KSIGWIAZDY
Andrzej Brodziak :książka on-line "GWIAZDY I TY"
Ilustracje do tej tematyki gromadzimy (już po wydaniu książki) na stronie
pt.: Astronomia -dostępnej tutaj
Książkę wydano po raz pierwszy jako materiały pomocnicze do zajęć warsztatowych
II międzynarodowej konferencji PSYCHO-MEDYCYNA'95, organizowanej przez V
Klinikę i Katedrę Chorób Wewnętrznych Śląskiej Akademii Medycznej oraz Oddział
Śląski Polskiego Towarzystwa Psychoonkologii.
Rozdział III-ci zamieścił miesięcznik "Nieznany Świat" w nr 5/1994, a rozdział
IX przygotowuje do druku miesięcznik "Nie z tej Ziemi".
Skrócone wersje rozdziałów publikuje miesięcznik "Szaman (Człowiek, Zdrowie,
Natura)".
Materiały zawarte w Dodatku przekazano także do fachowego polskiego i
zagranicznego czasopisma medycznego.
Copyrights by Andrzej Brodziak
Prace edytorskie wydawnictw cyklu konferencji PSYCHO- MEDYCYNA prowadzi V
Katedra i Klinika Chorób Wewnętrznych Śląskiej Akademii Medycznej. Bytom, ul.
Żeromskiego 7, tel. (048 32) 812122, 810231 wew. 286.
S P I S
T R E Ś C I
WSTĘP
I. MAŁA CHMURKA POWYŻEJ GWIAZDY SHERATAN
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem BARANA 13
II. ZDJĘCIA PRZESTAŁY BYĆ DOWODEM, CO NIEZNACZY, ŹE ZWIĄZEK PLEJADAŃSKI NIE
ISTNIEJE
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem BYKA 19
III. CZY DELFINY SĄ POTOMKAMI ZIEMNO-WODNYCH PRZYBYSZY Z PLANET SYRIUSZA
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem BLIŻNIĄT 25
IV. PRZESILENIE W BRAMIE LUDZKOŚCI
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem RAKA 31
V. O ASTRONOMACH, FIZYKACH I ICH ASYSTENTKACH
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem LWA I PANNY 39
VI. O WĘZŁACH BABSKICH, PŁASKICH ORAZ PĘTLACH I KSZTAŁTACH I ICH ZWIĄZKACH Z
FIZYKĄ,
ŹYCIEM I ŚWIADOMOŚCIĄ
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem WAGI 45
VII. O WKŁADZIE "ADWOKATA DIABŁA" W TRUD TWORZENIA ŚWIATA
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem SKORPIONA 53
VIII. NARODZINY CZŁOWIEKA JAKO ZAKOŃCZENIE TELETRANSMISJI W PAŚMIE
(POZA)ELEKTRO-MAGNETYCZNYM
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem STRZELCA 63
IX. OBRAZ MASZYNY NIEBIESKIEJ Z ROKU 0001,1000 i 2000, CZYLI TEORIA O TYM JAK
ZROZUMIEĆ NOWE WOJNY Z INNOWIERCAMI
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem KOZIOROZCA 73
X. WSZYSTKO O SZCZĘŚCIU
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem WODNIKA 83
XI. FIZYKA CZASOPRZESTRZENI I TEORIA ALGORYTMÓW KREUJĄCYCH A ZAPATRYWANIA NA
LOSY CZŁOWIEKA PO ŚMIERCI
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem RYB 95
POSŁOWIE 103
DODATEK
1. Czy dane epidemiologiczne przemawiają za hipotezą, że wzorzec światła (znak
zodiaku), odbierany przez kobietę w ciąży wpływa, poprzez oś
szyszynka-podwzgórze-gonadotropiny, na rozwój płodu i jego późniejsze cechy
charakterologiczne? 111
2. Rady praktyczne jak wzmocnić własną energię psychiczną i biologiczną ->
energią kosmiczną, pochodzącą z
gwiazd 129.
WSTĘP
Osoby pogodne, zdrowe, rozwijające się z impetem c z ę s t o u n o s z ą
w z r o k d o g ó r y, l u b i ą p a t r z e ć w g w i
a z d y. Jest to przejaw postawy, która polega na inklinacji do fantazjowania,
snucia planów i przekonaniu o łączności z kosmosem i poczuciu własnej wartości.
Początkowo było to spostrzeżenie wyniesione z rozmów z przyjaciółmi, znajomymi i
pacjentami. Później dokonałem wraz z współpracownikami prowadzonej przeze mnie
Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych Śląskiej Akademii Medycznej pewnej
nietypowej próby klinicznej.
Przedstawialiśmy chorym i wielu osobom zdrowym 40-ci pytań, zgrupowanych w
tabelach zwanych "siatkami osobistych wydarzeń i poglądów". Tabele te dotyczyły:
dzieciństwa, zdolności do nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi, modelu
partnerstwa i typu światopoglądu.
W tej ostatniej tabeli widniało następujące pytanie o alternatywny "konstrukt
osobisty":
Okazało się, że odpowiedź na to pytanie, taka jak po prawej stronie,
najwyraźniej wyróżnia zdrowych młodych ludzi od osób chorych. Dla 40 innych
konstruktów różnice istnieją, lecz nie są tak zdecydowane!
Po dokonaniu tego "odkrycia" o znaczeniu widoku gwiazd dla zdrowia, od trzech
już lat zastanawiamy się, co jest pierwotnym czynnikiem oddzia- ływującym.
Wydaje się nam, że można wytłumaczyć racjonalnie dlaczego owe wzory geometryczne
gwiazdozbiorów poprawiają nastrój, a u niektórych osób wywołują stan niemal
mistycznego uniesienia.
Otóż w czasach gdy kształtowała się mentalność człowieka nowoczesnego, tzn. tzw.
Homo sapiens sapiens, który jak wiadomo pojawił się na naszej planecie około
100-200 tyś. lat temu, gdzieś w północno-wschodniej Afryce i który "wyparł" lub
"zastąpił" tzw. człowieka neandertalskiego, rozwijał się on przez wiele pokoleń,
głównie pod wpływem obrazów natury. Prócz lasów i jezior, a raczej sawanny,
zbieranych owoców, upolowanej za dnia zwierzyny widział on przez długie godziny
wieczorne gwiaździste niebo, zwłaszcza iż żył w krajach o bezchmurnej,
słonecznej pogodzie i nie przeszkadzały mu wtedy światła miast.
Jak wiadomo, mózg owego Homo sapiens sapiens tym się odróżniał od mózgów
wcześniejszych małpoludów, iż był już zdolny wykształcić mowę i rozpocząć
rysowanie na skałach jaskiń sylwetki zwierząt i inne znaki. Jest
charakterystyczne, że razem z mową, we wszystkich tych, wczesnych kulturach
pojawiły się koncepty dotyczące niejako ducha Świata lub ducha Kosmosu, które
dzisiaj nazywamy konceptami religijnymi, teologicznymi lub filozoficznymi.
Proszę zauważyć, że w najwcześniejszych, znanych nam cywilizacjach Mezopotamii,
Egiptu, Indii i Chin, razem z pierwszymi hieroglifami i znakami pisma klinowego
pojawiły się znaki oznaczające gwiazdozbiory. Sklepienie w kaplicy Ozyrysa
świątyni Hathor w Denderze (vide "Świat Nauki" nr 11/1994) świadczy o tym, że
znaki takie ustalono nie tylko dla gwiazdo- zbiorów zodiakalnych, ale i także
tych, które widnieją powyżej ekliptyki. Zaświadcza to jak ważne było wówczas dla
ludzi skrzące się w nocy gwiaździste niebo, rozmaite jego światła i wzorce
geometryczne gwiazdozbiorów.
Należy przypuszczać, że ówcześni ludzie znali wzory swoich urodzeniowych
gwiazdozbiorów.
W "Dodatku" do niniejszej książki podajemy dane empiryczne uzasadniające,
dlaczego kobieta która poczęła dziecko, powiedzmy w marcu, a więc nosiła płód w
swoim łonie przez 9 miesięcy takich, iż dni były długie a noce krótkie, urodzi
dziecko o pewnych określonych cechach charakteru.
Otóż na wskutek wydzielania przez szyszynkę kobiety melatoniny, produkowanej
tylko wtedy gdy zapadają ciemności, a więc w tym wypadku przez czas krótkich
nocy; melatoniny oddziaływującej także na mózg płodu i kosmówki łożyska urodzi
się dziecko o specyficznych cechach osobowości. Spodziewany typ charakteru można
oznaczać właśnie urodzeniowym lub poczęciowym znakiem zodiaku.
Prócz wpływu na kobietę brzemienną asymilowanego wzorca światła słonecznego
(dziennego) istnieją, jak się wydaje, dwa wpływy ś w i a t e ł n o c n y c
h.
#*. Otóż układ oko-szyszynka-podwzgórze poprzez wydzielaną po zmroku melatoninę
wpływa na poziom nastroju i czynność układu immunologicznego osoby dorosłej.
Układ szyszynki oddziaływuje nie tylko na zmiany kolorytu światła dziennego, ale
i także na niektóre niewidzialne pasma promieniowania elektromagnetycznego.
Zielonkawo-żółte światło o brzasku hamuje wydzielanie melatoniny, a
pomarańczowo-czerwonawe światło zachodu słońca, przygotowuje układ szyszynki i
podwzgórza do wzmożonej aktywności. Granatowe niebo nocne, fale ultrafioletowe
pobudzają wydzielanie melatoniny jeszcze bardziej. Co więcej, odkryto niedawno,
że na układ ten oddziaływują także fale długie w paśmie diatermicznym i radiowym
lub innymi słowy słabe oddziaływanie magnetyczne (jeśli są spolaryzowane
kołowo).
Niektóre regiony nieba sieją wręcz intensywnymi wiązkami takiego promieniowania.
Nieprzekonanych czytelników odsyłam do podręcznika astronomii Eduarda Pittich'a
i Dusana Kalmancok'a pt.: "Niebo na dłoni" (Wiedza Powszechna, Warszawa, 1988).
Na stronie 287 piszą oni o radioźródle Cygnus A (3C405): "... natężenie
promieniowania odbierane na Ziemi jest równe natężeniu promieniowania
słonecznego, mimo iż odległość radioźródła wynosi 554 miliony lat świetlnych".
Niezależnie od bezpośredniego biologicznego i neurofizjologicznego wpływu
gwiezdnych radioźródeł na szlak wzrokowy i układ szyszynka-pod- wzgórze zachodzi
niewątpliwie jeszcze wpływ w i e l k o ś c i lub inaczej wpływ rodzaju,
kształtu, t o p o l o g i i lub geometrii p r z e ż y w a n e - g o ś w i a t a
.
#** Proszę bowiem zauważyć, że można ustanowić koncept tzw. "osobistego kosmosu
pewnego człowieka". Jest to ta część świata, którą pewien człowiek spostrzega,
doświadcza, którą niejako uwzględnia.
Jak wspomniałem w czasach Babilonii, starożytnego Egiptu często, z reguły
niemal, w skład owego "osobistego kosmosu żyjących wówczas ludzi" wchodziły
gwiazdy i inne "światła nocne", a więc pewien element w s p ó l n y dla wielu
ówczesnych ludzi.
Obecnie w skład owych "osobistych kosmosów" wchodzą głównie przedmioty
wytworzone przez ludzi, tzn. domy, samochody, wnętrza mieszkań, rozmaite meble i
coraz więcej coraz bardziej czasochłonnych gadget'ów. W skład przeżywanych
treści wchodzą rozliczne rozmowy rytualne i analityczne oraz treść
abstrakcyjnych "historyjek", przekazywanych na piśmie lub przy pomocy obrazów,
filmów, telewizji, środków multimedialnych. Niemal nikt już nie patrzy w
gwiazdy. Mimo posiadania samochodów ilość ludzi spacerujących po łąkach i lasach
jest mała.
"Kosmosy osobiste współcześnie żyjących nam ludzi" zawierają głównie przedmioty
wytworzone sztucznie.
Nie byłoby to może takie ważne, gdyby nie obserwowano jednocześnie narastającego
"deficytu sensu", co przejawia się szerzeniem różnych form narkomanii,
poczynając od przejadania się i joggingu oraz alkoholizmu a na heroinie i
kokainie kończąc.
Szeroko pojmowane uzależnienia, być może, kompensują częściowo dyskomfort
psychiczny. Mimo to 15-20% całej populacji naszej planety cierpi na depresję i
powinna brać takie lub inne "pigułki" szczęścia, czyli leki przeciwlękowe i leki
podnoszące nastrój.
Śmiem twierdzić, że przyczyna tego obecnego stanu rzeczy jest prosta.
Niemal przez przypadek, ze względu na pewne "rozgrywki ideologiczne", przez
ostatnie kilka wieków zalecano znaczne ograniczenie "dopuszczalnych rozmiarów
osobistych światów". Nowoczesny kosmos jest mniejszy!!! W naszej jaźni obecnie
mamy tylko "mały światek", światek niejako bez gwiazd. Powiedziałbym, że granica
jest wyznaczona przez promień orbity Księżyca. Księżyc jeszcze ludzi interesuje!
gwiazdy już nie! Czasami słyszy się rozmowy o wpływie pełni Księżyca. Rozmowy o
znakach zodiaku i tzw. horoskopach są oderwane od obiektów fizycznych. Nikt
obecnie nie zna już wzoru "swojego" gwiazdozbioru urodzeniowego i "poczęciowego"
i tych "pośrednich".
Kierując wzrok zawsze ku dołowi, tzn. w kierunkach równoległych do powierzchni
Ziemi nie odbierzemy nigdy sygnałów płynących z gwiezdnych radioźródeł.
Cóż z tego? Otóż różnica jest wielka! Odcięcie się od wielkiego świata, od
wielkiego kosmosu uniemożliwia odbiór płynącego stamtąd przestłania, dotyczącego
owego Ducha Wszechświata, ducha wzbudzającego opytmizm, podziw dla ogromu
Wszechświata, jego mistycznej, skomplikowanej i zbornej konstrukcji, co nadaje
także sens każdemu z nas.
Proszę zauważyć, że odebranie tego przesłania jest możliwe dopiero późnym
wieczorem, a więc w porze dnia przeznaczonej w sposób naturalny na odpoczynek i
kontemplację.
O ile bowiem dla działań praktycznych przydatne jest dzienne światło słoneczne,
to ciemności, rozświetlone jedynie nikłymi światłami gwiazd sprzyjają zadumie
nad owymi widocznymi właśnie w nocy bezkresnymi przestrzeniami, światłami
docierającymi z odległości rzędu miliarda lat świetlnych.
Wydaje mi się zresztą, że tego rodzaju kontemplacje działają niejako
automatycznie, zwłaszcza gdy są praktykowane od dzieciństwa. Wiązki
promieniowania o różnych właściwościach, odbierane z różnych kierunków, o
różnych porach roku wysterowują zapewne w naszym mózgu strukturę neuronalną
podobną do struktury odpowiedzialnej za percepcję powiedzmy jabłka, sylwetki
kota czy też twarzy kochanej osoby, kobiety, partnera. Jeśli przez zwyczaj
patrzenia w gwiaździste niebo daliśmy sobie szansę, aby ów neuronalny wzorzec
ducha Wszechświata powstał, to później możemy wywoływać go z pamięci, wyobrażać
go sobie, powołać się na niego w rozmowach. Porozmawiać na ten temat na ogół się
jednak nie udaje, bo przyjaciele, sąsiedzi też nie mają pojęcia o owym
przesłaniu, które "leje się w nocy" na wszystkie śpiące głowy odwrócone do dołu,
do poduszki w łóżku ustawionym w betonowej zazwyczaj "klatce".
W takim "małym światku" trudniej jest o poczucie sensu, gdyż do owego małego
osobistego kosmosu nie miał jak przeniknąć DUCH KOSMOSU.
Natura DUCHA KOSMOSU nie objawi się nam bowiem gdy będziemy cały czas patrzeć,
spoglądać i rozważać obiekty "starań codziennych". DUCH KOSMOSU jest ponad tymi
przedmiotami, jest ponad naszymi głowami i gdy chcemy go doświadczyć, a nawet
poznać, to musimy unieść wzrok do góry.
Wiązki różnego rodzaju promieniowania wzbudzą wtedy wzorce archetypowe, które w
nas drzemią. Stanie się to podświadomie. Wzory najbardziej wyrazistych
gwiazdozbiorów są bowiem na stałe zakodowane w naszych mózgach. Dziedziczymy je
po przodkach, z czasów początków naszego gatunku Homo sapiens sapiens.
Jeśli pozwolimy tylko aby uczynnić te archetypy to niejako samoistnie,
bezwiednie, bez większego wysiłku, już po paru miesiącach, a być może już po
paru tygodniach, odczujemy znaczną poprawę nastroju, przypływ energii życiowej,
chęć działania, snucia marzeń, układania planów życiowych.
Wyniki tych spostrzeżeń próbujemy wykorzystać w praktyce.
Cztery razy organizowaliśmy z tego powodu konferencję dotyczącą uwarunkowań
dobrego samopoczucia, zdrowia i rozwoju w Planetarium Śląskim. Warsztat pt.:
"Widok gwiazd i nasze fantazje - które rozwiną Cię, uleczą Cię, przysporzą
przyjaciół, wskaźą na Twoje optymalne zajęcie" organizujemy po specjalnym
pokazie astronomicznym, który uświadamia zainteresowanym osobom "s k ą d p o c h
o d z ą".
Proponujemy "r e i n t e r p r e t a c j ę s w o j e g o z n a c z e n i a w ś w
i e c i e" przez rozważanie hipotezy, iź duch tzn.typ charakteru, talent,
podświadome skłonności każdego z nas, był wyznaczony w dużej mierze przez
wzorzec światła słonecznego oraz masy grawitacyjne i różne wiązki promieniowania
kosmicznego działające na matkę i płód w okresie ciąży i momencie urodzenia. Jak
wiadomo jest to oznaczane symbolicznie nazwą gwiazdozbioru zodiakalnego.
W trakcie tych rozważań doszło zresztą do nagłego przyspieszenia naukowego
wyjaśnienia mechanizmów wpływu znaku zodiaku na los człowieka. Wynikło to z
innego naszego badania, które polegało na wyliczeniu umieralności z powodu
zawałów i nowotworów osób urodzonych pod różnymi znakami zodiaku. Wyniki tych
prac przekazaliśmy do polskich i zagranicznych czasopism lekarskich. Omówienie
wyników zamieszczamy także w nieniejszym tomie, w "Dodatku".
Namawiamy więc osoby zainteresowane naszą metodą, aby nauczyły się odszukiwać na
niebie "swój gwiazdozbiór zodiakalny". Większość osób oczywiście nie ma
najmniejszego pojęcia, gdzie on leży!
Poniewaź gwiazdozbiór ten często jest niewidoczny przez dużą część roku
proponujemy zapamiętać te gwiazdozbiory, które leźą powyżej i u z n a ć j e t e
ż z a w ł a s n e, jako że one także przyczyniły się do ukształtowa- nia "Twojej
właśnie osobowości". Dla przykładu osoba spod znaku Strzelca, która "swój"
gwiazdozbiór może oglądać na niebie jedynie w okresie od czerwca do września
powinna wiedzieć, że w październiku, listopadzie i grudniu może zobaczyć na
niebie jednak gwiazdozbiór Lutni i Łabędzia, które właśnie leźą powyżej i które
zapewne przyczyniły się także do uksztatowania osobowości typu "zuchwałego
optymizmu"; na wzór takich "Strzelców" jak: Józef Conrad Korzeniowski czy
Charles de Gaulle.
W następnym kroku namawiamy, aby "wysłannicy" tych regionów czasoprzestrzeni
zechcieli przyjąć do wiadomości informuje o jeszcze ciekawszych obiektach
leżących w ich rejonie, tyle że widocznych jedynie przez teleskop. Dla przykładu
sądzę, że osoby spod znaku Panny powinny wiedzieć, że na tle tego gwiazdozbioru
leży największa znana nam "masa grawitacyjna" zwana supergromadą galaktyk VIRGO
I. Mamy cały katalog takich danych. Część z nich przedstawiam w 12-tu
rozdziałach niniejszej książki.
Każdy z tych felietonów stawia czytelnika wobec pewnej tajemnicy związanej z
faktami kulturowymi, literackimi i naukowymi, które dotyczą regionu przestrzeni
kosmicznej, oznaczanej symbolicznie nazwą danego gwiazdozbioru zodiakalnego.
Często jest to zagadka z pogranicza metafizyki i fizyki, zmuszająca do myślenia
"holistycznego". Odnosi się czasami wrażenie, że jest to niejako magia nauki,
bądź biała magia lekarska.
W każdym razie obrotowa m a p a n i e b a j e s t p r z y r z ą
d e m p s y c h o t e r a p e u t y c z n y m. Warto ją sobie kupić i
zacząć sprawdzać rozmaite sprawy, poczynając od ustalenia jakie to jasne gwiazdy
widoczne
s********************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************hy
charakterologiczne" i 3. Czy przyczyną fazowej, periodycznej architektury snu i
marzeń dziennych (snów i odmiennych stanów świadomości) jest kosmiczny oscylator
radio-magnetyczny (rotor i stojan planety)?
Gdy opowiesz o tym znajonym zostaniesz uznany za ekscentryka. David Weeks z
Royal Edinburg Hospital przebadał jednak 200 ekscentryków (Vide "Problemy" 1993,
nr 2 w artykule pt.: "Siła umysłu"). Stwierdził, że wszyscy oni cieszą się
dobrym zdrowiem. Aby to wyjaśnić napisał: "ich niekonwencjonalność kryje silne
poczucie własnej wartości i celu życiowego, ciekawość, poczucie humoru, pęd do
nowych idei . Ekscentryczność to oznaka umiłowania życia".
MAŁA CHMURKA POWYZEJ GWIAZDY SHERATAN
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem
BARANA
Gdy byłeś w łonie matki planeta Ziemia, przez dziewięć miesięcy przebyła pewien
określony wycinek ekliptyki. Ze względu na nachylenie osi obrotu Ziemi byłeś
wystawiony wtedy na określony wzorzec światła, który działał na szlak wzrokowy
mózgu matki i poprzez szyszynkę oddzialywal na rozwój Twojego mózgu. W nocy
byłeś wystawiony także na oddziaływanie "wiszących nad tą trasą gwiazd". Inne
było "ekranowane od tyłu" przez pobliską, a więc działającą przemożnie masę
Słońca.
Mózg rozwija się przez podążanie aksonów, czyli wypustek neuronów, usadowionych
w pewnym ośrodku neuronalnym w kierunku innych ośrodków.
Pola grawitacyjne mas gwiezdnych, ustawionych w odpowiednim "szyku" biorą więc
zapewne udział w określeniu, zaprogramowaniu charakterologicznych właściwości
Twojej osoby.
W odróżnieniu od upraszczających teorii astrologicznych osobiście sądzę, że na
uformowanie Twojej osobowości wpływały nie tylko te gwiazdy, które są położone w
pobliżu ekliptyki, ale i także te, które leżą powyżej, bliżej bieguna
niebieskiego, a więc bliżej Gwiazdy Polarnej.
Postuluję więc, aby Twój znak zodiaku potraktować jedynie jako oznaczenie
symboliczne "końca drogi" i aby uznać gwiazdy leżące powyżej tego ggwiazdozbioru
również za Twoje. Umożliwi to odnalezienie na niebie "Twoich gwiazd" o każdej
porze roku.
Właśnie owe o d s z u k i w a n i e swoich gwiazd na niebie jest ważne. Czynność
taka ma o d d z i a ł y w a n i e p s y c h o t e r a p e u t y c z n e.
Gdy ktoś posiądzie już taką umiejętność to zostaje "u l e c z o n y" z wielu
przypadłości. Co więcej zostaje wprowadzony na ścieżkę przyspieszonego rozwoju.
Dlaczego tak się dzieje?
Jednym z czynników działających "astroterapii" to otwarcie intrygującego tematu
do r o z m ó w z bliskimi Ci osobami, a nawet tzw. rozmów towarzyskich. Sprawią
one między innymi to, że pozyskasz przyjaciół i zostaniesz uznany za osobę
interesującą, sprawisz także, że inni uniosą wzrok do góry, a więc "podniosą
głowy". Horoskopy złej jakości wywołują wiele zamętu. Wiele osób nie lubi
mętnych, mistycznych sformułowań. A inna, konkretna wiedza, łącząca się z owym
znakiem, jest mało znana.
Proponuję więc rozprawy przyrodnicze o tym co się dzieje w pewnym fragmencie
nieba, o reperkusjach tego w wytworach kulturowych oraz wnioskach dotyczących
Twojego ducha lub ducha bliskiej Ci osoby.
Pierwsza z tych rozpraw będzie szczególnie ważna dla osób urodzonych pod znakiem
Barana. Otóż Aries jest małym gwiazdozbiorem niezbyt pięknym, ale jest on
położony w "kluczowym miejscu nieboskłonu". Aby to uzasadnić trzeba wspomnieć o
Zasadzie Antropicznej, czyli o pewnym koncepcie z zakresu filozofii przyrody,
według którego nasz Kosmos jest tak zbudowany, aby mogły pojawić się, w pewnych
jego miejscach, inteligentne cywilizacje, złożone z istot człekopodobnych.
Otóż Zasadę tę sformułowano na wskutek spostrzeżenia, że pojawienie się życia
biologicznego, opartego o DNA i białko, a potem pojawienie się rozumnego
człowieka wymagało jednoczesnego spełnienia setek bezwzględnych warunków
fizycznych. Tylko dla przykładu wyliczę kilka prostszych, nie wgłębiając się
takie w szczegóły jak stała Plancka. Otóż Ziemia "musiała" krążyć w odległości
0.0-1.3 AU (1 AU to właśnie odległość Ziemi do Słońca), bo inaczej byłoby za
gorąco lub za zimno, na 5 i 6-tej orbicie "powinna" znajdować się masywna
planeta taka jak Jowisz i Saturn, gdyż inaczej na Ziemię stale spadałby grad
meteorów, astroidów, a nawet masywnych planetoid. Tylko dzięki istnieniu na
orbicie masywnego satelity - Księżyca nachylenie osi obrotu Ziemi jest stabilne
i planeta nie "kiwa się" tak jak Mars, o kąt rzędu 60 stopni, co powoduje tam
nagłe zmiany sfer klimatycz- nych.
Ostatnio uświadomiono sobie następne niezbędne warunki! Ziemia leży teraz w
obwodowym rejonie galaktyki spiralnej, a Słońce należy do tzw. ciągu głównego
gwiazd "żyjących" długo, podobnie jak jej planety, tzn. już ok. 5 miliardów lat,
co umożliwo długotrwałą ewolucję fizyczną, chemiczną i biologiczną. Co więcej,
nasza galaktyka jest tzw. "galaktyką polową", tzn. jest elementem luźnej,
niezbyt licznej grupy galaktyk, leżącej daleko od masywnych gromad galaktyk, w
których to koncentracja materii, a więc sił grawitacyjnych, jest setki razy
większa, a większość ich masy to "zbite galaktyki" eliptoidalne.
Jądro naszej "luźnej" grupy lokalnej, jak się okazuje, tworzą trzy galaktyki
spiralne. Dwie z nich są łudząco do siebie podobne. Są one galaktykami
spiralnymi, mniej więcej tej samej wielkości, jakkolwiek jedna jest nieco
większa. Obydwie mają dwie małe eliptyczne galaktyki satelitarne (te nasze, jak
wiadomo, nazywają się Obłokami Magellana). Leżą one tak blisko siebie, że ową
galaktykę bliźniaczą jako jedyny taki obiekt widać gołym okiem. Mało kto zwraca
jednak na to uwagę. Nawet osoby urodzone pod znakiem Barana rzadko to czynią,
mimo iż nasza galaktyka bliźniacza, oznaczona w roku 1781 przez Charlesa
Messiera w jego katalogu "niegwiezdowych obiektów nieruchomych" symbolem M31
oraz trzecia ważna galaktyka jądra grupy lokalnej M33 leżą w tym właśnie
rejonie. Z pewnych względów częściej czynią to osoby spod znaku Ryb. Dlaczego
tak jest stanie się jasne w trakcie czytania dwunastej opowieści. Ostatni
gwiazdozbiór zodiakalny, Ryby, sąsiadują z małą, niepozorną grupą gwiazd spod
znaku Barana. Gwiazdozbiór Barana wymieniany jest zwyczajem astrologicznym jako
pierwszy.
Powyżej tych gwiazd widoczne są trzy gwiazdy tzw. Twójkąta i trzy najjaśniejsze
gwiazdy Andromedy i tuż nad nimi, widoczna gołym okiem mała plamka, nazwane po
wynalezieniu słabych lunetek Wielką Mgławicą, dlatego że była wówczas
największym "niegwiazdowym obiektem nieruchomym". Umiejscowienie owej Wielkiej
Mgławicy na tle Andromedy sprawia, że czasami M31 jest nazywana także Mgławicą
Andromedy.
Jeśli ktoś jest jeszcze mało wprawiony w rozpoznawaniu dowolnego fragmentu nieba
jednym rzutem oka, co da się osiągnąć dopiero po wielu miesiącach "nocnych"
treningów (a o nie także tutaj chodzi, gdyż przynoszą odprężenie), to podam
jeszcze jedną radę. Otóż z lewej strony z gwiazdozbiorem Barana sąsiaduje
oczywiście piękny gwiazdozbiór Byka. Do niego należą Plejady, czyli
najpiękniejsza kulista gromada gwiazd, znana niemal każdemu.
W rozmaitych zapisach kulturowych o Plejadach wspomina się tysiące razy.
Niektórzy twierdzą nawet, iż część z nas pochodzi z Plejad.
Intrygującą historię tego konceptu zrelacjonuję w następnym felietonie. Wróćmy
teraz do Wielkiej Mgławicy.
Współcześnie powstały fascynujące koncepty "d w ó j n i", czyli znaczenia
"konstrukcyjnego" bliźniaczych galaktyk spiralnych Andromedy i Drogi Mlecznej, a
właściwie konecpt trójni, gdyż nie zapominajmy, że tuż obok, nieco dalej jest
jeszcze "ta trzecia", czyli M31, zwana "Galaktyką w Trój- kącie". Koncept ten
uwzględnia regułę a l g o r y t mó w k r e u j ą c y c h, które muszą
składać się co najmniej z dwóch elementów i stosować tzw. "zasadę lustra". Do
konceptu "t r ó j n i" wiodła długa droga znaczona intrygującymi zbiegami
okoliczności i dramatycznymi wydarzeniami.
Zacznijmy opowieść więc od początku. Od początku bowiem chodziło o to czy Kosmos
jest wielki, niemal nieskończony jak twierdził Galileusz, czy też mały, złożony
z kilku koncentrycznych kręgów, jak twierdził Arystoteles.
Prostocie klasyfikacji ciał niebieskich na ruchome planety i "mrugające" gwiazdy
od początku przeszkadzały dwie plamki. Już w roku 986 perski astronom i pisarz
Al Sufi opisał tzw. "Małą chmurkę". Jak wiadomo pierwszą lunetę zbudował
Galileusz w roku 1609. On i astronom niemiecki Simon Marius skierowali w roku
1612 takie lunetki na ową "Małą chmurkę". Powstały pierwsze podejrzenia, iż
świat jest wielki. Ciekawe jest, że od 15-tu lat mówił o tym już Giordano Bruno,
który nie prowadził takich obserwacji, był natomiast wcześniej w Angli, gdzie
rozmawiał u Johnem Deenem, nadwornym "ekspertem", całe lata zajmującym się
pradawnym rękopisem, do którego w trakcie tego artykułu będę musiał odwołać się
jeszcze raz. W roku 1615 zakazano jednak o tym mówić.
Po 150-ciu latach do sprawy wrócił jednak Emmanuel Kant. W roku 1755 wysunął on
przypuszczenie, że niektóre mgławice mogą być tzw. "wyspowymi wszechświatami" -
tzn. skończonymi systemami gwiezdnymi, podobnymi do "naszej" Drogi Mlecznej. Nie
był to jednak dowód, lecz jedynie przypuszczenie. Jeszcze w roku 1781 znany
astronom francuski Charles Messier, zapalony poszukiwacz komet, skatalogował
wszystki plamki i chmurki, które nazwał "nieruchomymi obiektami niegwiazdowymi",
tylko po to, aby nie przeszkadzały mu w katalogowaniu komet. Charles Messier był
tytanem pracy, odkrył 14 komet. W swoim katalogu "niegwiazdowych obiektów
nieruchomych" umieścił natomiast 102 obiekty, z czego 68 odkrył po raz pierwszy
sam osobiście. Nie wiedział przy tym, że chmurki nr 31 i 33 to dwie, najbliższe
nam, inne galaktyki.
Udowodnił to dopiero Edwin Hubble, który w roku 1926 napisał swój epokowy
artykuł pt.: "A Spiral Nebula as a Stellar System", który dotyczył galaktyki
M33. Dowód opierał się o pomiary linii absorpcyjnych widma światła biegnącego od
owych plamek świetlnych. Odległość do galaktyki M31 Edwin Hubble oszacował
dopiero w roku 1929. Jak wiadomo Hubble dokonał jednocześnie jeszcze większego
przewrotu światopoglądowego. Podważył on model Wszechświata stacjonarnego i
zaproponował model czasoprzestrzeni rozszerzającej się i czasu zapoczątkowanego,
co prowadzi do niezwykłych wniosków o losie człowieka po śmierci.
Jest zastanawiające i intrygujące dlaczego jednak osiem lat wcześniej, mniej
więcej te same dane o galaktyce M31 przedstawiał na licznych konferencjach
dziekan Uniwersytetu w Pensylwanii prof. Wiliam Romaine Newbold - specjalista z
zakresu zupełnie innej dziedziny, a mianowicie lingwistyki i kryptografii. Otóż
w roku 1921 ogłosił on, że odczytał jeden z najdziwniejszych tekstów, a
mianowicie tzw. rękopis Voynicha, który próbowano zrozumieć od stuleci.
Niesamowite dzieje tego rękopisu, zapisanego szyfrem, a raczej w jakimś zupełnie
nieznanym języku, podaje Philip Morris w swojej książce pt.: "Bez wyjaśnienia".
Rękopis powstał w III-tym wieku n.e. Jest ilustrowany wizerunkami niewysokich,
nagich kobiet, diagramami astronomicznymi, dotyczącymi konstelacji Andromedy i
Hiady oraz rysunkami czterystu zupełnie fantastycznych roślin. Profesor Wiliam
Romaine Newbold stwierdził , że być może zapisał go szyfrem Roger Bacon, żyjący
w latach 1214-1294, filozof, prekursor badań eksperymetalnych. Roger Bacon w
swoich pismach powoływał się na inny, niezwykle stary dokument, należący do
biblijnego króla Salomona. Jeden zaś z odcyfrowanych przez Newbolda fragmentów
stwierdza: "Widziałem we wklęsłym zwierciadle gwiazdę w kształcie ślimaka.
Znajdowała się między pępkiem Pegaza, piersią Andromedy i głową Kasjopei". W
miejscu tym właśnie znajduje się Wielka Mgławica, galaktyka M31.
Wczytując się w teksty Phillipa Morrisa można dowiedzieć się więcej o owym
zwierciadle, a zwłaszcza o kulturowym wiązaniu Galaktyki Andromedy z Plejadami i
Hiadami. Na niebie na prostej łączącej M31 z Hiadami leżą Plejady.
Hiady leżą jednak w odległości 130 lat świetlnych, Plejady w odległości 400 lat
świetlnych, a M31 w odległości 2.2 miliona lat świetlnych.
Galaktyka Andromedy spełnia warunki dla powstania życia, gdyż jest ona naszym
"lustrzanym odbiciem" (Uwaga! M31 jest nieco większa).
Jest więc wielce prawdopodobne, że na M31 istnieje równorzędna nam cywilizacja
inteligentna, gdyż spełnione są tam te same warunki Zasady Antropicznej. Nasza
cywilizacja potrafi jednak nadawać jedynie wiadomości rozchodzące się z
szybkością podświetlną. Wiadomość taka biegłaby więc na M31 około 2.2 miliona
lat. Komunikacja w paśmie elektromagnetyczny z cywilizacją równorzędną,
rozwijającą się na M31, nie jest więc możliwa. Jeśli następował lub nastąpi
kontakt z tym rejonem czasoprzestrzeni to jedynie "ponadczasoprzestrzennie".
Jednocześnie, tak jak to powiedział Arthur Clarke: "wysokozaawansowana
technologia nie jest odróżnialna od magii". Cywilizacja, która potrafiłaby
realizować kontakt ponadczasoprzestrzenny byłaby postrzegana jako "inteligencja
magiczna".
Jednocześnie wiele osób, jeśli nie większość, uznaje istnienie takich potęg,
jakkolwiek różnie je nazywa - i na ogół nie próbuje lokalizować je w określonym
rejonie czasoprzestrzeni. Logiczny wywód prowadzi więc do wniosku, że jeśli
lubisz wiedzieć gdzie mieszka bóstwo III-go stopnia, to spojrzyj nieco powyżej
gwiazdozbioru Barana, a więc nieco powyżej gwiazd Hamal (alfa Aries) i Sheratan
(beta Aries). Zobaczysz wtedy to miejsce. Z kierunku tego kiedyś nadeszła
przesyłka i kiedyś tam będziemy chcieli się translokować.
ZDJĘCIA PRZESTAŁY BYĆ DOWODEM, CO NIE ZNACZY, ZE ZWIĄZEK PLEJADAŃSKI NIE
ISTNIEJE
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem BYKA
Semjase z Plejad podobno jest blondynką, ma niebieskie oczy, bladą skórę,
delikatne usta i wysoko osadzone kości policzkowe. Powiedziała Eduardowi
Meierowi, że pomiędzy planetami naszej Galaktyki podróżuje wiele kosmicznych
ras, a osiem z nich pozostawiło na Ziemi mieszańców, potomków przybyszy z
kosmosu z Ziemiankami. Z tego powodu kontynuowane są migawkowe wizyty kontrolne.
Wszyscy, którzy potrafią latać z szybkością nadświetlną są podobni do ludzi,
jakkolwiek jako rasy zaawansowane, już przed milionami lat musiały przyjąć inną
organizację swoich społeczeństw.
Widoczny na okładce książki "Lata świetle" statek Semjase jest największym
"orzechem do zgryzienia" całej UFO-logii.
Widoczny na drugim planie, za stojącym na skarpie, bezlistnym drzewem, wisi nad
urwiskiem. Na korpusie dysku lśnią i uginają się promienie Słońca, stojącego
jeszcze wysoko nad pagórkami pogórza Szwajcarii. Podobno miał tylko 6 metrów
średnicy. Podrobienie tego zdjęcia musiałoby być lub było bardzo trudne. Gałęzie
są przed statkiem, na pierwszym planie. Zawieszenie modelu za drzewem nie było
możliwe, gdyż jest tam akurat urwisko. Sfotografowanie modelu osobno i nałożenie
na zdjęcia pejzaży nie odtworzyłoby z kolei owych załamujących się promieni
słonecznych. Według Semjase statek pokonuje odległość 500-set lat świetlnych w
siedem godzin. Większość czasu zajmuje wyjście z planety Erra w przestrzeń
kosmiczną, rozpęd do momentu osiągnięcia przez statek szybkości światła,
włączenie "drugiego napędu" i dokonanie bezczasowego skoku, kiedy to przestrzeń
i czas "zbiega do zera" i zostaje "zamrożony". Połowę owych siedmiu godzin
zajmuje hamowanie, dokonywanie już po drugiej stronie spiralnego ramienia Oriona
naszej Galaktyki, lecz z dala jeszcze do Układu Słonecznego.
Semjase w ciągu kilkudziesięciu "kontaktów", trwających od 28 stycznia 1975 roku
przekazała podobno setki szczegółowych informacji dotyczących społeczności
Plejadan i innych zaawansowanych cywilizacji, z którymi są oni w kontakcie.
Podobno wszystkie cechuje brak zarządzania odgórnego, duża autonomia i
pielęgnowanie różnorodności myślenia. Erra, jak twierdzi Semjase, nieco mniejsza
od Ziemi ma ustabilizowaną, stosunkowo niewielką liczbę mieszkańców. Ich główne
odniesienie filozoficzne dotyczy tzw. Zasady Kreacji, tzn. praw dostrzegalnych w
przyrodzie, które sprawiają jej wytworzenie i przemiany.
Dwa tysiące stron notatek z rozmów z Semjase próbuje streścić i zrelacjonować
Guido Moosbrugger w książce pt.: "A jednak latają". Wybór setek kolorowych
zdjęć, sporządzonych przez Eduarda Meiera, Agencja NOLPRESS rozprowadza w
postaci książki pt.: "Album UFO z Plejad". Dwie sfilmowane przez Eduarda Meiera
sceny lądowania oraz zarejestrowane przez niego dźwięki jak i dane o dokonanych
analizach niezwykłych próbek metalu zawierają trzy kasety video, rozprowadzone
przez NOLPRESS pt.: "The Meier Chronicles", "Movie Footage", "The Metal".
No właśnie! Sądzę, że owe zdjęcia przedstawione przez Gary Kindera w jego
książce, opublikowanej w oryginale w roku 1987, jeszcze teraz w czasach filmu
"Park Jurajski", który uzmysławia współczesne możliwości tworzenia
"rzeczywistości sztucznej", są jednak mimo wszystko pewnym argumentem dowodowym
z tej prostej przyczyny, że były wykonywane i pokazywane licznym świadkom, już
od dawna, poczynając od roku 1975, tzn. czasów kiedy to owa komputerowa "virtual
reality" po prostu jeszcze nie istniała.
Do wszelakich zdjęć próbujących cokolwiek udowodnić, wykonanych po roku 1990,
odnosiłbym się z wielką nieufnością, co radzę również szanownym czytelnikom. Im
również pozostawiam trud myślowy, jaki jest potrzebny, aby wyrobić sobie własną
opinię, czy żyjący pośród nas Eduard Meier kłamie. Jak wiadomo "sprawę"
próbowały zweryfikować setki jego rozmówców, spośród których niektórzy byli
technikami i znawcami problematyki fałszerstw. Niestety własne jedynie myślenie
dedukcyjne la Sherlock Holmes jest współcześnie jedynym dobrym argumentem.
Rozstrzygnięcie tego najbardziej niezwykłego przypadku UFO-logicznego nie jest
nam jednak tutaj potrzebne, aby snuć dalszy ciąg opowieści o niebo- skłonie w
rejonie gwiazdozbioru Byka.
Wizerunek mnemotechniczny tego gwiazdozbioru, ułatwiający odszukanie go na
niebie, to piękne girlandy układające się w literę V, ułożone poziomo, "nosem"
na zachód. Ów nos to kulista gromada gwiazd zwana Hiadami i nieco powyżej druga,
widoczna gołym okiem, kulista gromada gwiazd, zwana właśnie Plejadami. Hiady i
Plejady od wieków traktowane były jako "przystanek".
Julisz Słowacki w 1845 roku napisał uderzającą strofę:
"Czy widziałeś Chrystusa?
Włóczy się przez ciemnotę
I sieje gwiazdy złote
z Plejad i Syriusza."
Lee i Brit Eldersowie, Tom Welch i Wendelle Stevens zadali sobie trud wyszukania
wzmianek o Plejadach nie tylko w poematach i powieściach, ale także w pismach
naukowych, biuletynach i pracach doktorskich.
Stwierdzili oni niezwykłą konsekwencję. W różnych częściach naszego globu, dość
często, jednocześnie w różnych kulturach, od tysięcy lat, Plejady występują w
mitologiach i rozmaitych zapisach historycznych. Biblia wspomina o nich
trzykrotnie. W Księdze Hioba jest mowa o nadziei w ich słod- kim oddziaływaniu.
Okazało się, że częstotliwość z jaką wymieniana jest ta niewielka, stosunkowo
młoda gromada, dziesięcio-krotnie przewyższa ilość odniesień i wzmianek względem
dwóch innych obiektów astronomicznych, rywalizujących co do znaczenia w zapisach
kultury Ziemian, a mianowicie względem gwiazdozbioru Oriona i gwiazdy Syriusza.
Do Oriona i Syriusza wrócę z okazji moich wywodów na temat gwiazdozbioru
Bliźniąt, a teraz musimy zająć się kulturowym wizerunkiem Plejad.
Otóż czczono je, uznawano za "środek nieba", traktowano jako ojczyznę przodków i
źródło wszelkiej mądrości.
Rejon ten od tysiącleci kojarzony jest więc z przeświadczeniem, iż Galaktykę
naszą zasiedla istniejąca już od milionów lat sieć "ludzkich" cywilizacji, a
Plejady i Hiady są miejscem "przedostatniego i ostatniego skoku przestrzennego"
w kierunku Ziemi.
Przeciwnicy tej idei mówią, że wysokorozwinięte cywilizacje, skoro są potężne to
powinny, w takim razie, dokonywać "inżynierii gwiezdnej" na dużą skalę, i
stwierdzają, że przejawów takich nie widać.
Zwolennicy tzw. "Związku Plejadańskiego" (termin Eldersów) twierdzą: "No
właśnie!" Otóż astronomiczne księgi chińskie, spisane w roku 2357 p.n.e.
odnotowały, że Plejady to siedem jasnych gwiazd. Z tej racji były czczone przez
młode kobiety jako "Siedem Sióstr Przemysłu". Z południo- wego wejścia wielkiej
egipskiej piramidy, pierwszego dnia wiosny widać właśnie Plejady i dlatego
piramida ta ma siedem komór głównych. Święto Pierwszego Maja oraz Japońskie
Święto Latarń są pozostałościami po antycznych uroczystościach poświęconych
Plejadom. Szkopuł w tym jednak, że obecnie na niebie widnieje tylko sześć gwiazd
spowitych niebieską mgiełką.
