L'Heure Bleue (Niebieska godzina) rozdział II Odbicie


Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/4307988/1/LHeure_Bleue
Tłumaczenie: talia
Korekta: Karolcia955

Miłego czytania

L'Heure Bleue (Niebieska godzina)

2. ODBICIE



Skarpetki balansowały w moich ramionach jak jakaś wycieczkowa wersja Krzywej Wieży w Pizie. Ciężka para butów, ponczo, kompas, kilka kijów golfowych i nawet gigantyczny sweter lub nawet dwa tworzyły chaotyczną stertę w moich ramionach jak ostrożnie szłam na przód sklepu. Poprzez szczyt tej kupy śmieci, już widziałam ladę. Już prawie tam byłam.
Może i mogłam zauważyć ladę naprzeciwko mnie, ale zbiorowisko dostawców na dworze zablokowało mi widok na cokolwiek innego. Nie zauważyłam śledzia wystającego z rybnej sekcji aż było za późno.
Poczułam ostrą krawędź metalowego haka, która rozerwała moje niezakryte ramię. Zabolało, a ja z zaskoczenia sapnęłam. Instynktownie sięgnęłam ręką żeby sprawdzić czy krwawię. Niestety, w tej chwili troski o samą siebie, zapomniałam o tych wszystkich rzeczach, co znajdują się w moich ramionach -a raczej, co znajdowały się w nich.
Wszystko potoczyło się po ziemi, układając się dookoła moich stóp, uderzając w przemysłowy dywan sklepu Newtonów z raczej głośnym odgłosem. Starszy mężczyzna, który przeglądał wabiki na ryby, obrócił się i zaczął się na mnie gapić, bez ruchu. Ledwo to zauważyłam, byłam zbyt zajęta oględzinami mojego ramienia.
Było dokładnie tak jak się spodziewałam - przecięłam się, ale nie tak poważnie jak mogłam. Miałam już jedną bliznę - była paskudna, ale nie mogła się równać z tą w kształcie półksiężyca, pamiątki po mojej ostatniej… wycieczce do Phoenix - z drugiego tygodnia pracy. Teraz tylko stróżka krwi płynęła po mojej skórze ze świeżego zadrapania; zaczerwienienie otaczające miejsce przecięcia wyglądało gorzej niż tak naprawdę było.
Jednak mimo wszystko szybko przyłapałam się na zaciskaniu mojej prawej ręki na zranionym miejscy, ignorując ostry ból, szybko usuwając krew tak dokładnie jak tylko byłam w stanie. Było to już nawyk, który wyrobiłam sobie w przeciągu kilku ostatnich miesięcy - od czasu, kiedy zaczęłam chodzić z wampirem, który był bardzo uczulony na zapach mojej krwi, nauczyłam się, że było bardziej właściwe trzymać moją krew w żyłach, gdzie należała.
-Bella? W porządku?
Westchnęłam. Zgadywałam, że ten jeden klient nie był jedynym świadkiem mojego najnowszego pokazu niezdarności.
- Tak, Mike. - Odpowiedziałam szybko, obracając się tak żebym mogła na niego spojrzeć.
- To tylko zadrapanie, właściwie. Nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. - Dodałam z wymuszonym śmiechem, starając się brzmieć tak przyjacielsko jak tylko się dało. Było to frustrujące, sposób, w jaki Mike się zachowywał w czasie, kiedy z nim pracowałam. Z Edwardem, jego maniery, które się nagle pojawiały były rozbrajające i nigdy nie zawodziły żeby mnie oczarować; z Mike'em było to trochę irytujące.
Nie miałam pojęcia gdzie on dokładnie się znajdował parę minut temu, ale teraz definitywnie stał tuż przede mną, jego oczy przeskakujące z bałaganu na podłodze do mojego ramienia, które wciąż ściskałam. Przecięcie już ledwo krwawiło, a krew zamieniła się w taki mały strumyczek, że nawet nie mogłam już wyczuć tego ostrego, rdzawego zapachu, którego tak nienawidziłam. Byłam zadowolona; ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam były mdłości w pracy - zwłaszcza z Mike'em Newtonem obok.

