Co chcecie mi dać a ja wam Go wydam kazania pasyjne(1)


  1. „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam?”

Co uzyskam za zdradę Boga?

Plan: I. Judasz spotyka się z arcykapłanami:

  1. Okoliczności historyczne.

  2. Co postanawiają arcykapłani?

  3. Wejście Judasza.

II. „Co mi dacie...":

  1. Tak było dwa tysiące lat temu.

  2. Tak działo się w obozach hitlerowskich i w czasach komunizmu.

  3. Takie pytania stawia dziś wielu ludzi.

  1. 1. Zbliżało się święto żydowskiej Paschy, na które przy­chodził tłum wiernych z całego Izraela. Najwyżsi kapłani i fary­zeusze dobrze wiedzieli, że czasu jest mało, jeżeli chcą pozbyć się Jezusa z Nazaretu. Zebrali się na naradę w pałacu Kajfasza. Nie radzili nad tym, czy zgładzić Jezusa, ale nad tym, jak to uczynić. Przecież Jezus był ulubieńcem tłumów. Należało więc obmyślić plan, jak pozbyć się Jezusa, nie wywołując gniewu tłumów. Dodatkową trudnością było to, że Poncjusz Piłat, pro­kurator Judei, namiestnik cesarza, miał w pogotowiu wojsko, które gotowe było stłumić wszelkie rozruchy. A mogło do nich dojść, gdyby Jezusa aresztowano na oczach ludzi.

  1. Pamiętając o tym wszystkim najwyżsi kapłani i starsi ludu zebrali się w pałacu Kajfasza.

Zaraz na wstępie orzekli: „Tylko nie w czasie święta, aby nie powstało wzburzenie wśród ludu" (Mt 26,5). Zgodzono się, że Jezus musi umrzeć, ale niektórzy członkowie Sanhedrynu ostrzegali, że stanowi to wielkie niebezpieczeństwo, bo nawet ujęcie Go w tajemnicy może wzburzyć ludzi. Jednak odwlekanie Jego śmierci jest także wielce nieroztropne. Stanowi bowiem poważne zagrożenie dla starszyzny żydowskiej, gdyż Jezus cieszy się coraz większą popularnością. Zaś po święcie Paschy Jezus może odejść z Jerozolimy wraz z pielgrzymami. Należało więc działać szybko. Nikt jednak nie wiedział, co zro­bić. Do Paschy zostały zaledwie trzy dni.

3. Pomoc nadeszła z najbardziej niespodziewanej strony. Zjawił się uczeń Mistrza z Nazaretu, Judasz, i zapytał: „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam"? Ustalono cenę na 30 srebr­ników. Jak duża to była suma? Otóż za 30 srebrników można było nabyć niewolnika albo - według niektórych historyków -kupić krowę.

Co kierowało Judaszem, że dopuścił się tak haniebnej zdrady? Nawet na podstawie skąpego przekazu Ewangelii można wskazać wiele przyczyn. Jedną z nich było umiłowanie pieniądza - nadmierne umiłowanie! To przecież Judasz pod­czas namaszczenia nóg Jezusowi w Betanii oburzał się, że zmarnowano tyle pieniędzy. Ewangelista dodaje, że Judasz chciał uzupełnić trzos, a był skarbnikiem w gronie Apostołów i zarazem złodziejem. Św. Łukasz podaje niezwykle istotny szczegół. Mówiąc o zdradzie, pisze: „w Judasza wtedy szatan wszedł" (Łk 22,3). Do takiego czynu, do zdrady swego Na­uczyciela, Mistrza przez ucznia, jednego z Dwunastu, mógł pchnąć tylko szatan. Natomiast św. Mateusz, pisząc Ewangelię przede wszystkim dla Żydów, podkreśla, że w czynie Judasza wypełniły się proroctwa Starego Testamentu, a więc wypełnił się plan Boga Ojca, by wydać swego jedynego Syna na śmierć, a przez to zbawić wszystkich ludzi. Tragedią Judasza jest to, że tak nisko upadł i mógł być wykorzystany do tego celu.

Co miał Judasz uczynić za 30 srebrników? Można powie­dzieć: niewiele. Miał pomóc w uwięzieniu Jezusa.

II. „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam?".

1. To pytanie przez dwa tysiące lat powtarzane jest przez tych, którzy idą w ślady Judasza, którzy bardziej umiłowali złoto, srebro, dobra tego świata niż samego Boga. Powtarzane jest przez tych, którzy stracili wiarę w prawdziwego Boga, ale wierzą w fałszywych bożków, którzy mogą ich zbawić. Po­wtarzane jest przez tych, którzy powoli, ale skutecznie pozwa­lają się opanować szatanowi. Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa byli tacy, którzy wyznawców Chrystusa wydawali na śmierć.

  1. Tak działo się podczas wielu bezbożnych rewolucji. Dzieci wydawały rodziców, sąsiad sąsiada. I w obozach koncentracyj­nych zdarzały się przypadki, że ktoś za chleb, za lepsze traktowanie donosił na współwięźnia. Chociaż, trzeba przyznać, ma­my też wiele przykładów heroicznych zachowań. W czasach komunizmu tylu Polaków porzucało wiarę otrzymaną od rodziców, zapisywali się do partii komunistycznej, której celem była walka z Bogiem i Kościołem. Wyrzekali się Boga dla stanowiska, dla odznaczenia, dla awansu. Wtedy człowiek wierzący nie mógł zajmować kierowniczego stanowiska.

