Złapał moje włosy do ręki i zgarnął je w jedno miejsce, następnie przejechał opuszkami palców po mojej szyi. Ciarki przeszły całe moje ciało. Teraz wszystko zrozumiałam. Wszystko było jasne. Stałam się jedną z nich. Byłam.. Byłam wampirem.
Palący ból przeszedł przez moje gardło, nie wiem, co to było, ale bolało.
Nie mogłam opanować radości, miałam ochotę skakać i krzyczeć. Edward wrócił, a ja stałam się jedną z nich. Moje marzenia się spełniły.
Rzuciłam się mu na szyję. Chyba się tego nie spodziewał, bo polecieliśmy na podłogę, było słychać tylko głośny huk. Do pokoju weszła reszta.
Edward krzyknął.
-Nie myślcie tyle. - No tak on wiedział, co teraz przechodziło przez ich głowy. Edward wstał podnosząc i mnie przy tym, jakbym sama nie dala sobie rady.
-No, no Bella wróciłaś, ale nadal jesteś tak niezdarna jak za życia. - Emmet, no tak, ten zawsze musiał dodać coś od siebie.
Podbiegła do mnie Alice i rzuciła mi się na szyję. Zachwiałam się, ale stałam nadal. Teraz byłam inna, wcześniej już dawno zbieraliby mnie znów z ziemi.
-Bello, tak dobrze znów Cię widzieć, nie masz pojęcia jak tęskniliśmy. Jak ja tęskniłam, jak tęsknił Edward, nie wspominając już o biednym, Emmecie, który nie miał, z kogo sobie żartować. Edward załamany, nie miał ochoty na śmiech, a Ciebie nie było. Ze wszystkich Emmet wycierpiał się chyba najbardziej. - Alice, ciągle gadała, buzia się jej nie zamykała. Mówiła bardzo szybko, mimo to ją rozumiałam. Na ostatnie słowa wypowiedziane przez Alice wszyscy się zaśmiali, prócz Edwarda. Był taki smutny, miałam ochotę podejść i go przytulić, gdyby umiał, czytac w moich myślach. On myśli, że zniszczył mi życie, a przecież on je uratował. Dzięki niemu tu jestem.
-Auuuu..! - Krzyknęłam. Okropnie paliło mnie w gardle. Na dźwięk moich słów wszyscy się do mnie przybliżyli i zrobili skupione miny.
-Bello, co się stało? - Spytał się mnie Edward. Był.. Hmmm.. Przerażony..? Tak to chyba dobre określenie. On naprawdę cierpiał, dlaczego tak bardzo go bolało to, że jestem jedną z nich. Może nie chciał spędzić ze mną reszty swego istnienia? Może chciał się uwolnić ode mnie?
-Nie nic, tylko ten piekący ból w gardle. - Skrzywiłam się. Jednak oni wszyscy odetchnęli z ulgą.
Emmet się zaśmiał i skomentował oczywiście moje słowa.
-Nasza dziecina jest głodna. - Oczy wyszły mi z orbit. Czyli, że teraz niby musiałam iść napić się krwi? Jeśli dobrze to zrozumiałam.
-Edward idź z Bellą na polowanie, a my musimy wymyślić jak ukryć jej przemianę. -Carlise jak zwykle rozważny. - Trzy dni udało nam się zatuszować, ale musimy wymyślić coś nowego. Bo na razie nie może przebywać w domu i blisko ludzi.
Edward złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Teraz czułam, że mogłabym mu się przeciwstawić, ale tego nie chciałam. Objął mnie swoimi ramionami, a do ucha szepnął; Przepraszam. Chciałam coś powiedzieć, ale przytknął mi dwa palce do ust i powiedział; Ciii. To było niesamowite, móc znów znajdować się w Jego ramionach. Czuć Jego zapach, Jego dotyk, słyszeć Jego głos. Mój anioł do mnie wrócił. Sen się spełnił. Czyżby szczęśliwe zakończenia były też w prawdziwym życiu?
-Dobrze Carlise, już idziemy. - Ponieść Cię? Czy pójdziesz sama? - Jak zawsze dżentelmen.
-Poczekaj chwilę, dobrze? -Spojrzałam na Esme, podeszłam do niej i uściskałam.
-No, no czuję, że nabrałaś siły. - Zaśmiała się.
-Ups, przepraszam, nie chciałam. - Teraz byłam silniejsza, zapomniałam się.