Spór o ślady "inżynierii gwiezdnej" ostatnio znacznie się zresztą ożywił.
Spornymi obiektami są ostatnio zazwyczaj: Charon, "geostacjo- narny" księżyc
Plutona oraz "nieskolatające" księżyce Marsa: Phobos (9400 km nad powierzchnią)
i Deimos (23500 km nad powierzchnią) oraz z pewnych względów gwiazdozbiór Oriona
i Syriusza.
R.G. Haliburton na łamach "Nature Magazine" już w roku 1881 napisał: "... jestem
przekonany, że nadejdzie dzień, kiedy uczeni przyznają, że gwiazdy te (Plejady)
są centralnym słońcem religii, kalendarzy, mitów, tradycji i symboli dawnych
wieków".
William Olcott w swojej książce pt.: "Star Love of All Ages", wydanej w roku
1991, napisał: "Ta mała gromada, nieśmiało błyskająca podczas jesiennych nocy na
wschodnim nieboskłonie, łączy ze sobą różne ludzkie rasy bardziej niż
jakiekolwiek inne więzy natury. Nic więc dziewnego, że budzi ona uniwersalny lęk
i podziw, że właśnie pośród jej słońc człowiek spodziewał się znaleźć środek
Wszechświata".
Agnes Clerke w książce "The System of the Stars" nazwała Plejady "miejscem na
niebie, gdzie mitologia spotyka się z nauką".
Często słyszy się stwierdzenie, że tzw. "ufologia" to dziedzina, w obrębie
której spotykają się mity, nauka i religia.
Gwiazdozbiór Byka jest takim terenem na pewno! Opowieści Semjase to obecnie już
co najmniej fakt mitologiczno-kulturowy. Faktem historycznym jest także tzw.
Mithraizm, najpotężniejsza religia ostatnich wieków Cesarstwa Rzymskiego, o czym
u nas mało kto wie.
Jak większość religii przedchrześciajńskich i przedislamskich Mithraizm miał
symbolikę astronomiczną. W wieku pierwszym astronom Hipparch, ku swojemu
zdziwieniu okrył, że ktoś zmienia relację między Słońcem a widocznymi z Ziemi
gwiazdozbiorami. Słońce w czasach Asyrii i Babilonii, w dniu równonocy wiosennej
wschodziło na tle konstelacji Byka, a w czasach rozkwitu Imperium Rzymskiego
wschodziło już na tle konstelacji Barana. Hipparch był wstrząśnięty, gdyż
wierzono wtedy, że Ziemia leży w centrum Wszechświata, który się wokół niej
kręci, a tu nagle okazało się, że ktoś przesuwa cały firmament niebieski, coś w
nim zmienia. Współcześni mu intelektualiści popatrzyli na niebo i stwierdzili,
że nad konstelacją Byka widnieje konstelacja Perseusza, zwanego inaczej
Mithrasem. Doszli więc do wniosku, że tam przebywa bóstwo, które jest w stanie
poruszać całym firmamentem i przesłanie to uczynili podstawą ideologiczną
masowego ruchu religijnego, który dominował nad terytorium zachodniej części
Imperium Rzymskiego aż do czasów jego upadku. Wyznawcy Mithraizmu wybudowali
tysiące świątyń. Wszystkie wybudowali pod ziemią, a w każdej z nich umieścili
wizerunek mężczyzny zabijającego Byka.
O owym zabijaniu pisano niedawno w polskich czasopismach naukowych (David
Ulansey: "Misteria Mithry". Problemy, 1991, nr
254 i Jarosław Włodarczyk: "Byk po dwakroć ujarzmiony". Wiedza i Zycie, 1991, nr
4).
Po 200 tysiącach lat owe przesuwanie się gwiezdnego tła wschodu Słońca w dniu
równonocy wiosennej przyjęto znowu za astronomiczny symbol przemiany. Chodzi tym
razem o przejście od gwiazdozbioru Ryb do gwiazdozbioru Wodnika. Wrócimy do tej
sprawy w dwóch ostatnich rozdziałach książki.
CZY DELFINY SĄ POTOMKAMI ZIEMNO- WODNYCH PRZYBYSZY Z PLANET SYRIUSZA
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem BLIZNIĄT
Prowadząc nasłuch sąsiednich regionów przestrzeni kosmicznej w poszukiwaniu
inteligentnych cywilizacji i rozważając możliwości ich istnienia, zazwyczaj
zapominamy, że razem z nami, tu na Ziemi, przecież żyją inne inteligentne
istoty. Są nimi delfiny!!! Ich wysoka inteligencja została potwierdzona przez
wielu badaczy. Delfiny co prawda używają swoich mózgów głównie do planowania
zespołowej zabawy, ale to już trochę inne zagadnienie, problem możliwych celów
myślenia i istnienia. Delfiny są rozmowne, mają poczucie humoru, porozumiewają
się głosem, a raczej dźwiękami z szerokiego pasma częstotliwości. Często czynią
coś, co można porównać do śpiewu ptaków. Andreas Korte, autor znanej książki,
twierdzi nawet, że delfiny prócz umiejętności echolokacyjnych potrafią
manipulować światłem i martwią się o stan ekologiczny planety. Bliźniacza,
inteligentna cywilizacja delfinów być może ma jednak w s p ó l n y r o d o w ó
d. Tak twierdzi przynajmniej Robert K.G. Temple w swojej książce pt.: "Tajemnica
Syriusza" (Wydawnictwo Brama, Poznań, 1992). Ta bardzo już znana książka, jak
wiadomo, opisuje pochodzenie, zwyczaje i wierzenia plemienia Dogonów, żyjącego w
Afryce Zachodniej, w regionie państwa Mali i państwa Górnej Wolty, w pobliżu
miast Timbuktu i Bamako.
Dogonów odkryło małżeństwo francuskich etnografów, Griaule Marcel i Dieterlen
Germaine. Współcześnie Francja jest potęgą techniczną. Francuzi konstruują
rakiety Arianne, samoloty bojowe Mirage, cywilne samoloty Airbus i różne
skomplikowane układy elektroniczne. Francuzi marzą jednak najczęściej, aby
zostać pisarzami, reżyserami bądź aktorami filmowymi, ewentualnie w
ostateczności etnografami. Etnografię traktują jednak często jako przygodę
całego życia.
Marcel Griaule spędził większość życia wśród Dogonów. Po latach dopuszczono go
do ich tajemnej wiedzy. Dotyczy ona g wiazdy Syriusza i wierzeń podobnych do
kultu przeddynastycznych egipskich bóstw: Izydy i Ozyrysa. Marcel Griaule
wszystko co dowiedział się od Dogonów spisał w jednym tylko artykule,
zatytułowanym "Un systrme soudanais de Syrius", który opublikował w naukowym
czasopiśmie afrykanistów: "Journal de la Societe de Africanistes" w roku 1950.
Nieco więcej informacji dodała, po jego śmierci, jego żona Dieterlen Germaine w
pracy pt.: "La renard pale", opublikowanej także w specjalistycznym piśmie
etnograficznym: "Fascicule de Institut d'Ethnologie" w roku 1965.
Długo nikt nie dyskutował tych rewelacji. Sprawę odkopał w bibliotekach, z
przyczyn osobistych, dopiero Robert K.G. Temple i "nagłośnił" ją poprzez swoją
książkę "Tajemnica Syriusza", wydaną w 1976 roku, w czasach kiedy to Erich von
Daniken o tej sprawie jeszcze nie mówił.
Dogonowie to lud wędrowny. Lud, który przybył z rejonu Sahary, z rejonu
dzisiejszej Libii. Tam jednak dotarł wcześniej, jeszcze w czasach cywilizacji
miniońskiej lub mykeńskiej z Grecji. Jak wiadomo, Grecja miała wtedy kontakty z
Egiptem, o czym świadczą liczne podróże do zamorskiej kolonii faraonów
Kolchidei, założonej na wschód od Dodony, u podnóża Kaukazu. Do Kolchidei
podążali zresztą również mitologiczni Argonauci po złote runo, co ma ważny
związek z naszą opowieścią. Dogonowie są czarni, ale antropologicznie są podobni
do starożytnych Egipcjan. Czytelników, których intryguje owa tajemnicza
historia, odsyłam do wspaniałych zdjęć Dogonów, ich przedziwnych sadyb i
krajobrazu ich wiosek, zamieszczonych w "Maga- zynie Gazety Wyborczej" nr
23/1993 oraz książki Adama Piechowskiego pt.: "Lud Syriusza", Wydawnictwa PEGAZ.
Zdjęcia te, jak i rysunki ziemnowodnej istoty Nomo i jej statku kosmicznego,
rysowane od wieków przez Dogonów, zamieszczone w książce Roberta K.G. Temple,
powinny zainteresować w szczególności osoby urodzone pod znakiem Bliźniąt, pod
znakiem gwiazdozbioru, który symbolizuje "prawo kopii", ewentualnie "kopii z
poprawką". Dlaczego??
Otóż Syriusz (alfa Wielkiego Psa, symbol bogini Izydy) to gwiazda położona
poniżej gwiazdozbioru Oriona, skądinąd symbolu bóstwa Ozyrysa. Orion zaś leży
tuż poniżej gwiazdozbioru Bliźniąt. Tuż poniżej, jakkolwiek po tej jeszcze
stronie (po stronie M31), wstęgi widocznej tu na niebie Drogi Mlecznej.
Przesuwając wzrok wzdłuż gwiazdozbiorów zodiakalnych, idąc od gwiazdozbioru
Barana i Byka i dalej do Bliźniąt, właśnie między gwiazdami Byka a gwiazdami
Bliźniąt przekraczamy widoczne tu spiralne ramię naszej Galaktyki, zwane właśnie
r a m i e n i e m O r i o n a.
Łatwo jest rozpoznać gwiazdozbiór Bliźniąt na niebie, gdyż układ gwiazd wyznacza
literę U, zwróconą "kolankiem" na północny zachód, tkwiąc "stopami" we wstędze
Drogi Mlecznej. Widoczna figura jest więc podobna do wzoru graficznego znaku
Bliźniąt (dwie laski połączone u końców poprzeczkami). Alfa Gemini, Polluks, w
rzeczywistości to układ wielokrotny, składający się z czterech gwiazd, czyli
dwóch gwiazd bliźniaczych. Układy wielokrotne są częste w widocznej poniżej
Wielkiej Mgławicy Oriona. Astro- nomowie nazywają gwiazdozbiór Oriona "w y l ę g
a r n i ą g w i a z d". Aby to wyjaśnić trzeba by przypomnieć tutaj czytelnikom,
że ogrzewająca nas gwiazda - "Słońce" należy do tak zwanego c i ą g u g ł ó w n
e g o, tzn. gwiazd średniej wielkości, "żyjących" długo, tzn. około 10 miliardów
lat. Znacznie większe, o d s a m e g o p o c z ą t k u, czerwonawe, dość chłodne
gwiazdy, tzn. olbrzymy i nadolbrzymy żyją znacznie krócej, a tzw. b i a ł e k a
r ł y, które są t a k i m i o d p o c z ą t k u, żyją znacznie dłużej. Słońce
wraz ze swymi planetami powstało z obłoków gazu międzygwiezdnego, skupionego
zawsze w środkowej części dysku galaktycznego. Słońce "skondensowało się" już
gdzieś przed 5-cioma miliardami lat.
Gwiazda ciągu głównego, powstaje z obłoku materii międzygwiezdnej, który staje
się niestabilny, na skutek dotarcia fali uderzeniowej pochodzącej od innych,
zazwyczaj dość odległych, obiektów. Rozpoczyna się wtedy kolaps grawitacyjny
cząsteczek gazu, często zresztą od razu w kilku osobnych fragmentach obłoku.
Zagęszczenia gazu powodują podniesienie się temperatury. Rozpoczyna się reakcja
termonuklearna. Gwiazda zaczyna świecić czerwonawym światłem. Potem świeci dość
długo światłem żółtym, aż w końcu przemienia się "wtórnie" w białego karła.
Przedziwne jest jednak, że gwiazda "ciągu głwónego" zostaje najczęściej, na
wskutek siły grawitacyjnej, wyrzucona z g r u p y g w i a z d m ł o d y
c h (wylęgarni) i rozpoczyna wędrówkę po spiralnej trajektorii, wokół centrum
galaktycznego.
Taki obłok materii międzygwiezdnej, stanowiącej wylęgarnię gwiazd, można
dostrzec, nawet gołym okiem, tuż pod tzw. pasem rycerza Oriona. Jest to tak
zwana W i e l k a M g ł a w i c a w Orionie, wg Charles'a Messiera chmurka nr
M42. W lunecie, w obrębie tej samej chmurki M42, można zobaczyć niesamowity
układ gwiazd zwany Trapezem (teta Oriona).
Ruchy gwiazd w tym układzie są przedziwne. Obiekty gwiezdne zamiast krążyć tutaj
jeden wokół drugiego, jak przystało na normalny porządek astronomiczny, dokonują
ruchów pulsacyjnych. Przez pewien czas oddalają się od siebie, a potem znowu
zbliżają. Układ Trapeza jest niestabilny i może w sposób nieobliczalny wyrzucić
z gniazda którąś z gwiazd. Proszę sobie wyobrazić jak niesamowite byłyby
zjawiska obserwowane na niebie przez mieszkańców planet krążących wokół gwiazd
należących do "teta Oriona".
Ktoś mógłby powiedzieć, że w tak młodej grupie gwiezdnej życie nie mogło
powstać. No cóż, pierowtne formy życia biologicznego odkryto w skamielinach
naszej planety z przed 3.5 miliardów lat, a hitem naukowym ostatnich miesięcy są
badania Geralda Joyce'a z Scripps Research Institute w La Jolla w Kalifornii,
który wykazał, że da się skonstruować cząsteczki RNA, które natychmiast
wytwarzają w "bulionie chemicznym" kopie samych siebie.
Niedawne badania meteorów, wskazują także na fakt powszechnego występowania
fenomenu życia biologicznego (vide: artykuł pt.: "Jak narodziło się życie",
Forum, 04.01.1994). "Widać p r z e p i s n a ż y c i e jest wpisany w p r z
e p i s n a W s z e c h ś w i a t. Widać tak stwierdzi Zasada Kreacji.
Gabriela Obremba-Chęcińska, artysta plastyk z Warszawy, w niedawnym liście do
mnie napisała, że na poziomie "najniższym", w geometrycznym świecie linii i
punktów, Z a s a d a K r e a c j i to prawidłowość polegająca na tym, iż mając
j e d e n p u n k t i l u s t r o d a s i ę utworzyć drugi, bliźniaczy
punkt, potem trzeci ..., potem linię, potem ewentualnie trójkąt i kwadrat.
Dyskutując na ten temat z kolei z informatykami usłyszałem, że przecież lustrem
jest instrukcja programowa a:=a lub a:= a + 1, istniejąca w każdym języku
programowania. Najciekawsza jest definicja "lustra" zaproponowana przez fizyków.
Do owej natury lustra wrócę w felietonie poświęconym gwiazdozbiorom Lwa i Panny.
Jeśli "lustro" istnieje to Zasada Kreacji też! Jeśli Zasada Kreacji działa!! to
otaczający nas Kosmos jest przepełniony różnymi formami życia!!, formami tak
różnymi jak cywilizacja delfinów i cywilizacja ludzi.
W poprzednim rozdziale napisałem, że Semjase stwierdziła, iż wszystkie istoty,
które potrafią latać z szybkością nadświetlną, są podobne do ludzi. Co więc z
tymi delfinami? Co prawda ich potomkowie egzystują podobno w odległości zaledwie
9-ciu lat świetlnych, ale to byłoby wymigiwanie się od rzetelnej odpowiedzi.
Rozważmy więc najpierw, czy komuś jeszcze wpadły do głowy spostrzeżenia i
poglądy tak dziwne jak przekonania Dogonów o istnieniu "inteligent- nych syren".
Otóż okazuje się, że na niektórych wizerunkach bogini Izydy, spod jej szat
wystaje mały ogon rybi, co można sprawdzić na rycinach zamieszczonych w książce
Roberta K.G. Temple. Także wierzenia sumeryjskie, babilońskie i chaldejskie
wywodzą początek cywilizacji na Ziemi z ziemno-wodnego półdemona Oannesa. Robert
K.G. Temple przytacza zdjęcia posągów Oannesa i rzeźb innych jeszcze ziemskich
istot ziemno-wodnych.
Izyda, Ozyrys, Oannes według wielu zwolenników paleoastronautyki przybyli z
Kosmosu bądź byli dziećmi przybyszy, które chwilowo mieszkały na naszej planecie
przez pewien czas, przed około 10 tysiącami lat?
Według Dogonów przybyli oni z planety gwiazd "Po", która krąży po torze
ósemkowym pomiędzy Syriuszem a jej współtowarzyszem, nazwanym przez Diterlain
Germaine "Digitarią", gdyż słowo "po" jest także nazwą ziarna zboża, którego
nazwa botaniczna to Digitaris exilis. Dogoni mówią o podwójnym systemie
gwiezdnym Syriusza od stuleci. Co sześćdziesiąt lat organizują barwne święto
bliźniąt: "Sigui". Wydaje się, że jest ono synchronizowane z okresem obiegu
Digitarii wokół Syriusza, zwłaszcza jeśli uwzględnić, iż w istocie jest to
skomplikowany ruch współzależny Syriusza B wokół Syriusza A i na odwrót (tak jak
ruch synodyczny Ziemi i Księżyca wokół ich barycentrum). To że co sześćdzesiąt
lat urwisko Dogonów we wiosce Yugo Dogoru świeci czerwonym blaskiem i dodatkowo
porasta dynią o podłużnym kształcie, której nikt nie sadzi, pozostawimy już
tylko bardziej dociekliwym turystom, odwiedzającym Górną Woltę i Republikę Mali.
Sinusoidalność poruszania się Syriusza naprowadziła Friedricha W. Bessela w roku
1844 na trop, że być może jest to "gwiazda podwójna". Było to wtedy pojęcie mało
znane. Dopiero dwadzieścia lat później Alvanovi Clarkowi udało się dostrzec przy
pomocy teleskopu maleńskiego Syriusza B. Był to pierwszy znany ludziom b i a ł y
k a r z e ł. Syriusz A, mimo iż jest najjaśniejszą gwiazdą nieba, jest podobny
do naszej rodzinnej gwiazdy Słońca. Jest to także gwiazda ciągu głównego,
jakkolwiek nieco większa. Świeci tak jasno, gdyż jest położona względem nas
bardzo blisko, zaledwie w odległości 9-ciu lat świetlnych. Towarzyszący mu b i a
ł y k a r z e ł ma masę zbliżoną do masy Słońca, ale jest 120 razy mniejszy i
świeci niebieskawo.
Jeśli Dogonowie znają lepiej prahistorię i istoty inteligentne tutaj
rzeczywiście wywodzą się z planety krążącej po torze ósemkowym pomiędzy tymi
dwoma gwiazdami Syriusza, to nie dziwi mnie zbytnio, iż przybyły stamtąd istoty
ziemno-wodne. Tak czy inaczej, na Ziemi żyją inteligentne istoty wodne,
preferujące zabawę, i inteligentne istoty ziemne, preferujące wojnę.
PRZESILENIE W BRAMIE LUDZKOŚCI
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem RAKA
Chaldejczycy wierzyli, że dusze ludzkie zstępują na Ziemię od strony
gwiazdozbioru Raka i dlatego nazywali go Bramą Ludzkości. Widoczną nawet gołym
okiem kulistą gromadę gwiazd, obecną w centrum gwiazdozbioru, nazwano dlatego
później żłóbkiem (Praesepe - czyli plamka M44). Chaldejczycy przed tysiącami lat
przejęli dziedzictwo najstarszego państwa i ludu Sumerów, których rozwinięta
kultura, podobnie jak kultura Egipcjan, poja- wiła się nie wiadomo skąd.
Apollodor i Berossos, starożytni kronikarze twierdzą, że królowie chaldejscy
pochodzili w prostej linii od Oannesa Annedotusa (patrz poprzedni felieton),
który wyłonił się z Morza Erytrejskiego. W tych czasach właśnie ustalono
"pierwsze litery ludzkości", tzn. znaki Zodiaku i nadano nazwy wszystkim
jaśniejszym gwiazdom, które obowiązują do tej pory.
Znak Raka, jak sądzą niektórzy, to ułożone poziomo 69. Proszę zwrócić baczną
uwagę, to nie jest 69, lecz l u s t r z a n e o d b i c i e 69. Jest to znak,
który oznaczał moment słonecznego przesilenia, gdyż na tle tego właśnie
gwiazdozbioru Słońce wschodziło wtedy w dniu letniego przesilenia, tzn.
najdłuższego dnia w roku. W czasach pierwszych Chrześcijan Słońce wschodziło w
tym dniu już na tle gwiazdozbioru Byka.
Język Chaldejczyków był podobny do aramejskiego. Jak wiadomo, część najstraszych
tekstów Starego Testamentu była spisana po aramejsku.
To, że Chaldejczycy upodobali sobie pewien fragment nieba, nie było w tych
czasach niczym szczególnym. Wszystkie religie przedchrześcijańskie i
przedislamskie posługiwały się symboliką astronomiczną. Było tak jeszcze w
pierwszych wiekach po Chrystusie. Potem przyszło p r z e s i l e n i e i przez
całe stulecia astronomia była niewygodna, a systemy ideologiczne wyzbyły się
precyzyjnej symboliki gwiezdnej. Do tej pory mówienie o gwiazdach, w
towarzystwie, jest postrzegane jako dziwactwo. Nie należy robić tego zbyt
często, jeśli nie chcemy być zakwalifikowani do "nawiedzo- nych", lub gorzej do
zwolenników gnostycyzmu, lub nietutejszej, nie naszej, bo kalifornijskiej mody
na New Age.
Żeglarze, kosmonauci i astronomowie mają jednak przyzwolenie i mogą mówić o
gwiazdach. Żeglarz wie dużo o gwiazdach i mówi o nich nie tylko dlatego, że
widuje je często w bezchmurne noce, ale także dlatego, że bez tej wiedzy mógłby
nie trafić do domu.
Współcześni kosmonauci, co prawda są prowadzeni jak po sznurku, ale jeśli się
przypatrzeć ich sprawie bliżej, to chodzi tu także o to, aby w przy- szłości
"umieli trafić do domu". Spróbuję przedstawić tę tezę w niniejszym felietonie w
powiązaniu z wiedzą o trzech rodzajach "zwrotników", czyli p r z e s i l e ń.
Rządy wydają na instalacje astronomiczne, z kieszeni podatnika, coraz większe
pieniądze. European Southern Observatory, wybudowany w Chile, kosztował EWG
ćwierć miliarda dolarów, mniej więcej tyle ile niedawna naprawa kosmicznego
teleskopu Hubbla. Na wstępny projekt stacji orbitującej Freedom Amerykanie
wydali już więcej niż na całość orbitującego teleskopu Hubbla. Redaktor
Scientific American, Richard Wassersug w artykule pt.: "Kosmiczne kijanki"
(Świat Nauki, 1993, 12) wyraża nawet przekonanie, że nikt nie jest w stanie
wstrzymać dalszego wydawania pieniędzy na stację Freedom, gdyż trendem tym
kierują motywy religijne (sic!). Pisze on, cytuję:
"Agenda badań kosmicznych oferuje nam nawiązanie kontaktu z bogami. Nie jest to
wprawdzie przedsięwzięcie naukowe, ale być może warte jest milionów. Zastanówmy
się, czy ludzkość nie oczekiwała od religii tego, co proponuje nam NASA; mówi o
niebie "ponad nami" i ziemi poniżej. Z historycznego punktu widzenia możemy
powiedzieć, że religia umożliwiła nam wyzwolenie się z ziemskich ograniczeń.
Bogowie przebywali w niebiosach, o czym do dziś przypominają nazwy planet.
Religia dawała nam możliwość wzniesienia się ponad ziemię, zanim zdołaliśmy
przezwyciężyć grawitację, dzięki rakietom kosmicznym ..."
"Załogi wahadłowców traktujemy z czcią, którą w minionych stuleciach oddawaliśmy
kapłanom potężnych bóstw. Astronauci są dziś pośrednikami pomiędzy nami a tym
czymś nieosiągalnym i wyższym. To oni - jak ongiś kapłani - wyruszają na
spotkanie Marsa. To wprawdzie planeta a nie bóstwo, ale przeżycie emocjonalne
będzie równie silne ..."
"Byłoby bezczelnością mniemać, że jakikolwiek śmiertelnik zdoła powstrzymać
ludzkość przed dążeniem ku innym planetom. Pozwólmy wszakże ateistom i
agnostykom przyłączyć się do tej pielgrzymki dla dobra nauki. Postarajmy się,
aby skorzystała na tym rzetelna, wysokiej jakości nauka ..."
Żeglarzy, kosmonautów i astronautów nie gościmy jednak zazwyczaj na urodzinach,
imieninach i innych spotkaniach towarzyskich. Okazji do rozmów o gwiazdach jest
więc na codzień niewiele.
Pragnąc przyczynić się więc do urozmaicenia tematów rozmów towarzyskich, chcę
podsunąć osobom urodzonym pod znakiem Raka tezę, którą bedą mogli wyprowadzić z
równowagi uczestników dowolnego spotkania.
Na osobę urodzoną pod znakiem Raka liczę szczególnie, gdyż zazwyczaj mają one
rodzaj osobowości zwanej w obrębie systemu Enneagram, typem "advocatus diaboli".
Lubią oni przeciwstawić się rutynie i uznanym już autorytetom, często tworzą
intelektualną opozycję. Znak Raka jest bowiem znakiem p r z e s i l e n i a i
to przesilenia trojakiego rodzaju, o czym będzie mowa niżej.
Proponuję więc, aby w trakcie przyjęcia często wyglądali przez okno i wygłaszali
tego typu stwierdzenia, jak trzy poniższe przykłady:
1. Gwiazdozbiór Raka jest niemal w zenicie, tak jak gdybyśmy się zbliżali do
Wysp Bahama (marzec).
2. Popatrz, dysk galaktyczny jest na obrzeżu horyzontu, patrzymy więc w otchłań
północną (maj).
3. Akurat mamy centrum Galaktyki przed nami (lipiec).
Ponieważ ktoś z uczestników spotkania towarzystkiego może jednak nie wytrzymać i
poprosić o wyjaśnienia, trzeba będzie wówczas, ze spokojem, wyjaśnić, że każdy z
nas jest kosmonautą, a raczej pasażerem dość dużego statku kosmicznego o nazwie
"Planeta Ziemia".
Wywoła to znudzenie i zniechęcienie, jako że większość obecnych nie przebyła
żadnego z trzech wskazanych dla zdrowia psychicznego p r z e s i l e ń, ale może
się zdarzyć, że ktoś zapyta: "Jak to! statek kosmiczny? Co Ty za bzdury
pleciesz?" Wtedy trzeba będzie wyjaśnić, że owszem "Planeta Ziemia" pędzi z
olbrzymią szybkością wzdłuż skomplikowanej trajektorii, wyznaczonej przez kilka
jednocześnie zachodzących ruchów:
a. ruch Ziemi dookoło Słońca (szybkość 30 km/sek.),
b. ruch Słońca jako gwiazdy wędrującej dookoła Drogi Mlecznej (szybkość 300
km/sek.), przy czym mijają i wyprzedzają nas tzw. gwiazdy szybkie i wolne,
poruszające się względem Słońca z szybkością 50-80 km/sek., a my sami możemy
wyjść za ramię Oriona i wtedy grożą nam liczne katastrofy,
c. ruch Drogi Mlecznej w kierunku Bliźniaczej Galaktyki M31 (szybkość 300
km/sek.),
d. ruch całej "Lokalnej Grupy Galaktyk" w kierunku Wielkiego Atraktora (zapewne
super-gromada w Pannie, szybkość ok. 600 km/sek.). Ruch jest modyfikowany przez
Supergromadę Hydra-Centaur i najbliższe "polowe" grupy lokalne w Rzeźbiarzu i w
Wielkiej Niedźwiedzicy (1/2 szybkości);
e. ruch wynikający z "rozszerzania się Świata" (szybkość ok. 100 km/sek. na 1
Mpsek.), względem gwiazd "po drugiej stronie" Kosmosu, Ziemia oddala się z
szybkością "podświetlną".
Można dodać, że widok przez okno w czasie bezchmurnej, gwiaździstej nocy to
widok jak przez bulaj kajuty okrętowej, a dokładniej przez "luk statku
kosmicznego".
Zapewne powie ktoś wtedy! To rzeczywiście prawda! Ale cóż mnie to obchodzi,
muszę przede wszystkim dbać o to, aby mieć z czego żyć, muszę być realistą, nie
jestem pilotem.
Radzę, aby po wygłoszeniu tego typu zdań, które padną na pewno, wezwać posiłki.
Trzeba rozglądnąć się wtedy, czy wśród obecnych nie ma osób urodzonych pod
znakiem Wagi, Bliźniąt, Strzelca czy Wodnika. To są właśnie na ogół urodzeni
"żeglarze i piloci".
Być może ktoś z nich poprze Twoją tezę, że na p i l o t a r z u k o s m i c z
n y m już teraz zarabiają wszyscy nauczyciele fizyki i matematyki, ucząc
często astronomii i kilku fantastów innego rodzaju, oraz tezę, że ludzkość
trzeba przygotować do nawigacji w "paśmie pozaektromagnetycznym", czyli do
"skoków nadświetlnych".
Usłyszysz wtedy, że jesteś nawiedzony, że nikt nie widział statku kosmicznego
zdolnego do "skoków nadświetlnych".
Zaproponuj wtedy, aby osoby te odwiedziły Planetarium, gdyż tam się "w y k ł a d
a n a w i g a c j ę k o s m i c z n ą". Podkreśl, że budynek Planetarium
jest w pewnym sensie makietą "nadświetlnego statku kosmicznego", gdyż jest on
podobny nie tylko do mitologicznych UFO, ale także do dysku "p o l o w e j g
a l a k t y k i s p i r a l n e j", takiej jak Droga Mleczna lub M31.
Uczestnicy przyjęcia o mentalności żeglarzy, piratów i pilotów mogą się jednak
zacząć zastanawiać, dlaczego jest to makieta "nadświetlnego statku kosmicznego".
Trzeba uświadomić wtedy prostą sprawę: tego typu statek kosmiczny musiałby mieć
"pomocniczą" kabinę nawigacyjną o kształcie kopuły nieba, na której
wyświetlanoby "wyjściowe" (przed skokiem) i "do- celowe" (po skoku) widoki
gwiazd, po to aby się nie zagubić, po to aby umieć wrócić do domu.
Ilustracją literacką tej tezy jest fragment powieści Colina Kappa pt.: "Formy
chaosu", zamieszczony tu za zgodą redakcji "NOWEJ FANTASTYKI":
"Poczekalnia, w której e k i p a p o d p r z e s t r z e n n a przeczekiwała s
k o k, była pusta. Dalej znajdowało się miejsce najbardziej tajemnicze i ciemne
na całym statku. Pomieszczenie matryc wraz z galeriami, na których pracowali
technicy obsługi. Stała tu kulista (bryła) zawierająca zielone, fluoryzujące
powietrze, sztucznie utrzymywane specjalnym polem, w którym roiło się od
miliardów miniaturowych gwiazd. Była to idealna kopia prawdziwego Kosmosu. W tym
pomieszczeniu żadne światło nie było dozwolne, a technicy byli zbyt zajęci, żeby
zwrócić uwagę na jeszcze jeden cień. Widać było tylko ich twarze. W zielonym
świetle przypominały one zjazd czarowników oddających się czarnej magii ..."
"Z niezwykłą delikatnością i ostrożnością rozpinali oni w matrycy gwiezdnej
siatkę prawie niewidocznych miedzianych nici o grubości rzędu mikronów. Nici te
określały osie, pozycje i wartości krytyczne maleńkiej konstelacji (docelowej).
Ów kłębek miedzianych nici utkany w tym mikrowszechświecie określał punkty
wejścia i wyjścia dla skoku nadświetlenego."
"Bron rozumiał te czynności, przeszedł bowiem odpowienie przeszkolenie. Wreszcie
uznał, że czas rozpocząć działanie. - Postaram się uzyskać współrzędne, Jaycee,
Zajmij się zapisem ..."
"Statek wszedł w podprzestrzeń na maksymalnej szybkości ... Przez następne
trzydzieści dwie sekundy Bron odczuwał potworny ból rozrywanych wnętrzności i
miażdżonych kości ..."
"Świadoma część jego mózgu odrzuciła to, czego nauczono go w szkole, że zgodnie
z zawiłym procesem przemiany podprzestrzennej cały statek znikł z r e a l n e
j p r z e s t r z e n i, by lecieć dalej wzdłuż siatki miedzianych
drucików z makiety matrycy galaktycznej ..."
Żeglarze, piloci i przynajmniej tacy astromonowie i fizycy, jak Mikołaj
Kopernik, Johanes Kepller, Isaac Newton i Albert Einstein, w trakcie wynurzeń
prywatnych wypowiadali i wypowiadają pogląd, że przynajmniej część cech
osobowiści jest determinowana przez masy grawitacyjne planet i gwiazd, które
wpływały na rozwój płodu.
To stwierdzenie brzmi tutaj trywialnie. Nie jest jednak ono akceptowane przez
wielu ludzi i jest odbierane niechętnie przez te wszystkie s y s t e m y i d e
o l o g i c z n e, które jednocześnie nie posługują się symboliką astronomiczną
i które niechętnie rozważają p o d ś w i a d o m e i nieświadome wyznaczniki
czynów ludzkich.
Wcale nie dziwię się obecnej sytuacji. Umberto Eco sądzi nawet, że inklinacja do
wiązania gwiazd z typami podświadomości (przed-Freudowskie psychologizowanie), a
zwłaszcza sięganie do "mistycznych", archetypowych pokładów podświadomości
pojawiała się w historii ludzkości po okresach przesileń na wzór ruchów wahadła
Foucaulta.
Z w r o t ku ponownemu uwzględnianiu sił p o d ś w i a d o m y c h znaznaczył
się w latach 1934 i 1936. Wydano wtedy dwie przełomowe książki o znamiennych
tytułach: "Zwrotnik Raka" Henry Millera i "Neuro- tyczna osobowość naszych
czasów" Karen Horney.
Henry Miller, skanadalizujący pisarz amrykański, pod pojęciem RAKA miał na myśli
zazwyczaj pozycję 69. Jego powieść była w zakresie zmysłowości i seksu tak
skandalizująca, że dopiero w roku 1961, decyzją Sądu Najwyższego USA zezwolono
na jej przedruk z wydania paryskiego na terenie Stanów Zjednoczonych.
Henry Miller po latach napisał jeszcze dwie inne ważne powieści, a mianowicie:
"Różowe ukrzyżowanie" i "Zwrotnik Koziorożca". Do przesłania tych powieści wrócę
w opowieści dla osób urodzonych pod znakiem Koziorożca. Teraz tutaj pragnę
natomiast zwrócić uwagę na fakt, że p r z e s i l e n i e dotyczące
uświadomienia sobie, występującej wówczas wśród pasażerów "Planety Ziemia", n e
u r o t y c z n o ś c i, o czym mówiła w 1936 roku największa wówczas po
Freud'zie psycholog Pani Karen Horney oraz uświadomienie sobie ochraniającej
roli zmysłowości (przesilenie III) przyszło za późno.
Otóż to prawda, iż zmysłowość wyziera z podświadomości. Ale z podświadomości
wyziera także pragnienie Mocy (vide: dzieła Friedricha Adlera - uczenia Freuda,
przyjaciela Einsteina), często w postaci chęci ujarzmienia ludzi, czyli władzy
sprzecznej z Zasadą Kreacji, sprzecznej z ludzkim, przyjaznym wyczuciem
przyszłości.
Niestety pięć lat później pragnienia te przebiły się z podświadomości
charyzmatycznych polityków, a potem zostały "demokrytacznie" zaakceptowane z
taką wyrazistością, iż w następstwie tego wymordowano około 60 milionów ludzi
(vide: Stanisław Lem : "Prowokacja" oraz rozdział pt.: "Siły nadprzyrodzone w
otoczeniu Hitlera" - w książce pt.: "Demony - władcy, imperia, okultyzm"
Richarda Rainey'a [Dom Wydawniczy LIMBUS, Bydgoszcz, 1993]; jak i "Ezoteryczne
źródła nazizmu" Marka Tabora [Wyd. Brulion, Kraków, 1993] oraz artykuł pt.:
"Ktoś przecież musi nami rządzić" o książ- kach dwóch lekarzy francuskich pt.:
"Ukryte szaleństwo władców "[Forum, 1994, nr 1]). Paradoksem jest przy tym, że
ruch faszystowski zadbał o widowiskowość i teatralizację swoich poczynań,
odwołując się do prastarego symbolu Słońca - swastyki i święta w dniu
przesilenia słonecznego. Czyżby zstąpiły wtedy przez Bramę Ludzkości "złe
dusze"? Czyżby nieszczęścia wyniknęły z niezdrowego zainteresowania się
"okultyzmem" i "konceptami ezoterycznymi", jak sugerują to Richard Rainey i
Marek Tabor.
Jest więc o czym dyskutować. Chodzi bowiem o wieloraki związek gwiazd z
podświadomością. Gwiazdy wyznaczają z grubsza cechy naszej podświadomości, ale w
podświadomości siedzi kilka potężnych sił, które lubią lub nie lubią "chodzić
razem".
Proszę zwrócić uwagę, że totalitarne reżimy nie lubią, nie znoszą wręcz
psychologów (gadania o podświadomości, jak i jej siły pierwszej tzn.
zmysłowości). Dyktator zazwyczaj zarządza wśród ludności przyzwoitość i surowe
obyczaje, planując jednocześnie wojnę, co zazwyczaj zapowiada jasno, otwartym
tekstem typu: "Mein Kampf".
Z punktu widzenia współczesnej wiedzy o podświadomie realizowanych grach (vide:
Eric Berne: "W co grają ludzie?", PIW, Warszawa, 1987) wszystko się zgadza!
Chęć posiadania nieprzeciętnej mocy i ujarzmiania ludzi rodzi się zazwyczaj jako
chęć odegrania się za odrzucenie i pogardę doznaną wcześniej. Wobec niezdolności
i niechęci do intymności i zmysłowości nie pozostają w repertuarze inne reakcje
niż chęć odegrania się oraz zemsty i rozpoczęcia budowania mentalnych a nawet
fizycznych "p u ł a p e k n a l u d z i".
Jeśli chcemy przewidzieć przyszłe czyny osób publicznych i to co stanie się z
naszą wolnością, jeśli przejmą władzę, a zwłaszcza jeśli chcemy przewidzieć co
wydarzy się w resorcie wojny, to należy uważnie słuchać co osoby te mówią o
zmysłowości. One zwiastują przesilenie, ale są przesilenia trzech rodzajów i ich
lustrzane odbicia.
O ASTRONOMACH, FIZYKACH I ICH ASYSTENTKACH
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem LWA I PANNY
Wielkie odkrycia współczesnej astronomii i fizyki, które zaważyły na losach
naszego współczesnego modelu Kosmosu, jego początków, a więc i modelu
Wszechrzeczy zostały dokonane przez dziwne pary: "starszego astronoma, bądź
fizyka i jego młodszą asystentkę", a więc mówiąc metaforycznie przez "L w a i P
a n n ę".
Alan Dressler i Sandra Faber zaniepokoili nie tylko astronomów, kosmologów i
fizyków, ale i wszystkich czytelników pism popularyzujących wiedzę, osoby gnane
chęcią posiadania w swoim umyśle zbornego, uzgodnionego z obserwacjami
przyrodniczymi modelu Wszechświata. Osoby te przeżywają częste stresy związane z
możliwością zawalenia się w jednej chwili misternej konstrukcji budowanej przez
lata.
W artykule pt.: "Wielki Atraktor", opublikowanym w kwietniu 1991 roku w "Nature"
i przedrukowanym w "Problemach" już w sierpniu 1991 r. główną część A. Dressler
rozpoczyna od zdania, cytuję: "Wraz z Sandrą Faber spędziliśmy trzy sezony
obserwacyjne w obserwatorium Carnegie Institution a L a s C a m p a n a s,
zbierając dane dla 134 galaktyk eliptycznych i 117 galaktyk spiralnych w
obszarze Wielkiego Areaktora, zarówno wchodzących w skład gromad, jak i nie ..."
Wywód Alana Dresslera i Sandry Faber wywołał palpitacje serca niejednego
czytelnika, dlatego iż nagle okazało się, że obserwowalny wokół nas Wszechświat
nie jest jednorodny, lecz "skomponowany" jest z olbrzymich struktur, którymi są
ściany materii zbudowane z jej skupisk, tzn. z tzw. supergromad galaktyk
rozciągających się na setki milionów, a nawet 1-2 miliarda lat świetlnych, przy
czym przypomnijmy rozmiary Wszechświata, to jedynie ok. 20 miliardów lat
świetlnych. Owe ściany zbudowane z eliptoidalnych i spiralnych galaktyk leżą
niejako na powierzchni olbrzymich przestrzeni pustych. Alan Dressler i Sandra
Faber wprowadzili do nauki pojęcie tzw. Wielkiego Atraktora, który jest zapewne
supergromadą galaktyk, widoczną przez teleskopy na tle gwiazdozbioru Panny,
leżącą w odległości ok. 60 milionów lat świetlnych.
Według innej znanej pary astronomów: pani Margaret J. Geller i John'a P. Huchra
nasza galaktyka jak i cały Wielki Atraktor jest częścią tzw. "W i e l k i e j
Ś c i a n y", którą tworzą supergomady w Warkoczu Bereniki, gwiazdozbiorze
widocznym powyżej Panny oraz na tle gwiazdozbiorów nieba południowego: Hydry i
Centaura, położonych poniżej Lwa i Panny. Hydra i Centaur, będąc usytuowane
blisko równika niebieskiego są widoczne i u nas na północy, w miesiącach
wiosennych nad horyzontem. Widać je wtedy także w sąsiedztwie gwiazdozbiorów Lwa
i Panny.
Za Wielką Ścianą jest "W i e l k a P u s t k a w W o l a r z u", czyli
pustka wykryta przez w/w dwie pary astronomów na tle gwiazdozbioru widocznego na
naszym niebie przez cały rok powyżej Panny i Wagi. Owa pustka ma rozmiary rzędu
100 milionów lat świetlnych.
Proszę sobie wyobrazić sytuację załogi statku kosmicznego, zdolnego do skoków
nadświetlnych, tzn. do podróży z szybkością znacznie większą niż 300 tys.
km/sek. Statek taki mógłby się przemieścić w środek owej "P u s t k i w W o l
a r z u". Co ujarzałaby wtedy załoga statku? Jeśli pamiętać, że najbliższa
znana, inna galaktyka, tzn. M31, czyli Andromeda, znajduje się w odległości
zaledwie 2 milionów lat świetlnychm, a mimo to ledwo ją widać, jako gwiazdę
5-tej wielkości (4.8m), załoga naszego statku widziałaby więc wokół siebie tylko
absolutną czerń i nic więcej.
Gdyby się tam urodzili to nie wiadomo, czy ktoś z nich wpadłby na pomysł
budowania potężnych teleksopów przez które dostrzegliby oni najbliższe gwiazdy,
odległe od nich o 50 milionów lat świetlnych.
Jednym zdaniem, Wszechświat, na przekroju wygląda jak dobry ser szwajcarski; z
olbrzymimi dziurami i cienkimi ściankami materii. My żyjemy natomiast w
niewielkiej odległości od jednej z tych ścianek, którą stanowi supergromada w
Pannie.
Nawet proporcje są mniej więcej takie same jak w dużym krążku Ementalera. Jeśli
rozpatrzeć bowiem rozmiary jednej "dziury", takiej jak "Wielka Pustka w
Wolarzu", to do brzegu "krążka sera", czyli całości obserwowanego Wszechświata
napotykamy tylko około 200 takich innych jeszcze dziur.
John Morgan, w artykule pt.: "Koniec grupowania", zamieszczonym w "Świecie
Nauki" (1992/4) przytacza na to dowody. Z artykułu tego wynika, że da się juć
ogarnąć umysłem "p l a n c a ł o ś c i", a nawet przedstawić mapę całego
Wszechświata, z postawieniem na niej kropki, w którym to miejscu "Pan Bóg nas
posadził".
Tak! Dałoby się, gdyby nie inna para typu Lew i Panna, a mianowicie Albert
Einstein i Mileva Maric, młoda Serbka, jego pierwsza żona.
Za wydawnictwem "Le Seuil", które wydało ostatnio dzieła zebrane Einsteina wraz
z jego listami miłosnymi oraz książką Francoise Balibar z serii "Decouvertes"
pt. "Einstein" (vide "Forum" z dn. 4.I.1994), przytaczam omówienie
korespondencji z Milevą Maric. Nicole Leibowitz pisze tam: "Na razie Einstein
wysyła do Milevy (studentki fizyki) listy miłosne naszpikowane równaniami. O
czym jej pisze? - O względności! Długa i czuła wymiana listów pozwala dziś, krok
po kroku śledzić intuicje, jakie kierowały tym umysłem urzeczonym przez naukę,
filozofię i poezję ...".