  2. Minęły czasu komunizmu, a dziś sytuacja niewiele się zmieniła. Iluż wiernych naszego Kościoła wyjeżdża do pracy za granicę. Tam często trzeba płacić podatek na rzecz Kościoła - kilka euro. Występują więc z Kościoła. Zaświadczenie przy­chodzi do parafii, ksiądz wkleja je do księgi chrztów. Oni po powrocie domagają się takiego traktowania przez Kościół jak wcześniej, a przecież publicznie wyrzekli się Boga. „Co mi dacie, a ja wam Go wydam?"

Módl się, bracie i siostro, gorąco, byś nigdy Judaszowego pytania nie stawiał w swoim życiu. Kardynał Jan Koree ze Słowacji napisał wspomnienia ze swego życia. Nadał im zna­mienny tytuł: Po barbarzyńskiej nocy. Wspomina kapłana na­zwiskiem Strąka, który zmuszony przez komunistów różnymi sposobami do współpracy (musiał mieć słaby charakter) już 5 maja 1945 r. przybył do siedziby biskupa spiskiego i wręczył mu nakaz aresztowania. Biskup w samochodzie powiadomił go, że został wyłączony ze społeczności kościelnej. Biskup trafił do ciężkiego więzienia i był okrutnie torturowany. Kiedy ów kapłan zachorował, poprosił swoich mocodawców, by mogły pielęgnować go siostry zakonne. Umierał w szpitalu i tam, pod kontrolą władz, doglądały go siostry św. Francisz­ka. Śmiertelnie chory prosił władze, by mógł odbyć spo­wiedź... i w tym miejscu w książce znajduje się wielokropek. Nie dopowiedział, kardynał czy mu sprowadzili kapłana, czy nie. Więc tego nie wiemy. „Co mi dacie?" W jego przypadku nic mu nie dali. Prawdopodobnie nawet tego, co należy się człowiekowi w chwili śmierci - okazji do spowiedzi św.

„Co mi dacie, a ja wam wydam bliźniego?" „Co mi dacie, a ja wam wydam Chrystusa?". Nie pytaj tak nigdy. Jeżeli pyta­łeś w jakikolwiek sposób, to teraz na kolanach wołaj: Święty Boże, święty mocny, Święty, a nieśmiertelny". Amen

2. „Jednej godziny nie mogłeś czuwać?”

Tak trudno ci wytrwać przy Chrystusie?

Plan: I. Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym:

  1. Droga do ogrodu.

  2. Modlitwa Pana Jezusa.

  3. Zachowanie się apostołów.

II. „Szymonie śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać?":

  1. Czuwanie w sprawach doczesnych.

  2. Czuwanie z Chrystusem:

  1. na niedzielnej Mszy Św.,

  2. na innych nabożeństwach,

  3. będąc w łasce uświęcającej,

  4. na codziennej modlitwie.

I. Św. Jan Ewangelista zaznacza, że po zakończeniu Ostat­niej Wieczerzy „Jezus wyszedł z uczniami za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie" (J 18,1).

1. Droga z Wieczernika do ogrodu Getsemani wynosiła nie­co ponad jeden kilometr. Że wzgórza jerozolimskiego należało zejść dosyć stromo w dół. W jasną noc, przy pełni księżyca, cała grupa Apostołów z Jezusem szła w kierunku potoku zwanego Cedron. Dla Jezusa, który wszystko wiedział o swej przyszłości, była to droga na spotkanie ze swoim uczniem-zdrajcą: droga ku śmierci jakże okrutnej. Doskonale wiedział nasz Zbawiciel, co Go czeka, ale wiedział też, że to konieczne dla naszego zbawienia, w rozmowie z uczniami zapowiedział, że w nocy wszyscy Go opuszczą. Musiało to na nich zrobić wielkie wrażenie, zapewniali swego Mistrza, że to nieprawdopodobne. Szczególnie gorliwie czynił to Piotr Apostoł, a na dowód tego, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo pokazał dwa miecze ukryte pod płaszczem. Jezus wyjaśnił mu, że właśnie on trzykrotnie zaprze się Go zanim nastanie ranek - zanim kogut zapieje.

2. Rozmowa z Jezusem zasmuciła uczniów. I w takiej at­mosferze doszli do Getsemani. Ogród był ogrodzony murem i należał, prawie z całą pewnością, do rodziny św. Marka. Jezus oddalił się na wspólną modlitwę z Piotrem, Janem i Jakubem. Pozostałych ośmiu miało wypoczywać w pobliskiej grocie. Dla­czego wybiera tych trzech - pozostanie tajemnicą, przypomnij­my jednak, że to oni także byli świadkami wskrzeszenia córki Jaira i przemienienia na górze Tabor. Chciał mieć przy sobie najbliższych, by się nie czuć samotnym w chwili wielkiej próby. Chociaż weszli z Nim do Getsemani, to jednak Jezus polecił im, by pozostali na miejscu, a On się oddalił. Pouczył ich tylko: „Czuwajcie i módlcie się" (Mk 14,38). Ci trzej Apostołowie nie­świadomi, co przeżywa ich Nauczyciel, nie zwrócili większej uwagi na te słowa. Gdy tylko Jezus oddalił się, ogarnął ich błogi spokój, zasnęli. Nie do końca wiedzieli, co działo się w Ogro­dzie Oliwnym. W tak ważnej chwili zasnął Szymon: „Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać ze mną?". W drodze do Ogrodu Piotr zapewnia o swej wierności, o gotowości pójścia nawet na śmierć, a w tak ważnej chwili zasnął.

