Tematy astrologiczne astrologa Wojciecha Jozwiaka cz 1


Astrologia jako nauka ścisła

Naukowiec kontra medium

Kiedyś Edmund Husserl napisał traktat co znaczy "Filozofia jako ścisła nauka", albo "... jako wiedza poddana rygorom". Tu mowa będzie nie o filozofii, lecz o astrologii, bo i nasza dziedzina wiedzy dojrzała do tego, by poddać ją wreszcie rygorom ścisłego myślenia. I o tym chcę napisać: jakiej to mianowicie dyscyplinie powinna się poddać astrologia, aby współczesny intelektualista nie musiał się jej wstydzić.

Można obserwować planetarne rytmy w ich działaniu na ludzi, i nie mieć żadnych ambicji prognostycznych - tak na przykład postępował Michel Gauquelin; można też sięgać myślami w przyszłość i nie patrzeć na planety - i tak robi większość wróżbitów. W astrologu tkwią dwie sprzeczne natury, dwie konkurujące funkcje umysłu, które trzeba dobrze odróżniać - a oczywiście większość adeptów astrologii nie zdaje sobie sprawy z tego rozdwojenia. Analiza położeń i ruchów planet, kosmicznych cykli czasu, a także typów psychologicznych - jest czynnością racjonalnego umysłu, i tu są potrzebne te same kwalifikacje intelektualne, jakie ma naukowiec, umysł ścisły. Jednocześnie, gdy trzeba wygłaszać opinie o czyjejś przyszłości, czyni to ktoś o umyśle biegunowo odmiennym, odwrotnym wobec naukowego - mianowicie medium. Media ogłaszają przyszłość kierując się wiedzą bezpośrednią. Horoskop służy im nie do intelektualnej analizy, ale jako punkt skupienia, Albo też jako środek do koncentracji i nawiązania parapsychicznej łączności z badaną osobą. W takiej funkcji rysunek planet jest zaledwie pretekstem - równie dobrze może to być rysunek linii dłoni, widok tęczówki oka, fotografia badanej osoby, sny, karty tarota, widok czystego błękitu nieba i tak dalej. Media wiedzą i widzą, ale też nie wiedzą, jak to robią, i mogą sobie pozwolić na lekceważenie logiki i innych rygorów intelektu, czego w żadnym wypadku nie wolno robić astrologowi o racjonalnej orientacji.

Z reguły funkcje myślenia medialnego i ścisłego przynależą różnym osobnikom, i uzdolnione media mogą mieć ogromną wyobraźnię, wrażliwość, empatię i talenty artystyczne, ale w zdolności logicznego myślenia mistrzami zazwyczaj nie są. I odwrotnie - ścisły analityk ma zwykle umysł nieczuły na fluidy, wizje i bioprądy. Co więcej - kiedy osobowość medialna zabiera się do dziedziny wiedzy wymagającej myślenia rygorystycznego, zaczyna używać logicznych wywodów do udowodnienia tez z góry uznanych za jedynie słuszne, buduje pseudonaukowe terminologie. W astrologii tak się właśnie sprawy mają. Zacznijmy czytać dowolny podręcznik astrologii - uderza drewniany język, niechęć do znajdywania związków z życiem. Astrologia musi stać się zdolna do krytyki własnych podstaw. Właśnie krytyka podstawowych pojęć: przestrzeni, czasu, prawdopodobieństwa - doprowadziła w fizyce do dwóch wielkich, zwrotnych teorii: W biologii, genetyce, było podobnie. W ostatnim półwieczu trzon astrologicznych idei został zalany powodzią nowych pomysłów: odkrywano nowe planety planetoidy, wprowadzono midpunkty itp.

Wielka rektyfikacja i koniec dogmatu horoskopu urodzeniowego

Organizm dziecka przychodzącego na świat - jest w dużym stopniu uformowany, a dzięki przekazowi genetycznemu ma ono, w formie potencjalnej, cały już zestaw cech charakteru, talentów, skłonności, upodobań. Bardzo pouczające są wyniki badań wskazujące, jak ogromna część naszej osobowości jest wrodzona, czyli z góry wyznaczona genetycznie. Michelowi Gauquelinowi astrologia zawdzięcza myśl, że wśród cech genetycznie uwarunkowanych znajduje się też uwrażliwienie młodego organizmu na kosmiczne rytmy czasu. Dziecko rodząc się trafia w pewną fazę któregoś z planetarnych rytmów. Ta faza nie jest przypadkowa - jest skorelowana z całym przeglądem psychicznych cech. Gauquelin wyodrębnił wyraziste psychologiczne typy ludzi urodzonych przy dominujących pozycjach niektórych planet: Jowisza, Saturna, Marsa, Księżyca i Wenus. Analiza wyników jego prac długo jeszcze pozostanie wielkim źródłem inspiracji dla astrologów, potwierdził on bowiem pewne stare twierdzenia: (jak te o związku Saturna z logiką i nauką, a Wenus z wrażliwością na piękno), ale zarazem odkrył prawidłowości - jak choćby to, że trzeba zwracać uwagę na planety pozostające w pobliżu osi poziomej (ascendent-descendent) i pionowej (medium Coeli - imum Coeli), co burzy porządek z domami.

Dziecko rodzi się w dużym stopniu gotowe i jego genetyczne wyposażenie jest jednym z czynników decydujących o chwili urodzenia. Dziecko rodzi się w czasie który jest mu w pewien sposób wygodny, a który współgra również z jego psychicznymi i innymi predyspozycjami. Tak więc czas urodzenia ma wartość wskaźnika osobowości. Nie jest to żaden wierny zapis cech młodego człowieka, ani jego źródło lub przyczyna, ale właśnie wskaźnik, pewien czynnik towarzyszący, uboczny. Podobnie biegły znawca może odczytywać cechy charakteru zakodowane w rysach twarzy człowieka. Albo też - trochę zmieniając obszar porównań - wiele można się dowiedzieć o człowieku na podstawie tego, jak ma urządzone mieszkanie lub jak wygląda jego samochód. Istnieją różne psychozabawy oparte na takich korelacjach. Rektyfikacja traktowana jest zazwyczaj jako kłopotliwa konieczność, Ponieważ często przełomowe zmiany w życiu następują, gdy któraś z powolnych planet (Jowisz, Saturn, Uran...) przechodzi przez ascendent, medium Coeli lub punkty opozycyjne do nich, w wielu przypadkach udaje się odgadnąć brakujący ascendent lub m.c.

"Dziecko urodziło się wtedy, kiedy się urodziło." - Tak brzmiała jedna z typowych wypowiedzi jakie słyszałem w tej sprawie. Jeżeli jak się zazwyczaj sądzi, portretem człowieka i kiełkiem, z którego rozwiną się czasowe rytmy jego życia, jest jego urodzeniowy horoskop, to albo jest tak, że planety wywierają jakiś momentalny wpływ na urodzonego, i to w tak wielkiej mierze, że coś niezmiernie ważnego w nim przebudowują - albo też między splotem przypadków dziejących się podczas porodu a stanem nieba panuje jakaś niewyobrażalnie ścisła harmonia, zgranie, które sprawia, że znaczące stają się sekundy! Bo przecież już tranzyty określające zwykłe wydarzenia w życiu działają z ogromnym rozrzutem i rozmazaniem, zarówno w czasie, jak i w tym, co oznaczają - o czym wie każdy, kto badał działanie tranzytów.

Jestem przekonany (za Gauquelinem), że wśród genów determinujących funkcjonowanie organizmu, przenoszonych z pokolenia na pokolenie w procesie rekombinacji DNA, są również geny-zegary, które kodują zdolność zestrajania się organizmu z kosmicznymi rytmami czasu. Badania Gauquelina wykazały, że owe geny-zegary są czynne w czasie porodu i czułe są na rytm czasu, odmierzany przez ruch planet. (Co prawda nie znamy fizycznego mechanizmu tego oddziaływania między planetą a genem lub enzymem.) Jeżeli owe biochemiczne zegary były włączone podczas porodu, byłoby dziwne, gdyby w dalszym życiu pozostawały już wyłączone; a więc raczej nadal rządzą rytmami życia. Wystarczy teraz wyobrazić sobie, że obrazem, reprezentacją tych genów są owe czułe punkty horoskopu - i tak, jak jeden tranzyt spowodował już jedno ważne zdarzenie w życiu - mianowicie opuszczenie matczynego łona - tak i inne tranzyty planet do tych punktów będą oznakami zwrotnych momentów w życiu, w historii organizmu. Narodziny byłyby tylko jednym z takich momentów, w dużym stopniu wyznaczanych przez owe geny-zegary.

Wydaje się, że czułe punkty można wypreparować przez badanie pozycji planet podczas ważnych wydarzeń w życiu (czyli w procesie rektyfikacji), zapewne też horoskop urodzeniowy jest w wielu przypadkach dobrym przybliżeniem układu tych punktów, o czym świadczyłby fakt, że wykreślane dotychczasowych zasad horoskopy jednak często działają. W tej chwili, kiedy brak jest jeszcze odpowiednich badań, niewiele da się o czułych punktach powiedzieć. Moja prywatna intuicja podpowiada mi, że zapewne tych punktów nie jest wiele - może trzy, może pięć, może osiem. Zapewne jest ich mniej niż fizycznych planet, niekoniecznie też muszą się pokrywać z urodzeniowym m.c. lub ascendentem.

Horoskopy ludzi urodzonych w ciągu mniej więcej dziesięciu minut na podobnej szerokości geograficznej dla najwprawniejszego astrologicznego oka nie różnią się dosłownie niczym. W Polsce, taka gromada horoskopowych bliźniąt liczy około 20 osób. Gdyby horoskop miał determinować cechy i los osoby z taką siłą, jak tego astrologowie sobie życzą, każdy z Polaków miałby wokół siebie około dwudziestu ludzi niezmiernie do siebie podobnych. Wokół siebie trzeba rozumieć dosłownie, bo na przykład do pewnych zawodów przygotowuje jeden lub dwa uniwersytety itp. Każdy więc trochę wyróżniający się w społeczeństwie obywatel znałby swoich horoskopowych bliźniaków jako kolegów po fachu lub konkurentów do stanowisk. Mówiąc krótko, gdyby horoskopy urodzeniowe działały tak, jak chce wiara astrologów. Pomyślmy o odkryciach Einsteina, Darwina czy małżonków Curie - nie mieliby szans na oryginalność! W proponowanym modelu astrologii nic takiego się nie dzieje: ani zbieżność czasu urodzenia nie świadczy jeszcze o identyczności czułych punktów (choć czyni to prawdopodobnym), ani identyczność czułych punktów nie przesądza, że osobowość i losy ludzi będą identyczne. Zapewne będą jakoś podobne - ale ów stopień podobieństwa trzeba dopiero zbadać...

Uczmy się od enneagramu

Wszystkie powyższe wnioski wynikają z konfrontacji astrologii z ustaleniami genetyki oraz z pewnymi faktami które nie potwierdzają oczekiwań astrologii tradycyjnej. Równie pouczające jest zestawienie astrologii z współczesnymi ideami w psychologii. Od razu powiedzmy że wiele nurtów psychologii do zainteresowań astrologii nic nie wnosi. Astrolog powinien za to czujnie nastawiać uszu w dwóch przede wszystkim przypadkach: po pierwsze, gdyby psychologowie niezależnie od jego dziedziny zaczęli wychwytywać czasowe prawidłowości w ludzkich życiorysach - gdyby na przykład zauważyli, że znaczące wydarzenia powtarzają się (w pewnym stopniu) co trzy, jedenaście lub czternaście lat. Znaczyłoby to, że niezależnie od astrologii i odmiennymi metodami zostałyby odkryte cykle Jowisza i Saturna, które - jestem co do tego przekonany - są niemal gołym okiem widoczne, jeżeli tylko dopuścić myśl, że życie ludzkie ma swój indywidualnie zróżnicowany wymiar cykliczny. Ale, jak mi się zdaje, nikt poza astrologią na taki ślad dotąd nie wpadł. Drugi przypadek, na który astrologowie powinni być wyczuleni, to wyznaczanie typów charakteru.

Typy charakteru są podstawowym narzędziem astrologii - są kodem przy pomocy którego przekłada się abstrakcyjne konfiguracje planet na rzeczy i zdarzenia dające się zaobserwować w życiu. Długo astrologiczny system typów - dwanaście typów odpowiadających znakom zodiaku, dziesięć typów zależnych od dominujących planet, i cech wyznaczonych przez aspekty planet - wydawał mi się najdoskonalszy i dużo wyżej rozwinięty niż to, co proponowali psychologowie. Przypomnę tylko, że jest to system dziewięciu typów. Do którego typu kto należy, to ustala się empirycznie - zależy to od tego, jak kto się zachowuje w pewnych sytuacjach.

Astrologia musi skonfrontować się z enneagramem! Mnie zapoznanie się z tą teorią wpędziło w dysonans poznawczy i twórczy niepokój. Przede wszystkim oczywiste jest, że enneagram działa. Jest to rzeczywiście sprawny system klasyfikacji ludzkich charakterów, a na pewno sprawniejszy niż dwanaście znaków astrologii. Wiele lat temu mój kontakt z astrologią zaczął się od tego, że przeczytałem charakterystyki znaków zodiaku Leszka Szumana. Byłem wtedy studentem biofizyki i do astrologii na starcie zniechęciło mnie (choć ta niechęć nie trwała długo...) to mianowicie, że wśród dwunastu rozdziałów w książeczce Szumana nie znalazłem takiego, który pasowałby do mnie! Nie znałem wtedy jeszcze wszystkich swoich urodzeniowych planet; wiedziałem tyle, że według pozycji Słońca należę do znaku Barana - i nijak ten Baran nie był mi bliższy niż choćby Bliźnięta, Panna, Wodnik czy Ryby. Pewne cechy Barana wydały mi się wręcz sprzeczne z moimi i dotąd - przejrzawszy w międzyczasie astrologię niemal na wylot - zdania nie zmieniłem. (Nie jestem porywczy ani gwałtowny, sport mnie nigdy nie pociągał, a ścigać się wręcz nie znoszę.)

