czasu na eksperymenty i rozważanie alternatywnych rozwiązań. W ułamku sekundy musiał zadecydować: walczyć czy uciekać - bez możliwości roztrząsania wszystkich za i przeciw. Aby pomóc mu w powzięciu decyzji, każdy biologiczny układ jego ciała, bez żadnej świadomej refleksji z jego strony, przechodził automatycznie w stan najwyższej gotowości. Adaptując się do zaistniałej sytuacji, każdy z układów oddawał pod jego rozkazy całą swoją energię, a zmły zbierały informacje, które ułatwić mu miały dalsze działanie.

Pomimo że w dzisiejszych czasach rzadko bywamy atakowani przez dinozaury, nasze geny w dalszym ciągu wyposażone są we wzór - matrycę naszych podstawowych zachowań. Jest ona czasem zbyt przeciążona i wykazuje tendencję do zwarć, stanowi jednak w dalszym ciągu podstawę owej zasadniczej reakcji fizjologicznej. W gruncie reczy ma ona znaczenie fundamentalne dla naszego systemu nerwowego i pracy mięśni.

Schemat z rysunku 1 (strony 32-33) obejmuje (A) zestaw podstawowy, (B) to, co zwykle następuje potem i (C) to, co może się zdarzyć, gdy narasta napięcie, gdy walka i ucieczka są niepraktyczne i gdy fizycznie nie potrafimy "pozbyć się nagromadzonej w nas energii".

Nasze pierwotne reakcje są czymś fundamentalnym, niezbędnym i pobudzającym. Ich zarys przedstawia kolumna A. Pozytywne rezultaty, które przynoszą, przedstawione zostały w kolumnie B, a nasze przeżycie bardzo często zależy właśnie od nich. Są dla nas źródłem siły w walce z trudnościami, motywują do działania i dodają animuszu. Każda rasa, płeć czy kultura reaguje zgodnie z owymi głównymi zasadami. Istniejące między nami różnice pojawią się w następnych kolumnach.

Fakt, że jeszcze istniejemy dowodzi skuteczności owego prostego schematu sygnał ostrzegawczy - reakcja. Za trudności, z jakimi się borykamy, odpowiedzialnych jest wiele czynników, które w dzisiejszych czasach schemat ów zmodyfikowały.

Rysunek 1. Pozytywne konsekwencje nagłych sygnałów ostrzegawczych

A. PODSTAWOWE REAKCJE NA SYGNAŁY OSTRZEGAWCZE

Na tym etapie zdolności zaradcze zostały postawione w stan gotowości - możemy stawić czoła niebezpieczeństwu i wszystko wygląda dobrze. Jeśli jednak energia nie zostanie rozładowana, ukierunkowana czy rozbrojona, cały proces kontynuowany jest w następnych fazach C i D.

B. FUNKCJA FIZJOLOGICZNA

- w celu postawienia w stan gotowości wszystkich naszych zdolności fizycznych i umysłowych mających pomóc nam w sprostaniu wyzwaniu; pobudzone zostają emocje związane z "przetrwaniem", takie jak strach/brak wiary w siebie czy złość/agresja
- dostarczając maksymalnej ilości energii gotowej do natychmiastowego wykorzystania
- w celu zwiększenia ilość tlenu we krwi
- w celu podwyższenia szybkości transportu tlenu do mięśni, gdzie wykorzystana zostaje energia
- blokuje gotowość do działania
- cały potencjał umysłu koncentruje się na podejmowaniu decyzji
- w celu zebrania interpretujących sytuację informacji. Wzrok, słuch, smak, węch zaostrzają się. W niektórych sytuacjach wyostrza się także zmysł dotyku
- w celu przekazania energii w kierunku kończyn
- w celu ochłodzenia całego ciała i przygotowania go do dodatkowego wysiłku
- w celu obniżenia ciężaru ciała
- co, jako jeden z przejawów zagrożenia, powoduje podniesienie włosów (szczególnie u zwierząt)
- motywujące do maksymalnego wysiłku

C. DYSKOMFORT BĘDĄCY SKUTKIEM NIEDOSTATECZNEGO ROZŁADOWANIA ENERGII

Osoba zostaje pozostawiona "na krawędzi", "stłamszona"; wzrasta tendencja do martwienia się, pojawia się silna frustracja.
Trudności z uspokojeniem się, niemożność odprężenia, możliwość wystąpienia nadaktywności.
Zadyszka, utrata tchu.
Gwałtownie przyspieszony puls, podwyższone ciśnienie krwi, rumieńce na twarzy.
Mięśnie zachowują napięcie i odczuwają ból związany ze spazmami i wyczerpaniem.
Impulsywne zachowanie; irracjonalne decyzje.
Rozszerzone źrenice męczą oczy; podrażnienie odczuwane przy głośnych hałasach czy jasnych światłach; obniżenie poziomu tolerancji; obniżenie poziomu bólu.
Suchość w ustach, utrata apetytu; nudności (odruchy wymiotne).
Wilgotne i zimne ręce; pocące się ciało.
Częste oddawanie moczu.
Wypadanie włosów.
Krzyk, wrzask; radykalne zmiany nastrojów, irracjonalne zachowanie; nerwowy śmiech; okazywanie nad miernej pewności siebie; wybróbowywanie granic moż liwości; drobne przestępstwa; agresywne zachowanie.

D. DŁUGOTRWAŁE EFEKTY POJAWIAJĄCE SIĘ WTEDY, KIEDY NAPIĘCIE STAJE SIĘ DOŚWIADCZENIEM CODZIENNYM

Niecierpliwość, nadmierne wymagania wobec siebie i innych; problemy ze snem (bezsenność; rozwój nawyków lękowych).
Drażliwość, zmęczenie, wyczerpanie; gromadzenie się cholesterolu (duże pęcherzyki tłuszczowe) w małych naczyniach wieńcowych.
Może przejść w omdlenia i zawroty głowy.
Palpitacje; ból głowy; nadmierne obciążenie serca stające się źródłem predyspozycji do związanych z nim chorób.
Ból ciała, a w szczególności ból grzbietu, szyi, barków, bioder; ewentualnie mimowolne trzęsienie się kończyn.
Nadpobudliwość; niezrównoważenie; niezdolność do koncentracji, problemy z utrzymaniem uwagi i pamięcią; wzrost zaniepokojenia.
Ból głowy; wycofanie się z normalnych społecznych aktywności.
Nieświeży oddech, niestrawność; predyspozycje do pojawiania się wrzodów żołądka; niewydolność jelit może stać się przyczyną zaparć, hemoroidów.
Wysypki na podłożu nerwowym; owrzodzenia w zagłębieniach; egzemy, krosty, trądzik.
Niemożność zapanowania nad stresem; zespół podrażnionego jelita, zapalenie uchyłka.
Łyse osoby mogą przeoczyć ten objaw!
Może przejść w jedną lub drugą skrajność: euforię w celu ukrycia niepokoju lub wycofanie się w celu ukrycia się przed niepokojem. Wybuch gniewu, wściekłości uwalniających od napięcia i frustracji; napad depresji; uciekanie się do gwałtu.
Ma to miejsce w kolejkach, poczekalniach, w pracy, w korkach ulicznych, w wyniku nieudanych zamierzeń, prowadzących do frustracji pragnień i nieprzemyślanych działań wstępnych. Napięcie gromadzi się we wszystkich tych przypadkach.

Kiedy energia bywa notorycznie blokowana, wtedy i tylko wtedy konsekwencje opisane w kolumnach C i D stają się rzeczywistością. Pomimo, że druga i trzecia część książki zajmą się praktycznymi sposobami powstrzymania tej lawiny nieszczęść, warto jest uświadomić sobie, że mogą one zaistnieć. Zmagazynowaną energię możemy wykorzystać w umiejętnościach, które wzbogacą nasze życie o nowy wymiar i nowe doświadczenie. Tak więc nie zniechęcajcie się samym schematem, bowiem proces, który on przedstawia, nie jest nieodwracalny.

Istnieje jeszcze jeden poziom naszych reakcji na stres - prawdopodobnie bardziej istotny dla ludzi, z którymi żyjemy niż sama fizyczność naszych reakcji - myślę tu o naszych nastrojach.

Na nastroje i emocje wpływ mają geny i hormony, co tłumaczy fakt, dlaczego różni ludzie czują się tak różnie w tych samych sytuacjach. Są one także konsekwencją uwarunkowania, jakiemu podlegamy w dzieciństwie, postaw, jakie wypacowujemy w trakcie procesu socjalizacji i warunków życiowych, w jakich znajdujemy się obecnie. Powiedziawszy to, nie należy jednak zapominać o olbrzymim obszarze, w obrębie którego możemy czuć się odpowiedzialni za konsekwencje naszych nastrojów i wynikających z nich zachowań.

Do problemu panowania nad naszymi emocjami wracać będziemy jeszcze wielokrotnie. Tym niemniej, teraz właśnie powinniśmy zastanowić się nad emocjonalnymi oznakami stresu. Zasada jest ta sama: tam, gdzie podnosi się nierozładowane niczym i nie wyciszone napięcie, tam wzniesione zostają drogowskazy dla stresu. Niewykluczone, że olbrzymi nacisk kładziony na "samokontrolę" zablokuje leżący głębiej stres. W przypadkach, gdy nie da się jednak wyeliminować jego oznak, nie od rzeczy będzie poważne zainteresowanie się umiejętnościami radzenia sobie ze stresem.

Wykres przedstawiony na rysunku 2 pozwala prześledzić najczęstszy przebieg reakcji emocjonalnej. Ta sama reakcja może być wynikiem zbyt wygórowanych wymagań (przepracowanie, duża rodzina, wiele zobowiązań) lub ich niedoboru (brak pracy, samotność, odrzucenie). Zbyt intensywna aktywność towarzyska może wywołać podobne oznaki stresu co nuda, rozczarowanie czy zazdrość. Obydwie skrajności mogą stać się przyczyną drażliwości, irracjonalnych nagłych zmian nastrojów, nawyków nerwowych, uzależniania się od różnych substancji, dzięki którym udaje się przeżyć kolejny dzień tygodnia, a także głośnej rozmowy i śmiechu w celu okazania wielkiej pewności siebie lub wycofywania się i burkliwości spowodowanych brakiem tej pewności. Wybredność i niezdecydowanie, brak chęci poświęcenia się czemukolwiek i zachowania kompensujące - wszystko to są oznaki stresu.

Zidentyfikowanie prawdziwej natury owych rzeczy pozwala podjąć przeciw nim odpowiednie kroki. Stres przypomina ładunek elektryczny, a ja muszą zadecydować czy wolę nauczyć się z nim żyć, czy czekać aż wysadzi mnie w powietrze. Mogę zainstalować 3-, 5- lub 13-amperowy bezpiecznik i kontrolować cały ładunek, mogę też zostawić wszystko tak jak jest, ryzykując wybuchem. Rysunek 2 przedstawia rozwój stresu emocjonalnego i pokazuje miejsca, w których świadomie wykorzystane umiejętności radzenia sobie ze stresem potrafią go zatrzymać.

Jeśli nie potrafimy uświadomić sobie nasilającego się stresu i konsekwencji, jakie niesie dla naszego zachowania, to nie jest to dla nas dobra wiadomość. Jest nią jednak przesłanie zawarte w najważniejszej części tej książki: istnieją sposoby, umiejętności i postawy, które możemy sobie przyswoić w celu kanalizowania, ukierunkowywania i rozładowywania nagromadzonego napięcia. Chodzi o unikanie szkodliwych konsekwencji stresu, a wykorzystanie jego motywujących i pobudzających do działania właściwości. Wszystko rozpoczyna się wraz z uznaniem i zidentyfikowaniem związków przyczynowo-skutkowych oraz stresorów i oznak stresu nie tylko u innych, ale i wewnątrz nas samych. Złe wiadomości mogą okazać się niemiłe, a oznaki stresu potrafią ranić nas boleśnie. Wielu ludzi wkłada niemało wysiłku w próby ignorowania tych ostatnich i przekonywania siebie, że sytuacja nie jest bynaj

ALARM!

Zestaw podstawowych reakcji jest:
WŁAŚCIWY DLA SYTUACJI
NIEWŁAŚCIWY DLA SYTUACJI

ENERGIA ROZŁADOWANA POWRÓT DO STANU NORMALNEGO: WSZYSTKO W PORZĄDKU

INSTYNKTOWNE KANALIZOWANIE ENERGII

śmiech
płacz
krzyk
ćwiczenia fizyczne
zwierzenie się przed inną osobą
odwrócenie uwagi

ENERGIA ZABLOKOWANA, np.:

nie mogę oddać
nie mogę gonić
nie mogę być niegrzeczny
nie mogę uciec
nie mogę dostać tego, czego chcę
nie mogę się zdecydować
nie mogę się tym teraz zająć

NAPIĘCIE ROZŁADOWANE NIEWYSTARCZAJĄCE UWOLNIENIE ENERGII
WZMAGANIE SIĘ I GROMADZENIE SIĘ NAPIĘCIA

NAPIĘCIE SKIEROWANE DO WEWNĄTRZ, np.:

zbyt wymagające normy
drażliwość
oszołomienie
depresja
obniżenie zdolności do zapamiętywania i koncentracji
zdziecinnienie
panika
obsesje
uleganie nałogom
załamanie umysłowe i nerwowe
samobójstwo

NAPIĘCIE SKIEROWANE NA ZEWNĄTRZ W CELU ULŻENIA SOBIE, np.:

hałaśliwe zachowanie w towarzystwie
nadmierna aktywność nerwowa
szukanie zapomnienia w antyspołecznym zachowaniu
kwestionowanie autorytetów
wypróbowywanie granic możliwości
gwałtowność w zachowaniu
drobne przestępstwa
poważne przestępstwa

NAPIĘCIE PRZEKSZTAŁCONE W CHOROBĘ ORGANIZMU, np.:

Moje ciało mówi "Stop! Zostaw to!" Potrafi ono tłumaczyć kłopoty na język takich niedomagań, jak:
ciężkie choroby
trwałe inwalidztwo
predyspozycja
do wszystkich chorób
anoreksja
fobie
niekontrolowane jedzenie
alkoholizm
impotencja

Mniej niebezpieczna. Na tych jednak, którzy pomimo obaw zdecydują się na podniesienie swych praktycznych umiejętności, czeka wspaniała nagroda. Poznacie lepiej samych siebie, życie zacznie układać się wam pomyślniej, a innym zależeć będzie bardziej na waszym towarzystwie.

Cały niniejszy rozdział podsumować można prostą formułą:
Jeśli zaatakuje cię stres,
ROZLUŹNIJ SIĘ,
pamiętaj, że może dopaść cię
CHOROBA,
dopiero umiejętności przyniosą ci
UWOLNIENIE.

4. Umiejętności radzenia sobie ze stresem

"Umiejętność" jest słowem bardzo starym. W językach pierwotnych, na bazie których powstał język angielski, było ono niezwykle ważne i, stosując się równocześnie do wiedzy i zdolności praktycznych, obejmowało swoim znaczeniem tak różne słowa, jak: rozróżniać, dostrzegać, odróżniać, decydować czy wyjaśniać. One też leżą u podstaw wszystkich metod, technik i postaw umożliwiających nam pozytywne wykorzystanie stresu. Są to sposoby, których wykorzystanie upewni nas, że stresory i oznaki stresu nie tylko nie sprawują nad nami kontroli, ale przeciwnie dostarczają nam dodatkowej energii. Wszystkim nam znane jest uczucie ociężałości i jałowej pustki - żyjąca w XIV wieku Juliana z Norwich powiedziała, że "ociężały i pełen pustego smutku" stosunek do życia pochodzi z "braku umiejętności". Początkiem nowego spojrzenia stać się może wiedza o tym, że istnieją sposoby zmieniające ociężałość w coś o wiele bardziej pozytywnego.

W pierwszym rzędzie sam instynkt mówi nam jak radzić sobie z napięciem. Pomaga nam w tym śmiech, żart, płacz, zrobienie sobie przerwy, wygadanie się przed inną osobą czy zapomnienie się w sporcie, zabawie, ćwiczeniach, itd. Gdy owe instynktowne sposoby zachowania nie wystarczają, na scenę wchodzą bardziej złożone umiejętności radzenia sobie ze stresem.

Istnieje cała masa umiejętności, które możemy odkryć, pielęgnować i wykorzystywać. Nie wszystkie nadają się dla każdego i każdy z osobna musi zadecydować co jest dla niego najlepsze.

Podstawa wszystkich umiejętności jest jedna - jest nią dostrzeżenie - zdolność do identyfikacji i uznanie pewnych szczególnych cech danej sytuacji. Wiele sytuacji stresowych przypomina zaplątany supeł kolorowych nitek, których pociąganie pogarsza jedynie całą sytuację. Polepszenie przyniesie dopiero rozplątanie poszczególnych nitek. Zależy to w równej mierze od dostrzeżenia i identyfikacji każdej nitki z osobna, jak i od zdolności do dokładnego prześledzenia przebiegu każdej z nich.

Przyswojenie sobie całego bogactwa umiejętności radzenia sobie ze stresem przyjdzie nam łatwiej, gdy luźno je pogrupujemy.

  1. Po pierwsze, zasadniczą rzeczą jest identyfikacja siły i presji stresorów oraz uznanie faktu, że identyfikacja ta nie zależy w żadnych stopniu od tego czy jestem "dobry", czy "zły", "zdolny" czy "tępy". Jako że w oczach dzisiejszego społeczeństwa opanowanie stanowi wielką zaletę, przyznanie się do stresu jest trudne nawet przed sobą samym i wydaje się pomniejszać nas w oczach innych. Prawda natomiast jest taka, że zrozumienie charakteru napięć, z którymi mamy do czynienia i opanowanie wiedzy na ich temat, nie tylko stanowi o naszej sile, ale świadczy także o mądrości.

Wydaje się czasami, że przechwałki na temat ilości rzeczy, z którymi daję sobie radę są łatwiejsze niż uświadomienie sobie wysiłku, jaki w to wkładam. Komentarze innych w rodzaju: "Naprawdę nie wiem, jak ty sobie z tym wszystkim radzisz" mile łechcą moje ego i nie zastanawiam się przy tym, na ile cała ta sytuacja mnie osłabia. Pierwszym krokiem w stronę zmniejszenia stresu jest więc przyznanie się do jego istnienia. Przyzwyczajenie się do pełnych komplementów reakcji innych ludzi może go jedynie wzmocnić.

  1. Kolejne umiejętności to identyfikowanie i przyznawanie się do pojawiających się oznak stresu, przedstawionych na rysunku 1 w kolumnie A. Są one widoczne dla wszystkich poddających się introspekcji, a większość z nich obserwowalna jest także u innych. Po zaznajomieniu się z nimi dobrze byłoby przejrzeć listę raz jeszcze i zastanowić się, które z oznak jesteśmy w stanie kontrolować świadomie, a nad którymi kontrolę taką sprawować możemy jedynie pośrednio.

Nie na wiele na przykład zdadzą się moje wysiłki opanowania gęsiej skórki. Mogę jednak nauczyć się kontrolować szybkość oddechu i modyfikować zadyszkę. Nie jestem w stanie zapobiec zamykaniu się mojego układu pokarmowego, ale mogę nauczyć się rozluźniać moje mięśnie w taki sposób, by redukować ciągłe napięcie wokół organów trawiennych.

  1. Istnieją umiejętności wykorzystywane do zdobywania wiedzy na temat naszej wytrzymałości na stres oraz środków zaradczych.

Jestem mini-morrisem, traktorem, limuzyną czy samochodem wyścigowym? Jaka szybkość najbardziej mi odpowiada?

Czy umiem rozpoznawać odgłos mojego własnego silnika, ten ciągły warkot mojego wnętrza?

Czy zestaw moich narzędzi zardzewiał, ponieważ o niego nie dbałem, nie używałem i teraz pokryty jest kurzem, czy też jest przestarzały i powinienem go wymienić?

W czym jestem najlepszy? Co jest moją słabą stroną?

  1. Istnieją umiejętności związane z pozwalaniem sobie na silne emocje. Czasami sama świadomość, że istnieją, nie wystarcza; niekiedy muszą one uzyskać pozwolenie na uzewnętrznienie się, przyzwolenie na otwarte ich wyrażanie. Posiadanie silnych emocji i stosunkowo bezpieczne ich kanalizowanie wymaga dość szczególnych umiejętności. Znajdziemy tam między innymi sposoby na radzenie sobie ze stawianymi przed nami wymaganiami oraz na akceptowanie konsekwencji naszych słów i działań.

Kiedy jestem zły lub załamany, czuję się obrażony lub dyszę chęcią zemsty, zawsze istnieje pewna granica tego, co potrafię znieść. Jeśli uczucie to siedzi we mnie zbyt długo, zaczyna rozsadzać mnie od wewnątrz. Lepszym wyjściem jest przyznanie się do niego przynajmniej przed samym sobą i pozbycie się bez wyrządzania krzywdy innym.

Podobnie, czasami czuję się szczęśliwy, rozradowany i pełen nadziei, gdy w tym samym czasie inni bynajmniej nie podzielają mojej euforii. W tym przypadku powinienem zwrócić uwagę na sposób wyrażania moich uczuć oraz zastanowić się czy przypadkiem nie wymagam od innych zbyt wiele. Niewykluczone, że będę musiał nauczyć się wykorzystywać moją wyobraźnię, uruchamiając ją, kiedy uznam to za pożyteczne i ściągając jej wodze, gdy stanie się źródłem strachu.

  1. Umiejętności medytacyjne pogłębiają wszystkie dotąd przedstawione formy samoświadomości. Różne metody medytacji kładą nacisk na technikę kontrolowania fizycznych oznak stresu lub docierania do wewnętrznych źródeł siły, równowagi, pewności siebie i ufności w Boską moc.

Identyfikacja własnej tożsamości jest jedną z podstaw medytacji. Następnym krokiem jest zaprzyjaźnienie się z tym, co znalazłem. Wielu ludzi odkrywa, że bliskie poznanie i zbliżenie się do własnej duchowości wprowadza odpowiedni porządek do całej reszty.

  1. Nie jest wykluczone, że najważniejszą ze wszystkich jest umiejętność odnajdywania i utrzymywania sensu oraz kierunku mojej własnej drogi i tego wszystkiego, co nadaje życiu cel oraz odnajdywanie i troska o rzeczy, które cel ten wspierają. Mówi się, że najsilniejszym ze stresorów jest poczucie braku sensu i że bardzo często uciekając przed nim rzucamy się w pogoń za "przyjemnym spędzaniem czasu".

Jeżeli nie do końca podoba mi się kierunek, jaki obiera moje życie, staję przed wyborem: albo, pomimo wszystkich niewygód i niepewności z tym związanych, porzucę go, albo nadal starał się będę zapełnić jego pustkę. Jeżeli moje działania będą wystarczająco chaotyczne, hałas dostatecznie głośny, a błyski świateł odpowiednio mocne, taktyka ta, przez jakiś przynajmniej czas, może okazać się skuteczna. Nigdy jednak nie uda się jej zastąpić stopniowo osiąganej pewności zdobywanej w oparciu o uchwycenie prawdziwego sensu życia.

  1. Następnie mamy umiejętności obiektywizowania i eksternalizowania. Wiele z nich to wyuczone techniki pomagające uporządkować sprawy zaplątane w gąszczu subiektywnych emocji - zmartwień, niepokojów i pośpiechu.

Chcę nauczyć się, jak zdobyć dystans i uporządkować różne kolorowe nici tworzące plątaninę. Muszę zdecydować, za które z nich odpowiadam i które jestem w stanie rozplątać, a które muszę odłożyć na bok.

  1. Istnieje wiele umiejętności przydatnych w związkach między ludźmi. Często okazuje się, że uważne słuchanie zneutralizuje obecny w związku negatywny stres.

Czy to, co NIE ZOSTAŁO POWIEDZIANE słyszę równie wyraźne jak to, co POWIEDZIANE ZOSTAŁO? Czy mam prawo uważać, że całkowicie rozumiem to, co czuje inna osoba? Pewien wódz indiański powiedział: "Nie wiem jak czuje się drugi człowiek dopóki nie przejdę dwóch mil w jego mokasynach".

  1. Istnieje cała grupa umiejętności organizacyjnych, które pomagają uśmierzać stresy i nimi kierować. Stanowiąc integralną część procesu dojrzewania, znane są do pewnego stopnia wszystkim. Tym niemniej możemy je wszystkie udoskonalać, a ich skuteczność zwiększa nasze szanse wykorzystania okazji, jaką jest stres. Podstawowe umiejętności praktyczne wykorzystuję, gdy:

  1. Na końcu, choć są one nie mniej ważne od pozostałych, powinniśmy powiedzieć coś o umiejętnościach, związanych z dbaniem o nasze ciało. Jeśli rzeczywiście chcemy, by stres pracował na naszą korzyść, musimy koniecznie utrzymywać nasze ciało w dobrym zdrowiu. Dzięki dobrej kondycji będziemy potrafili przyjąć olbrzymią dawkę stresu i dodatkowo cieszyć się jego obecnością. Z drugiej strony lekarze przyznają, że zbyt wielki stres zmniejsza naszą odporność na wiele stresorów i intensyfikuje ich działanie. Rezultatem tego może być dostanie się w tryby łańcucha samowzmacniających się reakcji. Na przykład:

Ucząc się odczytywać sygnały wysyłane przez moje ciało, mogę odwołać się do nowoczesnych technologii, pomocnych w ustalaniu poziomu stresu. Niektórzy ludzie wykorzystują urządzenia typu bio-feedback umożliwiające monitorowanie rozwijającego się w naszym organizmie stresu i wzmacniające efekt metod relaksacyjnych. Podobnie, skomputeryzowane cykle ćwiczeń traktować można jako cenne instrumenty monitorujące, a przydatne okazać się także mogą magnetofony kasetowe.

Jeśli chcemy dbać o nasze ciało, niezbędna nam będzie umiejętność odprężania się. Dalej dowiemy się czegoś więcej na temat różnicy między zwykłym odprężeniem, czyli odpoczynkiem czy rozrywką, a jego formą głęboką. W ciągu wieków rozwinięto przeróżne techniki głębokiego odprężenia. Część z nich obejmuje umiejętność kontrolowanego oddychania. Bez względu na ostateczny wybór metody, odprężenie, w opinii wielu, prowadzi do swobodniejszego i bardziej świadomego wykorzystania wszystkich obiektywnych i niektórych subiektywnych umiejętności. Niektórzy "eksperci" uważają, że głębokie odprężenie jest najważniejszą umiejętnością ze wszystkich. Książka ta zostawia czytelnikowi wolną rękę i skłania go do zastanowienia się nad wyborem najodpowiedniejszej dla niego umiejętności.

Na następnych stronach znajdziecie szczegółowy opis wszystkich umiejętności, o których była mowa. Teraz, kiedy przedstawione zostały już pewne podstawy nauki o stresorach, oznakach stresu i umiejętnościach radzenia sobie ze stresem, każdy z czytelników potrafi skonstruować własną indywidualną strukturę. Materiały, jakie wybierze do jej budowy, pomogą mu cieszyć się dynamizmem i smakiem "życia w stresie", chroniąc go równocześnie przed załamaniem się pod ciężarem samego stresu.

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Można powiedzieć, że widziana oczami niektórych chrześcijańskich tradycjonalistów, cała ta dyskusja powinna dotyczyć obszaru różnych powinności, przymusów i zakazów.


TY MUSISZ...
JA POWINIENEM...
ON POWINIEN...
...NIE, NIE MOŻNA


Wygląda na to, jakby w języku moralności zachowanie pod wpływem stresu mylone było z zachowaniem grzesznym. To właśnie z tego powodu wiele ludzi odchodzi od chrześcijaństwa. Wydaje się, że zachowanie pod wpływem stresu łączy się z zachowaniem grzesznika, a w konsekwencji pojawia się poczucie winy. Niemało ludzi sądzi, że chrześcijaństwo uważa rozdrażnienie, złość, obwinianie, pobłażliwość, depresję, wymagania czy dbałość o własną osobę za oznaki grzechu. Chrystus - wzór, który naśladujemy - nie doświadczał żadnego z tych uczuć, prawda? Czyli, że my, tym bardziej, powinniśmy być od nich wolni. Czy Chrystus nigdy nie odczuwał stresu?

Chrystus gniewał się na swoich uczniów, gdy trwali w swoim uporze i

gniewał się na nie owocujące drzewo figowe, na które natrafił w drodze na sąd.
Był pełen gniewu wobec kupców w świątyni,
kiedy wyganiał ich ze straganów.
Gorzko odniósł się do faryzeuszy,
kiedy zadawali mu sprytne pytania,
licząc na to, że uda im się przyprzeć Go do muru.
Czasami przedkładał swoje własne potrzeby nad potrzeby innych,
śpiąc, kiedy Jego przyjaciele bali się śmiertelnie czy
sprzeciwiając się żądaniom swej Matki.
Lubił zabawy i wino; nie był "smutasem",
żył bujnym życiem.
Był twardy dla swoich wyznawców,
żądając od nich, by opuścili swe domy i ruszyli w podróż
bez jedzenia, pieniędzy czy dodatkowej odzieży.

Czy Chrystus miał spokojne, bezpieczne, bezstresowe życie? Jako człowiek wiedział o istnieniu stresorów i znał sposoby, by sobie z nimi radzić. Wiedział, że zbyt wielki stres wywołuje określone zachowanie. I tego ostatniego nie oceniał w kategoriach grzechu. Gdzie więc pobłądziliśmy?

Jezus Chrystus jako człowiek przyznawał Bogu Ojcu nieporównywalną z niczym innym wielkość i niepoznawalność (szczególnie dla nas). Rozumiał, że Bóg jest niezmierzonym ogromem.

Nie wtłaczał Boga w obraz swojego własnego superego. My to robimy!

Wszystkie zawiłe prawa narzucane Mu przez Jego kulturę i regulujące właściwe zachowanie zastąpił jednym drogowskazem: "Kochaj Boga całym swoim sercem, całą siłą twej duszy i twego umysłu, a bliźniego swego jak siebie samego".

On nie otaczał się powinnościami i nakazami w celu uzyskania Boskiej uwagi i aprobaty. My to robimy!

Otwarcie mówił o tym, co Go dręczy; kiedy był spragniony, mówił, że chce pić, nie oskarżając innych o to, że Go zaniedbują. Gdy był zmęczony lub potrzebował spokoju czy był źle traktowany, zamiast szukać winnych, sam rozwiązywał swoje problemy.

Nie projektował na innych niewygodnych dla siebie rzeczy i nie obwiniał za nie nikogo, chcąc za wszelką cenę zachować poczucie własnej prawości. My to robimy!

Człowiek posiada gatunkową tendencję do projektowania na innych ciemnych elementów swego wnętrza, na które sam nie ma ochoty spojrzeć. Wygląd naszych potrzeb nie podoba nam się prawdopodobnie dlatego, że są one świadectwem naszej niepełnej kontroli sprawowanej nad rzeczywistością. Lepiej więc udawać, że ich nie ma. O wiele łatwiej jest powiedzieć, że to z twojej winy jestem zły, zmęczony, przybity i że przez ciebie straciłem złudzenia. Dopiero gdy wina leżeć będzie poza mną samym, poczuję się od niej wolny.

Oznacza to także, że potrafię przyzwyczaić się do bardzo wysokich (i tym samym pochlebiających mi) wymagań i starając się im sprostać, znajdę się w stanie jeszcze większego napięcia. Zawiódłwszy siebie samego, poczuję się winny i zacznę obawiać się o to, czy kiedykolwiek jeszcze uda mi się być kochanym, zdolnym do działania czy aprobowanym przez innych. Nie mogąc znieść tego uczucia, obarczę winą kogoś innego, a błędne koło wzrastającej presji i napięcia zwiększy jeszcze moją nietolerancję.

Jeśli zatrzymamy się na chwilę, by obiektywnie spojrzeć na uczucia związane ze stresem, odkryjemy, że zanim stały się częścią naszej moralności, były już fragmentami naszej genetycznie uwarunkowanej tożsamości.

Z mniejszym już poczuciem winy możemy teraz zrobić coś z samym stresem. Jezus był świadomy swych potrzeb - nie rzucał się, nie owijał niczego w bawełnę, nie próbował ich ukryć ani udawać, że nie istnieją. Równocześnie jednak nie pozwalał, stresowi zapanować nad sobą, nie pozwalał, by stanął on między Nim a Bogiem. Tam właśnie, w oddzieleniu i oddaleniu się od Boga, odnaleźć można naturę grzechu.

O tej fundamentalnej różnicy mowa będzie szerzej na dalszych stronach książki, gdzie poruszać będziemy problem naszych negatywnych, a czasami i wyolbrzymionych uczuć projektowanych na innych ludzi i Boga. One właśnie leżą u podstaw większości naszych stresów. Stawianie znaku równości między zachowaniem pod wpływem stresu i zachowaniem grzesznym jest wielkim nieporozumieniem. Rzecz nie polega na odcięciu się od tego, lecz na zawierzeniu naszej największej nadziei. Bóg, Emanuel jest z nami, obok nas. Maranatha - przyjdź, Panie. On doskonale zna nasz stres i daje nam do ręki środki, byśmy mogli się z nim zmierzyć.

Wiara Celtów była niezwykle pragmatyczna i pełna zgody. Celtowie wiedzieli, że Bóg towarzyszy im wszędzie i dodaje sił. Gdy oddawali się swym codziennym obowiązkom, śpiewali:

Idę razem z Ojcem
Idę razem z Synem
Idę razem z Duchem Świętym
Potrójnie Serdeczni
Ho! Ho! Ho! Troje w Jednym!
Jak mogło im się nie udać w takim towarzystwie?

Podsumowanie części pierwszej:

Kategorie współczesnych stresorów i UMIEJĘTNOŚCI radzenia sobie z nimi, które możemy sobie przyswoić:

Związki

Odpowiednie UMIEJĘTNOŚCI pozwalają nam:

Kłopoty

Odpowiednie umiejętności pozwalają nam:
- oddzielić poszczególne nitki od siebie i pozbyć się supła;
- postępować z każdym z jego elementów z osobna;
- być opanowanym i obiektywnym;
- dostrzegać inne punkty widzenia i próbować znaleźć wyjście (każdy potrafi znaleźć dziurę w całym - tylko mądry znajduje wyjście z sytuacji).

Utrata poczucia sensu

Odpowiednie umiejętności pozwalają nam:
- odkrywać własne wartości, takie jak:
zainteresowanie innymi,
cel w życiu,
kierunek życia,
natchnienie,
rodzina,
pieniądze,
posiadanie i władza,
życie towarzyskie,
robienie wrażenia na innych,
odkrywanie Boga i jego celów,
- znaleźć czy założyć grupę podobnie do mnie myślących osób.

Odpowiednie umiejętności pozwalają nam:

- rozpoznawać szczególnie wysoki poziom stresu;
- opracowywać i praktykować różne sposoby radzenia sobie ze stresem;
- utrzymywać własne ciało w dobrej formie, a umysł, ducha i uczucia wypełniać pozytywną treścią;
- planować czas, działania, zadania, itd. - robić listy, delegować uprawnienia, nakreślać realistyczne cele;
- cieszyć się z osiągnięć!

Środowisko

Odpowiednie umiejętności pozwalają nam:
- identyfikować rzeczy, których nie potrafimy zmienić i przystosować się do nich;
- działać na rzecz tego, co może i powinno być zmienione;
- być mądrym i ostrożnym w rozróżnianiu dwóch powyższych punktów.

Nabyte symbole

Jeśli takie rzeczy, jak: tłumy ludzi, otwarte przestrzenie, woda, pająki czy zarazki stają się tak silnymi stresorami, że utrudniają nam normalne życie, powinniśmy zwrócić się o pomoc do specjalisty.

5. Pełnia

Oto sedno sprawy - pełnia.

Idea bycia kompletną formą jest sprawą kluczową. Pełnia nie oznacza, że wszyscy musimy być pełnymi sferami ani że wszyscy musimy być doskonali. Nie oznacza także, że osiągnąwszy pewną formę zostaniemy nią na zawsze, w bezruchu. Ameba czy torebka fasoli także są formami skończonymi. Są świetnie przystosowane do funkcji, które sprawują i, zmieniając bezustannie swój kształt, znakomicie wypełniają swoje zadania. Tym niemniej, ich tożsamość pozostaje niezmieniona - ich pełnia zostaje zachowana.

Pełnia ameby różni się od pełni torebki fasoli i nie można ich ze sobą porównać. Podobnie, pełnia każdego człowieka jest czymś jednostkowym i nie można porównać jej z żadną inną. Tylko sama jednostka, i nikt inny, może poznać naturę swojej własnej całkowitości.

Jeśli na stres popatrzymy jako na część procesu osiągania pełni, zobaczymy, że stanowi on czynnik pozytywny. Po zidentyfikowaniu stresu zawarta w nim energia może następnie zostać wykorzystana do wypełnienia naszej pełni. Niektórzy ludzie pragną pozbyć się stresu raz na zawsze. Zajmując się jego szkodliwymi konsekwencjami, nie powinniśmy zapominać, że jest on także niezbędnym czynnikiem naszego rozwoju i dynamiki i że wyrzucając go z siebie, pozbawimy się głębokich źródeł energii, niezbędnych w osiąganiu pełni.

W niektórych językach to samo słowo oznacza kryzys i okazję. Niejeden z nas skorzystałby na ujmowaniu obydwu pojęć w ten właśnie sposób.

STRES JEST CZĘŚCIĄ PEŁNI - NIE STOI NA ZEWNĄTRZ NIEJ

Niniejszy rozdział zajmie się trzema problemami:
- Czym jest pełnia?
- Jak można wykorzystać ideę pełni?
- Jak zidentyfikować moją własną pełnię?

CZYM JEST PEŁNIA?

Słowo "cały" (angielskie whole - przyp. tłum.) ma bardzo starą etymologię, która podobnie jak w przypadku słowa "umiejętność" (angielskie skill - przyp. tłum.) charakterystyczna jest dla wielu pierwotnych języków europejskich. Dzieli ono swe historyczne pochodzenie z paroma innymi ważnymi i pokrewnymi mu słowami. Jest faktem niesłychanie znaczącym, że te same korzenie językowe posiadają słowa oznaczające:
Hail! (Cześć!) -powitanie i wstęp do nawiązania kontaktów towarzyskich.
Hale (Krzepki) -siłę do dziania.
Health (Zdrowie) -zdrowie ciała, umysłu i ducha.
Holy (Święty) -świętość, błogosławieństwo.
Holiday (Wakacje) -odpoczynek i zabawę.
WHOLE(PEŁNY)
Razem słowa te opisują naszą pełnię.

Na rysunku 3 przedstawiony jest użyteczny symbol pełni. Model ten ma cztery części. Klasyczny opis struktury czyjejś tożsamości obejmuje serce, duszę i siłę - czyli uczucia, ducha i ciało. Brakuje tu części czwartej, a mianowicie "umysłu". Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to właśnie dzięki Chrystusowi otrzymaliśmy umysł, ów czwarty element, jednoczący w całość istotę człowieka.

Model ów "umysłowi" przypisuje myślenie, "ciału" działanie, "somie" odczucia (a więc emocje i odczucia zmysłowe), a "duchowi" wartościowanie. Zachodząc na siebie nawzajem, wszystkie te części są ze sobą powiązane, a cokolwiek zdarzy się w jednej z nich oddziałuje natychmiast na inne.

Czując się skrzywdzony, myślę negatywnie, zachowuję się negatywnie i z niechęcią patrzę na tego, kto zadał mi ból. Będąc zadowolony, mam jednak skłonności do pozytywnego myślenia, konstruktywnego zachowania i wysokiego oceniania tego, kto mnie zadowolił.

UMYSŁ do MYŚLENIA
CIAŁO do DZIAŁANIA
SOMA do CZUCIA (obejmuje zmysły i uczucia)
DUCH do WARTOŚCIOWANIA
lecz wydarzenia przeszłości uszkadzają,
ranią
dziurawią
każdą z tych części.
Jak można je zregenerować
uzdrowić?

Powinniśmy dbać o to, by granice między poszczególnymi częściami nie były zbyt sztywne. Nierealistyczne jest, na przykład, próbowanie odgraniczenia rzeczy, z którymi boryka się umysł (myślenie) od innych, odnoszących się do somy (odczucia). Nieporozumieniem jest także wtłaczanie rzeczy ducha w ramy tego, co zwykle nazywa się "religią" czy praktykami religijnymi. Pod pojęcie ducha podchodzi wszystko, w co inwestujemy pewną wartość - wielbienie oznacza także i nadawanie wartości.

Poniżej mamy jeszcze parę innych uwag dotyczących rysunku 3:
- żadna z części nie jest ważniejsza od pozostałych;
- każda z nich jest uszkodzona i pogięta - są to troski z poprzednich okresów naszego życia;
- każda z części potrzebuje przestrzeni, by można było ją ćwiczyć, rozszerzać i rozwijać;
- każda z części może znaleźć się pod wpływem stresu;
- każdy z nas wykazuje tendencję do koncentrowania się na jednej z nich i w konsekwencji inne zaczynają tracić swą siłę - marnieją. Wtedy z kolei całość zniekształca się i staje się podatna na stres.

Rysunek powinien pomóc ci w odnalezieniu właściwego kształtu twojej własnej pełni.

JAK MOŻNA WYKORZYSTAĆ IDEĘ PEŁNI?

Jeżeli wiemy, że pełnia jest wynikiem zrównoważonego rozwoju wszystkich części nas samych, spójrzmy tylko jakie konsekwencje przyniosłyby zaburzenia tej równowagi;

CIAŁO

To byłby ktoś, kogo ciało jest piękne, ale kto poświęcił swoje kontakty towarzyskie, wrażliwość i zdolność rozumienia świata, by to osiągnąć.

UMYSŁ

To byłby ktoś, kto jest oczytany i inteligentny, ale którego zdrowie szwankuje i kto ma mało przyjaciół.

SOMA

To byłby ktoś, kto pozwala, by jego osobiste uczucia zdominowały całą resztę. Narzuca wszystkim swoje niekontrolowane, zmienne usposobienie.

DUCH

To byłby ktoś, kto uważa życie duchowe i życie codzienne za dwa odrębne światy. Kto trzyma głowę tak wysoko w chmurach, że traci kontakt z życiem innych, a także ich sympatię.

Te karykatury pokazują dobrze jak można posługiwać się naszym rysunkiem, wyobrażając sobie "plastycznie" funkcjonowanie pełni i powstawanie zniekształceń.

Ideę pełni możemy także wykorzystać do określania naszych celów, snucia projektów i planowania pracy, nie poddając się przy tym działaniu zbyt silnego stresu.

Weźmy na przykład ogród.

Mają odwiedzić mnie moi dość krytyczni przyjaciele, a mój ogród jest pełen chwastów. Stres z tym związany rośnie, a czas mam ograniczony i chcę być pewien, że go optymalnie wykorzystam.

Wracając do obrazu pełni:
wykorzystuję myślenie, sprawdzając czy mam odpowiednie ogrodowe narzędzia;
wykorzystuję uczucia (moją troskę), by wziąć się do roboty, a nawet się nią cieszyć;
pracując, wykorzystuję działanie, uważając, by nie nadwerężyć mięśni grzbietu czy nie uszkodzić rąk;
oceniając, wiem, że warto robić to, co robię.
Niewykluczone, że najważniejszą rzeczą, z której powinienem zdać sobie sprawę jest fakt, że bez względu na to, co zrobię, będzie to zawsze następstwem mojego wyboru. Nie mogę dłużej narzekać, że ogród nie jest bardziej zadbany i nie mogę udawać, że rzeczywiście chciałbym, by był inny.
Rozdział 8 rozwija dalej ten temat. Jeżeli dokonam świadomego wyboru w jakiejkolwiek innej sprawie, zmniejszę w ten sposób związany z nią stres. W tym przypadku, jeśli poświęcę się czemuś innemu zamiast zająć się ogrodem, nie mam prawa narzekać. Dokonałem wyboru. Następnym krokiem będzie już wybór między różnymi priorytetami.

JAK ZIDENTYFIKOWAĆ WŁASNĄ PEŁNIĘ?

Każdy z nas posiada szczególną i unikalną formę. Pomimo że reakcje innych na nasze własne zachowanie wywierają na nas ogromny wpływ, nikt nie potrafi powiedzieć nam co oznacza bycie sobą - własną formę musimy odkryć sami.

Jedynym sposobem odkrywania jej jest ciągłe próbowanie - sprawdź, jak czujesz się z nią ty sam, a jak czują się inni ludzie. Tak naprawdę jest to eksperymentowanie z różnymi częściami siebie samego i testowanie moich mocnych i słabych stron. Nie znaczy to, że inni ludzie nie mogą udzielić ci rady na temat najlepszego sposobu działania. Dopóki jednak nie wypróbujesz go na samym sobie, nie dowiesz się, czy rzeczywiście jest on dla ciebie odpowiedni.

Czym jest to, co mnie umacnia? - napełnia mnie i sprawia, że istnieję naprawdę? Będę musiał wejść na wiele dróg i dowiedzieć się niemało o sobie samym i o innych ludziach, nim odnajdę moją własną indywidualną formę. Dla większości ludzi nie jest to natychmiastowe odkrycie - normalnie zajmuje całe życie.

Jedna z najbardziej oczywistych, a jednak najtrudniejszych lekcji, których należy się nauczyć polega na uświadomieniu sobie, że możliwości każdego z nas są różne. Uparcie porównujemy się z innymi według schematu : "jeśli on/ona/ty mogą to zrobić, to ja też". Porównywanie mojej formy z innymi lec może u podstaw ogromnego osobistego stresu. Jeśli rzeczywiście jesteśmy podobni do innej osoby, stres ten, w pewnych przynajmniej granicach, stać się może czynnikiem motywującym. Zbyt często jednak różnimy się między sobą tak dalece, że próba wejścia w skórę drugiej osoby prowadzi do obniżenia naszej wartości w naszych własnych oczach. Każdy z nas posiada swoją własną indywidualną matrycę i nie ma nikogo innego, kto pasowałby do mojej równie dobrze, jak ja i żadnej innej osoby, która do twojej pasowałaby równie idealnie jak ty sam.

Jak jednak, wystrzegając się porównań, mam sam odkryć moje możliwości?


Czuję się napięty
podniecony
rozochocony
"nakręcony"
jestem niezwykły
jestem wspaniały

WZLOTY

może to być:
sukces
osiągnięcie celów
pochwała
podnieta towarzyska
ćwiczenia duchowe
podniecenie może przyjść
nieoczekiwanie lub możemy
go szukać
nierozładowane "wzloty" mogą
skończyć się załamaniem

MOJA WŁASNA NORMA, CZYLI MIEJSCE, W KTÓRYM CZUJĘ SIĘ NAJLEPIEJ

może to być:
choroba
rozczarowanie
utrata - pracy, statusu,
ukochanego krewnego,
rodzinnego otoczenia
lub
nuda
depresja
poczucie
bezsensowności

DOŁY

czuję się załamany
przygnębiony
Kim jestem?
Czym jestem?
Dokąd zmierzam?

Nierozładowane "doły" mogą zakończyć się załamaniem

Pomimo podniecenia i zawodów, ważną rzeczą jest,
by umieć powrócić ze "wzlotów" czy "dołów" do miejsca,
gdzie czuję się swobodnie. Moja siła leży w powracaniu.

Rysunek 4 dobrze ilustruje sytuację, gdy po każdym wychyleniu się, po każdorazowej wycieczce w tereny "wysokie" i "niskie" wracamy do miejsca, gdzie czujemy się dobrze i wygodnie. Niezależnie od tego, jak wiele się staram i eksperymentuję, istnieje poziom, na którym czuję się "swobodnie". Na poziomie tym nie możemy pozostać na zawsze - byłoby to równie nudne co otępiające - jest to jednak poziom, na którym odzyskujemy ogólną równowagę.