Jeśli przyjrzeć się tej korespondencji to okazuje się, że Einstein, syn
pianistki i inżyniera elektryka, bez owego "tła", bez inspiracji owej
niewidzialnej ręki Milevy Maric zapewne niewiele by zdziałał. Jego mózg, co
prawda, jak pisze Roland Barthes: "wytwarzał myśli bez ustanku, tak jak robi to
młyn, który wytwarza mąkę", ale "efekt Lwa i Panny" zilustrowany ostatnio
wspaniale przez film Krzysztofa Zanussiego pt.: "Dotknięcie ręki", zadziałał
także.
W korespondencji z Milevą Maric można odnaleźć dylemat, że z szczególnej teorii
względności wynika wniosek, iż część Wszechświata, jakkolwiek istnieje, jednak
nigdy nie będzie przez nas obserwowana, czy też dostępna, gdyż jeśli założyć
stałą, skończoną szybkość światła to możemy obserwować jedynie "bi-stożek", to
znaczy dwa oddalające się z szybkością światła, leżące naprzeciwko stożki
materii. To co "na prawo i to co na lewo" nie daje się, z racji praw fizyki,
obserwować, gdyż "uciekając wcześniej z szybkością światła" jest już teraz w
takiej odległości, iż "z szybkością światła" nigdy juś tam nie dotrzemy. No tak!
Chyba że dysponowalibyśmy jakimiś niezwykłymi sposobami teletransmisji.
Aby posunąć się o krok dalej w rozważaniach nad niezwykłymi sposobami
teletransmisji, wspomnijmy o jeszcze jednej parze - astronoma i jego asystentki.
W podręczniku astronomii "Niebo na dłoni" (Eduard Pittich, Dusan Kalmanocok,
Wiedza Powszechna, 1988) czytamy:
"Pulsary odkryła młoda studentka astronomii Jocelyn Bell przy opracowywaniu
pomiarów wykonywanych nowym radioteleskopem obserwatorium w Cambrige (Anglia).
Pod kierunkiem Anthony Hewish'a analizowała ona fluktuacje promieniowania bardzo
słabych obiektów. Jeden z nich, w gwiazdozbiorze Liska (Vulpecula) wykazywał
nadzwyczajne właściwości, wysyłał mianowicie krótkie sygnały radiowe z
nadzwyczaj dokładną częstością ..."
"Pulsary wysyłają krótkie radiowe impulsy w odstępie od 9.933 s do 3.8 s, przy
czym trwanie jednego pulsu nigdy nie przekracza 0.01 s ..."
"Pulsary są od dawna już poszukiwanymi (niezwykle gęstymi) gwiazdami
neutronowymi, powstałymi po wybuchu gwiazd supernowych. Silne pole magnetyczne
(szybko wirujących) gwiazd neutronowych powoduje wypromieniowanie z tych gwiazd
energii na falach radiowych tylko w wąskim stożku, w kierunku (prostopadłym) do
jej osi magnetycznej. Gdy w tym wąskim stożku ... znajdzie się Ziemia,
zarejestrujemy impulsy pulsara. Długość trwania pulsu jest równa okresowi, w
którym gwiazda dokonuje pełnego obrotu. Ponieważ osie magnetyczne gwiazd
neutronowych są skierowane w różne kierunki, do Ziemi dotrze radiopromieniowanie
tylko od niektórych z nich. Stąd nie każda gwiazda neutronowa jest dla nas
pulsarem ..."
Osobiście pamiętam czasy, gdy w roku 1968 jako młody już wtedy lekarz wyczytałem
w otwartej wówczas na odgłosy ze świata polskiej prasie codziennej, że "odkryto
regularny sygnał, nadawany przez kosmitów". Już po kilkunastu miesiącach panna
Jocelyn Bell napisała artykuł, w którym tłumaczyła, że to nie kosmici, lecz
każda gwiazda, która będąc "gwiazdą ciągu głównego", lecz która od początku była
czerwonawym, krótko żyjącym, n a d o l b r z y m e m wybuchnie w końcu jako tzw.
"supernowa" i potem przekształci się w małą, szybkowirującą, superciężką gwiazdę
złożoną z materii bez elektronów i protonów, czyli z samych neutronów. Tak
"wirujący magnes", jeśli nastawiony jest "w kierunku" Ziemi to wywoła w
tamtejszych odbiornikach szybkie, równomierne impulsy radiowe.
Przeżyłem wtedy szok. Byłem wtedy, tzn. w roku 1968, materialistą, a tu nagle o
kosmitach, czyli politeistycznych bóstwach II stopnia, a potem za kilkanaście
miesięcy negacja, czyli mowa panny Jocelyn o "wirujących mechanicznie
magnesach".
Okazało się jednak, że sprawa ma dalszy ciąg jeszcze za mojego życia. Otóż we
wszystkich głównych pismach, donoszących o największych sensacjach z zakresu
postępu nauki i myślenia, podano na początku roku 1994 ponownie sensacyjną
wiadomość o pulsarach.
Artykuł Jarosława Włodarczyka na ten temat pt.: "Pulsary po raz drugi";
opublikowany w "Wiedzy i życie" (1994/1) rozpoczyna się od zdania, cytuję:
"W październiku 1974 roku Anglik Anthony Hewish z Uniwersytetu w Cambrige został
uhonorowany przez Królewską Szwedzką Akademię Nauk Nagrodą Nobla z fizyki za to,
że 7 lat wcześniej - wespół ze swą studentką Jocelyn Bell - po raz pierwszy ...
zaobserwował na niebie intrygujące źródło bardzo regularnych sygnałów radiowych
nazwane ostatecznie pulsarem. W lipcu 1974 roku, a zatem zaledwie trzy miesiące
przed przyznaniem Nobla Hewishowi amerykańscy astronomowie Rusell A. Hulse i
Joseph H. Taylor odkryli podwójnego pulsara, oznaczanego symbolem PSR 1913+16
..."
Czy mogli wtedy przypuszczać, że ów podwójny pulsar przyniesie im także nagrodę
Nobla przyznaną w roku 1993. Husle i Taylor pracowali niemal 20 lat nad analizą
impulsów owego podwójnego pulsara położonego w od- ległości 15 tyś. lat
świetlnych. Mówiąc w wielkim skrócie, wykorzystali go jako laboratorium silnych
pól grawitacyjnych, które posłużyło im do ponownego potwierdzenia ogólnej teorii
względności A. Einsteina.
Z historii panny Jocelyn Bell wynika więc, że na obszary wypełnione masą jak
supergromada VIRGO I i obszary jak "pustka na tle Wolarza", jest nałożona sieć
"radiostacji" w postaci pulsarów. Czy omiatanie tych "ciężarów" i "lekkości"
impulsami radiowymi do czegoś służy?
W obecnym stadium rozwoju wiedzy nie ruszymy z miejsca w kierunku rozwiązania
tego problemu, jeśli nie odpowiemy sobie wcześniej na pytanie: "Czy Wszechświat
jest zbiorowiskiem materialnych brył, zawieszonych w przestrzeni, podlegających
jedynie mechanistycznym siłom grawitacji, a człowiek pojawił się w nim przez
przypadek i jest rodzajem ''lalki sterowanej przez maszynowe zębatki?" "Czy też
raczej jesteśmy częścią wielkiego, wielowymiarowego umysłu, a więc częścią
rozumnego wielkiego organizmu, który wynurza się w czterowymiarowej
czasoprzestrzeni jak wierzchołek góry lodowej?"
Gwoli ściśłości jest jeszcze trzecia możliwość, gdyż jak wiadomo na każde
pytanie można, z grubsza, odpowiedzieć "t a k, n i e, n i e w i e m". Otóż owa
trzecia możliwość to teza iż: "Jesteśmy stworzeni razem z całym Kosmosem przez
Inżyniera, który nie jest jednak pewien jakości swoich produktów, w związku z
czym jesteśmy testowani za życia co do swojej ''skazy produkcyjnej'' i własnych
zdolności do jej przezwyciężenia, a w wyniku testu zostaniemy skazani na
wiekuiste potępienie lub stałe, już na zawsze, połączenie się z Inżynierem."
Innymi słowy chodzi więc o teorię wielkiej unifikacji, która łączyłaby fizykę
czasoprzestrzeni i topologię wielowymiarowych rozmaitości z tworami
biologicznymi DNA i człowiekiem, która wywodziłaby człowieka ze struktury
Wszechświata. Sygnałem, że natrafiono na ślad możliwości takiej unifikacji
będzie to, iż teoria fenomenu miłości wywodzić będzie się z samych podstaw
natury, być może z topologii.
Sądzę, że 5-ta nagroda Nobla, która zostanie przyznana wg "cyklu nagród
pulsarowych co 19 lat", zaproponowanego przez Jarosława Włodarczyka w roku 2004,
zostanie przyznana za wykazanie, że "sygnały pulsarów są częścią przekazów
sterujących wnętrzem żywego, inteligentnego tworu, jakim jest Wszechświat".
Jak na razie nie ma żadnej naukowej teorii, która miałaby takie przesłanie.
Istnieją jedynie artystyczne intuicje, takie choćby jak film Zanussiego oraz
propozycje sposobów poszukiwania i wyzwalania talentów, idei i energii tkwiących
w parach typu Panna i Lew, choćby takie, jakie Jonathan Caroll zaproponował we
fragmencie książki pt.: "Dziecko na niebie", znanym jako scenariusz pt.: "Święte
noce".
O WĘZŁACH BABSKICH, PŁASKICH ORAZ PĘTLACH I KSZTAŁTACH I ICH ZWIĄZKACH Z FIZYKĄ,
ŹYCIEM I ŚWIADOMOŚCIĄ
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem WAGI
Znak zodiakalny Wagi: przypomina supeł, węzeł. W czasach starożytnych Greków
gwiazdozbioru tego nie wyróżniano, a gwiazdy Alfa, Beta i Gamma Librae, czyli
gwiazdy Zubenel - genubi; Zubenel - schemali i Zubenel - hakrabi, były nazywane
kleszczami sąsiedniego wielkiego kraba, czyli Skorpiona (słowo Akrab to po
arabsku krab). Dopiero Rzymianie pod wpływem astronomicznych tradycji
dalekowschodnich i o dziwo także staroegipskich podzielili gwiazdozbiór
Skorpiona na dwie części i wyróżnili oddzielny gwiazdozbiór W a g i. W ten
sposób cęgi Skorpiona tak jak gdyby przecinały węzeł i zamierzały ciąć dalej
"gordyjskie" węzły gwiazdozbiorów Wagi i Panny.
W czasach Rzymian Słońce wschodziło na tle gwiazdozbioru Wagi w dniu równonocy
jesiennej i było sygnałem do rozpoczynania siewów ozimych. Teraz znak Wagi na
wskutek tzw. precesji osi Ziemi przesunął się do gwiazdozbioru Panny i rolnicy
już nim się nie kierują. "Znak" pozostał jednak symbolem oznaczającym "w ę z ł o
w y", że tak powien, obszar nieboskłonu, bo tak jak wspominałem w poprzednim
felietonie, na prawo, na tle Panny leżą największe znane nam masy grawitacyjne,
a w górę od Wagi i Panny leży największa znana nam pustka, tzw. "Wielka Pustka w
Wolarzu". Nieco na prawo i w górę od Wagi, na tle "Warkocza Bereniki" znajduje
się północny biegun galaktyczny, tzn. miejsce, wokół którego Droga Mleczna
dokonuje wolnego obrotu, miejsce które około 1 maja góruje nad horyzontem, wtedy
gdy pas dysku galaktycznego jest ledwo widoczny na obrzeżu horyzontu.
Omawiając " w ę z ł o w e m i e j s c e k o s m o l o g i c z n e" nieba
północnego warto zwrócić uwagę na znaczenie konkretnej wiedzy o ... węzłach,
pętlach i kształtach, gdyż wiedza taka stwarza szansę na dostrzeżeniu łączności
pomiędzy fizycznymi teoriami materii a teoriami powstania życia biologicznego i
teoriami takich fenomenów, jak świadomość i miłość.
Jeśli będziemy dostrzegali takie przejścia wtedy przyswoimy sobie przekonywujący
aparat pojęciowy, wywodzący człowieka z głębokiej struktury Wszechświata w
miejsce konceptu "człowieka jako przypadkowego wybryku", który pojawił się na
zawieszonych w przestrzeni "księżycowych" głazach lub człowieka jako "dziecka"
potężnego Inżyniera, który jest jednak przez niego "testowane"!
Sformułuję więc wpierw zarys owej teorii węzłów, wiążących fizykę materii z
fenomenem życia, świadomości i miłości, a potem postaram się wypełnić ją
faktami.
Otóż sądzę, że współcześnie wielu badaczy wyczuwa intuicyjnie, podobnie jak i
ja, iż [(teza): b u d o w ę m a t e r i i określają pewne konkretne,
istniejące własności matematyczne punktów i lini prostych lub lepiej krzywych
(czyli węzłów i pętli), podobnie jak i to, że f e n o m e n ż y c i a jest
wyznaczony poprzez konfigurację przestrzenną drobin tworzących podwójną spiralę
DNA, jak i to, że fenomen świadomości i miłości jest wyznaczony przez cyrkularne
drgania w pętlach obwodów neuronalnych, wyznaczających pewien "p i ę k n y" lub
"b r z y d k i" kształt elektromagnetyczny.]
Do lansowanych już wcześniej konceptów "zwierciadła-procesora", czyli urządzenia
zdolnego wykonać operację: a:=a+1, które z punktu "a" może utworzyć dwa punkty,
a z dwóch punktów linię <a,b>, a z dwóch linii trójkąt, dodajmy teraz więc
dalszych konkretów. Zacznijmy od intuicji. Proponuję zawiązać sznurowadło od
butów na dwa sposoby: węzłem prostym (tzw. babskim), a potem tzw. węzłem
płaskim. Jak łatwo to sprawdzić, bawiąc się dwoma kawałkami sznurka, pierwszy z
węzłów trudno jest rozsupłać i sam się raczej nie rozwiązuje. Węzeł płaski
natomiast rozsupłamy bez trudu, jednym pociągnięciem za dwie przeciwległe pętle.
Jednocześnie, im bardziej będziemy pociągać za pary końców, tym silniej węzeł
płaski będzie się zawiązywał.
Znajomość "w ę z ł a p ł a s k i e g o" przydaje się więc każdej osobie
pakującej np. paczkę, stawiającej namiot, czy biorącej samochód na hol. Nie
przez przypadek o węzłach wiedzą więcej spokojne Panie, które robią na drutach
oraz także "spokojni" taternicy i żeglarze.
Takie praktyczne doświadczenia powinny jednak uzmysłowić fakt, że "c a ł k i e m
t a k i e s a m e" dwa kawałki sznurka, tylko że wiązane "i n n y m s
p o s o b e m" dają twory, w tym wypadku węzły, o zupełnie innych
właściwościach, mimo że nie użyto innej "m a t e r i i" tylko "i n - n e g o
s p o s o b u", a więc "i n n e g o k o n c e p t u", "i n n e j i d e i"
Zwróciłem na to już uwagę, pisząc o różnych rodzajach obwodów i różnych pętlach
neuronalnych, w artykułach pt.: "Czym jest ból i przyjemność" oraz "Engram
pamięciowy i istota wyobrażeń" (Problemy, 1988/3, 1989/6).
Co innego jest jednak doświadczać intuicyjnie, że dwie linie splecione na dwa
różne sposoby mają inne właściwości praktyczne, a co innego jest umieć
zdefiniować na czym polega ów "i n n y s p o s ó b w i ą z a n i a". Owa
umiejętność precyzyjnego odróżniania różnych rodzajów węzłów okazała się tak
trudna i ważna, iż Vaughan Jones dostał medal Fielda (najwyższa nagroda dla
matematyków - odpowiednik Nagrody Nobla) za rok 1988.
Jak piszą znani popularyzatorzy matematyki w polskim piśmiennictwie Krzysztof
Ciesielski i Zdzisław Pogoda w swoim artykule pt.: "Zawęźlony dział matematyki"
(Problemy, 1989/11): "spełniło się m a r z e n i e pokoleń matematyków -
koniczynkę i jej lustrzane odbicie można dzięki użyciu nowo skonstruowanych
wielomianów bez trudu odróżnić".
Jeśli ktoś z Państwa nie wie co to jest "koniczynka" i jej lustrzane odbicie,
czyli dwa najprostsze, ale różne węzły, to należy wziąć znak graficzny
gwiazdozbioru Wagi i przed połączeniem końców linii, najpierw je zapętlić na dwa
różne sposoby.
Proszę popróbować! Francuska firma telekomunikacyjna obrała sobie na swoje LOGO
koniczynkę lewoskrętną! Proszę sprawdzić!
Wspomniany artykuł matematyków kończy się następującym komentarzem:
"Brzmi to zaskakująco, ale f i z y c y i c h e m i c y, od dawna
interesowali się t e o r i ą w ę z ł ó w. Okazuje się, że mogłaby ona
tłumaczyć zachowanie się pewnych "zasupłanych cząstek" - gigantycznych
polimerów. Także biolodzy wykorzystują tę teorię przy badaniu ważnej i słynnej
"s p i r a l i ż y c i a" - DNA. Stwierdzono, że pewne odmiany DNA występują
w postaci zamkniętej i z a p ę t l o n e j. Postawowe zagadnienia to
sklasyfikowanie takich biologicznych węzłów i splotów ..."
Ostatnie zdanie okazało się prorocze. Cztery lata później Gerald F. Joyce, w
miesięczniku "Scientific American" (polska wersja "Świat Nauki") w numerze 8 z
1993 r., popularyzując swoje własne dokonania w artykule pt.: "Ukierunkowana
ewolucja molekularna", opisuje "specyficznie zapętlone" RNA, które zapewne
zapoczątkowały na planecie Ziemi życie. Jest tu mowa o tzw. r y b o z y m a c h,
cząsteczkach RNA o funkcjach katalitycznych. Jak wiadomo te słynne "zasupłane
polimery" otrzymano przed kilkunastu laty z pierwotniaków zwanych "T e t r a h y
m e n a t h e r m o p h i l l a". Żyją one w gejzerach i kraterach wulkanów.
Jest tam tak gorąco, że trudno byłoby oprzeć życie całkowicie o białko, które
ulega denaturacji w temperaturze 42 stopni Cencjusza. Struktura podstawowa owych
pierwotniaków jest więc zbudowana w oparciu o cząsteczki, które w zasadzie w
organizmach "normalnych" służą jedynie jako wzorzec dla wytworzania białka.
Tutaj jednak nie enzymy białkowe pomagają skopiować łańcuch DNA, lecz RNA "k o p
i u j e s a m s i e b i e". Jesteśmy więc blisko owej "i s t o t y b i o c h
e m i c z n e j l u s t r a", istoty biologicznej procesora typu a:=a+1.
Gerald F. Joyce'a kończy artykuł następującym stwierdzeniem:
"Jedną z funkcji, którą należy zbadać w pierwszej kolejności jest zdolność
makrocząsteczek do k a t a l i z o w a n i a w ł a s n e j r e p l i k a
c j i. Cząsteczki takie mogłyby r o z w i j a ć s i ę dzięki samopowielaniu
- teoretycy są zgodni, że całe życie na Ziemi pochodzi od cząsteczek obdarzonych
tą własnością. Z biochemicznego punktu widzenia takie samo- powielające się
cząsteczki byłyby żywe. I z a k r a w a ł b y n a i r o n i ę l
o s u, gdyby tzw. "ukierunkowana ewolucja", która rozpoczęła się jako próba
naśladowania życia, stworzyła je na nowo ..."
Nie wiem ilu z czytelników wyczuwa, iż wydarzyło się coś niesamowitego. Otóż
"biochemicy DNA", od 1993 roku w swoich laboratoriach symulują, odtwarzają i
przyspieszają ewolucję cząstek RNA i DNA, a owe zbliżenie się do "zasady życia"
poprzez manipulacje na RYBOZOMACH otrzymanych z owych "gejzerowych
pierwotniaków" nie jest tym razem iluzją.
Nie wiem natomiast, czy na ironię nie zakrawa jednak również nazwa jednego z
najbardziej prężnych przedsiębiorstw sytetyzujących nowe substancje przy pomocy
metod inżynierii genetycznej. Otóż "Darwin Molecular" wypuściło na rynek akcje i
według "Wall Street Journal" jest przedsiębiorstwem o dużym potencjale
rozwojowym, ale o przyszłości finansowej i giełdowej trudniej do przewidzenia
(vide artykuł pt.: "Dobór naturalny - inwestorzy nie wspierają ewolucji Darwin
Molecular", Świat Nauki, 11/1993 ). Nawiasem mówiąc, jest tak dlatego, że
przedsiębiorstwo to podlega tej samej procedurze, co produkowane przez nie
cząsteczki, tzn. podlega "mutacjom" i rynkowej selekcji.
Proponuję, aby przyszłość "Darwin Molecular" oszacować jednak ponownie po
rozważeniu wpierw efektów przeniknięcia wiedzy o węzłach, pętlach i kształtach
do fizyki teoretycznej cząstek i fizyki czasoprzestrzeni.
Otóż, jak Państwo wiecie, od kilkunastu lat dostrzegany jest związek kosmologii,
czyli wiedzy o największych strukturach, tzw. obiektach skali 10 40 kształtach
czasoprzestrzeni, w której żyjemy z fizyką cząstek elementarnych, czyli o
obiektach w skali 10-40. [Patrz choćby artykuł pt.: "Kosmologia kwantowa i
stworzenie świata", Świat Nauki, 1992/2]. Aha "1" to rozmiary "skali dla
człowieka" (przeciętny wzrost to 1.7 m). Wprowadzenie teorii Wielkiego Wybuchu
zmusza do rozważań nad pierwszymi minutami istnienia Wszechświata. Nie było
wtedy jeszcze atomów, była plazma, były cząsteczki elementarne. Podobna sytuacja
wytwarzana jest w akceleratorach cząstek, w supergęstych gwiazdach neutronowych,
które są czasami dla nas pulsarami (vide poprzedni rozdział), a tym bardziej w
jeszcze gęstszych pozostałościach po gwiazdach supernowych, czyli "czarnych
dziurach".
W tych to "m i e j s c a c h c z a s o p r z e s t r z e n i" działają
wszystkie cztery znane nam współcześnie oddziaływania tzn.: grawitacja, pole
elektromagnetyczne i siły oddziaływujące wewnątrz jąder atomowych tzn.
oddziaływanie słabe i wewnątrz cząstek elementarnych, czyli pomiędzy kwarkami,
co jest nazwane oddziaływaniami silnymi.
Otóż jak wiadomo współcześnie udało się opisać "j e d n y m u k ł a d e m
r ó w n a ń" trzy ostatnie oddziaływania. Grawitacja pozostaje jednak na
zewnątrz. Od 50-ciu lat fizycy próbują sformułować teorię wielkiej unifikacji,
która przyłączyłaby grawitację do fizyki kwantowej; oddziaływań
elektromagnetycznych jak i sił silnych i słabych. Dlaczego jest to takie ważne?
Wydaje mi się, iż chodzi o a r c h e t y p m y ś l e n i a l u d z k i e
g o, który pierwsze linijki Ewangelii św.Jana ujmują następująco:
1.1. Na początku było Słowo ...i
1.3. Wszystko przez Nie się stało, a bez niego nic się nie stało co się stało.
1.4. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, ...
Wiersz 1.3. mówi przecieź o Zasadzie Kreacji, a wiersz 1.4. stwierdza, że życie
wynika z wcześniejszych fizyko-chemicznych etapów istnienia Wszech- świata.
Staje się więc jasne, skąd tyle wysiłków fizyków i biologów, aby owe trzy
wiersze uzasadnić przyrodniczo! Cieszę się więc razem z redakcją "Świata Nauki",
iż po niepowodzeniach wsześniejszej próby unifikacji zwanej "t e o r i ą s u
p e r s t r u n", czyli teorią Wszechświata 11-towymiarowego, dokonano
następnego ataku, uwieńczonego niepełnym jeszcze, ale jednak sukcesem.
Otóż w artykule "Kwantowanie grawitacji - nowa teoria grawitacji splata
przestrzeń z maleńkich pętli" (Świat Nauki, 1992/11) czytamy, że:
"W ostatnim dziesięcioleciu najwięcej nadziei na budowę kwantowej teorii
grawitacji wiązano z superstrunami, nie wyobrażalnie małymi p ę t l a m i
energii, których s p l o t y miałyby stanowić wszystkie (cząstki) i siły znane w
przyrodzie ..."
"Wydaje się, że ostatnio teoretycy zagubili się w labiryncie trudności
matematycznych tej teorii. W tym samym czasie zaczęto zwracać uwagę na inne,
nieco skromniejsze podejście do kwantowania grawitacji. Pozornie jest ono
podobne do teorii strun, ponieważ jego podstawą są także maleńkie p ę t le.
Jednakże pętlom tym nie odpowiadają cząstki czy zdarzenia, lecz sama przestrzeń.
Model ten nosi nazwę "t e o r i i p r z e s t r z e n i - p ę t l i" lub
teorii Ashtekara ..."
I dalej czytamy: "Siegając do matematycznej t e o r i i w ę z ł ó w Rovelli
i Smolin wykazali, że każdy z tych stanów kwantowych (każda z cząste- czek) może
być uważany za o d m i e n n y w ę z e ł. Jego najprostszą formą jest p ę t
l a. Pętle te są spokrewnione z l i n i a m i s i ł p o l a e l e k
t r o m a g n e t y c z n e g o ..."
"Ashtekar, Smolin i Rovelli próbowali wykazać, że można s p l e ś ć z e
s o b ą w ę z ł y i p ę t l e niczym oczka kolczugi, aby stworzyć
pozornie pozbawioną szwów -> osnowę przestrzeni i czasu. Pętle utkane są tak
gęsto, że nie można ich dostrzec z odległości większej niż 10-35 metra ..."
Jeszcze bardziej zdumiewającym odkryciem jest wykazanie przez matematyków, iż
przestrzeń 4-rowymiarowa czasoprzestrzeni w porównaniu, np. z prze- strzenią
trójwymiarową, ma niezwykłe własności. Przede wszystkim przestrzeń 4-rowymiarowa
może zaistnieć w różnych odmianach (vide artykuł Andrew Watsona pt.: "W
fałszywym świecie", Problemy, 7/1989). W takich odmiennych kształtach prawa
fizyki różniłyby się znacznie. W niektórych takich kształtach istniałyby pętle
czasowe. Okazało się nagle, że nie mamy pojęcia, jaki jest kształt przestrzeni,
w której żyjemy. Do problemu tego wrócę w rozdziale przedostatnim.
Opowieść wzbudzoną przez spoglądanie na węzeł: [Zubenel - genubi, Zubenel -
schemali i Zubel - hakrabi] zakończę wysłowieniem jeszcze jednej intuicji
dotyczącej znaczenia teorii węzłów i pętli. Chodzi o to, aby stało się jasne "k
t o a l b o c o" ukierunkowuje Darwinowską ewolucję cząstek, molekuł lub
pomysłów.
Wspomniany bowiem artykuł o "hicie naukowym" roku 1993, a mianowicie o
przedsiębiorstwach typu "Darwinian Molecular Co." zawiera na wstępie typowe
przeoczenie na poziomie paradygmatów. Jest mowa mianowicie o wymaganiach
"hodowcy kotów", który chciałby mieć "bardziej puszyste persy", ale nie ma ani
słowa kim jest ów hodowca, który "ukierunkowuje" hodowlę kotów i po co mu akurat
"puszyste persy".
Sądzę, że można domknąć sprawę przez zaproponowanie konceptu "nadrzędnej
samosterującej pętli", która będzie pełniła rolę owego hodowcy kotów, która
będzie dbała o to, "aby było coś zamiast nic". Oczywiście koncept ów to Z a s a
d a K r e a c j i. Problem leży jedynie w tym, jak wyrazić to precyzyjnie.
Jak już wspomniałem na wstępie w y o b r a ż e n i e, myśl, ideę realizują pewne
konkretne pętle neuronalne. Ich działanie tworzy pewien k s z t a ł t. Kształt
nisko lub wysoko e n e r g e t y c z n y. Kształt, który jest jest s e n s o w n
y lub b e z s e n s o w n y, p i ę k n y lub b r z y d k i. (*)
W opublikowanym wcześniej artykule pt.: "Czym jest ból i przyjemność" (Problemy,
nr 3/1988) próbuję wywieść przy tym kryterium sensowność rzeczywistych obiektów
lub ich wyobrażeniowych odzwierciedleń. Otóż obiekt lub jego wyobrażenie jest s
e n s o w n e, jeśli: (a) zwiększa lokalnie porządek (podnosi poziom) w sensie
konstrukcyjnym energetycznym lub estetycznym, (b) wpływa na najbliższe
otoczenie, (c) nadaje się on do tego, aby posłużyć się nim w tworzeniu
konstrukcji bardziej złożonych. W tym świetle przyjemności, satysfakcja i
fenomen miłości to sensowne przekształcenie obrazu siebie (wyobrażenia o sobie).
Otóż teorię znaczenia węzłów da się domknąć, jeśli powiedzieć, że "hodowca
puszystych kotów" lubi obiekty sensowne. Innymi słowy, oznacza to, że Zasada
Kreacji stymuluje powstawanie mutacji i przeprowadzanie selekcji, ale selekcji
ze względu na takie kryteria, aby otrzymywać obiekty sensowne. Obiekty sensowne
zaś to te, które umożliwiają tworzenie, czyli sprawiają, że jest "coś zamiast
nic", czyli zabezpieczają właśnie, że kreacja zachodzi. W przybliżeniu więc
Zasada Kreacji działa więc w sposób następujący:
1. Spowoduj różnorodność,
2. Oglądaj, szukaj w powstałej populacji te obiekty, które są potrzebne (które
się nadają),
3. Wybieraj te, które spowodują wytworzenie większej całości.
Proponuję, niemal żartobliwie oznaczyć te trzy "wagowe" składowe (odważanie,
decydowanie) Zasady Kreacji mnemotechnicznie nazwami gwiazd Wagi, tzn.
Zubenel-genubi, Zubenel-schemali, Zubenel-hakrabi.
Przy okazji rozważań poświęconym gwiazdozbiorowi Skorpiona, wrócimy jednak do
problemu sposobów realizacji tych "wagowych" zasad wobec ludzi.
------------------------------
(*)
Konkretny model matematyczny, programowy i elektroniczny pętli neuronalnych,
relizujących "wywołanie obraz mentalnego", czyli pętli realizu- jących pewne
wyobrażenie, czyli reprezentujących pewną ideę, zapropono- wałem w artykule pt.:
"The unit of neural networks modelling recall of mental images by oscillations
of feedbach loops caused by change of set-point signal" [Problemy Techniki
Medycznej, 1990, nr 1, 21]. W największym skrócie, taka jednostkowa pętla to
złożenie elementu progowego, czyli matematycznego modelu neuronu, z pętlą
sprzężenia zwrotnego, tak aby otrzymać pętlę zwaną "equi-me-rec", czyli układ r
ó w n o w a ż ą c y - zapamiętujący i wywołujący wzorzec.
O WKŁADZIE "ADWOKATA DIABŁA" W TRUD TWORZENIA ŚWIATA
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem SKORPIONA
"Gwiazdy i planety nigdy nie wywierały żadnego wpływu na losy ludzi i wydarzenia
na Ziemi. Współczesna astrologia z przydawką "naukowa"! niczym nie różni się od
astrologii minionych wieków. Szarlatani i oszuści pod płaszczykiem nauki
nadużywają jedynie niewiedzy i zaufania ludzi" - tak stwierdzają Eduar Pittich i
Dusan Kalmancok, autorzy wspaniałego podręcznika astronomii pt.: "Niebo na
dłoni", który jest mi pomocny przy opracowywaniu serialu "Gwiazdy a my".
Myślę, że wszystko się zgadza, zwłaszcza wtedy gdy przyjrzeć się bliżej
procesowi odkryć naukowych. Gazety codzienne (np. Gazeta Wyborcza z dnia
17.II.1994) doniosły, że właśnie zmarł "jeden z najsławniejszych filozofów
świata Paul Karl Feyerabend" jeden z trzech największych teoretyków mechanizmów
rozwoju nauki i jej miejsca w kulturze. Feyerabend mawiał, że: "nauka jest
źródłem fascynujących opowieści o świecie" oraz że:
"w gruncie rzeczy uczeni współcześnie pełnią funkcję, która ongiś przypadała
bajarzom, trubadurom i trefnistom dworskim" (vide wywiad John'a Horgana z
P.F.Feyerabend'em pt.: "Najgorszy wróg nauki", Świat nauki, nr 7/1993).
Feyerabend mawiał również, że "nauka nie jest w niczym lepsza od mitu, czy
religii" oraz że "n a j l e p s z e w y k s z t a ł c e n i e t o u o d
p o r n i e n i e ludzi na wszelkie próby ich wykształcenia". W jednym ze swoich
głównych dzieł napisał on: "Jednomyślność opinii może być odpowiednia dla
Kościoła albo przestraszonych ofiar jakiegoś dawnego lub nowoczesnego mitu,
względnie dla słabych, uległych zwolenników jakiegoś tyrana. Różnorodność opnii
jest cechą konieczną wiedzy naukowej, a metoda która sprzyja różnorodności jest
zarazem jedyną metodą zgodną z humanistycznym poglądem na świat" (vide artykuł
Feyerabend'a "Wszystkie chwyty dozwolone", Gazeta Wyborcza z dnia 28.II.1994).
Na zjeździe filozofów w Lublinie, w roku 1992, świętując swój względny sukces,
po wygłoszeniu referatu "O integrowaniu nauk o mózgu, po to aby wiedzieć jak
unikać nowych wojen z innowiercami" zapytałem dziwnych, bo bardzo młodych
przyjaciół, absolwentów Wydziału Filozofii o to, co do rozważań filozofów nauki
K.P. Poppera, T.S. Kuhna dodał P.F. Feyerabend. Wyjaśnili mi to krótko. Wiesz!
on uważał, że "everything goes" czyli wszystko powinno iść razem, byle tylko
zdołać zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego "zamiast nic jest coś".
Po namyśle przychyliłem się do tej zasady metodologicznej. Spostrzegłem bowiem,
że jest ona odpowiednikiem etapu "wywoływania mutacji", odpowiednikiem
pierwszego elementu Zasady Kreacji (vide poprzedni felieton), który zaleca:
"zadbaj o różnorodność".
Potem powinno być zastosowane jednak! zalecenie metodologiczne Karla P. Poppera,
aby nową hipotezę naukową (czyli nową "opowieść o świecie") od razu próbować
sfalsyfikować, czyli obalić przez wykazanie niezgodności z danymi empirycznymi i
logiką. Odporność na próby obalenia takiej teorii są argumentami przemawiającymi
za jej sensownością.
Nie tylko cząsteczki DNA ewoluują, ewoluuje także myślenie ludzi. Jeśli tak, to
ewolucja ideii ludzkich polega mniej więcej tym samym zasadom (vide artykuł
Russell'a Ruthen pt.: "Oswajanie złożoności", Świat Nauki, 3/1993).
Co ciekawe jednak! Trzeci największy teoretyk mechanizmów rozwoju nauki Thomas
S. Kuhn przyjrzał się procesowi zastępowania starej teorii naukowej nową.
Stwierdził, że jest to proces podobny do ż y c i a p o l i t y c z n e g o.
Nowa teoria zwycięża, gdy potrafi wyjaśnić logicznie więcej zjawisk, więcej
faktów empirycznych. Stara teoria wtedy pada. Co prawda Feyerabend, parafrazując
poglądy swojego kolegi Kuhna, chyba przesadził, stwierdzając, że: "sukces
teorii, podobnie jak sukces mitu jest po prostu dziełem wyznawców", a nawet że
teoria "kolegi" Kuhna s t o s u j e s i ę t e ż d o m a f i i; tym
nie mniej "coś w tym jest" i owe zjawisko kolapsu starych teorii, d o p i e r o
w t e d y gdy pojawi się efektywna, nowa teorii zapewne odgrywa rolę w
zabezpieczenia tego, "aby było coś zamiast nic".
Osobowość Feyerabend'a, uznanego już mimo jego złościwości, (Feyerabend
stwierdził m.in., że "czołowi intelektualiści to ... kryminaliści", co później
odwołał) za jednego z największych myślicieli XX-go wieku jest argumentem samym
w sobie, na rzecz "zbawiennego wpływu" osób o takim światoburczym sposobie
myślenia dla postępu właśnie myślenia ludzi.
Skłania to zresztą do głębszej refleksji nad znaczeniem istnienia takich
charakterów, które w świetle wspomnianego już systemu Enneagram, należałyby za
Helen Palmer określić chyba osobowością typu "advocatus diaboli". Zresztą
wyrazistych typów charakteru jest więcej. Rozważania nad znaczeniem i
pochodzeniem odmiennych charakterów ludzki odłożyłem do momentu pisania
felietonu o gwiazdach Antares (alfa Scorpii) i Graffias, czyli Acrab (beta
Scorpii), dlatego że nie ma chyba bardziej wyrazistego gwiazdozbioru oraz
bardziej wyrazistego typu osobowości, niż ten który jest oznaczony znakiem
Skorpiona.
Zacznijmy od gwiazdozbioru! W w/w podręcznika Pitticha i Kalmancoka czytamy:
"Skorpion jest bardzo wyraźnym, a zarazem pięknym gwiazdozbiorem pasa
zodiakalnego z południowej półkuli nieba. W naszych szerokościach geograficznych
widzimy tylko jego część północną. W godzinach wieczornych może być obserwowany
nad południową częścią horyzontu od maja do września. Najjaśniejsza gwiazda
Scorpiona Antares (niejako szyja Kraba) kulminuje o północy z początkiem czerwca
.... Skorpion wschodzi wtedy gdy zachodzi Orion".
Zwracam więc czytelnikom uwagę, że cel: "oglądnąć całego Skorpiona" może być
jednym z celów podróży, w miesiącach letnich, do krajów położonych bardziej na
południe. Całego Skorpiona, łącznie ze śmiercionośnym ogonem, zobaczymy już na
szerokości Rzymu oraz Bośni i Hercegowi- ny.
Eduard Pittich pisze także, że w czasach Imperium Rzymskiego wierzono, że
pojawienie się na niebie gwiazd Scorpiona jest przyczyną jesiennego spadku
temperatury. Nazwa beta Scorpii, zarówno po arabsku (Acrab) jak i po grecku
(Graffias) oznacza kraba. Łatwo zapamiętać te nazwy i łatwo jest odszukać na
niebie w lecie te gwiazdy. Leżą poniżej Herkulesa.
Po znakiem Skorpiona urodzili się Marcin Luter i Franćois Marie Voltaire. Jak
pisze Leszek Szuman: "... przeciwnikiem Skorpiona jest każdy kto mu stanie w
drodze, a n a w e t k t o z d a j e s i ę s t a w a ć. Wówczas
Skorpion rzuca się na przeciwnika i pokonuje go. ... Zdaje się, że zwrot "iść po
trupach" - który oczywiście należy traktować jako przenośnię - powstał trochę z
obserwacji działań Skorpiona ... Agresywność i skupienie z jakim porywa się na
jakieś zadanie, stają się niebezpieczne, gdy je skieruje przeciw komuś, nieraz
potencjalnemu tylko wrogowi. Chce on w ten sposób ubiec przeciwnika, choć często
się w takich przypadkach myli. Winna temu jest jego podejrzliwość w stosunkach z
ludźmi ... Skorpion nigdy nie zapomina doznanych krzywd i urazów, choćby je
wybaczył ... Skorpion może swą zemstę odłożyć "do lodówki", do dogodniejszej
okazji. Nieraz po dwudziestu latach nadarzy się taka sposobność. Wówczas
Skorpion odegra się na wrogu. Gotów go zniszczyć bez litości, z zimną krwią
zrujnować, wdeptać w ziemię, wykończyć ... Dowcip Skorpiona jest zaprawiony
gryzącą ironią i sarkazmem. Wynika to z ... braku wiary w ludzi, w ich szczerą
przyjaźń i dobroć ... Skorpion nie umie pocieszać ... jest w głębi duszy
przekonany, że będzie gorzej, przygotowuje się więc na najgorsze. Z góry będzie
obmyśliwał jak zwalczyć przyszłe przypuszczalne trudności ... Skorpion mało dba
o honory i zaszczyty ... jego ambicją będzie dokonanie czegoś. Zawsze będzie go
interesował przede wszystkim problem ... Skorpionowi potrzeba przeciwników, aby
miał z kim wojować, z czym się rozprawić .. dla Skorpiona
p r z e c i w n i k a m i bywają także problemy i z a g a d n i e n i a n
a u k o w e, z którymi się rozprawia i które chce pokonać ..."
"Skorpion chciałby mieć zawsze słuszność. Lubi poczucie siły, przewagę, walkę,
dyskusje, paradoksy, ostry dowcip, broń i jej użytek, polowanie ..."
"Skorpion nie lubi cudzej przewagi, wyższości (choć ją szanuje), tchórzostwa,
poddańczości, lizusostwa, spokoju, braku opozycji, cudzych autorytetów. Dalej:
przywilejów, uprawnień i ułatwień, jakie mają inni ludzie ... ma wrodzoną
umiejętność wynajdywania słabszych miejsc przeciwnika ... cechy te pomagająmu
nieraz owocnie w krymynalistyce .. Skorpion będzie miał powodzenie jako badacz i
uczony ... aż p i ę c i u m a r s z a ł k ó w N a p o l e o n a (na 19-tu)
miało Słońce w znaku Skorpiona ..."
"Niejeden Skorpion przyczynił się do obalenia przestarzałych, mylnych
t e o r i i, do wyjaśnienia kwestii wątpliwych w n a u c e ... "
Czy są, zdaniem Państwa, tacy ludzie i ewentualnie, skąd im się to bierze? Czy
odziedziczyli to po rodzicach - jak chcą zwolennicy genetyki? Czy sprawiły to
gwiazdy - jak chcą zwolennicy astrologii? Czy sprawiły to wydarzenia we wczesnym
dzieciństwie i rodzaj wychowania - jak chciał to Z.Freud i inni psycholodzy?
Każdy z nas uznaje, iż dziedziczy pewne cechy po rodzicach. Stąd owe obiegowe
stwierdzenie: "Jaki on podobny do mamy!" lub "On przypomina mi jednak dziadka!"
Rodzina Bachów i Straussów, w których to oddnotowano "dziedziczenie" talentów
muzycznych przez kilka pokoleń jest tutaj dodatkowym argumentem.
Z drugiej strony, proszę zwrócić uwagę! rodzice pokazują często przyjaciołom i
znajomym swoje małe dziecko z jakimś takim niemym przesłaniem w ich wyrazie
twarzy, gestach i niedkończonych zdaniach typu: "Popatrz, on jest jakiś taki
niezwykły! ... On chyba jest szczególnie uzdolniony! ... On ma coś niesamowitego
w sobie, popatrz na wyraz jego oczu! ... on wie wszystko!, on jest genialny!"
...
Innymi słowy, rodzice przedstawiają nam swoje dziecko często niemal jako
"przybysza z kosmosu". Mówią tak zwłaszcza ludzie, patrząc na małe niemowlę.
Jest także niewątpliwym faktem, że np. śmierć matki przy porodzie, oddanie
dziecka na wychowanie do domu dziecka, brak oznak miłości na wskutek niesnasek
pomiędzy rodzicami, "miganie sygnałem głównym", nadopiekuńczość itp. prowadzą
zazwyczaj do poważnych następstw w zakresie "nabytej" osobowości. Następstw
takich jak u Churchila, Stalina, Hitlera i Roosvelta (przepraszam za melanż
etyczno-moralny, ale nam tu chodzi o ich wydarzenia w dzieciństwie , a więc o
przyrodnicze prawidłowości wyznaczania cech duchowych!).
Czy da się to więc jakoś uporządkować? Wydaje mi się, że tak! o ile będziemy
elastyczmi jak Paul Karl Feyerabend.
Otóż musimy upchać "ducha z gwiazd" pomiędzy dwa inne rodzaje duchów człowieka,
a mianowicie "naturę" odziedziczoną po matce i "naturę" odziedziczoną "po ojcu".
Na to nakłada się "programowanie z wczesnego dzieciństwie", a więc wydarzenia
zaistniałe w wieku od 0 do 5-6-ciu lat, a więc w c z a s i e, k t ó r y n
i e p a m i ę t a m y!!! - co jest o s o b n ą t a j e m n i c z ą
s p r a w ą, do której będziemy musieli wrócić.
Spróbujmy więc upachać jakoś o w e g o t r z e c i e g o d u c h a, ducha z
kosmosu!!!