II. „Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać?" To pytanie aktualne jest i dziś, bo każde słowo Ewangelii jest ponadczasowe.

  1. Czuwamy, bo coś ma się wydarzyć. Ma ono często szla­chetne przyczyny, ale zdarza się czuwanie w złych zamiarach, kiedy liczymy na okazję do grzechu.

  2. Jednak Chrystus Pan do tamtych uczniów i do tych, za których my się uważamy, mówi: „Jednej godziny nie mogłeś czuwać?"

a) Czuwanie z Chrystusem to jedna godzina przeznaczo­na na niedzielną Mszę św.

Jezus Chrystus pyta wielu parafian „jednej godziny nie mogłeś czuwać ze mną?" Spóźniłeś się - mówi Chrystus - wy­chodząc późno z domu czy paląc papierosa przed kościołem. Jedna godzina czuwania ze mną wydawała ci się za długa. Wy­szedłeś wcześniej, boś jak małe dziecko pytał, czy poświęcić jedną godzinę ze 168 godzin to nie za dużo? Nie chciałeś wi­dzieć, jak się za ciebie i za każdego z nas jeszcze raz ofiaruję. Może wyskoczyłeś na piwo zamiast uczestniczyć we Mszy św.

Z Włoch wraca delegacja naukowców. Na Okęciu współ-pasażerce proponują miejsce w samochodzie. Ona rezygnuje i mówi: Nie, dziękuję jeszcze dziś nie byłam na Mszy Św., i najpierw wstępuje do jednego z warszawskich kościołów, a potem pociągiem jedzie do domu. Był to dzień powszedni.

b) Czuwanie z Chrystusem to dobrowolne uczestnictwo w gorzkich żalach, nowennie, drodze krzyżowej, nabożeństwie majowym czy różańcowym. To także przyjście na wyznaczoną raz w roku adorację parafialną. To także przyjście na adoracje w Wielki Czwartek czy w Wielki Piątek.

  1. Czuwanie z Chrystusem to także trwanie przez dłuższy czas w łasce uświęcającej po dobrze odprawionej spowiedzi. Prawie co roku ktoś mówi: rekolekcje odbywają się za wcze­śnie. Wielu chciałoby, aby odbywały się dopiero w Wielkim Tygodniu, aby przez trzy dni żyć po Bożemu, a potem wrócić do starych grzechów.

  2. Czuwać z Chrystusem to codziennie uklęknąć do modli­twy. Nie mówię: do bezmyślnego klepania wyuczonych w dzie­ciństwie modlitw. Jeżeli będzie w twoim życiu codzienna mo­dlitwa, to nie tak łatwo ulegniesz grzechowi, będziesz znośniejszy dla swego otoczenia. Będziesz radośniejszy i nie utra­cisz ochoty do życia.

Znanym opiekunem biednych w Afryce, a zarazem teolo­giem, lekarzem, architektem i muzykiem był Albert Schwei­tzer. Mówił: W Afryce panuje śpiączka, najpierw ludzie są ociężali, zmęczeni, aż wreszcie leżą w śpiączce i umierają. Nie chcą się poddać leczeniu. W Europie panuje śpiączka duszy. Nie czujemy, kiedy nadchodzi. Dlatego musicie na nią bardzo uważać. A kiedy dostrzeżecie w sobie najmniejszą obojętność, poczujecie, że ogarnia was niechęć do pracy nad sobą, wtedy musicie coś z sobą zrobić. Poddać się duchowemu leczeniu. Co by powiedział dziś Albert Schweitzer po prawie stu latach? Chyba jeszcze mocniej ostrzegałby przed duchową śpiączką. Bracie, siostro, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś (nie mogłaś) czuwać? Za tę duchową śpiączkę przepraszajmy!

Jezu, przebacz! Jezu, wspomóż nas!

Jezu, zmiłuj się nad nami! Amen.

  1. „Przyjacielu, po coś przyszedł?”

A ty po coś przyszedł?

Plan: I. Jezus modli się w Ogrójcu:

  1. Jezus oddala się od Apostołów.

  2. Trzykrotna modlitwa.

3 . Krwawy pot oraz nadejście Judasza.

II. „Przyjacielu, po coś przyszedł?"

  1. Do kościoła.

  2. Na katechezę.

  3. Na pogrzeb.

I. Jezus Chrystus po wejściu do Ogrodu Oliwnego zachęca trzech Apostołów - Piotra, Jakuba i Jana - by czuwali i modlili się razem z Nim.

  1. Odchodząc od nich mówi: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci". Te słowa świadczą o tym, co działo się w duszy Zba­wiciela. Przeżywa opuszczenie i trwogę. Opuszczenie, bo Ju­dasz Go zdradził, a pozostali Apostołowie wcale Go nie ro­zumieją. Przeżywa trwogę, bo wie doskonale, co Go czeka. Niektórzy ludzie po uświadomieniu sobie, co ich czeka - nie­uleczalna choroba czy dotkliwe doświadczenie - popełnia samobójstwo. Jezus przecież był także człowiekiem i jako człowiek to wszystko odczuwał. Matki nie było z Nim, a ci, którzy byli Mu najbliżsi, okazali całkowitą obojętność. Dlatego nie dziwimy się, że z Jego ust wyrywają się słowa: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci".

