Rozdział 25
Douglas złapał Firebird wokół pasa. Przycisnął ją do zimnej podłogi. Wyszeptał do ucha - Nigdy więcej tego nie rób. Słyszysz mnie?
Wpatrywała się w złotą posadzkę pod swoim policzkiem, obserwowała, jak woda wpływa do odpływu, poczuła jego erekcję na swoich pośladkach.
- Słyszysz mnie? - powtórzył.
- Nigdy nie przestanę. - nieprzydatne, ale jakże prawdziwe nieposłuszeństwo.
- W takim razie będę musiał Cię wycieńczyć - przesunął swoją rękę w dół jej kręgosłupa, a następnie między nogi. Otworzył ją na swoje poszukiwania i to co tam znalazł wywołało zdławiony chichot - Prawie gotowa. Prawie.
Prawie? Jego palce ledwie otarły się o nią. Otworzył ją nieznacznie. A ona już sromotnie, kręciła się na krawędzi punktu kulminacyjnego.
Przesunął w górę, a następnie w dół.
Uniosła się w górę pod jego dotykiem, ale położył ją swoją dłonią z powrotem - Nie ruszaj się. Zrobiłaś już wystarczająco dużo.
Została złapana w sidła własnej namiętności, ale to ona miała być tą która kusi. Teraz przyjdzie jej za to zapłacić.
Jego palce odnalazły ją jeszcze raz i tym razem osiągnęły cel. Otworzył ją, pieścił, wchodził w nią... a kiedy to robił, uderzyło w nią gorąco.
Używał jakiegoś olejku, czegoś, co zmusiło ją leżeć pod jego rękoma na podłodze.
- Co się stało? - jego głos był gardłowy.
- To zbyt wiele.
Podniósł jej biodra swoimi rękoma - Ledwie zaczęliśmy.
Jego penis wśliznął się w nią i uderzył całą długością, bez zatrzymywania się.
Zbyt pełno. Zbyt duży. Zbyt gorący.
Zatrzymał go w środku, nieruchomo, czekając na... coś.
Zbyt wiele... Boże, dlaczego nie rusza się?
Mimowolnie jej wewnętrzne mięśnie prężyły się wzdłuż twardej długości.
I jakby dała mu sygnał, wyładował swoją namiętność na niej.
Wtargnął w nią dziarsko, z okrucieństwem. Nie było sensu stawiać mu opór, nie miała żadnej okazji by wziąć sprawy w swoje ręce. Musiała poruszać się tak jak nią kierował, pogodzić się z jego dominacją... z każdym pchnięciem, była bliższa dojścia, aż w końcu nadeszła fala gwałtownego spełnienia i potrzeba wzbudziła się na nowo.
Woda spływała po nich. Spływała po ich ramionach i skapywała z jej brody, śpiewając swoim własnym słodkim, ciepłym rytmem.
Jęczała, naprężając się, zaciskając wszystkie swoje mięśnie gdy wchodził w nią z rytmem morza, wiatru i ziemi. Wsparła się na ręce i wygięła w łuk do tyłu, próbowała wyrwać się, starała się dostać więcej. Przyjemność była nieznośna a kiedy jego ręka wśliznęła się między jej nogi i nacisnął na łechtaczkę - krzyczała.
Światła wybuchnęły pod jej zamkniętymi powiekami.
Gwałtownie, zagłębił się w niej, wypełniając ją swoją spermą - i żadne z nich nie przejmowało się konsekwencjami.
Wczoraj, stanęli przed śmiercią.
Dziś, stanęli naprzeciw siebie.
Pozostała na swoich rękach i kolanach, dyszała, wyczerpana i zaspokojona.
Uśmiechnęła się.
Stopniowo cofnął się, drażnił każdy jej nerw i wewnętrzne tkanki.
Jęknęła.
Podniósł ją, odwrócić i położył. Wyglądał jak rekin gotowy by ugryźć kawałek ze swojej ofiary - Teraz moja kolej by cię umyć.
I uświadomiła sobie - właśnie doszedł dwa razy, a wciąż był twardy.
Przez cały czas gdy używał prysznica by ją spłukać, była tylko wiotką szmatką w jego ramionach.
I to był właśnie stan, do którego chciał ją doprowadzić.
Obwiniaj ją o rozdarcie jego kontroli. Zasłużyła na demona, którego stworzyła.
Zawsze planował znaleźć ją i odciągnąć do kryjówki, którą zbudował dla niej, ale nigdy nie wyobrażał sobie, że będzie musiał tak rozpaczliwie zgłaszać swoje pretensje do niej, pod każdym możliwym względem.