On już w teraz wyglądał na zbyt zmartwionego i czułam się tym bardziej urażona niż pochlebiona. Odkąd tylko zaczęłam pracować z nim w sklepie jego ojca, krótko po tym jak pozwolono mi zdjąć usztywniający but - następna niechciana pamiątka z Phoenix - Mike był tak nadmiernie przyjacielski jak zawsze. Jego osobowość Golden Retrivera powróciła z pełną mocą; był chętny żeby mnie zadowolić i szybko pomóc poczuć się dobrze w sklepie, mniej więcej tak samo jak to robił, kiedy po raz pierwszy pojawiłam się w Forks.
Edward nie był zbytnio zadowolony z pomysłu dzielenia się moimi zmianami z Mike'em, nawet pomimo tego, że wiedział, że robiłam wszystko, co wpadło mi do głowy żeby zmienić kurs uwagi Mike'a, Czy to była moja wina, że Edward i ja wciąż byliśmy bardzo zaangażowani w nasz związek, kiedy związek jego i Jessici skończył się nieciekawie pod koniec lipca?
Poza tym to nikt inny jak Edward nalegał żebym poszła do college - jeśli oczywiście, najpierw nie przekonam go do zamienienia mnie w wampira - i każda dobra szkoła dużo kosztowała. Już zdecydowanie odmówiłam żeby zapłacił za moją szkołę; jeśli miałbym iść to zapłacę za nią sama. W takim małym mieście jak Forks, trudno było znaleźć pracę. Miałam szczęście, że Newtonowie otworzyli sklep i byłam wdzięczna, że Mike pogadał z rodzicami i namówił ich do dania mi pracy, pomimo mojego braku doświadczenia - ale to wcale nie znaczyło, że lubiłam go bardziej niż przyjaciela.
Czasami marzyłam, żeby mieć taki dar jak Edward, żebym mogła dokładnie słyszeć, co myślą ludzie dookoła. Było by wtedy o wiele prościej; wiedziałabym dokładnie jak odpowiadać ludziom, więc nie wpadaliby na jakieś głupie pomysły - jak na przykład na pomysł, że mogłabym kiedykolwiek dbać o kogoś bardziej niż dbałam o Edwarda.
I wtedy znowu, jak tylko wypowiadałam takie życzenie, musiałam sobie tylko przypomnieć jak często Edward wspominał, że nie zawsze chciał słyszeć to, co ludzie myślą. Jeśli miałabym być szczera sama ze sobą, wiedziałam, że ja też bym tego nie chciała.
Zajęło Mikowi parę sekund załapać, o co chodziło w scenie, która rozegrała się przed nim. To nie był pierwszy wypadek, który miałam w sklepie Newtonów i byłam wdzięczna, że towar, jakim obracali był tak wytrzymały. Nawet kije golfowe się nie połamały.
Potrząsnął lekko głową z domyślnym uśmiechem na twarzy. On - i prawdopodobnie większość Forks -wiedział, jaką niezdarą jestem.
- Och Bella. I co ja mam z Tobą zrobić?
- Cóż - powiedziałam, trochę zirytowana, że wyglądał na tak niewinnie łaskawego - jakiś plaster był by miłe widziany.
Krew wciąż nie wyschła do końca i wiedziałam, że powinnam się umyć. Nie mogłam zostawić mojego ramienia w takiej postaci.
Nie było to moją intencją, ale ten komentarz zmazał uśmiech z jego twarzy. Jego niebieskie oczy znów powędrowały do mojego ramienia. Rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu, kiedy zobaczył rozcięcie.
- Nie lubisz krwi.- Przypomniał sobie.
Było to nieporozumienie, ale nie miałam serca żeby go poprawiać; czułam winę za bycie uszczypliwą, kiedy tak naprawdę przeszkadzała mi tylko moja własna niezdarność. Chęć na mdłości nie była taka silna, jeśli chodziło o moją własną krew - przecinałam się zbyt często - ale nie czułam się w nastroju na tłumaczenia. Lepiej niech sobie trzyma obraz mnie mdlejącej podczas sprawdzania grup krwi na biologii.