  2. Oddala się od Apostołów, jak zaznacza Ewangelia, na rzut kamienia, a więc niezbyt daleko. Odszedł na modlitwę. U Izraelitów był i jest zwyczaj głośnej modlitwy, a więc każdy może usłyszeć, co inni w synagodze mówią do Boga. Aposto­łowie usłyszeli, że Jezus zwrócił się do swego Ojca: „Ojcze, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty" (Mt 26,39). Słowa pełne lęku przed tym, co Go cze­ka, ale zarazem słowa pełne synowskiego oddania: to uczyni Jezus Chrystus, Syn Boży, co Ojciec zadecyduje. A Ojciec już od wieków postanowił, że należy ratować zbuntowane stwo­rzenie, jakim jest człowiek. Ludzka wola Jezusa Chrystusa opiera się przed nadchodzącym bólem, ale jako Bóg wie, że jest on konieczny dla naszego zbawienia. Można śmiało po­wiedzieć, że w Jezusie Chrystusie toczyła się walka tego, co miał z ludzkiej natury, z tym, co było w Nim z Boga. Zwycię­żyło to, co boskie - poddanie się woli Ojca.

3. Naszego Zbawiciela w Getsemani przedstawia się w pozycji klęczącej. Nie było zwyczajem u Żydów by się tak modlić. Jednak Jezus osłabiony opiera się o skałę, modli się i cierpi. To cierpienie nazywamy „agonią". Według Greków to słowo oznacza działanie z wewnętrznym niepokojem i głęboką bojaźnią. Oznaczało walkę na śmierć i życie. Na obliczu Jezusa pojawił się krwawy pot. To zjawisko znane jest medycynie. Opi­sał je nie tylko św. Łukasz Ewangelista, który z wykształcenia był lekarzem. Agonia przedłużała się. Było blisko północy, kiedy Jezus wreszcie wstał i oznajmił Apostołom, że zbliża się już ten, który Go wyda. Judasz idący na czele dwóch oddziałów straży zbliża się do Jezusa, całuje Go, by dać żołnierzom znak, że to ten, którego szukają. Wtedy Jezus zapytał go: „Przyjacielu, po coś przy­szedł?" „Pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego".

II. „Przyjacielu, po coś przyszedł?" I nam dziś Jezus stawia to samo pytanie: po coś przyszedł?

1. Po coś przyszedł do kościoła? Dla ludzkiej opinii, bo co powiedzą sąsiedzi? Niektórzy chodzą do kościoła, choć na co dzień lekceważą sobie Boże przykazania, ślub kościelny uwa­żają za zupełnie niepotrzebny. Po coś przyszedł? Kiedyś wielu przychodziło, aby posłuchać, a może i nagrać kazanie księdza,

nie dla modlitwy, ale aby donieść. Po coś przyszedł? Może dla spotkania ze znajomym, dla pokazania się w nowym stroju albo zobaczenia czyjejś nowej kreacji?

  1. „Przyjacielu, po coś przyszedł?" To pytanie do młodego pokolenia. Przyszedłeś na katechezę, bo cię w jakiś sposób zmuszono. Może wytykano by cię palcami. Przyszedłeś, ale przeszkadzasz na katechezie. Po coś przyszedł w takim razie? Przyszedłeś, ale się nie uczysz. I później tylu wiernych nie ma żadnej wiedzy religijnej. Po co posyłasz, ojcze i matko, swoje dziecko na religię? Jeżeli nie dopingujesz go w nauce albo, co gorsze, uważasz, że katecheta wymaga zbyt dużo. Po coś przyszedł? Może kpić z katechety, katechetki albo z treści tam ci przekazywanej?

  2. „Przyjacielu, po coś przyszedł?" Po coś przyszedł na po­grzeb. Czy kieruje tobą duch modlitwy? Może przyszedłeś, by zobaczyć, jak się rodzina zachowa, co kapłan powie na kaza­niu. Może przyszedłeś tylko dlatego, że wydelegował cię za­kład? Po coś przyszedł? Aby sobie porozmawiać z dawno niewidzianymi znajomymi? Jeżeli przyszedłeś z potrzeby ser­ca, bo zgasł ktoś bliski, znajomy, parafianin i chcesz mu przez udział we Mszy św. pogrzebowej pomóc, to kierujesz się dobrą intencją.

Istnieje żydowskie opowiadanie o rabinie i słuchaczu jego nauk. Słuchacz mówi rabinowi: kiedy mówisz, wznoszę się niemal do nieba i odczuwam chęć, aby żyć uczciwie, ale po powrocie do domu o wszystkim zapominam. Rabin mu od­powiedział: Skąd płynie twoje światło? Jeśli idziesz przez las i kolega oświeca ci drogę, to widzicie dobrze obydwaj. Ale kiedy on odejdzie, zostajesz sam w ciemności, bo nie masz własnego światła. Staraj się słuchać tak, by zapaliła się twoja lampa, którą Pan umieścił w twoim sercu.

Z tobą jest podobnie: jeśli światło nie zapali się w twoim sercu, to śmiało za Chrystusem możesz zapytać samego siebie: „Przyjacielu, po coś ty tu przyszedł?". Amen.

  1. „Kogo szukacie?”

Kogo szukacie w osobie Jezusa Chrystusa?

