Rozdział 23


0x08 graphic

Bella

Mgła, która wkradła się w moje życie miesiąc temu nadal nie mogła zniknąć. Otulona ciepłym szalem i odziana w grubą kurtkę spacerowałam po plaży. Listopadowe powietrze zapowiadało nadchodzącą mroźną zimę..

Nigdy nie lubiłam zimy. Wszechogarniające zimno i przemoczone skarpetki od śniegu. Coś okropnego.

Minął już miesiąc… Miesiąc ciągłej walki samej ze sobą i płaczu po kątach. Modliłam się tylko, żebym nie dostała wylewu łez w szkole jak to się zdarzyło trzy tygodnie temu.

Szłam po lunchu do klasy biologicznej. Obok mnie jak zawsze Angela i Jess, czasami dołączająca się, żeby zagadać odrobinkę. I wtedy to się stało.

Właściwie nie znałam tej pary. Widywałam ich w szkole, ale nigdy nie zwróciłam na nich zbytniej uwagi, aż do tej pory. Szli ze splecionymi dłońmi. Zakochani w sobie na maksa. On nie widział żadnej innej. Ona widziała tylko jego. Poczułam ścisk w okolicach serca, bo nei wierzyłam, że nadal posiadam ten organ, i skurczyłam się nieco. Do oczu napłynęły mi łzy, by po chwili wybuchnąć, niczym bomba atomowa.

Dziewczyny zorientowały się, że coś jest nie tak i wciągnęły mnie do najbliższej toalety.

-Bella, co jest? -spytała Angela, stojąc najbliżej mnie. -Bell, wszystko gra? Czemu się tak garbisz?.. -próbowała spojrzeć mi w oczy, lecz głowę miałam uparcie opuszczoną ku podłodze. - O Boże… -powiedziała, gdy na nią spojrzałam. -Bello… - przytuliła mnie do siebie.

-Przecież tak mnie kochał!! Obiecywał, że będzie zawsze na moje skinienie! Mówił, że odległość się nie liczy! -wykrzyczałam w końcu to, co od tak dawna leżało mi na sercu. Nie chciałam wszystkiego zrzucać Leah na głowę. Ona teraz była śmiertelnie zakochana i nie chciałam, żeby się martwiła o, nie radzącą sobie z problemami emocjonalnymi, siostrę.

-Wszystko będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. Jesteśmy z tobą, Bello. Zawsze.

Alice nie odbierała moich telefonów. Rose z resztą też. Sprawili, że coraz częściej myślałam, że te wakacje były tylko złudzeniem. Wspaniałym snem o księciu z bajki i baśniowym świecie u jego boku. Ale Książe zostawił mnie. Znalazł królewnę, którą nie byłam ja… Zostały mi tylko zdjęcia i wspomnienia z tego magicznego czasu…

Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Jake`a, próbującego się do mnie dostać, gdyż Max mu to skutecznie uniemożliwiał.

Uśmiechając się smutno (na inny uśmiech nie było mnie stać) podeszłam do przyjaciela.

-What`s up, Jake?? -powiedziałam, odciągając psa.

-Cześć. Idziesz dziś do pracy?? -zapytał, jak zawsze, wesołym głosem. Od pewnego czasu Jacob przychodził do mnie i razem udawaliśmy się do restauracji. Chłopacy, a konkretniej rzecz biorąc Jake i Seth ubzdurali sobie, że nie mogę zostawać sama. Mieć cały czas towarzystwo… Wciągnęli w to nawet Angele!

-Idę. Idziemy razem? -zapytałam, mimo, że odpowiedź znałam na pamięć: „Jak nie będę przeszkadzać…” Na co ja parskałam śmiechem, mówiąc, że nie.

-Jak nie będę Ci przeszkadzał, to chętnie z Tobą pójdę… -O, jakaś zmiana…

-No to idziemy… -powiedziałam ruszając w kierunku domu.

W restauracji jak zawsze nie panował tłok. Jeszcze nie… Dzisiaj był mecz, wiec niedługo zacznie się schodzić tradycyjne kółko niespełnionych baseballistów.

