Rozdział XIII
Pracuj ciężko
Czyli
By pokonać wampira
AIDEN:
Mężczyzna wstał z fotela i zrobił kilka kroków w naszą stronę. Jego twarz wyłoniła się z ciemności. Był piękny jak wampir. Miał bladą skórę i czerwone usta, lecz jego oczy były szafirowe. Długie włosy miały kolor słomy i związane były w luźny kucyk. Podobieństwo między nim, a Carlislem było bardzo widoczne. Nie wiedziałem kim był, ale z jakiegoś powodu Casidy się go bała. Jej oddech przyspieszył, a oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Przełknęła głośno ślinę. Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
-Witaj Anthony. - Mimo wszystko rozmawiali jak starzy znajomi. Nie pytała o powód jego wizyty. Najwidoczniej wiedziała, dlaczego tu jest. Blondyn spojrzał na mnie.
-Kochana Casidy, czy po to uczyłem Cię, jak unikać wampirów, byś teraz po prostu wpuszczała jednego z nich do domu? - Po raz kolejny rzucił na mnie okiem.
-Aaah… - zasyczał, na znak zrozumienia. - Kolejny Cullen, czyż nie? Och tak, widzę herb.- Znał moją rodzinę?
-Aiden, chyba czas na Ciebie. -Nawet na mnie nie spojrzała. Była całkowicie sztywna, jakby bała się, że odmówię.
-Przykro mi Casidy, nigdzie się nie wybieram. - „Po pierwsze, chce poznać prawdę. A po drugie, nie zostawię Cię z nim, jeśli wiem, że się boisz.” Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. Nie, nie mogę po prostu odejść.
-Aiden, proszę… - Byłem pewien, że zaraz się rozpłacze. Mimo to, nie miałem zamiaru wyjść. Anthony przerwał milczenie.
-O co chodzi Cas? Cullen jest Twoim przyjacielem, czyż nie? Dlaczego nie pozwolisz mu zostać? - uniósł brwi. Casidy posłała mu mordercze spojrzenie. Z jej gardła wydobyło się warknięcie. Niskie, przerażające…. wampirze. Blondyn uśmiechnął się drwiąco i wyszedł tylnymi drzwiami, zmierzając w stronę lasu. Mignonette posłała mi ostatnie błagalne spojrzenie. „Nie ma mowy” pokręciłem głową. Ruszyliśmy za nim. Szliśmy w milczeniu przez las. Dotarliśmy do małej polany, Anthony zatrzymał się.
-Stań najdalej jak możesz - Powiedziała Casidy martwym głosem. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Posłuchałem jej. Zatrzymałem się przy najdalszym drzewie w polu widzenia.
Wtedy się zaczęło. Już po kilku sekundach zrozumiałem, co zamierzają zrobić. „Nie!” myślałem gorączkowo.
Walka.
Zamierzali walczyć.
Już po chwili okazało się, że Anthony jest równie silny, co wampir, jeśli nie silniejszy. Zdałem sobie sprawę, że jest pół wampirem. Musi nim być.
Zrozumiałem też coś innego. Casidy była człowiekiem. Człowiekiem z krwi i kości.
Pierwszy cios blondyna rozciął jej skórę. Przez szok nawet nie poczułem zapachu krwi. Czarnowłosa radziła sobie świetnie jak na człowieka. Unikała większości uderzeń, sama zadawała potężne ciosy. Oderwała kawałek ręki Anthonego, lecz coraz mocniej krwawiła. Ran było coraz więcej. Nie mogłem się ruszyć, stałem jak osłupiały, patrząc na walkę pół wampira i człowieka.
Pół godziny później ciało Casidy było zmasakrowane do granic możliwości, lecz nadal stała. Resztkami sił powstrzymywała swoje ciało od upadku.
- Wydaję mi się, że to już koniec - Blondyn porzucił swoją obronną postawę i poprawił włosy. Nareszcie. Nareszcie ją zostawi. Przestanie sprawiać jej ból.
-Nie! - wydyszała szarooka. - daj spokój Anthony! Bywało ze mną gorzej, nadal mogę walczyć! - Nie rozumiałem sensu jej słów. Czy bywała już w gorszym stanie niż ten? Przyjęła na nowo swoją postawę. Blondyn podszedł do niej powoli.
-Przykro mi Casidy, muszę już niestety iść. Chyba musisz wyjaśnić parę rzeczy swojemu koledze - Uśmiechnął się delikatnie. Zdawało się, że uśmiech był fałszywy. Opuściła ręce, mężczyzna ujął jej podbródek i namiętnie pocałował. Złość i szok narastały we mnie. Po chwili już go nie było.