Czasami mogę znaleźć się wysoko - podniecony, pobudzony rozogniony i przepełniony samym sobą. Innym razem jestem na dnie - rozczarowany, osowiały i przybity. Obydwie sytuacje powinny skierować naszą uwagę na działania zmierzające w kierunku osiągnięcia "normy", czyli stanu, w którym czuję się swobodnie. W osiągnięciu go pomagają mi umiejętności radzenia sobie ze stresem.

Zidentyfikowanie chwil euforii i załamania oraz ich genezy pomaga mi poznać własne możliwości. Pamiętaj, że te same ładunki elektryczne, pracujące skutecznie i wydajnie przy 13-amperowych bezpiecznikach, wysadzą bezpiecznik 3- lub 5-amperowy. Którym z nich jestem? Czy powinienem trzymać się z dala od silnych napięć, czy też pozwalać, by mnie rozświetlały? Dowiem się tego jedynie na drodze doświadczenia i obserwacji ich wyników.

ĆWICZENIE UŚWIADAMIAJĄCE

Wyobraź sobie dwie różne osoby. Jedna z nich ma wszystko, czego dusza zapragnie. Nie doświadczyła nawet jednego dnia choroby, ma pieniądze, olbrzymi dom pełen służby i wszystkie wygody, o jakich mogłaby marzyć. Nie ma problemów rodzinnych, bo nie ma rodziny i niewiele osób potrafi przedrzeć się przez jej ochronne zasieki. Nie trapi jej żaden widoczny stres i dopilnowuje, by nic nie zakłóciło jej spokoju. Myśli, że znalazła receptę na bezproblemowe życie.

Życie drugiej osoby jest zróżnicowane. Mając na głowie sporą rodzinę, musi dbać o wiele innych osób i, walcząc z lawinami chorób i problemów, czasami czuje się przemęczona. Pomimo że nie we wszystkim się z nimi zgadza, jej związki z ludźmi trwają, a nawet rozwijają się lepiej na bazie kontrastów. Nigdy nie miała zbyt dużo pieniędzy, spokoju czy wygód, ale pomimo to zawsze udawało jej się jakoś ułożyć sobie życie. Jak się wydaje, jej rodzina trzyma się mocno, choć nie obeszło się też bez tragedii - konsekwencją jednej z nich okazało się trwałe inwalidztwo. Były także i sukcesy. Teraz, w kwiecie wieku, matka patrzy z pogodą na przyjemne i bolesne chwile, a spotykający ją ludzie zawsze czują płynące od niej ciepło.

Popatrz na każdą z tych postaci z osobna, a potem spójrz na nie razem. Umieść je w różnych częściach twojego umysłu. A teraz pomyśl, do której z nich bardziej pasuje słowo "pełny"?

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Według jednego z tłumaczeń Ewangelii, Pan nasz powiedział: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Twierdzić by można, że to właśnie tłumaczenie odpowiada za nadgorliwe, choć pełne dobrych intencji starania i, będące ich konsekwencją, szkodliwe następstwa stresu.

Istnieje wiele przekonujących dowodów na to, że osobowości o skłonnościach do perfekcjonizmu są nie tylko podatne na stres, ale cierpią także przez jego najbardziej szkodliwe konsekwencje. Jest to rodzaj cierpienia, który najczęściej prowadzi do choroby. Ci, którzy nigdy się nie poddają, nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu, rzadko się śmieją i bawią, mają inklinacje do nietolerancji, umoralniania, osądzania i wydają się nawet bardziej surowi dla siebie samych niż dla innych. Czy Pan nasz chciał, byśmy byli kimś takim, kiedy mówił "Bądźcie doskonali..."?

Niektóre autorytety mówią nam, że słowa naszego Pana lepiej byłoby przetłumaczyć tak: "Bądźcie PEŁNYMI, jak Ojciec wasz jest PEŁEN" (chodziłoby tu o pełnię innego, naturalnie, wymiaru!). Podobnie jak Bóg Stwórca wypełnia i rozwija swoje potężne dzieło, tak my, z tego by wynikało, powinniśmy wypełniać naszą małą indywidualną formę. Jest to bardziej zrozumiałe niż nakaz osiągania stanu doskonałości, równego niemal Bogu, naszemu Ojcu.

Jezus Chrystus także powiedział coś podobnego:

"Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg" (Łk 18, 19). On wie, że nigdy nie będziemy doskonali, że nigdy nie możemy być całkowicie "dobrzy". Możemy jednak walczyć o to, by stać się PEŁNIĄ. Nie tylko możemy działać w kierunku wypełnienia naszej pełni - samo to działanie bowiem odsuwa negatywne skutki stresu - ale możemy też wykorzystać jego efekty motywujące. Tak więc pełnia obejmuje także i stres - podobnie jak u Jezusa Chrystusa.

"Bądźcie pełnymi, tak jak Ojciec wasz jest pełen"

6. Słuchanie

Jak na razie pełnia oraz przyczyny i oznaki stresu dyskutowane były głównie przez pryzmat ich identyfikacji. Ten rozdział mówił będzie o odnoszeniu i uwalnianiu. Od tej chwili zajmiemy się praktycznymi krokami, które powinieneś podjąć, jeśli chcesz, by zamiast działać przeciwko tobie, stres stał się twoim sprzymierzeńcem.

Osoba cierpiąca z powodu stresu pragnie zostać przede wszystkim wysłuchana. Zidentyfikowawszy swój problem, chce odnieść się do niego w dwojaki sposób: odnieść go do jego źródeł i zwierzyć się z niego komuś innemu. I jedno, i drugie opiera się na słuchaniu i byciu wysłuchiwanym.

Słuchanie jest trudniejsze niż mogłoby się to czasami wydawać. Miejmy nadzieję, że wysłuchanie przyniesie ulgę zestresowanej osobie. Dodatkowo, ta sama osoba może odkryć, że pomaga jej także i słuchanie kogoś innego. Jeśli czuje się niedoceniona czy zestresowana, samo słuchanie i świadomość, że pomaga się innej osobie wzmocni jej zaufanie do samej siebie. Bycie właściwie zrozumianym uskrzydla osobę wysłuchiwaną, ale sam fakt rozumienia ma olbrzymią siłę afirmatywną dla słuchającego.

Ten rozdział przyjrzy się różnym formom słuchania. Zostały one przedstawione na rysunku 5 i będą omówione na następnych paru stronach. Zacznijmy od pytania: Jak mogę Cię wysłuchać? O różnych sztukach słuchania i rozlicznych sposobach słuchania napisano całe tomy, ale najważniejsze podstawy streścić można w poniższych słowach.


JA SŁUCHAM
CIEBIE
SIEBIE
mojego OTOCZENIA
BOGA - czy Go tak nazywam, czy nie

I czasami chciałbym, abyś i ty wysłuchał mnie, ale niewykluczone, że będę dopiero musiał nauczyć się, jak ci o tym powiedzieć.

jako przyjaciel
jako doradca
jako opiekun
jako słuchacz
tego, czego nie mówisz, chyba że językiem twojego ciała
mojego umysłu
mojego ciała
moich uczuć
mojej duszy

1.Słuchanie przez Przyjaciela

Jest podobne do budowania klatki schodowej:
słuchamy i mówimy na przemian;
każdy dodaje coś ze swego punktu widzenia;
każdy dodaje coś ze swoich doświadczeń;
można mówić to, na co ma się ochotę;
obydwoje jesteśmy odpowiedzialni za budowanie przyjaźni.

2.Słuchanie przez Doradcę

podobne jest do ustawiania kompasu:
rozmowa bardziej przypomina monolog, doradca głównie słucha;
rzadko dodaje coś ze swojego doświadczenia, chyba, że jest o to wyraźnie poproszony;
doradcy nie pozwala się na mówienie tego, na co ma ochotę, przywilej ten przysługuje jedynie mówiącemu;
doradca nie przerywa, chyba że czegoś nie rozumie;
doradca ponosi odpowiedzialność za wynik, sugerując na koniec kroki, które powinny zostać podjęte.

3.Słuchanie przez Opiekuna

jest podobne do ofiarowania ciepłego fotela:
rozmowa jest w dużej mierze jednostronna i opiekun zachęca mówiącego do wyrażania uczuć;
opiekun unika porównywania różnych punktów widzenia, nie mówi "wiem, jak się czujesz";
opiekun podtrzymuje na duchu, nie krytykuje, przywraca wiarę w siebie takimi stwierdzeniami, jak: "Świetnie ci idzie. Tak trzymaj. Jeśli będziesz chciał, mogę dalej ci pomagać";
opiekun bierze odpowiedzialność za to, by po spotkaniu z mówiącym, ten ostatni poczuł się pewniej.

4.Słuchanie przez Słuchacza

jest podobne do wznoszenia rusztowań:
rozmowa jest jednostronna, słuchacz ogranicza się do "chrząknięć", mających zachęcić mówiącego do nieograniczonej ni- czym wypowiedzi (obejmuje to "Aha" i "Hmm", ale nie "O!");
słuchacz bezkrytycznie akceptuje wszystko, co mówiący chce z siebie wyrzucić i odnotowuje to w swoich odpowiedziach, wykorzystujących, na tyle, na ile jest to możliwe, słowa i uczucia samego mówiącego. Nie jest wykluczone, że udostępniając mówiącemu "odbicie" tych ostatnich, słuchacz umożliwi nieprzewidywalny w swych konsekwencjach wgląd w nie samemu mówiącemu. W tym przypadku można mówić o właściwym rozłożeniu odpowiedzialności za pozytywny rezultat.

Chcąc być prawdziwie uważnym i opiekuńczym słuchaczem, musimy wiedzieć, na czym powinniśmy się skoncentrować, a czego unikać.Rzeczy, na których powinniśmy się skoncentrować to:
- ofiarowanie ciepła mówiącemu; spróbuj rzeczywiście zagłębić się w to, co mówi, nie wpadając równocześnie w przygnębienie;
- bycie przygotowanym na spojrzenie mu w oczy, jeżeli szuka naszego wzroku; długie spojrzenie może być onieśmielające, alepozwól by to twój rozmówca, a nie ty, odwrócił wzrok jako pierwszy;
- wiara, że to, co mówi jest, z jego punktu widzenia, prawdą - on przynajmniej tak to widzi; być może później będziesz musiał zastanowić się nad niektórymi "jeżeli" i "ale" - tymczasem jednak skup się na słuchaniu;
- pozwolenie mówiącemu na wyrażanie swoich negatywnych uczuć; ręka na ramieniu czy mocny uścisk często przekazują więcej zrozumienia niż długie rozmowy;
- podkreślenie, że cokolwiek się wydarzy, nawet to najgorsze, znajdzie się ktoś czy coś, na kim czy na czym będzie mógł się oprzeć; może mógłbyś pomóc pokazać mu jak miałoby to wyglądać w praktyce;
- wykorzystywanie słów mówiącego dla upewnienia go, że zrozumiałeś, co miał na myśli; czasami takie zdania jak: "Wygląda na to, że jesteś rzeczywiście wściekły, czujesz się zraniony/wytrącony z równowagi/opuszczony/upokorzony/oszukany", pomogą przekonać go, że rozumiesz jego sytuację;
- ukazanie mu jego własnego rozumienia związków między rzeczami; mówiąc, może on zobaczyć rzeczy w innym świetle i dojść samemu do nowych wniosków;
- zwracanie uwagi na to, co nie zostało powiedziane w równym stopniu jak na to, co powiedziane zostało (patrz rysunek 5).

Rzeczy, których powinniśmy unikać to:

- przerywanie - nawet wtedy, kiedy wiesz już o czym mowa; przerywniki mogą blokować spontaniczny "przepływ";
- wypytywanie wprost - groźne mogą być szczególnie pytania typu "dlaczego"; zadając konieczne pytania, spróbuj sformułować je na przykład tak: "Ciekaw jestem czy...?" lub "Nie wiem jak...?", lub "Jak myślisz, co by się stało, gdyby...?";
- puste zapewnienia; takie zdania jak: " Wiem, że wszystko będzie dobrze" i "Myślę to samo, co ty" i "Przeżyłem to samo" mogą przynieść ulgę temu, kto je wypowiada, ale są one oczywistym kłamstwem; oczekiwać od innych, że przyjmą je jako nasze pocieszenie jest wręcz oznaką protekcjonalności;
- zbyt szybkie wypełnianie przerw w rozmowie. Mówiący może potrzebować czasu lub energii na zebranie myśli i nie chce, by go rozpraszać; czekaj spokojnie aż się pozbiera;
- układanie twojej następnej wypowiedzi w czasie, gdy on jeszcze mówi; prawdopodobnie wszystko, czego będziesz potrzebował, to zachęcające chrząknięcie lub monosylaba; mówiący zorientuje się szybko czy myślisz częściej o jego słowach, czy o swoich;
- formułowanie sądów; jeżeli nie jesteś o to wyraźnie proszony, nigdy nie wyrażaj swojej opinii, a nawet wtedy staraj się nie mówić zimno i obojętnie; łagodność i ciepło przekazywane w naszych reakcjach są źródłem największej ulgi dla osoby w kłopocie;
- dawanie rady! - tym niemniej istnieją rzadkie okazje, kiedy takie zdania jak: "Czasem pomogłoby gdybyś..." czy "Ktoś powiedział mi kiedyś, że..." potrafią pomóc mówiącemu obrać własną drogę i podjąć własną decyzję.

Wsłuchiwanie się w to, co nie zostało powiedziane jest równie ważne jak to, co zawarte zostało w słowach. We wgłębianiu się w to, co inna osoba chce rzeczywiście powiedzieć, a nie co jedynie wyraża swoimi słowami pomóc może specjalny język naszych ciał.

Twierdzi się, że nie mniej niż dwie trzecie tego, co przekazujemy sobie nawzajem obywa się bez udziału słów - że przekazy te są niewerbalne. Język ciała przedstawiony poniżej wskazuje na niektóre ze sposobów komunikowania się za pomocą ciała. Są to jednak tylko przykłady - w praktyce znaki te są w o wiele większym stopniu zróżnicowane i nasze ciała przekazują niuanse i subtelności, które są niemal niemożliwe do oddania za pomocą słów. Nie traktujcie poniższych przykładów zbyt dosłownie i nie sądźcie, że są one możliwe do zastosowania we wszystkich sytuacjach - są to jedynie wskazówki.

PRZYKŁADY JĘZYKA CIAŁA

W czasie, kiedy słuchasz obserwuj uważnie:

GŁOWĘ -

Czego możesz dowiedzieć się po sposobie uczesania?
Czy jest proste, rzucające się w oczy?
Czy jest staranne, niedbałe?
Czy włosy są w dobrym stanie, zadbane?
Co mówi ci nachylenie głowy?
Głowa przechylona do tyłu może być przyzwyczajeniem
z czasów służby wojskowej, może też wyrażać postawę obronną.
Głowa przechylona na bok może wskazywać na uległość, brak poczucia bezpieczeństwa lub rezerwę w stosunkach z innymi.
Głowa wraz z wysuniętym do przodu podbródkiem wskazu- je na agresję - jej właściciel jest zdobywcą, zwycięzcą.
Cofnięty podbródek często wskazuje na osobę chętną do wydawania sądów.
Podniesiony podbródek może oznaczać wywyższanie się.
Obniżony podbródek oznacza czasami depresję.
Głowa trzymana prosto i w równowadze mówi o opanowaniu i pewności siebie.

TWARZ -

Czy jej wyraz jest naturalny, czy wymuszony?
Czy oczy są przymknięte, czy otwarte? Jeśli źrenice są znacznie rozszerzone, ich właściciel jest podniecony.
Czy na powiekach ciąży apatia, czy też są one wysoko pod- niesione w geście zdziwienia?
Czy bruzdy na czole są trwałe i głębokie, czy też ruchome i bezustannie zmieniające swój kształt?
Gdzie one są? Kurze łapki dookoła oczu od uśmiechania się? Czy też zmarszczki między brwiami od marszczenia czoła?
Czy usta są zaciśnięte, czy też widać na nich odprężenie? Czy drobne mięśnie okrężne wokół ust są swobodne i elastyczne, czy sztywne i niechętne?
Czy łatwo w niej o uśmiech, czy też pojawia się on powoli? Czy jest szczery, czy oficjalny?
Stłumiony stres da o sobie znać wykrzywieniami twarzy, drob- nymi skurczami mięśni wokół powiek, nosa lub ust.
Stres może się także objawić brakiem ruchliwości i różnorodności gestów.

GŁOS -

Podniecenie i stres rejestrowane są natychmiast w sprawujących kontrolę nad głosem strunach głosowych. Wsłuchaj się w jego wysokość i tembr, a także szybkość wypowiadania i dźwięk słów.

BARKI -

Objawy stresu bardzo wyraźnie prezentują się w układzie barków.
Czy są one podniesione, znieruchomiałe, napięte czy też swobod- ne i opuszczone?
Czy są zaokrąglone, ustawione ochraniająco i obronnie?
Czy wychylone są do tyłu, mocno osadzone i nieruchome?
Czy wyglądają na przeciążone? Czy wytrzymują spoczywający na nich "ciężar"?

RAMIONA -

mogą być luźno zwisające, odprężone, cieszące się swoją swobo- dą, a mogą też znajdować się blisko ciała, napięte, zamknięte, obronne.

RĘCE -

mogą być otwarte, wrażliwe, przyzwalające albo zamknięte, pełne obawy, agresywne, przyjmujące kształt pięści.
Czy paznokcie są wypielęgnowane? pogryzione? niezadbane?
Czy mówiący rusza nimi bezustannie lub przebiera, szukając wygodnego ułożenia?

TUŁÓW -

Czy jest ustawiony pionowo, zrównoważony, czujny?
Czy jest zgarbiony, zaokrąglony, skrzywiony?
Czy jest pochylony do przodu w biodrach, próbujący znaleźć się "tam"?
Czy jest prosty, sztywny, nieelastyczny?

MIEDNICA -

Czy trzymana jest w poziomej równowadze, czy przechylona na bok (co może być przyczyną bólu pojawiającego się w jakimś innym miejscu)?
Czy jest odchylona obronnie do tyłu, czy wychylona zapraszają- co do przodu?
Czy biodra ruszają się swobodnie w czasie chodzenia?

NOGI -

W czasie siedzenia, nogi skrzyżowane są szczelnie i niepewnie? A może są zgrabnie ułożone?
Czy otwarte kolana rzucają wyzwanie czy wyrażają zgodę?
Czy stopy huśtają się niespokojnie?

GESTY i CHÓD -

Czy są wyrazem ufności we własne możliwości, czy chęci zrobienia wrażenia, pewności siebie czy rozgorączkowania?
Są senne, apatyczne, pospieszne czy swobodne?

Są to jedynie pewne wskazówki dotyczące odczytywania znaków ciała. Nie można stosować się do nich zawsze i wszędzie, ale pokazują sposoby odgadywania napięć, z którymi radzić sobie musi druga osoba.

Niewysłuchanie drugiej osoby jest jednym z największych nie-fizycznych gwałtów, jaki możemy jej zadać. Przestać się nią interesować, ignorować ją, tak jakby nie istniała, odmówić jej ciepła i uwagi, której potrzebuje, jest dla niej olbrzymim upokorzeniem. A jednak w stosunku do samych siebie postępujemy tak cały czas.

Kiedy ostatni raz usiadłeś i słuchałeś, naprawdę SŁUCHAŁEŚ siebie? Słuchanie innych jest niesłychanie ważne. Z dzisiejszym naciskiem kładzionym na wykorzystywanie porad specjalistów coraz więcej ludzi uświadamia sobie wagę umiejętności pozytywnego słuchania. Rzadko jednak wykorzystujemy te umiejętności w odniesieniu do siebie samych. Uwaga, z którą wysłuchujemy innych zwiększy się, jeśli przystaniemy na moment i wsłuchamy się w to właśnie, co dzieje się w naszym własnym wnętrzu.

SŁUCHANIE SAMEGO SIEBIE - SŁUCHANIE swojego UMYSŁU

W mojej głowie słychać ciągłe trajkotanie. Czasami jest to "rodzic" namawiający usilnie "dziecko"; innym razem "dziecko" protestujące przeciw stawianym mu żądaniom. Może wreszcie być to obecna we mnie "osoba dorosła" ważąca wszystkie za i przeciw związane z tym, co mam zamiar zrobić. W czasie pracy nie wsłuchuję się zazwyczaj w moje wnętrze. Jestem zbyt zajęty tym, czym się zajmuję w danym momencie. Jeśli jednak nie zacznę wsłuchiwać się w siebie samego, nie dowiem się niczego ani niczego nie zmienię - a wiele wymaga zmiany! Jak zacinająca się płyta, raz po raz powtarzam zdania i odpowiedzi, które tkwią we mnie od dawna, a których nie potrafiłem nigdy rozwinąć. Być może odkryję, że nieświadomie uruchamiam automatyczne reakcje, które bynajmniej nie gwarantują najlepszych rozwiązań. Słuchając, mogę przebić się przez ścianę owych nawykowych powtórzeń i zapanować nad nimi. Niewykluczone, że nabiorą bardziej konstruktywnego charakteru, pracując dla mnie i dla innych, a nie przeciwko nam. Jak to zrobić?

Wsłuchiwanie się w "WEWNĘTRZNY MONOLOG" nie musi być trudne. Uświadomiwszy sobie, o co chodzi, będę potrafił dostroić się do odpowiedniej częstotliwości podczas każdego rutynowego działania i zastosuję do wskazówek dotyczących nie przerywania i nie krytykowania, wykorzystywanych w czasie uważnego słuchania drugiej osoby. Wsłuchawszy się lepiej w ową wewnętrzną wrzawę, zacznę zwracać uwagę, w jak wielkim stopniu wpływa ona na moje codzienne zachowanie i uświadomię sobie istnienie małych trików, do których uciekam się z pełnym wyrachowaniem, by osiągnąć to, czego chcę lub przynajmniej czego wydaje mi się, że chcę. Wszystkich tych wybiegów, z pomocą których udaje mi się wykorzystywać nadarzające się okazje, zupełnie tak, jakbym cały czas dowodził coś przeciw komuś innemu (A propos, kim jest to coś, co ciągle próbuje mnie pognębić? A może go wcale nie ma?) Nieco bardziej obiektywne i dojrzalsze spojrzenie pomoże mi, przynajmniej częściowo, w zorientowaniu się w całej sytuacji:
- zorientowaniu się, jak wiele z moich najczęstszych reakcji opartych jest na pozytywnym doświadczeniu, a ile na doświadczeniu negatywnym i zwodniczym;
- zorientowaniu się, ile z tego oparte jest na racjonalnych, a ile na wyimaginowanych argumentach;
- zorientowaniu się, jak wiele z tego ma charakter emocjonalny, pokazujący głębię moich przeżyć, a ile służy oszukiwaniu samego siebie, byle tylko postawić na swoim;
- przyjrzeniu się wszystkim użytecznym intuicjom oraz lękom, które mnie jedynie zwodzą;
- zorientowaniu się, co pracuje na moją korzyść, a co nie;
- zorientowaniu się, jaką część nieprzydatnej do niczego przeszłości dźwigam ze sobą i co wymaga uaktualnienia;
- zorientowaniu się, dokąd zmierzam i czy naprawdę tego właśnie pragnę;
- zorientowaniu się, które z elementów moich reakcji wiążą się z "rolą", jaka przypada mi w życiu, a które rzeczywiście mi odpowiadają.

To porządkujące ćwiczenie jest szczególnie konieczne wtedy, kiedy wiem, że znajduję się pod działaniem stresu i zdaję sobie sprawę, że muszę coś zmienić. Częste uprawianie ćwiczeń uświadamiających podnosi moje umiejętności radzenia sobie w sytuacjach szczególnie krytycznych i stresowych.

Wsłuchując się w mój umysł, całkiem świadomie mogę zacząć przyswajać sobie taktyki, które według moich własnych obserwacji, wydają się godne uwagi. Będą to małe "formułki", skróty wypracowane przeze mnie na bazie doświadczeń, mojego rozumu, stawiane przede mną wymagania, priorytety, a przede wszystkim wiedza dotycząca moich własnych możliwości. Tak więc spróbuję wyciszyć te z moich słów i działań, które jak mi się wydaje, pogarszają tylko całą sytuację, na przykład:

Mój wewnętrzny monolog mówi gniewnie,
"On nigdy... nie chce się ze mną spotkać", czy
"Oni zawsze... chcą, abym... ", ale tak rozum,
jak doświadczenie pozwalają mi rozładować napięcie
zawarte w tych twierdzeniach, zmieniając je w:
"Czasami się ze mną nie spotyka" i
"Często oczekują ode mnie, że..."
Mój wewnętrzny monolog mówi rozdrażniony:
"Muszę odwiedzić moją teściową" lub
"Nikt mnie nie rozumie",
ale w świetle stawianych wobec siebie wymagań i moich własnych
priorytetów zdania te zmieniają się w:
"Spróbuję odwiedzić moją teściową" oraz
"No, ona trochę mnie rozumie".
Mój wewnętrzny monolog mówi nierealistycznie:
"Mój szef musi mieć jutro na biurku cały raport,
ale, biorąc pod uwagę swoje możliwości, mogę dostosować się
do tego, mówiąc:
"Woli mieć połowę tego zrobioną na jutro czy całość za dwa dni?
Spytam go".

WSŁUCHIWANIE SIĘ WE WŁASNE CIAŁO

Słuchanie własnego ciała jest umiejętnością, która dopiero ostatnimi czasy zdaje się powracać do naszego społeczeństwa. Od czasu, kiedy jego część zaczęła specjalizować się w dyscyplinach medycznych i ochronie zdrowia - i dobrze prosperować - ludzie oduczyli się odpowiedzialności za wsłuchiwanie się we własne ciało. Interpretacja okrzyków bólu z pewnością wymaga pomocy specjalistów i technicznego zaplecza, jakim dysponują. Istnieją jednak przestrzegające nas przed napięciem proste i wyciszone sygnały, których zwykle nie potrafimy odebrać. To właśnie wtedy, kiedy pozostajemy głusi na bardziej subtelne oznaki, kryzys staje się silniejszy i szepty zamieniają się w krzyki. Na przykład:

- Wsłuchiwanie się we własne oddychanie:
Czy jest łatwe, bezwysiłkowe i swobodne?
- Wsłuchiwanie się w bicie własnego serca:
Czy jest uspokajające, równe, dodaje mi pewności?
- Wsłuchiwanie się we własny żołądek:
Czy jest spokojny, usatysfakcjonowany, nie jest wzdęty lub skurczony?
- Wsłuchiwanie się we własne zmysły:
Co moje uszy teraz słyszą? Na jaką odległość mogą słyszeć?
Co widzą teraz moje oczy? Jak wiele szczegółów potrafią dostrzec? Czy nie są zmęczone lub bolące?
Co potrafię smakować? Czy smakuję powoli, czy zbytnio koncentruję się na następnym kęsie?
Co wącham? Czy węch pomaga mi w zapamiętywaniu i kojarzeniu?
Czego dotykam? Czy dotyk jest dla mnie miły? Czy jest to coś, co lubię, czy coś, czego staram się uniknąć?
- Wsłuchiwanie się we własne mięśnie:
Co powoduje, że sprawiają mi ból? Która część mojego ciała czuje się teraz swobodnie i naturalnie?
Które z mięśni są napięte i gotowe do działania, jakie właśnie podejmuję?
- Szczególne wsłuchiwanie się w szyję, barki, plecy i stopy.
Tak w sensie dosłownym, jak przenośnym, na tych częściach naszego ciała spoczywa olbrzymi ciężar. Jeśli dobrze je słyszę, zaczynam doceniać jak wyśmienicie radzą sobie z ciężarem czy też z obciążeniem, jakie na mnie spoczywa.
Słuchaj uważnie.



Nasze ciała wysyłają ostrzeżenia przed stresem w formie zmęczenia, drażliwości, bólów głowy, rozstrojonych nerwów, rwących mięśni, przerywanych snów, dziwnych bólów, zatwardzeń lub nadmiernie aktywnych jelit czy wrażliwego, domagającego się częstego opróżniania, pęcherza. Wszystkie te objawy możemy odsunąć od siebie poprzez ciągłe używanie kofeiny, nikotyny, alkoholu, środków uspokajających i pobudzających, za pomocą których udaje nam się przeżyć kolejny dzień. Nic dziwnego, że fizyczne oznaki s tają się mniej widoczne, nasi lekarze mają ręce pełne roboty, a szpitale pękają w szwach.

WSŁUCHIWANIE SIĘ WE WŁASNE UCZUCIA

XX wiek zwraca olbrzymią uwagę na umiejętność panowania nad własnymi uczuciami. Pozwalanie sobie na bycie sobą rozważane było już w poprzednim rozdziale, tu jednak powinniśmy dodać mały komentarz na temat tego "jak bardzo" wsłuchiwać się we własne uczucia. Chęć dowiedzenia się wszystkiego o sobie samym może być wielka, a sam dla siebie stać się mogę niezwykle fascynującym i pochłaniającym bez reszty tematem. Bez wątpienia w pewnym momencie naszego życia wszyscy chcielibyśmy dowiedzieć się, że supły, które odkryliśmy w naszym wnętrzu zostały ostatecznie rozplątane. Czasami będę musiał po prostu zaakceptować fakt ich istnienia i to, że stanowią część mojej formy. Formy, którą będę musiał zadowolić się do końca życia. Jeżeli zaś w dalszym ciągu dążył będę do formy, która nie jest moją, to bez względu na to jak bardzo chciałbym widzieć ją doskonałą, nie poradzę sobie nawet z tą, którą dysponuję obecnie. Akceptowanie i wykorzystywanie TERAZ pewnej platformy, którą posiadam TUTAJ i która daje mi możliwości posuwania się do przodu, może okazać się lepszym rozwiązaniem niż zastanawianie się nad przeszłością i drogą, która doprowadziła mnie do obecnego stanu.

WSŁUCHIWANIE SIĘ WE WŁASNEGO DUCHA

Inna część książki szerzej potraktuje problem wsłuchiwania się w sprawy ducha. Na tym etapie warto podkreślić, że struktura wspierająca lub zawodząca nas w momentach silnego stresu nie jest tworzona przez nic innego, jak rzeczy, którym przypisuje my wartość. Im silniejsze i bardziej realistyczne są nasze wartości, tym silniejsza i bardziej realistyczna będzie wspierająca nas w życiu struktura. I tak, bez względu na to, czemu ostatecznie przyznamy wartość, stanie się ono oparciem w momentach uczucia pustki czy straty. Mogą to być wartości religijne czy etyczne, ale mogą też stanowić je materialne wartości rzeczy, wartości przypisywane rodzinie, sportowi, zwierzętom, polityce czy opiece nad innymi. Jak długo świadomi będziemy naszych wartości i po święcać będziemy czas, by się w nie wsłuchiwać, nie musimy obawiać się poczucia braku sensu. Pierwszoplanową rolę odgrywa tu właśnie słuchanie, gdyż tylko w ten sposób możemy odkryć, czy są wystarczająco silne, by móc się na nich oprzeć. Co więcej, odpow iemy też na pytanie, czy będą one dostatecznie mocne, by stanowić dla nas źródło równowagi w sytuacjach silnego stresu i kryzysu.

WSŁUCHIWANIE SIĘ WE WŁASNE ŚRODOWISKO

Wsłuchiwanie się we własne środowisko i uświadomienie sobie jego istoty jest częścią wiedzy o moich możliwościach. Zidentyfikowanie rzeczy z obszaru, na którym żyję, a które są źródłem stresu dla mnie i innych, jest pierwszym krokiem w kierunku p oprawienia istniejącej sytuacji. Miejsca pracy i rekreacji mogą stać się źródłem stresu lub przyjemności, a to czym będą dla nas, zależeć będzie w dużej mierze od tego, jak radzić sobie będziemy z istniejącymi okolicznościami. Następne rozdziały traktowa ć będą właśnie o zmieniających się warunkach, o organizowaniu czasu, podejmowaniu decyzji i omijaniu pułapek zastawianych przez życie - wszystko to jednak zaczyna się od wsłuchiwania się w rzeczy naokoło nas.

WSŁUCHIWANIE SIĘ W BOGA

Ludzie pytają zawsze: "W jaki sposób słuchasz Boga?" Ktoś, kto nigdy nie słuchał, może mieć jedynie mgliste pojęcie o istnieniu czy naturze Boga. Czy nie moglibyśmy przeznaczyć trochę czasu na słuchanie, nie na rozmawianie, pytanie, mówienie, a n awet chwalenie, ale zwykłe słuchanie - bez przerywań i stawiania pytań - wszystko po to, by dowiedzieć się co za Bóg tam mieszka i jaki On jest. Przed przejściem do rozdziału 10 dobrze byłoby pomyśleć trochę nad odpowiedzią na to pytanie. Jak, gdzie i ki edy - nad tym zastanowimy się dłużej w czasie dyskusji nad tworzeniem przestrzeni i afirmacją.

SPRAWIAĆ, BY INNI MNIE SŁUCHALI

To wszystko wygląda bardzo ładnie - moje wsłuchiwanie się w innych, w siebie samego i wsłuchiwanie się w Boga. Czasami jednak, podobnie jak szybkowar musi wyrzucić z siebie parę, by nie eksplodować, tak i ja muszę znaleźć kogoś, kto wysłucha mnie.

Czasami "podzielenie się problemem dzieli go na pół". Jak więc skłonić innych do wysłuchiwania nas samych, jeżeli są oni zajęci, zmartwieni lub mają własne kłopoty? Jeżeli nie masz szczęścia i w pobliżu nie masz odpowiedniego przyjaciela, jednym ze sposobów jest zwrócenie się do profesjonalnego specjalisty. Istnieje jednak wiele sytuacji, kiedy nie ma się pod ręką "odpowiedniego" słuchacza z "odpowiednią" ilością czasu i żeby zostać wysłuchanym musisz zastosować pewną strategię działania. Oto pa rę pomysłów na stawienie czoła podobnej sytuacji.

A musi zrzucić z siebie ciężar, zostać wysłuchanym i chciałby, żeby to B był tym, z kim mógłby porozmawiać. Ale B jest zajęty.

A wyraża swoją potrzebę, nie nadając całej sprawie wymiaru emocjonalnego; czy B chętniej zareaguje na prośbę wyrażoną wprost niż tą, która pachnie przymusem moralnym? Na przykład:

"Jest pewna ważna sprawa, o której chciałem ci powiedzieć. Czy mogę? Jest to trochę pogmatwane, więc proszę nie przerywaj mi, bo stracę wątek."

albo: "Czy mógłbyś poświęcić mi trochę czasu? Czy moglibyśmy usiąść / wyjść na chwilę / przejść do innego pokoju?" (zasugerowanie jakiejś "naturalnej przerwy" pokazuje, że sprawa ta jest dla ciebie rzeczywiście ważna).

X powinien wyrazić gotowość zrozumienia sytuacji Y, a także poprosić o zrozumienie jego własnych kłopotów - odrobinę negocjacji powinno tu pomóc. Na przykład:

"Zdaję sobie sprawę, że to nie jest najlepszy moment, bo akurat jesz kolację / jesteś zmartwiony / jest późno / siedzisz przed telewizorem - ale jeśli teraz pozmywam, to czy mogłabym zabrać ci potem trochę czasu?"

albo: "Chodźmy na filiżankę kawy - bardzo chciałbym usłyszeć jak idzie ci z ... i poprosić cię o radę w pewnej sprawie. Czy masz trochę czasu nim dzieci wrócą do domu? Czy mógłbym cię zaprosić?"

ĆWICZENIE UŚWIADAMIAJĄCE

Czy masz przyjaciela lub krewnego, z którym mógłbyś się tym podzielić? Weź którąkolwiek ze stron tego rozdziału i spróbuj przeczytać ją razem z nim czy z nią, ustal kiedy mógłbyś poświęcić trochę czasu na wypróbowanie rad, które tam znalazłeś, a potem porównaj wasze opinie o znaczeniu tego, co właśnie przeczytałeś. Cały rozdział poświęcony jest ćwiczeniom świadomości - wprowadzanie ich w życie nie polega jednak wyłącznie na czytaniu, ale na praktycznym ich zastosowaniu. Ćwiczenia w towarzystwie innej osoby gwarantować będą ich wykonanie i wzbogacą twoje własne doświadczenie.

Był to długi rozdział, ale niezależnie od punktu widzenia słuchanie jest pierwszym krokiem na drodze do całej reszty.

Słuchanie wymaga czekania, obserwowania, uwagi. Czy istnieje lepsza definicja modlitwy?

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Starsze tłumaczenia Nowego Testamentu zawierają pewne zdania, których używamy często i bez zastanowienia. Na przykład: "a on odpowiedział im, mówiąc...". On odpowiedział oznacza ni mniej, ni więcej tylko to, że Jezus Chrystus najpierw słuchał!

Czytamy, że Jezus działał w odpowiedzi na działania innych - oznacza to, że najpierw słuchał, a następnie działał. Wiedząc wszystko i rozumiejąc wszystkich, w dalszym ciągu uważał, że nim się odpowie, warto słuchaniu właśnie poświęcić czas i ener gię. Słuchanie przydaje innym ludziom wartości i godności. Zachowanie milczenia w czasie, gdy mówią inni pokazuje jak wiele znaczą i że warto ich słuchać. Jezus wiedział, że zakładając, iż wie się czego chcą inni bez dania im szansy wypowiedzi, upokarza ich i poniża.

Jezus Chrystus słuchał wtedy i słucha teraz.

Ewangelia wielokrotnie przedstawia Jezusa jako słuchającego, a potem dopiero mówiącego czy działającego. Większość Jego nauk przybierało formę pytań (które zwykle wymagają słuchania) i odpowiedzi. Modern Concordance to the New Testament (DLT 1976 ) wylicza 923 przykłady na używanie słowa "słuchać" w ten właśnie sposób, a całe strony wyszczególniają teksty, zawierające takie słowa jak "słuchać" i "słyszeć". Dla niniejszych celów, rozważmy jak słuchał on rzymskiego setnika (Łk 7, 1-10), Syrofenicja nki (Mk 7, 24-30), kobiety samarytańskiej przy studni (J 4, 7-26), Marty i Marii nad grobem Łazarza (J 11, 20-45) czy historii ojca chłopca opętanego duchem niemoty (Mk 9, 14-29). We wszystkich tych przypadkach Ewangelia mówi nam o Jezusie słuchającym pr zed zrobieniem czegoś, co od samego początku rozmowy wiedział, że musi zrobić. Słucha On zawsze cierpliwie, nigdy nie zakładając, że wie, co inni chcą powiedzieć. Będąc mistrzem słuchania, poświęca mówiącemu czas i pełną uwagę. Chciał On także, aby jego słuchacze wyrażali swoje potrzeby. Zwykł wysłuchiwać odpowiedzi na swoje pytanie: "Co chciałbyś, abym zrobił?" I ciągle tak czyni.

Jezus słucha z nieskończonym współczuciem, ale Jego współczucie jest bardzo konkretne. Potrafi być On także uderzająco bezpośredni. Jego inna częsta i praktyczna uwaga, która porusza nas dzisiaj do głębi to:

"Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha..."

Czy mamy je?

7. Pozwalanie

Rozdział ten jest niezwykle ważny i traktuje o rzeczach, które nie przychodzą łatwo. Istnieją dwie dziedziny, których nikt z nas nie opanował w dostatecznym stopniu, a próby ignorowania którejkolwiek z nich przyczyniają się do nasilenia się stresu. Jedną z nich jest pozwalanie sobie na złe uczucia - drugą pozwalanie sobie na nagrody.

Wewnątrz nas samych istnieje olbrzymia ilość rzeczy, na które sobie nie pozwalamy. Gdy zwiększamy nieco naszą wewnętrzną wolność, narzucane z zewnątrz ograniczenia stają się mniej dotkliwe. Świadomość stresu stwarza okazję, by przyjrzeć się ukrytej, ciem nej naturze rzeczy stojącej za tak silnymi reakcjami. Nie lubimy odkrywania w sobie nieprzyjemnych dla nas rzeczy i dlatego cały proces może okazać się nieco przykry - normalnie o wiele częściej zwalamy całą winę na innych i jesteśmy zadowoleni widząc, ż e biorą ją na swoje barki. Najmniej lubimy emocje generowane przez stres, a związane z naszym "być albo nie być": strach, zwątpienie, poczucie niższości, gniew, urazę, agresję, pyszałkowatość. Nie czujemy się z nimi dobrze i niechętnie poddajemy się im, podobnie jak w żartach nie przyznajemy się do naszych niegrzecznych i zabłoconych dzieci. W tym jednak przypadku nie są to żarty i faktycznie nie chcemy przyznać się do istnienia niewygodnych dla nas uczuć.

Często nasze własne zachowanie i reakcje na stres wywołują równie silny stres, co same stresory. I dopóki się do tego nie przyznamy, dopóki nie odkryjemy, że nasza drażliwość i zły humor, nasza nieodpowiedzialność i pobłażliwość względem samych siebie są maskami, które kryją głębsze uczucia niedoskonałości, braku bezpieczeństwa czy nudy, nie zmieni się nic. Analizując swój "strach przed przyłapaniem", jedna ze studentek, odkryła, że sztuczna pewność siebie, która miała go maskować, okazała się źródłem w iększego stresu niż sam strach. Zanim nie pozwolimy sobie na uczucia, których wolelibyśmy nie mieć, nie poznamy tego, co naprawdę czujemy, a tylko to, co czujemy, że powinniśmy czuć.

Dopiero kiedy zedrę z siebie przebrania, pod którymi zwykle staram się siebie ukryć, kiedy zaakceptuję moją ciemną stronę i przyznam, że istnieje, będę gotów się z nią zmierzyć. Chciałbym zaprzeczyć, że się boję, że jestem zraniony, że kieruje mną gniew czy uraza lub że nie potrafię uwolnić się od idei, która zawsze przynosiła mi szkody lub uczucia, które podszeptuje mi, że emocjonalnie byłem zawsze oszukiwany. Naprawdę nie jestem szczególnie miłym facetem. Ale jeżeli nie przyznam się do istnienia tych wszystkich rzeczy, nie będę w stanie odpowiednio się im przypatrzeć i odkryć, że lęki nie mają podstaw, że istnieje sposób na uwolnienie się od uraz i że odzyskanie równowagi nie jest niemożliwe. Nim przystąpię do radykalnej przebudowy samego siebie musz ę najpierw pozwolić sobie na bycie sobą. Dopiero to pozwoli mi rozwinąć w sobie umiejętności radzenia sobie ze stresem.

Nasze myśli i uczucia bardzo często determinują nasze DZIAŁANIA. Nasze silne uczucia traktujemy podobnie jak obchodzimy się z dzikimi zwierzętami - bez związania ich i umieszczenia w klatce nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować. Na wypadek gdyby się w ydostały, otaczamy je zakazami w postaci różnych "nie można" i "nie wolno". Ta ostrożna postawa przyjmowana przez nasze własne emocje karmiona jest pewną, wspólną nam wszystkim, podstawową potrzebą - potrzebą akceptacji. Jako dzieci odkrywamy, że najłatw iejszym i najprostszym sposobem uzyskania akceptacji jest robienie tego, co nam każą. Dziecko, które mieszka w każdym z nas, nadal pragnie uzyskać ją poprzez przestrzeganie reguł. W ten sposób cały czas wzmacniamy siebie i nasze poczucie "słusznego działania" różnymi "tak trzeba" i "tak nie wolno". Czujemy się bezpieczni w ramach dobrze znanych granic wytyczonych i uwarunkowanych jeszcze w okresie dzieciństwa. Te właśnie reguły i granice determinują w dużej mierze nasze zachowania społec zne, a niewygodne czy niedopasowane elementy odsuwamy jak najdalej od siebie. Najdziwniejsze jest to, że im usilniej staramy się trzymać owych reguł (bez względu na to czy są one nam narzucone przez innych, czy też narzucamy je sobie sami naszymi perfekc jonistycznymi ambicjami), tym bardziej zwiększamy prawdopodobieństwo pojawienia się stresu.

Pozwalanie oznacza dawanie pozwolenia, mówienie sobie: "Możesz przyznać się do tych uczuć", a następnie branie odpowiedzialności za to, co się stanie. Przyznawanie się, dopuszczanie naszych przykrych uczuć nie oznacza przyzwolenia na wyładowywanie ich na stępnie na innych ludziach. Oznacza jedynie wzięcie ich pod świadomą kontrolę i obcowanie z bliższym prawdzie, a nie wyimaginowanym, obrazem samych siebie. Oznacza to nasze przyzwolenie na rzeczywiste ISTNIENIE tych części nas samych, których nie lubimy, których nie chcemy i do których wolimy się nie przyznawać. Jedynie pozwalając im na istnienie, potrafimy je kontrolować i nie dopuścić do sytuacji, gdy wtł aczane do wewnątrz pękną, wydostaną się na zewnątrz i będą kontrolować nas samych. Poznamy wtedy sytuację określaną obrazowo jako"załamanie".

Dodatkową trudnością związaną z ukrywaniem i nie przyznawaniem się do różnego rodzaju nikczemności jest fakt, że razem z nimi grzebiemy także i wiele pozytywów. Jeżeli jesteśmy gotowi do opanowania tych pierwszych, nie od rzeczy byłoby także zaakceptowan ie i tych ostatnich i nie odrzucanie nagród. Autonegacja i "altruistyczne unicestwienie ego" stanowią tak integralne elementy naszej chrześcijańskiej kultury, że niektórzy ludzie mają ogromne trudności z przyjmowaniem nagród. Ich odrzucenie z kolei może "przemienić się" w użalanie się nad sobą (podobnie jak słodkie mleko ulega zepsuciu). Odgrzebywanie pozytywnych stron rzeczy wymaga czasami wysiłku. Jeśli pojawia się przyzwyczajenie do ignorowania rzeczy przyjemnych, uświadamianie ich sobie staje się utrudnione. Angielska kultura zakazująca okazywania zadowolenia jest szczególnie restryk cyjna. Czasami okazywanie niezadowolenia lub wściekłości (ekscentryczni ,,wściekłe psy i Anglicy") wydaje się bardziej na miejscu niż wyrażanie radości. Inną dziwną rzeczą dotyczącą nagradzania samych siebie jest fakt, że zadowolenie z rzeczy pochodzącyc h z zewnątrz, na przykład z nowych, przynoszących nam wielką przyjemność, nabytków okazuje się często zadziwiająco krótkotrwałe. Jak się wydaje, rzeczy, których przyjemności dostarcza nam sama ich istota, żyją w nieskończoność własnym życiem i są pod ręk ą, kiedy ich potrzebujemy.

Oczywiście, jeżeli mamy doceniać nagrody, którymi sami się obdarowujemy, powinniśmy upewnić się, że inni bliscy nam ludzie także są nagradzani. Bez względu na to, czy ich wybór nagród podobny jest do naszego, powinniśmy dbać o to, by dostawali nagrody, k tórych pragną. Czasami, i oby jak najczęściej, będziemy mogli dzielić się nagrodami z innymi, a przyjemność, która staje się udziałem wielu jest największą ze wszystkich. Słowo "nagroda" uosabia nagrody: podwyżkę, podziwiany dom, egzotyczne wakacje. Tutaj oznaczać ono będzie raczej gwałtowną przyjemność; przyjemność, za którą nie płacą inni, i co więcej, która nie wymaga ani ich uwagi, ani udziału. W ten sposób nie obciąż amy innych obowiązkiem nagradzania nas samych i ciągłego powtarzania, że jesteśmy w porządku. Oznacza to uświadomienie sobie istnienia rzeczy, którymi sam potrafię siebie nagrodzić, rzeczy, które stać się mogą częścią mojej formy i prywatności bez uciążl iwego polegania na czyjejś aprobacie.