Oczywiście takie impresje zawsze są przypadkowe i powierzchowne. Ale to przecież nie wszystko… Każdy, kto zajmował się astrologiczną syntezą, to znaczy próbował z cech i typów wynikających z położenia Słońca, Księżyca, pozostałych planet, ascendentu, z aspektów i jeszcze na dodatek domów horoskopowych zbudować prawdopodobny obraz osobowości klienta - wie jak to zadanie jest niewdzięczne. Każdy element horoskopu mówi zazwyczaj co innego - na przykład Słońce w Lwie wskazuje na ekstrawersję, a jednocześnie Księżyc w Koziorożcu to (zupełnie odwrotnie) oznaka ludzi psychicznie schowanych. Astrologiczna synteza przypomina mieszanie farb: Słońce w Lwie jak soczysta czerwień, Księżyc w Koziorożcu niby ciemny błękit, jeszcze trochę zielonego od Wenus na ascendencie, trochę czerni od opozycji Jowisza i Saturna - mieszamy, co wyjdzie - wynikiem jest bura zupa! Niestety, to prawda. Z większości horoskopów taka substancja wychodzi - albo trzeba budować obraz osobowości łaciatych, złożonych z psychicznych biegunów; ludzi, którzy są raz tacy, raz owacy.

W przeciwieństwie do tego w systemie enneagramu panuje programowa przejrzystość. Istnieje dokładnie jeden typ właściwy danemu człowiekowi: Ucząc się astrologii rychło doszedłem do wniosku, że czyste typy zodiakalne i planetarne nie istnieją, a co więcej nie należy oczekiwać od ludzi, żeby byli czystymi Baranami, Bykami, czy też czystymi jowiszowcami - bo w ogóle nie tędy droga. W istocie typy astrologii są czymś abstrakcyjnym, są ledwie surowcem do syntezy, do odtworzenia obrazu osobowości z horoskopu. Ale ta synteza, bardzo przypomina uzyskiwanie koloru khaki przez mieszanie czystych barw. Gdy powstał enneagram, astrologia stanęła przed wyzwaniem: Wydaje mi się prawdopodobne - i to także też tłumaczyłoby powyższy wniosek - że typy astrologii powstały w wyniku systematycznych błędów w obserwacji. Wyobraźmy sobie kogoś, kto bada ptaki wydające głosy o świcie. Tak się jednak składa, że przez tę okolicę przejeżdża około szóstej rano pociąg, który gwiżdże. Obserwator widzi koguta otwierającego dziób i słyszy gwizdek lokomotywy... Tak można sobie wyobrazić powstawanie i badanie typów astrologii.

Skupmy się na przykładzie znaku Panny, który kojarzył się z trzema aż typami enneagramu. Może być tak, że pewne sytuacje horoskopowe, kiedy Słońce, Księżyc, albo nawet któryś z postulowanych czułych punktów znajduje się w znaku Panny, sprzyjają uformowaniu się nie jednego typu osobowości w myśl enneagramu, ale trzech typów. Ale astrologowie nie dostrzegali osobowości w pełni ich wymiarów, lecz tylko poszczególne cechy - że ktoś jest pracowity, pilny, ma uzdolnienia ścisłe, jest sumienny oraz introwertyczny, wycofany i pełen dystansu. Te cechy uogólnili i utworzyli z nich typ Panny, zaś Gauquelin, posługując się inną procedurą badawczą, stworzył podobny typ człowieka saturnowego. Tymczasem przeoczono fakt, że te cechy wcale nie muszą się mieścić w jednej osobie ze znaku Panny! Mogę już teraz naszkicować plan zajęć przyszłej, ścisłej astrologii. Pierwszym zadaniem byłoby zebranie odpowiednio obszernej kolekcji planetarnych wzorców osobowości - ale nie horoskopów urodzeniowych, ale układów czułych punktów, zrekonstruowanych na podstawie tranzytów w typowych zdarzeniach życiowych.

Astrologia na progu nauki

Astrologia jest zdumiewająca przez to, że zajmuje się nią mnóstwo ludzi na całym świecie, przejawia się w najrozmaitszych postaciach, budzi wiele kontrowersji, a nawet zaangażowane są w nią spore pieniądze... a przy tym astrologia, jeśli pominąć wiarę oraz przekaz tradycji, opiera się na zdumiewająco nielicznych dowodach.

Spotykane poglądy na astrologię dadzą się wpasować w schemat.

1. Światopoglądy w astrologii

Narzuca się tu podział względem jednej osi; tu jest prawa strona i lewa strona. Po prawej stronie rządzi rygor, po lewej stronie, rządzi dowolność. Po prawej stronie panuje myślenie ścisłe, logika, metodologia nauk, i tak dalej; po lewej stronie przeważa myślenie mediumiczne. Te dwa style myślenia nie dają się pogodzić ze sobą; jeżeli medium - ktoś o uzdolnieniach medialnych, których nie neguję, i które sobie cenię, przechodzi na grunt nauk ścisłych, zaczyna produkować rzeczy, których nie da się słuchać ani czytać: najczęściej są to jakieś wyliczanki jakichś rzekomych prawd objawionych. I z kolei ktoś, kto jest obdarzony ścisłym umysłem, przechodząc na teren tej lewicy astrologicznej, szybko się gubi i nie wie o co chodzi... Postawa negacji astrologii; jest ona rozpowszechniona wśród wielu ludzi, którzy po prostu odrzucają to, co twierdzi astrologia. Może ja sam bym się zapisał do tych sceptyków czy niedowiarków, gdyby nie to że jest grupa faktów, które świadczą na korzyść istnienia zjawisk astrologicznych, czyli świadczą na korzyść istnienia związków pomiędzy urodzeniowym horoskopem a charakterem człowieka. Są to badania Michela Gauquelina i on z wysokim stopniem wiarygodności statystycznie udowodnił że w pewnych grupach zawodowych występuje przewaga, właściwie: "nadreprezentacja" jednej z dominujących planet. Dominujące planety to są te, które wschodzą, zachodzą, górują albo dołują, czyli znajdują się w pobliżu którejś z osi horoskopu.

Najbardziej spektakularny wynik, jaki uzyskał, był taki, że wśród mistrzów sportu, to znaczy wśród sportowców, którzy osiągnęli znaczące wyniki w swoich konkurencjach, występuje... statystycznie ogromna, to znaczy nieprawdopodobna z punktu widzenia zwykłego przypadku, przewaga ludzi, którzy mają Marsa w pobliżu jednej z osi horoskopu, zwłaszcza Marsa górującego, albo Marsa wschodzącego. Ludzie z wyróżnionym Marsem nieproporcjonalnie często zdarzają się pośród mistrzów sportu. Te badania były starannie analizowane, również przez wielu sceptyków i niedowiarków, i błędów nie znaleziono. Choć niektórzy, ci ze skrajnej prawicy, uznali jednak, że skoro astrologia nie działa i działać nie ma prawa, to również Gauquelin w tych badaniach musiał jakoś się mylić, gdyż inaczej być nie może. Czyli poszli, można powiedzieć, w zaparte. Więc jak mówię, gdyby nie badania Gauquelina, które pokazały, że jednak w obiektywny sposób i poprzez badania statystyczne da się wychwycić pewne działania planet, to cała reszta argumentów na korzyść astrologii byłaby wątpliwa.

Nieco bardziej na lewo są dwie grupy poglądów, które są astrologii w pewien sposób przychylne. Przede wszystkim nie negują, że związki między układami planet a zdarzeniami na Ziemi się rzeczywiście zdarzają. Jedna z tych grup w swoim podejściu do astrologii wzoruje się na fizyce. Wśród ludzi, którzy wypowiadają o tym, pojawiają się takie hasła, jak "pole", "oddziaływanie", "siły", czy też "korelacje". Zwolennicy tej koncepcji zakładają, iż istnieje jakieś pole, którego współczesna fizyka wprawdzie nie zna (bo nie zna) ale które przenosi oddziaływania od planet do organizmów ziemskich, szczególnie organizmu ludzkiego, a które wywołują określone skutki, na przykład powodują, że wtedy kiedy Mars przechodzi przez najwyższy punkt na niebie, mają skłonność rodzić się dzieci, które wyrosną na dziarskich mięśniowców i będą zdobywać medale. Zakłada się wiec, że istnieje jakieś nieznane jeszcze oddziaływanie fizyczne pomiędzy planetami a organizmami ziemskimi.

Są astrologowie, którzy najchętniej ogłosiliby się jakimiś kapłanami wiedzy tajemnej. Również na tym lewym skrzydle, na tym obszarze gdzieś pomiędzy astrologią humanistyczną a tą astrologią (nie wiem jak ją nazwać) pseudoreligijną, sytuują się ci astrologowie, którzy traktują swoją wiedzę jako najstarszą naukę, jako naukę-matkę dla innych nauk, także tych rozwijanych współcześnie; traktują ją jako odziedziczoną skarbnicę wiedzy z dawnych epok, i przez to z wielką wyższością patrzą (na przykład) na psychologów, których uważają za ludzi, którzy nieudolnie, jakimiś małymi kroczkami, naśladują to, co oni już od dawna po prostu wiedzą.

2. Planety a wymiary osobowości

Mianowicie pierwszą taką cechą, spośród pięciu podstawowych i niezależnych, jest cecha, która się nazywa neurotyzmem. Jest to cecha raczej negatywna: bardziej cenimy sobie ludzi nie-neurotycznych aniżeli neurotycznych. Neurotyczni to ci, którzy nie wiedza, czego chcą, stale się wahają, wymagają wsparcia, powodują niepokoje w grupie, są źródłem jakiejś paniki, histerii; a nie-neurotyczni to są ci, którzy są pewni swego, mają ustalony silny wewnętrzny "kręgosłup", wiedzą czego się trzymać, są odporni na wpływy i tak dalej. Ci, którzy są nie-neurotyczni, w horoskopie mają silne Słońce. Silne, to znaczy na ogół przebywające na którejś z osi horoskopu. Przykładem niech tu będzie Carl Gustav Jung, którego horoskop jest znany i który sam również znał swój horoskop, i był z nim, rzec można, za pan brat. Jung urodził się o zachodzie Słońca, dokładnie w momencie przejścia Słońca przez horyzont, wobec tego Słońce w jego horoskopie odgrywało rolę potężną. Jak również Słońce było w swoim znaku - w znaku Lwa. Więc, jak powiedziałem, ludzie z silnym Słońcem są nie-neurotyczni, a raczej cechy, które astrologia przypisuje silnemu Słońcu w horoskopie, dają się przetłumaczyć jako nie-neurotyzm w tej koncepcji pięciu głównych cech. Na drugim biegunie tej skali byliby ludzie z silnym Księżycem. Bowiem Księżyc, czy cechy, które daje Księżyc w horoskopie, bardzo przypominają to, co psychologowie nazywają neurotyzmem. W tym miejscu wielu astrologów powiedziałoby, że tak działa tak zwany uszkodzony Księżyc, to znaczy Księżyc w negatywnym położeniu, ale dla prostoty nie wchodźmy już w szczegóły.

Drugą taką skalą, drugim wymiarem osobowości, jest ekstrawersja - introwersja; i podobnie, jak się czyta charakterystyki typów ekstrawertycznych czy introwertycznych, to natychmiast się to kojarzy z kolejną parą planet w astrologii, gdyż są to dokładnie te same określenia. Ekstrawersja to jest cecha Jowisza; introwersja to jest cecha Saturna. Ludzie, którzy mają silnego Jowisza (i to jest nie tylko postulat dawnej astrologii, ale to jest również fakt empiryczny, stwierdzony na dużych próbkach osób przez Michela Gauquelina), ludzie z silnym Jowiszem, na przykład z Jowiszem wschodzącym albo górującym, są ekstrawertykami; są to ci, którzy się realizują w takich miejscach i zawodach, gdzie ich widać i słychać, którzy chętnie zabierają głos, zwracają na siebie uwagę, dobrze sobie radzą w sytuacjach publicznych występów. I odwrotnie, ludzie z dominującym Saturnem są wewnętrznie pochowani. No i są również tacy mieszańcy, którzy są trochę tacy, trochę tacy. Ja sam jestem w takiej sytuacji, ponieważ u mnie Saturn w horoskopie zachodzi, wchodzi Jowisz. I teraz, podczas tego wykładu, daję sobie radę, ale wiem, że w innych sytuacjach, niby również wymagających ekstrawersji, na przykład jako ktoś, kto zabawia towarzystwo na przyjęciu, raczej nie dałbym sobie rady.

Kiedy mówimy o Słońcu, Księżycu, Jowiszu i Saturnie, przychodzą na myśl kolejne dwie planety rozważane przez astrologów, które mają charakter dopełniający i równocześnie biegunowo przeciwny: są to Wenus i Mars. I podobnie jak przy poprzednich planetach, cechy wnoszone do osobowości człowieka przez Wenus dają się łatwo zestawić z cechą, która zwana jest w języku pięciu cech podstawowych ugodowością. Mars to byłaby jakaś "antyugodowość". Ludzie ugodowi to są ci, którzy są chętni do współpracy, wytwarzają wokół siebie miły nastrój, preferują harmonijne rozwiązania, łatwo się zgadzają z innymi; natomiast ci antyugodowi (a w astrologii z dominującym Marsem) są konfliktowi, uparci; uważają, że oni mają rację, a nie ktokolwiek inny... ale są sytuacje w życiu, kiedy to się przydaje.

Ciekawe, że chociaż te planety są w przeciwległych krańcach osi psychologicznych wymiarów, to jednak ich wpływy niezupełnie się dodają do siebie. Gdyby się dodawały, to również by się znosiły. Tymczasem te "udziały" Jowisza i Saturna, Wenus i Marsa, czy Słońca i Księżyca, tak naprawdę się nie dodają do siebie, i człowiek z jednakowo silnym Saturnem i Jowiszem nie będzie wcale ze swoją ekstrawersja w połowie drogi; on nie będzie obojętny pod względem tego wymiaru! On będzie w pewnych sytuacjach ekstrawertykiem, a w innych introwertykiem. I często będzie to jego problemem do rozwiązania, jak pogodzić jedno z drugim. Podobnie ludzie z silnym Marsem i jednocześnie silną Wenus mogą być na przykład groźnymi przywódcami, a jednocześnie w bliskich kontaktach być mistrzami stwarzania miłego nastroju. Jest wiec tak, jakby astrologia była troszeczkę szersza, troszeczkę bogatsza koncepcyjnie niż psychologia "pomiarowa", psychologia pięciu cech.