Podeszłam do Emmeta. Przywitaliśmy się, bez uścisku. Tak samo zrobiłam z Jasperem. Na końcu w samym koncie stała ona. Rosalie, jak zwykle była piękna. Najpiękniejsza ze wszystkich. Mimo, ze nie przepadała za mną, tęskniłam za nią. Teraz, kiedy tu była, bałam się, nie wiedziałam, co zrobi, jak zareaguje. Normalnie serce waliłoby mi ze strachu i niepewności, ale nie teraz. Ciągle było cicho i tak miało pozostać już na zawsze. Przybliżyłam się do niej.
-Hej Rose. Miło Cię widzieć. - Jąkałam się, a przecież nie miałam mieć ludzkich odruchów.
- Mnie to już nie przytulisz? - Uśmiechnęła się do mnie.
Co?! Rose chciała, abym ja przytuliła?! Uśmiechała się do mnie?!
-Pewnie, że przytulę. - Przybliżyłam się do niej, szybciej niżbym chciała, nie umiałam zapanować nad tym, teraz tak szybko się poruszałam. To było naprawdę dziwne. Chodzić tak szybko. Rose również mnie uściskała.
-Miło Cię widzieć Bello. - Puściła mnie.
W mgnieniu oka podeszłam do Edwarda. I złapałam go za rękę.
-Teraz możemy iść. Sama sobie poradzę. Chce się nauczyć radzić z tym wszystkim. - Uśmiechnęłam się.
- No dobra jak chcesz. - Edward w mgnieniu oka wybiegł z pokoju. Biegłam razem z nim, nie puszczał mojej ręki. Ta szybkość to było niesamowite, takie nierealne. Nie mogłam w to uwierzyć. Teraz miałam być z nim już zawsze.
-Edward! Zatrzymaj się. - Sama też stanęłam. Teraz byliśmy sami. Miałam ochotę go przytulić, pocałować. Nie dałam rady. Tyle wydarzeń w tak krótkim czasie. Musiałam ochłonąć.
-Co się stało. - Podszedł do mnie.
-Nie nic takiego. Po prostu musze ochłonąć, tyle się wydarzyło. - Przytulił mnie do siebie, teraz nie czułam już zimna bijącego od Niego, sama też byłam lodowata.
Objęłam go. Teraz nic nie istniało, liczyła się tylko ta chwila. Ja i on, nareszcie, znów razem.
-Jak to teraz będzie? Jak wytłumaczę wszystko Charliemu?
-Nie wiem kochanie, nie martw się tym teraz. Musisz coś zjeść. Chodźmy.
Ruszyliśmy w drogę.
-Gdzie idziemy? - Spytałam niepewnie. Biegliśmy razem trzymając się za ręce, wyglądalibyśmy normalnie gdyby nie ta szybkość. Jak zwykła, normalna para.
- Na łąkę. Tam jest bezpiecznie, nikt tam nie chodzi, a teraz nie możesz zbliżać się do ludzi.
-Tak wiem. - Zapanowała cisza. Już po chwili byliśmy na łące, było tam stado łosi.
Stanęłam jak wryta.
-Co się stało?
-Nie wiem, nie wiem jak to się robi.. Ja nigdy nie polowałam. - Powiedziałam zmieszana.
-Jak zwykle przejmujesz się tym, czym nie powinnaś. Obudź swój instynkt on Cię poprowadzi. Mogę Ci pomóc.
Zakryłam twarz dłońmi, zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Nie liczyłam jak wampir. Robiłam to po woli, przy każdym razie brałam głęboki oddech. Nie musiałam oddychać, ale lubiłam to. Wyciągłam twarz z dłoni i powoli otworzyłam oczy. Ruszyłam. Biegłam po cichu. Rzuciłam się na najbliższego łosia. Wgryzłam się w jego szyje. I zaczęłam pić jego krew. Edward zrobił to samo. Czułam się wolna, czułam, że mogę wszystko. To było cudowne uczucie. Skończyłam, ale nadal byłam głodna. Większość łosi uciekła. Musieliśmy z Edwardem pobiec za nimi. Zaczęłam się naprawdę dobrze bawić. Jakby bycie wampirem było moim przeznaczeniem, jakby wszystko zostało już dawno postanowione. I chyba tak było, skoro wizja Alice się spełniła. Złapaliśmy następne łosie. Gdy skończyliśmy postanowiliśmy spędzić trochę czasu razem. Poszliśmy nad wodę. Cieszyć się sobą, naszym widokiem. Mogłam patrzeć się w Niego ciągle, nie zwracając na nic innego uwagi, nie potrzebowałam nikogo innego tylko Jego. Biegliśmy w stronę rzeki, która płynęła przez las. Wyprzedziłam Edwarda, biegłam jak najszybciej.