Casidy otworzyła oczy. Odwróciła się i bez słowa próbowała dowlec się do domu. Poszedłem za nią, mój mózg wciąż nie pracował normalnie.
Siedziałem na krześle w jej pokoju wciąż oszołomiony. Po chwili przyszła w samym ręczniku. W rękach trzymała miskę z różnymi środkami do szycia i dezynfekowania ran. Zrzuciła ręcznik, lecz tym razem nie odwróciłem głowy. Poczułem okropne uczucie w żołądku, gdy patrzyłem na jej porozcinane i posiniaczone ciało. Bez słowa usiadła na łóżku i zajmowała się ranami. Oczyszczała je i przebijała igłą skórę, bez mrugnięcia okiem. Nie patrzyła na mnie. Miała na sobie tylko medalion, który dostała od swojego wujka.
Gdy zajęła się wszystkimi skaleczeniami, wślizgnęła się pod cienki koc, nie zakładając żadnych ubrań. Jak bardzo musiało ją boleć? Zawahałem się chwilę, ale położyłem się przy niej z twarzą obróconą do jej nagich pleców. Blizny. Niepewnie wyciągnąłem dłoń i zacząłem wodzić po nich palcem.
Urywki wspomnień zaczęły pojawiać się w mojej głowie.
„Wujek mówił, że bardzo długo pracował, by móc ze mną mieszkać”, „Ktoś go uratował…”,
„…zakończył swoją egzystencję”, „…Myśleli, że za dużo wiedział”
-Ci, którzy zabili Twojego wujka, chcą dorwać Ciebie prawda? - Wyszeptałem. Zatrzęsła się.
-Tak… Przynajmniej z tego co wiem. - Jej szept był cichszy nawet od mojego. Wydaje się, że płakała.
-Opowiesz mi teraz wszystko? - Pokiwała niepewnie głową i odwróciła się twarzą do mnie. Jej oczy były zmęczone, jak u staruszki. Jak wiele musiała przejść?
NARRATOR BEZSTRONNY:
Piętnastoletnia dziewczyna siedziała w kącie pokoju z listem w rękach. Łzy spływały jej po policzkach, mimo, że nie szlochała.
„…. Kiedy to się stanie, musisz go odnaleźć, bez względu na wszystko! Musisz być silna, byś mogła stawić czoła wampirom! Pamiętaj księżniczko, że kocham Cię najmocniej na świecie. W ostateczności użyj medalionu.”
**************************************************
-Proszę, musisz mi pomóc! - nie płakała, nie błagała Prosiła o pomoc. Żądała pomocy. Blond włosy mężczyzna zawahał się.
-Dobrze. Będę Cię trenował pod jednym warunkiem. Żadnych łez, jęków i zgrzytania zębami, rozumiesz? - czarnowłosa pokiwała gorliwie głową.
**************************************************
Miesiące ciężkiej pracy. Żadnych łez. Miesiące odnoszenia ciężkich obrażeń. Żadnych narzekań.
Siedziała praktycznie naga na łóżku po treningu. Wszedł do jej pokoju i usiadł obok niej. Jad napłynął do jego ust. Pochylił się i językiem dokładnie wprowadził go do najgłębszej rany. Jego jad nie mógł przemienić w wampira, ale leczył głębokie rozcięcia, a nawet złamania. Blizny uleczone nim, nie były widoczne dla ludzi. Nie paliło już tak bardzo jak kiedyś. Pierwszej nocy bolało, jak przy przemianie. Widocznie nawet do ognia można się przyzwyczaić.
Po wyleczeniu wszystkich skaz, Casidy wstała i narzuciła na siebie koszulę. Rzuciła krótkie „dziękuję” i miała zamiar zabrać się za czytanie książki. Podszedł do niej pewnym krokiem i chciał pocałować. Odwróciła głowę.
- Jestem dzisiaj dość silna, by Ci się sprzeciwić Anthony - powiedziała oschle. Blondyn tylko się uśmiechnął.
-Moja wojownicza księżniczka. -ucałował jej policzek i wyszedł bez słowa.
Kiedyś nie miała odwagi, by mu odmawiać. Jego pocałunki nie były przyjemne, ale można było je przetrwać. Najbardziej zapamiętała smak jadu. Kiedyś w końcu się postawiła. Nie popełniła błędu. Od tej pory sprzeciwiała się coraz częściej.
**********************************************************************************
-W pokoju masz ubrania. Wystrój się dzisiaj.- kiwnęła głową i ruszyła do drzwi.
Na łóżku leżała czarna sukienka. Westchnęła. Anthony po raz kolejny zaprosił do siebie kilka wampirów. Tym razem byli to Volturi. Miała tylko ładnie wyglądać, uśmiechać się i uważać na siebie. Ubrała niewygodny strój, rozpuściła włosy i ruszyła do wyjścia. Weszła do ogromnej komnaty.