Plan: I. Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym:

  1. Kto idzie po Jezusa?

  2. Zachowanie Apostołów.

  3. Jezus pyta żołnierzy: „Kogo szukacie?"

II. Kogo szukasz w osobie Jezusa Chrystusa?

  1. Cudotwórcy w sprawach zdrowia i materialnych?

  2. Wielkiego reformatora społecznego?

  3. Filozofa zmieniającego myślenie ludzi?

I. Jezus kończy modlitwę w Ogrodzie Oliwnym. Trzej Apostołowie - Piotr, Jan i Jakub - śpią spokojnie pod drze­wem oliwnym. Pozostałych ośmiu odpoczywa w niedalekiej grocie, i tylko On - Chrystus Pan - opuszczony przez wszyst­kich, samotnie cierpi. Właściwie to Jego wolny wybór, by sa­motnie cierpieć za każdego z nas. A każda chwila cierpienia ma wartość odkupienia całego świata, bo to ból nie tylko człowieka, ale także prawdziwego Boga.

1. Do Ogrodu Oliwnego zbliża się oddział żołnierzy wy­stawiony przez Piłata, zwany kohortą, oczywiście tylko jej część, bo kohorta rzymska liczyła 600 żołnierzy. Piłat zgodził się na wysłanie swoich żołnierzy, bo zapewne delegacja Ży­dów przedstawiła mu Nauczyciela z Nazaretu jako szczegól­nie niebezpiecznego buntownika i wichrzyciela. Za żołnie­rzami szedł wielki tłum z mieczami i kijami, wysłany przez przedniejszych kapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. O tym tłumie wspomina tylko św. Marek, a jako że, według wszelkiego prawdopodobieństwa, ogród należał do jego ro­dziny, więc i on sam mógł być w pobliżu, św. Jan dodaje, że ten wielki tłum składał się w większości ze sług świątynnych. Na ich czele szedł jeden z Dwunastu - Judasz.

  1. Dopiero wtedy Apostołowie zorientowali się, że nade­szła godzina, o której Jezus wielokrotnie mówił. Zbiegli się razem, ale to, co zobaczyli, przeraziło ich, bo nie mieli szans w starciu z żołnierzami. Św. Piotr chwycił jednak za miecz i uderzył sługę najwyższego kapłana. Słudze było na imię Malchos. Tylko św. Jan je wymienia. Dodaje też, że Piotr od­ciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: „Schowaj miecz (...), którzy za miecz chwytają od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógł­bym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwa­naście zastępów aniołów, jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi" (Mt 26,52-54). Apostołowie jeszcze niezupełnie świado­mi roli, jaką miał odegrać Jezus, uciekli.

  2. Pozostał sam przed tłumem czekającym na rozkaz poj­mania. Jezus zbliżył się do niego i otwarcie zapytał: „Kogo szu­kacie?" Odpowiedzieli Mu: „Jezusa z Nazaretu". Zbawiciel wy­jawia im: „Ja jestem". Na te słowa cofnęli się, jak pisze św. Jan, i upadli na ziemię. A Jezus zapytał ich ponownie: „Kogo szuka­cie?". Znów odpowiedzieli: „Jezusa z Nazaretu". „Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść" (J 18,8) - mówi o uciekających Apostołach. Znamy z historii wypadki, że i wobec innych osobistości, jak np. Mariusza i Marka Antoniusza, wysłani mordercy upadają na twarz. Jest bardzo prawdopodobne, że strażnicy ulegli niezwykłej chary­zmie Chrystusa Pana. Zostali nią przytłoczeni. Jednak rozkaz dowódcy zmusił ich do pojmania Jezusa.

II. „Kogo szukacie?" To odwieczne pytanie Jezusa z Nazaretu, naszego Zbawcy.

1. Po cudownym rozmnożeniu chleba Żydzi pragnęli ob­wołać Go królem. Jezus pouczył ich: „Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale żeście jedli chleb do sytości" (J 6,26). Tłu­macząc to tak, żeby każdy zrozumiał, powiemy: Szukacie mnie, bo bez pracy chcecie mieć pożywienie. Nie interesuje was moje Bóstwo. Po zapowiedzi Jezusa, iż zamierza sprawić,

by Jego Ciało było naszym pokarmem, wszyscy z wyjątkiem Apostołów opuścili Go.

Kogo my dziś szukamy w Jezusie Chrystusie?' Wielu widzi w Nim uzdrowiciela z najgorszych chorób. Dlatego w chorobie, zwłaszcza nieuleczalnej, udajemy się do Niego, bo uważamy Go za cudownego lekarza, znachora, ale brakuje nam wiary w Jego Bóstwo. Jezus zawsze przed uzdrowieniem pytał: wierzysz w to, że mogę cię uzdrowić? My dziś chcielibyśmy zostać uzdrowieni, mimo że nasza wiara jest słaba. Gdy nam nic nie dolega, to nie interesujemy się Nim. Szukamy Go też jako niezwykłego eko­nomisty, by zaradził naszym niedostatkom materialnym.

  1. Wielu upatruje w Nim wielkiego społecznika. W Ameryce Południowej wiele narodów żyje w biedzie. Uważają, że to Jezus winien zmienić ich los. Tak narodziła się tam teologia wyzwole­nia. Chrystus potrzebny im jest tylko do wyzwolenia społeczne­go, wyzwolenia z nędzy materialnej, zależności od bogatych.