-Złap mnie, jeśli potrafisz. - Coś uderzyło mi do głowy, nagle zapragnęłam być dzieckiem. Chciałam biegać, skakać, krzyczeć.
Edward znów się uśmiechnął, uwielbiałam to. Chyba zaczął się przyzwyczajać do myśli, iż jestem jedną z nich. Ja już byłam oswojona z tym, przynajmniej tak myślę, nie chciałam się teraz niczym zamartwiać. Liczyła się ta chwila.
-Niech ja Cię tylko dorwę. -W końcu był taki, jakiego go kochałam.
Dogonił mnie. Mógłby nawet mnie wyprzedzić, ale chyba nie chciał.
-Mam cię! - Rzucił się na mnie i oboje polecieliśmy na ziemię. Już myślałam, że uderzę o nią, gdy nagle nasze pozycje się odwróciły. To on uderzył o twardą ziemię. Było słychać tylko głośny trzask, na którego dźwięk się skrzywiłam.
-Ohh.. Nic Ci nie jest? - Spytałam zatroskana.
Zaśmiał się.
-Co Cię tak śmieszy? Mogłeś sobie zrobić krzywdę.
-Bello dalej nie rozumiesz? Jestem wampirem dla nas takie uderzenie, to tak jakbyśmy dostali balonem w plecy. Nic bolesnego.
-To, dlaczego nie pozwoliłeś na to abym to ja spadła?
Ciągle leżeliśmy. On na ziemi, a ja na nim. Byłam w wniebowzięta.
-Jako dżentelmen nie mogłem na to pozwolić, zresztą z Twojej miny wyczytałem, że nie chcesz tego.
Znów się zaśmiał.
Przybliżył swoje usta do moich, ja zrobiłam to samo. Złączyliśmy się w jedną całość. W końcu mogłam go poczuć, teraz czułam, że należymy tylko do siebie.
Dla mnie ta chwila mogła trwać wiecznie, ale Edward miał inne plany.
Pocałunek się skończył, był cudny, tęskniłam za tym, teraz to wróciło.
-Bello, musimy porozmawiać. - Skrzywiłam się. Jasne było, o co mu chodzi.
-Dobrze. Jeśli chcesz. - Zrobiłam minę smutnej dziewczynki. Bałam się tej rozmowy.
Spoważniał, nie miał zamiaru żartować. Teraz siedzieliśmy koło rzeki, patrząc się na siebie.
-Widziałem list. - Wyciągnął go z kieszeni. Był cały pognieciony. - Myślałaś, że się nabiorę? Kiepska wymówka.
-Sama nie wiem, miałam taka nadzieję. - Zrobiłam jeszcze smutniejsza minę.
-Bello powiedz mi, dlaczego chciałaś to zrobić? Dlaczego w taki sposób? Czy to wszystko to przez to, że odeszłem?
Przytuliłam się do Jego torsu. Tak bardzo chciałam, aby ta rozmowa nie nadeszła. Bo niby, co mam mu powiedzieć? Kochanie, gdy odeszłeś zaczęłam ćpać? Tylko go zranię. Wzięłam głęboki oddech. Chciałam mieć czas na wymyślenie jakiejś sensownej wymówki, ale nie chciałam kłamać. To był Edwarda zasługiwał na prawdę, tyle mogłam mu dać, mimo iż ta prawda mogła boleć.
-Wtedy.. Wtedy, kiedy odeszłeś Charlie dał mi tabletki uspokajające. Łyknęłam więcej jak, powinnam, ale nie miałam siły żyć. I wtedy zobaczyłam Ciebie.. Te tabletki pomogły mi zatrzymać jakąś część Ciebie przy mnie. Później zaczęłam brać je codziennie, sprzedawał mi je taki jeden chłopak z Seattle. Musiałam ciągle zwiększać dawkę, ale one przestały działać. Przerzuciłam się na LSD.. Żyłam z nimi i Tobą kilka miesięcy, jednak jasne było, że w końcu to się skończy i owszem skończyło się. -Edward miał bardzo poważną i skupioną minę, ale w Jego oczach widać było ból, jaki teraz czuł. Nie potrzebnie w ogóle się odzywałam, skarciłam siebie w myślach.- Wtedy postanowiłam skończyć ze sobą i z tym wszystkim. Dalej wiesz, co się wydarzyło. - Milczałam, on również. Miałam dość długiej, martwej ciszy musiałam coś powiedzieć.- Kocham Cię Edward.