Co do przekazu genetycznego ze strony rodziców sprawa jest prosta! On po prostu
istnieje! Tyle, że trzeba podkreślić, iż współcześnie, tzw. "crossing-over"
(pojęcie z II klasy szkoły ogólnokształcącej) nie jest prostnym krzyżowaniem
cech ojca i matki. Jak się ostatnio okazuje, jakoś tak "bardziej dziedziczymy po
matce" niż po ojcu (sic!!!). Jeśli problem dzieworództwa, co w innej
terminologii jawi się jako problem "niepokalanego poczęcia" kogoś bardzo by
interesował od strony biologicznej to polecam artykuł Johna Rennie'go pt.: "Nowe
sztuczki DNA" (Świat Nauki, nr 5/1993) oraz artykuł Daniela Rhodes'a i Aaron
Klug pt.: "Palce cynkowe" (Świat Nauki, nr 4/1993). W artykule Johna Rennie'go w
rozdziale "o piętnowaniu genów" czytamy:
"Znaleziono niezbite dowody, że samce i samice 'piętnują' czy też 'zaznaczają'
geny przekazywane potomstwu. Eksperymenty przeprowadzone na myszach wykazały, że
zarodki z pełnym zestawem chromosomów, pochodzących tylko od jednego z rodziców
nie mogą rozwijać się prawidłowo i nie rodzą się, choć genetycznie są identyczne
z myszami normalnymi. Bez c h r o m o s o m ó w p o c h o d z ą c y c h o
d m a t k i zarodek staje się nienormalny, bez c h o r m o s o m ó w o j c
a nie rozwija się łożysko".
Filozoficzne implikacje tego, że swoją istotę dziedziczymy głównie po matce, a
geny ojca są istotne, aby ów "wzorzec matki móc odtworzyć" są niezwykle ważne.
Dyspozytor "w y s o k o z a a w a n s o w a n e j t e c h n o l o g i i",
która, jak twierdzi Arthur Clarke, "jest nieodróżnialna od magii" ma więc
ułatwione zadanie! Aby zrealizować dzieworództwo do organizmu kobiety należałoby
dostarczyć jedynie brakującej informacji i jak "przepis na wzór człowieka"
odtworzyć, reprodukować, powielić!
Dziedziczymy więc "asymetrycznie", głównie po matce. Zapewne nakładają się na to
jednak mutacje, czyli przypadkowe zmiany "od pokolenia -> do pokolenia", a więc
zmiany "niegenetyczne", a więc ewentualnie również takie jak "wpływ gwiazd".
Wpływ gwiazd, jeśli on w ogóle istnieje??? Jak to jest więc z owym wpływem
gwiazd?
Próbowałem się temu przyjrzeć w moim gabinecie lekarskim. Robię to w następujący
sposób. Wpierw pokazuję planszę typów, wzorców osobowości wg systemu Enneagram
(vide książka Helen Palmer pt.: "Enneagram") Wyrabiam sobie w ten sposób
przybliżoną opinię na temat "w z o r c a n a r z u c o n e g o p r z e z
r o d z i c ó w". Potem przedstawiam planszę zawierającą krótki opis wzorców
osobowości wg "znaków Zodiaku". Krótkie zwarte opisy owej przed-Freudowskiej
psychologii osobowości sporządziłem wg książek L.Szumana, L.Weresa i
Ś.Nowickiego. Plansza nie zawiera nazw znaków Zodiaku. Dopiero po wskazaniu
palcem na planszy własnego wzorca pytam o znak Zodiaku. Po 5-ioletnich
doświadczeniach wg w/w procedury wyciągnąłem następujące konkluzje:
1. Współczesnie każdy człowiek na pytanie "A spod jakiego jest Pan/Pani znaku
zodiaku?" podaje bez wahania odpowiedź po jednej sekundzie! Czyli bez namysłu!
Jest to fakt socjologiczny, kulturowy i psychologiczny.
2. Olbrzymia większość ludzi zna popularne, przymiotnikowe lub bardziej opisowe
określenie swojego typu charakteru, wg znaków zodiaku.
3. Tylko część osób (ok 50-60%), po przedstawieniu "popularnych,
przymiotnikowych lub opisowych" określeń typów charakterów, wg znaków zodiaku,
bez wcześniejszego wyjawienia jego nazwy rozpoznaje swój zodiakalny typ
charkteru! Połowa z zapytanych osób wskazuje na inny, aniżeli urodzeniowy
wzorzec.
4. Uwzględniając zebrane w trakcie wywiadu lekarskiego dane o wpływie rodziców i
wydarzeń we wczesnym dzieciństwie odnosi się wrażenie, iż o s o b y , k t ó r e
n i e r o z p o z n a j ą s w o j e g o w z o r c a o s o b o w o
ś c i o w e g o wg "z n a k ó w z o d i a k u" d o z n a ł y z a z w y c z
a j p r z e m o ż n y c h o d d z i a ł y w a ń w d z i e c i ń s t
w i e.
To co zazwyczaj daje się wtedy ustalić jest typologią zgodną z systemem
Enneagram. Tym nie mniej poruszamy się już wtedy w obrębie rozmaitych zespołów
predysponujących do choroby. Z owych impresji z rozmów z pacjentami nie wynika
jednak, jak Państwo widzicie, żadna konkluzja, dotycząca zagadnienia, czy "wpływ
gwiazd (czyli mutacji) istnieje czy nie".
Dylemat ten był dla mnie na tyle instresujący i ważny, że zaplanowałem
następujące badanie populacyjne. Poprosiliśmy Wojewódzki Ośrodek Metodyczny w
Katowicach o dostarczenie, na dyskietce komputerowej, zestawienia danych o
datach urodzeń i przyczynach zgonów zawartych w dociera jących tam, z całego
województwa, kartach zgonów.
Zestawiliśmy następnie częstość zgonów na zawały serca oraz częstość zgonów na
nowotwory wg dat urodzeń tych osób w poszczególnych miesiącach zodiakalnych
(znakach Zodiaku). Porównaliśmy te częstości z ogólną ilością zgonów.
Okazało się, że częstość zgonów na te dwa rodzaje chorób są różne!!! Niektóre
różnice są znamienne statystycznie!!!
Urodzenie pod danym znakiem Zodiaku wyznacza więc w pewnym stopniu
prawdopodobieństwo śmierci na pewien rodzaj schorzenia. Szczegóły tych wyliczeń
przedstawimy w osobnej, rozległej i uciążliwej w czytaniu publikacji
zamieszczonej w "Dodatku". Wydaje się jednak, że znaleźliśmy argumenty
przemawiające za tym, że przynajmniej częściowo w p ł y w z n a k ó w z o
d i a k u na losy ludzi istnieje!!!
Jeśli tak! to powstaje jednak pytanie: Dlaczego tak jest? Czy to jest potrzebne?
Po co nam ten t r z e c i d u c h z g w i a z d? Oczywiście chodzi mi
tutaj o sens i znaczenie tego zjawiska dla funkcjonowania całości Zasady
Kreacji, która wytwarza Wszechświat.
Po namyśle, łatwo sformułować odpowiedź! Gdyby dziecko nigdy w niczym specjalnym
nie wyróżniało się względem rodziców, to nie zachodziłaby e w o l u c j a! Nadal
żyłyby jedynie dinozaury, bądź jedynie małpoludy.
Według klasycznych konceptów Darwinowskich ewolucję miały wywo- ływać korzystne
i niekorzystne mutacje, a potem w a l k a o b y t i zachodząca wskutek tego s e
l e k c j a n a t u r a l n a, z dostosowaniem się do n i s z y e k o l o
g i c z n e j.
Wspomniane w poprzednim i obecnym felietonie opanowanie laboratoryjnego
odtwarzania mechanizmów sterowania mechanizmem mutacji i selekcji uzasadnia
prawdziwość tej cześci teorii Darwina.
Stwierdzenie jednak, że celem selekcji jest tylko dostosowanie się do niszy
ekologicznej, aby w y g r a w a l k ę o b y t, zawiera jednak błąd, nie
mówiąc już o tym, że "jest smutne", a raczej kończy się niejako w niewłaściwym
momencie. Trzeba dodać bowiem tutaj coś o owym "hodowcy kotów" (vide poprzedni
felietom), który wie "j a k i e k o t y" chce otrzymać.
Nie było powiedziane bowiem nic o tym, co owe kryteria "chcą niejako"
wysterować, i jak to jest zapewniane, aby "sterować w pewnym, chcianym
kierunku".
Moja teza "u z u p e ł n i a j ą c a" jest więc następująca. W naturze także, a
nie tylko w laboratorium, też istnieje zakreślony "c e l e w o l u c j i",
też jest ona sterowana! Musi istnieć także sposób na określenie kryterium
selekcji i c e l u sterowanej ewolucji.
Tak jak to próbowałem to ująć metaforycznie "g ł ó w n y h o d o w c a k o
t ó w" chce uzyskiwać obiekty sensowne, tzn. takie które nadają się do
pogłębiania poznania lub dalszego konstruowania.
Na poziomie gatunku ludzkiego (cywilizacji ludzi) "główny hodowca" musi więc
zadbać przede wszystkim o istnienie r ó ż n o r o d n o ś c i typów ludzkich i w
a r u n k ó w d o d y s k u s j i.
Wpływy wychowawców, rodziców i ich genetyczne predyspozycje nie zabezpieczałyby
wystarczająco sterowania gatunkiem ludzkim w kierunku pogłębiania p o z n a n i
a i doskonalenia zdolności i n ż y n i e r s k i c h. Stąd potrzeba "g w i e z d
n e g o m e c h a n i z m u" zwiększania różnorodności d u s z ludzkich.
No dobrze, ale po co ta różnorodność, dyskusje, zwiększenie poznania i zdolności
kontrukcyjnych.
Co cóż! Tylko wtedy, mimo iż n i c n i e j e s t z g ó r y o k r
e ś l o n e, po pewnym czasie, nawet czasem po bardzo długim czasie, "zamiast
nic będzie coś".
W odróżnieniu od zasad ewolucji cząsteczek DNA, bakterii i pierwotniaków, na
poziomie ludzkim trzeba było zabezpieczyć istnienie 9-ciu czy też nawet 12-tu
różnych s t y l ó w m y ś l e n i a. Inaczej wszystko co powstało wcześniej
mogłoby zostać z a p r z e p a s z c z o n e! albo już na tym by poprzestano! A
na to Zasada Kreacji nie może sobie pozwolić, gdyż ona dba o to, aby również na
dłuższą, kosmiczną wręcz skalę "zamiast nic było coś!".
NARODZINY CZŁOWIEKA JAKO ZAKOŃCZENIU TELETRANSMISJI W PAŚMIE (POZA)ELEKRO-
MAGNETYCZNYM
- opowieść dla osób urodzonych pod znakiem STRZELCA
Jadąc kiedyś w południe, przy jasnym, prażącym słońcu, samochodem, szosą
biegnącą z Palo Alto w kierunku Pacyfiku zauważyłem jakiś dziwny długi, biegnący
kilometrami budynek, który przechodził mostem nad autostradą. Zapytałem
kierowcę, pracującego u dealera samochodowego: "Proszę Pana, co to takiego ten
dziwny budynek?" Odparł: "Ah, tu w pobliżu jest Stanford, wie Pan, ten
Uniwersytet. Nastawiali tu dużo takich dziwnych rzeczy. To chyba jest
akcelerator! Tam dalej, ta duża antena to też jest ich. Podobno to
radioteleskop!"
Pomyślałem sobie wtedy, że gdyby lecieć helikopterem, nisko nad Ziemią, to w
zależności od kraju obserwowalibyśmy zazwyczaj znaczną standaryzację i typowość
budynków. W krajach Europy Wschodniej, z lotu ptaka, widzielibyśmy prócz fabryk
i sprzętu rolniczego, jedynie budynki mieszkalne oraz sięgające ku niebu wieże i
wieżyczki kościołów. W Europie jedynie koło Genewy oraz Cambrige należaloby
odnotować nieco więcej dziwnych budynków, takich jak kołowy budynek o średnicy
kilkunastu km, w którym mieszczą się urządzenia akceleratora CRNS.
Zauważylibyśmy, prócz tego jeszcze trochę obserwatoriów astronomicznych i
budynków Planetariów, co zdarzałoby się nawet w Polsce, w okolicach Chorzowa,
Torunia, Olsztyna i Kórnika pod Poznaniem. Oczywiście widzielibyśmy, prócz tego
dość dużo wyrzutni rakietowych, czołgów i armat.
Jeśli by teraz, dla kontynuacji naszego eksperymentu myślowego, wylądować na
Ziemi, wplątać się w tłum i wdać się w rozmowę z osobami mieszkającymi w
pobliżu, między budynkiem kościoła a budynkiem Planetarium w Chorzowie, to
stwierdzilibyśmy dziwną r o z b i e ż n o ś ć sposobu objaśniania świata,
realizowaną w tych dwóch rodzajach budynków.
Otóż gdyby udało się nam przekonać spokojnego mieszkańca Chorzowa, iż pochodzimy
z Tybetu i nie mamy pojęcia, co to są za budynki, to być może jakiś napotkany tu
nauczyciel matematyki lub biologii pobliskiego Liceum Ogólnokształcącego
wyjaśniłby nam, że: "No cóż! w owym kościele, codziennie z rana i pod wieczór, a
zwłaszcza w niedzielę, głoszona jest tubylcom nauka, iż ich d u s z e z o s t
a ł y p o ł ą c z o n e z i c h c i a ł e m w k t ó r y m ś m o m
e n c i e ż y c i p ł o d o w e g o, no ale on jako matematyk i biolog,
jeśli idzie do pracy pobliskiego budynku Planetarium, gdzie wygłasza prelekcję
(żeby dorobić na życie) na temat historii rozwoju astronomii i pradawnych
mitologicznych wierzeń astrologicznych, to jest on zobowiązany (nie na tyle
przez przełożonych, lecz raczej przez wyczucie smaku i obowiązujący każdego
człowieka dystans do nieuzasadnionych wystarczająco idei), omijać temat owej
"teletransmisji duszy ludzkiej".
Przybywając z Tybetu lub powiedzmy planet krążących wokół gwiazdy Nunki (sigma
Sagittarius) w gwiazdozbiorze Strzelca, o której mówili już Chaldejczycy,
stwierdzilibyśmy więc, że tubylcy z okolic Chorzowa, Stanfordu lub Torunia mają
dziwny rodzaj schizofrenii.
Chodzą do dwóch rodzajów budynków i wygłaszają w nich inne, sprzeczne ze sobą
poglądy, pomiędzy którymi ustanawiają na czas powrotu do domu przegródki. Wg
Arnolda Mindela są to tzw. progi poznawcze (vide "Śniące ciało w związkach",
Agencja Wydawnicza J.S., Warszawa, 1992). Jeśli w domu, w rozmowie z partnerem
(co z powodu zażenowania tematem zdarza się
niesłychanie rzadko) albo w rozmowie z dziećmi (co zdarza się częściej, ze
względu na ich "impulsywne, niekontrolowane emocjonalne" pytania) trzeba
poruszyć te sprawy, to mówi się albo w jednym stylu (typu kościółek) albo w
drugim stylu (typu uniwersytet).
Gdybyśmy, prócz tego, zboczyli jeszcze w rozmowie z tubylcami spod Torunia i
Chorzowa na temat ich głównych trosk i dylematów, to okazałoby się, że zazwyczaj
są oni smutni i przygnębieni, pozbawieni radości życia, zalęknieni, głównie z
powodu zagrożenia bezrobociem, niemożności satysfak- cjonujących kontaktów z
partnerem, brakiem nadziei, brakiem optymistycznej wizji przyszłości (vide
artykuł pt.: "Depresjo, depresjo, cóżeś ty za pani - na tę "chorobę końca wieku"
cierpi coraz więcej osób. Co ją powoduje?" - Forum nr 8/1994 , przedruk z "La
nouvelle Observateur").
Gdyby owego przybysza z planet krążących wokół Nunki lub Kaus (Ł u k)
Meridionalis, Kaus Australis lub Kaus Borealis zapytać: "Słuchaj! Co im jest?"
Odpowiedziałby zapewne: "To jest proste! To jest wynikiem d e f i c y t u s e n
s u, który bierze się z zablokowania umysłu przez p o - d z i e l e n i e go na
izolowane, nie komunikujące się "kawałki". Owi mieszkańcy planety Ziemia są co
prawda układami o niezwykle wymyślnej, "magicznej" wręcz konstrukcji, splotami
najbardziej zaawansowanej technologii bioinżynieryjnej (hardwarowej), z bardzo
zaawansowanym softwarem, czyli duszą, nadawaną w II-gim i III- cim kanale pasma
(poza)elektrmagne- tycznego, lecz nie uświadamiają sobie tego. Bez względu na
nauki wygłaszane w tych "budynkach z wieżyczkami" w głębi ducha sądzą raczej, iż
pojawili się tutaj "przez przypadek", bądź są skażeni "błędem pierworodnym",
albo ich uniwersyteckim odpowiednikiem, czyli "przypadkowym, złym rezulatatem
ewolucji" (vide wywiad z teologiem włoskim o niemożności wiary opartej na
racjonalnych przesłankach pt.: "Wierzyć jak Dostojewski", Forum nr 9/1994 -
przedruk z "Corriere della Sera" oraz wywiad ze Stanisławem Lemem pt.:
"Drapieżna małpa", Gazeta Wyborcza z dnia 19.II.1994). Oni rozprawiają w swoich
gazetach i ministerstwach edukacji o korzyściach z kształcenia i o tym, że
człowiek wykorzystuje tylko, jak twierdzą, 20% potencjału intelektualnego
swojego mózgu, ale nie zauważyli jeszcze, iż jedyną barierą, aby wykorzystać
pozostałe 80% potencjałów ich mózgów to owe "przegródki", owe "progi poznawcze".
Te przegródki można przecież cofnąć, unieść jak zapory w śluzach wodnych, w
przeciągu jednej godziny, ale no cóż, widać jeszcze nie przyszła na to pora.
Załóżmy, że ów przybysz z g w i a z d Ł u k u, będąc członkiem społeczności,
która myśli "już przysłowiowe 1000 lat dłużej" wie dużo więcej! Tu pojawi się
jednak jedna z owych "barier poznawczych"! W naszym umyśle przejawi się ona
pytaniem: "Jakiż to Łuk?, przecież to jest imaginacja!, a nie rzeczywistość".
(Tak jak gdyby słaba rzeczywistość była lepsza od dobrej imaginacji! - vide
książka "Fantazje które leczą") No, ale szanujmy zastany stan ducha
współobywateli. Aby cofnąć więc tę przegródkę poznawczą lepiej będzie się
powołać na jakieś "rzeczywiste fakty"! No więc, rzeczywistym faktem jest głośna
książka Francuza Jeana Sendy: "Ceux dieux qui firent le ciel et la terre"
(Wydawnictwo Laffont, seria "J'ai lu", Paryż, 1969, cytowana przez A.
Olszewskiego w jego książce pt.: "Czy biblia kłamie?", Wyd. A. Olszewski,
Warszawa, 1993).
Otóż ów Jean Sendy, w swojej książce przedstawia scenariusz wyprawy potomków
cywilizacji, pochodzących z planet gwiazdozbioru Strzelca w sposób następujący:
"Piętnaście lub dwadzieścia par istot z dalekiej planety, kojarzonej tu na
podstawie badań pism biblijnych i tradycji hebrajskiej z Gwiazdozbiorem
Strzelca, decyduje się na wyprawę bez powrotu. Podróż ta miałaby być formą
kolonizacji kosmosu, czy też nawet wyrazem chęci umysłowej rozrywki, zabawy
bogów. Jest daleka, a więc długa i w związku z tym jednokierunkowa. Po tysiącach
lat nie warto już wracać na własną planetę. Zakładając śmiertelność załogi, szef
ekipy Adonai czy też Jahwe zostaje zamrożony. Pozostali żyją normalnym trybem.
Stare pokolenia umierają, pojawiają się nowe. Statek sunie naprzód. Cel: Układ
Słoneczny. Na macierzystej planecie, nazwijmy ją za francuskim autorem Theos,
wykryto w pobliżu Słońca cały szereg planet. Doskonałe miejsce do badań ..."
"... Statek kosmiczny w postaci sfery o średnicy 3 km obraca się wolno wokół
własnej osi, dla wytworzenia przy pomocy siły odśrodkowej, sztucznej grawitacji.
Ekipa mająca do dyspozycji 25 km kwadratowych powierzchni użytkowej czuje się
wspaniale. Nowe wyzwanie wytworzyło korzystną kondycję duchową, odpędzając
zaśmiecające umysł, stare, nudne, nabrzmiałe rutyną myśli z Theosa. Pojazd
zatacza duży krąg wokół Jowisza ... Zniecierpliwiona załoga budzi mistrza.
Adonai wstaje i poznaje swoich prawnuków. Zapada decyzja. Pojazd, a może nawet
pojazdy wchodzą na orbitę wokół Marsa, stając się jego księżycami. Stąd będą
postępować dalsze badania i kolonizacja ..."
I dalej, po opisie działań przybyszy z gwiazd Strzelca, Jean Sendy próbuje
tłumaczyć, dlaczego "półbogowie" odlecieli gdzieś przez 20 tyś. lat. Jego
zdaniem ostatnie ich przesłanie ich to wiersz 9,13 z Księgi Rodzaju, który
stwierdza:
"Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną i ziemią. A gdy
rozciągnę obłoki nad ziemią i gdy ukaże się ten łuk na obłokach, wtedy wspomnę
na moje przymierze [...]" (Rdz 9,13).
W oryginale hebrajskim "łuk na obłokach" to słowo "kesheth". Wyraz ten
dokładniej tłumaczy się jako "łuk strzelców". "Łucznik w hebrajskim - to zarazem
mędrzec i pasowany rycerz ..."
"Nie zapominając o gwiazdozbiorze Strzelca - Łucznika, o którym już w
starożytności mawiano, że leży w rzucie centrum naszej galaktyki (skąd o tym
wiedziano?) widzimy, że "łuk" jest tu wyrażeniem szczególnym ..."
Przytaczając przekonania autorów książek o "międzygwiezdnym" pochodzeniu ludzi,
gwoli ścisłości niejako geograficznej, a raczej "kosmologicz- nej", należy
wspomnieć, że według wypowiedzi niejakiej Semjase, cytowanych w książce pt.:
"Lata świetlne" (vide felieton poświęcony gwiazdozbiorowi Byka), Plejadanie
przybyli wcześniej z planet gwiazdozbioru Lutni. Gwiazdozbiór Lutni leży tuż
powyżej gwiazdozbioru Strzelca. Coś w tym może jest, gdyż na Wegę (alfa Lirae)
"zaparł się" także Carl Sagan w swojej powieści pt.: "Kontakt". Jak wiadomo ów
astrofizyk jest gorącym zwolennikiem "Związku Plejadańskiego".
Zapytajmy więc, jeszcze raz członka przymierza "spod znaku Łuku", jakie jest
rozwiązanie dylematu Ziemian żyjących pomiędzy tymi dwoma rodzajami budynków?
Jakie rozwiązanie odnajdą tubylcy z Ziemi już wkrótce!!?
Sądzę, że odpowiedź owego "Strzelca" byłaby mniej więcej następująca:
Ludzie mają już w posiadaniu układ stanowiący dobrą analogię ich samych, lecz
tego nie chcą widzieć ze względu na owe przegródki. Owym tworem są ich
komputery. One, podobnie jak ludzie składają się "żelastwa", czyli kłębowiska
drutów i przewodów, wydrukowanych metalowych ścieżek", co jest nazywane
hardware'm oraz z o p r o g r a m o w a n i a, czyli psychiki! lub duszy!
O p r o g r a m o w a n i e jest jedynie zapisem sposobu wykonywania pewnych
czynności, sposobu rozwiązywania zadania, sposobów uzyskiwania satysfakcji.
Oprogramowanie jest więc zapisem ciągu instrukcji lub ciągu myśli. Taki zbiór
instrukcji lub myśli jest więc n i e m a t e r i a l n y. Nic nie waży, nie
posiada masy! Należy jednak zauważyć, że jak na razie, wymaga on materialnego
nośnika!, np. papieru, dyskietki magnetycznej, rdzeni ferromagnetycznych pamięci
operacyjnej komputera lub zmian wag synaptycznych obwodów neuronalnych mózgu
ludzkiego.
Co więcej program nie zaistnieje w pełni póki nie zostanie on zrealizowany przez
pewien procesor (owe jądro każdego komputera), który ma oczywiście strukturę
materialną. Dalej program jest sensowny, to znaczy jest nakierowany na cel:
"wytwarzanie". Sensowne programy nakierowane na pewien cel nie powstają przez
przypadek. Nie jest to możliwe, tak jak niemożliwe jest powstanie "przez
przypadek" długiej, złożonej z miliardów aminokwasów cząstki białka, złożonej z
samych tylko aminokwasów lewoskrętnych, co zachodzi w naturze wbrew II zasadzie
termodynamiki. Oprogramowanie komputerów powstaje jedynie jako wynik pracy
myślowej "pewnego mózgu" lub ewentualnie innego komputera, przy czym są to
zazwyczaj mózgi należące do innych ludzi niż ci co obmyślili hardware. Co
więcej, są to różni ludzie, bardzo wielu różnych ludzi.
Ów przybysz z planet gwiazdozbiorów Strzelca i Lutni powiedziałby dalej, że
ludzie są mniej więcej takimi samymi tworami. Także składają się z części
materialnej i niematerialnego oprogramowania, pochodzącego niejako z zewnątrz,
tzn. przekazanego im z zewnątrz, w czasie życia płodowego, a później
uzupełnianego z zewnątrz przez rodziców, kolegów, koleżanki, nauczycieli Liceum
i partnera lub partnerów (którzy, nawiasem mówiąc, także mieli swoich rodziców i
nauczycieli).
Na pytanie: "No dobrze, a skąd się wzięła część materialna człowieka i skąd
biorą się pierwsze, podstawowe części duchowe człowieka?"
Przybysz z gwiazdozbioru Strzelca odpowiedziałby: Część materialna to zawsze
rezulatat pracy wcześniejszego software'u, czyli rezulatat zadziałania
wcześniejszych pomysłów. Komputer lub samochód to wynik pomysłów zgłaszanych
przez całe dziesięciolecia. Przy czym na początku samochód był podobny do karety
ciągnionej przez konia. Z człowiekiem jest tak samo. Najpierw były tylko słowa
(Słowo), czyli zasady wiązania różnych rodzai pętli, czyli węzłów! Owe słowo nie
dałoby się więc wyrazić literacko. Być może dałoby się wyrazić językiem
matematyki, ale nie wiadomo, czy językiem matematyki współczesnych Ziemian, gdyż
cóż "język" matematyki także się rozwija. Według tych różnych sposobów wiązania
pętli czasoprzestrzeni (vide felieton poświęcony znakowi Wagi) powstały różne
cząstki subatomowe, a potem różne cząsteczki chemiczne. Wtedy jednak zadziałał
już procesor (vide wiedza o komputerach). Procesor to "TEN, KTÓRY PRZYJMUJE,
KTÓRY POTEM P O S I A D A JUŻ SŁOWO". Procesorem była zapewne "resztka"
Wszechświata n-1-tego pokolenia.
Wzory przestrzenne tych cząstek chemicznych, a zwłaszcza cząstek powstających z
nukleotydów adenozyny, guaniny, adenozyny i tyminy wyznaczyły możność powstania
kwasu rybonukleozydowego.
Jak się okazało, 3 miliardy lat później, pewne typy splotów cząstek DNA
(rybozymy, vide felieton poświęcony znakowi Waga) wyznaczają możność "kopiowania
samego siebie", czyli możność realizacji biochemicznej wersji zasady
"bliźniaczego, lustrzanego odbicia", z ewentualną poprawką, czyli mutacją.
Procedura mutacji i selekcji zastosowana wobec samokopiujących się cząstek RNA i
DNA może prowadzić, jak się okazało nieco później do powstania coraz to
większych, ale także sensownych całości.
Konsekwentne trzymanie się owego kryterium, aby po mutacjach dokonywać zawsze
selekcji takiej, aby większe całości były bardziej "sensowne" doprowadziło do
powstania s a m o o d t w a r z a j ą c y c h s i ę bakterii i pierwotniaków.
Konsekwentne stosowanie tej samej zasady: licznych mutacji i następowej selekcji
obiektów bardziej sensownych doprowadziło do pojawienia się dinozaurów, później
ssaków, małp i małpoludów.
Mózgi zwierząt zaczęły wytwarzać wtedy idee. Tu nastąpiła dalsza eskalacja
wymagań. Zasada Kreacji w sposób bezwzględny zażądała licznych mutacji pomysłów,
konceptów, ogólniej idei i ich selekcji.
Zasada Kreacji nie jest cyniczna. Zasada Kreacji dba tylko bezwzględnie o jedno,
tzn o to abyśmy trwali, albo raczej o to abyśmy pojawili się na nowo!
Dopiero niedawno, tzn. około 200 tysięcy lat temu, tak jak i poprzednio,
wcześniej na etapie pierwszych cząstek chemicznych, na etapie pierwszych
rybozomów, na etapie pierwszych bakterii, na etapie ssaków, a więc także na
etapie małpoludów pojawiła się zmiana fazowa (skokowa) działania Zasady Kreacji.
Pojawił się fenomen nowego rodzaju!
Została wymuszona r ó ż n o r o d n o ś ć m y ś l e n i a! Jeden
"neandertalski", prosty bytowy sposób myślenia, nakierowany tylko na to, aby
przetrwać "tu i teraz", tak jak zaleca to współczesna szkoła psychologiczna
Gestalt, został poddany mutacjom ideologicznym.
Neandertalskie mózgi rozwijały się już wtedy tak znacznie, iż stały się podatne
na wpływy gwiazd lub może raczej na wpływy r ó ż n e j i l o s c i ś w i
a t ł a. A gwiazdy lub światło "n a j b l i ż s z e j g w i a z d y" wymusiło
z r ó ż n i c o w a n i e t y p ó w o s o b o w o ś c i, co wzbogaciło i
urozmaiciło dyskusje pomiędzy "neanderczykami". To doprowadziło do powstania
różnych, konkurujących między sobą opcji filozoficznych tłumaczących egzystencję
człowieka. Tak iż teraz każdy już wie i mówi na temat sensu egzystencji ludzi
"swoje", czyli "coś innego". Najważniejsze jednak, aby się nie denerwować się z
tego powodu, zwłaszcza aby n i e p o p a d a ć z tego powodu w s m u t e k i
nie zaczynać w o j n y.
Jeśli uwzględnić spostrzeżenie badaczy tzw. "życia sztucznego" (vide mój artykuł
opublikowany w Problemach nr 1-3/1990 i artykuł pt.: "Oswajanie złożoności", w
Świecie Nauki nr 3/1993), to zapewne tak już pozostanie! To znaczy zapewne
została już pojęta i urzeczywistniona zasada szybkiego przyrostu poznania i
względnej stabilności ekonomicznej. Zasada ta stwierdza, iż
świat nieożywiony i ożywiony, a także ekonomia dużych społeczności ludzkich
najlepiej rozwija się, jeśli pozostaje "na granicy między porządkiem a takim
dynamicznym rozruszaniem, iż odnosi się wrażenie chaosu". Wtedy właśnie szybko r
o d z ą się i są efektywnie s e l e k c j o n o w a n e "konstruktywne idee i
rozwiązania praktyczne".
Jeśli tak, to pojawia się fascynujące pytanie: W jaki to sposób mieszkańcy
pewnej planety, będąc na "neandertalskim etapie rozwoju", nagle zostają podani
"wpływom gwiazd"?
Istnieje na ten temat kilka hipotez. Jedna z nich dotyczy ostatniego etapu, tzn.
ostatnich 30 czy 10 tysięcy lat wstecz. Według niej zmiany w genomie ludzkim
dokonywano celowo, z rozmysłem i premedytacją przez przybyszy z najbliższego
gwiezdnego otoczenia, tzn. z Syriusza, Plejad, Hiad, gwiazd Lutni i Strzelca
oraz galaktyki M31 (vide rozdziały poświęcone gwiazdozbiorom Barana, Byka i
Bliźniąt).
Jak widać, po nas ludziach, od momentu powstania z a c z ą t k ó w technicznych
możliwości do wszczęcia rejsów kosmicznych (vide projekty Apollo, Discovery,
Mars Observer, Galilleo oraz plan tzw. "lotów szalonych w nieskończoność") już
się za to zabieramy.
Efekt ten na pewno istnieje lub będzie istniał! Nie ma na to żadnej rady. S z a
l o n e l o t y w n i e s k o ń c z o n o ś ć, takie jak zilustrował to
literacko Jean Sendy, będą na pewno podjęte. To po prostu s i e d z i w s
e r c a c h l u d z i, a więc widać w y n i k a t a k ż e z Zasady
Kreacji. Nasze inklinacje są więc koronnym argumentem, że takie wydarzenia,
jakie opisałem w rozdziałach poświęconych znakom Barana, Byka, Bliźniąt i
Strzelca, "zachodzą" i będą "realizowane".
Tutaj chodzi nam jednak o nieco wcześniejszy, ale niezwykle ważny i trudny etap
rozwoju, ten etap, który doprowadził do tego, iż jeszcze nie zaczęliśmy budować
pod- i nadświetlnych s t a t k ó w k o s m i c z n y c h, ale już zaczęliśmy
stawiać s t r z e l i s t e w i e ż y c z k i k o ś c i o ł ó w i m
i n a r e t ó w.
Nazwałbym ów etap "rozpoczęciem wyznaczania duszy ludzkiej przez światła
najbliższych gwiazd". Etap ten rozpoczyna się od momentu powstania w mózgach
ssaków szyszynki, która ma związek z całkowaniem ilości zaobsorbowanego w
trakcie ciąży światła (patrz "Dodatek"). Formułujemy tam tezę, że wzorzec
światła (znak zodiaku) asymilowany przez kobietę w ciąży, poprzez oś szyszynka -
gonadotropiny, wpływa na rozwój embrionalny i rozwój mózgu płodu, wywołując
odmienność charakteru noworodka. Tutaj formułuję ważny wniosek filozoficzny.
(1) Genom człowieka, wyznaczony przez gamety rodziców tworzy procesor na wzór
procesora komputerowego.
(2) Psychika ludzka zaczyna funkcjonować w oparciu o instynkty i odruchy
bezwarunkowe, a potem warunkowe, wyznaczone przez predyspozycje genetyczne i
wpływy rodziców, a później przez wpływy rodzeństwa, kolegów, partnera i inne
znaczące osoby.(*)
(3) Tak wyznaczona psychika człowieka lub innymi słowy "p r o g r a m n a
d u s z ę c z ł o w i e k a" jest modyfikowamy także przez inne niż jedynie
ludzkie, a więc rodzicielskie i koleżeńskie wpływy! Są nimi wpływ najbliższego
"otoczenia kosmicznego" oraz inne znaczące osoby (**), będące wyznaczone także
przez "kosmiczne otoczenie" (***).
(4) Całe przed-Freudowskie rozważania psychologiczne koncentrowały się na
wydobyciu, opisaniu i wyjaśnieniu różnych typów osobowości, zna- czonych
początkowo nazwami gwiazdozbiorów Zodiakalnych, a później tzw. znakami zodiaku.
(5) Deaktualizacja ekliptycznych, gwiazdozbiorowych symboli zodiakalnych,
wynikająca z precesji osi obrotu Ziemi, co zauważył Hipparch w I wieku n.e. nie
obala tezy o istnieniu odmiennych, różnorodnie zarysowanych osobowości ludzkich,
gdyż da się wyjaśnić przez teorię "różnych ilości światła absorbowanego przez
kobietę noszącą dorastający płód ludzki".
Dziecko urodzone np. pod znakiem Strzelca było poczęte w marcu, a więc
rozwijający się płód był wystawiony na wpływy światła miesięcy wiosennych.
letnich i dopiero w 8-mym i 9-tym miesiącu ciąży na krótkie, a więc
"zaciemnione" dni października, listopada i grudnia.
(6) C z ł o w i e k jest więc w y n i k i e m zogniskowania w jednym punkcie
czasoprzestrzeni wpływów pochodzących z różnych "punktów" przeszłości i różnych
punktów p r z e s t r z e n i, tak jak dla przykładu obiekty, które pojawiają
się w wyniku "teletransmisji" danych i programów przekazywanych do pewnego,
zbudowanego wcześniej procesora. Przykładem może być kolorowa odbitka
fotograficzna, wręczana komuś do ręki jako "obiekt fizyczny", lecz która
powstała przez nadanie treści fotografii faksem (fotofascimilem). Innym
analogiem jest komputer, którego "dusza" czyli oprogramowanie pochodzi z "innego
miejsca" niż hardware, gdyż jest opracowywana przez innych inżynierów
(producentów software'u) i to na ogół bardzo wielu różnych programistów "różnych
poziomów", którzy pracowali w różnych czasach.
(7) Sposób rozumienia "n a r o d z i n c z ł o w i e k a j a k o k o ń
c a t e l e t r a n s m i s j i w p a ś m i e (p o z a) e l e t r o m
a g n e t y c z n y m" nie należy utożsamiać i przenosić na moment "ś m i e r c
i C z ł o w i e k a" (vide felieton poświęcony gwiazdozbiorowi Ryb).
(8) Ś m i e r ć c z ł o w i e k a jest równoważna instrukcjom programowym
"END" i "POST MORTEM ACTIVITIES", które zawieszają działanie tak "skleconego"
jak to opisano wyżej programu i zaznaczają "lokowanie" rezultatów końcowych oraz
sposobów i warunków wznowienia działania programu, nie likwidując "istoty
stacjonarnej programu", która "p r z e c h o d z i w tym m o m e n c i e n i e
j a k o d o p a m i ę c i". Dalsze istnienie "stacjonarnej istoty
programu", jak i możność wykorzystania "jego ostatnich rezultatów" zależy
jedynie od trwania "komputera - gospodarza" (Host-computer, Server), którym dla
człowie- ka jest Czasoprzestrzeń Wszechświata.
(9) Przepis genetyczny zawarty w gametach kobiety i mężczyzny wyznacza jedynie p
o c z ą t k o w y wzorzec na człowieka, który zaczyna być poddawany modyfikacjom
typu mutacja, a potem selekcja (vide felieton dotyczący znaku Skorpiona),
przekazywany w "paśmie (poza)elektro- magnetycznym". Wydaje się, że
"transmitowany sygnał modyfikujący" ma formę palimestru, tzn. składa się z
różnych wiązek sygnału, pocho- dzących od macierzystej "gwiazdy - słońca",
okolicznych planet, a nawet odleglejszych mas grawitacyjnych.
Jak mi się wydaje, udało nam się wytłumaczyć w jaki sposób to "szyszynka" może
spełniać rolę odbiorka pewnej składowej "duszy ludzkiej" nadawanej w paśmie
elektromagnetycznym. Nie oznacza to jednak, że w sposób analogiczny embrion,
płód i noworodek nie przyjmują "innych składowych" nadawanych w paśmie
(poza)elektromagnetycznym.
Sądzę, że w przyszłości drogi takie zostaną wykazane i uświadomione!
Pozostaje jedynie pytanie, dlaczego już od czasów Chaldejczyków istniał
"przesąd", iż szyszynka jest siedliskiem duszy człowieka.
OBRAZ MASZYNY NIEBIESKIEJ Z ROKU 0001, 1000 i 2000,
czyli teoria o tym jak zrozumieć nowe wojny z innowiercami
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem KOZIOROŻCA
Ciemna noc, podmuchy wiatru, ludzie w łachmanach uciekają z płoną- cych budynków
średniowiecznego opactwa Benedyktynów. Ogień trawiący bibliotekę, znajdującą się
w wieży opactwa, rozjaśnia ekran. To końcowe sceny z bardzo znanego filmu "Imię
Róży", wg powieści Umberto Eco, który umiejscowił akcję w roku 1327 w północnych
Włoszech, czyli w ówczesnym centrum kulturowym Europy, czyli świata. W blasku
ognia narrator powieści, młody chłopiec, nowicjusz zakonu Benedyktynów, mówi
dziewczynie, z którą się kochał, że musi ją zostawić i podążać dalej za uczonym
franciszkaninem Wilhelmem z Baskerville. Przemożna siła "zamontowana" w jego
mózgu nakazuje mu nadal dociekać prawdy. Tak kończy się spotkanie mnichów
przybyłych tu z całej Europy na debatę teologiczną, czyli jedyny istniejący
wówczas rodzaj "konferencji naukowej".
Chęć ukrycia nieznanach ksiąg Arystotelesa doprowadziła do pożogi. Księga, którą
żarliwy mnich Jorge uznał za tak niebezpieczną, że należało raczej spalić
bibliotekę niż udostępnić ją ludziom, zawierała wg Wilhelma (Eco) przesłanie, iż
cytuję: "... zadaniem tego, kto miłuje ludzi jest wzbudzenie śmiechu z prawdy,
... gdyż jedyną prawdą jest zdobyć wiedzę, jak wyzwalać się z niezdrowej
namiętności do prawdy ...", gdyż jak Wilhelm (Eco) utrzymuje: "... porządek,
jaki nasz umysł wymyśla sobie jest niby sieć, drabina, którą buduje się by
czegoś dosięgnąć. Ale potem trzeba drabinę odrzucić, gdyż dostrzega się, że choć
służyła, była pozbawiona sensu."
Na krótko przed rokiem 2000 nadal mało kto myśl tę bierze sobie do serca.
Większość wojen, jakie toczono przez ostatnie 2000 lat, to wojny z innowiercami.
Wbrew pozorom interesy były mniej ważne. Przykładem mogą być choćby ostatnie,
najkrwawsze "akcje" z czasów Hitlera i Stalina, jak i ostat- nie wojny,
włączając w to Kambodżę, Jugosławię, i to co się dzieje obecnie w krajach Afryki
i bliskiego Wschodu.
Zazwyczaj chodzi o spór o "obraz świata". Własny obraz świata jest zazwyczaj
wywyższany i traktowany tak poważnie, że wojna wisi na włosku. Ludzie są nadal
skłonni uwierzyć w pewną, uproszczoną wersję filozofii danej epoki,
przedstawioną na tyle emocjonalnie, teatralnie i sugestywnie, iż trafia w którąś
z głębokich rys bądź kompleksów współobywateli tak, że nowy "w ó d z" albo "p r
z y w ó d c a" znajduje tysiące wyznawców i bojowników.
Ponieważ niebezpieczeństwo wszczęcia nowych wojen z innowiercami w roku 2000
wcale nie maleje, toteż sądzę, że warto dokonać przeglądu podstawowych
kontrowersji filozoficznych, o które będą toczone intensywne spory, a nawet
wojny w najbliższej przyszłości.
Zestawienie to proponuję sporządzić przez porównanie obrazu świata z roku "0001"
naszej ery z obrazem w roku 1000 i obrazem z roku 2000, z uwypukleniem istoty
najbardziej gwałtownych sporów.
Zapisem przekonań i sporów z czasów "0001" jest oczywiście Stary Testament,
pisma apokryficzne, dzieła filozofów greckich, arabskich i pisarzy rzymskich.
Trzeba przyznać, że spory były wtedy barwne. Były to czasy powstawania konceptów
nadświadomości, początek sporów o to "czy Wszechświat wie, że istnieje?" Przybył
wtedy na Ziemię Wysłannik Najwyższej Mocy, Wysłannik sił magicznych tak
potężnych, iż zdolne są "złożyć wizytę" (być obecne) poprzez teletransmisję w
paśmie pozaelektromagnetyznym, przez nadanie wiadomości, która zmodyfikowała
gametę pewnej kobiety. Jak zauważył Heromin Cardano, Wysłannik ów urodził się
pod znakiem Koziorożca (Wiedza i życie, nr 4/1990). Osoby urodzone także pod tym
znakiem powinny więc wiedzieć, że gama Capricornus, gwiazda Nashira oznacza po
arabsku "Szczęście przynoszone przez dobrą nowinę".
Zapoczątkowano wówczas również spór o to, czy świat jest mały, tzn. składający
się jedynie z Ziemi i otaczającego ją powietrza, poruszających się "dużych
świateł" (Słońca i Księżyca), małych świateł (planety) i ostatniej już sfery
gwiazd nieruchomych, czy też raczej duży, jak to twierdził już wcześniej Hermes
Trismegistos, a później Giordano Bruno. Oczywiście nikt nie przypuszczał
wówczas, że może być jeszcze inna, trzecia możliwość, wysunięta dopiero na
krótko przed rokiem 2000. Dopiero bowiem w roku 1927, po raz pierwszy
sformułowano tezę, że jesteśmy wytworami (częściami) rozprężającej się,
czterowymiarowej czasoprzetsrzeni, która jak twierdzą fizycy, być może okresowo
"kurczy się" lub okresowo "pojawia się na nowo" i jak twierdzą matematycy ma
zupełnie nieznany kształt (patrz artykuł pt.: "W fałszywym świecie", Problemy,
1987, nr 7).
Robert Charroux, w swojej niezwykle kontrowersyjnej książce, która dotyczy
czasów wcześniejszych niż rok 0001, zatytułowanej "Księga władców świata", a
wydanej w oryginale w roku 1967 (Wydawnictwo Robert Laffont, Paryż, 1967) i
przetłumaczonej na j.polski w roku 1994 (Wydawnictwo Prolog, Warszawa, 1994),
stawia tezę, że elity intelektualne pewnej epoki mają zawsze tendencję, aby to
co w rzeczywistości dowiedzieli się od swoich poprzedników przywłaszczyć i
przypisać sobie.Robert Charroux pisze: "Nasza historia jest od tysiącleci
fałszowana .... odkąd Egipcjanie, zapominając lub chcąc zapomnieć prawdy
przekazane im przez przodków przywłaszczyli sobie tytuł pierwszych Inicjatorów i
pierwszych ludzi na naszej planecie, a Grecy z kolei "zapomnieli" przytoczyć
własne źródła i oddać część mistrzom egipskim i celtyckim i ze swojej ojczyzny
uczynili kolebkę ludzkości ... Następnie przyszli Hebrajczycy ..."