Czwarta cecha zwana jest otwartością na doświadczenia. A właściwie chodzi o otwartość na nowe doświadczenia, i ta cecha daje się przetłumaczyć w astrologii na cechy jednej tylko planety (tu nie ma drugiego bieguna), którą jest Merkury. I jeszcze jest piąta cecha, która się nazywa sumienność, która jest niezależna od wszystkich pozostałych, która jest skorelowana również w zasadzie z jedną planetą, i jest to Saturn. Tak więc Saturn występowałby w dwóch rolach, jako wskaźnik introwersji i jako wskaźnik sumienności. (Trochę ta jego podwójna rola jest niepokojąca...) Przez sumienność rozumiemy zdolność do wywiązywania się z zadań, porządek, pilność, umiejętność skończenia tego, co się zaczęło; a bałagan, lenistwo, roztargnienie byłyby przeciwieństwem tej cechy.

I pozostają jeszcze w astrologii trzy planety, które wychodzą poza schemat psychologii pięciu wymiarów, gdyż mówią o cechach, których nie znajdziemy w koncepcji pięciu cech głównych; i są to trzy najdalsze planety: Uran, Neptun i Pluton. Uran odpowiadałby na przykład za taką cechę, jak umiłowanie wolności, czy też osobista niezależność; Neptun odpowiadałby za uzdolnienia mediumiczne. Mniej więcej taka reguła działa, że im silniejszy Neptun, tym słabsza, cieńsza jest granica pomiędzy świadomością a podświadomością. Pluton byłby otwartością na doświadczenia, tak jak Merkury, ale chodziłoby o otwartość na przeżycia skrajne - jak doświadczenia bliskie śmierci czy ryzyko. Tych dziesięć ciał niebieskich to jest taka astrologiczna klasyka, chociaż niektórzy uzupełniają ten zestaw innymi jeszcze obiektami, na przykład dopisują do tego węzły orbity Księżyca, albo dorysowują różne mniejsze obiekty kosmiczne, na przykład Chirona (jest to obiekt poruszajacy się po orbicie pomiędzy Saturnem a Uranem), albo właściwe są to planetoidy. Ale standardem jest dziesięć planet - planet w sensie takim, że włącza się do nich Słońce i Księżyc.

Astrologia stara i nowa

1. Mięso fizyki i astrologii

Kiedy uczyłem się (uczono mnie) fizyki, dotkliwie brakowało mi tego samego, czego wciąż (mimo koło dwudziestu lat zajmowania się tym) brakuje mi również w astrologii: praktycznego, konkretnego mięsa - że użyję tej kontr-wegetariańskiej metafory - sumy zjawisk w fizyce, zdarzeń z ludzkich biografii w astrologii. Na studiach z fizyki uczono mnie praw, schematów, często nie pisnąwszy, do jakich zjawisk, do jakich obszarów przyrody to się stosuje. Przypuszczam, że moi wykładowcy sami tego nie wiedzieli i takich pytań sobie nie zadawali, będąc belframi przyuczonymi do powielania schematów. W astrologii ciągle czuję niedosyt biograficznych faktów; astrologia tak jest zbudowana, uprawiana, rozpowszechniania, że wciąż w niej schemat zalewa i przytłacza fakty.

2. Kontekstowa zmienność

Astrologia, taka, jaka jest, nie taka, jaką bym widział, jest samograjem paru zasad: planety oznaczają to a to, znaki zodiaku oznaczają to a to, trzeba odgadnąć co będzie, kiedy jedno wejdzie w drugie. Już na samym początku mojego uczenia się astrologii spostrzegłem (z niejakim zdziwieniem) że właściwości obiektów astrologii (planet, znaków, domów, aspektów) są takie że kiedy raz się nauczymy, że Saturn to "sztywność, ograniczenia, obowiązki, wiek podeszły", to nie będzie już takiego kontekstu, w którym ów Saturn mógłby znaczyć coś innego, mieć inne właściwości. Saturn TO oznacza przy odczytywaniu horoskopu urodzeniowego, ale kiedy przechodzimy Np. do progresji, to nie powstają żadne wątpliwości, że w tym, odmiennym niż urodzeniowy, kontekście, Saturn mógłby wykazywać jakieś inne, nowe, szczególne właściwości. I tak się dzieje we wszystkich obszarach astrologii, z wyjątkiem poszukiwań Gauquelina, ale akurat Gauquelin starał się nie być astrologiem i nie myśleć astrologicznymi schematami. Jest to stan rzeczy przeciwny temu, co się dzieje w naukach przyrodniczych: gdzie przecież sód związany z chlorem (zmiana kontekstu!) nie jest już łatwopalnym metalem, ani chlor nie jest toksycznym gazem. - tymczasem w astrologii zawsze, w każdym kontekście Mars jest wojowniczy a Neptun zwodzący. W astrologii ujawnia się więc stale przewaga, nadmiar schematu nad życiem. Ale tak nie jest tylko a astrologii, bo i w innych dziedzinach też...

3. "Astrologia jako nauka ścisła" po siedmiu latach

Przede wszystkim dzisiaj bym z dużo większą rezerwą pisał o badaniach doświadczalnych/statystycznych w astrologii. Po Gauquelinie, który zmarł samobójczo w 1991 roku, nikt już takich badań nie prowadził. W Niemczech Suidbert Ertel powtórzył statystyki Gauquelina na niezależnej próbce osób/horoskopów, i potwierdził słynny efekt Marsa, czyli statystycznie istotną nadwyżkę Marsa około ascendentu i medium Coeli w urodzeniach wybitnych sportowców. I to chyba wszystko. Jeśli były inne próby, to nie ułożyły się w żaden widoczny nurt. Wciąż nauka sobie, astrologia sobie. Nie dziwi mnie, że ludzie z kręgu uznanej nauki astrologii nie chcą widzieć; dziwi mnie, że astrologowie unikają metod naukowych, a zadawałoby się, że coraz więcej jest wśród nich ludzi z dyplomami nauk ścisłych.

4. Gauquelin i efekt Marsa

Słynny efekt Marsa, stwierdzony przez Gauquelina w latach 50-tych, najbardziej dobitny dowód na to, że ludzie urodzeni przy dominującej planecie "X" mają szczególny zestaw cech charakteru, opierał się na następujących liczbach: - wzięto pod uwagę 2088 urodzeń mistrzów sportu; - w sektorach nad ascendentem i w prawo od medium Coeli, Mars był u 452 owych sportowców; gdyby pozycje Marsa układały się zupełnie przypadkowo, tzn. gdyby pozycja Marsa nie miała wpływu na to, czy ktoś zostanie mistrzem sportu, urodzonych z Marsem w tych sektorach powinno być 358; (zatem nadwyżka Marsa w tych dwóch sektorach wynosi 94 urodzenia; - przypadek jest aż tak wysoce nieprawdopodobny, Gauquelin wnioskował, że związek urodzeniowej pozycji Marsa z (przyszłą) karierą sportową nie jest przypadkiem lecz wyrazem prawidłowości. (Zazwyczaj, w mniej kontrowersyjnych dziedzinach wiedzy, uznaje się, że wynik jest prawidłowością a nie przypadkiem,

Podobne, związki znalazł miedzy Marsem a karierą w wojsku (1: miliona) i w naukach ścisłych wraz z medycyną (1: pół miliona); między Jowiszem a armią (1: milion); Jowiszem a aktorstwem (1: stu tysięcy); Saturnem a nauką (i medycyną) (1:300 tys.); Księżycem a literaturą (1:100 tys.). Te wyniki, plus późniejsze badania samego Gauquelina, plus późniejsze powtórki i naśladowania jego badań, wskazują, że planety działają. Bo jeżeli weźmiemy wyniki dla Marsa i sportowców, to wynika z nich, że na 452 urodzonych z Marsem w ważnych sektorach nad ascendentem i po przejściu medium Coeli, nadwyżka, która tłumaczy się wpływem Marsa. Aktywny Mars w horoskopu działa ze skutecznością 20%. Z całą liczbą (badanych przez Gauquelina) sportowców. To jest 4.5%. mistrzów sportu, zawdzięcza swoją karierę aktywnemu w jego horoskopie Marsowi. Efekt Marsa jest wybitnie istotny statystycznie, ale w praktycznym przewidywaniu ludzkich losów jest bez znaczenia.

Od stwierdzenia, że planety przy urodzeniu mają jakiś związek z charakterem i predyspozycjami człowieka, do określania charakteru człowieka z ich położeń oraz do przewidywania (na tej samej podstawie) jego kariery, droga jest daleka. Dalsze badania Gauquelina polegały na zestawianiu urodzeniowych pozycji planet z cechami charakteru (które brał z obiektywnych źródeł, takich jak biografie i wspomnieniowe zapiski). Stwierdzana przez niego nieprzypadkowość była jeszcze wyższa, dochodziła nawet do liczby 1: 10 milionów! Wpływ Marsa dochodził już do 50% (a nie tylko 21%), co wygląda na wynik bardzo znaczący.

5. Jak Atena z głowy

Astrologia czyni wrażenie, że już w starożytności, u swoich początków, była gotowa, że wyskoczyła z czyjejś głowy niby Atena z głowy Zeusa. Astrologię, w sensie sztuki stawiania indywidualnych horoskopów urodzeniowych, wynaleziono w latach dwóchsetnych przed n.e.. Wcześniej istniała babilońska astromancja, był też gwiezdny kalendarz Egipcjan i podział zodiakalnego pasa nieba na 36 dekanatów; Urodzeniowe horoskopy są jednak niewątpliwie wynalazkiem greckim. Niemal wszystkie elementy używanej dziś astrologii Grecy już znali. Znali ascendent, który nazywali horo-skopos czyli pokazujący godzinę. Rysowali drugą oś horoskopu, medium Coeli - imum Coeli, a więc znali ideę, iż przestrzeń lokalna jest w znaczący sposób podzielona dwiema płaszczyznami: horyzontem i miejscowym południkiem. Dzielili ekliptykę na 12 znaków zodiaku, Planet znali tylko 5, te, które widać gołym okiem; wraz z Księżycem i Słońcem tworzyły one okrągłą siódemkę. Każdy znak miał swoją planetę-władcę, każdej planecie podlegał jeden znak jako dom dzienny i drugi jako dom nocny; Słońce zadowalało się samym Lwem jako domem jedynie dziennym, a Księżyc samym Rakiem jako domem nocnym. Każdy znak dzielił się na trzy dekanaty, które także miały swoich planetarnych władców.

Podobna była historia aspektów. Na początku aspekty były związane ze znakami. Skoro Np. znaki Lwa i Skorpiona tworzą kwadraturę, to także planety znajdujące się w Lwie uważano za tworzące kwadratury do planet w Skorpionie. Stopniowo jednak odrywano aspekty od znaków, wprowadzono orby czyli przedziały tolerancji dla aspektów. A w 20 wieku - zaczęto brać pod uwagę nie-zodiakalne aspekty. 45 (półkwadratura), 72 (kwintyl), Wygląda tak, jakby astrologowie wierzyli w pewien idealny schemat, wzór działania nieba. Także łatwiej było im zmieniać i "udoskonalać" owe realizacje, niż zmieniać zasady schematu. Astrologia nigdy nie przeżyła gruntownej, radykalnej krytyki i rewizji swoich podstaw, której w astronomii dokonali Kopernik i Kepler, w fizyce już Galileusz, w biologii Darwin i Mendel.

6. Co z teorią?

Astrologia - inaczej niż różne dziedziny nauki (science) - nie ma swojej teorii. Zamiast teorii ma swój schemat. W zgodzie z teoriami fizyki można wymodelować mnóstwo układów planetarnych. Schemat astrologii, taki, jak obmyślili Grecy, odpowiada pojedynczemu modelowi fizyki, ale nie jest znana żadna teoretyczna przesłanka, która mogłaby naprowadzić nas na to, jakie inne i jakie w ogóle astrologiczne schematy są możliwe, na przykład w innych układach planetarnych. Ponieważ schemat astrologii jest jeden - a całe nasze myślenie o astrologii jest sztywne, nie ma w nim tego pola możliwości. Sztywność ta przejawia się tak, że kiedy odchodzimy od schematu, albo odchodzimy od tradycji, to nie ma zasad, które mogłyby podpowiedzieć, czy dany kierunek zmian, poszukiwań, uzupełnień, jest słuszny i obiecujący, czy przeciwnie - bezsensowny. Ta sztywność, brak przestrzeni możliwości, nie jest kłopotem wyłącznie astrologii. Widoczna też jest w fizyce, w jej niedorozwiniętych działach. Na przykład znane są masy cząstek elementarnych - elektronu, protonu, mionu i pionu, kaonów i taonów, ale nie ma teorii, która by wyjaśniała, dlaczego te masy są akurat takie. Podobnie żadna teoria nie tłumaczy, dlaczego wielkie stałe fizyczne: prędkość światła c, stała Plancka h, stała Bolzmanna k, mają taką a nie inną wartość. (Jak widać, brak teorii nie jest jeszcze aż tak wielkim defektem, żeby kasować pewną dziedzinę jako nienaukową.)

7. Jasnowidzenie?

Astrologia pojawiła się od razu jako coś w zasadzie gotowego. Jak wspomniana Atena z głowy. Być może powstała w wyniku aktu genialnego jasnowidzenia. Tylko dlaczego inny jasnowidz w starożytności lub w średniowieczu, w dawnym Egipcie lub w dawnych Indiach nie odkrył składu powietrza, którym oddychamy?, nie ujrzał czterech nieznanych kontynentów po drugiej stronie oceanów, a przynajmniej jednej Północnej Ameryki?, nie zobaczył bakterii cholery?, nie zaprojektował broni palnej? (jaką to by dało przewagę w wojnach!). Jak widać, możliwości jasnowidzenia są mocno ograniczone. Czy można ufać jasnowidzeniu w przypadku astrologii? Astrologia to mapa psyche, mapa otwierająca dostęp do języka wewnętrznych energii, pobudzająca ich działanie - w samym sobie.