-Ja Ciebie też kocham, nie masz pojęcia jak mocno. - Szepnął mi do ucha. - Odkąd jesteś przy mnie wszystko jest takie kolorowe. Zmieniłaś moje istnienie o 180 stopni. Tak jak całej mojej rodziny. Przewróciłaś wszystko do góry nogami.
-Przepraszam.
-Co?! Za co?!
-Za to, że nabałaganiłam Ci w życiu.
-Ty je uporządkowałaś. Po 108 latach bycia, znalazłem sens we wszystkim, co mnie otacza.
Schowałam głowę w Jego klatkę piersiową tylko tak czułam się bezpieczna.
-Chodź idziemy. - Zrobiło mi się smutno, chciałam pobyć z nim jeszcze chwilę. Zostawić wszystko i być tylko z nim.
-No dobrze, jeśli chcesz.
Edward pobiegł pierwszy, wszedł na drzewo.
-No chodź. - Krzyknął. Nie był za wysoko, wyciągnął rękę w moją stronę.
-Ale.. Ale ja nie umiem.
-Bello, przestań. Umiesz. - Zszedł na dół do mnie.
-No dobrze. - Spróbowałam wejść. I ponieważ jestem Bellą spadłam. Nie bolało, co najważniejsze nic sobie nie połamałam. Zaśmiałam się. Spróbowałam wejść tym razem z pomocą Edwarda i udało mi się. Weszliśmy na sam czubek drzewa. Przypomniałam sobie o tej małej dziewczynce, którą spotkałam w Seattle pod apteką. Czułam, że to nie było przypadkowe spotkanie, w tym było cos więcej. Może miałam jej pomóc?
-Kochanie, jak to teraz będzie? Będziemy musieli opuścić Forks? Jak to wszystko wytłumaczymy? Ludzie tutaj nie są naiwni zauważą różnice.
-Bello, nie martw się tym teraz, wszystko będzie dobrze. Carlise na pewno coś wymyśli.
-A jak udało się wam ukryć moje zniknięcie? Jak wytłumaczyliście to Charliemu?
-Alice powiedziała mu, że chce wrócić do Forks z całą rodziną, ale jak na razie jest sama, a boi się być sama w tak dużym domu i po prosiła o zgodę, abyś ty z nią została. Charlie nie był zadowolony, tym, że cała rodzina wraca, jednej osoby na pewno nie chciałby widzieć.
-Cały Charlie, jak zwykle kochany. Będzie musiał się pogodzić z tym, że wróciłeś.
-Wróciłem, ale nie na długo. Jak sama mówiłaś ludzie w Forks nie są naiwni, zauważą różnicę, będziemy musieli opuścić miasteczko nie długo. To kwestia dni. Gdy tylko znajdziemy miejsce dla nas i wymówkę to wyjedziemy.
Posmutniałam, nie zobaczę już mojego ojca, nie zobaczę mojej matki, moich przyjaciół. Wszystko to odejdzie, teraz będę mieć jedną jedyną rodzinę i to już na zawsze. Ta wiadomość mnie cieszyła, ale brak Charliego i Renne oraz Phila - którego naprawdę bardzo polubiłam - nie było już takie zadowalające. Kochałam swoją rodzinę, teraz się z nią rozstanę na zawsze. Owszem chciałam się zabić, ale wtedy to było, co innego, straciłabym ich, ale nie bolało by to tak jak teraz. Egoistycznie postąpiłam, ale nie umiałam inaczej. Los się w jakimś stopniu na mnie odegrał. Jednak wiem, że spotkało mnie więcej dobrego jak złego.
-No tak, teraz zacznę nowe `życie'.
-Chodźmy już do domu. Carlise i reszta mogą zacząć się martwić sporo czasu już nas nie ma.
Sporo czasu?! Co no gada?! Nadal nie mogę nacieszyć się Jego osobą, a tam przy wszystkich nie będę mogła cieszyć się nim tak jak mogę to robić teraz.
-Dobrze. - Mimo, iż nie chciałam tego robić, to się zgodziłam, nie chciałam się mu sprzeciwiać.