  2. Niektórzy - także wielu chrześcijan uważa Go za wiel­kiego filozofa, myśliciela. Tak sobie mówią: rzeczywiście ten Jezus żyjący dwa tysiące lat temu był niezwykle mądry. Pozo­stawił tyle pięknych nauk. Przewyższał wszystkich filozofów. Ale to tylko człowiek.

„Kogo szukacie?" „Jezusa z Nazaretu". Odpowiedź może być tylko jedna dla nas ludzi wierzących, to odpowiedź św. Piotra Apostoła:

„Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego" (Mt 16,16) i „Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego" (J 6,68).

W albumie „Jan Paweł II - ilustrowana biografia" na stronie 29. jest fotografia Stalina i Bieruta. Umieszczono pod nią pod­pis: Ojcowie narodu - patrzą w świetlaną przyszłość - bez Boga". Jak wyglądała ta świetlana przyszłość z łagrami, ze zniewoleniem umysłów i serc, z pustymi półkami w sklepie, to jeszcze pamiętamy. Taka świetlana przyszłość wróży się każ­demu, kto bez Chrystusa, jako Boga, będzie chciał iść przez ziemię i do wieczności. Amen.

5„Czego uczyłeś swoich uczniów?”

Czego my uczymy?

Plan: I. Jezus przed sędziami żydowskimi:

  1. Dlaczego się tam znalazł?

  2. Annasz przesłuchuje Jezusa.

  3. Sługa Annasza uderza Jezusa.

II. „Czego uczyłeś?"

  1. My jako kapłani.

  2. Wy ojcowie i matki.

3. Wy jako bliźni?

I. Po pojmaniu naszego Zbawiciela w Getsemani żołnierze i słudzy arcykapłana, prowadzą Jezusa przed sąd najwyższego arcykapłana. Szli początkowo wzdłuż potoku Cedron, a potem ruszyli w górę. Szli właściwie tą samą drogą, którą Jezus schodził do Ogrodu Oliwnego.

  1. Zaprowadzili Go najpierw przed oblicze Annasza. Nie był on wprawdzie w tym czasie urzędującym arcykapłanem, a zatem sędzią i duchowym przywódcą Izraela. Tę rolę i god­ność pełnił Kajfasz. Dlaczego więc pierwszym przesłuchują­cym ma być Annasz? Są przynajmniej dwa powody. Pierwszy to ten, że Kajfasz chciał zyskać na czasie. Musiał zebrać Wyso­ką Radę i ustalić, jak pokierować sądem Jezusa. Poza tym An­nasz był człowiekiem wpływowym, a przy tym teściem Kajfa­sza, więc z samego szacunku wskazane było, aby do niego najpierw przyprowadzono Jezusa.

  2. Annasz nie mógł wydać wyroku na Jezusa, ale mógł Go przesłuchać. Wypytywał więc Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus nie tworzył żadnego tajnego związku, nauczał publicznie, dlatego odpowiedział: „Ja przemawiałem jawnie przed

światem. Uczyłem zawsze w synagogach i w świątyni, gdzie zbierają się wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz. Zapytaj tych, którzy słyszeli, co mówiłam"'(J 18,20-21).

3. Taka odpowiedź zdenerwowała Annasza, spodziewał się on bowiem, że wydobędzie od Niego jakieś dowody, które po­służą do urzędowego oskarżenia. To niezadowolenie zauważył jeden ze stojących w sali gorliwych sług. Stojąc widocznie bli­sko Jezusa, uderzył Go w twarz i rzekł oburzony: „Tak odpowia­dasz arcykapłanowi?" (J 18,22). A Jezus spokojnie, mimo bólu, zwraca się do niego: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?" (J 18,22). Takiego trak­towania nie przewidywało żadne prawo, a więc było bezpra­wiem. Podobnie traktowały oskarżonych sądy w systemach totalitarnych - czyli w faszyzmie i komunizmie.

II. To pytanie: „czego uczyłeś?" - postawione wprawdzie nie przez Jezusa, ale przez Annasza, umieszczone jednak w Ewange­lii, odnosi się do każdego z nas. Chrystus przez Ewangelię pyta każdego - nas kapłanów i was bracia i siostry - „czego uczyłeś?"

1. Stawia to pytanie nam kapłanom. Czego uczyliście? Każdy kapłan otrzymał w dniu święceń nakaz głoszenia całej nauki Jezusa Chrystusa. Nie może więc głosić tylko tego, co się ludziom podoba, ma obowiązek poruszać także tematy trudne i w wielu wypadkach niewygodne dla wiernych, jak choćby grzech, piekło, szatan, sprawiedliwość Boża. Już św. Paweł pi­sał do swego ucznia, św. Tymoteusza: „Jeśli zajdzie potrzeba, po­kazuj błądzącym, że są w błędzie... Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań (...) będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a zwrócą się ku zmyślonym opowiadaniom" (2 Tm 4,3-4). To się spełnia w dzisiejszych czasach. Jeden z kapłanów, przygotowu­jąc misje w parafii, zaproponował ankietę z pytaniem o tematy, które winny być poruszane. Nie znalazł tematów takich, jak przykazania, grzech, kara wieczna. Kapłan ma obowiązek gło­sić całą naukę Bożą. Bóg go kiedyś zapyta: czego uczyłeś? Bę­dzie to pytanie retoryczne, bo Bóg wie doskonale, czego kapłan

naucza. Gdyby unikał czegoś, musi za to odpowiedzieć przed Najwyższym Panem.