8. Statystyki Gauquelina

Badania Gauquelina potwierdziły (jeśli ktoś chce wierzyć, bo wielu nie chce...) że planety działają. Aktywność tych planet obserwowana jest tak, że podczas urodzeń ludzi należących do szczególnych typów charakteru (mających szczególny temperament) planety te często znajdują się w pobliżu punktów kardynalnych horoskopu - ascendentu, descendentu, medium Coeli i imum Coeli, czyli, jeśli patrzeć przestrzennie, w pobliżu płaszczyzny horyzontu i płaszczyzny południka. Wnioskujemy, że planety przechodzące przez horyzont i południk są silniejsze niż z dala od tych płaszczyzn. Silniejsze lub aktywniejsze są planety, które właśnie minęły horyzont lub południk, czyli po swym wzejściu i po górowaniu. Także pozycja punktów kardynalnych, zwanych też osiami horoskopu, w astrologii jest brana pod uwagę dopiero od odkryć Gauquelina i pod jego wpływem.) (Sprzecznie z AT, że Aktywnym strefom Gauquelina odpowiadają w AT domy XII i IX i uważane za mniej ważne od pozostałych domów) Trzy planety - Saturn, Mars i Wenus okazały się mieć charakter podobny (zaskakująco podobny!) do tych, które przydawała im AT. Ale obraz Jowisza jaki wyniknął z gauquelinowskich statystyk okazał się znacznie inny niż w AT. Ludzie spod Jowisza gauquelinowskiego, nie są ani szczególnie religijni, ani sprawiedliwi, ani obdarzeni szczególnym powodzeniem i szczęściem, bywają za to częściej niż przeciętnie złośliwi, dominujący i zwracający na siebie uwagę innych.

9. Astrologia po Gauquelinie

Co zrobili astrologowie po Gauquelinie? Bo jednak marchewka w postaci metodycznej empirii na wzór nauki była zbyt silna! Zatem zaczęło się reinterpretowanie wyników G. tak, aby pasowały do AT, podkręcanie astrologii tak, aby nie odchodząc zbytnio od AT, jednak objęła wyniki francuskiego badacza i zasiliła nimi swoją wygłodzoną bazę danych, i ogólnie, zszywanie AT z gauquelinowską psychologią planet. (Wiem coś o tym, bo sam od dwudziestu lat tym się zajmuję.) Jednak nie słyszałem, żeby pod ciężarem wyników Gauquelina astrologowie zrezygnowali z czegokolwiek ze swojego pojęciowego instrumentarium. Astrologia jest łaciata pojęciowo, a poszczególne składniki jej schematu są w istocie od sasa i lasa. W każdym razie pod wpływem G. zaczęto zwracać większą niż dotąd uwagę na planety w pobliżu punktów kardynalnych horoskopu, zwłaszcza w pobliżu ascendentu i medium Coeli. Rozpowszechniło się pojęcie dominanty planetarnej i dominującej planety (nie byłoby tego bez G.), a także, obok typów zodiakalnych (typ Barana, Byka itd.) zaczęto zaliczać ludzi do typów planetarnych (marsowcy, jowiszowcy, saturniarze...). Nieco zmodyfikowano obraz Jowisza i Księżyca, chociaż portrety obu planet w wg G. i według AT nie są spójne. Jednak podstawowe pojęcie u G., jego strefy aktywne, które w jego kosmobiologii zastąpiły domy, w astrologii się nie przyjęły. Było to ponad rozum astrologów, by uwierzyć, że dom dwunasty może być ważniejszy od pierwszego - w tym przypadku jednak zaszło tak, że kiedy fakty okazały się sprzeczne z dogmatem, tym gorzej stało się dla faktów. (19list 2002)

10. "To działa"?

Włodzimierz Zylbertal w swoim podręczniku numerologii "liczby człowieka" przyznaje ze zdumiewającą szczerością:. Właściwie jedyną jego legitymacją jest to, że działa. Astrolog Numerologia mianowicie jest nauką, która ani działać nie powinna, ani nie ma żadnych materialnych zakotwiczeń - które jednak, w postaci planet i geometrii przestrzeni, astrologia posiada. Astrolog ma prawo wierzyć, że u podstaw jego doktryny leżą jakieś, chociaż nieznane dotąd, prawa przyrody i ma prawo śledzić dociekania fizyków i biologów z nadzieją, że nowe odkrycia w tych naukach w końcu astrologię uprawomocnią, choć pewnie ani nie całą, ani nie taką, jaka jest tradycyjnie przekazywana. Numerolog, jeśli nie jest idiotą, takiej nadziei mieć nie może. Pozostaje mu rozpatrywanie gołych zjawisk. Nie słyszałem jednak, aby ktoś w numerologii prowadził badania statystyczne, podobne do gauquelinowskich w astrologii. Zapewne brakuje wiary w to, że wyniki będą pozytywne! Astrologiczne zjawiska, niewątpliwie istnieją. Jeżeli u postaw działania astrologii leży systematyczny błąd poznawczy, to trwałość i stałość tego błędu jest godna uwagi i (nawet) naukowych dociekań. (Ja oczywiście prywatnie wierzę, że w astrologii jest ziarno przyrodniczej prawdy i statystyczne dowody Gauquelina o tym świadczą, inaczej niż w numerologii która pozostaje zaledwie "dziwacznym zabobonem". Trudno sobie wyobrazić, jak numerologia mogłaby być zakotwiczona w naukach przyrodniczych.

13. Udany organizm memiczny

Astrologia jest niewątpliwie udanym memem, a raczej organizmem memicznym - określimy ją tak, podobnie jak zwierzę, roślinę, bakterię nazwalibyśmy organizmem genicznym. mem, to coś takiego jak gen, ale działa nie w biologii programując organizmy żywe, tylko w kulturze stając się treścią ludzkich myśli, rozmów, książek i innych przekazów informacji. Astrologia jest udanym organizmem memicznym, podobnie jak żółwie są grupą udanych organizmów genicznych, bo przetrwały i mało zmieniły się od triasu, podczas gdy inne gatunki zwierząt wymierały w masakrach, które od tamtych czasów wielokrotnie nachodziły ziemską biosferę. Wykazała zdolność adaptowania się do zupełnie nowych środowisk; Wprawdzie za sprawą zmiany w naukach przyrodniczych za Galileusza i Newtona została wyparta z niszy uniwersyteckiej i straciła możność namnażania się w najsprawniejszych umysłach naukowców i filozofów, za to po trzystu latach zyskała nową cenną przestrzeń życiową w komputerach. W tej chwili kolejnymi mutacjami w swym ciele szykuje się do skolonizowania światowej sieci, Internetu. Nie dała się zjeść ani niechętnemu jej chrześcijaństwu, ani jawnie wrogiej nowożytnej nauce. Nie zaszkodziła jej heliocentryczna astronomia. Przed zakusami nauki obroniła także swoją tradycyjną formę.

14. Co niewygodne, tego nie ma

Jan Willem Nienhuys podważa efekt Marsa Gauquelina: dowodzi, że zaistniał on przypadkiem, jako suma pomyłek i manipulacji wyjściowymi danymi, z których Gauquelin i jego kontynuatorzy wyliczali swoje statystyki. Praca Nienhuysa jest przykładem tego jak uporczywie pewna grupa ludzi nauki broni się przez uznaniem realności astrologii, choćby w minimalnej postaci, że coś w tym jest. Astrologii ma nie być i już! To także przyczynek do tego, jak nikłym dowodem na prawdziwość sądów jest statystyka. Nawet jeśli wątpliwość tej statystki jest tak mała jak 1:5 milionów, jak dla efektu Marsa u Gauquelina. Okazuje się, że dla świata nauki dowodowa wartość statystyki jest żadna. Jeśli twierdzisz, że coś istnieje i dzieje się tak a nie inaczej, a nie masz na to teorii, albo to, co się dzieje, kłóci się komuś z jego obrazem świata, to zaobserwowanie faktów, ani nawet pokazanie, że fakty te powtarzają się na tyle często, iż ujmuje je statystyka, dla sceptyka nie jest żadnym dowodem. Chociaż są statystyczne potwierdzenia, to jednak przyjęcie lub odrzucenie wpływów planet ostatecznie sprowadza się do aktu wiary lub niewiary.

15. Te zwodnicze znaki zodiaku

Do astrologii długo nie mogłem się przekonać, i to nie tylko dlatego, że nie należała do naukowego obrazu świata i zwyczajowo była pokazywana jako pseudonauka lub wręcz przesąd. Nie cierpiałem też tej otoczki nieszczerej egzaltacji, w jakiej mi dawano do czytania horoskopy, a towarzyskie gry, że ten jest Baran a inny Byk, działały mi na nerwy (i działają nadal). W pierwszych podejściach do astrologii nie umiałem dopasować siebie, do znaków zodiaku. Pamiętam, kiedyś (lata 70-te) przeczytałem charakterystyki znaków zodiaku (Leszka Szumana) i próbowałem znaleźć ten, który by do mnie pasował. Do mojego urodzeniowego znaku Barana żadnego podobieństwa nie widziałem; przeciwnie, była to figura całkiem mi obca. Nie zrażałem się i czytałem dalej. Chyba najwięcej podobieństwa znalazłem przy znaku Bliźniąt, ale i to jak przez mgłę. Prócz tego te charakterystyki wydały mi się niespójne; miałem wrażenie, że albo nie ma ludzi o takich kombinacjach cech, jakie wyliczała ta broszura, albo że kombinacje te wcale nie są konieczne; że Np. można naraz być kimś nieostrożnym jak Baran - i domatorem jak Rak. To co wprowadzała ta książeczka, czyli łączenie cech charakteru w wiązki przydzielane różnym osobnikom. Stwierdziłem wtedy, że to jest zła psychologia, i nawet to, że nie ma fizycznego powodu, aby ludzie urodzeni w ciągu miesiąca w jakimś stopniu byli do siebie podobni, wydało mi się nie tak istotne, żeby nie uwierzyć w astrologię.

Kilka lat później zacząłem czytać o astrologii trochę więcej i dowiedziałem się, że znaki zodiaku są tylko surowcem, z którego buduje się portret człowieka, i to surowcem nie jedynym, bo są jeszcze planety, aspekty itd, i pogodziłem się z tym, że charakterystyki znaków zodiaku są ad usum delphini, a prawdziwa astrologia polega na czymś innym. Moment, w którym astrolog rezygnuje z możliwości przyczynowego objaśnienia gwiezdnych zjawisk, można uznać za linię graniczną, która oddziela prawicę (parapsyczną i poznawczą prawicę, od lewicy ; rozum od tego, co dalej staje się mediumizmem, nawiedzeniem i końcu jakimś szaleństwem.

16. Przepis na siebie

Co gotów jestem uznać za największą wartość astrologii, taką która broni się, nawet, gdyby była nieprawdziwa? Jest nią idea, że charakter i predyspozycje człowieka można narysować, przedstawić w postaci matematycznego wykresu, schematu. Tym wykresem w astrologii jest kosmogram, szczególnie kosmogram urodzeniowy. (Słowa kosmogram warto używać, odkąd przez horoskop rozumie się raczej popularną przepowiednię dla Baranów i Byków.)

Jest poza wszelką wątpliwością, że każdy człowiek ma swój wzór, swój przepis na siebie, Wzór ten określa jego temperament, charakter, predyspozycje, zainteresowania, sposoby reagowania na rozmaite życiowe sytuacje, zachowanie wobec innych i tak dalej. Wzór ten - o czym jestem tak samo przekonany - jest niezmienny, pozostaje przez całe życie ten sam, chociaż w różnych okresach życia (kiedy jest się dzieckiem, młodzieńcem, dorosłym, starcem) realizuje się inaczej, stosownie do wieku. Wszelkie przełomy życiowe i przemiany wewnętrzne także tego wzoru nie zmieniają, najwyżej realizują jego mniej używane wcześniej strony. Wzór ten na pewno jest wrodzony, w tym sensie, że nie pochodzi z wyuczenia w żadnym okresie życia po urodzeniu; najwyraźniej przychodzimy z nim już na świat. Pozostaje do ustalenia, na ile jest wrodzony w sensie determinacji genetycznej: w jakim stopniu określają go geny, w jakim (ewentualnie) inne czynniki (jakie?).

Astrologia pokazuje, że ten wzór można zapisać jako matematyczny wykres, a jego punkty, linie, sektory, kąty i płaszczyzny (jeśli przenieść go z kartki papieru do trzech wymiarów) przetłumaczają się na cechy psychiczne, na wzorce zachowań człowieka. I to jest ta wielka idea! Oczywiście osobną sprawą jest, czy naprawdę kosmogram jest ową mapą psychiki człowieka - jak to zmierzają poglądy Gauquelina), czy może dopiero czymś w rodzaju nieobrobionego surowca dla prawdziwej mapy. Urodzeniowy kosmogram w astrologii pełni jeszcze jedną funkcję: określa biografię urodzonego. Pokazuje (przynajmniej w teorii !), w jaki sposób jego życie zostanie wpisane w kosmiczne cykle i rytmy; kiedy Np. będą wypadały wahania koniunktury wynikające z najsilniej, jak mi się wydaje, wyrażających się cykli: Saturna i Jowisza. W astrologii ciągle ocieramy się o szum : przypadkowe serie, które udają prawidłowości, brak związków; coś, co zgadza się w jednym przypadku i nie zgadza w następnym, domysły, nadinterpretacje, widzenie sensu w czymś, co być może sensu nie ma wcale. To wszystko w teorii informacji nazywa się szumem.

Astrologia jako mem

Co to jest mem? To coś takiego jak gen. Kiedy zwierze, roślina, wirus, człowiek się rozmnaża, przekazuje potomstwu swoje geny. Oczywiście któryś gen musi mieć coś takiego, co sprawi, że następnie pokolenia przekażą go dalej. Np. Koty mają gen, który nakazuje im prosić o pożywienie, i to głosem przypominającym głos dziecka. Co sprawiło, że koty szybko wygrały z innym konkurentami do stołowania się w ludzkich domach. Tyle o genach; teraz memy. Geny działają w przyrodzie, memy to mieszkańcy ludzkich umysłów. Mem to coś, czego się najpierw sami uczymy, a potem nauczamy innych. Tak jak gen szerzy się od jednych organizmów (rodziców) do drugich organizmów (dzieci) przez rozmnażanie, tak mem szerzy się od umysłu jednego człowieka do drugiego przez nauczanie i naśladowanie. Także Języki są dobrym przykładem memów. Uczymy się ich i potem nauczamy innych. Żyją swoim własnym życiem (nie znam całej polskiej gramatyki, a jednak mówię!), ale przy okazji świadczą nam usługi: trudno żyć wśród ludzi i nie mówić... Inne przykłady memów to jedzenie takich a nie innych dań, moda, piosenki, dowcipy hasła reklamowe itp... Cała nasza kultura składa się z memów. Jak się szerzą memy? W jaki sposób i kiedy wskakują nam do umysłu? Na trzy sposoby: przez powtarzanie, przez dysonans poznawczy i wykorzystując nasze czułe punkty. Opowiem o tym, a przykładem będzie astrologia, która, jak by nie patrzeć, jest memem całą gębą.