-A oto moja nowa podopieczna - Blondyn kiwnął w jej stronę ręką. Podeszła i uśmiechnęła się sztucznie. Na czele drużyny stał Aro. Patrzył na nią intensywnie.
-Casidy - podała mu dłoń, ujął ją i pocałował nie odrywając od niej wzroku.
-Aro, do usług- uśmiechnął się, z nonszalancją ukazując wampirze zęby.
**************************************************************
Przycisnął ją do ściany i namiętnie całował jej szyję i dekolt. Wyrywała się, jednak był za silny. „Mogłam się tego spodziewać” -myślała. „W końcu jest przywódcą Volturi”. Jego język wsunął się pomiędzy jej wargi. Smak jadu był jeszcze obrzydliwszy niż zazwyczaj. Po jakimś czasie udało się. Stała pod ścianą, uwolniona z jego objęć. Zawarczała. Uśmiechnął się, a w jego oczach widać było tylko pożądanie.
-Chyba nie sądzisz, że mi się wymkniesz Casidy? - w jego głosie można było wyczuć sarkazm.
-Chyba nie sądzisz, że poddam się bez walki, Aro? - była wściekła. Wolała umrzeć, niż patrzeć jak wampir odbiera jej resztki niewinności.
-Dobrze więc. - Zaczęli walczyć. Było trudno, ledwo się broniła, a jednak nie poddała się. Nigdy. Nie przeszła przez to piekło po to, by przegrać
Po długiej walce już wiedziała. Zginie. Nie zdoła go pokonać. Może wytrzymać jeszcze tyko kilka chwil. W tym samym momencie drzwi otworzyły się. Do komnaty wszedł jeden z Volturi. Aro kiwnął do niego głową. Po sekundzie jego usta znalazły się przy uchu Casidy.
-Jeszcze się zobaczymy, skarbie. - chwilę później już go nie było.
Stała na środku pokoju cała we krwi. Wierzchem dłoni wytarła usta. Anthony opierał się o framugę drzwi. Podał jej biały ręcznik. Chwyciła go ze złością i zaczęła usuwać krew ze swojej twarzy.
-Świetnie sobie poradziłaś - spojrzała na niego spode łba.
-Jak mniemam nie pomógł byś mi? - To było raczej stwierdzenie.
-Oczywiście, że nie -uśmiechnął się lekko. - Przeleciał by Cię jakiś wampir raz czy dwa, to później byłabyś silniejsza. Czy nie mam racji? - Zawahała się.
-Tak. Masz rację. - Powiedziała już spokojniej. W istocie- miał.
- Poza tym... -dotknął jej obojczyka koniuszkami palców - jestem jedynym, który może Cię dotykać, czyż nie? - przesuwał palcami po jej skórze. Wiedziała co mu chodzi po głowie.
-Musiałbyś mnie zabić - powiedziała spokojnie.
-Wiem, dlatego nawet nie próbuję. Dzisiaj pokazałaś mi co potrafisz zrobić w obronie swego ciała. - Odwrócił się i skierował w stronę drzwi.
-Wracasz do Forks. - rzucił przez ramię.
-Co?? Odsyłasz mnie tylko dlatego, że Ci się sprzeciwiam? - Ogarnęła ją furia
- Nie, Casidy. Źle mnie zrozumiałaś. Wracasz do Forks, ponieważ właśnie wytrzymałaś długą bitwę z przywódcą najgroźniejszego wampirzego klanu. -Odszedł z uśmiechem. Casidy była zszokowana. „Wracam, nareszcie wracam”
AIDEN:
-Kim był ten, który próbował Cię zgwałcić - zacisnąłem pięści.
-Nie ważne - unikała odpowiedzi.
-Znam go? - Czułem, że powyrywam mu kończyny.
-Tak. - Nie powiedziała już nic więcej.
-Dlaczego się ode mnie odsunęłaś?- Zapytałem po chwili
-Jak już mówiłam, Ci, którzy zabili mojego wujka chcą mnie dorwać. Jeśli utrzymywałabym z Tobą bliższe stosunki byłbyś pierwszą osobą, do której by przyszli. Nie chcę narażać ani Ciebie, ani Twojej rodziny.-skrzywiła się.
-Nie pozwolę im Cię skrzywdzić - Czyż nie brzmiało to romantycznie? Musisz mi uwierzyć!
- Zostaw mnie Aiden, dopóki nie jest jeszcze za późno. - mówiła błagalnym tonem
-Już jest za późno. - zawahałem się.
- K… Kocham Cię, Casidy - Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że mówię prawdę. Najszczerszą prawdę. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.