Wszyscy możemy je dla siebie znaleźć, ale oto lista niektórych z nich:
czyste skarpetki,
orzeźwiający powiew na skórze,
chichotanie,
obserwowanie chmur,
ssanie lodu,
głaskanie zwierzęcia,
smaki na języku,
kontakt z ludźmi,
nagie stopy na zielonej trawie,
gorąca kąpiel, coś ciepłego do picia i dobra książka,
podziwianie ciasta, które sama zrobiłam,
wylegiwanie się na słońcu, przy ogniu lub gdziekolwiek indziej,
samo wylegiwanie się,
poczucie siły i ruchu we własnych mięśniach,
przyjemność dawania przyjemności - pomachanie listonoszowi,
odnajdywanie przyjemności w kształtach, kolorach, materiałach, słowach, muzyce, makijażu, przyjaciołach, używaniu własnych rąk, dobrym samopoczuciu, obserwowaniu ciem, ciszy, ćwier- kaniu.

Lista nie ma końca...

Zbyt często czujemy się biedni i okradzeni, zbyt często użalamy się nad sobą tylko dlatego, że nie doceniono nas w odpowiednim stopniu. Nie bierzemy pod uwagę wspaniałych nagród, które, gdybyśmy tylko sobie na to pozwolili, moglibyśmy sobie sami podarowa ć. Uświadomienie sobie różnych "hurra!" pomogłoby nam zrównoważyć "horrory" życia, na które częściej zwracamy uwagę. Jeśli identyfikacja stanowi pierwszą z umiejętności radzenia sobie ze stresem, drugą z kolei powinno być, wynagradzające nam nasze złe uc zucia, pozwalanie sobie na nagrody.

W tym momencie wypadało by opowiedzieć pewną anegdotkę. Obrazuje ona sposoby na swobodniejsze przyznawanie sobie nagród w chwilach potrzeby.

W czasie wakacji, pewna młoda matka, której mąż przebywał właśnie w podróży służbowej, starała się przez cały dzień zabawiać trójkę swoich dzieci. Była już zmęczona i wyczerpana, a wiedziała, że musi zebrać się w sobie, przygotować kolację i położyć dzie ci spokojnie do łóżka. Pragnęła jedynie trochę odpocząć. Pozbierała więc wszystko, co zostało ze starych przyborów do makijażu: wszystkie kremy, szczotki i grzebienie, które udało jej się znaleźć i zawołała dzieci do swojej sypialni. Tam powiedziała: "Po łożę się na łóżku, zamknę oczy, a wy możecie zrobić z moją twarzą, co wam się podoba. Możecie oczyścić ją kremem, a potem położyć na niej kolory, które będą wam się podobać. Co zobaczę, kiedy otworzę oczy i popatrzę na siebie w lustrze? Czarownicę czy kr ólewnę z bajki?"

Dzieci świetnie bawiły się, wykorzystując swoją wyobraźnię, a mama "odpoczywała" pod pulchnymi paluszkami małych dziewczynek tańczących nad jej twarzą i włosami. I wszyscy czuli się nagrodzeni.

W zastanawianiu się nad tym, co rzeczywiście czuję i co czuję, że powinienem czuć pomogłoby ćwiczenie, w trakcie którego wyobrażałbym sobie mieszkających we mnie równocześnie rodzica, dziecko i dorosłego. Czasami udaje mi się zidentyfikować rodzica, narz ekającego na dziecko oraz dziecko, przymilające się i manipulujące rodzicem. Następnie przychodzi dojrzalszy dorosły, perswadujący rodzicowi i dziecku, by postarali się zrozumieć punkt widzenia drugiego, a nawet zostali przyjaciółmi. Wtedy możemy żyć raz em jako trio, a nie jak trzy strony konfliktu.

Zaniepokojenie, rozbicie i silny stres pojawiają się w momencie, kiedy nie dochodzi do uzgodnienia punktów widzenia, kłócących się wewnątrz mnie, rodzica/dziecka/dorosłego. Jeśli jednak moi rodzic/dziecko/dorosły wyrażać będą wspólnie uznanie dla ról, kt órymi ich obdarowuję, ja sam będę cały w skowronkach, pełny i szczodrze wynagrodzony.

Co zrobić z silnymi uczuciami związanymi z seksem? Czy na nie również powinniśmy przyzwalać? Oczywiście, że tak! W momencie, kiedy pozwolimy sobie na istnienie uczuć, możemy podjąć decyzje, co w danej sytuacji powinniśmy z nimi zrobić. Mówiąc o typie str esu, należy pamiętać, że istnieje różnica między uczuciami powstałymi w czasie kryzysu i tymi, które pojawiają się w ciągłym lub codziennym stresie. W sytuacji rzeczywistego kryzysu uczucia związane z seksem stają się nieistotne. W obliczu dinozaura jask iniowiec natychmiast pozbyłby się potrzeby przedłużania gatunku. Mówiąc ogólnie, silny strach wypiera seks. Tym niemniej, tam gdzie w codziennym życiu istnieje ciągłe napięcie, emocje związane z seksem mogą zmienić się w pragnienie seksu, a szczególnie p rzypadkowego, częstego, a nawet gwałtownego seksu, traktowanego jako forma rozrywki i okazja do potwierdzania swoich nadwątlonych możliwości. Z drugiej strony, ciągły stres potrafi być tak wyczerpujący, że odsuwa na bok nasze najbardziej nawet podstawowe pragnienia.

Gdy jestem naprawdę zestresowany, najbardziej potrzeba mi czułego i dodającego sił partnera - w żadnym razie wymagającego i wyczerpującego. Jeśli mój partner rozumie tę potrzebę, seks przepełniony czułością nie tylko broni przed stresem, ale także pocies za, buduje i wzmacnia tę najlepszą część siebie samego.

Jak to wszystko sprawdza się w praktyce? Co dzieje się, kiedy już pozwolę sobie na uczucia, prowadzące mnie ku wściekłości, zadowoleniu czy smutkowi? Dobre byłoby podsumowanie tego w formie czterech sugestii. Będziemy mogli wykorzystać je do modelowania lub wypełniania prezentowanego przeze mnie obrazu samego siebie w konkretnych sytuacjach życiowych. Zamiast ulegać mu czy wręcz przyzwalać na "pożeranie" mojej osoby, częściowo przynajmniej nad nim zapanuję. Istnienie i rozwój umożliwię zaś temu, co bliż sze jest osobie, którą pragnę się stać.

1.Dzięki rzetelnej wiedzy o myślach i uczuciach sprawiających, że czuję się źle, że jestem smutny lub zadowolony, potrafię je kontrolować. Sposoby ich wyrażania i wyrzucania z siebie bez wyrządzania szkody innym zostaną omówione w następnym rozdziale.
2.Wiedza o moich słabościach pozwala mi na przewidywanie sytuacji prowadzących do załamania. Czy chcę ich uniknąć? A może poprosić innych, by pomogli mi sobie z nimi radzić?
3.Właściwie odczytując moje własne reakcje, będę w stanie wyjaśnić sobie, które z oczekiwań formułowanych wobec siebie samego są realistyczne, a które nie. Być może wtedy dopiero uda mi się przerzucić most między fantazją a rzeczywistością.
4.Pozwalając sobie na bycie sobą, dostrzegę jak wiele z moich reakcji jest wynikiem projektowania na innych rzeczy, których nie lubię, a na ile efektem dosięgania mnie przez projekcje innych osób. Uporządkowanie tego sprawi, że życie stanie się znośniejs ze dla wszystkich.

Oto na przykład zidentyfikowane przez studentów stresy życia codziennego:
- "Ktoś mnie poniża, wobec czego sam go ranię, a następnie czuję się zawstydzony i zestresowany".

Zastosuj 1. Pozwól sobie na urazę, zidentyfikuj ją. Co teraz mogę zrobić? Podwoić ją, urażając tego, kto mnie zranił? A może przemilczeć ją, a następnie rozładować napięcie, analizując całą sytuację z zaufanym przyjacielem? Dlaczego bolało mnie to tak ba rdzo? Jak można by temu zaradzić? Niewykluczone, że następny rozdział przyniesie parę pomysłów, które będzie można wykorzystać.

- "Okazuje się, że mój tydzień jest przeładowany i myśląc o wszystkich rzeczach naraz, wpadam w panikę".
Zastosuj 2. Pozwól sobie na panikę, zidentyfikuj ją, nie próbuj jej ukryć. Co teraz? Zerknij do kalendarza i przeznacz trochę czasu na przemyślenie czekających cię zadań. Może to oznaczać wstanie pewnego dnia 20 minut wcześniej lub półgodzinną przerwę w oglądaniu telewizji, ale dzięki temu będziesz miał czas na spisanie i uporządkowanie tego wszystkiego, co masz do zrobienia. Następny rozdział traktujący o "zbyt licznych wymaganiach" mówił będzie o stawianiu sobie realistycznych celów i organizacji nasz ego czasu. Zobacz, których rzeczy nie musisz robić, a przy których pomóc ci mogą inni.

- " Oczekuje się ode mnie zrobienia zbyt wielu rzeczy, a ja nie chcąc odmawiać, czuję się silnie zestresowany".
Zastosuj 3. Pozwól sobie na frustrację, uświadom, że zrobienie wszystkiego jest niemożliwe. Co teraz? Zastanów się spokojnie, co faktycznie musi zostać zrobione, a co ma jedynie udowodnić tobie samemu, że jesteś w stanie to zrobić. W tym ostatnim przypad ku może okazać się, że robisz to jedynie po to, by "im pokazać". Nagnij swoje idee do możliwości i spokojnie przedyskutuj całą sprawę z osobą, której oczekiwania wobec ciebie są zbyt wygórowane. Dalej, wraz z taktykami asertywnymi, omówione zostaną sposo by przedstawiania swojego punktu widzenia bez wzbudzania negatywnych emocji.

- "Wkurza mnie, kiedy ktoś robi coś nie tak jak ja chciałem. Wtedy rzeczywiście odczuwam silny stres".
Zastosuj 4. Pozwól sobie na myśli o przyjemności płynącej z kontrolowania i dominowania - nie wmawiaj sobie, że ich nie posiadasz. Teraz przypatrz im się dobrze. Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, by sprawy toczyły się zgodnie z twoją wolą? Czy nie wy nika to przypadkiem z twojego poczucia niskiej wartości? Jakie dobre strony mają rozwiązania proponowane przez innych? Co jest pozytywnego w ich punkcie widzenia? Spróbuj negocjacji - daj im punkt czy dwa i sam wygraj parę. Zdecydowanie się na współkontr olę dotyczy także "wyposażania naszych dzieci".

A teraz nagródź się sam!
I nie zapomnij o śmiechu!
Dużo dowiesz się, przeprowadzając ćwiczenie.

ĆWICZENIE UŚWIADAMIAJĄCE

Czy cała ta introspekcja nie jest trochę egoistyczna? Czy nie ma to posmaku wpatrywania się w samego siebie? Przemyśl sobie te pojęcia:
samopobłażliwy,
samowystarczalny,
samoabsorbujący,
samooferujący,
samowiedzący,
świadomy siebie,
odmawiający sobie,
samodeprecjonujący,
pewny siebie,
rozumiejący siebie,
negujący siebie,
dający siebie,
skoncentrowany na samym sobie,
ważny dla samego siebie.

Które z nich są negatywne, narcystyczne i utrzymują dystans między tobą a innymi? Które z nich są pozytywne, afirmujące i zbliżają cię do innych?

Które z nich, oddając nasze mitomańskie wyobrażenie o nas samych, znalazłyby się na liście zatytułowanej ZAROZUMIA ŁOŚĆ?

Które z nich, oddając nasze realistyczne wyobrażenia o nas samych, znalazłyby się na liście zatytułowanej SAMOPOWAŻANIE? (poważanie oznacza ważenie, dodawanie i odejmowanie plusów i minusów)

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Czy Chrystus kiedykolwiek powiedział: "Nie kochaj siebie samego"?

Albo czy postawa autonegacji nie została błędnie zinterpretowana, zachęcając wiernych do potulności, łagodności i posłuszeństwa?

Chrystus rozumiał doskonale człowieka, który powiedział "Ja jestem Legion". On wiedział, że tylko olbrzymie stado świń byłoby w stanie pomieścić chaos mieszkających w nim uczuć. Czy i we mnie istnieje cały legion uczuć? Czy potrafię je zidentyfikować? Pa ndemonium - chaos - wewnątrz opętanego oznaczało, że mieszka w nim wiele - stąd przedrostek "pan" - demonów.

Jezus Chrystus powiedział przecież: "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego", a więc w takim samym stopniu jak sam kochasz siebie. Nie rozpieszczając się zbytnio, zdobądź wiedzę na temat swojego wnętrza, zrozum je i zaprzyjaźnij się z nim, a w ten sposób lepiej poznasz i zrozumiesz wnętrze twego bliźniego. Czy muszę kochać siebie samego i wszystko to, co się we mnie znajduje, tak jak próbuję kochać moich bliźnich? Czy pomoże mi to lepiej radzić sobie z trudościami?

Chrystus wiedział o istnieniu swoich silnych uczuć. Nie tylko je identyfikował, ale także rozmawiał o nich z innymi ludźmi. Gdyby nie dyskutował o nich z nikim, nie mielibyśmy w Ewangelii żywych przekazów o tym, co wydarzyło się, kiedy zdany On był jedyn ie na samego siebie - na przykład, o kuszeniu na pustyni lub trwodze konania w ogrodach Getsemani.

I tak dał On przykład nie tylko identyfikowania wewnętrznych napięć, ale, czasami przynajmniej, rozmawiania o nich z innymi.

8. Kierowanie własnym wyborem

Umiejętność kierowania własnym wyborem stanowi fundament wiedzy o "harmonizowaniu" stresu. Wszyscy wiemy, że stres bywa źródłem dysonansu, ale umiejętności radzenia sobie ze stresem pomogą nam dysonansu owego się pozbyć. Podstawą mojego podejścia do stre su jest odpowiedź na pytanie: "Kto pociąga za sznurki?" Czy potrafię kierować swoim wyborem? Innymi słowy, czy jestem w stanie tak podejść do stresu, by dzięki niemu stać się osobą pełniejszą i bardziej odpowiedzialną za moje decyzje i działania? Czy też za moje życiowe kłopoty nadal obwiniać będę okoliczności zewnętrzne i innych ludzi?

Istnieje ogromna różnica między sytuacją, w której czuję, że muszę coś zrobić i rzeczywistym wyborem konkretnego działania. Niniejszy rozdział pokaże nam jak sprawić, by rzeczy, które, jak sądzimy, zostały nam narzucone i które stanowią przyczynę naszej irytacji, stały się przedmiotem naszego wyboru. Wraz z alternatywą dla tego, co robię teraz, pojawia się także możliwość wyboru. Jeśli tylko mam taką ochotę, mogę robić to inaczej. Równocześnie, pojawienie się wyboru oznacza, że mogę zacząć nim kierować.

Dzięki temu pozbędę się urazu, obciążajającego rzeczy, które, jak czuję, powinienem zrobić, a na robienie których nie mam jednocześnie ochoty. Niniejszy rozdział zajmie się wyborem, gniewem, winą, podejmowaniem decyzji i sposobami projektowania naszych negatywnych uczuć na innych ludzi.

Zilustrujmy to wszystko przykładem.

Wymagająca, starsza krewna mieszka razem ze mną. Jest zrzędliwa, zapominalska i nieszczęśliwa. Jej obecność sprawia, że z rozpaczy i frustracji uginają się po prostu pode mną nogi.

ALE mam wybór:

albo nauczyć się obiektywnie radzić sobie z jej wymaganiami, przyjmując postawę dystansu, lecz nie obojętności;

albo zignorować je i zapomnieć, ryzykując, że nasza wspólna niedola stanie się jeszcze bardziej nieznośna.

I to jest mój wybór.

Wybrawszy sposób umożliwiający mi najbardziej optymalne wykorzystanie sytuacji, w jakiej zostałem postawiony, osłabię działanie stresu. Jeżeli jednak mój wybór pociągnie za sobą pogorszenie się sytuacji, zwiększy to stres odczuwany przez wszystkich. Zaws ze będzie to jednak mój wybór.

W tym przypadku wybranie "najbardziej optymalnego wykorzystania sytuacji" będzie wymagało wielu umiejętności, takich jak: obiektywność, asertywność, organizowanie czasu, mobilizowanie pomocy ze strony innych, stawianie skromnych celów czy unikanie gry w obwinianie. Jako że opanowanie niektórych z nich wymagać będzie dużego zaangażowania świadomości, nie jest to wybór łatwy. Trzy rozdziały zajmą się większością z tych bardzo praktycznych problemów.

Weźmy inny o wiele prostszy przykład.

Rodzina Smithów zawsze trzymała swój pojemnik na śmieci obok domu, niedaleko kuchennych drzwi. Ludzie, którzy przyjechali zabrać śmieci byli nowi i nie zauważywszy pojemnika, nie opróżnili go. Państwo Smith napisali skargę do Rady Miasta, narzekając na r osnącą stertę śmieci oraz pożalili się swoim sąsiadom: "Dlaczego nie mieliby tego zrobić porządnie? Dlaczego mamy ułatwiać im życie? Dlaczego musimy tak cierpieć - nie możemy spać ze zmartwienia."

Mieszkająca obok rodzina Brownów mająca te same problemy zdecydowała się na przesunięcie pojemnika w takie miejsce, by był widoczny dla nowych ludzi wywożących śmieci. Było z tym trochę kłopotów, ale w rezultacie pojemnik opróżniano regularnie. Na dłuższ ą metę Brownowie włożyli w to wszystko mniej wysiłku, a dodatkowo osiągnęli to, czego chcieli. To był ich wybór.

Kierując moim wyborem,
nie pozwolę, by stres opanował moje życie,
ale wykorzystam zawartą w nim energię, by je nią naładować.

Codziennie znaczną część energii wykorzystuję w zachowaniach, które, jak mam nadzieję, przyniosą mi aprobatę w oczach innych ludzi. Być może uważam, że ludzie, widząc we mnie potulnego muła cierpliwie znoszącego okładanie batem, powiedzą: "Czyż nie jest on cudowny!" i w skrytości ducha będą mnie podziwiać. Jeżeli faktycznie taki był mój wybór, nie ma się czym przejmować - kłopoty pojawiają się dopiero wtedy kiedy, nie uzyskując oczekiwanej aprobaty, zmienię się w "O, ja biedulek!".

Albo: czasami wyobrażam sobie, że postrzegając mnie jako wiecznie zajętą osobę, ktoś powie: "No, nie wiem jak on sobie z tym wszystkim radzi!" i pomoże mi. Jeżeli tak wybrałem i tak właśnie się dzieje, to dobrze - gorzej jeśli nikt nie ofiaruje mi pomocy , ja o nią nie poproszę i zamienię się w "Patrzcie jak cierpię!"

Albo: ukrywając czasami moją prawdziwą siłę, pozwalam innym myśleć o sobie jako o bezbronnym, słabym i łatwym do zdominowania. Jeżeli taki był mój wybór i jeżeli będę w stanie zachować tę sztuczną postawę, może się to udać, trudności pojawią się jednak w momencie, kiedy inni dowiedzą się o wszystkim, a ja zmienię się w "O, ja niewinny!"

Jeżeli natomiast zamiast zależeć tak głęboko od aprobaty innych, będę obiektywniej oceniał rzeczywistą sytuację oraz moją własną pozycję, zmniejszę ryzyko utraty ich aprobaty. Jedne z najczęstszych wymówek to: Biedulek, Cierpiący i Niewinny. Są to także jedne z najczęściej przyjmowanych postaw. Jak można ich uniknąć?

Wybierając jasny i obiektywny ogląd rzeczy i ich stanów.

Pomagając sobie małymi sztuczkami, na zimno skalkulowaną spontanicznością i różnymi zachowaniami na pokaz, próbujemy ustawiać ludzi i przeprowadzać naszą wolę. Ucząc się przedstawiania rzeczy w taki sposób, by uwalniać je od niepotrzebnych obciążeń; wyko rzystując to, co nazywa się dzisiaj "asertywnością" (a nazywało się kiedyś "obiektywnością").

ASERTYWNOŚĆ najlepiej zilustrować następującym krótkim przykładem:

X i Y rozmawiają ze sobą:
X-"Chodźmy gdzieś dziś wieczorem."
Y-"Świetnie. Do teatru czy na film?"
X-"Wszystko mi jedno" (ale znaczy to: "Chcę, abyś chciała tego, co ja chcę").
Y-"Mnie też jest wszystko jedno" (ale znaczy to: "Wiem, czego chcę, ale nie chcę sprawić ci przykrości, jeśli nie jest to to, czego ty chcesz").
Rezultat: Zażarta kłótnia, fałszywe ustępstwa, złe uczucie, że żadne nie podejmie decyzji, aż w końcu zrobi się zbyt późno, by wyjść gdziekolwiek.

Gdyby użyli asertywnych odpowiedzi, rezultat mógłby być zupełnie inny:

X-"Nie jest to dla mnie takie ważne, ale wolałbym do teatru. John mówił mi w pracy, że sztuka mu się podobała i chętnie sprawdziłbym, czy miał rację."
Y-"Tak naprawdę wolałabym zobaczyć film, ale mogę w każdej chwili oglądnąć go na video, a poza tym rzadko chodzimy do teatru."
Rezultat: Obydwoje wiedzą, co myśli druga osoba. Obydwoje są zadowoleni, a ich wspólnie podjęta decyzja sprawia, że wieczór staje się przyjemniejszy niż oczekiwali.

Ze względu na wpływ, jaki ma on na reakcje, z jakimi się spotkamy, warto poświęcić nieco uwagi sposobowi, w jaki przeprowadzamy nasze rozmowy - na założenia i wymagania kryjące się za dobieranymi słowami, za rzeczami, o których nie mówimy.

ASERTYWNOŚĆ wykorzystuje jasne, proste twierdzenia. Są one:
nie-agresywne,
nie-obronne,
nic nie zakładające, a więc wolne od insynuacji. Drugiej osobie pozostawiamy wolność wyboru roli, którą chce

Wykorzystując techniki asertywne rozmówca przedstawia swój punkt widzenia i nie zważa na inne.

Celem asertywności jest pozbycie się jakiekolwiek sugestii "wygrywania" z innymi, "obwiniania", "oskarżania" którejkolwiek ze stron oraz wywyższania się ponad innych czy patrzenia na nich z góry. Jeżeli już koniecznie trzeba obciążyć kogoś "winą", lepiej zrzucić ją na okoliczności.

Asertywność w dużym stopniu dotyczy słuchania, pozwalania i akceptowania.

A oto historia, która ilustruje zastosowanie powyższych idei w praktyce.

Pewna para przeżyła bardzo niespokojną noc. Dziecko domagało się od mamy dodatkowego jedzenia. Wzruszyło ją kiedy, przewracając się na łóżku, mąż powiedział śpiącym głosem, że zaraz zrobi poranną herbatę. Leżała przebudzona, ciesząc się na myśl, jaką nie spodzianką byłoby podanie do łóżka herbaty. Tymczasem mąż się nie ruszył. "O!", westchnęła do siebie, "znowu mnie zawiódł" i poczuła jak wszystkie drobne urazy układają się w stos amunicji, którą później użyje przeciw niemu. Przez myśl przeszły jej różne sposoby sprowokowania sytuacji, gdzie będzie mogła powiedzieć: "Nie obchodzi cię to! Przecież obiecałeś!" (nic z tego, jak sobie za chwilę zdała sprawę, nie było tak całkiem zgodne z prawdą). "O mój Boże, cały dzień zepsuty." Pełen oskarżeń pod jego adr esem - o jego słabość i o niedocenianie jej dobroci i poświęcenia. Pod koniec dnia nie będą pewnie się do siebie odzywać. Poderwała się nagle. Czy takiego dnia właśnie CHCIAŁA?? Czy pójście spraw w tym kierunku leży rzeczywiście w W JEJ INTERESIE? Czy JEJ WYBÓR nie mógłby tego zmienić? Zdecydowała zapomnieć o swoich pretensjach i spróbować bezpośredniego, obiektywnego podej ścia.

Wstała z łóżka i zupełnie zwyczajnie zrobiła poranną herbatę. Kiedy wróciła, mąż już nie spał i wziął filiżankę, którą mu podała. "Byłam trochę rozczarowana, że nie zrobiłeś herbaty jak obiecałeś. Co się stało?" "Obiecałem? Musiałem mówić przez sen. Szkoda, że się nie obudziłem i dla odmiany nie mogłem zrobić jej tobie." Po czym objął ją ze zrozumieniem, pogodnie nastawiając obydwoje do rozpoczynającego się dnia.

Asertywność oszczędza nam czas i energię, przeznaczane na kreowanie zawiści, insynuacji i pomówień w stosunku do zachowań innych ludzi. Zamiast tego, zamiast zatracać się w zdenerwowaniu, cała ta energia uwalniana jest w innych, bardziej konstruktywnych działaniach. Szczególnie wtedy, kiedy czujemy się zestresowani i rozżaleni, spirala "o, ja biedulek" i "ci okropni inni" wysysa z nas energię, pogarszając tylko całą sytuację. Rozbicie owej spirali będzie nas prawdopodobnie trochę kosztować, ale ujmie ci ężaru innym i sprawi, że nasze własne życie stanie się bardziej znośne dla nas samych.

We wszystkich jak dotąd przykładach mieliśmy do czynienia z mniejszym lub większym stopniem poirytowania. A co z niepohamowanym GNIEWEM? Czy wybór może nam wtedy w czymś pomóc? Jest już nieco za późno, by próbować odzyskać równowagę i uwolnić się od zaja dłej wściekłości. Jeżeli jednak przyjrzymy się dobrze oznakom stresu, których jest ona konsekwencją, identyfikacja, słuchanie i pozwalanie dadzą nam do ręki wiele możliwości. Możemy wybrać "odprowadzenie" gniewu w innym kierunku, zanim zaczniemy ranić in nych.

Na początek mam zamiar przypatrzyć się temu, co naprawdę wywołuje we mnie gniew. Zwykle jest to element mnie nie-dostającego-tego-czego-chcę. Nawet jeśli jest to gniew, który wzbudza we mnie złe traktowanie innej osoby, w gruncie rzeczy sprowadza się on do uświadomienia sobie, że to, co się wydarzyło, nie wydarzyło się po mojej myśli. Jestem zły, że nie uwzględniono mojej woli. Że nie kontroluję sytuacji, że mimo wszystko nad nią nie panuję. Może wydawać mi się, że słyszę jak mówią, że nie jestem wystar czająco dobry, że wcale tu nie należę i wtedy czuję, że muszę wyładować się na czymś, nad czym sprawuję kontrolę. Często jest to coś jeszcze słabszego i bardziej bezsilnego ode mnie. Coś, na czym mogę wyładować moje gwałtowne uczucia. Coś, co mogę zepsuć , by dowieść sobie, że nie jestem jedyną niedoskonałością tego świata.

Nie przypomina ci to czegoś?
Co zrobić, kiedy się to we mnie gotuje?

RADZĄC SOBIE Z GNIEWEM

Co mogę zrobić, kiedy znajduję się w punkcie wrzenia?

Istnieje pewien przepis, o którym warto pamiętać, jeśli ma się za moment wybuchnąć.

1.Uznaj i zidentyfikuj swój gniew. On jest we mnie, jest częścią mnie. Nie mogę się do niego nie przyznać, twierdząc, że pochodzi z zewnątrz. Sam muszę sobie z nim poradzić. Jeśli jestem już w punkcie wrzenia, mam przed sobą dwa wyjścia. Jeśli jeszcze nie, mam trzy.

2.Dokonaj wyborów. Czekanie na to, by ktoś lub coś zdjęło ze mnie gniew nie ma wielkiego sensu; owszem, jeżeli mam szczęście, może tak się zdarzyć - lepiej jednak polegać jest na własnym działaniu. Stojące przede mną możliwości są następujące:

Kiedy gniew osiąga punkt wrzenia -

(a)Czy mam zamiar zranić kogoś innego? Czy jest to jedyny sposób na osiągnięcie satysfakcji? lub
(b)Czy potrafię pozbyć się gniewu nie wyrządzając nikomu krzywdy?

Poprzez na przykład (sugestie studentów):
walenie w pokrywki od słoików,
krzyczenie w łazience,
uderzanie kaloryfera tekturową rolką,
zapamiętałe kopanie w ogrodzie,
wycie w poduszkę,
darcie na strzępy książki telefonicznej,
bieg na najwyższych obrotach w jakimkolwiek kierunku.

Kiedy gniew zbliża się dopiero do punktu wrzenia, istnieją trzy rzeczy, które możemy zrobić:

(a)zdusić go, zaprzeczyć jego istnieniu, odrzucić go. Rzadko jest to strategia skuteczna - gniew pojawia się w innym miejscu.
(b)zdusić go, wziąć pod kontrolę, ukryć na jakiś czas. Ma to zwykle działanie natychmiastowe - pamiętajmy jednak, że w pewnym momencie będziemy zmuszeni do niego wrócić.
(c)postarać się go rozproszyć, rozbroić i wykorzystać, a więc zamienić energię emocjonalną w energię fizyczną - sport, pracę, ćwiczenia, rąbanie drewna, szorowanie podłóg czy twórczość.

Odnieś go
(a)Gniew powinien zostać odniesiony do swych źródeł. Czy można zrobić coś w celu zmodyfikowania lub uniknięcia stojących za nim stresorów? Jakie korzyści mógłbym odnieść, adaptując się do stresorów?

Dodatkowo, jeśli to możliwe:
(b)gniew i jego źródła powinne zostać podniesione w rozmowie z rozumiejącą i zaufaną osobą (sposoby i środki pozwalające to przeprowadzić zostały przedstawione w rozdziale 6).

Im więcej energii zawartej w negatywnych ideach i uczuciach potrafimy zamienić w ich odpowiedniki pozytywne, tym lepiej dla nas. Życie wyda nam się tym przyjemniejsze, im mniej energii przeznaczymy na użalanie się nad własnym bólem (nie zaprzeczając jego istnieniu), a więcej na cieszenie się z otrzymanych nagród. Im umiejętniej do naszych celów wykorzystamy zawartą w stresie dynamikę, tym łatwiej zmusimy go do pracy na naszą korzyść, a nie przeciwko nam.

Gniew jako uczucie lub środek do osiągania wyznaczonych celów jest zwykle nieskuteczny. Nawet jeżeli czasami jest inaczej, jest on tak niezdarnym i nieefektywnym narzędziem do przeprowadzania naszej woli, że absolutnie nie można na nim polegać.

Większość negatywnych emocji zawiera w sobie pewien element gniewu. Dławimy go w wielu negatywnych stanach, ponieważ przyznanie się do jego istnienia jest, jak uważamy, zbyt niewygodne lub "antyspołeczne". Wychowanie, jakie otrzymaliśmy każe nam patrzyć na każdą odmianę gniewu jako na coś z gruntu "złego". Element gniewu, który istnieje i który nie może wydostać się na zewnątrz, zwraca się przeciwko samemu sobie. Mój gniew zwrócony przeciwko mnie samemu sprawi, że będę czuł się bardziej
przygnębiony,
zmartwiony,
winny,
obrażony,
sfrustrowany,
podejrzliwy,
zraniony, dotknięty,
zazdrosny;
warto więc podjąć kroki w kierunku akceptacji tego, co znajduje się w moim wnętrzu.
Doroślejąc, potrafimy zdecydować się na uznanie i zidentyfikowanie gniewu oraz jego źródeł, a następnie zdecydować, co z nim zrobić. W dużej mierze gniew skierowany przeciw innej osobie napędza WINĘ, a większość z nas staje się adeptami GRY W OBWINIANIE.

Obnoszenie się ze złymi uczuciami może być nie do zniesienia. Ich ciężar sprawia, że czujemy się złamamni, wyczerpani i mali. Musimy udawać, że ich nie posiadamy albo znaleźć sposoby, by przelać je na coś innego. Zwykle jest to ktoś inny. I tak rozpoczyn amy "grę w obwinianie".

GRA W OBWINIANIE

W "grze w obwinianie" bierze udział wygrany i przegrany.
Naturalnie zakładam, że ja będę zwycięzcą.
Istnieją cztery pozycje gry.

Pozycja pierwsza

Jestem bez skazy i pełen cnót. Moje ręce są nieskalanie czyste i uparcie staram się, by zawsze takie były.

W momencie, gdy ktoś poddaje w wątpliwość moją prawość, ja, człowiek pełen cnoty, zachowuję spokój. Nie ulegam chęci zapłacenia pięknym za nadobne, niewykluczone jednak, że wynagradzam to sobie małą chwilą posępnej zadumy nad własną prawością. Cały czas jednak magazynuję amunicję i w tajemnicy przed innymi zbieram dodatkowe punkty.

Pozycja druga

Podglądam jak ktoś inny robi coś złego.

Ze względu na moją własną prawość jestem upoważniony, by mu to oznajmić. Zawsze miałem czyste ręce i czuję się w obowiązku, by pokazać mu, jaki jest skalany. Być może pozwolę sobie nawet na podniesienie głosu.

Pozycja trzecia

Nagle, nieoczekiwanie i zupełnie niespodziewanie czuję, że niczym miotacz ognia wyrzucam z siebie wszystko, co w tajemnicy przed innymi gromadziłem przez lata, a mój jad pali i piecze przeciwnika tak, jakby był on jedyną winną osobą na całym świecie.

Pozycja czwarta

Nagle ja, uosobienie prawości, jestem winny! Ja jestem tym, kto zareagował i pobrudził sobie ręce! Już nie jestem czysty! Czy to obwinianie przyniosło komukolwiek korzyść?

Dlaczego ta absurdalna gra jest taka popularna?

Czy jest tak, ponieważ nie dorośliśmy jeszcze, by wziąć na siebie odpowiedzialność za brud na naszych rękach? Czy odkrywając go w sobie, i pragnąc się go pozbyć, musimy przy okazji pobrudzić kogoś innego? Czy nie lepiej byłoby przenieść go na coś innego?

Albo przynajmniej przyznać się, że przyczyniliśmy się do powstania plamy?

W tym właśnie momencie przydaje się taktyka asertywności i kanalizowania gniewu. Zidentyfikowawszy siebie samych jako szkodzących innym ludziom (a w dłuższej perspektywie także i sobie samym) poprzez projektowanie na nich naszych własnych win i lęków, mo żemy uciec się do pewnych prostych sztuczek i uniknąć "gry w obwinianie". Sposoby na uniknięcie wplątania się w nią są następujące:
- Jest to zmienianie sformułowań typu: "Ty zawsze" i "Ty nigdy" na "Ty czasami"; "Obiecałeś" na "Zgodziliśmy się"; "Musisz" na "Słuchaj, a jakby tak".
- Jest to zrzucanie winy na okoliczności, nie na ludzi. Wówczas "Spóźniłeś się!" staje się: "Musiał być straszny ruch na drodze".
- Jest to prośba o pomoc w uporządkowaniu problemów w miejsce obwiniania za ich stwarzanie: "Kto zwinął moją szczotkę do włosów?" staje się: "Czy ktoś nie wie, gdzie jest moja szczotka do włosów?".
- Jest to zrozumienie, że szukanie kozła ofiarnego oznacza zrzucanie odpowiedzialności na kogoś innego; "To wszystko twoja wina" staje się: "To nasza wina. Spróbujmy zastanowić się razem co robić."
- Jest to decyzja o zakończeniu procesu obwiniania siebie samego i oparcie się pokusie zrzucania winy na innych ludzi; braku przyzwolenia na bycie więźniem czyichś projekcji i zrozumienie, że skoro one do mnie nie pasują, nie ma się czym martwić.
- Jest to ogląd danej sytuacji z różnych punktów widzenia - zdziwisz się jak inaczej będziesz na nią patrzył, wchodząc w czyjąś skórę.
- Jest to wiedza o tym, że każdy umie się obrażać - znaleźć płot, mur czy przeszkodę - tylko mądry natomiast znajduje wyjściową bramę.

Wszystkie te i podobne im sztuczki można wykorzystać do neutralizowania negatywnych sytuacji. Ich praktykowanie i właściwe użycie sprawia, że ciężar, jakim są dla nas negatywne uczucia staje się niewspółmiernie mniejszy.

Ale wybór należy do mnie.

Niezależnie od tego czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, większość czasu spędzamy na wybieraniu między alternatywami i podejmowaniu drobnych decyzji. Troszcząc się o te ostatnie, łatwiej będzie nam podejmować decyzje poważne.

Podejmowanie decyzji oparte jest na umiejętnościach ważenia dobrych i złych stron zachowania, myślenia czy mówienia. Dla niektórych ludzi wybieranie może być wyjątkowo trudne. Czasami przyda się nam papier i ołówek. Potrzebne są dwie kartki - jedną tytuł ujemy odpowiednio do tego, co zamierzamy zrobić, na przykład: "Kupić psa". Drugą tytułujemy odwrotnie - "Nie kupować psa". Następnie na każdej ze nich mamy dwie kolumny, zatytułowane: "Korzyści" (to znaczy dobre strony faktu posiadania psa) i: "Koszty" ( a więc złe strony faktu posiadania psa).

W każdej z tych kolumn umieszczamy wszystko, co przyjdzie nam do głowy, bez względu na to, czy akurat wydaje nam się to istotne.

Każdej z pozycji, zgodnie z jej ważnością, przypisujemy następnie określoną ilość punktów od 1 do 5. Teraz wystarczy tylko podsumować punkty w obydwu kolumnach i natychmiast otrzymamy wskazówkę, jaką decyzję należy podjąć!

System ten można stosować z równym powodzeniem do podejmowania stosunkowo łatwych decyzji (iść piechotą czy wziąć samochód?), jak i do decyzji o wiele trudniejszych, na przykład, czy powinienem pracować dla "Samarytan" (charytatywna organizacja pomocy w Wielkiej Brytanii - przyp. tłum.).

ĆWICZENIE UŚWIADAMIAJĄCE

Poświęć parę minut na przypomnienie sobie przypadków, kiedy byłeś zły lub obwiniałeś innych, chcąc osiągnąć swoje cele. Czy ci się to udało? Czy w jakiekolwiek z tych sytuacji odniosłeś sukces? Czy tobie lub komukolwiek innemu przyniosło to jakąkolwiek t rwałą korzyść? Kiedy ostatni raz wskazałeś kogoś palcem? Ubawiło cię to, poczułeś się wtedy dobrze?

Zachowanie rzadko jest dobre/złe; częściej odzwierciedla okoliczności i uwarunkowania, jakim podlega dana osoba i sposobu, w jaki nauczyła się radzić sobie z wewnętrznymi napięciami. Można wpływać na okoliczności czy rozwijać swoje umiejętności i obwinia nie niewiele nam w tym pomoże.

Popularne dziś media z prawdziwą pasją oddają się obwinianiu! Codziennie nakłania się nas, byśmy interesowali się tym, kto wygrywa, kto przegrywa, czyje głowy spadają, dopinguje się nas, byśmy szukali zwycięzców i pilnowali, by przegrani płacili za swoją porażkę. Czy istnieją alternatywne sposoby radzenia sobie z trudnościami w naszym osobistym życiu? Dając i biorąc po trochu? Negocjując i osiągając kompromisy?

Dzieląc się i pracując z innymi? Z którym ze sposobów łączy się mniejszy stres?

Cały niniejszy rozdział dotyczy brania odpowiedzialności za swoje własne decyzje i wybory. Zrobiwszy to i zapanowawszy nad całą sytuacją, zmniejszę prawdopodobieństwo pojawienia się oznak stresu na bazie stresorów spotykanych w moim życiu. Będę bliżej pe łni, po którą sięgam.


Rozdziału, w którym porusza się problemy osobistego wyboru, gniewu i obwiniania nie można zakończyć inaczej niż odwołując się do winy i sądu. Historyczny Bóg Starego Testamentu przedstawiony został jako prawy sędzia pilnujący, by ludzie trzymali się lite ry Jego prawa lub tego, co interpretowali oni jako Jego prawo. Zło i dobro były jasno określone, a ludzie, mając świadomość niezmienności narzuconych im granic, czuli się bezpiecznie. W trakcie swego normalnego rozwoju dzieci dowiadują się, co jest akcep towane przez otaczające je autorytety. Nadchodzi jednak czas, kiedy na własną rękę i własną odpowiedzialność musimy nauczyć się rozróżniać rzeczy prawdziwe i dobrze nam służące oraz fałszywe i mało istotne. Musimy zaakceptować zło i dobro oraz podejmować osobiste decyzje, wybierając między czarnym a białym lub szarym.

W tym miejscu chrześcijański i niechrześcijański punkt widzenia różnią się zasadniczo. Wiele osób upierałoby się, że wszystko, czego potrzebują, to pełna kontrola nad swoimi silnymi uczuciami i osiągnięcie pełni ciała, umysłu, uczuć i ducha - odkrycie i pełne rozwinięcie swoich własnych wewnętrznych potencjałów i możliwości. Chrześcijanie powiedzieliby jednak, że to nie wystarcza - że aby osiągnąć całkowitą pełnię, musimy zależeć od siły i wskazówek zewnętrznej mądrości i mocy. Powiedzieliby dalej, że t o zewnętrzne źródło naszych wizji i naszej twórczości jest osiągalne i niewyczerpane i że przychodzi wraz z miłością; że spokój, radość i pewność, które ze sobą niesie są nieporównywalnie większe, niż gdyby stały się naszym udziałem w jakikolwiek inny sp osób i że otrzymaliśmy je pod postacią Jezusa Chrystusa.

Wybory, których dokonywał Chrystus były jak na Jego czasy dziwne i stały w sprzeczności z niektórymi z akceptowanych w owych czasach zasad. Chrystus był czasami zły i, choć w ogóle robił to rzadko, wprost obwiniał tych, którzy prowadzili ludzi złymi drog ami. Pytanie, jakie my powinniśmy zadać brzmi: CZY CHRYSTUS OBWINIA NAS? Czy czujemy jego ciężką rękę na NASZYM ramieniu? Czy dlatego, iż czujemy, że to my zostaliśmy pierwszy raz osądzeni i że czujemy się winni, jesteśmy teraz gotowi do osądzania innych ? Ale czy rzeczywiście zostaliśmy osądzeni?

Zatrzymajmy się tutaj na moment i spróbujmy to rozważyć. To może okazać się punktem zwrotnym. Czy my nie przerzucamy na innych sądu, który, jak sobie wyobrażamy, ciąży na nas i którego ciężaru nie jesteśmy w stanie udźwignąć? Chrystus przyszedł w miłości, współczuciu i zrozumieniu. Nie wydał sądu, którego nie bylibyśmy w stanie udźwignąć; nie wydał sądu ciążącego tak bardzo, byśmy musieli przerzucać go na inne barki; nie istnieje sąd, z którym musielibyśmy to zrobić. W rzeczy wistości namawiał On do opierania się pokusie wzajemnego oceniania. Nasze wybory, a wraz z nimi także i nasza odpowiedzialność, są sprawą jedynie nas samych. Miary te nie mogę być wykorzystywane w relacjach z innymi ludźmi. Każdy z nas posiada swoją włas ną formę, swój własny indywidualny, osobisty kapitał. A jednak pomimo swoich ogromnych osobistych możliwości Jezus Chrystus zależał całkowicie od mocy, mądrości i wskazówek Boga, swego Ojca. Chciałby, by podobnie było także i z nami. Jestem zawisły od Boga... jestem mu podległy.

Jest bardzo dziwna sprawa ze słowem "zawisły" (co znaczy "wiszący z"). Popatrzmy na nie raz jeszcze: zawisły...

A teraz zobaczmy, jak łatwo powstaje z niego słowo "żałujący za grzechy" (gra angielskich słów dependant - zawisły i repentant - żałujący za grzechy - przyp. tłum.).

Trzymając się Boga, przyznaję, że moja siła, cel i całościowy wzrost zależą od Niego. Będę jak małe dziecko trzymające się ręki ojca, kiedy przechodzą na drugą stronę ruchliwej jezdni. Wolne będą trzy z moich czterech kończyn i będę mógł robić z nimi wsz ystko, na co tylko będę miał ochotę. Moje ciepło i bezpieczeństwo pochodzić będzie jednak z ręki, którą uwieszony jestem u boku ojca. I dziecko dojdzie na drugą stronę ulicy całe i zdowe - z wyjątkiem siniaków, których nabawię się, obijając się uparcie c o jakiś czas o pędzące samochody! Zostaną one opatrzone przez mojego ojca.

Skrucha jest przyznaniem się do tej zależności i wyrażeniem nieco staromodnego żalu z powodu własnego uporu.

Tak więc musimy ponosić odpowiedzialność za nasze własne wybory, nasz gniew i obwinianie. Bóg nas nie obwinia, ale jeśli puścimy Jego rękę i zaprzeczymy naszej zależności, możemy za to winić jedynie siebie samych. I taki stan alienacji i samoobwiniania m ożna porównać do najgorszej pustyni.

Ów stan pustyni stwarzamy sobie sami (niektórzy nazywają go "piekłem"). Zaakceptowawszy fakt, że nasze wybory należą do nas, będziemy musieli także przyznać, że do nas należy stan alienacji i samoobwiniania. Przez pomyłkę możemy pomyśleć, że jest to wyni kiem obwiniania nas przez Boga, ale tak nie jest. Wybieramy my.

9. Tworzenie przestrzeni

PRZESTRZEŃ jest słowem, które padało tu już nie jeden raz,
Przestrzeń, która jest mną...
Przestrzeń, która ma być mną...
Rozdział ten zajmie się tworzeniem przestrzeni - miejsca dla ciała i umysłu, a także dla uczuć i ducha. Nie jest to łatwe - pomóc powinien nam rysunek przedstawiający "pełnię":
Stworzoną przestrzeń, można wykorzystać do:
- zrobienia czegoś, co rzeczywiście chciałbym zrobić;
- po prostu bycia;
- odprężenia się w towarzystwie innych lub głębokiego odprężenia;
- różnego rodzaju medytacji;
- a głównie do poznania samego siebie.

Wykorzystując przestrzeń, należy trzymać się dwóch ważnych zasad:
- Pierwsza mówi, że ilość nie jest tym samym co jakość;
- druga, że samotność nie musi oznaczać osamotnienia.

Aby stworzyć rodzaj przestrzeni, o której mowa, niezbędne są trzy rzeczy:

MIEJSCE, CZAS i WYTRWAŁOŚĆ

Oto przykłady pokazujące jak to wszystko wprowadzić w życie.

Pewien student stworzył sobie przestrzeń w męskiej toalecie, w swoim biurze, gdzie w czasie przerwy obiadowej przebywał codziennie przez dziesięć minut. Inny znalazł specjalne drzewo, jego - jak go nazywał - "drzewo pokoju", pod którym miał ławeczkę, a w szyscy wiedzieli, że kiedy siadał na niej, nie wolno było mu przeszkadzać. Pewna kobieta zrobiła sobie miejsce pod schodami, odgrodziła je zasłoną zrobioną ze sznurków i umieściła tam niski stolik i krzesło. Członkowie jej rodziny wiedzieli, że jest to " jej" miejsce i uważali, by nie zakłócać jej spokoju, kiedy się tam udawała.

Wszyscy oni zdawali sobie sprawę z wytrwałości, jakiej wymaga szukanie miejsca i czasu przeznaczonych dla samych siebie. Przestrzeni, w obrębie której odpoczywa się po spełnieniu wymagań stawianych przez życie i ładuje na nowo energią, czekając na nowe z adania.

TWORZENIE MIEJSCA

- Nie musi być ono szczególnie piękne ani rozległe, choć niewątpliwie byłoby to jego zaletą. Przede wszystkim jest to miejsce, gdzie nikt nam nie przeszkadza. Róg pokoju, który należy wyłącznie do mnie i w którym mam moje książki, notatki i obrazy będzie dla mnie więcej znaczył niż cały wielki pokój dzielony z innymi.
- Nie musi być ono przestrzenią w budynku - może być to szczególne miejsce, w które się udaję i które kojarzy mi się ze spokojem, równowagą i odprężeniem. Może być blisko domu lub w miejscu, które odwiedzam jedynie okazjonalnie.
- Nie zawsze musi być to miejsce, w którym jestem sam - czasami mogę chcieć dzielić przestrzeń z drogim przyjacielem, z osobą, z którą lubię dzielić spokój.
- Nie musi być to nawet przestrzeń fizyczna, a jedynie przestrzeń w świadomości, miejsce skupienia, które osiągam, stojąc samotnie na przystanku autobusowym, idąc spać, czekając na dostawę czy korzystając z jakiegokolwiek innego momentu, w którym nie jes tem zajęty. Każde miejsce, do którego potrafię udać się na zawołanie.
- Musi to jednak być miejsce, które wybrałem świadomie i które świadomie przeznaczam do badania mojej własnej przestrzeni. I zwykle utrzymanie specjalnego charakteru tego miejsca wymaga wyjątkowej wytrwałości.