Na czym polega zarażanie się memami przez powtarzanie i dysonans poznawczy. To tajemnicze określenie mówi tyle, że nam się ,,coś nie zgadza''. W takim stanie gotowi jesteśmy połknąć i przyswoić sobie każdy mem, który te przykrość złagodzi. Podobnie jest z astrologią. Pan Anatol poznaje pana Bruno i nie może się nadziwić: ,,dlaczego ten Bruno wciąż włazi mi na głowę?'' (To jest dysonans poznawczy.) Przychodzi astrolog i mówi: ,,Ależ wszystko jasne! Bruno ma Słońce w znaku Lwa. A jako Lew jest także nadęty, przechwala się i skupia wokół siebie 'dwór' pochlebców. Czyż nie jest tak?'' prawda!, woła pan Anatol, i w tym momencie zostaje zarażony memem astrologii. Ale po jakimś czasie nachodzi go kolejny dysonans poznawczy. Przychodzi do astrologa: ,,Coś mi się nie zgadza... Cecylia też jest Lew, ale jest niemrawa i gapowata, zupełnie nie jak Lwy.'' ,,Ja twój dysonans skasuję'' mówi astrolog, Popatrz, wszak Cecylia ma ascendent w Rybach. Ciekawe: ponieważ memy szerzą się właśnie przez dysonans poznawczy, to dobry i dobrze szerzący się mem powinien sam takie dysonanse stwarzać. Dobry mem stwarza więcej problemów niż je rozwiązuje! I chyba tak z astrologią jest. Uczenie się jej nie ma końca, każda reguła ma wyjątki, najbieglejszy astrolog wciąż napotyka na coś, co mu się nie zgadza. Na tym polega piękno astrologii! (Podobną właściwość ma język angielski: wszyscy się go uczą, a nikt go naprawdę nie umie. To dobry mem.)

Horoskop jako potężny środek zmieniający świadomość

Środek zmieniający świadomość? Alkohol zmienia świadomość... kokaina, marihuana... a także zakochanie, ból, nienawiść... oraz powiększenie się dochodów o jedno lub dwa zera - wiadomo bowiem, że bogaty biednego nie zrozumie. Astrologia też zmienia świadomość, i stąd się bierze jeden z kłopotów przy prognozowaniu przyszłości. Człowiek, który czegoś dowiedział się o swoim horoskopie, jest już kimś innym niż dotąd - a sama wizyta u astrologa może jego życie wytrącić z dotychczasowych kolein. Czy w dobrą stronę? To już osobne pytanie.

Nieustannie zastanawiam się nad tym, skąd się bierze ten nieodparty urok, ta siła przyciągania, z jaką astrologia działa na ludzi. Bo przecież już od dwustu-trzystu lat, odkąd zaczęła rozwijać się nowoczesna nauka, wiadomo, że jakoś dziwnie brakuje w gmachu przyrody miejsca, przez które mogłyby się wcisnąć te "wpływy planet" o których mówi astrologia. (Nie mogą to być ani siły grawitacji, ani elektryczne czy magnetyczne, i bardzo wątpliwe, czy żeby było to promieniowanie) I nic. Ludzie (i ja, stary fizyk wśród nich) wciąż wierzą w działanie horoskopów. I to nie tylko dlatego, że jednak z kilku statystycznych sprawdzianów astrologia wyszła zwycięsko. Urok astrologii polega przede wszystkim na tym, że pokazuje ona ludziom, że ich życie nie jest przypadkowe. A właśnie przypadkowość własnego losu jest zmorą, jaka dusi człowieka współczesnego. Astrolog pokazuje klientowi kartkę papieru z tajemniczym wykresem, który najwyraźniej jest projektem jego osobowości i planem jego życia. I oto do ośrodka świadomości w mózgu dociera sygnał: "Moje życie zostało - kiedyś, przez jakieś wyższe siły - zaplanowane. Istnieje zamysł co do mojego życia, i ja ten zamysł mogę lepiej lub gorzej zrealizować, potwierdzić.". Ktoś, kto zapoznaje się ze swoim horoskopem, zaczyna widzieć w swoim życiu wyższy porządek. ...Oto zebranie, na którym poznałem Lecha Z., nie była jakimś szumem w eterze - przeciwnie, Jowisz wtedy tranzytował urodzeniowe Słońce.

To był znak z nieba! A tamta nieszczęsna miłość (jeśli to w ogóle miłością nazwać...) to było przejście Saturna po urodzeniowej Wenus! Zdarzenia życia, które dotąd wydawały się banalne i o których najchętniej by się zapomniało, nagle stają w nowym świetle. Astrologia ustanawia więź miedzy życiem jednostki a Kosmosem! Podczas gdy jedni podchodzą do horoskopu w sposób, można powiedzieć, heroiczny - widząc w nim przeznaczenie, któremu chcą sprostać, inni traktują gwiezdny wykres jako usprawiedliwienie dla wad. "Mam opozycję Księżyca do Merkurego, więc zawsze będę trzepać jęzorem." itp. Najtrudniejszą jednak i najbardziej znaczącą jest rzeczą, że takie i inne przemiany w psychice pod wpływem horoskopu dzieją się głownie poza świadomością. Horoskop wnika jakoś przez tył głowy, czy ktoś tego chce, czy nie. A jeszcze nie wspomniałem nic o sile, z jaką astrolog może zwyczajnie zasugerować klienta - niczym biegły hipnotyzer. Nie można wykluczyć, że wiele trafnych prognoz bierze się stąd, że klient, zasugerowany, jak po sznureczku robi to, co od astrologa usłyszał... I dlatego astrologia nie powinna być za bardzo rozpowszechniona. Powinna pozostać - w pewnym stopniu - wiedzą tajemną. Ci, którzy ją wyśmiewają, w istocie pełnią role cerberów, strażników tajemnicy.

Horoskopowy organizm

Otóż ja trzymam się poglądu, że planety są pierwsze. Planety są ważniejsze niż znaki zodiaku; również jest tak, że z ich położeń w horoskopie można wyczytać więcej i informacje te są ważniejsze, bardziej podstawowe i bardziej niezawodne niż te, które wynikają ze znaków zodiaku. Człowiek, widziany poprzez jego horoskop, jest istotą zbudowaną z planet: czy ważniejsze są znaki zodiaku czy planety?. A znaki zodiaku są zaledwie tłem, po którym poruszają się planety. Znaki zodiaku są to różne fazy ruchu planet, które w swoich różnych fazach wykazują nieco odmienne właściwości - ale swój główny charakter stale zachowują. To nie jest też tak, że "Marsa mają" tylko ludzie, u których Mars jest na ascendencie lub w MC w horoskopie urodzeniowym. To samo dotyczy Saturna czy każdej innej planety. Każdy człowiek ma swojego Marsa (albo Wenus, Saturna itd.) i ten Mars, Saturn, Wenus itd. u niego, w nim i przez niego działa czyli się przejawia, wyraża. U niektórych jest ponadto tak, że pewna planeta (Mars albo Wenus, albo inna) wyraża się szczególnie silnie i dobitnie. Wtedy mówimy, że ta planeta jest u tego człowieka dominująca.

Nie muszę przypominać, że podstawową sprawnością dla astrologa jest umieć z horoskopu wyłowić, które planety są silne i które z tych silnych są dominujące. A w związku z tym organizmem - Tak jak typ ektotymiczny, mezotymiczny lub endotymiczny powstaje dlatego, że przeważa czy też dominuje jedna z trzech grup tkanek, i tendencja stąd wynikająca rozszerza się na całość człowieka, także na jego psychikę - podobnie typ marsowy, wenusowy ("weneryczny"), jowiszowy itd. powstaje dlatego, że przeważa jedna z planet i ta nadaje ton całości człowieka, zarówno jego stronie psychicznej, jak i fizycznej, jak i innym jeszcze stronom. Ale tak jak każdy człowiek ma nerwy, skórę, mięśnie, tak samo każdy człowiek "ma" (oczywiście ma w swoim horoskopie urodzeniowym) Marsa, Wenus, Jowisza itd. To stwierdzenie nie jest banalne, bo oznacza ono, że każdy człowiek ma także funkcje marsowe, wenusowe, jowiszowe - nawet jeśli któraś z tych planet wcale u niego dominuje. To co powyżej - że człowiek zawsze "ma" swojego Marsa, Słońce, Saturna itd. oznacza także, że zawsze planety spotykają się i oddziałują na siebie - nawet jeżeli nie tworzą między sobą aspektów - mianowicie spotykają się w obrębie organizmu jednostki. Podobnie jak mięśnie "spotykają się" z nerwami i jedne na drugie oddziałują.

Dziedziny przejawiania się planet

Na ciało składają się dwie praktyczne sprawy: budowa ciała i choroby. Tu zaczyna się astrologia medyczna, która jest zaniedbana i jakoś nikt nie potrafi wydobyć jej z zapętlenia się w naiwnych schematach, że znak Ryb "rządzi" stopami, Koziorożec - kolanami, Wodnik łydkami itd. Zapewne brakuje astrologów będących zarazem lekarzami i mających twórczy stosunek do obu zainteresowań. Organizm horoskopowy człowieka składa się z dziesięciu planet. Niektóre z tych planet u danego człowieka są silne, a jedna lub dwie (rzadziej więcej) są dominujące. Poszczególne planety (zwłaszcza kiedy są dominujące) przejawiają się na poszczególnych polach. Zatem istnieją profile psychiczne ludzi z dominującym Jowiszem, Księżycem, Marsem itd., ale również Jowisz, Księżyc, Mars itd. przejawiają się w budowie ciała człowieka, w rysach twarzy (tak!), w jego cielesnych patologiach-chorobach, w zainteresowaniach i w jego ścieżce. Kombinując urodzeniowy horoskop człowieka z bieżącymi położeniami planet, a przede wszystkim z cyklami planetarnymi, dostajemy podstawy, aby także śledzić historię człowieka wraz z jej epizodami i progami.

Teoretyczna bezbronność astrologii

Stanisław Lem w którymś miejscu którejś ze swych książek (próbowałem znaleźć cytat w "Summa Technologiae" ale mi się nie udało) rozważa, jak wiele informacji zawiera czyjeś stwierdzenie, że istnieją takie gwiazdy, które zbudowane są z sera ementalery. Ten sam przykład jest dobrym wstępem do pewnego problemu z naszej astrologicznej działki. Otóż z astrologią jest tak, że nie ma ona ani teorii, ani metody doświadczalnej, i tym się rożni od nauki.

Astrologia nie ma teorii ani nie ma metody doświadczeń, i dlatego wobec alternatywnych twierdzeń jest zupełnie bezbronna.

Dokładnym odpowiednikiem gwiazd z sera jest na gruncie astrologii na przykład Lilit. Oba te "obiekty" różnią się okresem obiegu wokół Ziemi. Skoro więc nie ma teoretycznych powodów, dla których można by było powiedzieć przy jakimś obiekcie kosmicznym: "on jest za mały... zbyt odległy." albo: "zbyt wielki...", aby mieć znaczenie w horoskopach, to dlaczego niby mielibyśmy z góry ("a priori") odrzucać ciała niebieskie, których nie ma? Tak więc pozostaje zwolennikowi Lilit dobrotliwie przyzwolić na jego działalność. Pamiętajmy też, że astrolog jest kolegą po fachu nie tylko naukowca, badającego rzeczywistość. Czy pozwolilibyśmy architektom stawiać domy, gdyby niektórzy z nich, owszem, posługiwali się pomiarami wytrzymałości materiałów i teorią sprężystości, ale byli także inni, legitymujący się identycznymi dyplomami tego fachu, którzy do wylewania fundamentów używaliby masła, albo wręcz materiału, który jest niewidzialny? Możemy powiedzieć: tak, astrologia ma braki w teorii. Ale przecież jest jeszcze doświadczenie. Jeżeli ktoś wymyślił Lilit, bo twierdzi, że jest to czynnik, który odpowiada za zamiłowanie do czystości, to przecież nic prostszego, jak sprawdzić w praktyce to twierdzenie. Czy rzeczywiście jest ona silna w horoskopach czyściochów. Takie zadanie okazuje się wcale nie łatwe, a wyniki nie oczywiste. Przede wszystkim przerobienie i zinterpretowanie Np. 100 horoskopów (co jest i tak liczbą stosunkowo za małą).

Konflikt dwóch determinizmów

Po drugie, podstawą astrologii był szczególny determinizm. Najlepiej zrozumieć go na przykładzie: kiedy na niebie spotykały się Mars i Saturn (następowała koniunkcja tych planet), dokonywała się zarazem, jak sądzono, synteza symbolicznych jakości, związanych z obiema planetami. Na przykład marsowa agresja zyskiwała ze strony Saturna odpowiednio "ciężkie" środki. Wynik: ludzie naładowani agresją brali ciężkie narzędzia do rąk, co należało rozumieć jako grożące zamieszki i zbrojne starcia. Nie sposób w człowieku, czy też w jego psychice jasno wydzielić jakichś części, których dynamika dawałaby się porównać z ruchami planet. (zwracałem się do astrologów współczesnych, ostro przetrenowanych w szkołach przez nauczycieli fizyki, chemii i biologii - a jednocześnie ujawnia oczywisty zdawałoby się fakt, że nie "widać" w człowieku uchwytnych elementów, które odpowiadałyby temu, co się dzieje w świecie planet. Brak tak pojętej analizy, rozkładu na elementy.