Wchodząc usłyszałam szmer. Odwróciłam się w stronę wydobywającego dźwięku i zobaczyłam gościa, który trzymał menu w taki sposób, że nie sposób było zobaczyć jego twarz. Spod czapki wystawały miedziane kosmyki włosów. Jak Edwarda…

Boże, popadam w paranoje. -pomyślałam i szybkim krokiem poszłam w stronę baru.

-O.. kogo my tu mamy… Seth twoja dziewczynka przyszła…-zawołał Paul, gdy tylko mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Byłam nazywana dziewczynką Setha, co mi kompletnie nie pasowało, gdyż byłam od niego starsza, ale przetłumaczyć Quilleckim chłopakom, że nie mają racji… Rzecz niemożliwa..

Po chwili z zaplecza wyszedł mój szanowny braciszek i uśmiechnął się do mnie wesoło…

-Bells! Siem siem. -powiedział, nadstawiając policzek, żebym go mogła pocałować. Po wykonaniu narzuconej mi czynności, uśmiechnął się usatysfakcjonowany. Był już o głowę ode mnie wyższy i za Chiny nie dałabym mu 17 lat. No way…

-Siemasz, Seth. -powiedziałam, mijając całe towarzystwo i kierując się na zaplecze, żeby się przebrać. Po chwili wyszłam i zobaczyłam chłopców rozwalonych na kanapach przed telewizorem. Tak… typowy sobotni wieczór… westchnęłam ciężko i poszłam obsłużyć „gości”.

Gdy wracałam, zorientowałam się, że jeden z gości nic nie ma zamówionego. Podeszłam wiec do niego, dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to właśnie jego włosy są tak podobne to Edwardowych. Pokiwałam głową na swoją głupotę i śmiało podeszłam do nieznajomego.

-Dzień dobry. Witam w restauracji Newton`s apple. Nazywam się Bella i będę dzisiaj pana obsługiwać. Czy mogę już przyjąć zamówienie? -powiedziałam, na jednym wydechu. Mężczyzna drgnął, usłyszawszy moje imię.

Chwilę potem odezwał się dziwnym, zdeformowanym głosem.

-Taak… poproszę tortille z grillowanym kurczakiem z pikantnym sosem i ice tea brzoskwiniową. -popatrzałam na niego z miną, którą sama mogłam odgadnąć. Gościu albo miał zaburzony cykl mutacji, albo podobało mi się udawanie takiego.

-Oczywiście. Za chwilę przyniosę zamówienie. -powiedziałam, po czym odwróciłam się i podreptałam do kuchni. Przez cały czas czułam na sobie jego spojrzenie.

-Dzwiny gość. -powiedziałam do Angeli, która dzisiaj siedziała na zmywaku. Ona wyjrzała przez okienko, lustrując wskazanego przeze mnie mężczyznę.

-Może trochę za bardzo zamaskowany, ale nie wydaje się dziwny... -powiedziała, spoglądając na mnie ostrożnie.

-Może mi się wydaje… Nie ważne… -powiedziałam, naklejając na twarz ten sam uśmiech co zawsze.

Reszta wieczoru wyglądała tak, jak zawsze. Koło dwudziestej w restauracji były takie tłumy, że chłopacy musieli nam pomagać w roznoszeniu piw i jedzenia. Tajemniczy mężczyzna zniknął, pozostawiając po sobie studolarówkę i liścik:

Dziękuję, za pyszny posiłek i za miłą obsługę.. Jedyne, co mogę pozostawić to napiwek. Było mi bardzo miło. „

Spoglądałam tępo na zwitek papieru z pewnością, że gdzieś już to pismo widziałam.

-Bello!! Stoliki do obsłużenia! Dalej, dalej!! -krzyki mamy Mike`a były donośniejsze niż szum w całym pomieszczeniu.. Pewnie ma mnie już na muszce… Szybkim ruchem schowałam pieniądze do saszetki i zabrałam się za resztę stolików.