- Nie. - zgodziłam się, znów zakrywając swoje ramię ręką. Nawet, jeśli to była moja własna krew, poczułabym się o wiele lepiej zabandażowana. - Gdzie Twoja mam trzyma apteczkę?
- Tutaj, daj mi sobie pomóc - zaproponował, starając się być pomocny - Zaraz wracam.
Obdarzył mnie szerokim uśmiechem zanim pobiegł na zaplecze.
Kiedy on grzebał w jednej z szaf na końcu kontuaru, odkryłam przecięcie.

Krew w końcu przestała lecieć; tylko jedna kropelka plamiła wnętrze dłoni. Nie było tego wiele i krew już zaczynała brązowieć. Wiem, że powinnam pójść do kantorka i ją zmyć, ale postanowiłam poczekać aż Mike wróci z plastrem. Powinnam przemyć ranę jako pierwszą.
Poza tym wciąż miałam niezły bałagan d posprzątania. Pochylając się, zaczęłam zbierać cały asortyment, który upadł na podłogę. Po bliższej inspekcji upewniłam się, że żaden przedmiot nie został uszkodzony. Byłam zadowolona - nie była bym w stanie za to zapłacić.
Zapełniłam moje ramiona tym razem nie co bardziej ostrożnie, upewniając się, że niczego nie upuszczę tym razem. Nie byłam taka pewna czy kompas przetrwałby następny upadek. Musiałam jęknąć lub coś takiego, kiedy dorzuciłam buty na sam szczyt kupki, bo Mike podniósł głowę. Przeszukiwał otwartą - i prawie pustą, pomyślałam z winą - apteczkę.
- Bella! - krzyknął i brzmiał na zaniepokojonego. Prawie wzięła mnie ochota żeby się odwrócić i zobaczyć, co za moimi plecami sprawiło, że tak brzmiał, bo musiało coś tam być. - Co ty robisz? Nie przejmuj się podnoszeniem tego. Pozwól mi to zrobić!
Zrobił już krok w moją stronę, ale potrząsnęłam głową. Edward zawsze traktował mnie jak coś bardzo delikatnego; nie potrzebowałam żeby Mike robił to samo. Miałam tylko ręce pełne śmieci. Mogłam sobie dać z nimi radę, tak długo jak żadne krnąbrne śledzie nie przecinały mi drogi.
- W porządku Mike. Twoja mama powiedziała mi żeby wziąć te rzeczy na ladę, żebyśmy mogli podolepiać do nich ceny. Mogę to zrobić.
-Och -powiedział, wyglądając na trochę wytrąconego z równowagi. Zgadywałam, że właśnie zapobiegłam rozwojowi jego roli jako mojego księcia z bajki. Poczekał aż dotarłam do lady przed podaniem mi plastra, który znalazł dla mnie.
-Masz. To jeden z tych malutkich… wiesz, tych od przecięcia papierem…, ale to wszystko, co zostało w apteczce. Powinno zadziałać, nie sądzisz?
On naprawdę przypominał mi małego szczeniaczka, zawsze głodny pochwały. Po tym jak odłożyłam wszystkie produkty na końcu kontuaru, wzięłam plaster, uśmiechając się. Uśmiech natychmiast powrócił na jego twarz.
-Dzięki Mike.
-Cała przyjemność po mojej stronie.
Uśmiechnęłam się znowu, trochę mniej szeroko niż przedtem i zaczęłam się kierować do kantorka na drugim końcu sklepu. Była tam łazienka, a ja wciąż chciałam umyć ręce. Zrobiłam tylko kilka kroków, kiedy zorientowałam się, że ktoś za mną podąża. Włosy stanęły mi dęba na karku; żołądek wydawał się wiązać w supeł.
Obracając się dookoła trafiłam na Mike'a stojącego tuż za mną, zaskoczonego sposobem, w jaki się obróciłam. Odprężyłam się, ale jednocześnie zmarszczyłam brwi.
-Tak Mike? - zapytałam brzmiąc chłodniej niż zamierzałam. Znów nie była jedyną osobą, która gdzieś się zakradała.
-Zastanawiam się tylko gdzie idziesz.