Jak wiadomo właśnie wtedy zaczęto lansować ideę Jednego Nadrzędnego Inżyniera,
konstruktora ludzi podobnego w swym wyglądzie do człowieka. Potrzebny,
uzupełniający koncept wędrującej duszy zaczerpnięto z Platona. Po dwóch wiekach
koncept nieśmiertelnej, wędrującej duszy zmodyfikowano, jednak odejmując jej
własność wędrowania (reinkarnacji) i czyniąc z niej twór "żyjący jednorazowo".
Zdaje się, że na długi czas wylano wtedy dziecko z kąpielą, a właściwie dwoje
dzieci, gdyż walczono nie tylko z pradawnymi bóstwami tzw. pogańskimi, ale i
także z tzw. gnozą, tzn. konceptem duszy świata, z jej odgałęzieniami w postaci
"dusz człowieczych".
Zanegowano więc za jednym zamachem istnienie pozytywnych sił magicznych niższych
stopni oraz koncept panteistycznego ducha przyrody i jego łączności z duchami
ludzkimi.
Siły magiczne I-go i II-go stopnia, jakkolwiek tylko te złe, wróciły już w
Średniowieczu pod postacią czarownic i tzw. "longeavi" (długowiecznych), zwanych
także elfami i nimfami. Na ile poważnie traktowano owe fairies (ylfes) w
średniowiecznym obrazie świata można się zapoznać w niezwykłej książce C.S.
Lewisa pt.: "Odrzucony obraz" (Wyd. PAX, Warszawa, 1986), która omawia właśnie
systematycznie i skrupulatnie "model świata z roku 1000 n.e.". Nieco późniejsze
masowe prześladowania czarownic także potwierdzają, że poważnie traktowano
istnienie "negatywnych sił magicznych niższych stopni". P o z y t y w n y c h
sił magicznych niższych stopni nie uznawano.
Spory o siły magiczne I i II-go stopnia ze zdwojoną siła wznowiono gdzieś na 50
lat przed rokiem 2000, kiedy to rozpoczęto drukować relacje o UFO (vide rozdział
dotyczący znaku Byka) oraz książki zwolenników paleoastronautyki, jak owego
właśnie Roberta Charroux, Jeana Sendy i R. Temple (vide felieton, który dotyczy
znaku Bliźniąt) oraz Ericha von Danikena, który, nawiasem mówiąc, zaczął szerzyć
te idee dopiero po nich. Oczywiście moce kosmitów, opisywane przez tysiące
autorów opowiadań science-fiction oraz biorących te sprawy znacznie poważniej
redaktorów pism nurtu "New Age" (w Polsce "Nieznany Świat", "Nie z tej Ziemi",
"Szaman") są grubo większe niż moce przypisywane bóstwom pogańskim.
Gnostycyzm, który jak się zdawało został wypleniony gdzieś w latach 200-300
n.e., wrócił, być może zresztą ponownie, z Dalekiego Wschodu, skąd przywędrował
już zapewne poprzednio pod postacią ruchu katarów, templariuszy, różokrzyźowców
i poprzez dzieło "zbuntowanego" ucznia Freuda, dr neurologii i psychiatrii Carla
Gustava Junga.
Gnoza, jak czytamy w słowie wstępnym Jerzego Prokopiuka do pierwszego numeru
czasopisma pt.: "Gnosis" (Warszawa, ul. Ogrodowa 51, 1992) oznacza poznanie i
wiedzę poprzez bezpośrednie wyczucie i doświadczenie mistyczne w odróżnieniu od
empirycznej nauki i spekulatywnej filozofii i religii.
Współcześnie, tuż przed rokiem 2000, po przyznaniu nagrody Nobla Rogerowi
Sperry, za wykazanie odmienności przetwarzania informacji przez lewą i prawą
półkulę mózgu można by powiedzieć, że wielowiekowe prześladowania wyznawców
manicheizmu, katarów, templariuszy, masonerii i innych zwolenników różnorodnych
form duchowości to w istocie prześladowania osób zdolnych do chwilowego
wyłączania lewej, spekulatywnej, logicznie myślącej półkuli mózgu i do
posługiwanie się prawą półkulą mózgu, która "myśli" intuicyjnie i obrazami,
która syntetyzuje i odgaduje.
Powiedziałbym, że owe różne uzdolnienia ludzi, predysponujące jednych do
myślenia logicznego i przywiązywania wagi głównie do tego "co widać, co
namacalne" (naukowcy od czasów Oświecenia), a innych do osobowych wizji
religijnych, do których trzeba posłużyć się lewym płatem skroniowym (patrze
rozdział pt.: "Affective and character traits also are anatomically localizable"
w dziele Erica R. Kandela pt.: "Principies of neural scence", Elsevier, New
York, 1981), bądź holistycznych doświadczeń mistycznych, które wymagają pracy
prawej półkuli mózgu, tak jak czynią to mnisi buddyjscy, zwolennicy Zen i
plemiona polinezyjskie (kultura Huna), sprowadza na tych szczególnie
uzdolnionych nieszczęścia, a nawet katastrofy.
Tak się bowiem składa, że ci ludzie, którzy mają pewien rodzaj predyspozycji
neuronalno-charakterologicznej lub inaczej pewną "ideę wrodzoną", absolutnie nie
są w stanie pojąć, iż ich pobratyńcy, wyglądający fizycznie biorąc dość
podobnie, mogą nosić "w swoim sercu" ideę całkowicie odmienną. Gorzej, nawet nie
ideę, a raczej "sposób patrzenia na świat", tzn. poprzez "szkiełko i oko",
obserwując przedmioty widoczne w polu widzenia, bądź raczej poprzez penetrowanie
wnętrza własnego mózgu, co prawda nie wstając wtedy z pnia, kamienia czy fotela,
ale mając wgląd w najbardziej złożony układ jaki jest nam znany.
Oczywiście każdy z nich dojdzie do innych wniosków i wojna wisi wtedy na włosku.
Idźmy jednak dalej. Ostatnia, poruszająca nas Polaków jeżdżących niegdyś na
wczasy do Jugosławi, wojna idzie o spór toczony pomiędzy etnicznymi Słowianami,
których różni tylko wielowiekowe handrycznie się o pewne różnice dogmatyczne,
jakie zachodzą pomiędzy prawosławiem, katolicyzmem a Chorwato-Serbami wyznania
muzułmańskiego. Spory rozpoczęto już na soborach VI-tym i VII-mym, Chodziło o
tzw. sprawę Filioque (pochodzenie Ducha Świętego) i niepokalane poczęcie
Najświętszej Marii Panny.
Jak wiadomo ostateczny rozłam nastąpił w roku 1054. Nie jest więc prawdą, że
przełom pierwszego i drugiego millenium nie zaznaczył się żadnym większym
wydarzeniem. Rozłam chrześcijaństwa na kościół rzymsko-katolicki i kościół
prawosławnym, zwany jak wiadomo inaczej kościołem greckim lub kościołem
grecko-słowiańskim, rzutuje, jak widać na przykładzie wydarzeń w byłej Jugosławi
i byłym Związku Radzieckim, coraz silniej. Być może nawet wkrótce, tzn. około
roku 2054 nastąpi więc także prawem numerologicznej serii wydarzenie tej samej
wagi.
W każdym razie dwa główne przedmioty sporu filozoficznego (problem ducha i
niepokalanego poczęcia) są silnie powiązane także ze sporem religii z nauką, a
zwłaszcza z fizyką czasoprzestrzeni, teorią Wielkiego Wybuchu, problemem
możności podróży w czasie (istnienia pętli czasowych), tzw. Zasadą Kreacji oraz
inżynierią molekularną DNA.
Jeśliby próbować wyjaśnić istotę sporu możliwie poglądowo, w telegraficznym
skrócie, to można by powiedzieć, iż chodzi o sposób rozumienia trzech pierwszych
linijek Ewangelii wg św. Jana.
Otóż dla wszystkich "stron" sporu zaczyna być coraz to bardziej "intrygujące i
ekscytujące", czym jest owe SŁOWO.
Informatycy, komputerowcy, pochodzący zwłaszcza z Doliny Krzemowej, palący dzień
w dzień marihuanę, która "zwalnia zegar czasu i uczy ich "namacalnie" medytacji,
myślenia w trakcie synchronizacji fal typu alfa EEG, a więc pracy prawą półkulą
mózgu, są przesiąknięci ideami daleko-wschodnimi. Dla nich SŁOWO to Zasada
Kreacji, czyli pewna "matematyczna" zależność, pewne "okrągłe", "zapętlone",
"cybernetyczne" prawo, dość podobne do zasady działania neuronu, czyli prawa
Hebba.
Istniejąc "ponad czasem i przestrzenią", jest ONO w stanie uruchomić na nowo
powstanie "nowej czasoprzestrzeni" i "wynikającej z niej" energii, materii, praw
chemii organicznej, powstanie życia biologicznego, jak i uruchomić zasady
ewolucji. Zasada ewolucji z kolei jest "żywą ilustracją" (powtórzeniem) Zasady
Kreacji. Poszukuje ona bowiem tworów, wytworów, pomysłów i rozwiązań, które mogą
posłużyć do tego, aby pogłębić poznanie i móc zbudować układ większy,
potężniejszy, tak aby móc w końcu odrodzić się na nowo.
Każdy informatyk wie jednak, że takie SŁOWO, a więc idea, przepis, program to
tylko tyle co "projekt techniczny" układu lub przedsięwzięcia. Ktoś jednak musi
zabrać się do realizacji takiego przepisu, czyli programu.
Każdy "komputerowiec" oczywiście odróżnia program od procesora (hardware'u),
czyli wie co to jest SŁOWO i wie co jest potrzebne, aby taki przepis
zrealizować.
Niestety między komputerowcami a biologami molekularnymi, którzy manipulują
cząstkami RNA i DNA, istnieje przegródka poznawcza (vide felieton dla osób
urodzonych pod znakiem Strzelca). Dla nich program to jedna rzecz (duchowa), a
procesor to inna rzecz (materialna). Biolodzy molekularni natomiast poznali
ostatnio tzw. rybozomy, tzn. programy, które "czytają same siebie", czyli
programy, których "końcówka" służy do tego, aby "odczytać początek".
Dla biologa molekularnego, który skończył jednak "drugi fakultet", tzn.
"computer sciences", wiersz 1.1 wg św. Jana jest alegorią w pełni zrozumiałą. Co
więcej, ów biolog przypomni sobie szybko o tym ile to pożytku wynika z
wprowadzenia do samych początków "płciowości". Jeśli ów biolog, który skończył
drugi fakultet jest jednocześnie człowiekiem religijnym, to wtedy przypomni
sobie znaną frazę o "człowieku stworzony na obraz i podobieństwo ...". Wtedy
uderzy go jak grom z jasnego nieba myśl, że przynajmniej jeśli chodzi o
człowieka, to powstaje on w sposób płciowy. Jeśli na dodatek ów religijny
biolog, który ukończył informatykę, zapoznał się z teologicznymi ideami
dalekowschodnimi to "dozna olśnienia". Przypomni sobie, że przecież hinduizm
utrzymuje, iż początek Wszechświata, taki właśnie Big Bang, to kulminacja,
rodzaj orgazmu zachodzącego na poziomie "świadomości" wyższego rzędu.
Nasz biolog może się wtedy przerazić śmiałością swoich myśli i dojść do wniosku,
że trzeba sprawę rozważyć bardziej racjonalnie, metodą "szkiełko i oko".
Przypomni sobie wtedy, że w naturze takiej jaką zna z obserwacji "przepis na
człowieka" zawarty w gametach męskiej i żeńskiej, a później w zapłodnionej
komórce jajowej (zygocie) jest realizowany, odtwarzany przez organizm matki,
czyli osobnika tego samego typu, tyle że pokolenia "n-1". No cóż, dla jakiegoś
nowego Wszechświata, który miałby się "narodzić" przez jakiś nowy rodzaj Big
Bang'u osobnikiem "n-1" pokolenia jest obecny Wszechświat.
No dobrze, ale co te "naukowo-filozoficzne" rozważania mają wspólnego z
prawosławiem i wojnami w byłej Jugosławi?
Otóż wyżej wymieniony Robert Charroux naprowadza na ślad. Twierdzi on, ni mniej
ni więcej, że pojęcie "SŁOWA" zostało przejęte przez Hebrajczyków od Fenicjan,
którzy mieli bezpośrednie powiązania z Egipcjanami. Egipcjanie zaś, zgodnie z
wszystkimi znawcami paleoastronautyki, zostali "oświeceni" przez jakichś
tajemicznych nauczycieli. Główna postać z grupy owych nauczycieli (którzy
zresztą pojawiają się także często na stronicach Starego Testamentu) to niejaki
Hermes. W patriarchacie biskupa aleksandryjskiego, nazywano go THOTEM, a w
Rzymie bóstwem Merkurego.
Ów Thot jest postacią pojawiającą się niezwykle często w tekstach drukowanych w
neognostyckich czasopismach ruchu New Age. Jerzy Prokopuik dbający, w swoim
piśmie "Gnosis" (nr 1/1992) o ścisłość naukową, w artykule Romana Bugaja pt.:
"Tablica szmaragdowa Hermesa Trismegistosa" przytacza, tak jak piszę o tym niżej
w rozdziale poświęconym znakowi Ryb, dwie najbardziej znane wersje wiersza nr 2
owej TABLICY. Według niejakiego Sagijusa ów wiersz nr 2 brzmi: "... orzeka:
Najwyższe (przychodzi) z najniższego, a najniższe z najwyższego, dzieło cudu z
jednego". Wiersz nr 3 stwierdza nastomiast: "Rzeczy utworzyły się z tego
pierwiastka dzięki jedynemu sposobowi działania (procesowi). Jak cudowne jest
jednak jego dzieło! On jest głową (zasadą) świata i jego żywicielem. "
R. Charroux odnalazł w jednym z najstarszych tekstów ludzkości, pocho- dzącym z
roku 4000 pne, zapisanym przez Sanchoniathona, który pisał na temat kosmogonii
Fenicjan, dokładną wypowiedź na temat owego SŁOWA.
Teologia Fenicjan określała je następująco: "... chaos były nieskończone w
czasie i przestrzeni, kiedy wiatr pokochał własne zasady, wynikło z tego
połączenie i zbliżenie nazwane ... pożądaniem ... Taka była zasada stworzenia
wszechrzeczy ... Wiatr nie miał wiedzy o tym, co stworzył ... Z owego połączenia
pochodziło SŁOWO ... są tacy, którzy pod tym terminem rozumieją POZOSTAŁOŚĆ
...taki był jedyny zalążek tworzenia i początku rzeczy wszelkiej ... pojawiły
się zwierzęta, lecz pozbawione wrażliwości, one dały początek zwierzętom
myślącym, zwanym Zafasemin, tzn. obserwatorom nieba ... kiedy tworzyło się
SŁOWO, miało kształt jajka, stało się jaśniejące i stworzyło Słońce, gwiazdy i
wszelkie konstelacje ..."
W tym momencie można przywołać ową fikcyjną postać biologa z Kalifornii (czy ja
wiem, a może z Kórnika pod Poznaniem?). Otóż spostrzeże on, że rzeczywiście
wiele gatunków rozmnażających się poprzez składowanie jaj, ową zapłodnioną
"zygotę", zostawia w piasku (razem z procesorem), aby dalej już owe JAJO samo
sobie radziło. Jajko jest nie tylko symbolem Świąt Wielkanocnych. Jest to także
"święty symbol" Dogonów, którzy przybyli poprzez Grecję z Egiptu (vide rozdział
"Bliźnięta") i którzy uważają, że Wszechświat rozpoczął się od pewnego rodzaju
jajka.
R. Charroux stymuluje także próby pokonania następnej ważnej przegródki
poznawczej. Chodzi o owe "niepokalane poczęcie", czyli o możliwości istnienia
pętli w czasie, bo to w istocie sugeruje bulla "Inffabilis Deus" z roku 1984
(vide artykuł "Maria matka", Forum nr 26/1994).
Otóż jak wiadomo współcześnie w nauce konkurują dwie teorie pojawienia się
człowieka, czyli gatunku Homo sapiens sapiens. Teoria najlepiej udokumentowana
przez znaleziska paleontologiczne i genetyczne stwierdza, że człowiek
współczesny pojawił się ok. 200 tyś. lat temu w południowej Afryce. Z
południowej Afryki "człowiek nowoczesny", władający językami
buszmeńsko-hotentockimi zawędrował do rejonu nilo-saharyjskiego i w rejon
Egiptu, Izraela i Kaukazu. Powstały wtedy języki fenickie, sumeryjskie i
kaukazkie (vide artykuł Colina Renfrew w "Świecie Nauki" nr 3/1994 pt.:
"Zróżnicowanie językowe świata").
R. Charroux, 20 lat wcześniej, przed naukowym sformułowaniem hipotezy o "Ewie,
czarnej pramatce" napisał w swojej książce na str 66-75 w rozdziałach pt.:
"Czarne dziewice", "Kosmiczny antyrasizm", "Ewa, Izyda i córki Lot", "Istoty
pozaziemskie i czarne kobiety", "... Ewa i Adam byli czarni", "Bóg jest biały?",
wiele denerwujących rzeczy cytuję: "Sami chrześcijanie ... wskutek
niewyjaśnionego atawizmu związanego z nie mniej niejasnymi uczuciami, bardziej
czcili Dziewicę ... We Francji większość katedr to katedry: "Naszej Pani", we
Włoszech "Madonny"; nasz kraj (Francja) i Polska są zdecydowanie królestwami
Panny Marii. W tych dwóch krajach najświętsze pielgrzymki odbywają się do
Lourdes, gdzie objawiła się Dziewica, oraz do Częstochowy, gdzie czczona jest
sławna CZARNA- MADONNA."
Pokazałem ten tekst pewnemu artyście, absolwentowi ASP w Krakowie. Zdenerwował
się! Powiedział, że obrazy Czarnej-Madonny, to po prostu tradycja
ikonograficzna. Ikony często przedstawiają "Marię Pannę" w kolorze czarnym. No
tak! Ale najbardziej ogólną rysą odróżniającą kościół prawosławny, czyli po
grecku ortodoksyjny jest: nie zmienić "pierwotnego (prawosławnego) przesłania".
Kościół prawosławny tym się różni od rzymsko-katolickiego, że od VII Soboru
Powszechnego, który odbywał się w roku 842 niczego już nie zmienia w swojej
tradycji i systemie dogmatycznym. Być może dlatego tylko w kościele prawosławnym
Madonna jest czarna, a dogmat o "niepokalanym poczęciu" został odrzucony.
Inny, sporny problem to, czy Zasada Kreacji jest sprzeczna z przekonaniem wielu
ludzi o przybyciu około roku 0001 Wysłannika Najwyższej Mocy, którzy urodził się
jako człowiek pod znakiem Koziorożca.
Zdaniem Roberta Charroux: " ... Władca wszechświata ... jest zatem na pewno
Istotą Boską, lecz jak my ma ciało, głowę i cztery kończyny (str 200)". Cytując
cały ten fragment możnaby z kolei narazić się bardzo purystycznym, fanatycznym
wyznawcom "panteistycznego ducha przyrody". Wywód jest jednak logiczny i nie
jest sprzeczny z Zasadą Kreacji. Zachęcam czytelników, aby go odszukać.
Dzisiaj i tutaj ważniejsze są jednak raczej dwie inne sprawy. Chodziło mi bowiem
o wykazanie, czym są owe przegródki poznawcze, które sprawiają, że pewien
problem niejasny w obrębie jednej dziedziny staje się logiczny i wytłumaczalny,
jeśli tylko posłużyć się dziedziną, która "stoi obok" i jak się wydaje "nie ma z
zadanym pytaniem nic wspólnego". To tylko te przegródki sprawiają, że często
powtarzane jest zdanie "tylko częściowo słuszne", iż człowiek wykorzystuje
jedynie ok. 20% potencjału swojego mózgu. Co więcej, zatrzymanie się ludzi po
dwóch stronach takiej przegródki grozi wojną.
WSZYSTKO O SZCZĘŚCIU
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem WODNIKA
Osoby urodzone pod znakiem Wodnika ostatnio mogą często popadać w opały ze
względu na modę na owe SŁOWO-SYMBOL Nowej Ery - Ery Wodnika. Era Wodnika ma być
lepsza, według niektórych nawet ma być erą powszechnej szczęśliwości. Osoby spod
znaku Wodnika mogą być więc zapytane o to na czym polega szczęście. Powinny one
zresztą wiedzieć, że nazwy trzech najjaśniejszych gwiazd tego gwiazdozbioru mają
coś wspólnego ze szczęściem. Alfa Aquarii SADALMELIK to po arabsku "Szczęśliwa
gwiazda króla", co może symbolizować sposób na szczęście osób silnych
psychicznie.
Beta Aquarii; SADALSUUD to "szczęście szczęśliwych". Jej heliakalny wschód
oznaczał dla ludów krajów południowych początek pory deszczowej, która kończyła
się wtedy, gdy SADALSUUD zachodziła. Jak wiadomo w Egipcie Wodnik był symbolem
wylewów Nilu. Jej nazwa, jak proponuję, może więc symbolizować sposób na
szczęście osób pogodnych z natury, niewrażliwych na "pozorne katastrofy".
Gamma Aquarii; SADACHBIA to "szczęśliwa gwiazda namiotów". Gdy wschodziła to
nomadowie, koczujący mieszkańcy sawan i pustyni, opuszczali zimowe obozowiska i
rozpoczynali wędrówkę. Nazwa ta, moim zdaniem, może więc symbolizować sposób na
szczęście poprzez ciekawość i działanie.
Zapotrzebowanie na odpowiedź na to pytanie jest zresztą olbrzymie.
Niedawno rozmawiałem z młodą matką, która ma rocznego syna, jest pełna troski o
jego zdrowie, o jego przyszłość. Wychowując syna zgodnie z zasadami stałego
okazywania miłości, chronienia przed czymkolwiek co może wywołać płacz, a nawet
smutek, jest stale obecna, stale akceptująca.
Mówiąc o przyszłości syna, powiedziała, że jedyna rzecz na czym jej zależy to,
aby jej syn był szczęśliwy. Jako osoba urodzona pod znakiem Strzelca
(Enneagramicznie PERFORMER) wszystkie pragnienia, czy też życzenia traktuję
"zadaniowo" i oceniam na ogół jako wykonalne.
Pomyślałem więc sobie, no cóż, jeśli komuś zależy, aby jego syn był w
przyszłości szczęśliwy, to trzeba zapoznać się wpierw z literaturą przedmiotu.
Przypomniałem sobie więc natychmiast artykuł Ariane Barth pt.: "Wszystko o
szczęściu", przedrukowany z "Der Spigel" w FORUM w numerze 8/1993 oraz krótszy,
ale dosadniejszy, artykuł pt.: "Paradoks szczęścia", wydrukowany w miesięcznku
"Wiedza i Zycie" i dość tajemniczą książkę niejakiego Rogera de Lafforest pt.:
"Prawa szczęścia", wydaną przez Wydawnictwo "Czakra" z Warszawy w serii książek
o czarnych okładkach z białym magicznym znakiem szczęścia na pierwszej stronie,
nomem omen w tej samej serii, wydano także książki pt.: "Domy które zabijają" i
"Przeczucia a przeznaczenie".
Przeczytałem na nowo te teksty i ułożyłem sobie w głowie "r e c e p t ę n a
s z c z ę ś c i e". Pomyślałem sobie, przyda mi się, aby przekazywać ją
pacjentom, którzy są zainteresowani tym, aby czuć się szczęśliwym. Wiem z
praktyki, iż jest to tylko część moich klientów. Wielu z nich nie lubi, aby
"odbierać im chorobę". Być szczęśliwym to też przecież pewien "sposób na życie".
Pomyślałem sobie jednak, że Wodnikom tekst ten przyda się napewno. Przecież oni
jeszcze przez 200-300 lat będą lansować nową erę, no bo właśnie dopiero za 200
lat Słońce będzie wschodziło w dniu równonocy wiosennej na tle tego
gwiazdozbioru. Teraz jest jeszcze na skraju gwiazdozbioru Ryb. Na dodatek ich
osobowość predysponuje do prób odpowiedzi na pytanie: "co to jest szczęście".
Leszek Szuman zauważył bowiem, że:
"Najbardziej uduchowieni ludzie rodzą się w znaku Wodnika. W żadnym innym
odcinku zodiaku nie spotykamy tylu poetów, myślicieli, wynalazców i innych
ciekawych ludzi co tu. Wielu z nich to duchowi samotnicy nie nadający się do
życia kolektywnego, chyba, że sami propagują ideę wspólnoty ..."
Próbuję więc sformułować w niniejszym tekście podstawy teoretyczne i szczegóły
recepty na szczęście.
Biologia szczęścia.
Bez względu na pierwotne, psychologiczne uwarunkowania, w ostatnim niejako już
"biologicznym" etapie stan szczęśliwości powstaje, jak się współcześnie wydaje,
na wskutek zwiększonej produkcji endorfin i podobnych substancji i oddziaływania
ich na odpowiednie receptory mózgowe. Powoduje to modyfikację świadomości,
pewien odmienny stan świadomości zwany właśnie satysfakcją, odczuwaniem
zadowolenia, euforii, szczęścia. Odwrotnością są stany frustracji, smutku,
przygnębienia, złe j melancholii, depresji, kiedy to jest nie tylko za mało
endorfin, ale i za mało dopaminy.
Pięniądze szczęścia nie dają.
Badania socjologiczne, jak referuje to Ariane Barth, wspierają to znane ludowe
porzekadło. W Stanach Zjednoczonych 100 supermilionerów, każdy posiadający
majątek prywatny przynajmniej rzędu 125 milionów dolarów, zgodziło się, aby
wypełnić ankiety, które posłużyły do pomiaru poziomu satysfakcji, przeciętnego
nastroju, ogólnego poczucia szczęścia. Wśród bogatych 77 osób uważało się za
szczęśliwych, lecz wśród 100 osób wylosowanych na chybił trafił z książki
telefonicznej 66 osób uważało się także za osoby szczęśliwe. W dodatku pewien
self-made-man dysponujący olbrzymim majątkiem stwierdził, że nie może sobie
przypomnieć, aby kiedykolwiek czuł się szczęśliwy.
Także wśród osób, które wygrały znaczne kwoty w totalizatorze, wskaźnik poczucia
zadowolenia, po podniecającym okresie dokonywania się zmiany w życiu powracał do
normalnego poziomu.
Ariane Barth pisze, że "przygnębiony bogacz z kraju dobrobytu łatwo może
napotkać w którejkolwiek z dzielnic slumsów w Trzecim Świecie radosny uśmiech na
umorusanej twarzyczce (byle by nie była to Kambodża Pol Pota lub Rwanda
zarządzana przez przywódców plemienia Hutu).
Jeśli zastosować wskażniki zależne od bezstronnych obserwacji, to proporcja osób
szczęśliwych w obu grupach tzn. bogatych i sytuowanych przeciętnie jest taka
sama.
Wydaje się, że w krajach bogatych powszechnie dochodzi do tzw. gry o sumie
zerowej. Wraz ze wzrastającym dobrobytem rosną wymagania. Im lepiej zaspokajane
są potrzeby, tym trudniej być zadowolonym z tego co się ma.
Ariane Barth przyznaje jednak, że "smutny obraz tworzą ci, którzy utracili
pracę. Bezrobocie idzie wyraźnie w parze z niezadowoleniem, apatią i poczuciem
zagrożenia. Jest to żałosny stan ducha, którego społeczeństwo dobrobytu chętnie
nie zauważa".
Osobowość autoteliczna.
Mówiąc o satysfakcji z pracy, możemy przejść do s k ł a d o w y c h r e c e
p t y n a s z c z ę ś c i e. Otóż okazuje się, że aby mieć poczucie
zadowolenia, satysfakcji trzeba działać i to działać w kierunku wyznaczonego
celu, który wydaje się mieć sens.
Ludzie o nieskomplikowanej psychice przeżywają uczucie przyjemności, wykonując
rzeczy proste, przy których całkowicie się zapominają. Często jednak warunkiem
koniecznym jest d u ż y w y s i ł e k f i z y c z n y albo a b s o r b u
j ą c a p r a c a m y ś l o w a.
Ludzie o takiej właśnie autotelicznej osobowości, aby poczuć się
usatysfakcjonowani muszą postawić sobie zadanie dostatecznie trudne, tak aby
wymagało od nich zaangażowania maksimum umiejętności. Poniżej takiego poziomu
wymagań doskwiera im znudzenie, odczucie banalności powtarzania się, straty
czasu. Podobno nagrodą za sprostowanie wyzwaniu jest poprawienie się wewnętrznej
integracji, wzrost samooceny, jaśniejszy autoportret.
Działania takie mogą być bardzo różne. Część ludzi o osobowości autotelicznej
doznaje satysfakcji po specyficznym rodzaju aktywności fizycznej.
"Zmuszanie ciała do wyczynów działa jak narkotyk ... Alpiniści na pionowych
ścianach skalnych znajdują się u szczytu szczęścia ... pływacy długodystansowi
doznają orgiastycznych przeżyć ... podobnie jak wiele osób uprawiających
namiętnie jogging".
Osobowość autoteliczną ma także wielu naukowców i intelektualistów. Są oni
predysponowani do stanów określanych mianem flow (uniesień) i kairos
(uszczęśliwiających olśnień). Także muzycy, np. skrzypkowie "unoszą się" często
w świat harmonii niebieskich sfer . Pisarze , którzy pokonają już "horror vacui"
wobec pustych kartek papieru, doznają ekstatycznego zalewu słów ... chirurdzy,
szczególnie potrafiący się koncentrować, jako że w ich rękach spoczywa ludzkie
życie, porównują wielkie operacje z działaniem heroiny".
Wielka koncentracja.
Tu właśnie napotykamy na ważny trop. Satysfakcja z działań osób stawiających
sobie trudne zadanie do wykonania, po części wynika ze stanu długotrwałej
koncentracji na osiąganiu wyznaczonego celu.
Według jednego ze znanych badaczy "uwarunkowań szczęśliwości" z University of
Chicago, Amerykanin węgierskiego pochodzenia Mihally Csikszentmihalyi: "w stanie
wielkiej koncentracji świadomość i działanie stapiają się, wszystkie troski ...,
uwaga skierowana jest wówczas niby obiektyw tylko na pewne ograniczone pole
bodźców ... człowiek ma kojące poczucie, iż zachowuje pełną kontrolę nad
obszarem zainteresowania, będącym w takiej chwili jego całym światem i odbiera
zeń wyraźne sygnały, mówiące o sukcesie ... w takich sytuacjach nie myśli się o
jakimkolwiek wynagrodzeniu czy uznaniu, nie ma się również żadnego poczucia
obowiązku, sukcesem jest wyłącznie udany rezultat działania i d o p i ę c i e
w y z n a c z o n e g o s o b i e c e l u (właśnie ów autotelizm). To
właśnie tłumaczy w/w wynurzenie chirurga, czy wyznanie pewnej tancerki, która
mówi, iż na scenie ma "niewyczerpaną energię" lub wyznanie aktora, który
stwierdza, że "staje się wtedy jednym z tym co robi!". Jak widzimy stany te
przypominają nieco stany transu, stany medytacji.
Co stoi jednak do dyspozycji, prócz pracy z wyznaczonym celem i tzw. wielkiej
koncentracji.
Piękno, natura, pogoda.
"Bardzo pozytywnie wpływa na nastrój estetyka otoczenia" - pisze Ariane Barth.
"W elegancko urządzonym pomieszczeniu osoby badane czuły się lepiej, ale
jednocześnie zmniejszało się ich zadowolenie z własnego mieszkania, pozbawionego
cech luksusu. W miłym otoczeniu ci sami ludzie byli też o wiele sympatyczniejsi
niż wtedy, gdy umieszczano ich w ciasnym, zaśmieconym, duszym i hałaśliwym
laboratorium.
Brzydkie otoczenie i bałagan niektórych miejscowości i regionów współgra z
ponurymi minami mieszkańców. Okazuje się jednak, że korzystne oddziaływanie
kategorii estetycznych jest zazwyczaj możliwe dopiero po odpowiednim
wytrenowaniu, bądź przynajmniej zwróceniu uwagi na wartość wytworów sztuki i
innych form estetycznych. Kształcenie się w tym kierunku jest więc wysoce
opłacalne. Dostrzeganie piękna może dostarczać instensywnych, pozytywnych
wzruszeń.
Co dziwne, nawet bez kształcenia się i treningu podobne efekty wywołują również
urzekające krajobrazy, bujna roślinność, widok gwiazd, a przede wszystkim
pejzaże z żywą wodą. Widoki te mogą wprawić nawet w stan oszołomienia. Nic
dziwnego więc, że w Stanach Zjednoczonych nadawany jest obecnie 24-godziny
program, który jest transmisją na żywo obrazów fal morskich odbijających się od
brzegu morskiego. Podobnie działał znany program Landscape (pejzaże + spokojna
muzyka) nadawany przez satelitę ASTRA na początku jego działalności. Z tego
samego powodu rozpowszechniana jest psychoterapeutyczna kaseta "Ocean". Na
marginesie nieniejszego wywodu, z całym przekonaniem chcę stwierdzić tutaj, że
taki relaksacyjny program typu Landscape, wbrew jego monotonii i małej
"agitacyjności" bardzo by się w naszym kraju przydał. Właśnie; zwłaszcza, iż u
nas często nie dopisuje p o g o d a, a telewidzów usiłuje się obarczyć i
dosmucić przez problemy techniczne wysokoopłacanych ministrów. Stwierdzono, że
przy ciepłej, słonecznej pogodzie, kiedy wilgotność powietrza utrzymuje się na
niskim poziomie, ale słońce zanadto nie pali, u osób badanych wzmaga się ogólne
zadowolenie z życia. Pod średnimi szerokościami geograficznymi, w ładne dni
ludzie uśmiechają się chętniej! Efekt ten zanika jednak na wskutek
przyzwyczajenia. W okolicach o stałym, ciepłym, słonecznym klimacie barometr
nastrojów nie wskazuje przeciętnie żadnych wyższych wartości. Być może ważna
jest tu więc niejako z m i a n a n a l e p s z e.
Warto wspomnieć jeszcze, że na wspomnianą wyżej estetykę otoczenia wpływają
ubiory, fryzury, makijaże, jednym słowem tzw. "osobisty teatr działań". Jeśli w
eleganckich pomieszczeniach pewnej instytucji, która na dodatek kupiła dobre
obrazy, poruszają się zadbane kobiety w pończochach z dużą domieszką włókien
Lycra, wtedy może się przez moment wydawać, że świat utworzony technicznie jest
lepszy od atmosfery w wiosce zabitej deskami. Czy tak i od czego to zależy?
Najważniejszy jest jednak drugi człowiek.
Ze wszytkich zewnętrznych stymulatorów, które pozytywnie pobudzają mózg ludzki,
żaden nie działa równie silnie jak drugi człowiek. Michael Argyle, który
gromadzi tysiące opisów pozytywnych doświadczeń, na podstawie swoich zbiorów
ocenia, że "inni ludzie" nieporównanie częściej bywają "głównym żródełm
szczęścia niż zgryzoty".
Jest tak mimo że szara sfera relacji między ludźmi jest dość szeroka. Ariane
Barth twierdzi, że "tylko co dziesiątej parze jest ze sobą naprawdę dobrze w
łóżku". Uniesienia, ekscytacje, euforia osób zakochanych w sobie na ogół szybko
mijają i niewiele par znajduje sposób, aby je podtrzymywać lub uruchamiać na
nowo. Tak jak gdyby obydwoje dążyło do tego, aby jak najszybkiej "położyć kres
ekscesom".
W artykule pt.: "Chemia miłości - skok w bok zgodnie z DNA" wydrukowanym w
miesięczniku "Medyk" (nr 563/93), czytamy ponownie o biologii "szczęścia poprzez
miłość" co następuje :
"Kochankowie często twierdzą, że czują się jak porażeni. Nie mylą się. Zgodnie z
wynikami badań są oni rzeczywiście niemal zalani neurohormonami. Skrzyżowanie
spojrzeń, dotyk rąk, zapach wywołują "powódź" wzbierającą w mózgu i
rozszerzającą się wzdłuż nerwów i naczyń krwionośnych. Wynik jest znany:
zaczerwieniona skóra, spocone dłonie, pogłębiony oddech. Przede wszystkim
występuje niezwykła euforia zakochanych ... wiele wydzielających się wówczas
substancji to chemiczni krewniacy amfetaminy. Należy do nich: dopamina,
norepinefryna i szczególnie fenyloetyloamina (PEA). Cole Porter wiedział w czym
rzecz pisząc: ''dostałem od ciebie kopa''".
"Ale podwyższenie poziomu PEA nie trwa wiecznie. Jest to dodatkowe potwierdzenie
krótkiego trwania miłosnej pasji. Ponadto, tak jak w przypadku amfetaminy
narasta przyzwyczajenie organizmu do PEA. Trzeba więc coraz więcej tej
substancji do osiągnięcia szczególnego stanu euforii miłosnej. Po dwóch, trzech
latach ciało po prostu nie jest w stanie wytworzyć potrzebnej ilości PEA. I
wbrew zakorzenionej wierze nie pomaga nawet jedzenie czekoladek ..."
Wiele romansów trwa jednak dłużej niż kilka lat. Jaka jest tego przyczyna?
Oczywiście inny zestaw chemikaliów. Stała obecność partnera stopniowo nasila w
mózgu produkcję endorfin. W odróżnieniu od piorunujących amfetamin są to łagodne
substancje. Te naturalne analgetyki dają kochankom poczucie bezpieczeństwa,
spokój i ciszę wewnętrzną.
"Innym związkiem mającym wpływ na miłość jest produkowana w przysadce mózgowej
oksytocyna ... Oksytocyna prawdopodobnie nasila również orgazm."
"...gdy jesteśmy porzuceni lub kochanek umiera - zauważa Helen Fisher, autorka
książki pt.: "Anatomia miłości" - Nie dostajemy naszej dziennej dawki
narkotyków".
Badacze odnotowują różnicę pomiędzy "gorącą namiętnością" typu amfetaminowego a
bardziej "intymnym przywiązaniem", wzbudzony i przedłu- żanym przez endofiny.
Estrogeny i testosteron, wydzielane wtórnie działają anabolicznie, aktywizująco,
a więc korzystnie. No tak, korzystnie, o ile nie pomieszać ich z adrenaliną i
dużą ilością kortyzolu.
No właśnie, wszystko zależy od umiejętności partnerów do unikania konfliktów lub
gorzej destrukcyjnych gier, gdyż "... ten sam człowiek może drugiemu uczynić
poranek rajem a wieczów piekłem. Tylko podejmowanie wciąż nowych wysiłków ze
strony obojga partnerów, jak się okazuje, może utrzymać jako taką atmosferę
wewnątrz diady". Najczęściej niestety jeden z partnerów z jakiś względów czyni
stale te wysiłki, a drugi "nie wie, że trzeba by się wysilić", aby
przeciwdziałać narastającemu przyzwyczajeniu, marazmowi lub co gorzej falowo
nawracającym urazom zwanym "toksyczną miłością".
Teoretycy "udanej pary" sądzą, że prócz owej dobrej woli do "ponawiania wciąż
nowych wysiłków ze strony obojga partnerów", ważne jest, aby wiedzieć, że
"kontakty pary, dostraczające zadowolenia lokują się gdzieś pośrodku, pomiędzy
bliskością a oddaleniem". Wynikałoby z tego, że po naturalnej, przyrodzonej
niejako fazie euforycznego uniesienia, to co będzie oddziaływało później na
przeciętny poziom satysfakcji, zależy od wiedzy, inklinacji albo jeszcze
trudniej, bo od życiowej mądrości. Pani Ariane jest tu bezwzględna, gdyż pisze w
tym miescu: "kogo na to nie stać, ten jest skazany na udręki tzw. zawiedzinej
miłości".
Odnośnie intensywności doznań seksualnych Pani Ariane pisze, że "Obietnice i
zapowiedzi formułowane podczas rewolucji seksuanlej nie przyniosły wielkiej
przemiany, obudziły natomiast potrzeby i zintensyfiko- wały oczekiwania ...
wyczekiwanie z utęsknieniem na superstosunek, taki po którym całkowicie
utracił(a)bym nad sobą kontrolę, wielokrotnie spowo- dowało frustrację ..." Daje
się jednak współcześnie zauważyć - jej zdaniem - "zmianę nastawienia z ilości na
jakość ". To znaczy te pary, które zdołały się porozumieć co do tego, że trzeba
"traktować się z największą uprzejmością" i dokładać starań "aby zawsze było
święto" mają otwartą drogę do złożonych zabiegów mających na celu uruchamianie
złożonych i subtelnych mózgowych wzorców na erotyzm.
Przyjaciele, znajomi, przełożony.
Wiele zadowolenia można też uzyskać poza obszarem kontaktów fizycznych, na polu
przyjaźni. Osadzenie w sieci powiązań międzyludzkich zna- cząco wpływa na dobre
samopoczucie. Podobno osoby komunikatywne są szczęśliwsze niż osoby zamknięte w
sobie. Ludzie otwarci częściej się śmieją, dostrzegają przyjazne gesty i
spojrzenia, śmielej patrzą, więcej pytają, są skłonniejsi do zgody. Jednak nie
mnogość kontaktów daje zadowolenie, ale siła łączących więzi.
Posiadanie przyjaciół może być odtrudką na niebore na ogół relacje
przełożony-podwładny. Przy czym przełożony także często jest sfrustrowany, gdyż
trzeba znów wiedzy psychologicznej, inteligencji i mądrości, aby cele instytucji
były realizowane przez myślący grupowo zespół, który nie działał- by pod
przymusem, lecz z własnej ochoty i inicjatywy, nie podejmując bezustannie gry o
to "aby moje było na wierzchu".
Prawdziwe cuda może zdziałać rozmowa u ludźmi, którzy są w radosnym nastroju i
nie wytwarzają dystansu.
Znacznie rzadziej fenomen ten dotyczy całej grupy. "Wtedy ludzie znajdujący się
w radosnym nastroju zarażają nim otoczenie, a kiedy krzyżują się myśli i
spojrzenia i raz po raz tryska żart, wytwarza się swoiste uniesienie, stan
właściwy niektórym zbiorowościom". Na ogół służy to jednak tylko zabawie.
Jeśli grupa taka ustanowi natomiast wspólny cel, wtedy odbywa się seans myślenia
grupowego, którego rezultaty mogą być znacznie większe niż "suma prosta". Daje
to oczywiście olbrzymią satysfakcję. Jest to jednak zjawisko niezmiernie
rzadkie, jakkolwiek istnieją profesjonaliści treningu zbiorowej aktywności (vide
książka Edwarda Nencki pt.: "Trening kreatyw- ności").
Stan uniesienia w dużej zbiorowści, prowadzący czasami do ekstazy grupy lub
gorzej całego tłumu, czego przykładem mogą być uczestnicy niektórych misteriów,
koncertów muzyki młodzieżowej, meczów futbolowych lub nawet demonstracji
politycznych, jest dość podejrzanym sposobem na szczęście, gdyż zazwyczaj ktoś
manipuluje taką grupą ludzi i wykorzystuje ją.
Wrodzone czy nabyte cechy charakteru - predysponujące do szczęścia.
Czy pewna kobieta może się przyczynić do tego, aby jej dzieci były szczęśliwe,
czy razcej jej syn ma się zabrać do pracy nad sobą. Jest jeszcze trzecia
możliwość, iż zależy to raczej od wrodzonych cech charakteru. Wrodzonych to
znaczy przekazanych genetycznie lub "wyznaczonych niejako przez gwiazdy".
Okazuje się, że cechy wrodzone są niezwykle ważne. Długotrwałe obserwacje
wybranej grupy osób wykazują, że osoby skłonne do postrzegania świata i swojego
losu w sposób tragiczny doznania takie mają stale. Historia niejako powtarza
się. Odwrotnie, są osoby, które są nastawione na wychwytywanie niemal wyłącznie
informacji "sympatycznych". Patrzą one na świat przez "różowe okulary" i biegną
przez życie "w podskokach", niewrażliwi na złe humory innych, jak i na wieści o
wojnach i katastrofach. To także cechy osobowości nakazują wysoko ustawić
poprzeczkę pożądanych osiągnięć i cech osobistego sukcesu. Im wyższe wymagania
wobec siebie, tym łatwiej być później rozczarowanym.
Są także osoby, które niemal przez całe życie w swym widzeniu świata popadają ze
skrajności w skrajność.
Zachodzi przy tym efekt ciążenia nagromadzonych doświadczeń. Ludzie kierujący
uwagę na ciemne strony rzeczywistości i chłonący jak gąbka niedobre informacje
ładują swoje układy pamięciowe ujemnie, tzn. "informacjami o nieszczęściach".
Bardzo trudno jest wtedy patrzeć przez "różowe okulary".
Jednocześnie ludzie o wesołym usposobieniu są chętniejsi do niesienia pomocy
innym, korzystnie oddziaływują na innych, na swoje otoczenie.
Co począć więc z tym wrodzonym upodobaniem do nieszczęścia. Ano właśnie
przeczytać ten artykuł albo raczej całą tę książkę. Wrodzone skłon- ności
prowadzą do przesady. Każda przesada jest szkodliwa. Należy starać się więc, aby
przesadę tę umniejszyć. No ale jak? Po pierwsze przez zapoznanie się ze
sposobami działania i widzenia świata przez innych, a potem przez
sięganie do tych "cudzych", "nie swoich" metod. Można zacząć od małych kroczków.