Logiczna jakość typów

Astrologiczne typy nie są rozłączne. Można być jednocześnie "Baranem" mając Słońce w znaku Barana i zarazem "Bykiem" - bo się ma Księżyc w Byku. I do tego, powiedzmy, Koziorożcem, bo ascendent wypadł w tym znaku. W przypadku typów planetarnych mogą się one dowolnie mieszać u jednego człowieka, ponieważ można mieć w "silnych" punktach horoskopu w zasadzie dowolny zestaw planet. Można też nie mieć żadnej planety ani na osi ani w innym silnym miejscu, więc nie mieć, właściwie, żadnej dominującej planety. Żeby jednak kogoś o takim horoskopie "zapisać" do jakiegoś planetarnego typu - bo planetarne typy są wygodnym narzędziem - uznaje się, że pewne typy zodiakalne równoważne są typom planetarnym, więc Np. Baran Marsowi, Byk Wenus i tak dalej; Także w astrologii można "negocjować" swój typ planetarny lub zodiakalny, który wcale nie musi ten sam na zawsze, na całe życie, ponieważ w różnych okresach życia różne planety (lub znaki) wychodzą na prowadzenie. Więc ktoś, kto obecnie męczy się jako saturniarz może mieć nadzieję, że w kiedyś w przyszłości moc Saturna osłabnie i na czoło wyjdzie powiedzmy Mars - tak może być Np. wtedy kiedy ktoś ma obie te planety w silnych miejscach horoskopu. Cząstkowych typologii można w astrologii układać więcej (niż tylko typologia zodiakalna i planetarna). Np. Kwadraturowcy zmagają się z życiem i jego wyzwaniami i przeszkodami, trygonowcy zaś korzystają z okazji i idą "jak po sznurku". Może również dałoby się wyróżnić "kwintylowców" (przebojowych i czasem ekstremistycznych zapaleńców) i septylowców (nieco odlecianych intelektualistów). Też wprowadzałem typy zależne od obsadzenia planetami osi horoskopu; więc ascendentyków i descendentyków i mediocoelików i immocoelików.

Astrologia za to NIE "typuje" ludzi - typuje ich "strony": strony ich osobowości. Przedmiotem astrologicznych typologii (przypominam, jest ich wiele) są nie konkretni ludzie, tylko pewne abstrakcyjne WZORCE. Żywy konkretny człowiek może takich wzorców nosić w sobie wiele i poczuwać się do podobieństwa z każdym z nich, choćby nawet wzorce te były biegunowo niepodobne. Można mieć Np. Słońce w Wadze i faktycznie być "podręcznikowym" przedstawicielem typu Wagi, ale jeżeli ktoś tak urodzony ma jednocześnie Marsa na ascendencie, to ma przy tym cechy marsowca, chociaż z pozoru wydawałoby się, że wzorce Wagi i Marsa zupełnie do siebie nie przystają. A jednak... Przy tym mając Marsa na ascendencie (a nie na innej osi) należy się jednocześnie do typu "ascendentyka" (ktoś taki jest Np. oryginalny, wyróżniający się, rzucający się w oczy, budujący swój autorski samo-obraz, idący pod prąd itp.) - a właściwie ma się pokrewieństwo do abstrakcyjnego ascendentycznego wzorca. I tak dalej. Typologie astrologiczne (wszystkie) są stopniowalne. Można być marsowcem (należeć do marsowego typu planetarnego) w stopniu "bardzo" lub "trochę". Przepisu, jak wyliczyć taką miarę lub siłę typu, nikt nie wynalazł, ale każdy astrolog (każdy kto doszedł do pewnej biegłości w czytaniu horoskopu) ma wrażenie, że taką miarę ma "na końcu języka" albo czuje ją - w swoich "astrologicznych kościach". Przybliżeniem przepisu na liczenie takiej siły są reguły w rodzaju tej, że planeta leżąca na MC jest silniejsza od leżącej na descendencie, i to tak, że ta na descendencie ma około 40% siły tej w MC. (Inna to sprawa: jak zmierzyć przejawianie się tej planetarnej siły w życiu i zachowaniu danego człowieka?) Albo: reguła, że planeta jest tym słabsza im dalej leży do osi, Np. od MC.

Paradoks horoskopowych bliźniąt

W rozdziale tym zajmę się paradoksami, jakie wynikają z założenia, iż osobowość i przebieg życia człowieka są wyznaczone (a jeśli użyć mocniejszego określenia, to: zdeterminowane) przez jego urodzeniowy horoskop, czyli układ planet w momencie jego narodzin na tle ziemskiego horyzontu. Wśród ludzi żyją tacy, którzy mają jeśli nie identyczne, to bardzo podobne horoskopy. Ich właśnie nazywa się horoskopowymi bliźniętami. Ludzie tacy nie powinni się różnić pomiędzy sobą. Powinni mieć ten sam wygląd zewnętrzny, cechy charakteru, uzdolnienia, zainteresowania; powinni dokonywać łudząco podobnych wyborów zawodowych, w tym samym czasie zakładać rodziny, rodzić lub płodzić dzieci (i tę samą ich liczbę), a być może też ich partnerzy byliby podobni do siebie. Z punktu widzenia naocznego i namacalnego doświadczenia jest to absurd. Gdyby tak było, każdy człowiek szedłby przez życie w towarzystwie pewnej liczby podobnych do siebie (lub identycznych) osobników. Nic z tego nie obserwujemy. Horoskopowe bliźnięta zdarzają się, owszem, są to jednak przypadki wyjątkowo wprost rzadkie. Dużo częstszym zjawiskiem jest łudzące podobieństwo nie tylko wyglądu, ale i upodobań i losów jednojajowych bliźniąt, które, jak na złość, muszą się z konieczności różnić czasem urodzenia.

Najwyraźniej jesteśmy niepowtarzalni - i jest to sprzeczne z tradycyjną astrologią.

Spróbujmy więc oszacować - tak dokładnie, jak potrafimy - liczbę owych horoskopowych bliźniąt. Odpowiedzmy sobie na pytanie: jak wiele horoskopowych bliźniąt ma każdy z nas? Takie zadanie jest do rozwiązania i wcale nie wymaga trudnej matematyki. Zwykle przyjmuje się w sztuce czytania horoskopu, że dwie planety tworzą koniunkcję - czyli ich pozycje są nieodróżnialne o tyle, niosą to samo znaczenie. Kiedy dokonuje się prognozy metodą tranzytów to zwykle przyjmuje się, że aspekt tranzytowy "działa", kiedy dwie zaangażowane weń planety dzieli odstęp 1 stopnia. Ta liczba z kolei wydaje się zbyt mała, by powiedzieć, czym się na przykład różni tranzyt Marsa do urodzeniowego Księżyca w 24 stopniu Panny od podobnego tranzytu, kiedy Księżyc leży w 25 stopniu Panny. Wydaje się, że najmniejsza odległość, jaką astrologowie potrafią sensownie odróżnić, to rozpiętość , którą jest podział na dwanaście części. Długość jej wynosi 2.5 stopnia, i to najmniejsza kątowa różnica miedzy położeniami planet, jakiej astrolog jest w stanie przyznać jakieś znaczenie. Ascendent i medium Coeli przemiatają tę odległość w czasie czyli 10 minut. Ktoś powie w tym momencie: kiedy się rodziłem, żadne inne dziecko nie przyszło w tej okolicy na świat w przedziale tych 10 minut. Mój horoskop jest niepowtarzalny! Nieprawda. Po tych 10 minutach ten sam stan nieba zapisany w horoskopie odtworzy się w miejscowościach położonych dalej na zachód - gdyż Ziemia się obraca, i ten sam stopień Zodiaku będzie wschodził gdzie indziej. Decydujący o tempie tego zjawiska jest Księżyc, gdyż on swoje położenie na ekliptyce zmienia najszybciej.

Każdy Polak z powojennego pokolenia (Kwaśniewski, Balcerowicz, Kora, Jerzy Owsiak... żyje pośród 10 osób z horoskopami nieodróżnialnymi od jego horoskopu. On sam jest jedenasty. Te horoskopowe bliźnięta żyją - ale jakoś się dziwnie nie manifestują. A w myśl założenia o horoskopowych uwarunkowaniach charakteru i losu - powinny. Polska nie jest wyjątkiem, i dla innych krajów otrzymujemy wyniki podobne. Gdyby ci ludzie rzeczywiście dzielili bardzo podobne losy, amerykańscy wścibscy reporterzy już by ich dawno zauważyli. Rekord należy do Japonii. Ludzi z tego zatłoczonego kraju. Każdy Japończyk ma 50 horoskopowych sobowtórów. A jednak i tam tego zjawiska nie zauważono. (jeszcze więcej ludzi z nieodróżnialnymi horoskopami rodzi się w Indiach, w Bangladeszu, w Meksyku.

Rozwiązania paradoksu horoskopowych bliźniąt. Istnienie paradoksu horoskopowych bliźniąt (że powinny być a ich nie ma) wymusza na nas, abyśmy przyznali się, że horoskop nie wyznacza (nie determinuje) ani charakteru, ani upodobań, ani uzdolnień, ani przebiegu życia człowieka. Horoskop coś o każdym z nas mówi, i wynikają z niego pewne wskazówki jak się potoczy nasze życie, ale te wskazania są wielce niedokładne. Horoskop wyznacza człowieka osobowość, uzdolnienia... z dokładnością do typu, i tylko z dokładnością do typu można efektywnie horoskop odczytać. Wszystko ponadto jest uzurpacją astrologów.

Planety jako - psychiczne substancje

Wiadomo, że niektóre substancje zmieniają zachowanie i świadomość. Amfetamina każe skupiać się na celu, koncentruje uwagę, daje "kopa" - dodaje siły, pozwala nie spać - czyli przesuwa człowieka do fazy maniakalnej. Kannabina, czy jak się nazywa to coś w konopiach, rozwesela, robi głupawkę i potok skojarzeń wszystkiego ze wszystkim. Alkohol każe się "kleić" do innych, wtrąca w stany pijackiej czułości, a czasem agresji; w każdym razie alkoholicy są typowo sentymentalni. Lupulina (w chmielu) zatrzymuje myśli i każe kontemplować bydlęcy rodzaj istnienia - bo do innego wymiaru niż zadowolonej krowy człowiek wtedy nie ma dostępu. Itd., dużo jest takich przypadków. Z wewnątrzorganizmowych słynna jest adrenalina pobudzająca do gotowości i walki.

Otóż planety w horoskopie urodzeniowym działają tak, jakby z każdą z nich skojarzona była pewna substancja psychoaktywna. (Być może z niektórymi faktycznie takie substancje są skojarzone!) Silna planeta w horoskopie działa tak, jakby był jakiś gruczoł i produkował wciąż odpowiednią substancję. Krótki przegląd:

Martyna (domniemana substancja związana z Marsem) pobudza, każe się skupiać, sprężać, utrzymuje gotowość do walki i działania, każe się ruszać. Nadmiar tej substancji trzeba koniecznie wyładować w ruchu. W stosunkach z ludźmi ta substancja jest korzystna, bo pomaga zwyciężyć (także na słowa i na argumenty w dyskusji), ale i niekorzystna, bo skłania do agresji i można komuś przykopać, fizycznie albo dowalić ekwiwalentem słownym lub gestowym. W fazie przedawkowania wprowadza w stan bojowej furii. (Jak u Heraklesa, który zaślepiony bojowym szałem dzieci, żonę zabił.)

Jupiteryna (domniemana substancja związana z Jowiszem) również działa pobudzająco, ale przede wszystkim odhamowuje w stosunkach społecznych, wzmaga poczucie własnej wartości oraz skłania do zajmowania eksponowanej pozycji w danym społecznym otoczeniu. Ludzie pod wpływem jupiteryny (a naprawdę dominującego Jowisza) będą się pysznić, chełpić, opowiadać o sobie i przedstawiać swoje przewagi pod hasłem "a czego to ja nie mogę!" Będą występować przed grupę i zaznaczać swoją indywidualność. Daje też pęd ku wykraczaniu poza ramy i granice, co przejawia się jako żądza przygód i żyłka do podróży. Przedawkowana Jupiteryna skłania do zachowań teatralnie histerycznych lub maniakalnych, także do "porywania się z motyką na słońce". Częsty przypadek u polityków, zresztą politycy w większości muszą być jowiszowcami.

Solaryna (od Słońca) działa stabilizująco na psychikę, daje zdrowe poczucie własnej wartości, pozwala na zdrową ocenę sytuacji bez popadania w przesadę. Daje poczucie ugruntowania: "nic mnie nie ruszy". Chroni przed skrajnościami dawanymi przez dwie poprzednie substancje, a raczej planety - i dlatego aspekty Słońca z Jowiszem lub Marsem (zwłaszcza trygony i sekstyle) są tak korzystne. Przedawkowana daje stany psychiczne pod tytułem: "a mnie jest i tak dobrze", "nic mi nie będzie", "co z tego, że z nożami latają, to taka zabawa". - Czyli do beztroskiego poczucia bezpieczeństwa.

Lunatyna (od Księżyca) uwrażliwia, wyczula, czyni człowieka wrażliwym i przewrażliwionym, daje dobry odbiór emocji własnych i cudzych, ale czyni to w takim natężeniem, że aż te emocje bolą; daje współczucie, ale obniża poczucie bezpieczeństwa, każe się bać, drżeć, lękać; w stosunkach z ludźmi szukać oparcia w grupie lub w silniejszych jednostkach. Zacieśnia więzi międzyludzkie, które jednak w miarę wzrostu dawek stają się coraz bardziej symbiotyczne, uzalezniające i ambiwalentne: "kocham cię i nienawidzę", "żyć bez ciebie nie mogę" itd. Pozytywnie (w umiarkowanych dawkach) wpływa na zwartość rodziny, na siłę więzi rodzinnych i innych międzyludzkich. Przedawkowana daje chybotliwych i lękliwych nadwrażliwców neurotyków.

Weneryna (od Wenus) daje elegancję, wyczucie rytmu, harmonię, rozwija zmysł estetyczny. Łagodzi obyczaje, działa jak "smar" w stosunkach międzyludzkich. Przedawkowana powoduje narcyzm i kontemplacyjnie bierny, acz zachwycony stosunek do rzeczywistości.

Saturnina (od Saturna) czyni człowieka ostrożnym, wycofanym, pełnym rezerwy, nieufnym i nieśmiałym, otorbionym i opancerzonym. Usztywnia ruchy dosłownie i usztywnia psychicznie. Każe wycofywać się z sytuacji społecznych i konfrontacyjnych. Jakby dla kompensacji, wycofując z bezpośredniego działania i kontaktu z rzeczywistością, rozwija myślenie i wyostrza inteligencję, przez co człowiek pod wpływem saturniny zanim za coś się weźmie, lepiej niż inni to przemyśli. Przesuwa profil psychiczny w stronę introwersji i sumienności. Przedawkowana, czyni osobników zamkniętych, autystycznych, pełnych obaw, smutnych, pozbawionych radości, żyjących w swoim wyobrażonym świecie, odgradzających się od świata rutynami, pracoholizmem, rytuałami. W skrajnych dawkach toksyczna! - Depresja.

