I choć to życie jest … nic nie warte,
Evviva l'Arte!
EVViva…?
Droga nasza służba zdrowia w postaci Ani L. dbając nie tylko o nasze zdrowie doczesne, ale i duchowe, zadzwoniła niedawno i zapowiedziała, że zabiera żonę moją kochaną Janinę do teatrum. Ma dwa bilety na sztukę szkockiego pisarza Dawida Harrower'a pt. „Noże w Kurach” czy coś podobnego. Jak to z Anią, dyskusji nie ma, więc bidula, mimo oporów (bo ten drób- znacie upodobania jasine), odsztafirowała się i pojechały. A ja spokojnie do telewizora. „Plebania”, „Kiepscy”,”W kręgu miłości”! Kultura w czystej postaci! (pyfko, nogi na stolik! I jest cool)
Wróciły późną nocą, spałem już, więc dopiero rano, przy śniadaniu pytam -Jak tam, Słonko moje, KULTURA?
-No wiesz, sztuka interesująca, dobrze zagrana. Ponura jak proza Steinbeka i filmy naturalizmu lat pięćdziesiątych; „Tam gdzie rosną poziomki”, „Złodzieje rowerów” …
- No dobrze- mówię zniecierpliwiony- ale co to za sztuka?
-No więc- zaczęła z pewnym zamyśleniem;
-Rzecz się dzieje na szkockiej wsi. Wiejska chałupa, mąż i żona, jeszcze do rzeczy. Za ścianą sypialni stajenka z klaczą, a za rzeczką młyn z młodym młynarzem, wdowcem. We wsi plotki chodziły, że on swą żonę to, no wicie..Ale plotków nie powtarzam. Mąż, jak to chłop prosty i zazdrosny okrutnie. Szczególnie o tę klaczkę, więc babę kułakiem w pysk, do roboty zaganiał, a sam do stajenki. I już po chwili dochodziły zza ściany radosne pomrukiwania i cichutkie rżenie.
Jakoś tak pod koniec lata chłop odstawił zboże do młyna, żonie kazał pilnować wozu, a sam z kobyłką... Nudziło się żonie przy wozie, młynarz zapraszał do środka, więc uległa i w gościnę weszła. Skromnie do stołu zasiadła i w dysputę z gospodarzem się wdała. Takie tam tematy, jak to prosta kobieta z zapadłej wsi: problemy egzystencjalne, słowotwórstwo i jego znaczenie w życiu i takie tam problemy filozoficzne. Nagłe BUM, BUM do drzwi przywołało zagadanych do rzeczywistości. To mąż zaskoczył gruchającą małżonkę. Na dzień dobry babę kułakiem zdzielił, normalnie jakby od niechcenia w pysk i już młynarza tak samo chciał potraktować, lecz ten ostatni zdążył do barku skoczyć i Białego Horsa odkorkować Pierwsza szklaneczka udobruchała rozeźlonego chłopa.
-Wiadomo! Lubiał wypić, hee!
- Druga szklaneczka rozweseliła, a trzecia i czwarta z lekka przetrąciła, czyli zbiła z pantałyku. Chrząknął, poprawił pluderki, przeprosił uprzejmie i udał się do wygódki. Ledwo drzwi się zamknęły żona biegnie na stryszek, z kąta koło młyńskie wytacza, co to się młynarzowi po jakiejś balandze tam zadziało, i z mozołem do windowa toczy! Skoczył młynarz i ochoczo kobiecie pomaga i wprost na wygódkę z mężem w środku wypycha. Straszno! Kibel z chłopem w środku w szambie zniknął, a szczęśliwi młodzi do wyrka...
Wszystko skończyło się hapy endem: młynarz zgnił w kiciu, biedna wdowa kobyłkę przedała, ogierka se kupiła i żyli długo i szczęśliwie. Choć o dzieciach autor nic nie wspomniał.
-Nieee, to fajna i pouczająca sztuka- powiadam- A widownia to pewnie pełna?
-No, w pewnym sensie- zawahało się moje kochanie.- Bo widzisz to była taka sztuka trochę eksperymentalna, taka nowa fala, jak kiedyś się określało sztukę i film francuski.
-Eksperymentalna, powiadasz? Nowa fala?- spytałem zaniepokojony.
- No tak. Siedzieliśmy, wszyscy widzowie, jakieś ok. 80 osób. Na ławach ustawionych na scenie, między meblami chłopskiej chałupy. Kurtyna była opuszczona, bo by aktorom było zimno, bo goli po scenie między widzami chodzili czasem tylko do łóżka, dla ogrzania się pod kołdrę włazili.
Osiemdziesięciu widzów? Toż z biletów to ledwo pewnie na to, whysky im starczy! Nie dziwota, że na stroje biedakom-aktorzynom pieniędzy brakuje i gołymi tyłkami muszą świecić w pracy. Ale, powiedz, tak zupełnie? Jak Adam i Ewa? Takie eksperymentum:?- pytam i za kijem się rozglądam co by babie tą „kulturę” z głowy na przyszłość zupełnie wybić.
-No tak! Jak Adam i Ewa w raju, tyle że bez listków. A jeszcze na scenie zboże rozsypane w stopy gołe im się wbijało! Tak, tak, ciężkie jest życie aktora!
Noo! Ale czego się nie robi dla podniesienia kultury w narodzie! Tylko gdzie są związki zawodowe?
Kilka dni temu Peszek, omawiając jakiś problem związany z „Teatrem Młodych”, powiedział, że młodzi autorzy hołdują modnemu hasłu: im bliżej życiowego dna tym bliżej prawdy. stąd knajacki język, podejrzanie moralne zachowania i brak zahamowań na scenach i ekranie. Nic błędniejszego niż dochodzenie do kultury przez tanie chwyty reżyserskie. Do teatrów chodzą ludzie, którzy pod budkami nie wystają, bab zwyczajowo po pyskach nie leją i sodomii nie uprawiają. Przynajmniej taką mam nadzieję! A do świątyni sztuki chcemy ( ja chcę) chodzić by się obmyć z tego codziennego kurzu bylejakości i brzydoty. Zresztą można zwykłe i niezwykłe problemy przedstawiać normalnie, bez scenicznych-tanich sztuczek.
Dla porządku dodam, że sztuka ma doskonałe recenzje i traktowana jest w kategorii wydarzenia kulturalnego. Gratuluję!
Kończę, bom się rozpisał okrutnie. I tak pewnie nikt takiej ilości tekstu nie przeczyta, a w TVP serial peruwiański zaraz się zaczyna, czego przecież nie wypada opuścić. No to -Paaa!
Sławek@
PS.(primo) A mnie się podobało i zrobiło na mnie wrażenie! - Jasia
(secundo) Treść nie autoryzowana, opisana według mego oglądu, a jak wiecie na moim wzroku nie bardzo można polegać. - Sławek.