  1. „Czego uczyłeś?" To pytanie zada tobie Bóg, ojcze i mat­ko. Czy nauczyliście przykazań Bożych swoje dzieci? Czy uczy­liście także przykładem swego życia, a nie tylko słowami? Cze­go uczą rodzice, jakich słów i czynów, to łatwo poznać po życiu ich dzieci. „Czego uczyłeś?" Czy nauczyłeś kultury, zachowania się w środowisku społecznym i w środowisku naturalnym? A czy uczyłeś poszanowania dla drugiego człowieka - dla dziecka, dla chorego, dla wychowawcy? Jak rodzice odnoszą się do bliźnich, tak samo postąpią ich dzieci. Niestety, dziś wielu rodziców niczego nie uczy, a może nawet daje zły przykład. Ale też trzeba powiedzieć, że jest wielu ojców, wiele matek, którzy i które nie boją się tego pytania: „Czego uczyłeś?" Może nie do­staną odznaczenia ani nie pokażą ich w telewizji, ale na naj­większym forum świata, na Sądzie Ostatecznym, otrzymają nagrodę. Czasopismo „Miłujcie się" (nr 2/2007) przytacza wy­powiedź pewnego Żyda, który wychował się u sióstr urszula­nek, a potem w polskiej rodzinie: „Myślę, że brak przykładu autentycznej wiary u moich przybranych rodziców, sposób życia, który kłócił się z tym, czego doświadczyłem u sióstr, przyczynił się do tego, że nie zostałem chrześcijaninem.

  2. Czego uczysz jako bliźni? Jako współpracownik? Jako uczeń w szkole?

Może gorszysz swoim zachowaniem, zwłaszcza młodych ludzi. Pan Jezus mówił, że „lepiej, żeby ci uwiązano kamień młyński u szyi i zanurzono w głębinach morskich" (por. Mt 18,6).

Czasopismo „Znak" rozpisało przed laty ankietę na temat modlitwy. Oto jedna z wypowiedzi: Życzyłabym każdej matce, aby od dzieciństwa uczyła swoje dzieci umiłowania modlitwy. Wtedy dzieci będą ją wspominały z miłością. Choćby zostawiła im wielki majątek, nie wiem, czy uszczęśliwiłaby je bardziej.

Zadaj sobie dziś pytanie: czego ja innych uczę? I szczerze odpowiedz. Amen.

6 „Czy Ty jesteś Mesjaszem?”

Kim ty jesteś?

Plan: I. Jezus przed Kajfaszem:

  1. Przesłuchanie świadków.

  2. Osoba Kajfasza.

  3. Uroczyste zaprzysiężenie Jezusa.

II. Kim my jesteśmy?

  1. Bożym stworzeniem

  2. Dzieckiem Bożym.

  3. Mam określone powołanie.

I. Po przesłuchaniu Jezusa przed Annaszem, zaprowa­dzono naszego Pana przed sąd Kajfasza.

1. Arcykapłan i Wysoka Rada przystąpili do przesłucha­nia. Wysoka Rada nie zebrała się w komplecie, ale zgromadzi­ło się tylu jej członków, ilu przewidywało prawo. Najpierw zaczęto przesłuchiwać świadków, sędziowie bowiem, mimo że - jak zaznacza św. Mateusz - poszukiwali nawet fałszywe­go dowodu winy, to nie znaleźli go. A był on konieczny, by skazać Jezusa na śmierć. Prawo żydowskie wymagało też przynajmniej dwóch świadków. Przygotowano więc takich świadków. „Przygotowano" to znaczy zapłacono im (dziś powiemy: dano im łapówkę), by zeznawali zgodnie z oczeki­waniami sądu. Powołano wielu świadków oskarżenia. Ewan­gelia nie wspomina, co mówili. Ich zeznania były wzajemnie sprzeczne. Wreszcie wystąpili dwaj, którzy zaświadczyli, że Jezus miał w pogardzie świątynię. Zapowiadał, że ją zburzy i znowu w trzech dniach ją odbuduje. Jezus wybrał drogę mil­czenia. Nawet arcykapłan dziwił się Jezusowi i chciał Go skłonić do odpowiedzi. Jednak nasz Zbawiciel, nawet jako czło­wiek, zdaje sobie sprawę, że każda odpowiedź na sprzeczne ze sobą i całkowicie fałszywe zeznania, jest zbyteczna. Dał nam przykład, abyśmy, nie mając winy, nie przystępowali szybko do bronienia siebie. Prawda obroni się sama.

2. Rozprawie i całemu przesłuchaniu przewodniczy arcy­kapłan Kajfasz. Jest on duchowym przywódcą narodu i naj­ważniejszym sędzią. Właściwie miał imię Józef, a Kajfasz to jego przydomek, oznaczający człowieka wykładającego sny.

Był zięciem Annasza. Na urząd arcykapłana powołał go poprzednik Piłata, Waleriusz Gratus. W czasie sprawowania urzędu pozostawał na usługach Piłata. Niebawem jednak po śmierci Jezusa został zdjęty z tego urzędu przez legata Syrii Witeliusza. Za cel swego urzędowania uznał doprowadzenie do śmierci Chrystusa Pana. Gotów był użyć wszelkich środ­ków, by osiągnąć ten cel. Wspierali go w tym Annasz, Jan i Aleksander, wszyscy z rodu arcykapłańskiego.