BUDOWANIE CZASU

Istnieją niezliczone sposoby efektywnego wykorzystywania czasu. "Przykro mi, ale nie mam czasu", oznacza po prostu, że inne sprawy są dla mnie w tej chwili ważniejsze. Mówi się często, że to właśnie najbardziej zajęci ludzie potrafią znaleźć dodatkowy cz as. Jak? Dzięki stosowaniu technik organizowania czasu.

W kontekście niniejszego rozdziału, znajdowanie czasu na tworzenie dla siebie przestrzeni oznacza dokładne przeanalizowanie mojego rozkładu zajęć i rozkładu zajęć ludzi, z którymi przestaję oraz wyznaczenie sobie pewnego czasu, w którym będę stosunkowo m ało zajęty.

Przedział mojego "własnego" czasu nie musi być określonej długości - może to być dziesięć minut co drugi dzień, pół dnia co dwa tygodnie, dwadzieścia minut rankiem i wieczorem albo parę dni co roku spędzonych w ciszy. Ilość czasu ma drugorzędne znaczenie w stosunku do samego faktu odłożenia go na bok i zamiaru spędzenia go w najbardziej odpowiadający mi sposób. Może okazać się, że zechcę spędzić go czytając, oddając się jakiemuś hobby, odwiedzając przyjaciela czy po prostu przebywając sam ze sobą - zaws ze musi to być jednak MOJA przestrzeń.

Niezwykle istotna jest także świadomość jakości czasu. Dwadzieścia minut niepodzielnej uwagi przynosi często większy efekt niż dwie godziny uwagi rozproszonej. Czasami przelotna, ale głęboko uświadomiona chwila radykalnie zmienia naszą tolerancję na stres.

Kiedy życie wydaje się bezustannym opiekowaniem się innymi ludźmi, ważne jest, by umieć delektować się chwilami spędzanymi w samotności. W kąpieli, myjąc naczynia, podlewając ogród, a nawet leżąc na łóżku podczas bezsennej nocy. Każda odrobina samotności posiada swój smak, wzmocniony świadomością "jakości".

DZIESIĘĆ KRÓTKICH WSKAZÓWEK SŁUŻĄCYCH LEPSZEMU WYKORZYSTYWANIU CZASU

1.Poświęć nieco czasu planowaniu. Uważa się powszechnie, że przeznaczając 10% czasu na planowanie, uda nam się zaoszczędzić na całości.
2.Zrób listę wszyskich rzeczy, które musisz zrobić.
3.Uporządkuj je w kolejności ich ważności. Jeżeli okaże się to trudne, stwórz trzy kategorie, obejmujące różnego rodzaju zadania: rzeczy, które muszą zostać zrobione, rzeczy, które dobrze byłoby zrobić i rzeczy, których zrobienie można odłożyć do następn ego dnia.
4.Zrobienie której z tych rzeczy można zlecić komuś innemu? Jak? Komu? Kiedy?
5.Do kogo moglibyśmy zwrócić się o pomoc czy poradę? Jak? Kiedy? Policz minuty, które zabierze ci każde z zadań. Dodaj je wszystkie, wliczając w to czas przeznaczony na jedzenie i odpoczynek. Czy jest to mniej niż 960 minut, które mamy do swojej dyspozyc ji każdego dnia? Pozwalajając sobie na 8 godzin snu, w dalszym ciągu zostaje nam 16 x 60 minut każdego dnia. Przepisz całą listę, układając logiczny i dokładny plan całego dnia.
6.Wykorzystaj nisze i szczeliny czasu. Przed śniadaniem podlej cały ogród lub jego część; telefonuj w czasie, gdy coś już nastawiłeś - kuchenkę mikrofalową, elektryczną maszynę do pisania czy drukarkę - nie wtedy jednak, kiedy przysmażasz skwarki czy nal ewasz wody do wanny!
7.Mówiąc i pisząc używaj krótszych zdań. Rozwiń w sobie zmysł zwięzłego wyrażania się. Naucz się "szybkiego czytania".
8.Kontroluj tempo wywiadów czy rozmów z innymi. Naucz się mówić "Za 45 minut/2 godziny/przed podwieczorkiem muszę...; wybaczcie mi, że o tej godzinie będę musiał was opuścić."
9.Planuj. Można osiągnąć wszystko, co się chce, jeśli tylko zaplanujemy to dostatecznie wcześnie. Z dużym wyprzedzeniem rozłóż niezbędne przygotowania na małe części. Wpisz je pod odpowiednimi datami w swoim terminarzu.

Kilka słów ostrzeżenia: wyrzucając z siebie niektóre z uczuć dezorganizujących nasze życie, zbyt łatwo możemy pozbawić się uczuć dobroci, łagodności, wesołości i radości. Niewykluczone, że inni nie muszą kontrolować swego życia równie ściśle jak ja: dysc yplina, którą sobie narzucam może okazać się nieodpowiednia dla innych i nie mam prawa zakładać, że jest inaczej. Powinienem pozwolić innym żyć ich życiem, nie moim.

Sposób na swobodne poruszanie się w czasie, sprawianie, by płynął i podnoszenie jego jakości opiera się na głębszym uświadomieniu sobie przestrzeni istniejącej w moim ciele. Pomyśl o wszystkich kanałach, wykorzystywanych i wypełnianych przez różne fizjol ogiczne systemy twojego ciała. O naczyniach krwionośnych, drogach oddechowych, przewodach pokarmowych, nawet o kanałach wydzielniczych. Jaką pozycję przyjmuję w trakcie czekania, słuchania, patrzenia, odpoczywania oraz między jedną czynnością a drugą? Bl okującą, zatykającą i stresującą te kanały? Z przyzwyczajenia? Tak jak postać z lewej strony rysunku 6? A może korzystam z okazji i celowo utrzymuję je otwarte i drożne? Nieprzypadkowo w pozycji klasycznej, przybieranej w chwilach stresu, obkurczamy wszy stkie nasze układy, podczas gdy pozycja zrelaksowana prowadzi do ich rozluźnienia.

Pozycja "zablokowana" i "otwarta"
Typowa pozycja dla stresu
Na krawędzi
Głowa skierowana w dół
Odwrócone oczy
Wyciągnięta szyja
Zgarbione i skierowane w górę ramiona
Sztywny grzbiet
Łokcie skierowane do środka
Ręce zaciśnięte, zamknięte
Sztywny brzuch
Biodra skierowane dośrodkowo
Kolana ciasno skrzyżowane
Nogi "związane"
Palce u nóg uniesione

Wycofanie się do wewnątrz: system krążenia, trawienia, oddychania i wydzielania są obkurczone i zatkane.

Typowa pozycja otwarta
Głęboko, ufając podparciu
Wyprostowana i zrównoważona głowa
Nawiązujące kontakt oczy
Prosta szyja, ciężar w równowadze
Opuszczone ramiona i łokcie
Otwarte, przyjmujące ręce
Brzuch miękki i odprężony
Biodra na zewnątrz
Kolana rozluźnione
Nogi rozchylone
Stopy i palce stóp skierowane w dół, dobrze oparte
Patrzenie na zewnątrz, akceptowanie: kanały są odblokowane i otwarte.
ŻYCIE PŁYNIE.

Swobodny przepływ wewnątrz układów mojego ciała odbija się w sposób niezwykle wyraźny na moich myślach i emocjach - one także zyskują skłoność do swobodnego przepływu. Chińczycy przypisują wielką wagę "chi", a więc energii witalnej, która, przepływając s wobodnie przez nasze jestestwo, pozwala na niczym nie ograniczoną twórczość. Wiele z terapii komplementarnych, takich jak akupunktura czy refleksologia, bazuje na owych przeciwstawnych pozycjach: zestresowane ciało z zablokowanymi kanałami lub ciało odpr ężone gwarantujące przepływ.

Tak więc, panując nad pozycją mojego ciała, potrafię "uwolnić" moje bycie. Moje ciało, umysł, emocje i duch zostają "uwolnione" w wyniku prostej decyzji o kontrolowaniu pozycji mojego ciała. Moje bycie w czasie nabiera bardziej swobodnej, otwartej jakośc i, a poczucie przestrzeni i mojego w niej miejsca staje się bardziej otwarte i odprężające.

WYTRWAŁOŚĆ

Wytrwałość oznacza "trwanie razem". Chodzi tu o nieustępliwe szukanie i trwanie przy własnej przestrzeni, skoncentrowanie i zrównoważenie. Jest to istotne bez względu na sposób, w jaki wykorzystujemy dostępną nam przestrzeń - na ćwiczenia głębokiego odpr ężenia, medytacje, poświęcanie się mojemu hobby czy po prostu bycie.

Ten rodzaj wytrwałości nabiera szczególnego znaczenia wtedy, gdy okazuje się, że jestem sam. Może być to zwykłe fizyczne odosobnienie lub sytuacja, w której znajduję się sam na sam z ciszą. Wytrwawszy przy tym, odkryję, że bycie samemu nie oznacza koniec znie osamotnienia. Wytrwałość ma coś wspólnego z koncentracją - słowem oznaczającym "przynoszenie do wspólnego środka, do centrum - con-centrum" i dosłownie opisuje chwile koncentracji. Wiele osób martwi się widząc, jakie różne dziwne myśli i troski zmie niają ich intencje i rozpraszają uwagę. Taktyka stosowana wobec tych dryfujących myśli nie powinna prowadzić do ich zwalczania czy zaprzeczania ich istnieniu, pod warunkiem, że tak jak w przypadku nic nie znaczących bąbelków powietrza, pozwolimy wpływać im do mojego umysłu równie łatwo jak z niego wypływać, zatrzymując to, na czym naprawdę nam zależy. Po rzucie kamykiem, zmarszczki na wodzie oddalają się od siebie, podczas gdy centralna idea pozostaje nieruchoma.

Ludziom znajdującym się pod wpływem silnego stresu idea determinacji i koncentracji musi wydać się szczególnie trudna. Właśnie dlatego pogodna rezygnacja jest prawdopodobnie tym, co powinni wybrać. Niewykluczone, że udałoby się namówić innych do pomocy w utrzymywaniu owej wyspy spokoju, jaką znaleźli; może wystarczy ich o to poprosić.

Zdając sobie sprawę ze stresu, w jakim znajduje się jego żona, wyrozumiały ojciec trojga dzieci chętnie czytał im przed śniadaniem, podczas gdy żona oddawała się ćwiczeniom głębokiego odprężenia. W zamian za to ona zajmowała się dziećmi wieczorem pilnują c, by nie przeszkadzały mu, kiedy on oglądał w telewizji swój ulubiony program. Cała rodzina na tym korzystała.

Tak więc znalazłszy czas i miejsce oraz zdecydowawszy się, by przy nich trwać, zwróćmy się teraz w kierunku GŁĘBOKIEGO ODPRĘŻENIA.

GŁĘBOKIE ODPRĘŻENIE

Dlaczego GŁĘBOKIE odprężenie? Czy nie wystarczy jakiekolwiek odprężenie?

Słowo "odprężać się" oznacza rozluźnienie, ulgę, uwolnienie. A zarazem mniej ciasnoty, restrykcyjności, rygoru i więcej swobody.

Odprężenie towarzyszy codziennie różnym sytuacjom: głośnemu śmiechowi, wyjściu do kina, rozpuszczeniu włosów na przyjęciu, cieszeniu się z wykonywanego ćwiczenia czy zwinięciu się w kłębek przed telewizorem, w najwygodniejszym z foteli. Jak dotąd wszystk o wygląda dobrze. Pamiętajmy jednak, że w każdym z tych przypadków aktywnie wykorzystujemy siłę mięśni lub utrzymujemy je w stanie gotowości. Zachowują one pewien "tonus". W żadnym przypadku nie są "rozluźnione" czy "wolne".

Niezwykłość naszych włókien mięśniowych polega na tym, że największą długość osiągają one w stanie spoczynku. Pracując, kurczą się - są krótkie i grube.

Mięsień w naszym ciele może być:
DŁUGI
rozluźniony i odprężony
NORMALNY
z tonusem i wyczekujący
KRÓTKI
napięty i pracujący

Przez większość czasu, reagując na niezliczone stresory obecne w dzisiejszym świecie, większość z nas wybiera pozycję środkową. Wyrobiliśmy w sobie nawyk bycia w ciągłej fizycznej gotowości na ewentualne alarmy. Ponieważ nie potrafimy natychmiast uwolnić skumulowanej energii, więzimy ją w naszych zwartych mięśniach. Tonus obecny jest nie tylko wówczas, kiedy znajdujemy się w świadomym stanie gotowości, ale także wtedy, gdy odpoczywamy lub śpimy. U nerwowych i wyjątkowo aktywnych ludzi może rozwinąć się, trwający przez godziny lub nawet dni, chroniczny spazm - stan przykurczu mięśni. Ludziom żyjącym z wysokim poziomem stresu z trudem przychodzi całkowite rozluźnienie mięśni nawet wtedy, kiedy sam stres jest przyjemny i pozytywny.

Ulga przynoszona wyczerpanym i bolącym mięśniom nie jest jedyną korzyścią płynącą z głębokiego odprężenia.
- Mówi się, że dziesięć minut głębokiego odprężenia uwalnia więcej energii niż godzina "odpoczywania" na krześle, w nieodpowiedniej pozycji.
- Głębokie odprężenie wpływa także na nasz nadmiernie aktywny umysł. Możliwość skoncentrowania się na czymś pozytywnym, jaką oferuje na przykład technika identyfikowania i kontroli poszczególnych grup mięśniowych, przynosi spokój i poczucie celowości dzi
- Głębokie odprężenie wpływa uspokajająco na zbyt wybujałą wyobraźnię.
- Głębokie odprężenie obniża ciśnienie krwi, odciąża system krążenia, zwalnia tętno i zmniejsza szybkość oddychania.
- Głębokie odprężenie dociera nawet do mięśni pozostających poza naszą świadomą kontrolą - do mięśni serca i żołądka - umożliwiając im odprężenie i przywracając równowagę.
- Głębokie odprężenie uspokaja podrażnione jelita i nadwrażliwy pęcherz.

- Innymi schorzeniami, w których przynosi ulgę są: egzema, astma, bezsenność, bóle głowy, zaburzenia miesiączkowania, by wymienić tylko niektóre z nich.


- Głębokie odprężenie może być drogą prowadzącą do medytacji. Ludzie różnych kultur Wschodu, którzy regularnie oddają się głębokim medytacjom, mówią o stanach całkowitego uwolnienia od bólu, smutku, strachu i chciwości. Na Zachodzie mieszka wiele milionó w ludzi, którzy twierdzą, że regularne praktykowanie głębokiego odprężenia przynosi im większą równowagę, wolność i radość.
- Jako że głębokie odprężenie wzmacnia naszą tolerancję i akceptację samych siebie, także i nasze stosunki rodzinne stają się bardziej tolerancyjne i otwarte.
- Każdy może to robić!

Gdyby przypadkiem czytelnik miał w dalszym ciągu wątpliwości, czy głębokie odprężenie może rzeczywiście oddziaływać na zwykłych ludzi, oto najzwyklejszy tego przykład.

Nie bez wahania pewna nauczycielka nakłaniała grupę energicznych 16- i 17-letnich uczniów do wypróbowania głębokiego odprężenia. Jednogłośnie wyrazili zgodę i większość chłopców i dziewcząt spytała czy mogliby wyciągnąć się na podłodze.

Jak tylko zapadła cisza, nauczycielka zdała sobie sprawę z ryzyka związanego z ćwiczeniem - "Szkoda, ale chyba nic z tego nie wyjdzie", pomyślała, słuchając chcichotów, narzekań na ból karku i mrowienie, wiosennych pociągań nosem, latającej (i wściekłej? ) osy i ryczącego tuż za oknem buldożera.

W dziesięć wspaniale cichych minut później grupa powoli się przebudziła. Ból karku, pociąganie nosem i mrowienie zniknęły; wydawało się, że nikt nie zauważa buldożera; urwał się chichot i nawet osa przysiadła wygodnie na firance. Najlepsze zaś było: "Czy nie moglibyśmy powtórzyć tego następnym razem?"

PRZYGOTOWANIE DO GŁĘBOKIEGO ODPRĘŻENIA

Na przestrzeni ostatnich dekad pojawiło się tylu zwolenników różnych technik głębokiego odprężenia, że nowicjusze mogą czuć się tu nieco zagubieni. Różne metody stosują się do różnych osobowości i okoliczności, ale liczy się nie tyle sama metoda, co osią gnięty rezultat. Ten rozdział chciałby przekonać czytelników, że głębokiemu odprężeniu warto dać szansę. Zaproponuje on także różne wypróbowane wcześniej pomysły.

Rozbieg do głębokiego odprężenia
Dla ludzi sprawnych fizycznie głębokie odprężenie może być poprzedzone wyczerpującym ćwiczeniem fizycznym (wielu spor towców odpręża się przed ćwiczeniem!).

Osobom z bolącymi mięśniami można by polecić ruchy "rozluźniające", uwalniające ich od skurczów i nie nadwerężające mięśni.

Ludziom dysponującym niewielką ilością czasu instruktorzy dora dziliby szybkie ćwiczenie "zginania-prostowania", którego przy kład znajdą poniżej.

Tym, którzy znają rozmieszczenie swoich "węzłów" mięśniowych, a chcą, by zelżało ich napięcie mięśniowe, zaleca się stosowanie miejscowego nacisku - dotykania czułego miejsca palcami i trzymanie ich w tej pozycji przez parę sekund. Wtedy od- prężenie przychodzi łatwiej.

Dla tych, którzy wysoko cenią przygotowanie świadomościowe, istnieją obrazy, które można przywołać. Do wielu osób przema wiaobraz pędzącego samochodu, w którym należy nacisnąć hamulec, by nie doprowadzić do zatarcia się silnika. "Skończenie z czymś" jako alternatywa dla "wykończenia siebie" było wystarczająco przekonujące nawet dla ciężkich przypadków uzależnienia od pracy.

Dla niektórych techniki głębokiego oddychania są niezbędnym eleentem głębokiego odprężenia; inni świadomi są trudności związanych ze zbyt świadomym oddychaniem. Tak czy owak, z czasem stanie się ono głębokie i regularne.

POZYCJA

Nawet jeśli niektórzy ludzie kładą duży nacisk na maksymalne rozciągnięcie mięśni, większość z nich zgodzi się, że głębokiemu odprężeniu musi towarzyszyć pełen komfort. I tak niektórzy instruktorzy przygotowują dla swoich uczniów całą górę poduszek, a in ni doradzają proste ułożenie kończyn na twardej podłodze. Uprawiający jogę stosują przedłużone rozciąganie niektórych mięśni także i w czasie odprężenia.

Wielu ludzi po prostu siada. Jeśli jest to możliwe, powinno to być krzesło z oparciem, tak aby utrzymywało prosty i pionowo ustawiony grzbiet (jeśli wybierzemy naprawdę zrównoważoną pozycję, nie będziemy nawet potrzebowali oparcia - kręgi będą spoczywały idealnie jedne na drugich i podtrzymywały się wzajemnie). Siedzieć powinniśmy głęboko, wykorzystując maksymalnie powierzchnię krzesła. Biodra winny znajdować się pod kątem prostym (lub mniejszym) w stosunku do tułowia. Kolana nie skrzyżowane, lecz pozos tawione luźno i rozwarte - będzie to łatwiejsze, jeżeli wychylimy stopy na zewnątrz i ułożymy je płasko na ziemi. Dłonie mogą spoczywać spokojnie na kolanach, otwarte i wyczekujące, a nie zamknięte czy zaciśnięte. Głowa powinna być trzymana prosto - każd e jej wychylenie poza pozycję idealnej równowagi - w przód, na boki czy ze zbyt uniesionym podbródkiem - zwiększy tylko obciążenie. Zobacz rysunek 6.

Kiedy leżysz na łóżku, na podłodze, siedzisz czy klęczysz na taborecie zdrowotnym, zwróć uwagę, które miejsce twojego ciała jest aktualnie podpierane? Gdzie znajdują się punkty oparcia? Jak ciężar twojego ciała ułożony jest wobec ziemi? Czy oparc ie daje ci wystarczającą pewność, byś mógł przerzucić na niego cały ciężar? Wyobrażając sobie sposób działania naszych mięśni, będziemy potrzebowali nieco podstawowych wiadomości z zakresu fizjologii. Jeden zespół mięśni odpowiedzialny jest za jeden ruch. W celu wykonania ruchu przeciwnego uruchomiony zostaje inny zespół mięśni. Popatrz, co dzieje się z twoim kciukiem, kiedy trzymasz tę książkę. Powiedź nim w kierunku środka strony (lub środka ręki). Puść i przypatrz się, gdzie się zatrzymał. Następ nie postaraj się wychylić kciuk odśrodkowo, tak daleko jak tylko to możliwe i puść. Zwróć uwagę na różnicę między dwoma "puszczonymi" pozycjami.

Oto mała próbka tego, co dzieje się z mięśniami w stanie głębokiego odprężenia.

Zaciśnij mocno pięść, najmocniej jak potrafisz; puść. Popatrz na ułożenie palców. Teraz energicznie wyprostuj palce (używasz przy tym przeciwnego zespołu mięśni); poczuj całą długość palców i zegnij koniuszki palców... puść. Przyjrzyj się ułożeni u twoich palców - czym różni się ono od poprzedniego ułożenia? Przy którym z nich czujesz większe odprężenie?

Teraz podnieś ramiona niemal do uszu, poczuj napięcie mięśni, puść. Przyjrzyj się ułożeniu ramion. Następnie postaraj się ściągnąć ramiona w dół, najniżej jak tylko to możliwe; poczuj ściągnięcie... puść. Przypatrz się pozycji, jaką teraz przyjmu ją twoje ramiona - czym różni się ona od poprzedniego "puść"? Przy której z pozycji odczuwasz większe odprężenie?

Na koniec zmarszcz czoło tak silnie jak tylko potrafisz, poczuj jak ściskana jest skóra między brwiami... puść. Teraz podnieś wysoko, wysoko do góry brwi, poczuj jak skóra dotyka niemal miejsca, gdzie zaczynają się włosy... puść. Przypatrz się po zycji przyjmowanej przez twoje czoło - czym różni się ona od poprzedniej? Przy której z nich odczuwasz większe odprężenie?

Wykonywałeś ruchy antagonistyczne, stanowiące przeciwwagę dla niektórych typowych pozycji stresowych. Trudności pojawiają się wtedy, kiedy próbujemy zmusić zestresowany mięsień do odprężenia. Czując charakterystyczną twardość mięśni, można spróbo wać zrobić ruch dokładnie odwrotny, który "wyprze" stres i nas od niego uwolni. Wykorzystaj pomysł tworzenia dodatkowej "przestrzeni" między mięśniami i między włóknami mięśniowymi.

TECHNIKI

- Być może najlepiej znaną ci techniką jest napinanie i rozluźnianie kolejnych mięśni twojego ciała, zaczynając od palców u nóg, a kończąc na mięśniach głowy.
- Inne techniki opierają się na podobnym, celowym rozluźnianiu mięśni, ale stosuje się je do całych grup mięśniowych, od stóp do głowy.
- Niektóre techniki nie mają nic wspólnego z "napinaniem" i do osiągnięcia odprężenia wykorzystują jedynie obrazy wyobraźni - masażu, kołyszącego ciężaru, spokojnej i łagodnej muzyki, ciepła, miękkości, rozpychającej przestrzeni i porzucenia.
- Istnieją metody wykorzystujące najnowszą technologię, które mogą okazać się całkiem pomocne w osiągnięciu głębokiego odprężenia. Mowa tu na przykład o wykorzystaniu komputerów do monitorowania aktywności "nerwowej" i produkcji hormonów, a w szczególnoś ci o sprzęcie typu bio-feedback. Większość z tych urządzeń, używana jest jedynie przez specjalistów, choć mniejsze z nich, służące na przykład do ćwiczeń bio-feedback, są szerzej dostępne. Te ostatnie mogą się nam przydać, jeśli chcemy poznać stopień, w jakim sprawujemy efektywną kontrolę nad procesem odprężenia.
- Większość technik radzi początkującym korzystać z gotowych nagrań lub jeszcze lepiej z zajęć w grupie. Niektórzy ludzie twierdzą, że na początek dobrze jest zebrać się w kilka podobnie do nas myślących osób, wynająć na parę sesji odpowiedniego instrukt ora i dopiero po tym wprowadzeniu kontynuować dalej, tym razem już na własną rękę.
- Szczególnie wtedy, kiedy samodzielnie uprawia się ćwiczenia, warto mieć w pamięci słowa-klucze: ciepły, miękki, ciężki, rozszerzać, rozluźniać.

Istnieje wiele różnych sposobów odprężania i najważniejsze, by znaleźć ten, który najbardziej nam odpowiada. Niektórzy ludzie dobrze przyjmują polecenie w rodzaju "zrób to tak i tak - wtedy zadziała". Inni wolą coś, co wypracowali sami i co najle piej odpowiada ich indywidualnym oczekiwaniom.

Istnieją także różne zasady, za którymi opowiadają się różni ludzie w zależności od tego czy wolą:
- doświadczać napięcia obecnego w stawach i mięśniach przy wysokim poziomie energii oraz porównywać go ze stanem spoczynku, czyli przy wyłączonym zasilaniu;
- czy też wykorzystywać wyobraźnię w celu neutralizowania obecnego tam napięcia. (Niektórym ludziom bardzo trudno wyłączyć całkowicie zasilanie, po tym jak zostało ono raz celowo włączone).

Jest to różnica między działaniem i zatrzymaniem oraz wykorzystywaniem wyobraźni. Obydwa typy ćwiczeń przynoszą uwolnienie od fizycznego napięcia.

PRZYKŁADY DWÓCH TYPÓW METOD RELAKSACYJNYCH

Uwolnienie fizyczne osiągane z pomocą mięśni
Osiągane poprzez regularne serie skurczów mięśni. Każda trwa około pięciu sekund i nie należy jej przedłużać ze względu na niebezpieczeństwo pojawienia się kurczu. Szybko rozkurcz mięśnie - wszystkie za jednym razem - nie za łagodnie, nie za woln o, tak by jak najlepiej uchwycić różnicę między dwoma stanami. Ćwiczenie można wykonywać bądź na podłodze, bądź na krześle, w zależności od tego, która pozycja nam najbardziej odpowiada. Jest to pewien określony zespół czynności, który raz opanowawszy, m ożna powtarzać w każdym miejscu i o każdej porze.

1.Jeśli jest to możliwe, miej przy tym zdjęte buty; skieruj przednią część stopy w dół i napnij palce u nóg, rozwierając je. Trzymaj je tak przez parę sekund, a następnie puść.

Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
2.Napnij mięśnie łydki podnieś kolana; potrzymaj je w ten sposób przez parę sekund, a następnie puść.

Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
3.Napnij mięśnie pośladków, górne mięśnie bioder, podstawy miednicy, trzymaj je napięte, tak jakbyś miał za chwilę podnieść się z krzesła czy podłogi (ale oczywiście tego nie rób!), a następnie puść.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
4.Wciągnij mocno brzuch, zrób wydech (podnosząc przeponę) i puść. Twój brzuch stanie się teraz miękki i rozluźniony.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
5.Napnij mięśnie wokół górnej części klatki piersiowej i dośrodkowej części barków, wytrzymaj napięcie; puść. Łagodnie i bez wysiłku wdychaj i wydychaj powietrze.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
6.Napnij mięśnie ramion, zaciśnij pięści i trzymaj je w ten sposób przez jakiś czas; puść. Poczuj przestrzeń, otwartość twoich rozluźnionych ramion i rąk. Zrób to raz jeszcze, zwracając szczególną uwagę na ręce, rozprostuj szeroko palce, rozciągając je w czasie, kiedy napięte są twoje ramiona. Puść.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
7.Napnij szyję, naciskając tyłem głowy na podłogę lub napinając ścięgna szyi w pozycji siedzącej. Wytrzymaj tak parę sekund i puść.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
8.Zaciśnij szczękę, zwierając zęby. Nie ruszaj nimi, po prostu zewrzyj je mocno. Puść. Zauważ, że twoje wargi ułożą się jedna blisko drugiej - niemal się dotykając - ale twój język oprze się na dolnej szczęce, otwierając przestrzeń między nią a górnym po dniebieniem. Doświadczysz uczucia większej przestrzeni, większej otwartości w tylnej części jamy ustnej.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...
9.Spróbuj dotknąć brwiami linii twoich włosów - ci, którzy potrafią, powinni ściągnąć swoje mięśnie skalpu w dół; puść. Myśl o każdym poszczególnym włosie brwi i głowy jak delikatnie spoczywa na głowie i czole.
Poświęć trochę czasu na uświadomienie sobie różnicy między dwiema pozycjami... Powtórz ćwiczenie parę razy, aż uwolnienie wyda ci się czymś dobrze znanym i przyjemnym...

Sprawdź, czy odpoczywa całe twoje ciało, od czubków palców do wierzchołka głowy, czy jest odprężone i całkowicie wyłączone. Zostań tam, gdzie jesteś, delektując się swobodą i głębokim odprężeniem. Bądź świadomy drożności wszystkich kanałów twojeg o ciała i swobodnie przepływającej energii.

Uwolnienie fizyczne i emocjonalne osiągnięte z pomocą wyobraźni.
Ten typ relakasacji opiera się na zidentyfikowaniu punktów oparcia i przelaniu w nie całego ciężaru - fizycznej ociężałości, problemów uczuciowych i trudności psychicznych - i pozwala ci od tego wszystkiego odpocząć.

Rozpocząć należy od przyjęcia pozycji równowagi, najlepiej na krześle z wysokim oparciem. Cofnąć podbródek i całą głowę, poruszać ramionami w dół i w górę. Zatoczyć łokciami koło, pozwalając wszystkim równo obciążonym i podpierającym się nawzajem mięśniom przyjąć pozycję skoordynowanej równowagi.

1.Wyobraź sobie, że ciężar twojej głowy to piłka. Myśl o niej jak znajduje się w pozycji doskonałej równowagi, opierając się na wąskim wierzchołku (lub "kieliszku do jajka") twojego kręgosłupa. Tam może pozostać bez końca, pozbywając się swojego ciężaru i wszystkich zmartwień na rzecz kręgosłupa, który ją podtrzymuje. Pozwól, by cały ciężar przeniósł się z głowy do kręgosłupa. Pozwól, by ciężar z twoich powiek, policzków i szczęki rozpłynął się niesiony przez podbródek w kierunku szyi i dalej, w dół, aż do kręgosłupa, by wszystko to opadło pod swoim własnym ciężarem. Szyja staje się nośnikiem. Ciężar, który przenosi, przechodzi przez kręgosłup w dół do krzesła - lub poprzez kręgosłup w kierunku podłogi, na której leżysz.

2.Twoje barki połączone są z kręgosłupem. Opuść je pozwalając, by ciężar spłynął w dół w kierunku ramion. Wyobraź sobie idącą od twoich barków w dół falę ciepła roztapiającą węzły napięcia, spływającą w dół... oswobadzającą... roztapiającą cały ciężar. T a fala rozlewającego się ciepła płynie powoli wzdłuż górnej części ciała, klatki piersiowej, górnej części ramion, roztapiając i ogrzewając, tracąc ciężar opadający coraz niżej ku dołowi.

3.Ciepło i ciężar przepływają przez dolną część tułowia, plecy, dolne części ramion w kierunku kolan. Tułów mięknie, palce rozluźniają się i roztopiony ciężar przechodzi do krzesła. Niech idzie - wszystkie supły, zmartwienia i obciążenia rozluźniają się, spływają w dół i odpadają.

4.Gdy oddajesz cały ciężar krzesłu, twoje pośladki są miękkie i pełne, poczuj podpierające cię krzesło czy podłogę. Poczuj siłę, niezawodność i oparcie, które ci dają. Przenieś na nie twój ciężar i ociężałość. Twoje ciało staje się giętkie i ciepłe, mięk kie i odprężone.

5.A teraz to rozlewające się ciepło przelewa się w dół, do bioder, roztapiając sztywność i neutralizując węzły napięcia. Ich ciężar roztapia się i spływa dolną częścią nóg - odprężenie jest zniewalające; ciepło zmiękcza napięcie kolan i łydek, które odda ją cały ciężar kostkom i stopom.

6.A twoje stopy spoczywają na podłodze. Wchodzi w nią rozlewający się ciężar. Pozbądź się go na rzecz podłogi. Przekaż jej cały ciężar.


Podłoga, ziemia, podłoże, o które się opierasz mogą przejąć wszystko. Pozbądź się tego wszystkiego - całego napięcia, twardości i ciężaru, który rozluźniwszy się, stopił się i spłynął do ziemi. Ty sam pozostaniesz rozluźniony, miękki, odprężony i skoncentrowany na podłożu twojego istnienia. Jesteś podpierany, podtrzymywany, odżywiany przez to podłoże, bez względu na to, czy myślisz o nim jako o ziemi, o centralnym punkcie twojego wnętrza czy o Bogu. W tym bowiem momencie, pozbywszy się całego ci ężaru, nie tracisz podpory, która służy ci siłą, bezpieczeństwem, pewnością i oddaniem.

Podparty i nieruchomy pozostań tak przez parę minut lub tak długo, jak będzie ci z tym wygodnie. Kiedy będziesz już gotowy, możesz wrócić tam kiedy zechcesz, wiedząc że siła i oparcie będą zawsze na ciebie czekać, zawsze niezawodne, zawsze dostęp ne. Weź tego trochę ze sobą, niech wejdzie to w ciebie poprzez wkręcające się w podłogę stopy, odpowiednio poruszane nogi i przygotowujące się do wstania całe ciało. Korzystaj z siły i oparcia każdego dnia.


UWAŻAJ. Niektórych z początkujących adeptów głębokiego odprężenia zaskoczy pełnia doznania. Należy uważać, by "wychodzić" ze stanu odprężenia łagodnie i powoli. Jeśli twoje oczy były zamknięte, otwieraj je stopniowo; poruszaj palcami u nóg i rąk, przywra cając im krążenie. Przeznacz parę chwil na przygotowanie się do wstania - nie wstawaj nagle. Jeżeli leżałeś, zegnij kolana, przewróć się na bok, nim zaczniesz wstawać. Po okresie głębokiego odprężenia różne układy twojego organizmu będą potrzebowały troc hę czasu, by naładować się z powrotem energią - pozwól im na to!

Opanowawszy technikę odprężenia, będziemy mogli uciekać się do niej w każdym momencie. Jeśli tylko czuje się naprężające się mięśnie, wzrost napięcia czy nawet niewytłumaczalną irytację, we wszystkich tych przypadkach można stosować metody odpręż ania. Jeżeli, na przykład, jesteście zdenerwowani ulicznymi światłami, czekaniem na ważną rozmowę, ważne wystąpienie czy na spóźniających się członków rodziny... Jakie inne przykłady przychodzą wam na myśl? Im łatwiej przyjdzie wam wchodzenie w stan głęb okiego odprężenia, tym swobodniej poczujecie się w stresowych sytuacjach.


ĆWICZENIE UŚWIADAMIAJĄCE

Jest to przykład na wspomniane wyżej "zginanie-prostowanie". Można praktykować je gdziekolwiek i kiedykolwiek pod warunkiem, że znajdziemy miejsce siedzące z dostateczną ilością wolnej przestrzeni dookoła.

Usiądź i przeczytaj, co masz zrobić nim zaczniesz to robić.

Zrób JEDEN głęboki oddech.
W tym samym momencie naraz:
zmarszcz twarz, oczy, nos, usta, czoło, podnieś barki tak wysoko jak tylko potrafisz;
wyrzuć ramiona na zewnątrz, tak daleko jak potrafisz
napnij mięśnie brzucha i miednicy, tak silnie jak tylko potrafisz;
wyciągnij i rozewrzyj pięty na podłodze;
trzymaj pięty najdalej jak to możliwe od siebie, ale nie zapomnij o
podniesieniu palców u nóg maksymalnie w kierunku kolan.
Napnij wszystko. Trzymaj tak przez trzy sekundy...
I puść!!
Wypuść powietrze i oprzyj się o swoje otwarte kolana - pozostań w tej pozycji przez pół minuty...
Poczuj to rozkoszne rozlewające się uczucie ulgi...
Jest to zebranie wszystkich klasycznych pozycji w jedną; nie rób tego, jeśli nie czujesz, że jesteś w wystarczająco dobrej formie. Jeżeli tylko ci odpowiada, całe ćwiczenie może okazać się odpowiednią "pierwszą pomocą" udzielaną w przypadku pojaw ieniu się stresu. Ale uważaj i stosuj je jedynie wtedy, gdy rzeczywiście ci pomaga.


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Jezus Chrystus miał z pewnością więcej powodów do "bycia ciągle zajętym" niż ktokolwiek inny przed Nim i po Nim:

Pojawił się w celu uzdrowienia (lub zespolenia w jedno) całego świata - miał więcej do zrobienia niż jakikolwiek lekarz przed Nim i po Nim.

Pojawił się w celu przekonania całego świata do nowego sposobu myślenia - miał więcej do zrobienia niż jakikolwiek nauczyciel przed Nim i po Nim.

Pojawił się w celu dokonania światowej rewolucji - miał więcej do zrobienia niż jakikolwiek kaznodzieja czy polityk przed Nim i po Nim.

Przyniósł miłość, pocieszenie i siłę wszystkim cierpiącym - miał więcej do zrobienia niż jakikolwiek pracownik socjalny przed Nim i po Nim.

A jednak znalazł czas, by mieć czas! By tworzyć przestrzeń!

Pomimo, że w Chrystusowej Galilei presję czasu odczuwało się z pewnością słabiej niż w dzisiejszej kulturze Zachodu i chociaż Jezus mógł być całkiem usatysfakcjonowany ilością czasu, którą poświęcał na praktyki religijne, zawsze starał się znaleź ć czas na chwile samotności. Znajdował czas (często w nocy) i miejsce (odosobnione), gdzie mógł uciec od wszystkich stawianych przed Nim wymagań i stworzyć dla siebie trochę przestrzeni.

Był spadkobiercą tradycji Izajasza:
siłą ich jest znieruchomienie...
a uratuje ich powrót i spoczynek...
w spokoju i ufności będzie wasza siła...
i tradycji Psalmów:
połącz się z sercem i bądź nieruchomy...
stój nieruchomy, wiedząc że Ja jestem Bogiem...
wróć do spoczynku, o moja duszo...

Ale Chrystus wykorzystywał przestrzeń nie tylko dla siebie. Uczył także innych jak z niej skorzystać.


Mówi św. Łukasz:
On jednak usuwał się na miejsca pustynne i modlił się (Łk 5, 16) i
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne
(Łk 4, 42),
ale Marek zanotował, że mówił On także do swych uczniów:
Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco oraz Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno (Mk 6, 31-32).

Mając do wykonania tyle zadań, Jezus Chrystus potrafił znaleźć czas i miejsce i co więcej, nakłaniać do tego innych. A my nie jesteśmy w stanie tego zrobić?

10. Afirmacja

Jest to ostatnia z grup umiejętności radzenia sobie ze stresem prezentowanych w części drugiej. Zajmie się ona źródłem osobistej siły umożliwiającej nam afirmację samych siebie i prowadzącej nas do działania. Ostatnim członem formuły opisującej umiejętno ści radzenia sobie ze stresem jest REFLEKSJA i o ile poprzednie strony traktowały o rzeczach związanych z umysłem i somą, w tym rozdziale zajmiemy się wykorzystaniem siły ciała i ducha.

Niektórzy ludzie snują refleksje na własną rękę, a do źródła swej siły docierają bez żadnej zewnętrznej pomocy. Badania pokazują jednak, że szczególnie wtedy, kiedy znajdujemy się pod działaniem stresu, silna grupa wsparcia pozwoli nam lepiej korzystać z tego, co aktualnie robimy i zredukuje związane z tym szkodliwe napięcie. Dlatego tutaj skoncentrujemy się na roli odgrywanej przez grupy.


Jest stara historia o kiju mającym kłopoty z utrzymaniem ciężaru, który musiał dźwigać. Jak tylko razem z innymi kijami zebrali się w pęczek okazało się, że nie można ich więcej złamać. Łatwo jest podrzeć cienki kawałek papieru, ale spróbuj przedrzeć go po siedmiokrotnym zgięciu.

Prawie każdy otrzymuje jakąś porcję grupowego wsparcia. Czasami grupę wybieramy my, czasami bywa ona związana z otoczeniem, w którym akurat przebywamy. Rodzina jest oczywiście podstawową i uniwersalną "grupą", choć niemniej ważnym źródłem wsparcia mogą o kazać się i inne grupy - koledzy z pracy, przyjaciele, których znamy od dzieciństwa i podobnie do nas myślący ludzie, których zapraszamy do naszego towarzystwa. W dzisiejszych czasach rodzina może wyglądać bardzo różnie i nie jest już prawdą, że najczęśc iej jest to ojciec, matka, dwójka dzieci i zwierzątko. Grupa rodzinna może stać się źródłem ogromnego i zaskakującego stresu. Równocześnie jednak, występując zwarcie przeciwko stresowi i jego przyczynom oraz okazując sobie wzajemne zainteresowanie i zroz umienie, potrafi stać się źródłem nieprzerwanego wzrostu i ciągłego ładowania akumulatorów.

Związek, trwanie, stałość, potwierdzanie stanowią interesującą grupę słów. Wszystkie posiadają przedrostek con, oznaczający "z" (w języku angielskim są to odpowiednio: concern, continuing, constant i confirm - przyp. tłum.).

Wszyscy przychodzimy na świat w jakiejś rodzinie i w tym właśnie otoczeniu większość z nas oswaja się po raz pierwszy ze swoim ciałem. Przez mniej więcej piętnaście pierwszych lat przejmujemy nawyki i zwyczaje ludzi, którzy nas otaczają. Dalej już jako i ndywidualne jednostki czujemy się coraz bardziej odpowiedzialni za to, czym napełniamy nasze ciała, za wsłuchiwanie się w to, co mają nam one do powiedzenia i najlepsze wykorzystywanie zawartej w nich siły - siły jedynego narzędzia, jakie posiadamy. A co z uodpornianiem naszego ciała na szkody wyrządzane przez stres?

Warto jeszcze raz podkreślić wielokrotnie udowodnione twierdzenie, że stres w mniejszym stopniu dotyka ludzi dbających o swoje ciało i tym samym lepiej przygotowanych do korzystania z jego stymulujących efektów, niż ludzi, których własne ciało nie wiele obchodzi. Utrzymywanie naszego ciała w dobrej formie nie jest ani próżne, ani egoistyczne - robimy to przecież nawet z naszymi samochodami. Jest to właściwie pojmowana postawa odpowiedzialności.

Najważniejsze tematy, którymi zajmiemy się tutaj to:
dbanie o zdrowie i dobre samopoczucie,
jedzenie, picie i środki pobudzające,
ćwiczenie, odpoczynek i rekreacja,
i dalej - oddawanie się głębokiemu odprężeniu i medytacji.

DBANIE O SAMEGO SIEBIE

Zdrowie

Odpowiedzialność za utrzymywanie się w dobrym zdrowiu w olbrzymim stopniu ponoszę ja sam. Jeżeli pojawiają się pierwsze symptomy choroby, powinienem rozglądnąć się za poradą specjalisty - moje zdrowie bierze swój początek we mnie samym - nie odkryję go w moim doktorze, moim mężu czy koleżankach z pracy. Mogę, lecz nie muszę, wykorzystać ofiarowywaną mi pomoc i dostępną informację, jestem natomiast w pełni odpowiedzialny za to, co jem, co piję i co robię. Tu właśnie rozpoczyna się walka o moje zdrowie.

W dzisiejszych czasach nietrudno o porady, dotyczących stanu zdrowia - dostępna jest ich cała masa. Czasami trudno jest znaleźć złoty środek i nie popaść w hipochondrię czy ekscentryzm. Ja sam jestem w stanie eksperymentować z szeroką gamą różnych pomysł ów i receptur, bez narzucania ich innym. W momencie jednak, kiedy to sam entuzjazm staje za pierwszymi oznakami stresu, nie od rzeczy byłoby zastanowić się raz jeszcze, czemu to wszystko ma służyć.

Jeżeli tylko uda mi się zidentyfikować je zanim wedrą się do mnie przemocą, powinienem panować nad wszystkimi wczesnymi oznakami stresu omówionymi w części pierwszej i mającymi do czynienia z moim zachowaniem. Pewne doświadczenie powinno pozwolić mi wpły wać na większość oznak stresu fizjologicznego. Niektóre z nich potrafię kontrolować bezpośrednio, zwalniając na przykład i uspokajając oddychanie, na inne będę miał wpływ jedynie pośredni, stosując bardziej zrównoważoną dietę czy ćwicząc głębokie odpręże nie. Wiedząc, kiedy jestem na dnie, a jest to równocześnie czas, w którym objawiam najniższą odporność na stres i kiedy zwiększa się prawdopodobieństwo ulegnięcia wypadkowi i złapania infekcji, mogę przedsięwziąć środki mające na celu zmniejszenie ryzyka . W procesie tym niepoślednią rolę odgrywa identyfikowanie moich własnych, zindywidualizowanych stresorów.

Rośnie popularność grup zdrowotnych. Istnieją też liczne grupy wzajemnej pomocy powstałe z myślą o ludziach trapionych przez poszczególne schorzenia. Utworzone Well Woman Clubs także są odpowiedzią na te właśnie potrzeby. Skontaktowanie się z tymi organi zacjami szczególnie polecam tym, u których stres pojawia się w związku z dbaniem o własne zdrowie lub którzy w trosce swej czują się osamotnieni.

Jedzenie

Księgarnie i kioski pełne są kuszących przepisów kulinarnych i poradników dietetycznych. Większość przedstawianych tam zasad stanowi dziś część ogólnie dostępnej wiedzy. Aby wykorzystać nasze zdrowie w możliwie najlepszy sposób należy: unikać częstego pr zejadania się, zredukować ilość zjadanego tłuszczu i cukru, jeść więcej świeżych owoców i surowych jarzyn, jeść więcej błonnika, a mniej soli. Kiedy to tylko możliwe, unikać przetworzonej żywności i zwracać uwagę na substancje, na które jesteśmy szczegól nie uczuleni. Duża część producentów żywności poważnie traktuje informowanie konsumentów o zawartości swoich produktów i normalnie są one dostępne na większości opakowań. Nie zapomnijmy brać na zakupy okulary!

Czasami zapomina się o podstawowych zasadach:
1.Ciesz się tym, co jesz, a nie tęsknij za tym, czego nie jesz. Smakuj jedzenie, nie spiesz się, połykaj powoli, bądź ostatnim, który kończy posiłek!
2.Jeśli chcesz mniej ważyć, jedz po prostu mniej! Wyrób w sobie odporność na głód; jest to uczucie dobrze znane większości mieszkańców naszej planety. Jedz nie z przyzwyczajenia, a tylko wtedy, kiedy jesteś głodny.
3.Jeśli chcesz być miły dla swojego przepracowanego żołądka, wyobraź sobie cały ten przetwórczy proces, którym zarządza. Będziesz wtedy mniej skłonny go przeciążać.
4.Uważaj na "przekąski". Wysokokaloryczne drobiazgi, jak: kawałki sera, czekolada, orzechy, chipsy, to nie przekąski - są to główne dania. "PRZEKĄSKI" to owoce, kawałki marchewki, selera, kapusta, którą można przygotować i zostawić w lodówce, odpieczony wczorajszy chleb, kremowe krakersy, a nawet połowa zimnego ziemniaka, a nie jedzenie bogate w proteiny, tłuszcze czy cukry. Dobrymi przekąskami są też galaretka zrobiona z nieosłodzonego soku owocowego i kawałki lodu z niedopitego wina. Jeżeli na godzinę przed posiłkiem dręczy cię uczucie pustego żołądka, wypij coś ciepłego, a nie napełniaj go dodatkowym jedzeniem.

Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak wielkie znaczenie mają sposoby przygotowania, podawania i pochłaniania jedzenia i jak wiele kryje się za nimi subtelności i niuansów. Swoim skomplikowaniem układ miejsc przy stole rodzinnym przypomina pajęczą sieć i łatwo ulega dezintegracji. Sprzeciwiając się mu, dzieci, nastolatki i starsi próbują z nim walczyć, wołając o więcej tolerancji i akceptacji. Nic jednak nie przynosi takiej satysfakcji i nie jest warte większego wysiłku jak zachowanie podczas posiłków at mosfery współuczestnictwa i wzajemnego wsparcia.

Grupy żywnościowe obejmują kluby kulinarne, grupy konsumenckie i wszelkiego rodzaju organizacje, których członkowie mają na celu dbanie o linię. Do zmniejszenia się stresu związanego z jedzeniem prowadzi także dzielenie się z innymi nie tylko najmodniejs zymi trendami w odżywianiu, ale po prostu samą radością jedzenia.

Picie

Najbardziej popularne napoje, takie jak herbata, kawa czy alkohol zawierają środki pobudzające. Na szczęście, coraz większy staje się wybór napojów gaszących pragnienie. Oprócz ich szeroko reklamowanych popularnych odmian, dostępne są także wody mineraln e, soki owocowe, wiele gatunków syropów, angielskie i inne herbaty ziołowe, mleko i jego przetwory, a także przeróżne wyciągi, takie jak Bovril, Oxo, Marmitge, Yeastrel. Ci, którzy nie szukają podniet, a piją, by ugasić pragnienie, nie powinni narzekać n a brak wyboru i różnorodności.

Napoje pite w grupach są zwykle napojami pobudzającymi. W takich sytuacjach picie alkoholu może prowadzić do stresu, szczególnie wtedy, gdy w grę wchodzi prowadzenie samochodu.

Większość młodych ludzi umawia się zawczasu kto po zabawie odwozi kogo. Byłoby dobrze, żeby podobną dozą zdrowego rozsądku wykazywali się także dorośli.

Napoje i środki pobudzające

Pomimo że towarzysko kofeina jest szerzej akceptowana niż alkohol, nie sposób bagatelizować jej efektów. Tanina, kofeina, alkohol i nikotyna cenione są za "energię", jaką dają. A jednak niedługo po ich skonsumowaniu "energia" wyparowuje i utrzymanie odpowiedniego jej poziomu zmusza nas do ponownego sięgania po środek pobudzający.

Spróbuj przez dzień lub dwa obyć się bez którejś z tych czterech odżywek i uważnie obserwuj rezultaty. Jeżeli tylko nie pojawią się szczególnie silne objawy głodu, powinieneś zyskać poczucie większej samokontroli, większego spokoju oraz głębszej świadomości pewności, że dasz sobie radę.

Możliwe jest uzależnienie się od wszystkich wymienionych środków pobudzających, choć inne substancje mogą być bardziej nieznośne dla otoczenia. Osoby, dla których nie jest to pierwsza książka z tej tematyki, znają niebezpieczeństwa, na jakie narażają sztuczne środki pobudzające - wszystkie obiecują pewną ulgę od stresu, ale, jak uczy doświadczenie, jest to po prostu nieprawda.

Grupy są nieocenione jeśli chodzi o niesienie pomocy ludziom, pragnącym uniezależnić się od środków pobudzających. Zwykle jest to trudny i długi proces, ale szansa powodzenia rośnie wraz z intensywnością uczestnictwa w grupowych spotkaniach.

Ćwiczenie

Niesłychanie istotny jest związek, jaki zachodzi między stresem i ćwiczeniami.
1.Dla gniewnej i agresywnej osoby najprostszą radą jest pozbycie się energii poprzez uprawianie sportu - najlepiej we współzawodnictwie z innymi.
2.Ale współzawodnictwo, a szczególnie brutalne współzawodnictwo, jest niesłychanie stresujące i powinni wybierać je jedynie ci, którzy uwielbiają obecność silnego stresu. Ludzie, którzy myślą, że go lubią, a w praktyce nie potrafią tolerować ryzyka porażki i idącej za tym frustracji, powinni współzawodnictwa unikać.
3.Z drugiej strony ćwiczenia towarzyskie nie kładące podobnego nacisku na współzawodnictwo spełniają trzy potrzeby: uwalniają nagromadzoną energię, zwiększają tonus mięśni i wzmacniają wsparcie ze strony innych osób.
4.Dla niektórych ludzi fakt, że nie mogą dłużej aktywnie poświęcać się ćwiczeniom, sam w sobie jest źródłem stresu. W takiej sytuacji mają przed sobą cztery wyjścia. Mogą:
(a)nie robić nic;
(b)uwolnić swoją energię, oglądając lub dopingując ćwiczą cych, na przykład w telewizji;
(c)oddawać się nie tyle ćwiczeniom "wzmacniającym", co "rozluźniającym" (te ostatnie zamiast obciążać mięśnie na wzór kulturystów, bardziej wydłużają je poprzez naprzemienne zginanie);
(d)uczyć się ćwiczeń izometrycznych, polegających na silnym napinaniu i rozluźnianiu różnych grup mięśniowych bez widocznego ich wykorzystywania. Ćwiczenia takie można uprawiać gdziekolwiek - siedząc, leżąc czy stojąc. Opierają się one na maksymalnym zbliżeniu do siebie włókien mięśniowych z poszczególnych grup mięśni, maksymalnym ich napinaniu i puszczaniu. Wzmocnienie i ulga, jakich doświadczysz, zaskoczą cię i uradują.

Popularność joggingu zmniejszyła się ostatnio w związku z kontuzjami, jakie przydarzyły się niektórym jego entuzjastom. Maszerowanie okazuje się bardziej bezpieczne, a maszerowanie długimi krokami daje wspaniałe poczucie celowości i pewności siebie. Jeżeli w trakcie podobnych marszów stosujemy także ćwiczenia izometryczne, dla większości osób powinno zapewnić to odpowiednią dozę ruchu i wysiłku. Można rozciągnąć całe ciało bez zwracania na siebie uwagi. Wymachiwanie ramionami w publicznym miejscu jest może nieco zbyt ostentacyjne, ale pełne serie ćwiczeń, takich jak:
kręcenie szyją,
zwieranie i rozwieranie barków,
zataczanie kół barkami,
rotacja ramion,
napinanie brzucha,
wypychanie miednicy do przodu,
napinanie ud,
prostowanie nóg,
rotacja nóg,
podnoszenie stóp,
zataczanie kół palcami u nóg... mogą być wykonywane bez ostentacji.

Ćwiczenia powinno się nade wszystko lubić; różne typy muzyki, ruchu i (lub) tańca są źródłem radości, wzmacniają mięśnie, a równocześnie przynoszą nam ulgę w stresie. Dla mniej aktywnych ludzi puszczanie latawców przynosi ze sobą cudowne poczucie przestr zeni i wolności. Nauczenie się żonglowania torebkami fasoli, nawet w naszym własnym pokoju, także może dodać nam pewności siebie i poczucia własnej wartości.

Grupy ćwiczeniowe spełniają wiele funkcji, z których niemało polega na uwalnianiu się od stresu i dowartościowywaniu siebie samych. Niektóre z grup zachęcają także do praktykowania głębokiego odprężenia. Doświadczenie wspólnej pracy nad konkretnym celem zawsze wzmacnia grupowe wsparcie, a poczucie, że każda osoba przyczynia się w pewnym stopniu do osiągnięcia wspólnego celu jest silnym antidotum na stres. Uważajcie jednak, by stres nie stał się celem samym w sobie, jak mogłoby się zdarzyć w przypadku si lnej presji na "produkcję towarów" czy wyboru celu stanowiącego część ideału doskonałości innej osoby.

Wypoczynek i rekreacja

Jeżeli uczestnictwo w którejś z wyżej wymienionych grup sprawiać nam będzie przyjemność, grupa ta automatycznie stanie się także grupą rekreacyjną. Czasami wystarczy po prostu siedzieć w bezruchu i nic nie robić i samo "bycie" będzie także miało charakte r rekreacyjny. Nie trzeba cały czas coś "robić".

Są chwile, w których czujemy, że "powinniśmy" być weselsi i szczęśliwsi, ale nie jesteśmy i nie możemy być. Jest to częste uczucie, pojawiające się zwłaszcza na początku wakacji.


Z jednej strony potrzeba czasu, aby przystosować się do nowego otoczenia i nowego tempa życia. Z drugiej, często właśnie w momencie, kiedy znikają działające na mnie presje i kiedy nie jestem zmuszany do kontynuowania dotychczasowych działań, władzę nade mną przejmują siły, których nie kontroluję, a sam wpadam w depresję i choroby. Wszystko, co powinienem zrobić, to pozwolić by ów przepływający przeze mnie negatywny czas, wyrządził mi możliwie najmniej szkód, rozumiejąc równocześnie, że jest to tylko ok res przejściowy. Uczucia rozczarowania, żalu i winy nie tylko pogorszą całą sytuację, ale jeszcze ją przedłużą. Niewątpliwie korzystne byłoby, aby osoby znajdujące się blisko mnie potrafiły zrozumieć całą sytuację i zostały zachęcone do otwarcia się na z ewnątrz i cieszenia się własnym życiem.

Istnieje tak wiele grup rekreacyjnych, że wyliczenie ich wszystkich jest niemożliwe. Jeżeli chodzi o uwalnianie się od szkodliwego stresu i otrzymywanie większej pomocy ze strony innych osób, stosuje się tu te same, wyżej omawiane, zasady. Chrześcijanie oraz członkowie grup religijnych i etnicznych mają tę przewagę że, stanowiąc integralną część ich życia, grupy domowe powstają przy stosunkowo niewielkim wysiłku z ich strony. Inne grupy obejmują ludzi, zbierających się w jakimś celu, w zależności od pot rzeb uczestniczących w nich osób - jadania wspólnych obiadów, czytania poezji czy uczenia się zawiązywania sznurówek.

Kiedy przyjdzie czas rozwiązania grupy, będzie to zadaniem niełatwym. W rozdziale 22 mówić będziemy o konkretnych umiejętnościach pogodnego rezygnowania.

W tym momencie dochodzimy do tego, co bez wątpienia jest najmocniejszym środkiem przeciwstresowym, czyli osiągania stanu skoncentrowanego spokoju w naszym codziennym życiu. Ma on wiele imion i wykorzystywany jest przez całe rzesze ludzi: przez dzieci i wtedy zwykle nazywamy go snami na jawie;
przez młodzież - nazywamy go zdziwieniem, zakochaniem
lub zatraceniem się;
przez dorosłych - nazywamy go zwykle medytacją lub kontemplacją.
Wykorzystuje on ciszę w celu osiągnięcia stanu uspokojenia, uwagi, odprężenia i koncentracji. Jego skutkiem jest zośrodkowanie nas samych, afirmacja naszej wewnętrznej siły i nadanie rzeczywistości odpowiednich proporcji. Wielu ludzi potrzebuje go jak po karmu z innego wymiaru, podobnie jak wyskakujący z wody delfin potrzebuje powietrza. Znakomicie przystosowany do życia w warunkach wodnych, nie potrafi żyć bez powietrza. Podobnie my, żyjąc w świecie rzeczy materialnych, mamy czasami potrzebę czerpania z morza duchowości.

MEDYTACJA I KONTEMPLACJA

To, o czym będziemy mówić dalej, absorbowało ludzką uwagę przez co najmniej trzydzieści ostatnich wieków. Najwcześniejsze zapiski o celowym praktykowaniu skoncentrowanych stanów spokoju pochodzą z Persji, sprzed ośmiu wieków przed Chrystusem.

Nasza dyskusja przybierze formę czterech pytań:
- Dlaczego powinniśmy zainteresować się medytacją; gdzie ona nas doprowadzi?
- Co może ona nam dać?
- Czy ktoś ją już wypróbował i zweryfikował?
- Na czym ona polega?
Gdzie ona nas doprowadzi?

Na podstawowym, fizycznym poziomie praktykowanie skoncentrowanego spokoju prowadzi do osiągnięcia stanu będącego dokładnym zaprzeczeniem zestresowania. Tętno, ciśnienie krwi, częstotliwość oddychania - wszystko to ulega obniżeniu. Równocześnie uspokaja s ię amplituda fal mózgowych oraz zwiększa odporność na choroby i zdolność do radzenia sobie z sygnałami ostrzegawczymi i zmartwieniami.

Na głębszym poziomie praktykowanie stanu skoncentrowanego spokoju skierowuje mnie w stronę mojego środka, w stronę pełni. Wypełnia ono "szczeliny" i pęknięcia w substancji mojego ducha, przywraca równowagę nadmiernie aktywnemu umysłowi, stwarza przeciwwa gę dla mojego nadmiernie aktywnego ciała oraz uspokaja nadmiernie aktywne emocje. Przede wszystkim jednak stanowi pożywienie dla mojego "niedokarmionego" i niedostatecznie aktywnego ducha.

Od wieków energia Zachodu skierowana jest na działanie i nabywanie dóbr. Przez dobre życie rozumie się życie pełne pieniędzy i sukcesu. Na Dalekim Wschodzie pojęcie dobrego życia w większym stopniu opiera się na głębszej świadomości wewnętrznego ducha, n a życiu w spokoju i pełni. Na Dalekim Wschodzie "pełny" jest naturalnym synonimem słowa "święty". A gdzie są nasi zachodni święci?

Co może ona nam dać?

Język używany przez adeptów medytacji jest, jak się twierdzi, jedynie marnym odbiciem rzeczywistości, którą próbuje opisać. Twórcze przebudzenie, wyostrzona świadomość, uspokojenie, wypełnienie umysłu teraźniejszością z wyeliminowaniem żalów za przeszłoś cią i fantazji o przyszłości, życie, z którym się płynie, a nie walczy, intuicyjna wiedza przekraczająca pozorny chaos, spokój, ciepło i ukojenie - oto najczęściej pojawiające się tam słowa i wyrażenia. Różne zasady różnych systemów prowadzą do różnych c elów, ale wszystkie systemy używają języka, którego nie sposób zrozumieć, nie praktykując jednego z nich.

Kto już ją wypróbował? Jak mogę temu zaufać?

Tysiące, miliony ludzi, których nie zadowalało jedynie prześlizgiwanie się po powierzchni życia.

- Po PERSACH przyszli HINDUSI; rozwinęli istniejące do dzisiaj wyszukane praktyki jogi. Różne jej odmiany kładą nacisk na różne elementy, ale wspólnym celem wszystkich jest zwycięstwo nad bólem i cierpieniem oraz zapanowanie nad światem zmysłowych pożąda ń.
- Wiele lat przed przyjściem na świat Jezusa ŻYDOWSKI autor księgi Hioba wykrzyknął: "O, gdybyś tylko potrafił milczeć, nauczyłbyś się mądrości".
- W pogoni za czystością greccy STOICY zaprzęgli siły swego umysłu do walki z pokusami materialnymi i odwrócili się od ciała. W niemałym stopniu wpłynęli oni na PUSTELNIKÓW medytujących później na pustyniach.
- Przed VI wiekiem naszej ery, szczególnie w Grecji i Egipcie rosnący w siłę ruch CHRZEŚCIJAŃSKI, wydał do dziś cenionych mistyków.
- W tym samym mniej więcej czasie rosła także popularność nauk BUDDY. Jego nauczanie o Szlachetnej Ścieżce Ośmiu Kroków rozprzestrzeniła się szybko w Chinach, Tybetcie i Tajlandii, utwierdzając ludzi w wierze w możliwości każdej jednostki do uwolnienia s ię od cierpień tego świata i wygaszenia pożądań.
- Tymczasem CHRZEŚCIJASTWO rozwijało swoje własne szkoły medytacyjne i kontemplacyjne: nie chodziło tam tyle o unikanie bólu i cierpienia, ale o wykorzystanie ich jako dróg rozwoju - zmartwychwstanie poprzedzone ukrzyżowaniem. Chrystus był na niej przed nami i przyjmując Go do siebie, otrzymujemy siłę i moc potrzebną do zmierzenia się z cierpieniem.
- W XX wieku obserwujemy olbrzymi wzrost zainteresowania technikami medytacyjnymi, czasami oderwanymi od jakiegokolwiek religijnego kontekstu. W szczególności medytacja transcendentalna zdobyła sobie popularność w każdym chyba kraju świata, z wyjątkiem, jak sądzę, Rosji. Celem TM (Transcendental Meditation - medytacja transcendentalna) jest zabicie namiętności.
- Wielu nowoczesnych terapeutów wykorzystuje obecnie mieszankę technik wypracowanych na Wschodzie i Zachodzie, zwłaszcza w formie wizualizacji i autogeniki.

I tak droga prowadząca do wewnętrznego uspokojenia jest wydeptana i wypróbowana. Rysem charakterystycznym dzisiejszych czasów jest fakt oddzielenia samej techniki od jej zawartości czy celu, w jakim została stworzona. Dociekania i odkrywanie tego, co dzi eje się wewnątrz każdego z nas jest fascynujące. Od każdego z nas z osobna zależy, w jakim stopniu pozostanie to podróżą w krainę samowiedzy, a w jakim stanie się otwarciem na zewnętrzne wobec nas moce oraz czy moce te nazwiemy chrześcijańskimi.

Często okazuje się dzisiaj jak silny jest w nas głód ciszy. Normalnie nie zdajemy sobie z tego sprawy, aż do momentu kiedy nam się to uświadomi. Być może jest to reakcja na hałas, ruch i codzienne wyzwania, uderzający jest jednak zapał, z jakim zwykli lu dzie oddają się ciszy, jeśli tylko mają ku temu okazję. Wiele poszukujących osób stwierdza, że szczególne zalety ma dzielenie się ciszą z grupą innych ludzi: każda osoba, podążając za głosem własnego ducha, wykorzystuje ją na swój sposób, a równocześnie wszyscy czerpią z siły, wsparcia i "normalności", jakie daje im wspólnie przeżywany stan spokoju.

Na czym ona polega?

Na wykorzystaniu spokoju, wyobraźni i skupienia umysłu.

W dużej mierze stawiany nam cel determinuje to, co spokój ów ma nam przynieść.

Niebagatelną pomocą może być poświęcenie paru minut na "ośrodkowanie myśli" i łagodne odsuwanie na bok najbliższych i palących problemów. Niektórym ludziom pomaga koncentrowanie się na własnym oddechu. Z każdym wydechem pozbywają się dręczących myśli i n egatywnych uczuć. Z każdym wdechem wchłaniają nowe, pełne energii powietrze i świeże "inspiracje". Stopniowo oddychanie uspokaja się, staje się głębsze, wolniejsze i bardziej przeponowe, aż do momentu, kiedy staniemy się nieświadomi jego istnienia.

Istnieje pięć kroków prowadzących do osiągnięcia stanu spokoju.

1.Stan spokoju moich mięśni i ciała. Tutaj pomóc mogą techniki odprężeniowe.
2.Stan spokoju - wyciszenie nieustannej paplaniny - dotyczy tak języka jak umysłu.
3.Stan spokoju moich myśli, skupianie się na jednym obrazie
lub jednym temacie,
lub jednym przedmiocie,
lub jednym słowie.
4.Stan spokoju tu i teraz - ani w przeszłości, ani w przyszłości.
5.Stan spokoju w Bogu.

Rozproszenie uwagi nie ma wielkiego znaczenia, jeśli tylko narażeni na nie, nie sądzą, że takie znaczenie ma. Ważna jest jedność umysłu i skupienie się na celu.

Stopniowo ogranicz się do jednej myśli. Jeśli przychodzą ci do głowy akurat czerwone śledzie, nie odganiaj ich i nie denerwuj się z ich powodu - w ogóle na nie nie reaguj. Pozwól im odpłynąć tak łatwo, jak przypłynęły, podobnie jak dzieje się to z obserw owanymi w akwarium bąbelkami. Rybki są całkiem szczęśliwe, mogąc pojawiać się i znikać z twojego pola widzenia i dalej tam będą, kiedy skończysz już liczenie bąbelków. Na razie jednak nie zajmuj się nimi - licz bąbelki.

Niektóre sposoby medytacji zależą od obserwowania.

- Obserwowanie tego, co dzieje się z moimi zmysłami, kiedy jestem uspokojony, wzmaga moją wrażliwość na to, co dzieje się dookoła mnie: na dźwięki, zapachy, smaki, ciśnienie - poczuj wszystkie rzeczy, na które reagujesz ze stępioną wrażliwością, pomimo ż e masz z nimi codzienny kontakt. Buddyści mogliby powiedzieć, że dzięki treningowi usłyszę skradającą się za mną muchę.
- Obserwowanie z wyostrzoną wyobraźnią wydarzeń związanych z konkretną sytuacją historyczną, wziętych na przykład z Ewangelii. Jakie przesłanie niosą one dla mnie i mojego życia?
- Obserwowanie tego, co moja wyobraźnia robi z konkretną historią - bardziej czy mniej realistyczną - w ten sposób nauczę się czegoś o obrazach przesyłanych mi przez najgłębsze pokłady mojej osobowości. One zawsze coś znaczą - co z nich powinienem zrozum ieć teraz?
- Obserwowanie logicznych lub intuicyjnych kroków, które podejmuję, stojąc wobec konkretnej sytuacji w moim życiu. Dzięki obdarciu konkretnej sytuacji niczym cebuli z presupozycji, uprzedzeń i założeń, którymi ją zwykle obudowuję, ze zdziwieniem odkryję wpływ, jaki te ostatnie wywierają na podejmowane przez mnie działania.

Ten typ obserwacyjnych medytacji obejmuje także wizualizację - sposób skupiania sił naszego umysłu i wyobraźni na znanej nam scenie, która pomoże przynieść nam spokój, wesołość i radość życia, kiedy wydaje się ono bezpłodne, puste i tragiczne. Skupiać mo żna się także na jakimś przedmiocie - w celach terapeutycznych coraz częściej robią to uzdrowiciele.

Niektóre ze sposobów medytacji opierają się na słuchaniu.

- Główna idea jest tutaj nieco inna. W maksymalny sposób staram się opróżnić mój umysł i zmysły ze wszystkiego, co mogłoby zakłócić słuchanie. Innymi słowy, chcę wyciszyć cały ten warkot dookoła mnie i zostawić bagaże za drzwiami.
- Obejmuje to pozbycie się wszystkich warstw ochronnych, którymi otaczamy się w zwykłych kontaktach międzyludzkich. Jest to podobne do czynności wykonywanych przed rozłożeniem się na plaży. W tym celu musimy pozbyć się każdej sztuki ubrania, przebrania c zy fragmentu naszego image, eksponując naszą niczym nieosłoniętą jaźń. I słuchać.
- Niektórzy ludzie rozwijają tę technikę, podporządkowując wszystko kontemplacji jednego tylko obrazu. Może być to plamka na ścianie lub dźwięk. Może być to jedna sylaba.
- Inni biorą jedno zdanie - może być to na przykład "Bóg jest miłością" lub "Pokój, który ci daję" albo jakakolwiek krótka "mantra" z Biblii lub podobnej księgi zajmującej się przedmiotami ducha. Przywierając do niej w ciszy, powtarzają ją aż do chwili, gdy odsłoni niedostępną wcześniej głębię znaczenia. Owo głębokie słuchanie może umożliwić nam wgląd w rzeczy, który towarzyszyć nam będzie przez całe lata.
- Niektórzy dążą do pustki, by pozostać pustymi, "czystymi i zamiecionymi". Inni, a w tym także chrześcijanie, tworzą pustkę tylko po to, by ją następnie wypełnić. Wypełniające treści pochodzą ze źródła niewyczerpanego ciepła, siły i miłości, którego nie sposób pojąć. Ze źródła mocy twórczej, która zawsze zadziwia. Dar siły, energii i dobrej woli jest nieskończony. Skończoność dotyczy wyłącznie moich możliwości przyjmowania go.

Duża część różnych form medytacji i kontemplacji ma na celu większe zrozumienie spraw duchowych. Linia podziału przebiega między tymi, którzy poszukują duchowego wymiaru swojej własnej tożsamości, owego nie nazwanego "innego" i tymi, którzy poszukują Duc ha Świętego. Pomimo że techniki, którymi posługują się obydwie grupy mogą być bardzo podobne, treść i kierunek poszukiwań są zasadniczo różne. W obydwu przypadkach stosowanie ich od samego początku wymagać będzie obecności nauczyciela czy towarzysza podr óży - nawigatora, który pomoże nam w uniknięciu próżni.

Jeżeli sam zanurkuję zbyt głęboko, mogę spowodować podniesienie się mułu, otrzeć się o niebezpieczną próżnię albo po prostu dotrzeć do obezwładniającej mnie pustki. Może też skończyć się to pomyleniem moich prawdziwych uczuć z fałszywymi emocjami. Ale w towarzystwie przewodnika, a jeszcze lepiej prowadzącego mnie Chrystusa, obecność tych niebezpieczeństw wyostrzy tylko moją intuicję, a umiejętne żeglowanie między nimi stanie się źródłem dodatkowej siły.

Istnieje poziom, na którym logika i rozumowanie przestają wystarczać. Niektóre rzeczy są tak niepoznawalne i tak niewypowiadalne, że jakikolwiek wysiłek mający na celu wciśnięcie ich w ramy wiedzy i języka po prostu je zuboża. Zrozumienie ich polega wyłą cznie na ich przeżyciu. Niezawodny test stosowany przy wszystkich tego typu doświadczeniach polega na zadaniu sobie następujących pytań:

"Czy doświadczenie wzrostu było inspirujące, czy gdzieś mnie doprowadziło?" lub "Czy było to doświadczenie deprymujące, zniechęcające; czy nie czuję się jeszcze bardziej zagubiony?"

Używając technik medytacji i kontemplacji, wchodzę w kontakt z niedostępną, lecz obecną we mnie głębią lub bezkresnymi wysokościami Innego, Stworzyciela. Szczelina między owymi dwoma ogromami jest miejscem, w którym znajduję się teraz. Naturalnie pozosta ną one ze sobą w kontakcie i bez względu na kierunek, w którym wyciągnę rękę, ruch ten wzbogaci moją duchowość. Ich dostępność ogranicza mi jedynie moja własna decyzja o niezbliżaniu się do nich. Zilustrować to można w następujący sposób:

Lalka z soli przeszła tysiące kilometrów po ziemi, aż pewnego razu dotarła do morza zafascynowała ją ta ruchoma i dziwna masa, całkowicie różna do wszystkiego, co dotąd widziała.
- Kim jesteś? - zapytała lalka z soli morze.
Morze odpowiedziało z uśmiechem:
- Wejdź i zobacz.
I lalka weszła w morze. Ale im bardziej w nie wchodziła, tym bardziej się rozpuszczała, aż nie zostało z niej prawie nic. Nim rozpuścił się ostatni kawałek, lalka zawołała zdumiona:
- Teraz już wiem, kim jestem!*

*Anthony de Mello, The Song of the Bird, G.S.P. Anad, Gujarat, 1984, s.98. wyd. polskie - Anthony de Mello "Śpiew ptaka", Verbinum, Warszawa 1990, s. 125.


Zostało powiedziane, że medytacja i kontemplacja potrafią być źródłem tak wielkiej radości, że nie stosując ich w pewnym określonym celu, nietrudno się w nich zatracić. Wpływ, jaki będą miały na moje zachowanie, zależy od etycznych podstaw mojego życia.

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Cały ten rozdział traktował o sposobach wzmacniania pełni, całej pełni. W ten sposób zachowujemy równowagę - nasze ciała stają się silne, umysły pełne inspiracji, uczucia wrażliwe, a duch nasycony. Być może fakt, że Jezus Chrystus znalazł czas na spożyci e duchowej strawy przestaje nas tak dziwić. Powiecie - był duchowym nauczycielem i należało się spodziewać, że dbać będzie właśnie o ducha. Rzeczą naprawdę zadziwiającą jest jednak, jaką równowagę potrafił zachować w swoim codziennym życiu.
- Nie porzucił posiłków w towarzystwie innych, jak zrobił to Jego kuzyn, Jan Chrzciciel.
- Nie spędzał długich okresów na pustyni na nauce i modlitwie, jak robiła to pustelnicza sekta Esseńczyków z Qumran.
- Nie pozwolił, by Jego ideały służyły interesom polityków, jak stało się to w przypadku zelotów.

Zamiast tego włączył się w świętowanie i uroczystości organizowane przez swoich sąsiadów, za co został zresztą w swoim czasie skrytykowany przez faryzeuszy.

Jego nauczanie brało początek z obserwacji codziennego życia, które dzielił ze swoimi towarzyszami.

Chrystus, podobnie jak każdy z nas spał, jadł, pił i spotykał się z ludźmi.

A W CZYM SIĘ OD NAS RÓŻNIŁ?...

TYPOWE SYTUACJE STRESOWE

Ta część książki jest inna niż pozostałe.

Jest ona pomyślana jako zbiór "rad" - sugestii i wskazówek - umożliwiających wykorzystanie omawianej uprzednio wiedzy w różnych stresogennych sytuacjach. Wskazują one jedynie na pewne sposoby postępowania, pozostawiając każdemu indywidualne opracowanie s zczegółów i znalezienie najbardziej odpowiedniej, indywidualnej drogi.

Niektóre "rady" mogą być stosowane także i przy innych okazjach - zastanów się, kiedy ty byś je wykorzystał. W szczególności dotyczy to różnych "praktycznych powiedzeń" rozrzuconych po całej książce. Wszyscy tworzymy jakieś skróty językowe - krótkie form uły pomagające nam w trudnych momentach odnajdywać właściwy kierunek. Te przedstawione tutaj zbierane były przez długi czas i mają za zadanie zainspirowanie waszej świadomości nowymi, własnymi "praktycznymi powiedzeniami". Jeżeli przygotowaliście już kie dyś podobne formuły przed nadejściem kryzysu, wiecie jak są przekonywające i oszczędzają niepotrzebnego wysiłku. Przez wieki ludzie nauczyli się jak użyteczne mogą okazać się takie zwroty jak "Gołąb w garści jest lepszy niż wróbel na dachu" czy "Frotuna kołem się toczy". Niektóre z nich mają moc zmieniania negatywów w pozytywy. A teraz znajdź jakieś własne.



11. Czekanie


Dlaczego zaczynać od czekania?

Niemal co dnia większość ludzi zmuszana jest, by stawiać czoło okresom czekania:
czekania w kolejce,
czekania na odpowiedź,
czekania na pociag,
czekania na posiłek,
czekania na spotkanie,
czekania na zmianę świateł,
czekania na dostawę, na potwierdzenie, na wiado mości, na...

Dla wielu stać się to może wręcz torturą, dla większości stanowi co najmniej frustrację, dla niektórych z nas jest jedynie nudne. Wszystkim krzyżuje plany i sprawia, że nie dostajemy tego, czego chcemy. Chcemy iść dalej, zdobyć to, mieć to, dosta ć to jak najszybciej. Energia się w nas gotuje, napięcie podnosi, nerwy rwą w strzępy i obwinia się "innych". Wydarzenia wymykają się spod naszej kontroli, a jednak to my właśnie będziemy musieli ponieść ich konsekwencje. To wszystko jest takie niesprawi edliwe.

Mamy szczęście, jeśli koniec czekania przyniesie nam ulgę. Zbyt często w dzisiejszych czasach, w których bez przerwy przypomina nam się o naszych prawach, poziom agresji podnosi się niebezbiecznie wysoko. I wówczas mój łokieć szturchnie kogoś nie co zbyt niegrzecznie, moje pretensje wyjdą na wierzch nieco zbyt szybko, moja stopa naciśnie pedał gazu nieco za mocno, a moje rozdrażnienie rozwinie się w łańcuch reakcji doprowadzający często do kłótni i wypadków.

CO WIĘC ROBIĆ?
Ten, jakkolwiek niechciany, okres oczekiwania jest dodatkową czasową premią. Być może nieoczekiwaną i niechcianą, ale jest. Należy zastanowić się jak najlepiej ją wykorzystać i nie zmarnować jej.

Wykorzystaj tę szansę, nie strać jej.

UMIEJETNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA TYCH, KTÓRZY CZEKAJĄ

- Planowanie. Wykorzystaj ten czas na sporzadzenie list, zaplanowanie czekających cię dziś jeszcze obowiązków, uwzględniając obecne opóźnienie, na zastanowienie się nad jakimś problemem.

Co będzie największą przeszkodą w czekającej cię przyszłości? Wykorzystaj tę szansę, by przewidzieć ewentualne trudności, przemyśleć raz jeszcze sposób na jak najskuteczniejsze przeprowadzenie tego, co chcesz zrobić. Spożytkuj ten czas, by spojrzeć na to , co wymaga zastanowienia, a co dotąd zaniedbywałeś.

- Uświadomienie. Jeśli twoje życie jest uporządkowane, wykorzystaj czas na ćwiczenia uświadamiające.

Co teraz czuję? Czy cały ten pośpiech jest rzeczywiście usprawiedliwiony? Czy nie można go jakoś uniknąć? Co widzę, słyszę, dotykam, wącham, czego mogę dowiedzieć się z tego, co mówi do mnie moje ciało? Co czują znajdujący się blisko mnie inni ludzie?

Zużyj swoją energię zagłębiając się w coś, na co zwykle nie masz czasu: powiedź wzrokiem po znajdującym się obok ciebie słoju drzewa, popatrz na pająka, wyobraź sobie tańczące w powietrzu drobiny - naokoło siebie znajdziesz inny świat, niewzruszo ny i obojętny na fakt, że ty czekasz.

Poćwicz odprężające badanie własnego ciała.

- Myślenie pozytywne. Czy sytuacja ta nie jest przypadkiem przyjemna?

Że nie muszę się teraz nigdzie spieszyć? Kolory naokoło mnie? Uśmiechy, które zdobywam, gawędząc ze znajdującymi się obok mnie osobami? Przypływ energii, którego doświadczam, kiedy uświadomię sobie, że pokonałem uczucie frustracji?

Zachwyt jest właściwym słowem - zawiera w sobie nie tylko element przyjemności, ale także ulgę w ciężkiej sytuacji i przejaśnienie w trudnych chwilach (w języku angielskim zachwyt to delight. Light oznacza dosłownie światło, świecić, a lighten zm niejszać ciężar - przyp. tłum.).

- Zrozumienie. Zabaw się w adwokata diabła i wejdź w skórę tego, kto spowodował całe to czekanie.

To nie tylko rozwija wyobraźnię - czasami rzeczywiście tak! - ale sprawia, iż wydaje się, że czas płynie szybciej, a stres staje się łatwiejszy do zniesienia; w rezultacie przestaję przejmować się sobą i samym powodem czekania.

- Humor. Porozmawiaj z osobą, która stoi za tobą w kolejce - ona będzie czekać jeszcze dłużej!

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Gdziekolwiek znajduje się szczypta nierozproszonego czasu, jest to okazja do wzmocnienia naszego doznania obecności Chrystusa i świadomości tego doznania jako rzeczywistości teraźniejszej. I wtedy, korzystając z tej obecności, możesz zaoferować M u rozbity rozkład dnia, frustrację, innych ludzi cierpiących z tego samego powodu i różne konsekwencje opóźnienia. On będzie wiedział najlepiej, co z tym zrobić.

12. Zmartwienie i niepokój

Zależność mówiąca o tym, że im bogatsze i bezpieczniejsze jest dane społeczeństwo, tym bardziej jego członkowie narażeni są na niepokoje i zmartwienia, jest bardzo ważna. Tam, gdzie często dochodzi do katastrof, codzienne niepokoje i zmartwienia okazują się mniejszym stresem dla społeczeństwa.

W dzisiejszych czasach dbanie o bezpieczeństwo często wręcz irytuje. Mamy zamki i zawleczki bezpieczeństwa, systemy bezpieczeństwa i psy wartownicze; programy bezpieczeństwa w szkołach i ochroniarzy w naszych domach. Jesteśmy ubezpieczeni przez f irmy państwowe i prywatne, posiadamy ubezpieczenia od utraty życia i zdrowia. Oferuje się nam polisy ubezpieczeniowe od wypadków, które przydarzyć się mogą naszym domom, towarom, samochodom, zwierzętom domowym, poszczególnym częściom naszego ciała i nam samym w podróży czy w szkole. W świetle ogromu wysiłków i wysokości wydatków upewniających nas, że jesteśmy bezpieczni, bezpieczeństwo stało się naszą narodową obsesją i nie należy się dziwić, że pojawił się także i jego skutek przeciwny, czyli niepokój.

Olbrzymia część naszego społeczeństwa czuje się trawiona przez zmartwienie. Wygląda tak, jakby ktoś namówił dużą liczbę ludzi, by w każdej chwili spodziewali się nadejścia fatalnych wydarzeń, mających nastąpić w zupełnie nieoczekiwanym momencie, uderzaj ąc ich w niczym nieosłoniętą, wrażliwą część ich życia.

Niektórych ludzi niewiele to wzruszy i będą się dziwić jak dużo hałasu robi się wokół tego wszystkiego. Pozostaną nieporuszeni wobec czekających na ich błąd złośliwców i stracą prawdopodobnie cierpliwość dla wrażliwszych osób zajętych roztaczanie m przed sobą fatalnych perspektyw. Przeciw nieufnym niewzruszeni próbują racjonalnie cytować statystyki o niewielkim prawdopodobieństwie katastrof i pokpiwają z imaginowania ich sobie przez nieufnych. Tym niemniej zmartwieni nadal będą się martwić i na n iewiele się zda przekonywanie ich, że martwić się nie powinni. Ludzie, którzy się martwią zrobiliby co tylko w ich mocy, by zrzucić z siebie ciężar troski i upieranie się innych, że "nie ma się czym martwić" jeszcze bardziej ich wyczerpuje.


Być może prawdą jest, że zmartwienie stanowi niezbędną część tożsamości zmartwionego i po eliminacji jednego źródła zmartwienia, na jego miejsce natychmiast pojawia się inne. Być może zdanie sobie z tego sprawy przyniosłoby mu więcej korzyści niż wszystk ie tak często udzielane zapewnienia, że "martwienie się nie ma sensu".

Jedno jest pewne: nikt bardziej nie chce zrzucić z ramion ciężaru zmartwienia niż sam zmartwiony. Zmartwienie jest wielkim stresem i błędem jest wyobrażanie sobie, że ktoś martwi się tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Stan poruszenia i obaw y doświadczany przez zaniepokojonych wyczerpuje i osłabia. Każda uwaga zinterpretowana jako oskarżenie o umartwianie się traktowana jest jedynie jako dodatkowa raniąca ich uczucia zniewaga.

Ludzie nie mający podobnych kłopotów zbyt łatwo przestają słuchać: często zaniepokojone osoby przesadzają; prawdopodobnie też bardziej niepokojący jest ich własny stan niż sama przyczyna niepokoju. Najczęściej też wygląda to na sytuację bez wyjśc ia. Tym niemniej, nie powinno to skłaniać nikogo do wycofywania współczucia okazywanego martwiącej się osobie. Będzie ona potrzebować całej pomocy, jaką możemy jej ofiarować.

CO WIĘC ROBIĆ?

UMIEJETNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM
DLA TYCH, KTÓRZY SIĘ MARTWIĄ

- Przyzwól na zmartwienie, nie walcz z nim lub nie próbuj przeczyć jego istnieniu.

Spróbuj dociec, co jest jego powodem: okoliczności czy też moja własna na nie podatność. Jak reagowałem wcześniej w podobnych sytuacjach? Czy jest to znany mi stan i czy wcześniej sprawy nie ułożyły się w końcu całkiem pomyślnie? Być może to nie sama syt uacja, a tylko moja jej ocena jest tak dramatyczna? Może łatwiej będzie mi radzić sobie z sobą samym i z moimi uczuciami niż z zewnętrznymi okolicznościami, nad którymi sprawuję mniejszą kontrolę.

- Jeżeli pewne działania mogą polepszyć moją sytuację (telefon do przyjaciela, zostawienie zapalonego światła w mieszkaniu, umówienie się na spotkanie ze specjalistą) powinienem je podjąć, a zrobiwszy to, spróbować zmierzyć się z moimi własnymi emocjami.

Po przyznaniu się do zmartwień i pozwoleniu na nie oraz zrobieniu wszystkiego, co - jak się obiektywnie wydaje - powinno zostać zrobione, postaram się spakować moje zmartwienia, zostawić je na razie za drzwiami i odprężyć się. Wiem, że nie pójdą sobie i będą tam nadal, kiedy do nich wrócę, ale przez chwilę przynajmniej nie będą mnie niepokoić.

- Jeżeli zrobić można rzeczywiście niewiele, stworzę sobie przynajmniej przestrzeń odprężenia. Najskuteczniejsze byłoby głębokie odprężenie, ale pójście na zakupy czy do teatru także może pomóc.

Głębokie mięśniowe odprężenie praktykowane wespół z techniką wizualizacji potrafi dokonać cudów. Uspokajając moje ciało, kiedy jest wyciszone i ciepłe, myślę o pewnym szczególnym, znanym mi miejscu pełnym spokoju i zadowolenia. Może okazać się, ż e na początku przebywać tam będę zaledwie pięć minut, lecz stopniowo moje wizyty staną się coraz dłuższe i częstsze. Być może "Cały świat jest w Jego rękach" mogłoby także pomóc (słynna anglosaska pieśń - przyp. tłum.).

- Przeżyłem to wcześniej, przeżyję i teraz.

Chwile zaufania do samego siebie wydłużą się i staną się coraz intensywniejsze. Będę lepiej przygotowany, by stawić czoła atakom zmartwienia, które nie opanuje mnie, jeśli będę wystarczająco cierpliwy. Pełnia, którą osiągnę, będzie większa niż ta, którą mógłbym osiągnąć, nie mając nigdy żadnych kłopotów.


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Wielu zmartwionych sądzi, że zdanie "Boże, ulituj się nade mną" niesie ze sobą szczególną siłę. Znaczy ono:

Wiem, że jestem w potrzebie.
Wiem, że potrzebuję pocieszenia.
Zdaję sobie sprawę, że trudno jest trwać w ufności.
Tam gdzie przyznaję się do potrzeby - Chrystus ją zaspokoi.
W Kazaniu na górze, mówił: Błogosławieni ci, którzy świadomi są swych potrzeb...
Słowo "litość, miłosierdzie" pochodzi od greckiego słowa oznaczającego oliwę.

Symbolicznie:

oliwa przynosi uzdrowienie - używana jest do wypełniania ran w celu uśmierzenia bólu i gojenia jej;
oliwa przynosi namaszczenie - używana jest do ogłaszania czyjejś wyjątkowości;
oliwa naznacza na nowy początek - używana jest w czasie ceremonii inicjacyjnych, dając inicjowanemu błogosławieństwo i siłę.

Kyrie eleison - "Jezu, jestem w potrzebie, pobłogosław mnie Twoimi olejami; przyznaję, że pragnę być przez Ciebie uzdrowiony, pragnę Twego namaszczenia i naznaczenia. Chryste eleison".

13. Panika

Dla osób znajdujących się w objęciach paniki charakterystyczne jest myślenie, że są w tym osamotnione. Wydaje im się, że inni są spokojni, kontrolują swoje zachowanie i oczywiście trzymają wszystko mocno w garści. Ja jestem jedynym, który boi się wsiąść do samolotu, wejść do zatłoczonego pokoju, tym, który gubi istotne dokumenty, zapomina o ważnych datach. Czy naprawdę taki jestem?

Wszyscy uczymy się zakładania masek i od momentu, gdy po raz pierwszy któreś z rodziców nie zareaguje tak jak się spodziewamy na nasze nagie uczucia, zaczynamy stroić się w odpowiednie miny. Pomimo że społeczeństwo pozwala nam na okrywanie naszyc h głów i ciał, jeśli tego chcemy, nasze twarze pozostają zawsze odkryte. Nim stajemy się dorośli, bolesne doświadczenia uczą nas opanowywania sztuki dobierania grymasów tak, by wyrażały jedynie to co, jak uważamy, inni ludzie chcieliby zobaczyć.

Błędem jest mniemać, że skoro inni nie okazują paniki, jestem w niej osamotniony. Prawdą jest natomiast, że jestem pozostawiony samemu sobie i sam muszę sobie z nią radzić. Jako że panika jest czymś niezwykle zaraźliwym, ze względu na dobro więks zości dąży się do izolowania ogarniętych nią osób i wywiera odpowiednie naciski, aby nie pokazywć swoich uczuć lub wręcz przeczyć ich istnieniu.

Próbując zapanować nad moimi uczuciami w momencie, gdy te krzyczą, chcąc wyrwać się na zewnątrz, proszę się o kłopoty. Gdy utrzymuję w ryzach moje negatywne zachowanie, jego los dzielą też zachowania pozytywne odpowiedzialne za współpracę. Prawdo podobnie więc albo zamienię się w słup soli, albo jak wariat będę biegał w kółko, usiłując nie zwracać uwagi na obejmującą mnie panikę. Żadne z tych zachowań nie jest specjalnie produktywne, ale w momencie, kiedy widzę przed sobą przepaść, nie jestem w stanie myśleć w sposób racjonalny. Nie od rzeczy byłoby posiadanie pod ręką konkretnej taktyki, do której można by się uciec zanim jeszcze ogarnie mnie panika. Taktyka ta musi być niezwykle przekonywająca i wcześniej sprawdzona, tak by była zawsze pod ręką.

Każda jednostka musi wybróbować i wypracować swoją własną taktykę; poniższe idee okazały się pomocne dla wielu, ale nie dadzą się zastosować przez wszystkich.


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA SPANIKOWANYCH


Wydech
Westchnieniem wyrzuć niechciane,
zużyte,
wyjałowione powietrze;
...wypuść je, pozbądź się go,
WYRZUĆ JE!

Być może znajdziesz się w sytuacji, kiedy będziesz próbował NABRAĆ więcej powietrza niż jesteś w stanie utrzymać. Zamiast tego skoncentruj się na WYPUSZCZANIU go. Powietrze dostanie się do środka automatycznie i bez świadomej kontroli. Za pomocą odruchów , nadzorowanych przez centrum oddechowe mózgu, twoje płuca wypełnią się dobrym, bogatym w energię, świeżym powietrzem. Niewykluczone, że umożliwi to odprężenie ścianom klatki piersiowej i podda je działaniu siły grawitacji, a wydychane powietrze zabierze ze sobą całą niechcianą negatywność. Poczuj ulgę pozbywania się tego wszystkiego!

Rozumowanie obiektywne
Czasami niektórzy z nas, choć nie wszyscy i nie zawsze, uważają, że zbawienny efekt przynosi spojrzenie konkretnej sytuacji prosto w oczy i określenie najgorszej rzeczy, która mogłaby się wydarzyć. Jak poradzilibyśmy sobie z najgorszą z możliwych wersji wydarzeń? Jakie miałoby to konsekwencje? Jeśli widzisz siebie dającego sobie radę w tych warunkach, obecna sytuacja może wydać ci się nie taka najgorsza. Jeśli jest to typ rozumowania, który ci pomaga, to bardzo dobrze; jeśli sprawia, że twoją wy obraźnię ponosi zbytnio fantazja, lepiej po niego nie sięgaj (jeśli nie masz do tego naturalnych zdolności, terapia konfrontacyjna powinna być pozostawiona profesjonalnym terapeutom, którzy potrafią zrobić z niej właściwy użytek).