Na przykład, od p r z e c z y t a n i a p o w i e ś c i lub o g l ą d n i
ę c i a f i l m ó w, które "uczą optymizmu". Autorzy filmów i reżyserzy także
urodzili się bowiem pod różnymi gwiazdami. Szklanka wody zawsze "zamiast do
połowy pusta, może być do połowy pełna". Dobrze jest także z a n i ż y ć o c
z e k i w a n i a i sprowadzić w dół własne w y o b r a ż e n i e o i d e a
ł a c h. Należy kierować często wzrok na innych. Należy koniecznie poprawić
poczucie własnej wartości, własnego znaczenia w świecie, uznać, że jest się kimś
ważnym i wspaniałym. Tak często myślą osoby urodzone pod znakiem Wagi, Strzelca
i Wodnika. Oczywiście możnaby postawić w tym miejscu dwa pytania: Jak mogę się
czuć kimś ważnym? - nie jestem prezydentem. Jak mogę czuć się dobrze w świecie
skoro dociera do mnie tyle wieści o okropieństwach, nieszczęściach, chosie,
braku sensu?
W posłowiu podałem argumenty, dlaczego każdy z nas jest kimś ważnym. Natomiast
rozważania o deficycie poczucia sensu będziemy jeszcze konty- nuować.
Świat ma sens, wiem po co to wszystko.
Kolejny klucz do owego zamku "szczęścia" o wielu bramach - powiada Pani Ariane -
jest natrudniejszy do zdobycia". .. Jest to sens, czyli poczucie, że życie ma
znaczenie i cel ... swoiste kultywowanie sensu jest jedną z największych
''tajemnic szczęścia''".
Autorzy cytowanego artykułu zaprzeczają tu jednak sami sobie, pisząc że jest to
"sztuka samooszukiwania", gdyż przesłania wielkich religii są przyjmowane tylko
" z pewnym prawdopodobieństwem" (z przymrużeniem oka), bo "trzeźwy rozum potrafi
burzyć poczucie sensu".
To że główna tajemnica szczęścia miałaby sprowadzać się do "genialnego
samooszustwa" zbulwersowała mnie w lutym 1993 roku do tego stopnia, iż zacząłem
pisać te właśnie felietony. Wszystkie są właśnie próbą wykazania, iż właśnie
rozum każego z nas, jeśli tylko zboczy z utartych ścieżek, to zamiast burzyć
może k o n s t r u o w a ć p o c z u c i e s e n s u. Nic więc dziwnego,
że ostatni z felietonów poświęcony osobom urodzonym pod znakiem Ryb jest klamrą
spinającą całość windowanych tu mozolnie rozważań nad sensownością świata i nas.
FIZYKA CZASOPRZESTRZENI I TEORIA ALGORYTMÓW KREUJĄCYCH
A ZAPATRYWANIA NA LOSY CZŁOWIEKA PO ŚMIERCI
- czyli opowieść dla osób urodzonych pod znakiem RYB
Gwiazdozbiór Ryb jest symbolem naszej Ery, Ery, która zaczęła się w roku 0001.
Na południe od omega Piscium znajduje się punkt równonocy wiosennej, w którym
równik niebieski przecina się z ekliptyką. Blisko tego miejsca znajduje się
Galaktyka Podwójna Wilsona VV34, ulubione miejsce fizyków, zajmujących się tzw.
"czarnymi dziurami".
Fizycy i astronomowie zawsze mieli więcej odwagi niż biolodzy i lekarze, i od
dawna już do swoich rozważań włączają wielkie, patetyczne wręcz idee, ważne dla
naszej filozofii życiowej i naszego obrazu świata. Od półwiecza mówią o
wydarzeniu sprzed 15 miliardów lat, czyli o narodzinach naszego Wszechświata (o
standardowym i inflacyjnym modelu Wielkiego Wybuchu), o jego dzieciństwie i
rozwoju (patrz chociażby książka Weinberga pt.: "Trzy pierwsze minuty").
Rozważają także "jak Wszechświat będzie wyglądał na starość", to znaczy czy
będzie się rozszerzał w nieskończoność i podążał do energetycznej śmierci, czy
też raczej w jakiś sposób się "odrodzi". Zmienione są tytuły ostatnich książek
dwóch wielkich, współczesnych fizyków. Ostatnia książka Stephana Hawkinga nosi
tytuł "Czarne dziury i wszechświaty niemowlęce", a ostatnią swoją książkę Jack
Tyler zatytułował: "Czarne dziury - koniec wszechświata".
Fizycy zapominali początkowo wsadzić do owej, rozprężającej się,
czterowymiarowej kuli czasoprzestrzeni Wszechświata człowieka. Przed 15 laty
przypomnieli jednak sobie, że oni sami, istoty obdarzone fenomenem świadomości
są jedynymi znanymi (na razie!) obserwatorami Wszechświata. Sformułowali więc
tzw. "Zasadę Antropiczną", która w swej tzw. "wersji silnej" stwierdza, że
"wartości początkowe ważnych parametrów fizycznych są tak dobrane, że powstaje
właśnie taki Wszechświat, iż pojawienie się w nim człowieka (i innych
inteligentnych istot?) jest nieuchronne". Co więcej, fizyk Freeman Dyson, który
jak pisze "Wiedza i Zycie" (nr 7/1992) jest jednym z najbardziej oryginalnych
uczonych naszych czasów, na łamach prestiżowego "Reviews of Modern Physis"
wypowiedział się także na temat związków pomiędzy faktem istnienia w
Wszechświecie człowieka i jego potomków z prawdopodobnymi przemianami
czasoprzestrzeni w późnej, schyłkowej fazie istnienia Wszechświata. Napisał on
mianowicie, cytuję"... tego typu kwestie nie należą tylko do domeny fizyki lub
kosmologii, gdyż wysoko rozwinięta cywilizacja, czerpiąc energię z całych
galaktyk lub kwazarów, może przebudować Wszechświat i zmienić lokalnie topologię
czasoprzestrzeni tak, by uniknąć zamarznięcia lub usmażenia się."
Freeman Dyson wszedł w ten sposób w bezpośredni kontakt z konceptem tzw. punktu
Omega, jezuity i paleontologa Pierre Teilharda de Chardin (vide jego książka pt.
"Zarys wszechświata personalistycznego", wyd. PAX, Warszawa, 1986).
Skąd innąd okazało się, że kosmologia, rozważając owe "trzy pierwsze minuty", a
więc moment kiedy to Wszechświat stanowiła garść gorejącej i zagęszczonej
materii, kiedy to nie istniały jeszcze atomy wodoru, lecz jedynie "zupa kwarków
i leptonów", ... zajmuje się tym samym co fizycy, dociekający zasady budowy
cząstek elementarnych, a więc budowy materii. Fizycy nuklearni zaczęli od bomby
atomowej i wodorowej i prób odzysku energii z syntezy wodoru, ale teraz dążą do
Teorii Wielkiej Unifikacji, zwanej czasami Teorią Wszystkiego, która jednym
układem równań opisywałaby nie tylko siły działające wewnątrz neutronów i
wewnątrz jąder atomowych (tzw. oddziaływanie silne i słabe), ale i także pole
elektromegnetyczne i grawitacyjne. Próby sformułowania "Teorii Wszystkiego" to
próby zapisania przepisu na Wszechświat.
Mówiąc o przepisie na Wszechświat, dobrze byłoby wiedzieć jak takie przepisy,
czyli programy lub algorytmy kreujące, da się zapisać. Tak się akurat składa, że
mniej więcej w tych samych czasach, gdy Edwin Hubble sformułował koncept czasu
zapoczątkowanego i ekspandującej czasoprze- strzeni, a więc Nadrzędnego Tworu, w
którym tkwimy (którego częścią jesteśmy), inny wielki umysł lat trzydziestych
tego wieku, matematyk Alan Turing sformułował nowy abstrakt matematyczny, który
nazwał automatem. Ów pomysł na istnienie taśmy komórek pamięciowych i
przesuwającej się wzdłuż niej głowicy odczytującej stał się "prototypem
komputera" i pod- waliną teorii algorytmów kreujących, czyli algorytmów
określających istotne cechy pewnego istniejącego obiektu.
Dla ludzi, którzy podjęli te idee (obecnie są nimi informatycy, czyli
"komputerowcy", a także tzw. robotycy) ekscytującą była konkluzja, że obiekt,
który zaistniał poprzez sformułowanie przepisu jest niezniszczalny; póki
istnieje chociaż jedna jego kopia.
Nieco później, na wskutek odkrycia kodu genetycznego przez Jamsa Watsona i
Francisa Cricka okazało się, że człowiek jest właśnie akurat takim obiektem.
Konceptów tych nie połączono jeszcze w zborny, uporządkowany ciąg myśli. Nie
uświadomiono sobie jeszcze: pełnych konsekwencji "umiejsco- wienia" wewnątrz
ekspandującej czasoprzestrzeni (powstałej według pewnego przepisu) świadomego
człowieka, który jest także utworzony według pewnego przepisu, tkwiącego
nawiasem mówiąc w jądrze każdej komórki jego ciała.
Jak się okazuje, myślowe uporządkowanie owych teorii przyrodniczych prowadzi do
wniosków ważnych dla każdego z nas, gdyż dotyczą one n a s z y c h z a p a t
r y w a ń n a l o s y c z ł o w i e k a po jego biologicznej ś m i e
r c i.
Logiczne, racjonalne wnioski, dotyczące sensu życia ludzi, pojawiają się wtedy
gdy zastosujemy metodę nauk interdyscyplinarnych zwaną "zasada echowości".
Zastosował ją bodajże po raz pierwszy Norbert Wiener, tworząc tzw. cybernetykę
poprzez napisanie dzieła "O sterowaniu w zwierzęciu i maszynie". Znany polski
fizyk (fizyk i poeta) prof. Grzegorz Białkowski pisał o "zasadzie echowości"
następująco: "To co pozornie od siebie dalekie, zupełnie niepodobne, okazuje się
po bliższym zbadaniu w sposób zaskakujący niemal jednakowe w swej głębszej
osnowie ... dostrzegamy ... jakąś echowość, jakby głos wypowiadający prawo
odbijał się na wielu ścianach wszędzie pozostawiając swój ślad, swój zapis,
trochę inny, ale jednak ten sam." (vide artykuł pt.: "Piękno w nauce i sztuce",
Wiedza i Życie, 10/1989).
Zasadę echowości znały już zresztą tajemnicze, legendarne postacie, wyzierające
z mroków początków naszej ziemskiej cywilizacji. Jeden z najwcześniejszych
tekstów ludzkości, znany od czasów Fenicjan i pre-dynastycznego Egiptu, zwany
"Tablicą Szmaragdową", przypisywany niejakiemu Hermesowi Trismegistosowi, która
opisuje 13-to punktowy przepis na świat (sic!) w punkcie nr 2 stwierdza:
2. "To co jest niżej, jest jak to co jest wyżej, a to co jest wyżej jest jak to
co jest niżej (dla przeniknięcia cudów jednej rzeczy)"
Warto może nawet przytoczyć tu jeszcze za pismem "Gnosis" (1/1990) nowe,
odczytane niedawno z j. fenickiego inne sformułowanie punktu nr 2, które brzmi
następująco:
2. "Najwyższe przychodzi z najniższego, a najniższe z najwyższego (dzieło cudu z
jednego)"
To ostatnie zdanie posłuży tutaj do przedstawienia t e z y, którą sformułowałem
precyzyjnie już 5 lat temu (vide artykuły w "Nie z tej Ziemi", 3/1990 i 8/1993
oraz moja książka pt.: "Jesteś nieśmiertelny - teza i zapis dyskusji o wnioskach
fizyków, biologów i lekarzy wynikających z Zasady Antropicznej", Zakład
Poligraficzny, Bytom, ul. Wolności (Piłsudskiego) 37, 1990), ale która, jak
spostrzegły to niedawno redakcje wspomnianych pism neo-gnostycznych, wymaga
próby przedstawienia jej ponownie w sposób prosty i bardziej lapidarny, tak aby
można o niej opowiedzieć dobrym znajomym.
Koncept ów sprobuję więc wyrazić tym razem w 21 punktach:
1. Każdy organizm biologiczny rodzi się, rozwija się i umiera (ginie, rozpada
się), ale śmierć organizmów żywych jest pozorna (patrz niżej), gdyż zwykle
następuje odrodzenie się. Owa pozorna śmierć jest konieczna, aby mógł zachodzić
rozwój kolejnych form ogranizmu.
2. Obserowany przez nas, rozwijający się Wszechświat (fragment Wszechświata?)
też kiedyś miał swój początek, po czym rozpoczął rozwój, który jest
kontynuowany, co przejawia się szybkim rozwojem technologii i przyrostem wiedzy.
3. Obserwowany przyrost wiedzy i rozwój całości kultury jest wysiłkiem w
kierunku zrozumienia istoty procesów fizycznych, kosmologicznych, istoty życia,
funkcjonowania umysłu i społeczeństw. Wydaje się, że przed osiągnięciem "k r e s
u r o z w o j u" zostaną zrozumiane z a s a d y o d r o d z e n i a.
4. Poznanie "przepisu" na nową wersję Wszechświata nie jest wystarczające, gdyż
według przepisu (projektu) coś (ktoś) musi ową idee zrealizować. Innymi słowy
musi istnieć "procesor", który przepis ów wykona.
5. W naturze ożywionej program (przepis) genetyczny, określający organizm
potomka, zapisany na łańcuchach DNA chromosomów komórki jajowej jest realizowany
przez organizm matki, a więc organizm "n-1" tego pokolenia.
6. Przez analogię można przypuszczać, że nowa wersja Wszechświata zostanie
zrealizowana także przez obiekt n-1 tego pokolenia, to znaczy przez obecny
Wszechświat.
7. Kolejne fazy rozwoju Wszechświata: fizyczną, chemiczną, biologiczną
(pojawienie się życia) i obecnie obserwowaną fazę szybkiego przyrostu wiedzy i
zrozumienia (faza kulturowa) należy odróżnić od jeszcze jednej fazy, która jest
przygotowywaniem odrodzenia się. W organizmach żywych, w procesie odrodzenia się
wykorzystywane są komórki, tkanki, w y t w a r z a n e z n a c z n i e w c
z e ś n i e j. Rozwijająca się dziewczynka staje się kobietą, poznaje "ludzki"
sposób na urodzenie potomka, ale muszą być ku temu użyte utworzone dawno temu (w
trakcie embriogenezy) tkanki jajnika, macicy i komórki jajowe. W fazie
odrodzenia potrzebny jest akt woli, do czego jest potrzebna świadomość, która
powstaje na bazie systemu nerwowego, mózgu. 8. Przez analogię zapewne podobnie
będzie działał obecny Wszechświat. Ludzie żyjący aktualnie wydają się być
wczesną wersją powstającego, rozwijającego się "mózgu Wszechświata". Mózg ów
ustala zasadę odrodzenia. Mózg musi mieć pamięć.
9. Wszechświat można więc pojmować jako WIELKI ORGANIZM - twór, który prócz
rusztowania (czasoprzestrzeń, gwiazdy, planety) ma UMYSŁ.
10. Jeśli uznać analogię pomiędzy człowiekiem a Nadrzędnym Tworem Myślącym, to w
tym świetle LUDZIE, KTÓRZY ŻYLI I ZMARLI STANOWIĄ INFORMACJE WPISANE DO PAMIĘCI
TEGO NADRZĘDNEGO UMYSŁU.
11. Ż y c i e l u d z k i e wraz z wchodzeniem osób w rozmaite interakcje,
niektóre intensywne na wskutek istnienia f e n o m e n u m i ł o ś c i jest
wytwarzaniem ŚLADÓW PAMIĘCIOWYCH, engramów pamięciowych Nadrzędnego Umysłu,
które ładowane są do pamięci przez (zarejestrowanie) "zamrożenia" ich we wnętrzu
kuli czasoprzestrzeni.
12. Aby mówić o odradzaniu się trzeba wprowadzić koncept WIELU CYKLI i założyć,
że OBECNA, OBSEROWOWANA FAZA SZYBKIE- GO ROZWOJU TO ODRADZANIE SIĘ jakiegoś
poprzedniego wzorca. Konsekwencją przyjęcia konceptu wielu cykli (odradzania się
Wszechświata) jest stwierdzenie, że TERAZ TO MY NIEJAKO, W PEWNYM SENSIEM
ZMARTWYCHWSTAJEMY.
13. Wszechświat, odradzając się, powstaje na nowo w sposób stopniowy,
ewolucyjny, nie natychmiastowy, NIE MAGICZNY. Wykorzystuje zapewne pamięć o
swoim poprzednim rozwoju. ROZWÓJ TEN JEST PODOBNY DO EMBRIOGENEZY.
14. Zaczątek, "poród" i rozwój nowego Wszechświata będzie zapewne podobny do
procesu "powstawania nowego człowieka". Należy więc zauważyć, że ów sam początek
to pobranie pewnej "cząstki materialnej" (komórka jajowa, zygota) z organizmu
matki. Później organizm matki (ów procesor) dostarcza energii (odżywianie
poprzez łożysko). Konieczne jest także znaczne "przkształcenie organizmu
kobiety" (zmiany hormonalne, przygotowanie do porodu). Po urodzeniu dziecka
kobieta, prócz wysiłku, emocji, instyktownej wiedzy UŻYWA TAKŻE SWOJEGO DUCHA.
Już w okresie niemowlęctwa przekazuje dziecku zapamiętane wzorce, rozmaite
informacje. Jednocześnie mimo użycia "CAŁEJ SWOJEJ MOCY" kobieta nie wie "JAK
SKONTRUOWANE JEST DZIECKO", działa niejako INSTYNKTOWNIE.
15. Nowy Wszechświat zapewne podobnie NIE BĘDZIE OBMYŚLONY CAŁKIEM NA NOWO, lecz
my i nasi potomkowie ustalą jedynie SPOSÓB NA WYKORZYSTANIE wcześniejszych i
późniejszych składowych czasoprzestrzennego tworu, tak aby mógł narodzić się
nowy Wszechświat.
16. Aby mógł narodzić się nowy Wszechświat, trzeba będzie zapewne wykorzystać
jego "części", KTÓRE POWSTAWAŁY WCZEŚNIEJ, to znaczy: spisany, operacyjny,
sprężony PRZEPIS STARTOWY, będący odpowiednikiem komórki jajowej oraz później
także PAMIĘĆ, TZN. TKWIĄCE W PRZESZŁOŚCI WZORCE.
17. DECYZJA o utworzeniu nowego Wszechświata będzie podjęta PRZEZ NASZYCH
POTOMKÓW, którzy mogą już nie być "LUDŹMI Z KRWI I KOŚCI", istotami pełnymi
wigoru, emocji i instynktownych działań jak my, tak więc nowy Wszechświat być
może zostanie zrealizowany w oparciu o "PRZEPIS STARTOWY", ładowany do pamięci
SIECI KOMPU- TEROWEJ teraz przez nas, współczesnych nam ludzi (vide wizja
artystyczna w postaci filmu fabularnego pt.: "Millenium", Michaela Anderso- na,
producent: The first Millenium Partnership).
18. Współcześni fizycy podsuwają myśl dotyczącą tego co może być odpowiednikiem
"NARZĄDÓW RODNYCH DLA PORODU NOWEGO WSZECHŚWIATA". Stephen Hawking w książce
pt.: "Czarne dziury i wszechświaty niemowlęce" postuluje, że może być to każde
miejsce w którym zachodzi zagęszczenie materii, zbliżone do warunków
początkowych Wielkiego Wybuchu.
19. Można więc już wskazać w strukturze kosmologicznej obecnego Wszechświata
miejsca, które odpowiadają "MÓZGOWI I PAMIĘCI ORAZ NARZĄDOM RODNYM LOKALNEGO
BÓSTWA", które jest w stanie się odrodzić. Mózg to obwodowy region każdej
galaktyki, gdzie powstają warunki do rozwoju planet zamieszkałych przez rozumne
cywilizacje (CZOŁO EKSPANSJI TEGO "MIEJSCA" CZASOPRZE- STRZENI I PRZESZŁOŚĆ). W
tych samych regionach żyły wcześniej inne inteligentne istoty, które na wskutek
biologicznej śmierci "PRZESZŁY NIEJAKO DO PAMIĘCI". "NARZĄD RODNY" to najbliższa
masywna CZARNA DZIURA, która zazwyczaj znajduje się w CENTRUM GALAKTYKI
SPIRALNEJ.
20. Późniejsza, stosunkowo wolno zachodząca faza rozwoju nowego Wszechświata
polegać będzie, podobnie jak i faza obserwowana obecnie, na "ODTWARZANIU WZORCÓW
NA FORMY ŻYWE". Zostaną użyte zapewne nie tylko "przepisy na ludzi", ale
wcześniej "przepisy na gady, dinozaury", których już teraz nie ma, ale wcześniej
były, czyli które "tkwią w przeszłości".
21. DUCHY OBECNEGO WSZECHŚWIATA WNIKNĄ WIĘC W ISTO- TY NOWEGO WCZECHŚWIATA, TAK
JAK TERAZ (!) DUCHY Z POPRZEDNIEGO CYKLU WNIKAJĄ W NAS (!!).
Przedstawiony wywód ma znaczenie dla kondycji psychicznej współczesnych ludzi,
GDYŻ WSKAZUJE NA NAMACALNY, REALNY SENS I CEL LUDZKIEJ EGZYSTENCJI. Wydaje się
bowiem, że życie każdego człowieka jest niezwykle ważne i użyteczne dla innych,
dla przyszłości, gdyż prowadzi do wytworzenia ŚLADU PAMIĘCIOWEGO (SKRAWKA FORMY
CZASOPRZESTRZENI, który d e f i n i u j ę tu jako "DUCHA ZMARŁEGO CZŁOWIEKA"),
który jest niezbędny "JAKO WZÓR", potrzebny w procesie odtwarzania nowego
Wszechświata, a nawet więcej, bo dla kontynuacji ŁAŃCUCHA TRWANIA WSZECHRZECZY".
Na dodatek to my właśnie teraz, działając emocjonalnie i niecierpliwie,
formułujemy startowy, operacyjny sposób na odrodzenie. Nasi potomkowie,
"intelektualiści", co prawda, podejmą dopiero decyzję, ale muszą odwołać się do
naszej "młodzieńczej" warstwy tworu czasoprzestrzennego.
Co więcej, każdy z nas może uznać się (jeśli chce!!!) za istotę nieśmiertelną,
gdyż: "SKORO ŻYJE, to znaczy "B Y Ł W Y W O Ł A - N Y" i wytworzony w obecnej
czasoprzestrzeni i "ŚLAD PO SWOIM ŻYCIU", czyli swojego ducha "ZOSTAWI", a duch
ten stanie się po ŚMIERCI (DOPIERO PO ŚMIERCI!!) WZORCEM, który przyczyni się do
odtworzenia "ANALOGICZNEJ" (jakkolwiek NIE CAŁKIEM TAKIEJ SAMEJ) ISTOTY W NOWYM
WSZECHŚWIECIE, czyli jako iż DUCH NASZ miał prapoczątki w poprzednim
Wszechświecie!) to zapewne WNIKNIE W ISTOTE NOWEGO WSZECHŚWIATA.
P O S Ł O W I E
A. Znaczenie uświadomiania sobie swoich cech osobistych i swojego usytuowania w
skali geograficznej i komicznej
Ważne jest nie tylko uświadomienie sobie swojego usytuowania w skali
geograficznej ale i także w skali kosmicznej (T).
Sądzę, że pokazy astronomiczne, organizowane przez PLANETARIA naszej planety są
czymś bardzo ważnym dla k o n d y c j i d u c h o w e j l u d z i. Piszę o
tym szerzej w felietonie poświęconym znakowi Raka. Każda osoba, która ma realnie
wysokie mniemanie o "swojej mocy", o swoim znaczeniu dla reszty świata (dla
przykładu, zapewne każdy prezydent Stanów Zjednoczonych, lub choćby prezydent
którejś z europejskich republik, takich jak np. Czechy czy Francja, niektórzy
intelektualiści, pisarze, artyści, właściciele przedsiębiorstw, właściciele
pakietów kontrolnych akcji itp.) u ś w i a d a m i a s o b i e i m a
atrybuty (A) swojej mocy (żartobliwie i symbolicznie: pałac, flagę, herb, hymn,
swoją filozofię życiową, ideologię wstępną i wizje przyszłości.)
Twierdzę, że te same atrybuty ma każdy człowiek! Co najwyżej nie uświadamia on
sobie tego!! Zazwyczaj ludzie nie biorą takiej tezy poważnie, gdyż nie
wytwarzają wokół siebie "t e a t r u d z i a ł a ń w ł a s n y c h"
(symbolicznie i żartobliwie: nie mają sekretarki, nie powołują rady ministrów,
nie wygłaszają przemówień, nie podpisują dekretów).
Sądzę, że "teatr działań" każdego człowieka może być równy lub nawet większy niż
- mówiąc znowu metaforcznie - "teatr działań prezydenta którejś z republik
europejskich" - jeśli tylko zwrócić uwagę, że większość ludzi "trzyma się "p r z
e s t a r z a ł e g o, s t a r e g o m o d e l u s p o ł e c z e ń s t w a
i postrzega niekorzystnie swoje umiejscowienie, ulokowanie, zakotwiczenie,
znaczenie w p l a n i e ś w i a t a. No właśnie, trzeba powiedzieć w p l a
n i e k o s m o s u! w planie W s z e c h ś w i a t a!! w planie W s z e ch
r z e c z y !!!
Ktoś lub coś - jak się wydaje, zapędziło wielu ludzi w kąt, tzn. do swojej
chałupy tylko, do swojej wioski tylko, do swojego M4 w bloku mieszkalnym tylko,
do swojej nacji tylko, do swojej państwowości tylko, do tej planety tylko.
Nie wiem skąd się wzięło to "zapędzenie w kąt", być może bierze się ono z tzw.
efektu "zaciemnionego nieba" przez dymy oraz poświatę latarń ulicznych.
Wzięło się to - być może - także z dzieł niektórych filozofów, którzy zawsze
czerpali satysfakcję z narzucenia umysłom ludzkim kontroli.
Każdemu człowiekowi można "oddać" (uświadomić jego "ważny, wielki teatr
działań", jeśli zdołamy namówić go do r e i n t e r p r e t a c j i s w o j
e g o u l o k o w a n i a w ś w i e c i e.
Owe reinterpretacja, aby zmieniła stan ducha, aby "przydzieliła mocy" (energii
psychicznej) powinna dotyczyć także w y o b r a ż e ń o s o b i e.
Taka reinterpretacja polega na pracy myślowej, na wyobrażeniach samego siebie, w
różnych miejscach świata, kosmosu, a więc na użyciu, różnych scenariuszy
wizualizacji, także takich, które proponują filmy science-fiction i pisma
neognostyczne w Polsce takie jak "Nieznany świat", "Nie z tej Ziemi", "Szaman",
ewentualnie także na rozważeniu proponowanych niżej teoriach pomocniczych, które
właśnie dotyczą rajonalnych R E G U Ł OWEJ REINTERPRETACJI, SWOJEGO ulokowania
w świecie.
B. Reguły przydzielania mocy i energii życiowej
(1). Pierwsza z reguł sprowadza się do zalecenia, aby umieć odróżnić rodzaj
marzeń, fantazmatów, scenariuszy powieści przygodowych, scensacyjnych
melodramatów itp. które (a) wyświetlają niejako "film dla nas", "film, który
jest nam wyświetlany" od takich (b) marzeń, fantazmatów, scenariuszy, sztuk
teatralnych, powieści, filmów, które wciągają nas samych w akcję.
Odpowiadają tym dwom typom w i z u a l i z a c j i, dwa typy zadań wysterowująch
(stymulujących, indukujących) marzenia i fantazmaty.
[a] GDYBYM BYŁ a. Napoleonem, b. kapitanem statku pirackiego, c. przybyszem z
innej Galaktyki
[b] JAKO ZE JESTEM a. .........., b. ...........,
c. przybyszem z innej Galaktyki.
Otóż ważne jest, aby wiedzieć, że zdanie typu [a] odpowiadają scenariuszom
wizualizacji i fantazmatów, które niewiele mogą zmienić w stanie ducha osób,
które nie czują się dobrze.
Skutecznie działają jedynie zdania typu [b], o ile "następnik" jest zdaniem,
które n i e j e s t e w i d e n t n i e f a ł s z y w e, dla którego
jest wiele argumentów uzasadniających, wynikających z wnioskowania indukcyjnego
(fragmentami dedukcyjnego).
Jednocześnie trzeba ostrzec wszystkie osoby, które są zainteresowane
scenariuszami "przydzielania mocy", że o ile zdania typu [b] są bardzo skuteczne
w "poprawieniu stanu ducha" to jednocześnie są one bardzo niebezpieczne w
sytuacji jeśli "ktoś zgłosi coś" co jest niejako "namacalnie nieprawdziwe".
W zdaniu typu [b] "dobrej jakości" następnik, nie tylko że: (i) nie może być
ewidentnie fałszywy, ale (ii) powinny istnieć rzeczowe argumenty, które go
uzasadniają, a także (iii) powinno być to stwierdzenie, które jest zgodne z
"interesami duchów przyszłości" (patrz dalej).
(2) Druga reguła dotycząca sposobów na "reinterpretacje swojego znaczenia
stwierdza:
Proszę się przypatrzeć obecnej organizacji większości społeczeństwa na planecie
i proszę rozpatrzeć model społeczeństwa "na wzór mózgu", a więc społeczeństwa,
które składa się z (a) równoważnych neuronów, (b) neuronów działających
jednocześnie, (c) społeczeństwa mózgu, które posiada swoją podświadomość
(nieświadomość w sensie C.G. Junga), (d), społeczeństwa - mózgu, które posiada
swój "kanał świata" czyli "nadświadomość" (sny, synchroniczność akauzalną,
iluminacje, "dodawanie pewnych idei sterujących".
Przeważający, współczesny model społeczeństw zakłada: (i) sterowanie przez
odgórne dyrektywy, rozporządzenia, przekazywane kanałem werbalnym (na piśmie,
przez przemówienie radiowe, telewizyjne, debatę parlamen- tarną), (ii)
sekwencyjne, wolne przetwarzanie danych (ujmując to metaforycznie: "mówi
prezydent - wszyscy słuchają, potem zabiera ktoś głos w dyskusji - wszyscy
słuchają i wkrótce bardzo s i ę n u d z ą), (iii) zakłada nierównoważność
ludzi, mówiąc metaforycznie: "jest król i poddani", "prezydent, premier, rząd i
zwykli obywatele''".
Sądzę, że model społeczeństwa na wzór wieloneuronalnego mózg bardziej odpowiada
"duchowi czasów". Polega on na tym, iż (a) każdy człowiek jest a b s o l u t n i
e równoważny, (b) myślenie zachodzi, (powinno odbywać się) jednocześnie ,
synchronicznie, równoczasowo. Być moźe do tej pory nie wypracowano sposobów na
"odbiór ważnych rezultatów takiego myślenia grupowego", pracy "zbiorowych
umysłów".(c) "społeczeństwo - mózg" ma podświadome, niewerbalne mechanizmy
współdziałania, zachodzące dzięki istnieniu fenomenu zmysłowości, seksu,
sympatii, wspólnych upodobań, wzorców piękna, istnienia "idei wrodzonych";
dzięki którym zachodzi mechanizm powstawania par, "ognisk krystalizacji" i
koalesancji tych ognisk.
Sądzę, że w/w mechanizm typu (c) jest tak "silny" !!!, że próby zarządzania
"odgórnego, przez dyrektywy", na dłuższą metę, zawodzą jeśli są one sprzeczne z
interesem "duchów przyszłości". Dowodem tego są nagłe, dość szybkie i
niespodziewane kolapsy dużych organizmów państwowych i całych imperiów,
zarządzanych właśnie "bardzo" dyrektywnie.
Model "społeczeństwa - mózgu" przewiduje także istnienie "kanału świata", a więc
sposobów oddziaływania na jednostki przez pewien rodzaj sterowania, który nie ma
charakteru "nakazowego", a który polega na "wspoma- ganiu myślenia tych którzy
ustanowili cele, zgodne z celami duchów przy- szłości". Wspomaganie to zachodzi
poprzez mechanizmy: (a) synchronicz- ności akauzalnej, (b) iluminacji, (c)
stawiania (zostawiania "po sobie") idei, które "sterują same".
Tak więc, podsumowując dotychczasowe wywody: przepis na SCENARIUSZ PRZYDZIELANIA
MOCY (F M) sprowadza się do symbo- licznego zapisu
(F M) = T + A + teatr działań + odzyskanie + ustanowienie roli
własnych podmiotowości (funkcji przydatnej
kosmicznej dla duchów przyszłości)
(3) Trzecia reguła, dotycząca sposobów na reinterpretację swojego znaczenia" to
zalecenie: "przemyśl jeszcze raz sprawę", ale tym razem nie "teoretycznie", lecz
"intuicyjnie". Proponuję więc zapoznaj się z wierszem Charlesa Baudlaire'a pt.:
"WZLOT" zamieszczonym w jego zbiorze pt.: "Kwiaty zła" albo poszukaj filmów,
powieści, których przesłaniem jest "Jesteś dzieckiem Wszwchświata, potomkiem
władców Galaktyki".
(4) Reguły 1-3 można by podsumować jednym zdaniem, tak aby uchwycić jakoś
"mnemotechnicznie" owe nowe, proponowane tutaj nastawienie. Ujmę je w postaci
"lekarskiej recepty", która zaleca aby:
"poszukiwać i ujmować odmienność i oryginalność nie tylko w sobie, ale i w
osobach, z którymi się zapoznajemy i dokonywać wysiłku, aby dostrzegane wartości
traktować jako wartości pozytywne oraz próbować składać z nich większe całości,
takie które wydadzą się być pomocne duchom przyszłości".
(5) Zalecaną wyżej receptę, każdy z nas może urzeczywistnić w praktyce, jeśli
tylko zadać sobie trud zaznajomienia się przynajmniej z zarysem teorii
dotyczących: (a) typów podświadomości, (b) nadświadomości, (c) znaczenia
akceptowania lub odrzucania ZMYSŁOWOŚCI. W wielkim skrócie próbuję to poownie
uchwycić poniżej.
C. O możnościach współpracy "różnych" ludzi
(I) Zdolności ludzi do nawiązywania współpracy oznacza w praktyce zdolności
ludzi do pozostawania w relacji intymnej, zdolności do zakochania się, zdolności
do utworzenia pary partnerskiej, zdolności do zmysłowości, zdolności do
współpracy z ludźmi, których się polubiło.
Konkluzje profesjonalistów w zakresie "treningów twórczości" są przekonywujące.
Zasady treningów efektywnego myślenia oraz najnowszych teorii dotyczących
typologii cech podświadomych (typologii "ciemnych cech charakteru", "typologii
CIENIA") prowadzą do wniosków, że:
(1) Trudno (z wyjątkiem osób "genialnych") jest myśleć w pojedynkę. Kaźdą
najważniejszą decyzję warto "przekonsultować";
(2) Bardzo rzadko jednak "konsultacja" w trakcie zebrania, narady, posiedzenia
rady nadzorczej jest wartościowa. Na ogół grupa taka podejmuje decyzje o
wartości intelektualnej niższej niż poziom intelektualny "najgłupszego"
uczestnika narady.
(3) Myślenie grupowe może być odkrywcze, oryginalne, skuteczne, jeśli uda się
utworzyć grupę osób myślących, które: (a) są niezależne, autonomiczne, tzn. nie
boją się siebie nawzajem, (b) które akceptują się, lubią się, czują sie w ich
towarzystwie swobodnie, na luzie, wręcz lubią ich towarzystwo, (c) potrafią
wytworzyć atomosferę luddyczną (atmosferę zabawy), (d) grupę osób, która zawiera
w sobie niezbędne składowe MÓZGU, tzn. która zawiera osoby reprezentujące role:
ANIMATORA, ADWOKA- TA DIABŁA, MEDIATORA oraz role OBSERWATORA, EPIKUREJ- CZYKA,
PERFEKCJONISTY, DAWCY i typu: TRAGICZNO- ROMANTYCZNEGO.
Problem identyfikacji swoich własnych cech p o d ś w i a d o m y c h, cech
naszych potencjalnych partnerów i współpracowników jest rozważany już od
tysiącleci. Znaki zodiaku symbolizują takie typy charakteru.
W jednej z wcześniejszych swoich prac: "Alchemia Twoich Marzeń", w rozdziale:
"Czy znaki zodiaku mają coś wspólnego z Enneagramem - próbowałem powiązać
typologię charakterów wg znaków zodiaku z typo- logią charakterów wg nowego
systemu "inklinacji podświadomych", zwanej Enneagramem, sformułowanego przez
Helen Palmer.
Podane wyźej źródła wyznaczają olbrzymi obszar rozważań i gotowych już rozwiązań
dotyczących, tak poszukiwanych tutaj reguł "współpracy z partnerem" i
"współpracy z innymi ludźmi".
(II) WARTOŚĆ CZŁOWIEKA JAKO ODBIORNIKA ("ANTENY ODBIORCZEJ", MEDIUM, "RÓŹDŹKI
RADIESTEZYJNEJ", ODBIORNIKA PRZESYŁÓW NADAWCZYCH W "KANALE ŚWIATA")
(1) Uznanie tego, iż każdy z nas jest różny, odmienny, ma różne podświadome
inklinacje, predyspozycje, wynikające choćby z różnych sposobów wychowania i
kształcenia, z różnych utworzonych konstruktów osobistych prowadzi do wniosku,
że zapewne ludzie mają także różne możliwości odbierania sygnałów "wiążących
ludzi", tworzących większe struktury naszego świata. Oczywiście poprzednie
zdanie jest rozsądne jedynie w świetle wcześniejszych wywodów, których konkluzją
jest to, iż świat nie jest zbiorowiskiem materialnych brył i "mechaniczych
lalek", napędzanych "materialnymi zębatkami". Tak więc jeśli pamiętać, że są
ludzie o tak wyjątkowych uzdolnieniach muzycznych, jak W.A. Mozart i
matematycznych, jak Hiernino Cardano, Izaak Newton, Jean Fourier, Carl Gauss, to
zepwne są również ludzie uzdolnieni szczególnie w zakresie możliwości rozeznania
intuicyjnego, zdolności telepatycznych, możliwości odbiorczych.
Uzdolnienia odbiorcze, według wszelkiego prawdopodobieństwa, polegają na
"umiejętności" odbierania przekazów nadawczych w paśmie "bardzo wolnych
częstotliwości". Należy zauważyć, że najwolniejsze rytmy biologiczne to rytm fal
alfa, delta, theta EEG (16 Hzm 6-5 Hz, 3-2 HZ) oraz rytm serca bijącego z
częstotliwością około 1Hz.
Racjonalna wiedza, dotycząca możliwości odbierania przekazów nadawanych w paśmie
częstotliwości mierzonych w ułamkach Hz jest niewielka lub "zerowa" (nawiasem
mówiąc, zwracam uwagę niniejszym na ciekawe "pole badań naukowych").
Warto zwrócić uwagę na racjonalne uzasadnienie prawdopodobnego istnienia źródła
"przesłań", nadawanych w paśmie częstotliwości rzędu ułamka Hz.
Należy bowiem zwrócić uwagę na fakt, iż ludzie żyją bardzo krótko, jeśli
porównać czas trwania ich życia ze skalą kosmologiczną. Czas ich życia jest
odmierzany w sekundach, minutach, godzinach i latach. świat natomiast istnieje w
czasowym wymiarze "lat świetlnych". Nic więc dziwnego, że na poziomie
INTELIGENCJI NADRZĘDNEJ potrzebny jest inny, wolniejszy rytm nadawania
"wiadomości".
Ma to związek z akceptowaniem lub nieakceptowaniem zmysłowości.
Ktoś kto nienawidzi, ktoś kto chce ugodzić, zadać ból, zabić od strony fizjologi
cechuje się pobudzeniem wegetatywnego UN, hyperadrenalinemią oraz spadkiem
inklinacji do przyjaznego zbliżenia się, zmysłowości, seksu.
Ktoś kto kocha cechuje się natomiast: chęcią zbliżenia się, chęcią wywołania
(indukowania) w "drugiej" osobie akceptacji, satysfakcji, zadowolenia,
przyjemności.
Należy jednak zwrócić uwagę, że na to, aby uderzyć lub zabić potrzeba tylko
sekund. Natomiast na to aby sprawić, aby ktoś odczuwał satysfakcję, zadowolenie,
przyjemność -> wymaga czasu. Przesyły pochodzące od PRZYJAZNEJ INTELIGENCJI
NADRZĘDNEJ muszą więc być nadawane w paśmie bardzo niskich częstotliwości:
takich jak: 2-3 / min., 1-2 razy dziennie, 1-2 razy na tydzień, 1-2 razy na
miesiąc, 1-2 razy na rok !!!
Wynika z tego, że aby odebrać przekaz pochodzący ze źródła, które zapewne jest:
"nadrzędne", "przyjazne", to wymaga to ... uważnego, spokojnego przypatrywania
się, koncentracji uwagi, "nastawienia na rytmy w paśmie rzędu ułamka Hz".
(2) Człowiek jako "antena nadawcza".
W niniejszym tekście starałem się podkreślić, że nie jest potrzebne aby
oczekiwać MOCY od czegoś "bardzo bajkowego", czegoś co "nie potrafimy pojąć".
Wystarczy założyć, że kieruje nami INTELIGENCJA NADRZĘD- NA, która jest naszą
{wsześniejszą/późniejszą} formą.
W tym świetle wydaje się, iż racjonalnie da się powiedzieć, że "skoro coś
odbieramy, to widać ktoś nadaje".
W klasycznym modelu świata - pojmowanego jako zbiorowisko brył materialnych i
ludzi pojmowanych jako mechniczne lalki napędzane przez "materialne zębatki"
albo inaczej jako: "bio-roboty" (aparaty gadające, komputerowe bio-roboty), nie
wiadomo "kto nadaje".
W świetle tego, co powiedziano wyżej, odpowiedź jest prosta: "to my nadajemy,
ale każdy swoje".
Ktoś kto nienawidzi nadaje przesłania w paśmie bardzo szybkich częstotliwości.
Ktoś przyjazny zapewne nadaje w paśmie wolnych częstotliwości.
W każdym razie wydaje się, że nie jest obojętne, co każdy z nas NADAJE, gdyż to
ktoś z kolei odbiera.
Scenariusz myślenia i działań, który usytuuje Cię bliżej CENTRUM przewiduje więc
"akcję". Namawiam, abyś odwiedził pobliskie Planetarium. Dlaczego?
Otóż na początek ważne jest abyś nauczył się odnajdywać swój gwiazdo- zbiór.
Przesłanie niniejszego posłowia jest kontynuacją ustaleń i przemyśleń autora
książki, przedstawionych w jego wcześniejszych pracach. Były one opublikowane w
następujących ogólnodostępnych czasopismach:
1. Algorythmization of natural medical diagnosis. Ann. Sec. Acad. Sci., 1970,
15, 5. - 2. PSYCHONIKA. Teoria struktur i procesów informacyjnych centralnego
systemu nerwowego człowieka. Wyd. PAN, Katowice 1974. -
3. Współudział czynników psychologicznych w rozwoju chorób organicz- nych
narządów wewnętrznych. Pol. Arch. Med. Wew., 1978, 6, 653-658. - 4. Ślad po
ciągu wydarzeń wywołujących choroby przewlekłe. Psychoterapia 1982, 42, 37. - 5.
Podstawy psychometrii klinicznej. Pol. Arch. Med. Wew., 1982, 68, 193. - 6.
Psychoterapia pośrednia. Pol. Arch. Med. Wew., 1982, 68, 281. - 7. Pomiary
psychometryczne u zdrowych i chorych. Pol. Arch. Med. Wew., 1983, 70, 125. - 8.
Ewolucyjny model pojęcia choroby ze szczególnym uwzględnieniem zaburzeń
psychosomatycznych. Pol. Tyg. Lek., 1985, 39 (9), 801-805. - 9. Próba
oszacowania przekonań podstawowych osób chorujących na niektóre schorzenia
narządów wewnętrznych. Pol. Tyg. Lek., 1986, 9, 1040. - 10. Pamięć neuronalna i
istota wyobrażeń. Pol. Tyg. Lek., 1986, 41, 771. -
11. Pojęcia łączące neurofizjologię i psychologię lekarską. Przeg. Lek., 1987,
9, 655. - 12. Niektóre elementy wzoru zachowania osób otyłych. Pol. Arch. Med.
Wew., 1987, 78, 122. - 13. ABC neurofizjologii dla konstruktorów sztucznej
inteligencji. Przeg. Lek., 1987, 27, 15. - 14. Próba stworzenia teoretycznych i
doświadczalnych podstaw prostego, lekarskiego testu neurolingwistycznego. Pol.