Merkuryna albo lepiej z grecka hermetyna (od Merkurego) działa pobudzająco na myślenie, mowę, rozmowność, szybką orientację, czyni ludzi obrotnymi i bystrymi. Podwyższa zainteresowanie innymi ludźmi i światem. Nie ma żadnego odcienia moralnego, nie darmo Hermes był bogiem także złodziei. Przedawkować raczej trudno.

Uranina. Niebezpieczna nawet w małych dawkach. Czyni człowieka niezadowolonym. Pod jej wpływem nic mu się nie podoba i świerzbią go ręce, aby coś pozmieniać. Jeśli uranina jest dobrze zbuforowana przez inne substancje, mogą z tego wyjść zyski poznawcze lub artystyczne, ale właściwie zawsze skłania do dziwactw, ekscentryzmu, robienia na opak. Ludzie pod wpływem uraniny są niepogodzeni z samym sobą, co przejawia się Np. w noszeniu ubiorów nieadekwatnych do społecznej konwencji lub takichże fryzur. (Zdaje się, że faktycznie są psychotropy, pod wpływem których ludzie dziwaczeją, tak jak od Urana.) W kontakcie ludzie pod wpływem uraniny czynią odruchowe wrażenie dziwacznych, nieobliczalnych, "nie wiadomo co takiemu strzeli". Przykład: Janusz Korwin-Mikke - jeśli znam poprawną godzinę jego urodzenia, wtedy Uran jest w MC i byłby to przypadek, kiedy właśnie Uran zniszczył zdolnemu politykowi jego image.

Neptunina. Cenna ale zarazem niebezpieczna, bywa że śmiertelnie. Działa tak jak enteogeny, czyli środki zmieniające świadomość w sposób mistyczny - osłabia lub znosi granice miedzy świadomością i nieświadomymi treściami umysłu. Nie jest przypadkiem, że twórca koncepcji archetypów i mistyk w psychologii, Karol Gustaw Jung miał dominującego Neptuna, w kwadraturze do dominującego Słońca. (Niezmiernie ciekawe jest to, że właśnie Słońce było dominującą i najsilniejsza planetą w jego horoskopie - zapewne gdyby nie potężne zbuforowanie Neptuna przez Słońce, byłby nie genialnym twórcą, tylko psychicznie chorym.) Neptunina wyczula na sny, na odmienne stany świadomości, wizje; daje wgląd w wizyjne wewnętrzne przestrzenie umysłu; obniża też psychiczne granice pomiędzy różnymi osobnikami, przez co współczucie i współodczuwanie, także z małymi dziećmi, szaleńcami, niedorozwiniętymi i zwierzętami. W małych dawkach działa podobnie jak Lunatyna.

Plutonina. Działanie niedostatecznie jeszcze zbadane. Główne działanie polega na tym, że przestawia umysł na działanie instynktowne, czyni świadomy umysł wykonawcą bądź nawet ofiarą podświadomych sił. Różnica między Plutonem a Neptunem polega jednak na tym, że o ile Neptun daje dostęp do wizji, to Pluton daje dostęp do mocy. Ciekawe, że święci katoliccy doświadczający przemożnego owładnięcia mocą Boga - św. Ojciec Pio, św. Teresa z Avili - byli plutonikami. W małych dawkach Plutonina działa trochę podobnie jak martyna. Nie jest jasne, kiedy się włącza, a kiedy pozostaje nieaktywna.

Mając powyższy klucz, możemy wpółdziałanie dwóch planet - współdominowanie lub aspekty - badać na wzór połączonego działania dwóch substancji psychoaktywnych odpowiadających tym planetom.

Uwaga: analogia między planetami a substancjami psychoaktywnymi sprawia, że możemy sobie wyobrażać, co by było, gdyby dany człowiek był bodźcowany przez planety. Tak zresztą się dzieje faktycznie w życiu; w różnych momentach i okresach raz silniej jesteśmy poddani wpływom jednej planety, raz drugiej. Np. w okresach, kiedy Jowisz przechodzi przez urodzeniowe Słońce (tzn. przez miejsce, gdzie było Słońce w chwili urodzenia) albo przez trygony do urodzeniowego Słońca, jesteśmy poddani bardzo silnej dawce energii Jowisza. To są jowiszowe okresy w naszym życiu. (Trwają typowo około 2 tygodni, czasem dłużej.) Podobnie kiedy Saturn przechodzi (tranzytuje) urodzeniową pozycję przede wszystkim Księżyca, lub kwadratury/opozycję do niej, uderza w nas wzmożona dawka energii Saturna. Wtedy przeżywamy saturnowe okresy w życiu. (Zwykle są one trudne i polegają przede wszystkim na wzmagającym się osamotnieniu, poczuciu wyobcowania.)

Horoskop urodzeniowy, znaczy to, że możemy sobie wyobrazić tego człowieka z innym horoskopem. Czyli możemy oderwać człowieka od jego horoskopu, nie trzymać się równania, że "człowiek = jego horoskop urodzeniowy". Otóż wydaje mi się, że tak jest faktycznie. Że horoskop i to, co z niego wynika, jest w pewnym sensie zewnętrzne względem samej istoty człowieka. Że jakby mnie lub ciebie "obedrzeć" z horoskopu, to jeszcze pozostanie pewien "rdzeń", który, być może, jest równoznaczny z jakimś najgłębszym przeznaczeniem, które usiłujemy w życiu realizować, lepiej lub gorzej, przy pomocy takiego horoskopu, z jakim się urodziliśmy.

Rektyfikacja horoskopu

1. Rektyfikacja to wyliczanie lub odgadywanie nieznanej, albo niedokładnie znanej godziny urodzenia. Równie dobrze wynikiem rektyfikacji może być położenie ascendentu, lub medium Coeli, bo znając ascendent lub medium Coeli jednoznacznie wyznaczysz czas gwiazdowy. Są astrologowie, którzy odgadują nieznany ascendent na podstawie wyglądu klienta. Ale zanim zaczniesz to, przynajmniej na kilkunastu przykładach sprawdź, czy potrafisz prawidłowo odgadnąć ascendent z wyglądu człowieka. Sprawdź to na ludziach, którzy dobrze znają swoją godzinę urodzenia. Jeżeli osiągniesz powyżej 60% wyników prawidłowych, możesz odgadywać nieznany ascendent z wyglądu. Raczej nie powinna to być metoda jedyna. Niektórzy do rektyfikacji używają progresji. Wg. moich doświadczeń są dwa najlepsze źródła informacji dla rektyfikacji: A). Przejścia (tranzyty) Jowisza i Saturna przez ascendent i/lub MC; B). Podobieństwa w horoskopach osób krewnych.

2. Żadna z metod rektyfikacji nie daje pewności, że się znalazło właściwą godzinę urodzenia. Zanim się zabierzesz za rektyfikację, wykorzystaj każdą "rzeczową" informację co do czasu urodzenia. Może Np. pewna ciocia lub babcia wiedzieć, że to było "około południa". Takie informacje są dużo bardziej pewne wartościowe niż jakakolwiek astrologiczna rektyfikacja! Jeżeli nie wiesz w przybliżeniu, kiedy się klient urodził - że Np. "około świtu", "około południa", "między 8-mą a 12-tą" - to nie bierz się w ogóle za rektyfikację. Nieznanej godziny urodzenia w obrębie doby nie da się w ogóle uściślić - bo reguły astrologii naprowadza cię na kilka równie prawdopodobnych czasów, i nie ma astrologicznego sposobu, aby powiedzieć, która jest właściwa. Tym bardziej nie próbuj ustalać nieznanego dnia urodzenia.

3. Według przejść Jowisza lub Saturna: Jest kilka typów wydarzeń w życiu, które "lubią" się wydarzać podczas przejść Jowisza lub Saturna przez ascendent, descendent lub medium Coeli; wyliczam w kolejności od najważniejszych: 1). Zamążpójścia, ważniejszy jest pierwszy ślub. 2). Przeprowadzki. 3). zmiany pracy; chodzi o takie, które zmieniają cały tryb życia klienta; 4). wyjazdy zagraniczne, oczywiście te ważne dla życiorysu; 5). awanse; obejmowanie kierowniczych stanowisk; stanowisk z wyboru. Zwykle wtedy Jowisz klub Saturn przechodzi przez MC; 6). inne wydarzenia, które wyraźnie zmieniały sposób życia klienta, otwierały dla niego "nową epokę". Można wręcz klienta zapytać, aby podał kilka najważniejszych wydarzeń w jego życiu i sam uszeregował je w kolejności od najważniejszego.

4. Rektyfikacja według rodzinnych podobieństw. Metoda ta zadziała, jeżeli klient ma wystarczającą, dość dużą liczbę krewnych, których daty i godziny urodzenia znasz. Kto wchodzi w grę: A) dzieci, B) rodzice, C) małżonkowie. Małżonkowie, chociaż z założenia nie spokrewnieni w sensie zwykłym, mają zwykle horoskopy, które wyglądają jak horoskopy krewnych. Ludzie dobierają się w pary tak, jakby czuli, że należą do tej samej "rodziny astrologicznej".

5. Gromadzisz zbiór horoskopów krewnych klienta. Przyglądasz się nim i sprawdzasz, jakie podobieństwa między ich horoskopami a horoskopem klienta mogą występować. Co wchodzi w grę: 1). że klienta ma ascendent (lub mc) tam, gdzie krewny ma to samo - ascendent lub mc.; 2). że klient ma descendent tam gdzie krewny ma ascendent; 3). że klient ma ascendent tam, gdzie krewny ma mc; lub odwrotnie: 4). klient ma mc, tam gdzie krewny ma ascendent. 5). Dalej, są możliwe korelacje oś-światło: - klient ma ascendent (mc) tam gdzie krewny ma Słońce (Księżyc). Odwrotna korelacja jest równie prawdopodobna. Możliwe są też korelacje oś-inna-planeta. Często zdarza się, że stosując te dwie metody otrzymasz dwie lub więcej jednakowo prawdopodobne godziny urodzenia klienta, i nie będzie sposobu, aby je odróżnić. Wtedy trzeba się zastanowić, który z "wychodzących" w ten sposób ascendentów jest lepszy "na oko" - tzn. oceniając wygląd lub/i charakter klienta.

Aspekty dziedziczone - to Saturn 20 i 30 stopni od południka IC (MC) w 4 domu. Aspekty dziedziczone to oś do osi: ascendent-descendent, MC-IC - zazwyczaj ascendent nakłada się na MC/IC. Dalej są to planety do osi i rzadziej planeta-planeta. Syn WH wykazuje podobieństwo charakterologiczne do ojca. Przy próbie ustalenia godziny urodzenia ojca, bierzemy duży zestaw dat z ważniejszych wydarzeń z życia ojca i sprawdzamy w tranzytach aspekty do osi. Jowisz w koniunkcji do natalnego Urana. Klasycznie układ jest interpretowany pozytywnie nosząc znamiona spektakularnych zdarzeń. Ogólnie aspekty do Urana to kanał z podświadomością.

Uran i Prometeusz
Starożytni wierzyli, że znanych im siedem planet tworzy całkowitą kosmiczną strukturę odzwierciedlającą pierwotne siły zarządzające ludzkimi losami. W 1781 astronom William Herschel dokonując dokładnych teleskopowych badań nieba natknął się na obiekt, który nie był zwykłą gwiazdą. Obiekt okazał się pierwszą planetą odkrytą od starożytności. Odkrycie to stanowiło również wyzwanie dla tradycji astrologicznej. Starożytna hierarchia siedmiu planet, była nieodwołalnie zniszczona, a nowa planeta nie miała ustalonego znaczenia. Johann Elert Bode zasugerował nazwę Uran (ang. Uranus). Logika tej nazwy była prosta: mitologiczny Ouranos (Uran) był ojcem Saturna (Kronos). Uran był bogiem gwiaździstego nieba. Uran jest najwcześniej odkryty. Było to pierwsze takie odkrycie od czasów prehistorycznych. Ouranos po grecku znaczy po prostu "niebo". Ouranos uchodził za bóstwo dalekie od świata i ludzi i nie miał swoich świątyń i kapłanów. Astrologiczny Uran to patron buntu i niezgody na zastaną rzeczywistość. Ludzie z silnym Uranem w horoskopie są od wieków źródłem niepokoju, autorami rewolucji, buntów, przełomów w nauce i sztuce. Co więcej, ich działalność zmierza w kierunku wyzwolenia człowieka spod władzy przesądów i tradycyjnych, krępujących go obyczajów i zwyczajów.

Współcześni astrologowie na podstawie doświadczenia łączą Urana-planetę z zasadą zmiany, buntu, wolności, wyzwolenia, reformy i rewolucji, z nieoczekiwanym łamaniem struktur; następnie z pobudzeniem, nagłymi niespodziankami, przebłyskami wglądu, rewelacyjnymi informacjami i przebudzeniem. Kojarzy się go także z intelektualną błyskotliwością, z inwencją twórczą, kreatywnością, orginalnością i indywidualizmem. Tranzyty Urana są związane z niespodziewanymi burzącymi i wyzwalającymi zdarzeniami, a ponadto z nieprzewidywalnymi, destrukcyjnymi zmianami, przez co ta planeta często nazywana bywa "kosmicznym triksterem". Jako wskaźnik indywidualnego charakteru człowieka Uran oznacza indywidualistę. Te różne jakości można zaobserwować u osób urodzonych z silnym Uranem, zaś szczególnie są wyrażane podczas jego tranzytów. I te charakterystyki odzwierciedlają naturę planety Uran. Możliwe jest, że nieoczekiwane odkrycie planety samo zasugerowało takie znaczenie - nagły rozłam w niebiańskiej strukturze, nieoczekiwana i bezprecedensowa natura zjawiska, decydujący udział technicznego wynalazku (teleskop), obalenie tradycji, przekroczenie dawnych ograniczeń i struktur. Jednakże najwcześniejsze teksty astrologiczne, odnosiły się do charakteru osób z silnym Uranem w horoskopie urodzeniowym, przez co można sądzić, że właśnie badanie horoskopów urodzeniowych posłużyło za podstawą określenia cech Urana.