Taktyka stosowana w panice
STOP - po prostu zatrzymaj ją na ułamek sekundy...
Wchłoń swoje uczucia, przyzwól na nie, nie usztywniaj się, twierdząc, że nie istnienieją.

Odblokuj się. To jest moment zwrotu o 180 stopni. Tak jak przyznajesz się do pewnych złych uczuć i przyjmujesz je do wiadomości, zrobić możesz także w stosunku do zwykłych zdolności zaradczych. Odblokowawszy te ostatnie, odkryjesz, że potrafisz.

Zacznij od niewielkiego kroku w jakimkolwiek kierunku, od czegoś małego, jednego małego kroku, który ci się powie dzie, a potem...

Idź dalej; idź za tym, stopniowo, łagodnie, podążaj z prądem.

Podążanie z prądem, nie walka.

Praktyczne powiedzenia
Miej pod ręką gotowy zwrot, którego możesz się uchwycić i któremu ufasz. Może masz już coś takiego albo wpadniesz na to w przyszłości. W międzyczasie, oto parę wskazówek, które przydały się innym:

"Przeżyłem wcześniej, przeżyję i teraz".
"Jutro będziemy się z tego śmiali".
"Świat się i tak będzie kręcił, choćby nie wiem co się stało".
"Co idzie do góry, musi kiedyś spaść".


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Mówiąc o praktycznych powiedzeniach, nie można zapominać o psalmach, które przez całe wieki pomagały ludziom przetrwać w najgorszym czasach. Te najlepsze pochodzą od Juliany z Norwich, czternastowiecznej pustelnicy żyjącej w niesłychanie ciężkich warunkach.

"Wszystko będzie dobrze,
i wszystko będzie dobrze,
i każdemu rodzajowi rzeczy będzie dobrze.
Święta Trójca wszędzie zło w dobro zmieni".

Lub prościej:

"Pod spodem żyją wieczne ramiona".

14. Bezsenność

W ciągu ostatnich dziesięciu lat przeprowadzono ogromną ilość badań nad zwyczajami i potrzebami związanymi ze snem. Niektóre z otrzymanych wyników są prawdziwie zaskakujące. Bezdyskusyjny wydaje się wniosek, że przyczyna szeregu problemów leży nie tyle w braku samego snu, ile w zmartwieniu, jakie brak ów wywołuje.

Obecny rekord kontrolowanej bezsenności w warunkach laboratoryjnych wynosi 205 godzin! Oznacza to, że ochotnicy - dobrze odżywiane osoby, którym przez cały czas trwania eksperymentu zapewniano ciepło i zajęcie - nie spali przez przez ponad osiem dób. W porównaniu z tym nasze dwu- czy trzygodzinne okresy bezsenności nie robią wielkiego wrażenia.

Jakkolwiek by na to nie patrzeć, większość z nas nie żyje w warunkach laboratoryjnych i nie jest młodymi ochotnikami w najlepszym okresie swego życia. Bezsenność wpędza nas w stan wewnętrznego rozbicia. Jak mamy sobie z nią radzić? Na początek ni e od rzeczy byłoby zracjonalizować samo nasze podejście do problemu.

Eksperci twierdzą, że:
- CIAŁO bardziej potrzebuje ODPOCZYNKU, uspokojenia, znieruchomienia niż długiego snu;
- UMYSŁ potrzebuje REM - stanu szybkiego ruchu gałek ocznych - czyli bardzo głębokiego snu, trwającego każdej nocy zaledwie przez dwie godziny. To w tym właśnie czasie pojawiają się sny, a głębokie pokłady świadomości przejmują kontrolę nad świadomościądzienną. Bez tego szczególnego rodzaju snu szybko stajemy się drażliwi, a nasze myślenie staje się chaotyczne. Z drugiej strony, w niego właśnie "wpadamy najpierw", jeśli do dyspozycji mamy tylko krótką noc.

Dopóki nasze ciała znajdują się w nieruchomej, odprężonej pozycji, czy nie zdrowiej byłoby CIESZYĆ SIĘ ze spokoju, jaki daje samo leżenie bez snu niż prowadzić wyczerpującą walkę z bezsennością? W rzeczywistości, jak się wydaje, sen nie ma żadnego wpływy na normalne funkcjonowanie naszego organizmu. Ochotnicy ze wspomnianego wyżej eksperymentu już po jednej nocy porządnego snu przyszli do siebie (inaczej wygląda to w przypadku, gdy jednocześnie pozbawia się ludzi ciepła, jedzenia, picia i spokoju ducha. Nie można mylić tej sytuacji z sytuacją osoby, na przykład, przesłuchiwanej).

Nauka stąd płynąca jest następująca: nikt nie choruje tylko dlatego, że nie śpi. Zmartwienie, które ogarnia nas z powodu bezsenności, prowadzi natomiast do silnego stresu i stanu niepokoju. Jak teraz, w świetle tych uspokajających faktów, powinniśmy radzić sobie z niekończącymi się okresami bezsenności, które wprawiają nas w takie przerażenie?

Ważne jest, by wyrobić sobie pewne nawyki związane z chodzeniem do łóżka. Oto parę pomocnych rad:
- Cały proces powinien zacząć się co najmniej półtorej godziny przed planowanym zaśnięciem.
- Stopniowo należy spowolnić swoje działania, zmniejszyć wydatek energii. Dlatego właśnie w tym czasie powinno unikać się ciężkiego wysiłku fizycznego lub intensywnej aktywności umysłowej.
- Niektórzy ludzie powinni zmniejszyć liczbę godzin spędzanych codziennie przed telewizorem.
- Warto zjeść coś, co zawiera w sobię skrobię - herbatniki czy kanapkę. W ten sposób żołądek nie jest pusty - pamiętajmy, że czternaście godzin to długi post dla "zmartwionego" trawienia.
- Pomóc może także dobór muzyki tła - uspokajającej raczej niż pobudzającej.
- Podobny skutek przyniesie wypicie gorącego napoju (ale nie herbaty, kawy czy czekolady zawierających pobudzającą kofeinę). Zaraz przed zaśnięciem lepsze niż alkohol są herbaty ziołowe, soki owocowe, zupy, wyciągi z drożdży czy napoje mleczne. N a pierwszy rzut oka alkohol może faktycznie wydawać się najlepszy, ale jego usypiający efekt ulatnia się już po czterech godzinach, a zaczyna się, zakłócające sen, odwadniające i moczopędne działanie.
- Niezła byłaby też gorąca, odprężająca kąpiel.
- Ważne jest też przejście przez dom, pozamykanie i powyłącznie wszystkiego przed położeniem się do łóżka - nie zapomnij o światłach, ogniu, piecyku i kotach! - tak żeby potem nie musieć się o nic martwić.
- Miej przy łóżku notes i ołówek, tak abyś mógł zapisać pomysły, które ewentualnie przyjdą ci do głowy i nie będą dawały ci zasnąć.
- Przed pójściem do łóżka niektóre osoby lubią wykonać parę odprężających ćwiczeń.
- Przydać może się dobra, choć nie nazbyt pobudzająca książka, na przykład zbiór wierszy.
- A teraz włóż do papierowej torby wszystkie twoje zmartwienia i problemy i spróbuj je zobiektywizować - przecież do rana i tak nie możesz nic z nimi zrobić. Torbę wraz z zawartością włóż pod poduszkę. Rano znajdziesz tam wszystko nietknięte.

Osoby mające kłopoty z zaśnięciem mogą po prostu iść później do łóżka - kiedy będą już bardziej zmęczone. Ci, którzy mają problemy z powtórnym zaśnięciem mogą spróbować chodzić spać wcześniej, tak aby wyspać się możliwie najdłużej zanim się obudzą. Tak czy owak, wytwórz w sobie jakiś nawyk i trzymaj się go.

Co zrobić jeśli pomimo zastosowania się do wszystkich powyższych wskazówek, nadal będziemy cierpieć na bezsenność?


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA CIERPIĄCYCH NA BEZSENNOŚĆ


- Ciesz się bezsennością! Smakuj spokój, ciszę, odpoczynek, fakt uwolnienia się od kłopotów, smakuj miękką welwetową ciemność.
- Wstań zanim zaczniesz się martwić, że nie zaśniesz. Wypij coś i zastanów się, co mógłbyś zrobić - wymyśl coś łatwego i przynoszącego satysfakcję - napisz list, zaśpiewaj sobie jakąś własną piosenkę, pogłaszcz kota, zapisz nie dającą ci spokoju myśl, po dejmij decyzję. Kiedy skończysz, wskocz z powrotem do łóżka bez szczególnego podniecenia, ale ze świadomością, że jednak coś zrobiłeś.
- Wyobraź sobie znaną ci przyjemną i miłą twemu sercu scenę z przeszłości, która kojarzy ci się z bezpieczeństwem i szczęściem i która nie jest specjalnie podniecająca. Uchwyć się jej, wejdź w nią, przyjrzyj się wszystkim szczegółom, które w niej znajdzi esz i nie daj opuścić się zadowoleniu, które ci daje. Jeśli trapią cię jakieś inne zmartwienia, to powiedz im łagodnie, że zajmiesz się nimi rano, ale ich obecność jest teraz naprawdę nie na miejscu. Po czym wślizgnij się z powrotem do twojej sceny.
- Czasami zadowolenie nie pozostanie z tobą tak po prostu i będziesz zmuszony uciec się do sposobu pozwalającego zatrzymać w teraźniejszości twoje wędrujące myśli. Ćwicz głębokie oddychanie, popychając żołądek łagodnie ku górze i wykorzystując bardziej p rzeponę niż ściany klatki piersiowej. Dzięki temu inne mięśnie oddechowe zasłużenie sobie odpoczną, a twój umysł będzie mógł skoncentrować się na czymś mało istotnym.
- Pomocne może także okazać się odprężenie.

Pomyśl o przelewającym się, masującym cieple, które rozlewa się po całym twoim ciele, rozpuszczając wszystkie węzły napięcia, jakie napotyka. Biegnąc od czoła, przynosi odprężenie twoim policzkom, szczęce, szyi i schodzi niżej, w kierunku ramion, klatki piersiowej i brzucha. Niesie ze sobą miękkość i ciężar. Masująca fala spływa do twoich ramion, rąk i palców, sprawiając, że stają się ciepłe, ciężkie i bezwolne. Przenosi się do dna miednicy, przynosząc odprężenie wszystkim organom, a następnie dociera do ud, kolan i łydek, które stają się miękkie, galaretowate i ciężkie. Wreszcie twoje ciężko spracowane stopy i palce u nóg rozpływają się w miękkości i czujesz się całkowicie odprężony. Naciesz się luzem, swobodą i przestrzenią w twoim odpoczywającym ciele.

Przypomnij sobie, że ten sam okres głębokiego odprężenia przynosi trzy lub cztery razy więcej wytchnienia napiętym mięśniom niż zwykły sen.
- Jeden ze studentów odkrył, że najlepszym sposobem na zaśnięcie jest wmawianie sobie, że ostatnią rzeczą, jakiej się pragnie jest właśnie zaśnięcie! Z pewnością nie tracił energii martwiąc się z powodu bezsenności.

To chyba niemożliwe, abyście ty i twoje ciało mogli oprzeć się tym wszystkim perswazjom...


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Staromodny zwyczaj modlenia się przy łóżku jest prawdopodobnie lepszy niż wszystkie inne rady razem wzięte. Oddanie w ręce Stworzyciela mojej jaźni i ciała oraz wszystkich moich problemów, gdy wiem o tym, że będzie On czuwał nad nimi całą noc i odda mi je zregenerowane dnia następnego, jest aktem wiary, którego znaczenie trudno przecenić.

Francuski teolog i poeta, Ch. Peguy napisał o opuszczeniu, jakie staje się udziałem każdego, kto oddaje się pod całkowitą kontrolę snu: "Cóż więcej mogę pragnąć ponad to, że ramiona porządkującej, spajającej i odżywiającej cały wszechświat absolutnej Mocy, gotowe są na przyjęcie mojego opuszczenia?"

15. Nerwowe nawyki

Nawyki, o których mówi nasza książka, są tymi drobnymi fragmentami ciągle powtarzanych zachowań, które podtrzymują nas na duchu w momentach, kiedy czujemy się nieswojo. Pomimo uświadamiania ich sobie, niełatwo nad nimi zapanować. Są to głupie rzeczy, takie jak: machanie nogami, chichotanie, obgryzanie paznokci czy ciągłe sprawdzanie tej samej rzeczy, a także niektóre z groźniejszych dla zdrowia nawyków, jak palenie czy obżarstwo. Istnieją także odruchy, które choć zdajemy sobie z nich sprawę, nie stanowią części naszego świadomego zachowania. Są to na przykład grymasy twarzy lub gesty irytacji oraz należące do tej grupy nietrzymanie moczu. Lista ta nie obejmuje samych lęków stresowych, gdyż zajęcie się nimi wymaga bardziej profesjonalnego przygotowania i przedstawiane tutaj techniki typu zrób-to-sam nie na wiele by się przydały.

Na pierwszy rzut oka nie chce się wierzyć, że tak różne nawyki mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego. W rzeczywistości jednak istnieją pewne podstawowe zasady, które z powodzeniem stosować można do opisywania i zmieniania naszego zachowania. Warto zająć się nimi poważnie i poeksperymentować stosując je do różnych, a w szczególności do własnych nawyków.


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM MODYFIKUJĄCE NAWYKI


- Spójrz mu prosto w twarz!
Nie owijaj niczego w bawełnę. Kiedy to robię? Czy wiem dlaczego? Jakie są tego negatywne konsekwencje? Dla kogo? Czy sprawia to, że wyglądam lepiej, a czuję się gorzej? Czy nie wolałbym wyglądać tak dobrze jak się czuję? Czy bardzo chcę się zmienić? (Jeśli odpowiedź na to pytanie brzmi: "Nie za bardzo", nie ma sensu czytać dalej).

- Postanów mocno, że chcesz coś zmienić.
Powiedz komuś, że chcesz się zmienić. Powiedz mu, jak zamierzasz tego dokonać. Jeżeli nie wierzy, że ci się uda, pokaż mu, że się myli!

- Stawiaj sobie skromne cele -
-takie, które jesteś w stanie osiągnąć, na przykład: zapuszczenie jednego paznokcia w ciągu tygodnia; umieszczenie wieczorem taboretu blisko łóżka, tak, by poczuć, kiedy go kopniesz; trzymanie papierosów w szufladzie, w pokoju na górze i zmuszanie siebie za każdym razem do wycieczki po schodach. Będziesz musiał sam opracować swoje własne sposoby służące uświadomieniu sobie nawyków i zwiększające ich uciążliwość.

- Nie zapomnij o drobnych nagrodach dla samego siebie.
Co naprawdę silnie cię motywuje? Szpanowanie przed inną osobą jak dobrze się spisałeś? Systematyczne odkładanie pieniędzy na jakiś cel - na kupno rzeczy, o której marzysz, przeznaczenie ich na charytatywny cel, o którym myślisz z sympatią czy zorganizowa nie uroczystości. Wystarczyłoby nawet mocne poklepanie po plecach, podnoszące cię w twoich własnych oczach.

- Zadziw siebie samego.
Być może jest to najlepsze ze wszystkiego: zdanie sobie sprawy, że potrafisz to zrobić, po tym jak tylko miałeś nadzieję, że mógłbyś to zrobić.

Kiedy złapiesz się na tym, że mówisz do siebie: "Tak naprawdę nic nie jesteś wart, wiesz że nie jesteś w stanie tego zrobić. Nigdy przedtem ci nie wyszło. Jesteś taki do niczego, nie ma nawet sensu próbować", pomyśl tylko, czy mówiłbyś tak do swojego dziecka?... Tak więc, zadedykuj te słowa dziecku; dziecku, które mieszka w twoim wnętrzu, ale zbyt często zostaje stamtąd brutalnie wyrzucone. Porozpieszczaj się odrobinę, urealnij oczekiwania wobec samego siebie, bądź ze sobą przez chwilę bardziej łagodnyi cierpliwy. Wreszcie zobaczysz, o ile więcej uda ci się w ten sposób osiągnąć.

A potem zaatakuj następny cel. I zrób następny krok i jeszcze jeden krok naprzód.

Kolejny przykład na to, w jaki sposób potrafimy uleczyć się sami znajdziemy w podejściu do pewnego niesłychanie stresującego, intymnego i niezmiernie ważnego problemu. Mowa tu o nerwowej reakcji na to, co bywa opisywane jako jedno z ostatnich tabu obecnych w naszym społeczeństwie. Jest to rzecz zupełnie zwyczajna, która może dotknąć każdą kobietę w pewnej fazie jej życia i stać się źródłem niezmiernie silnego stresu.

Nietrzymanie moczu na podłożu stresu


Jako że o nietrzymaniu moczu na podłożu stresu normalnie mówi się niewiele, duża część kobiet uważa, że nic nie można na to poradzić. Tymczasem zrobić można wiele i to głównie w sferze czysto praktycznej. Istnieje oczywiście pewna niewielka ilość przypadków wymagających opieki medycznej. Byłoby też dobrze, gdyby kobiety zrobiły sobie odpowiednie badania. Tym niemniej, duża część kobiet mających kłopoty z zaburzeniami zwieraczy cewki moczowej z powodzeniem może wykorzystać sposoby nie wymagająceniczego poza zdrowym rozsądkiem.

1.Wykorzystując logikę:

Tak ułóż sobie dzień, by o określonych porach, co dwie, trzy godziny znaleźć się w pobliżu toalety (na początek może nawet częściej).

Pamiętaj, że jeśli za jednym razem wypijesz dużo płynów, będziesz musiała pozbyć się ich już półtorej godziny później. I tak, jeżeli masz wyjść o 9.00, zjedz śniadanie o 7.30. Mniejsze ilości płynów można utrzymywać przez dłuższe okresy czasu.

Pęcherz zbudowany jest z niezwykle elastycznych mięśni. Potrafi radzić sobie z wielką ilością płynów. To, że martwimy się, że nie potrafi sprawia, że staje się napięty i naprężony, a my czujemy, że bardziej nie potrafi się już rozciągnąć (co za interesująca metafora pokazująca nam jak traktujemy samych siebie!).

2.Wykorzystując praktyczną wiedzę w momentach, kiedy potrzeba opróżnienia pęcherza wydaje się nagląca.

Pęcherz jest małym balonikiem leżącym we wnętrzu większej i twardszej torbieli zwanej jamą brzuszną. Pomyśl o torbie na zakupy, z paroma rzeczami w środku, na dnie której znajduje się częściowo tylko wypełniony balon. Jeżeli zewnętrzne ściany torby są miękkie i podatne na rozciąganie, także i balon będzie miał więcej miejsca na rozszerzanie się. Podobnie, jeżeli zostawimy torbę lekko otwartą u góry, zmniejszy się oddolne parcie na balon.

Aby obrazek ten wcielić w życie, należy go najpierw odpowiednio zaadaptować:
a)Zrób wydech, tak że przepona, będąca dachem jamy brzusznej, podniesie się, zmniejszając tym samym ciśnienie wewnątrz jamy.
b)Zwiększając wewnętrzną przestrzeń, wypchnij na zewnątrz ściany brzucha (w tym momencie szczupły wygląd ma naprawdę drugorzędne znaczenie).
c)Spróbuj wyobrazić sobie dwa okrężne mięśnie pęcherza, które zapobiegają niekontrolowanej utracie płynu. Jeśli byłabyś w stanie rozluźnić mięsień wewnętrzny, zmniejszyłoby to uczucie parcia. Przez krótki czas funkcję tę będzie wypełniał wyłącznie mięsień zewnętrzny.
d)Unikaj dźwigania ciężarów. Także i to wywiera nacisk na górną część pęcherza, ściska go i sprawia wrażenie, że za chwilę pęknie.

3. Konkretne ćwiczenia

Wszystkie organy jamy brzusznej podtrzymywane są przez pas mięśni. Jest on przyczepiony do kości, znajdującej się w przedniej części ciała i przechodząc między udami łączy się z podstawą kręgosłupa. Nazywa się on przeponą miednicy i w niej właśnie zawarte są otwory, prowadzące do pęcherza, pochwy i jelita grubego. Wyczuwszy tę grupę mięśni, łatwo ćwiczyć ją, naprężając i rozluźniając ją na przemian. Niezłym ćwiczeniem jest napięcie mięśni w taki sposób, jakbyś chciała nie dopuścić do opróżnienia się pęcherza czy jelita grubego. Jeszcze lepsze efekty daje wciąganie ich do wewnątrz i do góry, prosto w kierunku pępka. Czasami można wyobrazić sobie, że trzymamy tam pięciofuntowy banknot i nie mamy zamiaru zwrócić go z powrotem!

Są to ćwiczenia izometryczne, które można wykonywać o każdej porze, stojąc, siedząc czy leżąc, bez zwracania na siebie uwagi. Ważne, aby o nich nie zapominać.

4.Przekonaj samą siebie:

Moje ciało poradzi sobie, jeśli tylko mu na to pozwolę.
Moje ciało posiada własny system kontroli. Zbytnio go forsując, pogorszę tylko całą sytuację. To, czego potrzebuje, to moje do niego zaufanie, a nie wątpliwości. Wystarczy zdjąć z niego ciężar oczekiwań, a ono już sobie samo poradzi.

Na papierze powyższe rady nie zajmują dużo miejsca, wymagają jednak sporej ilości czasu i cierpliwości, by zastosować je w praktyce. Nie poddawaj się zbyt łatwo - prawdopodobnie stoją one w sprzeczności z twoimi nawykami wciągania brzucha i oddychania klatką piersiową. Przez większą część czasu możesz nadal to robić, ale spróbuj stosować je w chwilach, w których twój pęcherz domaga się opróżnienia. Poćwicz trochę w domu, tak abyś wychodząc, czuła się zupełnie swobodnie.

...Jesteś w stanie temu sprostać...

Zmiana wszystkich "nawyków nerwowych" wymaga czasu, cierpliwości i przekonania, że warto ją przeprowadzić. A ty musisz podtrzymywać tę nadzieję.


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Nadzieja jest jedną z trzech najważniejszych cnót chrześcijańskich. Nie sprawiedliwość, nie równość, nie moje prawa ani całe mnóstwo szczytnych celów, o których dyskutuje się tyle w naszych czasach, ale nadzieja. Jej praktykowanie odbywa się często bez rozgłosu, w niewidoczny sposób, w zaciszu ludzkich serc i domów. Może wyrosnąć na gruncie drobnych spraw, mieć znaczenie jedynie dla nas samych, a staje się tym większa, im częściej jest praktykowana. Ta zarodkowa forma nadziei jest największą nadzieją dla naszego świata.

Osiąganie skromnych celów może szybko przybliżyć nas do celów większych i jeszcze większych i tak bez bez końca.

...abyśmy przez dwie rzeczy [obietnicę i przysięgę] niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei (Hbr 6, 18)

Sam zaś Pan nasz Jezus Chrystus..., który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam nieustannego pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi we wszelkim czynie i dobrej mowie! (2 Tes 2, 16-17)

W czym pokładam nadzieję? ... gdzie Chrystus mnie prowadzi?

16. Osamotnienie

Poczucie osamotnienia jest zjawiskiem o wiele bardziej powszechnym i dokuczliwym niż zwykło się uważać.

Zastanawiając się nad osamotnieniem, mamy tendencję do przedstawiania go jako czegoś, czego należy się obawiać i unikać; czegoś, co jest źródłem nieznośnych problemów i do czego nie chcemy się przyznawać. Ale osamotnieni czują się nie tylko inni ludzie i nie jest to uczucie znane jedynie osobom samotnym. Nikt nie jest zupełnie wolny od uczucia osamotnienia; doświadczają go ludzie żyjący sami, w parach, mający dzieci, a zwłaszcza ludzie starsi. Różnimy się ilością czasu, który spędzamy wyłącznie we własnym towarzystwie i stopniem, w jakim potrafimy się z tego cieszyć. Uczucie osamotnienia mieszka jednak w każdym z nas. Stres, który się z tym łączy przybiera bardzo różne postaci. Czasami sprawia, że czujemy się nieswojo, innym razem jest podobny do uczucia ciągłego wewnętrznego niepokoju. We wszystkich przypadkach, osoby osamotnione wymagają troskliwego i skutecznego podejścia, które nie będzie jedynie rzewnym współczuciem.

Osamotnionym można być równie dobrze w tłumie, jak na pustyni. Podobnie - zadowolonym jest się równie dobrze na przyjęciu, jak we własnym towarzystwie. Między samotnością a osamotnieniem istnieje zasadnicza różnica. Pomimo, że samotność bywa czym ś cennym, a nawet pożądanym i wartym ochrony, stres związany z osamotnieniem przybrać może tak obezwładniającą formę, że przeważy nad wszystkimi zaletami samotności.

Osamotnienie ma wiele twarzy i może pojawić się niezależnie od miejsca i zajęcia. Ludzie mają naturę społeczną i zwykle żyją i pracują w grupach. Jeśli relacje z innymi ludźmi nie układają się nam najlepiej, czujemy się zranieni, zaskoczeni i źli. Wraz z innymi uczuciami, stanowią one naszą reakcję na samotność.

Samotność ma coś wspólnego z alienacją.

Czuję się wyalienowany w tłumie, w którym jestem..., w otoczeniu, w którym się znajduję..., w tego rodzaju rozmowie...

Samotność ma także coś wspólnego z brakiem przynależności.

Tęsknię z kimś, kto mógłby tam być..., kimś, kto by mnie lubił..., kimś, komu mógłbym...

Te początkowe uczucia odrzucenia i opuszczenia mogą być tak silne i długotrwałe, że w końcu zostają stłumione, a pojawia się:

Nie zależy mi... Nie chcę ciebie... A w ogóle to jestem dla ciebie za dobry... Odmawiam otwarcia się przed tobą.

Absorbując nas całkowicie, osamotnienie bywa czasem wyczerpujące:

Nie ma sensu próbować... Nic to nie pomoże.

A jednak próbowanie ma sens i należy próbować dalej. Czasami niepokój i stres związany z osamotnieniem potrafią zadziałać jak ostrogi - samo uczucie, że coś jest nie w porządku, popycha mnie do działania, by to zmienić. Pierwsza grupa umiejętnośc i radzenia sobie ze stresem należy do tej właśnie kategorii:
- Otwórz się na innych ludzi i znajdź grupę, w której czułbyś się dobrze.
- Poproś do środka inne osoby - sąsiada czy kolegę z pracy.
- Zrób coś dla kogoś innego. Dołącz do jakieś grupy wzajemnej pomocy, zajmującej się przykutymi do łóżka osobami, znajdującymi się w gorszej od ciebie sytuacji.
- Udanym pomysłem może okazać się sprawienie sobie domowego zwierzątka - nic tak nie cieszy po przyjściu do domu, jak ciepłe i futrzaste powitanie.
- Posiadanie telefonu zwiększa twoje poczucie kontaktu z innymi ludźmi.

Pomimo że powyższe rady wydają się oczywiste, często bywają o wiele łatwiejsze do przedstawienia niż do wprowadzenia w życie. Pewne cechy, takie jak nieśmiałość, niezdecydowanie czy brak wiary we własną fizyczną atrakcyjność sprawiają, że nawet n ajniewinniejsze towarzyskie spotkanie zmienia się w trudną do przebycia przeszkodę. Odwoływanie się do pewnych specjalnych strategii pomaga w każdej z podobnych sytuacji. Na poziomie lokalnym centrum zdrowia czy biblioteki mogą służyć nam cenną radą. Pom ocne mogą także okazać się małe kierowane grupy. W międzyczasie nieskomplikowana procedura, polegająca na wyznaczeniu sobie celu, rozbiciu go na małe kroki i wyznaczeniu sobie nagrody, pozwoli wejść ci na właściwą drogę i przejść niemały jej kawałek.

Jeśli tylko przywrę do tego odpowiednio mocno, to bez względu na to czy jestem fizycznie sam, czy jedynie sam w ciszy, odkryję, że samotność nie oznacza koniecznie osamotnienia. Będąc dzieckiem, poczucia tożsamości i przynależności szuka się u ro dziców i w rodzinie. Dorosłemu młodemu człowiekowi poczucie bezpieczeństwa i tożsamości daje zazwyczaj nabywanie rzeczy, zdobywanie kwalifikacji lub pozycji społecznej. Posuwając się w latach, coraz jaśniej widzimy, że nasza tożsamość i decyzje leżą w na s samych i zależą od naszych zachowań i reakcji. Kurczowe trzymanie się rzeczy lub innych ludzi i zdawanie się na nie, by za nas "świadczyły", oznacza obarczanie ich odpowiedzialnością, która jest w końcu wyłącznie moją sprawą - moją i Boga.

Jeżeli potrafię zidentyfikować, docenić i pielęgnować ową jednostkowość, ową "mojość", nigdy nie odczuję osamotnienia, gdyż to, co mam do zaoferowania innym będzie silniejsze i zarazem mniej wiążące. I to im się spodoba. Paradoksalnie, zbliżę się do nich właśnie dlatego, że związki z nimi będą mniej wiążące.

Wszystko to traktuje o zmniejszaniu stresu wywołanego uczuciem osamotnienienia. Jest także i inna grupa umiejętności radzenia sobie ze stresem, pozwalających w maksymalny sposób wykorzystać szansę, jaką, czasami przynajmniej, otwiera przed nami s amotność. Są one mniej znane. Można stosować je równolegle do umiejętności z poprzedniej grupy. Mogą także być one bardziej odpowiednie dla osób, które wybitnie nie lubią kontaktów z innymi ludźmi i które naprawdę chciałyby nacieszyć się swoim własnym to warzystwem. Ta druga grupa umiejętności różni się zasadniczo od pierwszej. Przeczytaj wszystko uważnie, rozważ to sobie i jeżeli nie jest to dla ciebie, po prostu idź dalej. Być może przedstawione tu pomysły będą dla niektórych z was zupełną nowością, ot wierając przed wami zupełnie nieznany świat. Jeśli tak, odsuwajcie powoli zasłony i pamiętajcie, że nie musicie się nigdzie spieszyć.

Kiedy jesteś zupełnie sam, ma miejsce coś, co w innych warunkach nie mogłoby się wydarzyć. Jest to coś, czego nie da się wyrazić słowami, czego nie potrafisz przekazać nawet tym, których kochasz. Nie wydarza się to podczas rozmowy z innymi, ponieważ rozm owa wymaga używania słów. Nawet muzyka jest zbyt dosłowana, zbyt konkretna.

Rzeczy, które znajdują się tak blisko mojej wewnętrznej jaźni, że nie potrafię dzielić ich z innymi, często ignoruje się i gubi w zgiełku rodzinnego życia. Wysiłek skierowany na stworzenie dla nich specjalnej przestrzeni po prostu mnie przerasta. Ale sam otność daje mi okazję, by wsłuchać się, uchwycić i wewnętrznie przetrawić te ukryte, iskrzące się drgania. Jeden ze studentów opisał to jako odnajdywanie "głębszej natury rzeczy, które są dla mnie dobre". A jak ty byś to nazwał?

Skłonności do podobnych poszukiwań stanowią istotę naszego życia, bez względu na to czy jesteśmy ich świadomi, czy nie. Droga prowadząca do owych drgań najeżona jest trudnościami. I tak jeszcze raz wracamy do pozwalania, przyznawania się i dopuszczania.

Przejmując się faktem, że jestem sam oraz lękiem i bólem, które się z tym łączą, nie jestem w stanie dostrzec alternatywnych rozwiązań. Kiedy jednak uda mi się osiągnąć bezpośredni wgląd w sytuację, zobaczyć, czym jest naprawdę oraz przestać obwi niać za nią siebie samego i innych ludzi, zaakceptuję wreszcie moją obecną pozycję ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Jeżeli będę wystarczająco silny, by zrobić to i wytrwać, przekonam się, że temu, co tam znalazłem nie uda się mnie obezwładnić i że po mimo wszystko posiadam środki, które pozwolą mi sobie z tym poradzić.

Przeszedłszy tę lekcję, nie będę dłużej starał się unikać samotności i samo uczucie osamotnienia, podobnie jak i łączące się z nim poczucie zagrożenia, przestanie mnie dręczyć i straci swą moc.

Samych siebie poznajemy przeważnie, obserwując reakcje innych ludzi na nasze własne zachowanie. Pomimo tego potrzebujemy samotności, aby dowiedzieć się o naszym innym wymiarze - o naszych wewnętrznych mechanizmach; o tym, co w nas "siedzi". Uczuc ie osamotnienia znane jest każdemu z nas. Nikomu, nawet najbardziej towarzyskiej osobie, nie jest ono obce. Ci, którzy mają z nim rzadki kontakt, stają przed niewielką szansą na poznanie owej głębokiej, samotnej, wewnętrznej jaźni. Osoby, mające mało cza su na spotkania z tą ukrytą, prywatną, zamaskowaną, niedostępną istotą jakoś to przeżyją, ale czy wiedzą, co tracą?

Aż do momentu, kiedy nie będziemy znali siebie jako JEDNOSTKOWEGO BYTU, nie będziemy w stanie określić, gdzie tak naprawdę czujemy się dobrze - komfortowo.

A "KOM-FORT" oznacza "z siłą", zaś ALONE (w języku angielskim "samotny" - przyp. tłum.) pochodzi od ALL ONE (all one, a więc - zintegrowany - przyp. tłum.).


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Większość chrześcijan sądzi, że ich szczere modlitwy i wysiłek skierowany na poznanie samych siebie (lub na rzetelne samo-badanie) prowadzą do odkrycia indywidualnej samotności. Ostatecznie, my wszyscy i każdy z nas z osobna jesteśmy sam na sam z

Bogiem. Naszą największą nadzieją jest to, że w końcu wszyscy osiągniemy z Nim jedność. Wielu chrześcijan i coraz więcej ludzi poza chrześcijaństwem odkrywa, że droga, która do tego prowadzi wiedzie przez spokój. Stan spokoju i słuchania osiąga się rozs tając się na parę dni z domem, przyjaciółmi, rodziną, pracą i innymi ludźmi, z którymi normalnie spędzamy czas. W Wielkiej Brytanii istnieje ponad dwieście "zamkniętych" domów rekolekcyjnych i jeszcze więcej, rozrzuconych po całym kraju, otwartych ośrodk ów. Są to wygodne domy, gdzie w sposób zorganizowany lub niezależny ludzie poszukujący spędzają czas, poznając swoje jednostkowe zintegrowanie. Czy kiedyś tego próbowaliście?

Jak mówi stara piosenka:
Jedno jest jednym i całkiem jest samo,
i bardziej tak jeszcze będzie się miało.

17. Związki*

Związki... od czego tu zacząć?

Związki mogą być najsilniejszymi ze wszystkich stresorów lub najwdzięczniejszymi z doświadczeń. W tworzeniu i utrzymywaniu udanego związku musimy uczestniczyć całym sobą: umysłem, ciałem, uczuciami i duchem, ale w zamian otrzymujemy jeszcze więcej: pełniejszego siebie i podarunek od innej osoby. Nie wchodzimy na razie w szczegóły całego procesu, sądząc, że każdy z nas indywidualnie odnajduje sposób na otwarcie się na drugiego człowieka. To, co za chwilę zostanie przedstawione jest jedynie pewnym zbiorem pomysłów, którym można się przyjrzeć i które należy wypróbować, a z czasem rozwinąć i wykorzystać.

Przede wszystkim:
nikt z nas, NIKT nie jest doskonały.

Wszyscy potrzebujemy wyrozumiałości dla innych ludzi - ja dla ciebie, a ty dla mnie. Wszyscy płyniemy na tej samej łodzi i potrzebujemy wzajemnego wsparcia. Dlaczego więc tak często zachowujemy się jakbyśmy nie potrzebowali siebie nawzajem, jakby śmy znali odpowiedzi na wszystkie pytania? Tak jakbyśmy zawsze wiedzieli, co jest dla nas najlepsze, byli pewni, że tylko my mamy rację i że nad wszystkim panujemy. Czy postępujemy tak

*Opieką nad dziećmi i mieszkaniem z osobami niepełnosprawnymi zajmiemy się później. Tutaj natomiast skoncentrujemy się na związkach z rówieśnikami: naszymi kolegami i koleżankami, przyjaciółmi, partnerami i małżonkami. dlatego, by zawsze znaleźć się w bezpiecznej dla nas sytuacji? Dlaczego taką wagę przykładamy do naszego własnego bezpieczeństwa?

Jak ciężko jest mieć zawsze rację!
Co za ulga, kiedy się jej nie ma!
Jak wspaniale jest móc, częściowo przynajmniej,
uwolnić się od tej odpowiedzialności!
Dlaczego udajemy, że tak bardzo tego nie znosimy?
Może gdybyśmy nieco częściej mówili innym,
kiedy nie czujemy się pewni i bezpieczni,
odkrylibyśmy, że ów brak pewności dzielimy ze wszystkimi ludźmi
naokoło. I wtedy, zamiast pokazywać, jacy to jesteśmy pewni siebie,
moglibyśmy dodawać pewności innym.
Zawsze jednak istnieje także i druga strona medalu.
W dzisiejszych czasach, w których podkreśla się
znaczenie samoświadomości i świadomości obecności innych,
pojawia się niebezpieczeństwo, że nasze pragnienie wyrozumiałości
dla innych stanie się wścibstwem.
Czasami niektórzy ludzie chcą dzielić się sobą z innymi
- nie znaczy to jednak, że wszyscy ludzie chcą zawsze (a nawet powinni)
to robić. W swej ostaniej książce Symbols and Dances (SPCK 1987)
Michael Stancliffe odwołuje się do faktu, że 70% komunikacji
między ludźmi dokonuje się bez użycia słów.
Mówi on, że poleganie wyłącznie na słowach "po prostu nie wystarcza".
Pisze o: "osobach, których uczucia wobec siebie rozwijają się
w atmosferze łagodności,
opiekuńczości,
miłości, lecz nie bez dozy
nieśmiałości,
tak jakby całą swą wrażliwością rozumiały one w ten sposób,
że wzajemna bliskość, wymaga cudownej czułości, nieskończonej
cierpliwości i niewysłowionego respektu dla integralności
osobowej partnera".
Jeżeli nasze zrozumienie i współczucie wobec drugiej osoby
manifestujemy zbyt nachalnie, jeśli próbujemy za wszelką cenę
wczuć się w jej sytuację, bez względu na to czy jesteśmy o to proszeni,
czy nie, niech nie dziwi nas, kiedy zmienia się ona w jeża
i zwija w kłębek pełen sterczących igieł.
Taktownie radosny, uważny, potakujący i niekłótliwy, zwiększam prawdopodobieństwo znalezienia się bliżej osób, koło których pragnę się znaleźć. Uciążliwa nachalność, wieczny pesymizm czy koncentracja na moich własnych działaniach i nieustanne narzucanie własnego punktu widzenia będzie miało na pewno skutek przeciwny.

W sumie, drugiej osobie łatwiej zbliżyć się do mnie wtedy, kiedy wyraża swoje uczucia w sposób delikatny niż kiedy nadmiernie je eksponuje.

Zawsze i wszędzie okazuj szacunek drugiej osobie.

Obejmuje to niewypowiadanie się w imieniu innej osoby oraz zakładanie, że zna się jej odpowiedzi. W rzeczywistości, to ostatnie udaje się bardzo rzadko.

Pozostawanie otwartym na niespodzianki przynosi więcej radości niż działanie oparte na założeniu, że wie się już wszystko. Podobną radość przynosi też nakłanianie innych, by nas zadziwiali.

Zamiast złości i zagrożenia, odczuwanych przy zetknięciu się z odmiennym punktem widzenia, oznacza to cieszenie się jego istnieniem.

On lubi duże psy. Ja nie, ja lubię małe koty. I tak mamy w domu i kota, i psa. Ale on wychodzi z dużym psem.

Oznacza to także dbanie o wrażliwość drugiej osoby, chociaż sama nadopiekuńczość jest trochę dziwna. Pomimo że nadopiekuńczy ludzie bardzo często działają z pobudek troski i miłości, ich postępowanie może zmienić się w pewną formę braku szacunku dla drugiej osoby, braku zaufania do jej zdolności radzenia sobie z problemami i tym samym stawania na przeszkodzie jej rozwojowi. Co gorsze, sama "ochraniana" osoba także może postrzegać całą sytuację w podobny sposób.

Wiem, że on nie znosi nowego chłopaka naszej córki. Na początku musiałam bardzo się starać, by trzymać ich od siebie z daleka. Potem, pewnego dnia spotkali się na meczu, polubili się, a teraz narzekają na mój "tak', przez który wszyscy coś straciliśmy.

Gdy nadejdzie odpowiedni czas, muszę także znaleźć odpowiednie sposoby na szanowanie samego siebie oraz na wyrażanie moich własnych uczuć i potrzeb. Nie ma wielkiego sensu liczyć na to, że druga osoba zna mój punkt widzenia i że cały czas o nim pamięta.

Jeżeli w pewnych sprawach nie mówię tego, co czuję, ponieważ "ona powinna to już wiedzieć... powinna pamiętać... mówiłem jej już to wcześniej...", to wymyślam nie jej, tylko samemu sobie. Skończy się tym, że ją zranię, nie osiągnąwszy przy tym niczego. N ikt nie jest doskonały, a on miał na głowie inne rzeczy, kiedy o tym zapomniał. Małe przypomnienie pomoże nam w osiągnięciu zadowolenia z drugiego.

Jeśli chodzi o te wszystkie "mnie" i "ciebie", "dla mnie" czy "dla ciebie", dotykają one tak wielu obszarów urażonej dumy i rozpamiętywanych żalów, że sposób, w jaki daje się ich uniknąć wydaje się zadziwiająco prosty. "Nas" jest o wiele łatwiejs ze do zniesienia niż "mnie" czy nawet "ciebie".

Porównaj:
"Dobrze być znowu razem z tobą, wcześniej byłeś taki zgaszony" z
"Dobrze być znowu razem z tobą, wcześniej byliśmy tacy zgaszeni"!
lub: "Pójdę i nakryję dla ciebie stół" z
"Pójdę i nakryję dla nas stół".
A teraz spróbuj zastosować to do poważniejszych spraw.

- Istnieje jeszcze jeden sposób na zwiększenie mojej wyrozumiałości wobec innych i osłabienie gniewu moich własnych reakcji. Jest to coś, co ma wielkie praktyczne znaczenie, co warto sobie uświadomić oraz spokojnie wprowadzać w życie. Kiedy druga osoba c ierpi, a ja postrzegam ją jako cierpiącą, należy pamiętać, że odbierane przeze mnie wrażenia są jedynie bladym odbiciem męki, którą osoba ta przechodzi.
- Kiedy druga osoba jest niegrzeczna, zła, wroga czy mi przeciwna, widzę jedynie fragment gniewu i chaosu, jaki kieruje ona przeciw samej sobie.
- To, co druga osoba naprawdę przeżywa jest o wiele gorsze niż to, co ja z nią przechodzę.
- Jak tylko wreszcie zdam sobie z tego sprawę, łatwiej będzie mi unikać bezsensownego wprowadzania do całej sytuacji dodatkowego elementu cierpienia, gniewu i konfliktu. Może nawet znajdę sposób, by zamiast zaostrzać moje reakcje, przynosiły mi one ukoje nie, a nasza wspólna pełnia mogła się rozwijać.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, nasze społeczeństwo zostało ochrzczone mianem "społeczeństwa bezdotykowego". W porównaniu z innymi kulturami, kultura angielska dopuszcza jedynie do bardzo rzadkich kontaktów fizycznych. Jeżeli kontakt nastąpił popr zez dotknięcie ramienia, łokcia lub ręki czy nawet w wyniku zderzenia się z kimś na ulicy, nie doczekamy się wrażliwej reakcji, a jedynie deszczu przeprosin. A jednak, gdybyśmy tylko sobie na to pozwolili, tak wiele można by powiedzieć bez słów lub wzmoc nić same słowa. Istnieje wiele prostych sposobów komunikowania się dotykiem, które moglibyśmy wykorzystać, jeśli tylko bylibyśmy bardziej swobodni. Od pozdrowienia nowej osoby wprowadzanej do organizacji, przez współczucie okazane spotkanemu na ulicy bie dakowi, do wyrażenia bezsłownego gestu zachęty. Słowa bywają często źle dobrane i ryzykowne - dotknięcie ręki okazuje się czasem łatwiejsze. Kontakt fizyczny może sprawić, że trafnie dobrane słowo okaże się jeszcze trafniejsze.

Jeżeli chodzi o seks, dobrze jest pamiętać, że zostaliśmy stworzeni z zakończeniami nerwowymi rozsianymi po całej skórze oraz że skóra ta pokrywa całe ciało. Dotyk i słowa lub sam dotyk to środek, z którego korzystają kochankowie, przekazując sub telne i delikatne uczucia. Dzięki temu dysponują nieskończoną różnorodnością sposobów wyrażania swych uczuć wzbogacających ich związek.

Innymi sposobami na wykorzystywanie dotyku są pieszczoty i masaż. Obydwie techniki przynoszą ulgę ludziom cierpiącym z powodu stresu, bez względu na to, czy kryje się za nim ból mięśniowy czy nerwowe napięcie. Osoby, które chcą z nich skorzystać mogą polegać na instrukcjach partnera wskazujących na najbardziej "oswobadzające" zabiegi lub zapisać się na odpowiedni kurs.

Zastanawiające jest, jak powoli uczymy się pewnej prostej reguły: bez względu na rodzaj relacji, w jakiej pozostaję z inną osobą, jest to zawsze relacja dwustronna.

Na przykład:
Jeżeli zechcę go zniszczyć - zniszczę też samą siebie;
w jaki sposób ma mi to pomóc?
Jeśli zdecyduję się na sformułowanie o niej jakiegoś sądu - sam zostanę osądzony;
w jaki sposób mnie to ulepszy?
Jeżeli ich gaszę - sam czuję się zgaszony;
co dobrego mi to przyniesie?
Ale jeżeli kocham - jestem kochany; jeżeli ufam - ufają i mnie; jeżeli przejawiam dobrą wolę - przejawia się ją także w stosunku do mnie. Pomyślicie pewnie, że wybór jest oczywisty.

Szczególnie dzisiaj, kiedy każdy człowiek swobodnie dobiera sobie partnerów i przyjaciół, do wielu związków podchodzi się z ogromnymi oczekiwaniami. Często, zupełnie nierealistycznie, oczekujemy całkowitego zanurzenia się w naszym partnerze. Uważ a się, że starożytne chińskie symbole ying i yang właściwie oddają naturę relacji mężczyzna-kobieta. Stanowią one niemal doskonałą jej ilustrację, choć niewielka modyfikacja pozwoli zwiększyć ich swobodę i dynamikę. Nadmierne oczekiwania mogą spowodować wiele złego.

Czy można zmodyfikować w ?


Niektóre związki, także i małżeńskie, dobrze funkcjonują na zasadzie kamertonu. Każdy z partnerów niezależnie od drugiego rozwija swe zainteresowania, co nie przeszkadza rezonowaniu, kiedy są razem!

Ilość różnych typów małżeństw jest prawdopodobnie tak wielka, jak ilość samych małżeństw. Podobnie, istnieje nieskończenie wiele typów przyjaźni i partnerstwa. Żadnego z nich nie można sensownie porównać z drugim. Cieszenie się towarzystwem drugi ej osoby i wzajemna wymiana różne są od porównywania i współzawodnictwa - każdy z nas posiada różną formę i potrzebuje różnych umiejętności, by jak najlepiej ją wykorzystać.

Są chwile, kiedy chcę i potrzebuję być zależny od mojego przyjaciela, mojej żony, mojej partnerki. Są też chwile, kiedy chcę i potrzebuję być od nich niezależny. I są momenty, kiedy ona chce i potrzebuje być ode mnie zależna bądź niezależna. "Uda ny" związek zapewnia równowagę wszystkim tym elementom. Być może kluczem jest tu słowo współzależność.