Biegliśmy do domu. Skakaliśmy jak jakieś małpki po drzewach z jednego drzewa na drugie. Na początku się bałam, ale przy Edwardzie przezwyciężyłam strach. Wiedziałam, że mogę mu zaufać. Skakaliśmy trzymając się za ręce, nie chciałam, nie mogłam go puścić. Gdy tak biegliśmy zaczęłam wspominać chwile, kiedy siedziałam na Jego plecach, a on biegł, wtedy to wydawało się takie nierealne, a teraz nie sprawia mi to żadnego wysiłku. Nadal ciężko mi uwierzyć, że mogę robić takie rzeczy, ale wykonuję je bez żadnych problemów. Dobiegliśmy do domu rodziny Cullenów, teraz również i mojego. Dziwne uczucie, wiedzieć, że jest się częścią czegoś tak wspaniałego.
Weszliśmy do środka, na dole nikogo nie było, ale słychać było czyjąś rozmowę. Po chwili koncentracji zrozumiałam, że słyszę to dzięki wyostrzonemu słuchowi, takiemu, jaki posiadają wampiry. Rozmowa toczyła się na górze, to Carlise i reszta rodziny szukali dobrej wymówki, aby uzasadnić powód mojego nagłego zniknięcia. Po chwili poczułam, że zmieniam miejsce położenia. To Edward wziął mnie na swoje silne barki i ruszył w stronę gabinetu Carlise gdzie wszyscy się znajdowali.
-Edward nie musisz, sama sobie poradzę. - Szepnęłam mu to na ucha, gdy biegliśmy do gabinetu. Mówiłam szybko, ale teraz tak będę się porozumiewać.
Edward zatrzymał się przed drzwiami gabinetu i powiedział.
-Wiem, ale lubię to, lubię czuć, że jesteś blisko mnie. Chodźmy.
I już stałam obok Alice, która jak zwykle była zadowolona, odczuwała powagę sytuacji, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy.
Carlise chciał otworzyć usta, ale Edward już się wtrącił- ta Jego zdolność czytania w myślach.
-Uważacie, że to dobry pomysł? - Spytał wszystkich, tylko ja nie wiedziałam, o co chodzi. A Edward nie dał dojść im do słowa. Zauważyłam tylko jak wszyscy przytakują.
-Nie wiem czy się zgodzi. Wiecie, jaka ona jest. Nie pozwoli zranić nikogo ze swoich bliskich.
Teraz musiałam zareagować, musiałam wiedzieć, o co chodzi.
-Edward, mógłbyś pozwolić im mówić? Wiesz, że ja nie wiem, o co chodzi. Nie wszyscy umieją czytać w myślach. - Mówiłam znów szybko, to był dopiero sposób na zaoszczędzenie czasu, a przecież miałam go tak dużo przed sobą.
-Już Ci mówię - Zaczął Edward, ale przerwał mu Carlise.
-Porozmawiajcie między sobą o tym, Bello damy Ci trochę czasu, ale nie mamy go sporo. Na razie powiemy Charliemu, że Alice nadal jest sama, dlatego lepiej by było abyś z nią została, ale nie wiemy, przez jaki czas ta wymówka może działać. Musimy jak najszybciej zacząć działać i się wyprowadzić z Forks. Zastanów się nad tym, co powie Ci Edward, to chyba jedyne wyjście. Idźcie porozmawiajcie to i przedyskutujcie. - Na tym Carlise skończył swoją `przemowę'. Edward wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę już naszego pokoju.
Stanął przed oknem i spojrzał w niebo, było ciemno. Pełno gwiazd i przepiękny księżyc.
-Piękne dziś niebo. Spójrz.
Podeszłam do Niego i stanęłam obok. Wtedy on przesunął się lekko do tyłu i objął mnie w pasie, po czym położył swoją głowę na moim ramieniu.
-Tak piękne. - Powiedziałam tylko tyle, ale nie czułam potrzeby mówienia więcej.
Edward pocałował mnie w ramię. Całował każdy kawałek mojego ramienia, następnie zaczął całować szyję. Wtedy w mgnieniu oka obróciłam się do Niego. Znów połączyliśmy nasze usta w jedną całość. Całowaliśmy się namiętnie i z pasją. Nagle leżeliśmy na łóżku. Na początku się zdziwiłam, Edward nigdy nie miał łóżka w pokoju, ale po chwili o tym zapomniałam. Teraz liczyliśmy się tylko my. Nasze ciała złączone w jedno. Po woli - jak to tylko możliwe na wampira- Edward zaczął ściągać mi bluzkę..