Z trudem opanowałam pragnienie przewrócenia oczami.
-Idę do łazienki.
A potem podnosząc plaster tak, aby mógł go zobaczyć, powiedziałam.
- Muszę obmyć przecięcie i umyć ręce. Czy to w porządku?
Nagle poczułam pragnienie uwolnienia się od niego. Czasami Mike był nieco za przytłaczający.
- Och, taa. Jasne, Bella. - pokiwał głową - Po prostu poczekam na Ciebie tutaj.
Miałam mu już zasugerować żeby poszedł obsługiwać klientów, kiedy zauważyłam, że żadnego nie mieliśmy - sklep był pusty. Chyba wystraszyłam gościa od wabików moją niezdarnością. Zamiast tego powiedziałam „Brzmi świetnie Mike. Zaraz wracam” przed szybką ucieczką.

Nie zajęło mi to wiele czasu dobrnięcie do drzwi zaznaczonych „Tylko personel”; mimo, że szłam szybciej niż zwykle żeby tam dotrzeć, potknęłam się tylko raz. Byłam całkiem dumna z siebie -przeszłam trasę bardziej truchtając niż idą i nawet nie upadłam.
Kantorek był mały, ale przytulny. Był tam stół na środku pokoju z kupką magazynów o wędrowaniu; Newtonowie zachęcali swoich pracowników żeby zdobywali wiedzę o tym, co sprzedawali jak tylko się dało. Te magazyny mogły uratować komuś życie, zwłaszcza komuś, kto słyszał słówko „wędrówka” poprzez słowo „katastrofa”.
Wielka, kluskowata, dwuosobowa sofa była ustawiona poprzek ściany i aktualnie zajęta przez moją torbę i bluzę z kapturem Mike'a. Był tam nawet mały przenośny telewizor, na wypadek, gdy by któreś z nas chciało coś obejrzeć podczas przerwy. Nigdy go nie włączyłam.
Drzwi od łazienki był na wprost wejścia do pokoju, więc po prostu przeszłam przez kantorek. Pani Newton czyściła ją regularnie i nie byłam zdenerwowana wchodzeniem do nieznanej łazienki już więcej. Była tak przyjemna jak moja i Charliego; nawet milsza, bo była większa bez dodatku prysznica, jednak miała dwie kabiny i trzy umywalki.
Na każdej z nich znajdował się dozownik z mydłem. Miał miły waniliowy zapach i prawdopodobnie wycisnęłam go więcej w moje ręce niż było to konieczne. Trąc je o siebie, pozwoliłam powstać pianie na dłoni. Celowo wszystko przeciągałam; moja zmiana już prawie się skończyła i naprawdę nie była w nastroju na pogawędki z Mike'em. Ostatnio ciągle gapił się na mnie z tą miną smutnego pieska i nie mogłam już tego znieść.
Odczekałam aż mydło prawie zupełnie wyschło zanim je zmyłam. Nie było żadnego śladu po moim wypadku na dłoniach i eksperymentalnie powąchałam unoszący się z nich zapach. Pachniały bardzo lekko. Spodobało mi się to.
Nacisnęłam znów dozownik wyciskając następną porcję - tym razem już mniejszą - mydła w moje ręce przeniosłam ją w pobliże zranienia. Znów zapiekło, mocniej niż przedtem, jednak wiedziałam, że alkohol etylowy zawarty w mydle spełniał swoją powinność. Nie chciałam infekcji z powodu własnej bezmyślności i nie potrzebowałam następnej blizny.
Jak tylko stwierdziłam, że ją oczyściłam, uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie zostałam w łazience dłużej niż powinnam. Mike prawdopodobnie się martwił gdzie byłam. Szybko sięgnęłam po jeden z tych brązowych ręczników papierowych i wytarłam moje ramie i ręce. Mokre ręce były mordercą dla plastrów, wiedziałam to.
Jak tylko bandaż znajdował się na właściwym miejscu, podniosłam głowę i odrzuciłam włosy z twarzy. Srebro lustra złapało moje oko i bezmyślnie podniosłam głowę i spojrzałam na swoje odbicie w szkle.