Są to wszystko fragmenty umiejętności radzenia sobie ze stresem, ale nazywając je tak nie sprawimy, że ta właśnie część książki stanie się ważniejsza. Podobnie, wszystkie one stanowią część chrześcijańskiego spojrzenia na związki, ponieważ to zwi ązki właśnie stanowią podstawę chrześcijańskiego sposobu życia. Związek między Ojcem, Synem i Duchem Świętym oraz między miłością owej Trójcy a mną pochłania mnie całego. Absorbuje mój umysł, wszystkie moje uczucia i całego ducha. I tak może być z każdym z nas.

18. Specjalne formy domowej opieki

Ludzie mający pod opieką osobę specjalnej troski znajdują się w bardzo wyjątkowej sytuacji. Z jednej strony oddają się jednej z najwspanialszych i najbardziej wielkodusznych działalności, jakie w ogóle istnieją. Z drugiej strony może zdarzyć się i tak, że łączy się to z uczuciem niewiarygodnego poniżenia, niedocenienia i frustracji. Mogą odkryć, że ta właśnie część ich życia jest dla nich głęboko satysfakcjonująca - osoba, którą się opiekują ma układny charakter, docenia troskę, jaką się ją otac za, dzięki niej właśnie odnajdują cel, którego brakowało ich życiu, a zyskują przyjaciela. Może jednak zdarzyć się i tak, że nie dość że nie otrzymują żadnej z powyższych rzeczy, społeczeństwo ani nie wynagradza ich finansowego poświęcenia, ani nie rekom pensuje emocjonalnego wyczerpania.

Nie chodzi o to, jak bardzo i dosłownie ciążą na nas owe codzienne obowiązki lub że nasze własne zainteresowania i preferencje muszą znaleźć się na drugim miejscu. Nie chodzi nawet o to, że opieki nie sposób jest ograniczyć do pewnych ustalonych godzin. Najbardziej zaskakuje to, że nawet najszlachetniejsze motywy i najlepsze intencje mogą nagle obrócić się o 180 stopni i zmienić się w uczucia wrogości, o których nikomu nawet się nie wspomina.

Istnieją źródła informacji, z których można korzystać bez względu na to czy opiekujesz się dzieckiem, współmałżonkiem, czy sędziwym krewnym i niezależnie do tego czy ich ułomność ma charakter fizyczny, umysłowy, czy psycho-fizyczny. Lokalne władz e publikują listę adresów i doradzają w sprawach dotyczących pomocy domowych, dochodzącej opieki, świadczeń, sprzętu, organizacji wzajemnej pomocy i osób wynajmowanych do pilnowania innych. Bez względu na to, w jaki sposób osłabia się sam fizyczny stres, rzadko kiedy tyle samo uwagi poświęca się jego stronie emocjonalnej.

Czy poniższe wypowiedzi nie brzmią znajomo?

"To niesprawiedliwe! Dlaczego to właśnie ja muszę się z tym wszystkim męczyć?"

"Jestem potwornie zmęczona, kompletnie wyprana z uczuć i myśli, których po prostu nie ma w moim wyjałowionym umyśle."

"Mówią mi tak: 'przecież to niemożliwe, żebyś z tym sobie poradziła', a ja tymczasem radzę sobie i co? Muszę radzić sobie z czymś jeszcze trudniejszym, a oni nawet tego nie zauważają!"

"Jak długo to jeszcze będzie trwało? Gdybym tylko mógł wykrzyczeć się na kogoś..., gdybym tylko mógł wybuchnąć..."

"Musiała postawić na swoim, a teraz, popatrz tylko jak to się skończyło. Wiedziałem, że jej się nie uda..."

"Gdyby tylko to było inne...", "Gdyby tylko...", "Gdybym tylko nie musiał z tego zrezygnować..."

"Wspaniałe dziecko, którego się spodziewałem..." "Wspaniałe mał żeństwo, na które tyle pracowałem..." "Cudowna osoba, którą kiedyś była..." "Tyle rzeczy mi żal, które nigdy się nie wydarzyły..."

Opanowują mnie gniew, uraza i wina i pojawia się ukrywana dotąd potrzeba ukarania osoby, którą się opiekuję - tego oczywiście nigdy nie mówię na głos i nigdy nie robię... , a potem poczucie winy każe mi pracować jeszcze ciężej... i być jeszcze bardziej w yczerpanym.

Jak sobie z tym wszystkim radzić?


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA OPIEKUNÓW


Jeżeli jestem opiekunem, ode mnie może zależeć, by:
- Troszczyć się o własne zdrowie. Sam jestem jedynym narzędziem, które wykorzystuję w trakcie sprawowania opieki i muszę dbać o moje własne potrzeby - o odpowiednie odżywianie się, odpoczynek i sen.
- Znaleźć dla siebie nieco przestrzeni. Moje własne życie jest tak samo ważne jak życie mojego krewnego.
- Znaleźć zaufanego powiernika, przy którym mogę wyrzucić z siebie wszystko - najlepiej gdyby była to inna osoba - jeśli jednak sytuacja będzie bardzo nagląca, a nasz przyjaciel chwilowo nieosiągalny, może to być kot, poduszka czy notes.
- Rozwijać w sobie poczucie obiektywności i równowagi. Nie mogę pozwolić, by mnie ustawiano, by manipulując mną, zmuszano mnie do robienia więcej niż jest to konieczne. Zwłaszcza wtedy, kiedy chciałbym wejść w moją "przestrzeń". Rozsądne ocenianie tego, co naprawdę powinienem zrobić, by ulżyć mojemu krewnemu jest warunkiem zachowania mojej własnej przestrzeni w stanie nietkniętym.
- Spojrzeć obiektywnie na potrzeby osoby, którą się opiekuję. Bez względu na to, jak bardzo poświęcam się moim obowiązkom, warto czasami spojrzeć na sytuację oczami rozumu i zamienić uczucia na analizę faktów i bezstronność. Niewykluczone, że odkryję syt uacje, w których nie jestem aż tak niezbędny, a krewny zaskoczy mnie swoją zaradnością.
- Podzielić się z krewnym odpowiedzialnością za opiekę. Podzielenie się "ciężarem" opieki doda siły nam obojgu. Możemy pozwolić innym ludziom z zewnątrz, by także w niej uczestniczyli i w ten sposób powołać "spółdzielnię"!
- Rozbudzać poczucie humoru tak w sobie, jak w osobie, którą się opiekuję. Nasze prywatne żarty, mogą wpłynąć bardzo pozytywnie na nasze wzajemne stosunki.
- Pamiętać o dobrych chwilach - może nawet je zapisywać. Nie tyle z powodu ogarniającej nas nostalgii, ale traktując je jako źródło, z którego czerpać możemy energię w trudnych chwilach.
- Nie zapominać o wyznaczaniu sobie nagród. Jeżeli te, które natychmiast przychodzą nam do głowy znajdują się poza naszym zasięgiem, pomyśleć o innych - hodować rośliny w doniczkach, kolekcjonować, fantazjować na temat rzeczy, które naprawdę lubimy i dzi ałać w kierunku ich zdobycia.
Niewykluczone, że nawiązanie kontaktu z odpowiednią grupą wzajemnej pomocy jest najbardziej konstruktywnym działaniem, które możemy podjąć, dzieląc się pomysłami i doświadczeniami z podobnie do nas myślącymi ludźmi, znajdującymi się w podobnej sytuacji.

Jeżeli ktoś daje z siebie tak wiele, powinien mieć pod ręką środki pozwalające mu na odnowę i oczyszczenie. Poważne traktowanie własnych potrzeb jest równie ważne jak uważne odnoszenie się do potrzeb innych. Nie jest łatwo robić to w stosunku do siebie samego, ale nigdy nie jest to też wyrazem egoizmu i musi zostać zrobione.

My, stojąc z boku, z podziwem patrzymy na twoją siłę i cierpliwość.


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Jezus Chrystus miał talent do widzenia świata z pozycji ludzi życiowo upośledzonych. Wiedział, co to znaczy być czegoś pozbawionym. On widział rzeczy "do góry nogami".

Czasami odwrócenie ról może zmienić całą sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. Zamiast patrzyć na to, co ja daję drugiej osobie, warto przypatrzeć się temu, co ona daje mnie. Może to być rola, tożsamość, okazja do zrobienia czegoś, co normalnie po zostałoby nietknięte.

Kiedy Chrystus był spragniony, poprosił o wodę osobę, której również jej brakowało. Gdy czuję się szczególnie wyjałowiony może okazać się, że potrafię pomóc w przezwyciężeniu podobnego stanu osobie odpowiedzialnej za moją obecną sytuację.

To się czasem udaje. Nazywa się to współzależnością, a jako człowiek, Jezus Chrystus był z tym wyjątkowo dobrze obznajomiony.

19. Wyposażając nasze dzieci

Dzieci w każdym wieku znajdują się pod działaniem szkodliwych stresów. W przeszłości wyzysk i wyniszczające organizm choroby powodowały, że wiele z nich wcześnie umierało. Dzisiaj czyhają na nie innego rodzaju niebezpieczeństwa i odpowiednio zmie nił się także charakter samego stresu. Dzisiaj dzieci zbyt wcześnie wpadają w zamęt dorosłego życia. Zanim jeszcze zdobędą doświadczenie pozwalające im bezpiecznie chronić się przed bólem i przyjemnościami życia, zostają wrzucone w sam jego środek. Bezpo średnim rezultatem tego zamieszania jest popularność, jaką zdobywa wśród młodzieży postawa oziębłości, niewrażliwości, odporności na stres oraz niczym nienadszarpniętego zaufania wśród rówieśników.

Okazywanie odporności na stres. Ale czy tak jest naprawdę?

W rzeczywistości mamy wzrastający poziom przestępstw popełnianych przez młodocianych, olbrzymią ilość narkomanów, coraz więcej samobójstw i powszechne poczucie utraty sensu drogi, którą się podąża. U młodych ludzi wszystkie te zachowania są rezul tatem nieudolnego radzenia sobie ze stresem. Tymczasem nam, dorosłym, rozgryzanie tego, czego tak naprawdę potrzebują nasze dzieci, sprawia olbrzymie kłopoty. Programy nauczania tak mało zaintresowane są tą problematyką, że najczęściej ją po prostu pomij ają. Sama szkoła stanowi jedno ze źródeł stresu, ale w tym samym czasie jest też miejscem, gdzie, ze względu na związaną z wiekiem podatność, kształują się postawy i nawyki towarzyszące człowiekowi często przez całe życie. Jest także miejscem, gdzie łatw o doświadczyć pozytywnych efektów stresu.

Bez względu na to czy jesteśmy rodzicami, nauczycielami, wzorami do naśladowania, czy przyjaciółmi, wypada zastanowić się nam, dorosłym, jakie środki powinniśmy dać do ręki naszym dzieciom, by mogły radzić sobie z napotkanym stresem?


Na przykład:
Nasze dzieci odczuwają pewien rodzaj podniecenia, które je motywuje, pobudza i popycha w kierunku eksperymentów, nowych doświadczeń i nowych fascynacji.
Istnieje także inny typ podniecenia - maski, za którą staramy się ukryć nasze zdziwienie, zmieszanie, zmartwienia i niedoskonałość.
Udowadniając sobie moją własną zdolność do buntu przeciw autorytetom, stanę się podziwiany przez inne osoby, a w innych sytuacjach nie będę czuł się podobnie niedoskonały.

Czy my potrafimy rozpoznać tę różnicę? Czy nasze dzieci ją rozpoznają? Czy możemy im w tym pomóc? Czy potrafimy wskazać im tę różnicę? Czy same muszą jej doświadczyć?

Wydaje się, że nacisk, jaki kładzie się dzisiaj na rodzicielski autorytet, rodzicielski wybór i rodzicielską kontrolę sprawia, że rodzice uważają współpracę swoich dzieci za rzecz zupełnie oczywistą. A co z wyborami dokonywanymi przez same dzieci? Z ich preferencjami? Opiniami? Kontrolą? Czy budujemy w nich poczucie uczestnictwa, współodpowiedzialności za podejmowane decyzje?

Zadawanie sobie podobnych pytań pomaga. Zanim odpowiemy sobie na nie, nie od rzeczy byłoby przyjrzenie się z bliska doświadczeniom, które stają się udziałem dziecka.

Przez ostatnich kilkadziesiąt lat kładliśmy olbrzymi nacisk na pobudzanie. Wiszące nad wózkami i łóżeczkami, brzęczące przed oczami grzechotki, utrzymujące podniecenie ekrany dziecięcych telewizorów, oczekiwania wielkiej wakacyjnej zabawy - to ws zystko sprawia, że młode pokolenie znajduje się w stanie stałego nadpobudzenia. Do tego stopnia karmimy go podnietami, że powoli się od nich uzależnia i na każde osłabienie bodźców reaguje narzekaniami na nudę. Po nowości, zmianie, wyzwaniu i dreszczach podniecenia konieczenie przyjść muszą silniejsze dreszcze, głośniejszy hałas, mocniejsze światła i pełniejsze wrażenia. Wszyscy doświadczamy szybkości dzisiejszego życia, ale nie wszyscy w równym stopniu dajemy się jej uwodzić.

Pobudzenie, rozrywka, zabawa - oto nazwy dzisiejszych zachowań. Cokolwiek się dzieje, musimy powstrzymać się od przystanięcia i posłuchania. Zupełnie zaś nie zachęcamy do zatrzymania się czy przystanięcia naszych dzieci.

Podobnie jest w przypadku porwania przez wartką kipiel. Chcąc się zatrzymać, czuję się bezsilny. Nie potrafię walczyć. I tak sam staram się wzniecić jakiś wirek, który może faktycznie zwrócić na mnie nieco uwagi, ale może także wessać mnie w głąb.

Napięcie może urosnąć do takich proporcji, że czasami dopiero wybuch agresji przyniesie ulgę.

By nie dopuścić do zbytniego gromadzenia się napięcia, wybuch ten musi co jakiś czas być powtarzany. Istnieje wiele sposobów jak to robić i wszystkie gwarantują gniew rodziców. Dziecko, które czuje w sobie napięcie uwalnia się od niego:
- odrzucając autorytety - w domu, w szkole czy w interakcjach z innymi osobami,
- wyśmiewając "los", grając "twardziela" i wypróbowując moją niewrażliwość,
- wypróbowując moje panowanie nad samym sobą i testując moją wytrzymałość
- narzucając władzę osobom niepotrafiącym się jej oprzeć - zastraszając i molestując,
- ciesząc się podniecającym: "Czy się dowiedzą?",
- stymulując maskujące depresję podniecenie: "Podoba mi się to i chociaż się boję, chcę więcej".
Prawdopodobnie przyczyna tego wszystkiego wyrażana jest poprzez częste stwierdzenie:

"Nikt nas nie słucha! Mówi się nam różne rzeczy, krzyczy się na nas, żąda się i mówi, i błaga, i znowu mówi - ale nigdy nie wysłuchuje".

W tym miejscu warto by odwołać się do pewnej anegdoty, podreślającej pozytywy i negatywy całego problemu.

Babcia wzięła 2,5 letniego wnuka na spacer wzdłuż strumienia. Przukucnęli razem w okolicy płytkiej bystrzyny. "Słyszysz jak woda śpiewa?" - spytała babcia. - "Widzisz jak woda tańczy?" Nic więcej nie zostało powiedziane, ale przez następne dwie minuty ma ły znieruchomiały chłopiec był skupiony i cichy. Później poszli dalej i rozmawiali o innych rzeczach.

Parę dni później chłopiec wrócił ze swoim tatą ze spaceru wzdłuż innej części strumienia. "Słyszałeś jak woda śpiewała? Widziałeś jak woda tańczyła?" - spytała babcia, nie oczekując bynajmniej "sensownej" odpowiedzi. Chłopiec wyglądał na zaskoczo nego. "Woda nie śpiewać" - odparł - "Woda nie bawić się".

A tymczasem dorośli myślą, że małe oczy i uszy nie widzą i nie słyszą!


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM, W KTÓRE MOŻEMY WYPOSAŻYĆ NASZE DZIECI


- Od dzieciństwa wzmacniać ich zdolność do dziwienia się. Czy mamy czas na uczenie naszych najmłodszych bezgłośnego słuchania dźwięków wody, ptaków, wiatru i zwierząt? Niemego patrzenia na robaki, pajęczyny, szron i liście? Pozwalając im na zdobycie włas nych wrażeń i niepoleganie na naszych?
- Zachęcanie do praktykowania stanu spokoju - roztrząsanie tego, co wydarzyło się dzisiaj, przemyśliwanie doświadczeń dnia, "plotkowanie" z samym sobą.
- Słuchanie. Poważne traktowanie ich opinii, kiedy są starsi. Proszenie ich o radę i słuchanie jej. Nie musimy wedle niej postępować, ale powinniśmy wysłuchać jej i wziąć pod uwagę.
- Dzielenie się odpowiedzialnością na równi z żalami! Stworzenie systemu współzależności i wspólnego dopilnowywania domowych obowiązków;
wspólne decyzje, dotyczące rodzinnego menu,
wspólne decyzje, dotyczące osób zapraszanych na wakacje,
wspólne decyzje, dotyczące wyboru kolorów w czasie prze projektowywania domu,
wspólne decyzje dotyczące wakacji, szkoły, sposobu mierzenia się z rodzinnymi trudnościami, chodzenia spać, wycieczek, sąsiadów, etc... Nazywa się to wypracowywaniem wzajemności.
- Ufanie, że ranienie cię nie sprawia im przyjemności. Po drugie, że istnieją sytuacje, w których nawet mogą mieć rację!
- Przepraszanie, kiedy się powinno. Przepraszanie się nawzajem i mówienie w ich obecności "przepraszam" do innego dorosłego jest przecież normalne i właściwe. Zawsze przyjmujmy ich przeprosiny lub ich odpowiednik, jeśli tylko stoją za nimi dobre intencje.
- Oferowanie wyboru. Kiedy coś musi być zrobione, właściwą taktyką negocjacji jest wprowadzenie elementu wyboru. "Proszę cię, umyj naczynia" zamienia się wtedy w: "Czy wolałbyś umyć naczynia, kiedy skończy się twój program, czy teraz, kiedy ja będę prasować twoją koszulę?" Uczenie się dawania i otrzymywania zaczyna się wcześnie, jeszcze przed pójściem do szkoły, ale powinniśmy jasno oddzielić go od targowania się i wynagradzania.
- Pomoc w podejmowaniu decyzji i trzymanie się raz powziętych postanowień. Zastanawianie się nad różnymi za i przeciw, bez robienia przy tym wrażenia, że sam wynik jest już z góry przesądzony pomaga młodej osobie w ocenianiu całej sytuacji z różnych punktów widzenia. Kiedy decyzja jest już powzięta, mogą prosić o radę jak oprzeć się naciskowi grupy rówieśników mających odmienne zdanie.

Pomóc może także ćwiczenie się w tym, jak i kiedy mówić "nie" i "tak".

- Wysiłki nagradzać w nie mniejszym stopniu niż osiągnięcia. Niesłychanie ważne jest, by jak najwcześniej uświadomić im, że sposób, w jaki radzimy sobie z brakiem sukcesu jest tak samo ważny, jak samo jego osiągnięcie. Fakt, że nam się nie udało, nie jest jeszcze porażką - jest częścią procesu uczenia się i osiągania pełni. Rozczarowania, zawody, choroby, brak natychmiastowo osiąganej popularności są chwilowymi "brakami sukcesu", które pomagają nam w całościowym poznawaniu życia.
- Odkrycie praktycznej i stabilnej moralnej konstrukcji, na której mogliby oprzeć swoje codzienne zachowanie. Początkowo małe dziecko przyjmuje najczęściej moralne poglądy swoich rodziców. Nie potrwa to jednak długo, chyba że pomoże się mu w określeniu mocnych i słabych punktów owej moralności. Należy odróżniać proponowanie pewnego standardu, wystarczająco silnego, by oparł się atakom, od nadużywania naszej siły, jeżeli rzeczywiście go zaatakują.
Oczekiwania jakich nagród uczymy nasze dzieci? Łatwych, natychmiastowych gratyfikacji? Rzeczy materialnych - słodyczy, ubrań, pieniędzy? Czy też darów bardziej trwałych, o które o wiele trudniej - osiągania założonych celów, identyfikowania tego, co naprawdę wartościowe czy budowania stabilnego świata wartości?

Zamiast ciągłego podważania ich punktu widzenia, deprecjonowania ich odpowiedzi, ignorowania oferowanej pomocy, a następnie nadrabiania tego wszystkiego rozdawaniem cukierków, co powiedzielibyście o:
słuchaniu,
dzieleniu się,
respektowaniu ich poczucia odpowiedzialności?
Wielu dorosłych w chwili zadumy wygłasza jakąś perłę praktycznej mądrości: "Jak mówiła moja mama..." Te celne powiedzonka koncentrują w sobie niemało doświadczenia i wygłaszanie ich przed małymi dziećmi można traktować jako prezentację wartych wy korzystania skrótów. Każda rodzina dochodzi do swoich własnych - oto próbka paru z nich, które okazały się całkiem użyteczne:


PRAKTYCZNE POWIEDZENIA


- To niesprawiedliwe! - Życie JEST niesprawiedliwe, musisz się z tym pogodzić.
- Dlaczego musiało się to zdarzyć właśnie mnie? - Dlaczego nie miałoby się to zdarzyć właśnie tobie?
- Nietrudno radzić sobie w pomyślnych momentach. O wiele trudniej jest radzić sobie w chwilach trudnych.
- To nie tobie nie ufam, nie ufam wszystkim innym naokoło.
- Każdy potrafi znaleźć dziurę w całym - tylko mądry znajduje wyjście z sytuacji.
- Nie zawsze możesz mieć natychmiast to, czego pragniesz - później może okazać się to nawet smaczniejsze. Cieszenie się na coś nie jest gorsze od samego posiadania.
- Życie jest równie pełne strat, co zysków. To jak do nich dochodzisz oznacza wygraną lub porażkę.
- Inni ludzie także są niedoskonali.
I BAW SIĘ Z NIMI!

SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


W wieku dwunastu lat Jezus Chrystus uważał swoje "dysputy", a więc dyskutowanie, ocenianie i rozważanie problemów z doktorami nauk, za całkowicie naturalne. Jako dziecko brał poważnie dorosłych, a jako osoba dorosła podobnie traktował dzieci. "Nie zabraniajcie im" powiedział, mówiąc swoim przyjaciołom, by nie "zakazywali dzieciom pytać" (dosłowne tłumaczenie XVII-wiecznego słowa "zabraniać") i słuchać, co jest konsekwencją stawiania pytań. Jest to coś więcej niż normalnie rozumiana interpretacja "nie wstrzymujcie ich, kiedy do mnie przychodzą".

Chciał, by dzieci zadawały pytania. Chciał ich słuchać. Dlaczego my nie chcemy?

20. Zbyt wiele wymagań

Są ludzie, którzy wymagają zbyt wiele. I są inni, którym wydaje się, że stawia się im zbyt wiele wymagań.

Jedna z zasad rządzących naszym życiem mówi, że kompetentnym i chętnym do działania jednostkom stawia się wysokie wymagania. W pewnym sensie jest to dla nich komplement - prosząc kogoś o zrobienie jakiejś rzeczy, oczekujemy, że osoba ta zdolna bę dzie spełnić pokładane w niej nadzieje. Prawdopodobnie wymagać to będzie od niej przyswojenia sobie paru nowych umiejętności, takich jak: organizowanie czasu, opisanego w rozdziale 9, ustalanie priorytetów czy delegowanie odpowiedzialności. Fundamentalna okazuje się wiara w jej możliwości i skuteczność działania. Biorąc na siebie odpowiedzialność, osoba ta musi z kolei pamiętać, że deklaruje tym samym swoją zdolność do sprostania zadaniu. Zakłada się także, że dokona ona wszystkich koniecznych zmian, wy muszonych przez nieprzewidziane przeszkody.

Z drugiej strony, pomijając sytuacje kryzysowe, w momentach, w których czujemy, że oczekuje się od nas zbyt wiele, powinniśmy postarać się spojrzeć wyjątkowo uczciwie na nasze życie i nasze postawy. A to nie należy do rzeczy łatwych.

- Ile z owych "nadoczekiwań" jest wynikiem mojego własnego wyboru?
- Ile z nich wynika z faktu, że jestem jedyną osobą, która potrafi to zrobić?
- Ile z nich pochodzi stąd, że lubię być jedyną osobą, która potrafi to zrobić?
- Ile z tego, co robię, pragnę rzeczywiście robić?
- Ile z tego naprawdę służy innym ludziom?
- W jakim stopniu dzięki temu właśnie czuję się bardziej użyteczny? I jestem tak postrzegany przez innych?
- Jaka taktyka zwiększy moją wydajność?
- Jaka taktyka osłabi uczucie życia w ciągłym stresie?

UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA TYCH, OD KTÓRYCH WYMAGA SIĘ ZBYT WIELE


Wiele z nich pokrywa się z umiejętnościami zarządzania, a dzisiaj, kiedy uczymy się żyć z różnymi dodatkowymi obciążeniami opisanymi w części pierwszej, stają się one szczególnie istotne. Obejmują one:
1.wiedzę na temat moich mocnych i słabych stron,
2.wiedzę na temat moich własnych źródeł "ładowania" i nagród,
3.realistyczne oczekiwania wobec samego siebie,
4.identyfikowanie moich potrzeb pokazywania innym jaki to jestem przepracowany, obciążony obowiązkami, prawy i bohaterski,
5.planowanie uwzględniające chwile "na dnie" i czas na odnowę,
6.przyswajanie sobie i praktykowanie nowych sposobów decydowania o tym co, jak i kiedy powinieniem robić,
7.budowanie związków, które wspomagać będą moje wysiłki i podtrzymywać mnie w trudnych chwilach,
8.kolekcjonowanie praktycznych powiedzeń.

Samoświadomość


1, 2, 3, i 4 stanowią część samoświadomości, na którą patrzyliśmy już z różnych punktów widzenia. Samoświadomość rośnie wraz wyczuwaniem sposobu reagowania innych na mnie samego, ocenianiem ich zwrotnej reakcji i zwracaniem szczególnej uwagi na r zeczy przynoszące mi pewność siebie lub upadek wiary we własne siły.

Branie na siebie odpowiedzialności, o którą bynajmniej nie zabiegaliśmy, często jest wynikiem myślenia typu: "Czuję, że powinieniem..." To, samo w sobie, stanowi czasami część naszego dążenia do samopotwierdzenia, a może też przyjąć formę: "O, ja biedulek - popatrzcie tylko co na mnie spadło!" Jest to trudny problem i przyjrzenie się mu z bliska wydaje się ważne ze względu na:
-sposób, w jaki odczuwam obecność stresu (bycie "pod ciężarem" jest dokładnym zobrazowaniem stanu stresu),
-reakcje innych wobec mnie i
-wpływ, jaki wywieram na ludzi, znajdujących się wokół mnie.
Spoglądanie na rzeczywistość jako na, w części przynajmniej, konsekwencję mojego własnego wyboru, sprawia, że jest ona łatwiejsza do zniesienia, a co więcej pozwala innym łatwiej znosić mnie samego.

Uświadomiwszy sobie, że mówiąc "nie" także dokonuję własnego wyboru, nie będę tracił więcej energii na narzekania. Akt zgody na cokolwiek - na przyniesienie zakupów sąsiadowi, zorganizowanie jakiegoś wydarzenia, opiekowanie się drugą osobą, uczestniczeni e w charytatywnej zbiórce - oznacza także gotowość do przyswojenia sobie niezbędnych umiejętności służących wykonaniu konkretnego zadania oraz, jeśli to konieczne, zwrócenia się o pomoc do innych ludzi.

Panowanie nad reakcjami na stawiane wobec mnie wymagania oznacza posiadanie głębokiej wiedzy o moich czułych miejscach i ograniczeniach, a także mocnych stronach i źródłach, z których mogę czerpać energię, ładując na nowo akumulatory. Źródłem mog ą być ludzie, natura, spotkania towarzyskie, sztuka czy mój związek z Bogiem. Im więcej wymagań, tym doskonalsza powinna być moja o nich wiedza.


Wyznaczanie sobie rytmu


Umiejętność numer 5, a więc planowanie w czasie, polega na wyznaczaniu sobie rytmu. Każdy posiada swój własny indywidualny rytm. Co więcej, staramy się zharmonizować w jeden wiele rytmów. Tych oddziałujących na nas z zewnątrz - rytmów związanych ze stylem naszego życia, naszą pracą, kulturą, w której żyjemy czy tempem, które narzucają nam bliskie nam osoby - oraz rytmów wewnętrznych i głębokich, do których istnienia przyznać się jest nam najtrudniej. Każdy z nas posiada swój indywidualny biologi czny "zegar" determinujący godziny, podczas których jesteśmy w najlepszej formie - rano, w południe czy wieczorem. Jest to rytm dzienny. Istnieje także rytm tygodniowy pozwalający nam na regenerację sił w czasie weekendu lub, na przykład, w okolicach śro dka tygodnia, jeżeli wtedy właśnie, wykonując wyłącznie rutynowe obowiązki, potrafimy najlepej wypoczywać. Rytm miesięczny ma, szczególnie dla kobiet, znaczenie niebagatelne, choć skutki napięcia przedmiesiączkowego są bardzo zindywidualizowane. Rytm roc zny wpływa na nas wszystkich - niektórym z nas dobrze pracuje się w zimnie, podczas gdy inni zdobywają się na maksymalny wysiłek jedynie w wysokich temperaturach. Bez względu na to gdzie czujemy się dobrze, jakiekolwiek są nasze preferencje i jak różne s ą nasze poziomy energetyczne, musimy dowiedzieć się, kiedy działamy najefektywniej i równocześnie, w jakich momentach powinniśmy pozwolić sobie na zwolnienie tempa.

Bez względu na to, jaki rytm uda mi się odkryć, ważne jest to, by stał się on integralną częścią moich planów. Kiedy wiem, że najprawdopodobniej będę czuł się "zdołowany", nie ma sensu planować na ten czas żadnych wielkich przedsięwzięć. Kiedy wiem, że p ewne konkretne wydarzenie zupełnie mnie wyczerpie, dobrze byłoby wbudować w jego przebieg także i czas, który mógłbym poświęcić na ponowne ładowanie baterii. Im bogatsze miałoby być moje życie, tym ważniejsze staje się wzięcie pod uwagę głównych rytmów, w oparciu na których się je buduje.

Czas przeznaczany na "ładowanie" może być bardzo różny - od paru chwil między jednym a drugim spotkaniem, które można wykorzystać na podsumowanie tego, co dotąd się wydarzyło do wzięcia jednego wolnego dnia po ważnej weekendowej konferecji lub pi ęciominutowego odpoczynku - leżenie na plecach z podniesionymi nogami (na krześle czy opierając się o ścianę).

To ostatnie może wydawać się nieco dziwne, ale znakomicie przywraca siły po męczącym dniu. Najpopularniejsza pozycja to ta na podłodze lub na łóżku. Podniesienie nóg wysoko do góry:
- zmniejsza ciśnienie krwi, odciążając tym samym zastawki żylne,
- odwraca kierunek działania mięśni i odciąża je,
- chwilowo odciąża dźwigającą ogromny ciężar lędźwiową krzywiznę kręgosłupa,
- wykorzystując siłę grawitacji, zwiększa napływ krwi do mózgu,
- redukuje poziom aktywności oraz wycisza umysł i emocje.
(Uwaga. Niewskazane jest, by osoby z wysokim ciśnieniem krwi wykonywały to ćwiczenie. Jeżeli wykonując je nie czujesz się dobrze, odczuwasz bóle czy masz ból głowy, przestań.)
Jeden z naszych niezwykle zajętych biznesmenów planuje bardzo uważnie czas przeznaczony na regenerację sił. Nazwijmy go John.

John lata samolotami po całym świecie, rozwożąc motocykle i części zamienne na większość wyścigów motocyklowych cyklu Grand Prix. Jeżeli on albo jego sprzęt są potrzebne, są potrzebne natychmiast. Częstotliwość, szybkość, efektywność i pieniądze z tym zw iązane są olbrzymie. Wracając z Florydy po jednej z takich niespodziewanych podróży John przedarł się przez huragan, by ostatecznie, o 5.30 rano, wylądować na Heathrow. Natychmiast po wylądowaniu (i zaraz po zawiadomieniu swoich kolegów z pracy, że jest już bezpieczny) udał się do nieczynnego kamieniołomu leżącego przy drodze do domu i spędził tam trzy godziny, obserwując ptaki. Niedługo potem był już gotów do zmierzenia się z czekającymi go tego dnia obowiązkami.

Jest to pozytywna kontrola stresu.

John lubi wyzwania, sam ich szuka i stanowią one sens jego życia. Równocześnie jednak dba o to, by po każdym z nich wracać do "normy" - do poziomu "swobody". Tego rodzaju postępowanie wzmacnia jego zdolność do radzenia sobie ze stresem i pozwala unikać m u jego szkodliwych konsekwencji.

Wyznaczanie sobie rytmu oznacza także opanowanie umiejętności mówienia "nie" w taki sposób, by nie obrażać innych ludzi i nie czuć się winnym (obejmuje to obiektywność oraz odpowiednie wykorzystanie technik asertywnych i wolnych od obciążeń wyjaś nień). Wymaga także przyswojenia sobie umiejętności organizowania własnego czasu. Przeznaczenie określonej ilości czasu na planowanie, wbudowanie w harmonogram dnia chwil regeneracji oraz rozpoznawanie i akceptowanie momentów energetycznego "wzlotu" i "d ołowania", mogą pomóc w równoważeniu stresu pojawiającego się na tle zbyt wygórowanych wymagań.


Uporządkowywanie rzeczy, które muszą zostać zrobione


Umiejętność numer 6 obejmuje tworzenie list, ustalanie priorytetów i wyznaczanie celów, a wszystko razem oznacza branie odpowiedzialności za własne decyzje i wybory.

Na pierwszy rzut oka zrobienie listy wydaje się rzeczą zupełnie prostą, tymczasem kryje w sobie wiele ukrytych zalet.

- Robiąc ją, prawdopodobnie usiądę.
- Lista oznacza postrzeganie dnia jako pewnej całości, a nie jako zbioru jego rozproszonych części.
- Każde żądanie czy obowiązek zostają zanotowane, wyrzucone z pamięci i nie ma już mowy o "ilości rzeczy, która po prostu mnie przytłacza".
- Uporządkowanie dnia i nadanie mu kierunku uwalnia nas od: "Nie wiem, w co teraz ręce włożyć".
- Każdemu zadaniu można przypisać jakąś wartość i uporządkować je według kryterium pilności. Niektóre z nich włączone zostają do grupy: "musi być zrobione dzisiaj", inne do: "byłoby dobrze, gdyby udało się zrobić dzisiaj" a jeszcze inne do: "można odłożyć do jutra".
- Po wykonaniu zadania określona pozycja zostaje wykreślona - przynosi to wielką ulgę, zwłaszcza jeśli pierwszy punkt nazwiemy "zrobić listę" i wykreślamy go od razu. Upewnij się, że nie zapomniałeś o czasie przeznaczonym na posiłki, przerwy na "ładowanie" i o chwilach, kiedy zmęczony możesz poświęcić się zadaniom wymagającym mniej wysiłku.
- Każdej pozycji można przypisać określoną ilość minut, upewniając się, że zmieszczę się w czasie. Pozwoli mi to także powiedzieć nieoczekiwanie dzwoniącej do mnie osobie: "Właśnie mam piętnaście minut. To wystarczy, czy umówimy się kiedy indziej?" W ten sposób dajemy jej szansę wyboru i sprawimy, że będzie jej odrobinę mniej przykro.

Ów kawałek papieru stanowi dla mnie "pomoc wizualną", a znajdując się na zewnątrz mnie, jest wolny od krążących po moim wnętrzu fal niepokoju.

Ustalanie priorytetów i określanie celów jest ze sobą ściśle powiązane. To samo zajęcie, na przykład robienie zakupów, może jednego dnia być naszym priorytetem numer jeden - kiedy spiżarnia stoi pusta - a innego rzeczą mało istotną - w sytuacji, gdy choruje nam dziecko. Podobnie nasze cele zmieniać się będą w zależności od konkretnego dnia. Ważną umiejętnością jest nauczenie się rozbijania ogromnych i odległych celów na cele skromniejsze i realistyczne. Jeśli postawię sobie cel, który pod koniec dnia jestem w stanie osiągnąć, będę wiedział, że konstruktywnie spędziłem czas. Jeżeli mierzę zbyt wysoko, zakończę dzień poczuciem porażki.

Czasami wyznaczanie rytmu oznacza także przyznanie się przed samym sobą, że potrzebuję pomocy, zastanowienie się nad tym, gdzie się o nią zwrócić i jak o nią prosić, bycie gotowym do jej przyjęcia i wreszcie zgodę na to, że inna osoba zrobi to lepiej.

Wszystko to sprowadza się do upewnienia się czy mam własną sieć wsparcia.


Sieć wsparcia


Na początku na moją sieć wsparcia (umiejętność nr 7) składa się moja najbliższa rodzina i ludzie, z którymi pracuję. Będzie ona także obejmowała mój własny system nagród. Bardziej na zewnątrz znajdować się będą specjaliści zajmujący się poszczegó lnymi stresogennymi obszarami: być może ktoś z medycznego, paramedycznego czy pielęgniarskiego lokalnego ośrodka. Niewykluczone, że będą to także doradcy zawodowi, projektanci czy konsultanci do spraw budowlanych - czasami potrzebował też będę rady czy s ugestii specjalnego przyjaciela czy praktycznej pomocy rzemieślnika lub lokalnego eksperta. Najprawdopowobniej przyjdą także momenty, kiedy będę szukał oparcia w grupie wzajemnej pomocy czy grupie religijnej - naokoło istnieje olbrzymia liczba potencjaln ych źródeł mojej osobistej siły. Często odszukanie ich zależeć będzie wyłącznie ode mnie. Czasami łatwiej mi będzie zwrócić się o pomoc anonimowo - wykorzystując pocztę czy telefon - w innych przypadkach pomóc będzie mogła jedynie bliska mi osoba.

Jeżeli czuję się zestresowany zbyt wielką liczbą obowiązków, powinienem wiedzieć, dokąd udać się po wsparcie. I jeśli to możliwe, powiedzieć o wszystkim. Widząc obopólne "korzyści", a nie tylko rosnący dług jednej osoby wobec drugiej, obydwie będ ą lepiej nastawione do całej sytuacji.

Łączy się to z praktykowaniem sprawdzonych metod dobrego sąsiedztwa, nawiązaniem stosunków wzajemnej pomocy i współpracy oraz wykorzystaniem, w najlepszy z możliwych sposobów, ludzkich zdolności i umiejętności. Z pewnością nie jest to zamykanie się we wł asnej skorupie z napisem: "Świetnie poradzę sobie sam. Nie jesteś mi potrzebny".


Praktyczne powiedzenia


Przydać może się zbieranie praktycznych powiedzeń (umiejętność nr 8). Na przykład:
- Być może nie potrafię radzić sobie, ale poprzez otwarcie się na zewnątrz potrafię radzić się innych i z nimi współpracować.
- Wałęsanie się bez celu jest czasem przydatne.

Muszę czasami z czymś skończyć, aby uniknąć wykończenia siebie.

- Nie narzekaj na to, co jeszcze przed tobą, przyjrzyj się temu, co już zrobiłeś!
- Powiedziałam Bogu - "Ale bałagan!"; Bóg powiedział do mnie - "I co z tego?"


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Często "chrześcijańskie" wezwanie do doskonałości obarcza się odpowiedzialnością za pojawienie się u nas poczucia winy w związku z niesprostaniem naszym własnym wymaganiom. Ale czy sam Jezus Chrystus oczekuje tego od nas w momentach, kiedy czujemy, że nie potrafimy podołać zadaniu? Albo czy nie wie On lepiej od nas, że jesteśmy niedoskonali i wrażliwi?

Biorąc pod uwagę jak często podkreśla się znaczenie winy, uderza fakt, że w 760-stronnicowym Modern Concordance to the New Testament (DLT 1985) nie ma ROZDZIAŁU MÓWIĄCEGO O WINIE. Tytuł "Oskarżać" obejmuje pięć podtytułów. Jeden z nich zawiera si edem odnośników. Tylko jeden z nich przypomina Chrystusa używającego pewnego słowa, które zostaje następnie przetłumaczone jako "winny". Jest to fragment, w którym mówi On o grzechu przeciw Duchowi Świętemu.

Jezus Chrystus zachęca nas, byśmy zwracali się do Niego po bezwarunkową miłość, miłosierdzie, odnowę, siłę i drogę. Ale nigdy nie prosi nas, byśmy uginali się pod ciężarem winy.

Pragnie On, byśmy przyznali się do tego, jak często odwracamy się od Niego, jak często wolimy postępować wedle naszej, a nie Jego woli - nie ma jednak dowodu na to, że chce On, byśmy wszędzie, gdzie się udamy, nieśli ze sobą, poczucie winy będące naszym własnym wytworem. Jest ono odpowiedzialne za to, że gorzej niż On by sobie tego życzył, radzimy sobie z trudnościami życia.

Możliwe, że dopiero wtedy, kiedy zdamy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy niedoskonali, jak wielce jesteśmy niedoskonali, odkryjemy jak całkowicie jesteśmy od Niego zależni.

21. Stres w środowisku

Środowisko może znajdować się pod działaniem stresu, a także być jego źródłem. Tam, gdzie mamy do czynienia z ogólnie stresogenną sytuacją (a więc sytuacją przeludnienia, złych warunków mieszkaniowych, zanieczyszczenia powietrza, ziemi i wody, źle prowadzonej gospodarki surowcami, bezrobocia czy nadużywania możliwości technicznych), tam także i środowisko dostaje się pod działanie stresu. Powoli odkrywamy jak doszło do zachwiania równowagi środowiska i widzimy, że stres, za który odpowiada nie kto inny, jak tylko my sami, może doprowadzić do jego dezintegracji. W coraz większym stopniu zdajemy sobie sprawę, że nasza relacja ze środowiskiem nie powinna opierać się na przeciwstawieniu: "ja - świat”, ale raczej na współpracy ze stworzonym światem w celu ustanowienia stosunków wzajemnego partnerstwa. Pilnie potrzebujemy pomysłu na stworzenie zasad współpracy z naszym środowiskiem i przywrócenie stanu równowagi nie tylko między nim a nami, ale również między nami samymi.

Konsekwencją wszystkich powyższych warunków prowadzących do powstawania środowiskowego stresu jest gniew, frustracja i poczucie bezsilności. Bezczynne przypatrywanie się tej sytuacji zwiększa jedynie patologię i panujący chaos. Opanowanie jej staje się konieczne, podobnie jak wykorzystanie uwięzionej w niej energii i sprawienie, by pracowała dla nas, a nie przeciwko nam.

Niniejszy rozdział krótko omówi sygnały ostrzegawcze leżące u podstaw różnego rodzaju kłopotów i zasugeruje pewne użyteczne sposoby reagowania na nie.

Rozdział 20 zajmował się stresem odczuwanym przez osoby, od których wymaga się zbyt wiele. Zbyt niskie wymagania mogą stać się źródłem równie silnego stresu, choć mającego zupełnie inny charakter i objawiającego się często pod postacią bezsilności.

Bezsilność ma wiele twarzy:
gniewu w obliczu zaskorupiałej biurokracji,
desperacji, do której przywodzi nas nieuchwytny gospodarz domu,
ignorancji wobec skutków działania nawozów i konserwantów,
frustracji spowodowanej niemożnością znalezienia pracy,
utraty szacunku dla samego siebie i własnej tożsamości spowodowanej "wyrzuceniem" z pracy,
nadmiernego zestresowania, do którego prowadzi niski poziom energii, radości z kontaktów towarzyskich, widocznych efektów czyjejś pracy czy intymności (często jest to wynikiem pozostawania bez pracy przez dłuższy okres czasu).
Owo poczucie bezsilności uruchamia główne rodzaje sygnałów ostrzegawczych wywołanych:
- niedowartościowaniem - Poczucie niedowartościowania prowadzi do drażliwych i kapryśnych zachowań, poczucia osamotnienia i nieporozumień właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebujemy pomocy i przyjaźni.
- poczuciem alienacji - Często niestety jest tak, że utrata pracy, statusu czy pieniędzy prowadzi równocześnie do utraty przyjaciół, własnej tożsamości, zniszczenia rutyny codziennego życia i dezintegracji zewnętrznych struktur zbudowanych na bazie założonych wcześniej celów i uprzednio istniejących struktur. I zdarza się to wtedy, kiedy potrzebne jest silne poczucie sensowności obranego kierunku.
- możliwością utraty kontroli i wolności wyboru - Niemożność podążania wybraną przez siebie drogą przynosi ze sobą strach przed utratą naszych ulubionych celów i nagród. Sytuacja ta może powstać w momencie, w którym te ostatnie znajdują się w naszym zasięgu, a głębokie rozczarowanie zmieni zaufanie i respekt w podejrzliwość i nerwowość. Oczekuje się najgorszego.
Wszystko to nakłada się na niepokoje związane z życiem w pełnym niepokojów środowisku. Przyczyn tego należy szukać w sytuacji politycznej, społecznej lub gospodarczej.

Poniższy wiersz, napisany przez osobę czekającą w kolejce, oddaje to całkiem dobrze:

Powłócząc nogami zbliżamy się do pokoju nr 2
O dziesiątej rano.
My, sklep z używanymi i niechcianymi umiejętnościami,
przeceniony mi, zgodnie z ich dzisiejszą wartością
Wiarygodne dłonie, a w nich trzydzieści lat obrabiania stali
przygotowane na pracę w myjni samochodów
czy złomowisku pełnym zardzewiałych maszyn
Jego jasne włosy, a w nich nadzieja - w ręku, jak włócznia,
świeżo odlane egzaminy szkolne
Rzucić wyzwanie smokom przemysłowej potęgi
Lecz nieuchwytny potwór zniknął
Teraz zieje ogniem na rycerzy Afryki i Azji
I na mnie
Szkoda, życzymy ci szczęścia, zawołali
Ale jest pan o wiele za stary i za dobrze wykształcony.

(Sally Sullivan)


Pewien student przedstawił graficznie tę dość ciężką sytuację. Powiedział on, że przed dyskusją o swoich trudnościach czuł się jak bezkształtne galaretowate ciało ciągnięte we wszystkich kierunkach:

Ale po dyskusji czuł się bardziej jak: ...idące w jakimś kierunku.

Słowo "praca" pochodzi ze starożytnego słowa wergon lub greckiego ergon - z tego samego źródłosłowu pochodzi słowo "energia" (praca to po angielsku work - przyp. tłum.)!

Oxfordzki słownik języka angielskiego definiuje "pracę" jako "wydatek energii" i "skierowanie wysiłku na jakiś cel" - kto więc jest bez pracy? Nasze poczucie własnej wartości zależy od wiary w to, co robimy; sposobu, w jaki wydatkujemy naszą energię, a nie od tego, co moglibyśmy robić.


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA TYCH, KTÓRZY CZUJĄ SIĘ BEZSILNI


Kiedy grupę ludzi, znajdujących się pod działaniem stresu wywołanego brakiem płatnej pracy zapytano: "Jakie umiętności są wam potrzebne?", przedstawili następującą listę:
- stawianie czoła złości,
- ulepszanie związków,
- radzenie sobie z winą,
- ponowne przekonanie się do siebie samego,
- odnajdywanie kierunków,
- ponowne odkrywanie swojej wartości,
- informowanie oraz dyskutowanie,
- techniki odprężeniowe.

Do nich można by dodać:
- sposoby na twórcze życie,
- utwierdzanie się w przekonaniu o istnieniu obszarów, w obrębie których sprawujemy kontrolę i dokonujemy wolnych wyborów,
- przedkładanie rzeczy posuwających nas do przodu nad te stanowiące jedynie pokarm dla introspekcji.