Teraz, gdy ją wycierał, przykładając się do każdego zakamarka, wzdrygnął się na jej stłuczenia, żałował włosów, chciał by spędzili więcej czasu ze sobą. Bo wtedy, zabrałby ją do łóżka jeszcze raz i pokazał jak wiele razy zagłodzona puma może zadowolić siebie... i ją.
Podniósł ją i zaniósł do sypialni.
Ale nie mógł kochać się z nią jeszcze raz. Miał inne zadanie, obowiązek by ustalić co zrobił źle.
Ułożył ją na łóżku, okrył pocałować w czoło. Jej poważne oczy popatrzyły na niego - Wszystko w porządku?
Znała go zbyt dobrze, dostrzegła niepokój, który tak bardzo chciał ukryć.
- To pytanie powinienem ja zadać Tobie - powiedział - Wszystko w porządku?
Śpiący, erotyczny uśmiech pojawił się na jej wargach - Jest mi cudownie.
- Tak jesteś cudowna.
Na zewnątrz, deszcz lizał okna, a wiatr zawodził wokół parapetów.
Następna burza nadchodziła. Noc skradała się przez ziemię. Wyczerpanie przejęło kontrolę nad jej umysłem i sercem.
Zamknął jej oczy swoimi palcami - Idź spać. Mam kilka spraw do załatwienia.
Jej oczy otworzyły się. Odepchnęła jego rękę - Służbowe?
- Służbowe - zgodził się. Tak do końca to nie kłamał. Musiał zameldować się u swojego sierżanta. Zniszczył swój pager w oceanie. Zgubił telefon komórkowy, a także jego pistolet służbowy. Yamashita nie ucieszy się z tego powodu, ale Doug powie mu swoją wersję prawdy - że zanurzył się w oceanie za krnąbrnym psem - i Yamashita zostanie uspokojony. Dał Dougowi wolne, ale w pracy policjanta było całkiem duże prawdopodobieństwo wezwania. Gdyby zdarzył się wypadek i każdy inny byłby zajęty, zadzwoniliby do niego, a on poszedłby bez wahania.
- Wróć niedługo - Firebird popatrzyła na niego tym łamiącym serce wzrokiem z tym uczesaniem na punka i tym trwożliwym uśmiechem - Chcę Cię zabrać do domu. Do Twojej matki. Ona będzie taka zadowolona.
Gdyby Firebird tylko wiedziała...
- Pojedziemy, ale najpierw, mam robotę do zrobienia.
Czy chciała czy nie, jej oczy zamknęły się - Bądź ostrożny.
Gdy tak obserwował jej sen, zamruczał - Trochę na to za późno.
Okrył ją dokładnie i poszedł do swojego biura po sąsiedzku.
Tam monitorował swój najnowocześniejszy system bezpieczeństwa. Tam trzymał swój komputer i wszystkie jego zapisy.
Kochał swoje biuro. Kochał swój dom. I obawiał się, że nie będzie tego miał zbyt długo.
No cóż.
Gdyby musiał zapłacić za to co zrobił, to nie tylko na to zasłużył.
Teraz jednak musi się upewnić, że jego rodzina nie zapłaci za to, ani Aleksander nie zapłaci, ani Firebird nie zapłaci.
Przeszukał rupiecie w swoim biurku, znalazł wizytówkę, której potrzebował, podniósł telefon i wykręcił numer. Telefon dzwonił i dzwonił i nikt nie odbierał przez cholernie długi czas.
Gdzie on jest? Gdzie jest ten łajdak Vadim?
Doug był gotowy odłożyć słuchawkę gdy nareszcie ktoś odpowiedział.
Muzyka grała w tle. Głosy rozlegały się. Kobiety śmiały się. I jakiś facet z wyraźnym rosyjskim akcentem krzyknął - Co?
Przyjęcie. To małe ścierwo zrobiło przyjęcie.
- Vadim - Doug powiedział zwięźle - Teraz.
- Kto chce z nim rozmawiać? - facet wykrzyknął.
- Facet, którego próbował zabić.
Telefon upadł ciężko na podłogę.
Doug czekał, niepewny czy dziecko, które odebrało telefon w rzeczywistości przekaże wiadomość.
Ale Vadim odpowiedział prawie od razu i zabrzmiał na napiętego - Który facet, którego próbowałem zabić?
- Doug Black.
- Ooo - Vadim zrelaksował się i zachichotał - Ty.