O 23 w końcu wszyscy wyszli. Zmarnowani, siedzieliśmy na kanapach rozkoszując się ciszą.

Później zasnęłam….

***

Rano, przekręciłam się na bok, żeby wyprostować zdrętwiałe kości. I po chwili dotarło do mnie, że na kanapie taki manewr skończyłby się bliskim spotkaniem z podłogą Zewsząd otaczał mnie zapach sosnowego drewna i morza. . Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie byłam w restauracji. Byłam w pokoju, który dzieliłam z Leah… Co się ze mną działo? Usiadłam na łóżku i przetarłam powieki. Chwila ciszy i po chwili pukanie do drzwi.

-Cześć śpiochu… -Powiedział tata, wchodząc po moim cichym „proszę”.

-Cześć tato. Jak się tu znalazłam?? -powiedziałam, wskazując na łóżko. Charcie uśmiechnął się przyjaźnie.

-Jake cię przywiózł. Seth nie dałby rady prowadzić, więc Jake przyjechał twoją furgonetką. Pozwoliłem mu ją pożyczyć, żeby dojechał do domu. Pewnie po południu przyprowadzi ją z powrotem.

Pokiwałam głową, niezdolna do powiedzenia niczego sensownego.

Cały dzień minął jakby poza moją świadomością. Leah zakuwała do jakiegoś ważnego egzaminu, a Seth poszedł do kolegi obejrzeć jakiś „zaczepisty” film. Tata spał w salonie, a Sue sprzątała w kuchni. Uznałam, że to dobry moment na sprawdzenie skrzynki mailowej. Nie zastanawiając się długo odpaliłam komputer. Zastałam tam pełno wiadomości od mamy i jedną od nieznajomego nadawcy. Zabrałam się, żeby odpisać Renee.

Opisałam jej ogólnikowe wiadomości co w szkole i takie tam. Oczywiście musiałam oświecić ją, że swoją bluzkę oddała dwa tygodnie temu do pralni i w zeszły piątek miała odebrać. Cała Renee.

Zadziwiła mnie za to wiadomość od nieznanego nadawcy, która była… pusta. Może się ktoś pomylił… -pomyślałam, chociaż czułam, że ktoś celowo wysłał mi tę wiadomość.

Eh… zaczynam świrować…

Następny tydzień był tak nudny, że flaki z olejem to w tym przypadku mocne kino akcji. Leah zaliczyła test na 3+, a za to Seth został uziemiony za kolejną pałę. Normalka. Mama przyznała, że rzeczywiście jej bluzka była w pralni i stwierdziła, że beze mnie jest jak małe dziecko zagubione w wielkim świecie, co oczywiście nie było żadną nowością.

Była połowa listopada, kiedy dostałam list. Właściwie to nie list, tylko zaproszenie. Napisane na drogim papierze, ozdobnym drukiem.

Pragnę serdecznie zaprosić panią Isabellę Swan na Wielki Festiwal Muzyczny, organizowany przez Carlisle`a Cullena dnia 4 stycznia 2011 roku. Godzina rozpoczęcia to 19:00. Prosimy o potwierdzenie przyjazdu.

Organizatorzy WFM 2011

Oklapłam ciężko na kanapie w salonie, nie mogąc pozbierać myśli. Wiedziałam, kto to napisał. Alice. No tak… pamiętam… mieliśmy to razem organizować. Miałam być jedną z nich. Miałam…

Nie czekając długo zadzwoniłam do Leah

-Niemożliwe!!! Co zamierzasz? -zapiszczała, gdy przeczytałam jej treść zaproszenia.

-To chyba jasne… Podziękuje. -powiedziałam z zacięciem.

-No nie… Wiesz ile tam będzie sław? Ja.. nie możesz mi tego zrobić…

-Leah. Skończyłam. -powiedziałam, rozłączając się.

Nie minęło pół godziny, jak Lea wpadła do domu. Konwersacja, jaką przeprowadziłyśmy nie należała do łatwych. Oczywiście nic nie chciała powiedzieć, ale aż paliła się, żeby mnie tam zaciągnąć siłą.