Tyg. Lek., 1988, 43, 756. - 15. Czym jest ból i przyjemność. Problemy 1988, 3. -
16. Podstawowe mechanizmy regulacji fizjologicznych. Rozdział wstępny do
podręcznika: Fizjologia człowieka. PZWL Warszawa 1989. - 17. Engram pamięciowy i
istota wyobrażeń. Problemy 1989, 6. - 18. Jak mózg człowieka "ładuje" do pamięci
"życiorys" => czyli o utracie orientacji w czasie i przestrzeni. Młody Technik
1989, 2. - 19. Życie sztuczne. Problemy 1990, 1-3. - 20. Jesteś nieśmiertelny -
teza i zapis dyskusji o wnioskach fizyków, biologów i lekarzy wynikających z
Zasady Antropicznej. Wydawca: Zakład Poligraficzny, Bytom (ul. Wolności 37),
1990, wyd. II. 1991. -
21. Funkcja Ewy - czyli o Twojej tajemniczej przyszłości - teksty pomocne dla
wykrycia własnego sensu i celu życiowego oraz prób przewidywania przyszłości.
Wydawca: Zakład Poligraficzny, Bytom (ul. Wolności 37), wyd. II. 1992. - 22.
Alchemia Twoich marzeń. Wydawca: Zakład Poli- graficzny, Bytom (ul. Wolności
37), 1992. - 23. Fantazje które leczą. Wydawnictwo Konferencji PSYCHO-MED'93.
Książka dostępna w głównych bibliotekach. - 24. Teoria konstruktu osobistego.
Przeg. Lek., 1993, 50, 341. - 25. Jak mimo protestów i wewnętrznych oporów mówić
to co się myśli, być otwartym, w dobrej komitywie z innymi - czyli wstęp do
fenomenologii braku porozumienia. Wiad. Lek., 1993, 46, 687. - 26. Teoria
konstrukt osobistego i siatek repertuarowych jako narzędzie przewidywania
inklinacji do szeroko pojętej narkomanii. Ann. Acad. Med. Siles. 1994, 28. - 27.
Czy integrowania nauk o mózgu jest nam potrzebne, czyli jak zapobiegać wojnom z
innowiercami. Przeg. Lek., 1994, 6, 255.
DODATEK
1. CZY DANE EPIDEMIOLOGICZNE PRZEMAWIAJĄ ZA HIPOTEZĄ, ŻE WZORZEC ŚWIATŁA (ZNAK
ZODIAKU), ODBIERANY PRZEZ KOBIETĘ W CIĄŻY WPŁYWA, POPRZEZ OŚ
SZYSZYNKA-PODWZGÓRZE-GONADO-TROPINY, NA ROZWÓJ PŁODU I JE- GO PÓŹNIEJSZE CECHY
CHARAKTEROLOGICZNE?
Od czterdziestu już lat prowadzone są badania dotyczące wzorca zachowania
predysponującego do choroby wieńcowej i zawałów mięśnia sercowego (1,2,3).
Opublikowano na ten temat w piśmiennictwie medycznym setki prac i dziesiątki
książek. Wśród nowszych opracowań zbiorczych warto wymienić pracę Logana
Wright'a, prezesa Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (4), a w języku
polskim pracę Teresy Zaleskiej i Jana Tylki (5).
Tezę, że jednym z czynników ryzyka choroby wieńcowej jest pewienprzesadny styl
życia i zachowania, wysunął Mayer Friedman w latach 1956-1960 (1). W największym
skrócie ów wzorzec zachowania ma wynikać z pewnych cech charakterologicznych,
przede wszystkim z niepohamowanej, nadmiernej ambicji. Ambicja z kolei powoduje
ustanawianie wysokich standardów osiągnięć, wchodzenie w rywalizacje i
podejmowanie długo- trwałej walki, co przeradza się w nawyk, rodzaj natręctwa.
Chęć osiągania wyznaczonych, trudnych celów powoduje stały pośpiech,
jednocześnie chęć perfekcjonizmu, tendencję do wykonywania wielu rzeczy na raz
(tzw. polifazja działań). Konsekwencją takiego zachowania jest nadmierne
obciążenie pracą, brak czasu na odpoczynek, rozdrażnienie. Osoby te często
reagują agresją, która później jest już często nieadekwatna i nieuza- sadniona
(free-floating hostility).
Psycholodzy, zastanawiający się nad głębszymi przyczynami takiego wzoru
zachowania postulowali, że znaczna ambicja wynika często u tych osób z
głębokiego przekonania, że wartość we własnych oczach, szacunek do siebie można
uzyskać tylko poprzez sukcesy i bezustanne osiagnięcia, budzące uznanie innych.
Owa ambicja często ma być w istocie kompensacją stałej złej samooceny,
połączonej często z inklinacją do depresji (6).
W następnych latach toczono spór o to, która składowa wzoru zachowania jest owym
czynnikiem szkodliwym (active ingredients). Niektórzy autorzy uwypuklali inne
wpływy psychologiczne i socjalne, takie jak niekorzystny wpływ samotności,
izolacji społecznej, braku wsparcia emocjonalnego, przewlekłej depresji,
długotrwałej walki o ważną wartość życiową i poniesienie porażki z utratą
poczucia kontroli (7).
Te kontrowersje powodują, że część lekarzy jest zdezorientowana i nie uznaje
wpływów psychologicznych jako odrębnego, niezależnego czynnika ryzyka choroby
wieńcowej.
Wiele danych epidemiologicznych jak i przeprowadzonych eksperymentów oraz
obserwacji klinicznych przemawia jednak za tym, że wpływy takie istnieją (5).
Przed kilkunastu laty w literaturze medycznej rozpoczęto także inną dyskusję, a
mianowicie na temat tego, czy pewne odmienne cechy osobowościowe zmieniają na
tyle zachowania i funkcje odpornościowe tak że w końcu może to prowadzić do
większej zachorowalności na nowotwory (8-13). Takie cechy osobowościowe nazwano
ostatnio wzorcem zachowania C (12), odnosząc ten termin do wyżej omówionych
typów zachowania A i B (1-6).
W największym skrócie, wzór zachowania C ma polegać na uległości, małej pewności
siebie, rezygnowaniu ze swoich potrzeb na rzecz innych, znacznej cierpliwości,
tłamszeniu reakcji emocjonalnych, wręcz niezdolności do wyjawiania swojego stanu
emocjonalnego, nadmiernej akceptacji innych, stałym unikaniu konfliktów (tzw.
hyperharmonijnym zachowaniu), nadmiernym dostosowaniu społecznym (tzw.
hyperadaptacji społecznej). Innymi słowy, osoby z typem zachowania C to osoby
bezkonfliktowe, stale zaspakajające potrzeby innych. Często występuje także
zaprzeczanie i wypieranie istniejących konfliktów oraz pragnienie stałego
przedstawiania się w pozytywnym świetle (9-11). Przewlekłe blokowanie własnych
potrzeb i ekspresji emocji prowadzi pdobno u tych osób często do odczucia
bezsilności i beznadziejności.
W ostatnich latach na innym polu psychologii, a mianowicie na styku psychologii
humanistycznej, transkulturowej i wielowiekowych tradycji ezoterycznych
wydarzyło się coś ważnego. Manowicie, Helen Palmer opublikowała w roku 1988
praktyczny podręcznik klasyfikacji cech osobowościowych oparty o tzw. Enneagram
(14).
System ten wywodzi dziewięć charakterystycznych typów charakteru z przemożnych
oddziaływań w dzieciństwie. System Enneagram zrobił błyska- wiczną karierę.
Książkę przetłumaczono juź na wiele języków. W Polsce wydała ją Agencja
Wydawnicza J.Santorskiego w roku 1992, stąd jest on znany wielu psychologom i
niektórym lekarzom. We wrześniu 1994 r. odbędzie się pierwszy światowy kongres,
poświęcony temu sposobowi typologii cechy osobowościowych.
Dla niniejszych rozważań ważne jest to, iż Helen Palmer i utworzona przez nią
szkoła psychologiczny sugeruje, iż enneagraniczny typ osobowości PERFORMER jest
niemal równoważny osobowości typu A i określeniu zachowania typu "pracoholik
(workaholic)", a DAWCA to tzw. typ zależny (histroniczny), bardzo zbliżony do
przytoczonej wyżej charakterystyki osobowości typu C. Zwolennicy systemu
Enneagram widzą zreszą inne jeszcze powiązania. Sądzą, że tzw. OBSERWATOR to
innym słowy tzw. schizoidalny typ osobowości, w takim sensie jak definiuje to
DSM (36), i dalej BOSS to typ socjopatyczny, EPIKUREJCZYK to typ narcystyczny,
ADVOCATUS DIABOLI to typ paranoidalny, MEDIATOR i PERFEK- CJONISTA to typ
obsesyjno-kompulsywny, a TRAGICZNO-ROMAN- TYCZNY to typ maniakalno-depresyjny.
W ostatnich kilku latach osoby analizujące historię rozwoju kultury poruszyły
jeszcze jedną sprawę. Mianowicie coraz powszechniej uznaje się, że prowadzone
już od kilku tysięcy lat rozważania astrologiczne o "wpły- wie gwiazd na
ukształtowanie się cech osobowości" nie powinny być odrzucane en gros. Wielu
poważnych badaczy sądzi współcześnie, że te wielowiekowe rozważania były po
prostu pewnym, wczesnym okresem rozwoju teorii osobowości, który można by nazwać
przed-Freud'owskim okresem rozwoju psychologii (15,34,35).
Jeśli uznać by to stanowisko to można pójść w tych rozważaniach jeszcze jeden
krok dalej. Otóż opisy typów charakterów, oznaczone znakami zodiaku (zwłaszcza
te, które proponują osoby znane ze swego autorytetu w tej dziedzinie)
przypominają lub są niemal równoważne z opisami typów Enneagramicznych.
Zwróciłem na to uwagę po raz pierwszy w swojej książce "Alchemia Twoich Marzeń",
w rozdziale pt.: "Czy znaki zodiaku mają coś wspólnego z Enneagramem?" (16, -
książka dostępna w głównych bibliotekach). Otóż odnosi się wrażenie, że gdyby
"wrzucić do jednego worka" cechy osób urodzonych pod kilkoma s z c z e g ó l n y
m i znakami zodiaku, to wtedy otrzymalibyśmy niemal kompletny opis pewnego
konkretnego Enneagramicznego typu osobowości.
Przeciwnicy teorii o "wpływach gwiazd na cechy osobowości" często przytaczają
argument tzw. "paradoksu precesjii osi obrotu Ziemi". Chodzi im wtedy o to, iż
zodiakalne typy charakteru, określono wg tradycji ustnych już przed czteroma
tysiącami lat, a dokładnie spisano już conajmniej 2000 lat temu. Od tego czasu,
na wskutek precesji osi obrotów Ziemi Słońce wschodzi teraz na tle innych
gwiazdozbiorów niż przed czterema czy też dwoma tysiącami lat. Zmiana kierunku
tej osi sprawia, że mniej więcej co dwa tysiące lat Słońce wschodzi na tle
następnego już gwiazdozbioru zodiakalnego, położonego wzdłuż ekliptyki bardziej
na zachód. Jest tak dlatego, iż oś obrotu Ziemi od setek milionów lat zachowuje
się tak jak oś obrotu "bąka-zabawki", trącona palcem. Spostrzegł to Hipparch w I
wieku po Chrystusie. W jego czasach, rozkwitu Imperium Rzymskiego, Słońce
wschodziło już w dniu równonocy wiosennej na tle konstelacji Barana, a według
astronomii egipskiej wschodziło przecież na tle gwiazdozbioru Byka. Hipparch
zaproponował więc, aby podzielić ekliptykę na 12 równych części i nazwać je z n
a k a m i z o d i a k u. Co prawda nazwy poszczególnych odcinków ekliptyki
dobrał on według gwiazdozbiorów zodiakalnych, które w jego oczach znajdowały się
najbliżej tych odcinków, ale tak zdefiniowane "znaki zodiaku" są już zależne j e
d y n i e o d k a l e n d a r z a, a nie od położenia Słońca względem owych
gwiazdozbiorów. Od czasów Hipparch'a położenie to przesunęło się zresztą o
niemal cały kolejny gwiazdozbiór i stąd tak wiele mówi się teraz o erze Wodnika.
Argument przeciwników astrologii sprowadza się więc do zwrócenia uwagi, iż opisy
typów charakterów nie zmieniają się, a Słońce w dniu naszych urodzin wschodzi
przecież na tle coraz to innych gwiazdozbiorów.
Niedawno, w serii artykułów dotyczących filozofii przyrody zapropono- wałem
hipotezę, iż niektóre cechy osobowości rodzącego się człowieka, niezależnie od
predyspozycji genetycznych, są wyznaczane zapewne przez "wzorzec światła",
oddziaływujący na kobietę w ciąży (18). Jak wiadomo światło dzienne, odbierane
przez światkówkę oczu wyznacza działanie tzw. jądra skrzyżowania nadwzrokowego i
szyszynki, co określa rytm dobowy wydzielania wielu hormonów (19,20,24).
Szyszynka zmienia funkcję innych gruczołów dokrewnych poprze wydzielanie
melatoniny (21). Szyszynka wpływając na podwzgórze wyznacza rytm dobowy
większości hormonów przysadki, nadnercza i gonad (21,24). Co więcej, już od ok.
10 lat wiadomo, że szyszynka, oddziaływując na asymilowany wzorzec światła,
poprzez wydzielanie melatoniny, wpływa na zegar biologiczny i inne funkcje
rozwijającego się mózgu płodu (22,23, 26,27).
Odnotowany wpływ melatoniny na g o n a d o t r o p i n y płodu, które jak
wiadomo u k i e r u n k o w u j ą r o z w ó j m ó z g u p ł o d u, może
tłumaczyć dlaczego asymilowany wzorzec światła wpływa na cechy o s o b o w o ś c
i o w e nowonarodzonych (25,28,29). Jest więc wielce prawdopodobne, że płód
poczęty powiedzmy w marcu, będąc wystawiony na sygnały szyszynki kobiety, która
oddziaływała na światło długich dni wiosennych, letnich i jesiennych, po
urodzeniu sie w połowie grudnia, pod znakiem zodiakalnym Strzelca, będzie miał
ukształtowane pewne cechy mózgu, na wskutek takiego właśnie "profilu światła",
asymilowanego w życiu płodowym.
Oznaczałoby to, że pewne "wrodzone cechy psychologiczne człowieka" zostały
wyznaczone przez fakt, iż planeta Ziemia, w czasie jego życia płodowego
przebiegała pewien, określony wycinek ekliptyki. Gdyby tak było to te wrodzone
cechy psychiczne człowieka byłyby wyznaczane przez ilość światła (profil
światła), dobiegający od najbliższej gwiazdy, a właściwie przez pewien konkretny
układ planety i najbliższej gwiazdy, zachodzący w czasie życia płodowego.
Olbrzymią rolę odgrywałaby przy tym szyszynka, która, o dziwo, od wieków była
uważana za siedlisko cech osobowościowych, "siedlisko duszy człowieka" (19).
Powstało więc pytanie: "Czy da się tę hipotezę sprawdzić?" Oczywiście na
hipotezę tę składa się wiele elementów, które należałoby sprawdzić
eksperymentalnie. Każdy człon hipotezy jest jednak sprawdzalny! i może być
poddany próbom falsyfikacji. Stopień trudności realizacji planu sprawdza- jącego
ekperymentalnie poszczególne elementy, stanowiące konieczną całość, przedstawimy
w innej pracy.
W niniejszej pracy chcemy natomiast zwrócić uwagę na to, iż dylemat: "Czy
gwiazdy wpływają na losy ludzi?" można sformułować bardziej precyzyjnie poprzez
zdanie: "Czy urodzeniowy znak zodiaku wpływa na losy człowieka?". Oczywiście
trudno jest prosto wysłowić, co oznacza i jak się mierzy "losy człowieka". Można
jednak ten sam dylemat postawić bardziej konkretnie i zapytać: "Czy urodzeniowy
znak zodiaku wpływa na charakter człowieka?" oraz zapytać następnie: "Czy
urodzeniowy znak zodiaku wpływa na przeciętne trwanie życia oraz na umieralność
z powodu zawału serca lub nowotworów?". Jest to pytanie o to: "Czy znak zodiaku
wpływa na najbardziej istotne parametry losów człowieka, tzn. długośc życia i
okoliczności śmierci?"
Od 150-ciu lat wypełniany jest dokument zwany "Kartą zgonu". Jest on
skrupulatnie analizowany i magazynowany. Okazało się, że w Polsce dopiero od
roku dane te są gromadzone na komputerowych dyskietkach magnetycznych.
Postanowiliśmy więc skorzystać z tych danych, pochodzących z części "Karta
statystyczna" dokumentu zwanego Kartą Zgon, aby spróbować odpowiedzieć na
postawione wyżej pytanie.
Cel pracy
Próba odpowiedzi na pytanie: "Czy znak zodiaku wpływa na najbardziej istotne
parametry losów człowieka, tzn. "długość życia i okoliczności śmierci?"
Metoda
Analizie poddano dane zawarte w "części statystycznej" Kart Zgonów, jakie
przekazano z Urzędów Stanu Cywilnego całego województwa do Wojewódzkiego Ośrodka
Analiz Medycznych w Katowicach, mieszczącego się przy ul. Powstańców 31.
Dane te są w tym ośrodku wprowadzane do skomputeryzowanej bazy danych,
zorganizowanej przy pomocy pakietu d-BASE-III. Z danych tych sporządziliśmy (w
obecnej fazie testowania hipotezy) podzbiór zawierający daty urodzenia
wszystkich chorych zmarłych w roku 1993 w miesiącach I-XI oraz podzbiór osób
zmarłych z powodu pierwotnej przyczyny zgonu, określonej numerem statystycznym
410 oraz numerami od 140 do 208 wg. Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób, Urazów
i Przyczyn Zgonów (37). Okazało się, że podzbiór ten obejmuje dane uzyskane z
37644 Kart Zgonów, jeśli nie liczyć zgonów noworodków.
Dane te zestawiono na różne sposoby i poddano drobiazgowej analizie
statystycznej. Część uzyskanych wyników przedstawiono poniżej.
Wyniki
Prezentacja wyników jest odnoszona do histogramu, przedstawionego na ryc. nr 1.
Histogram przedstawia procentowe częstości zgonów osób zmar- łych w roku 1993,
wg podziału względem ich dat urodzenia, zaszeregowanych do 12-tu klas, zgodnie z
urodzeniowym znakiem zodiaku tych osób. Procentowa częstość to procent
wszystkich osób zmarłych w roku 1993, z wyłączeniem noworodków, lecz osób
urodzonych pod danym, konkretnym znakiem zodiaku.
Dane wyliczono z 37644 Kart Zgonów. Średni czas trwania życia tych osób wynosił
68 lat. Średnie czasy życia, dla klas wg znaków zodiaku, wahają się między 67.5
(BYK) a 69.4 lat (STRZELEC). Różnica ta nie jest jednak znamienna statystycznie,
przynjamniej dla posiadanych przez nas danych, pochodzących jedynie od 38 tyś.
osób.
Na tej samej rycinie nr 1, słupki zakreślone (szare) przedstawiają analogiczną,
procentową ilość zgonów z powodu zawału mięśnia sercowego. W całym roku 1993
uzyskano takie dane o 4591 osobach zmarłych z powodu zawału mięśnia sercowego.
Ich średni czas trwania życia wynosił 65.3 lat.
Na tej samej rycinie nr 1 słupki niezakreślone (białe) okreslają analo- giczną,
procentową dla poszczególnych znaków zodiaku ilość zgonów z powodu nowotworów.
Dla takiej pierwotnej przyczyny zgonów uzyskano dane od 7409 osób. Średni czas
trwania życia dla tej grupy osób wynosił 64.4 lat.
Omówioną, posiadaną, wyjściową bazę danych poddano rozlicznym analizom. Nie
sposób jest przedstawić w niniejszym tekście wszystkie uzyskane zestawienia. Do
niniejszej pracy włączono tylko niektóre zestawienia i s t o t n e d l a
p r ó b y o s i ą g n i ę c i a c e l u pracy.
Ryciny nr 2 i 3 zestawiają dane o zgonach w sposób analogiczny jak na rycinie nr
1, ale dla osób zmarłych przed 60 rokiem życia, a na rycinie nr 3 osób zmarłych
przed 55 rokiem życia.
Na rycinach nr 4 i 5 dane zestawiono w sposób odmienny. Histogramy te ilustrują
procent osób zmarłych przed 60-tym rokiem życia "z powodu zawału" (ryc. nr 4) i
"z powodu nowotworów" (ryc. nr 5), tzn. procent "z powodu zawału" lub "z powodu
nowotworów" w s t o s u n k u d o i n n y c h m o ż l i w y c h
pierwotnych przczyn zgonów.
Wiele różnic, obserwowanych na rycinach nr 2 i 3 oraz 4 i 5 nie jest
statystycznie znamienna. Wiele różnic w proporcjach liczb bezwzględnych,
badanych testem c2 i testem U dla różnicy frakcji procentowych jest na granicy
znamienności statystycznej.
Różnice w surowych, bezwzględnych częstościach zgonów z powodu z a w a ł u
m i ę ś n i a s e r c o w e g o i z powodu n o w o t w o r ó w,
pomiędzy osobami urodzonymi pod znakiem Byka i Wodnika , Skorpiona i Wodnika
(vide ryc. 2 i 3) badane testem c2 są znamienne statystyczne (c2=5.44 i 5.25
przy granicznej wartości dla p<0.05 równej 3.84).
Także różnice procentowych frakcji zgonów z powodu zawału dla osób urodzonych
pod znakiem Bliźniąt i Panny badane testem U są znamienne statystycznie
(p<0.05). Podobnie różnice procentowych frakcji zgonów z powodu nowotworów dla
osób urodzonych pod znakiem Skorpiona i Koziorożca są znamienne statystycznie
(p<0.05).
Dyskusja
Chcąc zweryfikować w pełni, postawione na wstępie pytania należałoby mieć dane
pochodzące od kohorty wielu set tysięcy ludzi, urodzonych na pewnym terenie, w
przeciągu kilku lat i potem należałoby prospektywnie śledzić ich losy aż do
śmierci, z precyzyjnym odnotowawanymiem ich stanu zdrowia i ogólnego
samopoczucia psychicznego oraz relacji o wcześniejszych potrzebach i ich
spełnieniu w ciągu ich życia. Badanie takie musiałoby trwać ok 100 lat.
Niełatwo będzie zdobyć takie dane. Wydaje się nam jednak, że posiadana przez nas
baza danych może jednak posłużyć do próby odpowiedzi na pytanie postawione w
rozdziale pt. "Cel pracy".
Różnice uwidocznione na rycinie nr 1, zgodnie z oczekiwaniem, są niewielkie i są
statystycznie nieznamienne.
Nieco mniejsza procentowa ilośc osób zmarłych w roku 1993, a urodzonych pod
znakiem Skorpiona i Strzelca (patrz słupki czarne) może wynikać przede wszystkim
z mniejszej częstości rodzenia się osób poczętych w miesiącach lutym i marcu.
Potwierdzenie, że taka jest przyczyna obserwowanej różnicy częstości zgonów
wymagałaby odrębnego planu eksperymentalnego. Oczywiście w grę wchodzą także
inne hipotezy, zakładające odmienność migracji osób urodzonych pod znakiem
Skorpiona, Strzelca i Panny, co także wymagałoby obmyślenia osobnego planu badań
populacyjnych.
Różnice w częstościach zgonów z powodu zawału, dla osób urodzonych pod różnymi
znakami zodiaku i zmarłych w r ó ż n y m w i e k u (słupki "zakreślone" na
rycinie nr 1) są nieznamienne statystycznie, co w zasadzie należało przewidywać.
B e z p o ś r e d n i a przyczyna zgonu to zawsze przecież zatrzymanie akcji
serca z powodu jego "uszkodzenia", a potem "śmierć mózgowa" lub o d w r o t n i
e "udar mózgu", występujący zazwyczaj także najczęściej "z przyczyn
naczyniowych" i prowadzący potem szybko do pogłębienia zaburzeń układu krążenia.
Innymi słowy, pod określeniem pierwotnej przyczyny zgonu "zawał" (nr
statystyczny 410), zwłaszcza w dokumencie typu "Karta Zgonu" i zwłaszcza u osób
starszych, kryją się zapewne dość różne przyczyny pierwotne.
Przypuszczaliśmy jednak, że precyzja rozpoznania przyczyn śmierci, a także
specyficzność stanu klinicznego, który doprowadził do śmierci we wcześniejszym
wieku może być znacznie większa. To skłoniło nas do wykonania wyliczeń
przedstawionych na ryc. nr 2 i 3. Jak już wspomniano w rozdziale "W y n i k i",
niektóre uwidocznione tu różnice częstości zgonów osób młodszych "z powodu
zawału" bądź "z powodu nowotworu" są znamienne statystycznie. Okazuje się więc,
że c z ę s t o o k o l i c z n o ś c i ś m i e r c i, a więc jednak "los
człowieka" osób urodzonych pod znakiem Byka, Bliźniąt, Raka i Skorpiona (które
częściej umierają na zawał niż nowotwory) są inne niż osób urodzonych pod
znakiem Panny, Wagi i Wodnika, które częściej umierają z powodu różnych
nowotworów.
Na rycinach tych (zwłaszcza na ryc. nr 2) zwraca uwagę, poza tym, pewna
regularność o charakterze c i ą g ł y m i c y k l i c z n y m. Otóż
częstość zgonów z powodu zwału osób urodzonych (a więc i poczętych) w kolejnych
miesiącach zodiakalnych stopniowo wzrasta (Baran, Byk, Bliźnięta), potem maleje
(Rak Lew, Panna, Waga), p o c z y m z n o w u n a r a s t a (Strzelec,
Koziorożec, Ryby i ponownie już Baran). C y k l i c z n o ś ć ta wymaga o d r ę
b n e j procedury weryfikacji statystycznej. Tym nie mniej jest to argument
przemawiający za hipotezą, że to właśnie wzorzec światła, odbieramy przez
kobietę w ciąży wpływa, poprzez oś szyszynka-podwzgórze -gonadotropiny, na
rozwój cech charakterologicznych ludzi. Wzorzec światła asymilowany przez
kobietę w ciąży, w kolejnych miesiącach zodiakalnych zmienia się przecież także
w s p o s ó b c i ą g ł y i c y k l i c z n y. Trzeba zauważyć jednak,
że ową płynną, ciągłą i cykliczną zmienność częstości zgonów na przestrzeni
całego roku zaburza nieco ZNAK SKORPIONA. Otóż częstość zgonów, z powodu zwału,
osób urodzonych pod znakiem Skorpiona jest n i e c o "z a d u ż a". Gdyby była
ona mniejsza, pośrednia pomiędzy częstościami dla znaku Wagi i Strzelca, to owa
falowa, cykliczna regularność byłaby jeszcze bardziej wyraźna.
Należy więc wysunąć hipotezę, że kobieta, która poczęła swoje dziecko w lutym
odbiera w ciąży jeszcze jakiś inny sygnał niezależny od "w z o r c a ś w i a
t ł a (- masy grawitacyjne - Virgo !???)". Oczywiście ta d a l e k o p o s u n i
ę t a w swojej s e k u l a t y w n o ś c i teza, którą nazwiemy tu "h i p o t e
z ą S k o r p i o n a" wymaga osobnych prób sprawdzenia.
Epidemiologiczne dane populacyjne o okolicznościach śmierci osób urodzonych pod
różnymi znakami zodiaku nie kolidują z przedstawionymi na wstępie konceptami
wzorcu zachowania A, predysponującego do zawału mięśnia sercowego i wzorcu
zachowania C, predysponującego do powstania nowotworu.
Urodzenie się w miesiącach zodiakalnych Byka, Bliźniąt, Raka i Skorpiona wydaje
się predysponować do większego prawdopodobieństwa śmierci z powodu zawału
mięsnia sercowego. Zbiór cech charakterologicznych tych osób, taki choćby jak
opisał to Leszek Szuman (30,31), obejmuje cechy charakterologiczne włączone do
tzw. wzorca zachowania A (patrz wstęp), który właśnie predysponuje do zawału.
Także zbiór cechy charakterologicznych Panny, Wagi, Strzelca, Koziorożca i
Wodnika obejmuje cechy osobowości nazwane wzorcem zachowania typu C.
Wydaje się więc, że wpływ znaków zodiaku na losy ludzi, wyrażający się np.
"okolicznościami śmierci" zachodzi poprzez, albo równolegle ze "s p e c y f i c
z n y m i c e c h a m i o s o b o w o ś c i".
Jest to teza wysławiana od wieków. Wydawałoby się więc, że niniejsza praca jest
niepotrzebna. Chodzi jednak o to, że były to tylko p r z y p u s z c z e n i a
nie poparte ż a d n y m i a r g u m e n t a m i n a u k o w y m i.
Należy przyznać bowiem rację astrofizykowi Hubertowi Reeves'owi, znanemu i u nas
w kraju, ze swojej głośnej książki (38), który to niedawno, w wywiadzie
opublikowanym w "Le Nouvel Observateur", z dn. 27.II.1994r,
przedrukowanym w tygodniku "Forum", nr 1, z dn. 20.III.1994, stwierdził, cytuję:
"Czy mamy wiarygodne dowody wpływu gwiazd na nasze zachowanie? ... Gdybym o d k
r y ł coś takiego, zmieniłbym mój pogląd ... Ale nie znam ż a d n y c h danych,
wynikających z obserwacji, a dowodzących, czy c h o ć b y sugerujących, że
położenie (gwiazd) ... planet w chwili naszego urodzenia ma jakikolwiek wpływ na
nasz los ..."
Sprawdziliśmy przy pomocy systemu MEDLINE, czy rzeczywiście brak jest j a k i c
h k o l w i e k danych "wynikających z obserwacji". Hubert Reeves ma rację!!!
Świat naukowy nie podjął niemal żadnych wysiłków, aby sprawdzić hipotezę "znaków
zodiaku". Znaleźliśmy, za lata 1966-1994 tylko dwie prace opublikowane na
zbliżone tematy (34,35). Natomiast treści te nurtują n i e m a l k a ż d e g
o człowieka, czego dowodem są rubryki dotyczące horoskopów i odmienności
charakterologicznych, drukowane w tysiącach czasopism świata, zwłaszcza
czasopismach "kobiecych", takich jak Uroda, Pani, Kobieta i Mężczyzna, Twój
Styl, Elle, Petra.
Wydaje się więc nam, że niniejsza praca, przedstawia p i e r w s z e, r z e c z
o w e, eksperymetalne argumenty za tezą, iż "znak zodiaku ma c z ę ś c i o w y
wpływ na losy człowieka". Prowadzi to oczywiście do niezwykle ważnych w n i o s
k ó w f i l o z o f i c z n y c h, co wykracza poza zakres tego, w istocie
"medycznego" jedynie artykułu.
Wnioski
1. Nie ma związku pomiędzy urodzeniowym znakiem zodiaku a przeciętnym trwaniem
życia.
2. Istnieje związek urodzeniowego znaku zodiaku z prawdopodobieństwem zgonu "na
zawału mięśnia sercowego" lub "z powodu nowotworu", a więc "z okolicznościami
śmierci", czyli pewnym "aspektem losów człowieka".
3. Wydaje się, że odmienne częstości zgonów: "z powodu zawału serca", czy też "z
powodu nowotworów" mają związek z "wzorcem światła", a s y m i l o w a n y m
w c z e ś n i e j p r z e z k o b i e t y, noszące płody w rozważanych
"zodiakalnych" wycinkach rocznego cyklu kalendarzowego (ekliptycznego).
Piśmiennictwo
1. Friedman M., Rosenman R.H.: Overt behaviour pattern in coronary disease -
Detection of overt behaviour pattern A in patients with coronary disease by a
new psycho-physiological procedure. J. Amer. Med. Ass., 1960, 173, 1320-1324.
2. Friedman M., Rosenman R.H.: Type A behaviour pattern. Its association with
coronary heart disease. Annales of Clin. Res., 1971, 3, 300-306.
3. Friedman M.: Alteration of type A behaviour and reduction in cardiac
recurrences in post myocardial infarction patients. Amer. Hearth J., 1984, 108,
237-239.
4. Wright L.: The type A behaviour pattern and coronary artery disease. American
Psychologist, 1988, 1, 2-14.
5. Zaleska T., Tylka J.: Typ A zachowania a choroba niedokrwienna serca.
Kardiologia Polska, 1992, 5, 313-316.
6. Price V.A.: Type A behaviour pattern. A model for research and practice.
Academic Pres, New York, 1982.
7. Ruberman W., Weinblatt E., Goldberg J.D., Chaudhary B.S.: Psychosocial
influences on mortality after myocardial infarction. N. Engl. J. Med., 1984,
311, 552-559.
8. Bahnson C.B.: Stress and cancer: the state of the art. Psychosomatics, 1980,
21,975-978.
9. Jenkins D.: Social environment and cancer mortality in men. N. Engl. J. Med.,
1984, 48, 395-398.
10. Temoskok L.: Personality, coping style, emotion and cancer. Towards an
intergrative model. Cancer Surveys, 1987, 6, 545-567.
11. Hahn R.C., Petitti D.B.: Minnesota Multiphasic Personality Inventory rated
depression and the incidence of breast cancer. Cancer, 1988, 61, 845-848.
12. Baltrush H.J.F., Santagostino P.: The type C behaviour pattern - new
concept. International J. Psychophysiology, 1989, 7, 126.
13. Baltrush H.J.F., Strangel W., Titze J.: Stress, cancer and immunity. Acta
Neurologica, 1991, 13, 315-327.
14. Palmer H.: The Enneagram. The definitive guide to the ancient system for
understanding yourself and the others in your life. Harper & Row Publishers, San
Francisco - New York, 1988.
15. Reeves H., Gruhier F.: Czytanie z gwiazd. Wywiad udzielony przez H. Reeves'a
dziennikarzowi "Le Nouvel Observateur" (27.II.1994), przedrukowany w tygodniku
"Forum", nr 12, z dn. 20.III.1994.
16. Brodziak A.: Alchemia Twoich Marzeń. Wydawca: Zakład Poligraficzny, Bytom
(ul. Wolności (Piłsudskiego) 37), 1992.
17. Pittich E., Kalmancok D.: Niebo na dłoni. (Podręcznik astronomii). Wiedza
Powszechna, Warszawa, 1988.
18. Brodziak A.: Gwiazdy i my. Artykuł nr 7 pt.: Narodziny człowieka jako
zakończenie teletransmisji w paśmie (poza)elektromagnetycznym" (skrócona wersja
w druku w miesięczniku "Człowiek, natura, zdrowie", pełna wersja w druku w
miesięczniku "Nieznany Świat").
19. Karasek M.: Rola szyszynki u człowieka. Rozdział XIV w podręczniku pt.:
"Endokrynologia kliniczna", pod red. M. Pawlikowskiego, PZWL, Warszawa, 1993.
20. Fleming A.S., Scardicchio D.S.: Photoperiodic and pineal effects on food
intake, food retrieved and weight in femal Syrian hamsters. J. Biol. Rhythms,
1986, 1, 285-301.
21. Tamarkin L., Baird C.J., Almeida O.F.: Melatonin a coordinating signal for
mamalian reproduction? Science, 1985, 227, 714-720.
22. Martinet L., Allain D.: Role of the pineal gland in the photoperiodic
control of reproductive and non-reproductive functions in mink. Ciba Foundation
Symposia, 1985, 117, 170-187.
23. Weaver D.R., Reppert S.M.: Maternal melatonin communicates daylength to the
fetus in Djunfarian hamsters. Endocrinology, 1986, 118, 2861-2863.
24. Elliott J.A., Goldman B.D.: Reception of photoperiodic information by fetal
Siberian hamsters: role of the mother's pineal gland. J. Exp. Zol., 1989, 252,
237-244.
25. Jarrige J.F., Tlemcani O., Baucher D.: Gonadal function in male off- spring
of pinealectomized female rates. Acta Endocrinologica (Copenha- gen), 1987, 116,
247-252.
26. Ortavant R., Bocquier F., Pelletier J., Ravault J.P., Thimonier J., Volland
Nail P.: Seasonality of reproduction in sheep and its control by photoperiod.
Australian J. of Biol. Sci., 1988, 41, 69-85.
27. Yellom S.M., Longe L.D.: Effect of maternal pinealectomy and reverse
photoperiod on the circadian melatonin rhythm in the sheep and fetus during the
last trimester od prengancy. Biol. Reprod., 1988, 39, 1093-1099.
28. Jarrige J.F., Laurichesse H., Boucher D.: Androgenic activity in 15-day old
male rats: role of the maternal pineal gland. Biol. Reprod., 1992, 46, 386-391.
29. Weaver D.R., Keohon J.T., Reppert S.M.: Definition of a prenatal sensitive
period for maternal - fetal communication of day length. Am. J. Physiol., 1987,
253, E701-E704.
30. Szuman L.: Astrologiczna charakterystyka typów ludzi w zarysie. Wydawnictwo
Stowarzyszenia Radiestetów, Poznań, 1978.
31. Szuman L.: W kręgu znaków Zodiaku. Wydawnictwo "Zodiak", Warszawa, 1991.
32. Weres L.: Homo-Zodiacus. Wydawnictwo "CINPO International", Poznań, 1991.
33. Nowicki S.F., Jóźwiak W.: Cykle Zodiaku. Głęboka struktura astrologii.
Wydawnictwo "Głodnych Duchów", Warszawa, 1991.
34. Pellegrini R.J.: Birthadate psychology: a new look at some old data. J.
Psychol., 1975, 89, 261-265.
35. Jackson M.P.: Extraversion, neuroticism and date of birth: a Southern
hemisphere study. J. Psychol., 1979, 101, 197-198.
36. American Psychiatric Association: Diagnostic and statistical manual of
mental disorders. Third edition - revised. American Psychiatric Association,
Washigton, 1987.
37. World Health Organization: ICD-10, 1987, Clinical descriptions and
diagnostic guidelines. World Health Organization, Geneva, 1988.
38. Reeves H.: Godzina upojenia. Czy Wszechświat ma sens? Wydawnictwo "Cyklady",
Warszawa, 1992.
2. CZY PRZYCZYNĄ FAZOWEJ, PERIODYCZNEJ ARCHITEKTURY SNU I NAWRACAJĄCYCH MARZEŃ
DZIENNYCH (ODMIENNYCH STANÓW ŚWIADOMOŚCI) JEST KOSMICZNY OSCYLATOR
RADIO-MAGNETYCZNY (ROTOR I STOJAN PLANETY)?
Motto:
Bioperiodicities (circadian, ultradian, infradian, or circannual) are observable
in plants, animals and human on a cellular basis, and correlated with natural
geophysical cycles, such as lunar tidal periodicity ... these biological
fluctuations may coincide also with fluctuations in such physical factors as
background radiation, terrestrial magnetism, and primary cosmic radiation.
(z artykułu: Maili You: Defining rhythm: aspects of an anthropology of rhythm.
Culture, Medicine and Psychiatry, Volume 18, nr 3, (September 1994), 361-384)
W artykule niniejszym chcę przedstawić przyrodnicze, racjonalne, rzetel- ne
argumenty przemawiające za niezwykłą hipotezą sformułowaną w tytule. Chcąc
oprzeć wywód o fakty wynikające z badań naukowych, muszę apelować o
wyrozumiałość i pozwolenie, aby często cytować opublikowane prace naukowe.
Teza, że nawracające, mniej więcej co 90 minut sny i odmienne stany świadomości
są inicjowane lub zsynchronizowane z najbliższym otoczeniem gwiezdnym wynika z
wcześniejszych naszych rozmyślań, a później przeglądania zasobów wiedzy i prób
znalezienia własnych, eksperymental- nych (epidemiologicznych) argumentów
wyjaśniających, dlaczego różne typy charakterów, oznaczane symbolicznie tzw.
urodzeniowym znakiem zodiaku rzeczywiście są wyznaczane przez najbliższe
kosmiczne otoczenie naszej planety (30).
Pisałem już wielokrotnie, że jeśli wziąć pod uwagę to co ustalono w ostat- nich
10-ciu latach o funkcji szyszynki i jej głównego hormonu, tzn. melatoniny (1-10)
oraz dane o regulacji rozwoju płodu (8,9) to staje się zrozumiałe i uzasadnione
przyrodniczo, a nie jedynie poprzez teorie ezoteryczne, w jaki to naturalny
sposób charaktery osób, urodzonych w róż- nych porach roku są wyznaczane,
przynajmniej po części przez wzorzec światła, asymilowany przez kobietę
brzemienną (30).
Otóż, na wskutek wydzielania przez szyszynkę kobiety ciężarnej melatoniny,
produkowanej dopiero wtedy gdy zapadają ciemności, w wypad- ku poczęcia płodu w
miesiącach wiosennych wzorzec światła (długie dnie, krótkie noce) i wzorzec
oddziaływań hormonalnych będzie inny aniżeli w wypadku poczęcia dziecka np. pod
koniec lata. Melatonina oddziaływuje bezpośrednio na mózg płodu, wyznaczając
jego rytm dobowy (4,5), ale co ważniejsze, oddziaływuje także na gonadotropiny
płodu (6,8,9) i na gonadotropinę kosmówkową. Wpływa więc ona wielorako na cechy
rozwojowe mózgu płodu. Wzorzec światła asymilowany w trakcie ciąży określa więc
w pewnej mierze cechy charakterologiczne dziecka (30).
Szyszynkę od zarania wieków traktowano jako siedlisko duszy człowieka. Autor
jednego z najnowszych podręczników endokrynologii (56) pisze na ten temat
następująco:
"Chociaż o istnieniu szyszynku widomo od ponad 2000 lat, a pierwszy jej opis w
literaturze medycznej pochodzi od Galena (120-200 r.), rola tego niewielkiego
gruczołu była początkowo przedmiotem niekiedy bardzo fantastycznych teorii (np.
hipoteza Kartezjusza, że ciało ludzkie jest maszyną ziemską kierowaną przez
"rozumną duszę" usytuowaną w szyszynce) ..."
W świetle naszej tezy, iż to wzorzec światła odbierany przez kobietę ciężarną,
wyznacza w dużej mierze tzw. osobowość nowonarodzonego dziecka, szyszynka jest
jednak, co najmniej "odbiornikiem duszy człowieka" (30).
Wydaje się, że ów "odbiornik" przyjmuje także bardziej subtelne przekazy, ważne
w życiu dorosłym człowieka. Istnienia takich mechanizmów zaczynamy się domyślać,
jeśli przypomnimy sobie, że układ oko, nerw trójdzielny (57), szyszynka jest
wrażliwy na trzy odmienne i znacznie oddalone od siebie zakresy częstotliwości
fal elektromagnetycznych (11, 17,18).
Otóż szyszynka zaczyna wydzielać melatoninę w niedługi czas po tym gdy zapadają
ciemności. Fotoreceptory szyszynki są wrażliwe na światło, a więc pasmo fal
elektromagnetycznych, odbierane także przez czopki i pręciki siatkówki. Są to,
jak wiadomo, fale elektromagnetyczne o długoćci od 400 do 760 mm (11, 29).
Wiadomo już także, że układ szyszynki scala informacje także o kolo- rycie
światła odbieranego w ciągu całego dnia. Zapadanie zmierzchu i poja- wienie się
odcieni pomarańczowych i czerwonych, a potem fioletowych i fal z zakresu
ultrafiolotowego, jakie towarzyszą zachodowi słońca i światłom gwieździstej
nocy, przygotowuje szyszynkę do rozpoczęcia wydzielania melatoniny (29). Szczyt
wydzielania melatoniny następuje po 1.5 do 3 go- dzin od chwili "zapadnięcia
zmroku".
Pojawienie się światła o kolorycie zielono-żółtawym, co zdarza się o brzasku,
hamuje wydzielanie melatoniny(11,29).
Okazało się niedawno jednak, że wydzielanie melatoniny w ciągu nocy zmniejsza
oddziaływanie nawet słabych, ale bardzo długich, fal radiowych, tzn. drgań
elektromagnetycznych o częstotliwości 50-100 Hz (15,19,22), odpowiada to falom o
długości 3000 km.
Podobne działanie wywierają wolne zmiany indukcji przyłożonego, stałego pola
magnetycznego (20,22).
Wydaje się, że receptory wrażliwe na takie długie fale radiowe i zmiany indukcji
pola magnetycznego znajdują się w gałązce nadoczodołowej nerwu
trójdzielnego(57).
Wydzielanie melatoniny blokuje także oddziaływanie najkrótszych fal pola
elektromagnetycznego, jakimi są przenikliwe promienie gamma (17). Gwoli
przypomnienia, promienie gamma to drgania czyli drgania elektromagnetyczne
(F.E.M.) o częstotliwości 1022 Hz, tzn. długości fali rzędu 10-14 metra, światło
widzialne to F.E.M. o częstotliwości 1014 Hz, tzn. l =10-6 m (0.4-0.76 mikrona),
a drgania F.E.M. o częstotliwości 100 Hz to fale radiowe o długości fali rzędu l
=3000km.
Okazuje się, że bardzo słabe fale elektromagnetyczne oddziaływują na szyszynkę
tylko wtedy, jeśli są spolaryzowane kołowo (15,16). Naturalne radioźródła nadają
sygnał spolaryzowany właśnie kołowo (niejako spiralnie). Polaryzacja tzw.
pozioma lub pionowa (względem lini horyzontu powierzchni planety) to pojęcia
używane jedynie wobec fal elektromagne- tycznych wytwarzanych przez stworzone
przez ludzi nadajniki radiowe i tele- wizyjne.
Naturalne źródła promieniowania elektromagnetycznego to oczywiście gwiezdne
radioźródła, bardziej ogólnie składowe promieniowania kosmicz- nego oraz
promieniowanie geodezyjne pochodzące od cieków wodnych, czy naturalnych złóż
uranu.
