Anioł Rodziny
Przyjechali na wakacje do Prababci Marylki całymi rodzinami. Wczoraj co prawda cały dzień padało, za to dziś dzień wstał piękny, słoneczny, śniadanie więc jedli na wystawionym do ogrodu stole.
- W taką pogodę to tylko do lasu - powiedział Tata- upał tam mniejszy, no i przyjemnie ptaków posłuchać, tlenem pooddychać.
- W drewutni znajdziecie koszyki na grzyby i bańki na jagody, bo po co po „próżnicy” po lesie chodzić? - uśmiechnęła się szeroko Prababcia.
-To może konkurs zrobimy, która rodzina zbierze najwięcej grzybów i jagód? - zaproponował wujek Stefan.
Pomysł wujka Stefana spodobał się wszystkim. Pobiegli po kosze i bańki.
-Niech was pilnują Anioły, a ja ciasto na pierogi idę rozwałkować - powiedziała Prababcia Marylka i myk do kuchni, mąkę na stolnicy kłaść, jajka z lodówki wyjmować!
Podzielili się na rodzinne grupy. Tata Janielski, Kuba, Magda, Małgosia i Jasiek poszli na wprost, inne rodziny na prawo i lewo. Mamy z małymi dziećmi zostały w domu.
Las z początku wydawał się jasny i spokojny. Ale z czasem drzew było coraz więcej, ciemniej się jakoś zrobiło, grzybów i jagód coraz trudniej szukać im przyszło. Ale dawali radę, uzbierali pełen koszyk grzybów i dwie bańki jagód.
- Czas do domu wracać - powiedział w końcu Tata
- Nareszcie - wystękał Kuba.
Koszyk i bańki ciążyły im w rękach, ale końca lasu ani domu Prababci nie było widać.
-Zabłądziliśmy chyba - zauważył w pewnym momencie Kuba. W lesie zrobiło się naprawdę ciemno i trochę strasznie.
- Boję się! - jęknęła Małgosia.
- Ja też! - przywtórzył za nią Jasiek i objął rękami wpół.
I wtedy usłyszeli czyjeś kroki. Lekkie, jakby ktoś się skradał, i zza sosny wyszedł dziwny młodzieniec. Miał błękitne oczy i jasne jak len włosy wystające spod niebieskiego kaptura, i długi, niebieski płaszcz. W jednym ręku trzymał bukiet z ziół, a w drugiej brzozowy kostur.
- Tutejszy pan? - zapytał Tata z nadzieją, że obcy wskaże im drogę powrotną do domu.
Młodzieniec nic nie powiedział, tylko oparł kostur o drzewo, a zioła podał Magdzie, a później przykucnął i poszukał jakiegoś patyka, a kiedy go znalazł zaczął na ziemi rysować linie…
- Tak, wiem, rozumiem! Tą ścieżką w prawo, a później cały czas prosto i w lewo- ucieszył się Tata.
Młodzieniec skinął głową, podniósł się, chwycił kostur i lekkimi krokami się oddalił.
- Proszę pana, a zioła? - zawołała za nim Magda.
Młodzieniec jednak znikł jakby rozpłynął się w powietrzu.
Wracali do domu jak na skrzydłach. W domu byli już wszyscy. Na ich widok zaczęli krzyczeć z radości!
- Jak dobrze, że jesteście, już chcieliśmy wyruszyć na poszukiwania!
- Zabłądziliśmy, ale jakiś wędrowiec wskazał nam drogę- uspokoił ich Kuba
- I jeszcze zioła nam takie dał - Magda podała bukiet z ziół Prababci.
-Borówka czernica? Świetlik? Gorzknik kanadyjski? Gwiazdnica? To wszystko zioła na choroby oczu…skąd on wiedziała, że moje oczy…
W oczach prababci pojawiły się łzy.
- Jak wyglądał ten wasz nieznajomy - wyszeptała
-Wyskoki, jasnowłosy, niebieski kaptur, niebieski płaszcz. Błękitne oczy. Brzozowy kostur w ręku. I te zioła..
- Nam ktoś taki pomógł, gdy w poślizg wypadliśmy na tej drodze przy moście, stanął na środku jezdni i inne samochody zatrzymywał, żeby nikt w nas nie uderzył - wykrzyknął wujek Stefan.
- A nas ostrzegł przed pożarem, gdy w kominie sadze się zapaliły, po prostu przyszedł w nocy i mnie obudził - powiedział cicho dziadek Franek.
- I Kasię naszą, wyciągnął z wody, gdy się topiła. Dziwiłam się wtedy, że on na plaży w takim płaszczu i kapturze- przypomniała sobie ciocia Amelia.
- A mojego męża, a waszego Pradziadka w czasie wojny przed kulą osłonił - westchnęła Prababcia -Chodźcie coś wam pokażę!
Ruszyli za Prababcią przez ogród, przez furtkę na łąkę, tam gdzie stało drzewo z drewnianymi półeczkami, na których stały Anioły rzeźbione pradziadka ręką. Na najniższej półce stał błękitnooki Anioł, w niebieskim kapturze, niebieskim płaszczu i brzozowym kosturze w ręku.
- Taki sam- westchnęli ci, co go wcześniej widzieli na własne oczy.
- Tak go pradziadek zapamiętał, teraz wiem, że to jest nasz rodzinny Anioł. Że ochronił nie tylko pradziadka ale i was.
- Patrzcie! - zawołała nagle Małgosia wskazując ręką na prawą dłoń Anioła, w której tkwił bukiet z ziół. Taki sam jaki tuliła do piersi prababcia Marylka.
- A jeszcze ich wczoraj nie było - wyszeptała staruszka i rozpłakała się jak dziecko.