Światło w łazience było raczej mętne, ale byłam w stanie przyjrzeć się swojemu odbiciu wyraźniej w prostokątnym lustrze. Pożałowałam tego niemal od razu.
Prosta, kompletnie zwyczajna dziewczyna gapiła się na mnie. Z twarzą w kształcie serca, długimi, brązowymi włosami i dużymi także brązowymi oczami, jej oblicze - moje oblicze - było przeciętne; atrakcyjne, ale skromne. Dziewczyna w lustrze była smukła, ale zdecydowanie nie nabita. Szczęśliwe dla mnie światło nie było wystarczająco mocne żeby wydobyć wiele zadrapań, blizn i siniaków, które pokrywały moją skórę w każdej chwili.
Na chwilę wyobraziłam sobie siwe pasma przebijające poprzez brąz, ale musiał być to dowcip światła. Po dziesięciu fanatycznych sekundach przeszukiwania włosów - dzięki Bogu, siwizny tam nie było - zdecydowałam odsunąć to od siebie. Moje urodziny były dopiero za miesiąc. Będę się martwiła starzeniem wtedy, - jeśli Edward nie rozwiąże dla mnie tego problemu jako pierwszy.
Jak tylko po raz ostatni przygładziłam plaster, sprawdzając czy jest dokładnie przyklejony do skóry, pozwoliłam moim myślom skierować się na Edwarda.
Był taki piękny, tak idealny… i był mój.

Nawet po tym wszystkim miałam problem z zapamiętaniem tego. Jego włosy, brązowe i tak przystojnie rozczochrane, były niezwykłe i jego jak wyrzeźbiona, anielska twarz były tak warte wszelkiej uwagi, że szybko zabrakło mi synonimów żeby ją opisać. Dawno temu zdecydowałam się, że najbardziej odpowiadało mi wyrażenie boska i zazwyczaj tego używałam. Edward był, dla mnie, bogiem.
A jednak….
A jednak wybrał mnie. Powiedział, że mnie kocha. Ten piękny stwór, zamarznięty w czasie tak, że jego uroda nigdy nie przeminie, zdecydował, że bardziej niż cokolwiek innego chciał mnie ze mną.
Spojrzałam znów w lustro i wciąż nie mogłam zobaczyć, co on we mnie widział. Byłam tak porażająco zwyczajna w porównaniu z jego odbiciem - co było takiego we mnie, że sprawiało, że chciał ze mną zostać?
Próbowałam odepchnąć od siebie te zdradzieckie myśli też. Jak długo będzie ze mną, nie będę traciła czasu na zastanawianie się dlaczego. Kto wie jak wiele czasu zajmie Edwardowi załapanie tego jak bardzo jest lepszy ode mnie, zanim mnie zostawi… Do tego czasu miałam zamiar radować się każdą sekundą.
Zamiast tego, pomyślałam o Mike'u, który ostatnio zaczął stylizować swoje włosy, używając żelu i przekształcając je w niedbały nieład. Łatwo było zgadnąć skąd się wzięła jego inspiracja. Ale porównywanie Mike'a do Edwarda było jak porównywanie seryjnego obrazu do Van Gogha. Tylko jeden z nich był prawdziwie piękny dla mnie; inny był tylko zwyczajnym człowieczkiem.
Porównanie Edwarda do Mike'a wystarczyło żeby zmusić mnie do śmiechu aż moja melancholijna chwila minęła zanim zabrnęłam w nią za daleko. Wciąż chichotałam, kiedy zaczęłam się kierować w stronę sali. Mike czekał na mnie za ladą, ale sprzęt, który tam zostawiłam już nie. Pomimo moich intencji, nie sądziłam, że spędziłam tak dużo czasu w łazience, ale kiedy tylko dotarłam do Mike'a przy kontuarze wszystkie produkty miały przyczepioną cenę i były ułożone na półkach.
- Wszystko w porządku? - zapytał, swobodnie się obracając tyłem do sklepu, tak, że w sumie to leżał w poprzek lady, spoglądając na mnie - Niepokoiłem się przez chwilę tutaj. Pomyślałam, że mogłaś mi zemdleć w łazience.