  1. Przebiegłość Kajfasza sięgnęła zenitu. Zadał pytanie samemu oskarżonemu, czyli Jezusowi Chrystusowi, ale takie, na które każda odpowiedź mogłaby stać się powodem oskar­żenia i skazania na śmierć. Kajfasz użył formuły zaprzysiężenia. Chrystus Pan miał pod przysięgą zeznać, czy jest Synem Bożym i Mesjaszem. „Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?" (Mt 26,63). Kajfasz użył dwóch tytułów, którymi obdarzano Jezusa i On, o kogo pyta Kajfasz: „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego po prawicy Wszechmogącego i nadchodzącego na obłokach niebieskich" (Mt 26,64). Arcykapłan rozdarł swe szaty i zawołał; „Zbluźnił... Winien jest śmierci" (Mt 26,65-66). Osiągnął to, co zamierzał.

II. „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?". Albo mówiąc pro­ściej: Kim ty jesteś. To pytanie zadane przez Kajfasza naszemu

Panu dziś Bóg kieruje do nas: czy ty masz świadomość, kim jesteś?

  1. Klękając dziś do adoracji krzyża, na którym zawisło Ciało Boga, ale i Człowieka, musimy sobie uświadomić - każ­dy z nas - że jesteśmy ludźmi, a więc Bożymi stworzeniami". Na początku Postu, przy posypaniu głów popiołem, słyszeli­śmy słowa: prochem jesteś i w proch się obrócisz. Bóg z pro­chu powołał nasze ciało do istnienia. Jest to właściwie pod­stawowa prawda o nas samych. Żadne wynoszenie się nie jest niczym uprawnione. Stworzenie buntuje się, unosi się pychą, co jest grzechem przeciw Stwórcy. „Czymże ja jestem, Panie, przed Twoim obliczem: prochem i niczem" - pisze nasz wieszcz narodowy. Jestem tylko człowiekiem, ale i aż czło­wiekiem. O ile wyżej wyniósł nas Stwórca niż jakiekolwiek inne stworzenie. Obdarzył nas rozumem i wolną wolą. Przy stworzeniu powiedział: „uczyńmy człowieka na nasz obraz" (Rdz 1,26). A więc jesteśmy obrazem Boga niewidzialnego. Powód do radości, do dumy, ale połączonej zawsze z pokorą wobec Boga Stwórcy. To za nas, ludzi, a nie za inne stworzenia, Chrystus umarł na krzyżu. Psalmista Pański, zastanawiając się nad tym, pisze: „Czym jest człowiek? że o nim pamiętasz (...)? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś, złożyłeś wszystko pod jego stopy" (Ps 8,5-6).

  2. Klękając do adoracji krzyża, nie można zapomnieć, że jesteśmy dziećmi Bożymi. To właśnie Chrystus przez swoją śmierć krzyżową przywrócił nam tę godność, którą stracili nasi rodzice w raju. Musimy pamiętać, że ilekroć stracimy to wyróżnienie przez grzech ciężki, tylekroć dzięki tej śmierci odzyskujemy godność dziecka Bożego. Z wdzięcznością win­niśmy wspomnieć dzień naszego chrztu, bo to dzień narodzin do godności dziecka Bożego. Papież Jan Paweł II w Wadowi­cach ucałował ze czcią chrzcielnicę, wiedział, że papiestwo minie, przejmie je ktoś inny, a dziecięctwo Boże postawi go przed Bożym tronem.

3. Klękając dziś do adoracji krzyża, nie zapomnij, że to z woli Bożej jesteś ojcem i matką, a wielkie wyróżnienie, ale i niezmierna odpowiedzialność. To ty współpracujesz z Bo­giem w dziele stworzenia człowieka. Pamiętaj o swoim zawo­dzie wychowawcy, budowniczego, rolnika, sprzedawcy czy urzędnika, św. Paweł zachęca nas „Przypatrzcie się, bracia, po­wołaniu waszemu" (1 Kor 1,26). Całując krzyż, przypatrz się, jak Syn Boży zrealizował plan Boga Ojca. Ale pomyśl, jak ty reali­zujesz zamiar Boga wobec ciebie. „Kim ja jestem?" To pytanie stawiaj sobie dziś i do końca życia.

„Przypatrz się, duszo/jak cię Bóg miłuje, Jako dla ciebie sobie nie folguje". Amen.

9



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Co dała mi Integracja Oddechem, RELAX, Oddychanie
Jas i Malgos, JA˙ I MA˙GOSIA - KTO KOGO ZJE
Opis ostatniego wykresu chcecie to uzyjcie, o ile wam pasuje
Teraz i ja rozpoznaje Go w Hostii, Konferencje, rekolekcje
co to sonda i jak ja znakujemy, BIO, Diagnostyka Laboratoryjna, Cytologia
Dziś musisz mi dać, Teksty piosenek, TEKSTY
anonki co się odjebalo to ja nawet nie
Ja wam pokaze
Tu jest to co udało mi się znaleźć
Co mogę Ci dać
jacek lech co jej mogles dac
Co Ty mi dasz Mig
Pectus To, Co Chciałbym Ci Dać
To co chciałbym Ci dać
Pectus To co chciałbym Ci dać
Pectus To co chciałbym Ci dać
Co radzil mi Albert Einstein na temat opanowania jezyka
Co jej mogłeś dać Jacek Lech

więcej podobnych podstron