Doug rozmawiał z tym facetem, powiedzieć mu swoją historię, przekonał go, że jest samotnym Varinskim. Sprzedał się Vadimowi, a jednak nigdy nie gardził Vadimem bardziej niż w tej chwili. Gardził Vadimem - i sobą - Wykonałem dla ciebie robotę. Dałem ci współrzędne domu Wildersów.
- Zapłaciłem ci za to - Vadim przypomniał mu miło.
- I aby pokazać mi swoje uznanie, wysłałeś swoich matołów za mną. - Doug pozwolił całkowicie jego wściekłości i frustracji wziąć górę. Wściekłość na Vadima. Frustracja z powodu bycia tak głupim.
Vadim nie był pod wrażeniem. Śmiał się - Nie wysłałem ich za tobą.
- Kłamca.
- Wysłałem ich za dziewczyną Wilderów. Wszedłeś im w drogę.
Jeszcze gorzej - Miałem szczęście.
- Tak, przepraszam. Moi ludzie mieli polecone wykonać zadanie skutecznie i szybko. - Vadima głos stał się ściszony i zamyślony - I powiedzieli mi, że ja wykonali. Powiedzieli, że obydwoje poszliście na dno oceanu i nie wyszliście.
Doug musiał być ostrożny, bardzo ostrożny, z tym co następnym razem powiedział do Vadima- Obydwoje skoczyliśmy do oceanu by uciec od twoich zabójców. Dziewczyna Wildersów wylądowała w krasnorostach morskich. Jedna z łodyg zawinęła się wokół jej szyi jak pętla. Nie miała szans wydostać się na powierzchnię.
- Widziałeś ciało?
- Znalazłem ją - Doug rozluźnił rękę, która trzymała telefon. Igła na jego barometrze odpadała, podmuchy wiatru wzmagały się. Z całą pewnością on nie powinien pozwalać Vadimowi wkurzyć go tak bardzo, że byłby w stanie rozbić telefon swoim chwytem.
- To dobrze - Vadim wydawał się na zadowolonego - Wyciągnąłeś dziewczynę do brzegu?
- Zwariowałeś? Miałem szczęście, że sam wyszedłem. To jest pieprzony zimny ocean. - Doug mówił z zaciśniętymi zębami - Miałem hipotermię.
- Też mi coś.
- Jestem pewny, że twój facet wąż jest wciąż zapłakany.
- Foka - Vadim zachichotał - Przerażający facet, nie sądzisz?
- On jest tym, który będzie się zajmował problem Wildersów? - Doug zapytał z wymuszonym brakiem niepokoju.
- Problemem Wilderów będę zajmował się osobiście. Sytuacja jest zbyt delikatna by zostawić ją podwładnym.
- Co to było, co powiedziałeś mi, że zamierzasz zrobić? Coś o poinformowaniu urzędu imigracyjnego kim naprawdę jest Konstantin i o wszystkich jego przestępstwach, które popełnił i dopilnowaniu aby wyeksmitowano go z kraju z jego śliczną żoną?
- To był moim pierwotny plan. - Doug mógł słyszeć śmiech w Vadima - teraz nastąpiło kilka zmian.
-Jaki jest twój plan teraz? - Dougowi było niedobrze - Teraz zamierzasz wykończyć ich również finansowo?
- Może coś trochę bardziej niż to. Właśnie przystępuję do wyciągnięcia ich na zewnątrz.
Doug chciał uderzyć w biurko. Jak mógł być tak głupi żeby wierzyć Vadimowi w to co mówił Wildersach? Jak mógł wierzyć w cokolwiek? Jak mógł sprzedać siebie i swoje talenty Vadimowi?
Vadim obniżył swój głos - Co z ikoną? Znalazłeś ją?
- Ikona? Jak ikona?
- Pamiętasz. Rozmawialiśmy o tym.
Faktycznie. Vadim bardzo jej chciał - Nie poznał bym ikony gdyby nawet ugryzła mnie w dupę.
Głośny wrzask kobiety przerwał hałas przyjęcia i chaos ucichł.
- Zaczekaj - Vadim mamrotał.
Dźwięki stały się cichsze. Doug słyszał zamykanie drzwi i było cicho.
Vadim mówił łagodnie jakby bał się, że przypadkiem zostanie usłyszanym - Tą rozpoznasz. To jest niewielka biała bryłka, może trzy na trzy, antyk, z portretem Maryi Dziewicy.
Doug zaśmiał się - Wielki Varinski, przywódca zbiera religijną sztukę?