Jego ton był przyjacielski i żartobliwy jak tylko zaczął rozmowę. Zastanawiałam się, dlaczego się upewnił, że moja praca była zrobiona zanim wróciłam. Bo jak inaczej mogłabym tutaj z nim zostać i pogadać?
Przewróciłam oczami i potrzęsłam głową. Musiałam dać mu jakiś kredyt - on naprawdę się starał być tylko moim przyjacielem. Chciałabym żeby istniał sposób żeby zdefiniować dla niego nasz związek - naszą przyjaźń - tak żeby nie zabrzmieć jak bym miała obsesję na punkcie Edwarda. Oczywiście ją miałam, ale nie potrzebowałam żeby Mike wiedział jak bardzo jest ona posunięta.
- Och, tak Mike. Zemdlałam i leżałam na podłodze, aż woda lejąca się z otwartego kranu nie przelała się przez zlew i mnie nie ocuciła. Starałam się jakoś to uprzątnąć, najlepiej jak potrafiłam, ale… Hej, mamy jakiegoś mopa?
Wyraz jego twarzy był bezcenny. Przez sekundę on naprawdę mi uwierzył. Potem jego brwi się podniosły, a oczy zwęziły; przez cały czas nie stracił pogody ducha, która była nieodłączna od jest dziecinnej twarzy.
-Mówisz… mówisz serio?
Nie mogłam utrzymać pokerowej miny.
-A czy wyglądam na mokrą? - zapytałam, chichotając, kiedy gestami symulowałam suszenie ubrań.
- Ha, ha ha Bella. To było strasznie zabawne.
- Wiem.
Było miło wiedzieć, że nawet po przesiedzeniu w Forks ośmiu miesięcy, nie straciłam kompletnie swojego sarkazmu.
Mike, z tego co widziałam, nie był pewien jak powinien zareagować. W końcu zdecydował, że najlepiej będzie zupełnie zmienić temat. Zamiast rozmowy o moim wcześniejszym wypadku, miał zupełnie inny temat na rozmowę.
-Więc, tak sobie myślałem, kiedy byłaś w łazience - powiedział i coś w sposobie w jaki to wszystko mówił, uruchomiło ostrzegawcze dzwoneczki w mojej głowie - Jest już pierwszy tydzień sierpnia. Planowałaś zrobić sobie jakieś prawdziwe wakacje tego lata, Bella?
Westchnęłam z ulgą, mały ruch powietrza, zanim zdążyłam go opanować. Nie wiem czego oczekiwałam, ale na pewno nie dyskusji o letnich wakacjach. To był o wiele bezpieczniejszy temat na rozmowę.
-Nie bardzo. To dziwne, ale zawsze spędzałam miesiąc wakacji z Charlie'm -powiedziałam mu, wspominając ojca - Teraz, kiedy z nim mieszkam, nie mam planów żeby gdzieś pojechać. Moja mama jest na Florydzie, ale…
Nie byłam pewna jak zakończyć to zdanie. Nie było mowy żebym mogła mu powiedzieć, że nie chciałam zostawić Edwarda, chociaż na jeden dzień, i tak samo nie mogłam wspomnieć o tym, że jeśli Edward pojechałby ze mną do Jacksonville, to jego skóra błyszczałaby w słońcu jak diamenty, jeśli wyszedłby na pełne słońce Florydy.
Mike nie oczekiwał, że skończę zdanie; był już zajęty obmyślaniem tego, co może powiedzieć dalej. W pewien sposób był zupełnie taki jak Jessica Stanley. Nie mogłam sobie wyobrazić, dlaczego ta dwójka się rozstała; w mojej opinii byli dla siebie idealni.
- Och, to nieciekawie. Ale wiesz, w razie, gdy byś zmieniła swoje zdanie… daj mi znać. - Jego uśmiech się poszerzył - Nie zapominaj, że mam pewne znajomości z właścicielami tego tutaj. Jeśli potrzebujesz trochę wolnego, zadbam o to byś je miała. - Nagle jego uśmiech się skurczył -Nie żebym chciał żebyś odeszła lub coś. To tylko… każdy potrzebuje wakacji od czasu do czasu prawda?