Nie mogłam przecież pojechać tam jak nigdy nic. Taaa… spotkam się z Edwardem i powiem : „Cześć kochanie!!”. Nie byłam aż taka bezczelna. Wszystko ma swoje granice.

Z drugiej jednak strony, nie mogłam myśleć tylko o sobie. Gdybym zabrała ze sobą chłopaków… Zobaczyliby kawałek świata, a po za tym mogliby się pokazać… Podzielić się swoim talentem.

I spotkanie dziewczyn… Tak strasznie tęsknię… Tak mi ich brakuje.. Nie mówię, że nie mam tu przyjaciół… Ale one… to było coś zupełnie innego…. One były dla mnie jak rodzina… Jak siostry… musiałam przyznać to przed samą sobą, ale ich zdanie ceniłam najbardziej na świecie. Nie mogłam nic na to poradzić…

W takich momentach jak ten, najchętniej poszłabym na skałki, ale wczoraj spadł śnieg i moja wycieczka mogłaby mieć tragiczne zakończenie… Po przesiedzeniu trzydziestu minut na łóżku, postanowiłam pojechać do domu… Tzn… do domu mamy.

Po pół godzinie byłam na miejscu.

Wszystko wyglądało na takie uśpione. Nadal były tu nasze rzeczy, a ja nadal czułam tu zapach maminych perfum i kurczaka, którego uwielbiała. Usiadłam na kanapie w salonie. Heh.. nagle przypomniał mi się mój powrót do domu. Dziesiątka osób w tak małym saloniku… No.. Emmetta należy policzyć razy dwa, wiec jedenaście. Potem kolacja… Nasza jadalnia jeszcze nigdy nie była tak przepełniona… Panował tu głównie rozgardiasz. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem. I Edward. Kochający i troskliwy…

Nagle przed oczami stanęła mi nasza ostatnia wspólna noc.

Mój pokój i on. Był wszędzie. Mogłam wtedy wyczuć jego miłość, jakby były czymś namacalnym. Ciekawe, czy mnie wtedy kochał… Chociaż trochę…

Ja go kochałam ponad wszystko. Kochałam? Dlaczego czas przeszły? Co teraz do niego czułam. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Czy pod bolesną raną kryły się jeszcze jakieś uczucia? Na pewno, nie był mi obojętny.

Poszłam do mojego pokoju. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam swój stary, ukochany pokoik. Podeszłam do łóżka i pogłaskałam z tęsknotą lóżko, przykryte teraz prześcieradłem.

Tyle rzeczy tutaj przeżyłam… Tyle wspomnień...

Podeszłam do dużej ściany korkowej, która była pokryta zdjęciami.

Ja z mamą i Phillem. Tata i Sue. Ja, Lea i Seth jako dzieci. Mieliśmy jakieś pięć, sześć lat..

Cała paczka ze szkoły. Ja z Angelą. Zdjęcia z imprezy z rezerwacie… Wreszcie te najnowsze zdjęcia.. Cała nasza szóstka przed domkiem kempingowym. Alice, Rose i ja z widokiem na morze. Zdjęcie z pucharem. Zdjęcia z zajęć Alice, kiedy Edward i ja patrzymy sobie w oczy… Było jeszcze wiele, wiele innych. Pokazujących śmieszne sytuacje. Na przykład minę Ema, gdy przegrał ze mną w pokera. Lecz jedno zdjęcie rzuciło mi się szczególnie w oczy. Edward. Sama mu to zdjęcie zrobiłam, podczas jednego z wielu naszych wspólnych spacerów. Ten jego uśmiech. Tajemniczy. Zmysłowy. Czarujący. Mój. Bynajmniej kiedyś tak uważałam… pogłaskałam zdjęcie z taką czcią, jakby było to coś niezmiernie ważnego… Dla mnie było. Wytarłam łzy i zabrałam zdjęcia ze sobą, przyciskając je mocno do piersi pobiegłam do samochodu, po czym odjechałam jak najdalej.