- Znajdź to, a zapłacę dwadzieścia milionów.
Doug odgrywał niemowę. Studiował historię Varinskich organizacji oraz legendy o nich. Wiedział której ikony Vadim szuka. To musiała być jedna z czterech ikon rodzinnych, które Konstantin dostarczył diabłu do scementowania umowy.
Ale te ikony zniknęły. Dlaczego Vadim szukał ich teraz? Dlaczego ta szczególna ikona była tak ważna że zapłaciłby taką wyśrubowaną sumę za to? Jak Doug mógłby użyć tego na swoją korzyść? - Musi być więcej niż jedna rosyjska ikona. Jak wiedziałbym czy znalazłem tę właściwą ikonę?
- Podnieś ją, a ona wypali cię do szpiku kości.
Doug poruszył swoją ręką - Co ta ikona ma przeciwko mnie?
- Nie tylko przeciwko Tobie. To spali jakiegokolwiek Varinskiego. - akcent Vadima był prawie niezauważalny. Brzmiał jak młody Amerykanin, i nie jak bezwzględny zabójca, ale Doug znał prawdę. Facet był nieustępliwy w pościgu i zrobił swoje w poszukiwaniu ikony.
- Więc każdy członek twojej organizacji szuka tej głupiej ikony? To znaczy... każdy kto nie jest na przyjęciu z tobą?
Prawie mógł słyszeć, jak Vadim decydował się jak dużo powiedzieć - Moje źródła informują, że Firebird Wilder może ją mieć.
- Pieprzyć to, jeśli wejdę do wody jeszcze raz by przeszukać jej ciało - Doug powiedział przeciągając samogłoski - Już przeszukałem jej rzeczy, które tu zostawiła. Nie było niczego co by wyglądało jak ikona, którą mi opisałeś.
- Wyślij mi wszystko.
- Zwariowałeś? Rzuciłem to do oceanu. Gdy zorientują się, że zniknęła i byłem ostatni, z którym ją widziano, to będę miał przesrane. Będę potrzebował alibi i powiem, że była załamana ponieważ nie chciałem jej i popełniła samobójstwo. - ze wstrętem w jego głosie, Doug powiedział - Naprawdę spieprzyłeś to dla mnie, ty dupku.
- Dwadzieścia milionów za ikonę powinno załagodzić twoje zranione uczucia.
- W porządku. Popatrzę. Ale wiesz co, przemyślę to. Ostatnim razem przekazałem ci informacje, zapłaciłeś mi i wtedy próbowałeś mnie zabić.
- Mówiłem ci to nie Ty byłeś celem. Ponadto, nadal żyjesz, więc skończ marudzić. Dwadzieścia milionów za ikonę.
Doug nie zwrócił na to uwagi - Obejrzę każde miejsce gdzie była Firebird. Wiem gdzie ukryłem jej samochód. Jeśli miała ikonę, znajdę ją, a kiedy zrobię to, pobiorę opłatę dość, a kiedy twoi matoły przyjdą po mnie, będę miał ochronę. Więc sprzedam to - zrobił efektowną pauzę - za sto milionów.
- Sto... Ty... głupi... Amerykanie! - Vadim wyjąkał zdziwiony - Nie zapłacę tyle!
- W takim razie wystawię ją na licytację. Ktoś zapłaci.
- Ty... ty... Czy znajdujesz ikonę czy nie, zamierzam zabić cię! - teraz Doug mógł słyszeć jego akcent, wyraźnie.
- Oh. Drżę ze strachu - Doug wyśmiewał się.
- Prowokujesz mnie!
- Po prostu się Ciebie nie boję - z dużym zadowoleniem, Doug odłożył słuchawkę.
Miał informacje, rozproszył i rozwścieczył Vadima i przekonał go, że Firebird nie żyje.
Teraz wszystko co miał do roboty to czekać na rozmowę telefoniczną, która na pewno będzie miała miejsce.
Otwierając szufladę swojego biurka, spojrzał na zwój wodorostów morskich wewnątrz niej - zwój, który złapał w pułapkę Firebird w oceanie, zwój który nosiła jak naszyjnik wokół swojej szyi.
Złapał główną łodygę. Bardzo ostrożnie, podniósł krasnorosty morskie. Wpatrywał się w mały, kwadratowy biały kwadracik zaplątany w liściach pierzastych - i ciemnooką Dziewicę Maryję, wpatrywała się z wyrzutem na niego.
Vadim nie uświadamiał sobie tego ale Doug trzymał wszystkie atuty w reku.