Czułam się trochę nieswojo. On naprawę bardzo się starał.
- Dzięki Mike. - powiedziałam, sprawiając, że mój głos był cieplejszy niż poprzednio - ale nie sądzę żebym potrzebowała wolnego już teraz. Dopiero zaczęłam tu pracować.
-Jesteś pewna, Bella? Mam na myśli, jeśli naprawdę chcesz się wyrwać z naszego pięknego Forks, nie sądzę żeby ktokolwiek mógł cię winić. - powiedział śmiejąc się. Pamiętałam, że Mike pochodził z ciepłej Kalifornii; był prawdopodobnie tak samo zmęczony nieustannym zachmurzeniem jak ja. Jednakże, jeśli oznaczało to spędzanie każdego dnia z Edwardem, w środku lub nie, nie przeszkadzało mi by, jeśli słońce by zupełnie znikło.
Dołączyłam do jego śmiechu. Łapało mnie to, zwłaszcza, od kiedy potrafiłam utrzymywać konwersację z Mike'em Newtonem bez poczucia winy, że byłam zakochana w Edwardzie.
-Wiem, co masz na myśli, Mike. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle deszczu.
-Mój tata powiedział mi, że to było jedno z najbardziej deszczowych lat.
-Wierzę w to.
Tak jak tylko myślałam o plażach, lato powinno być dla mnie suche i ciepłe. Ale, rzecz jasna, nie w stanie Washington.
- Nie rozumiem, dlaczego żadne z nas nie łazi dookoła jak jakaś wysuszona śliwka.
-Właściwie… - Mike zaczął, a w jego oczach znalazł się jakiś błysk. Byłam pewna, że zaraz zacznie opowiadać mi jakąś historię - był prawdziwym gawędą, sposób, w jaki nigdy Ne chciał przestać gadać był pomocny w utrzymaniu konwersacji, -ale zanim zagłębił się w to, co chciał mi powiedzieć, jego twarz wydała się ciemnieć. Prychnął, gapiąc się na coś za moim ramieniem, czego nie mogłam zobaczyć.
To było dziwne. Byłam bardziej zaniepokojona, kiedy Mike mnie śledził. Teraz, pomimo tego, że coś znajdowało się za moimi plecami i to wystarczało, żeby niepokoić Mike'a, czułam się doskonale spokojna. Prawie miałam ochotę się obrócić i zobaczyć, co to jest.
-Mike, coś nie tak?
Potrząsnął głową zanim wymamrotał
-Cullen.
Moje głowa natychmiast się obróciła, serce przyspieszyło na samą wzmiankę o Edwardzie.
A on tam był, krocząc przez sklep. Jego usta był ukształtowane w mój ulubiony zadziorny uśmiech i wyglądał absolutnie cudownie w obcisłym szarym swetrze. Złote oczy błyszczały w rozbawieniu z czegoś, co tylko on mógł usłyszeć, bez wątpienia, doszedł z wysoko uniesioną głową do kontuaru.
-Edward! - Krzyknęłam i sama jego wzmianka wystarczyła, aby unieś kąciki moich ust. Po raz pierwszy tego popołudnia mój uśmiech był naprawdę szczery.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gjersoe Ann Christin Dziedzictwo II 15 Niebieska godzina
Gjersoe Ann Christin Dziedzictwo II 15 Niebieska godzina
kurs html rozdział II
mikroekonomia rozdział II (3 str), Ekonomia
Rozdziały I II
Rozdział II[1]
konstytucyjne ksiazka2005 rozdzial II[1], Prawo konstytucyjne
Rozdział II
Rozdzial II Nessie
opr umk 041029b, Rozdział II
Rozdzial II Brytyjska szkola analityczna. Zaoczni.
Rozdział II Rzymskie?finicje prawa, systematyzacje prawa i pojęcia prawne
ROZDZIAŁ II
Łobocki Rozdział II
ćw. 3 M. Mlicki - rozdział II, Politologia, III rok, II sem, Socjotechnika
Rozdział II, cz 1

więcej podobnych podstron