Zatrzymałam się na poboczu… Zewsząd otaczał mnie gęsty las. Mój stan stanowczo nie był odpowiedni, aby prowadzić. Zaczęłam płakać jak jeszcze nigdy. Szlochając, przeglądałam zabrane zdjęcia. Tyle wspomnień. Tyle pięknych chwil. A najgorsze było to, że powoli je zapominałam! Nie pamiętałam już śmiechu Rosalie. Tak bardzo jej teraz potrzebowałam…

Dotknęłam szyi i poczułam cieniutki łańcuszek. Sieknęłam po zawieszkę i przed oczyma zamigotało mi srebrne serce, które dostałam na osiemnaste urodziny od Edwarda. Odwróciłam je, by zerknąć na wygrawerowany napis.

„Dzięki Tobie wszystko nabrało barw i sensu. Kocham Cię ponad wszystko. E.”

Teraz nic już nie miało dla mnie sensu. Lecz nie chciałam wyrzucać tych wspomnień z Edwardem. Było mi z nim dobrze i chciałam to zapamiętać. Może kiedyś, kiedy ból minie uznam to za dobry wstęp do dorosłości…

Faktem jednak było, że to właśnie Edward pokazał mi kim, tak naprawdę jestem. Dzięki niemu znów odnalazłam siebie…

Wytarłam łzy, które nieustannie spływały po moich policzkach i pojechałam do domu.

To jednak nie był koniec niespodzianek na dzisiaj. W domu dowiedziałam się, że Phill dostał stałą pracę na Florydzie i mama postanowiła przeprowadzić się tan na stałe. Dzwoniła do taty, by powiedzieć, że chce mnie tam ściągnąć.

-Nie zgadzam się. -powiedziałam, siedząc na kanapie, niczym pięciolatek. Tata, mimo iż bardzo się starał tego nie pokazywać, odetchnął z ulgą.

-Wiesz… W świetle prawa, jesteś już na tyle duża, by decydować sama o swoim miejscu pobytu. Jesteś pewna, że chcesz zostać? -zapytała Sue, uśmiechając się po matczynemu.

-Stuprocentowo. Jeżeli nie ma miejsca tutaj, to przeprowadzę się do domu w mieście. -powiedziałam pewnie.

-Nie.. Nie o to Sue chodziło. Wiesz o tym. -Tata podniósł głos, jak zawsze gdy się zdenerwował. - Chodzi o to, że będziesz bardzo daleko od mamy. Nie chcemy Cię od niej oddzielać. Tutaj jest twój dom i wiesz o tym, Bells

-Wiem. -wstałam. -Pójdę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że zostaje. -poszłam do siebie.

Rozmawiałam z mamą długo. Nie była oczywiście zadowolona, że będę tak daleko, ale rozumiała mnie. Oczywiście postanowiła nie sprzedawać domu i poprosiła bym w nim zamieszkała, bo , jak to określiła :”Nie wypada tak długo siedzieć na głowie Sue”. Oczywiście za Chińskiego boga by się nie przyznała, że akurat w tym kierowała nią wyłącznie zazdrość.

Możliwość mieszkania samemu dała mi wiele do myślenia. Był to pomysł godny dłuższego zastanowienia.

Tata chciał oczywiście zapewnić Maxowi jak najlepsze warunki, ale on, rozpieszczony leniuch buntował się, gdy był zamykany w salonie.

Ja zajmowałam Lei pół pokoju. Teraz ona miała chłopaka i nie mogła go nawet zaprosić do domu.

Oczywiście zawsze czułam się tu jak u siebie, ale mama miała racje… Po co gnieździć się w małym domku, jak drugi stoi pusty…

-Jednak wyjeżdżasz?! -zapytała Leah, gdy przy obiedzie poruszyłam temat wyprowadzki.

-Nie… To znaczy tak… -powiedziałam zmieszana.

-To tak czy nie? -zapytał Seth. Był smutny. Było to widać jakby miał to wymalowane na czole. Westchnęłam ciężko.