Wiele z owych umiejętności pokrywa się z omawianymi uprzednio tematami. Można je podsumować w następujący sposób:
- identyfikowanie stresu, stresorów oraz objawów stresu,
- identyfikowanie energii uwięzionej w stresie,
- identyfikowanie sposobów uwalniania tej energii i kierowanie jej w wybrane przez nas obszary.
Osoby żyjące w stresogennych warunkach powinny położyć szczególny nacisk na wyrwanie się z wyniszczającej je spirali "O, ja biedulek!" Tak, to prawda - świat jest niesprawiedliwy. Tak, to prawda - niełatwo o współczucie. Tak, to prawda - nagromad ziły się przede mną przeszkody. Istnieją jednak sposoby, by w tych właśnie okolicznościach potwierdzić moją własną wartość.

Czy pozwolę na to, by energia uwięziona w gniewie, frustracji i gorzkich myślach stała się źródłem mojego wewnętrznego chaosu, by trawiła mnie i zmieniała moją formę, czy też wykorzystam ją z korzyścią dla siebie samego?

Należy wziąć pod uwagę trzy główne zasady:
1.Potrzebuję kogoś, przed kim mógłbym wyrzucić z siebie moje silne uczucia.
2.Potrzebuję kogoś, z kim mógłbym podzielić się moimi myślami i kogo mógłbym słuchać.
3.Potrzebuję kogoś, kto potrzebuje mnie takim, jaki jestem teraz, ze wszystkimi moimi wadami.

Prawdopodobnie potrzeby te najpełniej zrealizuję poza moim najbliższym otoczeniem.

Wszystko skłania do stworzenia grupy podobnie do mnie myślących i znajdujących się w podobnej sytuacji ludzi, tak by wspólnie wypracować kierunek działania.

Główne niebezpieczeństwo związane z grupą wzajemnej pomocy polega na możliwości zdominowania jej przez uwielbiającą narzekać osobę. Narzekania są usprawiedliwione - na tyle jednak, na ile to możliwe. Zamiast pogrążać się w jeszcze większej rozpaczy, powinno dążyć się do działań konstruktywnych. Energia może być konstruktywnie wykorzystana, jeśli spróbujemy odpowiedzieć sobie na takie pytania, jak:
- Co jest realistycznie wykonalne? Zorganizowanie stowarzyszenia mieszkańców? Stworzenie grupy nacisku na lokalnego posła? Wykonanie samemu jakiejś części zadania?
- Co znajduje się pod naszą własną kontrolą? Jakiego możemy dokonać wyboru?
- Co można zaadaptować - w środowisku? w moim środowisku? we mnie?
- Czy istnieje ktoś inny, kogo potrzeby są równie naglące choć różne od moich, ktoś komu mógłbym zaoferować mój czas, moją wiedzę, troskę czy moje umiejętności?

Równocześnie powinienem oczywiście podjąć każde działanie, które pozwoli poprawić mi osobistą sytuację - rozejrzeć się za pracą, napisać podanie z prośbą o poprawienie moich warunków mieszkaniowych, przyjąć oferowaną pomoc od państwa, społeczności, Kościoła czy zakładu. Im więcej zrobię sam, im więcej uda mi się osiągnąć, tym silniejsza będzie moja wiara w samego siebie i tym łatwiej uda mi się przekonać innych, że moja sprawa warta jest ich zaangażowania.

W tych trudnych warunkach istnieją pewne zasadnicze postawy wymagające szerszego rozwinięcia.

1.Determinacja potrzebna, by nie dać się upokorzyć i wmówić sobie winy, by nie dać się odsunąć na bok, stać się osobą naznaczoną i wskazywaną palcem. Znam siebie i nie dam zrobić z siebie kozła ofiarnego. Zwrócę się gdzie indziej o bardziej pomocną dłoń.
2.Elastyczność - jeśli droga ta prowadzi donikąd, spróbuj innej. Czasami będę w stanie dostosować okoliczności do siebie, innym razem to ja sam będę musiał się zmienić. Niewykluczone, że będę musiał zabawić się trochę w chowanego - jeszcze kiedy indziej bardziej skuteczna okaże się konfrontacja. Czasami sam będę chciał się dostosować, ale będzie to wyłącznie mój wybór.
3.Optymizm nie tylko pomoże mi w zachowaniu poczucia proporcji, lecz sprawi także, że łatwiej będzie mi wchodzić w kontakty z innymi ludźmi i zwiększy prawdopodobieństwo osiągnięcia upragnionych celów.
4.Dystansowanie się w momentach, w których jest to potrzebne uchroni mnie przed utonięciem. Polega to na opanowaniu umiejętności czasowego wyłączania się, pozostawania nieco z boku, nie brania wszystkiego osobiście i nie traktowania siebie jako osoby osobiście za wszystko odpowiedzialnej. Dzięki temu inni będą mogli wziąć na siebie ich część odpowiedzialności, a ja będę w stanie działać nieco dłużej.
5.Twarde postanowienie zmiany i zachowanie spokoju, jeśli wpłynie ona na mnie w zupełnie nieoczekiwany sposób. Im szybciej zaakceptuję fakt, że zmiana jest procesem, a rzadko kiedy natychmiastową poprawą, tym skuteczniej wykorzystam drobne zmiany, bez względu na to jak będą niespodziewane. Próbowanie otwartych drzwi, w miejsce martwienia się zamkniętymi.

Wskazówki praktyczne


Zbuduj strukturę, która zawierać będzie wszystkie poniższe punkty. Jeśli bowiem: "nie wiesz, gdzie idziesz, prawdopodobnie skończysz zupełnie gdzie indziej niż myślisz".
- Nakreśl plan dnia i trzymaj się go.
- Codziennie zobacz się z jakąś osobą.
- Codziennie ciesz się z jakiejś rzeczy i wyrażaj swój radosny nastrój.
- Codziennie zrób coś dla kogoś czy czegoś poza swoim domem.
- Codziennie zapisuj, co twórczego udało ci się osiągnąć konkretnego dnia.
- Upewnij się, że dysponujesz wentylem bezpieczeństwa; nie zapominaj o nim i korzystaj z niego.
- Codziennie planuj rzeczy leżące w twoim zasięgu i wykonuj je.
- Wykorzystuj twoją wyobraźnię do karmienia nadziei i utrzymywania jej przy życiu.
- Codziennie dowiedz się czegoś nowego.


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Jeśli chodzi o niekorzystną sytuację życiową, w czasach Jezusa Chrystusa nikt nie mógł się z Nim równać. Poprzez swoje nauki namawiał On nas do poszerzania obszaru współczucia i zrozumienia. Wzywał do korzystania z okazji, jaką daje sytuacja byci a w potrzebie. Nazwał ten stan "błogosławionym" z uwagi na intensywność nadziei, możliwości rozwoju i wyzwolenia otwierające się przed nami, gdy dostrzegamy naszą własną potrzebę. Ale Jezus wie także o naszej umiejętności wyszukiwania kozłów ofiarnych - zdaje sobie sprawę, że spychając ciężar odpowiedzialności na kogoś czy coś innego, odsuwamy od siebie stojące przed nami wyzwania. Mam niewiarygodną zdolność oszukiwania siebie samego, co pozwala mi omijać sprawy, w obliczu których czuję się nieswojo. Je zus twierdzi, że oszukujemy.

Pamiętacie historię Jana Chrzciciela na pustyni? Był bez domu, płatnej pracy, bez "porządnego" ubrania, a nawet "porządnego" jedzenia. A ludzie się do niego garnęli. Żałowali za grzechy i pragnęli być ochrzczeni. Kiedy jednak został uwięziony prz ez potężnego króla, nagle nie chcieli o nim słyszeć. W krytycznym momencie nie zaryzykowali własnego bezpieczeństwa, by mu pomóc.

Jezus powiedział, że oszukują. Spytał ich bez ogródek, po co poszli na pustynię - podziwiać piękno natury i oglądać dzikie rośliny (przez większość roku na pustyni palestyńskiej nie ma prawie żadnej roślinności)? gapić się na pięknie odzianych lu dzi (o których o wiele łatwiej byłoby w królewskim pałacu)?; a może udali się tam, by zrobić przyjemność Herodowi (który w tym czasie interesował się naukami Jana Chrzciciela)? Jezus przygląda się naszym motywom i formułuje z nich pytania. Czy trafnie od gaduje motywy naszego postępowania? A my?

Pismo Święte mówi o niewielu rzeczach, które Jezus faktycznie potępił. Wyzysk biednych jest jedną z nich, ale w największą złość wprawiała go hipokryzja. Nikczemne motywy owocujące słusznymi czynami lub mówienie: "Popatrz na mnie, czyż nie jestem dobry?" Wszyscy musimy uważać na te rzeczy, bez względu na to czy sami jesteśmy w potrzebie, czy wtedy, kiedy próbujemy opiekować się innymi.

Szczególnie chrześcijanie powinni być świadomi wartości, jaką stanowią inne osoby, którym próbuje się "pomóc". Dobrze jest mieć w pamięci definicję Boga przedstawioną przez biskupa z Durham:

"Bóg jest Obecnością, Mocą i Obietnicą". Nie udawaniem.

22. Zmiany

Wydarzenia, które najczęściej rozumie się pod pojęciem "zmian" opisane zostały w rozdziale 2. Niniejsza część książki równie dobrze mogłaby nazywać się "Pogodne rezygnowanie", gdyż zajmuje się umiejętnościami pozwalającymi znosić różne rodzaje po żegnań - od niewinnych rozstań do bolesnych strat. Wydaje się, że żadne doświadczenie nie jest porównywalne z głębokim żalem pojawiającym się po utracie bliskiej osoby. Twierdzi się, że w obliczu nagłej, tragicznej i bolesnej straty doświadczenie związan e z przeżywanymi w przeszłości "małymi śmierciami" nie na wiele się przydaje. Jest to uczucie bardzo indywidualne - nikt nie może cierpieć za drugą osobę, niezależnie od tego, jak bardzo chciałby jej pomóc. Większość z nas o wiele częściej ma do czynieni a z "małymi śmierciami". Termin "zmiana" obejmuje wszystkie rodzaje rozstań, a możliwość stosowania umiejętności, pozwalających nam sobie z nimi skutecznie radzić, zależy od konkretnych okoliczności. Wszystkie przejścia są ważnymi wydarzeniami i powinniś my podchodzić do nich z dużym zrozumieniem i wiedzą, a nie po prostu pozwalać im bez zastanowienia "wydarzać się".


UMIEJĘTNOŚCI RADZENIA SOBIE ZE STRESEM DLA OSÓB ZNAJDUJĄCYCH SIĘ U PROGU ZMIANY


- Tam, gdzie jest to możliwe, zmiany powinny być z góry planowane. Planuje się oczywiście takie wydarzenia, jak: małżeństwo, narodziny dziecka, pobyt w szpitalu, wakacje czy podjęcie nowej pracy. Nie wolno zapominać o pewnych ich mniej oczywistych implik acjach, które pojawiają się także w przypadku wypadków, kradzieży, spodziewanej śmierci, straty czy rozstania.
Będąc dla siebie jedynym narzędziem muszę pamiętać, by dbać o siebie, bez względu na okoliczności (rozdział 9).

Stres, który niesie ze sobą konkretna sytuacja, może zostać zrów noważony przez chwile rozrywki, a nawet zabawy.

Nieznajomość sytuacji sprawia, że zabiera mi ona więcej czasu.

I tak odliczanie musi zacząć się wcześnie i nie wolno mi myśleć, że poradzę sobie ze wszystkim w ostatniej minucie, nawet jeśli tak właśnie normalnie postępuję.

Wszystkie praktyczne techniki okażą się bezcenne: robienie list, ustalanie priorytetów, delegowanie zadań, organizacja własnego czasu (zostały one opisane szczegółowo w innych rozdziałach).

Wykorzystanie wszystkich dobrych stron danej chwili; cieszenie się z tego, co mam w momencie samego posiadania - pozwoli mi to łatwiej znieść żal za rzeczami, kiedy już przeminą.

Uświadomienie sobie, że wszystko podlega zmianie.


- Część owego przewidywania obejmie dopuszczanie pewnej dozy bólu. Nawet wtedy, kiedy cieszymy się ze zmiany, będącej dla nas wydarzeniem pożądanym i radosnym, nie odbędzie się ona bez strat.
Jeżeli pozwolę sobie na uczucie lęku przed nieznanym, stanięcie z tym twarzą w twarz będzie mniej szokujące.

Nim nie przyzwyczaję się do nowej sytuacji, powinienem okazywać cierpliwość i sobie, i innym.

Na pewno popełnię pomyłki - podejmę decyzje, których będę żałował; czasami opacznie coś zrozumiem. Nie jestem doskonały, jak więc mógłbym oczekiwać, że będzie inaczej.

Wydobycie na wierzch bólów i gorzkich myśli oraz stawienie im czoła zapobiegnie gromadzeniu się ich w moim wnętrzu i przechodzeniu do "nowego życia". Urazy, z którymi nie zdołałem się uporać, potrafią niebywale nade mną zaciążyć. Powinienem zrobi ć co tylko w mojej mocy, by uporządkować je teraz, kiedy są jeszcze miękkie i luźne, a nie zbite i twarde.


- Kiedy przychodzi zmiana, dopuszczenie bólu i przyjemności pomoże w pogodnej rezygnacji z przeszłości.
Jestem bardzo dobry w nabywaniu nowych rzeczy, wchodzeniu w nowe związki, osiąganiu pozycji. To, w czym nie jestem już taki dobry, to pogodna rezygnacja z tego wszystkiego. Zapomniałem nawet nauczyć tego moje dzieci.

Mój własny system trawienny stanowi znakomitą analogię do zdrowego sposobu, w jaki powinienem radzić sobie z pojawiającymi się w moim życiu rzeczami - wchłania to, co pozytywne i odżywcze, a odrzuca to, co negatywne i szkodliwe.

Kurczowe trzymanie się rzeczy charakteryzuje małe dzieci, a jednak ja - osoba dorosła - także wykazuję tendencję do kurczowego przywierania do rzeczy, których pragnę. Niewykluczone, że uczuciowa i fizyczna dorosłość oznacza właśnie opanowanie sztuki pogo dnej rezygnacji, umiejętności stania prosto, bez potrzeby zbytniego opierania się na czymkolwiek. Nie muszę bez końca ciągnąć za sobą poobijanych walizek wypchanych rzeczami, których już nie używam. Bez tego zniewalającego ciężaru poczuję się lżejszy i w yzwolny i łatwiej mi będzie posuwać się naprzód.


- Przystosowanie się do kompensacji. Jeżeli tylko moje oczekiwania nie są zbyt wygórowane, w wielu przypadkach będę w stanie cieszyć się na nie i myśleć o nich z radością. Podobnie jak w przypadku przebiegającej w spazmach pogodnej rezygnacji, przyjemność płynąca z kompensacji także jest nierówna. Czasami cały świat widzieć będziemy w różowych kolorach, kiedy indziej dręczyć nas będzie pytanie: "Czy to wszystko było tego warte?"
Uświadomiwszy sobie prawdę, że oto wszystkie te wzloty i upadki stanowią część stresu związanego ze zmianą i odejdą w przeszłość, będę mógł łatwiej utrzymać równowagę.

Czasami będę zmuszony do opieki nad samym sobą. Istnieją pewne zadania, których nikt poza mną nie jest się w stanie podjąć. Może okazać się, że bez względu na to, jak bardzo pragnę czyjejś pomocy, muszę poradzić sobie sam. Tym niemniej jestem prz ynajmniej świadomy ich troski o mnie, wiedząc równocześnie, że zadanie zostało wykonane.

Najlepsze ze wszystkiego będą nowe pomysły, nowe horyzonty, nowe doświadczenia, które okażą się czekać na mnie za każdym rogiem. Oczekując ich, sprawimy, że szybciej staną się naszym udziałem.

Stopniowo uświadomimy sobie, że życie odzyskało równowagę, że trwa nadal i że istniejąca kreatywność w tym trwaniu go podtrzymuje. Przeżyję, nabiorę nowej formy. Świat podniesie się z upadku.


Prawdopodobnie ludziom, którzy sami doświadczyli zmian, łatwiej przyjdzie zrozumienie innych osób, znajdujących się w podobnej sytuacji. Powyżej opisana została już umiejętność słuchania, jednak ludzie, którzy doświadczyli bólu związanego z odejś ciem najbliższej osoby, powinni pamiętać jeszcze o paru innych rzeczach.

Większość pogrążonych w żałości osób lubi mówić o utraconej, kochanej osobie, o spędzonych z nią momentach szczęścia i oglądać fotografie przypominające pogodne chwile. Ich przyjaciele myślą czasami, że wspomnienia te mogą otworzyć w nich zabliźn ione już nieco rany i że rozmowa o utraconych osobach wywoła smutek i zmartwienie. Niewykluczone, że w ten sposób damy im okazję do wyrażenia i uzewnętrznienia smutku, tym niemniej pozwoli to wzmocnić i przesunąć na plan pierwszy inne istotne i pozytywne rzeczy. Co więcej, dzięki rozmowie osoba ta zyska szansę podzielenia się z kimś trawiącymi ją myślami.

Spójrzcie uważnie na te słowa:
PODPIERAĆ PODNOSIĆ (na duchu) PODTRZYMYWAĆ

Wszystkie one odnoszą się do bycia poniżej. Nie mówi się o "wyciąganiu ich do góry" czy "ciągnięciu"!

Słuchając przyjaciela przychodzącego do siebie po ogromnej stracie, muszę być przygotowany, że usłyszę rzeczy, których usłyszeć nie chcę. Gniew, wina, szukanie kozła ofiarnego, żal. Rzadko kiedy warto jest silić się na racjonalne ujęcie - są one wszystkie usprawiedliwionymi reakcjami na otrzymaną ranę. Opieranie się im nie zatrzyma ich, ale uwolnienie ich może otworzyć ranę. Niewykluczone, że stojąc u boku mego przyjaciela, bez wzmacniania, ale też bez odrzucania jego negatywnych wybuchów, stanę się dla niego oparciem, którego tak potrzebuje.

Czasami nie chodzi nawet o: "Jesteś taki dzielny, że się jakoś trzymasz pomimo tego wszystkiego" - o wiele cenniejsze staje się właśnie pozwolenie na bycie nieco mniej dzielnym, na chwilowe przestanie "trzymania się" i wyrzucenie z siebie całego chaosu myśli. Na podzielenie się z kimś zmartwieniami. Potem, jeśli osoba ta sobie tego życzy, można nie wspominać już nigdy o tym, co się wydarzyło.

Niedawno ktoś powiedział: "Najlepsze owoce rosną na górach gnoju, nie znaczy to jednak, że należy bez końca się w nim babrać".

Słuchacz bierze odpowiedzialność jeszcze za dwie rzeczy:
- Musi pamiętać, że decyzje podejmowane w okresie sześciu miesięcy od nagłej straty (jakiejkolwiej straty, niekoniecznie śmierci) mogą nie być decyzjami odpowiedzialnymi. Zbyt długo emocjom towarzyszy brak równowagi i brakuje im stałości. Wszyscy lubimy szybkie rozwiązania - pamiętajmy jednak, że efekty ich nie muszą być bynajmniej długotrwałe.
- Musi być gotowy na chwile, kiedy pogrążona w żałości osoba zechce odsunąć na chwilę swoją żałość i oddać się beztroskiej zabawie. Jeśli ponury nastrój ustąpi, słuchacz powinien to wykorzystać - do końca!


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA

Pomyślcie o tym...

Najbardziej znajome i najpopularniejsze obrazy, które Chrystus wykorzystywał, odnosząc je do siebie samego traktują o zmianie, ruchu i wzroście.

Ja jestem DROGĄ
Ja jestem BRAMĄ
Ja jestem WODĄ
Ja jestem WINOROŚLĄ

W końcu to On jest autorem najwspanialszej zmiany ze wszystkich: "JA JESTEM ZMARTWYCHWSTANIEM...".

ŻYCIE W ZGODZIE Z NIEPEWNOŚCIĄ

I tak dotarliśmy do wniosków. Duża część książki traktowała o umiejętnościach i postawach. A co z naszymi cechami charakteru i przekonaniami? Większość użytych przyimków to mnie, mój i ja; co stało się z jego, jej i im?

Moją główną troskę stanowi moja rodzina i moi bliźni. Kiedy, przyswajając sobie pewne umiejętności i przybierając odpowiednie postawy nauczę się żyć ze stresem, im łatwiej będzie żyć ze mną. Jeżeli dzięki temu nabiorę pewnych cech charakeru i przekonań, życie ze mną stanie się prawdopodobnie łatwiejsze i dla niej, i dla niego.

Postrzeganie siebie w oderwaniu od innych jest na dłuższą metę podejściem mało realistycznym, powiedzmy więc teraz coś więcej o nas.



Wiele energii, czasu i zdolności przeznaczamy na upewnianie się, że jesteśmy odpowiednio zabezpieczeni. Że jesteśmy zabezpieczeni przed wypadkami, zabezpieczeni przed kradzieżami, zabezpieczeni przed napadami, zabezpieczeni przed porażkami, zabezpieczeni przed wpadkami, zabezpieczeni przed biedą, zabezpieczeni przed głodem, zabezpieczeni przed wypadnięciem na idiotę i zabezpieczeni przed pomyłką. Słusznie uważając, że nasze życie, zdrowie, dom, praca i wszystko, co posiadamy jest dla nas ważne, uciekamy się do wymyślnych sposobów upewniających nas, że sprawujemy nad tym wszystkim kontrolę - nad wszystkimi rzeczami znajdującymi się w owym szczególnym dla nas zakątku świata.

Na wyższym poziomie wyrazem tego są mamucie ministerstwa rządowe, stworzone w celu zbudowania struktur prawa, porządku i narodowego bezpieczeństwa oraz gigantyczne publiczne nakłady na obronę narodową. Celem całych zawodów jest organizowanie siatki ubezp ieczeń od wszelkiego rodzaju ryzyka, a potężne środki przeznacza się na zapewnienie bezpieczeństwa naszym ciałom, domom, żywności, szkołom, samochodom, szpitalom, urządzeniom i wszelkiego rodzaju miejscom publicznym.

Ponieważ nigdy nie możemy czuć się całkowicie bezpieczni, jest to zadanie, które nie ma końca. Niepewność, ryzyko i gwałt są częścią naszej ludzkiej tożsamości.

Niejedna z gier, które znamy jako dzieci, zasadza się na próbach kontrolowania tego, co niekontrolowane i uodporniania się na ryzyko i stres. Czasami udaje się osiągnąć pożądany brak wrażliwości. Pozostawanie w tym stanie bez końca może jednak stać się p rzeszkodą na drodze do dojrzałości.

Chcąc być prawdziwie dojrzali, musimy odzyskać wrażliwość i utrzymać ją w sobie wraz ze zgodą na ryzyko.



Bez ryzyka, bez stresu życie szybko straciłoby swój smak - stałoby się nieszkodliwe, płaskie, przewidywalne i niewyobrażalnie nudne. Pomimo że lubimy panować nad naszym życiem, jego planowanie i kontrolowanie, "ryzyko", które decydujemy się podjąć, wprow adzając do niego element podniecenia, wzmaga jego smak. Gotowość do podjęcia ryzyka, którego sobie nie wybraliśmy, pomoże nam w naszym dalszym rozwoju. Wyzwanie i zmiana daje nam szansę, by iść dalej. Cała książka uczyła jak opanowywać stres i sprawić, b y zawarta w nim energia twórczo dla nas pracowała. Umiejętności radzenia sobie ze stresem pozwalają nam przyjąć go z pogodą ducha, a w sytuacjach, kiedy czujemy się przybici i smutni dodają nam energii, by iść naprzód.

Umiejętności owe sprowadzają się do: identyfikowania, odnoszenia się, uwalniania, odprężania i refleksji. Pożądanymi cechami byłyby natomiast:
- Elastyczność wobec tego, co może się wydarzyć.

Jeżeli planujemy wydać przyjęcie w środku zimy, musimy założyć, że zaspy śnieżne zatrzymają na drodze niektórych z naszych gości. Nie od rzeczy jest więc przygotować jedzenie, które można przechować w lodówce, a oprócz tego, na wypadek zmiany planów, mie ć w zanadrzu inny termin przyjęcia.
Gotowość przyjęcia różnych rozwiązań tego samego problemu nie tylko zwiększa jego elastyczność, ale sprawia, że staje się on bardziej interesujący.
- Przystosowanie się do tego, co się dzieje, dopasowanie, dostosowanie się.

Jeśli nasz samolot został odwołany, nie ma sensu tupać ze złości i zarzekać się, że nigdy się już nigdzie nie poleci. W ten sposób ranimy się swoim własnym zachowaniem, stając się jedynymi ofiarami całej sytuacji. Łatwiej osiągalibyśmy nasze cele, opanow ując niecierpliwość i dostosowując nasze plany do nowej sytuacji.
Przystosowywanie się jest bardzo zaraźliwe - wydaje się, że inni chcą przyłączyć się do nas i razem z nami wejść na nową drogę.
- Reagowanie na "teraz". Wszystko przemija. Najważniejsze jest teraz.

Dwieście lat temu zasadzone zostały drzewa w Kew Gardens (wspaniały ogród botaniczny w Londynie - przyp. tłum.) i przez dwieście lat były odżywiane, chronione, podziwiane i malowane nim pewnej nocy przewróciła je burza. A jednak ludzie cieszyli się nimi przez trwające dwieście lat teraz. Nie cieszono się nimi myśląc, że pewnego dnia mogą zostać powalone. Nawet one jednak nie oparły się przemijaniu.
Nie chodzi tylko o to, że teraz jest ważniejsze, ale że urzeczywistnie owego teraz zmniejszy poczucie żalu w przyszłości.
Dojrzałość jest miarą naszych zdolności przystosowawczych.

Nasze osobowości, uczucia, idee, nasza fizyczna natura i nasze środowisko znajdują się w permanentnym stanie płynności. Jest to wewnętrzny, ciągły ruch przystosowujący się do zmieniających się sytuacji. Dlaczego uparcie próbujemy uchwycić się doświadczeń , utwardzić je i zatopić w przezroczystej substancji, podobnie jak robi się to ze skamieniałymi konikami morskimi zalewanymi plastyczną masą? Chodzi przecież o bycie otwartym, płynnym i gotowym na to, co nadchodzi.

Niewykluczone, że chcąc żyć w zgodzie ze stresem i w pełni korzystać z ruchu i płynności, jakie przynosi nam życie, powinniśmy wzorować się na amebie lub torebce fasoli. Spotkaliśmy się z nimi na początku książki, ale być może dopiero teraz porównanie to będzie dla nas bardziej zrozumiałe. Obydwie przystosowują swoją formę do nowych okoliczności, nie otwierając się przy tym ani nie zmieniając swojej tożsamości. Akceptują i dostosowują się, nie uszkadzając przy tym swego wnętrza.

Możliwe, że powinniśmy także wziąć sobie do serca definicję zdrowia czy pełni, wypowiedzianą pięćset lat przed Chrystusem przez Peryklesa, filozofa:

"Jest to stan dobrego moralnego, umysłowego i fizycznego samopoczucia pozwalający z największą łatwością i gracją stawić czoła każdemu kryzysowi".

"Łatwość" oznacza swobodę, a w tym kontekście "gracja" równoznaczana jest z dobrą wolą. Tak więc:
- Im swobodniej traktować będziemy naszą własną formę, przystosowując ją do nadchodzących wydarzeń, tym łatwiej innym będzie się żyło się z nami i tym znośniejsze wyda nam się samo życie.
- Im łatwiej i pogodniej akceptować będziemy chaos, nieporządek i niepewność, tym lepiej radzić będziemy sobie ze stresem.
- Im poważniej traktować będziemy nasze poszukiwania, a mniej koncentrować się na znaleziskach, tym łatwiej zniesiemy sytuacje, w których proponowane przez nas rozwiązania okażą się pomyłką.


Wszystkie plany stanowić bowiem mogą przedmiot kompromisu, od wszystkich reguł istnieją wyjątki i nie ma granic, których nie można by przekroczyć.

Jedynie Bóg Najwyższy, Stworzyciel całego systemu ogarnia tajemnicę i zna jej ukryty sens.


SPOJRZENIE CHRZEŚCIJANINA


Chrześcijanin powiedziałby, że jedyna pewność, jaką posiadamy to ta, że jesteśmy kochani, kochani całkowicie i bezwarunkowo. EMMANUEL, Bóg jest z nami - to nam z trudem przychodzi wiara w tę pełną i niezasłużoną miłość.

Zdobywając miłość, pragniemy odczuwać, że na nią zasłużyliśmy. Paradoksalnie, trzymamy się kurczowo wiary w to, że nie byliśmy wystarczająco dobrzy, że nie jesteśmy warci tej miłości i że powinniśmy zostać ukarani. Totalne poczucie braku własnej wartości prowadzi do poczucia winy. W końcu chrześcijaństwo uczy, że wina stanowi część tego, co nazywamy "postawą religijną", nieprawdaż?

Podczas ostatniej wielkiej dyskusji, w czasie ostatniej wieczerzy na tej ziemi, Jezus Chrystus nakłaniał swoich uczniów, by nie sądzili i nie potępiali. W swojej ostatniej modlitwie nie używa gorzkich słów i nie szuka winnych. Zamiast tego jest ona przes ycona pragnieniem dawania i tęsknoty. Mówi do swego Ojca: I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak MY jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Ani śladu wzmianki o karze czy hańbie, żadnych oskarżeń. Chrystus chce, ab yśmy czuli się chciani, kochani, na właściwym miejscu; byśmy czuli, że jesteśmy pełnią.

Jak widzieliśmy wcześniej, stres nie był Jezusowi obcy. Zna On naszą skłonność do odczuwania winy w chwilach, w których nasze postępowanie odbiega od doskonałości. Wie także, że jesteśmy NIEDOSKONALI. Uwzględniając to w naszych rozważaniach, pozbędziemy się uczucia spadania z dużej wysokości, nabierzemy natomiast przekonania, że zaczynamy z pozycji całkowitej zależności od Boga, polegając na Nim i zdając się na Jego łaskę i miłość.

Zależąc całkowicie od Chrystusa, nie tylko obdarzę Go moją radością i zaufaniem, ale także chorobą, smutkiem i grzechem, a co być może jeszcze ważniejsze, przeleję na Niego moje zdziwienie, wątpliwości i zamęt. Wiem, że nie otrzymam wyczerpującej odpowie dzi, ale wiem też, że odpowiedź ta przynajmniej istnieje i że On ją zna. Wiem też, że będę otrzymywał ją kawałek po kawałku zgodnie ze stopniem, w jakim będę do niej przygotowany. Nikt z nas nie otrzyma jej całej, aż dopiero po śmierci.

Całkowita zależność jest trwała. Ciągnie się przez całe życie i dłużej. Podobnie jak moja potrzeba, jest ona ciągła i ciągle odnawiana. W ten sposób wiem, że jakkolwiek jestem niedoskonały, jakkolwiek bezustannie w potrzebie, nie jestem śmieciem. Skrucha daje mi natychmiastowe uwolnienie od winy - wyrażając żal za grzechy, czuję się obmyty, rozgrzeszony, a moje ręce są z powrotem czyste. Moja niedoskonałość tu się jednak nie kończy. Z tego właśnie powodu mogę dalej być zależny, osiągać jeszcze większą p ełnię, być w jeszcze większej jedności z Chrystusem - bez przerwy, bez ustanku, wiecznie. Być może tutaj właśnie leży różnica pomiędzy pragnieniem czystości, pragnieniem oczyszczenia i opieki a tęsknotą za uświęceniem, za większą pełnią, za świętością.

Podobnie jest z drobinkami powietrza. Kiedy pyłki powietrza zbiorą się na moim biurku, widzę je jako ciemne, płaskie, bezużyteczne śmiecie, których chcę się pozbyć. Ale kiedy słońce wlewa się przez okno, te same pyłki tańczą w jasnym słońcu - nie są już śmieciami, lecz jaśniejącymi, tańczącymi i pływającymi w powietrzu cząsteczkami, odbijającymi słoneczne światło. Są zależne, gdyż tańcząc w powietrzu, znajdują się na łasce przynoszącego im światło i oparcie promienia słonecznego.

Inną rzeczą, którą powiedział Jezus w czasie ostatniego spotkania było: "Ja, który jestem Światłem przyszedłem do tego świata i tak ten, kto wierzy we Mnie nie musi dalej przebywać w ciemności".

Juliana z Norwich wiedziała wszystko o jasności i widzi wszystko z jasną beztroską. Mówi, że wszyscy znajdziemy "pocieszenie i radość" właśnie z Chrystusem i że "nasza dusza nie spocznie nigdy, póki nie połączy się z Nim, wiedząc, że to On jest pełnią ra dości, miłością i dobrem, szczęściem i samym życiem".

Życie oznacza uczestniczenie w paradoksie i zamęcie, zgodę na częściowe odpowiedzi i brak bezpieczeństwa. Nie ma innej odpowiedzialnej drogi poza życiem w zależności. Im bardziej zależymy od Boga, tym łatwiej odkrywamy w sobie gotowość do przyjęcia Wiary , Miłości i Nadziei, które są Jego.

Gdyby nie istniało ryzyko, nie mielibyśmy podstaw do nadziei.

Gdyby nie byłoby niepewności, nie mielibyśmy podstaw do wiary.

Gdyby nie istaniała ciemność, nie mielibyśmy podstaw do miłości.

On nie powiedział: "Nie bądźcie kuszeni", ale raczej
powiedział: "Nie dajcie się się pokonać złu".

(Juliana z Norwich)


Bardzo często martwimy się o supły, z których zbudowane jest nasze życie. Czasami są one jedynym, co widzimy. Różnokolorowe i różnej wielkości, ale jednak supły. Później wydaje nam się, że rzeczywiście znajdujemy się po wewnętrznej stronie ogromnego pers kiego dywanu i, niezdolni do ogarnięcia całości, tkamy maleńką - naszą - jego część.

Podobnie nie możemy spojrzeć na dywan z jego drugiej strony, gdzie Stwórca i Projektant dywanu nadzoruje ostateczne wykonanie pracy.

Tylko On rozumie sens całości.

Tylko On może uchronić nas przed nieakceptacją, przed byciem niewystarczająco dobrym.

Znosimy niepewność jedynie dlatego, że On zachęca nas do zależności.

Wreszcie, jako że książka ta zrodziła się z modlitwy i rozwinęła się w modlitwie, ostatnie jej słowa powinne być słowami modlitwy: Panie spraw, by stała się ona narzędziem Twego pokoju, ale jedynie wola Twoja może sprawić, by tak się stało. Amen.


POLECANA LITERATURA I PODZIĘKOWANIA


Lista autorów i książek podnoszących zagadnienie pełni jest ogromna. Niemal wszystko, co czytamy, ma jakiś wpływ na to, czy zbliżamy się do niej, czy oddalamy. Przybliżające ją nam idee mogą pochodzić z powieści, poezji, literatury specjalistycznej, filo zofii społecznej czy świętych praw; przede wszystkim jednak, rodzą się one w kontaktach z innymi ludźmi. Tak więc poniżej przedstawiam listę ludzi, którzy wywarli na mnie szczególny wpływ. Większość z nich publikowała swoje teksty i wszystkie je gorąco p olecam.

Elithabeth M. Anderson, Michael Argyle, Eric Berne, Anthony Bloom, Meg Bond, Audrey Livingston Booth, Maria Boulding, Christopher Bryant, George Campbell, Mother Mary Clare, J.M. Déchanet, Helene Dicken, Eric Erikson, Erving Goffman, Michael Gresford-Jones, Jean Grigor, John Hare, Thomas Harris, Giles Harris-Evans, Paul Hauck, David Hay, Barrie Hopson i Mike Scally, Gerard Hughes, Juliana z Norwich, Martin Kelsey, Amber Lloyd, Jane Madders, John Main, Anthony de Mello, Thomas Merton, Laura Mitchel, Patrick Pietroni, Sonia Ponter, Robert Reid, Carl Rogers, Cicely Rogers, Robert Sharpe, Ann Shearer, Herbert Slade, Michael Stancliffe, Ian Sutherland, John V. Taylor, Paul Tournier, Esther de Waal, Neville Ward, Jean Wardell, John White, Rosemary White, Jim Wilson, Michael Wilson, Sula Wolf.

Dotyczy to oczywiście także wszystkich członków różnych grup, z którymi przez ostatnie 30 lat dzieliłam się moimi poglądami na sprawy pełni, umysłu, ciała, somy i ducha - wzbogacili oni moje doświadczenia i sposób myślenia.

- Bez przezwyciężania mojej niepewności przez pełnego entuzjazmu Lesleya Riddle'a, dyrektora wydawnictwa DLT, ta książka nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.
- Na koniec podziękowania bardzo ważne - dla mojej wspaniałej rodziny - mojego męża i czterech córek za cierpliwość ich uszu i apetyt (!) okazane w czasie powstawania tej książki.

A. PODSTAWOWE REAKCJE NA ALARMY


Natychmiastowe wydzielanie się adrenaliny do krwi
Stymulacja wątroby prowadzi do uwolnienia energii zmagazynowanej w organizmie w postaci tłuszczu i cukru
Zwiększona szybkość oddychania
Podwyższone tętno
Podwyższone napięcie mięśni
Umysł w pogotowiu
Pobudzenie wszystkich zmysłów
Zahamowanie procesów trawiennych
Wzrost potliwości
Potrzeba opróżnienia pęcherza, a niekiedy i jelit
Pęcherzyki włosowe kurczą się, wywołując "gęsią skórkę" i mrowienie
Podwyższone napięcie emocjonalne


B. FUNKCJA FIZJOLOGICZNA


- w celu postawienia w stan gotowości wszystkich naszych zdolności fizycznych i umysłowych mających pomóc nam w sprostaniu wyzwaniu; pobudzone zostają emocje związane z "przetrwaniem", takie jak strach/brak wiary w siebie czy złość/agresja.
- dostarczając maksymalnej ilości energii gotowej do natychmiastowego wykorzystania.
- w celu zwiększenia ilość tlenu we krwi.
- w celu podwyższenia szybkość transportu tlenu do mięśni, gdzie wykorzystana zostaje energia.
- blokuje gotowość do działania.
- cały potencjał umysłu koncentruje się na podejmowaniu decyzji
- w celu zebrania interpretujących sytuację informacji. Wzrok, słuch, smak, węch zaostrzają się. W niektórych sytuacjach wyostrza się także zmysł dotyku.
- w celu przekazania energii w kierunku kończyn.
- w celu ochłodzenia całego ciała i przygotowania go do dodatkowego wysiłku.
- w celu obniżenia ciężaru ciała.
- co, jako jeden z przejawów zagrożenia, powoduje podniesienie włosów (szczególnie u zwierząt).
- motywujące do maksymalnego wysiłku

Na tym etapie zdolności zaradcze zostały postawione w stan gotowości - możemy stawić czoła niebezpieczeństwu i wszystko wygląda dobrze. Jeśli jednak energia nie zostanie rozładowana, ukierunkowana czy rozbrojona, cały proces kontynuowany jest w następnyc h fazach C i D.


C. DYSKOMFORT BĘDĄCY SKUTKIEM NIEDOSTATECZNEGO ROZŁADOWANIA ENERGII


Osoba zostaje pozostawiona "na krawędzi", "stłamszona"; wzrasta tendencja do martwienia się, pojawia się silna frustracja.
Trudności z uspokojeniem się, niemożność odprężenia, możliwość wystąpienia nadaktywności.
Głebokie westchnienia, utrata tchu.
Galopujący puls, podwyższone ciśnienie krwi, rumieńce na twarzy.
Mięśnie zachowują napięcie i odczuwają ból związany ze spazmami i wyczerpaniem.
Impulsywne zachowanie; irracjonalne decyzje.
Rozszerzone źrenice męczą oczy; podrażnienie odczuwane przy głośnych hałasach czy jasnych światłach; obniżenie poziomu tolerancji; obniżenie poziomu bólu.
Suchość w ustach, utrata apetytu; nudności (odruchy wymiotne).
Wilgotne i zimne ręce; pocące się ciało.
Częste oddawanie moczu, eliminacja.
Utrata włosów.
Krzyk, wrzask; radykalne zmiany nastrojów, irracjonalne zachowanie; nerwowy śmiech; okazywanie nadmiernej pewności siebie; życie na granicy możliwości; drobne przestępstwa; agresywne zachowanie.


D. DŁUGOTRWAŁE EFEKTY, POJAWIAJĄCE SIĘ WTEDY KIEDY NAPIĘCIE STAJE SIĘ DOŚWIADCZENIEM CODZIENNYM


Niecierpliwość, nadmierne wymagania wobec siebie i innych; problemy ze snem ( bezsenność; rozwój nawyków lękowych.
Drażliwość, zmęczenie, wyczerpanie; gromadzenie się cholesterolu (duże pęcherzyki tłuszczowe) w małych naczyniach wieńcowych.
Może przejść w hiperwentylację, omdlenia, zawroty głowy.
Palpitacje; ból głowy; nadmierne obciążenie serca stające się źródłem predyspozycji do związanych z nim chorób.
Ból ciała, a w szczególności ból grzbietu, szyi, barków, bioder; ewentualne mimowolne trzęsienie się kończyn.
Nadpobudliwość; niezrównoważenie; niezdolność do koncentracji, problemy z utrzymaniem uwagi i pamięcią; wzrost zaniepokojenia.
Ból głowy; wycofanie się z normalnych społecznych aktywności.
Nieświeży oddech, niestrawność; predyspozycje do pojawiania się wrzodów żołądka; niewydolność jelit może stać się przyczyną zaparć, hemoroidów.
Wysypki na podłożu nerwowym; owrzodzenia w zagłębieniach; egzemy, krosty, trądzik.
Niemożność zapanowania nad stresem; zespół podrażnionego jelita, zapalenie uchyłka.
Łyse osoby mogą przeoczyć ten objaw!
Może przejść w jedną lub drugą skrajność: euforię w celu ukrycia niepokoju lub wycofanie się w celu ukrycia się przed niepokojem. Wybuch gniewu, wściekłości uwalniających od napięcia i frustracji; napad depresji; uciekanie się do gwałtu.


ALARM!


Zestaw podstawowych reakcji jest
WŁAŚCIWY DLA SYTUACJI
ENERGIA ROZŁADOWANA
POWRÓT DO STANU NORMALNEGO: WSZYSTKO W PORZĄDKU

NIEWŁAŚCIWE DLA SYTUACJI
ENERGIA ZABLOKOWANA, np.:
nie mogę oddać
nie mogę gonić
nie mogę być niegrzeczny
nie mogę uciec
nie mogę dostać tego czego chcę
nie mogę się zdecydować
nie mogę wyrazić moich uczuć
nie mogę się tym teraz zająć



INSTYNKTYWNE KANALIZOWANIE ENERGII, NP.:


śmiech
płacz
krzyk
ćwiczenia fizyczne
zwierzenie się przed inną osobą.
odwrócenie uwagi



NAPIĘCIE ROZŁADOWANE
NIEWYSTARCZAJĄCE UWOLNIENIE ENERGII
WZMAGANIE SIĘ I GROMADZENIE SIĘ NAPIĘCIA,

NAPIĘCIE SKIEROWANE DO WEWNĄTRZ, np.:
zbyt wysokie standardy
drażliwość
oszołomienie
depresja
obniżenie zdolności do zapamiętywania i koncentracji
zdziecinnienie
panika
obsesje
uleganie nałogom
załamanie umysłowe i nerwowe
samobójstwo


NAPIĘCIE SKIEROWANE NA ZEWNĄTRZ W CELU ULENIA SOBIE, np.:


hałaśliwe zachowanie w towarzystwie
nadmierna aktywność nerwowa
szukanie zapomnienia w antyspołecznym zachowaniu
kwestionowanie autorytetów
wypróbowywanie granic możliwości
gwałtowność w zachowaniu
drobne przestępstwa
poważne przestępstwa


NAPIĘCIE PRZEKSZTAŁCONE W CHOROBĘ ORGANIZMU, np.:


Moje ciało mówi "Stop! Zostaw to!" Potrafi ono tłumaczyć kłopoty na język takich niedomagań, jak:
ciężkie choroby
trwałe inwalidztwo
predyspozycja do wszystkich chorób
anoreksja
fobie
niekontrolowane jedzenie
alkoholizm
impotencja

UMYSŁ do MYŚLENIA
CIAŁO do DZIAŁANIA
SOMA do CZUCIA (obejmuje zmysły i uczucia)
DUCH do WARTOŚCIOWANIA
lecz wydarzenia przeszłości uszkadzają
ranią
dziurawią
każdą z tych części.
Jak można je zregenerować,
uzdrowić?
Czuję się napięty
podniecony
podochocony
nierozładowane "wzloty" mogą
podkręcone skończyć się załamaniem.
Jestem niezwykły
Jestem wspaniały


WZLOTY


może to być:
sukces
osiągnięcie celów
pochwała
podnieta towarzyska
ćwiczenie fizyczne
ćwiczenie duchowe
podniecenie może przyjść nieoczekiwanie lub możemy go szukać

MOJA WŁASNA NORMA, CZYLI MIEJSCE, W KTÓRYM CZUJĘ SIĘ NAJLEPIEJ

DOŁY


może to być:
choroba
rozczarowanie
utrata - pracy, statusu, ukochanego krewnego, rodzinnego otoczenia
lub
nuda
depresja
poczucie bezsensowności
Czuję się załamany
przygnębiony
Nierozładowane "doły" mogą
zakończyć się załamaniem
Kim jestem?
Czym jestem?
Dokąd zmierzam?
Pomimo podniecenia i zawodów, ważną rzeczą jest, by umieć powrócić ze wzlotów czy dołów do miejsca, gdzie czuję się swobodnie. Moja siła leży w powracaniu.

JA SŁUCHAM
CIEBIE

jako przyjaciel
jako doradca
jako opiekun
jako słuchacz
tego, czego nie mówisz, chyba że językiem twojego ciała

SIEBIE
mojego umysłu
mojego ciała
moich uczuć
mojego ducha
mojego OTOCZENIA
BOGA - czy Go tak nazywam czy nie
I czasami chciałbym, abyś i ty wysłuchał mnie, ale niewykluczone, że będę dopiero musiał nauczyć się jak ci o tym powiedzieć


Pozycja "Zablokowana" i "Otwarta".

Typowa pozycja dla stresu

Na krawędzi
Głowa skierowana w dół
Odwrócone oczy
Wyciągnięta szyja
Zgarbione i skierowane w górę ramiona
Sztywny grzbiet
Łokcie skierowane do środka
Ręce zaciśnięte, zamknięte
Sztywny brzuch
Biodra skierowane dośrodkowo
Kolana ciasno skrzyżowane
Nogi "związane"
Palce u nóg uniesione
Wycofanie się do wewnątrz: systemy krążenia, trawienia, oddychania i wydzielania są obkurczone i zatkane.



Typowa pozycja otwarta
Siedząc głęboko, ufając podparciu
Wyprostowana i zrównoważona głowa
Nawiązujące kontakt oczy
Prosta szyja, ciężar w równowadze
Opuszczone ramiona, łączące, nie niosące
Długie, wyprostowane plecy
Luźne ramiona i łokcie
Otwarte, przyjmujące ręce
Brzuch miękki i odprężony
Biodra na zewnątrz
Kolana rozluźnione
Nogi rozchylone
Stopy i palce stóp skierowane w dół, dobrze zakotwiczone
Patrzenie na zewnątrz, akceptowanie: kanały są odblokowane i otwarte. ŻYCIE PŁYNIE.

Chyba, że umiejętności radzenia sobie ze stresem zostaną skutecznie wykorzystane. W tym właśnie momencie stosuje się umiejętności, o których mowa w tej książce.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak opanować stres, O stresie przedegzaminacyjnym
Czlowieeeku wyluzuj, Jak opanować stres
ARTYKUŁY, Jak opanować egzaminacyjny stres, Jak opanować egzaminacyjny stres
Jak opanować dowolny język obcy fragment

więcej podobnych podstron