Istnieje oczywiście naturalne, stałe, a raczej wolno zmieniające się, pole
magnetyczne Ziemi, "zakłócane" przez anomalie magnetyczne planety i erupcje
skorupy słonecznej oraz zmienne w wypadku dokonywania dalekich podróży,
zwłaszcza wysokościowych (31,32,33,35,36).
Niewątpliwym faktem przyrodniczym jest to, że człowiek jest w stanie odbierać
wpływy owych naturalnych źródeł F.E.M., jak i zmiany pola magnetycznego, jak się
wydaje głównie poprzez uład szyszynki (20,21,22).
Kolejnym poznanym niedawno zjawiskiem biologicznym i fizjologicz- nym, ważnym
dla naszego wywodu, jest spostrzeżenie, iż większość hormonów jest wydzielana w
sposób pulsacyjny. Oznacza to, że ich stężenie narasta na krótki czas, rzędu
kilku, kilkunastu minut o wartości rzędu 100-300% powyżej poziomu przeciętnego,
najczęściej 8-12-16 razy na dobę (23,24,25).
Wydaje się, że owe rytmy są wyznaczane pierwotnie przez melatoninę i prolaktynę.
R.Penny w 1985 roku oraz De Leiva w 1990 roku wykryli, że stężenie melatoniny
narasta około 12 razy na dobę. Jest znane, że zwyżka wydzielania melatoniny
powoduje, po ok. 20-30 minutach impuls wydziela- nia prolaktyny (PRL).
W pewnej mierze pulsacyjne wydzielanie gonadoliberyny, beta-endorfin, a także
hormonu wzrostu (GH), ACTH, TSH jest niejako współzałeżne od pulsacyjnego
wydzielania prolaktyny(23).
Co więcej, sprawdzono już, czy ważne dla całości organizmu człowieka pulsacyjne
wydzielanie prolaktyny jest czasowo zsynchronizowane z fazami snu (26). Grupa
badawcza kierowana przez K. Spiegela i M. Folleniusa z Laboratorium Fizjologii i
Psychologii Środowiskowej Narodowego Centrum Badawczego w Strasburgu (CNRS)
udowodniła w roku 1994, że prolaktyna wydziela się w czasie zapadania w głęboki
sen, cechujący się tzw. wolnymi falami EEG. Jej poziom zmniejsza się w fazie snu
REM, kiedy to występują marzenia senne (26).
Kokoszka i polscy badacze z Katedry i Kliniki psychiatrii Collegium Medicum
Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie zebrali z kolei wiele spostrzeżeń
klinicznych, które doprowadziły ich do wniosku, że mózg człowieka przez całą
dobę działa w rytmie 1.5-godzinnego cyklu "praca-odpoczynek" (45,47, 50). Nie
tylko więc sen ma architekturę fazową, charakteryzującą się nawracaniem, co 90
minut, fazy snu głębokiego z na- stępującą po niej fazą snu REM, ale i na jawie,
po przeszło godzinnym okresie koncentracji uwagi i analitycznej pracy,
obciążającej głównie lewą półkulę mózgu następuje "odmienny stan świadomości"
(46,48).
Wg Kokoszki taki "zmieniony stan świadomości" cechuje się zmniejsze- niem
koncentracji uwagi na wykonywaniu zadań, takich jak czytanie, pisanie,
obserwacja ekranu, czy też rozwiązywanie problemu i przejście do wolnych
skojarzeń, marzeń dziennych, stanów podobnych do medytacji, czy też nawet
mistycznego uniesienia (50).
A. Kokoszka i G. Zalewski (58) wyróżniają wśród "odmiennych stanów świadomości"
tzw. "głęboko zmienione stany świadomości", zwane stanami ultraświadomości.
Autorzy ci zebrali wiele obserwacji klinicznych osób przeżywających takie "ZSŚ"
i dochodzą do wniosku, że w różnych kulturach istnieją różne określenia
językowe, takich stanów jak: nirvana, satori, samadhi, kairos, trans mistyczny,
trans artysty, moment natchnienia, stany olśnienia odkrywczego, stany
iluminacji.
Cyliczne zmiany stanu świadomości, zachodzące w ciągu dnia potwier- dzają
całodobowe tzw. Holterowskie zapisy EEG (51).
Ciekawe jest także, że słabe oddziaływanie fal elektromagnetycznych w ciągu
dnia, wtedy gdy jest jasno, nie hamuje lecz odwrotnie pobudza wydzielanie
melatoniny (14)).
Przedstawione wyżej wyniki eksperymentów i spostrzeżenia kliniczne stanowią, jak
się nam wydaje, ogniwa indukcyjnego, jednak racjonalnego, wnioskowania, które
uzasadniają tezę przedstaioną w tytule pracy.
Wydaje się bowiem wielce prawdopodobne, że dwa stany działania - dzienny i
nocny, układu: oczy - nerw trójdzielny - szyszynka - podwzgórze - przysadka -
gonady, nie tylko że są zsynchronizowane z rodzajem oświet- lenia danego regionu
naszej planety, ale że obrót Ziemi wokół własnej osi, wystawiając mieszkańców
pewnego regionu na oddziaływanie gwiezdnych radioźródeł i źródeł promieniowania
gamma i promieniowania ultrafioleto- wego, powoduje periodyczne, z grubsza
biorąc 90-cio minutowe, cykle pracy mózgu i działania całego naszego organizmu.
Prócz, omówionego na wstępie, wpływu wzorca światła najbliższej gwiazdy i
spostrzeżonych już wcześniej wpływów faz Księżyca na funkcje rozrodcze (40-44)
byłby to t r z e c i e oddziaływanie otoczenia kosmicznego na człowieka.
Zapewne można by zgłosić wobec tej tezy wiele zastrzeżeń, np. takich:
(1) przecież ludzie zasypiają o różnych porach, (2) przecież ewentualnie
oddziały- wanie gwiezdnych radioźródeł jest zapewne zbyt słabe, zwłaszcza że
ludzie śpią w betonowych "pudełkach" swych mieszkań i w czasie snu nie patrzą w
gwiazdy, (3) przecież radioastronomowie poznali już tysiące silnych radioźródeł
a nie jedynie kilkanaście, równomiernie ułożonych wzdłuż ekliptyki czy też
równika niebieskiego, no i poza tym po co nam taka wiedza, (4) przecież nie ma
to żadnego znaczenia praktycznego ani żadnego znaczenia światopoglądowego oraz
może także i wątpliwość, (5) czy hipotezę tę można jakoś sprawdzić lub poddać
próbie falsyfikacji. Można wysunąć znacznie więcej zastrzeżeń wobec
przedstawionej tu hipotezy. W ramach niniejszego artykułu nie sposób byłoby
odpowiedzieć na wszystkie możliwe zarzuty.
Jako uzupełnienie prezentacji mojej tezy spróbuję jednak odpowiedzieć na pięć
zastrzeżeń sformułowanych powyżej.
Ad. (1) Ludzie rzeczywiście zasypiają o różnych porach, jakkolwiek zazwyczaj po
zmroku i zgaszeniu świateł sztucznych. Zaczyna wydzielać się więc wtedy
intensywnie melatonina (jej kolejny impuls) i w 20-30 minut później prolaktyna,
czemu towarzyszy zapadanie w głęboki sen tzw. wolnofalowy i w zapisie EEG
rejestrowane są wtedy wolne fale theta i delta. Uczynniany jest wtedy układ
odpornościowy. Organizm regeneruje siły. Nie jest możliwy jednak wtedy ten typ
przetwarzania informacji, który zachodzi w trakcie snu REM i występujących
wówczas marzeń sennych. Zachodzący jednak obrót planety powoduje "nastawienie"
rozpatrywanego regionu Ziemi na "najbliższe silniejsze radioźródło gwiezdne".
Oddziaływanie takiego "napotkanego" oddziaływania długich fal radiowych sprawia,
być może, iż poziom melatoniny spada. Pociągałoby to za sobą, za chwilę, spadek
wydzielania prolaktyny, co powoduje "częściowe wybudzenie się" (spłycenie snu) i
przejście w fazę snu REM. Taki częsty, jakkolwiek zapewne nie jedyny, mechanizm
rozpoczynania fazy REM tłumaczyłby także wiele tajemniczych zjawisk związanych z
treścią snów. Jest to jednak już inny, znacznie bardziej spekulatywny temat. Tym
nie mniej osoby zainteresowane takimi "sensacyjnymi" implikacjami naszej teorii
odsyłam do takich opowieści, jakie snuje Arnold Mindell (52,53), Jonathan Caroll
(54) lub chociażby Peter Krassa i Reinhard Habeck (55).
Ad. (2) Eksperymentalne prace wykazały, że układ szyszynki oddziaływu- je na
spolaryzowane kołowo zmiany pola elektromagnetycznego o indukcji rzędu 1-2
piko-Tesli. Taką właśnie indukcję posiadają silniejsze radioźródła gwiezdne.
Wydaje się to zapewne dla wielu czytelników nieprawdopodobne. Nie przekonanych
odsyłam więc do dostępnego, popularnego podręcznika astronomii Eduarda Pittich'a
i Dusana Kalmancoka pt.: "Niebo na dłoni" (Wiedza Powszechna, Warszawa, 1988).
Na stronie 287 piszą oni o radio- źródle Cygnus A (3C405): "... natężenie
promieniowania odbierane na Ziemi jest równe natężeniu promieniowania
słonecznego, mimo iż odległość radioźródła wynosi 554 miliony lat świetlnych".
To że ludzie śpiąc nie patrzą w gwiazdy nie przeszkadza w odbieraniu przez układ
szyszynki oddziaływań zmiennego pola elektromagne- tycznego. Chodzi tu bowiem o
fale radiowe długości 3 km, które przenikają nie tylko przez atmosferę ale i
także przez konstrukcje większości domów drewnianych i ceglanych. Należy zwrócić
przy tym uwagę, że oddziaływanie mogą wywierać nie tyle źródła promieniowania,
znajdujące się akurat w zenicie, lecz raczej te które położone są nieco ponad
horyzontem, tzn. te które oddziaływują na ściany boczne (okna) budynków. Część
benotowych, ciężko zbrojonych konstrukcji wyhamowuje zapewne takie F.E.M., toteż
ludzie próbujący żyć w takich budynkach czują się nieswojo i chorują. Wyczuwają
oni wtedy podświadomie jakiś rodzaj dyskomfortu psychicznego.
Ad. (3) Nawet gołym okiem widzimy na niebie tysiące gwiazd. Nasza hipoteza
zakłada jednak, że jeśli rozpatrzeć obrót Ziemi wokół jej osi to wzdłuż tzw.
równika niebieskiego, który nieznacznie rozmija się z ekliptyką, napotyka się
akurat około 12-14-16 wystarczająco silnych radioźródeł. Łatwo sprawdzić w
każdym atlasie nieba, że wzdłuż równika niebieskiego leżą następujące
gwiazdozbiory: Byk, Orion, Wielki Pies, Mały Pies, Sekstans, Lew, Panna, Wąż,
Wężownik, Orzeł, Wodnik, Ryby, Wieloryb. Oczywiście nie powinno się utłożsamiać
w sposób prosty znanych gwiazdozbiorów z radioźródłami. Tak się jednak składa,
że podobnie jak wzdłuż ekliptyki tak i wzdluż równika można się doliczyć właśnie
kilkanaście "znaczących" źródeł promieniowania kosmicznego. Co więcej, nad
horyzontem widnieją często znane gwiazdozbiory niezachodzące. Oczywiście
najbardziej znane spośród nich to Wielka Niedźwiedzica, Kasjopea, Cefeusz i
Żyrafa. Jak wiadomo między Kasjopeą a Cefeuszem znajduje się silne radioźródło
CASA oraz kilka mgławic emisyjnych. Podobnie i na lewo między Kasjopeą a Ży-
rafą znajdują się duże mgławice emisyjne. Tabela na stronie 388 w/w podręczniku
astronomii określa następująco moc promieniowania niektórych obiektów: Słońce 10
milionów J/s, niebieskie niebo 1000 J/s, pełnia Księżyca 200 J/s, światło
planety Venus 2000 J/s, środkowa część Wielkiej Mgławicy w Orionie 0.001 J/s,
większość mgławic 0.0001 J/s.
Ad. (4) Przekonywujące uzasadnienie, a zwłaszcza eksperymentalne sprawdzenie i
rozpowszechnienie wiedzy o przedstawionym tu mechaniźmie e l e k t r o m a g n e
t y c z n e g o r o t o r a i s t o j a n a planety miałoby, wbrew
pozorom duże znaczenie praktyczne. Zwrócenie uwagi na istnienie dziennych
okresów odmiennych stanów świadomości i stwa- rzanie warunków dla ich
wykorzystania prowadzi do umiejętności pogłębienia relaksu i odprężenia
psychicznego przez kontemplację natural- nego okresu pracy prawej półkuli mózgu.
Trening w spostrzeganiu początku i końca naturalnego stanu odmiennej świadomości
sprzyja rozwiązywaniu trudnych problemów, stymulowaniu kreatywności,
artystycznego natchnie- nia, stanom odkrywczych iluminacji. Omówienie
praktycznych rad, dotyczących takich wspomagających technik mentalnych wymaga
odrębnego omówienia. Konsekwencje światopoglądowe sformułowanej hipotezy są
także duże i wymagają odzielnego omówienia.
Ad. (5) Łatwo można zaplanować eksperytmenty, które prowadziłyby do falsyfikacji
lub eksperymentalnego potwierdzenia sformułowanej hipo- tezy. Jeden z takich
eksperymentów powinien przewidywać jednoczasową rejestrację całodobowego zapisu
EEG (zapisu Holterowskiego) u wielu ludzi, zamieszkujących wybrany region. Ważne
uzupełnienie danych dostarczyłoby powtórzenie takiego eksperymentu w okolicy
bieguna północnego lub południowego Ziemi lub chociażby dokładny wywiad lekarski
zbierany od osób, które przebywały w bazach badawczych w Arktyce i na Artar-
ktydzie. Pewne dane mogą dostarczyć odpowiednie, porównawcze zestawienia
epidemiologiczne pochodzące z krajów położonych pod różnymi szerokościami
geograficznymi.
Przedstawienie istoty omawianej hipotezy natychmiast po jej sformułowaniu wynika
właśnie z chęci stymulowania osób posiadających odpowiednie możliwości badawcze,
bądź odpowiednie predyspozycje osobowościowe dla prób jej sprawdzenia.
Artykuł ten adresujemy więc nie tylko do neurofizjiologów i neurologów
posiadających elektroencefalogram, zegarek i komputer z programem transformacji
Fouriera, ale adresujemy go także do wszystkich osób o uzdol- nieniach
artystycznych, predyspozycjach twórczych i innych osób przeżywa- jących odmienne
stany świadomości.
Piśmiennictwo
1. Fleming A.S., Scardicchio D.S.: Photoperiodic and pineal effects on food
intake, food retrieved and weight in female Syrian hamsters. J. Biol. Rhythms,
1986, 1, 285-301.
2. Tamarkin L., Baird C.J., Almeida O.F.: Melatonin a coordinating signal for
mamalian reproduction? Science, 1985, 227, 714-720.
3. Martinet L., Allain D.: Role of the pineal gland in the photoperiodic control
of reproductive and non-reproductive functions in mink. Ciba Foundation
Symposia, 1985, 117, 170-187.
4. Weaver D.R., Reppert S.M.: Maternal melatonin communicates daylength to the
fetus in Djunfarian hamsters. Endocrinology, 1986, 118, 2861-2863.
5. Elliott J.A., Goldman B.D.: Reception of photoperiodic information by fetal
Siberian hamsters: role of the mother's pineal gland. J. Exp. Zol., 1989, 252,
237-244.
6. Jarrige J.F., Tlemcani O., Baucher D.: Gonadal function in male offspring of
pinealectomized female rates. Acta Endocrinologica (Copenhagen), 1987, 116,
247-252.
7. Ortavant R., Bocquier F., Pelletier J., Ravault J.P., Thimonier J., Volland
Nail P.: Seasonality of reproduction in sheep and its control by photoperiod.
Australian J. of Biol. Sci., 1988, 41, 69-85.
8. Yellom S.M., Longe L.D.: Effect of maternal pinealectomy and reverse photo-
period on the circadian melatonin rhythm in the sheep and fetus during the last
trimester od prengancy. Biol. Reprod., 1988, 39, 1093-1099.
9. Jarrige J.F., Laurichesse H., Boucher D.: Androgenic activity in 15-day old
male rats: role of the maternal pineal gland. Biol. Reprod., 1992, 46, 386-391.
10. Weaver D.R., Keohon J.T., Reppert S.M.: Definition of a prenatal sensitive
period for maternal - fetal communication of day length. Am. J. Physiol., 1987,
253, E701-704.
11. Reiter R.J.: Electromagnetic fields and melatonin production. Biomed.
Pharmacother., 1993, 47(10): 439-444.
12. Syndyk R.: Weak magnetic fields antagonize the effects of melatonin on blood
glucose levels in Parkinson's disease. Int. J. Neurosci., 1993, 68(1-2): 85-91.
13. Syndyk R.: Resolution of longstanding symptoms of multiple sclerosis by
application of picoTesla range magnetic fields. Int. J. Neurosci., 1993,
70(3-4): 255-269.
14. Jentsch A. et al.: Weak magnetic fields change extinction of a conditioned
reaction and daytime melatonin levels in the rat. Neurosci-Lett., 1993, 157(1):
79-82.
15. Kato M. et al.: Circulary polarized 50 Hz magnetic fields exposure reduces
pineal gland and blood melatonin concentration of Long-Evans rats.
Neurosci-Lett., 1994, 166(1): 59-62.
16. Kato M. et al.: Horizontal or vertical 50 Hz, 1-microT magnetic fields have
no effect on pineal gland or plasma melatonin concenration of albino rats.
Neurosci-Lett., 1994, 168(1-2): 205-208.
17. Kassayova M. et al.: Changes of pineal N-acetyltransferase activity in gamma
irradiated rats. Physiol. Res., 1993, 42(3): 167-169.
18. Brainard G.C. et al.: Ultraviolet regulation of neuroendocrine and circadian
physiology in rodents. Vision. Res., 1994, 34(11): 1521-1533.
19. Kato M. et al.: Effects of exposure to a circulary polarized 50-Hz magnetic
field on plasma and pineal melatonin levels in rats. Bioelectromagnetics, 1993,
14(2): 97-106.
20. Yaga K., Reiter R.J.: Pineal sensitivity to pulsed static magnetic fields
changes during the photoperiod. Brain. Res. Bull., 1993, 30(1-2): 153-156.
21. Reiter R.J.: The melatonin rhythm: both a clook and a calendar. Experientia,
1993, 49(8): 654-664.
22. Reiter R.J.: Static and extremelx low frequency electromagnetic field
exposure: reported effects on the circadian production of melatonin. J. Cell.
Biochem., 1993, 51(4): 394-403.
23. Brabant G. et al.: Pulsatile patterns in hormone secretion. Elsevier Science
Pub. Co. TEM, 1992, 3(5): 183-189.
24. Penny R.: Episodic secretion of melationin in pre- and postpubertal grils
and boys. J. Clin. Endocrinol. Metab., 1985, 60, 751-756.
25. De Leiva A. et al.: Episodic nyctohemeral secretion of melatonin in adult
humans. Acta Endocrinol., 1990, 122, 76-82.
26. Spiegel K. et al.: Prolactin secretion and sleep. Sleep, 1994, 17(1): 20-27.
27. Brown G.M.: Day-nigth rhythm disturbance, pineal function and human disease.
Horm. Res., 1992, 37(3): 105-111.
28. Arushanian E.B.: The role of the epiphysis in the pathogenesis of
depressions. Zh. Vyssh. Nerv. Deiat. Im. J. P. Pavlova, 1991, 41(4): 822-887.
29. Reiter R.J.: Non visible electromagnetic radiation and pineal function. Acta
Neurobiol. Experim., 1994, 54, suppl., 93-94.
30. Brodziak A. et al.: Not zodiac sign, but seasonal time - dependent light
exposure influences the psychosomatic features of new born child. Acta
Neurobiol. Experim., 1994, 54, suppl., 177-178.
31. Friedberg W. et al.: Update on possible health effects to galactic cosmic
radiation. Aviat. Space Environ. Med., 1990, 61(9): 868.
32. Dulding M.: Cosmic rays from the sun - health risk now apparent. Arctic.
Med. Res., 1991, 50(3): 138-139.
33. Barish R.J.: Health physics concerns in commercial aviation. Health Phys.,
1990, 59(2): 199-204.
34. Townsend L.W. et al.: Interplanetary crew exposure estimates for galactic
cosmic rays. Radiat. Res., 1992, 129(1): 48-52.
35. Steupel E. at al.: Monthly cosmic activity and pregnancy induced
hypertension. Clin. Exp. Obstet. Gynecol., 1990, 17(1): 7-12.
36. Moiseeva N.J.: Cosmophysical fluctuations and development of the human
embryo. Biofizika, 1992, 37(4): 700-704.
37. Summers L.: The relationship between onsets of depression and sudden drops
in solar irradiation. Biol. Psychiatry, 1992, 32(12): 1164-1172.
38. Rossmanith W.G. Effects of sleep on gonadotropin secretion. Geburtshilfe
Frauenheilkd., 1993, 53(11): 735-741.
39. Rossmanith W.G.: Chronobiology of prolactin secretion in womem: diurnal and
sleep related variations in the pituitary lactotroph sensitivity.
Neuroendocrinology, 1993, 58(2): 263-271.
40. Jongbloet P.H.: Menses and moon phases, ovulation and seasons, vitality and
month of birth. Dev. Med. Child. Neurol., 1993, 25(4): 527-531.
41. Osley M.: Natality and the moon. Am. J. Obstet. Gynecol., 1973, 117(3): 413-
415.
42. Abell G.O. et al.: Human birth and the phase of the moon. N. Engl. J. Med.,
1979, 300(2): 96.
43. Persinger M.A.: Prenatal exposure to on elf rotating magnetic field
ambulatory behavior and lunar distance at birth: a correlation. Psychol. Rep.,
1971, 28(2): 435-438.
44. Desrosiers J.: The full moon, cosmic panacea or prehistoric prostaglandin.
Union Med. Can., 1985, 114(7): 555-559.
45. Kokoszka A.: Zmienione stany świadomości - historia pojęcia i przegląd
badań. Psychiatria Polska, 1992, 26(6): 543-552.
46. Kokoszka A.: Relaxation as an altered state of consciousness. A rationale
for a generale theory of relaxation. Int. J. Psychosomatics, 1992, 39(1): 4-9.
47. Kokoszka A.: Zmienione stany świadomości - modele, koncepcje teoretyczne.
Psychiatria Polska, 1993, 27(1): 75-83.
48. Kokoszka A.: A rational for psychology of consciousness. W: Creativity and
consciousness. Philosophical and psychological dimensions. Rodopi, Amster- dam,
1993.
49. Kokoszka A.: Information metabolism as a model of consciousness. Intern. J.
Nerosci., 1993, 68, 165-177.
50. Kokoszka A.: Tajniki świadomości. Wyd. Instytut Ekologii i Zdrowia, Kraków,
1993.
51. Bridges S.L.: Evaluation of episodes of altered awareness of behavior. W:
Ambulatory EEG monitoring. (Red.) John S. Ebsole. Raven Press, New York, 1989.
52. Mindell A.: O pracy ze śniącym ciałem. Wyd. "Pusty obłok", Warszawa, 1992.
53. Mindell A.: Śniące ciało w związkach. Agencja Wyd. J. Santorski, Warszawa,
1992.
54. Carroll J.: Kości księżyca. Dom Wydawniczy Rebis, Seria Salamandra, Poznań,
1994.
55. Krassa P., Harbeck R.: Biblioteka liści palmowych. Rozdział pt.: "Majaki
senne - ingerencja z niezbadanego". Agencja Wydawnicza Uraeus, Gdynia, 1994.
56. Karasek M.: Rola szyszynki u człowieka. W: Zarys endokrynologii klinicznej.
Red. Pawlikowski M., Warszawa 1992, PZWL.
57. Breton F.: L'oeil a l'affut du champ magnetigue. La Recherche, 1994,
28(268), 952-953 (cytat z pracy P.Semm'a opublikowanej w Brain Res. Bull. 1990,
25, 735).
58. Zalewski G.: Model integrujący zwyczaje, odmienne i psychotyczne stany
świadomości. Przegl. Psychologiczny, 1994, 37(1-2): 93-103.
3. RADY PRAKTYCZNE JAK WZMOCNIĆ WŁASNĄ ENERGIĘ PSYCHICZNĄ I BIOLOGICZNĄ ->
ENERGIĄ KOSMICZNĄ, POCHODZĄCĄ Z GWIAZD [ KOSMO-ENE-BIO-THERAP and the method of
STELLAR MENTAL STIMULATION (SMS)]*
Patrząc w gwiazdy akomodujemy oczy na ciemne tło nieba. Źrenice są więc wtedy
szeroko otwarte. Jednocześnie koncentrujemy uwagę na małych punktach świetlnych,
które są źródłami promieniowania,odległymi o setki, a nawet miliony lat
świetlnych. Na siatkówkę naszych oczu pada wtedy nie tylko światło widzialne,
ale i promieniowanie ultrafioletowe, podczerwone, fale radiowe oraz twarde
promieniowanie rentgenowskie, promieniowanie gamma, cząstki neutrino i inne
elementy promieniowania kosmicznego. Należy przypuszczać, że wiele odziaływań
bio-energo-terapeutycznych jest przekazywanych przez fale elektromagnetyczne,
dłuższe niż podczerwone. Obecne podręczniki fizyki mówią o tym paśmie jako o
falach radarowych lub diatermicznych. Jest to jednak "ważne i tajemnicze pasmo
przyszłości". W paśmie tym nadają także wyliczone niżej radioźródła gwiezdne.
Odbierając gwiezdne promieniowanie spostrzegamy pewien wzór, pewną figurę
geometryczną wyznaczoną przez gwiazdy. Niektóre z gwiazdozbiorów np. Kasjopea,
Łabądź, Orzeł, Lutnia, Orion, Plejady, Byk i Bliźnięta stanowią wzory o niemal
magicznym oddziaływaniu na szlak wzrokowy i całość układów naszego mózgu. Ich
magiczne oddziaływanie wynika stąd, że w czasach kiedy to na Ziemi pojawił się
Homo sapiens sapiens, tzn. istota zdolna już do tego, aby nauczyć się mówić i
zastanawiać się nad istotą ducha Wszechświata, to oprócz obrazów natury w dzień
i gwiazd w nocy były już co najwyżej tylko zbierane owoce, upolowana zwierzyna i
ewentualnie szałasy.
Wszystkie te obiekty stały się wzorcami archetypowymi, które w nas drzemią.
Wydaje się, że wizerunki owych najbardziej wyrazistych gwiazdozbiorów są na
stałe zakodowane w naszych mózgach, że dziedziczymy je po przodkach. Jeśli
wrócić tylko do zwyczaju spoglądania w gwieździste niebo to uczynniamy te
archetypy, a one są z kolei związane poprzez jaźń z nadrzędnym archetypem ducha
Wszechświata.
Każda osoba, która ma zwyczaj częstego spoglądania w gwiazdy intuicyjnie wyczuwa
i później jest o tym święcie przekonana, że patrząc w gwiazdy czerpie z nich,
bądź z całego kosmosu jakąś d z i w n ą energię, która podnosi poziom nastroju,
jej energię psychiczną, jej chęć do życia i zdrowie. Szersze uzasadnienie tego
stwierdzenia zawierają rozdziały: "Wstęp", "Posłowie" oraz dwa wcześniejsze
podrozdziały "Dodateku". Tutaj podajemy jedynie rady praktyczne do owej
"kosmo-energio-bioterapii ("KOSMO-ENE- BIO-TERAPIA"):
1. Codziennie, już w trakcie dnia, spoglądaj na niebo, aby oszacować tzw. s e e
n i g, tzn. jaka jest szansa, aby wieczór lub noc była pogodna, bezchmurna.
2. Nie marnuj żadnej bezchmurnej nocy, gdyż w Polsce jest ich jedynie ok. 100 na
rok.
3. Dokonaj zakupów: a. obrotowej mapy nieba (dostępna np. w kioskach
Planetarium), b. przystępnego podręcznika astronomii (np. E.Pittlich: "Niebo na
dłoni") i ewentualnie atlasu nieba (np. Oldrich Hlad: "Atlas nieba 2000").
4. Twoim pierwszym etapem rozwoju powinno być nauczenie się rozpoznawania jednym
spojrzeniem ok. 20 głównych gwiazdozbiorów dowolnego fragmentu nieba północnego
(w roku 1925 Międzynarodowa Unia Astronomiczna podzieliła całe niebo na 88
gwiazdozbiorów).
5. Praktyczna indentyfikacja gwiazdozbiorów i ważniejszych gwiazd wg obrotowej
mapy nieba musi trwać całe miesiące, a nawet lata. Z natury rzeczy, aby ujrzeć
na własne oczy i rozpoznawać bez trudu wszystkie 12-ście gwiazdozbiorów
zodiakalnych potrzebne są ćwiczenia w ciągu całego roku kalendarzowego.
6. Nieumiejętność natychmiastowego odnajdywania na niebie: Wielkiej
Niedźwiedzicy, gwiazdy Polarnej i Kasjopei, Oriona i Łabędzia jest gorsza niż
analfabetyzm, gdyż jest nieznajomością alfabetu natury i świata, w którym
żyjemy. Bądź podejrzliwy wobec takich osób, lecz staraj się pomóc ludziom,
którzy cechują się tym "brakiem orientacji I-go stopnia".
7. Drugi stopień wtajemniczenia osiągniesz po roku, kiedy to poznasz już
wszystkie 12 gwiazdozbiorów zodiakalnych i niektóre z nich "polubisz". Zapewne
niektóre z nich będą oddziaływać na Ciebie silnie stymulująco. Po latach
nauczysz się korzystania z różnych wiązek promieniowania.
8. Ważne jest, aby wiedzieć, że niektóre rejony nieba wysyłają niezwykle silne
promieniowanie, o szczególnych właściwościach. Można niejako dobrać właściwości
tego promieniowania do problemu samopoczucia. Wy- brane obiekty gwiezdne mają
wpływ na nastrój, inklinację do depresji, ogólniej zdrowie.
Poniżej proponujemy w miarę kompletną listę 18 głównych radioźródeł i innych
ważnych regionów nieba oddziaływujących na człowieka poprzez fale bądź
promieniowanie odbierane przez jego receptory. Położenie tych "ważnych miejsc"
nieba północnego próbujemy zobrazować także przy pomocy rysunku.
a. W rejonie gwiazdozbiorów nieba niezachodzącego
1. Mgławica dyfuzyjno-emisyjna (mg.D-E) "California" w Perseuszu
2. Mgławica dyfuzyjno-emisyjna (mg.D-E) "K1848" i "IC 1805" między Perseuszem a
Kajopeą
3. Mgławica dyfuzyjno-emisyjna (mg.D-E) "7822" powyżej Kasiopei - w kierunku
g Cefeusza i Gwiazdy Polarnej
4. Mgławica i radioźródło "CAS A" między Kasiopeią a d Cefeuszem (w kierunku
Łabędzia)
b. W rejonie gwiazdozbiorów nieba letniego
5. Mgławica "America" i "Pelican" w pobliżu gwiazdy Deneb ( -> a Cygni)
6. Mgławica "IC 1918 i inne" w pobliżu gwiazdy Sadr (-> g Cygni)
7. Pozostałość po supernowej "Cirrus" w pobliżu gwiazdy Gienah (-> e Cygni)
8. "CYG A" (główne radioźródło) w pobliżu d Cygni
c. W rejonie gwiazdozbiorów nieba zimowego
9. Galaktyka M31 powyżej gwiazdy Mirach (-> b Andromedae)
10. Liczne mgławice, np. "IC 405", "IC 417" wewnątrz obwiedni gwiazdozbioru
Woźnicy
11. Mgławica "IC 443" między Bliźniętami a Bykiem
12. Liczne mgławice m.in. "Wielka Mgławica M42", "IC 431" w obrębie
gwiazdozbioru Oriona
13. Mgławice "Conus" i "Rozeta" w gwiazdozbiorze Jednorożca (monoceros) (->
powyżej Bliźniąt, pomiędzy Orionem i Małym Psem)
14. Liczne mgławice w gwiazdozbiorze Panny, a także umiejscowienie największej
masy grawitacyjnej (tzw. "Wielki Atraktor")
d. Obiekty specjalne
15. Centrum galaktyki w rzucie gwiazdozbioru Strzelca
16. Mgławice "G 334", G 357" między gwiazdozbiorem Skorpiona
i Strzelca
17. Gwiazda Syriusz (a Canis Maioris), najjaśniejsza gwiazda nieba północnego +
gwiazda Adara (e Canis Maioris), najsilniejsze źródło promieniowania
ultrafioletowego
18. Pustka makrostruktury kosmosu w rzucie gwiazdozbioru Wolarza. "Bania"
obwiedni galaktyki, czyli pustka kosmiczna sięga na odległość 250 milionów lat
świetlnych (Uwaga! M31 leży w odległości jedynie 2 milionów lat świetlnych)
Szczegóły dotyczące wykorzystywania tych naturalnych źródeł promieniowania będą
zapewne przedmiotem rozważań nowej wyłaniającej się dziedziny terapii, którą
proponujemy nazywać "astromedycyną".
9. Trzeci stopień wtajemniczenia uzyskasz wtedy, gdy będziesz stosował już
specjalnie, dla odprężenia, odpoczynku lub jako formę terapii lub stymulowania
rozwoju 20-40 minutowe seanse "gapienia się w gwiazdy", najlepiej w pozycji
półsiedzącej w fotelu lub krześle turystycznym (na tarasie, w ogrodzie, na
polanie pobliskiego parku lub lasu, najlepiej w odległości 30-40 km od
wielkomiejskich świateł). Sprzyja temu tzw. pozycja ciała, która powoduje
sprzęganie biopola rąk i mózgu człowieka. Polega ona na założeniu rąk za główę i
utrzymywaniu ich w okolicy płatów potylicznych, co wzmacnia wy- obrażenia
wzrokowe i widzenie.
10. Dalsze nasze rady dotyczą nie tylko nocnej ale i także dziennej!! indukcji
relaksu psychicznego oraz rozwiązywania problemów, stymulowania: kreatywności,
artystycznego natchnienia i stanów odkrywczych iluminacji przez energię
pochodzącą z gwiazd. Aby przekonać się do treści wymienionych niżej punktów
11-21 przeczytaj, koniecznie!!! podrozdział "Dodatek-2".
11. Gdy będziesz miał sposobność, dokonaj na sobie eksperymentu. Będąc w dobrym
stanie psychicznym, przebywaj jednego dnia: (a) przez 3-4 godziny w zamkniętym
betonowym, dobrze "zbrojonym" pomieszczeniu, takim gdzie podręczny
radioodbiornik zupełnie nie odbiera nawet najbliższych radiostacji (podziemia
większych, betonowych budynków), potem przebywaj (b) przez 3-4 godziny w
pomieszczeniu typu "drewniany domek letniskowy". Porównaj Twoje możliwości
intelektualne w pomieszczeniu typu (a) i (b). Szukaj możności pracy w
pomieszczeniach typu (b).
12. Możliwie duża ilość "światła" (powierzchni) okien pokoju, w którym śpisz,
powinna padać ("rzutować") na Twoje łóżko.
13. Dopilnuj, aby w nocy, w Twoim pokoju, żadne urządzenie zasilane prądem
elektrycznym nie było włączone.
14. Nie marnuj okazji, jeśli widoczny jest zachód słońca, słońce o brzasku lub
księżyc w dowolnej kwarcie (vide artykuły opublikowane w czasopiśmie "Szaman" nr
10/1993 pt.: "Ten przeklęty księżyc" oraz "Trzecie oko" w nr 12/1994). Wpatruj
się i kontempluj te widoki możliwie długo. Staraj się często szacować w skali
0-10, jaki jest aktualny wskaźnik "aury dnia" ("magnetyzmu dnia"), czyli jaka
jest dzisiaj, aktualnie siła "magii natury". Umownie 10 punktów można
przydzielać takim okolicznościom, gdy obserwujemy wyjątkowo piękny zachód słońca
lub gwieździste niebo z wyraźnie widoczną wstęgą Drogi Mlecznej.
15. Patrz często na niebo, niezależnie od pory doby i stopnia zachmurzenia,
zwłaszcza w punkty położone 20o powyżej horyzontu (patrz artykuł pt.: "Twoje
znaki na niebie").
16. Sprawdzaj często, przy pomocy opublikowanych mapek lub obrotowej mapy nieba,
w których mniej więcej miejscach nieba, za dnia, znajdują się aktualne (za
chmurami!!) główne radioźródła (Gwiazdozbiór Łabędzia, Kasjopea, Centrum
Galaktyki [rzut gwiazdozbioru Strzelca], Orion itp.).
17. Zawsze gdy wychodzisz z budynku lub gdy stajesz przy oknie, również za dnia,
nawet przy znacznym zachmurzeniu, dokonuj lustracji nieba. Bez trudu (dzięki
magnetoreceptorom siatkówki i nerwu trójdzielnego!) wykryjesz region nieba,
który oddziaływuje relaksująco, jest to tzw. zabawa w "centrowanie na
najsilniejsze, bieżące radioźródło". Uwaga! Zachodzi sprzężenie zwrotne. Im
bardziej jesteś zrelaksowany tym łatwiej wykryjesz te regiony. Uwaga! Możesz
robić quiz z osobami towarzyszącymi. Jeśli nie wierzysz w sens tej zabawy to
zaglądnij do księgi "Upaniszady", gdzie znajduje się fragment: "... dusza
schodzi do zrodzonego z natury ciała przez jeden z nerwów czaszkowych, a w
stanie zupełnego przebudzenia ześrodkowana jest w przybytku głowy i przybytku
serca..." (cytat wg księżki Catharose de Petri pt.: "Transfiguracja", Wyd.
Lectorium Rosicrucianum, 1979, 11-15 Bakenessergracht, Haarlem, Holandia).
18. Jakakolwiek praca myślowa, poszukiwanie rozwiązania, pokonywanie dylematu
osobistego powinna być poprzedzona przez 10-cio minutową "lustrację nieba" wg
sposobu opisanego w punkcie 7.
19. Wszystkie poznane przez Ciebie gwiazdozbiory, wyznaczające figury
"domknięte", tzn. trapezoidalne, romboidalne itp., np. takie jak Pegaz, Woźnica,
Wolarz, Wielka Niedździedzica, Lew, a nawet Bliźnięta, Orion, czy słabiej
świecące, jak Herkules czy Cefeusz, potraktuj jako obwiednie TWOICH OSOBISTYCH
KARTUSZY (vide artykuł pt.: "Stan iluminacji dla każdego" opublikowany w
"Szamanie" nr 2/1995). Wpisz tam TWOJE OSOBISTE HIEROGLIFY, które będą dobrze
określały Ciebie (vide artykuł pt.: "Przestrzeń z dodatkowym wymiarem"
opublikowany w "Szamanie" nr 11/1994). W odróżnieniu od faraonów, będziesz miał
więc kilka kartuszy. Każdy z nich będzie pełnił odrębną rolę. Możesz im nadać
kolory i rytm "migania" (rytm zmiany intensywności świecenia). Zwróć uwagę, że w
rzucie gwiazdozbioru Wolarza znajduje się pustka w makrostrukturze kosmosu.
"Bania" obwiedni galaktyk sięga tam na odległość 250 milionów lat świetlnych. W
obwiedni gwiazdozbioru Woźnicy znajdują się natomiast silne radioźródła. Te dwa
"miejsca" nieboskłonu nadają się więc do "wymazywania" i do "wzmacniania" Twoich
podświadomych celów, jeśli tylko potrafisz je wyobrazić sobie figuratywnie,
symbolicznie lub bardzo a bardzo obrazowo. W określonych okolicznościach i
stanach będziesz się mógł odwołać do tych znaków. Najprościej jest ustalić
kartusz "fonetyczny" (vide artykuł pt.: "Lekcja pierwsza świętych znaków
Egiptu", który będzie opublikowany w "Sza- manie"). Drugi powinien oddawać już
bardziej figuratywnie i symbolicznie najistotniejsze, aktualne, często
pesymistyczne cechy Twojej osobowości (vide artykuł pt.: "Współczesne kartusze
osobiste, który będzie opubliwany w "Szamanie"). Minimum wysiłku intelektualnego
potrzebnego, aby prezentowana tu nasza metoda, oznaczona akronimem SMS była
skuteczna na codzień, jest mozolne wyznaczanie tzw. karusza symbolicznego
docelowego lub kartusza prawostronnego. Jest to równoznaczne z odkryciem celu
Twojej misji życiowej, wyznaczonej naturalnie, tzn. genetycznie i kosmicznie.
Determinanty tej misji, a więc "sensu osobistego", podobnie jak i cechy Twojego
Cienia (kartusz lewy), tkwią w Twojej podświadomości. Okazuje się, że są one
powiązane z widokami gwiazd, jakie precepowali Twoi przodkowie, Twoi rodzice i
Ty sam. Trzeba je umieć pobudzić. Od Ciebie zależy, jaki gwiazdozbiór
wybierzesz, jaką porę dnia lub nocy wybierzesz. Ich stymulacja sprawi, iż
odgadniesz niejako "swoje imię".
Metoda SMS sprowadza się to tego, aby obraz nieba nocnego (które jest widoczne
rzadko) posłużył do "zorganizowania" ekranu nieba dziennego. Okazuje się bowiem,
że niebo dzienne jest wspaniale działającym "urządzeniem", które ułatwia
rzutowanie na ten "ekran" aktualnych stanów podświadomych i obrazów wizualizacji
swojej przyszłości. Ekran nieba może posłużyć także do planowania przyszłości.
Wstępem do tego powinny być ćwiczenia w wyobrażaniu sobie na ekranie nieba,
najlepiej nieco poniżej linii horyzontu, na wprost osi marszu lub jazdy twarzy i
sylwetek ludzi, a zwłaszcza własnej twarzy i sylwetki w różnych sytuacjach.
Technikę wykorzystywania ekranu nieba lansują już najstarsze teksty ludzkości,
zwłaszcza staroegipskie oraz tzw. Tybetańska Księga Umarłych. Patrząc w niebo
patrzymy w przeszłość. Przeszłość jednak warunkuje przyszłość. Zarys
przyszłości, sytuacja pożądana powinna być wyobrażona obrazowo, możliwie
konkretnie. Później trzeba będzie czekać na dobre pomysły, które wskażą nam
przejście od sytuacji aktualnej do sytuacji pożądanej.
20. Wykorzystanie oscylatora magnetyczno-radiowego zachodzi dopiero w dłuższych
przedziałach czasu, dopiero od momentu ustanowienia problemu, sytuacji
pożądanej, aktualnego celu życiowego. Wtedy rady praktyczne mogą dotyczyć osoby
pozostającej w stanie "wzbudzenia" na wskutek uczuciowej relacji do innej osoby.
Jednoczesne przyłożenie tych dwóch sił sprawi, iż stany natchnienia, odkrywcze
olśnienia i stany iluminacji będą zdarzały się nagminnie. Dość dobrze ilustruje
to tekst pt.: "Stany iluminacji", opublikowany w "Szamanie nr" 2/1995. Tekst ten
można potraktować tu jako kolejne zalecenie praktyczne.
Następny etap wtajemniczenia związany jest z wspomnianym łącznym oddziaływaniem
innej osoby, partnera, co przekracza ramy niniejszej książ- ki. Jest o tym mowa
natomiast w powieści Adriana Bearda pt.: "M31" (vide książka pt.: "Fantazje,
które leczą" - wydawnictwo konferencji PSYCHO- MEDYCYNA oraz w tekstach
stanowiących rozdziały kolejnej książki niżej podpisanego pt.: "Teatr wydarzeń
osobistych" (w druku).
Nasze rady praktyczne wymagają uzupełnienia poprzez zapoznanie się z naszymi
mapkami do KOSMO-ENE-BIO-TERAPII lub posiadanie obrotowej mapy nieba wraz z
podręcznikiem astronomii. Jedną z naszych mapek zamieszczamy wewnątrz niniejszej
książki.
P.S. Lekarze posiadający większą wiedzę z zakresu: (1) zmian regulacji
hormonalnej i zmian odporności w zależności od rytmów około-dobowych
(circa-dian) i około-rocznych (circa-year) oraz z zakresu (2) wpływu tych zmian
na wydzielanie melatoniny, TNF i koncentrację w trakcie marzeń dziennych oraz
uczenia się i rozwiązywania problemów po uprzednim osiągnięciu stanu odprężenia,
(3) ogólnej wiedzy z zakresu tzw. "astromedycyny" i szerzej "medycyny
holistycznej" są w stanie doradzić, które wiązki promieniowania wybranych
obiektów gwiezdnych i jakie inne działanie mogą zmienić działania, nastrój i
samopoczucie.
* Copyrights for "KOSMO-ENE-BIO-TERAPIA" (indukcja nocna)
"STELLAR MENTAL STIMULATION" (indukcja dzienna)
by A. Brodziak
Kliknij aby
powrócić do planszy początkowejttutaj
przejść do menu szczegółowegotutaj
wrócić tam skąd przyszedłeśtutaj