-Wyprowadzam się, ale nie na Florydę. -powiedziałam, patrząc na tatę. Rozmawiałam z nim już wcześniej i uznał, że to nie jest taki zły pomysł, skoro potrzebuję więcej miejsca.

-Czyli gdzie? -zapytała Lea.

-Dom mamy stoi pusty a my się tu tłuczemy w szóstkę… Mama nie zamierza wracać i przesłała do notariusza w Portland wszystkie papiery, na mocy których dom będzie należał tylko do mnie. -powiedziałam, patrząc na oboje. Seth si uspokoił nieco, za to Leah mało nie podskoczyła na krześle.

-I będę mogła do ciebie wpadać na babskie wieczorki? -zapytała pełna nadziei. Uśmiechnęłam się wesoło, co było rzadkością.

Na drugi dzień, po szkole, rozpoczęło się wielkie przenoszenie moich rzeczy do domu w Forks. Mama ucieszyła się, że dom nie będzie stał pusty, a ja, że Max w końcu będzie mógł ze mną spać.

Wieczorem siedziałam już sobie w starym salonie, napawając się samotnością. Mimo wszystko, czułam się tu szczęśliwa… Nie to nie dobre słowo. Swobodnie. O, to pasuje. Max oczywiście spał u mych stóp, pochrapując głośno.

Po raz pierwszy, od nie wiem jak dawna, poczułam, że jestem we właściwym miejscu.

Zamknęłam dokładnie drzwi i poszłam się wykąpać. Po wieczornej toalecie opracowałam listę zakupów.

Tak mi minął cały tydzień. Często zwalała się do mnie cała ekipa z La Push, by razem pooglądać jakieś filmy. Mama co tydzień przesyłała mit trochę pieniędzy na opłaty, przez co na finanse nie mogłam narzekać. Tata stawiał się co jakiś czas, by sprawdzić jak sobie radzę. Często zostawał na obiedzie, dlatego nasz kontakt był bardzo dobry.

W sobotę znów sprawdziłam pocztę. Czekała mnie tam około setka wiadomości od mamy i trzy inne. Ominęłam wiadomości mamy, gdyż rozmawiałam z nią dzisiaj przeszło dwie godziny i nie widziałam konieczności w odpisywaniu. Otworzyłam wiadomość od nadawcy, który w tamtym tygodniu wysłał mi pustą wiadomość. Tym razem też się nie rozpisał. W oknie wiadomości widniała tylko kropka. Podniosłam brwi i zamknęłam okno wiadomości.

Następne wiadomości były od innego adresata. Otworzyłam pierwszą z nich. Datowała się na zeszły wtorek.

Droga Bello,

Wysłałam Ci w tamtym tygodniu zaproszenie na festiwal i nie mogę uwierzyć, że nadal na nie, nie odpowiedziałaś! Nie rób mi tego, Kochana. Tak bardzo się niecierpliwię, by Cię zobaczyć, a ty po prostu ignorujesz sobie moje zaproszenia.

Wiem, wiele się zmieniło, ale to nie oznacza, że masz się pożegnać ze swoim talentem. Mój durny brat nie wie co robi, wierz mi. Razem z Rose postanowiłyśmy się do Ciebie odezwać, mimo, że obiecywałyśmy na wszystkie świętości, że tego nie zrobimy.

Za bardzo za Tobą tęsknie… Znaczy tęsknimy, bo nie jestem tu tylko ja :D. Proszę Cię, zastanów się nad tym i przyjedź. Dla mnie, no i dla Rose, oczywiście.

Całuje

Alice

Przeczytałam wiadomość dwa razy, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę istnieje. Napisała do mnie! Alice! Tęsknią! Zaczęłam śmiać się do monitora, jednocześnie przeklinając samą siebie, że nie zajrzałam tu wcześniej. Pośpiesznie otworzyłam następną wiadomość od Alice.