Uran jest to pierwotny bóg nieba, znajdywany w wielu mitologiach. W istocie rola Urana w tym micie nie polega na wszczynaniu rebelii i zmiany, ale raczej na stawianiu im oporu. Mitologiczny Uran napotyka na bunt swoich potomków i zostaje obalony; astrologiczny Uran, jest tym, kto buntuje się i obala autorytety. Błyskotliwość, wolność, nieobliczalność, inwencja, indywidualizm itd. kiedy zauważyłem, że te astrologiczne jakości pasują - do innej postaci z mitologii greckiej. Tą postacią jest Prometeusz, tytan, który zbuntował się przeciw bogom, pomógł obalić tyrańskiego Kronosa, oszukał Zeusa i ukradł ogień ze szczytu Olimpu, by wyzwolić ludzkość spod władzy bogów. Prometeusz był uznawany za najmądrzejszego ze swej rasy i nauczył ludzi wszystkich sztuk i nauk. Im bardziej tą sprawę badałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, że każda jakość przypisywana przez astrologów planecie Uran znajduje odbicie w micie Prometeusza: radykalne zmiany, umiłowanie wolności, podważanie autorytetów, akt kosmicznego powstania przeciwko kosmicznym strukturom w celu uwolnienia ludzkości z więzów, pęd do przekraczania ograniczeń, intelektualna błyskotliwość i geniusz, element podniecenia i ryzyka. Prometejski styl w przechytrzaniu bogów, w których to działaniach wykorzystał subtelne podstępy i nieoczekiwany moment, by podważyć ustalony porządek. Związany z Prometeuszem motyw ognia zawiera również wiele znaczeń, kreatywną iskrę, przełom kulturowy i technologiczny, wyzwalający dar z niebios, nagłe oświecenie, intelektualne i duchowe przebudzenie - to wszystko astrologowie wiążą z planetą Uran.

Czas w którym odkryto tę planetę - zgodny był z jej naturą: odkrycie tej planety nastąpiło w niezwykłym czasie, który przyniósł rewolucje Amerykańską i Francuską. W tym wszystkim można zobaczyć motywy prometejskie: wywyższenie ludzkiego rozumu i autonomii jednostki, wyzwanie rzucone tradycyjnym wierzeniom i obyczajom, bunt przeciw królom, arystokracji, panującej religii, przywilejom społecznym i politycznemu uciskowi; Deklaracje Niepodległości i Praw Człowieka, liberté i egalité; początki feminizmu; powszechne zainteresowanie radykalnymi ideami; gwałtowność zmian; pęd ku nowoczesności, czczenie postępu ludzkości; zalew wynalazków i postępu techniki; rewolucja w sztuce i literaturze, zachwyt nad kreatywnością ludzkiej wyobraźni; liczne grono geniuszy i kulturowych bohaterów. Jeśli czas odkrycia Urana ma swoją archetypową charakterystykę, nic go nie odda lepiej niż "Prometeusz Rozpętany”. Studiując to, nie mogę znaleźć żadnej jakości, cechy charakteru i tendencji w związku z Uranem, która by nie została uchwycona w micie i charakterze Prometeusza. Zacząłem studiować wpływ Urana w horoskopach urodzeniowych, w tranzytach i w cyklach historii, aby zobaczyć czy taka identyfikacja archetypów poszerzy moje zrozumienie odpowiadających im zjawisk.

Moja astrologia

Osoby w jakimś stopniu obyte z astrologią od razu zauważą, że rysowane przeze mnie kosmogramy różnią się od tych typowych, bo czegoś w nich brakuje, a czegoś jest więcej. Brakuje w nich podziału na domy, a także takich obiektów, jak węzły orbity Księżyca, czy modny jakiś czas temu Chiron. Nie zwracam także uwagi na "midpunkty" ani nie zaznaczam "paralel" ani "dwad". Wszystko to dzieje się dlatego, że w ciągu swojej praktyki horoskopowej wybrałem z arsenału astrologii te środki i obiekty, które dają największe powodzenie, gdy chodzi o określenie z urodzeniowego kosmogramu człowieka jego charakteru, predyspozycji i wydarzeń.

W ślad za badaniami Michela Gauquelina (1921-1991) główny nacisk kładę na ustalenie, które planety są dominujące w danym horoskopie, a za dominujące uważam najpierw te, które leżą na osiach horoskopu lub w ich pobliżu. Przez osie horoskopu (jego punkty osiowe lub punkty kardynalne) rozumiem ascendent i descendent, medium Coeli i imum Coeli, czyli te punkty w kosmogramie, które orientują go w przestrzeni przyziemskiej, w jego miejscu stania. Zatem najważniejszymi, dominującymi planetami w urodzeniowym horoskopie człowieka są planety, które wschodziły, górowały itd. w momencie jego urodzenia.

Dominującymi mogą być także znaki zodiaku i zwykle takimi są trzy: znak Słońca, znak Księżyca i znak ascendentu. Stąd również planety, które są funkcjonalnymi odpowiednikami tych znaków (mają "podobną do nich naturę") bywają dominującymi wśród planet. Wreszcie za dominującą możemy uważać planetę, która posiada szczególnie silne związki ze Słońcem lub Księżycem, czyli jest wskazana przez jedno z tych świateł. Tak więc pierwszą sprawnością, którą staram się wdrukować uczestnikom kursu, jest widzenie w horoskopie jego dominanty: dominujących planet i dominujących znaków zodiaku. Astrologia zaczyna się bowiem od umiejętności odróżniania, co w pozornej plątaninie horoskopu jest ważne, a co ważne mniej.

Jak powiedziałem, odrzucam podział na domy, ale zachowuję to co jest ważne - a mianowicie punkty kardynalne horoskopu, czyli jego osie. Podział ten uzupełniam punktami międzyosiowymi. Powszechnie znany zodiak uzupełniam go dwiema seriami dodatkowych znaczących punktów. Punkty te są konstruowane podobnie jak początki znaków zodiaku, ale o ile znaki zodiaku mają symetrię 3-krotną, to te punkty mają symetrię 5-krotną i 7-krotną. Stosuję także bogatszy zestaw aspektów, niż to zwykle jest czynione w astrologii. Prócz "klasycznych" aspektów między planetami: koniunkcja, opozycja, trygon, kwadratura, Sekstyl, półsekstyl i kwinkunks, i zaniedbywanych aspektów 8-krotnych, stosuję także aspekty rzędów 5, 7 i to nie jako "ciekawostkę", nie jako jakieś "małe aspekty" - lecz jako pełnoprawne narzędzie. Wyodrębnione czynniki horoskopu są następnie grupowane w wiązki wskaźników, które są horoskopowym obrazem różnych stron czy też twarzy danej osoby.

Zwracam uwagę na wieloznaczność horoskopowych wskaźników, czyli na to, że ta sama planeta, znak lub aspekt może co innego znaczyć w różnych otoczeniach, czyli na tle odmiennych horoskopów; także zwracam uwagę na równoważność wskaźników - czyli na to, że ta sama cecha charakteru lub szczególna życiowa właściwość człowieka może być w horoskopie "zakodowana" na wiele sposobów. W badaniach historii czy też rozwoju horoskopów w czasie, główną wagę przywiązuję do cykli Saturna i Jowisza, które - jak wielokrotnie się przekonywałem - przejawiają się w życiu ludzi w typowy sposób. Cykle ciężkich planet, właśnie przede wszystkim Saturna i Jowisza, są kolejną dominantą - tym razem dominującym czynnikiem w horoskopowych biografiach ludzi.

Astrologia, której uczę na Kursie, jest praktyczna i - można powiedzieć - przyziemnie codzienna. Zajmujemy się tylko horoskopami ludzi zwyczajnych. Głównym naszym materiałem przykładowym i badawczym są własne horoskopy uczestników. Staram się też nikogo nie straszyć jakąś spektakularną wizją przyszłości. Uczę rozpoznawania tego, jak każdy zachowuje się w okresach czasu, kiedy któraś planeta silnie działa na jego horoskop - i następnie przewidywania, jak dana osoba zachowa się i co może ją spotkać przy tych podobnych wpływach planet w przyszłości. To jest całe prognozowanie, którego uczę.

Nie staram się też czynić wrażenia, że astrologia jest jakąś "wiedzą tajemną" w ramach której ja będę ujawniał jakieś "ezoteryczne tajemnice" - w istocie uważam, że takich tajemnic po prostu nie ma. Nie uzależniam też opanowania astrologii od jakichś szczególnych predyspozycji, w rodzaju jasnowidzenia, "odmiennej percepcji" czy szczególnie silnej intuicji. Uważam, że zwykły wrodzony zmysł psychologiczny plus normalny poziom inteligencji wystarczają do nauczenia się astrologii - o ile oczywiście zostaną poparte zaangażowaniem, pasją i wytrwałością. Znajomość astrologii jest w dużym stopniu sztuką i nie wystarcza w niej pamięciowa znajomość reguł. Konieczne jest ćwiczenie, praktyka, przetworzenie przez umysł znacznej liczby kosmogramów i kontaktów z ich właścicielami.

Wojciech Jóźwiak

Domy inne niż dotąd

Wielu astrologów usiłuje znaleźć najlepszy system domów wśród nadmiaru propozycji. Bo coś w rodzaju domów powinno w astrologii być. Domy odbijają dzienny ruch sfery niebieskiej względem miejsca stania, względem powierzchni Ziemi. Na zdrowy rozum jeśli planety działają ( a kto się bawi astrologią, nie może o tym wątpić), to to, czy któraś z nich znajduje się pod horyzontem i jest niewidoczna w "paśmie optycznym", czy też stoi w zenicie, powinno jakoś jej działanie na ludzki umysł modyfikować. Chyba nikt z astrologów nie wątpi w to, że planety wschodzące, zachodzące, górujące i dołujące są szczególnie ważne w horoskopie - a jeśli bierze się pod uwagę osie horoskopu (ascendent, MC, descendent, IC) to już to jest początkiem definiowania domów. Po kolei będę podważał i rozważał tamte cztery założenia. Dwanaście Ta liczba nie jest przypadkowa. Liczba 12 domów pojawia się jako wynik usiłowania, aby dobę upodobnić do roku, a zodiak do przestrzeni lokalnej. Vita... Carcer Czyli analogia domów do znaków zodiaku. Obrażających rozsądek głupstw, które nagromadziły się w tym punkcie jest tyle i są tak naiwne, że daruję sobie ich rozważanie. Nie ma żadnego powodu, aby planety, które dopiero co wzeszły, uważać za szczególnie nieszczęśliwe tylko dlatego, że znajdują się w feralnym domu dwunastym, wróżąc więzienie, albo szpital psychiatryczny. Podobnie, czy ktoś w ogóle zastanawiał się co takiego strasznego miałoby być w kierunku południowo-zachodnim, że z niego ma przychodzić śmierć, którą zapowiada (jakoby) dom ósmy? Intelektualna jakość tych dogmatów jest niższa niż wiara w przejście czarnego kota. Aby nie zamulać sobie umysłu tymi i podobnymi przesądami, najprościej by było odrzucić domy - w jakimkolwiek wariancie dwunastopolowym.

3. Moje propozycje składają się z czterech punktów, o których dalej.

Przestrzeń lokalna ma cztery wyróżnione punkty (kierunki), tzn. osie horoskopu (kierunki kardynalne): ascendent, mc, descendent, ic. (Tzn. każdy sensowny podział przestrzeni lokalnej musi te cztery osie uwzględniać i zawierać. Na biegunie horyzont nie ma kierunków - wszystkie są umowne!, a płaszczyzny pierwszego nie da się zdefiniować. Na kole podbiegunowym zdarza się raz na dobę, że ekliptyka "skleja się" z horyzontem i wtedy traci sens większość dawnych systemów domów.) Dobry program astrologiczny powinien wyświetlać wszystkie trzy podziały; i oglądać horoskopy urodzeniowe i zdarzenia w tych trzech rzutach. Zapewne do różnych celów rożne z nich okazałyby się najbardziej odpowiednie. Według Patrice'a Guinarda imum Coeli symbolicznie wiąże się z Tajemnicą - bo tak należy nazwać to, co ma miejsce przy przejściu od nieistnienia do istnienia: każdego bytu, zwłaszcza człowieka. Na tajemnicę natrafiamy, kiedy chcemy sobie przypomnieć i uświadomić swoje własne początki; tajemnica okrywa nasze dzieciństwo i pochodzenie i bywa tym mentalnym klejem, który łączy rodzinę. ( jak to było naprawdę?),

Ascendent łączy się z Samopoznaniem, samowiedzą, przejściem od bytu istniejącego, ale nie znającego siebie, do takiego, który swoje istnienie poznał i zaznaczył. Oryginalnie Guinard tę ideę nazywa "Komunikacją". Jest to impuls, który wyzwala deklarację: "Oto-Ja-Jestem-Tutaj!".Medium Coeli to sytuacja, kiedy wiele "bytów" zmieścić się jakoś musi w ograniczonej przestrzeni. Łączy się z tym świadomość ograniczeń i natykanie się na opory, ale także konkurencja i walka o udowodnienie, że "ja jestem ten lepszy". Stąd wywodzi się też porządek i sprawiedliwość, jako zasada dzielenia ograniczonej przestrzeni, jak również rygor i organizacja. Guinard nazwał ten kompleks hasłem "Pozycja". Descendent związany jest symbolicznie ze znalezieniem swego dopełnienia, Tego-Drugiego. Hasło Guinarda brzmi tu; "Para".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Enneagram Wojciech Jóźwiak, cz 2
Enneagram Wojciech Jóźwiak, cz 1
Tematy Zaliczeniowe, fizjoterapia materiały WSZYSTKO cz.2
Znaki Zodiaku wg.Wojciecha Jóźwiaka, Fascynacje moje małe
Wojciech Jóźwiak Planety Na Osiach
Wojciech Jóźwiak3(1)
Wojciech Jóźwiak Warsztaty szamańskie (DZIWNE)
Co czytać z kart Tarot Wojciech Jóźwiak
Wojciech Jóźwiak1(1)
Procesy wydawnicze mgr inż Bernard Jóźwiak cz 1
Gadzamba, czyli wyprawa po moc Wojciech Jóźwiak
Czy urodzilismy sie europejczykami Wojciech Jóźwiak
Wojciech Jóźwiak(1)
Astrologia klasyczna Tom 6 - Planety cz.3 Saturn Uran Neptun, Astrologia
UDRECZENI PRZEZ DEMONY CZ 2, MAGIA I ASTROLOGIA
Zawód astrolog, Astrologia

więcej podobnych podstron