Isabello, Marie Swan,

Ze względu na to, że ignorujesz mnie nadal postanowiłam sama Cię zgłosić do konkursu. Teraz już się nie wykręcisz, kochana… Widzimy się w styczniu, chyba, że jednak będziesz miała ochotę oglądać mnie wcześniej…

To mój nowy numer 667509123. Zgubiłam telefon i musiałam założyć nowe konto. Nie pytaj co się stało, ale ty też chyba masz inny numer bo nie mogłam się do Ciebie dodzwonić ostatnimi czasy.

Tęsknię, ale jestem zła

Ali

Uśmiechnęłam się pod nosem. Cała ona.. Zapisałam numer na kartce, bo oczywiście telefonu do tej pory nie miałam, z postanowieniem, że jutro się w niego zaopatrzę.

Poszukałam w zagraconej szufladzie zaproszenia i postawiłam go na biurku. Zabrałam się za odpisywanie Alice.

Kochana Alice,

Bardzo przepraszam, że nie odpisywałam, ale ostatnio dużo się u mnie działo. Cóż.. Raczej nie mam już nic do powiedzenia w sprawie konkursu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się ucieszyłam, że do mnie napisałaś. Oczywiście musicie przyjechać do mnie. Teraz, kiedy wiem, że tęsknicie równie mocno jak ja. Nie przejmuj się Edwardem. To, że nam nie wyszło, nie znaczy, że nie mogę się z Wami przyjaźnić.

Musisz mi pomóc wybierać strój na festiwal! Wiesz, jaka ja jestem w tym zielona, a Leah chodzi teraz z głową w chmurach. Jutro zaopatrzę się w telefon i z chęcią do Ciebie zadzwonię. O ile będziesz chciała ze mną rozmawiać…

Kocham Was

Bella

Wysłałam wiadomość i uśmiechnęłam się znów do siebie. Mały promyczek nadziei wkradł się w moje zagmatwane życie.

W nocy nie mogłam jeszcze długo zasnąć. Przejęta wieściami z Waszyngtonu, nie mogłam znaleźć sobie miejsca w łóżku. Zasnęłam przed piątą.

Rano, a właściwie w południe obudził mnie dzwonek do drzwi. Powlokłam się niechętnie, by otworzyć.

W drzwiach stał nie kto inny, jak Lea. Właściwie to dobrze się składało, że przyszła. Musiałam jej opowiedzieć o zmianie mojej decyzji.

-Zamierzam jechać do centrum. Zabierzesz się? -zapytała siadając na kanapie.

-Nie.. nie sądzę… Ty, z resztą, też nigdzie nie pojedziesz… -powiedziałam, uśmiechając się tajemniczo.

-Jak to? Dlaczego?? -zapytała, podnosząc głos.

-Musimy stworzyć zespół. -powiedziałam, wchodząc do kuchni, by zaparzyć kawę. Lea podążała za mna.

-Po co?

-W styczniu jadę na festiwal do Waszyngtonu. Sama na pewno nie pojadę. -powiedziałam, a moja siostra rzuciła się na mnie z uśmiechem przyklejonym na twarzy…



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
24 rozdzial 23 wjv3mksbkbdm37qy Nieznany
Zanim umrę ROZDZIAŁY 1 23
24 rozdzial 23 ahuayqd5v2qhx4vw Nieznany (2)
PATOMORFOLOGIA, NOTATKI ROZDZIAŁ 23, 29 Część 5
Opieka w położnictwie i ginekologii, Rozdział 23 Ciąża wielopłodowa, ROZDZIAŁ4
rozdział 23
Rozdział 23-24, Dni Mroku 1 - Nocny wędrowiec
Lista 08 rozdzial 23 PL id 269772
ROZDZIAŁ 23 - Oun, Medycyna, Patomorfologia, Opracowanie Robbins
09 Rozdział 23
24 rozdzial 23 wjv3mksbkbdm37qy Nieznany
ROZDZIAŁ 23 TAM, GDZIE ROSNĄ KWIATY WIŚNI
Rozdział 23 2
Rozdział 23 Valentine oraz Epilog
2 Pretty

więcej podobnych podstron